ARENA ŚMIERCI nr 38 - Czarna Otchłań

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Re: ARENA ŚMIERCI nr 38 - Czarna Otchłań

Post autor: Dziad »

Gdy Fiodor wpatrywał się w rozpędzony , trzeszczący rydwan kierowany przez przerażonego niewolnika szeptał tylko jedno zdanie.
- Oby to nie było. Oby to nie było to... - Obawiał się że w koszu rydwanu znajduje się pojemnik z dziwną substancją która wspomagał się skaven którego zabił. A jako że zdążył już poznać umiejętności szczuroludzi był prawie pewien że pojazd eksploduje , gdy niewprawny jeździec uderzy nim w coś twardego. Na przykład inny rydwan. Lecz na razie ustrojstwo trzymało się niespodziewanie dobrze i co i raz , zmuszało walczących na ziemi do zeskakiwania im z drogi. Fiodor podbiegł do walczącegoz dwoma przeciwnikami Victusa i w pełnym biegu zaatakował wojownika który zdążył już się odwrócić. Berdysz spotkał się z krótkim nożem wokownika z północy i wytrącił go jemu tuż po zetknięciu się ostrzy. Ku zaskoczeniu Kislevity Norsmen rzucił się na niego z pięściami. Szybki ruchem złapał za drzewiec berdysza i pchnął z całych sił. I mimo tego że użył całych swoich sił nie był w stanie pchnąć nawet o cal wyższego żołnierza.Fiodor który czuł że młodszy od niego przeciwnik może z czasem przeważyć , odepchnął go z całych sił i korzystając z wolnej przestrzeni wyjął szable i rzucił ją bretońskiemu rycerzowi który ruszał na jednego z elfów uzbrojony jedynie w sztylet. Lecz w tym samym momencie wyznawca Chaosu zaatakował rotmistrza rzuconym mu gdzieś z trybun jednoręcznym toporem. Fiodor przez chwilę parował ciosy toporem trzymając norsmena na dystans. Ten krażąc wokół strzelca co chwila rzucał się ku niemu szukając w jego obronie. W tym samym momencie Fiodor usłyszał przebijający się przez zgiełk walki wycie ostrzy i piski szczurów. Nie wierząc do końca w to co robi , stał dalej i zbijał krótkie cięcia Norsmena. Nagle z całych sił uskoczył w bok. Poczuł że jedno z ostrzy rydwanu rozrywa jego rękaw , a kilka uderzeń serca później spotkał się z twardym żwirem areny. Skoki nigdy nie były jego mocną stroną. Gdy obolały spojrzał za siebie ujrzał kompletnie zmasakrowane ciało swojego adwersaża. Koła rydwanu zostawiły krwawe ślady na jego ciele a zakryta hełmem głową toczyła się kilka kroków dalej. Skaveński rydwan pulsował coraz mocniej zielonymi błyskawicami a zmęglone szaty woźnicy zajęły się dziwnym ogniem. Skaven wrzeszcząc i łkając dał wszystkim do zrozumienia że mały wybuch jest kwestią czasu.[ Kto chce może opisać wybuch :wink:. Byqu jak jest za mało to może ktoś się jeszcze się pojawić. Boss albo coś w tym stylu :) ...]
Ostatnio zmieniony 2 sie 2016, o 21:57 przez Dziad, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Victus krążył pomiędzy dwoma wojownikami, z gracją mijając ich ostrza o włos na widok czego z publiczności dało się słyszec na przemian krzyki radości i jęki zawodu. Gladiator, chcąc wreszcie wyprowadzic kontrę, przyjął cios na tarczę, zapomniał jednak o sile wojowników. Potężne uderzenie rzuciło go na piaski areny, prosto pod nogi drugiego z braci, gdzie otrzymał bolesny kopniak pod żebra. Norsmen z toporem zaśmiał się paskudnie, jednocześnie biorąc zamach bronią. Ostrze trafiło tam gdzie jeszcze przed sekundą leżał Victus. Murmillo nie zdążył jeszcze wstac gdy wojownicy doskoczyli do niego, równocześnie szykując się do ciosu. Gladiator wiedział, że zdoła sparowac tylko jeden z ciosów, natomiast drugi może okazac się śmiertelny.
Niedobrze. Bardzo niedobrze.


Z opresji uratował go Fiodor. Kislevita wpadł na Norsmena związując go walką. Gladiator szybko przeturlał się by uniknąc ciosu toporem.
- Chodź tu i walcz jak mężczyzna! - Wykrzyknął wojownik z pogardą.
- Jak sobie życzysz - W małych otworach hełmu dało się zauważyc drapieżny błysk.
Mocarne uderzenie toporu przyjął na tarczę, nauczony jednak wcześniejszym doświadczeniem pozwolił by ostrze ześlizgnęło się po stali miast uderzac w nią z całą siłą. Szybka kontra i ząbkowane ostrze zagłębiło się w ramieniu Norsmena.
- Tylko na tyle cię stac?! - Zaśmiał się wyznawca Chaosu jednocześnie robiąc zamach.
- Zaraz zobaczysz na ile.
Victus zanurkował pod toporem po czym efektownym piruetem zakończonym cięciem pozbawił napastnika głowy. Murmillo teatralnym ruchem ukłonił się publiczności.
Co ja dzisiaj taki roztańczony? Może to przez... Z zamyślenia wyrwał go pisk szczurów ciągnących świecący zielonym światłem rydwan.
- Oj, zaraz zrobi się tu gorąco.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Inglief, załatwmy Twoją akcję po pojedynku Krebera, co? Grimgor jest w sumie gotów. A jaram się na tych nieumarłych jak złota tar za Choteca! 8) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Zabijanie zombi nigdy się nie nudzi co :mrgreen: ? ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Nigdy! :mrgreen: Zwlaszcza,że ostatnio nie miałem okazji jako gracz.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

[Spoko, w sumie sam jeszcze tego na ile mogę sobie pozwolić z GMem nie uzgodniłem. Jakby Kreber mi zginął to ostawcie tego zamaskowanego przy nie-życiu, może być w kilku kawałkach byle funkcjonował :P ]

Przedzierając się przez najgłębsze czeluści kazamatów Czarnej Otchłani Tragedia mijał lochy do których rzadko kiedy schodziły sługi Baelotha Artysty, zaś niewolnikami wypychano je tylko z powodu zatłoczenia klatek na wszystkich innych poziomach.
Gdzieś wysoko ponad nimi wrzało na arenie.
Tymczasem jego ślamazarny zastęp urósł o niemal dwa tuziny brudnych skavenów. Wampir przystanął przy żelaznych drzwiach. Przez kratę w górnej ich części słychać było powarkiwania i jakiś gulgoczący język.
Kilkoma kopniakami rozbił zamek i ściągnął zasuwę. Otworzył drzwi odsłaniając powiązane łańcuchami stado zwierzoczłeków na powrozach. Warczeli widząc go.
Wampir wkroczył do środka chichocząc i dobywając kukri.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Biegł na elfa uzbrojonego w włócznię wiedząc, że musi jak najszybciej skrócić dystans. Wiedział też, że Druchii mu na to nie pozwoli. Długouchy miał przecież przewagę szybkości, zwinności i oczywiście długości broni. Jeśli zechce będzie dźgał rycerza pojedynczymi pchnięciami aż ten się nie wykrwawi. Nie było innej rady. Trzeba będzie przebić się do niego siłą i to szybko. Będzie bolało.

Rozpędzony Bretończyk obrócił się w stronę przeciwnika lewym barkiem chronionym przez płyty pancerza. Pochylił się naprzód i jeszcze przyspieszył by po chwili z wrzaskiem runąć prosto na wystawione ku niemu długie ostrze elfiej włóczni.

Czuł jak stal trafia w jego naramiennik jak ześlizguje się wyżej, jak pod naporem jego masy wyrywa jedną z płytek chroniących ramiona, jak rozrywa kolczugę, przeszywanicę i ryje głęboką ranę w barku i na plecach. Nie zatrzymał się. Ostrze utkwiło między płytami, a długie drzewce włóczni wygięło się pod naporem szarżującego Bretończyka by po chwili pęknąć z trzaskiem.

Druchii rozumiejąc, że nie zatrzyma pancernej masy biegnącej w jego stronę próbował uniknąć zderzenia zgrabnym odskokiem w bok. Udałoby mu się gdyby rycerz nie zagarnął go w locie szerokim zamachem prawej ręki uzbrojonej w mizerykordię. Przebił mu brzuch i unieruchomionego porwał ze sobą. Nie zwolnił nawet tuż przed granicą areny. Wystawił tylko elfa nieco przed siebie, a potem z hukiem łupnął razem z nim o ścianę.

Świat zakręcił się wokół, kolory wyblakły, a głuche dzwonienie jeszcze przez dłuższą chwilę dźwięczało w uszach Severina. W końcu jednak dojrzał elfa leżącego u jego stóp. Charczącego, z trudem łapiącego powietrze, otumanionego po zderzeniu z murem. Rycerz niewiele myśląc chwycił za bełt, który jeszcze na początku walki przebił jego nagolennik, i wyciągnął go jednym szybkim ruchem. A potem wbił go prosto w wizjer hełmu elfa.

Zabrał swoją mizerykordię i chwiejnym krokiem ruszył do rozbitego rydwanu po miecz. Ostrze Oprawcy zyskało jedną głęboką szczerbę po tym jak wyrwało koło elfiego powozu ale Severin od razu ocenił, że da się to naprawić. Ten niewolny kowal, którego im przydzielili powinien sobie z tym poradzić.

Nagły terkot grający razem z hukiem pojedynczych wyładowań przypomniał mu, że wciąż znajduje się na arenie. Szczury rydwan miną go o włos. Jego woźnica w potwornym pisku spalał się właśnie w zielonym ogniu, który muskał już drżącą i wstrząsaną piorunami dziwnej energii beczkę przytwierdzoną do tyłu pojazdu. Całe jeżdżące ustrojstwo pozbawione kontroli, ciągnięte przez oszalałe za strachu szczury, zakręciło znów ostro i ruszyło na środek areny.



Tymczasem na widowni w sektorze przeznaczonym dla wypaczonych chaosem wojów z północy dało się słyszeć gromki niczym pomruk burzy krzyk.
– Hodeskaller for tronen av hodeskaller!!!
Jeden z potężnych wojowników odziany w bordową zbroję ozdobioną czaszkami i narzuconą nań czarną skórą niedźwiedzia zaczął przepychać się przez rozwrzeszczany tłum swoich pobratymców. Nie nosił hełmu, głowę miał łysą a na czole wypalony znak samego plugawego boga wojny - Khorna.
– Hodeskaller for tronen av hodeskaller!!! - ryknął znów po norsku unosząc w górę wielki kiścień zakończony trzema łańcuchami, na których zwisały ponure, ciężkie i ostre bijaki.
– HODESKALLER FOR TRONEN AV HODESKALLER!!! – odpowiedział mu chór dziesiątek gardeł chaosytów podnieconych widokiem rzezi jaka dokonuje się na arenie.
Czempion stanął tuż przed barierką dzielącą trybuny od areny i spojrzał w dół jakby oceniając wysokość.

Baeloth Artysta aż wstał ze swojego miejsca w loży honorowej. Czuł co się święci. Denerwowało go jak szybko zawodnicy poradzili sobie z rydwanami i chętnie dorzuciłby im kolejnych przeciwników więc nawet podobała mu się tak żywa reakcja publiczności. Zastanawiał się jednak czy powinien pozwolić chaosytom na dołączenie do zabawy, przecież oznaczać to będzie, że stracił kontrolę nad całym widowiskiem...

[Rzeczywiście nie starczyło przeciwników dla wszystkich ;) Walczymy zatem dalej czy kończymy to i czekamy na oficjalny pojedynek?]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Może innym razem. Widowisko było dobre i może teraz dajmy pole do popisu Grimgorowi, co? :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Czempion chaosu już zamierzał wskoczyć na arenę i dołączyć do walki gdy nagle magiczna pieczęć wpisana w barierkę zajaśniała wściekłą czerwienią. Pojedyncze wyładowanie Dhar odrzuciło chaosytę z powrotem w trybuny. Nakrył się on nogami wpadając na swoich pobratymców zdziwiony tym co właśnie zaszło. Cześć wojów z północy ryknęła wściekle, lecz większość podpita już mocnym piwem zaniosła się gromkim rechotem rzucając złośliwościami i resztkami jedzenia w stronę powalonego wybrańca Khorna.

- Szanowni widzowie! - zakrzyknął Baeloth wzmacnianym magią głosem. - Wybaczcie te drastyczne metody, ale wstęp na Arenę Śmierci przysługuje wyłącznie oficjalnym zawodnikom oraz gladiatorom wybranym przez organizatorów!

Białowłosy usiadł znów w fotelu delektując się swoją władzą oraz widokiem dogasających walk rozgrywających się w dole.

[No to czekamy :D ]

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Baeloth westchnął z ulgą, widowisko było tak emocjonalne, że ledwie udało się powstrzymać erupcję chaosu. On w loży był w prawdzie bezpieczny, tak samo zawodnicy na arenie, jednak wściekli mieszkańcy północy mogli rozpętać na trybunach prawdziwą rzeź gdyby oburzenie wzrosło. Do tego nie mógł dopuścić, krew miała lać się na arenie, nie widowni.
Postanowił darować tłumowi dwa krwawe pojedynki, które powinny załagodzić sytuację.

Szybko poinstruował swych pomagierów i zapowiedział dalsze walki.
Przez brzęczącą kratę łupiąc ciężkimi, podkutymi kopytami w grunt, wszedł wielki bestigor - tocząca krwawą pianę z ust bestia o sierści pozlepianej posoką i opasana dziesiątkami ćwiekowanych łańcuchów, które brzęczały jak rój szarańczy przy każdym jej ruchu.
- Zachowajcie emocje, drodzy widzowie! Na arenie Baelotha Artysty, rozrywka nie zwalnia nigdy! Dziś nasz niezwyciężony łowca po raz kolejny ruszy na łowy, czy wreszcie swoje ostatnie ?
Zanim jeszcze uniosła się druga krata, tłum już skandował znane imię.
- KRA-VEN! KRA-VEN! KRA-VEN!
Kislevita w lwiej opończy wyszedł, mrużąc oczy. Bez niepokoju patrzył na krwawą bestię, mierzył ją wzrokiem drapieżnika.
Walczący rzucili się w swoim kierunku, bojar uskoczył z toru szarży wielkich rogów, po czym zaczął giąć się w unikach przed gwiżdżącymi w powietrzu łańcuchami, którymi próbował go smagnąć Bestigor. Jednen zamach wreszcie sięgnął celu, zrywając kawał skóry z policzka Kravinoffa. Ów zalkął po kislevsku i jednym susem skoczył na bestię. Zwierzolud i gladiator zmogli się w tytanicznej próbie sił. Chociaż sam imponująco silny człowiek nie miał szans z dwumetrowym monstrum, które zamknęło go w niedźwiedzim uścisku, wpijając szpony w jego głowę by wyrwać z niej czaszkę.
Jakiś elf rycząc ze śmiechu rzucił na arenę niewielki nóż, komicznie mały w porównaniu z wielką bestią.
Kraven jednak nie przepuścił okazji, sięgnął butem do ostrza i podrzucił je nasadą, chwytając je dłonią i wbijając pod pachę bestigora, jednocześnie zagłębiając niczym zwierz zęby w twarzy zwierzoluda, szarpnięciem wyrywając mu oko z kawałkiem skóry.
Kislevita wytoczył się puszczony z ucisku ryczącej z bólu i szału bestii po czym splunąwszy krwią znów skoczył na nią od tyłu, unikając młócących na oślep łap, chwytając podobny do tura łeb za rogi w mocarnym uścisku.
Publiczność zawiwatowała, gdy cal za calem powoli zwierzęcy kark wyginał się, a choć Kraven oberwał twardym kopytem w kręgosłup, od czego ból szarpnął każdym jego nerwem, a sam zaryczał z bólu nie puszczał.
W końcu z donośnym trzaśnięciem kark turoluda ustąpił, a bestia zwaliła się bez życia w kałużę krwi.

Baeloth nie wierzył w to co widzi, po raz kolejny z irytacją kazał znieść czempiona z piasków.
- Przyjaciele, to wciąż nie koniec atrakcji na dziś! Zwieńczeniem czwartego dni igrzysk niech znów będzie kolejna walka ARENY ŚMIERCI!
Publiczność zaryczała w odpowiedzi.
- Wprowadzić wampira i tego wąsatego człowieka. - nakazał nadzorcy czarownik.

Walka druga: Isenhardt Kreber vs Fiodor "Sztywny" Zbojka

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Pochłonięci jatką na arenie, gladiatorzy nie zauważyli poruszenia na trybunach. Było to jednak zrozumiałe, bowiem po piachu pędził skaveński rydwan grożący lada chwila wybuchem ze spaczeniowego bojlera. Pojazd minął Momoę, rozdzielając go na chwilę z jego przeciwnikiem. Ten zaatakował szybkim wypadem, licząc, że zaraz po minięciu saurus nie będzie w pełni skoncentrowany. Ten jednak przyjął cios na drzewce, stawiając gardę ostrzem w dół i uderzył drugim końcem glewii w mostek. Wybraniec uczynił dwa kroki w tył, w wtedy Momoa ciosem koszącym przeciął mu ścięgno Achillesa. Perwersyjna percepcja slaaneshyty sprawiła, że targnęła nim fala podniecenia miast bólu, lecz ogólne wrażenie sprawiał takie, iż walka z niemal bezemocjonalnym jaszczurem była mu utrapieniem, nie zabawą.
Ranny nie był już tak mobilny, uniki były dużo bardziej niezgrabne. W końcu zareagował za wolno i wielki kolec zwieńczający jaszczurzą glewię zbił mu się nad lewym obojczykiem. Czempion harknął, krew buchnęła mu z ust, spływając spod maski na szyję. Oręż niczym hak nie pozwalał mu uciec. Momoa docisnął broń mocniej i tylko plyta zbroi nie chroniła ciało wybrańca przed całkowitym połamaniem. Nagle saurus szarpnął glewią i rzucił nabitym czempionem jak szmacianą lalką.... prosto pod koła skaveńskiego rydwany. Oś trzasnęła i pękła. Rozpędzony rydwan rozpadł się na kawałki, które nim wyhamowaly na piachu, zniknęły w ogniu spaczeniowej eksplozji.
Huk ogłuszyłna chwilę wszystkich. Norsmeni zapomnieli o swym rozochoconym towarzyszu i ucichli. Miast jednak dostrzec zwęglowe zwłoki gladiatorów czy zmutowane opadem spaczeniowym ciała, ujrzeli ich całych i zdrowych. Nie licząc tych pokonanych, rzecz jasna.
Baeloth otarł wąską strużkę krwi cieknącą mu z nosa i wypowiedział drugie zaklęcie, wynosząc spaczeniowy pył zamknięty w polu siłowym, nie chcąc skazić sceny krwawego teatru. Miała bowiem za chwilę posłużyć do dwóch kolejnych walk. Spektakl bowiem musiał trwać!
(Show must go on :wink: )
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Poczekacie do wieczora bo chce jeszcze napisać być może przedśmiertny post. ]

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

[A to mój być-może-przedśmiertny post. Ale emocje!]

Isenhardt dokładnymi ruchami kawałka nasączonego bandaża pokrywał swoje ostrza toksyną paraliżującą. Nie spieszył się, nie okazywał emocji. Był gotowy na śmierć cudzą czy swoją.
Li Sufang oglądała jego preparacje z boku, z nieskrywanym przejęciem. Bez usługiwania wampirowi, którego szerokim łukiem omijali nadzorcy Druchii wróciłaby do lochu albo uwłaczających posług. Modliła się skrycie o jego zwycięstwo, choćby nawet samemu Kreberowi na nim nie zależało.
Gdy wampir skończył, wstał i zapiął za głową paski od maski badacza zarazy. Biały dziób i zacienione rondem kapelusza okulary przywodziły na myśl drapieżnika. Nadały mu też przerażającego wyglądu, bardziej nawet niż jego blade oblicze z czerwonymi ślepiami, kłami i podkrążonymi oczyma.
Medyk machnął próbnie w powietrzu falchionem i udał się bez słowa w stronę wejścia na arenę.
Był gotów.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Nie mogę się doczekać , krwi !!!]
Cichy dźwięk ostrzenia berdysza towarzyszył przygotowaniom Fiodora do walki. Gładkimi ruchami ponownie przywracał jego główną broń z powrotem do idealnego stanu. Mógł ignorować niektóre szczegóły dotyczące nadchodzącej walki , takie jak styl walki jego przeciwnika czy jego uzbrojenie , ale lata nauczyły go że od stanu broni zależy często wszystko. Niezakładana od dawna kolczuga zabrzęczała lekko gdy wstawał. Pewnie nie wie że ją mam.-pomyślał. Nigdy nie tolerował nieuczciwej walki ale w walce z tak wymagającymi przeciwnikami jak Victus czy ten doktor , pancerz mocniejszy niż mundur był niezbędny. Mimo przygotowań nie potrafił odgonić refleksyjnych myśli. Blyat to było dobre życie-pomyślał gdy jego myślał o latach spędzonych w marynarce. Było ciężko i wielu moich kumpli zginęło ale cholera robiłem to dla kraju. I byłem w tym dobry.-westchnął cicho. Nie obawiał się zbytnio śmierci , swoje przeżył i niczego nie żałował. Ale nie miał zamiaru przegrać. Odpowiednio naostrzony berdysz spoczął na jego ramieniu , a muszkieterów na razie przewiesił przez plecy. Machnął kilka razy szablą która z światem przecieła powietrze. Nadziak spoczął wetknięty za pas , jako zapasowa broń. Gdy do celi się otworzyły a w progu stanęli dwaj elfowie spojrzał na nich i spokojnie poszedł przed nimi. Czuł znajomy ciężar topora. Kolejna bitwa w jego życiu , która tym razem była starciem z jednym przeciwnikiem, ale jedno nie uległo zmianie. Nadal jego krzepa , ostrze topora i doświadczenie będzie stajowiło wyzwanie dla jego przeciwnika.
[ Niech się dzieje wola niebios... ]

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Walka druga: Isenhardt Kreber vs Fiodor "Sztywny" Zbojka
(soundtrack: https://www.youtube.com/watch?v=ICSk8-pJkX8 )

Niewolnicy popsiesznie ściągali z areny trupy poległych, gdyż oto zaczynała się walką, na którą czekano najbardziej. Powywracane wraki rydwanów podpalono, oświetlając plac boju piekielną poświatą, zaś spomiędzy dymu i buzujących płomieni wystąpiła kolejna para zawodników.

Baeloth powoli wstał, uciszając skandowanie. Rozłożył szeroko ręce wskazując na walczących.
- Tego twardziela z północnych, zimnych stepów nie muszę wam już przedstawiać. Sami dziś rano widzieliście co potrafi. Czy jednak teraz wystarczy mu to by wygrać ?
Fiodor nie rozumiał co mówi elf, jednak parsknął, podkręcając sumiastego wąsa wolną ręką. W zębach trzymał tlący się lont, a muszkiet nonszalancko oparł z uniesioną lufą o wbity w piach berdysz. Ucałował wisiorek z niedźwiedzią głową i schował go za rozpięty u góry żupan.
- UR-SUN! UR-SUN! - zakrzyknął, wznosząc pięść w górę.
- Przeciw niemu nieumarła groza! - kontynuował mistrz areny - Dawniej zwykły człowiek, a teraz cień śmierci, gotowy upuścić krwi. Dużo krwi. Po raz pierwszy schwytany do walk na arenie prawdziwy wampir!
Isenhardt zdawał się nie zwracać uwagi na wiwaty. Oblicze wampira kryła biała, dziobata maska wystająca spod kalepusza. Bezemocjonalna i sterylna jak sama śmierć. Poszarpany, czarny płaszcz falował, między rozdarciami błyskał co jakiś czas zestaw okrutnych ostrzy, lśniących od pokrywajacej je bezbarwnej trucizny.

Nie czekając na sygnał Kislevczyk wymierzył w stojącego nieruchomo nieumarłego i przytknął lont do panewki. Ryczący niczym grom pocisk trafił prosto w odzianego na czarno wampira. Ten nawet się nie poruszył. Fiodor zmarszczył brwi odrywając oko od lufy.
- Teraz moja kolej. - wysyczał Isenhardt, głosem przetłumionym przez maskę i ruszył powoli naprzód, wyciągając dłoń z chwyconym za ostrze sztyletem. Medyk cisnął ostrze, które wirując z wizgiem pomknęło w powietrzu. Strzelec schylił się, uginając nogi - miotany nóż, ledwie naciął jego wysoką, futrzaną czapę. Zbojka poderwał się na równe nogi, wypluł z ust kulę do lufy samopału i oglądając się na idącego wolno przeciwnika gorączkowo przybił ją pakułami i zaczął podsypywać prochem. Nabiwszy muszkiet dmuchnął na lont i wymierzył, opierając znów broń na berdyszu.
W polu widzenia nie było jednak nikogo.
Syk ciętego powietrza zaalarmował go w ostatnim momencie i chyba tylko cudem zdążył zastawić się ukośnie muszkietem. Falchion z trzaskiem wgryzł się w drewniane łożysko rusznicy. W płazie szerokiego ostrza odbiła się na tle płomieni bezemocjonalna maska medyka.

Fiodor wciąż dyszał, będąc świadomym jak blisko było by skosił go z flanki nagły cios. Z okrzykiem wojak naparł na lufę, odpychając przeciwnika i puściwszy broń odskoczył w tył, krzyżowym ruchem rąk dobywając spod boków szabli i nadziaka. Przyjmując bojową postawę na ugiętych, szeroko rozstawionych nogach w szerokich szarawarach wykonał prowokujący ruch karabelą.
- No chodź bratku. Puszczę cię w tan, jak wiejską podlotkę!
Kreber nie odpowiedział, tylko znów zbyt szybko dla oka Kislevity przyskoczył do jego flanki, tnąc falchionem. Tym razem Fiodor był gotowy i przechwycił ostrze nadziakiem, zahaczając je szpikulcem i ściągajac w bok, jednocześnie tnąc wręb znad głowy odsłoniętego wampira. Ostrze szabli rozcięło czarną skórznię i wams, rozrąbując ciało marienburczyka, który cofnął się przezornie, spoglądając beznamiętnie na ranę przez szkła maski.

Isenhardt wiedział, że doświadczeniem jest daleko za swoim przeciwnikiem. Postanowił posłużyć się więc swą nadludzką szybkością.
Wampir znów natarł na człowieka, zamaszystym uderzeniem na odlew spychając wąsacza do defensywy po czym ciął zygzakiem w nogi i głowę z prędkością błyskawicy. Fiodor odczuł to tak jakby oberwał symultanicznie, opuszczając z bólu spóźnioną gardę - z rozciętej nogawicy hajdawery siknęła krew, zaś kończyna ugięła się pod nim, porażona spazmem bólu, natomiast cios w głowę przebił jego czapkę z mlaskiem rozcinając głęboko prawy bok głowy. Spod futrzanego kołpaku popłynęła wartkimi strumieniami posoka, zalewając oczy, twarz i wąsy "Sztywnego".
Porażony siłą ciosu weteran Karnego prikazu zatoczył się, ledwie ustajac na nogach dzięki niebywałej determinacji, po czym mimo zawrotów głowy i juchy cieknącej na oczy zakrzyknął gromko z wściekłości i niesiony szałem rzucił się z szeroko rozwartymi rękoma na nieumarłego by go powalić.

Doktor Kreber z zainteresowaniem spojrzał na wroga, Kislevita mimo tak głębokiej rany nie poddawał się ani trochę działaniu jego trucizny. Imponujące. Przez moment jego wzrok mimowolnie zawisł na krwi lejącej się strumieniami z człowieka, pierwotne instynkty kazały mu zerwać maskę, rzucić broń i niczym zwierzę posilić się. Zwalczył je jednak, słysząc znów okrzyk szarżującego jak niedźwiedź mołojca.
Zwinnie usunął się z trasy ślepej szarży i gdy Fiodor przebiegał koło niego przebódł go pchnięciem falchiona. Tasak z chrzęstem przeszedł przez warstwę kolczugi i utkwił między żebrami, krusząc jedno z nich. Kislevita upadł z orężem sterczącym z pleców jak rohatyna w tulei, orając twarzą piach.
Isenhardt z chorą satysfakcją patrzył jak człowiek zwija się z bólu. W jego czarnej rękawicy pojawił się sztylet, ruszył w stronę ranionego.Tymczasem Zbojka chwycił się pierwszej rzeczy, którą znalazły jego palce - wciąż wbitego w ziemię trzonka berdysza. Chwycił dwuręczy oręż i zaciskając zęby podniósł się, ujmując go. Ostatkiem sił zamachnął się na nadchodzącego wampira.
Ów z łatwością zatrzymał uderzenie, chwytając Fiodora za nadgarstek lewej ręki po czym wbił sztylet pod ramię, tuż przy łokciu. Kislevita wrzasnął z bólu. Doktor Kreber szarpnięciem obrócił strzelca, wyrywając mu swój oręż z pleców i zaraz ciskając go na bok.

Krew chlapnęła na maskę i szkło wizjerów medyka, gdy jego urękawiczona dłoń zagłębiła się w ranie niemal po sam łokieć. Krwawiący wojak zesztywniał i zaraz osunął się na piach, gdy Isenhardt podrzucił w unurzanej we krwi ręce jego wyrwane, wciąż bijące serce.
Tłum zawrzał jak nigdy dotąd.
Żyjący jeszcze Fiodor przez kilka sekund przed utratą przytomności widział nachylającą się nad nim z gotowym skalpelem czarną postać.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[R.I.P stary. Szkoda, że odszedłeś tak szybko :(
Ale jak ładnie! :D ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Ech szkoda. Bawiłem się naprawdę przednie , i do tego dobrze mi się odgrywało moją postać. Dzięki wielkie Grimgor za dotychczasową arenę i powodzenia w walce panowie. Tylko szkoda że wumpierz nie posmakował topora , ale od początku takie miałem obawy :cry: Życze miłej zabawy. Do zobaczenia na następnej arenie :wink:
ps : Mi też w Bloodborne fajnie się grało :D ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Dziadu, myśl nad kolejną postacią już! :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ 8) ]

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ wąpierz do najpancerniejszych nie należał, więc mechanicznie dual wield bardziej się Fiodorowi opłacał.
Bloodborne, świetna giera. Choćby ze względu na soundtrack lubię się czasem po Yarnham poprzetaczać i porąbać monstra. :D
Szkoda Fiodora bo był super klimatyczny, no ale niestety takie uroki Areny Śmierci - ktoś musi ginąć :? ]

ODPOWIEDZ