Niech te szelmy zasmakują naszej stali!

Niekulawy język oraz zdjęcia mile widziane!

Moderator: RedScorpion

ODPOWIEDZ
Kraggo
Chuck Norris
Posty: 586

Niech te szelmy zasmakują naszej stali!

Post autor: Kraggo »

Uwaga, w tekście znajdują się niecenzuralne zwroty! Jeśli może Cię to zdemoralizować lub też przeszkadza Ci to w czytaniu, zaprzestań czytania w tym momencie. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Ze wspomnień Kragga, krasnoludzkiego poszukiwacza przygód...

Z miłości do władcy, z honoru, dla rasy,
Z szacunku dla dziejów, dla górskiej trasy.
Dla Krasnoluda przyszły czasy ciężkie
Duma nie przemija, pamięć nie pęknie.


Felix Traitenkopf – wiersz z cyklu „Władcy dawnych czasów”


Czcigodny Grundi, nie śpisz? Słońce wkrótce wstanie na wschodzie, a Ty
panie nie zdrzemnąłeś się ani na chwilę
- rzekł jeden z szeregowych Wojowników Klanowych do swego generała. Widząc, iż Brązowobrody milczy jak grób, dorzucił jeszcze trzy grosze:
-My tu wartujemy, nic złego się nie stanie – dodał, po czym wymownym gestem wskazał za siebie na grupkę paru krasnoludów, grzejących się przy dogaszającym ognisku.

W rzeczy samej generał wyglądał na bardzo zmęczonego. Jego długa broda jak gdyby straciła blask, z oczu biła wyłącznie pogarda, a pokreślona zmarszczkami twarz była lekko przyczerwieniona – zapewne od hulającego wiatru, którego jak żyw Khazad nie widział nawet w Górach Krańca Świata na najwspanialszych graniach, jakie bogowie mogli wyrzeźbić w litej skale wieki temu. Grundi nie mógł usnąć, gdyż tamtej feralnej nocy śniło mu się, iż pchnięty przez zamaskowanego człowieka leci w otchłań i roztrzaskuje się o ziemię. Topór przy pasie, tarcza na plecach i ciężki krasnoludzki pancerz dotrzymywały mu towarzystwa niemal na każdym kroku. Najbliżsi kompani uznali, że lider wyprawy w najlepszym razie przejawia pierwsze objawy demencji lub jest po prostu wycieńczony.

Generał, wpatrując się tępo w firmament nieba, dostrzegł spadającą gwiazdę z dwoma ogonami. Rozbłysła ona na parę sekund, po czym wyparowała z horyzontu. Grundi wzdrygnął się i przeszły go dreszcze.

-To zły znak – odrzekł, po czym splunął na ziemię. Poprawił swoje solidne, choć nadszarpnięte już zębem czasu rękawice i sięgnął dłonią do pasa po pistolet.

-Panie, nie chciałbym być źle odebrany, ale ktoś jakieś gusła odprawia, nie ma się co przejmować. Tu naprawdę wszystk... - jego głos ugrzązł w gardle na widok Grundiego, który wpadł w szał i zaczął wydzierać się na podkomendnego.

-Do broni, budzić obóz! Zdaje się, że ludziom nie wystarczyło to, iż obrazili mnie i naszego króla. Chcą jeszcze upuścić nieco naszej krwi, na co mojego przyzwolenia nie będzie.

Grundi uniósł pistolet w górę i wystrzelił, wartownicy poczęli budzić zaspane krasnoludy. W istocie miał sporo racji, oddziały Lufthusa von Trigenta właśnie czyniły ostatnie przygotowania do bitwy parę mil dalej i rozstawiały się bez pośpiechu.

A zaczęło się tak niewinnie – Grundi został zaproszony do Averlandu w ramach „bratniej, sąsiedzkiej pomocy” - cyklicznych spotkań armii imperialnej i krasnoludzkiej na szkoleniach, których celem miała być integracja formacji
militarnych. Ostatnimi czasy coraz śmielej poczynali sobie tutejsi Zielonoskórzy, a tylko zjednoczone siły mogły rzucić im wyzwanie i zatrzymać szaleńczą ekspansję. Ludzie jak gdyby „przy okazji” chcieli zawrzeć umowę na dostawy rud z Gór Krańca Świata. Krasnoludy, które nie są znane z przesadnej hojności, poczęły zatem wywodzić, iż umowa jest ewidentnie jednostronna i narazi to na straty nie tylko kopalnię, ale i samego władcę. Któryś z obradujących dostojników rzucił więc niedbale do brodatych delegatów: -Niech się więc wasz Król pocałuje w dupę. Mądry taki, jak i wy!

Tego było za wiele. Grundi jako pierwszy dobył swego topora i z krzykiem na ustach skoczył na bezczelnego rycerza w obronie nieskalanego imienia swego oraz władcy. W ostatniej sekundzie, kiedy już zamachiwał się orężem, został złapany przez dwóch ochroniarzy von Trigenta, po czym powalono go na zimne kafelki i wyrzucono precz poza posiadłość. Można się domyśleć, iż tym razem nie było mowy o wspólnych manewrach wojskowych. Nikt jednak nie przypuszczał, że sprawy zajdą aż tak daleko, a hrabia będzie chciał napaść zbrojnie na swych sojuszników, uderzając na tyły w czasie ich postoju.

-Jak te pokurcze dostaną cięgi, to się oduczą swego wrodzonego prymitywizmu i skłonności do bicia piany o byle co. No powiedzcież moi panowie, czyż mogło go to urazić? - spytał szlachcic, szczerząc swe krzywe zęby do zebranych w sali konferencyjnej.

Grundi Brązowobrody ruszył pewnym krokiem w stronę prowizorycznego placu, po czym stanął za czymś, co w języku ludzi można by nazwać mównicą, przejrzał swoje zapiski i zaczął mowę, uciszając szeptające krasnoludy jednym gestem ręki:

-Czasu nie ma wiele bracia, dyscyplina przede wszystkim. Wojska averlandzkie są już praktycznie gotowe do jatki, a większość z was dopiero co chlusnęła się w twarz zimną wodą z rana. Grimur – poprowadź chłopaków z klanu przesmykiem pomiędzy lasem i bagnami. Tylko ostrożnie, nikt chyba nie chciałby wpaść w zbroi do tej galarety. W razie potrzeby przeformujcie szyki w kolumnę. Hirnol, zabierz Łamaczy Żelaza na lewą flankę, bądźcie w pogotowiu. Ten teren nie jest przebadany, więc dla świętego spokoju sprawdźcie, co się tam wyprawia.. Strzelcy – przeładować broń i migiem na prawe skrzydło. Strzelać do wrogiej kawalerii aż skończy się proch i amunicja. Macie osłabić konnych i jeśli się uda zatrzymać ich szarżę. Niech wam Grungni błogosławi!

Nerwową przemowę przerwała grupa lekkoduchów. Zajmowali oni największy i najbardziej pstrokaty namiot z całego obozu. Zdawało się, iż pozostali oni głusi na apel generała i jakby nigdy nic jeden zaczął prać koszulę w starej, zbutwiałej beczce, drugi zaś nerwowo rozglądał się za napitkiem. Dopiero po chwili zorientowali się, że wszyscy wojskowi jak jeden mąż kierują spojrzenia w ich stronę.

-Holla, mości braciszkowie! Wiecie no, zabawiliśmy się zeszłej nocy i ciężko było wstać. Suszy nas, ma ktoś choć kropelkę miodu na uśmierzenie tego uciążliwego syndromu?

Najmłodsze krasnoludy wręcz zdębiały, mało kto miał odwagę odnosić się do Grundiego takim tonem. Ten jednak mimowolnie parsknął śmiechem, zawtórowali mu co odważniejsi starsi oddziałowi. Kontynuował on dalej:

-Snorri, dowódco Gwardii Królewskiej, poprowadzisz swoich braci do głównego natarcia. Jak mniemam Holgrid Stary But idzie dziś połamać parę averlandzkich nosów? Większość tutaj zebranych pamięta, jak niedawno przetrzebiliście dupska tych zielonoskórych gniotów pod Karak Azul, a dziś liczy się każdy topór - Grundi spojrzał wymownie w stronę Holgrida, jednak ten zagadkowo mu się przyglądał, po czym z rozbrajającą szczerością odrzekł:

-A co będziemy z tego mieć? - tu puścił oko w stronę sztandarowego Długobrodych, Gorina. -Popatrz no, moi bracia są strasznie wymęczeni i spragnieni dobrego trunku, cóż zatem mamy począć?

-Zwiadowcy przed paroma chwilami donieśli mi, że ludzie ze sobą mają niezliczone zapasy wódki i wszelkich zakąsek. Czym chata bogata, ale trzeba ją najpierw zdobyć. Chyba nie muszę was specjalnie namawiać? To jak będzie?


-Heej, chłopaki! - krzyknął But do wnętrza namiotu - po drugiej stronie polany stoi wielki dzban z miodem, którego pilnuje grupa posranych w gacie człeczyn. Grundi dał słowo, że będziemy go mogli zabrać jeśli wygramy! Bierzta młoty, topory i co tam jeszcze macie pod ręką i chodźcie, bo nie będę przecież pił wody z rzeki!

Długobrodzi stanęli obok Gwardii Królewskiej i szybko sposobili się do bitwy. W pierwszym szeregu stanęła sztandarowa armii – Elmira, zwana przez niektórych Krępą. Nikt nie miał jednak odwagi użyć tej obelgi w jej otoczeniu. Nikt poza jednym, nieokrzesanym młokosem, który w ramach pokuty ufarbował włosy na rudo i błąka się po Pustkowiach Chaosu szukając odkupienia swej winy.

Obrazek

To nie było spotkanie amatorów. Grundi Brązowobrody nie prowadził rankingu zwycięstw i porażek, cieszył się jednak niebywałym wręcz szacunkiem ze strony wojska. Był twardy jak granit i nie znosił magii. Czarodziejki uznawał za niechciane dzieci półbogów, a czarodziejów za efekty obcowania ludzi z mutantami. Lufthus von Trigent pożądał pieniędzy jak pieszczot swej kochanki – przegrane bardzo bolały jego kieszeń. Dla niego zawsze liczyła się wygrana, nie zważając na wszelkie straty. Życie swoich podkomendnych miał za nic. On też czegoś nie znosił – wielkich młotów bojowych. Raz, że kojarzyły mu się z Sigmarem, a dwa, że parę lat wstecz został niemalże rozprasowany takim oto sprzętem gdzieś pod Middenheim podczas obrony miasta przed Chaosem. Teraz Ci oto dwaj śmiałkowie mieli stanąć naprzeciw siebie w śmiertelnym boju.

Obrazek

Imperium rozpoczęło natarcie. Armia na polecenie von Lufthusa ruszyła z kopyta w przód. Jakiś plebejusz pospiesznie doniósł Trigentowi, iż ktoś kręci się w lesie i na pewno nie są to sarny, choć mają też rogi i futro. Och, gdyby te słowa usłyszała krasnoludzka brać! Dowódca nakazał penetrować las i wyrżnąć niechcianych gości co do nogi. Chłopi skwapliwie poczęli więc szukać Zwiadowców w samym centrum pola bitwy, a ci drudzy robili wszystko, by nie dać się złapać, a przy okazji odstrzelić parę głów.

Szeregi Imperium zostały ustawione tak, by armata mogła strzelić w stronę Długobrodych. Ci, machając rękoma w stronę załogantów krzyczeli i śmiali się:

-No strzelaj waćpan, tylko wyjmijcie najpierw tego wyciora z lufy, bo sobie jeno krzywdę zrobicie!

Faktycznie, z lufy wystawała wielka szczotka, której zapomniał wyjąć pomagier. Huk oznajmił poważną awarię, a inżynier aż posiniał ze złości. Cud sprawił, że machina nie pochłonęła ze sobą całej załogi i paru kmieci, którzy przechadzali się w pobliżu. Trigent miał rację – szkoda było pieniędzy na tych darmozjadów z Hochlandu.

Krasnoludy, nie licząc Gromowładnych, stały w bezruchu niczym figury ociosane z obsydianu, zdobiące starożytne, podziemne miasta. Wszyscy w milczeniu jak jeden mąż trzymali broń gotową do ataku. Płatki śniegu wirowały w powietrzu i osiadały na krasnoludzkich brodach. Przenikliwą ciszę co jakiś czas przerywały wyłącznie salwy z muszkietów. Był to jedyny sygnał, iż w tymże miejscu dojdzie zaraz do rozlewu krwi.

Grundi, wpatrując się w imperialne szeregi spostrzegł coś, czym chciał podzielić się ze swymi kompanami:

-Patrzcie bracia, jak wiele Imperium ma wspólnego ze Skavenami. Jedni i drudzy pędzą przed głównymi oddziałam straceńców, nie szanując życia swoich podkomendnych. Pierwsi nazywają ich wprost niewolnikami, drudzy zaś pokrętnie ochotnikami. Nie sądziłem, że doczekam takich dni.

Wróg był już o parędziesiąt kroków, jednak zmieniał on co rusz kierunek jazdy. Pomimo wysiłków Strzelców, wciąż nie padł ani jeden konny. Było już tak gęsto od dymu, jak gdyby zionął tu jakiś smok, a tu nic – zero padliny! Grundi bez pośpiechu przesunął wojska lekko naprzód, spodziewał się natarcia konnicy już za parę chwil. Strzelcy czy Gwardia?, Gwardia czy Strzelcy? – to pytanie zaprzątało mu głowę.

Z zadumy wyrwała go salwa z garłaczy. Zwiadowcy wybiegli z lasu i wystrzelili mieszaniną szkła i kamieni w stronę konnych.

-Zero strat, zero strat! To niemożliwe! - rozłożył bezradnie ręce muzyk oddziału.

Lufthus poganiał rycerstwo, zostawiając za sobą nieproszonych gości. Zmęczone galopem konie powoli traciły tempo, jednak starczyło im sił, by wbić się w szereg... Strzelców. Ci ostatnią salwą powalili dopiero jednego konnego, a tutaj taki tabun się wdziera! Konni przejechali się po krasnoludach jak ogry po krzakach, każdy znalazł dla siebie Khazada i nabił go na lancę. Zrozpaczeni bracia w odwecie zrzucili jednego rycerza z konia i zaczęli go okładać ciężkimi lufami, aż stracił przytomność. Właśnie ten przypływ adrenaliny pozwolił im utrzymać wiarę w to, że nie wszystko jeszcze stracone.

Obrazek

Grundi widział kątem oka, jak von Trigent mija prawą stronę Gwardii Królewskiej. Zwrócił się więc w stronę wroga i złorzecząc pod nosem pomknął jak gończy pies zerwany z łańcucha. Strzelcy bronili się genialnie – ganiali między Rycerzami i odbijali spadające ciosy kolbami muszkietów. To właśnie dzięki ich ofierze Brązowobrody był w stanie sięgnąć wroga. Gwardia Królewska dobyła swych wielkich, dwuręcznych młotów i za swym przywódcą wpadła na flankę rycerstwa.

Lufthusa, na widok straszliwego oręża, sparaliżowały dawne wspomnienia i natychmiast schronił się za dwoma rycerzami, którzy mężnie zasłonili generała własnymi ciałami. Upadli oni na ziemię pomiędzy truchła krasnoludów. Gwardzistom było mało – ciężkie młoty uderzały i rozbijały kolejne pancerze, torując sobie drogę do Trigenta pomiędzy spanikowanymi konnymi. Jakże wielkie było zdumienie Grundiego, gdy pośród napastników rozpoznał zuchwałego rycerza, który nie potrafił utrzymać języka na wodze. Gdyby nie był on wierzchem, pewnikiem ugiąłby się pod ciężarem pełnego nienawiści spojrzenia Khazada i zwinął w kulkę na ziemi.

-Chodź no tu do mnie Ty bezczelna kurwo. Zobaczymy, czyś na ubitej ziemi też jest taki wyszczekany! - Khazad poczekał, aż rycerz zejdzie z konia, po czym dwoma susami doskoczył do niego i począł bić jak w amoku swoim runicznym toporem. Możny Imperium nie zdążył się nawet rozgrzać, gdy jego dusza stała u bram Morra.

Wtem miała spełnić się klątwa ze snu...

Czarodziejka nie wiadomo skąd znalazła się w centrum walki. Któryś z Gwardzistów ryknął do niej: – pokaż cycki biała damo! Dobre nastroje nie trwały jednak zbyt długo. Grundi mógłby przysiąc na dobre imię swego ojca, że przemieniła się ona w Snorriego, a Snorri w nią... Czy to był już skraj szaleństwa? Ile jeszcze może znieść? Przecież to było niewiarygodne!

A jednak – przebiegła czarodziejka z pomocą specjalnie spreparowanego zwierciadła rzuciła urok na lidera Gwardii, po czym zabiła go jednym ciosem.
Przybrała znów swój rzeczywisty wygląd i rzuciła kolejne wyzwanie:

-To jak kochany, zechcesz się zmierzyć z wątłą niewiastą? Nie powiesz mi chyba, że się mnie boisz?

Generał zdębiał. Nie wiedział gdzie jest i co się dzieje, stracił poczucie rzeczywistości. Gdzieś wokół niego padali przyjaciele i wrogowie, słychać było mocno wytłumiony szum i krzyki. Błysk szabel, mieczy, toporów znikał szybciej niż się pojawiał. Smugi światła, rozmydlony obraz... To było już bez znaczenia... Otępiałe zmysły miały dość, chciał już odpocząć... Był tylko on i ona. Gdy spętany magią posłusznie kroczył w stronę czarodziejki, któryś z kompanów popchnął go z całej siły w bok, czym wyrwał go z transu. Świst miecza przeciął powietrze, a Grundi zobaczył, jak sztandarowy oddziału pada z przebitą głową.

Grundi odruchowo cofnął się do tylnego szeregu, był krasnoludem odważnym i szalenie honorowym, ale nie był samobójcą. W mig spostrzegł, że paru Gwardzistów leży na wznak i nie ma już nadziei, a na niego czeka już tylko śmierć. Wyrwał się z letargu i błyskawicznie doskoczył do walki, jednak morale oddziału były w rozsypce, a jego kompani rejterowali właśnie przed nieprzyjacielem. Czas znowu zwolnił. Kroki Brązowobrodego znowu stały się bardzo leniwe, powietrze opływające jego ciało wdzierało się do uszu i zadawało ból porównywalny z wyrywaniem paznokci. Chciał biec, lecz nie mógł – coś jak gdyby trzymało go za nogi, jakieś kolorowe kształty i cienie zdominowały otoczenie. Poczuł jeszcze w plecach chłód stali, po czym bieg zdarzeń gwałtownie przyspieszył, a on upadł przebity na wylot przez Lufthusa. Deptały go końskie kopyta, jak gdyby na ironię losu podkute przez krasnoludzkich kowali.

Smutek złapał za serca krasnoludzkich wojowników na całym polu bitwy. Zwiadowcy opuścili głowy, by oddać ostatni hołd swemu dowódcy. Uświadomili sobie, iż ta bitwa nie ma sensu i podjęli decyzję o odwrocie. Zostali oni dogonieni przez wojowników zbrojnych w dwuręczne miecze i skończyli żywot na granicy lasu. Najbardziej rozżaleni byli Długobrodzi... przecież nie tak miało być! Chrzanić ten garnek miodu, chrzanić te świecidełka! Zginął przyjaciel, drogi druh, kompan i wspaniały przywódca. Kłócili się, spierali z nim, ale nigdy nie sprzeciwili się jego woli. Nastał czas zemsty, choć von Trigent dysponował na ten moment niemal dwukrotną przewagą.

Naprzeciw nich pojawił się oddział Gwardii. Imperialni weterani, lecz niegodni nazywania ich jakąkolwiek elitą. Nawet nazwę mieli podobną do straży przybocznej krasnoludzkiego króla, ale na tym kończyły się podobieństwa. Dzierżyli oni potężne miecze, a przód regimentu już przygotowywał się do zamachu. Los bitwy był już przesądzony. Po co było więc walczyć?

-Za Grundiego! Niech te szelmy zasmakują naszej stali! - Holgrid dał się ponieść tej wielkiej chwili. Uniósł dwuręczny topór, ryk wyrwał się z gardeł tych, którzy spodziewali się śmierci, a właściwie wybiegali jej naprzeciw, nie chcąc czekać z założonymi rękoma. Z przodu łopotał sztandar armii dzierżony przez Elmirę, tuż obok kroczył Gorin z wspaniałym, niebieskim płótnem Długobrodych. Muzyka rogu zadudniła w każdym zakątku lasu i wypełniła każdą podziemną norę. Wicher targał śnieżno-siwymi brodami weteranów na wszystkie strony, gdy z pieśnią na ustach wpadli w zaskoczonego wroga. Długobrodych postanowili wesprzeć młodzi Wojownicy
Klanowi, którzy podchwycili bojowe zawołanie i zajęli się prawą flanką Gwardzistów Imperium.

Obrazek

Stary But wdarł się jako pierwszy do oddziału wroga i śmiertelnie okaleczył tego, który śmiał podnieść na niego swój dwurak. Khazad wyglądał jak śmierć z kosą. Gdzie nie spadł jego oręż, tam zbierał krwawe żniwo. Wciąż jednak niemoc obezwładniała krasnoludzkie szeregi. Im bardziej Długobrodzi i Wojownicy Klanowi chcieli złamać Gwardię, im więcej było w nich złości, tym łatwiej tamci trzymali nerwy na wodze i nie odpuszczali pola. Bitwa nie mogła być już wyrównana i taka też nie była. Na pomoc osaczonym Gwardzistom rychło przybyli Rajtarzy, który zdradziecko napadli Wojowników Klanowych z tyłu, zaś na bok krasnoludzkich weteranów zaatakował oddział Halabardników.

Walka stała się jeszcze bardziej dramatyczna: przed regiment Gwardii wybiegł oszpecony bliznami człowiek z bardzo długim mieczem, po czym rzekł:

-Jam jest Helmut, syn Kafara. To zaszczyt widzieć tutaj tak doborowy oddział. Czyż jednak znajdzie się wśród was choć jeden odważny, który sprzeciwi się potędze mej broni? Dalej karzełki, nie będę przecież czekał do wiosny!

Stary But przyjął wyzwanie, choć od tego pomysłu odwodzili go niektórzy wojownicy z oddziału. Honor nie pozwolił mu odmówić. Reakcja krasnoluda mogła być tylko jedna:

-Ty marny, zapchlony gównojadzie. Jedynym zaszczytem będzie zobaczyć Twoje zwłoki!
Gorin, sztandarowy oddziału, poklepał po ramieniu druha, po czym rzekł: -Masz ręczny młot przy pasie i twardą tarczę, zrób z niej użytek przyjacielu, zresztą co ja Ci będę mówił. Urżnij łeb tej spoconej świni!

Stary But ruszył więc do ataku. Już pierwszy cios trafił Helmuta, a pozostali walczący aż wstrzymali dech w piersiach. Zbroja pękła w okolicy podbrzusza, a z rany poczęła kapać krew. Czempion Gwardzistów mimo to natarł niewzruszony na starego Khazada. Zamarkował cios w prawe ramię, jednak krasnolud nie dał się zaskoczyć i z lekkim wysiłkiem przyjął cięcie spadające z lewej strony na tarczę. Wojownicy starli się ponownie, a Helmut z właściwym sobie cynizmem rzucił:

-Walczysz jak niemyta dziewka z prowincjonalnego burdelu. Tylko na tyle stać Długobrodego?!

Krasnolud nie wytrzymał tej zniewagi i postanowił sprawę zakończyć szybko -wziął potężny zamach toporem i uderzyłby wprost na głowę Helmuta, gdyby ten ułamek sekundy wcześniej nie wykorzystał faktu, iż Khazad miał opuszczoną tarczę i odsłonięty cały bok. Miecz rozpruł ciężką zbroję i dotarł aż do wnętrzności. Holgrid zawył z bólu i powalony śmiertelnym ciosem upadł w ramiona braci. Pomsty domagał się Grimur, lider klanu, jednak i on musiał uznać wyższość zuchwałego człowieka, który tylko się śmiał.

Elmira szła w pierwszym szeregu i jak przystało na sztandarową armii musiała odpierać niezliczoną ilość ataków z każdej strony. Jeden z ciosów halabardą dosłownie prześlizgnął się po jej pancerzu, ostatecznie tylko delikatnie rysując drogocenny, runiczny napierśnik. Nie próżnowała ona i sama odpłacała pięknym za nadobne. W pojedynkę zabiła przynajmniej sześciu
ludzi, nie odnosząc przy tym żadnych obrażeń. Wiedziała, że niezależnie od tego, jak mocno przyciśnie wróg, sztandar armii musi pozostać w pierwszym szeregu nienaruszony. Nie bez powodu sztandarowa uchodziła za jedną z najodważniejszych kobiet w swej twierdzy.

Obrazek

W końcu miał nadejść przełom i choć cień nadziei na wygranie starcia. Ludzie zostali solidnie wymęczeni dziesiątkami ciosów Długobrodych i Wojowników. Krasnoludy były w dobrej kondycji i nadal biły orężem, narzucając swój sposób walki, coraz bardziej odrzucając od siebie wroga. Rajtarzy pierzchli, gdy najmłodszy z klanu urżnął toporem nogę jednemu z bogato odzianych jeźdźców. Gwardia nadal stała, kolejne oddziały Imperium krążyły wokół areny walki niczym hieny, które widząc krwawiącą i osłabioną ofiarę szukają sposobności, by ją dobić.

Po Rajtarach uciekli Halabardnicy, solidnie zresztą namaszczeni toporami Siwobrodych. Szeregi Gwardzistów kurczyły się, jednak coś dawało im siłę i nie pozwalało ich złamać. To właśnie było fatum...

Długobrodzi poprzysięgli walczyć do samego końca za Grundiego. W miejsce Halabardników przybiegli Szermierze – wypoczęci i pełni zapału do walki. Podczas tej bitwy nie mieli jeszcze okazji skrzyżować swych ostrzy z krasnoludami. Natarli oni ze zdwojoną siłą, jednak zostali oni powstrzymani przez chwiejących się już z wycieńczenia Khazadów. Na tyłach pojawił się Lufthus von Trigent w towarzystwie jedynego kompana, który przeżył rzeź z rąk Gwardii Królewskiej. Najwyraźniej miał sporą chrapkę na upuszczenie krwi, gdyż po jego szarży padło aż dwóch Długobrodych. W ten sposób symbolicznie zreflektował się za śmierć konnych towarzyszy.

Tytaniczny wysiłek zmusił Wojowników do odpuszczenia walki; nie byli oni w stanie sprostać tak szybkiemu biegowi wydarzeń. Gdy opamiętali się i zrozumieli, że ucieczka i tak nic nie da, postanowili zawrócić, jednak było już za późno...

Siwym Brodom nie udało się dopaść tego marnego człowieka, który uśmiechał się do nich i wytykał palcami:
-Zakały, śmierdziele! Dobrze wam tak, idźcie tam, gdzie ten wasz marny
generałek!


Obrazek

Zmagania pozostałej dwójki Długobrodych oraz Elmiry przypominały ostatnie spazmy tonącego pod przewróconym wozem w rzece. Woda wlewa się z każdej strony, osacza, zaciska swe ramiona na szyi, a jednak tonący wciąż wierzy, iż nie da się pochłonąć żywiołowi, że złapie oddech, że wpadając pod wodę znowu poderwie się i utrzyma na powierzchni. Gdy bitwa miała się ku końcowi, Elmira wraz z muzykiem i sztandarowym próbowali końcem swych nadwerężonych sił skryć się w lesie. Niestety zostali oni brutalnie zamordowani na oczach zadowolonego Lufthusa, który czuł się teraz co najmniej jak Imperator na swym tronie.

-Wygrałem! Niech te kurduple następnym razem trzymają język za zębami!
Jego słowa stanęły w dziwnej sprzeczności z tym, co uczynił jego oddany
rycerz, ale kto chciałby o tym pamiętać?


Kolejna karta Księgi Krzywd...

---

Notka autorska - bitwa pomiędzy mną a Ce2arem bodajże na 1200 pkt. Tekst został delikatnie zmieniony i różni się od tego, który został wysłany na polterowy konkurs (za późno zorientowałem się co do limitu słów/wyrazów...) i do dziś nie wiem, czy w ogóle wziąłem w w/w udział (tudzież czy ktoś go przeczytał), gdyż nikt z szacownego jury nie pokwapił się nawet odpisać na mojego maila.

Kolejna już bitwa (wcześniej z Wojownikami Chaosu), gdzie w ostatniej rundzie Długobrodzi zostają złamani i rozbici (choć i tak zasługują na wielkie wyróżnienie, Sevi aż nie wierzył w to co widział i jak wiele ataków ze wszystkich stron można wytrzymać // znający temat potrafią się rozeznać, jak wielkie punkty traci się przez takie figle losu...). W głupi sposób straciłem Łamaczy Żelaza (mocno nadwerężeni przez Rajtarów przez bezsensowne ganianki). Gwardia Królewska po wspaniałej szarży miała bardzo słabą rundę po tricku czarodziejki, trupy zaścieliły ziemię, zginął też generał. Strzelcy urżnęli dwóch konnych, spodziewałem się dwóch więcej. Mountain Rangers nikomu nie zrobili krzywdy, wpadli pod miecze Gwardii. Wojownicy Klanowi - czy odwalili kawał dobrej roboty? Nie wiem, byli niewidoczni, ale robili swoje, co ciekawe większa ich połowa oraz grupa dowodzenia Łamaczy Żelaza przeżyli walkę. Z konnych Imperium poza generałem przeżył tylko jeden, z Gwardii wyłącznie grupa dowodzenia. Do tego sporo halabardników, rajtar i inne losowe modele.

Rezygnuję z pisania częstych raportów, idę w jakość. Do zobaczenia na szlaku!

Awatar użytkownika
Legion
Kradziej
Posty: 936
Lokalizacja: Ostland

Post autor: Legion »

Raportowy Ce2ar znany jest także jako Legion, przynajmniej tu ;)

Dotychczas jedyna bitwa (chyba z sześciu), w której nie wyrzuciłem 9, testując złamanie gwardii elektorskiej. Świetna potyczka, gdzie mogłem pobawić się tym, za co lubię Imperium - piechotą.

Dzięki Ci wielkie Kraggo za bitwę! naprawdę poprawiła mi wtedy humor. Emocji było co niemiara, a spektakularnych zdarzeń nie brakowało - choćby rajtarzy uciekający na 4 cale (wyrzucone 1,1,2) dzięki czemu zatrzymali się o włos przed toporami łamaczy żelaza. Mało też brakło, że przez szaleńczą odwagę (1,1) halabardzistów, szermierze nie dopchaliby się do walki, a ten atak ostatecznie przeważył szlę.
Kurcze, rzeczywiście mogliśmy nie rozgrywać tej szóstej tury :)

A raport pełen klimatu i kwiecistych opisów - lubię teksty w tym typie. Nie przekonuje mnie tylko uzasadnienie całego starcia, choć tu pewnie niełatwo coś wykwinić - wszak krasnoludy i Imperium to odwieczni sojusznicy.

Aha, biało-czarni to Ostlandczycy, a nie poganiacze kóz z Awerlandu ;)
Vae victis!

Awatar użytkownika
Arbiter Elegancji
Niszczyciel Światów
Posty: 4808
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Arbiter Elegancji »

Raport bardzo dobry, lecz chyba ciut za długi (zbyt kwieciste opisy trochę męczą).
Szkoda też że Krasnoludy miały takiego pech :(
Barbarossa pisze:Piszesz o pozytywnych wypowiedziach ludzi z Heelenhammera, którzy "zjedli zęby na WFB" - sorry, ale zęby na WFB to zjadłem ja, a to są angielscy gracze, których wiele razy bez problemów rozjeżdżaliśmy bo nigdy nie ogarniali na takim poziomie, jak top w Polsce. Ci ludzie nie są dla mnie ekspertami, to leszcze z podcastem..

Awatar użytkownika
Rainhold
Chuck Norris
Posty: 402
Lokalizacja: Biała Podlaska

Post autor: Rainhold »

Kawał bardzo fajnego tekstu :D

Mam jednak parę uwag dotyczących błędów stylistyczny (wybaczcie czepialstwo).

"...grzejących się przy dogaszającym ognisku." Powinno być "dogasającym".

"...przegrane bardzo bolały jego kieszeń." Co prawda wszyscy wiemy o co chodzi ale o ile kieszeń nie została ożywiona przez jakiegoś maga nie powinna odczuwać bólu. :lol2:

"...symbolicznie zreflektował się za śmierć konnych towarzyszy." Słowo "refleksja" raczej nie pasuje do tej sytuacji.
Given the choice, whether to rule a corrupten, failing empire or to chalange the fate through another throw, a better throw against one's desteny, what wos a king to do?

Awatar użytkownika
Lazur
Niszczyciel Światów
Posty: 4573

Post autor: Lazur »

Tekst bardzo fajny ale zauważyłem pewną niekonsekwencje:
"Lufthusa, na widok straszliwego oręża, sparaliżowały dawne wspomnienia i natychmiast schronił się za dwoma rycerzami, którzy mężnie zasłonili generała własnymi ciałami. Upadli oni na ziemię pomiędzy truchła krasnoludów. Gwardzistom było mało – ciężkie młoty uderzały i rozbijały kolejne pancerze, torując sobie drogę do Trigenta pomiędzy spanikowanymi konnymi. Jakże wielkie było zdumienie Grundiego, gdy pośród napastników rozpoznał zuchwałego rycerza, który nie potrafił utrzymać języka na wodze. Gdyby nie był on wierzchem, pewnikiem ugiąłby się pod ciężarem pełnego nienawiści spojrzenia Khazada i zwinął w kulkę na ziemi.

-Chodź no tu do mnie Ty bezczelna kurwo. Zobaczymy, czyś na ubitej ziemi też jest taki wyszczekany! - Khazad poczekał, aż rycerz zejdzie z konia, po czym dwoma susami doskoczył do niego i począł bić jak w amoku swoim runicznym toporem. Możny Imperium nie zdążył się nawet rozgrzać, gdy jego dusza stała u bram Morra."

Z tego co zrozumiałem w tej '"scenie" Lufthus ginie ale później walczy dalej.
Być może ma to związek z akcją czarodziejki ale nie zrozumiałem co się w zasadzie stało kiedy rzuciła czar na generała Dwarfów.
Obrazek

Awatar użytkownika
Rainhold
Chuck Norris
Posty: 402
Lokalizacja: Biała Podlaska

Post autor: Rainhold »

Ja prawdę mówiąc nieścisłości nie widzę. Ten gagatek, przez którego wyniknęło całe to zamieszanie to nie Lufthus.
Given the choice, whether to rule a corrupten, failing empire or to chalange the fate through another throw, a better throw against one's desteny, what wos a king to do?

Kraggo
Chuck Norris
Posty: 586

Post autor: Kraggo »

Rainhold pisze:Ja prawdę mówiąc nieścisłości nie widzę. Ten gagatek, przez którego wyniknęło całe to zamieszanie to nie Lufthus.
I owszem, to nie Lufthus :) Grundi dopadł tego, który obraził jego i króla.

Imperium i Krasnoludy to wieczni sojusznicy? ;> Jak to w starym dobrym małżeństwie zdarzają się też pewne małe kłótnie ;)

Gratuluję tym, którzy doczytali do końca :) Faktycznie, tekst jest przydługawy, następne na pewno nie będą już tak obszerne.

Co do zaś błędów - w ostatnim faktycznie chodziło mi o słowo 'zrewanżował', w pierwszym 'dogasającym', a w drugim... pewnie jego kieszeń ożywiła "biała dama" :lol2:

Aye! :D

Awatar użytkownika
Bestialski_Brokuł
Oszukista
Posty: 800

Post autor: Bestialski_Brokuł »

Bardzo fajny, dobrze napisany raport, który przeczytałem z przyjemnością :) . Doskonale pokazuje jak dzięki odpowiednim opisom zmienić niewielką potyczkę (1200 pts na stronę) w epickie starcie. Jednocześnie nie zgadzam się zarzutem, że raport jest zbyt długi- pokazuje raczej, że autor włożył dużo wysiłku w jego napisanie by plastycznie przedstawić bitwę.

Awatar użytkownika
Rainhold
Chuck Norris
Posty: 402
Lokalizacja: Biała Podlaska

Post autor: Rainhold »

Powiedziałbym nawet, że długość raportu była w sam raz. :D Zamiast skracać kolejne rozważ dzielenie ich na odcinki :D
Given the choice, whether to rule a corrupten, failing empire or to chalange the fate through another throw, a better throw against one's desteny, what wos a king to do?

Awatar użytkownika
Lazur
Niszczyciel Światów
Posty: 4573

Post autor: Lazur »

A jakie czary na Grundiego rzucała czarka?
Obrazek

Awatar użytkownika
Legion
Kradziej
Posty: 936
Lokalizacja: Ostland

Post autor: Legion »

Zwierciadło van Horstmanna to raz, dwa miała rzucony miecz płomieni - dość zabójcze połączenie, więc nawet gdy generał odmówił pojedynku zaciukała młociarzy.
Vae victis!

Awatar użytkownika
Arathorn
Mudżahedin
Posty: 227
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Arathorn »

:shock: Wow, potężny raport, Gniewko by się nie powstydził :P
Arathorn pisze:Łącznie z tym postem jestem od ciebie "skuteczniejszy" o 1353,714286% :mrgreen:

ODPOWIEDZ