Dwie potyczki z kampani w Imperium Gier.

Niekulawy język oraz zdjęcia mile widziane!

Moderator: RedScorpion

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Miszczu
Chuck Norris
Posty: 429

Dwie potyczki z kampani w Imperium Gier.

Post autor: Miszczu »

Kampania upadła a mi pozostały jedynie opisy potyczek moich TK z WoCH
--------------------------------------------------------------------------------------


Odcinek I

----------------------------------------------------------------------------------------

Oszołomiony i zmęczony długim biegiem w panicznej ucieczce, opadł z sił podpierając bezwładne ciało o przydrożny głaz.
Urylih do tej pory nie mógł tego pojąć...
Wciąż w głowie dudniło jedno boleśnie pytanie: ”Jak to możliwe??”

Pytanie to, na które nie mógł znaleźć odpowiedzi, wwiercało się w jego świadomość nie dając spokoju.
Coraz mocniej kruszyło, jego dotychczasową wiarę w to co dotychczas stanowiło cel jego życia.

Nigdy nie czół strachu. Nawet 11 lat temu kiedy horda wojowników chaosu napadając jego wieś, w szaleństwie mordu, zabiła brutalnie jego rodziców.
Pamięta jak było by to dziś.
Wojownik odziany w oksydowo czarną zbroje, zroszoną krwią rodziców, długo przypatrywał się 5 latkowi.
To chyba go oszczędziło.. Ta niewyczuwalna wieź miedzy brutalnym wojownikiem, a zimnym wzrokiem dziecka, w który zamiast spodziewanego strachu, widniało pytanie „kim jesteś?”

Od tej pory, po porwaniu i wcielenie w szeregi hordy, Urylih resztę życia poświecił chcąc upodobnić się do swego wybawcy.
Cudownego wybawcy, nie od śmierci, tylko marnego życia jakie go czekało wśród wieśniaków i rodziny.
Podczas lata szkolenia, nie zważał na ból czy ciężką dole marudera.
Nie wzruszały go również lamenty kolejnych ludzi, którzy posmakowali jego topora podczas brutalnych napaści na okoliczne wsie.
Z każdym bojem i kolejnym pręgierzem bata na skórze pleców czół, że przybliża się do wymarzonego ideału wojownika chaosu.
Podczas bitew uwielbiał patrzeć jak Ci rośli na 2 metry wojownicy, zakucie w zbroje, pochodzące chyba od samych bogów, idąc ramie w ramię rozbijali w pył nawet zaciężne kawalerie imperium..


Ale to co dziś ujrzał przerosło nawet jego najgorsze koszmary.. widział jak Ci niezwyciężeni wojownicy ginęli bez walki.. mordowani z niespotykanym okrucieństwem.

A wszystko zaczęło się 2 dni temu..
Do jego granicznego garnizonu, przybył posłaniec z rozkazem wymarszu. Sprawa wydawała się prosta. Na jedną z prowincji podobno napadła armia nieumarłych. Siejąc strach wśród wieśniaków, zmusiła tym dotychczas wiernych ich poddanych do wyparcia się jedynej słusznej siły chaosu.
Wszystkie garnizony miały na zadanie ruszyć w poszukiwaniu niechcianych najeźdźców.
Kiedyś już brał udział w bitwie przeciw tej rasie..
Pamięta do dziś jak nieprzebrane morze zombie, prowadzone przez nekromantów, niezmordowanie walczyło z nimi całymi godzinami..
Jednak poza liczebnością, nie mieli żadnych argumentów przeciw ich wyszkoleniu i brutalnej sile dającej przewagę w zwarciu.
Dlatego pełen optymizmu ruszył na wroga.

Od północy główne siły uderzyły na sporną prowincje. On i jego odział miał tylko odciąć ewentualny odwrót wroga.
Wróg okazał się jednak nieuchwytny dla głównej armii.

Zmęczeni długim marszem z nieukrywana satysfakcją ujrzeli wieś..
Wreszcie poleje się krew- pomyślał w duchu.
Zbliżali się w wyćwiczonym szyku. Wieś zdawała się spowita snem.. Nawet pies nie szczekał ostrzegając przed zbliżającym się zagrożeniem. Jednak nadchodzący zmierzch dodawał jedynie przekonania, że wieśniacy albo już są w domostwach, zmęczeni praca albo dopiero wracają po pracy na polach. Tak czy tak, czekała ich nieprzyjemna i krwawa niespodzianka.

Jednak czym bardziej zmniejszała się odległość miedzy nimi a domostwami, dotychczasowa cisza dająca szanse na zaskoczenie zaczęła drażnić i niepokoić wojowników. To nie był strach ale jakieś nieodparte wrażenie że coś się nie zgadza.
Jeszcze nie osiągnęli pierwszych domostw a niebo rozdarł świst strzał.. budynki zaczęły razić z strzał..
A było to jedynie preludium tego co miało nastąpić..
Jak z pod ziemi, z mgły która nie wiadomo skąd się pojawiła, wynurzyły się przerażające trupie rydwany..
Doświadczeni zwiadowcy na koniach, którzy jechali na czele kolumny nie zdołali nawet zareagować. Widmo rydwany dosłownie wpadając miedzy nich jak zaraza, pochłonęły wszystkich nie oszczędzając nikogo.. Po to tylko aby tuż przed Uryliha odziałem znów się rozpłynąć, pozostawiając po sobie, jako jedyny ślad obecności, nienaturalnie powyginane ciała maruderów i ich koni.
Urylih słuchając rozkazu dowódcy nakazującym zwrot, tylko kontem oka ujrzał jak reszta garnizonowej armii opuszcza ich ruszając do ataku na wieś, z której wyłaniać zaczęły się następne odziały nieumarłych.
Dowódca jego oddziału próbując nadążyć za niewidzialnym wrogiem, który to pojawiał się to znikał, wydawał kolejne rozkazy zwrotów i zmian formacji..
„Jak walczyć z niewidzialnym i tak zabójczo skutecznym wrogiem?”
Uylih nadal przed oczami miał widok zmasakrowanych maruderów konnych, którzy nawet nie zdołali podnieść oręża zaatakowani znienacka.
Otuchy jednak dodawały kolejne rozkazy głównego dowódcy armii..
Gęsto siejący łucznicy nie umarłych nie były w stanie przebić się przez pancerze wojowników chaosu, którzy opanowawszy nerwy parli nadal do przodu.
Odział maruderów w którym służył Urylih z podziwem obserwował pochód reszty armii na wroga. Wojownik pełen wtenczas dumy myślał „co jak co, ale żaden wróg nie ma szans z naszym zbrojnym ramieniem.. wojna to MY! zostaliśmy do tego stworzeni!”

Jakże bardzo się mylił..
Kiedy rozwinęli kolumnę z rozkazem dołączenia do reszty sił stało się coś nieprzewidzianego..
Wycofujący się zastępy kawaleri umarłych okazały się jedynie wyrafinowanym manewrem.. znów pole bitwy panowała rzadka mgła, z której wyłoniły się niespodziewanie zastępy nieumarłych.. Tuż przed odziałem Uryliha wyłoniły się niespodziewanie rydwany, które uderzając w bok formacji maruderów zepchnęły ich do defensywy.
Ale nie to było przerażające.. To co wydarzyło się w centrum bitwy zaważyło o wszystkim
Dotychczasowo pewnie kroczący w formacji wojownicy chaosu, w których tak wierzył całe życie, pękli jak mydlana bańka po ataku przeważającej liczby nieumarłej piechoty, która na sposób rydwanów pojawiła się znikąd na skraju lasu.
Dotychczasowi wojownicy chaosu mimo początkowego oporu podzieli los konnych maruderów umierając w tak samo błyskawiczny sposób.

Znów odezwał się bolesny głoś w głowie „jak to możliwe”.. Urylih zawył z bólu i strachu.
Resztę pamięta jak przez mgłę.. kolejne zastępy maruderów pozostawionych na pastwę armii, która pojawiała się jak duch po to by za chwile rozpłynąć się w mgle, ginęły nie wydając nawet jęku..
Jak przeżył ten koszmar nie pamięta..
Wie tylko że uciekał chcąc zapomnieć czego był świadkiem.

Pełen szaleństwa złożył głowę i zapłakał.. Dygocąc ze strachu miał ochotę umrzeć, byle by się pozbyć tego wewnętrznego bólu.
Jego modlitwy miały niedługo zostać wysłuchane.. W armii chaosu nie ma miejsca dla tchórzy.

-------------------------------------------------------------------------------------

Odcinek II - druga sromotna klęska WoCH.

-----------------------------------------------------------------------------------

...Postanowił się zebrać w sobie.
Wiedział jedno. Niezależnie od tego co zgotowali dla niego bogowie, był zobowiązany do zdania raportu.
Nad rozsądkiem który podpowiadał „uciekaj i zachowaj życie” górę wzięła wpajana latami dyscyplina oraz ślepe poddanie przełożonym.

Nogi go same niosły w stronę, z której spodziewał się powrotu zwycięskiej głównej armii.
Minął dzień, noc i ranek
Nawet nie zauważył jak słonce leniwie wspinając się po nieboskłonie, zapowiadało nadejście kolejnego upalnego popołudnia.
Od przygnębiających myśli oderwał go wzbijający się kurz na północnym trakcie.
„Co za koszmarna kraina.. pełno tylko piachu i pyłu.. i do tego ten upał.”-kołatało w jego głowie
Z początku nie pewien, z kim przyjdzie mu się spotkać na drodze, z czasem jak kurz zaczął opadać rozpoznał charakterystyczne wysokie sylwetki pobratyńców.
Odział wojowników chaosu szedł miarowym krokiem, nie zważając mimo grubych futer i zbroi na oblewający ich żar z nieba.
Nie był to jednak marsz zwycięstwa.
Urlhi szybko zorientował się, że to co od razu go zaniepokoiło musiało być prawdą.
3 dni temu rozstając się na bezdrożu z głównymi siłami, podziwiał nie tylko wojowników chaosu ale okrutne, brutalne ogry idące w rytm bębnów, jak i zastępy ogarów. Niesamowite zwierzęta wielkości wierzchowca imperialnego, niewiele miały wspólnego z pospolitymi ich psimi pobratyńcami. Wysokie na 4 stopy najeżone kolcami, obdarzone w nienaturalnie wielkimi pyskami uzbrojonymi w kły, budziły nawet w dzielnym Urlyhu dreszcz emocji.
Jednak teraz zarówno żadne z tych stworzeń, jak i zwiadowcy maruderów na koniach nie towarzyszyli tej cichej kolumnie wojowników.
Obrazu dopełniał niesiony, na umięśnionych ramionach wojowników, ołtarz a na nim spoczywający martwy generał armii.

Widok ten znów otworzył jego wewnętrzne rany psychiki odniesione podczas boju. Strach znów przeszył jego duszę.
Wiedział jednak że musi zdać raport.
W myślach powtarzał regułkę.
„Wodzu dany nam z łaski bogów, w mym obowiązku...”

Kiedy podszedł na czoło kolumny i stanął naprzeciw niej.
Musiał wyglądać żałośnie po dwóch dniach marszu. Jednak jeszcze bardziej żałosny był strach, którego nie mógł się do teraz pozbyć.
Naprzeciw niego wyszedł chempion oddziału.
Jakże niezwykle był podobny do jego wybawcy z przed lat.
Choć słońce spływając swym żarem niemalże topiąc skórę na nagich ramiona Urylicha, poczuł zimny chłód od niewzruszonej postaci wybrańca
Kiedy chciał już wyrzucić z siebie powtarzane w myśli słowa, przerwał mu chempion wypowiadając tylko jedno charakterystyczne słowo:
„Wiem!”
Z smutkiem w oczach zorientował się, że zamiast stać naprzeciw dowódcy stoi gdzieś obserwując jak wzniesiony żelazny topór chempiona rozpłatuje mu głowę.
Był już tylko niemym świadkiem własnej śmierci...
„Wola bogów została dopełniona. Wojownikach Chaosu nie ma miejsca dla tchórzy!.”
-----------------------------------------------------------------------------------------
"kiedy ludzi kupa to i rycerz dupa"

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

Ciekawe, choć zawsze uważałem, że trudniej opisywać coś z perspektywy jednej osoby, niż z ogólnego planu.

I pilnuj ortografii, bo parę nurglingów się wkradło do tekstu :)

Awatar użytkownika
Shenq
Chuck Norris
Posty: 660

Post autor: Shenq »

opowiadanie fajne, ale gdzie tu raport z bitwy?

Awatar użytkownika
Miszczu
Chuck Norris
Posty: 429

Post autor: Miszczu »

Gniewko - masz rację. Choć często taka narracja jest ciekawsza, niż z tzw. lotu ptaka"
opowiadanie fajne, ale gdzie tu raport z bitwy?
Bitwy były poniżej 1000 pkt na 1 bohatera na stronę. Dlatego raport z 5 tur manewrów i raptem 3 szarż na stole nie byłby ciekawy.
W obu bitwach TK wyszły bez strat własnych (jakiś pojedyncze rany na rydwanach). W pierwszej wycinając WoCH w pień, w drugiej zostawiając przy życiu tylko jeden odział.
Jednak były to tak małe bitwy i tak niestety jednostronne, że nie warto było pastwić nad przeciwnikiem opisując soczyście swoją glorię.
-----------------------------------------------------------------------------------------
"kiedy ludzi kupa to i rycerz dupa"

ODPOWIEDZ