Krasnoludy vs. Bretka 2

Niekulawy język oraz zdjęcia mile widziane!

Moderator: RedScorpion

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Rakso_The_Slayer
Postownik Niepospolity
Posty: 5208
Lokalizacja: Radom
Kontakt:

Krasnoludy vs. Bretka 2

Post autor: Rakso_The_Slayer »

...
Gałęzie drzew poruszone powiewami letniego wiatru szumiały ponad głowami rozmawiających krasnoludów. Trwała właśnie ostatnia narada przed zbliżającą się bitwą. Rodhigar Żelaznobrody, król Karak Zankaraz, wysłuchiwał początkowo doniesień i spostrzeżeń dowódców oddziałów i inżynierów, po chwili jednak zamilkli oni w pełnej szacunku ciszy oczekując słów swego władcy. Rodhigar niskim, donośnym głosem objaśniał taktykę, wskazując po kolei każdego ze stojących w koło krasnoludów i objaśniając mu jego zadania. Rodhigar był poważny, tego dnia nie stawali naprzeciw bezładnym hordom orków czy goblinów, w prawdzie przeciwnicy byli tylko ludźmi jednak stary krasnolud wiedział, że zmierzy się z doświadczonymi, zdyscyplinowani wojownikami, rycerzami z Bretonni.

Bitwa ta była wynikiem niefortunnych zdarzeń sprzed ponad dwóch lat gdy do niewielkiej placówki strażniczej, którą dowodził młody than Blodri Szybkoręki, przybyła niewielka armia z tej odległej krainy, wędrująca na wschód w poszukiwaniu jakiegoś legendarnego skarbu. Blodri zaprosił wówczas najświetniejszych rycerzy na wystawną ucztę podczas której doszło do nieporozumienia skutkującego pozbawieniem bretońskiego przywódcy większości zębów za sprawą Ganbala Jednookiego. Uniesieni honorem przybysze postanowili zaatakować swych gospodarzy i doszło do bitwy. Wojska Blodriego zmasakrowały przeciwnika, a ocalałe resztki wrogiej armii uciekły skąd przybyły. Zdawało się, że był to jednorazowy incydent jednak Bretończycy wrócili w poszukiwaniu zemsty, tym razem dwukrotnie liczniej.

Drokki stał nieopodal zgromadzonych przysłuchując się również słowom Rodhigara. On i Kurgaz byli osobistymi strażnikami króla i dzierżycielami tarczy na której nieśli go do boju. Gdy dowódcy rozeszli się do swych oddziałów monarcha podszedł do nich powoli kuśtykając. Stary władca nie miał lewej nogi, zastępowała ją proteza wykuta z gromrilu i zdobiona runicznymi inskrypcjami. Rodhigar stanął na wspaniale zdobionej i wysadzanej klejnotami tarczy leżącej na ziemi. Kurgaz podał mu potężny dwuręczny topór wykuty przez najlepszych kowali Karak Zankaraz, obaj strażnicy unieśli tarczę opierając ją na swych ramionach po czym ruszyli w stronę niewielkiego oddziału Królewskiej Gwardii.

Krasnoludzkie wojska rozstawione były długą linią zagradzając niemal całą drogę do swej górskiej twierdzy. Na lewej flance, opodal głębokiego górskiego stawu, stał oddział trzystu wojowników klanowych uzbrojonych w dwuręczne topory. Obok nich ustawione było działo, dalej zaś oddział niemal trzystu Długobrodych, w których szeregach stanęli Ganbal Jednooki, dzierżyciel sztandaru Karak Zankaraz, oraz Skorri Kowal Run. Z ich prawej strony znajdował się las, w którym pomiędzy drzewami ustawione były dwie potężne katapulty. Z przodu, tak by przewodzić całej armii, stał niewielki oddział sześćdziesięciu Gwardzistów Królewskich, na których czele stanął sam Rodhigar. Prawej flanki strzegli Zabójcy Trolli.

Po drugiej stronie pola bitwy, oddzieleni od krasnoludów skalnym masywem po prawej stronie i sporym wzniesieniem po lewej, szykowały się już wojska przeciwnika. Drokki stojąc z królem na samym czele wojsk widział dokładnie łopoczące naprzeciw proporce. Z lewej nad ziemią unosiła się chmara pegazów, ciężko było dokładnie ich policzyć ale Drokki przekonany był, że było ich co najmniej pięć tuzinów. Od głównych sił oddzielał ich las, a po jego drugiej stronie stały trzy oddziały odzianych w stal rycerzy, każdy z nich liczył niemal stu konnych. Kolejna setka roztaczała wokół siebie niezwykłą aurę, nad przyozdobionymi hełmami łopotał sztandar przedstawiający złoty kielich okalany jaśniejącymi promieniami. Z prawej strony, na wzniesieniu częściowo zasłoniętym przez skalny masyw, ustawione były dwa potężne trebusze, machiny znacznie większe od krasnoludzkich katapult.

Nagle wiatr wiejący od zachodu przyniósł do uszu krasnoludów słowa pieśni, pięknej i dostojnej, wydobywającej się z setek gardeł.
- Śpiewają? - Drokki nie ukrył zdziwienia.
- To modlitwa do ich bogini - odrzekł Kurgaz, był starszy od Drokkiego i służył jako strażnik i dzierżyciel Rodhigara ponad trzydzieści lat dłużej od jasnobrodego krasnoluda. - Tak szykują się do bitwy, proszą swą boginię o błogosławieństwo.
- Nie będziemy na nich czekać - głos dobiegał znad ich głów i należał do samego króla. Rodhigar uniósł swój topór do góry wydając rozkaz rozpoczęcia bitwy.

Krasnoludzkie oddziały ruszyły do przodu. Wojownicy odbili nieco w prawo, Długobrodzi zaś w lewo, tak by mieć ich w polu widzenia. Oba oddziały zastawiały pułapkę na pegazy, które podleciały nieco bliżej gdy tylko zaczął się bretoński zaśpiew. Skorri przeszedł do szeregów wojowników. Zabójcy i Gwardziści również postąpili naprzód. Katapulty wystrzeliły w stronę wzgórza, jedna z nich trafiła dokładnie w środek trebusza roztrzaskując go na drzazgi. Latające odłamki rozszarpywały ciała chłopów, którzy zajmowali się jego obsługą.

- A co robi ich przywódca? - Drokki wskazał w stronę samotnego jeźdźca na dumnym rumaku paradującego pomiędzy oddziałami konnicy.
- Tylko głupiec wystawiał by się na ostrzał naszych inżynierów, musi chronić go jakaś potężna magia.
- No to przetestujmy tą ich magię - z tarczy odezwał się Rodhigar, odwrócił się do inżyniera działa wskazując wrogiego generała. Ten spojrzał przez lunetę, podkręcił wąsa ze złośliwym uśmiechem na ustach, podbił młotem klin korygując wysokość lotu pocisku po czym rozkazał przyłożyć lont.

Huk wystrzału był głośniejszy od odgłosów gromu. Stalowa kula pomknęła w powietrzu śledzona krasnoludzkimi oczami. Bretoński generał wstrzymał swego wierzchowca jedynie na chwilę, w miejscu gdzie zgodnie z obliczeniami krasnoludzkiego inżyniera miał się aktualnie znaleźć. Usłyszał ostrzegawcze krzyki swych towarzyszy jednak w tym momencie armatni pocisk rozbił jego napierśnik, rozszarpał korpus i zerwał już martwe ciało z końskiego siodła. W szeregach wroga zapanowała konsternacja, w setek krasnoludzkich gardeł wydobył się natomiast tryumfalny okrzyk.

- A nie mówiłem? - Rodhigar był wyraźnie zadowolony - Żadna magia nie oprze się dobrze wymierzonej stalowej kuli wystrzelonej z krasnoludzkiego działa. Dobrze zaczęliśmy, oby tak dalej.

Bretończycy zawahali się na chwilę jednak postanowili nie oddawać pola po pierwszej salwie przeciwnika i pomścić swego przywódcę. Pegazy, sprowokowane runicznymi sztuczkami Skorriego, z łopotem dziesiątek pierzastych skrzydeł zaszarżowały w klanowych wojowników, już czekających na nich z dwuręcznymi toporami i młotami. Rozgorzała bezwzględna walka. Wszystkie oddziały konnicy ruszyły do przodu szykując się do szarży. Trebusz wystrzelił wyrzucając w niebo olbrzymi głaz. Wylądował on dokładnie pośrodku oddziału długobrodych. Krzyki i jęki konających dobiegły do uszu Drokkiego. Jedna trzecia oddziału leżała ranna lub martwa.

Pomimo to Długobrodzi nie zawahali się nawet na chwilę. Wymachując wielkimi toporami i młotami wpadli na flankę jeźdźców pegazów jednak sami odsłonili swoją flankę przed oddziałami wrogiej konnicy. Rodhigar rozkazał ruszyć naprzód w nadziei, że wraz ze swoimi gwardzistami zdoła odciągnąć przynajmniej część sił przeciwnika od szarży w bok i tył weteranów. Zabójcy zbliżali się wciąż z prawej strony, jednak byli zbyt daleko i póki co nie można było liczyć na ich szybkie wsparcie. Ostrzał z machin wojennych nie zdołał wyrządzić większych szkód. Sytuacja nie przedstawiała się ciekawie gdy nagle resztki pozostałych przy życiu pegazów złamały się i uciekły z walki. Długobrodzi rzucili się za nimi jednak nie dali rady dogonić latających wierzchowców. Dzięki temu jednak ustawili się przodem do wroga. Wojownicy natomiast przegrupowali się zwierając szyki. Ich siły były mocno nadwątlone jednak na brodatych twarzach widoczna była determinacja i pewność siebie.

Rycerze opuścili swe lance i spięli swe wierzchowce w zabójczej szarży. W szeregi Długobrodych wpadły trzy lance, w tym jedna na której czele jechał sztandarowy armii oraz oddział niezwykłych rycerzy spod znaku złotego kielicha. Zapanował chaos, szczęk oręża, rżenie koni, krzyki walczących i umierających po jednej i drugiej stronie. Pośrodku stał stary Ganbal złorzecząc i wyzywając kolejnych rycerzy na pojedynek. W starciu tym padło wielu krasnoludów, Długobrodzi zostali zdziesiątkowani jednak ci, którzy stali wciąż na nogach i byli zdolni dzierżyć broń w swych rękach nie ustąpili pola, mimo, że sytuacja wyglądała beznadziejnie.

Podczas gdy trwał śmiertelny bój ponad bitewny zgiełk wybił się melodyjny zaśpiew dobywający się z ust pozostającej z tyłu niewiasty dosiadającej śnieżnobiałej klaczy. Skorri poczuł jak jeżą mu się broda i włosy. Poprzednio udawało mu się odpierać magiczne ataki przeciwnika, który wydawał się biegle panować nad wiatrami magii. Tym razem przeczuwał jednak coś złego. Rzucone zaklęcie było potężne, magiczne wiry, niewidoczne dla normalnych śmiertelników, przybrały kolosalne rozmiary. Nikt nie mógł oprzeć się takiej mocy. Co gorsza wyczuł, że magia skierowana jest w stronę jego i otaczających go wojowników. Już miał krzyknąć ostrzeżenie gdy niespodziewanie poczuł jak ziemia pod jego stopami rozstępuje się, a za jego nogi, płaszcz i ramiona chwytają powykrzywiane, sękate ręce o długich i ostrych pazurach. Dziesiątki rąk poczęły wciągać go pod ziemię. Krzyczał i starał się wyrwać jednak daremnie, po kilku chwilach szamotaniny zniknął pogrzebany żywcem. Podobny los spotkał ponad połowę wojowników ocalałych po walkach z pegazami. Po chwili ziemia się uspokoiła, przypominała jednak bardziej zaorane pole niż górskie nieużytki, na których toczyła się bitwa. Wydarzenie to nie złamało jednak ducha w ocalałych. Z jeszcze większą determinacją postanowili pomścić poległych. Ruszyli więc do przodu by bronić lewej flanki Długobrodych przed szarżą kolejnej bretońskiej lancy.

Na przeciwnym końcu pola bitwy Drokki dostrzegł uniesione kilofy. Oddział górników pojawił się na wzgórzu szykując się do szarży na obsługę trebusza, który chwilę wcześniej powalił trzech krasnoludów zajmujących się jedną z katapult, nie uszkadzając jednak samej maszyny. To był dobry znak, Drokki wiedział, że gdzieś na tyłach wroga pojawił się jeszcze jeden taki oddział, być może przesłaniał mu go las porastający przeciwległe wzgórze. Nie miał jednak czasu do namysłu. Usłyszał rozkaz Rodhigara i wraz z oddziałem Gwardii Królewskiej zaszarżowali na flankę złowrogich rycerzy Kielicha.

Biegli ile sił w nogach by wpaść z impetem w przeciwnika. Drokki wyćwiczony już w swym fachu przytrzymywał tarczę, na której stał jego władca jedną ręką, w drugiej zaś dzierżył ostry niczym brzytwa topór. Wpadli pomiędzy jeźdźców rąbiąc i rozbijając stalowe pancerze. Rodhigar powalał jednego rycerza za drugim. Drokki i Kurgaz uderzali w wierzchowce podcinając im nogi i roztrzaskując czerepy tym, którzy wypadli z siodeł.

Walka wydawała się nie mieć końca. Po jakimś czasie walczący podzielili się na dwie osobne grupy. Resztki Długobrodych wspomaganych teraz przez wojowników klanowych walczyły z dwoma oddziałami przeciwnika prowadzonymi przez dzierżącego sztandar paladyna. Krasnoludzkie topory i młoty powoli ale systematycznie przerzedzały wrogie szeregi. Natomiast rycerze Graala oddzieleni już od poprzedniego starcia zwrócili się w stronę krasnoludzkiego króla i jego gwardzistów. Co i rusz któryś z nich wykrzykiwał wezwanie do pojedynku, na który Rodhigar ochoczo przystawał i za każdym razem, nim Drokki zdołałby nawet spróbować zaatakować wierzchowca pod jego nogi spadał zdobiony garnczkowy hełm. Pełny, z głową jego właściciela wciąż tkwiącą wewnątrz.

Drokki usłyszał wojowniczy zaśpiew i dostrzegł po swej prawej stronie pomarańczowe irokezy i skrócone brody Zabójców, nagich i doprowadzonych do bitewnego szału, wymachujących toporami dzierżonymi w wytatuowanych ramionach. Wsparli oni oddział króla, który i tak świetnie sobie radził nie ponosząc żadnych strat, i wraz z nim wybili ostatnich przeciwników.

Dzierżyciel królewskiej tarczy, stojąc pomiędzy ludzkimi i końskimi trupami, otarł z twarzy krew przeciwników i rozejrzał po polu bitwy. Zabójcy w swym szale pobiegli dalej wpadając w rycerzy na pegazach. Jednak nie były to już tylko resztki oddziału, które niedawno uciekały przed krasnoludami. Niezwykłe magiczne moce bretońskiej czarodziejki sprawiły, że ranni i martwi powstali, dosiedli ponownie swych skrzydlatych wierzchowców i zwarli swe szyki gotowi do walki tak jak na samym początku bitwy. Drokki nie mógł nadziwić się temu widokowi jednak humor poprawił mu widok górników roztrzaskujących swymi kilofami trebusz, tym samym uciszając na stałe wroga artylerię.

W tym samym czasie dobiegła końca tocząca się obok walka. Jeden z oddziałów rycerzy został wybity do nogi, paladyn padł, sztandar armii był teraz deptany i zalewany krwią kolejnych trupów. Resztki ocalałych Bretończyków rzuciły się do ucieczki unikając karzących ostrzy goniących ich wojowników. Resztki Długobrodych (a było ich zaledwie pięć tuzinów z trzystu wojowników) zwierały szyki. Weterani dyszeli ciężko podpierając się na swych potężnych toporach.

Ze szczytu znajdującego się opodal wzniesienia rozległ się odgłos trąby. Oddział bretońskich rycerzy, nie biorący dotychczas udziału w walkach, począł szarżować w dół zbocza by wbić się w bok goniących za uciekającym wrogiem wojowników. Ich dowódca wykazał się jednak trzeźwością umysłu i nakazał odwrót przebiegając przez stojących nieopodal Zabójców. Wojownicy uniknęli ostrych grotów rycerskich kopii, które skierowały się jednak w wytatuowanych zatraceńców. Walczyli oni teraz z dwoma przeciwnikami pełnymi sił, jednak nie ustępowali nawet na krok mimo kolejnych trupów padających na ziemię.

Rodhigar ponownie wykrzyknął rozkaz ataku i wraz ze swym oddziałem wpadł w wir walki szarżując w bok rycerskiej formacji. Królewski topór ponownie udowodnił swą wartość, podobnie jak wprawę dzierżących go rąk. Nie trwało długo zanim rycerze w panice zaczęli uciekać. Król nakazał ich gonić. Drokki biegł ciężko dysząc. Był wyjątkowo silny, nawet jak na krasnoluda, jednak ciężar jego zbroi i niesionej na ramieniu tarczy z władcą sprawił, że nie mógł biec tak szybko jakby chciał. Podobnie było z Kurgazem. Starszy krasnolud był czerwony na twarzy, ciężko dyszał, jednak nie okazywał słabości. Drokki wiedział, że nie zrobił by tego w żadnej sytuacji i postanowił iść jego śladem. Pomimo to nie udało im się dogonić uciekających, szczególnie biegnąc pod górę. Wierzchowce Bretończyków poniosły ich daleko.

Drokki nie widział jak w tym samym czasie uciekający poprzednio przed wojownikami oddział Bretończyków postanowił zatrzymać się. Widmo hańby i plamy na honorze sprawiło, że rycerze postanowili zawrócić i ruszyć ponownie do boju. Okrzykami dodawali sobie odwagi i rozbudzali wzajemnie swój zapał, duma narosła ponownie w ich sercach zacierając pamięć o okazanym przed chwilą tchórzostwie gdy nagle w sam środek ich oddziału wpadł pocisk krasnoludzkiej katapulty powalając na ziemię rycerzy i zwierzęta. I tak, nim zdołali zorientować się w tym co się dzieje, wszyscy leżeli już martwi bądź konający.

Królewski oddział zatrzymał się gdy uciekający zbrojni zaczęli znikać w oddali, a Rodhigar był już pewien, że nie wrócą. Zwrócili się ponownie w stronę pola bitwy. Teraz stojąc na wzgórzu widzieli dokładnie całą okolicę. Jeźdźcy pegazów wciąż walczyli z Zabójcami. Dawi padali jeden za drugim, powalając też licznych rycerzy i skrzydlate bestie. Jednak magia czuwającej nieopodal czarodziejki sprawiała, że ranni i martwi powstawali z ziemi i podnosili ponownie oręż. Zabójców wsparli wojownicy klanowi jednak nie było ich wielu, ledwie dziewięćdziesięciu z nich wciąż zdolnych było do walki.

Zdawało się już, że szala może przechylić się na stronę brodatego ludu gdy ponownie wroga czarodziejka okazała swą moc. Niespodziewanie z ziemi wystrzeliły tysiące cierni odgradzając na chwilę Bretończyków od ich przeciwników wysokim, kolczastym murem, po czym zaczęły oplatać krasnoludów. Ciężkie pancerze wojowników pozwoliły im przetrwać ten magiczny atak bez większych szkód, szybko utorowali sobie toporami drogę do wroga. W gorszej sytuacji znaleźli się Zabójcy. Magiczne ciernie oplatały nagie, wytatuowane ciała, raniąc do krwi, dusząc i rozrywając ciało. Drengi pomimo to walczyli, wyrywali się, często pogłębiając tylko bardziej swe rany, wielu zginęło w kolczastych splotach.

Zanim jeszcze ciernie przestały się ruszać Bretończycy przypuścili atak. Ich miecze i maczugi raniły unieruchomionych przeciwników, kopyta unoszących się w powietrzu wierzchowców rozbijały czaszki. Po krótkiej chwili w miejscu gdzie przed chwilą stał trzystuosobowy oddział potępionych krasnoludów, teraz znajdowało się kłębowisko martwych ciał i krwawych cierni - widok przerażający i budzący słuszny gniew w krasnoludzkich sercach. Gniew ten sprawił, że nieliczni pozostali przy życiu wojownicy nie ustąpili walcząc wciąż z wrogiem.

Z bretońskiej armii na polu bitwy zostali jedynie jeźdźcy pegazów związani walką z nieustępliwymi krasnoludzkimi wojownikami klanowymi i krążąca w ich pobliżu czarodziejka. Długobrodzi, Gwardia Królewska i dwa oddziały górników poczęły okrążać ich siły. Widząc tak beznadziejną sytuację Bretończycy poddali się. Nim słońce zaszło bitwa była skończona. Niemal wszystkie oddziały wroga były rozgromione, Karak Zankaraz straciło wielu Zabójców Trolli, cały oddział był martwy. Pozostałe siły, choć uszczuplone, wciąż były zdolne do walki, większość Długobrodych i Wojowników była ranna, ich druhowie pomagali im wstać lub znosili tych, którzy nie mogli iść sami do obozu.

Dzierżyciele ostrożnie położyli tarczę na ziemi. Rodhigar zszedł z niej poklepując Drokkiego po ramieniu i wręczając swój topór Kurgazowi.
- Dobrze się spisaliście. Trzeba zrobić przegląd wojsk i wyruszyć do Karak Zankaraz. Tam czeka nas piwo, miód i pieczyste. Dziś przodkowie są z nas dumni, mamy co świętować!

...


Mam nadzieję, że nie zanudziłem.
Rewanżyk za tą bitwę:
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 00&start=0

Co do sytuacji z bretońskim generałem to Regis liczył, że zda przynajmniej jeden z 3 sejwów (LoS na 4+, Wardzik zwykły chyba też na 4+ i coś co odradza bohatera na 3+) i będzie samopas męczył nim moje jednostki ale jednak mu nie wyszło :P

Po tym jak Dwellersi zjedli mi runesmitha wraz z 11 wojownikami zostałem praktycznie bez ochrony antymagicznej ale jakoś poszło. Gdyby runek przetrwał pewnie by się tak pegazy w kółko nie odradzały i przetrwali by mi slayerzy.

Ogólnie bitwa przyjemna i 20:0 dla krasnoludów :)



Krasnoludy:

Dwarf Lord @ 296.0 Pts
General; Shieldbearers; Great Weapon; Dwarf Handgun; Gromril Armour
Master Rune of Spite, Rune of Luck, Rune of Preservation, Rune of Resistance, Rune of Stone

Thane @ 165.0 Pts
Gromril Armour; Battle Standard
Master Rune of Gromril, Rune of Resistance, Rune of Cleaving, Rune of Speed

Runesmith @ 147.0 Pts
Gromril Armour; Shield
Master Rune of Challenge, Rune of Spellbreaking (x2)

30 Warriors @ 315.0 Pts
Great Weapon; Heavy Armour; Standard; Musician

29 Longbeards @ 437.0 Pts
Great Weapon; Heavy Armour; Standard; Musician
Rune of Battle, Rune of Determination

27 Troll Slayers @ 381.0 Pts
Musician
3 Giant Slayer @ [78.0] Pts

6 Hammerers @ 90.0 Pts
Great Weapon; Heavy Armour; Standard; Musician

6 Miners @ 66.0 Pts
Great Weapon; Heavy Armour

6 Miners @ 66.0 Pts
Great Weapon; Heavy Armour

Grudge Thrower @ 150.0 Pts
Engineer
Rune of Accuracy, Rune of Burning, Rune of Penetrating

Grudge Thrower @ 145.0 Pts
Engineer
Rune of Accuracy, Rune of Penetrating

Cannon @ 140.0 Pts
Engineer
Rune of Forging


Models in Army: 122
Total Army Cost: 2398


Bretka:
Lord
Lord Czarodziejka
BSB
3x9 Realmów
9 Graali
2 trebki
6 pegazów
Obrazek

Awatar użytkownika
Asassello
Pan Spamu
Posty: 8176
Lokalizacja: Warszawka - Kult
Kontakt:

Post autor: Asassello »

pics or didn't happen :D
Obrazek

Awatar użytkownika
Rakso_The_Slayer
Postownik Niepospolity
Posty: 5208
Lokalizacja: Radom
Kontakt:

Post autor: Rakso_The_Slayer »

Asassello pisze:pics or didn't happen :D
No pics cause both armies weren't fully painted ;p
Obrazek

Neithan
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 173

Post autor: Neithan »

Bardzo fajny raport.
Przyjemnie się czyta, wszytko jasne - łatwo sobie wyobrazić sytuację.
Jedyne czego brakuje to jakieś zdjęcia z pola bitwy;)

Awatar użytkownika
Rilam
Kradziej
Posty: 930
Lokalizacja: Miscast - Tczew

Post autor: Rilam »

Grrr. To zniewaga. Dwie porażki wojsk Bretonni. Jakiś nieopierzonych podrostków chyba przysyłają. Dziwię się, że pegazy nie zlikwidowały maszyn skoro klocki ruszyły do przodu.

Awatar użytkownika
Rakso_The_Slayer
Postownik Niepospolity
Posty: 5208
Lokalizacja: Radom
Kontakt:

Post autor: Rakso_The_Slayer »

Rilam pisze: Dziwię się, że pegazy nie zlikwidowały maszyn skoro klocki ruszyły do przodu.
Master-Rune-of-Chono-Tu

Po coś się ją bierze ;)
Obrazek

Awatar użytkownika
Rilam
Kradziej
Posty: 930
Lokalizacja: Miscast - Tczew

Post autor: Rilam »

Ok, ale mimo wszystko jest jedna :P. I jak się dobrze ustawisz to nie można jej użyć ;). Ale mimo wszystko gratuluję wygranej bitwy.

ODPOWIEDZ