Błoto i krew

Niekulawy język oraz zdjęcia mile widziane!

Moderator: RedScorpion

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Błoto i krew

Post autor: Gniewko »

Witajcie.

Przedstawiam trzeci raport-opowiadanie swojego autorstwa, tym razem z jednej z bitew jaką stoczyłem na wczorajszym turnieju w Bielsku (format 1500) z Wojownikami Chaosu. Zapraszam do czytania i jednocześnie pragnę jeszcze raz podziękować swojemu przeciwnikowi Tadkowi, którego jedynie imię zapamiętałem :)

* * * * * * * *


Hrabia Valdez nie był zbyt popularny wśród swoich poddanych. Oprócz tego, że miał paskudny charakter, łysiał, miał krzywe zęby i potwornie cuchnący oddech. Nic więc dziwnego, że pozostali rycerze stronili od niego, damy zaś wręcz jawnie okazywały mu swoją niechęć. Tajemnicą pozostawał fakt jakim cudem tak obleśny dziad zdołał spłodzić tak niebiańsko przystojnego syna, jakim był dwudziestoletni Cedric. Oczywiście była to wersja oficjalna, a tajemnicą poliszynela były regularne nocne schadzki żony hrabiego z marszałkiem dworu Gwidonem z Vivrenne. Najpewniej po nim Cedric odziedziczył głęboko zielone oczy, choć i tu nie było stuprocentowej pewności, jako że głodna pieszczot i miłosnych uniesień hrabina pruła się jak najprzedniejsza cesarska kurwa z kim popadło.

Wkrótce okazało się, że rozochocona niewiasta będzie mogła robić co chce i z kim chce - hrabia wyruszył wraz z królem na wyprawę przeciwko wojskom chaosu, które poważnie zagrażały wszystkim ziemiom Starego Świata. Rozpaczliwe apele o pomoc słane przez lud Imperium i Kislevu zaowocowały zbrojną odsieczą, która szybkim marszem pokonywała obecnie trasę wzdłuż wybrzeży Nordlandu, kierując się na kislevskie miasto Erengrad, ostatkiem sił broniące się przed naporem potwornej hordy z północy. Hrabiemu Valdezowi powierzono zaś zaszczytne zadanie bronienia tyłów armii i taborów...

- Za kogo oni mnie mają? Za jakieś popychadło? Mój ród walczył ramię w ramię z samym Gillesem! Kładł pokotem hordy orków w wąwozie Roncevaux! A oni mnie każą pilnować siana, czosnku i beczek ze śledziami! - Valdez rzucał się w siodle, wykrzykując przekleństwa, a jego twarz z każdą chwilą pąsowiała coraz bardziej.
- Cedric! Powiedz coś wreszcie! Poprzyj mnie!
Syn hrabiego jechał kilkanaście metrów dalej, wraz z niewielkim oddziałem rycerzy, wśród których przeważali jego przyjaciele z polowań i wspólnych spotkań w niewielkim dworku myśliwskim. Chodziły słuchy, że herbowi panowie spożywali tam niewyobrażalne wręcz ilości wina, po czym wyczyniali rzeczy godne najgorliwszych wyznawców Slaanesha. Dodajmy, bez ani jednej białogłowy.
- Tak, tak....moglibyśmy w końcu coś utłuc. Jak na razie wleczemy się tylko za resztą armii i potykamy się o gówna ich koni. Nie żebym miał coś do koni - tu Cedricowi przerwał na moment chichot jego kolegów - ale ta nuda jest nie do zniesienia.

Kolumna osłaniająca tabory składała się głównie ze sporego kontyngentu łuczników, wspieranego dwoma regimentami piechoty i niewielką grupą rycerzy. Na wozach jechało też dwóch kapelanów i części do budowy trebusza. Oddziały z wolna posuwały się w stronę granicy z Kislevem, przechodząc z głębokich nordlandzkich puszczy w trawiasty step, obecnie mokry od jesiennych deszczy i rozjeżdżony przez postępującą armię do postaci bezkresnego morza błota, śmieci i odchodów. W południe, o dzień drogi od granicy ziemi carów, jeden z rycerzy zauważył coś na linii wzgórz nad horyzontem.
- Popatrz tam, Cedric. Widzisz go? - mruknął, nieznacznie wskazując ręką kierunek.
- Widzę. Śledzi nas od jakiejś godziny.
- Zwiadowca?
- Tak. Reszta też nie może być daleko.
- W końcu sobie powalczymy...
- Nie ciesz się za bardzo, nie wiadomo ilu ich jest i co ze sobą prowadzą - mruknął Cedric, po czym popędził konia, by powiedzieć o wszystkim ojcu.

* * * * * * *

- Ilu ich jest? - głos rycerza chaosu dudnił z wnętrza rogatego hełmu niczym w studni.
- Więcej niż nas. Ale większość to słabeusze, tchórze i patałachy. Tłum wieśniaków srających po nogach ze strachu.
- Żadne wyzwanie...jest ktoś na kogo warto wyciągać miecz z pochwy?
- Jest kilku rycerzy. I jakiś szlachciura na pegazie, cały w jedwabiach i polerowanej stali.
- To dobrze. Nasz przyjaciel Gho'Raak chciałby się nieco rozerwać przed właściwym starciem...
Na czempiona chaosu padł ogromny cień, a powietrze przeszył pełen furii ryk.

* * * * * * *

Bretońskie wojsko rozwinęło się w bojowym szyku dosłownie w ostatniej chwili. W centrum pola długie szeregi łuczników stały w gotowości za rzędami drewnianych pali wbitych w błotnisty grunt. Za nimi oba regimenty piechoty oczekiwały na bitwę oparte o drzewca halabard i wielkie pawęże, nerwowo wymieniając pomysły na to jak przeżyć nadchodzące starcie. Czym innym było strzeżenie zamku hrabiego i utarczki z banitami na drogach, a czym innym walka z regularnym wojskiem, którego jedynym zajęciem jest mordowanie na wszelakie możliwe sposoby jak największej ilości przeciwników.

Na lewej flance naprędce zmontowano z części trebusz, choć jego załoga była daleka od profesjonalizmu i wciąż nie mogła dojść do ładu z plątaniną lin i bloczków. Hrabia Valdez obrzucał ich nieustannie przekleństwami z grzbietu swojego pegaza. Jako ostatni flankę zamykali jego łowczy - wytrawna grupa łuczników, nad którymi powiewał niewielki proporzec z trzema gończymi psami na złotym tle. Cedric stanął wraz ze swoimi rycerzami przed niewielkim wzniesieniem na prawej flance. Zawiesił tarczę na plecach, po czym zaczął rozwijać spory płat materiału przymocowany do drzewca kopii.
- Co ty tam masz, Ced? - spytał jeden z rycerzy.
- Chorągiew, ojciec kazał mi jej bronić, choćby mi mieli wrazić tuzin kopii w zadek.
- My wiemy, że pomieścisz tam dużo więcej niż tuzin - rzucił inny, na co reszta odpowiedziała gromkim śmiechem.
- Dobra, panowie, żarty na bok. Za moment będzie goręcej niż na naszym ostatnim wypadzie do dworku - głos Cedrica pobrzmiewał nutką strachu przed nadchodzącą rzezią. Miał być to jego pierwszy poważny bój i zamierzał dożyć wieczora. On i jego przyjaciele wiedzieli, że potrafią machać bronią równie dobrze co własnym przyrodzeniem, ale teraz mieli się zmierzyć z wrogiem, który co najmniej dorównywał im umiejętnościami.

Nagle błotnista ziemia zaczęła delikatnie drżeć. Ciche dudnienie z każdą chwilą narastało, by po kilku minutach przerodzić się w jednostajny rumor. Nagle zza wzgórz wyłoniły się dziesiątki okrytych stalą postaci, nad którymi powiewały smoliście czarne sztandary z bluźnierczymi symbolami. Rycerze chaosu nacierali straszliwym murem ostrz, rogów i kolczastej blachy, rozchlapując błoto i grudy ziemi. Przed ich czoło wysunęli się lżejsi i szybsi maruderzy oraz sfory rozszalałych ogarów, gotowe rzucić się z kłami do wrogich szyi.

- Gotuj się! - głos dowódcy łuczników przeszył powietrze, a dziesiątki grotów zalśniły na tle pochmurnego nieba.
- Rzuć! - brzęknęły cięciwy, a chmura strzał ze świstem poszybowała w stronę wroga, kładąc pokotem pierwsze nacierające szeregi. Łucznicy szybko złapali jednostajny rytm, śląc salwę za salwą w szeregi wojowników chaosu. O ile jednak maruderzy i ogary padali łatwo, szybko znacząc ziemię plamami czerwieni, o tyle rycerze zdawali się być zupełnie odporni na pociski, w straszliwym tempie zbliżając się do bretońskich linii.
Wtem stało się coś jeszcze straszniejszego - zza wzgórz wyłoniła się bestia, jakiej nikt dotąd nie widział, ohydne połączenie torsu ogra z korpusem smoka, poczwara z najgłębszych otchłani piekielnych, mierząca jak nic trzydzieści stóp wzrostu, dzierżąca topór z ostrzem wielkości człowieka. Z gardła potwora wyrwał się ryk, na dźwięk którego konie poprzysiadały na zadach z kwikiem, a połowa Bretończyków zaczęła się rozglądać za drogą do ucieczki.
- Ustrzelcie to bydlę! Zabić! Zabić! Zabić jak najszybciej! - wrzaski hrabiego zdawały się być równie groźne jak ryk potwora, jednak załoga trebusza wciąż szamotała się z linami, nie mogąc we właściwy sposób naciągnąć ramienia z przeciwwagą.
- Otaczają mnie kretyni. Zawsze otaczali mnie kretyni - syknął Valdez i spiął pegaza do lotu, kierując się w stronę nacierającego wroga, gdzie na przedziwnym, lewitującym dysku sunął jeden z wrogich dowódców. Valdezowi nie dane było jednak spotkać się z nim w boju tego dnia - czempion chaosu zawrócił nagle i odleciał na tyły armii, wiedziony założeniami jakiegoś głębszego planu.

W tym samym czasie Cedric i jego rycerze zdecydowali się w końcu umoczyć miecze we wrogiej krwi i wjechali na wzniesienie, z którego roztaczał się widok na całe pole walki. Ogromny potwór był na razie daleko, a najbliższym wyzwaniem był jeden z oddziałów rycerzy chaosu, cuchnący rozkładem wyznawcy Nurgla w pordzewiałych pancerzach, ociekających ropą i śluzem. Bretończycy zderzyli się z nimi na samym szczycie pagórka w tym samym momencie, w którym reszta hord chaosu wpadła w szeregi łuczników. W ułamku chwili straszliwy bój rozgorzał na przestrzeni przeszło trzystu jardów, a powietrze wypełnił łomot broni i nieziemska kakofonia krzyków, wrzasków i ryków. Część wrogich jeźdźców poginęła zatratowana przez własne wojsko, gdy ich konie padły ponadziewane na rzędach ostrych pali. Reszta jednak przedarła się dalej, miażdżąc i tłukąc wszystko na swojej drodze niczym żelazny walec. Łucznicy rozbiegli się w przerażeniu jak stado królików, kryjąc się za zwartymi szeregami zbrojnych.
- Drzewca naprzód! - krzyknął jeden z sierżantów, a na spotkanie szarżującym rycerzom wysunęły się zza pawęży tuziny włóczni, tworząc kolczasty mur ostrz.
- Stać spokojnie! Pani was ochroni, jeśli pokażecie, że macie mężne serca! Nie dajcie pola mrokowi i chaosowi! - głos kapelanów uspokoił nieco chwiejące się masy chłopstwa, które dla otuchy wzniosły wyzywający okrzyk w stronę wroga.
Chwilę później znów rozpętało się pandemonium.

Na lewej flance myśliwi hrabiego widząc zbliżającego się behemota, postanowili czym prędzej usunąć mu się z drogi. Dobrze wiedzieli, że walka z takim tytanem bez opancerzenia, pieszo i za pomocą sztyletów i kordów myśliwskich jest z góry skazana na porażkę. Na odchodnym postanowili uraczyć go deszczem strzał.
- Celujcie w łeb! - zawołał dowódca, ufając przeczuciu, które okazało się być słuszne - dwa groty ugodziły smokoogra prosto w oczy, które buchnęły strumieniami czarnej posoki.
Rozszalały potwór z rykiem popędził do przodu, mijając pryskających mu spod nóg łuczników i wpadając w trebusz. Z oblężniczej machiny po chwili została sterta połamanych belek.

Wzgórze na prawej flance zmieniało tymczasem barwę z burobrązowej na ciemnoczerwoną - Cedric i jego rycerze bronili wzgórza z uporem godnym krasnoludów. Rycerze Nurgla raz za razem nacierali na nich ze wściekłością i choć za każdym razem ich odpierano, to szeregi Bretończyków topniały o kilku ludzi. Cedric cieszył się, że spod hełmu nie widać jak po twarzy ciekną mu łzy złości i żalu. Każdego z tych towarzyszy nie będzie się dało zastąpić nikim innym, każdy z nich zabierał do grobu część jego samego. Ciął więc i rąbał na oślep mieczem, na końcu ścinając głowy dwóm wrogom naraz. Był zbryzgany krwią po sam czubek hełmu i cały dygotał jak w gorączce. Dopiero silnie potrząśnięty przez Martina, chorążego oddziału, odzyskał trzeźwość myślenia. Zostali na wzgórzu tylko we dwójkę, otoczeni zwałem trupów i zniszczonej broni. W dole rycerze chaosu ponawiali swoje szarże na topniejące szeregi zbrojnych, lecz sami też ponosili ciężkie straty. Nagle hrabia Valdez wzbił się w powietrze na swoim pegazie, po czym zanurkował w największą gęstwinę wroga, chcąc zadać decydujący cios. Cedric beznamiętnym wzrokiem patrzył, jak znika w kłębiących się szeregach.
- Twój ojciec....trzeba mu pomóc - usłyszał niepewny głos Martina.
- To nie jest mój ojciec. A ja zaraz będę szesnastym hrabią Tours i Givenche - odpowiedź Cedrica była zupełnie wyprana z emocji i zimna jak stal.
Gdy w końcu nad wojskami chaosu wzniesiono nadzianą na kopię głowę hrabiego, chłopak mruknął "dokonało się" i zawołał ze wzgórza w stronę walczących Bretończyków:
- Synowie królestwa! Wasz hrabia padł, a jednak żyje! I nakazuje wam walczyć w imię Pani Jeziora! Pokażcie wrogowi, że lepszy bretoński pastuch od tuzina ich rycerzy! Śmierć wrogom!
Krzyk Cedrica nie zdążył jeszcze przebrzmieć nad polem walki, gdy ten pogalopował ze wzniesionym mieczem i rozwiniętą chorągwią prosto na czempiona chaosu. Atakował z taką furią i precyzją, że przeciwnik nie zdołał nawet skutecznie się osłonić. Ciosy magicznego miecza były tak silne, jakby zadawał je sam Zielony Rycerz. Wrogi dowódca zwalił się ze swojego dysku na ziemię niczym pień. Cedric zeskoczył za nim z konia i dokończył sprawy, wbijając mu lśniące ostrze w pierś po samą rękojeść. Kątem oka dostrzegł jak kilkanaście metrów dalej Martin dopada czarnoksiężnika chaosu i ciosem kawaleryjskiego młota rozbija mu głowę razem z hełmem, a mózg i posoka bryzgają we wszystkich kierunkach.
- O to chodzi, Martin! Niech znają kurwie syny swoje miejsce! - zakrzyknął ze śmiechem w stronę przyjaciela i z powrotem wskoczył na konia. Obaj szybko zawrócili w stronę bretońskiej piechoty, w której szeregi właśnie wpadł potężny smokoogr. Ciosy jego ogromnego topora trafiały jednak w większości w próżnię - zbrojni uskakiwali na boki, padali na ziemię i rozbiegali się we wszystkich kierunkach. Potwór bił na oślep pazurzastymi łapami i kolczastym ogonem, ale z mizernym skutkiem. Kmiecie doskakiwali do niego co chwilę, cięli w łuskowate cielsko glewiami i halabardami ze wszystkich sił, byle tylko zmusić tytana do odwrotu. Nagle bestia trafiła w cel, potężnym machnięciem ogona posyłając w powietrze pięciu zbrojnych, a pięciu kolejnych obalając na ziemię. Reszta wykorzystała jednak ten moment i wbiegła olbrzymowi pod brzuch. W mgnieniu oka tuzin grotów wbił się w jego ciało, a smoliście czarna krew zrosiła Bretończyków niczym makabryczny deszcz. Smokoogr zaryczał z bólu i zatoczył się kilka potężnych kroków w tył, wpadając do błotnistego bajora. Chłopi obskoczyli go ze wszystkich stron jak chmara pcheł, z triumfalnym wrzaskiem ćwiartując go żywcem. W całkowitym amoku cięli, kłuli i rąbali, aż z gardła obalonego potwora nie wydobywało się nic poza gulgotliwym charkotem i strumieniami krwi. Wreszcie smokoogr zadygotał w śmiertelnym spazmie po raz ostatni i znieruchomiał na wieki.

Cedric dotarł z Martinem do piechurów, gdy ci dobijali właśnie ostatnich dogorywających na polu przeciwników. Zza ołowianoszarych chmur wyszło zachodzące słońce, rozlewając po całej okolicy purpurową łunę. Młody hrabia wiedział jednak, że i bez tego wszędzie byłoby widać morze czerwieni. Zarówno żywi jak i martwi wtopili się po bitwie w tło - jak okiem sięgnąć widać było jedynie krew i błoto, błoto i krew...
Ostatnio zmieniony 29 wrz 2009, o 18:20 przez Gniewko, łącznie zmieniany 1 raz.
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

Myth
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3135
Lokalizacja: Warszawa, 8 Bila

Post autor: Myth »

Oż Ty skubańcze, jak zwykle mnie bardzo pozytywnie zaskakujesz swoimi raportami :-) Gratuluję pióra i konceptu, oraz wspaniałego zwycięstwa nad chaosem na wczorajszym turnieju :-) Jak to ktoś już napisał w innym temacie, Twoim raportom nie potrzeba zdjęć, żeby były żywe i pobudzały wyobraźnię. Oby tak dalej :-)

Pozdrawiam

Awatar użytkownika
ANtY
Kretozord
Posty: 1610
Lokalizacja: Poznań
Kontakt:

Post autor: ANtY »

Piszesz też jakieś opowiadania albo coś?

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

Kilka powstało, głównie do szuflady :)
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

Awatar użytkownika
Eltharion
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3684
Lokalizacja: Tychy

Post autor: Eltharion »

A szkoda szkoda .... :roll:

Gratuluje wygranej :D
A tak na osobnosci... masz bład w podpisie
Teraz zauwarzyłem
Nie ma Druchijczykow sa Druchii jak cos
Mówi się trudno i idzie się dalej ...

Awatar użytkownika
Kołata
Prawie jak Ziemko
Posty: 9565
Lokalizacja: Jeźdźcy Hardkoru

Post autor: Kołata »

Wypas :) Fajnie się czytało.

Awatar użytkownika
eliah91
Masakrator
Posty: 2759
Lokalizacja: Warszawa Czarne Wrony

Post autor: eliah91 »

Bardzo fajny i ciekawy raport od początku wiedziałem że załoga trebusza coś spieprzy ale myślałem że jakiś fajny skater będzie na twoją lance i trochę za dużo pedalstwa bardzo ciekawe :D
Obrazek

Awatar użytkownika
Solider
Falubaz
Posty: 1433
Lokalizacja: Świdnica/Warszawa

Post autor: Solider »

Mistrzostwo =D> Super się czytało Twój raport.
"Three things make the Empire great: faith, steel and gunpowder".

- Magnus the Pious
Dymitr do Lohosta pisze:Wrocław nie jest częścią Śląska, który jest powszechnie rozumiany jako Górny Śląsk, geograficzny matole
No, nie inaczej !!!

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

Heheh, pedalstwo było celowe i miało bić po oczach. A co do błędu w podpisie - Mroczne Elfy mówią Druchii, to fakt, ale możliwe jest, że inne ludy nie odmieniają tej nazwy poprawnie. Bretończycy mogli chociażby zasłyszeć słowo "Druchii" i stwierdzić, że jest to nazwa kraju, od której to utworzyli formę "Druchijczyk".
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

żyraFFa
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 144

Post autor: żyraFFa »

Świetny raport! Może zbierz je do kupy i wydaj książkę ;) ??

A teraz tak bo sie powstrzymać nie umiałem :)

"Może wygrałeś tę bitwę, ale powrocimy tu, by ostatecznie wygrać tę wojnę, albowiem każda krwawa ofiara, nie ważne czy z wyznawcy, czy też z przeciwników mrocznych bóstw, czyni ich silniejszymi. Po co walczycie, skoro tylko opoźniacie nieuniknione??"
Jest moc :D

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

Bretończycy mają podobny tok myślenia, ale skierowany w inną stronę - walczy się nie po coś, tylko dla zasady. U nich tą zasadą jest honor i duma, wykraczająca chyba ponad wszystkie normy.
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

Awatar użytkownika
Dasieq
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 151
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Post autor: Dasieq »

Huehehe. Banda homosów xD
Świetny raport. Widać że bitwa była ciekawa. Gratuluje zwycięstwa.
"Kobieta powinna być na tyle wykształcona, żeby przyciągnąć głupich mężczyzn i na tyle wulgarna, by kusić inteligentnych"

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

Dla ciekawskich rozpiska bretońska:


Hrabia Valdez [184]
Grail Vow, Lance, Shield, Morning Star
Royal Pegasus
Virtue of the Joust
Cuirass of Fortune


Cedric [114]
Knightly Vow, BSB, Heavy Armour
Barded Warhorse
Sword of Might
Virtue of Noble Disdain

Priest of the Lady [145]
Magic Level 2
The Silver Mirror

Priest of the Lady [130]
Magic Level 2
Dispel Scroll


8 Knights of the Realm (Cedric's Gay Company) [241]
FCG
War Banner

23 Men-at-Arms [142]
FCG

23 Men-at-Arms [142]
FCG

15 Longbowmen Skirmishers (Łowczy Hrabiego) [130]
FCG
Braziers

10 Longbowmen [60]
10 Longbowmen [60]
10 Longbowmen [60]

Trebuchet [90]
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

Awatar użytkownika
Blaesus
Kretozord
Posty: 1506
Lokalizacja: "Twierdza Wrocław"
Kontakt:

Post autor: Blaesus »

Oj tak, Gniewko i jego słynne chłopstwo :D

Jak zwykle świetna robota i przyjemna leturka... choc to co innego niż czytanie, jak Imperium pomordowało bretońców :P

Pozdrawiam!

Awatar użytkownika
Arbiter Elegancji
Niszczyciel Światów
Posty: 4808
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Arbiter Elegancji »

Mimo że bez zdjęć to raport świetny :D i brawa za klimatyczną rozpe na turnieju =D>
Barbarossa pisze:Piszesz o pozytywnych wypowiedziach ludzi z Heelenhammera, którzy "zjedli zęby na WFB" - sorry, ale zęby na WFB to zjadłem ja, a to są angielscy gracze, których wiele razy bez problemów rozjeżdżaliśmy bo nigdy nie ogarniali na takim poziomie, jak top w Polsce. Ci ludzie nie są dla mnie ekspertami, to leszcze z podcastem..

Awatar użytkownika
Eltharion
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3684
Lokalizacja: Tychy

Post autor: Eltharion »

To ja jeszcze wtrace do podpisu.....
Druchii to nazwa ludu
A Bretonia kraju
Czyli mogli by byc najwyzej Nargaryci albo Nagarothanie ale nie druchijczycy
Mówi się trudno i idzie się dalej ...

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

Ech....czytanie ze zrozumieniem, Eltharionie :wink: Napisałem wyraźnie, że Bretończycy mogli zasłyszaną nazwę ludu potraktować jak nazwę kraju i od tego utworzyć błędną formę (dodajmy błędną z punktu widzenia Druchii, ale nie z punktu widzenia języka bretońskiego). Dodam, że historia zna sporo takich przypadków, działających w różne strony (jak choćby turecka nazwa Konstantynopola - Instabul - która powstała ze zniekształconego zdania w języku greckim "eist en polin", znaczącego tyle co "do miasta", które tureccy żołnierze potraktowali jak nazwę samego miasta.
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

Kraggo
Chuck Norris
Posty: 586

Post autor: Kraggo »

Raport robi wrażenie - jeden z nielicznych, do którego nawet zdjęcia nie były konieczne :) Warsztat bardzo porządny :)

Awatar użytkownika
Solider
Falubaz
Posty: 1433
Lokalizacja: Świdnica/Warszawa

Post autor: Solider »

Mam pytanie. Jak poszło tej klimatycznej armii na turnieju?
"Three things make the Empire great: faith, steel and gunpowder".

- Magnus the Pious
Dymitr do Lohosta pisze:Wrocław nie jest częścią Śląska, który jest powszechnie rozumiany jako Górny Śląsk, geograficzny matole
No, nie inaczej !!!

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

Były 4 bitwy, ostatnia to ta z chaosem, wygrana 12-8. Pozostałe trzy to Dark Elfy (przeciwnik wygrał 19-1, pomimo tego, że na stole został go resztki - 500 punktów nabił na samych ćwiartkach i generale, a sam zdołał uchronić swoich bohaterów), Bretonnia na rycerzach (też przegrana bitwa, choć początek zapowiadał się rewelacyjnie - ustrzeliłem w pierwszej turze wrogiego generała trebuszem) 16-4 dla przeciwnika oraz Wampiry, w przypadku których zasada fear outnumber pogrążyła moje wojsko dokumentnie. Tak więc punktów ugrane marne 26, ale zabawa była przednia. W zasadzie to mój pierwszy turniej kmieciami z tak słabym wynikiem - zazwyczaj zdobywam trzy razy więcej punktów.
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

ODPOWIEDZ