Więzy rodzinne, czyli dlaczego każdy jest banitą :)
Więzy rodzinne, czyli dlaczego każdy jest banitą :)
To dziwne. Większość osób i ich historie przedstawiały się następująco:
"Bla bla bla coś tam złego się stało bla bla bla wypędzili bla bla bla szukam przygody/zarobku."
Przecież wspaniale mieć żonę, gromadkę dzieci, kochających rodziców czy rodzeństwo. Dlaczego więc wszyscy wybierają drogę samotności?
A jak to się ma w waszym przypadku? Żona/Mąż czeka z obiadem czy też wracacie po kolejnych przygodach do 8 kotów i 13 psów?
"Bla bla bla coś tam złego się stało bla bla bla wypędzili bla bla bla szukam przygody/zarobku."
Przecież wspaniale mieć żonę, gromadkę dzieci, kochających rodziców czy rodzeństwo. Dlaczego więc wszyscy wybierają drogę samotności?
A jak to się ma w waszym przypadku? Żona/Mąż czeka z obiadem czy też wracacie po kolejnych przygodach do 8 kotów i 13 psów?
Problem jest chyba w tym, że to trochę podcina skrzydełka podróży, ogólnie jaki mąż/żona zostawił-/a by swojego partnera i udał się na drugi kraniec Imperium, są inne o wiele bardziej bezpieczne sposoby zarobienia by wyżywić rodzinę, bo zakładam że przypadek porzucenia rodziny jest tarktowany jak samotność.
czasami moje postacie miały rodzeństwo, rodzinę ale to zawsze było tak że,
"pewnego dnia związał worek z prowiantem i wyszedł z domu... i nigdy już nie wrócił"
czasami moje postacie miały rodzeństwo, rodzinę ale to zawsze było tak że,
"pewnego dnia związał worek z prowiantem i wyszedł z domu... i nigdy już nie wrócił"
- Skavenblight
- Naczelna Prowokatorka
- Posty: 6092
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Moja Vakkra pieska zabiera ze sobą - szanujący się szczurołap musi mieć psa, najwierniejszego przyjaciela
Ja generalnie gram niepokorną krasnoludką, która woli walczyć, niż spełniać stereotypowe obowiązki kobiety. I niespecjalnie się ucieszyła, jak ją chcieli wydać za 40 lat starszego faceta, więc uciekła. Że dodatkowo nienawidzi skavenów z powodu złych przeżyć we wczesnej młodości, to została szczurołapem. Ot, zwykła kolej rzeczy.
Trudno mieć rodzeństwo, będąc krasnoludem. Męża też trudniej znaleźć, jeśli nie szukają go owi "kochający rodzice"
Ja generalnie gram niepokorną krasnoludką, która woli walczyć, niż spełniać stereotypowe obowiązki kobiety. I niespecjalnie się ucieszyła, jak ją chcieli wydać za 40 lat starszego faceta, więc uciekła. Że dodatkowo nienawidzi skavenów z powodu złych przeżyć we wczesnej młodości, to została szczurołapem. Ot, zwykła kolej rzeczy.
Trudno mieć rodzeństwo, będąc krasnoludem. Męża też trudniej znaleźć, jeśli nie szukają go owi "kochający rodzice"
Takie rzeczy to w realuPrzecież wspaniale mieć żonę, gromadkę dzieci, kochających rodziców czy rodzeństwo.
Hehehe mi sie w "realu" do takich rzeczy nie śpieszy Chodziło mi raczej o to, że dzięki takim smaczkom postać nabiera rumieńców a nie o granie w: The Sims - WarhammerSkavenblight pisze:Takie rzeczy to w realuPrzecież wspaniale mieć żonę, gromadkę dzieci, kochających rodziców czy rodzeństwo.
-
- Chuck Norris
- Posty: 482
Ave
Moja postać wyruszyła z domu, bo po prostu nie lubiła biedy ( ojciec robotnik a matka kucharka) więc raz stwierdziła " ja idę po prawdziwe pieniądze a nie te szylingi" i zaczęła kraść więzy rodzinne, dobry pomysł na przygodę, venndeta i te sprawy
Moja postać wyruszyła z domu, bo po prostu nie lubiła biedy ( ojciec robotnik a matka kucharka) więc raz stwierdziła " ja idę po prawdziwe pieniądze a nie te szylingi" i zaczęła kraść więzy rodzinne, dobry pomysł na przygodę, venndeta i te sprawy
Zawsze można to fajnie wykorzystać
Nie ma to jak potężny wróg, któremu drużyna udaremniła knowania, a który to w akcie zemsty porywa ukochaną małżonkę i żada wykonywania jego poleceń
Fajnie jest być kimś więcej niż tylko zabijaką. Ja co prawda nie miałem rodziny, ale jako kapłan Slaanesha miałem lokalnych kultystów oddających mi cześć - to prawie jak miłość I też MG wykorzystywali to perfidnie np. jeden kult został rozbity przez śmieciuchy od Sigmara i całkiem przypadkiem padło tam moje nazwisko. Teraz jak zabić ludzi, którzy coś o mnie wiedzieli (przetrzymywani w twierdzy na czas tortur) jednocześnie tłumacząc drużynie, że jesteśmy na ważnej misji i trzeba uratować niewinnych ludzi To była świetna przygoda. MG mógł na nią wpaść tylko dzięki temu, że miałem coś więcej niż parę sandałów.
Podsumowując - fajnie jest gdy każda przygoda nie zaczyna się w karczmie od wejścia kilku niziołków potrzebujących pomocy
Nie ma to jak potężny wróg, któremu drużyna udaremniła knowania, a który to w akcie zemsty porywa ukochaną małżonkę i żada wykonywania jego poleceń
Fajnie jest być kimś więcej niż tylko zabijaką. Ja co prawda nie miałem rodziny, ale jako kapłan Slaanesha miałem lokalnych kultystów oddających mi cześć - to prawie jak miłość I też MG wykorzystywali to perfidnie np. jeden kult został rozbity przez śmieciuchy od Sigmara i całkiem przypadkiem padło tam moje nazwisko. Teraz jak zabić ludzi, którzy coś o mnie wiedzieli (przetrzymywani w twierdzy na czas tortur) jednocześnie tłumacząc drużynie, że jesteśmy na ważnej misji i trzeba uratować niewinnych ludzi To była świetna przygoda. MG mógł na nią wpaść tylko dzięki temu, że miałem coś więcej niż parę sandałów.
Podsumowując - fajnie jest gdy każda przygoda nie zaczyna się w karczmie od wejścia kilku niziołków potrzebujących pomocy
- Skavenblight
- Naczelna Prowokatorka
- Posty: 6092
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
A i owszem. Ale wyobraź sobie krasnoludkę z mężem, którego porywa jakiś wróg - chyba by zabójcą trolli został, jakby go musiała żona ratować
Ale rozumiem, że facetów kręci ratowanie ukochanych kobiet
Jedna moja graczka - ta od wampirzycy i elfki, ale teraz opowiem o innej jej postaci, ludzkiej najemniczce - znalazła sobie kochanka. Traktowała go mniej więcej tak, jak swego ówczesnego faceta, toteż po wieeelu przygodach, kiedy zawędrowali do portowej tawerny, kochanek po kolejnej kłótni, złośliwych docinkach i próbie wzięcia pod pantofel kazał jej spadać na szczaw. Zakochał się w ślicznej, szesnastoletniej służącej, wcieleniu niewinności. Początkowo jeszcze utrzymywał kontakty z Aniką [tak się nazywała postać mojej koleżanki], tj. pomagał jej w wykonaniu misji, ale na koniec oznajmił jej, że się żeni z Julią i do widzenia. Koleżanka była na mnie wściekła, ale stwierdziłam, że jak chce facetem pomiatać, to swoim, a nie moimi BNami
W końcu jednak się z tym pogodziła i zaczęła niezobowiązująco sypiać z jakimś Kislevitą. I tak lepiej, niż jak kiedy grała elfką [ale pierwszą, co to jeszcze obie nie wiedziałyśmy za dużo o RPG] i zachciewało jej się, do jasnej cholery, trójkącików z osobami różnych płci ta dziewczyna była niewyżyta
Ale rozumiem, że facetów kręci ratowanie ukochanych kobiet
Jedna moja graczka - ta od wampirzycy i elfki, ale teraz opowiem o innej jej postaci, ludzkiej najemniczce - znalazła sobie kochanka. Traktowała go mniej więcej tak, jak swego ówczesnego faceta, toteż po wieeelu przygodach, kiedy zawędrowali do portowej tawerny, kochanek po kolejnej kłótni, złośliwych docinkach i próbie wzięcia pod pantofel kazał jej spadać na szczaw. Zakochał się w ślicznej, szesnastoletniej służącej, wcieleniu niewinności. Początkowo jeszcze utrzymywał kontakty z Aniką [tak się nazywała postać mojej koleżanki], tj. pomagał jej w wykonaniu misji, ale na koniec oznajmił jej, że się żeni z Julią i do widzenia. Koleżanka była na mnie wściekła, ale stwierdziłam, że jak chce facetem pomiatać, to swoim, a nie moimi BNami
W końcu jednak się z tym pogodziła i zaczęła niezobowiązująco sypiać z jakimś Kislevitą. I tak lepiej, niż jak kiedy grała elfką [ale pierwszą, co to jeszcze obie nie wiedziałyśmy za dużo o RPG] i zachciewało jej się, do jasnej cholery, trójkącików z osobami różnych płci ta dziewczyna była niewyżyta
No ale na przykład porywają ci ukochanego psiaka
Co do ratowania krasnoluda małżonka, to przygody nie muszą sprowadzać do ratowania fizycznego, ale np. jego klan wpadł w poważne tarapaty i drużyna zaprzyjaźniona z jego żoną chce mu pomóc. Pomysłów na przygody są tysiące, najtrudniej jest zacząć - "zachęcić" graczy do wspólnego działania Potem zawsze jest z górki
Co do twojej niewyżytej koleżanki - czy miała chociaż podstawy do takich zachowań w grze, czy po prostu odreagowywała "jakieś" frustracje?
Co do ratowania krasnoluda małżonka, to przygody nie muszą sprowadzać do ratowania fizycznego, ale np. jego klan wpadł w poważne tarapaty i drużyna zaprzyjaźniona z jego żoną chce mu pomóc. Pomysłów na przygody są tysiące, najtrudniej jest zacząć - "zachęcić" graczy do wspólnego działania Potem zawsze jest z górki
Co do twojej niewyżytej koleżanki - czy miała chociaż podstawy do takich zachowań w grze, czy po prostu odreagowywała "jakieś" frustracje?
- Skavenblight
- Naczelna Prowokatorka
- Posty: 6092
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
A jak o psa chodzi, to jak najbardziej - nie dam Orionka na zatracenie!
Jak Hak jeszcze zechce poprowadzić [wkrótce znów jedziemy w to miejsce, gdzie graliśmy], jak kolega z którym graliśmy do nas dojedzie, to może rozważę zamążpójście ostatecznie mojej postaci życzę jak najlepiej
A koleżanka - ona zawsze szukała sobie takich sytuacji, czy to grała myśliwym, najemniczką, wampirzą hrabiną czy kurtyzaną. W każdym większym mieście chodziła po burdelach i pytała, czy są jacyś faceci do wynajęcia. Ot, wścieklizna macicy.
Mimo to muszę przyznać, że ze wszystkich moich graczy najbardziej się wyrobiła i od dłuższego czasu naprawdę dobrze odgrywa swoje postacie. Z tego jestem bardzo dumna. A frustracje ma każdy z nas
Jak Hak jeszcze zechce poprowadzić [wkrótce znów jedziemy w to miejsce, gdzie graliśmy], jak kolega z którym graliśmy do nas dojedzie, to może rozważę zamążpójście ostatecznie mojej postaci życzę jak najlepiej
A koleżanka - ona zawsze szukała sobie takich sytuacji, czy to grała myśliwym, najemniczką, wampirzą hrabiną czy kurtyzaną. W każdym większym mieście chodziła po burdelach i pytała, czy są jacyś faceci do wynajęcia. Ot, wścieklizna macicy.
Mimo to muszę przyznać, że ze wszystkich moich graczy najbardziej się wyrobiła i od dłuższego czasu naprawdę dobrze odgrywa swoje postacie. Z tego jestem bardzo dumna. A frustracje ma każdy z nas
Mój niziołek siłą rzeczy coraz bardziej oddalał się od domu... ciocia Helga tak dawała się we znaki każdemu członkowi rodziny, że nie przeszkadzała mi nawet robota drwala w dość odległym lesie... potem to już poszło z górki... kto by chciał słuchać ciągle cioci Helgi i jej marudzenia?
Tak się jednakoż stało, że co w rodzinie to nie zginie i mój niziołek wielu wrogów sobie zaskarbił samym cytowaniem cioci. W końcu osiołek musiał wystarczyć za rodzinę, po której pozostały tylko zabawne wspomnienia...
Tak się jednakoż stało, że co w rodzinie to nie zginie i mój niziołek wielu wrogów sobie zaskarbił samym cytowaniem cioci. W końcu osiołek musiał wystarczyć za rodzinę, po której pozostały tylko zabawne wspomnienia...
Wartości rodzinne w warhammerze to podstawa A tak na poważnie zawsze uważałem to za strasznie krępujące mieć rodzinę w Starym Świecie, ale tak się jakoś wszystko ułożyło, że już moja druga postać ma tą niszę swojej historii porządnie zagospodarowaną - w tym częściowo w obrębie drużyny.
Ostatnio mój kumpel, pojechał do kislevu spotkać się z rodzinką. Jako, że byłem mu "coś" winien to: jego siostra otrzymała ogromny, dwupiętrowy dom w spadku po ojcu, jego brat kuźnie, a on dostał dłoń:D Ale, że to "coś" było duże, to jeszcze leśne elfy (jego znienawidzona rasa) zaczęła zajmować kislevskie lasy, a sylvania podbijała tyretoria jego ojczyzny.
No, ale pod koniec się zlitowałem i jego siostra dała mu na podróż 80 koron.
Inny miał 11 braci i ostanowili założyć firmę (12 krasnoludów - górników:)
No, ale pod koniec się zlitowałem i jego siostra dała mu na podróż 80 koron.
Inny miał 11 braci i ostanowili założyć firmę (12 krasnoludów - górników:)