Arena of Death 16 Sartosa 3

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Arena of Death 16 Sartosa 3

Post autor: Tullaris »

Ok spróbuje jeszcze raz poprowadzić arenę, ale tym razem bez zbędnych wpadek. Cały czas mam jednak nadzieję, że Mur powróci, ale póki co postaram się go zastąpić.

Więc zapraszam do szesnastej już edycji Areny: Arena of Death 16 Sartosa 3.

bez magów proszę, mumie i wampiry itp są ok ale nie będą czarować.

zasady:
1.Każdy uczestnik zgłasza swoją postać podaje: imię + krótka historyjka
skąd jest i dlaczego znalazł się na arenie na wyspie Sartosa.

uwaga: wybieramy herosa zajmującego jeden slot herosa

Dla autorów 3 najlepszych historyjek darmowa mikstura zdrowia którą przyznaję po zamknięciu listy uczestników.

postacie bez historyjek będą wykopywane z areny.

2.Następnie wybiera ekwipunek z podanych niżej przeze mnie opcji
może wybrać broń wedle odpowiadającej mu konfiguracji i stylu
walki. Broń pojedyncza, dwie bronie, dwuręczna, jedną zbroję lub bez
i jeden dodatek i jedną umiejętność.

3.Walki rozpatruje ja i piszę opisowo przebieg jej trwania na forum.


4.Zasady specjalne rasowe bohaterowie zatrzymują.
np: krasnolud ma nienawiśc do zielonoskórych i podobnie.*
**Armed to da theef nie działą jako komplikacja pewna.
**Bretońscy bohaterowie mają blessing of lady of lake
**Imperialni warrior priesci nie mają modlitw jak mumie inkantacji
**Asasini skavenów i darkelfów nie noszą zbroi cięższych niż lekka.
**Scar-veterani,mumie i wood elfy zbroja nie cięższa niż średnia.
**Demony w postaci Heraldów dopuszczone lecz nie mogą wybierać broni czy zbroi czy umiejętnosci. Mogą wybrać dodatek jednak tylko spośród piętn dostępnych oprócz malala.
**marki chaosu są dostępne jako pietna z dodatków.
**Death Hag nie nosi zbroi cięższej niż lekka.
**Ogry w postaci bruiserów i hunterów dopuszczone lecz mają albo dodatek albo umiejętność a nie oba.
**Asasin skaveński ma zawsze zapoisonowaną broń bez dodatku jak ma
w zasadach warhammera.Czyli może wziąc dodatek.
**Chaos Dwarf Hero otrzymuje bonus 1T dla tego że to krasnolud.
**Im cięższe uzbrojenie i pancerz tym trudniej nim włądać. Jakkolwiek
przynosi określone korzyści jak i określone kary.

**Wargory mogą pobrać 1 mutację z listy mutacji dostępnych
**Skink priest. skaven chief, tomb king icon bearer , wszelacy goblińscy I hobgoblińscy big bosi, gnoblarscy honcho, ludzcy kapitanowie empire i doW,paymaster i bretonia otrzymują bonusowy dodatek
**Ludzie(emp,dow,bret) mogą zamiast bonusowego dodatku mogą wybrać bonusową umiejętność
**Dragon Slayer otrzymuje bonusową umiejętność

bronie ręczne:

pazury kły ?(cos co nie używa normalnej broni ma wbudowane automatycznie)
pazury bitewne(asasini tylko)
sztylet
miecz krótki
długi miecz
rapier
topór
włócznia
młot
maczuga
czoppa
katana
gwiazda zaranna
wakizashi

bronie oburęczne:

Bastard(okreslic styl walki jednorącz bądź oburącz)
miecz dwuręczny2ws
młot Białych Wilków (tylko empire, bohater musiał służyć w Zakonie Białych Wilków)
topór oburęczny
korbacz
młot oburęczny
halabarda
kadzielnica plagi(censer)
kij
dwuręczny miecz Ilthamirowy(tylko HE)
Kula Fanatyka i halucynogen(tylko nocny goblin)

zbroje:

<brak zbroi>
lekka zbroja (skórzana etc)
średnia zbroja (kolczuga ,napierśniki,itd)
ciężka zbroja (paskowa, półpłytowa itd)
Pancerz Ilthramirowy(tylko High elfy)
pełna płytówka/gromrill/chaos(tylko dw,em chaos)
tarcza
Płaszcz z łusek morskiego smoka (tylko DE, bohater musiał wcześniej służyć jako Korsarz)
Lwi płaszcz (tylko HE bohater musi służyć jak biały lew)

*określone bronie mają rózne bonusy i ew minusy.Niektóre komponują się ze sobą używane razem ze sobą. Np dwa krotkie miecze. Inne mogą dawac okreslony bonus normalnie a dodatkowy kiedy są noszone jako jedna broń bez innej i bez tarczy. Np włócznia.
*różne dodają różne bonusy i minusy. Lekka wcale nie znaczy gorsza, a brak zbroi równierz ma swoje istotne zalety.

dodatki i gadżety:

amulet ochronny
bicz(zamiast drugiej broni lub tarczy, zakaz dwuraków))
błogosławiona broń
bomby błyskowe
bomba kwasowa
bomba paraliżująca
buty szybkości
duszki lasu(WE)
eliksir refleksu
eliksir odurzający
eliksir ze spaczenia (skaveni tylko)
grzyby szalonego kapelusznika(nocne gobliny tylko)
hełm
ikona sigmara (Empire)
kolce na broni/zadziory
kusza pistoletowa
mikstura zdrowia
mięso trolla (tylko gobliny)
mikstura siły(duża)
mikstura precyzji(duża)
mikstura odpornosci(duża)
mistrozwska zbroja
mistrzowska broń
noże do rzucania
2xpistolet(tylko emp,sk,dw)
piwo bugmana xxxxxx(tylko krasnoludy)
pierścień ochrony jadowej
piętno khorna
piętno tzentcha
piętno nurgla
piętno slanesha
piętno Malala
płaczące ostrza
płonąca broń
przeklęta broń
sieći
stymulat
trucizna jadowa
trucizna czarny lotos(DE)
umagicznienie broni
woda swięcona
wyostrzenie broni

cechy i umiejętności:

agresywny
berserker
biegły w broni
błogosławiony pani jeziora (tylko bretonia)
chwytny ogon z nożem (skaveni)
cnota rycerskiego paladyna (bretonia tylko)
defensywny
dobry refleks
leśne błogosławieństwo
wyszkolony
ekspert w walce
mięśniak
kensai (tylko dla Kapitana DoW, bohater musi pochodzić z Nippoiu)
odważny
precyzja w uderzeniu
szermierz(imperium)
szczęściarz
tarczownik(wymagana tarcza)
twardziel
twardogłowy
zabójca
zajadłość
zręczny
riposta
wampirza krew: necrarcarch (tylko wampiry)
wampirza krew: blood dr (tylko wampiry)
wampirza krew: strigoi* (tylko wampiry)
wa,pirza krew: lhamia (tylko wampiry)

*(wampirza krew strigoi ma zbanowane broń i zbroje/)

Mutacje dla bestioludzi

dodatkowe ramię
rogi:
Straszna paskuda:
silne kopyta:
ciało węża:(slanesh only)
pulsujące ciało zmian:(mark of tzentch only)
wielkie cielsko
macka:(tylko mark of nurgle)
gorączka bitewna(Khorne only)
bitewny ryk(mark khorna tylko)


Highscore(zwycięzcy aren)

Arena nr 1 :Skiririt zabójca klanu Eshin (skaven Assasin)
zabity w finale areny nr 2 przez Edwina Wszechwiedzacego wybrańca Tzeencha.

Arena nr 2 Edwin Wszechwiedzący wybraniec Tzeentcha (Exalted champion)
zabity w arenie nr 4 przez Gurthanga Żelaznobrodego(dwarf thane).

Arena nr 3:Cossalion mistrz miecza z Hoeth (High elf commander)
zabity w arenie 4 przez Chi Ich Yu aspiring championa

Arena nr 4:Otto Kalman Blond Dragon (Vampire Thrall)
powrócił w rodzinne strony

Arena nr 5:Axelheart Strigoi (Vampire Thrall)
los nieznany-zbiegł

Arena nr 6: ???? ( Jasiowa niedokończona w finale)
Abdul Al-Raqish ibn Hassan miał walczyc z Ghruu bestią lecz pojedynek się nie odbył.

Arena nr 7: Karol Wallenstein (Empire Captain)
( powrócił w chwale do domu po zwycięstwie) zabity w arenie nr 10 przez
zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..

Arena nr 8: Judasz Przeklęty (Wight King)
Zdjąwszy klątwe nieżycia po zwycięstwie areny połączył się z ukochaną.

Arena nr 9: Karol Wallenstein(Empire Captain)
(obroniwszy tytuł mistrza przez drugie zwycięstwo turnieju powrócił w chwale do domu) lecz zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..

Arena nr 10: Khaert Abaleth (Dark elf assasin)
Zwycięzca areny oddalił się w nieznanym kierunku. Powrócił w arenie nr 11 lecz został w niej zabity przez Beorda Drwala z Hochlandu.

Arena nr 11: Beored Drwal (Empire Captain)
Powrócił do rodzinnego Hochlandu by nabrać chęci do życia

Arena nr 12: Loq'Qua'Chaq (Saurus Scar-Veteran)
Wygrawszy na arenie odzyskał swą wolność.

Arena nr 13: Kaelos(Dark Elf assasin)
Oddalił się w nieznane.

Arena nr 14 Sartosa: Aethis Mistrz Miecza z Hoeth (High Elf Noble)
Odzyzkawszy swój honor powrócił w szeregii Mistrzów Miecza

Arena nr 15 Sartosa 2: Ragnar Rycerz Białych Wilków
Powrocił na północ dalej walczyć z chaosem

Arena nr 16 Sartosa 3: Tullhir "Matkobójca" (Dark elf Assasin)
oddalił się w nieznane.

Aby uniknąć błędów poprzeniej Areny będe rozgrywał mniej walk, zobaczymy jak tym razem mi pujdzie czekam na uczestników.

Uczestnicy:

1. Dak Kon Tsung z Weijing(Kitajczyk) (empire Captain)
Broń: kij
Zbroja: brak
Dodatek: amulet ochronny
Umiejętność: ekspert w walce, dobry refleks

2. Garm (Wargor)
Broń: topór jednoręczny w lewej i pazury w prawej
Zbroja: brak
Dodatek: piętno Tzeentcha
Cecha: mutacja - pulsujące ciało zmian

3. Drax(empire captain)
Zbroja: lekka
Broń: Topór dwuręczny
Cechy: Mięśniak, Mistrzostwo w walce
Dodatki: 2xpistolety

4. Arpag - Ogre Bruiser
Zbroja: Ciężka
Broń: Miecz dwuręczny
Cecha: Szczęściarz ( Ma szczęśliwego gnoblara- Snarfina)

5. Tiori Milthaim Dragon Slayer
Dwie bronie: topory
Brak zbroi
Dodatek: Eliksir refleksu
Umiejętności: Dobry refleks, zabójca

6. Tullhir "Matkobójca" DE Assasin
Broń: 2 x Pazury bitewne
Zbroje: lekka zbroja
Dodatek: trucizna czarny lotos
Umiejętność: Zabójca

7. Quin'thalan, chodzacy między lwami HE Nobel
Broń:Topór dwóręczny
Zbroja; Pancerz Ilmitarowy. Lwi Płaszcz.
Dodatek: Mistrzowska Broń
Cecha: Mięśniak

8. Lastaad von Zet - Vampire
Broń: Rapier i długi miecz
Zbroja: Średnia zbroja
Dodatki: Mistrzowska broń
Umiejętności: Wampirza krew: Blood Dragon

9. Skiter Znikający Ogon (Skaven Assasin)
Broń: Dwie Katany
Zbroja: Brak
Dodatki: Mikstura Siły (duża)
Umiejętności: Szybki Refleks

10. Ghargul Czarna Pierś Black Orc War Boss
Broń: Tasak
Zbroja: Czarna jak jego przezwisko ciężka zbroja z ciężką czarną tarczą
Dodatek: buty szybkości
Cecha: mięśniak

11. Dan - Czarny rycerz Wampir
Ciężka zbroja
Dwa miecze
Przeklęta broń
Ekspert w walce

12.Vodan Wilczy Skowyt (Imperialny Kapitan)
Broń: Młot Białych Wilków
Dodatki: mistrzowska broń
Umiejętności: Wyszkolony ,precyzja w uderzeniu
Zbroja: Pełna Zbroja Płytowa, futro białego wilka.

13. Greth prawdziwy akolita - exalted chaos champion
broń : kosa ( halabarda ? )
zbroja : chaos armor
dodatek : wyostrzenie broni
cecha : zajadłość

14. Vilow Von Vil - Vampir
Broń: Rapier
Zbroja: Lekka (łowcy czarownic)
Dodatek: Kusza Pistoletowa
Umiejętność: Precyzja w uderzeniu

15. Alhefrn Fireclaw Kapłan Vaula( High elf noble)
Broń: młot oburęczny
Zbroja: Pancerz Ilmitarowy
Dodatek: Mistrzowska broń
Cecha: Wyszkolowny

16. Tespissar "łysy" (Master DE)
Zbroja:lekka+płaszcz z morskiego smoka
Broń:dwie bronie 2Xrapier
Umiejętności: precyzja w uderzeniu
Dodatek:kusza pistoletowa

Lista zamknięta
Ostatnio zmieniony 6 lis 2009, o 09:31 przez Tullaris, łącznie zmieniany 4 razy.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Dak Kon Tsung z Weijing
Dak Kon Tsung należał do świty Ambasadora Kitaju Wu Menga w drodze do Altdorfu. Pchodził z klasztoru Shing i towarzyszył posłańcowi w dalekiej podróży jako doradca duchowy. Dak był już dosyć wiekowym człowiekiem i ulgą przyjął fakt że podróżować będą drogą morską, kto wie czy nie bardziej niebezpieczną od tej szlakiem po martwych pustkowiach nawiedzanych przez Ogry i zielonoskórych. Podróż trwała długo jednak po miesiącach rejsu dotarli na wody Bretońskie. Pech chciał że zostali zauważeni przez Tileańskich Piratów a statek Ambasadora po długiej podróży nie mógł uciec. Piraci pochodzący z Saratosy wzięli do niewoli całą delegację i przetransportowali do pirackiego miasta Saratosa. Tam ku uciesze gawiedzi i własnej przewrotności kapitan Czarna Owca(znany z zamiłowań do czarnych owiec) zawarł układ z Wu Mengiem że jeden z jego wojowników stanie do walki na Arenie i jeśli wygra to delegacja zostanie uwolniona. Umowa miała jeden haczyk . To Czarna Owca wybierze wojownika walczącego za złapanych zakładników. Ambasador nie miał wyboru i zgodził się wiedząc że najprawdopodobniej pirat wybierze najsłabiej wyglądającego członka jego świty i w tym upatrywał nadzieję. Wybór padł na Dak Kona. Gdy pirat wybrał starca z białą brodą sięgającą do pasa nie spodziewali się że mimo jego wieku Dakowi nie była straszna walka. Nie wiedzieli że Dak był wojowniczym mnichem wychowanym i uczonym w klasztorze.

Garm
- Johan! - krzyknął młodzieniec z kuszą w stronę leśnego muru drzew - szybko! pośpiesz się, barykadujemy drzwi.
- Biegnę! - dało się słyszeć zmęczony głos zbliżającego się mężczyzny - Chyba TO zgubiliśmy.
Johan wbiegł do chatki na skraju lasu, a drzwi momentalnie zostały zamknięte. Trojga osób natychmiast zaczęła barykadować wejście czym się dało i co mieli pod ręką: stołem, krzesłami, jakimiś szufladkami. W ciasnej izbie siedziało czterech roztrzęsionych mężczyzn, na pierwszy rzut oka, widać było, że trudnili się wojaczką. Kolcze zbroje, miecze, kusze i jedna rusznica; wiek siedzących osób w tej małej śmierdzącej i opuszczonej chacie wahał się w wysokim przedziale, najmłodszy miał dziewiętnaście lat, a najstarszy jeszcze wczoraj świętował swoje czterdzieste ósme urodziny. Jednym słowem najemnicy.
- Młody podaj bukłak - stary wojak wyciągnął dłoń w kierunku Klausa, który w przeciwieństwie do starca trząsł się niemiłosiernie ze strachu - spokojnie, miejmy nadzieję, że Johan mówi prawdę i zgubiliśmy TO - po czym zwrócił się do czwartej osoby, siedzącej w kącie, trzymającej na kolanach rusznicę - Te hochlandczyku ile masz kul do swej ukochanej?
- Osiem, ale proch jest przemoknięty - trzydziestolatek ze zmarszczonym czołem, pogładził krótką bródkę - tym razem moja kochanka na nic się nie zda.
- Cholera jesteśmy trupami! - wykrzyknął nagle Johan, najbardziej opancerzony ze swych towarzyszy - widziałem jakiś ruch na skraju lasu...
- Uspokój się, panika nie tylko pobudza twoją wyobraźnię, ale też powoduje zamęt w innych głowach - tu spojrzał na Klausa - zwłaszcza niedoświadczonych.
- Wal się głupi, stary bretończyku, nie wmówisz mi, że się przewidziałem, co jak co ale to ja jestem najbardziej spostrzegawczy w całej tej bandzie - Johan jak poparzony wydarł się na kolegę po fachu, ale zaraz się uspokoił - Dobra, spokojnie... przecież to tylko jedna istota... na dodatek słabo uzbrojona - teraz myślał na głos, próbując przypomnieć sobie koszmar dzisiejszej nocy.
- "Tylko jedna istota" - powtórzył lekko uspokojony młody Klaus - widziałeś co zrobił w naszym obozie? widziałeś co się z tym czymś działo gdy zabijało naszych? - z niedowierzaniem młodzik patrzył w oczy towarzysza - co rozrywa ludzi zanim zdążą się zorientować o co chodzi? CO?! tylko demon, na Sigmara - Klaus upadł na kolana - jesteśmy zgubieni...
Hochlandczyk z żalem popatrzył na młodego:
- Dość tych pesymistycznych bzdu... - urwał w pół zdania, gdyż nagły huk w drzwiach postawił całą czwórkę na równe nogi.
Pośrodku drzwi znajdywało się pięć wbitych pazurów, które pomimo że przebiły drzwi na wylot, to tylko troszkę wystawały. Z pewnością były one zwierzęce i ostre.
- Ufff, nie przebije się, są zbyt grube aby je tak zniszczył - Johan, który stał najbliżej drzwi, odetchnął niemal z nieudawaną ulgą, gdyby nie trzęsące się dłonie.
Przerażenie i panika dała się we znaki wszystkim gdy nagle końcówki pazurów zaczęły się w dziwny sposób wydłużać. Mężczyźni stali jak wryci, zapominając o jakiejkolwiek reakcji. Pazury wydłużyły się na ćwierć metra, gdzie wszystkie razem połączyły się w jedną nową kończynę ostro zakończoną. Tylko jeden z najemników zareagował na to: Klaus, którego spodnie w połowie zostały oblane świeżym moczem. Nowo powstała część zmutowanej ręki zakończonej ostrzem powoli cofnęła się się ku drzwiom i szybkim, błyskawicznym ruchem w przód, przebiła głowę Johana na wysokości czoła na wylot. Johan nawet nie mrugnął, padł martwy, a ostre ramię zostało szarpnięte w tył tak energicznie, że oprócz wyrwanych drzwi, kawałki mózgu najemnika rozprysły się po całej izbie. Klaus znów zareagował tym razem wymiocinami. Hochlandczyk i bretończyk spojrzeli na istotę przed sobą, było to człekokształtne zwierzę, znacznie wyższe niż rosły mężczyzna, na dodatek dziwne ramię które wychodziło z pazurów już nie istniało. Bestia zaszarżowała podnosząc topór w kierunku rozkojarzonych przeciwników. Zapewne hochlandczyk zdążyłby sparować cios gdyby nie to co się znów działo z ciałem wroga. Garmowi nienaturalnie rozszerzyła się szczęka na boki, odsłaniając wielki czarny język, który momentalnie wystrzelił jak z procy w kierunku zszokowanego człowieka. Oplótł się wokół dłoni z mieczem, a następnie szyi i naprężył, powodując odgłos łamanej ręki i zgruchotanego karku. Niemal jednocześnie topór wbił w plecy Klausa, który nie przestawał wymiotować. Bestia zatrzymała się widząc, że już nic jej nie grozi, albowiem starzec upuścił swój miecz i wtulił się mocno w kąt, modląc się do Pani Jeziora. Ostatni żywy najemnik nie przerywając gorliwej modlitwy, spojrzał na mutanta, którego zarówno szczęka jak i język były już normalne. Garm wbił szpony w serce, a starzec powoli osunął się wzdłuż ściany całkowicie martwy...


Drax
Drax wywodził się ze średnio zamożnej rodziny. Jego ojciec był kupcem i chciał by Drax został kupcem tak jak on. Ale on miał inne plany…. Za młodu zaciągnął się do wojska i szybko awansował dzięki swojej niepospolitej sile i odwadze. Już miał zostać mianowany kapitanem ale zazdrośni o jego karierę koledzy oskarżyli go o zamordowani swojego dowódcy. Zmusiło go to do ucieczki. Ścigany jak zwierzę przez imperialne wojsko w końcu uciekł na piracką wyspę Sartosa. Dowiedział się o odbywającej się tam arenie śmierci i postanowił wziąć w niej udział w nadziei że to odmieni jego los.

Arpag
Arpag, z plemienia Metalożerców, nie należał niestety do rodziny tyrana. Nie mógł więc liczyć na większą "karierę" niż byk, nie miał też zapędów do zabaw z ogniem i armatami, a zdecydowanie brakowało mu potęgi i poparcia by przejąć władzę. Podporządkowanie mu nie odpowiadało, więc po "powiększeniu" plemienia i złożeniu należytego okupu tyranowi mógł wreszcie opuścić rodzinne góry, by żyć jako wędrowiec i najemnik.
Jak każdemu innemu ogrowi opuszczającego plemię Metalożerców, przysługiwał mu jeden gnoblar. Już wtedy jego szczęście się zaczęło, ponieważ wybrał Snarfina. Jak wiadomo gnoblary mogą trafić się różne, wojownicze, śmieciarze, traperzy czy piromani. Snarfin był jednak tym z niewielu, którzy w jakiś dziwny sposób wykrzywiają wiatry magii i mają niebywałe szczęście. Jak się później okazało, zaczął przynosić je także swemu nowemu panu.
Rożnie miały się losy Arpaga, lecz niemal zawsze wychodził na swoim, podobnie było z jego przybyciem na Sartossę. Pracował wtedy jako jeden z ochroniarzy pewnego kupca. Podczas pierwszego noclegu na wyspie, jako że był ogrem, pracodawca kazał mu poprzenosić skrzynie ze statku do magazynów klienta. Jak się rankiem okazało Snarfin znów uratował swoim szczęściem swego pana. Po zakończonej pracy ogr wróciwszy do siedziby kupca zastał go brutalnie zamordowanego, a w konsekwencji, w takim samym stanie całą resztę ochrony.
Od tego epizodu do zgłoszenia się Arpaga na arenę śmierci minęło niewiele czasu. Parę plotek zasłyszanych tu i tam, obietnica sławy i złota zawróciły mu w głowie. Pytanie tylko czy była to zasługa talentu małego gnoblara, czy też może wręcz przeciwnie?


Tiori Milthaim
Tiori Milthaim nie wierzył, że uda mu się przeżyć samotną wyprawę do legowiska górskich trolli po tym, jak wybrał los wygnańca-zabójcy. Jeszcze niedawno był dumnym i rubasznym Tanem, dowodził oddziałem Żelaznego Bractwa i górnikami, którzy mieli oczyścić zachodnie korytarze rodzinnej twierdzy. Zhańbił się jednak w bitwie - na samym jej początku stracił przytomność po ciosie goblińskiego fanatyka, a kiedy się obudził, wokół leżały zbezczeszczone zwłoki większości jego oddziału. Pozostali zostali uprowadzeni... Nie mógł dalej żyć z taką plamą na honorze. Zawiódł... Więc wyruszył po śmierć.
Trolle okazały się równie głupie, co śmierdzące - rzuciły się na niego równocześnie, wpadając na siebie nawzajem, co pozwoliło pozbawionemu zbroi krasnoludowi błyskawicznie poprzecinać im ścięgna achilllesa - i wybić jednego po drugim, kwiczących jak zarzynane prosięta.... Lata walki w gromrilu sprawiły, że bez zbroi zabójca czuł się jakby latał.
Dopiero po zabiciu ostatniego potwora krasnolud spostrzegł siedzącego w kącie dzieciaka, ludzkiego dzieciaka. Chłopak miał może 10 lat... Zastygł z przerażenia i obrzydzenia, nie mógł wydusić z siebie słowa...
Kiedy w końcu Tiori wyniósł go i bez ceregieli wrzucił do strumienia, chłopak jakby przebudził się z transu. Okazało się, że jest synem kupca i podróżował z nim, przyuczając się do zawodu. Trolle napadły i pozabijały wszystkich uczestników karawany, a małego zapakowały sobie na drugie śniadanie wraz ze zwłokami jego ziomków...
Kris, bo tak się nazywał uratowany malec, okazał się wielkim gadułą, być może pod wpływem traumy, jaką przeżył. Zasypywał zabójcę opowieściami o miejscach, które zwiedził z karawaną, lamentując nad swoim losem i utratą ojca i przyjaciół.
Tiori nie zamierzał niańczyć chłopaka, chciał go zostawić, ale ten szedł za nim krok w krok. W końcu w potoku słów zabójca usłyszał dwa sformułowania, które obudziły w jego krasnoludzkim sercu ciekawość: walki na śmierć i życie oraz wieczna chwała i złoto dla zwycięzcy.
Kris zgodził się podać więcej szczegółów, gdy tylko krasnolud zgodził się, aby malec mu towarzyszył.
Może warto, aby ktoś zaniósł do twierdzy wieść o mojej śmierci i zmyciu hańby w krwi wrogów - pomyślał.
Wyruszyli więc na wyspę Sartosa, na arenę śmierci - wzbudzając zdziwienie wszędzie tam, gdzie zawitali po drodze - rzadki to widok, zabójca z pomarańczowym irokezem na głowie i biegającym wokół niego młokosem, któremu jadaczka nie zamyka się nawet w czasie posiłków.
Niewielu też wiedziało, że malec w przyszłości zostanie kolejnym zawodnikiem Areny...


Tullhir "Matkobójca"
Tullhir wraz ze swoją matką i ojcem mieszkał w Har Ganeth. Jego ojciec był kowalem broni. Często z pracy przychodził pijany. Wtedy to rzucał matkę na podłogę i zaczynał ją gwałcić. Czasami się opierała, choć nie trwało to długo. Silne ręce ojca ciężko raniły jej ciało. Działo się to coraz częściej. Ojciec pewnego razu nie wrócił z pracy. Został zabity przez wiedźmy w swoim zakładzie. Matkę to ucieszyło. Zaczęła gorliwie modlić się do Khaina. Pewnej wiosny cała w szale rzuciła się na Tullhira szarpiąc go. Ten sięgając po nóż ugodził ją w bok, skąd po chwili obficie zaczęła spływać krew. Miał wtedy zaledwie 12 lat. Czując, iż coraz to więcej radości napełnia jego serce, gdy zabija, zaczął skradać się po mieście i mordować.
Pewnego dnia został złapany przed wiedźmy i zaprowadzony do świątyni. Tam oddał swe życie Khainowi słowami:
-Będę Ci służył po śmierć, o wielki Khainie.
Po tych słowach jego dusza już na zawsze została oddana Bogowi Mordu. W świątyni był uczony wszelakich metod zabijania oraz ważenia trucizn. Po 55latach stał się jednym z wybitniejszych uczniów. Został wezwany przez Malekitha, aby ten wyświadczył mu przysługę. Bez wachania wyruszył. Wraz z korsarzami na jednej z mrocznych arek zaatakował galerę wysokich elfów. Sam powalił ich dziesiątki, oraz wygrał w krwawym pojedynku z ich dowódcą. Powalił go celnym pchnięciem w oko. Po zniewoleniu znienawidzonych braci wyruszyli na dalsze łowy. Następną bitwę rozegrali z czterema statkami wysokich elfów. Krew tryskała na boki, Tullhir przeżynał swoich rywali z wielką rozkoszą. Jego trucizna powodowała wielki ból. Specjalnie nie dobijał już zranionych przeciwników, aby mógł słyszeć ich jęki i wycia. Te dźwięki sprawiały mu wielki przyjemność. Po każdej wygranej bitwie pił kielich krwi swoich rywali.
Dalej tak płynąc trafił na wyspę Sartosa, gdzie postanowił przelewać krew dla Khaina i zniewalać dusze dla jego królestwa.


Quin'thalan
Mroźna noc spowiła tajemniczą wyspę. Gdzieś na wschodzie przedzierały się migoczace światła gwiazd, na północnym zachodzie zaś rozświetlały mrok -osadzone w nieprzyjaznych nikomu górach- wróta do wewnętrznych królestw.

Wiatr rozwiewał nasze szaty, staliśmy tam we dwoje na najwyższej Wieży chlubie Ulthuanu stąd można było obserwować niemalże całą wyspę. Która migotała jak ostatni bastion światła na świecie choć jedyny to rzarżacy się z wielką mocą.
-Panie wzywałeś...- Pozwoliłam sobie przerwać milczenie.
-Czas się dopełnij, czas by pokazać światu nową potęgę. Jestescie świetnie wyszkoleni nikt nie wie o naszych zamiarach. Druchi nie pozostają nam obojętni dalekie macki rodu Hellbane nie maja zamiaru żyć pod panowaniem szaleńca żyjacego sześć tysięcy lat. Tobie powierzam misję do której byłaś stworzona. Jeszcze dziś pod osłoną nocy wyruszysz do Lothren. Nie będziesz sama młodzi magowie wraz z gwardia Elthariona bedą ci wsżedzie toważyszyc i doradzać. Zasiewam ziarno z którego wyrośnie potega odrodzonych zjednoczonych elfów. Jesteście naszą nową i jedyną nazdieją, król i brat uznali by mnie za szaleńca, ale ja wiem co robię...- Padłam na kolana tuląc sie do elfa od którego biło ciepło które zawsze dawało mi bezpieczeństwo, lecz ten ciągną dalej podnoszac mnie delikatnie za ręce, poczym przytulił do siebie.
-A teraz pędź Belshenar...-Szeptał mi do ucha. -Pędź córko...- Wyszeptał najwyższy czarodziej z Białej Wieży

-----

Po chwili znalazła sie na marmurowym dziedzińcu rożświetlanym błekitnymi runami. Wiatr wzmagał sie coraz bardziej lecz nie okówał twarzy zimnem lecz kojacym ciepłem. Elfica wiedziała że to on czówa nad nami.
-Pani...- Podniosłam głowę odsłaniając nieco opadajace na bok delikatne włosy.- Będizemy ci słuzyć mieczem, magią i radą w tej trudnej misji. Twój ojciec wybrał nas na twoich towarzyszy nie bezpowodu Pani... Nie martw sie nikt poza mną nie wie kim tak naprawdę jest Belshenar Strażniczka Swiatła, Chodzaca między Lwami. Czas ruszać Tanaris jest juz osiodłany.
Smukła Elfica podeszła kilka kroków gdzie czekali na nią kompani podróży. W wielu z nich Belshenar rozpoznała mrocznych kuzynów którzy sprzyjali jej misji. Jeden z nich wystąpił o krok oddając pokłon.
-Pani..- Odezwał sie odziany w rubinowego koloru szaty elfi skrytobójca. - Nie obawiaj sie jesteśmy po to by służyć Ci i oddać zycie w razie potrzeby od, dziś stajesz sie panią mego losu, od dziś bede przelewał krew w twoje imię, od dziś świat usłyszy o potedze drzemiacej w elfach. , od dziś...
-Uznaję was za równych sobie, a każdy z was nie omieszka mojej łaski i przyjaźni- Dokończyłam za mrocznego kuzyna. Mówiąc to dosiadła Białego lwa wyczesanego należycie, o muskularnej i zgrabnej postórze.
-A teraz gnaj Tanarisie, wielkie zadanie przed nami- Wyszeptała do jego delikatnego ucha drapiąc pod brodą jednocześnie.

Lew zawarczał trwożac serca wszystkich do okoła. -Niech potęga elfów powróci na dobre...!
To mówiac Belshenar przycisła lwa nogami znikajac w mrokach a za nią jej nowi towarzysze.

-------------------------------------------------------------

Honorowa gwardia nieomieszkała podczas drogi bacznie obserwować niebezpiecznych sprzymierzeńców, bynajmniej elfy z dalekiego kontynentu też nie próżnowały oceniając możliwości mieszkańców Białej Wieży. Odziani zpozoru w ciezką zbroję która migotała niczym najwspanialsze błyskotki starego świata odbijająceblaski już niczym nieprzysłoniętych gwiazd. Każdy z mistrzów miecza nosił smukły róznorako zdobiony hełm z charakterystyczną szkarłatną kitą zmieniajacą kształt na rozwiewającym ją wietrze. Gnający na złamanie karku elfy zwolniły na rozkaz dowodzacej elficy.
-Nie w smak memu lwu pędzić co sił tak długo, a i wasze konie docenią chwilę wytchnienia.- Zaznaczyła krótko blond włosa pieknosć.
Głucha cisza aż nie naturalna dla z reguły bardo towarzyskich elfów biła w ich uszy z coraz więksża mocą, jednocześnie każdy znich bał się przełamać i zagabić rozmową wiedząc iż każdy gest i każde słowo jest pod czują obserwacją.
-Czysty Ithilmar?- Wkońcu wyrwał się z szerego jeden z mrocznych elfów. Po czym nastąpiła konsternacja gdyż żadna ze stron nigdy nie rozmawiała z druga nie majac przyłożonego ostrza klingi do gardła, bądź bedąc torturowana. Wkońcu po stronie gwardi odezwał sie Quinthalan dowódca jak i serdeczny przyjaciel ich obecnej Pani.
-Tak, to najwspanialsza zbroja jaką można by wymarzyć- Odparł do elfa który spoglądał z nieco zazdrosnym wzrokiem na majstersztyk elfickich zbrojmistrzów.
-Nazywam się Ettariel... właściwie niegdy nas nie przedstawiono- To powiedziawszy odsłoniła zwiewną niczym jedwab chuste przysłaniająca twarz oraz odrzuciła na plecy pięknie zdobiony kaptór. Jej płaszcza o głęboko czerwonym kolorze ze złotymi zdobieniami u dołu zaś u samej nasady przyzdobiony wyszytymi cierniami. Quinthalan z niedowierzaniem spojrzał iż jego rozmówca to elfica urodą niczym nie odstępująca, a moze nawet przewyższająca BelShenar którą zawsze uważał za bóstwo. W swej śiwości piękne włosy rozlały się po czerwonym płaszczu nadajac całości niezwykłego kontrastu. Ettariel skineła lekko palcem w zamszowej czarnej rekawicy, chwilę póżniej kazdy z mrocznych elfów ściagną maskę odsłaniając twarz i przedstawiał się z honorami każdemu z nowych towarzyszy.
Po uczenieniu honorów ze strony wysłanników mrocznego rodu (jeśli przedstawianie się w siodle można było tym nazwać) Quinthalan kolejno przedstawił swych towarzyszy oraz dwóch magów Memiona i Belendara. Choć moze dla człowieka zapamiętanie zgoła dwudziestu imoin było wyczynem lada nie małym to dla elfa była to rutyna. Istota raz przedstawiona zawsze zostawiała znamie w pamięci półboskiej istoty jaką był elf.
Belshenar nadal nie odwracajac wzroku uśmiechała się lekko pod smukłym nosem.
-Pierwsze lody przełamane...- Powiedziała lekko dosiebie jakby tylko zostawiajac ślad na wietrze, dobrze wiedzac że dla każdej istoty byłoby to nie usłyszalne, to jednak teraz była pewna że każdy dobrze ja usłyszał, wkońcu miała pod sobą zgraję najlepszych wojowników. Po czym dodała:
- Do Lothren jeszcze wezmała dzień drogi napewno bedzie czas by jeszcze się poznać lecz cieszy mnie wasza odwaga- Belshenar jako jedyna ze swych kompanów wiedziała dobrze o tym ze mroczni bracia choć bedąc śmiertelnym wrogiem teraz stali sie jej kompanami losu i żaden z nich nie zdradzi. Cel który im przyświecał powinien być już zdawna wykonany lecz jak dotąd w obu światach nie spotkały się takie osoby jak Teclis i Pani rodu Hellbane.

-------------------------------------------

Nasz Statek właśnie cumował do bogato jak na człowieka zdobionej przystani, właściwie to wrzaskiem nie rózniła się niczym od zatłoczonej bliźniaczki na starym świecie. Gdzieś w oddali słychac było jakieś wrzaski z łajby za nami najwyraźniej ktoś bluzgał na włascicielkę wyspy, dla elfa nie było wielkim wyczynem usłyszeć szaleńca na różowym statku.
-Ettariel?...- Powiedziała niepewnie błękitno oka elfica.
-Tak Pani?- W głowie elficy rodziło się zagatkowe pytanie po co pytać o jej obecnosc w pokoju skoro Belshenar dobrze o tym wiedziała, może nie chodziło jej o to by stała sie dla niech tyranem lecz przyjacielem?
-Znajdź na statku Quin'thalana tu rozpoczyna się wasza misja, ojciec dobrze dobrał mi swych kompanów i nie było dla mnie trudem, odgadnięcie komu powierzyć owe zadanie.-
Nie minęła chwila gdy już oboje stali przed swą panią w oczekiwaniu na jej słowa, Kapitan gwardi uczynil niejasny gest który oznaczał tyle co "wzywała pani, słuchamy."
-Ettariel juz wie, a przynajmniej domyśla się dlaczego tu jesteśmy, czeka was nielada zadanie, mówiąc wprost któryś z was musi zwyciężyć odbywająca się tu arenę to mój pierwszy rozkaz a zarazem prośba, mnie tycza inne drogi musze szukać obiecanego nam klasztoru. Uważam... nie!... Jestem pewna ze któreś z was napewno zwcięży wtedy niezwłocznie wrócicie do mnie. Nie pytajcie o drogę ludzie was do mnie przywiodą a i instynkt was nie zawiedzie. Walczcie osobno by nie doszło do bratobujczego spotkania przecież nie chodzi mi o to byście zabili się na wzajem.
-To wszystko pani... wygrać arenę i powrócić?- Elf rozumiał świetnie co mówi do niego Belshenar, a tym bardziej czego oczekuje. - A więc wszystko jasne.- Dodał zdawkowo i popatrzył na twarz pięknej skrytobujczyni z która miał spędzić najbliższe dni na owej wyspie. Pozwolił sobie nawet stwierdzić iż sam ksiaze Tyrion nie powstydziłby się takiej wybranki, a on sam ma teraz okazję zyskac przychylność Ettariel, która jak dotąd traktowała go jedynie jako kompana, nic pozatym. Zresztą była mrocznym elfem a właściwie jak ich nazwała pani - dzieckiem krwi Sin'Dorei. Niepodobne było myślenie tu o podziałach.

--------------------------------------------------
Chwile póżniej znaleźli się ze skrzynią kosztowności za którą mogli by kupić małe królestwo gdzieś na wschodzie, nie mówiąc już o dostatnim życiu dla potomków. Ich dowódczyni była chojna tak jak obiecała nie szczędziła łask nikomu o czym już w drodze dobrze się przekonali.
-To kto idzie pierwszy?-Zapytała kuszącym głosem siwa wiedźma jak ją nazywano niegdyś wsród błekitnookich, nie wiedząc jak naprawde nazywa się piekna assasynka. Teraz każdy z jego kompanów wiedział dobrze kim jest Ettariel Mrocznesłońce Chodząca między Cieniami. W jej głosie można było wyczuć słodkie "Ja powinnam bezproblemu wygrać więc to może ja pójde?"
-Chyba kpisz.- Odparł z lekko malujacym się uśmiechem Quin'thalan
-A wiec prosze...- Odpowiedziała Ettariel, wypuszczajac na arenę kompana chcąc odpoczatku zobaczyć na co stać drwala, skoro mówią że potrafia jednym ciosem zwalić drzewo to chętnie to zobaczy. Lekko mrógając jednym okiem zawinęła nieco płaszcz odsłaniając ciało i lekko kołyszac biodrami ruszyła w stronę rezydencji gdzie mieli się stawić. Kapitan gwardii skiną na paru stojacych na keji by ci za chojna opłatą zajeli się bagażami pod jego okiem podczas gdy Ettariel dopełni swego, zapisując elfa na arenę.


Lastaad von Zet
-„Ciemność? Cisza? Co się stało? Alofasie!” – wykrzyczałem.

Otworzyłem oczy. Widziałem nad sobą Alofasa, swojego ulubionego upiora, jego zimne błękitne oczy zapaliły się blaskiem na mój widok. Można rzecz że byłem zadowolony że go widzę mimo że od 400 lat jest przy mnie. Rozejrzałem się na boki, okazało się że byłem w sarkofagu, moim sarkofagu, w podziemiach mojej twierdzy,

-„Nareszcie w domu… Ale tylko na chwile.” – pomyślałem.

Szybkim susem wyskoczyłem z zatęchłej trumny przelatując przez swojego eterycznego sługę. Jak błyskawica pobiegłem do swojej komnaty potrącając po drodze kilka ghuli i strażników. Wpadłem przez drzwi jak burza i spojrzałem na biurko. Leżało na nim pełno rożnego rodzaju sprzętów począwszy od alchemickich narzędzi, kończąc na broni. Szukałem obitej w skórę ciężkiej książki która powinna tu leżeć…

-„Ha! Mam” – wrzasnąłem z zachwytu.

Otworzyłem opasłe tomisko na zaznaczonej stronie o tytule „Synowie Aenariona”. Czytałem tą książkę setki razy jednak zawsze omijałem fragment o Elfach Wysokiego Rodu. Nie uważałem ich za godnego przeciwnika. Bardziej wolałem czytać o innych wampirach, królach grobowców z Khemri czy Lustriańskich jaszczuro-powtorach niż o wątłych elfach. Ale gdy jeden z ich przeklętego rodu prawie pozbawił mnie wiecznej egzystencji, musiałem się tym zainteresować.
Szybkim rzutem oka wybrałem kilka akapitów mówiących o istotnych wadach i zaletach tych istot. Od razu pamięć mi się przejaśniła. Przypomniałem sobie wszystko o tych plugawych pomiotach. Tylko dlaczego ten był inny niż wszystkie? Pokonał mnie, prawie zniszczył…
Będę miał jeszcze czas by to przemyśleć. Wyszedłem na zewnątrz. Musze szybko wyruszyć w drogę. Nie odpuszczę tym pokrętnym bękartom na tej zasranej wyspie! Potrzebuje… jego.

W mroku dziedzińca, pod murami najwyższej baszty leżał ogromny kształt. Z wychudzonego cielska zwisały poczerniałe płaty skóry i resztki wnętrzności wijące się między żebrami potężnej klatki piersiowej. Wyglądało to na ścierwo jakiejś ogromnej bestii zabitej i zostawionej tu lata temu. Na komendę wampira, w korpusie rozbłysł niebieski płomień który jak woda rozlał się po całym szkielecie. Ze zwojów ciała wysunęła się wielka czaszka o gadzich kształtach, jej płonące ślepia oświetlały widmową łuną cały dziedziniec. Całym zamkiem wytrząsł eteryczny ryk niesiony echem przez kilometry. Bestia podniosła się chwiejnie na swoich czterech szponiastych łapach, rozprostowała postrzępione skrzydła i koślawie ruszała w stronę swojego Pana. Wampir wskoczył na siodło przywiązane do jego nagiego kręgosłupa. Chaotyczne ruchy skrzydeł poczęły wznosić cielsko wysoko ponad zamek...

„Czas na podróż mój słodki” - wyszeptał do swojego wierzchowca.


Skiter Znikający Ogon
O Znikającym Ogonie Lurk nic nie wiedział oprócz tego, że spotkał go całe dwa razy na trzy uderzenia serca w trakcie, których dowiedział się, że będzie miał zaszczyt być jego giermkiem podczas kolejnej rzezi na arenie. Ten zabójca pojawił się w małym skarbczyku Lurka. W końcu i jemu się też coś należy za nerwy i nieustanną groźbę śmierci z rąk tych gupich-gupich osiłków. Nowy władca o dziwo nic nie przywłaszczył-ukradł z dość pokaźnej kupki dóbr, nawet nie był zainteresowany tą przeklętą Kadzielnicą. Pokazał pazurem i kazał zapisać do walki.
Drugie spotkanie nastąpiło tak niespodziewanie, jak i poprzednie. Skiter przekazał buteleczkę z jakąś śmierdzącą zawiesiną oraz pożółkłą kartkę papirusu.
- Masz zrobić taki sam napój – zapiszczał władczym głosem
Po czym zniknął w chmurze dymu.
Lurk przyjrzał się śmierdzącej nalewce, potem zwrócił uwagę na kartkę. Zapisana była dumnymi skaveńskimi znaczkami, więc nie było problemu z odczytaniem. Znikający Ogon przekazał przepis na miksturę podnoszącą siłę. Toż to jest wielki skarb-bogactwo i wcale nie takie to skomplikowane... Przecież Lurkowi już się zdarzało ważyć mikstury, a to jest kolejny bezcenny przepis. Tak-tak ten dzień jest dla niego wyjątkowo szczęśliwy.


Ghargul Czarna Pierś
Ghargul od początku był ważny. Gdzy dotarł do pierwszej napotkanej osady, na początku swojej pordóży do Imperium, orkowie rozpoznali w nim długo wyczekiwanego przywódcę. Szybko, jak na orka, zebrał armię i wyruszył na kraje ludzi. W pierwszej bitwie z przewyższającą technicznie armią Imperium pokazał na co go stać.
-Waaagh! - wykrzyknął. To wystarczyło by zielone morze zdobione srebrzystymi tasakami spadło na obrońców. Sam Ghargul padł na (pierwszy i ostani widziany w jego życiu) czołg parowy. Długo uderzał tasakiem w pancerz, nie zadając większych obrażeń, i unikał taranowania dzięki butom szybkości. W końcu, gdy jego armia wygrała, wkurzył się i uderzył z całym impetem na blachy. Rozciął je, a siłą uderzenia rozbił również silnik. Żelazny potwór zawył i wyrzucił we wszystkie strony dym i płomienie. Po wystygnięciu, na pamiątkę, Ghargul zrobił sobie z osmalonej blachy czołgowej pancerz i tarcze. Wyruszył na podbój Imperium.
Pewnego razu jednak przebiegły czarodziej ludzi, rzucił na niego czar. Nie wiadomo jak Ghargul znalazł się na Arenie Śmierci. Bardzo zdziwiło go, że rozpoznał znak oznaczający jego imię na liście, ale zignorował to bo postanowił kogoś zabić, czy na arenie, czy na polu bitwy.


Dan - Czarny rycerz
Dan był wampirem bardz starej daty, może nawet jednym z pierwszych. Dowodził wojskami Nagasha już podczas walk przeciw powstającemu imperium ludzi w starym świecie, przeciw wojskom Boga-człowieka.
Po przegranej ofensywie wrócił do niezdobytej fortecy Nagashizar.
Wierny swemu Panu szukał potężnych artefaktów wspmagających zaklęcia, by w chwili gdy Nagash odzyska pełnię sił
stworzył armię tak potężną by zrównać z ziemią znienawidzonych wrogów. Jednak przez długie wieki, nie było śladów działań ani Nagasha ani jego agentów, może prócz Heinricha Kemmlera który walczył przeciw Bretonni.
Aż do teraz gdy ruszyli jego agenci, nekromanci i nieliczne wampiry wierne Władcy umarłych, szukają czegoś prawdopodobnie Korony czarodziejstwa skradzionej bardzo dawno temu. Szukają pewnie nie tylko tego potężnego przedmiotu ale również wielu innych które mogą wspomóc nieumarłe legiony w walce ze światem żywych.
Dan szuka czegoś tu w Sartosie na wyspie piratów, czego ? nie wiadomo, ale w przyczółku dla wilków morskich można zapewne znaleźć wiele ciekawych rzeczy.


Vodan Wilczy Skowyt
Urodził się w niedużej osadzie drwali w Middenheimie gdzie też dorastał. Jego ojciec był drwalem i kowalem, a matka zajmowała się domem. Chłopak pracowity i skory do pomocy, za co ojciec niezmiernie był dumny z potomka często towarzyszył mu w jego ciężkiej i niebezpiecznej pracy w lesie przy rąbaniu, gdzie zagrożenie ze strony zwierzoludzi było stale obecne. Słyszał wiele o pomutowanych kozach jakie wyłaniając się z mroku drzew niejedną osadę puściły z dymem nabijając przy tym na pal tych co przeżyli grabież. Napawało go to wszystko nienawiścią która nieraz skończyła się ślepą szarżą rosłego chłopaka wraz z pobratymcami na bandy wytropione w knieji. Mając 16 lat, pewnego jesiennego wieczora wracał wraz z ojcem i napotkanym łowcą do osady. Raźno szli dobrze znaną ścieżką by zdążyć przed mrokiem, kiedy ich oczom wyczulonym na każdy szczegół otoczenia ukazały się rosłe sylwetki zmierzające w ich stronę szybkim tempem. Po szybkim ukryciu się w pierwszych lepszych chaszczach trzem towarzyszom ukazała się pokaźna grupka bestioludzi z wyraźnie potężniejszym osobnikiem na czele. Po krótkiej obserwacji łatwo było stwierdzić że banda nie zachowywała się normalnie. Czuć było poza odorem przypominającym popularny nawóz także niepokój w ich gestach. Duża koza zatrzymała się nagle a dwie kolejne wpadły z rozpędu na nią czyniąc przy tym hałasu za co oberwało im się po mocnym kopycie. Z za liściastej osłony widzieli jak stadko zaczęło węszyć, nasłuchiwać gdy nagle zaczęły uciekać na różne strony wydając przy tym głośne porykiwania.
Moment później byli świadkiem jak potężny konny wojownik w pełnej płytowej zbroi wpada rozpędzony tratując dosłownie pod kopytami uciekającego zwierzoczłeka. Kilka chwil szczęku oręża w pobliżu, ryk agonii i wszystko ucichło.
Widok ten był tak imponujący młodemu Vodanowi któremu w tamtym momencie zatkało dech w piersiach, że gdy wyszli z ukrycia i pokazali się majestatycznym rycerzom dzierżącym stalowe młoty nie śmieli odezwać się słowem.
- Dziękujcie Ulrykowi, że zesłał wam nas bo byście skończyli jak ścierwo pod racicami tych ochyd. - Tu splunął brodaty wojownik - teraz czym prędzej zmywajcie się stąd.
Każdy ruszył w swoją stronę lecz młody chłopak przy najbliższej okazji czmychną w gęstwinę biegnąc co sił w kierunku w którym udało się rycerstwo skutecznie przy tym zwodząc ojca który wraz z łowcą puścili się za nim. Jednak bezskutecznie, Vodan natomiast w blasku księżyca trafił do niedużego obozowiska rycerzy na tajemniczej polanie. Jeszcze chwilę przyjrzał się im, napawał każdym błyskiem stali i majestatycznością postaci które kręciły się przy ognisku. W jego głowie panowała teraz jedna myśl - być kimś takim
Gdy wyłonił się z ciemności brać rycerska nieomal go żywcem do ognia nie wsadziła besztając przy tym nieustannie jego nieodpowiedzialność gdyż mieli go za młodego kurwidupka.
- Wracaj w rodzime pielesze gnido bo cię jak nie my to cię jaka koza stal w łeb wpakuje, ty... - w tym momencie cios gołej pięści chłopaka spadł na zarośniętą głowę rycerza, co poskutkowało jedynie tym że za chwilę wisiał on w powietrzu z wycelowaną w siebie stalową rękawicą.
- Zostaw go, młody widać hardy i do bitki się rwie, znajdzie u nas miejsce w zakonie, takich ludzie trzeba nam w czasach tych mrocznych.
Vodan runął na ziemię...


Kilka lat ciężkiego treningu pod okiem seneshala Ulfrada Gessera i zapał Vodana jakim się wyróżniał doprowadziły go do ostatecznej próby by zostać mianowany rycerzem Białego Wilka. Wyruszył w lasy Drakwaldu by po tygodniu wrócić obficie krwawiąc na całym ciele, lecz niosąc swoje trofeum - futro białego wilka co oznaczało że udowodnił swe męstwo i siłę. Jego życie to długi szlak znaczony trupem roztrzaskanych bestii potężnym młotem. Przy każdej szarży na siły ciemności powietrze przecinał jego mrożący krew w żyłach skowyt który nadzwyczaj przypominał ten jaki można usłyszeć w zimowe wieczory w Drakwaldzie. W wieku już dosyć znaczącym został mianowany na Gwardzistę Teutogenskiego za wykazanie sie w niejednej bitwie by swym ramieniem chronić Samego Najwyższego Ar Ulrica.
Swój żywot postanowił zakończyć na samotniczej wędrówce przez Stary Świat by śmierć odnaleźć w walce z godnym przeciwnikiem ( co równało się zdradzie karanej śmiercią za dezerterię z tak ważnego stanowiska ) Vodan miał to jak mawiał :"głęboko w czeluściach dupy". Postanowił uczestniczyć w pewnej arenie w której był pewien znaleźć godnego przeciwnika


Greth
Greth jest samotnikiem. Włóczy się samotnie po pustkowiach i walczy z każdym kogo napotka.
Uważa że ludzie północy nie powinni bawić się w kulty i walki wewnętrzne lecz się zjednoczyć i podbić cały stary świat. Ciągle szuka sojuszników i powoli buduję armie. Jak na wojownika chaosu przystało wszystko osiąga za pomocą brutalnej siły. Zebrał już sporo ludzi i wybrał się na arenę by rozsławić swoje imię i rozpowszechnić heretyczną nawet jak na heretyka ideologie.


Vilow Von Vil
Vilow nie pamietał nigdy zbyt wiele ze swojej przeszłości, nigdy też nie zastanawiał się czy jest to wynik przebudzenia czy też zwykłej niechęci do niegdyś wiedzionego życia. Dokładnie w pamięci zapadły jedynie ostatnie chwile "wcześniejszej" egzystencji, będące niczym piętno od którego nie da się uciec.
Była to noc spędzona jak wiele już innych na polowaniu, jedynym wyjątkiem była tutaj trochę liczniejsza grupa niż zazwyczaj. Złożona głównie z lokalnych śmiałków, spragnionych zaszczytów, chwały (a może i bogactw?) jakie mogły czekać w pobliskiej krypcie. Niewielu z nich miało doświadczenie w walce, a tym bardziej z czymś co już swoje ostatnie tchnienie wydało wieki temu.
(...) Kiedy opadł pył pierwszego starcia, na polu walki pozostało ich jedynie pięciu. Pozostali użyźniali już ziemię lub uciekali w popłochu licząc, że uda im się dotrzeć do bezpiecznego miejsca. Jak jednak wskazywały regularnie dobiegające krzyki, nie udawało im się to zbyt dobrze.
(...) Gdy się ocknął [Vilow] zobaczył swoich towarzyszy spętanych (tak jak i on sam) oraz przykutych do ściany. Był gotowy na najgorsze, nie bał się, po stracie rodziny nie uważał by coś gorszego mogło się mu jeszcze przytrafić. Przez chwilę jednak, być może z powodu utraty dużej ilości krwi, zobaczył swoją młodą żonę i dopiero co narodzoną córeczkę. Dopiero po dłuższym czasie, dostrzegł w oddali jeszcze nie tak dawnego przeciwnika, stał plecami. Postać podeszła i oswobodziła go, w pierwszej chwili chciał rzucić się z gołymi rękoma znów w wir walki. Za nim jednak ta myśl zdążyła się uformować w jego umyśle, upadł na kolana plując i kaszląc soczyście krwią. Ostatkiem sił spojrzał na spętanych towarzyszy, niestety nie byli w dużo lepszej kondycji, lecz nadzieja pozostała.
(...) Świat zawirował, nie był już w mrocznej komnacie skąpany we własnej krwi, lecz na polanie - tak jak by dość znajomej. Znajomy był również dom i osoby z niego wychodzące. Były to ukochane osoby, które stracił już bez powrotnie i których widok przyprawiał o kłucie w sercu połączone z poczuciem bezsilności. Jedyne co psuło krajobraz, to grupa ludzi zbliżających sie z pochodniami. Nie minęła chwila a już stali otaczając bezbronną matkę z dzieckiem. Nie słyszał słów, jedyne zrozumiałe słowo brzmiało dziwnie znajomo "czarownica". Potem nastąpiły już tylko krzyki, w powietrzu zaczął unosić się zapach pieczonego mięsa. W sercu natomiast narastał dziwny gniew. Vilow przypatrywał się długo oprawcom, którzy jak by go nie widzieli, nie wiedział czy to sen, jawa czy koszmar, wytwór chorej fantazji. Dopiero nagle, niewiadomo skąd, coś go tknęło. Jeden z mężczyzn wyglądał znajomo, gdyby dodać mu parę lat, trochę siwych włosów... wyglądał by dokładnie tak jak jeden z jego towarzyszy. Jeden z tych którzy przykuci byli do ściany w komnacie, w której był jeszcze przed chwilą i o której zdążył już dawno temu zapomnieć..
(...) Otworzywszy oczy, wstał nie czując już bólu, nie czując już nic. Postać stojąca nieopodal uśmiechała się w milczeniu nie czyniąc nic. Vilow wziął w dłoń swój rapier i wymierzył, szybkie pchnięcie przebiło serce.. człowieka wiszącego obok na ścianie. Ten jak by przebudzony z głębokiego snu, otworzył oczy wytrzeszczając je szeroko i próbując zapewne zrozumieć co się tak naprawdę dzieje. Vilow poruszył delikatnie ostrzem, uśmiechając się gdy widział jak gwałtownie jego ofiara reaguje na każdy delikatny ruch z jego strony. Wypowiedział tylko kilka słów:
- Wampiry? Czarownice, tak? A ja Wam skur.. uwierzyłem, całemu zakonowi gdy mówili o pladze jaka opanowała MOJĄ osadę! Że jedyną nadzieją jest podjęcie z nią walki!
Uderzył swoją ofiarę pięścią ze wszystkich sił, po czym podszedł do każdego kolejnego mężczyzny by również uciąć sobie z nimi krótką rozmowę w gwoli wyjaśnień.
Od tamtej pory wiele się zmieniło, życie wydawało się takie ulotne, czas jak gdyby spowolniał a w sercu nie gościły już żadne uczucia ani smutek ani gniew.

Kiedy obudził się po tamtej nocy, w dość niewygodnej skrzyni, wszystko zdawało się inne. Był sam głęboko pod ziemią, towarzyszył mu jedynie czyjś głos i czyjeś myśli. Mino nowej sytuacji w jakiej się znalazł, nie miał żadnych pytań, były tylko odpowiedzi. Z jednej strony czuł się inaczej, z drugiej dopiero teraz miał wrażenie, że to co się dzieje jest prawdziwe. Cała jego przeszłość stałą się zamazana, odległa i nierealna. Wykonawszy jeden gest, pojawiły się przy nim, czekając na jego komendy, sługi odziane w luźne brązowe płaszcze z kapturami skrywającymi ich oblicze. "Arena Sartosa, tam zaczniemy poszukiwania z pewnością znajdą się jacyś warci uwagi" - wypowiedział powoli i z nostalgią w głosie. Nie minęła chwila a pomieszczenie już było puste, Vilow wyruszył by zacząć poszukiwania braci i sióstr godnych by dzielić z nim jego nowe nazwisko i stworzyć nowy ród.


Alhefrn Fireclaw Kapłan Vaula
13 roku panowania króla Feniksa Aesthisa poety w domu rodziny Fireclawów nastała wielka radość. Powodem tego nieczęstego w obecnych smutnych latach nastroju były urodziny bliźniaków, co nieczęsto zdarza się wśród elfów. Pierwszy z nich nazwany został Fringin a drugi Alhefrn.
Już w młodości widać było pewną rozbieżność w charakterach braci, Fringin był agresywny i miał wrodzony dar magii, nie było więc nic dziwnego w tym że w bardzo młodym wieku wysłany został do Białej Wieży, by kształcić się w manipulowaniu wiatrami magii. Alhefrn natomiast miał trafić do srebrnych hełmów a później zostać jednym ze osławionych Smoczych książąt. Niestety nie był zainteresowany wojaczką, owszem umiał bardzo dobrze posługiwać się bronią, ale swoje powołanie odnalazł w tworzeniu magicznych przedmiotów. Został więc Kaplanem Vaula i zajął się sztuką kucia.
Bracia byli bardzo zżyci ze sobą, pomimo iż każdy był zajęty swą sztuką. Współpracowali ze sobą w każdej wolnej chwili: Alhefrn kuł przedmioty a Fringin napełniał je magiczną mocą.
Z czasem Fringin stawał się coraz potężniejszym magiem, aż w końcu doszedł do poziomu zaawansowania który pozwolił mu korzystać z tytułu honorowego arcymaga. Z tej okazji Alhefr postanowił zrobić dla brata artefakt jakiego jeszcze nie wykuł. Zabrał się więc do pracy: zaczął od modlitwy do swego boga Vaula patrona kowali. Modlitwa zesłała wizję pięknego miecza . Alhefrn kul jak szalony , by pod koniec dnia triumfalnie wznieść ostrze ku niebu. Wtedy dopadły go jednak rozterki „po co memu bratu miecz? Przecież ma swą magię która go obroni, z pewnością przyjmie mój dar jednak nie uraduje on go” I serce jego opanował smutek. Z takimi ponurymi myślami udał się na spoczynek, nie spał jednak dobrze. We śnie nawiedzały go majaki rozczarowanego brata. Wtem wśród koszmarów pojawiła się wizja Pięknego przedmiotu. Alhefrn obudził się w tej chwili i już wiedział co zrobić . ‘’To będzie arcydzieło” myślał, ”różdżka z gwiazdodrzewu zakończona mithrilowo-ithilmarowym okuciem”
Niestety zrobieni czegoś takiego nie było łatwym przedsięwzięciem. O ile Ithilmar był dla Kaplana Vaula na Ulthuanie w miarę dostępny , to Mithril i gwiazdodrzew są bardzo rzadkim surowcem i kosztują wielkie pieniądze. A jest tylko jedno miejsce gdzie można było zdobyć takie pieniądze, i Alhefrn był gotów zaryzykować życie by je zdobyć.


Tespissar "łysy"
i przybył, wreszcie dobił do brzegu samotny, nikt nie znał jego imienia, nikt oprócz jego samego...
Zwał się Tespissar a przydomek jego "łysy" Postrach Nagarythiańskiego morza. On dowódca czarnej arki "domu potępionych". On wielki i niepokonany korsarz, ofiara zdrady, spętany przez swego syna i wysłany na marnej łodzi w stronę ludzkiego lądu...
I gniew jego okrutny i furia nieposkromiona, chodząca nienawiść i elfia gracja.
Nic nie pozostało jak tylko zemsta, wszytko jedno czyja krew dziś spłynie, czyja głowa będzie jego trofeum, nie ważne czy przeżyje walkę i tak jest na straconej pozycji! Wszak hańbiono honor. Tylko wielki czyn może odkupić jego brak kompetencji przez który jego własny syn pozbawił go władzy!
Ostatnio zmieniony 27 paź 2009, o 18:11 przez Tullaris, łącznie zmieniany 3 razy.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Imię: Dak Kon Tsung z Weijing(Kitajczyk)
Rasa: człowiek(empire Captain)

Broń: kij
Zbroja: brak
Dodatek: amulet ochronny
Umiejętność: ekspert w walce, dobry refleks

Dak Kon Tsung należał do świty Ambasadora Kitaju Wu Menga w drodze do Altdorfu. Pchodził z klasztoru Shing i towarzyszył posłańcowi w dalekiej podróży jako doradca duchowy. Dak był już dosyć wiekowym człowiekiem i ulgą przyjął fakt że podróżować będą drogą morską, kto wie czy nie bardziej niebezpieczną od tej szlakiem po martwych pustkowiach nawiedzanych przez Ogry i zielonoskórych. Podróż trwała długo jednak po miesiącach rejsu dotarli na wody Bretońskie. Pech chciał że zostali zauważeni przez Tileańskich Piratów a statek Ambasadora po długiej podróży nie mógł uciec. Piraci pochodzący z Saratosy wzięli do niewoli całą delegację i przetransportowali do pirackiego miasta Saratosa. Tam ku uciesze gawiedzi i własnej przewrotności kapitan Czarna Owca(znany z zamiłowań do czarnych owiec) zawarł układ z Wu Mengiem że jeden z jego wojowników stanie do walki na Arenie i jeśli wygra to delegacja zostanie uwolniona. Umowa miała jeden haczyk . To Czarna Owca wybierze wojownika walczącego za złapanych zakładników. Ambasador nie miał wyboru i zgodził się wiedząc że najprawdopodobniej pirat wybierze najsłabiej wyglądającego członka jego świty i w tym upatrywał nadzieję. Wybór padł na Dak Kona. Gdy pirat wybrał starca z białą brodą sięgającą do pasa nie spodziewali się że mimo jego wieku Dakowi nie była straszna walka. Nie wiedzieli że Dak był wojowniczym mnichem wychowanym i uczonym w klasztorze.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Dead_Guard
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 189
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Dead_Guard »

Garm (Wargor)
Broń: topór jednoręczny w lewej i pazury w prawej
Zbroja: brak
Dodatek: piętno Tzeentcha
Mutacja: pulsujące ciało zmian

- Johan! - krzyknął młodzieniec z kuszą w stronę leśnego muru drzew - szybko! pośpiesz się, barykadujemy drzwi.
- Biegnę! - dało się słyszeć zmęczony głos zbliżającego się mężczyzny - Chyba TO zgubiliśmy.
Johan wbiegł do chatki na skraju lasu, a drzwi momentalnie zostały zamknięte. Trojga osób natychmiast zaczęła barykadować wejście czym się dało i co mieli pod ręką: stołem, krzesłami, jakimiś szufladkami. W ciasnej izbie siedziało czterech roztrzęsionych mężczyzn, na pierwszy rzut oka, widać było, że trudnili się wojaczką. Kolcze zbroje, miecze, kusze i jedna rusznica; wiek siedzących osób w tej małej śmierdzącej i opuszczonej chacie wahał się w wysokim przedziale, najmłodszy miał dziewiętnaście lat, a najstarszy jeszcze wczoraj świętował swoje czterdzieste ósme urodziny. Jednym słowem najemnicy.
- Młody podaj bukłak - stary wojak wyciągnął dłoń w kierunku Klausa, który w przeciwieństwie do starca trząsł się niemiłosiernie ze strachu - spokojnie, miejmy nadzieję, że Johan mówi prawdę i zgubiliśmy TO - po czym zwrócił się do czwartej osoby, siedzącej w kącie, trzymającej na kolanach rusznicę - Te hochlandczyku ile masz kul do swej ukochanej?
- Osiem, ale proch jest przemoknięty - trzydziestolatek ze zmarszczonym czołem, pogładził krótką bródkę - tym razem moja kochanka na nic się nie zda.
- Cholera jesteśmy trupami! - wykrzyknął nagle Johan, najbardziej opancerzony ze swych towarzyszy - widziałem jakiś ruch na skraju lasu...
- Uspokój się, panika nie tylko pobudza twoją wyobraźnię, ale też powoduje zamęt w innych głowach - tu spojrzał na Klausa - zwłaszcza niedoświadczonych.
- Wal się głupi, stary bretończyku, nie wmówisz mi, że się przewidziałem, co jak co ale to ja jestem najbardziej spostrzegawczy w całej tej bandzie - Johan jak poparzony wydarł się na kolegę po fachu, ale zaraz się uspokoił - Dobra, spokojnie... przecież to tylko jedna istota... na dodatek słabo uzbrojona - teraz myślał na głos, próbując przypomnieć sobie koszmar dzisiejszej nocy.
- "Tylko jedna istota" - powtórzył lekko uspokojony młody Klaus - widziałeś co zrobił w naszym obozie? widziałeś co się z tym czymś działo gdy zabijało naszych? - z niedowierzaniem młodzik patrzył w oczy towarzysza - co rozrywa ludzi zanim zdążą się zorientować o co chodzi? CO?! tylko demon, na Sigmara - Klaus upadł na kolana - jesteśmy zgubieni...
Hochlandczyk z żalem popatrzył na młodego:
- Dość tych pesymistycznych bzdu... - urwał w pół zdania, gdyż nagły huk w drzwiach postawił całą czwórkę na równe nogi.
Pośrodku drzwi znajdywało się pięć wbitych pazurów, które pomimo że przebiły drzwi na wylot, to tylko troszkę wystawały. Z pewnością były one zwierzęce i ostre.
- Ufff, nie przebije się, są zbyt grube aby je tak zniszczył - Johan, który stał najbliżej drzwi, odetchnął niemal z nieudawaną ulgą, gdyby nie trzęsące się dłonie.
Przerażenie i panika dała się we znaki wszystkim gdy nagle końcówki pazurów zaczęły się w dziwny sposób wydłużać. Mężczyźni stali jak wryci, zapominając o jakiejkolwiek reakcji. Pazury wydłużyły się na ćwierć metra, gdzie wszystkie razem połączyły się w jedną nową kończynę ostro zakończoną. Tylko jeden z najemników zareagował na to: Klaus, którego spodnie w połowie zostały oblane świeżym moczem. Nowo powstała część zmutowanej ręki zakończonej ostrzem powoli cofnęła się się ku drzwiom i szybkim, błyskawicznym ruchem w przód, przebiła głowę Johana na wysokości czoła na wylot. Johan nawet nie mrugnął, padł martwy, a ostre ramię zostało szarpnięte w tył tak energicznie, że oprócz wyrwanych drzwi, kawałki mózgu najemnika rozprysły się po całej izbie. Klaus znów zareagował tym razem wymiocinami. Hochlandczyk i bretończyk spojrzeli na istotę przed sobą, było to człekokształtne zwierzę, znacznie wyższe niż rosły mężczyzna, na dodatek dziwne ramię które wychodziło z pazurów już nie istniało. Bestia zaszarżowała podnosząc topór w kierunku rozkojarzonych przeciwników. Zapewne hochlandczyk zdążyłby sparować cios gdyby nie to co się znów działo z ciałem wroga. Garmowi nienaturalnie rozszerzyła się szczęka na boki, odsłaniając wielki czarny język, który momentalnie wystrzelił jak z procy w kierunku zszokowanego człowieka. Oplótł się wokół dłoni z mieczem, a następnie szyi i naprężył, powodując odgłos łamanej ręki i zgruchotanego karku. Niemal jednocześnie topór wbił w plecy Klausa, który nie przestawał wymiotować. Bestia zatrzymała się widząc, że już nic jej nie grozi, albowiem starzec upuścił swój miecz i wtulił się mocno w kąt, modląc się do Pani Jeziora. Ostatni żywy najemnik nie przerywając gorliwej modlitwy, spojrzał na mutanta, którego zarówno szczęka jak i język były już normalne. Garm wbił szpony w serce, a starzec powoli osunął się wzdłuż ściany całkowicie martwy...

Dzisiejsza noc była piękna, gwieździsta, a dwa księżyce majaczyły wysoko nad starą chatką.
Ostatnio zmieniony 26 paź 2009, o 18:17 przez Dead_Guard, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Dobre dobre podoba mnie sie :P .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Yourself
Mudżahedin
Posty: 295
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Yourself »

Imię: Drax(empire captain)
Zbroja: lekka
Broń: Topór dwuręczny
Cechy: Mięśniak, Mistrzostwo w walce
Dodatki: 2xpistolety
Drax wywodził się ze średnio zamożnej rodziny. Jego ojciec był kupcem i chciał by Drax został kupcem tak jak on. Ale on miał inne plany…. Za młodu zaciągnął się do wojska i szybko awansował dzięki swojej niepospolitej sile i odwadze. Już miał zostać mianowany kapitanem ale zazdrośni o jego karierę koledzy oskarżyli go o zamordowani swojego dowódcy. Zmusiło go to do ucieczki. Ścigany jak zwierzę przez imperialne wojsko w końcu uciekł na piracką wyspę Sartosa. Dowiedział się o odbywającej się tam arenie śmierci i postanowił wziąć w niej udział w nadziei że to odmieni jego los.
matilizaki napisał:
Na brete

wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Narazie tylko trzech uczestników, wiec chyba komplet nie uzbiera się szybko, no cóż mi pozostaje tylko czekać.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Cresus
Mudżahedin
Posty: 300

Post autor: Cresus »

Arpag - ogre bruiser
Miecz dwuręczny
Ciężka zbroja
Szczęściarz ( Ma szczęśliwego gnoblara- Snarfina)

Arpag, z plemienia Metalożerców, nie należał niestety do rodziny tyrana. Nie mógł więc liczyć na większą "karierę" niż byk, nie miał też zapędów do zabaw z ogniem i armatami, a zdecydowanie brakowało mu potęgi i poparcia by przejąć władzę. Podporządkowanie mu nie odpowiadało, więc po "powiększeniu" plemienia i złożeniu należytego okupu tyranowi mógł wreszcie opuścić rodzinne góry, by żyć jako wędrowiec i najemnik.
Jak każdemu innemu ogrowi opuszczającego plemię Metalożerców, przysługiwał mu jeden gnoblar. Już wtedy jego szczęście się zaczęło, ponieważ wybrał Snarfina. Jak wiadomo gnoblary mogą trafić się różne, wojownicze, śmieciarze, traperzy czy piromani. Snarfin był jednak tym z niewielu, którzy w jakiś dziwny sposób wykrzywiają wiatry magii i mają niebywałe szczęście. Jak się później okazało, zaczął przynosić je także swemu nowemu panu.
Rożnie miały się losy Arpaga, lecz niemal zawsze wychodził na swoim, podobnie było z jego przybyciem na Sartossę. Pracował wtedy jako jeden z ochroniarzy pewnego kupca. Podczas pierwszego noclegu na wyspie, jako że był ogrem, pracodawca kazał mu poprzenosić skrzynie ze statku do magazynów klienta. Jak się rankiem okazało Snarfin znów uratował swoim szczęściem swego pana. Po zakończonej pracy ogr wróciwszy do siedziby kupca zastał go brutalnie zamordowanego, a w konsekwencji, w takim samym stanie całą resztę ochrony.
Od tego epizodu do zgłoszenia się Arpaga na arenę śmierci minęło niewiele czasu. Parę plotek zasłyszanych tu i tam, obietnica sławy i złota zawróciły mu w głowie. Pytanie tylko czy była to zasługa talentu małego gnoblara, czy też może wręcz przeciwnie?
Obrazek
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Coś kiepska frekwencja na arenie, ale może wieczorem coś się zmieni, zostało jeszcze 12 miejsc.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Whydak
Chuck Norris
Posty: 625
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Whydak »

Ja chętnie się przyłącze ale jak będe w domu =P~ ( jutro ) bo nie chce mi się 2 raz pisac mojej boskiej postaci 8)

_reszka
Chuck Norris
Posty: 551

Post autor: _reszka »

Ja też tworzę postać, Tul, musisz dać ludziom trochę czasu, myślę, że w końcu cała arena się zapełni ale czas ....

Awatar użytkownika
Casp
Mudżahedin
Posty: 308

Post autor: Casp »

Tiori Milthaim
Dragon Slayer
Dwie bronie: topory
Brak zbroi
Dodatek: Eliksir refleksu
Umiejętności: Dobry refleks, zabójca

Tiori Milthaim nie wierzył, że uda mu się przeżyć samotną wyprawę do legowiska górskich trolli po tym, jak wybrał los wygnańca-zabójcy. Jeszcze niedawno był dumnym i rubasznym Tanem, dowodził oddziałem Żelaznego Bractwa i górnikami, którzy mieli oczyścić zachodnie korytarze rodzinnej twierdzy. Zhańbił się jednak w bitwie - na samym jej początku stracił przytomność po ciosie goblińskiego fanatyka, a kiedy się obudził, wokół leżały zbezczeszczone zwłoki większości jego oddziału. Pozostali zostali uprowadzeni... Nie mógł dalej żyć z taką plamą na honorze. Zawiódł... Więc wyruszył po śmierć.
Trolle okazały się równie głupie, co śmierdzące - rzuciły się na niego równocześnie, wpadając na siebie nawzajem, co pozwoliło pozbawionemu zbroi krasnoludowi błyskawicznie poprzecinać im ścięgna achilllesa - i wybić jednego po drugim, kwiczących jak zarzynane prosięta.... Lata walki w gromrilu sprawiły, że bez zbroi zabójca czuł się jakby latał.
Dopiero po zabiciu ostatniego potwora krasnolud spostrzegł siedzącego w kącie dzieciaka, ludzkiego dzieciaka. Chłopak miał może 10 lat... Zastygł z przerażenia i obrzydzenia, nie mógł wydusić z siebie słowa...
Kiedy w końcu Tiori wyniósł go i bez ceregieli wrzucił do strumienia, chłopak jakby przebudził się z transu. Okazało się, że jest synem kupca i podróżował z nim, przyuczając się do zawodu. Trolle napadły i pozabijały wszystkich uczestników karawany, a małego zapakowały sobie na drugie śniadanie wraz ze zwłokami jego ziomków...
Kris, bo tak się nazywał uratowany malec, okazał się wielkim gadułą, być może pod wpływem traumy, jaką przeżył. Zasypywał zabójcę opowieściami o miejscach, które zwiedził z karawaną, lamentując nad swoim losem i utratą ojca i przyjaciół.
Tiori nie zamierzał niańczyć chłopaka, chciał go zostawić, ale ten szedł za nim krok w krok. W końcu w potoku słów zabójca usłyszał dwa sformułowania, które obudziły w jego krasnoludzkim sercu ciekawość: walki na śmierć i życie oraz wieczna chwała i złoto dla zwycięzcy.
Kris zgodził się podać więcej szczegółów, gdy tylko krasnolud zgodził się, aby malec mu towarzyszył.
Może warto, aby ktoś zaniósł do twierdzy wieść o mojej śmierci i zmyciu hańby w krwi wrogów - pomyślał.
Wyruszyli więc na wyspę Sartosa, na arenę śmierci - wzbudzając zdziwienie wszędzie tam, gdzie zawitali po drodze - rzadki to widok, zabójca z pomarańczowym irokezem na głowie i biegającym wokół niego młokosem, któremu jadaczka nie zamyka się nawet w czasie posiłków.
Niewielu też wiedziało, że malec w przyszłości zostanie kolejnym zawodnikiem Areny...

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Spoko spoko, jestem cierpliwy, choć pamiętam czasy gdy arena zapelniała się w jeden wieczór.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Manfred
Postownik Niepospolity
Posty: 5906
Lokalizacja: Cobra Kai

Post autor: Manfred »

Wampir
Dan - Czarny rycerz
Ciężka zbroja
Dwa miecze
Przeklęta broń
Ekspert w walce
W służbie władcy śmierci.

Dan był wampirem bardz starej daty, może nawet jednym z pierwszych. Dowodził wojskami Nagasha już podczas walk przeciw powstającemu imperium ludzi w starym świecie, przeciw wojskom Boga-człowieka.
Po przegranej ofensywie wrócił do niezdobytej fortecy Nagashizar.
Wierny swemu Panu szukał potężnych artefaktów wspmagających zaklęcia, by w chwili gdy Nagash odzyska pełnię sił
stworzył armię tak potężną by zrównać z ziemią znienawidzonych wrogów. Jednak przez długie wieki, nie było śladów działań ani Nagasha ani jego agentów, może prócz Heinricha Kemmlera który walczył przeciw Bretonni.
Aż do teraz gdy ruszyli jego agenci, nekromanci i nieliczne wampiry wierne Władcy umarłych, szukają czegoś prawdopodobnie Korony czarodziejstwa skradzionej bardzo dawno temu. Szukają pewnie nie tylko tego potężnego przedmiotu ale również wielu innych które mogą wspomóc nieumarłe legiony w walce ze światem żywych.
Dan szuka czegoś tu w Sartosie na wyspie piratów, czego ? nie wiadomo, ale w przyczółku dla wilków morskich można zapewne znaleźć wiele ciekawych rzeczy.
Ostatnio zmieniony 26 paź 2009, o 21:44 przez Manfred, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Puki co miejsca jest jeszcze dużo i do wieczora raczej powinno jeszcze być.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Rasti
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6022
Lokalizacja: Włoszczowa

Post autor: Rasti »

Imię: Tullhir "Matkobójca"
Rasa: Mroczny Elf
Profesja: Assasyn

Broń: 2 x Pazury bitewne
Zbroje: lekka zbroja
Dodatek: trucizna czarny lotos
Umiejętność: Zabójca

Tullhir wraz ze swoją matką i ojcem mieszkał w Har Ganeth. Jego ojciec był kowalem broni. Często z pracy przychodził pijany. Wtedy to rzucał matkę na podłogę i zaczynał ją gwałcić. Czasami się opierała, choć nie trwało to długo. Silne ręce ojca ciężko raniły jej ciało. Działo się to coraz częściej. Ojciec pewnego razu nie wrócił z pracy. Został zabity przez wiedźmy w swoim zakładzie. Matkę to ucieszyło. Zaczęła gorliwie modlić się do Khaina. Pewnej wiosny cała w szale rzuciła się na Tullhira szarpiąc go. Ten sięgając po nóż ugodził ją w bok, skąd po chwili obficie zaczęła spływać krew. Miał wtedy zaledwie 12 lat. Czując, iż coraz to więcej radości napełnia jego serce, gdy zabija, zaczął skradać się po mieście i mordować.
Pewnego dnia został złapany przed wiedźmy i zaprowadzony do świątyni. Tam oddał swe życie Khainowi słowami:
-Będę Ci służył po śmierć, o wielki Khainie.
Po tych słowach jego dusza już na zawsze została oddana Bogowi Mordu. W świątyni był uczony wszelakich metod zabijania oraz ważenia trucizn. Po 55latach stał się jednym z wybitniejszych uczniów. Został wezwany przez Malekitha, aby ten wyświadczył mu przysługę. Bez wachania wyruszył. Wraz z korsarzami na jednej z mrocznych arek zaatakował galerę wysokich elfów. Sam powalił ich dziesiątki, oraz wygrał w krwawym pojedynku z ich dowódcą. Powalił go celnym pchnięciem w oko. Po zniewoleniu znienawidzonych braci wyruszyli na dalsze łowy. Następną bitwę rozegrali z czterema statkami wysokich elfów. Krew tryskała na boki, Tullhir przeżynał swoich rywali z wielką rozkoszą. Jego trucizna powodowała wielki ból. Specjalnie nie dobijał już zranionych przeciwników, aby mógł słyszeć ich jęki i wycia. Te dźwięki sprawiały mu wielki przyjemność. Po każdej wygranej bitwie pił kielich krwi swoich rywali.
Dalej tak płynąc trafił na wyspę Sartosa, gdzie postanowił przelewać krew dla Khaina i zniewalać dusze dla jego królestwa.

Awatar użytkownika
Ice-T
Kretozord
Posty: 1620
Lokalizacja: 8 Bila

Post autor: Ice-T »

Mroźna noc spowiła tajemniczą wyspę. Gdzieś na wschodzie przedzierały się migoczace światła gwiazd, na północnym zachodzie zaś rozświetlały mrok -osadzone w nieprzyjaznych nikomu górach- wróta do wewnętrznych królestw.

Wiatr rozwiewał nasze szaty, staliśmy tam we dwoje na najwyższej Wieży chlubie Ulthuanu stąd można było obserwować niemalże całą wyspę. Która migotała jak ostatni bastion światła na świecie choć jedyny to rzarżacy się z wielką mocą.
-Panie wzywałeś...- Pozwoliłam sobie przerwać milczenie.
-Czas się dopełnij, czas by pokazać światu nową potęgę. Jestescie świetnie wyszkoleni nikt nie wie o naszych zamiarach. Druchi nie pozostają nam obojętni dalekie macki rodu Hellbane nie maja zamiaru żyć pod panowaniem szaleńca żyjacego sześć tysięcy lat. Tobie powierzam misję do której byłaś stworzona. Jeszcze dziś pod osłoną nocy wyruszysz do Lothren. Nie będziesz sama młodzi magowie wraz z gwardia Elthariona bedą ci wsżedzie toważyszyc i doradzać. Zasiewam ziarno z którego wyrośnie potega odrodzonych zjednoczonych elfów. Jesteście naszą nową i jedyną nazdieją, król i brat uznali by mnie za szaleńca, ale ja wiem co robię...- Padłam na kolana tuląc sie do elfa od którego biło ciepło które zawsze dawało mi bezpieczeństwo, lecz ten ciągną dalej podnoszac mnie delikatnie za ręce, poczym przytulił do siebie.
-A teraz pędź Belshenar...-Szeptał mi do ucha. -Pędź córko...- Wyszeptał najwyższy czarodziej z Białej Wieży

-----

Po chwili znalazła sie na marmurowym dziedzińcu rożświetlanym błekitnymi runami. Wiatr wzmagał sie coraz bardziej lecz nie okówał twarzy zimnem lecz kojacym ciepłem. Elfica wiedziała że to on czówa nad nami.
-Pani...- Podniosłam głowę odsłaniając nieco opadajace na bok delikatne włosy.- Będizemy ci słuzyć mieczem, magią i radą w tej trudnej misji. Twój ojciec wybrał nas na twoich towarzyszy nie bezpowodu Pani... Nie martw sie nikt poza mną nie wie kim tak naprawdę jest Belshenar Strażniczka Swiatła, Chodzaca między Lwami. Czas ruszać Tanaris jest juz osiodłany.
Smukła Elfica podeszła kilka kroków gdzie czekali na nią kompani podróży. W wielu z nich Belshenar rozpoznała mrocznych kuzynów którzy sprzyjali jej misji. Jeden z nich wystąpił o krok oddając pokłon.
-Pani..- Odezwał sie odziany w rubinowego koloru szaty elfi skrytobójca. - Nie obawiaj sie jesteśmy po to by służyć Ci i oddać zycie w razie potrzeby od, dziś stajesz sie panią mego losu, od dziś bede przelewał krew w twoje imię, od dziś świat usłyszy o potedze drzemiacej w elfach. , od dziś...
-Uznaję was za równych sobie, a każdy z was nie omieszka mojej łaski i przyjaźni- Dokończyłam za mrocznego kuzyna. Mówiąc to dosiadła Białego lwa wyczesanego należycie, o muskularnej i zgrabnej postórze.
-A teraz gnaj Tanarisie, wielkie zadanie przed nami- Wyszeptała do jego delikatnego ucha drapiąc pod brodą jednocześnie.

Lew zawarczał trwożac serca wszystkich do okoła. -Niech potęga elfów powróci na dobre...!
To mówiac Belshenar przycisła lwa nogami znikajac w mrokach a za nią jej nowi towarzysze.

-------------------------------------------------------------

Honorowa gwardia nieomieszkała podczas drogi bacznie obserwować niebezpiecznych sprzymierzeńców, bynajmniej elfy z dalekiego kontynentu też nie próżnowały oceniając możliwości mieszkańców Białej Wieży. Odziani zpozoru w ciezką zbroję która migotała niczym najwspanialsze błyskotki starego świata odbijająceblaski już niczym nieprzysłoniętych gwiazd. Każdy z mistrzów miecza nosił smukły róznorako zdobiony hełm z charakterystyczną szkarłatną kitą zmieniajacą kształt na rozwiewającym ją wietrze. Gnający na złamanie karku elfy zwolniły na rozkaz dowodzacej elficy.
-Nie w smak memu lwu pędzić co sił tak długo, a i wasze konie docenią chwilę wytchnienia.- Zaznaczyła krótko blond włosa pieknosć.
Głucha cisza aż nie naturalna dla z reguły bardo towarzyskich elfów biła w ich uszy z coraz więksża mocą, jednocześnie każdy znich bał się przełamać i zagabić rozmową wiedząc iż każdy gest i każde słowo jest pod czują obserwacją.
-Czysty Ithilmar?- Wkońcu wyrwał się z szerego jeden z mrocznych elfów. Po czym nastąpiła konsternacja gdyż żadna ze stron nigdy nie rozmawiała z druga nie majac przyłożonego ostrza klingi do gardła, bądź bedąc torturowana. Wkońcu po stronie gwardi odezwał sie Quinthalan dowódca jak i serdeczny przyjaciel ich obecnej Pani.
-Tak, to najwspanialsza zbroja jaką można by wymarzyć- Odparł do elfa który spoglądał z nieco zazdrosnym wzrokiem na majstersztyk elfickich zbrojmistrzów.
-Nazywam się Ettariel... właściwie niegdy nas nie przedstawiono- To powiedziawszy odsłoniła zwiewną niczym jedwab chuste przysłaniająca twarz oraz odrzuciła na plecy pięknie zdobiony kaptór. Jej płaszcza o głęboko czerwonym kolorze ze złotymi zdobieniami u dołu zaś u samej nasady przyzdobiony wyszytymi cierniami. Quinthalan z niedowierzaniem spojrzał iż jego rozmówca to elfica urodą niczym nie odstępująca, a moze nawet przewyższająca BelShenar którą zawsze uważał za bóstwo. W swej śiwości piękne włosy rozlały się po czerwonym płaszczu nadajac całości niezwykłego kontrastu. Ettariel skineła lekko palcem w zamszowej czarnej rekawicy, chwilę póżniej kazdy z mrocznych elfów ściagną maskę odsłaniając twarz i przedstawiał się z honorami każdemu z nowych towarzyszy.
Po uczenieniu honorów ze strony wysłanników mrocznego rodu (jeśli przedstawianie się w siodle można było tym nazwać) Quinthalan kolejno przedstawił swych towarzyszy oraz dwóch magów Memiona i Belendara. Choć moze dla człowieka zapamiętanie zgoła dwudziestu imoin było wyczynem lada nie małym to dla elfa była to rutyna. Istota raz przedstawiona zawsze zostawiała znamie w pamięci półboskiej istoty jaką był elf.
Belshenar nadal nie odwracajac wzroku uśmiechała się lekko pod smukłym nosem.
-Pierwsze lody przełamane...- Powiedziała lekko dosiebie jakby tylko zostawiajac ślad na wietrze, dobrze wiedzac że dla każdej istoty byłoby to nie usłyszalne, to jednak teraz była pewna że każdy dobrze ja usłyszał, wkońcu miała pod sobą zgraję najlepszych wojowników. Po czym dodała:
- Do Lothren jeszcze wezmała dzień drogi napewno bedzie czas by jeszcze się poznać lecz cieszy mnie wasza odwaga- Belshenar jako jedyna ze swych kompanów wiedziała dobrze o tym ze mroczni bracia choć bedąc śmiertelnym wrogiem teraz stali sie jej kompanami losu i żaden z nich nie zdradzi. Cel który im przyświecał powinien być już zdawna wykonany lecz jak dotąd w obu światach nie spotkały się takie osoby jak Teclis i Pani rodu Hellbane.

-------------------------------------------

Nasz Statek właśnie cumował do bogato jak na człowieka zdobionej przystani, właściwie to wrzaskiem nie rózniła się niczym od zatłoczonej bliźniaczki na starym świecie. Gdzieś w oddali słychac było jakieś wrzaski z łajby za nami najwyraźniej ktoś bluzgał na włascicielkę wyspy, dla elfa nie było wielkim wyczynem usłyszeć szaleńca na różowym statku.
-Ettariel?...- Powiedziała niepewnie błękitno oka elfica.
-Tak Pani?- W głowie elficy rodziło się zagatkowe pytanie po co pytać o jej obecnosc w pokoju skoro Belshenar dobrze o tym wiedziała, może nie chodziło jej o to by stała sie dla niech tyranem lecz przyjacielem?
-Znajdź na statku Quin'thalana tu rozpoczyna się wasza misja, ojciec dobrze dobrał mi swych kompanów i nie było dla mnie trudem, odgadnięcie komu powierzyć owe zadanie.-
Nie minęła chwila gdy już oboje stali przed swą panią w oczekiwaniu na jej słowa, Kapitan gwardi uczynil niejasny gest który oznaczał tyle co "wzywała pani, słuchamy."
-Ettariel juz wie, a przynajmniej domyśla się dlaczego tu jesteśmy, czeka was nielada zadanie, mówiąc wprost któryś z was musi zwyciężyć odbywająca się tu arenę to mój pierwszy rozkaz a zarazem prośba, mnie tycza inne drogi musze szukać obiecanego nam klasztoru. Uważam... nie!... Jestem pewna ze któreś z was napewno zwcięży wtedy niezwłocznie wrócicie do mnie. Nie pytajcie o drogę ludzie was do mnie przywiodą a i instynkt was nie zawiedzie. Walczcie osobno by nie doszło do bratobujczego spotkania przecież nie chodzi mi o to byście zabili się na wzajem.
-To wszystko pani... wygrać arenę i powrócić?- Elf rozumiał świetnie co mówi do niego Belshenar, a tym bardziej czego oczekuje. - A więc wszystko jasne.- Dodał zdawkowo i popatrzył na twarz pięknej skrytobujczyni z która miał spędzić najbliższe dni na owej wyspie. Pozwolił sobie nawet stwierdzić iż sam ksiaze Tyrion nie powstydziłby się takiej wybranki, a on sam ma teraz okazję zyskac przychylność Ettariel, która jak dotąd traktowała go jedynie jako kompana, nic pozatym. Zresztą była mrocznym elfem a właściwie jak ich nazwała pani - dzieckiem krwi Sin'Dorei. Niepodobne było myślenie tu o podziałach.

--------------------------------------------------
Chwile póżniej znaleźli się ze skrzynią kosztowności za którą mogli by kupić małe królestwo gdzieś na wschodzie, nie mówiąc już o dostatnim życiu dla potomków. Ich dowódczyni była chojna tak jak obiecała nie szczędziła łask nikomu o czym już w drodze dobrze się przekonali.
-To kto idzie pierwszy?-Zapytała kuszącym głosem siwa wiedźma jak ją nazywano niegdyś wsród błekitnookich, nie wiedząc jak naprawde nazywa się piekna assasynka. Teraz każdy z jego kompanów wiedział dobrze kim jest Ettariel Mrocznesłońce Chodząca między Cieniami. W jej głosie można było wyczuć słodkie "Ja powinnam bezproblemu wygrać więc to może ja pójde?"
-Chyba kpisz.- Odparł z lekko malujacym się uśmiechem Quin'thalan
-A wiec prosze...- Odpowiedziała Ettariel, wypuszczajac na arenę kompana chcąc odpoczatku zobaczyć na co stać drwala, skoro mówią że potrafia jednym ciosem zwalić drzewo to chętnie to zobaczy. Lekko mrógając jednym okiem zawinęła nieco płaszcz odsłaniając ciało i lekko kołyszac biodrami ruszyła w stronę rezydencji gdzie mieli się stawić. Kapitan gwardii skiną na paru stojacych na keji by ci za chojna opłatą zajeli się bagażami pod jego okiem podczas gdy Ettariel dopełni swego, zapisując elfa na arenę.

Quin'thalan, chodzacy między lwami
Pancerz Ithilmarowy, Memion (Topór oburęczny z ithilmaru jeśli się da), Andurin (lwi płaszcz), Mistrzowska broń, Czuwająca Siła Bel'shenar (Mięśniak).



Andmiz o ile się nie myle masz żle dobrane dodatki chyba ze kraśki mogą mieć więcej niż 2(cecha + dodatek)

Tull mam pytanie czy mój topór też może być z ithilmaru??
Ostatnio zmieniony 25 paź 2009, o 13:11 przez Ice-T, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Przed Dakiem leżała broń. Miecze, topory, buławy i wiele innej broni
-Wybierz sobie coś staruszku- rzekł dozorca. - będziesz potrzebował czegoś na arenę. Nie wypuścimy cię przecierz z gołymi pięściami.
Dak popatrzył na dozorcę i spytał.
-Czemu nie. Czyż ciało nie jest silniejesze od stali?
Dozorca westchnął. Mówiono mu że walczyć ma starzec. Uznał to wtedy za czyiś ponury żart. Nigdy nie wpuszczali tutaj starców na arenę. Teraz żart najwyraźniej był jeszcze bardziej ponury bo starzec wydawał się niespełna rozumu. Ciało silniejsze niż stal? Co to za bzdura.
Dak'Kon Tsung tymczasem przebierał w broni i odrzucał co lepsze sztuki najwyraźniej czegoś szukając. Nie znalazwszy niczego począł się rozglądać po sali nie zwracając uwagi na dozorce który zniecierpliwiony począł mu podsuwac wybrane sztuki broni. W końcu Dak ujrzał to co chciał. W kącie podtrzymując półkę stał gruby kij o wysokości nieomal takiej jak Tsunga. Kitajczyk podszedł do niego i zanim dozorca zdążył zaprotestować Dak chwycił kij wywalając przy tym półkę. Starzec zakręciłkijem zręcznie wyprowadzając kilka ciosów z niezwykłą gracją. Następnie oparł go o ziemię i wykręcił pół salto. Wtedy najwyraźniej zadowolony z przeprowadzonej próby rzekł do dozorcy który stałprzyglądając się temu małemu pokazowi z rozdziawioną gębą.
-Tak to będzie w sam raz coś dla mnie- powiedział Dak Kon Tsung.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Casp
Mudżahedin
Posty: 308

Post autor: Casp »

Ice-T pisze:
Andmiz o ile się nie myle masz żle dobrane dodatki chyba ze kraśki mogą mieć więcej niż 2(cecha + dodatek)
Dragon slayer ma bonusową umiejętność - patrz zasady

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Ice-T teoretycznie powinienem ci pozwolić na ilmitarowy topór, bo zdaje się, że wszystkie elfy biegają z ilmitarową bronią. Ale masz już płaszczyk, co Ci podpakowuje postać, więc niestety ilmitaru nie dostaniesz, no chyda, że ilmitar miał by być zmieniony na dodatek.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

ODPOWIEDZ