Arena of Death 15 Sartosa 2

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2180
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Arena of Death 15 Sartosa 2

Post autor: Tullaris »

Dobra, sprubuje poprowadzić następną Arenę, nie wiem jednak czy będe mógł rozgrywać walki tak często jak w poprzedniej, bowiem w tym tygodniu będe miał sporo roboty, ale zobaczmy. Dobra zapraszam na moją drugą Arenę, a wogóle już pietnastą.

Więc zapraszam do pietnastej już edycji Areny: Arena of Death 15 Sartosa 2.

bez magów proszę, mumie i wampiry itp są ok ale nie będą czarować.

zasady:
1.Każdy uczestnik zgłasza swoją postać podaje: imię + krótka historyjka
skąd jest i dlaczego znalazł się na arenie na wyspie Sartosa.

uwaga: wybieramy herosa zajmującego jeden slot herosa

Dla autorów 3 najlepszych historyjek darmowa mikstura zdrowia którą przyznaję po zamknięciu listy uczestników.

postacie bez historyjek będą wykopywane z areny.

2.Następnie wybiera ekwipunek z podanych niżej przeze mnie opcji
może wybrać broń wedle odpowiadającej mu konfiguracji i stylu
walki. Broń pojedyncza, dwie bronie, dwuręczna, jedną zbroję lub bez
i jeden dodatek i jedną umiejętność.

3.Walki rozpatruje ja i piszę opisowo przebieg jej trwania na forum.


4.Zasady specjalne rasowe bohaterowie zatrzymują.
np: krasnolud ma nienawiśc do zielonoskórych i podobnie.*
**Armed to da theef nie działą jako komplikacja pewna.
**Bretońscy bohaterowie mają blessing of lady of lake
**Imperialni warrior priesci nie mają modlitw jak mumie inkantacji
**Asasini skavenów i darkelfów nie noszą zbroi cięższych niż lekka.
**Scar-veterani,mumie i wood elfy zbroja nie cięższa niż średnia.
**Demony w postaci Heraldów dopuszczone lecz nie mogą wybierać broni czy zbroi czy umiejętnosci. Mogą wybrać dodatek jednak tylko spośród piętn dostępnych oprócz malala.
**marki chaosu są dostępne jako pietna z dodatków.
**Death Hag nie nosi zbroi cięższej niż lekka.
**Ogry w postaci bruiserów i hunterów dopuszczone lecz mają albo dodatek albo umiejętność a nie oba.
**Asasin skaveński ma zawsze zapoisonowaną broń bez dodatku jak ma
w zasadach warhammera.Czyli może wziąc dodatek.
**Chaos Dwarf Hero otrzymuje bonus 1T dla tego że to krasnolud.
**Im cięższe uzbrojenie i pancerz tym trudniej nim włądać. Jakkolwiek
przynosi określone korzyści jak i określone kary.

**Wargory mogą pobrać 1 mutację z listy mutacji dostępnych
**Skink priest. skaven chief, tomb king icon bearer , wszelacy goblińscy I hobgoblińscy big bosi, gnoblarscy honcho, ludzcy kapitanowie empire i doW,paymaster i bretonia otrzymują bonusowy dodatek
**Ludzie(emp,dow,bret) mogą zamiast bonusowego dodatku mogą wybrać bonusową umiejętność
**Dragon Slayer otrzymuje bonusową umiejętność

bronie ręczne:

pazury kły ?(cos co nie używa normalnej broni ma wbudowane automatycznie)
pazury bitewne(asasini tylko)
sztylet
miecz krótki
długi miecz
rapier
topór
włócznia
młot
maczuga
czoppa
katana
gwiazda zaranna
wakizashi

bronie oburęczne:

Bastard(okreslic styl walki jednorącz bądź oburącz)
miecz dwuręczny2ws
młot Białych Wilków (tylko empire, bohater musiał służyć w Zakonie Białych Wilków)
topór oburęczny
korbacz
młot oburęczny
halabarda
kadzielnica plagi(censer)
kij
dwuręczny miecz Ilthamirowy(tylko HE)
Kula Fanatyka i halucynogen(tylko nocny goblin)

zbroje:

<brak zbroi>
lekka zbroja (skórzana etc)
średnia zbroja (kolczuga ,napierśniki,itd)
ciężka zbroja (paskowa, półpłytowa itd)
Pancerz Ilthramirowy(tylko High elfy)
pełna płytówka/gromrill/chaos(tylko dw,em chaos)
tarcza
Płaszcz z łusek morskiego smoka (tylko DE, bohater musiał wcześniej służyć jako Korsarz)
Lwi płaszcz (tylko HE bohater musi służyć jak biały lew)

*określone bronie mają rózne bonusy i ew minusy.Niektóre komponują się ze sobą używane razem ze sobą. Np dwa krotkie miecze. Inne mogą dawac okreslony bonus normalnie a dodatkowy kiedy są noszone jako jedna broń bez innej i bez tarczy. Np włócznia.
*różne dodają różne bonusy i minusy. Lekka wcale nie znaczy gorsza, a brak zbroi równierz ma swoje istotne zalety.

dodatki i gadżety:

amulet ochronny
bicz(zamiast drugiej broni lub tarczy, zakaz dwuraków))
błogosławiona broń
bomby błyskowe
bomba kwasowa
bomba paraliżująca
duszki lasu(WE)
eliksir refleksu
eliksir odurzający
eliksir ze spaczenia (skaveni tylko)
grzyby szalonego kapelusznika(nocne gobliny tylko)
hełm
ikona sigmara (Empire)
kolce na broni/zadziory
kusza pistoletowa
mikstura zdrowia
mięso trolla (tylko gobliny)
mikstura siły(duża)
mikstura precyzji(duża)
mikstura odpornosci(duża)
mistrozwska zbroja
mistrzowska broń
noże do rzucania
2xpistolet(tylko emp,sk,dw)
piwo bugmana xxxxxx(tylko krasnoludy)
pierścień ochrony jadowej
piętno khorna
piętno tzentcha
piętno nurgla
piętno slanesha
piętno Malala
płaczące ostrza
płonąca broń
przeklęta broń
sieći
stymulat
trucizna jadowa
trucizna czarny lotos(DE)
umagicznienie broni
woda swięcona
wyostrzenie broni

cechy i umiejętności:

agresywny
berserker
biegły w broni
błogosławiony pani jeziora (tylko bretonia)
chwytny ogon z nożem (skaveni)
cnota rycerskiego paladyna (bretonia tylko)
defensywny
dobry refleks
leśne błogosławieństwo
wyszkolony
ekspert w walce
mięśniak
kensai (tylko dla Kapitana DoW, bohater musi pochodzić z Nippoiu)
odważny
precyzja w uderzeniu
szermierz(imperium)
szczęściarz
tarczownik(wymagana tarcza)
twardziel
twardogłowy
zabójca
zajadłość
zręczny
riposta
wampirza krew: necrarcarch (tylko wampiry)
wampirza krew: blood dr (tylko wampiry)
wampirza krew: strigoi* (tylko wampiry)
wa,pirza krew: lhamia (tylko wampiry)

*(wampirza krew strigoi ma zbanowane broń i zbroje/)

Mutacje dla bestioludzi

dodatkowe ramię
rogi:
Straszna paskuda:
silne kopyta:
ciało węża:(slanesh only)
pulsujące ciało zmian:(mark of tzentch only)
wielkie cielsko
macka:(tylko mark of nurgle)
gorączka bitewna(Khorne only)
bitewny ryk(mark khorna tylko)


Highscore(zwycięzcy aren)

Arena nr 1 :Skiririt zabójca klanu Eshin (skaven Assasin)
zabity w finale areny nr 2 przez Edwina Wszechwiedzacego wybrańca Tzeencha.

Arena nr 2 Edwin Wszechwiedzący wybraniec Tzeentcha (Exalted champion)
zabity w arenie nr 4 przez Gurthanga Żelaznobrodego(dwarf thane).

Arena nr 3:Cossalion mistrz miecza z Hoeth (High elf commander)
zabity w arenie 4 przez Chi Ich Yu aspiring championa

Arena nr 4:Otto Kalman Blond Dragon (Vampire Thrall)
powrócił w rodzinne strony

Arena nr 5:Axelheart Strigoi (Vampire Thrall)
los nieznany-zbiegł

Arena nr 6: ???? ( Jasiowa niedokończona w finale)
Abdul Al-Raqish ibn Hassan miał walczyc z Ghruu bestią lecz pojedynek się nie odbył.

Arena nr 7: Karol Wallenstein (Empire Captain)
( powrócił w chwale do domu po zwycięstwie) zabity w arenie nr 10 przez
zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..

Arena nr 8: Judasz Przeklęty (Wight King)
Zdjąwszy klątwe nieżycia po zwycięstwie areny połączył się z ukochaną.

Arena nr 9: Karol Wallenstein(Empire Captain)
(obroniwszy tytuł mistrza przez drugie zwycięstwo turnieju powrócił w chwale do domu) lecz zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..

Arena nr 10: Khaert Abaleth (Dark elf assasin)
Zwycięzca areny oddalił się w nieznanym kierunku. Powrócił w arenie nr 11 lecz został w niej zabity przez Beorda Drwala z Hochlandu.

Arena nr 11: Beored Drwal (Empire Captain)
Powrócił do rodzinnego Hochlandu by nabrać chęci do życia

Arena nr 12: Loq'Qua'Chaq (Saurus Scar-Veteran)
Wygrawszy na arenie odzyskał swą wolność.

Arena nr 13: Kaelos(Dark Elf assasin)
Oddalił się w nieznane.

Arena nr 14 Sartosa: Aethis Mistrz Miecza z Hoeth (High Elf Noble)
Odzyzkawszy swój honor powrócił w szeregii Mistrzów Miecza

Arena nr 15 Sartosa 2: Ragnar Rycerz Białych Wilków
Powrocił na północ dalej walczyć z chaosem

Jak zauważyliście zbanowałem buty, ale nie dlatego, że w mniemaniu niektórych mają być przegięte, ale dlatego, że zbyt wielu uczestników je wybrało i co to ma być taśmowa produkcja czy co :? . Dlatego na rynku obecnie jest deficyt bucików i tym razem ich nie dostaniecie. Ale w następnej arenie (jeśli ją poprowadzę) może powrócą.

Lista Uczestników

1. Jahro "Taran" (Ogre bruiser)
Zbroja: Ciężka zbroja + tarcza
Broń: Gwiazda zaranna
Cecha: Tarczownik

2. Caelran, the Swordmaster (HE Nobel)
Broń: Dwuręczny miecz Ilthimarowy
Zbroja: Pancerz Ilthimarowy
Dodatek: Amulet ochronny
Cecha: Wyszkolony

3. Arthew Wolffang (Dog of War Capitan)
Broń: korbacz
Zbroja: lekka
Dodatek: zadziory na broni
Cechy: dobry relfeks, szczęściarz

4. Joahim Gładkoskóry (Wybraniec chaosu)
Broń: bastard oburącz
Zbroja: lekka zbroja ("skórzana")
Dodatek: piętno Slaanesha
Cecha: dobry refleks

5. (Empire Capitan)
Broń: Młot oburęczny
Zbroja: Pełna Płytówka
Dodatek: Mistrzowska zbroja
Cechy: Berserker, Ekspert w walce

6. Sir Jan(Paladyn)
Broń: Dwuręczny Topór
Zbroja: Ciężka
Dodatki: Mistrzowska broń, mikstura siły(duża)
Cecha: Mistrzostwo w walce

7. Skreerit Czerwone Oko (Skaven Cheiftain)
Broń: Warp-Blades (dwa krótkie spaczone miecze)
Zbroja: brak
Dodatki: 2 pistolety spaczeniowe, umagicznienie broni
Cecha: Szczęściarz

8.Aegon (DE Asasyn)
Broń: pazury bitewne
Zbroja: lekka
Dodatki: bomba paraliżująca
Cecha: Zabójca


9.Zapomniany - Wight King
Broń: miecz oburęczny
Zbroja: ciężka (a raczej lekko niekompletna,przerdzewiała pełna zbroja płytowa)
Dodatek: magiczny amulet na szyji(mikstura precyzji)
Cecha: biegły w broni

10. Imię: Gul'faz (nocny goblin fanatyk)
Broń: kula fanatyka i halucynogeny
Zbroja: brak
Dodatek: grzybki szalonego kapelusznika
Cecha: zajadłość


11. ImięMori Sharkslayer, dawniej Nortmor Flamewing (Zabójca DE)
Broń: dwa sztylety, preferowane serwowanie przeciwnikom prosto w twarz...
Zbroja: lekka, pozostałość po sportowej przeszłości
Cecha: precyzja w uderzeniu
Dodatek - mikstura siły(duża)

12. Kaaos Orehammer (bull centaur hero)
Broń: gwiazda zaranna
Zbroja: ciężka, tarcza
Dodatek: przeklęta broń
Cecha: zajadłość


13. Mirionhitzu Hatsumoto (Kapitan DOW)
Broń: 2x wakizashi
Brak zbroi
Dodatkek: eliksir refleksu
Cechy: kensai, precyzja w uderzeniu

14. Lomeroch (Mroczny Elf - Asasyn)
Broń: katana
Zbroja: Ciemne ubranie, płaszcz z kapturem(brak)
Dodatek: bomby błyskowe
Cecha: biegły w broni

15. Solri Stonefist, (Dwarf Thane)
Broń: Dwuręczny topór
Zbroja: Pełna gromrilowa zbroja
Dodatek: piwo bugmana xxxx
Cecha: Precyzja w uderzeniu

16. Bezimienny (Exalted Hero)
Broń: Jednoręczny topór
Zbroja: Chaos Armour i tarcza (o ile może być)
Dodatek: Piętno Khorna
Cecha: Ekspert w walce

Lista zamknięta
Ostatnio zmieniony 13 wrz 2009, o 17:22 przez Tullaris, łącznie zmieniany 8 razy.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2180
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Jahro "Taran"
Jahro urodził się i wychowywał w plemienu Żelaznej Pięści, znanym z zamiłowania swoich członków do wszelkiego rodzaju złomu i zbrój zwiększających ich obronę. Nic więc dziwnego, że Jahro uczył się korzystać w walce z tarczy, co normalnie u ogrów spotykane nie jest, gdyż wolą poświęcać protekcję na rzecz mocy i broni.
Nie był jednak krewnym Tyrana plemienia ani żadnego z rzeźników, więc nie miał możliwości stać się jednym z elitarnych żelaznobrzuchów. Porzucił więc plemię, gdy podczas jednej z wypraw wojennych, regimentowi w którym walczył, towarzyszył najemny ludożerca. Wizja nowego życia i wielkiego świata tylko zwiększyła żądze przygód Jahra.
Mimo że wyprawa na Sartossę to jedna z jego pierwszych przygód jako najemnik, to zdążył już wsławić się wśród wojaków jako "Taran", głównie ze względu na impet jaki powiększała jego zbroja i tarcza, którą zwykł wbijać się w szeregi wroga.


Caelran, the Swordmaster
Caelran pochodził z zamożnej rodziny, mającej swoją posiadłość w Saphery. Jego ojciec od wieków chronił magów w wielu bitwach, a mały Caelran chciał pójść w jego ślady. Jednakże, pewnego dnia jego życie uległo gwałtownej zmianie. Do dworu przybył posłaniec, który oznajmił, że jego ojciec zginął podczas bitwy. Miało to miejsce podczas najazdu Druchii na Ulthuan. Elfickie posiłki zostały zmasakrowane, przez mrocznych kuzynów. Zrozpaczona matka oddała syna pod opiekę magów z Saphery, aby ci wyszkoli go na potężnego wojownika. Tuż przed opuszczeniem rodzinnych stron Caelran otrzymał od niej magicznym talizman, który miał go chronić przed śmiercią. Porzucając dom zaprzysiągł pomścić ojca. Przez wiele lat szlifował refleks, precyzje i siłę najpilniej jak potrafił. Gdy tylko usłyszał o arenie wsiadł na statek i popłynął w kierunku wyspy Sartosa. Miał nadzieje, że Bogowie będą nad nim czuwać i, że zabiję jak najwięcej Mrocznych Elfów. I, że wsławi się jako kolejny adept Białej Wieży, który wygrał turniej.

Arthew Wolffang
-Daj jeszcze piwa !
-Nie
-Coo ?!? Mi nie dasz ? Jestem najlepszym wojownikiem na tym świecie ! Weź polej !
-Przecież wiesz że nikt nie wierzy w te twoje historie, idź już lepiej do domu.
-Zobaczycie ja wam wszystko udowodnie,zobaczycie !

Najbardziej znany marduer w okolicy wziął swój korbacz i wściekły opósćił gospode. Znany był główne z pijaństwa i swoich opowieści w których sam podbijał imperium i polował na mamuty.
Jendemu nie można było zaprzeczyć, szczęsćie nigdy go nie opuszczało. Kiedy już przestawał mieć za co pić potrafił potknąć się na śniegu i wyrżnąć głową w skrzynie ze złotem.
To denerwowało jego towarzyszy jeszcze bardziej niż jego gigantycze ego.

Pewnego dnia postanowili się go pozbyć.
-Arthew! Choć do nas!
-Po co ?
-Zobacz jaka łódź! Założe się że nie umiesz tym pływać.
-Co? Pewnie że umiem !

A więc wskoczył i popłynął.
Kierował się swoją nadpaloną mapą i udało mu się wpłynąć w burze.

Obudził się na jakiejś plaży. W okolicy szwędało się kilku gości. Kiedy zobaczyli że się ocknął podeszli.
-Chcesz być piratem ?
-A co mi to da?
-Ładne panny i dużo rumu
-I ty się jeszcze pytasz? No pewnie że chcę.
-Spokojnie kolego, najpierw mały test. Widzisz tą arene ? Idź tam i wygraj.
-Ok. żadem problem.

I ruszył pewnym krokiem odprowadzany przez śmiech korsarzy.


Joahim Gładkoskóry
Joahim Gładkoskóry, dawniej znany jako Joahim von Berstein, właśnie odrzucił truchło młodego chłopca. Biedaczek - powiedział Joahim - kolejny nie wytrzymał, a miał taką delikatną skórę ehh - westchnął - Berto! przygotować mi go! Balsam i zestaw noży też.
Wreszcie - myślał zwyrodniały człowiek - wreszcie ukończe swój doskonały pancerz, Slaanesh pobłogosławi go na pewno. W końcu rzadko znajduje się pancerz wykonany ze skór młodych chłopców. Joahim zabrał się do pracy, zdzierał co bardziej obiecujące kawałki skóry i zszywał je tworząc przerażający, blado-czerwony pancerz. Dzięki błogosławieństwu Slaanesha ów pancerz wyglądał jak żywy, pod powierzchnią zbroi widać było pulsujące żyły, jak na jakiejś demonicznej machinie.
Ha! - zakrzyknął - teraz nie mogę doczekać się aż nałożę na siebie to cudeńko. Odejdź ścierwo! - Joahim ogdonił jego sługę które zajmował się sprawianiem przyjemności panu, kiedy ten pracował - nareszcie...
Wybraniec Slaanesha powoli zakładał pancerz upajając się tą chwilą, kiedy go nałożył poczuł jak każda część pancerza przylega do skóry sprawiając niesamowity ból, bardzo przyjemny ból. Jakby setki kobiet dotykało go rozpalonymi do czerwoności opuszkami palców. Kiedy transformacja się dokonała, Joahim obejrzał się w lustrze. Wyglądał przerażająco w zbroi wykonanej ze skór młodych chłopców. Piękne - stwierdził - teraz jestem gotowy. Aby podziękować tobie panie, o wielki kusicielu, wyruszę na wyspę Sartosa, tam pokażę jak bardzo jestem godzien nosić to piękne odzienie, zadam tyle bólu ile tylko zdołam. Sprawie tym przyjemność sobie a przez to także tobie o wielki.
Joahim wstał, zabił wszystkie swoje 6 sług, oczywiście starając się przy tym aby jak najdłużej czuli że umierają, i wyruszył w podróż. Do Sartosy.


Ragnar
Trzask kości i giętego metalu wypełnił uszy Ragnara gdy jego młot zmiażdżył głowę barczystego wojownika chaosu rozbryzgując fontannę krwi na świeżo opadły śnieg. Wyrwawszy broń z truchła zrobił zamach by powalić kolejnego. Ten próbował uskoczyć jednak jego ciężka zbroja poważnie mu to utrudniła. Ciężki młot spadł na jego opancerzoną rękę łamiąc ją. Sługa Chaosu upuścił broń i zwalił na ziemie. Szybko próbował wstać na nogi by stawić czoła swojemu przeciwnikowi jednak znów się spóźnił. Jego kręgosłup złamał się jak zapałka gdy dosięgał go oręż wyznawcy Pana Zimy.
Zdeterminowany walczył nadal, stojąc wśród ciał swoich wrogów i kompanów. Jego młot podnosił się i opadał w dzikim szale. Jego celem było dosięgnięcie zakapturzonej postaci dzierżącej złowrogi kostur która raz za razem wypluwała z siebie magiczne pociski które raziły imperialnych żołnierzy.
Ragnar z każdym ciosem był bliżej swojego celu. Krwawił z wielu ran i całe ciało było obolałe, mięśnie płonęły ze zmęczenia jednak chłód zimy dodawał mu otuchy. Jego oręż i wspaniały pancerz był jedyną rzeczą na której mógł polegać. Obudził się w nim duch walki, wilczy szał który gnał go dalej w bitewnym szale. Ciosem swojego młota niszczył kolejne sługi mroku.
-„Zginiesz psie!” – wykrzyczał wściekły i z młotem w górze podbiegł do zakapturzonego kolosa. Ten dopiero po chwili zorientował się jakie grozi mu niebezpieczeństwo i począł wypowiadać słowa zaklęcia. Gdy miał już kończyć słowa czaru, jego skupienie przerwała konieczność zblokowania ciosu rozszalałego wojownika Ulryka. Drewniany kostur ustąpił pod naporem młota który połamał pancerz i żebra nieszczęśnika.
Jednak czar został rzucony. Obie postacie zniknęły w kuli ognia.
-„Ciemność? Cisza? Co się stało?– wymamrotał Ragnar.
Nagle jego oczy poranił blask, blask światła który przebijał się nawet przez jego ściśnięte powieki. Po chwili powoli otworzył oczy a ból ustąpił. Widział nad sobą jasne, błękitne niebo. Po chwili oględzin, wojownik zorientował się że leży na piasku. Wycieńczony wstał na nogi a jego bujne włosy rozwiała bryza morska. Był nad morzem! Stał na plaży, podpierając się swoim młotem. Jego zbroja lśniła w promieniach wschodzącego słońca. Daleko na horyzoncie przy linii plaży ujrzał maszty statków.
-„To jakieś szaleństwo…” –rzucił zdegustowany i ruszył w stronę portu na wyspie Sartosa.


Sir Jan
Sir Jan był synem bretońskiego hrabiego. Od małego uczył się posługiwać bronią i osiągnął mistrzostwo w walce toporem dwuręcznym. Zamek jego ojca został spalony i splądrowany a jego dobra splądrowane. Sir Jan nie był w stanie pomścić swojej rodziny bez pieniędzy . Wtem usłyszał o arenie i pomyślał że będzie to okazja do zdobycia chwały i pieniędzy oraz jedyna szansa na pomszczenie rodziny. Udał się na arenę z chęcią wygrania jej ku chwale pani jeziora.

Skreerit Czerwone Oko
Lurk wiedział, że długo nie będzie miał spokoju, nie uciekał nawet. Wiedział, iż niebawem będzie miał „Nowego Pana”. Tak-tak to jest jego brzemię zesłane przez Rogatego Szczura. Swoją drogą zastanawiał się czy istnieje chociaż jeden jeszcze Skaven na calutkim-wielgachnym świecie, który w tak krótkim czasie widział i podążał za tak wieloma wodzami... Mały sługa przestał też się bać tego wielkiego kadzidła, postanowił go więcej nie wyrzucać-chować, po prostu leżało w jego norce i nawet przyjemnie zalatywało gazem spaczeniowym. Co dziwne kolejny wódz, który wyraził chęć walki, nawet nie spojrzał na wytwór klanu Pestilence...
Skreerit, który zdecydował się na udział-śmierć na Arenie, jest inżynierem. Lurk nigdy nie miał okazji widzieć prawdziwego przedstawiciela klanu Skryrre. Te jego aparatury, przyrządy, pioruno-strzelacze i wiele-wiele innych dziwacznych przedmiotów, które ostatecznie na siebie ubrał wyglądały imponująco, co z tego, że mistrza inżynierii nie było widać pod tym całym rynsztunkiem. Jedyne co rozpoznawał, to spacz-pistolety, którymi chwali się co drugi watażka skaveński. Jeszcze jedną cechą wyróżniającą Skreekit’a było jedyne krwiście czerwone oko-ślepie, w drugim oczodole umieszczony był jakiś zielony kamień, mały sługa wyczuwał moc spaczenia bijącą od tego miejsca.
Ale nawet takie cuda, które tu przytaszczył, mu nie pomogą. Zginie w pierwszej, najwyżej w drugiej walce, a on Lurk położy swoją włochatą łapę na tym kawałku spaczenia i tych cudach klanu inżynierów, wtedy stanie się potężny i wywrze swoją potężną zemstę, tak-TAK!!! Ale najpierw trzeba zaczekać, aż światło życia umrze w tym czerwonym ślepiu...


Aegon
Aegon był uczniem w szkole asasynów. Już dawno oddał swoje życie Khainowi, więc zapomniał o swojej rodzinie. Nie byli ważni teraz, liczyło się tylko wypełnianie żądań boga wojny. Kończąc szkolenie młody zabójca musi się czymś wykazać wtedy zostanie dopiero dołączony do bractwa. Idealnym sprawdzianem umiejętności będzie turniej na wyspie Sartosa. Aegon wsiadł na jeden z okrętów płynących na łupieżcą wyprawę w te rejony.

Zapomniany
Nieprzenikniony mrok głębin oceanu zdał się poruszyć. Niczym światełko w tunelu gdzieś w morskiej otchłani błysnęły dwa pomarańczowe ogniki. Może trwało to wieki, może po prostu bardzo długo ale światełka z każdą godziną nieznacznie rosły. Zainteresowana potencjalnym posiłkiem rybka zanurkowała głębiej w mrok. To co zobaczyły jej maleńkie przywykłe do braku świtła oczy przeraziłoby niejednego. Rybka dostrzegła upiora o rozszarpanmy ciele ukrytym pod ciężką zardzewiałą zbroją, z płąnącymi pomarańczowymi płomieniami w miejscach oczu. Jedna noga, a raczej to co kiedyś było nogą była tak zmiażdżona, że tylko wlokła się za dziwną postacią. Wspinaczkę po oceanicznym grzbiecie utrudniał nieumarłemu dwuręczny miecz, który ciągnął za sobą. Rybka bezpiecznie ukryta w ciemności podstanowiła podpłynąć bliżej, gdy nagle dziwny amulet na szyji upiora rozjażył się magicznym blaskiem, a dwa pełne nienawiści ogniki zwróciły się w jej stronę. Rybka uciekła.

25 lat wcześniej...
Pijackie marynarskie śpiewy niosły się daleko, odbijając się od fal. Były przyjemną odmianą od niedawnych odgłosów bitwy i krzyków umierających. Ledwie wczoraj statek kapitana Henryka de Bliss zaatakowany został przez grupę nieumarłych piratów. Ale to było wczoraj, dziś natomiast Henryk wraz z resztą załogi przygotowywali zmarłym towarzyszom broni morski pogrzeb. Ale pogrzeb niebylejaki. Niezrównany fechmistrz jakim po raz kolejny okazał się Henryk zdołał pokonać i rozbroić upiora dowodzącego nieumarłymi piratami, a reszta załogi zdołała odeprzeć atak. Dał się słyszeć głośny plusk gdy gruba sieć, w którą zawinięto poległych obciążona dwoma odlanymi przez imperialnych mistrzów działami do których przykuto upiora zanużyła się w morzu. Wszyscy myśleli, że jest to koniec historii upiornego kapitana. Mylili się.

Fizyczna powłoka upiora na wpół wypełzła, na wpół została wyrzucona na brzeg, tuż obok jakiejś przystani. Pierwszą rzeczą na jakiej skupił się umysł upiora było ogłoszenie przybite do przystani. Pomaranczowe ogniki rozjarzyły się, a nieumarły się wyprostował.
- De Blissss
Wysyczał upiór i ruszył w stronę portu. Po raz pierwszy od stu lat szczęka upiora wykrzywiła się w nienawistnej parodii uśmiechu. Czuł jak odzyskuje siły, a kości zmiażdżonej nogi składają się w całość. Wizja przyszłej zemsty dodawała mu sił.

Gul'faz
Gul'faz był zwykłym nocnym goblinem. Pewnego dnia któryś z (niech ich piorun trzasnie) kolegów dosypał mu grzybki do posiłku. Od tamtego pamiętnego dnia Gul'faz jest od nich uzależniony. Podobno koledzy wykorzystują go w bitwie halucynując go i dając kule na łańcuchu. Ale Gul'faz nic nie pamięta. Pewnego razu szaman nocnych goblinów postanowił wypróbować jakiś nowy czar na kimś. Niestety dokładnie w tym momencie Gul'faz był po grzybach więc zgłosił się. Nic nie pamięta, ale kiedy odzyskał przytomność był w ludzkim mieście ze swoją kulą. Zobaczył ogłoszenie: POSZUKIWANI WOJOWNICY Z KAŻDEJ NACJI DO WALKI NA ARENIE ŚMIERCI! TURNIEJ ORGANIZOWANY PRZEZ PANIĄ TEJ WYSPY. Gul'faz postanowił uczestniczyć w tej arenie mając nadzieję na znalezienie szamana który się tu z nim znalazł i powrotu w rodzinne strony.

Mori Sharkslayer
"Historia" - spytany o swoją przeszłość Mori raczył cię zignorować nie mając czasu by opowiadać o swej przeszłości. Odwraca się od ciebie i odchodzi. Dopiero po jakimś czasie dochodzą cię słuchy iż ta osoba jest dobrze znana wielu bywalców trybun. Po przeprowadzeniu dochodzenia które polegało na wypytaniu tych co bardziej z gadatliwych okazuje się że Mori nazywa się naprawdę Nortmor Flamewing, występujący kiedyś jako gwiazda zespołu "Chciwa Zemsta" w lidze Bloodbowl. Jego najbardziej znaną sztuczką było wnoszenie niewielkich sztyletów na murawę i częstowanie nimi przeciwników, zwłaszcza kluczowych graczy przeciwnika, zwłaszcza tych którzy byli w posiadaniu piłki. Sztuką w tym było iż sędziom nigdy nie udawało się przyłapać go na tych nielegalnych zagraniach, nigdy nie mogli mu udowodnić nieczystej gry. Lecz podczas ostatniego pół-finału turnieju magazynu "Spike!" który odbywał się w Estalii podczas jednego zagrania po zranieniu jednego z biegaczy przeciwnika kątem oka zauważył nagle poruszenie za jego plecami zmierzające w jego kierunku, instynktownie dźgnął nożem w napastnika - myśląc że ktoś chce go poczęstować torfem z murawy - trafiając go prosto w gardziel. Co się niestety okazało "napastnikiem" okazał się sędzia który nie doczekał się końca meczu. Mecz został wygrany, lecz gildia sędziów nałożyła na jego głowę ogromną nagrodę za morderstwo bardzo znanego i dobrego sędziego, co spowodowało konieczność opuszczenia zespołu dla ratowania skóry. Niestety parę dni później okazało się że jego drużyna bez jego pomocy nie dała rady i została pokonana w finale. Bez niego zespół się rozpadł wkrótce po tym. Wkurzony a zarazem zdołowany swoim partactwem, że przez jego pomyłkę stracił swoją jedyną szansę na wygranie jakiegokolwiek turnieju BB, że zepsuł marzenia wielu swoim braciom, postanowił że wykaże się i spróbuje choć trochę zmyć skazę na honorze wygrywając Arenę na Sartosię, która znajdowała się niedaleko Estalii. Może jakby mu się udało tego dokonać, mógłby wrócić do Nagaroth i stworzyć drużynę od nowa... Pierwsze rzeczy pierwsze, jak to mawia, najpierw Arena, potem powrót na murawę...

Mirionhitzu Hatsumoto
Przyczajony elf kucał na gałęzi rozłożystego drzewa. Wiatr hulał po lesie. Samotny człowiek przebiegał między drzewami. Tylko wprawne oczy elfa mogły zauważyć coś więcej niż smugę cienia sunącą po listowiu. Cieszę się, że mam takie oczy. Zaskakujące było, że był to człowiek, a nawet szelest liści nie mącił ciszy lasu. Sztuka, którą nawet moi rodacy opanowują po kilku latach, ażeby wejść w wiek dorosłości z pełną znajomością tajemnic lasu. W tym tajemnic liści. Tajemnic mchu. Tajemnic duchów drzew.

Śledziłem go od prawie od wschodu słońca. Gdybyśmy dotarli godzinę wcześniej, już by nie żył. A tak musimy go gonić.

I pomyśleć, że znalazłem jego ślad wczoraj. Akurat ja, Gedean, syn Notiana, Strażnik Południowej Ścieżki. Nie przypuszczałem, że tak długo będę go szukał. Wcale nie dlatego, żeby się ukrywał. W lesie wszyscy zostawiają ślady.

Nawet lord Konidas. Nawet ja. Nawet Orion. No, Orion może nie. Ale ten człowiek przemieszczał się po prostu szybko. I tak jakoś......... zwinnie? Takiego człowieka nie widziałem. Choć z pewnością to człowiek. Dwa cienkie ostrza na plecach, dwa skórzane paski przecinające się na nagim torsie, jasnobrązowe spodnie, dobre buty. Jedna manierka, mały woreczek na żywność i trochę większy u pasa, z jakąś nieznaną zawartością. Raz nawet dostrzegłem jego twarz. Krótkie czarne włosy i wyraz skupienia na twarzy. Gdzie on się urodził? Głupie pytanie, raczej, kto go tak wyszkolił? Gdyby wszyscy moi pobratymcy poruszali się tak płynnie. Szybkością poruszania prawie dorównuje Tancerzom. Umiejętności poruszania się w lesie jak u kandydata na Strażnika przed wieloletnim szkoleniem. Czyli bardzo wysokie. Kim on jest? Bo że kimś ważnym, to wiem. Lord Monisac od dwóch miesięcy kazał go wypatrywać. Skąd wiedział, że przybędzie? Pewnie drzewa doniosły. A to ja odkryłem jego ślady. I posłuchałem instrukcji. Z szybkością wiatru pobiegłem wprost przed oblicze Lorda z tą wiadomością. A teraz go zaganiamy. Jak zwierzynę. Choć on o tym jeszcze nie wie. Chyba.

Już za chwilę..... polana, a na polanie tajemnica się wyjaśni.

- HEJ HEJ PRZYBYSZU! - zza drzew rozległo się wołanie. Zdziwiłem się, bo przybysz jakby rozpłynął się w odpowiedzi między drzewami.

- Wyjrzyj na polanę, jestem sam, a to tylko moi towarzysze – wysoka postać dumnie stała w rozkroku na środku polany. Za nią stało dwóch innych elfów. Po raz nie wiadomo który w swoim życiu podziwiałem piękne tatuaże Tancerzy. Niebieskie linie, czerwone kręgi, żółte i zielone spirale. Całość współgra ze sobą, żyje własnym życiem A jak walczą, to w zależności od jakości artysty, tatuaże ożywają. I wydaje się wrogowi, że walczy z hybrydą elfa z orłem, niedźwiedziem pumą. A Lord Monisac, zwany smokiem, miał tatuaże wykonane przez najlepszego elfiego artystę, starego Kolejma.

Ku mojemu zdziwieniu człowiek wyszedł na polanę. Bez pośpiechu podchodził do Lorda. Nawet nie sięgnął po te dziwne miecze, choć wszyscy trzej elfowie już trzymali sześć ostrzy w gotowości. Wzrok wpijał w naszego Pana.

Wreszcie stanęli naprzeciw siebie. Lord uśmiechał się lekko, przybysz nie.

- Wiesz po co przybyłem? - zapytał szeptem człowiek. Na szczęście mam uszy Strażnika Ścieżek i mimo dużej odległości słyszałem pytanie.
- Mniej więcej – po chwili przerwy odrzekł Lord zwany smokiem – Masz mnie zabić. Nie muszę wiedzieć niczego więcej – nawet z tej odległości wyczułem sarkazm w głosie Lorda.

Lord skinął głową i dwóch tancerzy wyszło zza jego pleców. Zbliżając się do człowieka wyciągającego cienkie ostrza konsekwentnie zwiększali prędkość. Pod koniec już biegli. Cztery metry przed stojącym nieruchomo człowiekiem jeden z nich wzbił się w powietrze, drugi wślizgiem zaatakował nogi przybysza. Cztery ostrza przeciwko dwóm. Nie doszło jednak do starcia, człowiek sposobem znanym chyba tylko demonom uniknął ostrzy i zajął postawę wyczekującą. Rozpoczął się atak tancerzy. Cięcia szybkie jak błyskawice, ruchy zwinne jak u kotów. Przybysz musiał całą energię włożyć w obronę. Kilka ciosów sparował, większości uniknął. Po chwili zaatakował, lecz Tancerze są mistrzami walk. Nigdy już chyba nie zobaczę takich szermierzy w akcji – pomyślałem. Kilka razy zaiskrzyło lecz nagle w niezwykle ekwilibrystyczny sposób człowiek uderzył stopą w twarz jednego przeciwnika i z obrotu ciął mieczem. Zadecydował ułamek chwili. Ot, tyle co potrzeba, żeby dźwięk przebył pięćdziesiąt kroków. Samym koniuszkiem miecza przejechał po gardle jednego z wojowników. Drugi zawahał się zdumiony. O drugą, ostatnią chwilę w jego życiu. Gdy stal dotknęła jego serca, zrozumiał, że za chwilę spotka towarzysza.

Lord rzucił się z niespotykaną wręcz sprawnością. Człowiek całkowicie zaskoczony sparował pierwsze cięcie a o włos uchylił się przed drugim. Wymiana ciosów była nieziemsko szybka. Skłamałbym, gdybym chciał powiedzieć jak przebiegała walka. Nawet moje oczy, elfie oczy nie były w stanie tego ogarnąć . Lecz zrozumiałem, dlaczego Lorda nazywano smokiem. Chwilami miałem wrażenie, iż jakiś heros walczy z bestią. Tyle, że ja sercem byłem za bestią.. W przeszłości Lord samotnie pokonał demona boga Khorna, nie widziałem tego, ale nawet tamta walka musiała być mniej zacięta niż ta. W pewnym momencie lord padł z rozpłataną twarzą. Nawet nie widziałem jak dostał. Można powiedzieć, że doznałem szoku. Pierwszy raz w życiu. Naciągnąłem cięciwę i wymierzyłem. Poszła. Żmijowata strzała. Zmierzała wprost w serce człowieka. Ten jakby wiedząc co robię z prędkością pioruna odwrócił się i złapał moją strzałę gołą ręką. Po chwili usłyszałem, jak upuszczony miecz wbija się w ziemię.

- Musi się dopełnić przeznaczenie – głośno odezwał się człowiek, a ja zamarłem – Dynastia Jomichito ma się ku schyłkowi. Ale cesarz wciąż dysponuje wielką mocą. Niestety, nawet on nie zatrzyma agresji Hohonitów. Chyba że wielki wojownik przybędzie, dłońmi nabierze wody ze strumienia i podleje nasiono wiśni. Ziarno następnego dnia wzejdzie i wyda owoce. A wojsko wrogów cesarza rozpadnie się w pył. Lecz wojownik taki musi przejść piętnaście prób, wtedy otrzyma błogosławieństwo Bogów. Musi zabić czternastu największych wojowników świata ras wszelakich. Twój lord był czternastym. Wcześniej zabiłem ogra tyrana Thuruta, orka Brtena Żelazną Pięść, sir Leokarda herbu kielich, dwutysiącletniego wampira Nbiteda z rodu smoka i innych. Została mi tylko ostatnia próba. Zwycięstwo w Arenie Śmierci. A teraz będzie piętnasta Arena. I piętnasty czyn. Przeznaczenie musi się dopełnić, a ty mnie nie powstrzymasz. Teraz odejdę. A ty, jeżeli Ci życie miłe, nie będziesz więcej strzelać.

Nie strzeliłem.


Lomeroch
Lomerchon siedział w swoim pokoju, który wynajął w przydrożnej karczmie. Nie paliły się tam świece, a jedynym źródłem światła był blask księżyca wpadający przez okno. Elf siedział przy stole beznamiętnie żując ostatni kawałek bułki. Jego miecz oraz kilka drobnych sprzętów spoczywały zawinięte w kawałek materiału na łóżku. Rozmyślał właśnie nad tym, jak nisko upadł od czasu gdy opuścił armię. Przypomniał sobie jak został z niej wygnany pod pozorem zdrady. W rzeczywistości był to efekt działalności jakiegoś Wysokiego Elfa, któremu swoją drogą poderżnął gardło. Od tamtego czasu podróżował po różnych krainach. Zmuszony był zabijać za naprawdę niewielkie sumy, by tylko mieć co jeść. Brzydził się bowiem kradzieżą, i (pomijając fakt, że był asasynem) starał się być uczciwym. Gdy siedział tak i rozmyślał słyszał, że ktoś idzie w stronę jego pokoju. Odruchowo wstał i rozwinął materiał w który owinięty był miecz. Gdy ostrze zalśniło w blasku księżyca kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Drzwi wypadły z zawiasów, okno zostało wybite, a do pokoju wpadło czterech oprychów. Każdy dzierżył zakrzywione ostrze. Niewiele myśląc Lomeroch wykonał dwa precyzyjne cięcia i mężczyzna, który wskoczył przez okno padł z bez dłoni, z poderżniętym gardłem. Obrócił się na pięcie i skoczył w stronę trzech, którzy weszli drzwiami. Machnął swoją kataną kilka razy, a oprychy padły jeden po drugim. Pokój cały pobryzgany był krwią. Nie czekając dłużej, domyślając się już kto ich przysłał. Szybko przreszukał ciała. Nie znalazł nic interesującego, poza swoma listami. Nie było teraz czasu, żeby je przeczytać, bo ktoś już szedł w stronę pokoju.Natychmiast wyskoczył przez okno i pobiegł drogą przed siebie. Gdy był już wystarczająco daleko wyjął dwa listy. Pierwszy z nich był od pewnego szlachcica, którego syna miał ostatnio nauczyć szacunku. Drugi zaś wysłany został przez kogoś innego.

"Witaj. Dawno się nie widzieliśmy, gdyż dużo podróżowałem. Pisałeś mi, że chcesz sporo zarobić. Nie mam za dużo informacji, ale popłyń na wyspę Sartosa, czy jakoś tak"

Dalsza część listu stanowiła o rzeczach, które były zupełnie nie istotne, jak na przykład przygoda z karczmarką etc. Elf szedł dość szybko drogą i rozymyślał nad tym, co przeczytał. Z jednej strony możliwość zarobku, z drugiej ryzyko, bo przecież nie wiedział co go czeka. Gdy nastał świt elf doszedł do niewielkiej przybrzeżnej wioski. Szybko odnalazł niewielki port, w którym zacumowany był rozpadający się statek. Gdy wszedł na pokład usłyszał zza pleców głos
-Stój!
Odwrócił się i zobaczył siwego mężczyznę kruchej budowy celującego do niego ze starego, nieco zniszczonego i na pewno wysłużonego już muszkietu.
-Spokojnie, nie chcę ukraść tego ... ehmm .. statku. Potrzebuję kapitana, który popłynął by ze mną na pewną wyspę. Dobrze zapłacę.

Po kilku tygodniach podróży elf znalazł się w końcu na wyspie. Nie wiedział co się święci, ale zdziwiło go, jak wielu innych wojowników innych ras tu zobaczył. Spodziewał się czegoś zupełnie innego ...


Solri Stonefist
- A więc chcesz poznać losy twego przodka?
- Tak, kronikarzu. Przybyłem tu z daleka, aby poznać prawdę o śmierci mojego ojca. Wieści, które dotarły do naszej twierdzy i zostały zapisane w naszych kronikach były wzajemne sprzeczne - jedni twierdzili, że zginął w czasie jednej z pierwszych walk na Arenie Śmierci, inni - że ją wygrał, ale zginął w zasadzce w drodze powrotnej do Twierdzy. Te dwie wersje pochodzą od ludzi. Jest jeszcze głos krasnoluda, który jednak przybył na wyspę Sartosa po zakończeniu walk. Twierdzi, że mój ojciec padł ofiarą perfidnego spisku, uknutego przez piracką królową i kilku tak zwanych wojowników z areny...
- Ha! Więc posłuchaj, młody wodzu. Cała sprawa dotyczy nie tylko Twojego ojca, Solriego Stonefista, ale też kilku możnych uwczesnego świata. Wszystko zaczęło się od wysokich cen zboża tego lata...

...Solri nie mógł uwierzyć własnym uszom. Oto jego wieloletni współpracownik i sprawdzony partner w interesach, handlarz Zygmunt Blum, wymienił cenę trzykrotnie większą, niż rok temu.
- Chyba zaszkodził ci nadmiar słońca - co to za cena?
- Niestety! Kilku możnych położyło łapę na dostawach zboża w górskie rejony i korzystając z monopolu podbijają ceny dla całego górskiego regionu. Nie mogę zaoferować ci lepszej ceny.
- To rozbój i hańba! Chyba chcą zakosztować krasnoludzkiego gniewu, skoro łamią wieloletnią umowę!
- Cóż, nie zmartwiłbym się, gdybyście skopali tyłki tym oszustom. Jest nawet na to pewien sposób. Wiem, że dwaj najwięksi możni uczestniczący w zmowie postawili baardzo duże sumy na jednego z zawodników w zbliżającej się Arenie na wyspie Sartosa. Wystarczy, że wystawicie potężnego wojownika na arenie, a wiem, że takich wśród was nie brakuje - i postawicie na niego tyle, ile mieliście przeznaczyć na zboże. Wygrana będzie ogromna...

...- A więc mój ojciec wyruszył na Arenę dla pieniędzy?
- Tak, lecz nie tylko. W tamtym czasie o żywność nie było łatwo. Solri musiał zapewnić Twierdzy rozwój, dlatego zdecydował się wystąpić w walkach. Dlatego postawił na szali swoje życie...
- No dobrze, ale co było dalej? Wiesz, jak zginął? Z kim walczył na Arenie?
- Wiem. Spisek, o którym słyszałeś, miał miejsce na prawdę. Oczywiście chodziło o pieniądze, bo o cóż innego? Posłuchaj uważnie...


Bezimienny
Płynąc na drakkarze Bezimienny zastanawiał sie czy uda mu sie zadowolić swego Patrona. Uśmiechnął sie do siebie w duchu. O tak Krwawy Bóg wykazał sie poczuciem humoru. Kiedy opuszczał Bretonie zabił wszystkich którzy go znali. Ooo tak... zadowolił tym Khorna. To dzięki temu został naznaczony. Pozabijał ich, żeby ludzie nie wiedzieli kto poprowadzi na nich armie Chaosu! Żeby nie wiedzieli KTO będzie następnym WSZECHWYBRAŃCEM! Kiedy tylko dotarł na Pustkowia Chaosu Khorne od razu naznaczył go swym piętnem. To pamiętał. Ale nie pamiętał KIM jest... Czyż to nie ironia? Jednakże po wielu miesiącach ciągłych walk dotarł wreszcie do świątyni czaszek. Tam jego Patron powiedział, że jeżeli pokona najlepszych wojowników Starego Świata to odzyska pamięć i dostanie coś o czym każdy Wybraniec marzy... Bezimienny wiedział co Khorne miał na myśli. Wiedział, że chodzi o przemienienie go w Demonicznego Księcia. W końcu pozabijał najlepszych wojowników na Pustkowiach. Z rozmyślań wyrwał go Jarl- Caig Pazur Niedźwiedzia.
- Panie, wybacz, że przeszkadzam ale widać już wyspe- Powiedział Pazur Niedźwiedzia.
- Dobrze... - Odpowiedział głos mroczniejszy niż najgorsze miejsca w Dziedzinach Chaosu.
Cała załoga zadrżała... wiedzieli oni co czeka przeciwników Wybrańca, który nie posiadał imienia...
Ostatnio zmieniony 29 sie 2009, o 18:25 przez Tullaris, łącznie zmieniany 8 razy.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Cresus
Mudżahedin
Posty: 304

Post autor: Cresus »

Jahro "Taran"
Ogre bruiser
Ciężka zbroja
Gwiazda zaranna + tarcza
Tarczownik

Jahro urodził się i wychowywał w plemienu Żelaznej Pięści, znanym z zamiłowania swoich członków do wszelkiego rodzaju złomu i zbrój zwiększających ich obronę. Nic więc dziwnego, że Jahro uczył się korzystać w walce z tarczy, co normalnie u ogrów spotykane nie jest, gdyż wolą poświęcać protekcję na rzecz mocy i broni.
Nie był jednak krewnym Tyrana plemienia ani żadnego z rzeźników, więc nie miał możliwości stać się jednym z elitarnych żelaznobrzuchów. Porzucił więc plemię, gdy podczas jednej z wypraw wojennych, regimentowi w którym walczył, towarzyszył najemny ludożerca. Wizja nowego życia i wielkiego świata tylko zwiększyła żądze przygód Jahra.
Mimo że wyprawa na Sartossę to jedna z jego pierwszych przygód jako najemnik, to zdążył już wsławić się wśród wojaków jako "Taran", głównie ze względu na impet jaki powiększała jego zbroja i tarcza, którą zwykł wbijać się w szeregi wroga.
Obrazek
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns

Awatar użytkownika
warkseer
Wodzirej
Posty: 741
Lokalizacja: żyrardowskie kanały

Post autor: warkseer »

Skreerit Czerwone Oko (Skaven Cheiftain)
Broń: Warp-Blades (dwa krótkie spaczone miecze)
Zbroja: brak
Umiejętność: Szczęściarz
Dodatki: 2 pistolety spaczeniowe, umagicznienie broni

Lurk wiedział, że długo nie będzie miał spokoju, nie uciekał nawet. Wiedział, iż niebawem będzie miał „Nowego Pana”. Tak-tak to jest jego brzemię zesłane przez Rogatego Szczura. Swoją drogą zastanawiał się czy istnieje chociaż jeden jeszcze Skaven na calutkim-wielgachnym świecie, który w tak krótkim czasie widział i podążał za tak wieloma wodzami... Mały sługa przestał też się bać tego wielkiego kadzidła, postanowił go więcej nie wyrzucać-chować, po prostu leżało w jego norce i nawet przyjemnie zalatywało gazem spaczeniowym. Co dziwne kolejny wódz, który wyraził chęć walki, nawet nie spojrzał na wytwór klanu Pestilence...
Skreerit, który zdecydował się na udział-śmierć na Arenie, jest inżynierem. Lurk nigdy nie miał okazji widzieć prawdziwego przedstawiciela klanu Skryrre. Te jego aparatury, przyrządy, pioruno-strzelacze i wiele-wiele innych dziwacznych przedmiotów, które ostatecznie na siebie ubrał wyglądały imponująco, co z tego, że mistrza inżynierii nie było widać pod tym całym rynsztunkiem. Jedyne co rozpoznawał, to spacz-pistolety, którymi chwali się co drugi watażka skaveński. Jeszcze jedną cechą wyróżniającą Skreekit’a było jedyne krwiście czerwone oko-ślepie, w drugim oczodole umieszczony był jakiś zielony kamień, mały sługa wyczuwał moc spaczenia bijącą od tego miejsca.
Ale nawet takie cuda, które tu przytaszczył, mu nie pomogą. Zginie w pierwszej, najwyżej w drugiej walce, a on Lurk położy swoją włochatą łapę na tym kawałku spaczenia i tych cudach klanu inżynierów, wtedy stanie się potężny i wywrze swoją potężną zemstę, tak-TAK!!! Ale najpierw trzeba zaczekać, aż światło życia umrze w tym czerwonym ślepiu...
Ostatnio zmieniony 28 sie 2009, o 10:47 przez warkseer, łącznie zmieniany 2 razy.
Obrazek

Chmuruś
Chuck Norris
Posty: 464

Post autor: Chmuruś »

Imię: Caelran, the Swordmaster
Broń: Dwuręczny miecz Ilthimarowy
Zbroja: Pancerz Ilthimarowy
Dodatek: Amulet ochronny
Cecha: Wyszkolony

Caelran pochodził z zamożnej rodziny, mającej swoją posiadłość w Saphery. Jego ojciec od wieków chronił magów w wielu bitwach, a mały Caelran chciał pójść w jego ślady. Jednakże, pewnego dnia jego życie uległo gwałtownej zmianie. Do dworu przybył posłaniec, który oznajmił, że jego ojciec zginął podczas bitwy. Miało to miejsce podczas najazdu Druchii na Ulthuan. Elfickie posiłki zostały zmasakrowane, przez mrocznych kuzynów. Zrozpaczona matka oddała syna pod opiekę magów z Saphery, aby ci wyszkoli go na potężnego wojownika. Tuż przed opuszczeniem rodzinnych stron Caelran otrzymał od niej magicznym talizman, który miał go chronić przed śmiercią. Porzucając dom zaprzysiągł pomścić ojca. Przez wiele lat szlifował refleks, precyzje i siłę najpilniej jak potrafił. Gdy tylko usłyszał o arenie wsiadł na statek i popłynął w kierunku wyspy Sartosa. Miał nadzieje, że Bogowie będą nad nim czuwać i, że zabiję jak najwięcej Mrocznych Elfów. I, że wsławi się jako kolejny adept Białej Wieży, który wygrał turniej.

Awatar użytkownika
Whydak
Chuck Norris
Posty: 625
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Whydak »

Dog of War capitan ( taki maruder )
Arthew Wolffang
broń : korbacz
zbroja : lekka
umiejętności : dobry relfeks, szczęściarz
dodatki : zadziory na broni

-Daj jeszcze piwa !
-Nie
-Coo ?!? Mi nie dasz ? Jestem najlepszym wojownikiem na tym świecie ! Weź polej !
-Przecież wiesz że nikt nie wierzy w te twoje historie, idź już lepiej do domu.
-Zobaczycie ja wam wszystko udowodnie,zobaczycie !

Najbardziej znany marduer w okolicy wziął swój korbacz i wściekły opósćił gospode. Znany był główne z pijaństwa i swoich opowieści w których sam podbijał imperium i polował na mamuty.
Jendemu nie można było zaprzeczyć, szczęsćie nigdy go nie opuszczało. Kiedy już przestawał mieć za co pić potrafił potknąć się na śniegu i wyrżnąć głową w skrzynie ze złotem.
To denerwowało jego towarzyszy jeszcze bardziej niż jego gigantycze ego.

Pewnego dnia postanowili się go pozbyć.
-Arthew! Choć do nas!
-Po co ?
-Zobacz jaka łódź! Założe się że nie umiesz tym pływać.
-Co? Pewnie że umiem !

A więc wskoczył i popłynął.
Kierował się swoją nadpaloną mapą i udało mu się wpłynąć w burze.

Obudził się na jakiejś plaży. W okolicy szwędało się kilku gości. Kiedy zobaczyli że się ocknął podeszli.
-Chcesz być piratem ?
-A co mi to da?
-Ładne panny i dużo rumu
-I ty się jeszcze pytasz? No pewnie że chcę.
-Spokojnie kolego, najpierw mały test. Widzisz tą arene ? Idź tam i wygraj.
-Ok. żadem problem.

I ruszył pewnym krokiem odprowadzany przez śmiech korsarzy.

Awatar użytkownika
Gelo
Chuck Norris
Posty: 551
Lokalizacja: Lubartów - Zielony Smok

Post autor: Gelo »

Joahim Gładkoskóry - wybraniec chaosu
bastard oburącz
lekka zbroja ("skórzana")
piętno Slaanesha
dobry refleks
Joahim Gładkoskóry, dawniej znany jako Joahim von Berstein, właśnie odrzucił truchło młodego chłopca. Biedaczek - powiedział Joahim - kolejny nie wytrzymał, a miał taką delikatną skórę ehh - westchnął - Berto! przygotować mi go! Balsam i zestaw noży też.
Wreszcie - myślał zwyrodniały człowiek - wreszcie ukończe swój doskonały pancerz, Slaanesh pobłogosławi go na pewno. W końcu rzadko znajduje się pancerz wykonany ze skór młodych chłopców. Joahim zabrał się do pracy, zdzierał co bardziej obiecujące kawałki skóry i zszywał je tworząc przerażający, blado-czerwony pancerz. Dzięki błogosławieństwu Slaanesha ów pancerz wyglądał jak żywy, pod powierzchnią zbroi widać było pulsujące żyły, jak na jakiejś demonicznej machinie.
Ha! - zakrzyknął - teraz nie mogę doczekać się aż nałożę na siebie to cudeńko. Odejdź ścierwo! - Joahim ogdonił jego sługę które zajmował się sprawianiem przyjemności panu, kiedy ten pracował - nareszcie...
Wybraniec Slaanesha powoli zakładał pancerz upajając się tą chwilą, kiedy go nałożył poczuł jak każda część pancerza przylega do skóry sprawiając niesamowity ból, bardzo przyjemny ból. Jakby setki kobiet dotykało go rozpalonymi do czerwoności opuszkami palców. Kiedy transformacja się dokonała, Joahim obejrzał się w lustrze. Wyglądał przerażająco w zbroi wykonanej ze skór młodych chłopców. Piękne - stwierdził - teraz jestem gotowy. Aby podziękować tobie panie, o wielki kusicielu, wyruszę na wyspę Sartosa, tam pokażę jak bardzo jestem godzien nosić to piękne odzienie, zadam tyle bólu ile tylko zdołam. Sprawie tym przyjemność sobie a przez to także tobie o wielki.
Joahim wstał, zabił wszystkie swoje 6 sług, oczywiście starając się przy tym aby jak najdłużej czuli że umierają, i wyruszył w podróż. Do Sartosy.

Awatar użytkownika
Deather
Chuck Norris
Posty: 444

Post autor: Deather »

Zapomniany - Wight King
miecz oburęczny
ciężka zbroja(a raczej lekko niekompletna,przerdzewiała pełna zbroja płytowa)
magiczny amulet na szyji(mikstura precyzji)
biegły w broni


Nieprzenikniony mrok głębin oceanu zdał się poruszyć. Niczym światełko w tunelu gdzieś w morskiej otchłani błysnęły dwa pomarańczowe ogniki. Może trwało to wieki, może po prostu bardzo długo ale światełka z każdą godziną nieznacznie rosły. Zainteresowana potencjalnym posiłkiem rybka zanurkowała głębiej w mrok. To co zobaczyły jej maleńkie przywykłe do braku świtła oczy przeraziłoby niejednego. Rybka dostrzegła upiora o rozszarpanmy ciele ukrytym pod ciężką zardzewiałą zbroją, z płąnącymi pomarańczowymi płomieniami w miejscach oczu. Jedna noga, a raczej to co kiedyś było nogą była tak zmiażdżona, że tylko wlokła się za dziwną postacią. Wspinaczkę po oceanicznym grzbiecie utrudniał nieumarłemu dwuręczny miecz, który ciągnął za sobą. Rybka bezpiecznie ukryta w ciemności podstanowiła podpłynąć bliżej, gdy nagle dziwny amulet na szyji upiora rozjażył się magicznym blaskiem, a dwa pełne nienawiści ogniki zwróciły się w jej stronę. Rybka uciekła.

25 lat wcześniej...
Pijackie marynarskie śpiewy niosły się daleko, odbijając się od fal. Były przyjemną odmianą od niedawnych odgłosów bitwy i krzyków umierających. Ledwie wczoraj statek kapitana Henryka de Bliss zaatakowany został przez grupę nieumarłych piratów. Ale to było wczoraj, dziś natomiast Henryk wraz z resztą załogi przygotowywali zmarłym towarzyszom broni morski pogrzeb. Ale pogrzeb niebylejaki. Niezrównany fechmistrz jakim po raz kolejny okazał się Henryk zdołał pokonać i rozbroić upiora dowodzącego nieumarłymi piratami, a reszta załogi zdołała odeprzeć atak. Dał się słyszeć głośny plusk gdy gruba sieć, w którą zawinięto poległych obciążona dwoma odlanymi przez imperialnych mistrzów działami do których przykuto upiora zanużyła się w morzu. Wszyscy myśleli, że jest to koniec historii upiornego kapitana. Mylili się.

Fizyczna powłoka upiora na wpół wypełzła, na wpół została wyrzucona na brzeg, tuż obok jakiejś przystani. Pierwszą rzeczą na jakiej skupił się umysł upiora było ogłoszenie przybite do przystani. Pomaranczowe ogniki rozjarzyły się, a nieumarły się wyprostował.
- De Blissss
Wysyczał upiór i ruszył w stronę portu. Po raz pierwszy od stu lat szczęka upiora wykrzywiła się w nienawistnej parodii uśmiechu. Czuł jak odzyskuje siły, a kości zmiażdżonej nogi składają się w całość. Wizja przyszłej zemsty dodawała mu sił.
Ostatnio zmieniony 28 sie 2009, o 10:48 przez Deather, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Lasti
Falubaz
Posty: 1447
Lokalizacja: Kraków/Azyr

Post autor: Lasti »

Ragnar - Empire Capitan
Broń: Młot oburęczny
Zbroja: Pełna Płytówka
Dodatki: Mistrzowska zbroja
Umiejętności: Berserker, Ekspert w walce

Trzask kości i giętego metalu wypełnił uszy Ragnara gdy jego młot zmiażdżył głowę barczystego wojownika chaosu rozbryzgując fontannę krwi na świeżo opadły śnieg. Wyrwawszy broń z truchła zrobił zamach by powalić kolejnego. Ten próbował uskoczyć jednak jego ciężka zbroja poważnie mu to utrudniła. Ciężki młot spadł na jego opancerzoną rękę łamiąc ją. Sługa Chaosu upuścił broń i zwalił na ziemie. Szybko próbował wstać na nogi by stawić czoła swojemu przeciwnikowi jednak znów się spóźnił. Jego kręgosłup złamał się jak zapałka gdy dosięgał go oręż wyznawcy Pana Zimy.
Zdeterminowany walczył nadal, stojąc wśród ciał swoich wrogów i kompanów. Jego młot podnosił się i opadał w dzikim szale. Jego celem było dosięgnięcie zakapturzonej postaci dzierżącej złowrogi kostur która raz za razem wypluwała z siebie magiczne pociski które raziły imperialnych żołnierzy.
Ragnar z każdym ciosem był bliżej swojego celu. Krwawił z wielu ran i całe ciało było obolałe, mięśnie płonęły ze zmęczenia jednak chłód zimy dodawał mu otuchy. Jego oręż i wspaniały pancerz był jedyną rzeczą na której mógł polegać. Obudził się w nim duch walki, wilczy szał który gnał go dalej w bitewnym szale. Ciosem swojego młota niszczył kolejne sługi mroku.
-„Zginiesz psie!” – wykrzyczał wściekły i z młotem w górze podbiegł do zakapturzonego kolosa. Ten dopiero po chwili zorientował się jakie grozi mu niebezpieczeństwo i począł wypowiadać słowa zaklęcia. Gdy miał już kończyć słowa czaru, jego skupienie przerwała konieczność zblokowania ciosu rozszalałego wojownika Ulryka. Drewniany kostur ustąpił pod naporem młota który połamał pancerz i żebra nieszczęśnika.
Jednak czar został rzucony. Obie postacie zniknęły w kuli ognia.
-„Ciemność? Cisza? Co się stało?– wymamrotał Ragnar.
Nagle jego oczy poranił blask, blask światła który przebijał się nawet przez jego ściśnięte powieki. Po chwili powoli otworzył oczy a ból ustąpił. Widział nad sobą jasne, błękitne niebo. Po chwili oględzin, wojownik zorientował się że leży na piasku. Wycieńczony wstał na nogi a jego bujne włosy rozwiała bryza morska. Był nad morzem! Stał na plaży, podpierając się swoim młotem. Jego zbroja lśniła w promieniach wschodzącego słońca. Daleko na horyzoncie przy linii plaży ujrzał maszty statków.
-„To jakieś szaleństwo…” –rzucił zdegustowany i ruszył w stronę portu na wyspie Sartosa.
Polska grupa zrzeszająca sympatyków Age of Sigmar:

https://www.facebook.com/groups/438370546345173/

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2180
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

A i nie mogę zaklepać miejsca kto pierwszy ten lepszy, więc pisać historyjki i montować ekwipunek postaci.
Ostatnio zmieniony 29 sie 2009, o 05:33 przez Tullaris, łącznie zmieniany 1 raz.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Yourself
Mudżahedin
Posty: 295
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Yourself »

Sir Jan(Paladyn)
Broń: Dwuręczny Topór
Zbroja: Ciężka
Cechy: Mistrzostwo w walce
Dodatki: Mistrzowska broń, mikstura siły(duża)
Sir Jan był synem bretońskiego hrabiego. Od małego uczył się posługiwać bronią i osiągnął mistrzostwo w walce toporem dwuręcznym. Zamek jego ojca został spalony i splądrowany a jego dobra splądrowane. Sir Jan nie był w stanie pomścić swojej rodziny bez pieniędzy . Wtem usłyszał o arenie i pomyślał że będzie to okazja do zdobycia chwały i pieniędzy oraz jedyna szansa na pomszczenie rodziny. Udał się na arenę z chęcią wygrania jej ku chwale pani jeziora.
matilizaki napisał:
Na brete

wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu

_reszka
Chuck Norris
Posty: 556

Post autor: _reszka »

Mamy 7 postaci, 4 z ciężką zbroją, 2 z lekką i jedną bez. Poprzednia arena była "lżejszego" formatu. Ja już szykuję historię.

Awatar użytkownika
Michał
Falubaz
Posty: 1206
Lokalizacja: BWT Klika - Rumia

Post autor: Michał »

Aegon (DE asasyn)
Broń - pazury bitewne
Zbroja - lekka
Dodatki - bomba paraliżująca
Umiejętności - Zabójca
Aegon był uczniem w szkole asasynów. Już dawno oddał swoje życie Khainowi, więc zapomniał o swojej rodzinie. Nie byli ważni teraz, liczyło się tylko wypełnianie żądań boga wojny. Kończąc szkolenie młody zabójca musi się czymś wykazać wtedy zostanie dopiero dołączony do bractwa. Idealnym sprawdzianem umiejętności będzie turniej na wyspie Sartosa. Aegon wsiadł na jeden z okrętów płynących na łupieżcą wyprawę w te rejony.
AND THEY SHALL KNOW NO FEAR

KOLEJNY PUNKT DLA NAS !!! BWT KOCHANA !!!!
Cosmo pisze: 19 sie 2014, o 20:33 BTW gdzie spia Ci co nie chodza spac przed polnoca? Jakies zwierzeta z Nemezisu, BWT, Front..?

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2180
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Tu macie linka do opisu pirackiej wyspy :wink: Sartosa
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Jajan1
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 120
Lokalizacja: Wa-wa

Post autor: Jajan1 »

Imię: Gul'faz
Rasa: nocny goblin (fanatyk)
Ekwipunek: kula fanatyka i halucynogeny
Dodatek: grzybki szalonego kapelusznika
Cecha: zajadłość


Gul'faz był zwykłym nocnym goblinem. Pewnego dnia któryś z (niech ich piorun trzasnie) kolegów dosypał mu grzybki do posiłku. Od tamtego pamiętnego dnia Gul'faz jest od nich uzależniony. Podobno koledzy wykorzystują go w bitwie halucynując go i dając kule na łańcuchu. Ale Gul'faz nic nie pamięta. Pewnego razu szaman nocnych goblinów postanowił wypróbować jakiś nowy czar na kimś. Niestety dokładnie w tym momencie Gul'faz był po grzybach więc zgłosił się. Nic nie pamięta, ale kiedy odzyskał przytomność był w ludzkim mieście ze swoją kulą. Zobaczył ogłoszenie: POSZUKIWANI WOJOWNICY Z KAŻDEJ NACJI DO WALKI NA ARENIE ŚMIERCI! TURNIEJ ORGANIZOWANY PRZEZ PANIĄ TEJ WYSPY. Gul'faz postanowił uczestniczyć w tej arenie mając nadzieję na znalezienie szamana który się tu z nim znalazł i powrotu w rodzinne strony.

Awatar użytkownika
Possessed
Mudżahedin
Posty: 292
Lokalizacja: WaWa

Post autor: Possessed »

Mori Sharkslayer, dawniej Nortmor Flamewing (Zabójca DE)
Broń - dwa sztylety, preferowane serwowanie przeciwnikom prosto w twarz...
Zbroja - lekka, pozostałość po sportowej przeszłości
Dodatek - mikstura siły(duża)
Umiejętności - precyzja w uderzeniu, no i tradycyjny poison jak na delfa przystało :wink:
"Historia" - spytany o swoją przeszłość Mori raczył cię zignorować nie mając czasu by opowiadać o swej przeszłości. Odwraca się od ciebie i odchodzi. Dopiero po jakimś czasie dochodzą cię słuchy iż ta osoba jest dobrze znana wielu bywalców trybun. Po przeprowadzeniu dochodzenia które polegało na wypytaniu tych co bardziej z gadatliwych okazuje się że Mori nazywa się naprawdę Nortmor Flamewing, występujący kiedyś jako gwiazda zespołu "Chciwa Zemsta" w lidze Bloodbowl. Jego najbardziej znaną sztuczką było wnoszenie niewielkich sztyletów na murawę i częstowanie nimi przeciwników, zwłaszcza kluczowych graczy przeciwnika, zwłaszcza tych którzy byli w posiadaniu piłki. Sztuką w tym było iż sędziom nigdy nie udawało się przyłapać go na tych nielegalnych zagraniach, nigdy nie mogli mu udowodnić nieczystej gry. Lecz podczas ostatniego pół-finału turnieju magazynu "Spike!" który odbywał się w Estalii podczas jednego zagrania po zranieniu jednego z biegaczy przeciwnika kątem oka zauważył nagle poruszenie za jego plecami zmierzające w jego kierunku, instynktownie dźgnął nożem w napastnika - myśląc że ktoś chce go poczęstować torfem z murawy - trafiając go prosto w gardziel. Co się niestety okazało "napastnikiem" okazał się sędzia który nie doczekał się końca meczu. Mecz został wygrany, lecz gildia sędziów nałożyła na jego głowę ogromną nagrodę za morderstwo bardzo znanego i dobrego sędziego, co spowodowało konieczność opuszczenia zespołu dla ratowania skóry. Niestety parę dni później okazało się że jego drużyna bez jego pomocy nie dała rady i została pokonana w finale. Bez niego zespół się rozpadł wkrótce po tym. Wkurzony a zarazem zdołowany swoim partactwem, że przez jego pomyłkę stracił swoją jedyną szansę na wygranie jakiegokolwiek turnieju BB, że zepsuł marzenia wielu swoim braciom, postanowił że wykaże się i spróbuje choć trochę zmyć skazę na honorze wygrywając Arenę na Sartosię, która znajdowała się niedaleko Estalii. Może jakby mu się udało tego dokonać, mógłby wrócić do Nagaroth i stworzyć drużynę od nowa... Pierwsze rzeczy pierwsze, jak to mawia, najpierw Arena, potem powrót na murawę...

następnym razem bardziej się postaram :wink:
Ostatnio zmieniony 29 sie 2009, o 23:37 przez Possessed, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Kokesz
Kretozord
Posty: 1749
Lokalizacja: kolebka cywilizacji

Post autor: Kokesz »

Kaaos Orehammer (bull centaur hero)
Broń: gwiazda zaranna
Zbroja: ciężka, tarcza
Dodatek: przeklęta broń
Umiejętności: zajadłość
Ten poranek na wyspie Sartosa wydawał się taki jak każdy inny. Nieliczni, którzy wypili ostatniego wieczora nie wiele, krzątali się po porcie wykonując swoje codzienne prace. Większość mieszkańców jeszcze spało po wyczerpującej nocy. Jednakże, te nieliczne ranne ptaszki miały tego dnia zobaczyć coś niezwykłego. Poranna mgła była gęstsza niż na ogół. Nagle ludzie porzucili swoje zajęcia i wszyscy jak jeden mąż zaczęli się przyglądać mgle wiszącej nad wodami portu. We mgle pojawiła się ciemna sylwetka statku. Szerszy niż widywane tu zwykle statki, powoli wyłaniał się z mgły. Jak się okazało statek nie przypominał w żadnym stopniu statków budowanych przez ludzi. Był przede wszystkim zrobiony z metalu. Z metalu czarnego jak smoła. Do masztów nie były zamocowane żagle, lecz czarne sztandary. Na sztandarach widniały rogate czaszki i błyskawice. Statek napędzany był przez dwa ogromne koła napędowe. Na środku statku zamias masztu stał wyskoki komin, z którego wydobywał się ciemny dym.

*********

Kaaos Orehammer stał wyprostowany na środku sali. Przed nim znajdował się tron władcy twierdzy zwanej Bramami Zharr. Na kamiennym tronie siedział krasnolud o długiej - niemal do stup - czarnej brodzie. Na głowie nosił wysoką czapkę ze złotymi zdobieniami i licznymi szlachetnymi kamieniami. Stary krasnolud opierał jedną z dłoń o dwuręczyny topór z połyskującego czarnego metalu.

Kaaos czuł potęgę i siłę swojego władcy. Mury pałacu, w którym się znajdował, były nimi przesiąknięte. Orehammer nie śmiał się odezwać.

- Zachód już zapomina o potędze synów Hashuta. W raz z pamięcią przemija lęk przed nami. - Powiedział siedzący na tronie krasnolud. - Czas im o nas przypomnieć Kaaosie. Ściąłeś wiele głów naszych tchórzliwych braci z Gór Krańca Świata. W nagrodę za służbę otrzymasz zaszczyt uczestniczenia w misji, dzięki której na nowo w ludzkich sercach zagości strach przed Imperium Hashuta. Będziesz uczestniczył w krwawym turnieju, sławiąc potęgę Hashuta i swoich braci. Udasz się zatem do Sartosy, gdzie mają się zjechać najwięksi wojownicy świata i zdobędziesz tytuł najkrwawszego z rycerzy.
- Tak Panie. Arena w Sartosie spłynie krwią moich przeciwników.

**********

Statek przybił do portu. Dopiero teraz, gdy mgła już nie osłaniała okrętu mieszkańcy Sartosy zauważyli, że na dziobie statku, do niewielkiego masztu, przywiązany jest człowiek. Przy nim stał krasnolud chaosu.

Opuszczono rampę. Po chwili na ląd zeszli osobliwi goście. Orszak prowadził krasnolud chaosu z wysoką czapką na głowie. Za nim dwóch innych wyznawców Hashuta uzbrojonych w topory i tarcze. Za tą dwójką szła postać niezwykła. Wyglądał jak krasnolud chaosu: miał orli nos, czarną, zakręconą brodę, nosił czarną zbroję. Jednakże za miast nóg miał cielsko byka. Jego kopyta rytmicznie stukały o deski mola. Za nim podążali czterej ludzcy niewolnicy, niosący okute skrzynie i kolejni uzbrojeni krasnoludzcy wojownicy.

Gdy orszak napotkał pierwszego człowieka pracującego w porcie, jeden z krasnoludów chaosu chwycił go i przyciągnął do siebie.
- Prowadź na Arenę... - rozkazał.
Obrazek

_reszka
Chuck Norris
Posty: 556

Post autor: _reszka »

Mam nadzieję, że się spodoba – trochę inny styl. Tylko czytajcie powoli, nie przeskakujcie tekstu.

Przyczajony elf kucał na gałęzi rozłożystego drzewa. Wiatr hulał po lesie. Samotny człowiek przebiegał między drzewami. Tylko wprawne oczy elfa mogły zauważyć coś więcej niż smugę cienia sunącą po listowiu. Cieszę się, że mam takie oczy. Zaskakujące było, że był to człowiek, a nawet szelest liści nie mącił ciszy lasu. Sztuka, którą nawet moi rodacy opanowują po kilku latach, ażeby wejść w wiek dorosłości z pełną znajomością tajemnic lasu. W tym tajemnic liści. Tajemnic mchu. Tajemnic duchów drzew.

Śledziłem go od prawie od wschodu słońca. Gdybyśmy dotarli godzinę wcześniej, już by nie żył. A tak musimy go gonić.

I pomyśleć, że znalazłem jego ślad wczoraj. Akurat ja, Gedean, syn Notiana, Strażnik Południowej Ścieżki. Nie przypuszczałem, że tak długo będę go szukał. Wcale nie dlatego, żeby się ukrywał. W lesie wszyscy zostawiają ślady.

Nawet lord Konidas. Nawet ja. Nawet Orion. No, Orion może nie. Ale ten człowiek przemieszczał się po prostu szybko. I tak jakoś......... zwinnie? Takiego człowieka nie widziałem. Choć z pewnością to człowiek. Dwa cienkie ostrza na plecach, dwa skórzane paski przecinające się na nagim torsie, jasnobrązowe spodnie, dobre buty. Jedna manierka, mały woreczek na żywność i trochę większy u pasa, z jakąś nieznaną zawartością. Raz nawet dostrzegłem jego twarz. Krótkie czarne włosy i wyraz skupienia na twarzy. Gdzie on się urodził? Głupie pytanie, raczej, kto go tak wyszkolił? Gdyby wszyscy moi pobratymcy poruszali się tak płynnie. Szybkością poruszania prawie dorównuje Tancerzom. Umiejętności poruszania się w lesie jak u kandydata na Strażnika przed wieloletnim szkoleniem. Czyli bardzo wysokie. Kim on jest? Bo że kimś ważnym, to wiem. Lord Monisac od dwóch miesięcy kazał go wypatrywać. Skąd wiedział, że przybędzie? Pewnie drzewa doniosły. A to ja odkryłem jego ślady. I posłuchałem instrukcji. Z szybkością wiatru pobiegłem wprost przed oblicze Lorda z tą wiadomością. A teraz go zaganiamy. Jak zwierzynę. Choć on o tym jeszcze nie wie. Chyba.

Już za chwilę..... polana, a na polanie tajemnica się wyjaśni.

- HEJ HEJ PRZYBYSZU! - zza drzew rozległo się wołanie. Zdziwiłem się, bo przybysz jakby rozpłynął się w odpowiedzi między drzewami.

- Wyjrzyj na polanę, jestem sam, a to tylko moi towarzysze – wysoka postać dumnie stała w rozkroku na środku polany. Za nią stało dwóch innych elfów. Po raz nie wiadomo który w swoim życiu podziwiałem piękne tatuaże Tancerzy. Niebieskie linie, czerwone kręgi, żółte i zielone spirale. Całość współgra ze sobą, żyje własnym życiem A jak walczą, to w zależności od jakości artysty, tatuaże ożywają. I wydaje się wrogowi, że walczy z hybrydą elfa z orłem, niedźwiedziem pumą. A Lord Monisac, zwany smokiem, miał tatuaże wykonane przez najlepszego elfiego artystę, starego Kolejma.

Ku mojemu zdziwieniu człowiek wyszedł na polanę. Bez pośpiechu podchodził do Lorda. Nawet nie sięgnął po te dziwne miecze, choć wszyscy trzej elfowie już trzymali sześć ostrzy w gotowości. Wzrok wpijał w naszego Pana.

Wreszcie stanęli naprzeciw siebie. Lord uśmiechał się lekko, przybysz nie.

- Wiesz po co przybyłem? - zapytał szeptem człowiek. Na szczęście mam uszy Strażnika Ścieżek i mimo dużej odległości słyszałem pytanie.
- Mniej więcej – po chwili przerwy odrzekł Lord zwany smokiem – Masz mnie zabić. Nie muszę wiedzieć niczego więcej – nawet z tej odległości wyczułem sarkazm w głosie Lorda.

Lord skinął głową i dwóch tancerzy wyszło zza jego pleców. Zbliżając się do człowieka wyciągającego cienkie ostrza konsekwentnie zwiększali prędkość. Pod koniec już biegli. Cztery metry przed stojącym nieruchomo człowiekiem jeden z nich wzbił się w powietrze, drugi wślizgiem zaatakował nogi przybysza. Cztery ostrza przeciwko dwóm. Nie doszło jednak do starcia, człowiek sposobem znanym chyba tylko demonom uniknął ostrzy i zajął postawę wyczekującą. Rozpoczął się atak tancerzy. Cięcia szybkie jak błyskawice, ruchy zwinne jak u kotów. Przybysz musiał całą energię włożyć w obronę. Kilka ciosów sparował, większości uniknął. Po chwili zaatakował, lecz Tancerze są mistrzami walk. Nigdy już chyba nie zobaczę takich szermierzy w akcji – pomyślałem. Kilka razy zaiskrzyło lecz nagle w niezwykle ekwilibrystyczny sposób człowiek uderzył stopą w twarz jednego przeciwnika i z obrotu ciął mieczem. Zadecydował ułamek chwili. Ot, tyle co potrzeba, żeby dźwięk przebył pięćdziesiąt kroków. Samym koniuszkiem miecza przejechał po gardle jednego z wojowników. Drugi zawahał się zdumiony. O drugą, ostatnią chwilę w jego życiu. Gdy stal dotknęła jego serca, zrozumiał, że za chwilę spotka towarzysza.

Lord rzucił się z niespotykaną wręcz sprawnością. Człowiek całkowicie zaskoczony sparował pierwsze cięcie a o włos uchylił się przed drugim. Wymiana ciosów była nieziemsko szybka. Skłamałbym, gdybym chciał powiedzieć jak przebiegała walka. Nawet moje oczy, elfie oczy nie były w stanie tego ogarnąć . Lecz zrozumiałem, dlaczego Lorda nazywano smokiem. Chwilami miałem wrażenie, iż jakiś heros walczy z bestią. Tyle, że ja sercem byłem za bestią.. W przeszłości Lord samotnie pokonał demona boga Khorna, nie widziałem tego, ale nawet tamta walka musiała być mniej zacięta niż ta. W pewnym momencie lord padł z rozpłataną twarzą. Nawet nie widziałem jak dostał. Można powiedzieć, że doznałem szoku. Pierwszy raz w życiu. Naciągnąłem cięciwę i wymierzyłem. Poszła. Żmijowata strzała. Zmierzała wprost w serce człowieka. Ten jakby wiedząc co robię z prędkością pioruna odwrócił się i złapał moją strzałę gołą ręką. Po chwili usłyszałem, jak upuszczony miecz wbija się w ziemię.

- Musi się dopełnić przeznaczenie – głośno odezwał się człowiek, a ja zamarłem – Dynastia Jomichito ma się ku schyłkowi. Ale cesarz wciąż dysponuje wielką mocą. Niestety, nawet on nie zatrzyma agresji Hohonitów. Chyba że wielki wojownik przybędzie, dłońmi nabierze wody ze strumienia i podleje nasiono wiśni. Ziarno następnego dnia wzejdzie i wyda owoce. A wojsko wrogów cesarza rozpadnie się w pył. Lecz wojownik taki musi przejść piętnaście prób, wtedy otrzyma błogosławieństwo Bogów. Musi zabić czternastu największych wojowników świata ras wszelakich. Twój lord był czternastym. Wcześniej zabiłem ogra tyrana Thuruta, orka Brtena Żelazną Pięść, sir Leokarda herbu kielich, dwutysiącletniego wampira Nbiteda z rodu smoka i innych. Została mi tylko ostatnia próba. Zwycięstwo w Arenie Śmierci. A teraz będzie piętnasta Arena. I piętnasty czyn. Przeznaczenie musi się dopełnić, a ty mnie nie powstrzymasz. Teraz odejdę. A ty, jeżeli Ci życie miłe, nie będziesz więcej strzelać.

Nie strzeliłem.






Mirionhitzu Hatsumoto
kapitan dow
broń: 2x wakizashi
brak zbroi
umiejętności: kensai, precyzja w uderzeniu
dodatki: eliksir refleksu (pije zawsze przed walką) - stąd taka prędkość.


Wziąłem znowu kensai'ego, bo cresus złożył DOKŁADNIE taką postać jak miałem w planach, a nie chcę robić drugiej identycznej. Potem upadł pomysł z nocnym goblinem..... A ja mam sentyment do kensai, całego Baldura 2 przeszedłem kensai/złodziej.

Arsene
Wałkarz
Posty: 57
Lokalizacja: Kutno

Post autor: Arsene »

Imię: Lomeroch (Mroczny Elf - Asasyn)
Broń: katana
Zbroja: Ciemne ubranie, płaszcz z kapturem(brak)
Dodatek: bomby błyskowe
Umiejętność: biegły w broni

Historia:

Lomerchon siedział w swoim pokoju, który wynajął w przydrożnej karczmie. Nie paliły się tam świece, a jedynym źródłem światła był blask księżyca wpadający przez okno. Elf siedział przy stole beznamiętnie żując ostatni kawałek bułki. Jego miecz oraz kilka drobnych sprzętów spoczywały zawinięte w kawałek materiału na łóżku. Rozmyślał właśnie nad tym, jak nisko upadł od czasu gdy opuścił armię. Przypomniał sobie jak został z niej wygnany pod pozorem zdrady. W rzeczywistości był to efekt działalności jakiegoś Wysokiego Elfa, któremu swoją drogą poderżnął gardło. Od tamtego czasu podróżował po różnych krainach. Zmuszony był zabijać za naprawdę niewielkie sumy, by tylko mieć co jeść. Brzydził się bowiem kradzieżą, i (pomijając fakt, że był asasynem) starał się być uczciwym. Gdy siedział tak i rozmyślał słyszał, że ktoś idzie w stronę jego pokoju. Odruchowo wstał i rozwinął materiał w który owinięty był miecz. Gdy ostrze zalśniło w blasku księżyca kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Drzwi wypadły z zawiasów, okno zostało wybite, a do pokoju wpadło czterech oprychów. Każdy dzierżył zakrzywione ostrze. Niewiele myśląc Lomeroch wykonał dwa precyzyjne cięcia i mężczyzna, który wskoczył przez okno padł z bez dłoni, z poderżniętym gardłem. Obrócił się na pięcie i skoczył w stronę trzech, którzy weszli drzwiami. Machnął swoją kataną kilka razy, a oprychy padły jeden po drugim. Pokój cały pobryzgany był krwią. Nie czekając dłużej, domyślając się już kto ich przysłał. Szybko przreszukał ciała. Nie znalazł nic interesującego, poza swoma listami. Nie było teraz czasu, żeby je przeczytać, bo ktoś już szedł w stronę pokoju.Natychmiast wyskoczył przez okno i pobiegł drogą przed siebie. Gdy był już wystarczająco daleko wyjął dwa listy. Pierwszy z nich był od pewnego szlachcica, którego syna miał ostatnio nauczyć szacunku. Drugi zaś wysłany został przez kogoś innego.

"Witaj. Dawno się nie widzieliśmy, gdyż dużo podróżowałem. Pisałeś mi, że chcesz sporo zarobić. Nie mam za dużo informacji, ale popłyń na wyspę Sartosa, czy jakoś tak"

Dalsza część listu stanowiła o rzeczach, które były zupełnie nie istotne, jak na przykład przygoda z karczmarką etc. Elf szedł dość szybko drogą i rozymyślał nad tym, co przeczytał. Z jednej strony możliwość zarobku, z drugiej ryzyko, bo przecież nie wiedział co go czeka. Gdy nastał świt elf doszedł do niewielkiej przybrzeżnej wioski. Szybko odnalazł niewielki port, w którym zacumowany był rozpadający się statek. Gdy wszedł na pokład usłyszał zza pleców głos
-Stój!
Odwrócił się i zobaczył siwego mężczyznę kruchej budowy celującego do niego ze starego, nieco zniszczonego i na pewno wysłużonego już muszkietu.
-Spokojnie, nie chcę ukraść tego ... ehmm .. statku. Potrzebuję kapitana, który popłynął by ze mną na pewną wyspę. Dobrze zapłacę.

Po kilku tygodniach podróży elf znalazł się w końcu na wyspie. Nie wiedział co się święci, ale zdziwiło go, jak wielu innych wojowników innych ras tu zobaczył. Spodziewał się czegoś zupełnie innego ...

Awatar użytkownika
Casp
Mudżahedin
Posty: 308

Post autor: Casp »

Solri Stonefist, (Dwarf Thane)
Broń: Dwuręczny topór
Zbroja: Pełna gromrilowa zbroja
Dodatek: piwo bugmana xxxx
Cecha: Precyzja w uderzeniu


- A więc chcesz poznać losy twego przodka?
- Tak, kronikarzu. Przybyłem tu z daleka, aby poznać prawdę o śmierci mojego ojca. Wieści, które dotarły do naszej twierdzy i zostały zapisane w naszych kronikach były wzajemne sprzeczne - jedni twierdzili, że zginął w czasie jednej z pierwszych walk na Arenie Śmierci, inni - że ją wygrał, ale zginął w zasadzce w drodze powrotnej do Twierdzy. Te dwie wersje pochodzą od ludzi. Jest jeszcze głos krasnoluda, który jednak przybył na wyspę Sartosa po zakończeniu walk. Twierdzi, że mój ojciec padł ofiarą perfidnego spisku, uknutego przez piracką królową i kilku tak zwanych wojowników z areny...
- Ha! Więc posłuchaj, młody wodzu. Cała sprawa dotyczy nie tylko Twojego ojca, Solriego Stonefista, ale też kilku możnych uwczesnego świata. Wszystko zaczęło się od wysokich cen zboża tego lata...

...Solri nie mógł uwierzyć własnym uszom. Oto jego wieloletni współpracownik i sprawdzony partner w interesach, handlarz Zygmunt Blum, wymienił cenę trzykrotnie większą, niż rok temu.
- Chyba zaszkodził ci nadmiar słońca - co to za cena?
- Niestety! Kilku możnych położyło łapę na dostawach zboża w górskie rejony i korzystając z monopolu podbijają ceny dla całego górskiego regionu. Nie mogę zaoferować ci lepszej ceny.
- To rozbój i hańba! Chyba chcą zakosztować krasnoludzkiego gniewu, skoro łamią wieloletnią umowę!
- Cóż, nie zmartwiłbym się, gdybyście skopali tyłki tym oszustom. Jest nawet na to pewien sposób. Wiem, że dwaj najwięksi możni uczestniczący w zmowie postawili baardzo duże sumy na jednego z zawodników w zbliżającej się Arenie na wyspie Sartosa. Wystarczy, że wystawicie potężnego wojownika na arenie, a wiem, że takich wśród was nie brakuje - i postawicie na niego tyle, ile mieliście przeznaczyć na zboże. Wygrana będzie ogromna...

...- A więc mój ojciec wyruszył na Arenę dla pieniędzy?
- Tak, lecz nie tylko. W tamtym czasie o żywność nie było łatwo. Solri musiał zapewnić Twierdzy rozwój, dlatego zdecydował się wystąpić w walkach. Dlatego postawił na szali swoje życie...
- No dobrze, ale co było dalej? Wiesz, jak zginął? Z kim walczył na Arenie?
- Wiem. Spisek, o którym słyszałeś, miał miejsce na prawdę. Oczywiście chodziło o pieniądze, bo o cóż innego? Posłuchaj uważnie...

ODPOWIEDZ