Arena Śmierci nr 31 - Płonące Piaski Khemri

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Arena Śmierci nr 31 - Płonące Piaski Khemri

Post autor: Naviedzony »

Arena Śmierci - edycja 31 - Płonące Piaski Khemri

Niski, zasuszony człowieczek okutany w podartą szatę skończył obserwacje i z zadumą zapatrzył się w różowiejący horyzont. Po kilku chwilach wschodnie niebo eksplodowało blaskiem, gdy pierwsze promienie nehekhariańskiego słońca rozproszyły poranne miraże. Ognista kula wspinała się na nieboskłon pęczniejąc płomiennym żarem, aż patrzenie w gorejące oblicze bogów stało się nie do zniesienia nawet dla wyschniętych oczu licza.
Neferneferuaten odwrócił wzrok i podpierając się złotym kosturem opuścił obserwatorium. Jego bose stopy, obciągnięte szarą skórą odgarniały na boki krążące na schodach skorpiony, szybko przesuwając się po zapiaszczonych stopniach. Kapłan poprawił ceremonialną szatę i stanął u wrót piramidy. Jej doskonale symetryczna bryła wznosiła się na wiele stóp, godząc w turkusowe niebo. Neferneferuaten zbliżył się do malowanych odrzwi sunąc paznokciem po ścianie. Kamienie przesunęły się z chrobotem i wrota stanęły otworem wpuszczając pierwsze promienie wschodzącego słońca do przepastnej komnaty grobowej. Cień obelisku pokazywał centralny punkt sali, spoczywając na wyrytym w złocie obliczu starożytnego faraona.
Kapłan zaintonował pierwszą inkantację, cichym i śpiewnym głosem. Spleciona z modlitwą i pierwszymi promieniami świtu popłynęła poprzez gorące powietrze. Starożytne, niemal zapomniane słowa prześlizgnęły się niepostrzeżenie poprzez czas i przestrzeń oblekając nieśmiertelną duszę Settry w zmumifikowane ciało. Tysiące szkieletowych gwardzistów strząsnęło z siebie kurz wielu stuleci. Wśród klekotu i chrzęstu rozległ się chropowaty dźwięk otwieranego sarkofagu.
Neferneferuaten minął niekończące się szeregi przebudzonych żołnierzy i skłonił się z wolna przed wspaniałością faraona.
- Czas już nadszedł. - wyszeptał kapłan - Panie mój! Pora przypomnieć światu potęgę Nehekhary.
- Arcykapłanie... obudź mój naród.

Wiele dni później arcykapłan Neferneferuaten przemierzał już pustynną Nehekharę, a gdzie się pojawił, tam zmarli wstawali z miejsc swego spoczynku. Wylegli tłumnie, hołubiąc w szkieletowych ciałach strzępy swej nieśmiertelnej duszy i echa dawnych pragnień. Zapełnili aleje wielkich nekropolii, które już przed setkami lat przerosły największe miasta Starego Świata, kierując się do stolicy swego kraju, by - jak przed wieloma laty - żyć i umierać na chwałę swego pana. Gdy ulice Khemri zaroiły się od nieumarłych mieszkańców, toczących nieskończoność upiorną parodię życia, faron Settra stanął w oknie pałacu królewskiego i zawołał doradców.
- Będziemy toczyć wojny, aż opanujemy świat - oświadczył - Ale spaliśmy z bogami przez wiele lat. Świat się zmienił. Wezwiemy najpotężniejszych wojowników spośród wszystkich nacji i ujrzymy, czego spodziewać się można na polach bitew.
A oni skłonili nagie czaszki i jeszcze tego samego dnia szkieletowe poczty wyruszyły na wszystkie strony świata niosąc poselstwo od tego, który wzywa po chwalebną śmierć i nieśmiertelną chwałę.

Witajcie!
Oto następna odsłona Areny Śmierci! Tym razem scenerią są rozpalone piaski Nehekhary, wśród których Wasi bohaterowie stoczą walki na śmierć i życie. Wygrany jest tylko jeden, ale chwała czeka wszystkich.

W celu zgłoszenia na Arenie swojego udziału należy podać informacje o swojej postaci w taki sposób, w jaki zapisano to poniżej:
-Imię postaci
-Informacje dotyczące tego, kim jest Twój Bohater-(dla przykładu, Dark Elf Noble, Empire Captain)
-Broń lub bronie, którą wybieramy z listy oręża.
-Zbroja lub jej brak.
-Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.
-Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności. W tym miejscu dopisujemy też Mutacje, jeśli dotyczą postaci.
-Historia Postaci, tj. jak i dlaczego znalazła się na Arenie Śmierci.

Każdej postaci przysługuje wybór jednego typu oręża dwuręcznego lub dwóch broni jednoręcznych, jednej zbroi (z wyjątkiem Tarczy i Hełmu, które możemy wybrać dodatkowo, nie wykorzystując limitu zbroi), jednej Umiejętności Specjalnej i jednego Ekwipunku.
Jedynie postacie, które mogą używać Magii to Książęta Grobowców, Kapłani i Heroldowie Tzeentcha.
Na Arenę nie zgłasza się lordów z żadnej z ras.

Zasady dodatkowe:
Umiejętności przynależne do rasy są respektowane w pełnej rozciągłości.
- Postacie z zasadą Armed to da Theef mogą wziąć tyle oręża, ile wykorzystują limity dwóch broni dwuręcznych, czyli: Dwie bronie dwuręczne (oczywiście używają tylko jednej na raz) albo cztery bronie jednoręczne, albo jedną broń dwuręczną i dwie jednoręczne.
-Skinki, Skaveński Wódz, Gnoblar Choncho, Ludzie maści wszelakiej(Imperium, Najemnicy, Słudzy Pani Jeziora , Dzierżyciel Ikony, Gobliny, Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Zabójcy Skaveńscy i Druchii nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
-Saurusi-Weterani, Grobowi Książęta i Asrai nie mogą nosić zbroi cięższych niż średnia.
-Death Hag nie nosi zbroi cięższej niż lekka.
-Ogry oraz Minotaury posiadają albo Umiejętność Specjalną albo Ekwipunek.
-Krasnoludzki Zabójca nie może mieć żadnej zbroi.
-Branchwraithy nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku. Posiadają za to 3 umiejętności do wyboru.
-Demony nie mogą wybierać broni, zbroi ani ekwipunku. Rekompensuje im to możność wyboru jednej Mutacji oraz dwóch Umiejętności Specjalnych. Demony wszelkiej maści zawsze walczą za pomocą broni naturalnej. Dotyczy to wszystkich demonów, nie tylko heraldów (tak, można grać np. zwykłą szeregową demonetką).
-Gnoblary z bazy zyskują umiejętność Niesamowite Szczęście.
-Wojownicy Chaosu i Zwierzoludzie mogą zamiast ekwipunku, wybrać jedną mutację dostępną z sekcji Mutacje.


Oręż:
(każdy może walczyć dowolnym zestawem dwóch broni jednoręcznych)
(Broń strzelecka wszelkiego rodzaju liczy się jako jedna broń jednoręczna)
(Domyślnie każda postać wyposażona jest w nóż (nie jest to sztylet!), którym walczy w razie utraty broni)
(Można brać dwie bronie strzeleckie, ale wtedy w walce wręcz postać używa noża)

Oręż naturalny (kły, szpony itp.)
Kastety
Pazury bitewne( tylko asassini)
Sztylet
Krótki miecz
Długi miecz
Rapier
Topór
Włócznia(jednorącz)
Młot
Młot białych wilków(tylko rycerze białego wilka-imperium)
Korbacz
Maczuga
Siekacz (tylko orkowie)
Katana
Wakizashi
Gwiazda zaranna
Bicz
Bastard (jednoręczny)
Miecz Dwuręczny
Topór Dwuręczny
Halabarda
Cep Bojowy
Proca(tylko niziołki)
Kusza pistoletowa( Tylko Mroczne Elfy i Łowcy Czarownic)
Plujka (tylko skinki)
Noże do rzucania
Pistolet (tylko Skaveńscy Wodzowie, Kapitanowie i Inżynierowie Imperium, Krasnoludy, Najemnicy)
Miecz Podwójny
Topór Podwójny
Kula Fanatyka ( tylko Goblińscy Fanatycy)
Łuk Krótki
Łuk Długi


Zbroje:

Lekka zbroja
Średnia zbroja
Ciężka zbroja
Pełna Zbroja Płytowa (tylko Imperium)
Zbroja z Ilthimaru(tylko wysokie Elfy)
Zbroja z Gromrilu( tylko Krasnoludy zwykłe)
Zbroja Chaosu( tylko Wywyższeni Wybrańcy i Krasnoludy Chaosu)
Tarcza:
-Puklerz(pozwala walczyć przy użyciu dwóch broni)
-Tarcza Średnia
-Tarcza Ciężka
-Hełm:
-Lekki( tudzież czapka, kawał szmaty, zapewniający minimalną ochronę)
-Średni(Łuskowy, Stożkowy etc.)
-Ciężki(Garnczkowy etc.)


Ekwipunek:

Amulet Trzykrotnie Błogosławionej Miedzi
Pierścień Protekcji
Święty Oręż
Bomby Zapalające
Paraliżująca Toksyna
Bugman XXXXXXX (tylko Krasnoludy- reszta zachlała by się na śmierć)
Obręcz Szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Święta/Nieświęta Ikona
Korzeń wielkiego dębu( tylko Asrai i Branchwraithy )
Lwi płaszcz (tylko high elfy)
Okular z górskiego szkła (tylko krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni
Wampiryczny Oręż
Mięso trolla ( tylko gobliny)
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Płaszcz z morskiego smoka (tylko Druchi)
Księga Tajemnic( każdy z wyjątkiem Krasnoludów)
Personalna Księga Krzywd (tylko Krasnoludy)
Żałobne Ostrze
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Runiczny Oręż( tylko Krasnoludy i Norsmeni)
Stymulant
Trucizna Jadowa
Trucizna Czarny lotos
Trucizna Mantikory
Usypiacz
Woda Święcona
Wyostrzenie broni
Ząbkowane Ostrze

Eksperymentalna Broń( tylko Skaveni, Krasnoludzcy Inżynierowie i Członkowie Kolegium Inżynieryjnego z Nuln- Pozwala pobrać jedną eksperymentalną broń z listy poniżej):
-Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica( tylko Ludzie)
-Krasnoludzka Niezawodna Strzelba (tylko Krasnoludy)
-Mini-Miotacz Spaczo-Płomienia (tylko Skaveni)


Specjalne Umiejętności:

Niekontrolowany Szał
Onieśmielający
Wytrawny Demagog
Wirujący Atak
Błogosławiony przez Panią (tylko Bretończycy)
Honor i Cnota( tylko Bretończycy i Kapitanowie Imperium)
Defensywny Styl Walki
Ofensywny Styl Walki
Szaleńczy Styl Walki
Błogosławiony przez Duchy Lasu( tylko Asrai i Branchwraith'y)
Wytrawny Taktyk
Mistrz Oręża
Obrońca Pokrzywdzonych
Kensai (tylko Najemnik, pochodzący ze Wschodu)
Nie jedno widział w swym życiu
Celne Ciosy
Mistrz Fechtunku
Nieprawdopodobne Szczęście
Tarczownik(wymagana tarcza)
Wilk Morski
Sadysta
Wytrzymały
Dekapitator
Błyskawiczny Blok
Sprawny Kontratak
Tysiącletnie Wyszkolenie ( tylko Elfy maści wszelakiej i Dawi)
Fanatyzm
Wszechwiedzący
Zguba Demonów
Skłonności Masochistyczne
Zguba Śmiertelnych (tylko Nieumarli i Demony)
Łaska Bogów
Błyskawiczny Unik
Niezwykle Silny
Wytrwały Niczym Góra
Rasista
Starożytny Władca( tylko Wampiry i Książęta Grobowców)
Zabójcza Klątwa( tylko Książęta Grobowców)
Dłoń Losu
Intrygant
Kontakty z Półświatkiem
Syn Słońca, Brat Księżyca
Opętanie
Łowca Czarownic (tylko Ludzie)
Nemesis Nieumarłych (wszyscy oprócz nieumarłych)
Gladiator
Niewrażliwy na Ból
Sokole Oko
Mistrz Sztuk Czarnoksięskich (tylko Heroldowie Tzeentcha)
Medytacyjne Skupienie (nie dla postaci z Szałem (frenzy))
Wampirza Linia Krwi (tylko Wampiry):
- Necrarch
- Krwawy Smok
- Lahmia
- Strigoi
-Von Carstein


Mutacje:
Obrzydliwie Opasły
Śluzowate Ciało
Dodatkowe Kończyny
Podmieniec
Spaczona Wola
Zwierzęce Kończyny
Trująca Krew
Pasożytniczy Bliźniak
Podwojenie
Mechanoid
Psychopatyczna Mizantropia
Płomienne Ciało
Potężne Rogi
Macki
Bestia o Tysiącach Oczu
Likantropia
Żywiciel Tysiąca Plag
Odurzające Piżmo
Kły Jadowe
Oblicze Demona
Wywrócony na Wierzch
Przerażająca Aparycja
Ognisty Dech
Nienaturalny Refleks
Pożeracz Dusz
Syreni Śpiew
Hipnotyczne Spojrzenie

Piętna Chaosu (w ramach umiejętności) :
Piętno Khorna
Piętno Nurgla
Piętno Tzeentcha
Piętno Slaanesha


Rozwój postaci:
Po każdej swojej wygranej walce bohater nabiera doświadczenia, co pozwala na jego nieustanny rozwój i zwiększenie umiejętności. Każdy gracz może zdecydować według własnego uznania w którym kierunku rozwinąć postać. Rozwój następuje poprzez wybór treningu z listy dostępnych poniżej. Wyszkolenie kumuluje się, czyli bohater, który ma za sobą dwie zwycięskie walki może dołączyć dwa wyszkolenia i obydwa będą wpływały na jego postać.
Trening musi zostać wybrany najlepiej zaraz po zakończonej walce (miło widziany opis fabularny), a najpóźniej przed rozlosowaniem par w następnej turze Areny. W przeciwnym wypadku postać okazała się zbyt leniwa na ćwiczenia i straciła swoją szansę.
- Trening Siły
- Trening Zręczności
- Trening Wytrzymałości
- Trening Szybkości
- Trening Woli


Relikwie Niepokonanych:
W każdym zakątku świata, do którego dotarła wieść o Arenach Śmierci, ludzie i nieludzie z czcią lub strachem powtarzają imiona Niepokonanych. Zwycięzcy Aren to najpotężniejsi wojownicy, nierzadko wspominani w pieśniach i balladach, lecz każdy z nich zostawił po sobie coś więcej niż legendę. Po świecie rozsiane są relikwie, w których zamknięta znajduje się część ich mocy. Śmiałek, który wejdzie w posiadanie Relikwii Niepokonanego bez strachu wstępuje na piaski Areny wierząc, że los będzie sprzyjał mu jako dziedzicowi zwycięzcy.
Relikwie Niepokonanych losowo przyznawane są w tej odsłonie Areny (zamiast zwyczajowych miksturek zdrowia) za trzy najlepsze historie postaci. Każda Relikwia nosi imię byłego zwycięzcy Areny, co (jak myślę) jest miłe i całkiem nobilitujące. Relikwie dają przewagę w walce, ale nie gwarantują zwycięstwa. Istotną sprawą jest fakt, że zwycięzca zabiera relikwię pokonanego (!), co oznacza, że walka z przeciwnikiem posiadającym Relikwię jest utrudnieniem, ale daje szansę na zyskanie przewagi. Można korzystać tylko z jednej Relikwii na raz (wybór należy do gracza), inaczej bowiem ich moc znosiłaby się wzajemnie.
Lista relikwii:
- Kawałek Ogonka Skiririta
- Oko Edwina Wszechwiedzącego
- Łuska ze Zbroi Cossaliona
- Ząb Otto Kalmana
- Kieł Axelhearta Strigoi
- Pióro z Kapelusza Karola Wallensteina
- Esencja Judasza Przeklętego
- Kropla Trucizny Khaerta Abaletha
- Drzazga z Topora Beoreda Drwala
- Zrogowaciały Naskórek Loq'Qua'Chaqa
- Opaska Kaelosa
- Medalion Aethisa
- Kłaczek z Wilczej Skóry Ragnara
- Ułomek ze Sztyletu Tullhira Matkobójcy
- Kosmyk z Brody Korra Wildhammera
- Włos z Irokeza Fjowarla Alricksona
- Widelec Ogra Ни-колай Ва-лу-ев
- Kawałek Kory Caragany Arborescencs
- Szarfa Sir Gwidona de Fannes
- Ogniwo z Łańcucha Khurgaza Burzyciela
- Trzonowiec Gorgutza
- Kropla Krwi Wyrteriona Okrwawionego
- Cięciwa Fairrlana
- Pierścień Olafomira Niedźwiedziej Pięści
- Słony Śluz Ula'tho'issh'isa

Limit miejsc:16.

1)
Poszukiwacz Walki , Zabójca Tyranów, Niszczycielski Begrog, Miażdżyczaszka
Ogr zabijaka.

2)
Bliz;
Herald of Slaanesh

3)Thorlek, Czempion Karaz-a-Karak
Dwarf Ironbreaker

4)Zarthog Twarda Ściana
Black Orc Big Boss

5)Schaler'a Geormich
Empire Capitan

6)Malcator Finnaen
Dark Elf Assassin

7) Legion
Spirit Host

8 ) Slarhen Bloodblade
Mroczny Elf Egzekutor

9)Khar'Azghar
Chaos Dwarf Infernal Ironsworn – Deathmask

10)Tewark z Jasnych Stoków
Bretoński Errant Knight

11)Maximus Orgazmus
Wampir

12)Kurt Pfeiffer
łowca czarownic

13)Gerfuld
Krasnolud, Zabójca Smoków

14)Beton, zwany Żelaznym Pazurem
(Savage Orc Boss)

15) Kazik
Gnoblar Choncho

16) Karth
Dark Elf Noble

LISTA ZAMKNIĘTA!
Ostatnio zmieniony 5 mar 2012, o 23:21 przez Naviedzony, łącznie zmieniany 8 razy.

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

Poszukiwacz Walki , Zabójca Tyranów, Niszczycielski Begrog, Miażdżyczaszka
Ogr zabijaka.
Umiejętność: Dekapitator
Broń: Wielki kawał granitu okuty w meteorytową stal, na długim drzewcu. ( broń dwuręczna, młot)
Hełm: Kawał blachy przypominający szyszak z kolczugą opadającą na kark ( Ciężki)
Zbroja: Fragmenty zdobycznych zbroi posklejanych na coś na kształt pancerza( Średnia)


W życiu bywa różnie, jedni rodzą się na straconej pozycji z której nie wychodzą, inni zaprzepaszczają swoje szanse lekkomyślnością i głupotą. Begrog nie należał do żadnej z tych grup. Już od samego początku miał wiele szczęścia, które umiejętnie wykorzystał. Jako syn głównego żelazobrzucha plemienia dostał wedle starej tradycji młodego nosorożnika, którego miał podnosić dwa razy dziennie rano i wieczorem(mimo iż ogrowi przybywało krzepy to jednak wysiłek był jednakowy- w końcu zwierzę też rosło). Dzięki temu Begrog wyrósł na silnego tłustego ogra który był szanowanym członkiem plemienia.
Jednak wszystko miało się zmienić na jednej z dorocznych międzyplemiennych ucz na szczycie wulkanu. W trakcie świętowania jeden z tyranów pomniejszych plemion Gaushag chwaląc się odwagą przed kamratami pożarł ulubionego gnoblara Begroga. Ten w furii wyzwał pyszałka na pojedynek, który zakończył efektownym ciosem maczugi rozbryzgującym mózg przeciwnika ku uciesze publiczności. Jednak mimo, iż pokonał panującego tyrana nie zajął jego miejsca. Złamanie odwiecznych tradycji musiał okupić tym, że został on z Gór Lamentu wygnany.
Postanowił wieść żywot płatnego zabijaki. W końcu jednak dołączył jako najemnik do oddziałów Imperium. Swój rynsztunek który był dla niego jedynym bliskim zdobywał w czasie wielu lat służby. Walcząc u boku Wielkich Mieczy poznał on techniki walki wielkimi brońmy do tego stopnia, że ceny jego coraz sławniejszych usług starczały mu nie tylko na bieżące utrzymanie, ale zebrał też pokaźną sumę w krasnoludzkich bankach. Jego mniemanie o samym sobie jako niezwyciężonym wojowniku rosło z roku na rok. Jednak w jednej z niezliczonych bitew świat Begroga znów wywrócił się do góry nogami. W trakcie obrony jednego z imperialnych miast przed hordami północy osłupiał gdy ujrzał wojowników Khrona walczących z jego wieloletnimi towarzyszami broni. Ci zakuci w zbroje heretycy miażdżyli, a wręcz rozmazywali po ziemi ludzi, z którymi Begrog jeszcze nigdy się nie mierzył w obawie przed porażką. Sam nie wiedząc czy to posoka lejąca się ku chwale Khorna czy śmierć dobrych znajomych wyprowadziła go w szaleńczy szał. Świadkowie zdarzenia które później zaszło co rusz się prześcigają w wymyślaniu bardziej widowiskowych ciosów. Według tego co udało się zebrać z masy plotek i domysłów na pół przytomnych lub konających żołnierzy Begrog sam przerżnął się przez kilkunasto osobową grupę berserków Khorna. Jego wirująca maczuga miażdżyła zdroje i odrzucała nieszczęśników do koła. Sam Begrog cudem przeżył to starcie. Mimo utraty ucha dwóch palców i wielu ran ciętych zdołał przeżyć mdlejąc po tym jak dobił ostatniego z przeciwników zamieniając go w krwawą miazgę. Gdy się obudził w imperialnym lazarecie okazało się, że minęły trzy dni od pamiętnej bitwy.
Od tamtego czasu Begrog całkowicie zmienił swój sposób walki i porzucił najemnictwo. Wędrował by walczyć i ćwiczyć. Całkowicie zatracił się w sztuce zabijania. Czerpał pełną satysfakcję z walki, im trudniejszy przeciwnik tym większą radość sprawiało mu pokonanie go i dodanie jego czaszki do swojej kolekcji którą nosi na szyi.
Podczas jednej z wielu podróży postanowił, że odpocznie w lokalnej karczmie. W trakcie gdy Begrog kończył dzika którego popijał taką ilością piwa, że starczyło by na powalenie z nóg kilku tęgich krasnoludów do gospody wszedł tajemniczy gość. Jego krępe ruchy oraz postura zdradzały, że miał do czynienia z weteranem wielu bitew lub zabijaką z większym doświadczeniem. Długi płaszcz z kapturem zarzuconym na głowę nie pozwalały ujawnić tożsamości przybysza. Jednak Begrog wyraźnie dojrzał wystającą rękojeść dwuręcznego miecza. Ten kształt jelca i rękojeści miały zabawki były dostępne tylko dla wąskiego grona ludzi. Dokładniej rzecz ujmując tylko oddziały wielkich mieczy miały dostęp do tej broni. Begrog szybkim jak na ogra ruchem wstał od stołu i trzymając rękę na trzonie swojej maczugi podszedł do łotra, który śmiał napaść na jego były towarzyszy broni. Mimo, iż oddział w którym walczył już nie istniał nadal czuł silną więź z kolegami z tamtych czasów. Chwycił przybysza za ramię i mocnym ruchem szarpnął go obracając w swoją stronę. W ułamku sekundy nieznajomy wyciągną miecz i zadał cios w kierunku Bezroga. Gdyby nie refleks dzięki któremu odbił cios stalową bransoletą prawdopodobnie byłby już o jedną rękę uszczuplony. Odskoczył do tyłu sięgając po maczugę. Stali naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem i celując w siebie brońmy które normalny człowiek by musiał zarzucić na kark by je podnieść i które jednym ciosem były w stanie dekapitować po kilku przeciwników na raz. Po krótszej chwili nieznajomy opuścił miecz i zaczął się śmiać. Wybuch ten całkowicie zaskoczył Begroga. Przybysz który przed chwilą prawie zarąbał ogra szedł teraz w jego kierunku z otwartymi ramionami.
- Co grubasie, nie poznajesz starego druha ? To ja Wilard!
- Em… - Begrog kiepsko mówił ludzkim mimo tego, że wszystko rozumiał. W jego umyśle zaczynały świtać myśli i obrazy z przed lat. Dopiero po chwili zaczął łączyć fakty i odnalazł w stertach wspomnień odpowiednie wydarzenia. Stał oto przed nim człowiek z którym spędził kilka ładnych lat walcząc w imię imperatora –Witaj. To ty… ten żyjesz?
- Jeszcze dycham. Ostatnio sporo się o tobie słyszy w okolicy. Ponoć założyłeś się z lokalnym kupcem, że nie przebijesz się przez wrota do jego domu. Ja rozumiem, że Ci jest gotówka potrzebna ale wyrwanie stalowych drzwi krasnoludzkiej produkcji z zawiasów razem z kawałami ścinany było chyba lekką przesadą. W każdym bądź razie mów lepiej co u ciebie.
- A nic. Tum zabił, tam zabił trochę grosza zarobił. Ale dobrej bitki nie umie znaleźć. Od dawna nie walczył z mocnym wojem.
- A no prawda od kiedy ci przeklęci wyznawcy mrocznych bogów zaczynają się wałęsać na północy, wszystek chłopca co silniejszy są wcielani do armii. Mnie się cudem udało uniknąć powrotu do tego piekła. Niech Sigmar czuwa nad duszami poległych. Ale nie to mnie sprowadza w te strony. Słyszałem, że 2 dni drogi stąd odbędzie się turniej wojowników. Lecz to nie będzie zwykła arena. Ponoć tylko jeden z zabijaków którzy tam trafiają wraca żywy. Tym razem cała ta masakra odbędzie się na pustyni Khemri.
-Lubi dużą rzeźnię. Więcej wrogów i więcej mięsa. Mhmmm… Kiedy idziem ?
- Czasu zostało nam niewiele, ale to niedaleko stąd. Dziś zostaniemy jeszcze na popas. Bądź gotowy o poranku.
- Tak zrobię- powiedział Begrog i udał się do pokoju. Wiedział, że z wyprawy na którą się udaje prawdopodobnie nie wróci żywy, ale wiedział tez jedno- jedyny krzyk który usłyszą widzowie areny z jego strony to będzie wrzask triumfu, nic więcej…


Begrog, to duży tłusty ogr mający problemy z mówieniem po ludzku( rozumie dobrze). Jest w sile ogrzego wieku, lubuje się w stawianiu sobie coraz większych wyzwań. Ma brzydki, ale efektowny zwyczaj urywania przeciwnikowi głowy gołymi rękoma o ile coś z niej po walce zostanie. Lubi dobrze wypić i się najeść( wiem to oczywiste bo to ogr :) ).

To mój debiut więc jak coś pochrzaniłem to proszę dać znać :)
Ostatnio zmieniony 2 mar 2012, o 23:27 przez kubencjusz, łącznie zmieniany 2 razy.

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

Mam pytanie odnośnie zasad, czy broń magiczna może zostać zatruta? Które przedmioty są jednorazowe?
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

Majestic pisze:Mam pytanie odnośnie zasad, czy broń magiczna może zostać zatruta?
Tak.
Majestic pisze:Które przedmioty są jednorazowe?
Wszystko z działu Ekwipunek jest wielorazowe. Zakładam, że Bohater nie wykorzystuje całego swojego zapasu (np. stymulantu lub eliksiru) na raz. Wszak ma zamiar stoczyć aż cztery walki i wszystkie zwycięskie.

chida
Wałkarz
Posty: 60

Post autor: chida »

IMIĘ POSTACI: Bliz;
KIM JEST POSTAĆ: Herald of Slaanesh
BROŃ: naturalna( pazury i kły);
MUTACJE:hipnotyczne spojrzenie;
UMIEJĘTNOŚCI: piętno Slaanesha, skłonności masochistyczne;
HISTORIA POSTACI:Mówi się,że Bliz narodziła się z najsilniejszego z orgazmów Slaanesha, i nikt nawet śmiał w to wątpić. Była piękna i dzika jak sama rozkosz. Pan Pokus często znajdował przyjemnoć w drapaniu przez pazury Bliz. Hipnotyczne spojrzenie sprawiało,że nawet najbieglejsze w swej sztuce demonetki schodziły jej z drogi. Każdy w krainie eternalnej rozkoszy wiedział, co groziło za atak na faworytę Slaanesha. Bliz była wyuzdana i nieprzewidywalna, ale za to właśnie najbardzej cenił ją Bóg Chaosu.
Podczas jednej z nieskończonych uczt i orgii w pałacu Slaanesha Blitz zabiła inną demonetkę. Pan Rozkoszy wezwał ją przed swoje piękne oblicze:
-Moja Ukochana Blitz - zaczął łagodnie Pan Chaosu- dlaczego zachowujesz się, jak sługi Khorna? Wiesz przecież,że tego nie toleruję. Widok wnętrzności Kainy rozwleczonych po moim pałacu napawają mnie wstrętem. Nie mam Ci za złe,że ją zabiłaś, w końcu orgazm nazywany jest małą śmiercią. Wierzę,że miałas z tego przyjemność, a przecież ją czcimy i jej składamy modły przy każdej uczcie. Jednak...- tu oczy Pana Rozkoszy nabrały surowości- w twoim zachowaniu nie znajduję finezji, przyjmności ani piękna.Zachowałaś się jak Ci bezmózgowi nieokszesańcy dla których najważniejsze to zabić i to jak najokrutniej i jak najbrutalniej. Skoro zaś stajesię to i Twoją manierą, to posyłam Cię na arenę, gdzie będziesz mogła dać wyraz swojej bezmyśknej furii. Jeżeli jakimś cudem uda Ci się wygrać - w głosie Slaanesha słychac było pobłażanie- przyjmę Cię znów do swojego domu. -
Po tej przemowie Pan Pokus zstąpił ze swego tronu i złożył na ustach Blizt ostatni, niemalże śmiertelny pocałunek.
Blitz obudził się oszołomiona pocałunkiem.Znajdowała się w środku pustyni. W uszach słyszała tylko ostatnie słowa Slaanesha- Będę na Ciebie czekał, a gdy wrócisz zaznasz rozkoszy ponad miarę-
Blitz pchana pożądaniem postanowiła wygrać arenę. Pragnienie dawało jej siłę i pospiesznie udała się do Khemri, by tam stanąć do walki w arenie i odzyskać wględy Pana Pokus.
- Oto jestem- pomyślała Blitz.
Jej oczom ukazało się wnieumarłe miasto, którego dawną świetność można było dostrzec tylko na świtątyniach, których kopuły gdzieniegdzie jeszcze pokrywała warstwa czystego złota.
Ostatnio zmieniony 2 mar 2012, o 19:49 przez chida, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

Moje oczy! :shock:

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Thorlek, Czempion Karaz-a-Karak
(Traktować jako Dwarf Ironbreaker)
Broń: Jednoręczny topór
Zbroja: Zbroja z Gromrilu, Ciężka Tarcza, Ciężki Hełm
Umiejętności Specjalne : Mistrz Oręża
Ekwipunek : Runiczny Oręż


Kolejny wyjątkowo silny podmuch mroźnego wiatru omal nie wyrwał sztandaru z rąk krasnoludzkiego chorążego. Ten jednak spiął się i przytrzymał drzewiec z całej siły, opierając go o ziemię. I bardzo dobrze, bo w przeciwnym razie Thorlek kazałby wyrwać mu jaja razem z brodą, przebrać za samicę Trolla i porzucić samego na północy Kislevu. Upuścić sztandar tuż przed bitwą ! Księga Krzywd wzbogaciłaby się o cały nowy rozdział.
Tan przestał na chwilę myśleć o potencjalnej hańbie i po raz kolejny wbił wzrok w przeciwległy kraniec doliny. Widoczność nadal była równa zeru, a śnieżyca wcale nie zdawała się słabnąć. Jeśli raporty zwiadowców są prawdziwe i całe orkowe WAAAAAGH faktycznie miało zamiar przejść przez przełęcz, której przysięgł strzec, kransoludy czeka ciężka bitwa... Thorlek zdjął misternie rzeźbiony hełm wykuty w Karaz-a-Karak i zlustrował swoje siły stojące w równym szeregu. Jego mała armia składała się w większości z wojowników z różnych twierdz oraz krasnoludzkich strażników, którzy normalnie stacjonowali w oddalonym o kilka mil stąd posterunku. Poza tym miał do dyspozycji dwa działa oraz ponad tuzin elitarnych młotodzierżców, jego osobistej gwardii honorowej.
- Tanie Thorleku ! - Jeden ze zwiadowców, ledwo dysząc dopadł do wodza - Znamy rozmieszczenie i liczebność zielonoskórych.
- Meldować.
- Horda liczy sobie ponad półtorej tysiąca orków, na czele z wielkim wodzem. To prawdopodobnie ta sama banda pokonana dwa tygodnie temu przez Tana Gonara w przełęczy Siedmiu Głazów, a ich herszt to...
- Dokładnie ten sam bydlak który raczył honorowo zwiać z pola bitwy, unikająć tym samym młota mojego czcigodnego kuzyna.
- Zaiste, panie.
Thorlek uśmiechnął się ponuro. Sytuacja nie wyglądała tak źle jak myślał. Sam miał do dyspozycji nie mniej niż pięćset toporów, dzierżonych przez dzielnych i krzepkich krasnoludów. W tej sytuacji orkowie mieli relatywnie niewielką przewagę liczebną. Poza tym Tan miał okazję dokończyć dzieło swojego krewniaka, ponoć jednego z najlepszych strategów Karaz-a-Karak.
-Zobaczymy, kto okaże się najlepszy...
- Mówiłeś coś, panie ?
- Gdzie dokładnie ustawił się nasz przeciwnik ?
- Na przeciwległym krańcu doliny, mamy nad nim przewagę wysokości.
- Durne bydlaki. Dobra robota żołnierzu.
Zwiadowca odmaszerował do swojego szeregu, a Thorlek wspiął się na niebezpieczni śliski głaz. Pięciuset krasnoludów utkwiło w nim swe harde spojrzenia. Tan odchrząknął. Ostry wicher powiewał jego kasztanową brodą i włosami uwiązanymi w schludny warkocz. Jego oblicze, surowe i poznaczone bliznami, nie zdradzało strachu ani niepewności.
- Wojownicy ! - Zaczął, a jego niski, basowy głos odbił się echem wśród górskich szczytów niczym wystrzał z armaty - Banda skretyniałych, zielonych obesrańców po raz kolejny przybyła posmakować naszej stali !
Wśród wojska rozległy się entuzjastyczne pomruki.
- Tym razem jednak mają wyjątkowego pecha - Kontynuował - Ponieważ za tą przełęczą, na którejśmy stanęli niczym stalowy mur, rozciąga się sieć kopalni gromillu, w których pracują nasi rodacy. Lud poczciwy i dobry, ciężko pracujący ku chwale naszego królestwa. Nic więc dziwnego, że te łazjy połasiły się na tą, pozornie, łatwą zdobycz. Na nieszczęście dla nich, wysłano NAS, abyśmy obronili ziemie naszych przodków i pokazali zielonoskórym ich miejsce w przyrodzie. Możemy zrobić to tylko w jeden sposób - WYTACZAJĄC Z ORKÓW MORZE KRWI !
Tłum barczastych brodaczy ryknął jak jeden mąż, prawie zagłuszając szalejącą wichurę. Wykrzykiwali imię swojego Tana,wymachując toporami i młotami bojowymi. Thorlek uśmiechnął się. O morale żołnierzy nie musiał się martwić. Teraz wystarczy dać im dobry przykład w bitwie, zabijając najwięcej przeciwników jak się da. Krasnolud wrócił do swych przybocznych.
- Gorin ! Moja broń !
Ledwie trzydziestoletni wyrostek, będący siostrzeńcem Thorleka, podszedł trzymając piękną, zdobioną tarczę i jednoręczny topór.
- Stryju, daj mi walczyć, jestem gotów - Jęknął błagalnie, podając osprzęt,
- Już ci mówiłem. Jeszcze dwie, trzy bitwy i być może dami ci postrzelać z kuszy, ale teraz masz stać przy działach i pomagać kanonierom. Nie mam zamiaru szukać twoich zwłok wśród orków i oddawać ich twojej matce.
- Ale przecież przysłała mnie do ciebie abym stał się prawdziwym mężczyzną...
- Jak teraz zginiesz do nigdy nie zmężniejesz. A teraz jazda do armat.
Podrostek, złorzecząc pod nosem, udał się w kierunku umocnionych pozycji na wzgórzu. Tan zaklął. Gorin powinien walczyć u boku swojego ojca... Niestety jego szwagier nigdy nawet nie zobaczył swojego syna, ginąc w jednej z wielu bitew ze Skavenami. Sam był świadkiem jego heroicznej walki z plugawymi szczuroludźmi. Powalił ich całe setki, zanim padł od uderzenia potężnego szczuroogra. Właśnie po tej batalii Tholrek okazał się godzien do dowodzenia swymi pobratymcami w bitwie.
Tan założył szeroką, pokrytą runami tarczę, która ratowała życie jego przodkom do ośmiu pokoleń wstecz i dobył topora. Piękna to była broń, o długim trzonku i mocnym ostrzu. Podczas walki nie trzeba było nawet wkładać zbyt wielkiej siły w ciosy. Wystarczyło unieść oręż, a ten sam spadał na wroga krusząc hełmy i rozwalając czaszki.
Właśnie sprawdzał, czy aby wszystkie pasy mocujące jego gromilowy pancerz są ciasno zapięte, gdy usłyszał za plecami znajomy głos.
- Ładna przemowa, stary draniu.
Tan odwrócił się i ujrzał krasnoluda z jasno pomarańczowymi włosami postawionymi na sztorc, ubranego wyłącznie w krótkie spodenki, mimo faktu że jego plwociny zamarzały nim dotknęły podłoża.
- Drugni ! Jak się tu do cholery znalazłeś ? Nie widziałem cię gdy tu maszerowaliśmy.
Drugni, nazywający siebie Niezwyciężonym, wziął porządnego łyka ze skórzanego bukłaka i wyszczerzył kilka ocalałych zębów w imitacji uśmiechu.
- Siedziałem sobie w cieplutkim posterunku kilka mil stąd, gdy usłyszałem że mój kumpel Tan Thorlek ma zamiar wpieprzyć kilku orkom. Nakradłem tyle wódy ile tylko zdołałem i przybiegłem tutaj. Zdrowie !
Opróżnił bukłak do końca i wywalił go w śnieg. Tan uśmiechnął się. Znał Drugniego od wielu lat, zdarzało im się spotykać w pewnych określonych sytuacjach. Były to głównie libacje i bitwy.
- Jak myślisz - Thorlek zwrócił się do Zabójcy - Ta cholerna śnieżyca w końcu przeminie ? Walka z orkami bez armat i kuszników raczej nie będzie zbyt ciekawa.
- Nie wspominając o fakcie, że nie mogę zobaczyć czubka własnej pieprzonej brody - Zabójca głośno beknął - Ale bez obaw. Za jakieś pół godziny powinna przejść.
Thorlek uniósł brwi.
- Jesteś pewien ?
- Uwierz mi, nie takie rzeczy się widziało.
Tan nie miał zamiaru kwestionować zdania Drugniego. Dobrze wiedział, że zabójca ma rację. Jak dotychczas, nigdy się nie pomylił.
-Więc wystarczy nam tylko czekać.

***

Dokładnie dwa kwadranse później śnieżyca przeszła jak ręką odjął. Powietrze stało się klarowne i rześkie, niebo nabrało koloru błękitu.
- Piękny dzień na bitwę ! - krzyknął Drugni do pozostałych krasnoludów. Odpowiedziały mu bitewne okrzyki. Orkowie najwyraźniej stwierdzili to samo, bo z przeciwległego krańca doliny dało się usłyszeć potężne WAAAAAGH !
Dopiero teraz dało się zauważyć, że zwiadowcy popełnili straszny błąd w szacunkach. Na oko Thorleka orków było przynajmniej trzy tysiące, ich zielone oddziały zajmowały prawie całą szerokość przełęczy. Krasnoludy stojące w pierwszym szeregu także zauważyli przewagę liczebną wroga. Ich surowe oblicza stężały jeszcze bardziej, na ogorzałych od mroźnego wiatru twarzach zagościła bezbrzeżna determinacja.
- Może wywołają lawinę i będziemy mieli bitwę z głowy ? - Zagadał Gorin do pozostałych artylerzystów. Ci parsknęli śmiechem i podali młodemu butelkę gorzały.
-Nie będziemy po tym gorzej strzelać ?
Pijany w sztok inżynier tylko roześmiał się głośno.
Nagle orkowie ruszyli do przodu i zaczęli pędzić w stronę krasnoludzkich pozycji, stosując ich ulubioną taktykę "Dojć i walnij czopom". Thorlek skinął na inżyniera. Ten z trudem doczłapał do Tana.
- Macie walić do nich wszystkim co tylko macie - wydał predyspozycje - W Zhufbar mają usłyszeć wasze strzały.
-Taaa jest... - Krasnolud "odmaszerował" do swoich. Tan założył swój hełm i ścisnął mocniej topór.
Synowie Gór nigdy się nie poddają. Niezależnie od tego, jak niezliczone legiony przeciwnik rzuci im na spotkanie, zawsze godnie dadzą opór, albo zginą próbując.

***
Orkowie byli zaledwie trzysta metrów od krasnoludzkich linii. Działa odezwały się dużo wcześniej, zasypując wroga ciężkimi, ołowianymi kulami z zaskakującą, pomnąwszy na stan inżyniera, celnością. Niektóre z nich wypełnione były różnego rodzaju "udogodnieniami", takimi jak cała masa cholernie ostrych kawałków metalu, które po trafieniu kuli w ziemię rozpryskiwały się na wszystkie strony, kalecząc i zabijając. Inne wybuchały ostro pachnącą, chemiczną substancją, która po kontakcie z powietrzem zapalała się, pochłaniając orków w ognistym inferno.
- To mój patent - Pijany inżynier szturchnął Gorina w ramię, wypinając dumnie pierś - Odrobinka paliwa do żyrokopterów, prochu strzelniczego i spirytusu technicznego. W pierwotnym założeniu miał to być oryginalny drink, ale po tym, jak wysadziłem pół obozowiska, uznałem że na polu bitwy będzie miało lepsze zastosowanie.
- A jak sprawiłeś, że zapala się za pomocą powietrza ?
Inżynier spoważniał, nachylił się nad Gorinem i wyszeptał
- Sekretny składnik X !
Gorin nie miał czasu na dalszą dyskusję, bowiem kusznicy wypuścili pierwszą serię bełtów. Wyrządziły mniejszą szkodę niż zapalające pociski, ale i tak znacznie przerzedziły oddziały przeciwnika. Orkowie, podjudzeni zapachem świeżej krwi, wpadli z furią na mur krasnoludzkich tarcz.
Zabijanie rozpoczęło się na poważnie.
Masa umięśnionych, potężnych cielsk napierała na szeregi krępych brodaczy, którzy nie tylko nie odstąpili na krok, ale zdołali utworzyć niewielką wyrwę w nieprzebranym morzu zielonoskórych. Wtedy Drugni wkroczył do akcji. Nieprawdopodobnie wysokim skokiem wypadł przed linię krasnoludów, jeszcze w powietrzu przerąbując najbliższego orka niemal na pół. Stanąwszy twardo na ziemi, rozpoczął swój taniec śmierci. Zdawał się nie przejmować faktem, że wszędzie wokół roiło się od ostrych przedmiotów dzierżonych przez wściekłych, zakutych w stal zielonoskórych, a on sam miał na sobie jedynie tatuaże. Walił toporem na lewo i prawo, wgniatając napierśniki, łamiąc kolana i odrąbując ręce. W końcu wyciął sobie trochę wolnej prestrzeni, zasłanej niemal w całości przez potrzaskane zwłoki. Jakiś ork spróbował szczęścia i zaszarżował na niego z nabijaną kolcami maczugą. Bestia uderzyła na odlew, chcąć strącić nienawistny, pomarańczowy łeb. Drugni nie zrobił uniku, ba, nawet nie sparował ciosu. Po prostu sam uderzył toporem trafiając w broń przeciwnika. Trzonek maczugi poszedł w drzazgi, obuch poleciał kilka metrów dalej, trafiając w mordę jakiegoś pechowego goblina, a dłoń orka została złamana w trzydziestu ośmiu miejscach. Nim zielonoskóry zdążył pomyśleć "Ten kudłaty kurdupel jest zaskakująco silny", Drugni odwinął się w piruecie i ściał paskudny zielony łeb ze straszliwą mocą. Głowa poleciała hen, aż na stanowisko dowodzenia krasnoludów, i odbiła się od tarczy Tana we własnej osobie.
Thorlek nie przejął się zbytnio niekonwencjonalnym pociskiem, bowiem z niepokojem przyglądał się sytuacji na polu bitwy. Linia krasnoludów była stanowczo zbyt rozciągniętą, co pozwalało orkom z łatwością przebić się przez płytkie szeregi Dawi, nawet mimo imponującej akcji dywersyjnej Drugniego. Jeśli udałoby im się złamać opór na flankach, synowie gór zostaną otoczeni i wycięci w pień. Tan podjął decyzję.
- Farin, Hurimm - Zwrócił się do swych młotodierżców - Przekażcie odziałom moje rozkazy. Musimy utworzyć formację obronną przy pozycji z armatami, inaczej jesteśmy zgubieni !
Wojownicy przekazali rozkaz. Krasnoludy w zorganizowany, wielokrotnie przećwiczony sposób, wycofały się do wzgórza i utworzyły przy nim obronny czworokąt. Orkowie pozostali na swych miejscach, obserwując działania wroga. Ich prymitywne, paskudne mordy wykrzywiły się w wyrazie komicznej konsternacji. Kiedy zobaczyli, że krasnoludy nie uciekają, tylko zmieniają formację, odetchnęli z wyraźną ulgą. Kiedy ponownie ruszyli do ataku, Thorlek stał w pierwszej linii.

***
Tan z trudem zdjął wgniecony hełm i wściekle rzucił nim w najbliższego orka. Piękny wyrób najlepszych krasnoludzkich płatnerzy skończył jako wcale nie gorszy pocisk. Sytuacja była raczej nieciekawa. Krasnoludzki czworobok był zewsząd otoczony morzem zielonych bestii. Drugni walczył jak szalony, rzucał się w największe tłumy przeciwników, gryzł, pluł i kopał, ale to najwyraźniej nie robiło większego wrażenia na orkach. Żołnierze Thorleka walczyli dzielnie i jak na razie odpierali zielonoskórych, ale taka sytuacja nie mogłe trwać wiecznie. Jeśli mają przetrwać, muszą prędko znaleść sposób na szybkie rozbicie bandy. Jakiś ork zaatakował Thorleka gołymi rękami, gdy ten właśnie zabijał innego. Cios pięścią w twarz przyniósł Tanowi oświecenie. Błyskawicznie wsadził bestii topór w ryj i odnalazł wzrokiem Zabójcę.
- DRUGNI ! ICH HERSZT ! MUSIMY ZABIĆ HERSZTA !
Drugni podbiegł do Thorleka.
- Myślałem o tym samym, ale bydlak, jak na tchórza przystało, chowa się za plecami swoich kundli !
- Przebijemy się ! Nie mamy innego wyjścia. Jak ich szef zginie, ich szeregi się załamią !
- To całkiem szalone ! Podoba mi się !
Tan skrzyknął siedmiu ocalałych młotodzierżców i kilku najbliższych wojowników, i ze zdwojoną siłą zaatakówał orków. Krasnoludy dosłownie przerąbywały się w kierunku masywnej sylwetki zakutej w czarny pancerz zbity z kilku kawałków metalu. Thorlek wzniósł się na wyżyny swych umiejętności bitewnych, żaden ork nie mógł przeciwstawić się jego furii i determinacji. Jego tarcza i pancerz odbijały niezliczone ilości potężnych ciosów, ale mimo to Tan parł dalej przed siebie, krwawo odwdzięczając się za zdobyte rany. Jego towarzysze cały czas byli u jego boku, razem działali jak żelazny, niepowstrzymany taran. W końcu tylko kilku orków dzieliło ich od wodza. Wielkie, umięśnione bydlę prawie trzykrotnie przewyższające przeciętnego krasnoluda, ryknęło w ich stronę wymachując tasakiem.
- To on ! - Krzyknął Drugni - GIŃ KUNDLU !
Zabójca, korzystając z faktu że nie nosił zbroi, wyprzedził swoich kompanów i zaszarżował na orka. Z niezwykłą szybkością podniósł topór do uderzenia i walnął straszliwe, celując w głowę. Herszt w ostatniej chwili zrobił niezdarny unik i w rezultacie broń zsunęła się po naramienniku przeciwnika. Ork nie tracił czasu i rąbnął zabójcę na odlew opancerzoną pięścią. Drugni odleciał kilka metrów do tyłu i zarył twarzą w śnieg. Zaraz potem do walki ruszył Thorlek z obstawą. Otoczyli bestię szczelnym kordonem i przystąpili do ataku. Jednakże nie docenili siły zielonoskórego. Mimo, że atakowali niemal jednocześnie, ork zawsze kontratakował i pozbawiał życia któregoś z wojowników. Po kilku minutach Thorlek został sam na sam z bestią. Stojąc pośród ciał towarzyszy, ryknął wściekle i dopadł go w kilku susach, uderzając tarczą. Kilka orczych zębów poleciało w górę, gdy stal zderzyła się z powierzchnią orczej mordy.
- Auuuu ! Moje zemby ! - Jęknął ork - Ty śmierdzonca łajzo !
Herszt odrzucił tasak i najnormalniej w świecie złapał obrurącz za tarczę i wyrwał ją z rąk krasnoluda. Tan już chciał uderzyć w odsłonięty brzuch, gdy otrzymał potężnego kopniaka w klatkę piersiową. Odleciawszy do tyłu, wylądował tuż obok Drugniego. Błyskawicznie stanął na nogi i ujrzał Herszta zamachującego się tasakiem. Nie było czasu na unik czy gardę. Thorlek poczuł potworne szarpnięcie w lewym ramieniu i ciepłą krew spływającą po ciele. Zaraz potem do reszty odczuć dołączył, tępy, obezwładniający ból. Krasnolud wrzasnął i upadł w śnieg, plamiąc go posoką. Zmusił się, by spojrzeć na ramię. O dziwo, poczuł ulgę. Ręka jakimś cudem nadal trzymała się reszty ciała. Miłe uczucie minęło, gdy zobaczył herszta łapiącego Drugniego za włosy i podnoszącego do góry. Zabójca wrzeszczał i szamotał się, wypluwając z siebie obelgi na dźwięk których czempion Khorna okryłby się rumieńcem. Ork wyszczerzył ocalałe zęby i delikatnie przyłożył tasak do gardła krasnoluda.
Na to Thorlek nie mógł pozwolić. Zabójca czy nie, Drugni był jego przyjacielem.
Tan użył całej swojej siły, by podnieść się z kałuży własnej krwi. Z trudem chwycił ciężki, dwuręczny topór Drugniego zdrową ręką i krzyczał, gdy unosił go nad głowę. Krzyk bólu zmienił się w okrzyk bojowy, gdy zatopił ostrze w karku orkowego herszta. Zielonoskóry puścił Drugniego i padł na klęczki, wijąc się w konwulsjach. Tan wydobył broń i uderzył jeszcze raz, i jeszcze aż w końcu czaszka przeciwnika pękła na dwoje. Gdy truchło padło w śnieg, Tan zdał sobie sprawę w jak fatalnym jest stanie. Siła, na którą zdobył się zabijając herszta, momentalnie go opuściła. Bez słowa padł na ziemię, wśród innych zwłok. Ostatnimi rzeczami jakie zobaczył, był Drugni goniący za uciekającymi orkami oraz Gorin biegnący w jego stronę.

***

- I co było dalej ?
Drugni wymownie wskazał na swój pusty kufel. Słuchacze zebrani w Middenlandzkiej gospodzie natychmiast pojęli aluzję.
- Polać krasnoludowi ! Dobrze gada !
Ktoś wysupłał kilka miedziaków i po chwili kufel Zabójcy został błyskawicznie napełniony rozwodnionym Ale. Drugni rozwalił się wygodniej na siedzisku, opierając głowę o drewnianą ścianę i z lubością pociągnął duży łyk piwa. Nie po raz pierwszy jego niezwykły talent do snucia wojennych opowieści pozwalał mu cieszyć się darmowym alkoholem. A tego wieczora klienci oberży "Pod Tłustym Smokiem" mieli wyjątkowe szczęście, bowiem Zabójca wracał właśnie ze słynnej Areny Śmierci, miał więc o czym opowiadać. I nawet nie koloryzował zbytnio.
- O czym to ja... Ach, no tak. Zaraz po zwycięstwie spaliliśmy truchła orków, pochowaliśmy naszych i wycofaliśmy się do pobliskiej strażnicy. Z ręką Thorleka nie było najlepiej i w dodatku zbliżał się grudzień, a zima w górach Krańca Świata jest wyjątkowo paskudna...
- Eee tam - odezwał się jeden z kupców - Byłem tam zimą, nie jest tak źle...
- W dupie byłeś, gówno widziałeś - Warknął Drugni, rozeźlony faktem, że ktoś śmiał mu przerwać - Tak więc, gdy zadekowaliśmy się w strażnicy, wysłaliśmy list do Karaz-a-Karak z wieścią o naszym zwycięstwie i z prośbą o wsparcie. Strażnica, w której zimowaliśmy, była jednym z naszych najbardziej oddalonych posterunków, więc na odpowiedź musieliśmy czekać dwa miesiące. Przyniósł nam ją spory oddział kuszników, który w dodatku niósł list od samego Wielkiego Króla Thorgrimma. Okazało się, że nasze zwycięstwo miało gigantyczne znaczenie strategiczne i że Thorlek został obwołany bohaterem. Cholernie nas to ucieszyło, no bo i sama bitwa do najfajniejszych nie należała...
- A co się stało z Thorlekiem ? Wylizał się z ran ?
- A tak, Thorlek. Może wam to się wydać dziwne, ale przez te dwa miesiące zimowania, ręka Thorleka niemal wróciła do dawnej sprawności. Nie pytajcie mnie, jak to się stało, bo naprawdę nie mam pojęcia. Pozwolę sobie zacytować mojego znajomego inżyniera : "To był pierdolony cud". Nasz bohaterski Tan mógł prawie bez przeszkód zakładać zbroję i używać tarczy. Bardzo mu się to przydało bowiem miał wkrótce wyruszyć na poważną misję...
W tym momencie Drugni zrobił efektowną puzę, jakby zastanawiał się, czy powinien ujawniać tak szalenie ważną informację. Lecz kiedy dwóch młodych rycerzy wytoczyło z wozu antałek gorzałki, Zabójca rzekł głośno, że ma w dupie rację stanu i kontynuował opowieść.
- Bo widzita, list od króla składał się z dwóch części - oficjalnej, do wojska oraz prywatnej, przeznaczonej tylko dla oczu Thorleka. Okazało się, że umiejętności bojowe i talent przywódczy mojego kumpla zrobiły spore wrażenie na królu. Napisał mu, że od dawna rozważał jego kandydaturę na jakieś tajemnicze stanowisko. Miał na oku jeszcze innych generałów, ale po naszej wiktorii okazali warci tyle co nic. Razem z listem przyszedł złoty naszyjnik z symbolem Karaz Ankor, znak nowego urzędu.
Tym samym staruszek Thorgrimm oficjalnie mianował Thorleka czempionem Karaz-a-Karak oraz zaproponował udział w... Arenie Śmierci.
W karczmie zapadła cisza jak makiem zasiał. Szynkarz przerwał wycieranie kielichów i zdziwiony odwrócił głowę. Banda żaków oblewających zdane egzaminy przerwała libację, a ich rzygający w kącie towarzysz przerwał czynność w połowie. Wszystkie oczy były zwrócone ku Zabójcy.
- Wiedzieliśmy, czym była Arena Śmierci i jakie były konsekwencje udziału w niej - Drugni kontynuował opowieść grobowym głosem - Obaj straciliśmy tam przyjaciela... Ale zdawaliśmy też sobie sprawę z niesamowitych korzyści, jakie mogło przynieść zwycięstwo. Thorlek nie zastanawiał się długo. Zebrał małą grupkę najbardziej zaufanych towarzyszy, w tym Gorina, Pijanego Inżyniera i mnie, i ruszyliśmy gdy stopniały pierwsze śniegi. Kierowaliśmy się na południe, ku mrocznym ziemiom Khemri.
Znowu zrobił pauzę. Słuchacze zamarli z szeroko otwartymi ustami. Nagle posypała się seria pytań:
- Jak było w Khemri ?
- Czy Thorlek wygrał ?
- Czy Inżynier w końcu wytrzeźwiał ?
- Z kim tam walczyliście ?
- Panowie, nie wszystko naraz - Odrzekł dyplomatycznie i wskazał na czerwone, zachodzące słońce za oknem - Mamy calusieńką noc na opowieści. Wszystkiego się dowiecie... A teraz niech ktoś naleje mi piwa !
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

Bardzo zgrabne =D> Zajmujesz się pisaniem czegoś więcej niż karty postaci do Areny ? ;)

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Nie :D Na razie cały mój literacki skill idzie na Arenę Śmierci. Ale kiedyś, w przyszłości, mam zamiar zabrać się za coś poważniejszego :mrgreen:
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Orkowie uchodzą zwykle za nieokrzesanych, agresywnych typów. Nic dziwnego, że w starym świecie niewielu chce się z nimi spotykać twarzą w twarz... Kilku orkom zapewniło to miejsca na kartach historii i kilka, kultowych już wręcz czerepów wiszących u boku największych hersztów. Jednak władza nie trwa długo. Przychodzi lepszy, silniejszy, z większym rembakiem. Przychodzi i spuszcza łomot na oczach młodzików. Każdy chce być taki jak on, silniejszy...
Młody Zarthog widział śmierć wielu wodzów. Widział jak długi sznur z ich czerepami jeszcze bardziej się wydłuża, a nowi szefowie przez tak krótki czas opierają się pretendentom do tak prestiżowej pozycji... Wiedział jednak, że będzie mądrzejszy, nie da się tak łatwo zabić, nie da się upokorzyć. No i przyszedł ten czas, gdy młody ork pokonał w walce Grumthagoza Czornego Kła i objął w posiadanie swoje plemię. Przyjął po tym przydomek Twarda Ściana. Nietypowy jak na orka...
Od początku objęcia przez niego władzy wiedziano, że nie jest on łatwym zawodnikiem. Zdobycie swego plemienia zawdzięczał przede wszystkim swojej doskonałej defensywie. Był spokojny, nie porywczy, nie dawał się ponieść "WAAAAAGHH!". Bronił się, skutecznie parował ciosy, szybko męcząc swoich adwersarzy i wykańczając celnym ciosem. To było niespotykane, ale i bardzo niepokojące. Bano się go, nie chciano słuchać jego rozkazów, przez co plemię szybko się kurczyło. Który wódz może ścierpieć nieposłusznych podwładnych?
Cś trzeba było zrobić z Zarthogiem Twardą Ścianą.

Nie mogli go pokonać, wiedział to jeszcze zanim się obudził. Nie witał go jednak znajomy chłód i wiatr, ryki współplemieńców... Było mu gorąco, pocił się i chciał ryknąć ze wzburzenia. Czemu?! Nie mogli go pokonać, nie mogli, więc go wywieźli na jakieś zadupie! Myśleli, że zginie, że zemrze tu z głodu i pragnienia, na środku jakiejś wielkiej, piaszczystej zaspy. Głupcy! Cieńkie dupki, które już pewnie wybrały nową kukłę, którą można łatwo obalić i posadzić czerep na kiju!
Nie wiedział nawet gdzie iść, do cholery, wszędzie to samo... To musiała być pustynia. Pewnie wrzucili go do jakiejś karawany!

Droga zajęła mu kilka dni. Kilka dni na jakichś przypadkowych resztkach, w pulsującej złości tętniącej w głodnym ciele. Słońce parzyło jego skórę pod pełną, czarną zbroją, a ekwipunek na plecach widocznie mu ciążył. Cóż to jednak na horyzoncie? Cóż to za ruch? Pewnie jakaś nekropolia, jakieś małe nędzne państewko dowodzone przez te resztki magów. Widział ich kiedyś, widział ich nędzne twory, które nawet nie potrafiły walczyć jak należy. Może to poprawi mu trochę humor?
Ruszył. Jakby trochę pewniej niż dotąd, mając w głowie chęć rozpieprzenia tego grajdołka w pył i kurz...

Dowiedział się jednak, że w tym "mieście" ma rozgrywać się Arena. Arena na której spotka na pewno o wiele lepiej wyszkolonych przeciwników i rozrywka będzie większa. A dopiero potem rozsypie to pustynne ścierwo...

-Zarthog Twarda Ściana
-Black Orc Big Boss
-Gwiazda Zaranna+Tarcza, oraz dwuręczny topór.
-Ciężka zbroja+ciężki hełm+ciężka tarcza
-Mistrzowska zbroja
-Defensywny styl walki
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Blade światło padające z miesiąca w półnowiu wystarczało aby można było rozpalić ognisko. Troje przyjaciół siadło wkoło niego i rozmawiało przy mięsiwie o planach na jutro. Prawdopodobnie przejeżdżająca w pobliżu krasnoludzka karawana wiozła ze sobą do leżącego nieopodal Altdorfu spory ładunek Bugmana dla żyjących tam niskich brodatych jegomościów prowadzących liczne tawerny w mieście. Nie da to może wielkiego zarobku, ale przedni trunek można było skonfiskować na użytek własny. Owa triada była grupką miejscowych banitów, lecz po wygnaniu z miasta za korupcję, ich poziom życia wcale się nie obniżył. Każdy z przejezdnych tracił w najlepszym wypadku cały swój majątek (włącznie z ubiorem), a kilka miejscowych osad uległo zwęgleniu, gdyż przyjaciele stwierdzili, że chłopi zbyt pomału wydają swoje zapasy. Tak oto ich złowieszcza sława urosła do takich rozmiarów, że podjazdy z miasta bały się wydać im bitwę. Kompania składała się z Schaler'a Geormich, lekko opancerzonego, przebiegłego wojownika, którego cała twarz pokryta była bliznami, Martin'a Kaedwen, niezrównanego łucznika, potrafiącego nastawiać kości i zszywać rany oraz Veren'a Tschos, zakutego w blachy byłego kowala, który miażdżącymi ciosami swego dwuręcznego młota, kładł co najmniej dwóch przeciwników jednocześnie.
Wszyscy trzej służyli niegdyś w jednej jednostce w mieście, ale po hazardowych przekrętach oraz przyłapaniu na łapówkarstwie zostali skazani na banicję. Odtąd wiedli wesołe życie, pełne krwi, rabunków, gwałtów oraz innych uciech. Rozmyślając o jutrzejszych trunkach Martin i Veren poszli spać, zostawiając na warcie trzeciego z przyjaciół. Były kowal obudził się jako pierwszy, co go zdziwiło. Słońce było już w zenicie, a karawana miała wjeżdżać do miasta kwadrans po dziewiątej. Nie czekając na nic podszedł do śpiącego oczywiście Schaler'a, potrząsnął nim i wywrzeszczał:
- Czy ty wiesz pajacu która jest godzina?!
- Eee yyy rano..?
- Południe, ćwoku, południe! Cała pieprzona robota poszła na marne! Postawić cię baranie na warcie!

Zbudzony Martin również przystąpił do lżenia słownie swojego przyjaciela, lecz wkrótce potem, pogodzenia zasiedli do śniadania. Wcinając jednak jajecznicę z jaj gryfa usłyszeli turkot kół. Zerwali się migiem na nogi. Drogą jechał niewielki oddział, prawdopodobnie wiozący jakieś ważne osoby, gdyż wóz był bogato zdobiony. Sześciu jeźdźców wyglądało na rycerzy bretońskich, choć z tej odległości mogli się mylić. Nie tracąc ni chwili czasu, wyskoczyli i pędząc z górki zaatakowali. Nim dwóch jego przyjaciół przebiegło choćby pół dystansu, Martin zestrzelił już trójkę konnych. Schaler dopadł pierwszy. Uniknął ciosu lancą, jednocześnie siekąc jednoręcznym toporem po nogach konia. Drugi z rycerzy - jak się jednak okazało z zakonu Białych Wilków prawie sięgnął jego ramienia dwuręcznym młotem. Prawie. Siekąc w wyskoku, banita odrąbał całą głowę. Jednocześnie za nim usłyszeć się dało głuche chrupnięcie. Jeździec kalekiego konia właśnie zakończył żywot rozgnieciony na papkę. Kolejny pędził wprost na niego i barbarzyńca niechybnie zginąłby, lecz na kilka sekund wcześniej z szyi rycerza sterczała strzała o brzechwie z piór bażanta. Ostatni nie wytrzymał, zawrócił i puścił cwałem w kierunku miasta. Zwycięska kompania migiem przystąpiła do przetrząsania wozu. W środku bryczki nie znaleziono nikogo, ale kilka skrzyń ze skarbami pozwalało domniemywać, iż był jakiś książę, lub co najmniej wielmoża. Nagle, jednocześnie rota muszkieterów nadciągała od strony zamku, a z przeciwnej chorągiew pancerna. Drogi ucieczki nie było.
Schaler zaklnął.
Wtrącono ich do jednej celi. Przyjemne lokum 1.5 x 3.5 metra. Trzy posłania, stół i jedno krzesło. Nie ciekawa opcja na spędzenie reszty życia. Ucieszyli się więc, że powieszą ich nazajutrz. Nagle do strażnika pilnującego celi przybył posłaniec od księcia z rozkazami. Kraty więzienne otworzyły się.
-Wy, cała trójka do sali głównej. Natychmiast!
-Ale...
-Zawrzyj gębę!

Podreptali więc posłusznie, za otaczającą ich kołem, gdyż pomimo, iż mieli skute ręce, byli zbyt niebezpieczni. Główne pomieszczenie budynku - ogromna halla z dziesiątkami kolumn podtrzymujących kilkudziesięciometrowe sklepienie prezentowała się oszałamiająco. W centralnym miejscu, na karmazynowym tronie siedziała potężnej budowy postać wzbudzająca szacunek i poczucie powagi nawet w tych wyjętych spod prawa obwiesiach. Kiedy nadeszli władca powstał.
-Zdajecie sobie sprawę, że powinienem was wszystkich powiesić? - spytał namiestnik, jednak nie doczekawszy się odpowiedzi kontynuował.
-Taak... Powiesić... Tak. Ale w obliczu ostatnich okoliczności... Mam lepszy pomysł.
Głowy więźniów podniosły się, a oczy im rozbłysły.
-Zainteresowani? - zaszydził, po czym warknął - czytać umiecie?
- Tak, Panie... - Powiedział najmądrzejszy z nich, Schaler, który swego czasu uczęszczał nawet do szkółki świątynnej. Swego czasu.
Podano im pergamin. Bardzo, bardzo stary. Chyba z papyrusu, materiału, na którym pisano na głębokim południu. Runy były rozmazane, ale czytelne. W miarę. Banita doczytał się o wielkim turnieju rozgrywanym W Nehekarze, królestwie południe, gdzie żyją nieumarli - chodzące szkielety. Nagroda dla zwycięzcy była tak wysoka, iż prosty wojownik nie potrafił zliczyć do tylu. Podniósł oczy i spojrzał w ślepia władyki. Dojrzał rządzę bogactwa i chwały.
- Uda się wam, dostajecie ułaskawienie, dziesięć procent nagrody i rękę mojej córki - wskazał na niską piegowatą, grubą dziewczynę - piękna prawda?
- Tak panie...
- Arena odbędzie się wkrótce, więc jutro wyjeżdżacie. A, i jeszcze jedno. Walczyć może tylko jeden z was. Rozstrzygnijcie to między sobą. Oczywiście, nie puszczę was samych. Trzydziestu rycerzy pojedzie z wami. I lepiej by dla was było, gdyby wrócili wszyscy. Ta 5 którą wymordowaliście... To ONI mieli wziąć udział w tym turnieju. Ale skoro zabiliście ich tak łatwo... Powodzenia! Uda się, nagroda jest wasza, nie uda... Powodzenia!

Tę noc spędzili w osobnych, porządnych komnatach. Przed snem naradzali się, który z nich wystąpi.
- Nie ja - zaczął kowal Veren - mam ręce kowala, jeszcze bym ją zgniótł i połamano by mnie kołem.
- Ani ja -
roześmiał się łucznik - ta księżniczka to tłuste cielątko i splunąć mi na jej rękę, a kupra to bym nawet kijem nie dotknął.
- Ale dlacze... - zaczął Schaler, ale przerwano mu niemal od razu
- Bo przez Ciebie kocie w ogóle tu siedzimy! Gdyby nie Twoje lenistwo chlalibyśmy teraz bugmana na zwłokach krasnoludzkich kupców!
- Celna uwaga Veren! Idziesz Ty i kropka.
- No doobra... Ale idziecie tam ze mną!
- Jasna sprawa brachu!
- wypili strzemiennego i rozeszli się do swoich komnat.
Nazajutrz wstali bardzo wcześnie, odziali i weszli do cekhauzu. Każdy wybrał sobie świetny ekwipunek. Veren lśniącą zbroję płytową i mistrzowskiej ręki dwuręczny obuch. Martin, nowy, piękny łuk kompozytowy i srebrne sztylety, natomiast Schaler wiszący na czołowym miejscu jednoręczny topór z ząbkowanym ostrzem, który wyglądał, jakby w razie potrzeby mógł przecinać skały. Zbroi nie zabrał. Udali się zatem na targ, gdzie sprawił sobie porządną, skórzaną kamizelę, nabijaną gęsto ćwiekami, karwasz wykonany podobnie i skórzaną czapę na głowę. Wkrótce potem dołączyli do konwoju i wyjechali w długą podróż. Nie sprawiali najmniejszych problemów, nawet w lasach, gdzie łatwo mogliby uciec. Wizja ułaskawienia, i nagrody tak wielkiej, że mogliby żyć w dostatku bez przekrętów do końca życia, sprawiała, że nie chcieli uciekać. Potraktowali to jako wspaniałą przygodę. Którą przeżyją we trzech. Jak zawsze.
Po 2 tygodniach dojechali do granic Khemri. Spotykając patrol szkieletów, pokazali glejt, pierścień księcia, i ogłoszenie o turnieju, po czym idąc za mapą dotarli do miejsca areny. Były tam już ekspedycje różnych narodów, Krasnoludy, Ogry, nawet bezmyślni orkowie... Czuli już nadciągającą zabawę. Wkrótce się rozpocznie...


Schaler'a Geormich - Człowiek (traktuj jako Emp Capitan)
Broń: Topór jednoręczny
Zbroja : Średnia, skóra nabijana ćwiekami, Lekki hełm
Ekwipunek : Ząbkowane ostrze
Umiejętności Specjalne : Błyskawiczny Unik, Intrygant



Ludek zrobiony dla funu, nie starałem się go giąć :wink:

Życzę wszystkim miłej areny!

Warlock.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Post autor: GarG »

Moge połaczyć kusze pistoletową z dwoma bronmi lub bronią dwuręczną?
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

To był kolejny nudny dzień służby wartowniczej. Ahmed az Radim, strażnik wypatrujący zagrożeń zbliżających się do jego rodzinnego miasta od strony krwawej bramy, doskonale ufortyfikowanego wejścia do portu wykonał kolejny kurs wokół wieży wartowniczej. Miał już tego dość, nie dość że z racji zimy noce były jeszcze zimniejsze niż zazwyczaj, to jeszcze napływająca zewsząd mgła potwornie ograniczała widoczność, Ahmed ledwie widział czubek swego zakrzywionego nosa, a co dopiero mówić o wrogich statkach. Wtem, kątem oka ujrzał kształt wyłaniający się z mgły, gigantyczny kształt sunął w stronę miasta w nienaturalnej ciszy.

- Bogowie - szepnął Ahmed i sięgnął po róg, trzeba ostrzec straże, dlaczego nikt jeszcze tego nie zauważył? Krwawa brama miała przecież kilku wartowników. Strażnik przyłożył róg do ust.

Nawet nie poczuł jak umiera.

Miasto płonęło
Malcator Finnaen, najlepszy z zabójców pracujących dla kapitana czarnej arki "Zew Khaine'a" przyglądał się temu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jego zadanie zostało wypełnione, kapitan straży miejskiej leżał z poderżniętym gardłem w swoim gabinecie, nikt też nie podniósł alarmu do momentu aż było już za późno, Elf już się o to postarał. Pozostało złożyć raport Kapitanowi.

Durian Abaleth siedział rozparty na zdobionym krześle ustawionym na głównym placu miasta i znudzony przyglądał się stosom kosztowności znoszonym przez korsarzy ze wszystkich zakątków miasta. Długi sznur ludzi zakutych w łańcuchy lamentując, powoli sunął ku czarnej arce, która górowała nad umierającym miastem niczym drapieżny ptak nad truchłem swej ofiary.

- Witaj z powrotem Malcatorze, sądząc po łatwości z jaką zdobyliśmy to miasto, nie napotkałeś szczególnych problemów?
- Nie, wszytko przebiegło bez komplikacji
- Tak myślałem, te kilka małp z dzidami nie stanowią dla ciebie szczególnego zagrożenia. Ale teraz słuchaj, nasza droga czarodziejka, Helbane, zobaczyła w swojej kuli ciekawą rzecz, wióry z Khemri znów podnoszą swoje łby, niby nic ciekawego, te chodzące zwłoki nie wiedzą kiedy się poddać, jednak interesujące jest coś innego. Ci durnie postanowili zorganizować turniej, uwierzysz? - W tym miejscu kapitan czarnej arki zaśmiał się nieprzyjemnym śmiechem - W karczmie, poza kilkoma niewolnikami i stertą prowiantu znaleźliśmy ogłoszenie o arenie! Wygląda na to że tysiące lat cywilizacji to dla tych wiórów za mało by nauczyć sie gramatyki żywej części ludzkości, ha!

Tutaj kapitan podniósł pergamin leżący obok niego i rzucił go Melcatorowi.

- Czytaj
- "Wojownicy! Kto żyw a pewny umiejętności swych, niechaj pospiesza na arenę, powołaną za przyzwoleniem nieśmiertelnego władcy świata, Settry, syna słońca, tego co widział upadek, niepokonanego wojownika i władającego tajemnicami nieśmierci"
-Uwierzysz? Ci durnie sami dają nam wgląd w swoje pełne skarbów miasta, jeszcze będą traktować każdego śmiałka jak gościa!

W tym momencie rysy kapitana ponownie się wyostrzyły
- Weźmiesz wraz z kilkoma korsarzami statek i popłyniecie w tamto miejsce. Weźmiesz udział w turnieju jako zawodnik. Masz utrzymać się tam jak najdłużej i przesyłać mi raporty. Stan wojsk, fortyfikacje, jak silnie bronieni są władcy, szczególnie ci utrzymujący te sterty kości w kupie. Zrozumiałeś?
- Tak
- Więc ruszaj

Malcator jest wysokim elfem, o muskularnej sylwetce skrytej pod warstwami skóry i materiału czarnego koloru służącymi mu za ochronę. Na głowie nosi Kaptur a twarz skrywa za chustą. Walczy dwoma sztyletami, które zostały zaklęte w świątyni Khaine'a i mają napełniać posiadacza nienaturalną żywotnością w zamian za razy zadawane swym ofiarom.

- Imię postaci: Malcator Finnaen
- Dark Elf Assassin
- Dwa zatrute sztylety
- Lekka skórzana zbroja, kaptur
- Wampiryczny oręż
- Błyskawiczny Unik

Mam nadzieję że działania sztyletów nie zerżniesz z Mordheim, bo miałem brać pazury bitewne, a ostatecznie wygrał klimat ;).
Ostatnio zmieniony 3 mar 2012, o 13:33 przez Majestic, łącznie zmieniany 1 raz.
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

GarG pisze:Moge połaczyć kusze pistoletową z dwoma bronmi lub bronią dwuręczną?
Nie. Ma to likwidować przegięcia, polegające na tym, że postać z bronią strzelecką ma przewagę na początku walki. Możesz wziąć nawet dwie kusze pistoletowe, ale walczyć będziesz wtedy nożem (nożem, a nie sztyletem!), bo każda postać domyślnie posiada nóż w wypadku utraty broni głównej.

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Mogę mały upik postaci jeszcze w formie tarczy?

Albo dzięki, rozmyśliłem się :wink: Jak dla funu, to dla funu :D
Ostatnio zmieniony 3 mar 2012, o 14:41 przez Warlock, łącznie zmieniany 2 razy.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

Warlock pisze:Mogę mały upik postaci jeszcze w formie tarczy?
Aż do zamknięcia listy uczestników wszystkie zmiany są dozwolone (ale trzeba je zasygnalizować, żebym wiedział!).

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5090
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

Imie postaci: Legion
Kim jest postać: Spirit Host (eteryczny)
Broń: Dwa miecze
Zbroja: Średnia Zbroja, Puklerz, Ciężki Hełm
Ekwipunek: Pierścień protekcji
Umiejętności: Wytrwały Niczym Góra

Historia: Legion był niegdyś najlepszym z najemników. Walczył po każdej stronie w niejednym konflikcie. W jednej bitwie sam pokonał legion Czarnych Orków, stąd nazwano go Legionem. Jego jedynym upodobaniem było złoto, za które był w stanie zabić nawet matkę, lecz nigdy nie tracił panowania nad sobą w czasie walki. Dzięki swojemu pierścieniowi i niezwykłej wytrwałości był w stanie przeżyć nawet najcięższe rany. Pewnego dnia, gdy Legion pił z krasnoludami w jednej z karczm przybyli do niego dwaj zakapturzeni wędrowcy. Zaproponowali mu oni utrzymywanie go do końca jego życia za zabicie jednego z okolicznych nekromantów. Legion pomyślał, że pojedynczy nekromanta nic mu nie zrobi, tymbardziej że ma ze sobą swój magiczny pierścień. Przybył do jaskini wskazanej przez podróżników. Przebił się bez najmniejszego draśnięcia przez setki szkieletów, aż doszedł do wielkiej komnaty. Wydawała się pusta lecz gdy doszedł do jej środka z ciemnych zakątków zaczęli wyłaniać się nekromanci. Każdy z nich uderzył w Legion wiązką która zaczęła odbierać mu wszystkie siły. Odprawili nad ledwo żyjącym człowiekiem rytuał przemiany. Po tygodniu Legion obudził się w tej samej komnacie. Stał nad nim Nekromanta, który przywitał go ciepłym stwierdzeniem: „Jak się czytujesz w nowym ciele?”. W tym właśnie momencie Legion zorientował się, że coś mu nie pasuje w jego wyglądzie. Niby wyglądał tak jak wcześniej, tylko był dużo bledszy i emanował jakimś dziwnym, bladym niebieskim światłem.
Nekromanta wyjaśnił mu, że jest duchem i należy do niego. Wskrzesił jakiegoś zombie, dał mu miecz i kazał uderzyć Legion. Zombie atakował lecz miecz przelatywał przez legion jak przez powietrze. Legion poczuł, że jest niepokonany, ale szybko przypomniał sobie, że należy do nekromanty. Nekromanta rzekł: „ Za rok odbędzie się Arena na której można wygrać coś bardzo dla mnie cennego. Jeśli wygrasz pozwolę ci odejść wolno. Masz cały rok na trening. Tylko pamiętaj tylko magiczne bronie mogą cię zranić.”
Legion trenował dzień w dzień przez cały rok, ale zawsze męczyło go jedno pytanie: „Czy nekromanta go wypuści?” Nadszedł czas areny. Nekromanta wypił magiczny eliksir i stał się niewidzialny do momentu, jak to powiedział: „… aż zdobędę nagrodę”.
Ostatnio zmieniony 3 mar 2012, o 17:07 przez JarekK, łącznie zmieniany 1 raz.
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

Więcej, więcej PG :P.
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5090
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

Nie PG, tylko wymysł autora :) tak na prawdę brakuje mi takiego herosa imiennego w Vampirach...
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

Zaraz nie rozumiem czegoś. Czyli na przykład mój brzydal jak stanie w szranki z takim cudem to z automatu przegrał ? w końcu nie mam magicznej broni ...

ODPOWIEDZ