IX Kompania: List z frontu

Niekulawy język oraz zdjęcia mile widziane!

Moderator: RedScorpion

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

IX Kompania: List z frontu

Post autor: Kordelas »

polecam do lektury: https://www.youtube.com/watch?v=tR-CTBRH-fA



"Kochana Merry
Pisząc ten list, jak przy każdym poprzednim błagam Jedynego, by dotarł do Ciebie. W tym piekle wywołanym grzechami niewiernych tylko myśl o ponownym ujrzeniu Cię oraz żarliwa wiara pozwala mi wytrwać. Boję się... boję się każdego dnia, że Jedyny zasądzi mój koniec. Boję się, bo każdy cholerny dzień na tych bezkresnych zgliszczach oddala mnie od Ciebie...
Nasza kompania została wysłana, by sprawdzić kolejną strefę ruin miasta Al-Zarren. Posępne miejsce - pełne gruzu, pyłu i zgliszcz dawnej cywilizacji. Tyle ulic, ścian, ruin... widząc to, aż strach pomyśleć jak wielki był ich grzech, że gniew Jedynego spadł na nich tak bezlitośnie. Morowe powietrze wbija się w moje nozdrza. Chłód ogarnia moje ciało, karabin z dnia na dzień coraz bardziej mi ciąży, a ciemność w ten najstraszliwszy sposób pobudza moje myśli...

Od kilku dni rozkaz jest niezmieniony "Kompania, naprzód marsz!". Mimo wszechobecnej ciszy i nieprzerwanego morza gruzu ufam swojemu dowódcy. Porucznik Gerard Krugger. Żelazny człowiek. Różni się od wszystkich kapelanów, których dane nam było spotkać, droga Merry, w naszej małej osadzie. Nie jest rosły. Jednak jego nurtujący wzrok przeszywa nasze dusze, a ponure, blade oblicze budzi szacunek. Nie wykrzykuje litanii, nie udziela spowiedzi. Naszą pokutą jest służba. I tak jego wciąż przekrwione oczy pełne są stłumionego szaleństwa, a szorstki głos sprawia, że nikt z nas nie odważy się mu sprzeciwić. Nie wyraża zgody, aby ktokolwiek, spoza jednostki, z nami działał. Zarówno cywili, jak i wszelkich zelotów szukających śmierci w walce odsyła dalej.

Mimo, że w ruinach Al-Zaaren oprócz nas samych czuć jedynie obecność dusz tych, którzy w cierpieniu tu zginęli, wciąż maszerujemy z bronią gotową do walki. Zagrożenie jest rzadkie, ale nadchodzi całkowicie niespodziewanie. Tak jak zeszłego poranka...
Nie spałem. W ogóle ostatnio rzadko sypiam. Może to przez mroźne powietrze...albo grozę tego wielkiego cmentarzyska. Całą noc spędziłem z zamkniętymi oczyma, pogrążając się w myślach... Myślę o Tobie oraz o nadchodzącym blasku Jedynego, żywiąc nadzieję, że ten koszmar niedługo się skończy. Muszę udawać, że śpię, kochana Merry. Porucznik brak snu mógłby źle odebrać...porucznik nie toleruje słabości. Jak mówi: "Słabości pojedyńczego żołnierza osłabiają kompanię, osłabiona kompania wpływa negatywnie na działanie pułku, a to z kolei urąga całej brygadzie co skutkuje osłabieniem potęgi Delarii." Nagle z tego stanu półsnu wybił mnie donośny okrzyk Brunona - naszego sierżanta. "Zająć pozycje! Kierunek wschód!" wrzasnął komendę i mechanicznie rzuciłem się za stertę gruzu w obranym kierunku, już dawno wyćwiczonym ruchem odbezpieczając karabin, tu...na froncie...nie ma czasu na zastanawianie się...ci którzy tego nie zrozumieli szybko polegli, często przez ułamki sekundy, Merry...ułamki sekundy i BACH! trup. Reszta zresztą uczyniła podobnie. Strzał którego spodziewaliśmy się nie nadszedł. Cisza znów opanowała nasze głowy wypełniając je setkami niespokojnych myśli. Wszyscy leżeli oprócz porucznika, ten stał wyprostowany opierając się o ścianę, oddzielającą go od zagrożenia. Każdy z nas spoglądał na niego, czekaliśmy... porucznik patrzył bez emocjonalnie przed siebie wyciągając powoli pistolet z kabury. Oh, Merry! Gdybyś Ty widziała broń Gerarda Kruggera! Rusznice, których używa się u nas do polowań i ta broń to jak patyk i ceremonialne ostrze proboszcza!- W końcu jednak wydał rozkaz sierżantowi "Na moją komendę ogień zaporowy w budynek C32, kierunek wschód!" rzekł wtedy twardym głosem. "Żołnierze! Przygotować się do skoku! Maski włóż!" porucznik Krugger warknął do nas cały czas patrząc przed siebie. Wiedzieliśmy, że raczej nie musimy spodziewać się zagrożenia gazowego, jednak dowódca zawsze przed atakiem kazał nam założyć maski przeciwgazowe. Musisz wiedzieć moja najdroższa, że człowiek w masce traci człowieczeństwo. Bez emocjonalne oblicze budzi we wrogach strach i niepewność, a nasze własne słabości nie jawią się przed przeciwnikiem. Do tego okropne uczucie ucisku i pot sprawia, że czym prędzej chcemy zarżnąć wroga, by to zakończyć. Zupełnie jak szczute zwierzęta, które chodziliśmy oglądać w Święto Eksplozji, torturowane, by pobudzić w nich agresję wobec przeciwnika...zupełnie jak zwierzęta... zabić...lub być zabitym, kochana Merry...a ja nie mogę umrzeć, nie mogę...

"Żołnierze!" wykrzyknął porucznik Gerard Krugger do swoich szturmowców, do nas!...i ma dusza zapłonęła jak za każdym razem przed tą komendą, to uczucie...duma, że zaraz staniesz się orężem Jedynego, a zarazem strach przed najochydniejszym bólem wojny. "Do szturmu! Biegiem! MARSZ!" ryknął porucznik wzdłuż naszej linii i nie czekając rzuciliśmy się naprzód słysząc do tego przenikający nasze dusze i uszy dźwięk gwizdka. "Bóg!" wykrzyknął ktoś obok mnie drżącym głosem, po czym widziałem tylko kątem wizjera jak gruba strzała wbija się w jego ramię powalając go na ziemię w akompaniamencie okrzyków bólu. Nim odwróciłem wzrok znów na budynek C32, usłyszałem trzy krótkie gwizdki i momentalnie zadudniło mi w uszach. Potężna seria CKM-u zaczęła zasypywać jego ściany,a ja nie czekając pociągałem za spust starając się skierować lufę w stronę okien, z których co chwilę wypuszczano czarne strzały. Jak sama wiesz, Merry, zawsze miałem dobre oko, umiałem celnie strzelać...jednak tu...na froncie, nie ma to znaczenia. W chaosie walki moje ręce drętwieją, oczy łzawią,a łeb szarpany jest najokropniejszym stresem. Ból psychiczny często jest równie bolesny, jak ten który nadchodzi z rąk tych kurwiów z drugiej strony.

"Żołnierz! Powstań, kurwa! To tylko draśnięcie!" wrzask porucznika przebił się przez huk CKM-u. Wszędzie poznam ten głos, moja kochana, tak jak dziecko zawsze pozna głos swej matki...no...tu, prawda, jest nieco inaczej. Nim się zorientowałem biegłem pierwszy i po oddaniu następnego strzału, nie myśląc już nawet czy celuję w okno, przyparłem do ściany tuż obok drewnianych drzwi, a zaraz po mnie uczyniło to kilku kolejnych szturmowców ustawiając się po kolei za mną, tak jak nas szkolono. Widziałem jedynie posępne maski gazowe, lecz wiedziałem, droga Merry, że oni czują dokładnie to samo co ja - strach. Wszechobecny strach i kołatanie serca. "Bagnet na broń!" wykrzyknął nasz oficer oddając strzały w okna, gdzie nie byliśmy w stanie ujrzeć wroga. Na rozkaz wykonałem procedurę, towarzysze za mną też, jednak najmłodszy z nas, Juri nie mógł drżącymi dłońmi nałożyć ostrza na karabin. Herr Krugger widząc to wyrwał mu karabin i pchnął go na ścianę "Żołnierz! Baczność!" wrzasnął rzucając mu znów karabin, lecz Juri nie reagował. Porucznik chwycił go za płaszcz i przycisnął do ściany wbijajać swój przekrwiony wzrok w wizjer maski gazowej. "Żołnierz Juri do cholery! Bagnet na broń!" warknął i Juri w końcu przełamał się wykonując polecenie. Musiał się przemóc Merry...musiał... "Żołnierze! Na moją komendę! Do szturmu!" wykrzyknął dowódca zdartym głosem, po czym potężnym kopnięciem wyważył drzwi i natychmiast cisnął w otchłań granat. Wszyscy odwróciliśmy się, gdy wybuch uniósł wokół chmurę dymu, lecz już po chwili nie czekając ruszyłem do środka. Bałem się...umierałem ze strachu, moja kochana...ale nie było innej drogi.

Wpadliśmy do środka. Tumany dymu sprawiły, że poruszałem się jak w gęstej mgle, co z półmrokiem budynku (podobnym do tego, który znamy ze wstrzymań dostaw prądu za grzechy) powodowało niemal zerową widoczność. CKM ucichł, a ja słyszałem jedynie kroki moich towarzyszy i kołatanie własnego serca. I nagle wróg! Wysoki i smukły mężczyzna, w dziwnym ubraniu i chuście na twarzy rzucił się na mnie z gniewem w oczach wybiegając z tumanów kurzu, lecz nim zdążył cokolwiek zdziałać swym krótkim nożykiem, mechanicznie moje ręce szarpnęły bronią i zajechałem mu w gładką mordę kolbą karabinu słysząc odgłos łamanej szczęki, a dwóch żołnierzy z oddziału momentalnie wpakowało mu bagnety w korpus powalając go na ziemię, po czym jeszcze kilka razy dźgając go w brzuch. Okropny widok...paskudny widok, kochana Merry. Zmasakrowali go tam wijącego się w konwulsjach, do ostatniej chwili szarpiącego się panicznie, gdy wypruwali mu ostrzami flaki. Wybacz mi, kochana, ale muszę... muszę to z siebie wyrzucić, na boga! Omal nie zwymiotowałem, ale nie był sam, chwilę po tym usłyszałem tylko świst strzały i jeden z tych, którzy przed chwilą roznieśli napastnika na bagnetach padł na ziemię w posoce krwi i paskudnym chrząkaniu rozszarpanej szyi. "Zarżnąć ich!" ryknął porucznik gdzieś w pomieszczeniu i nie czekając kilku z nas wypaliło w kierunku skąd nadeszła strzała, po czym rzuciliśmy się tam wprost do walki wręcz z napastnikami. Widziałem tylko jak kilku z naszych wypada z chmury dymu z porucznikiem Kruggerem na czele i rzuca się na kilku równie wysokich mężczyzn uzbrojonych w dziwną broń. Zdążyłem zobaczyć jedynie jak ojcu porucznikowi udało się wjechać w jednego butem łamiąc mu kolano, by natychmiast potem z wielką brutalnością uderzyć jego czaszką o ścianę i nim ten jeszcze upadł wywalić mu kilka strzałów w brzuch. Co to było Merry...to nie była walka... to była brutalna egzekucja... wtedy coś strasznie ciężkiego uderzyło w mój hełm i nim się zorientowałem leżałem na podłodze. Nie mogłem się ruszyć. Przenikliwy ból ogarnął moje ciało, a potylica zaczęła mnie niemiłosiernie kłuć. Już żegnałem się z życiem, droga Merry...mój wzrok ogarnęła mgła i łzy...słyszałem stłumione wrzaski...bagnety błyszczały nade mną, a Delaryjskie mundury przeplatały się z cieniami wrogów co chwilę padając w posoce krwi...umierałem...

Moja kochana Merry... to nie był ten dzień... Jedyny nie wskazał mnie jako następnego, Jedyny zadecydował, że mam pokutować dalej. Poczułem jak ktoś mną szarpnął szemrząc coś pod nosem i gdy otworzyłem oczy wielką poczułem ulgę, gdy był to Juri. Mówił coś o zwycięstwie, ale już nie pamiętam dokładnie. Nie miałem już na gębie tej okropnej maski i już chciałem wziąć haust świeżego powietrza, gdy ostry zapach trupów uderzył w moje nozdrza,a ja wróciłem do tego piekła...wokół było pełno poległych, zarówno moich towarzyszy, jak i tych podejrzanych skurwieli. Sierżant Brunon odezwał się wtedy do mnie, to było jakoś: "Żyjecie, Karl? Elfie pizdy was nie sięgły? Hę?" spojrzałem na siedzącego na zabitym przeciwniku sierżanta w zakrwawionym, szarym mundurze, który patrzył na mnie ze swym szaleńczym uśmieszkiem i czyścił ten swój CKM. Nic mu nie odpowiedziałem, Merry. Ten jego parszywy uśmieszek, pogarda dla zwłok wroga, wręcz radość z rzezi...nie, z takimi lepiej nie rozmawiać. Ale już wiedziałem przynajmniej od tego szaleńca z kim walczyliśmy - elfy...nigdy nie widziałem elfa, a teraz musiałem ich zabijać! Cóż to za istoty, Merry! Szlachetne, dumne oblicza...ta broń...nie mogę zrozumieć czemu takie istoty odwróciły się od Jedynego...

Musiałem opuścić to pomieszczenie, było tam pełno zmasakrowanych ciał, poszarpanych mundurów, zakrwawionej broni i kałuże krwi zmieszanej z różnymi okropnymi cieczami, które wydala organizm w czasie tak brutalnego zgonu. Okropieństwo, Merry...Czym prędzej kierowałem się do wyjścia, gdy do środka wkroczył sam porucznik... wszyscy momentalnie stanęliśmy na baczność. Musiałem wytrzymać wszelkie odruchy, Merry. Oficer stanął przed nami i zanim przemówił, ściągnął z głowy czapkę i odgarnął na bok pełne potu i zaschniętej krwi ciemne włosy. Gdybyś go widziała, ukochana... stał przed nami wyprostowany, w brudnym mundurze pośród trupów własnych żołnierzy, lecz nadal wyglądał dumnie, jak prawdziwy żołnierz Jedynego... właśnie przez takie momenty...pełne powagi, opanowania i determinacji.... mówią na niego Żelazny Porucznik. W końcu wydał krótką komendę "Oddzielić żołnierzy IX Kompanii od nieludzi. Zwłoki spalić." I zaczęło się... gdy dowódca kierował się do wyjścia, jeden z naszych, bardzo żarliwej wiary człowiek z północy, mruknął bowiem, że nie wolno spalić zwłok bez dnia czuwania,i mimo że miał racje, śmiał podważyć rozkaz...a w IX Kompanii nie wolno podważać rozkazów...nigdy... . Sierżant wrzasnął na niego, lecz ten znów zaczął mówić coś o obrządkach. Sierżant Brunon złapał go za ramię i warknął, że zaraz ukaże go za niesubordynację, lecz ten nie zwracając uwagi na agresję Brunona uniósł się wiarą i dalej wyrażał sprzeciw. Gerard Krugger...bowiem i tak każdy wiedział, że on podejmie decyzję, podszedł powolnym krokiem do naszego nieszczęsnego towarzysza i zapytał swym chłodnym i zdartym od rozkazów głosem. "Czy chcecie wnieść skargę, żołnierzu?" na co Hans (bo tak miał na imię nasz pobożny towarzysz, tak jak nasz wuj zresztą, Merry) już nie takim pewnym głosem odparł "Obrządek pogrzebowy nakazuje czuwanie nad zwłokami dzień, zanim będzie mozna je spalić! Pogrzebmy je! Wielki Prorok jasno to określił! Jedyny tego od nas chce, ojcze poruczniku!" wtedy nasz oficer natychmiast odparł mu szorstko, że nie mamy czasu i ma wykonać rozkaz...i wtedy stały się rzeczy, które całkowicie nas otumaniły. Hans bowiem...nieszczęsny Hans uniósł dłoń w geście "proroczym" i wykrzyknął "Tylko Bóg o tym decyduje!" i nim zdążył powiedzieć coś jeszcze potężny cios Żelaznego Porucznika złamał mu szczękę. Hans runął na ziemię i próbował jeszcze w błagalnym jęku ratować życie, "JA TU JESTEM BOGIEM!"... wrzasnął Krugger i błyskawicznie dobytym pistoletem wypalił w głowę nadgorliwego Hansa... zatkało nas...wszyscy milczeliśmy...nawet sierżant Brunon wpatrzony w ojca porucznika nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa. "Wykonać rozkaz..." rzekł wtedy do nas chłodno Krugger, po czym opuścił pomieszczenie... Merry... kobieto najdroższa...nawet pisząc to moje ręcę drżą...kapelan...oficer armii Delaryjskiej...on decyduje o naszym życiu...on ma legalne prawo je odebrać...on nas sądzi i on wykonuje egzekucje...on dowodzi... ale...ale...on określił się bogiem...
Kocham Cię...muszę kończyć już ten list, bo zaraz ruszamy dalej! Tęsknię i modlę się każdego dnia do Jedynego, aby nasza kompania wróciła do placówki...wróciła do domu...wyszła z piekła...
Szturmowiec Karl, IX Kompania Szturmowa, 3. Brygada Mocarstwa Delarii"

-Ehh, a ten znowu to samo... może w końcu trzeba wymierzyć mu karę, ojcze poruczniku?- rzekł łysy żołnierz w mundurze z dystynkcjami sierżanta do stojącego nad nim oficera. Kapelan o ponurym obliczu chwycił list i odparł -Nie...pisz...- sierżant wyciągnął z torby niezapisaną kartkę, po czym zamoczył przerdzewiałe pióro w ciemnej, smolistej cieczy. Oficer w stopniu porucznika zgniótł list,i zaczął dyktować nowy tekst:
"Droga Merry
Przebywamy na północy. Z każdym dniem robi się coraz zimniej, ale na szczęście niedługo wracamy do placówki. Nocą śpimy i pełnimy warty. W oddziale spotkałem kilku porządnych ludzi. Dobrze jadam, modlę się za Was. Co dobrego w domu?
Ściskam
Szturmowiec Karl, IX Kompania Szturmowa, 3. Brygada Mocarstwa Delarii"


Zdjęcia z frontu:
Obrazek
IX Kompania Szturmowa w czasie szturmu na budynek C32

Obrazek
IX Kompania Szturmowa, chaos walki
Ostatnio zmieniony 22 lis 2015, o 19:19 przez Kordelas, łącznie zmieniany 2 razy.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Przeepicki pomysł na czarnobiałe zdjęcia z frontu figurkowego.

Ale akapitów waść używaj winycj bo oczy zaczną forumowiczom krwawić

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

GrimgorIronhide pisze:Przeepicki pomysł na czarnobiałe zdjęcia z frontu figurkowego.

Ale akapitów waść używaj winycj bo oczy zaczną forumowiczom krwawić
Sry, na forum Afterglowa nie jest tak szeroko :D

Jakie czarno białe zdjęcia? Czarny podkład i drybrush szarym na wszystko :mrgreen: :mrgreen:
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

ODPOWIEDZ