Manuskrypty, Papiery, Tajemnice

Niekulawy język oraz zdjęcia mile widziane!

Moderator: RedScorpion

ODPOWIEDZ
Kraggo
Chuck Norris
Posty: 586

Manuskrypty, Papiery, Tajemnice

Post autor: Kraggo »

Alcarin przechadzał się po nabrzeżu, co jakiś czas nerwowo lustrując otoczenie. Miecz przypięty do pasa nie stanowił jego jedynej gwarancji bezpieczeństwa, na statku zacumowanym parędziesiąt metrów dalej tkwiła świta zbrojnych ulthuańczyków, gotowa do walki na jedno skinienie. Zresztą gdyby chciał, to przyleciałby tu sam i spalił pół tej krainy, a przynajmniej tak mu się zdawało. Jako młodszy mag ognia dosiadający słonecznego smoka nie znał umiaru, za co często był karcony przez swych mistrzów. W porywach szaleństwa nie znał granic. Coś jednak nie dawało mu dzisiaj spokoju. Nie był to proroczy sen ni wróżba nadwornych czarodziejów, lecz zwykła, parszywa intuicja, która co jakiś czas objawia się odrętwieniem umysłu i stanem swego rodzaju nieważkości ciała (tę drugą ludzie nazywali zwyczajnym...strachem). Alcarina obserwowała elfka z gatunku owoców zakazanych. Urocza, oszałamiająca, a jednocześnie zatruta do szpiku kości. Także ona padła ofiarą „znajomości” ze sprzedawcą artefaktów. W obawie przed zdemaskowaniem, wycofała się parę kroków, po czym pomknęła na mrocznym rumaku w stronę obozu, rozważając w umyśle parędziesiąt technik tortur, którym podda Alehandra, gdy tylko wpadnie w jej ręce.

Słońce powoli opuszczało ziemski padół, rzucając na odchodne ochłapy światła wszystkim, niezależnie od ich stanu czy urodzenia. Świeciło i dla szczurołapów i dla bawidamków, dla szlachciców i dla obszczymurów. Horyzont powoli przycinał je swymi granicami, aż w końcu z pełnej pomarańczy zostało tylko pół, z połowy ćwierć, z ćwierci resztka, a na końcu już sama tylko skórka. Elfiego księcia pochłonęła myśl – jakież było to wspaniałomyślne, że elfi bogowie czuwali nad tym światem, dzieląc się radośnie płomieniem i światłem z największymi nawet mentami (którym światło bardziej wadziło niż pomagało). Gdy książę trwał w filozoficznym letargu, który odróżniał elfy od innych, często 'niemyślących' ras, w końcu zza zakrętu spomiędzy skał wyłonił się handlarz artefaktów, z którym był umówiony na odbiór pewnej błyskotki. Był ubrany w ciemny płaszcz, a spod kaptura spozierała na elfa para ciemnobłękitnych oczu. Przybysz uśmiechnął się na widok księcia, po czym klasnął dłońmi z radości.

Poznali się dawno temu, gdy Alcarin zwiedzał Stary Świat. Podczas pobytu w L'Anguille ze swym mistrzem, całkiem przypadkiem wpadł na handlarza w jednej z bocznych uliczek miasta, który zmierzał do swojego warsztatu. Był elfem, a przynajmniej na takiego wyglądał i za takiego się podawał. Jak mówił, był jednym z tych, którzy osiedli między ludźmi i wiedli spokojny żywot, modląc się o niezbyt rychłą śmierć, przedkładając nad ambicję, wiedzę i talenty magiczne zwykły pieniądz, przeklęte monety i zloto. Przybrał ludzkie imię, by nie wzbudzać podejrzeń – nazywał się Alehandro. Powiedział, że ma dla młodego księcia coś, co wzmocni jego moce magiczne. Amulet, który nosić miał sam król Fenix. Z pomocą słodkich słów i kwiecistej mowy przekonał naiwnego Alcarina, a ten, choć elfy uznaje się powszechnie za bystre, nie zadawał zbędnych pytań, bojąc się, iż spłoszy w ten sposób handlarza. Obaj zobowiązali się do szeroko rozumianej dyskrecji, choć tylko jeden z nich miał czyste intencje i przyrzekł uczciwie – na swoją zgubę. Właśnie dziś nadszedł dzień odbioru tego – co jak mówił Alehandro - „należało mu się od losu”.

-Witaj książę Alcarinie. Widzę, że nie ufasz mi. Po cóż ta hałastra zbrojnych, chcesz zabić bezbronnego handlarza? Elfom się nie godzi.
-Witaj Alehandro. Wybacz, nie jestem dziś skory do żartów. Chciałbym odebrać co moje i wracać do ojczyzny.
-Ależ książę, wszystko w swoim czasie. Czy masz rzecz, o którą Cię prosiłem?


Alehandro, choć interesowny i pałający żądzą złota nie mniejszą niż krasnoludy z Karaz-a-Karak, był jednocześnie zręcznym manipulatorem. Nie pracował jednak dla siebie, tylko dla Ahindrusa Irigaray, czarodzieja-renegata z Bretonii. Ten, ratując go swego czasu spod katowskiego topora, obiecał mu, iż nadejdzie dzień, gdy będzie mógł spłacić swój dług. Zlecił swym ludziom obserwację handlarza i wiedząc o jego kontaktach z elfami, postanowił „przypomnieć się” dawnemu znajomemu i zażądał elfich manuskryptów, zawierających tajemnicze zaklęcia ulthuańczyków i druchii. Zaaranżował owo spotkanie, modląc się do najbardziej parszywych bogów o pomyślność i o to, by obie armie wycięły się w pień, nie zostawiając świadków. Był bliski upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu. Gdy przeglądał się w lustrze i z ohydą spoglądał na bliznę, która biegła od skroni aż po przeciwległy policzek, przeklinał całą elfią rasę. Niechęć do nich trawiła jego serce.

-Oto one. Prosto ze skrytki mojego mistrza, myślę, że Cię zadowolą... zaraz, zaraz, czy Ty w ogóle potrafisz czarować?

-Widzisz panie, mówiąc, iż otrzymasz dziś to, co Ci się należy, nie miałem na myśli artefaktu, który jest owocem mojej wybujałej wyobraźni. Dziś otrzymasz śmierć z ręki tych, których nienawidzisz najbardziej.

Alehandro parszywie uśmiechnął się do księcia. Gdy ten zamachnął się mieczem, handlarz momentalnie rozpłynął się w powietrzu.

-Nie umkniesz sprawiedliwości nawet po mojej śmierci! - zdążył zakrzyknąć Alcanir

Na lądzie znajdowali się już ulthuańczycy, także druchii zajęli dogodne pozycje. Alcarin i Itherna przyglądali się sobie i oboje nie wierzyli, iż mogli dać się nabrać. Oboje liczyli jednak na zwycięstwo, dysponując podobnym liczebnie wojskiem. Rozum został zepchnięty w kąt, a odwieczna nienawiść porwała ich armie do boju.

Obrazek

Alcarin szybko rozejrzał się po polu bitwy i uznał, że z pomocą magii i Skauldrina, swojego smoka, może zgnieść prawą flankę elfów, czym ułatwi zwycięski pochód hordzie pięćdziesięciu włóczni. Poderwał zatem swą bestię i prowokacyjnie wylądował tuż przed linią mrocznych elfów. Struga ognia spadła na regiment egzekutorów, paląc do gołej ziemi siedmiu druchii. Książę wpadł w furię, dorzucił kulę ognia by dobić kolejnych śmiałków. Rozrzut jego magii był tak wielki, iż skonał także jeden z kuszników z sąsiedniego oddziału. Drugiego jakimś cudem uratowała koszulka kolcza.

Egzekutorzy, mimo dotkliwych strat, okazali się nie do złamania. Stojąc w dwóch karnych szeregach, błyskawicznie rzucili się na księcia, pragnąc skrócić go o głowę, jednak było do przewidzenia, iż ten podkuli ogon i ucieknie z zasięgu szarży. Kusznicy wypuścili niemal 40 bełtów w nadciągający mur tarcz i włóczni, lecz położyli nie więcej niż siedem głów.

Obrazek

Gdy stali bezradni, ledwie powstrzymując się przed dobyciem mieczy z pochew, wtem nadciągnęła hydra, okładana ciężkimi biczami przed szalonych poganiaczy. Mroczne elfy przesuwały się jak poparzone, nikt nie chciał wpaść pod ciężkie jak taran odnóża bestii. W odpowiedzi na brawurę księcia, stwór rzygnął ogniem na ogromny regiment włóczni, doprowadzając do powstania wielkiej wyrwy w szeregach. Niemal dwudziestka ulthuańczyków stanęła w ogniu, z histerią błagając o litość swych bogów. Kolejna seria bełtów ukróciła męki trójki elfów. Egzekutorzy zdawali sobie sprawę, że nie przebiją się przez tak liczny oddział bez pomocy ostrzału i ognia. Zmienili oni trajektorię ruchu i zasłonili swój lewy bok cielskiem hydry, gotując swe śmiercionośne ostrza do ataku przeciwko mocno przerzedzonym, lecz wciąż nieprzewidywalnym włócznikom.

Ithernie nie sprzyjały wiatry magii. Poza prostymi klątwami nie była w stanie inaczej pomóc swoim podkomendnym. Skryła się za wieżą, jednak widząc śmiałe poczynania księcia na wielkim smoku, zbiegła stamtąd na tyły armii, by nie stać się łatwym posiłkiem dla stwora.

Korsarzom przypadł zaszczyt ochrony lewej flanki druchii. Parli oni do przodu, szukając kontaktu ze strażnikami fenixa. Koniec końców ci drudzy zaatakowali tych pierwszych.

Obrazek

Korsarze, mimo że ogarnięci szałem, nie potrafili złamać szyku strażników, chronionych magicznym pancerzem. Już pierwsze straty wskazywały, iż to nie łowcy niewolników będą stroną wiodącą w starciu. Mimo ciężkiej sytuacji, utrzymali jeszcze ulthuańczyków parę chwil, wyprowadzając serię ciosów harpunami i innym, ciężkim żelastwem, jednak spisani na straty przez elitarną czarną straż, która nie kwapiła się do walki, zostali po chwili rozgonieni na wszystkie strony.

Obrazek

Strażnicy świętego ognia skryli się za ruinami, skąd rozpoczęli okrążanie znienawidzonych kuzynów z Naggaroth. Mistrzowie miecza wraz z rydwanem zaprzęgniętym w dwa lwy kotłowali się w centralnym miejscu pola bitwy, skąd wyczekiwali sposobności do uderzenia na czarną straż i rycerzy na zimnokrwistych. Żadna ze stron nie czyniła jednak gwałtowniejszych ruchów, wyczekując reakcji wroga. Taki impas miał potrwać dłuższą chwilę.

Książę Alcarin powstrzymał się od ucieczki i po zwróceniu swego wspaniałego wierzchowca na druchii uderzył ponownie, tym razem w wątły szereg kuszników, który zdążył jeszcze strzelić na oślep i zranić wierzchowca.

Obrazek

Będąc bardzo blisko hydry, książę raz jeszcze posłał niszczycielską kulę ognia, jednak stwór może mówić o wielkim szczęściu, gdyż nie odniósł jakichkolwiek obrażeń! Kusznikom w pojedynku udaje się zranić księcia*, jednak jest ich za mało, by stawić realny opór smokowi, który pożarł kolejnych dwóch kompanów. Alcarin po rozbiciu jednego oddziału kieruje się na drugi, mimo że ma sposobność przedostania się na tyły ważniejszych oddziałów druchii.

Wielka fala włóczników próbuje obiec hydrę i uderzyć samych egzekutorów, jednak ostatecznie stwór włącza się do walki, gdyż wysokie elfy nie mają miejsca na wyminięcie największego zagrożenia. Trup pada gęsto, włócznicy umierają pod ciosami ciężkich batów i ostrych jak brzytwa zębisk hydry, ktoś pada z uciętą głową po znakomitym ciosie egzekutora. Druchii praktycznie bez strat odpierają atak przypuszczony przez ulthuańczyków, błyskawicznie wykorzystując brak dyscypliny w ich szeregach. Po zwycięskim rajdzie wybiegają na lewej flance ulthuańczyków.

Elfi książę pada jednak ofiarą ataku kuszników. Smok trzepocze skrzydłami i kąsa jak szalony, co rusz wyrywając płaty mięsa z umierających druchii. Alcarin zapragnął schylić się, by zadać cios i właśnie wtedy otrzymał dwa trafienia, w tym jedno śmiertelne. Opadł on bez sił na Skauldrinie, który tracąc swego pana, zagubił się na polu bitwy. Pierwotne instynkty wzięły górę nad słonecznym smokiem – pożarł on do resztki oddział, a potem rzucił się w pościg za uciekającym elfem, któremu również nie dał szans na przeżycie. Dopiero po chwili wrócił do walki spoza pola bitwy.

Czarna straż pod wodzą sztandarowego armii nie może czekać już ani chwili, podobnie jak rycerze na zimnokrwistych, gdyż na tyłach pojawia się kolejne zagrożenie w postaci szesnastki strażników świętego ognia. Itherna w obawie przed najgorszym (szarża z przodu i z tyłu) wydaje rozkaz napaści na główne siły wysokich elfów, które będąc niepokojone przez czyhającą hydrę, muszą podejść minimalnie do przodu. Czarna straż rzuca się przeciwko mistrzom miecza, rycerze zaś pochylają kopie przeciwko rydwanowi, jednak... oba oddziały w reakcji na szarżę uciekają!

Obrazek

Uczeni, kronikarze i wszelkiej maści bataliści do dziś nie mogą pojąć decyzji ulthuańczyków. Tchórzliwa ucieczka oddala od nich zwycięstwo, za to zdecydowanie przybliża je mrocznym elfom.

Elitarna gwardia zwraca się zatem w stronę strażników, przyjmując atak. Wysokie elfy, mimo iż pozbawione realnego wsparcia ze strony swoich braci, pracują halabardami nad wyraz skutecznie, wycinając szeregi czarnej straży niczym chwasty.

Obrazek

Rycerze na zimnokrwistych nie mogą ruszyć z odsieczą, gdyż osłaniają flankę głównego oddziału przed ewentualnym powrotem i szarżą smoka. Stwór w chwale powraca do bitwy, jednak nie potrafi odpowiednio pokierować swoimi ruchami po stracie ukochanego pana. Zamiast rzucić się do gardeł odwiecznym wrogom, dwukrotnie podlatuje, jak gdyby obawiając się walki.

Obrazek

Takiego właśnie postępowania oczekiwali rycerze na zimnokrwistych, którzy w linii prostej popędzili w stronę smoka z ostrymi kopiami. Smok zostaje trzykrotnie zraniony i nie będąc skorym do rewanżu, zostaje przegoniony, a następnie złapany i skatowany przez rycerzy. Równolegle do tego czarna straż zostaje wybita do nogi, sztandarowy armii blokuje w pojedynkę wrogi oddział i tak oto walka dobiega końca.

Obrazek

---
-Głupcze, co to jest? Pytam się Ciebie! Misternie ułożony plan, parę miesięcy wyrzeczeń, agitacji, a Ty przynosisz mi jakieś nic niewarte świstki?!
-A..aaale jak to, przecież to są manuskrypty elfich mistrzów, tak jak się umawialiśmy...
-Barania głowo, ofiaro zboczonych kóz, czyś Ty widział, co jest na tych Twoich papirusach spisane?


Alehandro wziął kartkę pod światło, po czym przyjrzał się koślawym zapiskom. Już sam fakt, że nie były zapisane w języku magicznym, a w eltharinie, wywołał na jego ciele gęsią skórkę. Na jednej z wielu kartek dostrzegł taką oto treść:

„Tak właśnie kończą tacy oszuści jak Ty. Miałeś mnie za idiotę i skończonego łajdaka, który okradnie swojego mistrza z najcenniejszych tajemnic mej rasy, podczas gdy sam zadowoliłeś się elfią księgą kucharską. To są te Twoje wielkie czary, udław się nimi!

PS: jeżeli nawet jestem już martwy, to nie umkniesz sprawiedliwości, com Ci obiecał na skalistym wybrzeżu. „Manuskrypty”, jak je nazwałeś, są przesiąknięte zaklęciem lokalizacji. Moi podwładni wiedzą gdzie jesteś, nie uciekniesz przed nimi, choćbyś potargał papier i wrzucił go do pieca.

Alehandro w mig pojął, iż padł ofiarą własnego oszustwa. Ahindrus już dawno zbiegł, bojąc się o swoje życie, zostawiając go samego. Zaraz, zaraz... a może to zwykła bujda? Nigdy nie słyszał o takich zaklęciach, choć znał parę magicznych sztuczek. Przed oczami miał widok zbiegających z pola bitwy mistrzów miecza oraz wojowników cienia... może dlatego udawali ucieczkę? Może odkryli jego pochodzenie i ruszyli ku niemu? Sprzedawca schwycił leżący na stole miecz i ostrożnie spojrzał za okno, jednak niczego nie dostrzegł. Kucając przed szybą wysunął czoło do góry i przeczekał dwie sekundy...uff, nadal żyje. Jego oczom ukazał się Iragaray leżący na wznak na środku małej polanki z czterema strzałami wbitymi w plecy. Lotki wesoło powiewały w rytm wiosennego wiatru.

-To koniec! - pomyślał Alehandro, po czym osunął się wzdłuż ściany i oparł się o nią plecami.

Tymczasem usłyszał, jak ktoś dobija się do drzwi...


---
Bitwa na mniej więcej 1800 punktów. Rozpiski będą wrzucone w swoim czasie ;) Na pewno interesuje was wynik starcia... Po wyrównanym starciu wygrywają MROCZNE ELFY! :) Różnica to 11-9 na moją korzyść.

Parę słów wyjaśnień: przy pojedynku kuszników z księciem postawiłem gwiazdkę. Otóż podczas gry wyszła głupia sprawa – Sevi dał swojemu czarodziejowi zbroję, która chroni go przed zwykłymi atakami. W trakcie walki (po pierwszej walce z kusznikami) odkrywa błąd – pancerz ten może nosić jedynie pieszy model, a czarodziej takim nie był. Ustalamy, że książę traci pancerz, nie dostanie nic w zamian, traci 1 pkt żywotności (za walkę z kusznikami, gdyż niechybnie wbiłbym przynajmniej jedną ranę – zmuszony byłem bić po smoku...), jednak Sevi miał szansę wyłączyć swojego czarodzieja z bitwy, uciekając od szarży drugiego oddziału kuszników. Mógłby w ten sposób odlecieć magiem na bezpieczną odległość. Sevi decyduje się przyjąć szarżę i w ferworze walki traci maga-generała...

Bitwa bardzo wyrównana, zwroty akcji na mojej prawej flance. Byłem zaskoczony ucieczką mistrzów miecza i rydwanu (Sevi potem mówił, że bał się, że mistrzowie nie wytrzymają jednoczesnej szarży rycerzy – tych bym przekierował, bo byłem pewien ucieczki rydwanu – i czarnej straży).

Do tekstu mogło wkraść się parę błędów. Gdyby ktokolwiek takowe znalazł, niech śmiało pisze :)

Dziękuję za grę! :)

Awatar użytkownika
Sevi
Niszczyciel Światów
Posty: 4777
Lokalizacja: Legion Kraków
Kontakt:

Post autor: Sevi »

Gratulację za wypasiony tekst =D>
Bitwa była wyrównana :)

Alehandro w mig pojął, iż padł ofiarą własnego oszustwa. Ahindrus już dawno zbiegł, bojąc się o swoje życie, zostawiając go samego. Zaraz, zaraz... a może to zwykła bujda? Nigdy nie słyszał o takich zaklęciach, choć znał parę magicznych sztuczek. Przed oczami miał widok zbiegających z pola bitwy mistrzów miecza oraz wojowników cienia... może dlatego udawali ucieczkę? Może odkryli jego pochodzenie i ruszyli ku niemu? Sprzedawca schwycił leżący na stole miecz i ostrożnie spojrzał za okno, jednak niczego nie dostrzegł. Kucając przed szybą wysunął czoło do góry i przeczekał dwie sekundy...uff, nadal żyje. Jego oczom ukazał się Iragaray leżący na wznak na środku małej polanki z czterema strzałami wbitymi w plecy. Lotki wesoło powiewały w rytm wiosennego wiatru.

-To koniec! - pomyślał Alehandro, po czym osunął się wzdłuż ściany i oparł się o nią plecami.

Tymczasem usłyszał, jak ktoś dobija się do drzwi...


Ten fragment jest najlepszy :) =D>
Wisła Kraków.

ODPOWIEDZ