Jak Ogry szukały jedzenia w dżungli, czyli 2600 vs EMP/LIZ

Niekulawy język oraz zdjęcia mile widziane!

Moderator: RedScorpion

ODPOWIEDZ
Kraggo
Chuck Norris
Posty: 586

Jak Ogry szukały jedzenia w dżungli, czyli 2600 vs EMP/LIZ

Post autor: Kraggo »

Pozwolę sobie wrzucić tu wspomnienia z bardzo wyrównanej bitwy między Ogrami (Sevi), a sojuszowi Imperium (Legion) z Jaszczuroludźmi (Ja). Miłej lektury :)

Obejrzał się za siebie, stał sam, chyba tylko jego interesował fakt, że jeszcze dziś spotka swoich przodków. Durnie mieli w żyłach więcej alkoholu niż krwi. W oddali majaczyły sylwetki przepitych wartowników, paru z nich kłóciło się właśnie i okładało po głowach. Może o kobietę? A może o pieniądze z gry w karty? Trudno było powiedzieć. Jeden z piechurów właśnie wylądował na ziemi i zapoznawał się z okutymi podeszwami kawalerzystów. Głuche kopanie i odgłos łamanych kości był póki co jedynym argumentem siły, ale zagrożenie ciągnęło z innej strony, było przerośnięte, cuchnące i zdolne do wszystkiego, byle tylko nażreć się do syta i obwiesić żelastwem. Zgraję ogrów spotkał w życiu tylko raz i ledwie uszedł życiem. Byli blisko.

Dziwnie toczyły się losy. Odcięci od wsparcia, zagubieni w dżungli, mieli stawić czoło ogromnym zbirom, którym generał nie wypłacił żołdu. Ten sam generał odpłynął już stąd swoją łajbą, skazując na śmierć podwładnych. Elektorowi powie, że zginęli po ciężkiej walce gdzieś tam – o, machnie reką na wschód czy zachód, kasując wcześniej żołd za wszystkich, wyrażając stokrotne i czołobitne "ubolewanie". Uścisk dłoni, zachowanie pozorów, etykieta, cały kapitan Le Frederric. Fascynujące, można by z tymi dzikusami porozmawiać, ale jak rozmawiać z idiotą? Dialog rozpocznie się na poziomie kwasów żołądkowych, gdy ujrzysz osobno pływające ręce i nogi, a mózg będzie jeszcze na tyle świadom, że pojmie powagę sytuacji. Wiele lat oddania dla Imperium i nędzna śmierć na jakimś pustkowiu. Chyba nawet Sigmar pęka ze śmiechu, choć dla zachowania pozorów milczy, a jakże. Pewnie gra z Morrem w karty. Ciekawe, który dziś przegra.

Nie zdawał sobie sprawy z tego, co go czeka, stojąc zamyślony nad stołem pełnym pionków. Nie, nie grywał w szachy sam ze sobą, choć bliski był temu szaleństwu. Rozważał, jak ustawią się Ogry i jak ustawi ludzi, by jak najmniej bolało. W międzyczasie przewijały mu się wyraźnie zarysowane kształty magiczki Anny, ostatniej kobiety w tym pogorzelisku. Gdyby tylko... Z zadumy wyrwał go cichy szmer. Ktoś niepostrzeżenie wszedł do namiotu, choć przed wejściem stało dwóch halabardzistów. Zapachniało dziwnie, obco. Istota, z zarysu humanoid, miała gadzi pysk, zamiast skóry niebieskie łuski, połączone ze sobą niczym koła kolczugi. Nie miała broni, ale samymi szponami mogłaby urwać łeb świni. Lub człowiekowi.

Rozpoczęli mówić na migi. Czcigodny Strażnik machał w powietrzu kończynami, kreśląc owalne kształty. Tak, chodziło o piersi... Ogry? Im też przeszkadzają? Von Treskow wygładził brodę, bacznie przyglądając się ofercie składanej przez tego... hmm, humanoida. Ten, widząc niezdecydowanie człowieka, niecierpliwił się, nakazał wyjść z namiotu. Cóż, poza życiem nie było nic do stracenia. Oficer tylko dla pewności odruchowo sięgnął lęwą ręką do prawego biodra. Chłód rękojeści mógł równać się tylko z chłodem tej nocy.

Jaszczur prowadził parę minut na mokradła. Tak, jeszcze tego brakuje, żeby nas wzięli w kleszcze. Ci nas chociaż nie zjedzą, choć z drugiej strony kto wie, komu oddają hołd i jakie składają ofiary. Żywe? Martwe? A może w kawałkach? Posolone?A może to zasadzka, a może sojusz? Nie myśl tyle, to nie jest Twoja mocna strona, bierz jak leci, a może postawisz jeszcze nogę na ulicach Talabheim i popuścisz pasa z jakąś dziewką. A tutaj było trochę tych Jaszczurów, z parędziesiąt głów. Trzy oddziały małych stworów z plujkami, ponad dwudziestwa takich jak ten dziwak, takich bardziej dostojnych. Była też horda mniej dostojnych, ale równie umięśnionych i przerażających Jaszczurów, wyglądali na młodszych stażem, szeregowców. Von Treskow igrał ze swoimi myślami i próbował dogonić królika zwanego iluzją. To jakiś nienormalny sen, czy równie chora jawa? To, co przeważyło szalę zdrowego rozsądku, to unosząca się żaba na tronie. Nie, to są jakieś żarty, lub w najlepszym razie seans terrarium z pierwszego roku nauk w Akademii.

Zgodził się, ale na ich warunkach. Jaszczuroludzie wciągnęli...ludzi na mokradła. Wszystkim było wszystko jedno. Lud dżungli stłoczył się raczej z lewej, ludzie bardziej z prawej. Mało sobie ufali, bo mało się znali, ale nic tak nie jednoczy, jak wspólne zagrożenie. Oficer zdawał sobie sprawę, że poprzednie spotkanie między tymi, ekhm, nacjami, mogło mieć miejsce parę setek lat wstecz, kiedy to dziadek dziadka dziadka i jeszcze paru dziadków dziwiło się, że kamienną włócznią można się skaleczyć. Ludowe mądrości.

Von Treskow nie dowodził, dowodził kapłan Sigmara – Hans von Hallervoden. Dobre sobie. Niech ten mocarz lepiej dobrze się wymodli, bo inaczej zdechniemy marnie, a nasze ciała zostaną rozciągnięte na wrogich sztandarach. Podobnie, ale innymi słowy myślała cała "armia". Czterdziestu halabardników trzymało środek linii, właśnie tu siedział Von Treskow i nie wyciągnęłoby by go stąd stado dzikich, rozochoconych, bezpruderyjnych... no dobra, zły przykład. Z prawej kawaleria, jedyni po tej stronie, z księżulkiem na środku. Za ruinami stała armata, niemal na równi z konnymi. Tego kapelana taktyki musiał uczyć ktoś niespełna rozumu. A może stali dalej i każdy łyk gorzałki z bukłaka naturalnie wyostrzał jego wyczucie dystansu? Mieczników posłano na trawiaste wzgórze na zachód, co by nie potonęli w odmętach dżungli. Stąd chociaż widzieli Treskowa. Mieli kontrować, gdyby ktoś napadł Jaszczury. Jeszcze wczoraj, gdyby usłyszeli o tym rozkazie, chudy Berk dostałby przepukliny ze śmiechu pytając, czym upijają się w kantynie oficerskiej. Tak, śmiech, tak go tutaj sporo, a jednak wszyscy milczą. Jeszcze była jedna armata na tyłach.

W końcu zza horyzontu wychynęli poszukiwacze ludzkich kości – ogrza banda. Wyglądało na to, że największe uderzenie pójdzie środkiem. Von Traukow przełknął głośno ślinę, gdy zobaczył istny wagon piechoty, dźwigającej przeróżne środki namaszczania wrogów szybko i bezboleśnie. Bronie były wielkie, ale dwa ogromne łapska wystarczały, by je utrzymać. Kapitan zastanawiał się, ilu chłopa musiałoby dźwigać jedną taką maczugę. Na czele szedł generał, obrzydliwa mutacja przerośniętego człowieka z jaskiniowcem, u boku miał swego sługę, wyznawcę jelit. Na wprost mieczników stanęły ogry na stworach przypominających mamuty, co wywołało konsternację u Jaszczurów. Może grube chamy im podkradły? To i tak dobrze, że nie zjadły, bo będzie szansa odzyskać. Gobliny robią podobnie, ale zadowalają je kucyki. Zupełnie po prawej oddział z najczarniejszych koszmarów, odganiający tropikalne komary muszkietami wielkości małych wyrzutni rakiet. Uwieńczeniem był rydwan upchnięty na środek.

Von Treskow stał jak zamurowany, gdy na jego oczach pierwsza armata została rozerwana na strzępy pociskiem z wrogiego działa-rydwanu, a załoga drugiej poczęstowana ołowiem przez Ludożerców. Znakomity początek.W porządku, jeszcze gady mogą postrzelać. Skinki ruszyły naprzód, jeden oddział skrył się w jeziorku. Parędziesiąt lotek pofrunęło na wroga, ale wszyscy dalej stali i może tylko dwóch odczuło lekkie ukąszenie. Anna próbowała złożyć jakieś magiczne formuły, jednak była bezradna. Lepsza była w innych sztukach. Wspaniale, przyjdą i nas zjedzą. Żaba wisi zamyślona w czasie i przestrzeni.

Rzeczywiście maszyna zagłady ruszyła. Słonie podjechały niebezpiecznie blisko środka, jednak stanęły w pół drogi i czekały na coś. Na co? Może szarżę Saurusów, której się nie doczekają, choć była próba. Tak, Saurusy, Hans już ich ponazywał wedle ksiąg.

Kapelan ruszył biegiem ze swoimi osiodłanymi przyjaciółmi na Ludożerców, ale Ci zdążyli wystrzelić jeszcze dwa razy, nim twarde kopie ugrzęzły w jeszcze twardszych cielskach. Gdy doszło do zwarcia, von Hallervoden nie miał już połowy ludzi. O włos wygrał potyczkę, ale ogry dopiero się rozgrzewały, natchnione obecnością wodza stały niewzruszone. Kolejna wymiana ciosów i albo Ludożercy uciekają, albo kapelan dostaje jeszcze na bok rydwan i kończy się główkowanie.

Zakonnik miał szczęście. Z dwóch powodów. Flankę osłoniły Skinki, które rzuciły się pod koła rydwanu. Padły wszystkie, ale uratowały paręnaście sekund i odciągnęły uwagę przygłupawego woźnicy. Właśnie ten czas dał zwycięstwo. Ogrze bestie nie przebiły się przez ciężkie pancerze od krasnoludzkich płatnerzy, co więcej miały już wyrwę w szeregu. Zostali zarąbani w odwrocie, choć konali długo, ciesząc się pełnymi brzuchami. Kawalerzystów zostało raptem dwóch. Plus zakonnik.

Ogrzy władca porwał się na Skinki, stacjonujące przed halabardami. Nabrał takiego rozpędu, że dopędził głównego regimentu ludzi, który nieustannie wycofywał się na widok szkaradnego wagonu intruzów. Masakra to za małe słowo, by oddać ogrom strat w ludziach. A mieli jeszcze nie dobiec! Z czterdziestu przeżyło parunastu. Von Treskow zatknął sztandar armii w ciele ubitego ogra i bronił swego życia rąbiąc jak furiat. Do tej pory nie udało się ustalić kronikarzom, jakie bluzgi, uprzejmości, prośby i groźby miał przekazać garstce Halabardników sformowanej na kształt koła wokół sztandarowego armii, która ustała to piekło. Kolejne paręnaście sekund życia więcej.

Straż Świątynna stała i czekała. Nie wiedzieli, czy przyjadą słonie, czy nadciągnie wagon zza bagien, wybrali więc postawę asekuracyjną, czekając na dwie szarże jednocześnie. Jeden z oddziałów skinków uciekał przez pole bitwy, a gonił go... pies. Gonił gonił, aż dogonił. Miecznikom przypadł zaszczyt bycia pożartym przez jakieś spuszczone z łańcucha bezpańskie, ślepe wynaturzenia natury, które wychynęły z tyłu pagórka. Nie było mowy o próbie powstrzymania potwora, gdyż żadnego z ciosów nie udało się zebrać na tarcze. Klęska.

Gdy tak wszyscy radośnie czekali, gdy rydwan wjechał do jeziora, gdy von Treskow uczył ogrów robienia salta, doszło do próby rozerwania lewej flanki sojuszników. Po Miecznikach przyszła kolej na Saurusów, choć o tych zadbał lewitujący żaboczarodziej i przerobił ich łuski na kamień. Przeżyli szarżę mamutów, ich jeźdźców oraz jednego z dwóch pożeraczy ludzi, wgryzającego się z prawej flanki. A nim się wszyscy obejrzeli do góry, przykryła ich przepiękna kometa, wybijająca parunastu Jaszczurów, dwa mamuty i dwóch pożeraczy szpiku. Kto był autorem tej niespodzianki? Według kronikarzy któryś z niepokornych, ogrzych magów. Saurusi, nieustannie wzmacniani przez Slanna oraz jego telepatyczne inkantacje przeżyli aż do końca, choć po drodze zostali raz wskrzeszeni. Widać było tylko sztandar i jegomościa z rogami na głowie kontra dwóch "kawalerzystów". Gdy Slann zajrzał w przyszłość i upewnił się, że wagon z mocno osłabionym czarodziejem (kara za haniebne sztuczki!) stanie za bagnem i nie przekroczy go, posłał tam ostatni oddział Skinków, które ściągnęły jeszcze dwóch intruzów, zaś Straż Świątynna z przekąsem wpadła na bok mamutów. Zdaje się, że nie w głowie im były próby oswojenia zwierząt, gdyż pod halabardy szło wszystko, co popadnie. Głowy pospadały, sztandar zdobyty. I tylko Hans von Hallervoden walczący po pas (konia, a konie to mają pas?!) w wodzie z niemal rozstrzaskanym rydwanem wskazywał, że coś się jeszcze dzieje.

---
Von Treskow trwał na granicy świadomości, choć jego noga po odłączeniu żyła własnym życiem dziesięć metrów dalej, a którą to nogą zabawiał sie właśnie Rumcajs, ulubiony kundel ogrzego herszta. To, że konał jako ostatni, jak przystało na kapitana, wcale nie napawało go optymizmem. Leżał plackiem, gdzieś pomiędzy tłustymi cielskami ogrzych wieprzków i swoich chłopaków, którzy wyglądali jak po zderzeniu z czołgiem. Słyszał jakiś bulgoczący dźwięk. Zbliżał się rzeźnik, pragnący dokonać przeszczepu jelita. Nagle padł strzał z muszkietu...

Bitwa zakończyła się minimalnym zwycięstwem Ogrów: 11-9 :) Zasady podręcznikowe + liczenie połówek/uciekających, Uwaga Panie! od najcięższych zaklęć. Zdjęć brak, ponieważ nie fotografowaliśmy starcia.

Awatar użytkownika
Grolshek
Administrator
Posty: 7842
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Grolshek »

=D> =D> =D> Szkoda że bez fotek...
Spróbuj lepszej gry: boltaction.pl

Awatar użytkownika
Okoń
Masakrator
Posty: 2336
Lokalizacja: Oleśnica

Post autor: Okoń »

Bardzo ciekawie i zajmująco opisana bitwa z perspektywy imperialisty, dobrze się czytało. Dobra robota! =D>
Obrazek

Awatar użytkownika
Silverbolt
Chuck Norris
Posty: 428
Lokalizacja: Włocławek

Post autor: Silverbolt »

Kraggo jak zwykle fajny raporcik szkoda że tym razem bez fot ale i tak dobrze się czyta :)
Obrazek

Awatar użytkownika
General Baga
Kradziej
Posty: 921
Lokalizacja: AjWajHajm/ True Legion

Post autor: General Baga »

fajne =D> =D>
I nigdzie w życiu nie wyjadę
Mnie u siebie horoszo
Na inne kraje lachę kładę
Tam w kieliszkach wyższe dno
Tu chcę umrzeć w kraju cnót

Awatar użytkownika
Noire
Mudżahedin
Posty: 245

Post autor: Noire »

Fajny zgrabny raporcik.
PK w sumie jest takie samo jak PVP tylko jesteś czerwony i wszyscy chcą Cię zabić

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

Dobrze się czytało. Mignęło gdzieś parę kulawych zdań, ale to nie ma znaczenia. :)

Morok

Post autor: Morok »

Fajne szkoda że takie krótkie

ODPOWIEDZ