ARENA ŚMIERCI nr 39 - Zharr-Naggrund

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3445
Lokalizacja: Gdańsk

Re: ARENA ŚMIERCI nr 39 - Zharr-Naggrund

Post autor: Klafuti »

[muzyka na wejście: https://www.youtube.com/watch?v=T5P7bo5hKgQ]

Nocny wiatr gnał po niebie czarne chmury, wygrywając na pokracznych konarach dawno spróchniałych drzew straszliwe hymny śmierci. Porywał ze sobą liście i tumany pyłu, niosąc je ponad turniami i przepaściami surowych w swej pradawności gór. Gór, w których czaiło się szaleństwo starsze niż one same.
Wtem dzika wichura zmieniła gwałtownie swój kierunek, z pędzącego gonu przeobrażając się w cyklon, słup powietrza, tworzący korowód taneczny aż pod cyklopowe sklepienie wirujących chmur.

I wtem niebo zapłakało ciężkimi kroplami, chłoszcząc drgające spazmatycznie szaty maga, który mienił się teraz panem niebiańskiego żywiołu. Jego głos, dudnił, wykrzykując kolejne wersety tajemnej inkantacji, wiążąc magicznymi pętami srożący się żywioł.

Wtem spowite w stygijskich ciemnościach góry rozświetliła błyskawica, która przemknęła od nieba do ziemi jak spisa gniewnego boga. A za nią kolejna i kolejna. Ryki piorunów, chlust ulewy i wycie wichru zlały się w jedną, monstrualną kakofonię, dudniącą pośród pradawnych szczytów.

A ponad ten straszliwy zgiełk wydobył się jeszcze jeden głos – wielki i głęboki i stokroć bardziej przerażający niż burzowe pandemonium w jego apogeum. Był w nim pradawny majestat, który sam z siebie oćmił słabe umysły ludzi, niezdolne pojąć, że dzielą ten świat z istotami tak starymi, że długość ich żywota pomieściłaby w sobie nie setki, ani nawet tysiące pokoleń ludzkich.

-la mayyitan ma qadirun yatabaqa sarmadi!

Ostatnim obrazem w oczach czarodzieja była kolosalna sylwetka przedziwnej hybrydy o zwalistym cielsku, wpół ludzkim, wpół jaszczurczym.
Spowite aurą błyskawic monstrum wzniosło dzierżony w potężnych jak zamkowe wierzeje dłoniach topór i na skały bluznęła wnet ciepła krew pierwszej od setek lat ofiary dla bogów. Pierwszej, a zarazem jednej z wielu, gdyż głód bogów nasycić jest ciężko.

Yog Sottoth
Dragon ogre
Topór dwuręczny
Broń naturalna
Niewzruszony niczym góra
Hełm ciężki
Zbroja ciężka

[CDN – all work and no play makes Jack a dull boy. EDIT zapomniałem opisać zbroi]
Ostatnio zmieniony 13 paź 2016, o 21:03 przez Klafuti, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Szamot
Masakrator
Posty: 2428
Lokalizacja: Spawalnie Potępionych

Post autor: Szamot »

Rozpacz usłyszał głos..."Synu, dziecię moje, idź! Śmiertelni ćwiczą, przypatrz się im, niech zobaczą Cię, niech się lękają, niech dopadnie ich zwątpienie i rozpacz! W tej grupie znajdziesz jednego z tych, którzy burzą spokój, to Twój drugi cel - wygnaj go w niebyt synu!".

Po tych słowach demon natychmiast powędrował w kierunku sali treningowej. Pokonując kolejne korytarze, widział niskie sylwetki stworzeń, podobnych do tych które go tutaj przyprowadziły.
Mijając kolejne sylwetki, obserwował ich paniczne reakcje, to jak wszyscy starali się nie dotknąć go, chociażby przez krótką chwilę. Każdy patrzył na niego z obrzydzeniem i każdemu na jego widok, psuł się humor. Rozpacz zdziwił fakt, że rozumie mowę istot śmiertelnych - "Ojciec, zadbał o wszystko. Niech ich strach, będzie moją siłą". I rzeczywiście liczba komentarzy pełnych strachu, sprawiała mu przyjemność.
Po chwili, pomimo tego że nikogo nie pytał, dotarł na miejsce. Instynktownie wiedział gdzie iść. "Ojcze jestem narzędziem w twych rękach" - pomyślał, po czym atencyjnie wyrzygał wręcz z siebie falę szarańczy, która dosłownie pożarła treningowego manekina, po czym rozpłynęła się w niebyt. Czuł spojrzenia innych, lecz mało go to interesowało. Chciał wzbudzić zainteresowanie tylko jednego uczestnika areny - wysłannika znienawidzonego Władcy Intryg.

Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Post autor: Gror »

Grobowi nie podobał się obecny obrót spraw. Sala do ćwiczeń z reguły jest zatłoczona, jednak tłoczą się w niej zazwyczaj jednostki, które ledwo wyrwały się ponad ogół, a teraz grupa potężnych lub utalentowanych wojowników przepełniała to miejsce swoją wolą walki.
Prawdzigor miał wrażenie, że był jedyną osobą, którą przyszła tutaj ćwiczyć. Reszta albo prezentowała swoją siłę albo podglądała pozostałych. Ciężko mu było stwierdzić co przelało jego czarę cierpliwości, goblin, który ostentacyjnie "nie podglądał", demon rzygający szarańczą, czy centigor dający Charkotowi na co zasłużył.
Tak czy inaczej miał dość. Podszedł do swojego niechcianego towarzysza. Jak można tak się zapuścić przez rok, zapytał siebie w myślach. Niedawno minęła rocznica przyłączenia Groba do orszaku Cornelii, wspominał wtedy częste pojedynki z wołogorem oraz jego chart ducha. Kiedy przestał być numerem jeden w stadzie, osłabł. On o tym wiedział, jednak do tej pory nie widział by ten kiedykolwiek płakał. Żałosny, powiedział na migi, zanim odciął mu rogi.
Zrozpaczony Charkot z trudem poderwał się na nogi i pobiegł do wyjścia. Ich pani zabije go znacznie boleśniej niż on potrafił.
Grób podszedł do Baurehara i wręczył mu jeden róg. Ten przyjął go z oporem po tym nędznym widoku. Prawdzigor zasugerował uniwersalnym gestem wspólne picie, na co padła entuzjastyczne odpowiedź.

***

Cornelia wędrowała korytarzami z szarego kamienia, nasłuchując zakłóceń magii charakterystycznej dla jej Pana oraz jego wyznawców. Zawzięte poszukiwania przerwał jej ryk rozpaczy, w którym zdołała rozpoznać głos Charkota. Znalazła go skulonego pod jej drzwiami, zalanego krwią, pozbawionego zębów i z połamaną dłonią. Wkrótce pojawili się strażnicy krasnoludów, jednak odprawiła ich ruchem ręki. Podeszła do swojej dawnej maskotki, a ten przywarł do jej nóg. Jego bełkot był jeszcze trudniejszy do zrozumienia niż zwykle, poznanie tajemnicy jego stanu było więc karkołomnym zadaniem, któremu cudem podołała. Niepostrzeżenie splotła czar, i kopem wrzuciła go do pomieszczenia. Bliźniaczki lekko się przestraszyły, jednak widząc swoją panią szybko odzyskały rezon.
-Ma umierać długo - powiedziała krótko i wróciła do swojego poprzedniego zajęcia.
Dwie demonetki szybko dopadły do swojej nowej ofiary. Czar wybrańczyni Slaanesha zmienił ich delikatne i pozbawiające przytomności pieszczoty w najgorszy koszmar.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Obudził się nie wiadomo kiedy, z kwaśnym smakiem w ustach, wonią nafty w nozdrzach i okropnym bólem głowy. Cztery ściany z granitu były mu jedynymi świadkami cierpienia. Krasnolud przetarł kułakami oczy, wytrząsnął resztki kolacji z brody i spróbował wstać.
- Głupi pomysł- burknął, kołysząc się na boki w siadzie. Mimowolnie przeliczył puste butelki walające się po podłodze. Po dwunastej znudziło mu się.
Na czworakach dotarł do swojej pracowni, próbując przypomnieć sobie co właściwie mu się stało. Jak przez mgłę pamiętał wydarzenia, które sprowadzały się do dwóch rzeczy- picia i bełkotliwego złorzeczenia.
Woda w korycie do hartowania stali uderzuła zimnem w jego obolałą głowę, lecz jednocześnie przyniosło mu to ulgę. Tkwił tak przez jakiś czas na granicy utopienia się, gdy nagle go oświeciło.
-Arena!- krzyknął, wynurzając głowę raptownie.
To przez nią pił. Zdegradowany do rangi gladiatora, jak jakiś zielonoskóry czy zwierzoczłek. Zdaje się, że nawet przyjdsie ku z takowymi walczyć. Chyba.
Stawka jednsk była wysoka. Jeśli nie zaryzykuje na Arenie, straci wszystko. Po chwili doszło do niego, że nawet czuje pewnego rodzaju ekscytację. Żyłka hazardzistu znów się odzywała. Przypomniał sobie zaraz, że to ona wpędziła go w długi. Gwit to jednak straszny nałóg.
Ku drzwiom prowadziła ścieżka z wymiocin, dowód heroicznego powrotu do domu. Tym razem pokonał ją na nogach, wyprostowany.
Przyjemne ciepło uderzyło w jego skórę tuż za progiem, zapach siarki, nafty i alkoholu drążyło nozdrza. Gorgoth głębokim wdechem rozkoszował się wonią kuźni. Dla niego nie było wspanialszego zapachu.
Mięso ubojne z zewnątrz już zdążyło się zadomowić. Zdumiał się.
Przecież nie przespałem miesiąca!- pomyślał, lecz po chwili zawahał się- A może jednak....?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3445
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

STRACH I OBRZYDZENIE

W ciemnym kącie zawilgoconego strychu, dogorywając przy butelce gorzałki, chciał zapomnieć tych obrazów, które widział. Kolejne dni zlewały się w jeden ciąg grozy, pijackiego stuporu, nieprzytomności i przebudzeń w kałużach wymiocin.

Wracał wtedy z patrolu, gdy rozpętała się burza, najstraszliwsza ze wszystkich. Kurz i kamyki dzwoniły o stalowe płyty jego pancerza, jak chmara szarańczy, gnanych swoją żarłoczną żądzą przez pola, obdzierane z zielonej skóry, aż do płowego mięsa i szarych kości skał.

Musiał podpierać się, by uniknąć obalenia przez wiatr, pełznąc po stromych, górskich ścieżkach, jak metalowy żuk. Gdyby nie nawałnica, pokonałby tą trasę w kilkanaście minut, teraz jednak stała się ona długa i wyczerpująca. Musiał do tego mieć się na baczności, by nie poślizgnąć się na omszałych zielenią kamieniach, lśniących od ulewnego deszczu, jak ropiejące wrzody. Szedł ostatni, przed nim gęsiego brnęli jeszcze dwaj inni najemnicy. Tak on, również oni sprzedali swe usługi czarodziejowi niebiańskiego kolegium. Sakiewka, którą mu podsunął w karczmie była ciężka, lecz zgodził się bez wahania - cóż bowiem mogło się czaić w tych górach, z czym nie mogłaby sobie poradzić stal? Zielonoskórzy, wilki, niedźwiedzie, może bandyci - sprzedajny miecz nie raz smakował ich krwi. Nie było czego się bać, a i grosiwo niemałe.

Wtem jego uszu dotarł krzyk, ginący pod niebem pełnym łomotu. Najemnik na samym przedzie, którego imienia nie zdążył zapamiętać poślizgnął się, i runął w zionącą stygijską ciemnością szczelinę. Nim zniknął, przez mgnienie oka widać było jego czarne, rozszerzone przerażeniem źrenice pośród trupio bladej twarzy. Jednak nie tą grozę miał zapamiętać... Lecz to, co ujrzał za chwilę. Wraz z towarzyszem, jednocześnie wyjrzeli ponad grań, a to co zobaczyli odmieniło ich życia na zawsze.

Namioty rozrzucone.
Świszczące na wietrze liny.
Krew.
Trupy.

Majacząca w strugach zalewającego oczy deszczu złowroga sylwetka.

Nie wiedział ile patrzył, może było to kilkanaście sekund, może minut. Obraz ten wypalił mu się na siatkówce, znacząc je trwałym piętnem.
Hybryda, o nieludzkich kształtach, coś będącego zaprzeczeniem praw natury... Okrutna parodia człowieka...? Cielsko jaszczurze, tors antropogeniczny.
Czegoś takiego jeszcze nie widział. Potwór trzymał topór, o drzewcu długim jak wóz drabiniasty. Stał na pobojowisku, podobny krwawemu pomnikowi, w zupełnym bezruchu.
Człowiek wstrzymał oddech, wytrzeszczając oczy z orbit na ten niezwykły widok.
Podświadome instynkty podpowiadały mu, że oto widzi istotę złowrogą i tak starożytną, że pamiętającą młodość tych gór. Zimna jak deszcz cieknący lodowatym strumieniem po plecach trwoga ścisnęła żołądek w żelaznym chwycie.

Patrzył jak we śnie, na wznoszący się ku gniewnemu niebu topór.
Błysk na moment oświetlił istotę w całej jej obłędnej chwale, gdy w masywny obuch uderzyła błękitna błyskawica.

Czy to huk gromu, czy też coś ciepłego, co skapnęło na policzek najemnika, otrzeźwiło go na moment. Odwrócił się w prawo, by spojrzeć towarzyszowi w oczy, aby upewnić się, czy i on widzi to samo. Lecz tamten już nie widział. Z jego twarzy wyzierały puste oczodoły, ociekające krwawymi łzami - nieszczęśnik widział to samo i nie chciał już dłużej widzieć.
Nic. I wyłupił sobie oczy, trzymając je teraz w dłoniach.

Usta obydwu ludzi rozwarły się w niemym krzyku. Najemnik spojrzał jeszcze raz w tamtą stronę, by upewnić się, czy monstrum jeszcze stoi, czy nadal tam jest po ugodzeniu błyskawicą. Miał nadzieję, że może to był tylko zwid, a nawet jeśli nie, to może chociaż potęga piorunu zabiła je.

On tam stał. Zdawał się być jeszcze potężniejszy, swą pradawną potęgą niż przed chwilą, mocniejszy niż piorun, który go ugodził.
I patrzył prost na kulącego się za skałą, jak zaszczuta mysz, słabego człowieka. Najemnik nie widział jego twarzy, ale wiedział, że jest widoczny jak na dłoni.

Człowiek bezwolnie zerwał się jak sprężyna, ślizgając się na mokrych skałach pędził na złamanie karku, krzycząc wniebogłosy, ogłuszony własnym krzykiem. Bieg w dół, wpół ślepy od deszczu wdzierającego się do oczu. Potknął się, zerwał znów, i dalej puścił biegiem. Czuł, że bestia jest tuż za nim, czuł drżenie ziemi pod masywnym cielskiem. Choć może najpierw zamordował ociemniałego towarzysza? Wolał się nie oglądać. Za wszelką cenię, nie chciał już tego więcej widzieć.
Potwór z pewnością był szybki jak wicher, jakaś jasna część umysłu najemnika mówiła mu, że nie został dogoniony tylko dla tego, że zostawił za sobą ślepca. Wtem poczuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg, a górskie szczyty i burzowe chmury zamieniają się miejscami. Zanim ujrzał gwiazdy iskrzące się przed oczyma pomyślał, że z nóg zwalił go jaszczurzy ogon tamtej tajemniczej istoty. Coś szarpnęło nim brutalnie i zaczęło raz po raz uderzać o ziemię. Na nic zdała się zbroja i miecz.
Czy to potwór właśnie go zabijał, czy to grawitacja ciągnęła w dół? Wszystko wirowało w zawrotnym tempie... aż nagle przestało. Pozostał tylko szum wody, ciepło krwi płynącej po twarzy i dzwonienie w uszach.
Błędnym wzrokiem spojrzał w górę, na niknący w szarej masie deszczu i mgły górski szczyt. Coś zasłaniało mu jednak widoczność. Zamrugał z wysiłkiem i pomyślał, że to krzaki kosodrzewiny.

Po czym litościwa oćma nieprzytomności spowiła jego umysł.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Usta mistrza Stabilo otworzyły się do potężnego ziewnięcia. Kapitan Pierre delikatnie drzemał na rzeźbionym, mahoniowym krześle. Nawet niewolnicy oddali się spokojnej wegetacji.
- Ileż można czekac... a ty co o tym myślisz Pierre? Ej! - Mocarna dłoń kata potrząsnęła ramieniem najemnika.
- Yyyy... Co?! Co się stało? - Wojownik powiódł zamroczonym wzrokiem po całym pokoju.
- Jak myślisz, jest już wystarczająco późno by wreszcie zawołali nas na tą kolację?
- Aaaa... o to chodzi. Szczerze to nie mam pojęcia. Może te karły inaczej postrzegają pory dnia?
- Możliwe...
[To jak panowie? Zaczynamy tą kolację? Bo ja, nie wiem jak wy, już trochę zgłodniałem :wink: ]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Post autor: Gror »

[Szczerze mówiąc, to cały czas czekałem na odpowiedź Grimgora odnośnie zaproszenia na popijawę, ale po tych kilku tygodniach, chyba wszyscy mają dość ćwiczeń :)]

Grób i Baurehaar zatrzymali się u Krogana, który tym razem zaserwował swym niekrasnoludzkim klientom prawdziwe piwo, zamiast pomyj. Centigor wciąż narzekał na słabość trunku, gdyż nie umywało się do buchmana, lecz zachwalał smak. Mijały kolejne minuty, procenty wchodziły gładko, a zapas przekąsek i okoliczna latryna, zasilana przez górski strumień, pozwoliły rozkoszować się wzajemnym towarzystwem i powtarzaną co minutę kłótnią na temat grobowego milczenia.
-Myślę, że musicie się zawijać - stwierdził Krogan, zabierając ostanie puste kufle.
-Sho es...? - odparł Złotogrzywy, ledwie unosząc głowę.
Grób zamigał podobne pytanie.
-Nie wiem, jak to wygląda poza naszym wspaniałym miastem, ale majordomi zaczęli was szukać.
Prawdzigor momentalnie wytrzeźwiał, myśląc o karze, jaką zafunduje mu Cornelia i zarzucił sobie na plecy korpus Baurehaara, prowadząc jego koślawe kroki.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

minority
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 102

Post autor: minority »

Odpoczywając na placu treningowym dostrzegł niewolnika zmierzającego w jego stronę, po co przylazłeś?-zapytał Radog. szukają cię panie, uczta się zaczyna,musisz się pospieszyć. Dobrze,dobrze idę już, prowadź-odburknął goblin
[przepraszam za długą nieobecność,teraz tempo postów raczej wzrośnie,ciekawe co będzie głównym daniem.]

ODPOWIEDZ