ARENA ŚMIERCI nr 38 - Czarna Otchłań

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI nr 38 - Czarna Otchłań

Post autor: Byqu »

[Ludzie, po raz pierwszy od 34 poczułem żal za śmiercią uczestnika Areny! Powraca klimat!]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Dzięki bardzo za uznanie , nie spodziewałem się :D jako fan moskiewskiej armii i Kisleva nie mogłem się powstrzymać przed wystartowaniem taką postacią. ]

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

[Z jednej strony żal, a z drugiej zadowolenie, bo jakoś nie miałem faworyta w tej walce. No ale obaj wygrać nie mogli :D ]

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[Dobra koniec smutków, jedziemy dalej!]

Eliminacje
Walka pierwsza: Tekloq Mówiący-Do-Wiatru vs Wolfgang
Walka druga: Isenhardt Kreber vs Fiodor "Sztywny" Zbojka
Walka trzecia: Gror vs Victus
Walka czwarta: Lauriel vs Severin

Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Post autor: Gror »

Gror nie miał okazji skorzystać z nowej zabawki, gdyż po chwili jedno z jego zwierząt napędowych zniknęło w chmurze płomieni, a pozostali przeciwnicy byli już martwi. Na szczęście z trybun na arenę chciał wskoczyć wybraniec krwawego boga. Znienawidzone słowa w ojczystej mowie doprowadziły go do szału, który spotęgował fakt, że użyto magii, by do tego nie dopuścić.
Odprowadzono go z areny jak zwierzę, siłą i otoczonego przez pikinierów. Po powrocie do części przeznaczonej dla zawodników, zaczął wyładowywać gniew na manekinie. Nie zwracał uwagi N zamieszanie wokół i dopiero widok umazanego krwią medyka uświadomił go o kolejnym pojedynku Areny Śmierci.
- Teraz moja kolej - powiedział pod nosem i po chwili dodał w odpowiedzi na komentarz Nikisha - Żeby wygrać, pokrako!
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

– A więc to co mówili ludzie o tym całym Isenhardtcie najwyraźniej jest prawdą – powiedział Jednooki stojąc z Severinem na loży dla zawodników i oglądając zmagania Kislevczyka z doktorem.
– Jacy ludzie? Słyszałeś o nim wcześniej? – zapytał rycerz nie odrywając wzroku od walki.
– No raczej! – Jeremi spojrzał na niego z niedowierzaniem. – Było o nim głośno w Marienburgu. Nie słyszałeś? Szanowany medyk, któremu gang Ramonesów wybił całą rodzinę. A potem, na kilka dni przed tym jak zaatakowaliśmy willę pana Vildroda, znaleziono ciała tych mafiosów. Ponoć bestialsko ich torturowano zanim umarli. Ludzie gadali, że to sam doktor Kreber ich tak urządził, bo podobno tortury przeprowadzane były narzędziami chirurga a sam kat musiał posiadać wiedzę medyczną bo długo utrzymywał swoje ofiary przy życiu. Nie chciało mi się w to wierzyć ale od kiedy Kreber przybył na arenę… O kur…
Jednooki zaniemówił wpatrzony jak doktor powala potężnego Fiodora i zanurza w jego ciele rękę by po chwili wyrwać zeń serce nieszczęsnego Kislevczyka.
– Tak łatwo można stworzyć potwora – mruknął po chwili Severin. – Wystarczy dobremu człowiekowi odebrać cały sens istnienia by przeżarła go pustka i zło.
Rycerz nie patrzył już dłużej na krwawe przedstawienie. Odwrócił się i ruszył do wyjścia.

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

[ O nie zginąłem! :lol2: Świetna walka Grimgor, fatality dorąbane =D> ]

Ignorując wiwaty Isenhardt w ponurym nastroju wyszedł szybkim krokiem przez podnoszącą się kratę w kierunku sal przeznaczonych dla zawodników.
Krew kapała gęstymi kroplami z jego rękawa i falchiona.
Stojący na trasie jego marszu Jeremi pospiesznie usunął się mu z drogi przerwawszy konwersację z rycerzem, obrzucając wampira zaniepokojonym spojrzeniem jedynego oka i cofając się za niewzruszonego Severina.
Wchodząc do wielkiej hali z placem ćwiczeń cisnął z brzękiem swój falchion pod nogi siedzącymi z założonymi rękoma Krasnoluda o smolistej brodzie i dziwacznych tatuażach. Potem w milczeniu skierował się do swojej celi, zdejmując ptasią maskę, rękawice i wams. Cisnął ubrania Sufang, która dołączyła do niego na końcu korytarza.
-Wyczyść to i zszyj przy ramieniu. -rzucił pusto zdziwionej dziewczynie.
Zrezygnowany położył się w swojej celi, wyciągając i odkorkowując fiolkę z zielonkawym płynem.
Po raz pierwszy w życiu zabił człowieka, który niczym mu nie zawadził, o którym nie wiedział nic ponadto iż służył w kislevskiej armii i nazywał się Fiodor Zbojka. Najgorsze, że ogarniająca go od wewnątrz pustka naznaczyła go zimnym nihilizmem, który pożarł uczucia jakie powinny mu towarzyszyć.
Medyk wzruszył ramionami i wziął kilka solidnych łyków trucizny.
Zastanawiał się kto stanie przeciw niemu kolejny. Lustrijczyk? Wybraniec Chaosu? Elfka? Rycerz? Gladiator?
*****

Piszczący Skaven, przebierający wiszącymi w powietrzu łapami puścił piżmo strachu, które śmierdzącą strugą bryznęło na kratę pod nim i ściekło kilkanaście metrów niżej, gdzie zanurzone w wodzie ocierały się o siebie pogrążone w tarle Kharybdy. Sam widok dziesiątek głębokich paszcz zastąpił godziny tortur.
-Ostatni raz zapytam futerkowcu. -rzucił trzymający za gardło nad przepaścią szczura Tragedia- Gdzie twój mistrz trzyma swoje samice?
-Powiem-zdradzę wszystko tak-tak! -skaven spojrzał w dół przerażony- Dwa poziomy wyżej, po drugiej stronie budowli-arki! Za czarnymi wrotami-bramą! Proszę puść-zostaw mnie!
Wampir przekrzywił swą zamaskowaną głowę pod kapturem.
-Wedle życzenia.
Piszczący klanbrat sfrunął niżej, obijając się o pręty szerokiej kraty i z pluskiem wpadł między morskie bestie, które czując ruch wraz wzburzyły wodę rzucając się na ofiarę.
Wampir spojrzał na swój oddział nieumarłych. Na jego niemy rozkaz zombie mrocznego elfa przeładowało kuszę.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Walka Trzecia: Gror vs Victus
(soundtrack: https://www.youtube.com/watch?v=Ma-WJUidpRU )

Następny dzień również nie mógł przejść bez rozlewu krwi. W osobistej rzeźni Baelotha Artysty wrzało już od rana. A przynajmniej odkąd wszyscy zdołali się obudzić.
Dziś bowiem szykowano wspaniałe widowisko - jak to rozgłaszał publiczności mistrz areny - dziś odtwarzano bitwę o jedną z wież Volorothu między siłami mrocznych elfów i wojowników Bogów Chaosu. Pierwsze stronnictwo składało się uzbrojonych jak elfy ludzkich niewolników, garstki elfów zapewne ulthuańczyków pojmanych na morzu a także jaszczuroludzi syczących z wściekłości. Przeciw nim spuszczono rządnych krwi zwierzoludzi, orków i pojmanych na pustkowiach przez Norsmenów barbarzyńskich nomadów.

Gdy nadzorcy biczami uformowali tłumy w dwa szyki, na arenę wkroczyły dwie ważniejsze postacie. Od strony sił Chaosu nadjeżdżał na opancerzonej bestii Gror, jego czerwona zbroja lśniła jak płynąca krew w świetle pochodni, szczerząc wyrzeźbione pyski demonów, zaś przy bokach spoczywały u niego dwa budzące respekt rozmiarem topory bojowe. Rumak wybrańca kłapał szczękami na mijanych niewolników. Czempion warczał po hełmem, zagryzając wargi do krwi. Już czuł nadchodzącą walkę.
Naprzeciw szyk udających Druchii rozstąpił się przepuszczając Victusa. Wspaniały, grzebieniasty hełm gladiatora odbijał w swej powierzchni przestraszone twarze otaczających go ludzi, samemu nie zdradzając emocji niczym bóg wojny. Umięśnione ciało wojownika okrywała skóra tygrysa, która zafalowała jak żywe zwierzę w skoku gdy uniósł nad siebie swój gladius, łomocząc nim w tarczę i wznosząc gromki okrzyk.
Na dźwięk rogów obydwie armie ruszyły na siebie pędem, wypełniając amfiteatr rykiem, wrzaskami i szczękiem oręża. Baeloth z ukontentowaniem słuchał odgłosów głów zrywanych z kręgosłupów i młotów gruchoczących kości, gestem nakazał swoim treserom bestii wpuścić na arenę hydrę i kilka demonów, wydartych czarem z Domeny Chaosu. Potwory niezbyt przejmowały się podziałem sił, rozszarpując i pożerając zarówno 'swoich' jak i wrogów. Tłum szalał z zachwytu, jednak najgorętsza część miała dopiero nadejść.
Starcie, tak jak w oryginale miał rozstrzygnąć pojedynek dowódców.

Na dźwięk ostatniego rogu, o tak głębokim tonie, że przegrzmiewał on hałas bitwy Gror wiedział co ma robić, dotąd niecierpliwie pośród rzezi spiął swojego rumaka, wpijając ostrogi z całej siły w jego boki.
Płynąca rzeką krew i hałas oraz ból, nagle oszołomiły zupełnie wierzchowca, który zamiast ruszyć zadarł przednie kopyta w górę, młócąc nimi w powietrzu i rozbijając czaszkę jakiegoś zwierzoczłeka. Zaskoczony Gror poczuł nagłą bezwładność, gdy wyleciał z siodła i gruchnął o piach. Leżąc spróbował złapać za zwisającą uzdę, jednak koń uciekł między walczących, kąsając i kopiąc.
Victus nie mógł przegapić takiej szansy. Murmillo puścił się sprintem naprzód, odpychając tarczą stojacych mu na drodze i tnąc mijanych. W końcu dopadł leżącego Norsmena w karmazynowych blachach tnąc z doskoku mieczem. Klinga ze zgrzytem zaryła o kirys, jednak zatrzymała się na grubych płytach, pozostawiając wgniecenie.
Wściekły Gror pociągnął nogą po ziemi, usiłując podciąć Victusa, jednak człowiek zgrabnie odskoczył do tyłu wciąż jednak trzymając dystans pojedynkowy, gotów do działania. To nadeszło gdy Gror z westchnieniem zaczął podrywać się powoli na nogi - gladiator znów doskoczył, jednak przez dawanie baczenia na puszczane w ruch topory nie wymierzył dość dobrze pchnięcia i to tylko brzdęknęło o hełm.

Stanąwszy wreszcie na równe nogi Sarls wrzasnął niczym szaleniec i z oczyma nabiegłymi krwią zaczął młócić powietrze parą toporów. Victus czujnie odskoczył przed nawałą stali, a gdy Norsmen dalej nacierał pogrążony w szale bitewnym odchylił się przed zamaszystym cięciem wymierzonym w głowę, a kolejny podcinający zamach odbił tarczą, cały czas się cofając przed ryczącym furiatą. Gdy jednak jeden z ciosów topora przeszedł niebezpiecznie blisko mimo wcześniej wykonanego uniku, żłobiąc bruzdę w hełmie gladiatora ów nauczony doświadczeniami ze swego życia na arenach wspomniał, że nie powinno się tak łatwo oddawać pola. Przyjmując mocarny zamach na tarczę, która zatrzeszczała pod ostrzem topora Victus skrócił dystans próbując uderzyć w łączenie blach między napierśnikiem a naplecznikiem. Niestety i tym razem pancerz Chaosu okazał się zbyt gruby, skrzecząc pod gladiusem dźwiękiem podejrzanie przypominającym szyderczy śmiech.
-Zamknij się Nikish! - wydarł się ku sufitowi Gror i odchylając głowę, huknął z dyńki swoim hełmem w czerep Victusa. Oszołomiony gladiator cofnął się, zdając sobie sprawę, że za późno na unik zasłonił się tarczą. Rychło w czas, gdyż wojownich Chaosu właśnie spuścił na nią prawdziwy grad ataków, rąbiąc ją bez litości jakby była głównym przeciwnikiem. Mimo solidnego wykonania przy którymś ciosie pawężka pękła przy warstwie stalowej, idąc w drzazgi.

Victus z przekleństwem cofnął obolałą rękę, puszczając resztki tarczy i spojrzał na wroga, przerzucając sobie gladius z dłoni do dłoni, szykując atak. Gror nie czekał. Rzucił się jak drapieżnik na ofiarę, tnąc znad głowy. Murmillo z łatwością uskoczył, głowicą miecza zbijając drugi topór i ujmując oręż oburącz, ciął z całej siły po przegubie Norsmena. Khornita ryknął tym razem z bólu, gdy krew chlapnęła z przeciętego nadgarstka. Rąbnął zaraz drugim orężem ukośnie, chcąc ściąć natręta, lecz ten skręcając efektownie ciało znów się uchylił, zszedł pod ciosem i nabierając impetu z krótkiego pół obrotu, wraził silnym sztychem gladius w pierś Grora przez stal niemal po połowę ostrza.
Szaleniec jednak przestał już odczuwać ból, a mając przeciwnika blisko sięgnął prawą ręką za jego plecy, rozdzierając je płytko wskroś krwawą pręgą szpikulcem z drugiej strony topora.
Victus wygiął grzbiet od piekącego bólu, tracąc rytm i inicjatywę, zaś kipiący ze złości wewnątrz zbroi niczym karmazynowy imbryk berserker, wściekły że nie mógł sięgnąć szybkiego wroga krwawiącą lewą ręką cisnął precz swój zwykły topór i niczym imadło chwycił z impetem człowieka z południa za gardło, pchając go w tył. Roztrącając w biegu walczących niewolników szybko pokonali niewielki dystans jaki dzielił ich od ściany areny, w którą chwycony Victus uderzył plecami. Warcząc coś niezrozumiale, Gror uniósł za gardło mistrza arabiańskich igrzysk trzy razy uderzając nim o ścianę z czarnego kamienia i gdy ten zawisł w jego uścisku oszołomiony wybraniec Khorna siekł swym toporem niczym rzeźnik oprawiający półtuszę mięsa, rozrąbując ciało Victusa głęboką raną od ramienia po brzuch.
Zaryczał zadowolony, czując mięso ustępujące pod ostrzem topora i krew kapiącą z jego brody. Sam oręż także zawibrował, a ciepło rozeszło się po członkach czempiona, gojąc ranę na jego nadgarstku.

Murmillo zawył z potwornego bólu, lecz jako gladiator nawykł do niego, był to jego stały towarzysz. Co więcej erupcja ostrej fali bólu orzeźwiła go na jeden krótki moment, którego chwycił się determinacją i zamiast poddać się ciężkiej ranie podciągnął zgięte w kolanach nogi i obiema z mocą kopnął w pierś Grora, jednocześnie chwytajac za rękojeść swojego gladiusa, który z mlaskiem w strudze krwi wysunął się z piersi Norsmena, gdy ten odepchnięty padał w tył. Uwolniony z chwytu Victus dysząc upadł na piach, przetaczając się w nim, zagryzł zęby i chwycił pełną garść przy nastepnym kroku ciskając ją berserkerowi prosto w widoczną przez otwory hełmu twarz.
Gror chciał krzyknąć, lecz tylko zakaszlał, dławiąc się plugawym żwirem i drapiąc bez sensu dłonią po hełmie, szukając jego odpięcia. Jednocześnie drugą ręką zaczął wymachiwać na ślepo toporem. Głos w jego głowie nie wyrabiał ze śmiechu.
- Zamk... zamknij się..!
Victus wzruszył ramionami nie pojmując sensu słów szaleńca i podrzucił w ręce gladius łapiąc go ostrzem w dół, drugą rękę zaś przyciskając do rany. Szerokim łukiem podszedł od tyłu do Khornity chcąc wykończyć go jednym sztychem w kark.

Tuż zanim gladiator wykonał upragniony coup de grace Gror zamachnął się toporem akurat w dobrym kierunku, nadziakiem topora przyszpilając obutą w sandał stopę Victusa do ziemi.
Krew buchnęła z ust wojownika, który pochylił szeroki hełm.
- ZAMKNIJ SIĘ NIKISH! - wydarł się Gror wstając i z widocznymi w wizjerze oczyma pokaleczonymi od piachu złapał za wizjer hełmu i dłoń Victusa, wbijając z impetem jego własny gladius w gardło.
Wciąż drąc się wybraniec Chaosu uniósł toczące posokę z ran i jeszcze drgajace ciało oponenta nad głowę, po czym efektownie połamał mu kręgosłup na nastawionym kolanie.
Publiczność nie ustawała w wiwatach dla ostatniego żywego na polu walki, otoczonego zwałami trupów i rzekami krwi.

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

[Szkoda, ale trudno się mówi :D Powodzenia w dalszej części Areny, a walka wyborna]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Kolejna piękna walka i kolejna śmierć, która miała znaczenie... =D> ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

[Już? Szybko lecą walki na tej Arenie ;) ]

Severin wszedł do sali treningowej zanim jeszcze w zimnych korytarzach podziemi przeznaczonych dla zawodników przebrzmiał ryk widowni oklaskującej zwycięskiego Grora. Nie wiedział kiedy Druchii wezwą go do walki więc wolał być gotowy w każdej chwili. W pełnym rynsztunku, ściskając rękojeść Oprawcy w dłoni ruszył na manekiny ustawione w kręgu wokół niego. Pozwolił mięśniom działać w wyuczony przez lata sposób, niewiele myślał nad kolejnymi ciosami, obrotami i odruchowymi zastawami. Jego głowę zaprzątało co innego.

Dlaczego w ogóle się tu znalazł? Dlaczego postanowił walczyć w tym krwawym turnieju? Przecież nie dla sławy ani dla złota, bo na tym mu już nie zależało. Nie dlatego, że szukał śmierci bo przecież dobrze wiedział, że śmierć znajdzie go sama w odpowiednim czasie. Czyżby zatem rzeczywiście chciał się odwdzięczyć Jeremiemu, który wywiózł go półżywego spod rezydencji Vildrodów, a potem wyleczył jego rany? Nie.
Czy zatem rzeczywiście znalazł się tu z woli Pani? Nie chciał dopuścić do siebie tej myśli. Denerwowało go, że mogła okazać się prawdą.

– Dobrze! Tak jest! – Usłyszał nagle głos Jednookiego komentującego jego kolejne uderzenia. – Pamiętaj, musisz doskoczyć do niej jak najprędzej, inaczej naszpikuje cię strzałami jak jeża. Nie pozwól jej uciec spod ostrza!
– Walczę całe życie – odparł gniewie rycerz kończąc obrót i odrąbując głowę manekina. – Nie potrzebne mi są twoje rady.
– Może i nie są ci potrzebne, ale na pewno ci się przydadzą – kontynuował niezrażony Jeremi. – Pamiętaj zatem, że to baba więc musisz oczekiwać nieoczekiwanego...
– Milcz! – Rycerz wyskoczył nagle z kręgu manekinów i zatrzymał się w pół kroku przed woźnicą z mieczem wzniesionym do kolejnego ciosu.
Jeremi podniósł ręce w geście poddania i cofnął się od razu pod ścianę zauważając ogień złości w oczach Bretończyka.
– Eeee... Wybacz, zapomniałem, że walka z kobietami nie jest w twoim guście...
Rycerz westchnął ciężko i powoli opuścił miecz.
– Są pewne nawyki i zasady, których nauczono mnie dawno temu – powiedział już spokojniejszym tonem. – Większość z nich złamałem i wyzbyłem się w ciągu mojego życia, lecz niektóre pozostały. A teraz złamać muszę kolejną zasadę, która w jakiś sposób mnie określa. To tak jakbym miał zabić pewną część siebie, rozumiesz?
Jednooki przytaknął szybko ale rycerz pokręcił tylko głową i wrócił w krąg sowich słomiano-drewnianych przeciwników. Wątpił aby taki łotr był w stanie zrozumieć czym jest honor i rycerski kodeks, którym Severin niegdyś wiernie służył.
– Rozumiem, ale te zawody nie są kolejnym rycerskim turniejem – zaczął znów Jeremi. – Tutaj jedyną regułą jest wygrana. A ty musisz wygrać. To przecież pojedynek nie tylko o twoje życie, ale co ważniejsze, także o moje!
– Co? – rycerz spojrzał na niego zdziwiony.
– No pomyśl. Co ze mną zrobią te całe Druchii jak umrzesz, hę? A jakże! Stwierdzą, że jestem bezużyteczny i nakarmią mną hydrę albo innego potwora!
– Chcesz mi powiedzieć, że teraz jesteś użyteczny?
– Owszem! Jako jedyny w tej zapadłej dziurze jestem w stanie dostarczyć ci tego.
Jednooki wyciągnął zza pazuchy jakiś woreczek i rzucił go rycerzowi. Ten złapał pakunek w locie i rozwiązując rzemyk zaglądnął do środka. Brunatny proszek o intensywnym zapachu. Autorska mieszanka narkotyków stworzona przez Jeremiego, rycerz pamiętał jak ten stymulant uderzył w niego falą energii podczas ataku na willę Vildroda, jak przyspieszał bicie serca, gotował krew w żyłach, nie dopuszczał do umysłu bólu, strachu i wątpliwości.
– Jak ci się udało to tutaj wnieść?
– Ha! – Jeremi wykrzywił się w triumfalnym uśmiechu. – Rozmawiasz z człowiekiem, który jeśli chce coś ukryć to ukryje to tak, że nie znajdzie tego nawet elf!

Bretończyk wolał już nie pytać gdzie Jednooki ukrywał woreczek. Używanie stymulantu podczas pojedynku było niegodne, ale jeśli miałby wytłumić poczucie winy i resztki skrupułów nie pozwalające mu skrzywdzić kobiety to może warto było spróbować? Przecież to nie jego wina, że musi ją zabić. To wina tego szczura i dwóch elfów, którzy ustawili walkę.
Czuł jak w złości dłoń zaciska mu się mocniej na rękojeści miecza. Był pewien, że wszyscy trzej zapłacą za to, do czego go zmuszają.

Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Post autor: Gror »

[Dobra, wróciłem :D Chciałem gorąco podziękować Grimgorowi i Stabilo za wspaniałą walkę]

Czarnowłosy krasnolud skończył ostrzyć stalowy topór i podał go Norsmenowi. Ten udał się do celi, by zażyć odrobiny relaksu po ciężkim dniu. Radość, płynąca ze śmierci silnego przeciwnika była w stanie złagodzić jego gniew do tego stopnia, że wdał się w rozmowę z Nikishem, jak czynił dawniej w odległej Norsce.
Nie minęło jednak dużo czasu, kiedy dyskusja zaczęła go denerwować. Przeszedł z celi do części wspólnej, gdzie Severin próbował właśnie nie zabić swojego towarzysza.
-Musisz wygrać tę walkę - powiedział Gror, podchodząc niebezpiecznie blisko.
-Wiem - odparł warknięciem Bretończyk
-Nie zrozum mnie źle. Obiecałem, że pozbawię cię życia na Arenie i zamierzam dotrzymać słowa.
-Ha! - manekin treningowy rozpadł się po ciosie dwuręcznego miecza. - Jeśli naprawdę jesteś tak skory do walki, to pokaż co potrafisz podczas swojej następnej walki. Ja zajmę się moją i nie wtrącaj się w cudze pojedynki.
-Jak chcesz.
Gror zignorował Jednookiego, który nieudolnie chował się za jednym z manekinów i zaczął ćwiczyć na jednej z maszyn.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

[Super walka, krwawa i wyrównana! Yay jeszcze jeden pojedynek! Dawaj Severin!]
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Post autor: Gror »

Gror szybko zakończył swój cykl ćwiczeń, nie mogąc pogodzić się z potencjalnym wynikiem nadchodzącego pojedynku. Znalazł Lauriel, siedzącą spokojnie w swojej celi, ostrzącą groty strzał. Wydawała się nie dostrzegać nieproszonego gościa, lecz Norsmen zauważył, że jej postawa pozwalała na błyskawiczny doskok do ewentualnego napastnika.
Chociaż przyszedł tu z konkretnym zamiarem, nie potrafił znaleźć słów odpowiednich na początek nadchodzącej rozmowy, zapukał więc nieśmiało w kratę drzwi.
-Czego chcesz, berserkerze? - zapytała po głębokim wdechu.
-Musisz przegrać tę walkę - wypalił wreszcie.
-Co?! - nie potrafiła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. - Ty nie jesteś szalony, tylko nie z pełna rozumu!
-Słuchaj - Grorowi naprawdę nie było łatwo rozmawiać, zwłaszcza z kobietą, a szczególnie z elfką. - Wiem, że to brzmi jak bełkot albo namawianie do samobójstwa, ale w moim interesie leży, żebyś nie wygrała tego pojedynku.
-Odejdź - powiedziała nakładając strzałę na cięciwę szybciej, niż jakikolwiek człowiek kiedykolwiek by potrafił. - Jeszcze słowo, a zabiję cię na miejscu.
-Spróbuj, a nasi nadzorcy zmienią cię w jeża bez używania magii.
Lauriel mimo wszystko nie opuściła łuku.
-Heh... Dobra, spróbujmy inaczej - Norsemn podrapał się po hełmie - Może zacznę od początku. Na Arenie pojawiło się wielu potężnych przeciwników, jednak potęga nie zawsze idzie w parze z siłą. Ja mam zemstę do wypełnienia, a żeby móc tego dokonać potrzebuję krwi silnych przeciwników.
Jego słowa nawet dla niego brzmiały na pozbawione jakiejkolwiek logiki, lecz coś głęboko w nim kazało mu kontynuować tę błazenadę. Elfka patrzyła na niego swymi pięknymi, lśniącymi zabójczo oczami.
-Ty jesteś szybka - Gror zaczął wyliczać na palcach - zręczna, wyszkolona, a przede wszystkim zabójcza. Nie jesteś jednak silna, z kolei Severin jest wyjątkowo silny. Jeśli wygrasz ten pojedynek, być może spotkamy się na piaskach areny. Moja zemsta wymaga krwi silnych przeciwników, a oprócz niego, zostaje mi tylko ten podstępny wampir.
-Słuchając ciebie nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać? - powiedziała, opuszczając łuk.
-Czyli przegrasz?
-Nie wiem. Dam z siebie wszystko, żeby wygrać, ale nie wiem, czy mi się uda. Z kolei ty... Chyba ci współczuję, ale nie wiem, czy taki szaleniec tego potrzebuje.
-Nie potrzebuję współczucia, tylko siły - podniósł głos, lecz zaraz uniósł ręce w pojednawczym geście. - Wybacz, ktoś nieustannie mnie denerwuje. Proszę, postaw się w mojej sytuacji. Nienawidziłaś kiedyś kogoś tak bardzo, że chciałaś wymazać wszelkie ślady jego istnienia? Żeby obrócić jego dumę i potęgę przeciwko niemu? Ja tak. Dlatego właśnie znoszę gadanie Nikisha, żeby mocą krwawego boga wybić jego wyznawców i zniszczyć wszystko, co ma z nim jakikolwiek związek, by po wszystkim stanąć z nim do walki.
-Ha, ha, ha! - Lauriel zaśmiała się, jakby właśnie usłyszała świetny dowcip. - Z ciebie jednak trzeba się śmiać! - stwierdziła wreszcie, łapiąc oddech.
-Niby dlaczego?
-Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? Myślisz, że walczysz z Khornem, a w rzeczywistości walczysz dla niego. Ty się nie mścisz, tylko służysz. Nie czujesz nienawiści, tylko pustkę i próbujesz ją zapełnić fałszywą zemstą...
-Zamknij się!!! - Gror uderzył w ścianę pięścią. Dało się usłyszeć dźwięk pękających kości.
-Wyjdź - Lauriel znów mierzyła do niego z łuku. - Nie zbliżaj się do mnie więcej, szaleńcze.
Norsmen jednak wydawał się jej nie słuchać. Odszedł, klnąc na całe gardło, by zabić jednego z niewolników, lecząc swoją rękę, potem wrócił do swojej celi, gdzie kłócił się z Nikishem jak jeszcze nigdy dotąd.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Nie upłynęło wiele wody w rzece, gdy kolejni dwaj cho legli martwi na piaskach Areny. Obaj padli ofiarą antytezy Wielkiego Planu. Spośród czterech wciąż żyjących rywali Tekloqa ci dwaj nie mogli opuścić podwodnego kompleksu żywi. Skink omówił już to ze swym bratem. Gdyby poległ, saurus miał dokończyć dzieła, nim podjąłby przerwanej misji.
Jeszcze jeden pojedynek dzielił turniej od wejścia w kolejną fazę. Skink miał czas, który miał zamiar wykorzystać w zorientowaniu się lepiej w swej pozycji. Niewielki gad z łatwością zmieścił się w kanałach odpływowych, wykorzystując chwilę nieuwagi ich straży. Tekloq powoli i mozolnie pełzł w ołowianym labiryncie w którym rósł gruby kożuch glonów, nasiąknięty morską wodą. Zastanawiało go jaka budowla ciepłokrwistych posiadała taki układ, lecz nie mógł się popisać wiedzą na tym polu. Przez grubą kratę w jednej z odnóg zaobserwował zagrodę sług- najniższej klasy niewolników, od których bił smród odchodów i krwi, pomieszany z łkaniami bólu i rozpaczy. Pomieszczenie wyglądało jak typowy loch, niewiele różny od ich własnego, choć więźniowie stłoczeni byli na dużo mniejszej powierzchni. Skink ruszył dalej, nie widząc tu nic interesującego. Inna rura wychodziła na Arenę. Ten obiekt już znał, więc po szybkich oględzinach ruszył dalej.
Zastanawiał się co uczynią ich "gospodarze", gdy turniej już się skończy. Z pewnością tych, co przeżyli, łącznie ze zwycięzcą zachowają w kajdanach dla kolejnych rozrywek. Droga ucieczki musiała być więc opracowana przed końcem turnieju i na tyle duża, by Momoa również mógł się stąd wydostać. Przede wszystkim więc musiał się dowiedzieć czym był podmorski kompleks. Póki co pytania pozostawały bez odpowiedzi.
Przy kolejnym zakręcie rura szła pod mocnym kątem w dół. Było tu zdecydowanie mniej alg i skink poślizgnął się i zjechał po wilgotnym wnętrzu w dół. Usilnie próbował wyhamować pazurami o wnętrze rury, lecz poza zgrzytem nie osiągnął nic. Lądowanie było twarde, lecz nie to było problemem. Gdy skink uniósł łeb, ujrzał przed sobą elfa. Wieloletnie boje z najeźdźcami pozwoliły mu rozpoznać dystynkcje setnika. Nim zamroczony Tekloq zdołał coś zrobić, ten dobył miecza, sztychem mierząc mu w gardło. Skink zastygł, czekając na to co się stanie.
Elf miast jednak naprzeć na stal czy wezwać straże, by pochwycić uciekiniera, rozejrzał się, upewniając, że nie ma w pobliżu nikogo.
- Słuchaj mnie uważnie, mały jaszczurze- rzekł niezbyt głośno- Odłożę teraz miecz, a ty nie zrobisz nic głupiego. Czy to jasne?
Tekloq skinął łbem na znak, że rozumie. Elf płynnym ruchem odjął klingę miecza od jego krtani i schował go do pochwy.
- Porozmawiajmy- rzekł. Skink znów przytaknął, wpatrując się weń wielkimi oczyma- Nie złożę raportu lordowi Dreadstar o tym co się tu zdarzyło. Baleoth również się o tym nie dowie.
- Czego chcesz w zamian itza'xa'khanx?- spytał Tekloq, obawiając się podstępu.
- Powiedzmy, że wasza ucieczka, twoja i twojego wielkiego kolegi jest mi na rękę.
- Dlaczego?
- Bo znam wasz cel misji. I chcę, byście jej dopełnili.
Tekloq zdumiał się. Szczerze, a zdarzało się to rzadko. Jak było to możliwe, by ten elf poznał ich cel?
- Wyjaśnij.
- Nie teraz. Wkrótce pomówimy. Po walce rycerza z Asrai.
Setnik rozejrzał się raz jeszcze, po czym oddalił się. Tekloq był skonfundowany. Dla własnego bezpieczeństwa postanowił wrócić do kwater, nim ktoś spostrzeże jego nieobecność.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

- ILL-IAETH! ILL-IAETH! ILL-IAETH!
Skandowane przez Druchii imię rozbrzmiewało na całej arenie. Dziś tłumnie przybyła masa mrocznych elfów nieprzerwanie wpatrywała się w postacie walczące na piasku. Oto bowiem mistrzyni aren z Karond Kar, ulubienica tłumów miała się zmierzyć z pojmanym przez korsarzy Asurem trenowanym w mitycznej Wieży Hoetha zbrojna jedynie w sztylet i kolczasty bicz.
Dwóch wytresowanych Zimnokrwistych nie liczono widać w poczet broni.
Mistrz Miecza poradził sobie jednak nad wyraz dobrze, potwierdzając opowieści o morderczym treningu i jeden z jaszczurów legł w drgawkach na piach.
Czerwonowłosa, smukła elfka o drapieżnie umalowanej twarzy i okrytym jedynie dwiema skąpymi częściami garderoby, idealnym ze wszech miar ciele krążyła wokół Asury wraz z drugim Zimnokrwistym od czasu do czasu trzaskając batem i dekoncentrując wojownika na przemian zalotną i kpiącą mimiką pięknego oblicza. Mistrz Miecza pozostał jednak niewzruszony i rozejrzawszy się spróbował szybkim unikiem wyskoczyć z otoczenia, jednak jaszczurzy stwór zbytnio się doń zbliżył, kłapiąc szczękami.
Ulthuańczyk zmuszony został zaatakować zwierzę, już mierzył cięcie połączone z unikiem, gdy bat owinął się wokół jego szyi, obalając go na plecy. Zimnokrwisty skoczył na niego, nadziewając się miękkim podbrzuszem na nastawione w ostatniej chwili ostrze.
Unikając desperacko przygniecenia przez monstrualny ciężar, elf przetoczył się w bok, zostawiając dwuręczne ostrze pod truchłem.
Illiaeth czekała na niego, bawiąc się swoimi sięgającymi talii włosami z niewinnym na pozór uśmieszkiem.
Mistrz Miecza nie czekał, brak broni w jego rękach był równie zabójczy jak najlepsze ostrze. Gladiatorka musiała uskakiwać raz za razem przed nawałą ciosów. W końcu kopnięcie z półobrotu sięgnęło celu, podcinając Druchii, a zamach ręki wytrącił jej sztylet. Ta z ziemi poderwała się saltem, jednocześnie smagając biczem ulthuańczyka po twarzy, rozszarpując mu oczy.
Wojownik padł z krzykiem, łapiąc się za twarz i po chwili podnosząc niezgrabnie. Znów przyjął pozycję do walki.
Illiaeth zaśmiała się w głos, podchodząc jednak gdy pięść przeleciała jej koło nosa, muskając powiewające włosy cofnęła się przezornie. Zamiast tego zaczęła strzelać batem w różnych miejscach dookoła elfa.
Ów zdekoncentrowany tyloma źródłami hałasu z różnych kierunków obracał się pospiesznie i atakował jak ślepiec we mgle, potykając się i podnosząc. Publiczność ryczała ze śmiechu.
W końcu Druchii ziewnęła, podchodząc do leżącego Asura i przycisnęła go wysokim butem do ziemi, po czym kopnięciem przewróciła na plecy.
- Szkoda, że nie możesz zobaczyć swojej zabójczyni Asuro. Bawiłam się przednio. - szepnęła, przeciągając przekłutym kolczykiem językiem po uchu Mistrza Miecza po czym wbiła mu obcas w gardło, rozrywając je i wystawiając swe wyprężone, blade ciało na spryskujący je deszcz krwi.

Baeloth był zadowolony. Dała niezły pokaz. Być może faktycznie lepszy niż Smoczy Ogr, którego można było ściągnąć za równowartość astronomicznego kosztu gladiatorki. Postanowił podtrzymać dobry nastrój.
- Już ładnych parę dni nie pokazywaliśmy naszej głównej atrakcji. Vaukhir! - czarownik skinął na stojącego z tyłu loży setnika - Każ ściągnąć tu tę uroczą Asrai i ludzkiego wojownika. Czas na Arenę Śmierci!
Oficer skinął głową i wyszedł pospiesznie. Opierający twarz policzkiem o żelazną rękawicę lord Vesaleth był chyba jedynym obecnym, który nie ślinił się z szeroko otwartymi oczyma utkwionymi w kołyszących się biodrach wychodzącej z areny długimi krokami i ściągającej powoli zakrwawiony stanik Illiaeth.
- Ten stary szczur. Nie ma go w jego loży. Większość jego gryzoni z klanu Eshin też nie przybyła. Nie podoba mi się to. - mruknął arystokrata - Postawić moją straż w gotowości.
Baeloth zmieszał się nieco ale nie dał tego po sobie poznać.
- Podwoić warty przy klatkach niewolników.
***

Dygocząca na barkach biegnących niewolników lektyka podskakiwała, pędząc długim korytarzem podmorskiej budowli.
Mistrz Śmierci Cieniomrok nie miał nawet ochoty zabić posłańca jakąś wymyślnie okrutną trucizną - tak nie do pomyślenia była przekazana mu wieść.
W końcu dyszące skaveny dotarły do wielkich, ciemnych komnat w których mistrz klanu Eshin trzymał swoje drogocenne samice.
Piski nadzorców i dyszenia niewolników umilkły wraz, na tak makabryczny widok, przyłączając się do zaskoczonego milczenia.
Uderzając klanbraci laską sędziwy Skaven przedarł się przez stojących jak osłupiali Kanalarzy, szeroko otwierając pysk i jedno niedowidzące oko.
Wielkie, zmasakrowane cielska wypełniały miejsce jeszcze potworniejszym smrodem niż zazwyczaj. Porąbane i podziurawione samice leżały wśród tuzinów porżniętych ciał strażników. Wróg poradził sobie z nawet z elitarnymi Szturmoszczurami jak z ludzkimi pacholęciami.
Nad podziw sprawnie jak na wiek Cieniomrok chwycił za płaszcz najbliższego Kanalarza i przystawił mu do pyska pokryte trucizną żelazne pazury bojowe.
- Kto jest-był za to odpowiedzialny ?!
Oniemiały zabójca wskazał tylko na leżące między trupami skavenów ciała Mrocznych Elfów. To ich bełty sterczały z brzuchów samic, to ich połamane włócznie przybijały ich kończyny do ziemi.
Stary Asasyn wpadł w furię.
- Oszukali-zdradzili mnie! Podłe-nikczemne elfiaki! Myślą, że mogą tak pogrywać z Eshinami ?! Z mistrzem Cieniomrokiem ?! Zabić-zabić wszystkich ich! Bez litości! Albo lepiej! Do lochów i menażerii! Najpierw-zaraz zabić temu zdrajcy o białej sierści jego niewolników i bestie! Naprzód!

Walka czwarta: Lauriel vs Severin

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

Tragedia wyszczerzył się pod maską, gdy wisząc wśród cieni na suficie patrzył jak skaveny rozbiegają się w dole pod nim po obejrzeniu jego makabrycznego dzieła.
Jeszcze raz pogratulował sobie pomysłu.
Jak zdobyć więcej ciał na bezwolne sługi niż wywołując wojnę wewnętrzną wśród organizatorów?
Teraz należało tylko czekać, ostrząc kosę niczym szykujący się na wyjście w pole żniwiarz.

********

Isenhardt poderwał się z miejsca, ściągając z twarzy kapelusz, gdy od strony komnaty treningowej usłyszał głośny rumor i jakieś krzyki.
-Zostań tu. -rzucił do Li Sufang, zostawiając Cathayce sztylet i swój płaszcz oraz blokując drzwi do jego celi kawałkiem zniszczonego manekina. Chwytając swój falchion pobiegł do źródła hałasu.
Przywitał go głośny terkot wielkiej kuszy elfa w czaszkowym hełmie, który nadzorował ich z balkonu. Uzbrojone skaveny wlewające się z krzykiem do ich hali ćwiczeniowej padały jeden po drugim skoszone celnymi bełtami, póki ich strażnikowi nie skończyły się magazynki. Co więcej wielki Szczurogr z nabijanymi ćwiekami bijakami zamiast dłoni, który stworzył wyrwę w murze zaczął młócić dookoła swoimi łapami, zmiatając manekiny ćwiczebne i kilku niewolników, którzy odpoczywali dotąd pod ścianą.
Doktor Kreber nie czekał.
Lecąc jak czarna strzała w stronę szczurów dobył sztyletu z rękawa wamsa, trafiając w łeb klanbrata ścigającego jakąś krzyczącą bretonkę w łachmanach i ujmując oburącz falchion wpadł między przeciwników, rozdając zamaszyste cięcia na prawo i lewo.
Skaveny padały pod jego ostrzem chlustając posoką, zbyt ślamazarne by stawić opór wampirowi. Sama liczba jednak zmusiła go do wycofania się by nie zostać powalony naporem ciał.
-Co tu się do cholery dzieje?! -krzyknął do innych zawodników, którzy dopiero wkraczali na plac boju. Nie było między nimi Severina i Lauriel- Teraz chcą się nas pozbyć czy jak?
Tylko dlaczego jedynie skaveny a nie mroczne elfy. Coś musiało się stać między ich porywaczami. Może należało to wykorzystać? - dodał w myślach Isenhardt, ciskając sztyletami w parę najbliższych szczuroludzi i patrząc na zwiastujący wolność otwór w ścianie.
Niestety zaraz zagrodziła go zwalista sylwetka zmutowanego szczura.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Post autor: Gror »

Banda człekokształtnych szczurów wlała się do ich sali wspólnej, niszcząc i zabijając wszystko na swojej drodze. Gror zauważył jednak, że szczury i elfy walczą między sobą.
Plus tej sytuacji był taki, że wciąż miał szansę zdobyć, czego chciał.
Minus - musiał się dostać do czarnoksiężnika, co nie wydawało się obecnie łatwym zadaniem.
Przedzierał się przez falę szczurów, młucąc toporami i zabijając co się nawinęło. Wreszcie dotarł do rogu sali, gdzie schwytał jednego z napastników, miażdżąc mu ramię.
-Posłuchaj mnie uważnie - powiedział Gror, łapiąc jego pysk drugą ręką. - Zawołasz po pomoc, zabiję. Spróbujesz mnie zabić, wypatroszę. Sprzeciwisz się mnie, pożrę Cię żywcem. Rozumiesz?
Przerażony skaven dosłownie sikał ze strachu. Próbował skinąć głową, ale żelazny uścisk na pysku mu to uniemozliwiał, więc mruknął raz powoli.
-Prowadź do czarnoksiężnika. Tylko tak, żebym przeżył.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

W chłodnym korytarzu prowadzącym wprost do wejścia na piaski Areny odbiło się echo kilkunastu kroków. Severin w pełnym pancerzu odprowadzany przez oddział Druchii kroczył ku swemu przeznaczeniu. Zatrzymał się tuż przed kratą z czarnej stali, która zaraz miała się podnieść by wpuścić go na ubitą ziemię. Rycerz zakręcił szerokimi ramionami, rozluźnił nogi i założył hełm. Odwrócił się i skinął głową Jednookiemu, który podał mu ciężkie ostrze Oprawcy.

Chwytając swój miecz czuł jak wali serce w jego szerokiej piersi, jak pulsują mu skronie, jak krew płynąca w żyłach rozprowadza narkotyk, który przyjął przed wyjściem. Napełniało go ciepło pomieszane z nienawiścią jaką zdążył już obdarzyć organizatorów Areny oraz ich popleczników. Starał się nie myśleć o swojej przeciwniczce ale natrętna myśl powracała kłując raz po raz wyrzutami sumienia, których nie zdołała zagłuszyć narkotyczna mieszanka Jeremiego.

Wtem gdzieś z tyłu dobiegło ich echo krzyków, szczęk stali i chóralnych pisków. Rycerz, jego towarzysz i elfy odwrócili się zdziwieni. Dziesiętnik Druchii zakrzyknął na swoich żołnierzy i połowa z nich od razu pobiegła z powrotem ku salom przeznaczonym dla gladiatorów. Bretończyk zauważył, że elfy są zaskoczone. Musiało zatem dziać się coś, czego nie przewidzieli. Harmider niosący się korytarzem wciąż narastał.
- Brzmi jak bitwa - mruknął rycerz.
- A te piski... Zupełnie jakby szczurze - pokiwał głową Jednooki.
Sevirin ruszył znów w głąb korytarza ale pozostałych pięciu elfów od razu wzniosło włócznie mierząc w jego stronę i dając mu do zrozumienia, że nigdzie nie pójdzie.
- Nie puszczą mnie. Ale ty idź - powiedział czując jak rośnie w nim gniew. - Sprawdź co tam się dzieje.
Postąpił jeszcze jeden krok, a elfy stanęły w bojowej postawie już niemal kłując go ostrzami swoich włóczni. Dziesiętnik krzyknął na niego kilka ostrych słów w swojej mowie, ale Bretończyk ani go nie rozumiał, ani nie obchodziło go co ma do powiedzenia długouchy. Chodziło tylko o to by zająć ich uwagę.

I udało się. Jeremi zanurkował pod wzniesionymi włóczniami i wyminął strażnika stojącego najbliżej ściany. Ten krzyknął coś na niego ale nie ścigał widząc jak potężny rycerz przed nim wznosi swoje ostrze. Severin czując jak stymulant zmusza go działania, przez chwilę rzeczywiście chciał zaatakować, ale w ostateczności zrozumiał, że walka z pięcioma wyszkolonymi włócznikami w wąskim korytarzu nie wyszłaby mu na dobre. Zwłaszcza, że za chwilę miał stoczyć prawdziwy pojedynek na śmierć i życie. Patrzył jeszcze chwilę jak sylwetka uciekającego towarzysza niknie w cieniu, a potem odwrócił się z powrotem ku wejściu na Arenę.

[Nigdy nie myślałem, że będę czuł stres przed jakąś wyimaginowaną walką, a tu jednak. :D]

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Walka Czwarta: Lauriel vs Severin
(soundtrack: https://www.youtube.com/watch?v=ALbVEmzY5S4 )

Łomot bębnów wieścił kolejną wyczekiwaną walkę, zaś okrzyki i przekleństwa sypały się potokiem na wchodzących przez swoje wejścia na arenę gladiatorów. Poszczególne części publiczności już wybierały swoich faworytów. Oboje rozejrzeli się po trybunach. Próżno było szukać na nich Baelotha Arytsty czy lorda Vesaletha. Dziś musieli się więc obejść bez szumnych zapowiedzi mistrza Areny. Nie żeby im to przeszkadzało. Żadne z nich nie przepadało za ceremoniałem, zwłaszcza gdy szło umierać.

Lauriel z Athel Loren kojąco szeptała do ucha swojego wielkiego jelenia, uspokajając niezwykłego wierzchowca dezorientowanego rykiem tłumu. Odziana w swój płaszcz maskujący elfka przeciągała palcami po rzeźbionym łuczysku swojego łuku, uważnie taksując ludzkiego rycerza spojrzeniem ciemnych, skośnych oczu które jakby pojaśniały gdzieś nieco w głębi po wypiciu kilku łyków z fiolki z jasnoniebieskim eliksirem.

Severin tymczasem zaciskał mocno dłoń na rękojeści imponujących rozmiarów miecza, opartego na ramieniu. Mimo, że narkotyk przyprawił go o lekki rausz i szum w głowie, postawę trzymał wyprostowaną i dumną. Bretoński kawaler, choć przygięty dramatycznymi przeżyciami i zniewolony, wciąż stanowił świetlany przykład dostojeństwa.

Gong rozpoczynający walkę zabrzmiał, Lauriel natychmiast naciągnęła łuk. Bretończyk natomiast usiłując utrzymać wzrok na przeciwniczce zamrugał oczyma, którym wzrok zasnuwała narkotyczna mgiełka. Zamrugał, gdy między jej obłokami ukazała mu się rozmyta postać w wianku z lilii i długiej białej sukni. Na twarzy zjawy kolejno gościły oblicza jego utraconej ukochanej, żony i córki jego pracodawcy którego zawiódł a w końcu została jedynie para lodowatoniebieskich oczu. Severin padł na kolana, opierając się na głowni miecza.
- Moja Pani... wybacz... ja nie...
Postać rozpłynęła się w powietrzu jak rozpędzone dłonią kółko z dymu tytoniowego, gdy poczuł ostry ból w ramieniu. Otępiały spojrzał przez wizjer hełmu, na tkwiący przy obojczyku grot strzały. Warcząc z gniewu, wściekły na igraszki losu i rozpalony stymulantem poderwał się na nogi, wznosząc lśniące niczym wyrok ostrze Oprawcy. Puścił się biegiem przed siebie z nieokreślonym okrzykiem.

Asrai posyłała jedną strzałę za drugą. Kolejny pocisk odbił się z łoskotem od hełmu rycerza, następny utkwił w jego naramienniku, jednak nie przebił grubej stali. Bretończyk szarżował dalej niepomny na ostrzał. Lauriel spięła więc swojego jelenia, zmuszając go do ruchu by nie wpaść przedwcześnie w starcie z człowiekiem. Leśne zwierzę wstrząsnęło porożem i dało długiego susa w bok, szykując się do galopu. Niesiony gniewem Severin nie chcąc pozwolić ofierze się wymknąć, pchnął z ropzędu sztychem brzeszczota najdalej jak umiał.
Sama szpica miecza cudem sięgnęła celu, rozrywając ubranie i udo pędzącej elfki.
Lauriel syknęła z bólu przeszywającego jej nogę niczym cieknąca struga kwasu. Zatrzymała szarpnięciem wierzchowca po drugiej stronie areny i krzykiem oraz uderzeniem łuku po zadzie skierowała go do szarży. Majestatyczny jeleń pochylił wielkie poroże, a ziemia zadrżała pod jego kopytami. Strażniczka Kniei strzeliła znad jego karku, jednak promieniujący z uda ból skutecznie zepsuł jej szkoloną wiekami koncentrację i strzała gwizdnęła jedynie koło hełmu Severina, wbijając się w kufel jakiegoś Norsmena z widowni. Zdenerwowana popędziła dalej wierzchowca.

Severin odetchnął głęboko widząc zbliżające się poroże i masę, która mogłaby wgnieść go w ścianę. Stanął bokiem, wznosząc pionowo w gotowości Oprawcę, na którym zacisnął ze szczękiem pancerne rękawice. Na moment zanim jeleń sięgnął celu, przygotowany rycerz z wyprzedzeniem zszedł mu z drogi i wznosząc miecz nad hełm ciął bez litości po karku przejeżdżającego stworzenia. Ostrze z chrzęstem weszło w futro i mięso, przecinając kręgi i odrąbując rogaty łeb w rozbryzgu krwi. Zesztywniały korpus zwalił się przed siebie w ułamku sekundy. Lauriel niesiona pędem wystrzeliła z siodła jak z procy, upadłaby prosto na twarz gdyby nie zgrabnie wykonany przewrót przez ramię.

Severin wzniósł obie ręce w górę i zaryczał tryumfalnie. Obracając wizjer garnczaka na elfkę cofającą się na plecach w tył do leżącego w piachu kołczanu, ruszył zdecydowanie z klekotem zbroi w jej kierunku, ciągnąc za sobą po ziemi klignę Oprawcy, ryjącą w piachu długą bruzdę.
Dysząca Lauriel widząc idącego w jej kierunku kolosa, po omacku ruszając za sobą dłonią znalazła kołczan, wyciągając strzałę i z półleżącej pozycji napinając łuk. Strzał z takiego dystansu nie mógł chybić i grot z chrzęstem przebił napierśnik rycerza, głęboko wbijając się w jego brzuch.
Bretończyk aż przystanął na chwilę, gniewnie spoglądając na sterczącą z niego lotkę, którą ułamał jednym szarpnięciem i cisnąwszy precz, znów poszedł w stronę Lauriel.
Będąc tuż przy niej wzniósł do ciosu miecz, jednak w ostatniej chwili zauważył, że na napiętej cięciwie spoczywała kolejna strzała, której grot od oka rycerza dzieliły zaledwie dwie stopy.
Lauriel uśmiechnęła się lekko. Cięciwa zaśpiewała.

Bretończyk westchnął, krzywiąc się, wiedział że strzała nie chybi. Wnet jednak stałą się rzecz niesłychana - strzała dosłownie zatrzymała się w powietrzu, utykajac na kilka cali od głowy mężczyzny po czym wygięła się i została z impetem odrzucona w bok wśród szmaragdowego blasku. Zarówno rycerz jak i strażniczka szlaków byli tym jednakowo zdziwieni. Severin, który jednak w tym przebłysku zrozumiał co się stało i kto mu pomógł szybciej odzyskał rezon.
Oprawca śmignął ukośnie, gotowy wypatroszyć szczupłą postać, jednak Lauriel z krzykiem przetoczyła się w bok. Miecz przeciął jeno piasek. Jednocześnie Asrai dobyła jednym ruchem miecza, którym rąbnęła po nogach rycerza. Ciężka nagolennica ugięła się, jednak ochroniła Severina przed kalectwem. Sam postawny wojownik reagując równie szybko przydeptał drugą nogą kolano elfki, krusząc je z łoskotem i nie pozwalając jej się znów odtoczyć, po czym uniósł miecz za jelec i głownię, przybijając Lauriel do ziemi jak motyla w klaserze.

Dyszący rycerz spojrzał przez wizjer na jej twarz. Złapała zakrwawioną dłonią za przebijające jej brzuch ostrze, jednak dłoń zaraz opadła jej, wiodąc palcami po wypolerowanej klindze. Kaptur i maska zsunęły się z jej filigranowej twarzy o wysokich kościach policzkowych, ukazując pozaplatane w warkoczyki jasne włosy. Krew płynęła szkarłatnym strumieniem z jej uchylonych ust, zaś szkliste oczy patrzyły się oskarżycielsko na zwycięzcę. Severinowi znów ukazała się w tym obliczu umierajaca Amelia. Dla jego udręczonej duszy było to za wiele.
Jednym ciosem obleczonej w stal pięści zmienił oblicze pokonanej w bezkształtną masę, wgniatając je do środka czaszki.

ODPOWIEDZ