HE vs Bretonnia 1000 pkt

Niekulawy język oraz zdjęcia mile widziane!

Moderator: RedScorpion

ODPOWIEDZ
Wolfgar
Chuck Norris
Posty: 399

HE vs Bretonnia 1000 pkt

Post autor: Wolfgar »

Witam
Chciałbym zamieścić swój pierwszy raport, nie mam zdjęć bo jakość bretońskich wojowników nie nadaję się na pokazywanie, schematów także nie rysowałem, kto chce na pewno sobie poradzi z naszkicowaniem terenu, i rozstawieniem armii, musi tylko wczuć się w postać którą w danej chwili opisuję :D
Bitwę stoczyłem z Mortipherem, super bitwa dzięki wielkie. Większość bitew niestety z nim przegrałem, ale czasem się coś uda, czego przykładem jest ten raport :D

Mam nadzieję że nie jest strasznie ten raport skomplikowany, nie umiałęm krócej przepraszam.
Do czytania polecam muzykę z króla Artura, Hansa Zimmermana - Woad to Ruin, jedna z moich ulubionych :D
Pozdrawiam


- Powiedziałem nie, nie przejdziecie przez moje ziemie!- wzburzył się ponownie Lord Cloud Morinet., zacisnął pięści i położył je na zdobnym pasie rycerskim.
- Wpłynęliście na moje ziemie bez pozwolenia, zeszliście na ląd jak by był wasz, nie pozwalam powiedziałem!
- Lordzie Morinet – spokojnie rozpoczął czarodziej – nie jesteśmy najeźdźcami, jak mówiłem, nasz statek został uszkodzony podczas wczorajszego sztormu, nie możemy płynąć dalej, a jak najszybciej musimy dotrzeć do zamku Artois. Pozwól wiec nam przejść i udziel eskorty.
- Szalony elfie nie, powiedziałem, zabierajcie się z mojej ziemi, nie jesteście najeźdźcami tak? To dlaczego posiadasz takie duże wojsko ze sobą, skoro ponoć podążasz w sprawach dyplomatycznych do Artois, hę? – Morinet podejrzliwie spojrzał na wysokiego czarodzieja, który zadarł głowę do góry a czoło zmarszczyło się w gniewnym spojrzeniu.
- Zajdź z drogi człowieku, bo poczujesz gniew Asuryana, nie ty tu rządzisz ale Duke Taubert, znam go i pamiętam jak otrzymywał te ziemie, Ty mogłeś wtedy jedynie robić pod siebie, zrób to także teraz i przepuść mnie.
Purpura wstąpiła na twarz Lorda Morineta, pięści zacisnęły się jeszcze bardziej, głowa zaczęła trząść się w spazmach wzbierającego gniewu.
-Wynoś się stąd, albo rozpłatam Cię na dwoje!- wybuchnął Morinet – Masz pięć klepsydr na opuszczenia mej ziemi, później i tak wrócicie wszyscy do domu, żywi lub martwi!
Elf zmrużył powieki i zbliżył się.
- Jak sobie życzysz , człowieku – elficki czarodziej odwrócił się na pięcie i wyszedł z namiotu w towarzystwie dwóch innych elfów którzy u pasa zawieszone mieli wielkie majestatycznie zdobione miecze .

- Czekajcie tyle czasu ile powiedziałem- mówił w gniewie Lord – jeśli nie odpłyną, zginą wszyscy!
- Wyślijcie po Jean-Luca, chce by obserwował te elfy, niech wszyscy będą gotowi, ruszać się!
Dowódcy wybiegli z namiotu w pośpiechu.
- Panno Yvonne, czy wspomożesz nas pani w bitwie jeśli będzie to konieczne? – skłaniając się lekko zwrócił się do postaci siedzącej w cieniu dużego namiotu.
Postać wstała ze zdobnego siedziska i podeszła parę kroków.
- Zawsze wesprę Bretońskie ziemie – rzekła - lecz błędem Twym panie jest tak jawnie szukać zwady z Elfami Wysokiego Rodu.
Minęła Lorda Cloud i wyszła z namiotu.



- Dlaczego tak mało wojska – krzyknął Morinet do dowódców – i gdzie Jean-Luc?!
- Panie w takim czasie tylko tylu udało się zebrać, Jean –Luc właśnie się zbliża – wskazał palcem nad głową Morineta.
Ten podniósł wzrok w niebo, gdzie właśnie nad jego głową przelatywał Jean-Luc z dwoma towarzyszami. Pegazy zrobiły wielkie koło nad wojskiem lądując po lewej stronie rycerzy Lorda.
- Na prawo wysłaliśmy łuczników, miedzy nimi są włócznicy.
- A gdzież pani Yvonne? - spytał gniewnie lord
Rycerz spuścił wzrok
- Stanęła z włócznikami, rzekła że nie będzie wspierać Twej zuchwałości Panie lecz lud Bretonii.
Znów głowa Morineta zaczęła drgać w złości
- Nie musi, wesprze nas Pani Jeziora, bo w słusznej sprawie stawać będziemy!! Proście o błogosławieństwo i łaskę Pani, będzie ona potrzebna nam dziś!!!
- Dajcie mi chorągiew, dziś ja będę ją dzierżył i niech tylko ktoś stanie na mej drodze – mówiąc to chwycił sztandar i wyciągnął z pochwy pięknie zdobiony miecz z którego biła dziwna moc.



- Jean-Luc!!!- krzyknął spod hełmu Morinet w stronę trzech jeźdźców pegazów- zajmij się balistą na wzgórzu, nie mam zamiaru mieć drzazg w dupie!!!
Jean-Luc zwrócił głowę w stronę lorda i machnął głową na potwierdzenie po czym założył zdobny hełm na głowę i pegazy wzbiły się w powietrze rozpędzając się krótko.


Elfy nie zamierzały ustąpić, posłały pierwszą salwę w bretońskich łuczników stojących po lewicy włóczników. Padło trzech, towarzysze widząc to zebrali się do ucieczki, porzucając pozycje. Balista wypuściła pierwszy pociski przebijając paru włóczników. Panna Yvonne stała w szeregu nie wzruszona.

- Ruszajcie pokażmy elfom gdzie ich miejsce - Lord Morinet z rycerstwem spięli konie i ruszyli mijając skalne obeliski przed nimi.
Panna Yvonne poprowadziła włóczników, byli lekko wystraszeni uciekającymi łucznikami na swej lewej flance lecz ruszyli do przodu. Piękna pani wypowiedział kilka słów, z gracją poruszyła rekami i nagle… buuuum, dziki trzask rozniósł się w powietrzu, panna Yvonne zachwiała się lekko chwytając rękoma za głowę.
- Pani co Ci?! – spytał wystraszony dowódca włóczników.
- Nic mi nie jest, popełniłam błąd – doszła do niej myśl że po drugiej stronie stoi potężny czarodziej.


Po drugiej stronie pola dziwna fala energii uderzyła w Elfiego czarodzieja.
Popełniła błąd – pomyślał - młoda i głupia.
Skupił się i natychmiast uderzył czarem w jej oddział.
- Paniii, strasznie ciepło się robi, za bardzooo!! - krzyknęli niektórzy włócznicy, oddział otoczyły płomienie, czterech zapłonęło żywym ogniem, krzyczeli okropnie, porzucali broń i biegli w różne strony, po paru metrach upadali, krzycząc, smród był nie do zniesieni, palona skóra i gotująca się żywcem krew. Czarodziejkę ominęła uderzająca fala ognia, bądź łaska pani ją ochroniła.
- Wybaczcie mi!!! – krzyknęła z łzami w oczach, widziała palących się żywcem ludzi których prowadziła, nie mogła na to patrzeć, ale nie mogła się poddać.

Drudzy łucznicy po prawicy włóczników oddali salwę, padł zaledwie jeden elf.

Morinet wyjechawszy zza skał ujrzał teraz w całej krasie elfie oddziały. Najbardziej na lewo widział rydwan zaprzęgnięty w straszliwe lwy, następnie szli wojownicy z wielkimi toporami, jeśli dobrze widział mieli płaszcze ze skór lwów, był to straszny widok. Na wzgórzu ustawiła się duża pięknie zdobiona balista, nawet z tej odległości było widać zdobienia i piękne kształty machiny. Przed wzgórzem lekko po prawej widział oddział łuczników z długimi łukami, słyszało o kunszcie łuczniczym elfów. Nie był pewien ale za łucznikami widział postacie z wielkimi mieczami i był prawie pewien że widzi wśród nich czarodzieja z którym rozmawiał dzisiejszego poranka.

Oddziały elfów poruszały się powoli, lecz dokładnie korygując swe pozycje, łucznicy szyli z obu stron nie trafiając zbyt dobrze.
Morinet widział jak jeden oddział łuczników mija go z prawej gubiąc buty i gacie.
-Gdzieee kurwie syny , zawracać , albo sam wam skopie obsrane dupska – ryknął Morinet.
O dziwo, poskutkowało, chłopi zatrzymali się niechętnie i zaczęli opieszale wracać na swe pozycje.

Oddział z toporami parł do przodu, Lord zauważył że nie pasowała tam jedna postać, jeździec podążający tuż obok nich z potężnym łukiem w dłoni.
Morinet z rycerzami parli do przodu, ziemia lekko drgała pod kopytami bojowych rumaków, sztandary powiewały na lekkim wietrze.
Balista wypuściła ogromny pocisk, Morinet wiedział gdzie uderzy, trzech jego kamratów ściągnęło z koni, potworny uderzenie nie dało im szansy, usłyszał tylko przeraźliwy krzyk.
- Jean-Luc szybciejjjj!!! – Morinet krzyknął ile sił w płucach, wiedział że jeźdźcy na pegazach są po drugiej stronie skał po jego lewej.
To był początek pogromu, zerknął na zbliżający się oddział w lwich płaszczach, postać jadąca obok napięła wielki łuk, posłała pierwszą, później drugą i trzecią, grubą, acz delikatną i lekką strzałę, dziwna magiczna smuga przecięła tylko powietrze.
- Tarcze w górę - krzyknął lord – nic to jednak nie dało, dwie z trzech strzał precyzyjnie trafiły kolejnych dwóch rycerzy, spadli z koni nawet, nie jęknęli, strzały wystawały im z gardeł.
- Panie - rzucił kapitan zza pleców Morineta - nie damy rady, musimy odjechać poza ich zasięg!
- Niech to szlag!!! Zawracamyyy!!! – zamachał nad głową swym magicznym ostrzem, pokazując odwrót.

Jean-Luc dotarł do linii wroga, minął pod sobą oddział lwich wojowników i zniżył lot dokładnie w środku całego wojska elfów. Jean-Luc słynął z niezwykłej odwagi, zawsze atakował kluczowe pozycje wroga, lecz nie jeden doświadczony rycerz królestwa mówił że nie słynie on z odwagi lecz z głupoty.

Włócznicy parli dalej do przodu, nie widzieli jak po lewej ich lord pierzchał z pola walki. Całe szczęście, bo mogli by zachować się podobnie. Płomienie nadal otaczały ich, parząc boleśnie, padło kolejnych ośmiu z okropnym cierpieniem wymalowanej na prawie spalonej twarzy. Tym razem ochrona pani nie wystarczył, płomienie były coraz większe i gorętsze, krzyknęła w bólu chwytając się za lewą rekę.
- Pani uciekaj, damy rade sami – krzyczał kapitan włóczników
- Nie opuszczę was, zaraz pozbędę się tych płomieni!!!
Chciała rozproszyć czar, lecz nagle poczuła silne szarpnięci, wypadła z kręgu ognia wyrzucona przez dwóch włóczników. To był rozkaz kapitana, oni parli dalej do przodu otoczeni płomieniami. Czarodziejka upadła, zanim stanęła na nogi włócznicy byli kilkanaście metrów dalej, nie mogła ryzykować biegu przez otwarte pole, szybko dobiegła do łuczników będących blisko na prawej flance włóczników. Szybko dopadła do łuczników w luźnej formacji, dwóch wybiegło by jej pomóc. Odepchnęła dłonie, zawirowała swymi dłońmi w powietrzu i wypowiedziała dziwne słowa, fala magii zapulsowała od niej kierując się w stonę biegnących włóczników.
Poczuli dziwną energię która ich dopadła, gorąco płomienie nawet płomienie wokół były do zniesienia.
- To czary jakoweś - krzyknął kapitan – to od Pani, ruszajta chłopy, na Ylfów!!!
Ruszyli biegiem błyskawicznie znajdując się naprzeciw wojowników z toporzyskami. Niestety sama wola walki nie wystarczyła, Elfy to doskonali wojownicy, chłopi nie nastawili dobrze włóczni gdy pierwsze poszły w ruch dwuręczne topory, pierwszy szereg padł od razu w krzykach i jękach rozpaczy, krew bryzgnęła na tych z tyłu. W pierwszym szeregu ocalał tylko dowódca, który zamknął oczy przed samym zderzeniem. Włócznię wyrwało mu z ręki, zobaczył przed sobą elfa przebitego na wylot, który osunął się kolana wypuszczając z ręki topór. Widząc taki obrót sprawy chłopi nie czekali długo, poszli w rozsypkę. Elfy ruszyły wycinając w pień wszystkich. Zwarli szyk ponownie tuż przed rycerzami na których prawie wpadli po pościgu za chłopami. Wojownika na koniu nie było już z nimi, odskoczył w bok, pozostając lekko z tyłu.

- Zawracamy – wydarł się Morinet – dajmy łupnia tym elfom.
Szybko zawrócili, konie zaryły głęboko w trawę wyrywając ja z kawałkami ziemi. Gdy zawrócili, widzieli kilkanaście metrów przed nimi jak ostatni chłopi z oddziału włóczników zostali wycinani. Elfy biegły szybko z niezwykłą lekkością i gracją.
Wpadli w rycerzy z impetem. Dowódca, jak sądził Morinet, skierował swe kroki na niego, gdy podnosił topór do góry zza płaszcza wysunął się piękny amulet który oślepił go na chwilę swym blaskiem i mocą. Elf uderzył dwa razy, Morinet podniósł lekko tarczę, uderzenie strzaskało mu tarczę wcinając się głęboko w biodro. Nie wierzył, przecież się zasłonił. Drugi cios był ostateczny, uderzenie roztrzaskało hełm, z hełmu trysnęło, a dumny i zuchwały Lord Morinet zsunął się z konia. Elfy zabiły jeszcze jednego rycerza, pozostali dwaj nie czekając ani chwili, puścili się dzikim pędem w lasy za ich plecami znikając z pola bitwy.
Elfy były blisko dwóch oddziałów łuczników stojących po ich lewej stronie. Ci strzelali zabijając dwa elfy, większość strzał grzęzła jednak w grubych płaszczach w lwiej skóry nie czyniąc właścicielom żadnej krzywdy.

Jean-Luc daleko na liniach wroga pikował właśnie w balistę. Obsługanci nie wytrzymali, puścili się w ucieczkę w dół pagórka. Niestety nie mieli szans, pegazy przelatując, silnie uderzyły kopytami niszcząc machinę, rycerze dokończyli dzieła przebijając uciekających. Zawrócili przysiadając na wzgórzu, Jean-Luc był na tyłach wroga, przed sobą widział prących do przodu wojowników z długimi mieczami, parę kroków przed nimi byli łucznicy. Wszyscy pędzili na dwa oddziały łuczników będących w pułapce, na domiar złego miedzy tym wszystkim pędził rydwan zaprzęgnięty w lwy. Jean-Luc wiedział że nie łucznicy nie maja szans.
Nagle dojrzał wśród łuczników niewiastę.
Czyżby – pomyślał –czy to Panna Yvonne, nie może być.
- Nieee!! – huknęło spod hełmu prawie na całe pole bitwy.
Poderwał swego pegaza, który błyskawicznie rozłożył skrzydła, zlatując z pagórka kierując się w stronę wojowników z mieczami wśród których był czarodziej, towarzysze Jean-Luca zreflektowali się szybko podrywając również i swoje wierzchowce.


Dwa oddziały łuczników były w pułapce, przed sobą widzieli elfich łuczników, za nimi wspaniali wojownicy, po lewej przerażający wojownicy w skórach lwów po kolana spryskani krwią, a pomiędzy nimi wszystkimi szybko zbliżający się straszliwy rydwan, z lwami na przedzie. Czarodziejka widząc to znów zaczęła gestykulacje wykrzykując dziwne słowa, jej głos dziwnie spochmurniał, był groźny i obniżał się, cała jej postać zaczęła rosnąć, nagle głos przeszedł w ryk, całe ciało porosło bujnym brunatnym futrem. Przed łucznikami na dwóch łapach stał ogromny niedźwiedź ryczący w stronę wrogów. Łucznicy nie wiedzieli co czynić jak się zachować, wiedzieli tylko że niedźwiedź ryczy na wroga , a nie na nich, to wystarczył by nie uciekać.
- Strzelać bez rozkazu !!! – krzyczał dowódca chłopów, wypuszczając strzałę w stronę elfich łuczników, reszta jego oddziału również wypuściła strzały. Tym razem strzelili celnie, większość elfów padła. Pozostała dwójka, która nie miała szans porzuciła łuki i puścili się biegiem, przebiegli miedzy wojownikami z mieczami.

W tym momencie na plecy mieczników, spadły pegazy. Wojownicy błyskawicznie się odwrócili, tnąc szybko. Miecze zostawiały za sobą świetliste smugi. Byli niezwykle szybcy, cięli szybko i pewnie. Jean-Luc nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, nie spodziewał się takiej reakcji, teraz zrozumiał jak wielkimi wojownikami są Wysokie elfy, niestety, za późno. W sumie nic nie poczuł, upadł na ziemię, pod nogi czarodzieja, hełm spadł mu z głowy, widział tylko niebo. Po chwili zrobiło się jednak całkiem ciemno.
Impet na szczęście zrobił swoje, pierwsi elfowie nadziani na kopie zostali aż poderwani z ziemi, pegazy użyły kopyt jak trzeba, zęby poszły w ruch także, ciało pegaza Jean-Luca, zgniotło kolejnych dwóch. Poważnie ranni i przetrzebieni mistrzowie miecza musieli uciekać. Któż jednak ucieknie lotnym pegazom, dwóch wojowników uciekało osłaniając maga, nic to nie pomogło, dwa pegazy zniżyły się ku ziemi już galopując, a nie lecąc. Czarodziej i dwaj wojownicy zostali brutalnie stratowani.
Pogoń wyrzuciła jeźdźców pegazów przed linie chłopskich łuczników, stanęli teraz między nimi a lwim rydwanem.
Na chwilę wszystko ucichło, nawet wiatr przestał wiać, rydwan zbliżał się szybko, wojownicy z toporami również.
„Jean-Luc, bracie, zginąłeś dzielnie. Wiem że miłowałeś Pannę Yvonne. Czas byś teraz bronił samą Panią Jeziora, bo wiem gdzie się już udałeś. Wiedz że Twa śmierć nie poszła na marne, nie pozwolę na to” – pomyślał jeden z rycerzy wznoszący chorągiew.
- Dla Ciebie bracie !!! – zakrzyknął Jean-Pierre, młodszy brat Jean-Luca.
Wzniósł chorągiew i pochylił kopię do przodu celując w lwy, poderwał pegaza.

Dwóch rycerzy na pegazach spadło na rydwan, wojownicy na nim wymachiwali dwuręcznymi toporami, rycerze sprawnie się bronili jeżdżąc w koło i atakując to wojowników to lwy. Dzikie bestie ryczały i darły pazurami ziemię, Jean-Pierre atakował wojowników na rydwanie a jego towarzysz zmagał się z lwami. Nagle jedna z bestii zahaczyła o kopyta pegaza wczepiając się pazurami i rwąc skórę, pegaz zarżał zwalając się na ziemię, drugi lew rzucił się na jeźdźca, sięgnął po sztylet, bronił się przez chwilę raniąc lwy, lecz nie mógł dać im rady, żaden człowiek by nie da, chyba że sam Gilles.
Jean-Pierre został sam, gniew w nim wzbierał, lecz prawe ramię traciło siły, lewe ramię również rwało potężnie od wznoszenia proporca.

Łucznicy widzieli heroiczną walkę rycerzy, widzieli jak jeden z nich pada i zostaje rozerwany, drugi dzielni się bronił i atakował kiedy miał okazję.
Wojownicy w lwich skórach z toporami lekko przetrzebieni przez łuczników cofnęli się w las w którym to zniknęli chwilę wcześniej rycerze królestwa. Uznali za niezbyt mądre parcie do przodu przez otwarte pole na ponad dwa tuziny łuczników.

Jean-Pierre walczył dzielnie wymiana ciosów była niezwykła, położył jednego elfa rozrąbując mu głowę, jego wierzchowiec poturbował drugiego elfa gryząc go silnie w rękę, elf wypuścił topór, uderzając drugą ręką w łeb pegaza, zwierzę odskoczyło, o mało się nie potykając, to dało czas elfowi na ściągnięcie wodzy. Nadarzyła się chwila którą musiał wykorzystać, był bez broni, ranny i praktycznie sam na polu walki. Musiał uciekać.
Jean-Pierre nie zwlekał ruszył za rydwanem w locie pegaz uderzył silnie kopytem, elf przeleciał przez rydwan, i wpadł pod koła wozu. Przeraźliwy krzyk i gruchot łamanych kości rozniósł się w powietrzu. Jean-Pierre ciął dwa razy zabijając bestie. Zawrócił i wylądował niezwykle zmęczony,, ramiona pulsowały bólem, po hełmie spływała krew, kapiąc na zdobne siodło i szyję pegaza. Nie wiedział czyja była to krew, jego czy wrogów.

Po bitwie zebrano i opatrzono rannych, martwych pochowano, nawet elfy miały godny pochówek z rozkazu Panny Yvonne i Jaen-Pierra, który otrzymał przydomek pogromcy lwów.
Wielu płakało… lecz nikt za Lordem Morinetem.

Awatar użytkownika
Pingwin
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 149
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Pingwin »

Bardzo fajny raport, a jaki wynik? :)

Wolfgar
Chuck Norris
Posty: 399

Post autor: Wolfgar »

Mała Wygrana :D w sumie przyfarciło mi rzuty trochę po trzeciej turze. Po pierwszych 3 miałem ochotę przerwać rozgrywkę jak straciłem 9 realmów i 24 włóczników :D Jak widać nie warto się poddawać.

Waldi
Masakrator
Posty: 2026

Post autor: Waldi »

Raport świetnie napisany.

Gratuluję stylu i wyniku :)

Awatar użytkownika
Master of reality
Oszukista
Posty: 833
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Master of reality »

Jestem pod wrażeniem, bardzo dobry raport. Zabrakło tylko na końcu jakiegoś komentarza wygranych o smutku i tym że zło się szerzy a my tu się naparzamy bezsensownie :wink:

Awatar użytkownika
Zeppelin
Falubaz
Posty: 1391
Lokalizacja: Górny Śląsk - Katowice

Post autor: Zeppelin »

Świetny raport i dobrze ,że polała się krew elfów wysokiego rodu
I believe in Honour.!

Awatar użytkownika
Ghaz
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 131

Post autor: Ghaz »

Coprawda fotki/rysunki sa fajnym dodatkiem, ale przy tak dobrze-klimatycznie, napisanym raporcie chyba by mi tylko przeszkadzaly. Pieknie mozna puscic wodze wyobrazni i widziec cala walke :)
Gratulacje wygranej, tym bardziej ze nad ylfami :D
BLOOD FOR THE BLOOD GOD! SKULLS FOR THE SKULL THRONE!

Awatar użytkownika
Mortipher
"Nie po to jadę"
Posty: 350
Lokalizacja: Będzin / Kędzierzyn-Koźle

Post autor: Mortipher »

Bardzo fajny raport – prawie tak fajny jak sama bitwa, a musze przyznać, że to jedna z lepszych bitew jakie ostatnio udało nam się rozegrać. Uchylę rąbka tajemnicy i opowiem co działo się na dworze Króla Feniksa po tym jak dotarły do niego te okropne wieści.

„(…) poległych pozwolono pochować zgodnie z naszym obyczajem i nie przeszkadzano podczas ceremonii. Po zakończeniu uroczystości reszta ocalałych została w dużym pośpiechu zaokrętowana i odesłana na wyspę. O dalszych ich losach nic mi nie wiadomo.
Na chwalę Twoją i Ulthuanu – Kroczący wśród cienia. Herendil”

Elrohir zawiesił głos i wbił oczy w posadzkę refektarza. Nie chciał spoglądać w oczy króla. Wiedział, że znajdzie tam smutek i żal za utraconymi dziećmi Ulthuanu. Wiedział, że będą świecić się w swych dwóch niemych pytaniach: Jak długo jeszcze? Jak wielu nas jeszcze zostało? Wiedział, że znajdzie tam coś jeszcze, coś, czego znaleźć nie chciał. Dlatego wbił wzrok w posadzkę i znieruchomiał. Reszta z współbiesiadników, wyłączając doświadczonego wojownika Tittona, poszła za jego przykładem starannie unikając wzroku Króla Feniksa. Titton natomiast wyprostował się i spojrzał na Króla pytająco. Przeczuwał iż jaśniepanujący nie pozostawi tego bez odpowiedzi i nie pomylił się.
I stało się tak że oczy Króla i szlachcica spotkały się na jedną krótką chwilę. Chwilę, nie dłuższą niż kilka uderzeń serca. I stało się tak, że Titton dostrzegł w oczach Króla smutek i żal, a także dostrzegł coś jeszcze. Coś co mroziło krew w żyłach, coś co do złudzenia przypominało żar płomieni i chłód klingi. Dostrzegł ogień i żelazo, krzyk i krew. I zrozumiał iż taka jest wola Króla Feniksa.
Bez słowa wyprężył się po czym skłonił dwornie i opuścił refektarz.
Elrohir opuścił sale i zamknął za sobą drzwi. Szybkim krokiem podszedł do okna i wyjrzał na dziedziniec. Chciał jeszcze raz zobaczyć syna.
Nim słońce schowało się za górami pierwsze statki odbiły od brzegu.

Awatar użytkownika
Solider
Falubaz
Posty: 1433
Lokalizacja: Świdnica/Warszawa

Post autor: Solider »

Fajny raport, czekam na kolejne. Tylko dodaj jakieś fotki następnym razem :wink:
"Three things make the Empire great: faith, steel and gunpowder".

- Magnus the Pious
Dymitr do Lohosta pisze:Wrocław nie jest częścią Śląska, który jest powszechnie rozumiany jako Górny Śląsk, geograficzny matole
No, nie inaczej !!!

Awatar użytkownika
Eltharion
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3684
Lokalizacja: Tychy

Post autor: Eltharion »

Masz u mnie Wolfgar wielki + za świetne odegranie charakteru elfów(wyniosłe i dumne)

A i bitwa niczego sobie :mrgreen:
EDIT:Gratuluje przegranej* elfom ... For Ulthuan!!!
Ostatnio zmieniony 29 paź 2009, o 19:42 przez Eltharion, łącznie zmieniany 1 raz.
Mówi się trudno i idzie się dalej ...

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

Ale przecież to Bretończycy wygrali....
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

Awatar użytkownika
Dibo
Masakrator
Posty: 2825
Lokalizacja: Legion Kraków

Post autor: Dibo »

Dokłądnie TAK !! Precz z elfim pospulstwem !! A raport niesamowicie fajnie napisany ... dobrze wiedzieć że jest więcej takich co sobie wkręcają "chore jazdy" podczas gry .
Czcij Koze !!

Twoja Stara gra w Age of Sigmar !

Awatar użytkownika
Eltharion
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3684
Lokalizacja: Tychy

Post autor: Eltharion »

Gniewko pisze:Ale przecież to Bretończycy wygrali....
Zauwazyłem :oops: i poprawiłem :(

Kurcze... zmeczony byłem jak to czytałem
Zrozumiałem ze elfy zwycieżyly :mrgreen:
Mówi się trudno i idzie się dalej ...

Awatar użytkownika
Master of reality
Oszukista
Posty: 833
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Master of reality »

Bo raport sprawia wrażenie że HE wygrały. Dopiero w ostatnim akapicie sytuacja się odwraca

Wolfgar
Chuck Norris
Posty: 399

Post autor: Wolfgar »

Także jak napisał Mortipher, historia będzie kontynuowana, z jakim skutkiem, się okaże:D
Jeśli ktoś będzie ciekaw dalszej części to bedzie nam miło :D

ODPOWIEDZ