Północna masakra toporem dwuręcznym - skavy vs WoCh 2000 pkt

Niekulawy język oraz zdjęcia mile widziane!

Moderator: RedScorpion

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
gervaz
Kretozord
Posty: 1517

Północna masakra toporem dwuręcznym - skavy vs WoCh 2000 pkt

Post autor: gervaz »

Ciemność blakła, gdy na równiną wschodziło trupiosine słońce. Poranna mgła rozrzedzała się. Spomiędzy oparów wychodzili wojownicy, apostołowie Boga Krwi. Konni, powykręcane ogary, piechota. Za nimi, spętana łańcuchami powoli sunęła potworność. Wątłe promienie oświetlały nadchodzących. Parli do przodu z ponurą determinacją, ciężkie płyty pancerzy głucho zgrzytały o siebie.

Obrazek


Linia zatrzymała się.

Anssi Darkhn, Zabójca Plemion obrócił swego demonicznego wierzchowca ku południu. Uniósł do czoła opancerzoną dłoń. Nie zdejmował zbroi latami, nie był pewien, czy pod grubą warstwą żelaza została jeszcze jakaś cząstka muskularnego wodza, którym był dawno temu. Teraz to nie było ważne. W oddali widać było niechlujną konstrukcję ołtarza bluźnierców. Ważne było życzenie Khorne'a: więcej krwi, więcej czaszek. Powodem, dla którego istniał Anssi było nieustanne spełnianie tego żądania.

Obrazek


To był zły-niebezpieczny pomysł, szukać spaczenia na pustkowiach chaosu. Nie dość że w tunelach-podziemiach znaleziono bardzo mało magicznego minerału, to z jeszcze nadchodzili chaos-ludzie.
- Trzeba się okopać-bronić! – wypiszczał rozkazy szary prorok Skritnaard
Musicie wytrzymać – wybić chaos – ludzi! Rogaty Szczur nam pomaga – chroni! – skłamał swym żołnierzom. Odkąd opuścili Piekielną Dziurę, utracił więź z bóstwem skavenów. Teraz ze wszystkich sił chciał, by klan bracia nie dojrzeli jego dygotania, wywołanego panicznym strachem.

Obrazek


Z wysokości konstrukcji, na której zawieszono Wyjący Dzwon miał dobry widok na całą okolicę. Wojownicy chaosu rozciągnęli swe szeregi w długą linię. Ich oddziały nie były liczne – w tym upatrywał nadziei na obronienie obozu. Miał jeszcze w zanadrzu drugą sztuczkę. Cała ta sieć tuneli, którą wykopali jego podwładni w poszukiwaniu spaczenia – teraz może być użyta do niespodziewanego wypadu na tyły wroga. Niepokoiło go zaś to, co zobaczył za szeregami piechoty – bestię prowadzoną przez okrutne krasnoludy chaosu, większą i potworniejszą niż wszystko, co pokazano mu w Piekielnej Dziurze.
Daleko, na lewej flance stanęło Wynaturzenie Robaka. Treserzy tego paskudztwa otwarli kłódki przy łańcuchach i pierzchli do bezpiecznej bliskości Wyjącego Dzwonu.

Nie można było już dłużej czekać. Skritnaard dał znak obsłudze działa. Kanonierzy naszykowali strzał, popiskując modlitwy do Rogatego Szczura. Kula zielonkawej energii pomknęła prosto w głowę wrogiego generała.

Głos głośny i głęboki, jak walące się kontynenty. Objawienie Khorne'a, które Zabójca Plemion przeżył już wiele razy.
TEN, KTÓRY ROZLEWA KREW W IMIĘ MOJE I NA MOJĄ CHWAŁĘ NIE ZGINIE NA DAREMNO.

Pocisk, który niechybnie unicestwiłby Anssiego, rozprysł się o przyłbicę jego hełmu, niczym płatki dmuchawca. Dowódca Wojowników Chaosu już wiedział – tego dnia Khorne jest z nim i jego ludźmi. Nie mogą przegrać. Na znak uniesionego topora jego żołnierze ruszyli w kierunku wroga. Udręczona ziemia zadrżała, deptana przez kopyta, łapy i opancerzone stopy.

Pomiędzy regimentami wyznawców Khorne'a kryły się dwie inne postacie. Kronovras Wywyższony i Marniush Rządca zawarli pakt z Zabójcą Plemion. Wspomogą jego armię w zamian z doprowadzenie ich do Kurhanu Beheheovola. W tym monolicie zaklęto demona. Duch, mimo spętania zachował pełnię swojej mocy. Tego jednak dnia – jeśli Tzeentch nie opuści swych magów – owa moc zostanie przez nich zawłaszczona.

Wynaturzenie Robaka zwietrzyło pot i krew. Potykając się o własny obsceniczny odwłok, pełzło w kierunku dużego oddziału barbarzyńców. Gdy czarodziej Tzeentcha skierował na nie swój wzrok, na cielsko potwora zatańczyły błękitno – różowymi ogniki. Bestia zawyła niczym stado szlachtowanych świń i przeturlała się po ziemi, gasząc płomienie. Z impetem wpadła w maruderów. Głodna, chwytała mackami wojowników i wpychała ich swej cuchnącej gardziel, najeżonej pożółkłymi, haczykowatymi ząbkami. Koszmarny widok mielonych towarzyszy zdawał się nie robić na barbarzyńcach wrażenia. Unieśli wielkie topory i systematycznie odrąbywali plątające się odnóża, szczypce i połacie strupiałego mięsa. Gdy rzeź ustała, z otwartych ran uciekały roje szczurów i innych gryzoni...

Obrazek

Starcie obserwował Szary Prorok. Nerwowo przygryzał pazury. Tunelarze powinni już wychodzić! Gdzie oni są-zginęli! Na razie wróg był daleko, więc jedyne, co mogło mu zaszkodzić, to spaczeniowe działo i magia. To pierwsze zawodziło jak zwykle – na prezentacji prowadzonej przez inżynierów klanu Skryre jeden strzał zabijał dziesiątki niewolników. Kiedy zaś przychodziło do prawdziwej walki, należało się cieszyć, gdy zdążyło unicestwić choć kilku wrogich wojowników przed nieuchronnym wpadnięciem w łapy zwiadowców przeciwnika.
Straty, jakie ponosili wojownicy chaosu, były mizerne – klika psów bojowych, lekka kawaleria. Najgroźniejsze oddziały nieubłaganie zbliżały się do bastionu szczuroludzi. Śmierć Wynaturzenia przynajmniej podzieliła wrogą armię, odciągając daleko piechotę. Ale kawaleria zbliżała się. Skritnaard ze zdziwieniem obserwował manewry rycerstwa. Najgroźniejsi z wyznawców Khorna manewrowali w okolicach złowróżbnego posągu, nie spiesząc się do walki. Generał skavenów liczył bowiem, że niesieni bojowym szałem kawalerzyści wpadną w hordę skaveńskich włóczników i utoną w niej niczym w bagnie.

Rycerze chaosu otoczyli Kurhan Beheheovola. Po jego stopniach wchodził Marniush Rządca. Tylko moment trwało, gdy oparł nagą dłoń na bluźnierczych runach. Postronni obserwatorzy nie mogli wiedzieć, że ten moment wydłużył się umyśle czarnoksiężnika do kilkunastu godzin. Kilkunastu godzin zajadłej walki gdzieś daleko – w nienazywalnych otchłaniach przestrzeni chaosu. Demon bronił swego istnienia, lecz musiał w końcu pokłonić się przed wybrańcem Tzeentcha. Gdy Marniush powrócił na pole bitwy, posiadł pełne zrozumienie arkanów najmroczniejszego z wichrów magii. Szybkim krokiem wrócił do swego rumaka. Czas na wypełnienie umowy z Anssim Darkhnem.

Obrazek

Bluźniercze sylaby wypowiadane przez maga brzmiały jak chrobot pokruszonych nagrobków. Moce starsze niż sam czas wypełniły powietrze i pomknęły w kierunku stacjonującej nieopodal hordy skavenów. Nie minęła chwila, a szeregi włóczników zaczęły się chwiać. Jeden po drugim, wojownicy garbili się, sierść siwiała i wypadała garściami, zęby sypały się na ziemię, a skórę szpeciła sieć głębokich zmarszczek. Szczurzy żołnierze padali jak muchy. Szary Prorok za późno rozproszył zaklęcie – kluczowy oddział został zdziesiątkowany.

Anssi Darkhn widział to spustoszenie. W skorupie zbroi nie pozostało już prawie nic z ludzkich uczuć – lecz wciąż żywił nieprzeciętną ambicję. Nie pogodziłby się z triumfem pośledniego bóstwa Chaosu. Największa chwała musiała przypaść jemu – a zatem i jego mrocznemu patronowi, który dziś ocalił mu życie. Cóż zaś może bardziej ucieszyć Khorne'a niż samotne rozbicie skaveńskiego ołtarza?

Skritnaard wytrzeszczał oczy. Straż Wyjącego Dzwonu była osłonięta murem, dodatkowo wspierana przez moc Rogatego Szczura, której siedliskiem był sam dzwon. Tylko szaleniec zdecydowałby się na frontalną szarżę. A jednak galopujący juggernaught, niosący wrogiego generała nie był złudzeniem!

Obrazek

Zabójca Plemion doskoczył do dzwonu i wzniósł wysoko wielki topór. Miecze eskorty, pazury szczuroogra -wszystko to nie czyniło żadnej istotnej szkody. Rąbał drewno konstrukcji – pod jego ciosami ażurowe rusztowanie, na którego szczycie zawisł Wyjący Dzwon rozpadała się. Reszty zniszczenia dopełnił jego wierzchowiec – główna belka załamała się, dzwon spadł na ziemię i rozpękł się piskiem miażdżonych szczurów.
„Gdyby tunelarze Kirkika wyszli wtedy, kiedy mieli wyjść, nigdy by do tego nie doszło!” - zdążył jeszcze pomyśleć Szary Prorok, zbiegając po osypujących się deskach.
Zabójca Plemion skierował uderzenia przeciwko skaveńskim żołnierzom. Ci, ufni w przewagę liczebną, zebrani wokół sztandaru armii stawiali dzielnie czoło wojownikowi. Być może gdyby zachowali się w typowy dla siebie sposób ocalili by życie – ale tym razem ucieczka nie wchodziła w grę. Nie było dokąd czmychnąć – jedyna nadzieja pozostała w walce.

Tymczasem podobnie miały się sprawy nieopodal. Rycerze puścili się w szarżę i wbili się klinem w szeregi włóczników. Otoczeni ze wszystkich stron, zostali obsypani ciosami niczym deszczem w czasie jesiennej ulewy. Jednak zwykła włócznia nie przebije pancerza wykutego w piekielnym ogniu. Żaden pisk i zgiełk nie strwoży wierzchowców, w którego żyłach płynie krew demonów. I żaden żołnierz nie zdoła stawić czoła tym, którzy zaprzysięgli służbę Krwawemu Bogu. Zagłada włóczników była kwestią czasu.

Obrazek

* * *

Słońce stało w zenicie. Skaveński obóz cuchnął rozlaną szczurzą juchą, w której po kostki brodzili wojownicy chaosu. Dopełniali swojego dzieła. Rozbity dzwon został przysypany stertę odciętych skaveńskich głów. Na szczycie Annsi zatknął rogaty czerep Szarego Proroka Skritnaarda.

Dużo wcześniej dowódca oddziału nocnych biegaczy Kirkik przebił ziemię od spodu zmyślnym, cienkim peryskopem. Urządzenie to pozwalało całkiem dobrze obserwować pole bitwy. Na razie widział głównie plecy wrogich wojowników. To był znakomity moment na uderzenie.
Chciał wydać rozkaz otwarcia tunelu i szarży, ale zamiast głosu, z jego gardło wydobyło się ostrze cienkiego i długiego sztyletu, wbitego właśnie od tyłu w kark. Kirkik nawet nie zdążył się obrócić, wyzionął ducha na miejscu. Gdy upadł, Gnawdwell, nadzorca niewolników wyszarpał swój sztylet z truchła i uśmiechnął się do współspiskowców.
Niech sobie głupi-naiwny Skritnaard walczy-przegrywa! Cały – mnóstwo spaczenia zostanie tylko dla nas! Tyle zebraliśmy, nic nie oddaliśmy! Wracam na południe, kupimy samice i założymy własny klan!

Komentarz.

W powyższym opowiadaniu zawarłem tylko najbardziej istotne momenty bitwy. Nie pisałem o dalszych losach piechoty chaosu, wyczynach maszyn i potworów strzelających, różnych mniej lub bardziej udanych próbach puszczenia czarów – bo niewiele one zmieniły w ostatecznym rozrachunku. Poza tym piszę ten raport prawie miesiąc po bitwie – i nie pamiętam wszystkich szczegółów.

Obrazek


Sama bitwa okazała się jedną z moich największych porażek. Naprawdę rzadko zdarza się, by wyczyścić stół do zera już w czwartej turze – a tak było w tym wypadku. Porażką była niestety sama moja rozpiska – wkładania ponad połowy wartości punktowej armii w dwa oddziały (megahorda 70kilku włóczników + 35 nocnych biegaczy z tunneling teamem) było błędem. Horda została poważnie osłabiona czarem curse of years, a tunelarze nie raczyli rzucić 4+ na wykopanie się przez całą bitwę!). No i liczyłem na więcej piechoty – która maszerowałaby te 8 cali na turę, podczas gdy ja będę zapuszczał jedno 13te zaklęcie za drugim. A tu zonk – przybyli ułani pod okienko i mi nastukali :( Magia też poszła mi tak średnio.
Mój przeciwnik Łukasz miał jak widać więcej szczęścia. Szczególnie dobrze turlały mu się kostki, gdy sejwował obrażenia. Gdyby nie to, jego bohaterskie szarże na regimenty piechoty skończyłyby się inaczej i być może bym wygrał. Ale zagrał zgodnie z fluffem – a Khornowi się to spodobało.
Niestety niełatwo mi dodać rozpiski – od tego czasu miałem zgon twardego dysku. Większość danych udało się odzyskać, ale nie zostały one jeszcze do końca uporządkowane.

I jeszcze parę słów nt. samej organizacji bitwy... Bardzo rzadko udaje nam się spotkać z Łukaszem na battla. Kiedy już przychodzi weekend, to albo on, albo ja mamy jakieś sprawy rodzinne, albo chorujemy, albo choruje któreś z naszych dzieci. I przez to gramy mniej więcej raz na pół roku. Więc wpadliśmy na genialny pomysł: wagary jak w liceum! Każdy z nas bierze sobie wolne w ustalony dzień. I spotykamy się na granie w domowych zaciszu, bez towarzystwa kochanych, ale jednak przeszkadzających w battlowaniu żon i dzieci.
To był piękny plan. Właśnie takie plany dzieci lubią psuć najbardziej. Mój potomek się rozchorował – i został w domu. Łukaszowy spowodował parogodzinne opóźnienie w rozpoczęciu bitwy. Ostatecznie udało się zagrać – i pewnie spróbujemy to za jakiś czas powtórzyć. Może będziemy mieli więcej szczęścia?

Awatar użytkownika
Marcin z Bretonii
Warzywo
Posty: 17

Post autor: Marcin z Bretonii »

Świetny raport! Czytałem go z dużą przyjemnością.

Awatar użytkownika
gervaz
Kretozord
Posty: 1517

Post autor: gervaz »

Dziękuję za słowa uznania, sporo nad nim pracowałem :) Postaram się odnaleźć obie rozpiski i dodać. Przypomniałem sobie też, że dzwon dostał raz strzała z hellcannona. A więc przy walce z lorde chaosu nie był na pełnych woundach.

dumny puchacz
Mudżahedin
Posty: 222

Post autor: dumny puchacz »

Bardzo dobry raport, mnóstwo plusów:
-wciągający styl, nieprzeładowanie technikaliami i brak grafomanii
-padnięta Abominacja
-ładne, w większości pomalowane figurki
-porażkowe działanie warplightning cannona
-dobrze dobrane, wyraźne zdjęcia
-przegrana skavenów

;)

Awatar użytkownika
Eldritch
Berserker Khorna
Posty: 1360
Lokalizacja: Hauptstadt der Oberschlesien

Post autor: Eldritch »

Gervaz, przyjedź ty kiedyś na jakiegoś Mastera, powspominamy stare dzieje, kiedy graliśmy na Bronowicach ;)
Obrazek

Awatar użytkownika
gervaz
Kretozord
Posty: 1517

Post autor: gervaz »

dumny puchacz pisze:Bardzo dobry raport, mnóstwo plusów:
-wciągający styl, nieprzeładowanie technikaliami i brak grafomanii
-padnięta Abominacja
-ładne, w większości pomalowane figurki
-porażkowe działanie warplightning cannona
-dobrze dobrane, wyraźne zdjęcia
-przegrana skavenów

;)

Drogi Dumny (choć chyba trafniej byłoby napisać - "zawistny") Puchaczu. Połowa z podanych przez Ciebie zalet odnosi się do niepowodzeń skavenów. Dlatego wyobrażam sobie, jak wielki ból duszy (że tak powiem) wzbudziłaby u Ciebie lektura tych raportów:

http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 91#p870691

i

http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 55#p434755

(co ciekawe, w żadnej z powyższych zwycięskich bitew nie wystąpiła abominacja...).

Zauważ, że dobry gracz potrafi znaleźć dobrą zabawę również wtedy, gdy jego plastikowe żołnierzyki dostają manto.
Mam nadzieję, że dzięki odpowiedniemu treningowi nabierzesz wystarczającej praktyki, by móc cieszyć się również własnymi zwycięstwami. Na razie bowiem wydaje się, że z Imperium jest trochę jak z XIX-wiecznymi Włochami. Imperium zostało stworzone po to, by nawet skaveni mogli wygrywać bitwy i to bez abominacji.

dumny puchacz
Mudżahedin
Posty: 222

Post autor: dumny puchacz »

:lol2:
ja Ci dam, w końcu nadejdzie chwila, że zagramy na 8edycyjne imperialne cacuszka :) możesz nawet z abominacją :)

Awatar użytkownika
gervaz
Kretozord
Posty: 1517

Post autor: gervaz »

D.P. -> Teoretycznie w końcu ta chwila nadejdzie. Teoretycznie, stado małp, na chybił trafił wciskające klawisze maszyn do pisania w ciągu nieskończoności napisze wszystkie dzieła Szekspira.

W praktyce jest jak jest. Już styczeń za pasem a ja nie zagrałem jeszcze ani razu przeciwko 8-edycyjnemu Imperium :(

Awatar użytkownika
PiotrB
Maruda
Posty: 5732

Post autor: PiotrB »

z tymi wagarami to ja już dawno na to wpadłem :) dzień urlopu czyni cuda i czasem w dorosłym życiu jest jedyną alternatywą.
Fajny raport! Dzięki że Ci się chciało to pisać:)
Lidder pisze:Nie kłopocz się. Miarkę i kostki też zostaw w domu, zbędny balast i trud z Twojej strony.
Obrazek

ODPOWIEDZ