Arena of Death 22 Mousillon

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Arena of Death 22 Mousillon

Post autor: kubon »

Witam na 22 Arenie śmierci tym razem prowadzonej przeze mnie.

Tym razem miejscem Areny jest ponure Mousillon. Za zgodą Króla Louena i Księcia Adalharda mag uzyskał zgode na zorganizowanie areny w przeklętym Mousillon a dzięki pertraktacją z Czarnym Rycerzem zapenił bezpieczeństwo ludności przybywającej na widowisko.

Kapłani, mumie itp. będą miały inkantacje/modlitwy itp.

Imię postaci: Jak nazwiecie swoją postać.
Broń: broń lub bronie jakiej używa z podanej z listy, jednoręczna, oburęczna lub dwie bronie. Jeśli jest konno i bierze jako broń lance posiada także miecz lub inną broń jednoręczną, należy to wyszczególnić w pozycji broń. Druga broń będzie użyta w kolejnych turach walki po lancy(oczywiście nie można wybrać sztyletu lub pazurów).
Zbroja:zbroja lub jej brak, z tarczą lub bez i/lub z hełmem lub bez.
Ekwipunek: postaci przysługuje jedna pozycja z listy ekwipunku
Umiejętności:postaci przysługuje jedna pozycja z listy umiejętności
Mutację: (jeśli dotyczy) może przysługiwac mutacja jeśli zasady pozwalają
Historia postaci: Historia waszej postaci i między innymi dlaczego się znalazła na arenie mającej miejsce w Mousillon.


Wiadomo postacie bez historyjek nie będą brały udziału w zabawie.

3 najlepsze według mnie historyjki dostają gratis miksturkę zdrowia

**Skink priest. skaven chief, tomb king icon bearer , wszelacy goblińscy I hobgoblińscy big bosi, gnoblarscy honcho, otrzymują bonusowy ekwipunek
**Ludziom(DOW,Empire,Bretonia) przysługuje bonusowa umiejętność oraz bonusowy ekwipunek
**Dragon Slayer otrzymuje bonusową umiejętność
**Gnoblary z bazy zyskują umiejętnośc szczęściarz.
Zasady specjalne rasowe bohaterowie zatrzymują.
np: krasnolud ma nienawiśc do zielonoskórych i podobnie.*
**Armed to da theef nie działa.
**Bretońscy bohaterowie mają blessing of lady of lake
**Imperialni warrior priesci mają modlitw i mumie inkantacje które rzucają co jakiś
czas.
**Asasini skavenów i darkelfów nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
**Scar-veterani,mumie i wood elfy nie mogą nosic zbroi cięższych niż średnia.
**marki chaosu są dostępne jako pietna zumiejętności.
**Death Hag nie nosi zbroi cięższej niż lekka.
**Ogry w postaci bruiserów i hunterów dopuszczone są lecz mają albo ekwipunek albo umiejętność a nie oba.
**Asasin skaveński ma zawsze zapoisonowaną broń bez dodatku tak jak ma
w zasadach warhammera. Czyli może wziąć dodatek.
**Chaos Dwarf Hero otrzymuje bonus 1T dla tego że to krasnolud.
**Branchwraithy nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku za to mają 3 umiejętności do wyboru
**Demony w postaci Heraldów dopuszczone lecz nie mogą wybierać broni , zbroi czy ekwipunku. Zgodnie z wybranym typem Heralda mają oni wbudowane piętno własnego boga. Demony mają predefiniowany ekwipunek:

Khorne: miecz półtorak dwuręczny
Nurgle: korbacz
Slanesh: szczypce kraba(liczone jak pazury bitewne)
Tzeench: płonący kij

Mają także jako zbroje skórę demoniczną co należy zaznaczyć w tworzeniu postaci.
Broń predefiniowaną też należy wypisać w tworzeniu postaci jak i piętno swego boga.

PAMIĘTAJCIE IM CIĘŻSZE UZBROJENIE I PANCERZ TYM CIĘŻEJ NIM WŁADAĆ A BRAK ZBROI MA SWOJE DUZE PROFITY. OD WAS ZALEZY CZY WASZA POSTAC BĘDZIE PUSZKĄ PANCERNĄ CZY NAGIM BERSERKEREM W STYLU CONANA BARBARZYNCY.

*tarcze i hełmy mogą byc brane niezależnie od siebie i innych zbroi. Nie są już ekwipunkiem tylko są z kategorii zbroja. Dają plusy ale i pewne minusy. Można też walczyć bez tarczy i lub bez hełmu bo te lekko ograniczają bohaterów.

Broń jednoręczna:

pięśći
Pazury bitewne( tylko asasini)
Sztylet
Krótki miecz
Długi miecz
Rapier
Topór
Włócznia(jednorącz)(używana także konno)
Młot
Mlot białych wilków(tylko rycerze białego wilka-imperium)
Korbacz
Maczuga
Czoppa(tylko orki)
Katana
Wakizashi
Lanca+broń jednoręczna(jeśli na wierzchowcu i dotyczy, jako broni nie można
wybrać sztyletu,włóczni i pazurów, tylko ludzie,high elfy i dark elfy)
Gwiazda zaranna
Bicz
Bastard(jednoręczny)


Broń dwuręczna:


Miecz dwuręczny
Topór oburęczny
Młot oburęczny
Korbacz dwuręczny
Włócznia(oburącz)
Halabarda
Kadzielnica plagi(skaveni tylko)
Bastard(oburącz)
kij


zbroje

Demoniczna skóra(tylko demony)
brak zbroi
lekka zbroja
średnia zbroja
ciężka zbroja
pełna zbroja płytowa (imperium, chaos, krasnoludy normalne)
tarcza
hełm


ekwipunek

amulet równości
amulet ochronny
błogosławiona broń
bomby błyskowe
bomby kwasowe
bomba paraliżująca
Bugmańskie XXX(tylko krasnoludy)
Buty szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir spaczeni owy ( skaveni tylko)
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Gromrilowy ekwipunek (tylko krasnoludy zwykłe , nie te chaosowe)
Ikona sigm ara ( tylko imperium)
Ilthamirowy ekwipunek ( tylko high elfy)
Kusza pistoletowa
Korzeń wielkiego dębu ( tylko Wood elfy )
Lwi płaszcz (tylko high elfy)
Okular z górskiego szkła ( tylko inżynierowie i krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni.
Mięso trolla ( tylko zwykłe gobliny)
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Noże do rzucania
Płaszcz z morskiego smoka (tylko dark elfy noble)
Pistolet ( tylko skaveni wodzowie, empire, dwarfy, dow)
Para pistoletów ( tylko skaveni wodzowie, empire, dwarfy, dow)
Pierścień ochrony jadowej
Plujka (tylko skinki)
Płaczące ostrze (tylko skaveni )
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Proca(tylko niziołki)
Stymulant
Trucizna jadowa
Trucizna czarny lotos(tylko dark elf asasin)
Trucizna Mantikory
Woda święcona
Wyostrzenie broni
Zbroja chaosu( tylko exalted champion,chaos dwarf i wargor)


cechy i umiejętności:

agresywny
berserker
biegły w broni
błogosławiony pani jeziora (tylko bretonia)
chwytny ogon z nożem (skaveni)
cnota rycerskiego paladyna (bretonia tylko)
defensywny
dobry refleks
leśne błogosławieństwo
wyszkolony
ekspert w walce
mięśniak
kensai (tylko dla Kapitana DoW, bohater musi pochodzić z Nippoiu)
odważny
precyzja w uderzeniu
szermierz(imperium)
szczęściarz
tarczownik(wymagana tarcza)
twardziel
twardogłowy
zabójca
zajadłość
zręczny
riposta
wampirza krew: necrarcarch (tylko wampiry)
wampirza krew: blood dr (tylko wampiry)
wampirza krew: strigoi* (tylko wampiry)
wa,pirza krew: lhamia (tylko wampiry)

*(wampirza krew strigoi ma zbanowane broń i zbroje/)

Mutacje

Dodatkowe ramię
Długie rogi
Straszna paskuda
Kopyta
Ciało węża (tylko z piętnem Slanesha)
Gorączka bitewna (tylko z piętnem Khorne)
Bitewny ryk
Macka (tylko z piętnem nurgla)
Rozrośnięty
Ciało pełne zmian (tylko z piętnem tzeencha)
Krew kwasowa
Twarda skóra
Przeklęty
Zły los
Dziecię chaosu ( tylko z piętnem Malala)
Wiele oczu
Aura apatii
Zły dotyk

Marki Chaosu (w ramach umiejętności) :
Mark Khorna
Mark Nurgla
Mark Tneeztcha
Mark Slaanesha

Highscore(zwycięzcy aren)

Arena nr 1 :Skiririt zabójca klanu Eshin (skaven Assasin)
zabity w finale areny nr 2 przez Edwina Wszechwiedzacego wybrańca Tzeencha.

Arena nr 2 Edwin Wszechwiedzący wybraniec Tzeentcha (Exalted champion)
zabity w arenie nr 4 przez Gurthanga Żelaznobrodego(dwarf thane).

Arena nr 3:Cossalion mistrz miecza z Hoeth (High elf commander)
zabity w arenie 4 przez Chi Ich Yu aspiring championa

Arena nr 4:Otto Kalman Blond Dragon (Vampire Thrall)
powrócił w rodzinne strony

Arena nr 5:Axelheart Strigoi (Vampire Thrall)
los nieznany-zbiegł

Arena nr 6: ???? ( Jasiowa niedokończona w finale)
Abdul Al-Raqish ibn Hassan miał walczyc z Ghruu bestią lecz pojedynek się nie odbył.

Arena nr 7: Karol Wallenstein (Empire Captain)
( powrócił w chwale do domu po zwycięstwie) zabity w arenie nr 10 przez
zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..

Arena nr 8: Judasz Przeklęty (Wight King)
Zdjąwszy klątwe nieżycia po zwycięstwie areny połączył się z ukochaną.

Arena nr 9: Karol Wallenstein(Empire Captain)
(obroniwszy tytuł mistrza przez drugie zwycięstwo turnieju powrócił w chwale do domu) lecz zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..

Arena nr 10: Khaert Abaleth (Dark elf assasin)
Zwycięzca areny oddalił się w nieznanym kierunku. Powrócił w arenie nr 11 lecz został w niej zabity przez Beorda Drwala z Hochlandu.

Arena nr 11: Beored Drwal (Empire Captain)
Powrócił do rodzinnego Hochlandu by nabrać chęci do życia

Arena nr 12: Loq'Qua'Chaq (Saurus Scar-Veteran)
Wygrawszy na arenie odzyskał swą wolność.

Arena nr 13: Kaelos(Dark Elf assasin)
Oddalił się w nieznane.

Arena nr 14 Sartosa: Aethis Mistrz Miecza z Hoeth (High Elf Noble)
Odzyzkawszy swój honor powrócił w szeregii Mistrzów Miecza (Zabity w finale 21 Areny przez Sir Gwidona).

Arena nr 15 Sartosa 2: Ragnar Rycerz Białych Wilków
Powrocił na północ dalej walczyć z chaosem

Arena nr 16 Sartosa 3: Tullhir "Matkobójca" (Dark elf Assasin)
oddalił się w nieznane.

Arena nr 17: ( Karak Vlag:8 ) Korr Wildhammer (Dwarf Thane)
Został nowym królem odzyskanej twierdzy Karak Vlag znanej teraz jako Karak Gorax
Dzięki odzyskaniu insygniów koronnych przez zwycięstwo na Arenie.

Arena nr 18: ( Sylvania:1 ) Fjowarl Alrickson (Dwarf Dragon Slayer)
Po zwycięstwie na Arenie w jako część nagrody poznał upragnione miejsce snu smoka którego poszukiwał dokąd się udał.
Powrócił w arenie nr 20 lecz został zabity przez Myphylomemnon(Tomb Prince).

Arena nr 19: (Sylvania: 2) Ни-колай Ва-лу-ев (Ogre Bruiser)

Poprzez zwycięstwo na arenie zyskał sławę i najlepsze oferty zatrudnienia najemnego z pośród których mógł wybrać najlepszą u maga areny.

Arena nr 20: (Sylvania: 3) Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith)
Po zwycięstwie właściciele drzewka Jakub i Igor za zdobytą kase założyli pod Altdorfem gorzelnie.

Arena nr 21 (Sartossa: 4) Sir Gwidon de Fannaes(bretonia Paladin)
Po zwycięstwie w turnieju odmówił przyjęcia nagrody, a gdy opuścił wyspę dostąpił łaski Pani Jeziora i został rycerzem Grala.

Historie (ludzie coraz dłuższe historie postaci piszą i sie w jednym poscie nie zmieściły) :

15.Girflet z Montfortu, zwanym Girfletem Milczącym (Paladyn Bretoński)
Broń: dwuręczny miecz,
Zbroja: ciężka + hełm,
Ekwipunek: amulet ochronny, mistrzowska broń,
Umiejętności i Cechy: błogosławieństwo Pani Jeziora, cnota paladyna.

Nie, nie jestem Girfletem, ale to już raczej zauważyliście, bo rycerskości we mnie tyle co w owcach z Carcassonne, a i wygląd mój nie budzi zaufania nawet w łatwowiernych młodzikach z Akwitanii. Choć jestem zmęczony niedawną podróżą, opowiem wam chętnie historię mojego pana (choć jestem dla niego bardziej przyjacielem, aniżeli sługą), wspomnianego już właśnie Girfleta, milczącego, wielkiego rycerza, który mimo młodego wieku, widział więcej w swym żywocie aniżeli ja. Ale może zacznę od siebie, coby było wiadomo, kim dokładniej jestem. Wszak i moja osoba jest częścią tej historii. A więc nazywam się Izdul i nie jest to moje prawdziwe imię, prawdziwego nie podam i szczerze wątpię bym je ujawnił w przyszłości. Powiedzmy, że stare zostało zhańbione na tyle, żebym już do niego nie wracał, gdziekolwiek bym nie był. Pochodzę z ziem Nordlandu, ale większość życia spędziłem w Reiklandzie i to właśnie tam spotkałem, osiem lat temu, rycerza z Bretonii. Przybył z Przełęczy Uderzającego Topora, a dokładniej z księstwa Montfortu i miasta tak samo się zwącego. Jako człek nie głupi szybko zmiarkowałem, że to kolejny rycerz poszukujący Pani Jeziora i jej błogosławieństwa. Jednak w tamtej chwili był dla mnie obojętny, ot zwykły młodzieniec pchany rycerską fantazją do przodu w poszukiwaniu swojego legendarnego upiora. Wówczas nawet nie wiedziałem jak bardzo moja drwina była nie na miejscu, a opowieści o prawdziwych rycerzach nie okazały się tylko bajkami wyssanymi z palca...

Było to w zajeździe zaraz przy granicy, ów zajazd z tego co pamiętam zwał się "Imperialny Kat", własność jakiegoś bogatego kupca z Altdorfu, który miał też inną posiadłość w Montforcie. Tam właśnie przybył Girflet w barwach szmaragdu i bieli, choć rozległą miałem wiedzę na temat bretońskiej heraldyki, tej nijak nie mogłem rozpoznać. Zanim przekroczył próg, oddał parobkowi stajennemu swojego karego konia wierzchowego i zdjął hełm garnczkowy ujawniając średniej długości włosy o barwie brązowej i młodzieńczą twarz. Niechybnie byłby bardzo atrakcyjną ofiarą kieszonkowców gdyby nie kawał żelaza na jego plecach, który skutecznie odstraszał potencjalnych zbirów pracujących samotnie. Ach, cóż to było za piękne obosieczne ostrze, hipnotyzująco lśniące, nie było osoby w głównej sali, która by tego cuda nie podziwiała i nietrudno odgadnąć, że byli też tacy, którzy pożądali je z mocą równą mocy wbijanego sztyletu w plecy. Na szczęście tego wieczora obyło się bez zdradliwych posunięć (no prawie), ale z otwartą i prymitywną dyplomacją ze strony trzech łotrów, ograniczającą się do słów takich, że zacytuję: "Dawaj miecz psi synu, albo postradasz życie!". Girflet nie wystraszył się, ani nie wykpił napastników. Ściągnął miecz, zrobiło się nagle luźno, oczywiście osoby ze złymi zamiarami ani drgnęły, no może trochę. Rycerz uklęknął na jednym kolanie, podtrzymując się na mieczu i wyszeptał dość wyraźnie, że ich (znaczy napastników) los zależy tylko od nich samych. Ironiczne uśmieszki pojawiały się w izbie na twarzach obecnych świadków tego zdarzenia, także na mojej. Znikły tak szybko jak się pojawiły, gdyż po chwili zbiry, co do jednego, skręcali się z bólu na podłodze, brocząc drewnianą podłogę własną krwią. Ledwo zakończyła się potyczka, a od tyłu wybiegł jeszcze jeden napastnik z niecnym zamiarem wbicia topora prosto w kark niczego nie świadomego Girfleta. Wtedy postanowiłem działać, kostur na którym wspierałem swoje stare ciało, podłożyłem pod nogi atakującego. Ten uderzył twarzą z całym impetem o nogi rycerza, tracąc przytomność. Zaskoczony Girflet z Montfortu poparzył zdziwiony, to najpierw na nieprzytomnego, to później na mnie.
- Witaj w Imperium - powiedziałem z uśmiechem.
Tak się poznaliśmy...

Choć był to człowiek wielce szlachetny, znającym się na mieczu, brakowało mu wiedzy. Wiedzy, którą ja posiadałem i ku memu zdziwieniu chciałem mu ją przekazać. Co nie było trudne, bo miałem styczność z bystrym człowiekiem, szybko się uczącym. Stałem się więc jego mentorem, nawet nie wiedząc kiedy. Oficjalnie byłem jego sługą, ale dla niego byłem równy, co nie raz mnie zawstydzało, bowiem jestem szelmą i jednym z brudów tego świata, choć nie zawsze tak było. Na Sigmara, tego co doświadczyłem w podróży z Girfletem, nie sposób do niczego porównać. Czy to człowiek bez żadnej skazy? zadawałem sobie pytanie, niemal co dnia. Był tym rycerzem o których czytało się w legendach bretońskich. Potrafił narażać życie dla całkowicie nieznanych i nic nie znaczących osób, nigdy nie zachwiany w swoich decyzjach kierowanych zarówno sercem jak i rozumem. Wiem co myślicie, że wymyśliłem tą osobę, że nikt taki nie mógł naprawdę istnieć, ale sam to widziałem na własne oczy. Podróżowaliśmy konno, choć on walczył zawsze pieszo, zawsze, bo tak był nauczony wśród górzystych krain Montfortu. Tak minęły nam cztery lata pełnych przygód. Lata w których staliśmy się sobie jeszcze bardziej przyjaciółmi. Właśnie wtedy po tym czasie, stało się to co niegdyś nazywałem bieganiem po lasach od jeziora do jeziora w celu odnalezienia białej zjawy. Stało się to zaraz po uwolnieniu pewnej wsi od potwora żyjącego niedaleko przeklętych moczarów. Potwór był niegdyś stworem chaosu, ale został zgładzony przez nekromantę, a następnie ożywiony, stając się potężniejszym zagrożeniem. Nekromanta popełnił jednak błąd podczas rytuału i ożywieniec zgładził swojego pana. Girflet stoczył straszliwy bój, trwającym całą noc w strugach deszczu, w końcu zadał decydujący cios pozbawiający magicznej energii podtrzymującej życie bestii. Choć wykończony, musiał przejść ostatnią próbę, mnie jednak przy niej nie było, nawet nie pamiętam dlaczego. Przeklęte moczary zamieniły się w błogosławione jezioro, a rycerz Girflet z Monfortu jaśniał lekką poświatą, napełniony dumą i innymi pozytywnymi cechami, których za przeproszeniem nie chce mi się wymieniać, bo boję się, że mógłbym was znużyć moim obszernym opisem. To nie był koniec jak myślałem, bowiem dalej bretończyk postanowił poświęcić swoje życie podróżom i pomocy tym którzy sami nie mogli się bronić. Niestety, wkrótce człowiek dla mnie idealny, żywy wzór pięknego rycerza, miał otrzymać skazę na całe życie...

Nie minęło pięć miesięcy, od naszej przygody na przeklętych moczarach, kiedy dotarliśmy na daleką i mroźną północ Ostalndu, ciężka to byłą podróż przez śniegi spustoszonego kraju. I długo by mówić o tamtejszych przygodach naszych, ale jedną muszę opowiedzieć, gdyż jest bardzo ważna, choć spróbuję ją streścić na tyle, by była zrozumiała. Musicie mi bowiem wybaczyć ponownie, ale robię się strasznie śpiący, to już nie te lata i sen mnie szybko zmaga. Więc była to zrujnowana mieścina Werzeheim, do której jasnej i klarownej drogi zwłaszcza przez śnieżycę nie było. Dotarliśmy tam przypadkiem. Przypadkiem natknęliśmy się tam na dwa oddziały imperialnej piechoty ostlandczyków. Dowódca przyjął nas ciepło, bo powiedzmy sobie szczerze, że towarzystwo w opuszczonym miasteczku, było żadne. Właściwie na mnie nie zwracał uwagi, ale nie byłem tym urażony. Długo rozmawialiśmy, ekhm, długo rozmawiali, ja tylko słuchałem, nawet mi to pasowało. W końcu wyszło na jaw co robi tu oddział Hansa von Kriegera, jak się owy dowódca zwał. Byli na tropie bandy bestii chaosu pod przywództwem wojownika chaosu, nie muszę chyba wspominać, jak zaczął się rwać do pomocy Girflet? A von Krieger oczywiście nie ukrywał szczęścia, bowiem każda para rąk mogła się przydać, a ze wstępnych obserwacji zwiadowców banda była podobno liczniejsza. Oszczędzę wam dużą część szczegółów i przejdę do sedna sprawy. Po trzech dniach w końcu wytropiliśmy sługi chaosu, choć mógłbym śmiało odnieść wrażenie, że to oni nas wytropili. Trzymałem się tyłu gdy rozpoczęła się bitwa, ale psia kość było ich o przynajmniej połowę więcej, aniżeli nas. Otrzymałem na szczęście tylko lekki cios w bark i nic poza tym. Walka była zacięta między obiema stronami i nie ukrywam, że obecność paladyna przechylała szalę zwycięstwa na naszą stronę. Jęczałem z bólu pod drzewem, trzymając się za bark, ale widziałem pojedynek wyraźnie, dlatego teraz wam mogę go opowiedzieć. Wojownik chaosu zwanym jak się później okazało Zarahert, który mordował pod znakiem Khorne'a, boga krwi i czaszek, bardzo szybko zgładził von Kriegera. Natychmiast zabrał się za Girfleta, ale tu już nie było tak łatwo. Pojedynek dwóch mężczyzn, dwóch sprzecznych ze sobą idei, dwóch sposobów rozumowania, czytelna walka dobra ze złem i ten szczęk obu dwuręcznych mieczy. Tu nie było mowy o jednym błędzie, bo tylko jeden błąd decydował o wszystkim, o życiu i śmierci. Zamarłem gdy w końcu potężny cios Zaraherta od dołu uderzył w hełm Girfleta. Krew poleciała ciurkiem z niemiłosiernie wgniecionego hełmu, szybkim ruchem wojownik mrocznych potęg wyciągnął miecz, a towarzyszący temu odgłos ocierania się o metal spowodował ciarki na całym moim ciele. Tak jak i ja, wojownik był pewien, że Girflet padnie zaraz na kolana, a następnie uderzy martwy o ziemię całym ciałem. Rycerz jednak szybkim, niespodziewanym ciosem rozpłatał głowę przeciwnika, a następnie zabił jeszcze dwóch zwierzoludzi obok. Dopiero wtedy osunął się na ziemię. Nasi już nieliczni przeciwnicy pierzchnęli widząc swojego martwego wodza, wygraliśmy! ale za jaką cenę. Girflet z Montfortu stracił połowę szczęki i pomimo kolejnych lat, które minęły wygląd ten jest nadal makabryczny. Z piciem nie ma problemu ale jedzenie to dla niego udręka, od czasu tego pojedynku je w samotności, tak by nikt go nie widział. To jedyny moment gdy ściąga hełm, w innych wypadkach ma go zawsze na głowie, nawet śpi w nim. Utracił możliwość mówienia, z jego zdeformowanych ust wydobyć się może tylko charkot. Niewielu wie, co kryje się pod hełmem Girfleta, ale krąży ogólnie wieść, że rycerz złożył śluby milczenia. Choć pomimo tego co przeżył wciąż jest tym samym szlachetnym rycerzem, którego spotkałem w zajeździe, wieki temu jak by się wydawało. Zowią mnie "Ustami Girfleta", jego zaś samego "Girfletem Milczącym".

16.
Niezwykle piekna blondynka o urodzie wampa uśmiechając się lekko przeciągnęła się na ogromnym lozu.
-No chodz, hrabio…. Nie daj się prosić - wymruczala seksownie eksponując idealne piersi.
Ubrany w same spodnie, przystojny mezczyzna uniosl glowe i spojrzał na kusicielke ze swojego zdobionego fotela.
-Nie musisz mnie prosić, Sylwio. Wiesz doskonale, ze nie mam teraz czasu na zabawe.
Sięgnął po lezacy na stoliku obok rzemyk po czym dokladnie i mocno związał nim swoje dlugie, czarne wlosy.
-Alez Torres… Przeciez to tylko jakis chlopaczyna. Nie marnuj na niego swego cennego czasu – piękność chyba dokladnie wiedziała na co warto zużytkować cenny czas, bo uśmiechnęła się zachęcająco, delikatnie rozsuwając nogi.
Hrabia pokręcił tylko glowa, wstal i skierowal swe kroki w strone drzwi, prowadzacych do lazienki. Po chwili przez plusk wody przebil się jego meski, lekko zachrypniety glos.
- Niech Karina przygotuje mi ubranie i bron. Zjem potem.
Blondynka tylko westchnęła cicho wstając po czym wymruczala tak, ze kapiacy się mezczyzna na pewno jej nie słyszał.
- Ale dzisiejszej nocy będziesz znowu mój….
Zachichotala wybiegając z pokoju.

*************************


- Hrabia Torres „Espada” Parreira, niezrównany fechmistrz, mistrz pojedynkow, wirtuoz szpady, bajecznie bogaty pogromca przeciwnikow i kobiecych sypialni… - miano to, wypowiedziane z wyrazna drwina nawet nie poruszylo powieki południowca. Spojrzał na swojego adwersarza spokojnie i dopiero kiedy ten odwrocil wzrok po krótkiej chwili, uśmiechnął się lekko.
- Baron Ludwik Shrezheim… - zawahal się na moment – o którego czynach, slawnych bądź niesławnych nic mi bliżej nie wiadomo.
Torres zlustrowal swojego przeciwnika. Byli zupełnymi przeciwieństwami. O ile Torres był wysoki, postawny, atletycznie zbudowany, o ciemnej karnacji charakterystycznej dla urodzonych pod słonecznym niebem Estalii to baron był raczej szczupłym mezczyzna, skrywającym dodatkowo cialo pod wymyślnym kaftanem haftowanym we wszelkich możliwych miejscach. Hrabia pokręcił glowa spoglądając na niemal biala cere, niebieskie, świńskie oczka i plawe wlosy młodzieńca.
- Stawaj hrabio, nie ma czasu na uprzejmości – warknął Ludwik wysuwając smukly, pieknej roboty rapier z pochwy. Torres omal nie parsknął widzac kunsztownie zdobiony jelec i kosz. Za klejnoty wsadzone w to cacko można by kupic sobie piekna niewolnice z hodowli! Może nie taka Karine czy Sylwie, ale jednak… Coz, roznili się także pod względem tego, na co wydawali pieniadze.
- Mam tak czekac, czy w koncu siegniesz po bron? – niecierpliwil się Shrezheim.
- Podziwiam twoje cacko baronie, istne arcydzielo… - mówiąc to wyciągnął z jaszczura swoje ostrze. Prosta, zolnierska szpada. Uwielbial ja. Nie za wyglad… Za niezawodność.
Nie czekając na sygnal, baron rzucil się na Torresa. Zaskoczony miał lekki problem ze sparowaniem, jednak szybko odzyskal równowagę. Wymienili po kilka ciosow, szczek żelaza rozniosl się po okolicy. Odskoczyli i spojrzeli na siebie.
Ludwik dyszal lekko, Torres nawet się nie zaczerwienil z wysilku. Na twarzy barona pozostal slad po pierwszym starciu – niewielka rana na policzku. Na twarzy hrabiego malowal się lekki uśmiech. Jednak kryl się pod nim podziw dla przeciwnika. Musial uczyc się u prawdziwych mistrzow.
- No co, hrabio? Tylko na tyle cie stac? Bawisz mnie, naprawde. Za duzo czasu spedzasz ze swoimi dziwkami – Shrezheim zaśmiał się krotko.
- One nie są dziwkami – powiedział spokojnie Torres, jednak gniew powoli w nim wzbieral. Ktos smial obrazic JEGO kobiety! – Możesz do woli obrazac mnie, ja mogę się przed tym bronic. Zostaw jednak moja służbę w spokoju.
Baron patrzyl z rozbawieniem.
- Och, wasza dostojność… Ty nawet nie wiesz z kim puszczala się Sylwia zanim jej nie wykupiłeś – zachichotal baron po czym ledwo co sparowal błyskawiczne ciecie. Nie było ono piekne, nic w sobie nie mialo z finezji szlachetnej sztuki pojedynku. Jednak Torres uderzyl z calej sily rosłego mężczyzny, wspartej dodatkowo przez gniew.
Jęknęło żelazo gdy peklo piekne ostrze barona. Szpada Parreiry poszla dalej, rozłupując czaszke.
Torres cofnął się szybko przed krwia i padającym w piach cialem. Spojrzał na zwloki barona.
- Jeśli twoja jedyna Bronia w pojedynku jest rozsierdzenie przeciwnika i wyprowadzenie go z równowagi, radze wyposażyć się w wytrzymalsza bron – mruknął po czym skierowal się w strone miasta.

*********************************************

Zdziwienie na twarzy kupca przemienilo sie w szczere przerażenie, kiedy spod kaptura spojrzały na niego oczy śmierci. Prosta, metalowa maska robila piorunujące wrazenie. Tak samo jak sztylet mknący niechybnie w strone serca. Postawny mezczyzna ubrany na czarno zlapal cialo ofiary, nim upadlo na ziemie. Ułożył je nad wyraz delikatnie na ziemi i przyklęknął obok.
-Vereno, wybacz mu jego kłamstwa… Myrmydio, wybacz mu jego tchórzostwo… Morrze, przyjmij go do swego królestwa… - dziwna modlitwa rozniosła się szeptem po komnacie.
Zabojca wstal, sięgnął do kieszeni po czym rzucil niewielki, metalowy przedmiot na cialo.
Była to dziwna, abstrakcyjna plaskorzezba wpisana w kształt kola. Tylko wprawne oko kogos obeznanego ze wszelkimi religiami zauważyłoby, ze składała się z fragmentow symboli wszystkich ludzkich bostw poludnia. Jeden tylko był pelny. Nad bóstwami swe skrzydla rozpościerał jastrząb. I co z tego, ze ptak ten nie był znakiem zadnego boga? Chyba, ze zabojca stworzyl jakiegos dla wlasnych potrzeb…
Ledwo co slowa przebrzmialy, w komnacie nie było już nikogo.

********************************

Nowe miasto, nowe zycie. Powiadaja, ze czasem lepiej zostawic za soba przeszłość. Coz zrobic, ze tak polubiłem swoja? To o Peregrino, czy raczej „Pielgrzymie” jak brzmialo to slowo w jezyku polnocy, mowiono sciszonym glosem po najciemniejszych zakatkach miast poludnia. Jeden z najlepszych zabójców zrodzonych pod słońcem Estalii. Tak wlasnie o mnie mowili. Z drugiej strony Torres… Ta sama osoba, po zdjęciu maski. Hrabia Torres „Espada” Parreira. Bywalec salonow, nawet w palacu krolewskim przyjmowany z szacunkiem. I coz z tego, jak tutaj znaczy to tyle co nic… Zarówno mój przydomek nocy jak i miano uzywane za dnia. Wlasnie dlatego zmienilem imie. Hargan… To brzmi tak twardo. Podoba mi się. Zreszta… Czym się przejmowac? Zawsze mogę wrócić do swojego majatku, do swoich kobiet, do Saltzy. No dobrze… Nie mogę wrócić przez wzgląd na Saltze. Jedyna kobieta, jaka kochalem i jedyna, przed która uciekłem. Szczyl z Ciebie, Torres. Maly szczeniak owładnięty obsesja. Na wszystkich bogow! Przeciez to wlasnie przez nia musiałeś się wynieść z poludnia. Kobieta, która wziela sobie Twoje zycie. No ale dosc wspomnien!
Nie ma wyjscia, trzeba zaczac sobie wyrabiac pozycje.


"Oko Duszy": Dość zwyczajnie wyglądająca szpada, wykuta parędziesiąt lat temu przez mistrza Eldrica z Tobaro, natchniona magią przez jego gościa - maga Kolegium Ulgu Abrahama Brennera.
Broń ta, o dość nietypowych właściwościach, została stworzona specjalnie dla estalijskich fechmistrzów. Powiadają, że za jej sprawą można zajrzeć w głąb duszy przeciwnika. Wyczytać, niczym z otwartej księgi, jego emocje i (choć w ograniczonym stopniu) zamiary.
Teraz ta wspaniała broń znajduję się w rękach Torresa. Zakupił ją od jednej ze swych wielu przyjaciółek, która parała się niezbyt szlachetnym zajęciem. Najstarszy zawód świata zdecydowanie pomagał jej w okradaniu swych ofiar...A że wielu z nich było bogatymi szlachciurami? Przynajmniej było co kraść...

"Szarłatny Cień": Bardzo uzależniający narkotyk preparowany z liści estalijskiego Czerwonego Dębu. Sięgają po niego najczęściej zabójcy z racji wpływu tego stymulantu na szybkość i refleks. W inny sposób wykorzystywany przez młodą szlachtę każdej narodowości - bardzo dobrze sprawia się jako "Złoty Strzał".


Uczestnicy (16):
1.Imię: Mały (Gnoblar Honcho)
Broń: Maczuga najpotenżniejszego ze wszystkich ogrów! Pana Tar'To! (młot dwuręczny)
Zbroja: Gnoblarski nabrzusznik (mój pan taki miał!) (lekki pancerz)
Ekwipunek: pomszczę mojego pana! (Stymulant), Ząb Pana Tar'To! (Amulet równości)
Umiejętności: Dorwę cię parszywy ludziku! (agresywny), Mały i zwinny (szczęściarz)

2.imię: Sir Gwidon de Fannaes rycerz Gralla (bretonia Paladin)

broń: miecz długi
zbroja: ciężka zbroja, hełm, tarcza
umiejętność1: cnota rycerskiego paladyna
umiejętność2: błogosławiony Pani Jeziora
ekwipunek 1: błogosławiona broń
ekwipunek 2: mistrzowska broń

3.Łomot pożeracz( ogre hunter)
Broń: dwie maczugi ( pręty z klatki)
Zbroja: brak
Umiejętność: mark Khorna

4.Boldwig Chłop z Pirren kolo Mousillon.
Broń
korbacz dwuręczny
nóż

Zbroja

Kapalin ( hełm)

Ekwipunek:
Błogosławiona broń ( Nóż od ojca)

Zdolności:
Agresywny
Odważny

5.Imię: Alberto de'Liberi(Człowiek, estalijski driesto)
Broń: Rapier i bicz
Zbroja: brak, liczy na swój refleks i szybkość.
Ekwipunek:Wisor od ojca(amulet ochrony.), buty szybkości
Umiejętności: Szermierz, dobry refleks

6.Imię: Zielony Jony
Klasa: Kapitan DoW
Broń: 2 katany
Zbroja: brak
Ekwipunek: Para pistoletów, mistrzowska broń, Miksturka zdrowia(gratis)
Umiejętności: Ekspert w walce, biegły w broni.

7.Imię: Grodgar (dawniej Grodgar "Potężny Cios") z rodu Thordora) - Krasnoludzki Zabójca
Broń: Kargraz Krwiopijca (topór oburęczny)
Zbroja: brak zbroi
Ekwipunek: mistrzowska broń
Umiejętności: berserker, wyszkolony

8.Imię: Settra II(Tomb King)
Broń: Święte ostrze Nehekhary (Długi miecz)
Zbroja: Średnia, tarcza
Ekwipunek: Mistrzowska broń
cechy i umiejętności:dobry refleks

9.Wampir- Giwargis Krwawy
Broń- Topór oburęczny
Zbroje-Ciężka zbroja, hełm
Ekwipunek-Eliksir siły
Umijejętności - wampirza krew: blood dr (tylko wampiry)

10. Vanaddis - Pagan Exalted chaos Champion - <Undivided>
Broń- Topór oburęczny
Zbroje-Ciężka zbroja, hełm (okularowy) - ogółem postura i wygląd vikinga
Ekwipunek- oko dorsza zalane żywicą - amulet ochronny
Umijejętności - ekspert w walce

11. Dusiciel ( ogre bruiser)

Broń: dwuręczna maczuga
Zbroja: maksymalnie zrogowaciała skóra na całym ciele (ciężka zbroja plus hełm)
Umiejętność: mark nurgla

12.
Imię: Thetrob (Czarny Ork)

Broń: topór oburęczny
Zbroja: ciężka zbroja
Ekwipunek: całą noc ostrzył w amoku swój topór (wyostrzenie broni)
Umiejętności: szaleństwo dodaje mu sił w walce (zajadłość)

13.Dirzit Derd’Under, (Master DE)
Broń: dwa sejmitary (dwa krótkie miecze)
Zbroja: lekka kolczuga (zbroja lekka)
Umiejętność: ekspert w walce
Dodatek: buty szybkości, Miksturka zdrowia ( gratis)

14.Inferius, Exalted Champion of Chaos
Broń-Topór Dwuręczny
Zbroja-Pełna Płytowa, Hełm
Umiejętności-Piętno Khorna
Ekwipunek-Przeklęta Broń

15.Girflet z Montfortu, zwanym Girfletem Milczącym (Paladyn Bretoński)

Broń: dwuręczny miecz,
Zbroja: ciężka + hełm,
Ekwipunek: amulet ochronny, mistrzowska broń, Miksturka zdrowia( gratis)
Umiejętności i Cechy: błogosławieństwo Pani Jeziora, cnota paladyna.

16.Hrabia Torres "Espada" Parreira
Estalijski szlachcic (DoW Captain)
Uzbrojenie: Szpada "Oko Duszy" i lewak (rapier/sztylet), lekka zbroja, mistrzowska broń, Karmazynowy Cień (stymulant).
Umiejętności: Szermierz, Szczęściarz

(lista zamknięta)

1.Boldwig Chłop z Pirren kolo Mousillon RIP. vs Settra II(Tomb King)
2.Hrabia Torres "Espada" Parreira vs Vanaddis - Pagan Exalted chaos Champion RIP
3.Wampir- Giwargis Krwawy RIP vs Girflet z Montfortu, zwanym Girfletem Milczącym (Paladyn Bretoński)
4. Dirzit Derd’Under, (Master DE) vs Alberto de'Liberi(Człowiek, estalijski driesto) RIP
5. Łomot pożeracz( ogre hunter) RIP vs Thetrob (Czarny Ork)
6. Zielony Jony vs Grodgar (dawniej Grodgar "Potężny Cios") z rodu Thordora) - Krasnoludzki Zabójca RIP
7. Mały (Gnoblar Honcho)RIP vs Sir Gwidon de Fannaes rycerz Gralla (bretonia Paladin)
8. Dusiciel ( ogre bruiser) vs Inferius, Exalted Champion of Chaos


1.Settra II(Tomb King) RIP vs Dirzit Derd’Under, (Master DE)
2.Girflet z Montfortu, zwanym Girfletem Milczącym (Paladyn Bretoński) RIP vs Zielony Jony
3.Hrabia Torres "Espada" Parreira RIP vs Sir Gwidon de Fannaes rycerz Gralla (bretonia Paladin)
4.Thetrob (Czarny Ork) RIP vs Inferius, Exalted Champion of Chaos

1. Dirzit Derd’Under, (Master DE)RIP vs Inferius, Exalted Champion of Chaos
2. Zielony JonyRIP vs Sir Gwidon de Fannaes rycerz Gralla (bretonia Paladin)

FINAŁ

Sir Gwidon de Fannaes rycerz Gralla (bretonia Paladin) vs Inferius, Exalted Champion of Chaos
Ostatnio zmieniony 4 maja 2010, o 15:02 przez kubon, łącznie zmieniany 25 razy.
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

1. Imię: Mały (Gnoblar Honcho)
Broń: Maczuga najpotenżniejszego ze wszystkich ogrów! Pana Tar'To! (młot dwuręczny)
Zbroja: Gnoblarski nabrzusznik (mój pan taki miał!) (lekki pancerz)
Ekwipunek: pomszczę mojego pana! (Stymulant), Ząb Pana Tar'To! (Amulet równości)
Umiejętności: Dorwę cię parszywy ludziku! (agresywny)

Łup!
Starcie dwóch ogrów jest prawdziwym widowiskiem, trudno zobaczyć podobny pokaz siły i umiejętności gdziekolwiek indziej. Dwa ogry walczyły już od pewnego czasu, wymieniając się ciosami tak potężnymi, że każdy z nich byłby w stanie powalić wołu. Mimo to, żaden z walczących nawet nie myślał o poddaniu się. To była walka gołych brzuchów, z której tylko jeden z nich mógł wyjść żywy. W końcu, jeden z nich błyskawicznym lewym prostym wytrącił przeciwnika z równowagi i korzystając z jego chwilowej bezradności, błyskawicznie skrócił dystans i skręcił kark swemu oponentowi. Inne ogry wokół pospiesznie wytyczonej areny zaczęli wiwatować na cześć zwycięzcy.

- Ha! - rzekł zwycięski ogr - mówił żem ci, Braag żem jest od ciebie silniejszy, tera twoja siła i twoje piniondze som moje! Hahaha! Dobra, zobaczym co rześ tam miał... O! Patrzajta! Ten stary cap miał swojego Gnoblara!

Mały zielonoskóry wciśnięty między tobołki Braaga spojrzał na tytaniczną sylwetkę wojownika, który pokonał jego potężnego i strasznego pana.

- Hyhy! Dasz na smaka jego udo, co Tar'to? Dawnom żem nie jadł żadnego z tych pokurczy! - rzekł jeden z widzów
- Wara! Tera to je mój Gnoblar! Jak ciem nazywajom, mały?
- Żem nie mam imienia panie! Ja żem jest jeno małym Gnoblarem!
- Jak to, imienia nie masz mały! Każdy jakieś ma! Ty żeś jest mały... mały... Mały? Ha! TO bydzie twoje imie, Mały!
- Moje... imię? Mały zrobił wielkie oczy - Tak! Tak! Mały pasuje mie!
- No! - rzekł zadowolony z siebie ogr - to tera bier na plecy co tam zostało po Braagu i tachaj za mnom!
- Siem wie, panie!

Pięć lat jakie Mały spędził w towarzystwie Tar'To były najszczęśliwszymi latami jego życia, Tar'To mimo że surowy, darzył swego sługę pewną sympatią, nigdy go nie bił ani nie głodził. Ba! Sam mówił że "na nic mu chudy Gnoblar". Gdy owy duet wędrował ku ziemiom ogrów, zatrzymali się na pirackiej wyspie Sartosie, gdzie Tar'To chciał sprawdzić swe zdolności przed próbą zdobycia władzy w swoim plemieniu. Potężny ogr z łatwością pokonał swych pierwszych przeciwników, dochodząc aż to półfinałów. Wtedy jednak...

"Gwidon zszedł nisko i ruszył na prawą stronę Ogra, wyprowadzając potężny cios w kolano, błogosławione ostrze wzmocnione mocą wiary Paladyna błysnęło światłem i rozrąbało staw ogrzego najemnika. Tar’To zwalił się jak kłoda omal nie przygniatając Gwidona ten jednak ruszył przed siebie i poczuł na plecach tylko falę powietrza na plecach, odwrócił się na piecie i stanął nad głową Ogra, ten chciał go jeszcze chyba załapać w rękawice lub zdzielić młotem, Gwidon nie dał mu takiej szansy. Błogosławiona klinga wbiła się w gardło przeszła przez całą szyje i przecięła kręgosłup, ciało ogra zesztywniało...

Przeraźliwe "Nie!" zostało szybko stłumione przez krzyk widowni"

Niee! Mały gnoblar wyrwał się ze snu. Po raz kolejny musiał przeżywać ten koszmar. Sam w wielkim świecie, bez swej ochrony i przyjaciela... Musieć uciekać z bronią swego pana cudem wyrwaną z łap parszywych ludzików! Na dodatek oni ukradli ciało mojego pana! Jeno jego ząb udało mi się uratować! A wszystko przez tego człowieczka! Pan Tar'To wspaniałomyślnie wyzwał Rycerzyka na honorowy pojedynek, a ten oszust! morderca! potwór! zabił jego pana używając magicznych świecidełek! Ale teraz... Po tak długim pościgu nareszcie dorwę tego wypierdka! Daleko na ziemiach ludzi w strasznej krainie Mousillon będzie kolejna arena! Taak... Ten podlec na pewno tam będzie! A ja będę na niego czekać...

Mały, zapominając o zmęczeniu ruszył w dalszą podróż. Zemsta się dokona, a Gwidon padnie pod ciosami wiernego sługi pana Tar'To! Zemsta! Zemsta! Zemsta!

2.imię: Sir Gwidon de Fannaes rycerz Gralla (bretonia Paladin)

broń: miecz długi
zbroja: ciężka zbroja, hełm, tarcza
umiejętność1: cnota rycerskiego paladyna
umiejętność2: błogosławiony Pani Jeziora
ekwipunek 1: błogosławiona broń
ekwipunek 2: mistrzowska broń


Rycerz przybył w końcu do Mousillion. Gwidona bolała wielce hańba i upadek tego miasta. Z niego właśnie wywodził się najsławniejszy z towarzyszy Gillesa a samo Mousillion należało niegdyś do najświetniejszych. Teraz miasto gniło śmierdziało i było pełne rozpadających się kamienic i domów w których gnieździli się godni pożałowania szubrawcy i obszarpańcy a nad tym wszystkim górował ponury zamek czarnego rycerza -samozwańczego księcia baroni przeklętych. Tu właśnie miała odbyć się kolejna arena. Gdy do Gwidona dotarło że w jego ojczyźnie ma się odbyć kolejny turniej, ten nie krył zaskoczenia. Dzięki jego podróży do Saratossy i zwycięstwie w tamtejszym turnieju stał się wybranym rycerzem Pani Jeziora. Gwidon wiedział już czego się spodziewać. Wiedział że nie wróci do Saratossy i nie spodziewał się jeszcze ujrzeć arenę, ale życie pokazało inaczej. Spojrzał na towarzyszącą mu blondynkę którą eskortował i wspominał:

Dzień miał się ku końcowi a letni wieczorny wietrzyk przynosił chłód po upalnym dniu. Gwidon szedł w kierunku kapliczki której był strażnikiem by po raz ostatni tego dnia doglądnąć jej i zmówić wieczorną modlitwę przed udaniem się do wsi na spoczynek. Okoliczni chłopi dawali mu wikt i opierunek czcząc jak świętego i dbając by nic nie brakowało rycerzowi Graala. Co prawda izba w której mieszkał była licha i większość rycerzy królestwa wolałaby nocować pod gołym niebem niż u chłopa to Gwidon wyrzekł się luksusów. Nie dbał o nie odkąd poświęcił się Pani. Chłopi to doceniali i dbali o jego potrzeby a w zamian on bronił ich od okolicznych banitów czasami nawiedzających wieś. Życie więc płynęło spokojnie. Rycerz dochodził już do kapliczki gdy zauważył przy niej postać. Okazała się nią kobieta i nie kto inny niż Panna Graala. Gdy Rycerz się zbliżył przemówiła.
-Pokój tobie Gwidonie De Fanne.
Gwidon przyklęknął na kolano podekscytowany. Jego imię mogła znać tylko Panna Gralla bo nie wyjawił go okolicznym wieśniakom ani nikomu odkąd dostąpił zaszczytu ujrzenia Pani.
-Bądź pozdrowiona o czcigodna służko Pani.- odpowiedział
-Przybyłam oznajmić ci wolę pani rycerzu. W przeklętym Mousillion czarny rycerz zorganizował jedną z aren śmierci jakie odbywały się dotychczas w dalekich księstwach granicznych, Sylvanii i na pirackiej wyspie Saratosa. Wolą pani jest byś tam się udał ze mną by wziąć w niej udział jako przedstawiciel Bretonni i obserwator. Czarodziejka pragnie wiedzieć co się święci i co knuje Czarny Rycerz.
Gwidon spojrzał na pannę Gralla. Otwierała się przed nim możliwość ruszenia w trasę jak niegdyś. Miał porzucić swą kaplicę by wyruszyć z nią na tą niebezpieczną misję.
-Pani. Dlaczego ja. Na pewno jest wielu bardziej doświadczonych rycerzy Graala którzy podejmą się tego zadania. Ja nim jestem od bardzo niedawna? Pani pragnę pójść z tobą by walczyć o honor Bretonii i króla ale są lepsi ode mnie.
Panna Gralla uśmiechnęła się promiennie.
-Nie rycerzu. Ty będziesz odpowiedni do tego. Czyż nie zwyciężyłeś w Arenie Saratossy? Będziesz wiedział czego się spodziewać. Wolą Pani jest byś ty tego dokonał. Przysłużysz się jej i królestwu.
Gwidon powstał.
-To dla mnie zaszczyt o pani. Pojadę z tobą dbając o twe bezpieczeństwo i złożę swoje życie na arenie jeśli będzie trzeba.
Panna Grala skinęła głową.
-Doskonale Gwidonie. Wyruszamy jutro o świcie a czeka nas daleka droga. Możesz nazywać mnie Caroliną.
-Niech tak będzie Lady Carolino. Ku chwale Pani Jeziora.

3.Łomot pożeracz( ogre hunter)
Broń: dwie maczugi ( pręty z klatki)
Zbroja: brak
Umiejętność: mark Khorna

Słyszeliście zapewne skąd biorą się pożeracze. Małe ogry wrzucane jako ofiary dla trzewii, do wnętrza ziemi, jeśli zdolne są przetrwać, stają się morderczymi bestiami. Niektórzy mogą wiedzieć też skąd biorą się ogry chaosu. Te którym nieco się zmutowało, bądź zostały pochwycone przez kultystów rzadko mają jakikolwiek wybór.
Lecz jak mógł zrodzić się stwór będący plugawą hybrydą obu powyższych potworów?

Ten stwór miał się stać kolejnym pożeraczem, podążającym za swymi posiłkami, udało mu się przetrwać w podziemiach, nie zostać zjedzonym przez "starszych braci". Jednak jak wiadomo tunele ciągnące się pod powierzchnią starego świata są naprewdę rozległe i prowadzą w różne dziwne miejsca. Przypadek chciał, że ten stwór zapodział się raz zbyt daleko by wrócić.

-Ehh nigdy tu sie nic nie dzieje na dole. Łowcy niewolników to dopiero mają, cholerne farciarze
- Aj zamknij morde kurduplu, najwyżej postrzelamy do tych zielonych szczurów!
Tak ciągnęła się rozmowa krasnoludów chaosu, a goblińscy słudzy szli przed nimi nie spodziewając się atrakcji, któe chcieli zapewnić im ich panowie. Może gobliny nie były zbyt warte jako mięso do roboty, ale na patrolach ich węch mógł się przydać.
- Hej co te zielonoskórce takie niespokojne? hej czy coś się świeci tam w ciemności? jakieś dwa..
- ŁOSZ NA ZAD HASHUTA!!!
- szczurki, atak!! szykować garłacze i sieci! bedzie tłusto!
Gobliny bardziej bojąc się brodaczy w czapach, niż tego potwora przypominających na pierwszy rzt oka wygłodzonego szarego trolla, wolały sie słuchać swych panów. Biegłu na przód, tak samo zareagował stwór. Jedynym znakiem tego że je zauważyłgdy po nich przebiegał w drogze na krasnoludy, było pochwycenie dwóch goblinów i wpakowanie ich sobie do paszczy.
- Strzelać bez rozkazu wy wygolone miernoty! Chłopaki?! Gdzie was?!
CHAAAPS!!!

Następne patrole były już czujniejsze, po kolejnej klęsce brodaczy wysłano nawet specjalny oddział mający na celu pochwycenie pożeracza. Udało się, tylko paru niewolników trzeba było poświęcić na przynęte.

Pożeracz dawał krasnoludom dużo radochy, śmiesznie rozrywał cokolwiek przed nim postawiono, najśmieszniej uciekali przed nim szczuroludzie. Tym sposobem czasem zdażyło mu się zjeść nieco spaczenia. Z czasem nawet napuszczano go na przeciwników na powierzchni. Sprawował się wcale nieźle, a magom udawało się unieszkodliwić go na tyle, by w miare nezpiecznie znów go złapać i uwięzić. Problemy pojawiły się gdy raz pożeracza napuszczono na grupkę bestioludzi. Biorąc pod uwagę wcześniejszą dietę, i że polubił spaczeń jako "przyprawę" po wyrżnięciu bestiioludzi zaczął obgryzać ich totem. A jakże - ze spaczenia. Nim go złapano, zdążył już nieco pochłonąć. Nie tylko sam spaczeń ale i obraza plugawych bóstw chaosu przyczyniła się do dalszego losu bestii. Pożeraczowi zaczęło się nieco mutować. Tu róg, tam pazur. Krasnoludu w końcu zorientowały się, coś jest nie tak, a tym większy problem, że to chyba krwawy pan, najbardziej zawziął się na tego potwora. Potrafił w krwawej gorączce przeszaleć cały dzień do niczego nie zdolny, rozpruwający każde stworzenie na tyle głupie by zbliżyć się na zasięg łapy do krat jego leża. Trzeba było się go więc pozbyć, bo zaczynał robić więcej problemów niż pożytku.

Do rozmyślań trzeba było się wziąć jak każdy porządny trzęsigrunt. Najpierw napić! Podczas pijatyki nadeszło olśnienie! Już pare ich "pobratymców" zginęło w ten sposób, a i dało się na tym zarobić. Osławiona arena śmierci. Krew, pieniądze i niewolnice! To był dobry pomysł. Do przygotowań trzeba wziąć się od zaraz. Tylko jeszcze pare kolejek i mord do obicia, wkońcu muszą być jakiej priorytety.

Będzie potrzebna mocna klatka...

4.Boldwig

Chłop z Pirren kolo Mousillon.

Miasto od kilkunastu lat chyliło się ku upadkowi. Z jego dawnej świetności nie zostało nic.
Jest miejscem do którego ściągają najgorsze szumowiny ze starego świata. Miejscowa ludność żyje w ciągłym strachu przed przyjezdnymi a głód i nędza są obecne wszędzie. I właśnie głód skłonił Boldwiga do udania się na Arenę.

Boldwig mieszka w jednej z wiosek nieopodal Mousillon. W Pirren. Jako nie liczny ma tam kawałek swojego pola o które dba. Resztę czasu spędza pracując na polach Sir Luciana Pana Pirren.

Jego ulubionym zajęciem jest młócenie zboża cepem. W obecnych czasach to najlepsze zajęcie by wyładować agresje i flustracje która narasta w chłopach.
Gdy Boldwig dowiedział się o arenie bez wachania wyruszył by wziąć w niej udział.
Mimo lamentów żony i 5 dzieci wzioł swój ukochany cep. Stary kapalin który jego dziadek nosił gdy był w miejscowej milicji. Oraz nóż który dostał od swojego ojca. nie wziął ze sobą nic więcej by nie obciążać rodziny.

Ostatni raz spojrzał na swoją rodzinę dom i kawałeczek własnego pola. I poszedł do Mousillon. Stawiając wszystko na jedną kartę. Wiedział ze może wrócić tylko jako zwycięzca.

Broń
korbacz dwuręczny
nóż

Zbroja

Kapalin ( hełm)

Ekwipunek:
Błogosławiona broń ( Nóż od ojca)

Zdolności:
Agresywny
Odważny

5.Imię: Alberto de'Liberi(Człowiek, estalijski driesto)
Broń: Rapier i bicz
Zbroja: brak, liczy na swój refleks i szybkość.
Ekwipunek:Wisor od ojca(amulet ochrony.), buty szybkości
Umiejętności: Szermierz, dobry refleks

Niezależny, dumny, opatulony zwykle w czerń, niczym czarny kot... takim osobnikiem jest ów Estalijczyk który ponad majątek rodziców i rodzinną Magrittę cenił sobie sztukę szermierczą, sztukę która nie długo po tym jak wstąpił w wiek dojrzały pchnęła go na północny wschód. Do Imperium które znał tylko z opowiadań w których przeplatali się nieznani mu skaveni, bestie i demony. To co zastał przekraczając granicę wraz z grupą najemników przeszło jego najśmielsze oczekiwania: nędza, wszędobylski głód i zaraza, coś co było jak najbardziej obce Estalijczykom. Dopiero pierwsza z walk przeciwko zwierzoludziom w obronie karawany, odrobinę ostudziła zapał Alberta do powrotu w rodzinne strony. Wszak ów szermierz kochał sprawdzać swe umiejętności tak samo jak kochał kobiety i Estalijskie wino.

Dalej było już tylko gorzej z perspektywy owego driesto, osiedlenie się w Altdorfie i przyjmowanie zleceń jako szampierz, ewidentnie nudziło. Żaden z jego przeciwników nie sięgał mu do pięt, a wybijanie się w taki sposób na tle innych wojowników w tak dużym mieście jakim był Altdorf nie było najlepszym pomysłem. Wizja sztyletu wepchniętego pod żebra budziła w nim nielichy niesmak, postanowił udać się w podróż powrotną do Estalii, zgarnął dobra jakie zdołał zgromadzić pojedynkując się i ruszył w podróż powrotną...

Zapewne dotarłby do celu gdyby nie wieść o turnieju organizowanym w Mousillon, zasłyszana w jednej z tawern zdobiących Bretońskie trakty. Wszak czymże byłby turniej bez prawdziwego Estalijskiego Szermierza?

6.Imię: Zielony Jony
Klasa: Kapitan DoW
Broń: 2 katany
Zbroja: brak
Ekwipunek: Para pistoletów, mistrzowska broń
Umiejętności: Ekspert w walce, biegły w broni.

pięć lat temu
Jony właśnie skończył skręcać sobie papierosa, z uśmiechem na ustach szedł dalej tam gdzie go nogi niosą, nie musiał by tego robić gdyby nie zgwałcił córki ówczesnego władcy Telli. No cóż Jony uciekł z Telli a następnie przemierzał znany mu stary świat. Przemierzał właśnie góry które stanowiły granice pomiędzy Imperium a Bretonią, by nagle zobaczyć chatkę. Zbierało się na deszcz więc postanowił spytać się właściciela czy może go przeczekać. Gdy dotarł przed domek zobaczył starca z długą siwą brodą i dziwnymi małymi skośnymi oczami, siedzącego na ziemi przy ognisku z szerokim uśmiechem na twarzy i palącym dziwnie pachnący tytoń. Jednak gdy się zbliżył nagle starzec wyciągnął nóż i rzucił w stronę Jonego ten próbuje zrobić unik lecz mu się nie udało, starzec trafił go w głowę, lecz rączką nie ostrzem, Jony lekko zamroczony padł na jendno kolano.
- Pozwoliłem Ci tu wejść? - odezwał się starzec z szyderczym uśmiechem
- Kim jesteś? - Spytał Jony próbując wstać
- Milcz! To moja ziemia i lepiej powiedz mi kim jesteś i co tu robisz bo nie lubię gości! - ostatnie słowa powiedział z chichotem.
- Jony, Jony...
- Co tu robisz?!
- Wędruje, zbiera się na deszcz wiec chciałem zapytać czy mogę przeczekać deszcz u Ciebie
W końcu udało mu się wstać, odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę.
- Wybaczcie - powiedział na odchodne
" Dobry te dziadek jest, wole nie probować zachowywać sie honorowo "
- Stój, możesz zostać - powiedział dziadek, Jony odwrócił się i zawahał przez chwile jednak spojrzawszy na wielką czarną chmurę burzową wrócił.
- Idz ściągnij to żelestwo z siebie potem wróć to zapalimy razem.
Jony usłuchał, nie wiedział co ta decyzja będzie oznaczała.

trzy lata temu
- Szybciej! Szybciej! - Krzyczał Starzec, siedzący na baranach Jonego który biegł pod góre, lecz już opadał z sił.
- Już prawie jesteśmy! Biegnij! - Kopniak w żebra przypomniał Jonemu gdzie co ma robić i przyspieszył resztkami sił. Dobiegł na miejsce.
- Masz minute odpoczynku potem wracamy.
- Mistrzu to 2 mile pod górę i w dół nie dam rady!
- Głupcze szukasz siły tylko na zewnątrz siebie zamiast szukać wewnątrz! Biegiem!

połtorej roku temu
- Strzelaj! - Jony wyciągnął z kabur parę pistoletów i strzelił trafił w dyski wyrzucone przez mistrza następnie wyciągnął drewniane miecze i ruszył na wrogi tor przeszkód.

siedem miesięcy temu
Siedzący przy ognisku Jony i Xsi ( prawdziwe imię starca) palili zielony tytoń śmiali się do siebie i przygotowywali posiłek.
- Jony - Powiedział wesoło Xsi
- Tak Mistrzu? - odwzajemnił uśmiech
- Jesteś gotowy
- Na co? - śmiał się Jony
- Nauczyłem Cie wszystkiego - tarzał się starzec po ziemi

Następnego dnia, ranek
Jony szykował się do wyjścia po zapasy do okolicznej wioski.
- Ta katana jest dla Ciebie, wykułem ją własnoręcznie - powiedział Xsi, Jony zaniemówił po prostu wziął ją do ręki. Następnie Starzec wskazał parę pistoletów na stole,
- One też należą do Ciebie - Jony uklękł przed nim i oddał cześć.
- Wstawaj durniu trzeba iść po zapasy - Xsi odwrócił się i odszedł ze łzami w oczach ze wzruszenia i dumy.

Tego samego dnia, wieczór
- Pamiętaj na tym świecie istnieje sił niż tylko dobro i zło - powiedział zaciągając się
- korzystaj z nich mądrze

Pięć miesięcy temu
Jony wracał na góre z zapasami, nagle jego węch wyczuł zapach dymu, pomyślał że to pewnie Xsi rozpalił ognisko i wiatr niesie zapach. Z czasem jednak zapach był coraz bardziej intensywny aż wkoncu zobaczył że w miejscu gdzie stoi Domek uchodzi dym. Jony nie zastanawiając się wiele biegł w tamtym kierunku. Gdy dobiegł zastał krajobraz po rzezi. Dom był spalony, półtora tuzina goblinów leżało martwych i co najmniej połowa tyle orków. Nigdzie nie mógł znaleźć Mistrza, szukał go długo aż na szczycie na który biegał znalazł miecz mistrza, tak samą mistrzowsko wykonaną broń. Wtedy już wiedział...

Teraz
Mousillon to dziwne miasto zdaniem Jonego nie przepadał za nim jednak był tu tylko z jednego powodu z powodu areny.
- Imię? i nazwisko?
- Jony.... Zielony Jony

7.Imię: Grodgar (dawniej Grodgar "Potężny Cios") z rodu Thordora) - Krasnoludzki Zabójca
Broń: Kargraz Krwiopijca (topór oburęczny)
Zbroja: brak zbroi
Ekwipunek: mistrzowska broń
Umiejętności: berserker, wyszkolony

Kiedy Grodgar zastanowił się nad celowością tej walki, doszedł do smutnego wniosku, że śmierć biednego wieśniaka pójdzie na marne. I tak nie wyjawi on miejsca w którym obecnie przebywa jego mocodawca. Rozjuszony Zabójca w oczach plebsu wydawał się zdecydowanie mniejszym zagrożeniem niż Azgrael. Cóż - zobaczymy. Grodgar ma w planach zweryfikować to przeświadczenie.
Kolejny cios, którym wbił szczękę głupca który go zaatakował, zakończył nierówną walkę. Krasnolud jak gdyby od niechcenia dopił resztkę szczyn nazywanych tutaj górnolotnie piwem i wyszedł przed zajazd. Zauważył, że na słupie obok przybite ogłoszenie o wielkim turnieju w przeklętym Mousillon. Nagle dostrzegł na liście uczestników imię, które zmroziło mu krew w żyłach.
To on. Ten, przez którego musiał wygolić włosy i ruszyć w samotną wędrówkę w poszukiwaniu chwalebnej śmierci. To przez tego człowieka inne krasnoludy pluły na widok Grodgara. Niegdyś był szanowanym krasnoludzkim sierżantem. Miał pod swoim dowództwem wielu mężnych pobratymców. Jednak te dni już odeszły w zapomnienie. Wspomnienia niczym cierń przeszyły myśli. Zabójca zerwał energicznie obwieszczenie. Czas ruszyć do przeklętego miasta. Po zemstę lub śmierć...

8.Imię: Settra II(Tomb King)
Broń: Święte ostrze Nehekhary (Długi miecz)
Zbroja: Średnia, tarcza
Ekwipunek: Mistrzowska broń
cechy i umiejętności:dobry refleks

Historia: Settra II był dawnym królem Nehekhary Niestety już jako młodzieniec musiał stawić czoła wielkiemu zagrożenia, jakim był Nagash. Młody książe samodzielnie poprowadził swoje wojska przeciwko Nagashowi, odnosząc wiele zwycięstw. Książe władając Świętym Ostrzem Nahekhary zabił wiele wampirów. Po paru latach jego ojciec zginął, a więc Settra II został królem. Mimo jego mądrości i inteligencji były to niestety krótkie rządy. Król zginął zabity przez zabójcę. Przed śmiercią przysiągł, że wybije wszystkie wampiry. Niestety w tych złych dla Khemri czasach niezbudowano piramidy dla Settry II. Więc młody król spoczął zakopany w piwnicy swego pałacu. Po wielu latach Settra II powstał z martwych wkrzeszony przez Nagasha. Jednak podobnie jak inni królowie Khemri miał wolną wolę i świadomość. Wspólnymi siłami pokonali Nagasha i wampirów z Nehekhary. To jednak nie był koniec dla Settry II. Jak powiedział, tak też uczynił. Wziął swój miecz i gwardię i wyruszył za wampirami, by ich pozabijać. Oczywiście nie udało im się tego dokonać, ale król nie zginął. Wciąż wyczekuje dnia, kiedy zemści się na Nagashu za zniszczenie Khemri. Niedawno dowiedział się, że organizowana jest arena śmierci w Mousillon. Wyruszył tam bezzwłocznie, myśląc, że uda mu się zabić parę wampirów.

9.Wampir- Giwargis Krwawy
Broń- Topór oburęczny
Zbroje-Ciężka zbroja, hełm
Ekwipunek-Eliksir siły
Umijejętności - wampirza krew: blood dr (tylko wampiry)




Giwargis stanął naprzeciwko wielkiego ogra. Ruszył. Z nie ludzką szybkością wymierzał ciosy swym toporem który rozcinały ciało ogra ochlapując wnętrze jaskini. Po chwili wampir już posilał się obfitym w krew ogrem. To nie był godzien przeciwnik. Zbyt wolny, zbyt słaby, zbyt mało doświadczony dla Giwargisa.


Kilka dni później

Kolejny śmiałek stanął naprzeciw wampira. Tym razem był to bretoński palladyn. Wampir zmierzył go wzrokiem po czym wyszczerzył kły. Palladyn okuty w cięzką zbroję siedział na koniu który nie palił się do walki z wampirem. Dobył miecza, ruszył. Miecz przeciął ze swistem powietrze, lecz Giwargis w ostatniej chwili odsunął się z toru lotu broni palladyna i sam swym toporem pociął konia. Jeżdziec zwalił się na ziemię ,aby tylko ujrzeć spadajace ostrze, które zakonczyło jego żywot. Wampir ryknął i począł się posilać. Zdziwił się też gdy podszedł do niego jakiś wystraszony chłopak. Wampir wstał spojrzał w oczy młodemu kilkunastoletniemu chłopcu budząc w nim groże którą się chełpił i przmówił do niego:
-czego chcesz?
-Ppppanie kaaaazali mi powiadomić cię żeeee niedaleko odbywaaaa się aaaareena na której przybywają znakomicii wojownicy.
-No i co z tego?
-Moooże zechciałbyś naaas zaszczycić pokazeem swoich umiejętności na niej?
Wampir nie dopowiedział tylko jednym cięciem odzieęlił głowę od ciała chłopca po czym udał się do tego miasta. Może tam spotka wreszcie godnego przeciwnika. W drodze do Mousillon wampir spotykał wielu dziwnych wojowników. Byli znacznie wprawniejsi w walce lecz nie dawali rady wampirowi który skończył ich drogę do areny nim jeszcze dotali do niej. Dawało to nadzieję Giwargisowi że może wreszcie odnajdzie kogoś kto będzie umiał stawić mu czoło w równej walce. Gdy w koncu dotarł przywitało go trzech posłańców nareszcie jesteś –mówili. I zaprowadzili go do pięknej komnaty w której jak powiedzieli będzie mieszkał przez cały turniej. Nie powiedzieli jednak kto ich przysłał i dlaczego jest tak przyjażnie przyjmowany. Budziło to w wampirze nie pokój, ale kto mu może zagrozić.-mysłał.

10. Vanaddis - Pagan Exalted chaos Champion - <Undivided>
Broń- Topór oburęczny
Zbroje-Ciężka zbroja, hełm (okularowy) - ogółem postura i wygląd vikinga
Ekwipunek- oko dorsza zalane żywicą - amulet ochronny
Umijejętności - ekspert w walce

"- Ty, Dominik! Słyszałeś przed chwilom tom tokie z dżew - Pfdżż! trrr! ?
- Nie Remo. Nie słyszołem niczogo takiego... Widły mosz?"
- Ano mom, wrocojmy prędzej nim ciemny mrok ukryje nom żcieżkę. Stara zupy nagotowoła z kości woła i wody. Zasłużylimy Dominik na takom strawem. Ruszojmy."

...

Majestatyczna postać wojownika okutego stalą kolczą od stóp do głów wkroczyła w krąg światła rzucanego przez ognisko. Zarówno jedną jak i drugą ręką trzymał za fraki dwóch wychudniałych wieśniaków, jakich często się napotyka na tych żyznych ziemiach należących do jakiegoś skąpego barona. Przy ognisku siedziały już dwie postacie, tęgie i srogie z twarzy, zarośnięte dziko i okute również stalą zdobioną bogato runą.
-No fagasy, teraz będzieta gadać gdzie ludziki robią tą śmieszną arenę. Mój topór niedługo będzie zabijał wielkich wojowników a wy mnie tam zaprowadzicie albo waszą śmierć przywołam tą stalą - Vanaddis rzucił chłopów na ziemię i wskazał na potężnyh topór
- Ttaak, t-tak panie, jusz mówiem...

Nazajutrz pod wieczór trzech wojowników stało przed kamienną bramą, jeden z nich niedługo podąży drogą chwały zabijając tego, kto stanie przed nim na piasku areny. Jego tułaczka po świecie odkąd ocalał z roztrzaskanego drakkaru Vress'g wraz z dwoma kompanami znaczona była krwią kolejnych napotkanych przeciwników jakich wyzywał i ścinał w pojedynku. Liczył na to że taka arena przyciągnie kogoś, z kim będzie musiał może wreszcie przegrać. Liczy się dobra walka i dobra śmierć. Death in Fire!"

11.Dusiciel ( ogre bruiser)
Broń: dwuręczna maczuga
Zbroja: maksymalnie zrogowaciała skóra na całym ciele (ciężka zbroja plus hełm)
Umiejętność: mark nurgla

Na wysypisku coś zabulgotało. Powoli głowa się podniosła. Dusiciel był w swoim żywiole. Nieczystości i plugastwa mile głaskały jego skórę. Zdążył już obrosnąć legendą. Nawet rycerze nie chcieli z nim walczyć. On nie miał takich skrupułów. Uśmiał się kiedyś, jak dowiedział się, że jego przezwisko wzięło się z faktu, iż przeciwnicy autentycznie się dusili z wszechogarniającego smrodu podczas walki z nimi. Został wybrany wiele lat temu, od tamtego momentu wiernie służył swemu bogowi.

W sumie nie wiedział, dlaczego przybył na arenę. Na pewno chciał się przypodobać Nurglowi. Marzyła mu się chwała i możliwość wybicia w hierarchii. Ale przede wszystkim cenił sobie tą legendarną nietykalność podczas areny. Mógł wejść do knajpy, roztaczając fetor wokoło a wszyscy goście powoli dusili się albo uciekali w pośpiechu. Częściej to ostatnie. Chodzić po mieście, rękami czerpiąc wodę ze studni, czyniąc ją niezdatną do użytku przez kilka dni. A że przy okazji będzie mógł złożyć kilka ofiar? Tym lepiej.

12.Imię: Thetrob (Czarny Ork)
Broń: topór oburęczny
Zbroja: ciężka zbroja
Ekwipunek: całą noc ostrzył w amoku swój topór (wyostrzenie broni)
Umiejętności: szaleństwo dodaje mu sił w walce (zajadłość)

Thetrob, nadzwyczaj konfliktowy (nawet jak na orka) zraził do siebie a następnie jeden po drugim wybił wszystkich swoich kompanów. Kilka lat temu dowodził sporą bandą, jednak jego wybuchowy charakter i wściekła zajadłość podczas kłótni powodowała dość krwawe konflikty (miał zaawansowany ślinotok i denerwował się że nikt go nie potrafił zrozumieć kiedy krzycząc pluł na wszystkie strony i toczy pianę z pyska).
Ostatniego towarzysza zabił kilka miesięcy temu i od tego czasu wędrował sam napadając na kurierów, kupców i rycerzy na traktach Bretonii (nieraz nieświadomie zakończył wyprawy wielkich wojowników). Regularnie zaglądał do wiejskich zagród żywiąc się tam delikatnym mięsem owiec (lub pasterzy). Często budził się w nocy zalany potem i krwią po nienaturalnie realistycznych snach (w rzeczywistości był atakowany przez driady i inne leśne duchy).
Samotność znacząco wpłynęła na jego raczej słabą psychikę. Często nie wiedział, co jest snem a co rzeczywistością, nieraz jadł znalezione w lesie owoce i grzyby, które jeszcze bardziej rzucały jego świadomość w inne wymiary. W końcu oszalał, bez przerwy czuwał (tak mu się wydawało) czując, że wszędzie znajdują się istoty chcące pozbawić go życia. Często nie wiedział nawet że igra z życiem biegając po dwudziesto metrowych skarpach w pogoni za wrogami (często wyimaginowanymi). W końcu rozpoczął regularną wojnę ze swoim bezimiennym (wyimaginowanym) prześladowcą i jego wysłannikami.

Parę dni temu szykując się do kolejnej potyczki z nękającymi go oddziałami jego (wyimaginowanego) bezimiennego wroga ukrył się w zaroślach w pobliżu traktu . Kiedy usłyszał tętent konia próbował wyskoczyć i zatrzymać jeźdźca pozbawiając jego wierzchowca nóg przy użyciu swojego potężnego topora (tak jak nieraz czynił, kompletnie zaskakując nawet doskonałych wojowników, których jednym uderzeniem potrafił przedzielić na pół mimo ich ciężkiej zbroi). Niestety wyskakując z zarośli zahaczył o wystający pień i runął na ziemię. Uderzył się skronią o leżący na trakcie kamień i stracił przytomność na kilka godzin.

Po paru godzinach ocknął się z głową zalaną krwią. Nie do końca pamiętał, co się stało. Przed oczami miał tylko sylwetkę pędzącego rycerza na koniu z barwnym kropierzem i wielkim hełmem na głowie. Był pewien że to jego bezimienny wróg, postanowił go zaatakować i ośmieszyć. Wściekły, postanowił odnaleźć bezimiennego jeźdźca, zabić go i zakończyć swoją wojnę (nie był świadom, że spotkanym rycerzem był sam Sir Gwidon de Fannaes jadący na turniej do Mausilion, i że rycerz ten nawet nie zauważył wyskakującego z zarośli potężnego orka).

Po dość długiej podróży uświadomił sobie, że raczej ciężko będzie mu dogonić rycerza pędzącego na koniu. Już miał zawrócić w strony, które dobrze znał, kiedy w oddali zauważył zarysy miasta (było to Mausilion). Będąc pewien, że znalazł, czego szukał ruszył biegiem w tamtą stronę.

Kiedy dotarł do Mausillion , wiedział już że przybył w dobre miejsce. Postanowił wyzwać swojego prześladowcę na pojedynek, powiedziano mu jednak, że najpierw będzie musiał prawdopodobnie pokonać kilku innych wojowników.

Zgodził się na to. Był pewien, że wszystkich znajdujących się tu wojowników widział już wcześniej w swoich okolicach, i że oni także są jego prześladowcami.

Postanowił zabić wszystkich po kolei. Zaczął od kamiennego posągu rycerza przed wejściem do starych koszar w mieście (zdawało mu się że jego też widział w swoich snach) skruszył posąg jednym potężnym uderzeniem i ruszył odpocząć w niezamieszkane części miasta.

Przybędzie na arenę w odpowiednim czasie, najpierw jednak postanowił wyostrzyć swój stępiony topór (nie sądził że jego świadomość znowu odmówi mu posłuszeństwa i będzie ostrzył w amoku swój topór przez kilkanaście godzin).[/quote]


13.
Dirzit Derd’Under, (Master DE)
Broń: dwa sejmitary (dwa krótkie miecze)
Zbroja: lekka kolczuga (zbroja lekka)
Umiejętność: ekspert w walce
Dodatek: buty szybkości


Przy stole w gospodzie gdzieś na pograniczach Imperium i Księstw Granicznych, siedziała trójka elfów. Dwoje z nich miało stroje charakterystyczne dla leśnych elfów, jeden natomiast wyglądał dość tajemniczo i złowrogo, a doświadczony obserwator rozpoznał by w nim jednego z Druchii.
-Dirzcie mówię ci czas twojego powrotu do krainy chłodu właśnie nadszedł, twój przyrodni brat popadł w konflikt z władcą Har Graef Kaledoerm Maglnem i traci poparcie. Ty natomiast mógł byś zyskać przychylność Lorda Maglena i obalić go. Postaram się uruchomić swoje kontakty i zapewniam cię, że część dowodzących oddziałami rodu oficerów szkolonych przez twego ojca poprze twoją sprawę lub pozostanie neutralnymi. Moi korsarze są już do twojej dyspozycji.
Drugi Elf, w płaszczu leśnego ludu, lecz z srebrnymi włosami i czerwonymi oczami – popatrzył się na pierwszego i odpowiedział – Dobrze Dagecie, ale czego oczekujesz w zamian, nie robisz tego wszystkiego bez interesownie-
Daget zastanowił się chwilę po czym odrzekł – stanowiska dowódcy wszystkich okrętów korsarskich należących do rodu, ty Lordem ja Comodorem rodowej floty, później gdy ruszymy razem na wyprawy rozbudujemy ją i zostanę Admirałem-
Dirzit uśmiechnął się- Wiedziałem Dagecie, że czegoś chcesz, ale dobrze, że stawiasz sprawę jasno, zgadzam się jeśli zostanę Lordem wtedy ty będziesz dowódcą floty. Ale i tak to co mamy to za mało, nadzieje na poparcie oficerów, twoi korsarze i przychylność Lorda. Nie, tu potrzebni będą najemnicy, a niestety ja nie dysponuje wystarczającymi funduszami, to znaczy wiem gdzie znajduje się stosunkowo duża ilość gotówki lecz to może być za mało-
-Dirzcie- Powiedział cicho elf, a właściwie blond włosa elfka która nie odzywała się do tej pory
-Co jest Elien-
-Spójrz- Do karczmy weszła właśnie trójka krasnoludów, którzy szukali miejsca, a że w gospodzie było tłoczno to postanowili sobie to miejsce zdobyć, a na kim łatwiej je zdobyć jeśli nie na słabowitych szpiczastouchych.
- No długouche szczury zróbcie won z naszych miejsc- Powiedział jeden
Drzit spojrzał się na niego i odrzekł – Jesteś pewien swej decyzji krasnoludzie-
Krasnolud (teraz już widać, że po sporej ilości piwa) odpowiedział – Pewien jestem, że zaraz skopie ci ten kościsty tyłek, a twojej marnej kobiecinie pokarze co znaczy prawdziwy mężczyzna-
Poczym chwycił Elien za ramię, ta jednak zgrabnie mu się wywinęła i uderzyła łokciem w szczękę. Zwykłego człowieka takie uderzenie pewnie by znokautowało, ale nie twardego Krasnoluda, który dobył topora i zamachnął się na elfkę, jednak uderzenie zostało sparowane przez dwa ostrza długich mieczy. W tym samym momencie Dirzit wskoczył na stół i w mgnieniu oka dobył swe sejmitary, kopiąc drugie krasnoluda w twarz. Tymczasem Daget stał już ze swymi krótkimi ząbkowanymi korsarskim mieczami w rękach i zmierzał do trzeciego przeciwnika.
Krasnolud próbował trafić Dirzita toporem lecz ten poruszał się strasznie szybko dodatkowo mistrzowsko parował ciosy, oraz wyprowadzał kontry zmuszając Krasnoluda do obrony. W końcu zniecierpliwiony tym Krasnolud zaszarżował na Dirzita, lecz ten w ostatniej chwili umiejętnie zszedł z linii jego ataku i zranił go sejmitarem, krasnolud instynktownie odskoczył przed drugim cięciem, lecz nie nadeszło ono. Dirzit odskoczył również od niego i natarł na krasnoluda z którym walczyła Elien, zadał mistrzowskie cięcia, zbijając topór i paskudnie raniąc przeciwnika, który został zdezorientowany, elfka wykorzystała ten moment i zadała ostateczne pchnięcie. Dirzit pomimo zwycięstwa musiał wykonać szybki unik, bowiem w stronę jego głowy zbliżał się topór poprzedniego przeciwnika. Tym razem jednak krasnolud musiał walczyć z dwoma przeciwnikami i nie wytrzymał naporu ciosów otrzymując ciecie Sejmitarem po szyi. Ostatnie krasnolud z którym walczył Dagen został błyskawicznie osaczony przez trzy elfy i poniósł jeszcze szybszą śmierć.
Na walkę zareagował karczmarz i ochroniarze, lecz zanim zdążyli przyjść i rozdzielić walczących Krasnoludy były już martwe.
-Co wy na wszystkich plugawych bogów tu wyrabiacie- Warknął właściciel przybytku- Zabiliście trzech krasnoludów ich pobratymcy będą chcieli wywrzeć zemste.
-Spokojnie Karczmarzu- Odpowiedział Dirzit- Jutro wczesnym rankiem opuścimy to miasto i nigdy więcej o nas nie usłyszysz-
-Odejdziecie dziś, nie chce kolejnych awantur- Odpowiedział Karczmarz
Daget ścisnął swoje krótkie miecze i już miał uderzyć w Karczmarza który znieważył Mrocznego Elfa, lecz Dirzit dał mu do zrozumienie, aby się wstrzymał. Po czy wyjął z sakiewki kilka złotych monet i powiedział do Karczmarza
- To odszkodowanie za straty, plus napiwek, za który mam nadzieje kupimy nasze bezpieczeństwo do rana, oczywiście rynsztunek i rzeczy krasnoludów możesz zatrzymać-
-Dobra ale wcześnie rano się zabieracie-
Wszyscy usiedli do stołu a Daget był wyraźnie niezadowolony z takiego załatwienia sprawy wolał by pewnie wypruć flaki z karczmarza i jego ochroniarzy, ale Dirzit który spędził sporo czasu pośród ludzi, mimo doskonałych umiejętności bojowych rozwiązywał te sprawy inaczej.
Daget zaczął mówić i ponownie zagłębił się rozważania na temat możliwości odzyskania przez Dirzita władzy nad rodem. Dirzit natomiast słuchając tego zagłębił się w swych wspomnieniach z Naggaroth, krainy w której nie był już od tak dawna
On Dirzit Dred’Under młody szlachcic z jednego z najsilniejszych domów arystokratycznych Hag Graef. Przyszedł na świat jako najmłodszy syn Lady Malien i Lorda Razena. Swego prawnego ojca nigdy dobrze nie poznał, gdyż zginął on w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego miejsce zajął wieloletni fechmistrz domu Zakarian. Ten Mroczny Elf pochodził z Naggarond i swego czasu służył w Mrocznej Straży, jednak z niewiadomych przyczyn musiał upozorować własną śmierć i uciekać bowiem został zawiązany spisek przeciwko niemu. Później służył jako najemnik by odnaleźć się w szeregach Egzekutorów z Har Ganeth. Niestety ponieważ popadł w konflikt z kilkoma Wysokimi Egzekutorami musiał zrezygnować, ze służby i ponownie udać się na tułaczkę. W końcu jako najemnik zaciągnął się do służby w oddziałach domu Dred’Under i po latach służby został w nim fechmistrzem.
Co charakteryzowało tego Mrocznego Elfa, kilka rzeczy, przede wszystkim to, że był zabójczym szermierzem, jednym z najlepszych jeśli nie najlepszym swego czasu w Hag Graef, długie doświadczenie bojowe, jak i służba w dwóch elitarnych organizacjach wojskowych sprawiła, że jako wojownik nie miał sobie równych. Walcząc swymi długimi mieczami pokonał wielu zabójczych przeciwników. Po tym jak został fechmistrzem domu, został także kochankiem matki Dirzita i to on był prawdziwym ojcem Dirzita.
Dirzit od małego uczył się walki orężem, a jego nauczycielem był Zakarian, rozpoznał on niezwykły talent chłopca i nie taił przed nim żadnych niuansów sztuki szermierczej. Gdy młody elf już podrósł został wysłany do służby w szeregach Rycerzy. Nie spodobało mu się to zbytnio, gdyż jego ulubioną broni ą były dwa sejmitary, swoją technikę walki opierał na szybkości i zwinności. A tu zakuto go w gruby pancerz, dano tarcze, do boku miecz półtoraręczny, w rękę kopie i posadzono na Zimnego. Jego służba rycerska zawiodła go daleko od domu, najpierw przez wiele lat walczył na północny Pustkowiach Chaosu, a później jego chorągiew wyruszyła do Lustrii, aby tam toczyć boje z Jaszczuroludźmi. Po zakończeniu służby Dirzit bez żalu rozstał się z rynsztunkiem rycerskim i powrócił do swej ulubionej broni. Wyruszył na wyprawy łupieżcze wraz z korsarzami służącymi jego rodzinie, a podczas jednej trwającej trzy lata wyprawie odwiedził dalekie krainy Kathaju Nippoiu i Indu. Innym razem ruszył na rajd grabieżczy do Ulthunau i pierwszy raz w swym życiu skrzyżował ostrza z Asurami.
Później ruszył walczyć z orkami goblinami i czerwonoskórymi jako wraz z oddziałem Cieni. Wtedy właśnie spotkał Krwawego Cienia doskonałego Łowce i Tropiciela Monolio. Nauczył go on trudnej walki w lesistym terenie skradania się i ukrywania, oraz walki z zasadzki. Dirzit nigdy nie przypomniał tych nauk. Niestety niebawem nadeszły dla niego ciężkie dni bowiem jego ojciec został został zwabiony w pułapkę i uśmiercony przez przyrodnią siostrę Dirzita, czarodziejkę Mrocznego Konwentu, podobny los spotkał jego matkę. A nowym Lordem został jego starszy brat Danin. Wraz z drugą siostrą Narzeczoną Khaina Maine, pomścili śmierć swych rodziców zabijając Czarodziejkę Braie, lecz Drizit musiał się udać się na wygnanie, bo o ile jego siostra mogła znaleźć schronienie w świątyni, to on musiał uciekać przed zemstą brata. Powędrował daleko poza Naggaroth na północ na Pustkowia Chaosu, a przez 10 lat jedyną jego to towarzyszkom była demoniczna pantera Graven, którą przywoływał za pomocą magicznego posążka zdobytego niegdyś na jednym Magu Renegacie.
Życie na Pustkowiach Chaosu nie było łatwe, a Druchii musiał stawić czoła wielu niebezpieczeństwom, walcząc z wieloma potężnymi przeciwnikami. Pewnie by zginął gdyby nie magiczna broń którą zabrał z domu i dwa magiczne sejmitary Mroźna Klinga i Mroczny Błysk, oraz buty szybkości które zdobył w pojedynku z jednym z Fechmistrzów wrogiego domu. Po wielu latach wędrówki zszedł on na południe i dotarł do równiny Zorn Uzkul i Zharr, gdzie spotkał Krasnoludy Chaosu i wstąpił na służbę do jednego z ich Lordów Bergera Mrocznego Topora, Zwiastuna Ciemności Hashuta.
Takie życie odpowiadało Mrocznemu Elfowi, najazdy, grabieże plądrowanie, od Kisleva do Kathaju to jest to co Druchii lubią najbardziej. Podczas pobytu u Krasnoludów Chaosu Dirzit, poznała niewolnika Ulfgara ulubieńca Lorda Bergera. Ulfgar został jako młody chłopak złapany przez Lorda podczas wyprawy do Norski i od tego czasu walczył jako gladiator w arenach Krasnoludów Chaosu. Wygrywał on kolejne walki i w konsekwencji został uwolniony przez swego pana. Nie powrócił jednak w rodzinne strony, gdyż zdecydował się na życie wśród Krasnoludów Chaosu jako gladiator i najemnik. W nagrodę za zasługi otrzymał on Bergera potężny młot bojowy naznaczony mroczną runą Hashuta. Koło Bergera kręcił się również denerwujący Niziołek Dergis, który jak dowiedział się Dirzit był również niewolnikiem, ale także złodziejem i skrytobójcą. Berger postanowił wykorzystać go lepiej niż do łupania minerałów w kopalniach, dlatego Niziołek był jego uszami i oczami, oraz w razie konieczności ostrzem.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, a ta sielanka skończyła się buntem niewolników, którzy wybili wojowników Bergera. Pech chciał, że gdy zaczął się bunt Dirzit był akurat w kopalni i przywaliła go sterta kamieni zrzucona przez orczych niewolników. Choć potłukł się okrutnie to nic sobie nie złamał, niestety zanim zdołał by wygrzebać się sam z pod kamieni orkowie dawno zdążyli by go dobić, na szczęście z pomocą przyszła mu ludzka dziewczynka, która pomogła mu wygrzebać się z kamieni, a gdy podbiegł pierwszy ork zdzieliła go trzonkiem od kilofa w kostkę przez co się przewrócił. Gdy wstał już miał ją rozerwać na strzępy niestety dla niego i jego kolegów którzy przybiegli Dirzit też już wstał i dobył swych magicznych sejmitarów oraz przywołał demoniczną panterę. Chwile później z Orków zostały tylko strzępy. Dirzit chciał zabić także ludzką dziewczynkę która go uratowała, ale powstrzymał się bo w jej zachowaniu coś co go zaintrygowało, nie bała się ona orków, a wręcz znimi walczyła. Ostatecznie pozwolił jej pójść ze sobą, choć z początku traktował ją jak niechcianego psa.
Tymczasem rebelia przybrała na sile i Lord Berger musiał prosić o pomoc innych Lordów. Posiłki stłumiły rebelie, lecz Berger stracił szacunek w oczach innych Krasnoludów Chaosu i poparcie rządzących Czarnoksiężników – kapłanów Hastuha.
Ostatecznie równinę Zorn Uzkul opuściła dziwną drużyna, składająca się z Mrocznego Elfa renegata, Krasnoluda Chaosu, Barbarzyńcy z Norski, Niziołka Skrytobójcy i ludzkiej dziewczynki.
Ta ostatnia nazywała się Caren Brain, na początku wszyscy odnosili się do nie z niechęcią i wręcz pogardą, lecz gdy podrosła sama nauczyła się strzelać z łuku i to bardzo bobrze, dzięki czemu mogła wspomóc drużynę w walce. Później Dirzit nauczył ją walczyć bronią białą i od tego momentu stał się pełnoprawnym członkiem drużyny. Przebywanie w śród złoczyńców miał na nią znaczny wpływ, gdyż stała się zimna i bezlitosna. A to właśnie podoba się Dirzitowi, pomiędzy nim, a Caren nawiązała się wieź która zaczęła przeistaczać się w płomienny romans.
Drużyna przeszła razem wiele starć i przygód na bezkresnych stepach za Górami Krańca Świata, a później przeszła przez nie i dotarła do Kisleva, a dokładnie do miasta Erengard. Tutaj wesoła ekipa dołączyła do pirackiej załogi i przez lata terroryzowała wybrzeża Morza Szponów, a później także wybrzeża Bretonii, Estalii, a nawet Arabii. Niestety co dobre szybko się kończy i gdy okręt powrócił na Morze Szponów został zatopiony przez okręty Marynarki. Drużyna Dirzita zdołała się jednak uratować, lecz znalazła się bez środków do życia w Marienburgu. Wtedy Dirzit dowiedział się, o naborze na statek karperski mający ścigać piratów, nie mając innego wyjścia, zgłosili się i teraz zaczęli zwalczać tych z którymi wcześniej razem łupili.
Podczas swoich wypraw, Dirzit nabawił się potężnych wrogów. Pierwszym z nich był potężny demon Herald Khorna, zwący się Kherntu, który został przyzwany przez nierozważnego szamana w Norsce w dawnej wiosce Ulfgara, a którego przebywająca tam w interesach drużyna pomogła pokonać. Od tej pory demon poprzysiągł im okrutną zemstę i kilkakrotnie drużyna spotkała go na swojej drodze w dość nie miłych okolicznościach.
Innymi przeciwnikami byli dwaj skrytobójcy. Pierwszy z nich Assasyn ze świątyni Khainia z Hag Graef. Entain Złodziej Życia. Morderczy szermierz wysłany za Dirzitem. Tak się akurat złożyło, że Mroczny Elf został rozpoznany przez szpiega Druchii w Maienburgu i wiadomość o tym, że żyje dotarła do jego brata, ten po sowitej zapłacie dla Świątyni Khaina wynajął zabójcę który ruszył jego śladem. Entain napsuł sporo krwi drużynie i kilkakrotnie niemal nie doprowadził do śmierci któregoś z jej członków, ale cały czas chodziło mu o Dirzita. Ten kilkakrotnie walczył z Assasynem i o mało nie przypłacił tego życiem bowiem wyszkolony w świątyni Khaina skrytobójca, władający błogosławionymi lub raczej przeklętymi przez Wiedźmy mieczem i wampirycznym sztyletem, okazał się morderczym przeciwnikiem. Ostatecznie jednak zginął w mieście Musillon, gdy opłacony przez Dirzita Nekromnta podczas jego kolejnego ich starcia rzucił z ukrycia czas na Assasyna który dotkliwie go poranił, a następnie wykończył go grupą zombiaków które rozszarpały go żywcem.
Drugim skrytobójcą był Ibrahim Anteri z Arabii, a członek sekty Hasasinów który z jakiś względów miał na pieńku z Dergisem. Jako doskonały szermierz okazał się wyzwaniem dla umiejętności Dirzita, lecz nie był to na szczęście szkolony w Świątyni Zabójca Khaina. W jednym z pojedynków w Tieliańskim mieście Remas Dirzit upokorzył Anteria, w momencie gdy ten miał już zadać ostateczny cios postrzelił go z kuszy pistoletowej i strącił z dachu budynku. Ten jednak poprzysiągł mu śmierć i ścigał go dalej, odnalazł go w końcu w mieście Musillon, lecz nie zdołał dorwać dotarł natomiast do miejsca śmierci Entaina i zdobył jego miecz i sztylet. Późniejsze spotkanie Dirzita i i Ibrahima miało miejsce w jaskini Czerwonego Smoka na Zych Ziemiach gdzie drużyna wyruszyła aby zdobyć trochę złota.
Właśnie najniebezpieczniejsze były wydarzenia które doprowadziły do śmierci jego towarzyszy. Choć Dirzita specjalnie ona nie wzruszyła (no może poza śmiercią Caren) to zdążył on się przez te lata do nich przyzwyczaić. Gdy znaleźli się ponownie w Tieli dowiedzieli się o potężnym czerwonym smoku na Złych Ziemiach, który strzeże skarbu. Choć wydawało się to samobójstwem postanowili uszczknąć co nie co tego skarbu. Dotarcie do samej jaskini okazało się skrajnie niebezpieczne, a zwłaszcza walka bandą Czarnych Orków pod wodzą Oborlna Dużo Włóczni, którego Dirzit usiekł po morderczym pojedynku. Ostatecznie dotarli do jaskini i udało im się odwrócić uwagę smoka gdy nagle pojawił się Anteris i zaczęło się kolejne starcie Mrocznego Elfa z nim. Przykuło to oczywiście uwagę smoka i wszyscy musieli ratować się ucieczką, na szczęście udało się ukraść dość sporo bogactw, a natrętnego Skrytobójcę Dirzit widział po raz ostatni jak zawala się na niego strop jaskini.
Drużyna ruszyła w powrotną drogę, lecz okazało się, że transportowanie skarbu jest zbyt uciążliwe, zdecydowano się więc aby go zakopać i powrócić po niego później gdy lepiej się przygotują. Gdy już udało im się dotrzeć do Tieli okazało się, że znów wybuchał wojna między Remas, a Miragaliano i drużyna została wynajęta w celu przeprowadzenia małej dywersji czyli zatopienia dwóch okrętów w porcie Remas. Zadania niebezpieczne, ale dla takich specjalistów wykonalne.
Na początku wszystko przebiegło zgodnie z planem, udało im się zlikwidować strażników i przedostać na pierwszy statek później na drugi, lecz tu czekała ich niespodzianka w postaci skrytobójcy Anteria z którym Dirzit musiał ponownie walczyć , niestety walka ta została dostrzeżona przez straż, ale to jeszcze pół biedy, gdyż w porcie pojawiły się oddziały z floty Wysokich Elfów które były w sojuszu z Remas i natychmiast otoczyły drużynę. Pomimo Dirzitowi udało się zatopić okręt, a w pomieszczeniu które zalewała woda zamknąć wrednego Skrytobójcę. Jednak to co zastał na nabrzeżu wzbudziło w nim trwogę gdyż cała drużyna walczyła z Wysokimi Elfami. Po morderczych starciach Berger został przebity włócznią, Ulfgar przecięty na pół prze dowódcę Mistrzów Miecza, co prawda Dirzit pomścił go zabijając tego Mistrza Miecza. Dergis rzucił się do ucieczki, ale dosięgły go strzały Elfów. W końcu Caren i Dirzit zostali sami i zdecydowali, że czas na ucieczkę w głąb wody niestety, Mroczny Elf chcąc uniknąć trafienia strzałą poślizgnął i przewrócił się (chyba był to najgłupszy błąd jaki zrobił w życiu), a następnie przywalił głową w bruk, a później była tylko ciemność. Ocknał się związany w celi razem z Caren. Choć elfy nie przeszukały go i nie zabrały jeszcze ekwipunku to dowiedział się, że jego magiczne sejmitary przepadły w odmętach morza. Sytuacja wydawał się beznadziejna lecz, do celi weszło dwóch elfich strażników którzy chcieli poznęcać się trochę nad Dirzitem i to był ich błąd bowiem Druchii zdążył się już rozwiązać i gdy tylko weszli zaatakował i zabił ich, ich własną bronią. Rozwiązał Caren i oboje ruszyli do ucieczki, po drodze Caren zaopatrzył się w łuk. Już prawie byli wolni lecz na swej drodze spotkali łucznika który był niezwykle biegłym strzelcem, najprawdopodobniej Wojownika Cienia. Wdał się on w pojedynek z Caren, który zakończył się śmiercią ich obojga. Dirzit został sam. Wydostał się z miasta i ruszył po zapłatę od zleceniodawcy zadania, lecz został oszukany gdyż dowódca armii drugiego miasta odmówił zapłaty. Druchii zemścił się na nim zakradając się w nocy do obozowiska i podrzynając mu gardło, po czym ruszył dalej w drogę. To nie był koniec jego problemów bowiem w ślad za nim ruszył zastępca dowódcy Mistrzów Miecza którego Dirzit zabił w porcie, na szczęście po wielu perypetiach udało mu się go zgubić w Księstwach Granicznych.
Po długiej wędrówce Dirzit dotarł do Nortlandu w Imperium, a dokładnie na obrzeża Lasu Laurelron, tam napotkał grupę elfów walczącą ze zwierzoludźmi. Sam został zmuszony do walki i stanął po stronie Elfów, pomagając im zwyciężyć bestie. Leśnie Elfy podeszły do niego nieufnie, na szczęście nie miały one zbyt wiele do czynienia z Druchii i nie rozpoznały go. Sprzedał im historyjkę o elfim podróżniku który zbłądził i podziękował za ratunek przed zwiarzoludźmi. Elfy choć ciągle nie ufne zaoferowały mu swoją gościnę. Pobyt wśród Leśnych Elfów przypomniał Dirzitowi swoje szkolenie wśród Cieni i nauki starego tropiciela Monolio, choć świętoszkowaty według Druchii sposób bycia Leśnych Braci mu nie odpowiadał to zdecydował się pozostać w lesie. Otrzymał tu nowe, lecz niestety nie magiczne Sejmitary i ubranie maskujące Leśnych Elfów. Poznał tu także dwoje wojowników Strażniczkę Polany Elien i jej brata Tancerza Wojny Telecarna. Owa trójka razem przemierzała leśnie ostępy tępiąc bezlitośnie wszystkich wrogów lasu. Dirzit w ich zachowaniu zauważył jednak coś niezwykłego brak litości i brutalność charakterystyczną dla Druchii. Zainteresowało go to niezmiernie i zaczął być coraz bardziej dociekliwy, aż w końcu odkrył prawdę oboje czcili Khaina w aspekcie boga wojny elfów, ponad to ich rodzice zostali podstępnie zamordowani przez ludzi. Po jakimś czasie prawda wyszła jednak na jaw i cała trójka musiała uciekać.
Ruszyli wiec przez Imperium przechodząc kolejne perypetie. Niestety pewnego dnia doszło w mieście w którym przebywali do pogromu elfów, ktoś ich rozpoznał i zostali zaatakowani, dla atakujących skończyło się to dość nieprzyjemnie, jednak zanim straż miejska opanowała sytuację jakaś zabłąkana strzała trafiła Telecarna w plecy, on i Elien zostali sami. Zbliżyło ich to jeszcze bardziej do siebie i podobnie jak kiedyś Caren tak teraz Elien została kochanką Dirzita. Po pewnym czasie zdecydował się on wyznać jej prawdę o swym pochodzeniu. Na początku przeraziło to Elien, lecz po obszernych wyjaśnieniach uspokoiła się i zaakceptowało to, że Dirzit jest Druchii. Ot tego momentu zaczął on coraz bardziej przeciągać Elien na „ciemną stronę mocy” wszczepiając w niej nienawiść wobec innych ras oraz całkowity brak litości dla wrogów.
Pewnego dnia gdy razem podróżowali przez Księstwa Graniczne, Dirzit spostrzegł znajomy lecz od dawna nie widziany obraz. Była to grupa zwiadowcza Mrocznych Elfów, składająca się z Korsarzy i Cieni co więcej Dirzit rozpoznał jednego z Druchii był nim Daget jego dawny kompan z wyprawy do Nippoiu Kathaju i Indu który teraz widac był już Kapitanem Korsarzy. Zdecydował się on ujawnić i powitać dawnego towarzysza. Daget był w lekkim szoku lecz szybko oprzytomniał i postanowił złożyć Dirzitowi pewną propozycję i aby ją przedyskutować zaproponował gościnę w swym obozowisku lecz ostrożny Dirzit, obawiając się podstępu postanowił odbyć rozmowę w jednej z karczm w osadzie nieopodal i tak o to rozmawia teraz z Dagetem który proponuje mu odzyskanie władzy nad jego dawnym domem.
-Dirzit- powiedział Daget – czy ty mnie słuchasz bo wygląda na to jak byś gdzieś odpłynął, rozmawialiśmy o możliwości sfinansowania najemników-
-Tak- ocknął się Dirzit- Widzisz wiem gdzie jest sporo gotówki, ale dotarcie tam może być niebezpieczne, poza tym nie jest tego, aż tak dużo aby starczyło na trzy kompanie musimy znaleźć jeszcze inny sposób na zdobycie pieniędzy-
-Hmm- Zamyślił się Daget- Arena Śmierci, morderczy turniej na który przybywają tylko najlepsi z najlepszych, ty jesteś doskonałym wojownikiem, mógł byś spróbować wygrać, ale jest to skrajnie niebezpieczne, tam walczą najlepsi i wielu Druchii już tam poległo. Z tego co wiem niebawem w Slyvanii ma się odbyć następna-
-To bardzo interesujące, ale ja będę musiał nadstawiać karku, chociaż z drugiej strony to ciekawy sposób na sprawdzenie swych umiejętności. Wiesz wchodzę w to-
-Znakomicie w takim razie trzeba się będzie udać do Slyvanii, lecz ja nie mogę z wami ruszyć. Towarzyszyć wam będzie ktoś tobie znajomy, Selian syn Monolio, dowodzi Cieniami które przybyły tu ze mną-
-Ooo, a zapomniałem się spytać co ze starym traperem-
-Nie żyje, Wargor go rozszarpał-
-Szkoda dobry był z niego wojownik-
- Współczucie, zmiękłeś wśród tych ludzi, tak czy owak ja nie zamierzam tu dłużej zostać wracam do obozowiska, jutro wracamy na statek, z Seliaem spotkacie się tam gdzie dziś ze mną, gdy uda ci się odnieść zwycięstwo będziecie musieli dostać się na piracką wyspę Sartosa, powodzenia do zobaczenia- Powiedział Daget po czym wyszedł z karczmy. A dwa pozostałe elfy udały się do pokoju.
Gdy już się tam znalazły Elien podeszła do Dirzita. Była zaniepokojona całą sytuacją i choć straciła swój dom to obawiała się podróży do Naggaroth i tego co może ją tam zastać.
-Dirzit, czy to jest konieczne, twój lud jest niebezpieczny i nie wiem czy to dobry pomysł abyś wracał do Naggaroth-
Dirzit spojrzał się na nią –Moja droga, a czy mamy inny wybór, nie możemy włóczyć się do końca życia po Starym Świecie, musimy mieć dom. A okazja która się teraz nadarzyła jest niepowtarzalna, możemy nie tylko zyskać dom ale i władzę i to wielką. Dom Derd’Under jest 10-tym co do potęgi domem w Hag Graef, wystarczy odebrać to co mi się należy-
-Nie wiem czy to jest to co chce zrobić i czy będzie to miejsce w którym chciała bym żyć, ja jednak kocham las-
-Na południe od miasta rozciąga się potężna tajga, jeśli będziesz tylko chciała zostaniesz przywódczyniom klanu Cieni i będziesz mogła mieszkać w lesie do woli. A teraz udajmy się na spoczynek jutro rano wcześnie ruszamy najpierw na spotkanie z Seliasem, a później do Slyvanii.
Gdy dotarli do Slyvanii okazało się jednak, że turniej tym razem odbywa się gdzie indziej, bo w mrocznym mieście Mousillon. Elfy wyruszyły więc w niebezpieczną podróż i po wielu perypetiach dotarły do przeklętego miasta.

14.Inferius, Exalted Champion of Chaos
Broń-Topór Dwuręczny
Zbroja-Pełna Płytowa, Hełm
Umiejętności-Piętno Khorna
Ekwipunek-Przeklęta Broń

Historia Postaci:

Nikt nie wie skąd pochodził Inferius. Wielu uczonych spekuluje, iż musiał być niegdyś wiernym synem Imperium a duszę swą zaprzedał Mrocznym Bogom jeszcze przed Wielką Wojną z Chaosem. Inni twierdzą, iż pochodził on z jednego z plemion żyjących na Pustkowiach Chaosu. Istnieje też teoria głosząca, iż Inferius jest demonem w (niemal) ludzkiej skórze.
Wierny sługa Lorda Khorna, Inferius to jeden z jego wywyższonych wybrańców. Dostąpił zaszczytu walki na równinie czaszek przeciw setce Krwiopuszczy, własnoręcznie pokonał zastęp Krwawych Niszczycieli, dowódcę ich zaś wyzwał na pojedynek i zdekapitował jednym ciosem pokrytego runami Chaosu topora. Mimo jednak swej potęgi, Inferius wie, iż może osiągnąć jeszcze więcej. Pan Na Tronie Czaszek nie odebrał mu jeszcze całkowicie rozumu, co więcej, zsyła mu wizje podboju i masowych rzezi. Jeśli tylko udowodni swemu Panu, iż jest godzien.
Zatem Czempion Mrocznych Bogów wyruszył w długą podróż, podczas której jego topór zakosztował krwi zarówno książąt, jak i chłopów. Wycinając krwawy szlak przez każdą wioskę , na którą natrafił, Inferius po wielu dniach tułaczki odnalazł swój cel.
Arena Śmierci.
Ostatnio zmieniony 25 mar 2010, o 17:51 przez kubon, łącznie zmieniany 6 razy.
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Majestic
Falubaz
Posty: 1264

Post autor: Majestic »

Imię: Mały (Gnoblar Honcho)
Broń: Maczuga najpotenżniejszego ze wszystkich ogrów! Pana Tar'To! (młot dwuręczny)
Zbroja: Gnoblarski nabrzusznik (mój pan taki miał!) (lekki pancerz)
Ekwipunek: pomszczę mojego pana! (Stymulant), Ząb Pana Tar'To! (Amulet równości)
Umiejętności: Dorwę cię parszywy ludziku! (agresywny)

Łup!
Starcie dwóch ogrów jest prawdziwym widowiskiem, trudno zobaczyć podobny pokaz siły i umiejętności gdziekolwiek indziej. Dwa ogry walczyły już od pewnego czasu, wymieniając się ciosami tak potężnymi, że każdy z nich byłby w stanie powalić wołu. Mimo to, żaden z walczących nawet nie myślał o poddaniu się. To była walka gołych brzuchów, z której tylko jeden z nich mógł wyjść żywy. W końcu, jeden z nich błyskawicznym lewym prostym wytrącił przeciwnika z równowagi i korzystając z jego chwilowej bezradności, błyskawicznie skrócił dystans i skręcił kark swemu oponentowi. Inne ogry wokół pospiesznie wytyczonej areny zaczęli wiwatować na cześć zwycięzcy.

- Ha! - rzekł zwycięski ogr - mówił żem ci, Braag żem jest od ciebie silniejszy, tera twoja siła i twoje piniondze som moje! Hahaha! Dobra, zobaczym co rześ tam miał... O! Patrzajta! Ten stary cap miał swojego Gnoblara!

Mały zielonoskóry wciśnięty między tobołki Braaga spojrzał na tytaniczną sylwetkę wojownika, który pokonał jego potężnego i strasznego pana.

- Hyhy! Dasz na smaka jego udo, co Tar'to? Dawnom żem nie jadł żadnego z tych pokurczy! - rzekł jeden z widzów
- Wara! Tera to je mój Gnoblar! Jak ciem nazywajom, mały?
- Żem nie mam imienia panie! Ja żem jest jeno małym Gnoblarem!
- Jak to, imienia nie masz mały! Każdy jakieś ma! Ty żeś jest mały... mały... Mały? Ha! TO bydzie twoje imie, Mały!
- Moje... imię? Mały zrobił wielkie oczy - Tak! Tak! Mały pasuje mie!
- No! - rzekł zadowolony z siebie ogr - to tera bier na plecy co tam zostało po Braagu i tachaj za mnom!
- Siem wie, panie!

Pięć lat jakie Mały spędził w towarzystwie Tar'To były najszczęśliwszymi latami jego życia, Tar'To mimo że surowy, darzył swego sługę pewną sympatią, nigdy go nie bił ani nie głodził. Ba! Sam mówił że "na nic mu chudy Gnoblar". Gdy owy duet wędrował ku ziemiom ogrów, zatrzymali się na pirackiej wyspie Sartosie, gdzie Tar'To chciał sprawdzić swe zdolności przed próbą zdobycia władzy w swoim plemieniu. Potężny ogr z łatwością pokonał swych pierwszych przeciwników, dochodząc aż to półfinałów. Wtedy jednak...

"Gwidon zszedł nisko i ruszył na prawą stronę Ogra, wyprowadzając potężny cios w kolano, błogosławione ostrze wzmocnione mocą wiary Paladyna błysnęło światłem i rozrąbało staw ogrzego najemnika. Tar’To zwalił się jak kłoda omal nie przygniatając Gwidona ten jednak ruszył przed siebie i poczuł na plecach tylko falę powietrza na plecach, odwrócił się na piecie i stanął nad głową Ogra, ten chciał go jeszcze chyba załapać w rękawice lub zdzielić młotem, Gwidon nie dał mu takiej szansy. Błogosławiona klinga wbiła się w gardło przeszła przez całą szyje i przecięła kręgosłup, ciało ogra zesztywniało...

Przeraźliwe "Nie!" zostało szybko stłumione przez krzyk widowni"

Niee! Mały gnoblar wyrwał się ze snu. Po raz kolejny musiał przeżywać ten koszmar. Sam w wielkim świecie, bez swej ochrony i przyjaciela... Musieć uciekać z bronią swego pana cudem wyrwaną z łap parszywych ludzików! Na dodatek oni ukradli ciało mojego pana! Jeno jego ząb udało mi się uratować! A wszystko przez tego człowieczka! Pan Tar'To wspaniałomyślnie wyzwał Rycerzyka na honorowy pojedynek, a ten oszust! morderca! potwór! zabił jego pana używając magicznych świecidełek! Ale teraz... Po tak długim pościgu nareszcie dorwę tego wypierdka! Daleko na ziemiach ludzi w strasznej krainie Mousillon będzie kolejna arena! Taak... Ten podlec na pewno tam będzie! A ja będę na niego czekać...

Mały, zapominając o zmęczeniu ruszył w dalszą podróż. Zemsta się dokona, a Gwidon padnie pod ciosami wiernego sługi pana Tar'To! Zemsta! Zemsta! Zemsta!


EDIT: Moja postać ma sens tylko jeśli Murm wystawi Gwidona w tej arenie. Jeśli nie, proszę mnie skreślić z listy uczestników ;).
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

imię: Sir Gwidon de Fannaes rycerz Gralla (bretonia Paladin)

broń: miecz długi
zbroja: ciężka zbroja, hełm, tarcza
umiejętność1: cnota rycerskiego paladyna
umiejętność2: błogosławiony Pani Jeziora
ekwipunek 1: błogosławiona broń
ekwipunek 2: mistrzowska broń


Rycerz przybył w końcu do Mousillion. Gwidona bolała wielce hańba i upadek tego miasta. Z niego właśnie wywodził się najsławniejszy z towarzyszy Gillesa a samo Mousillion należało niegdyś do najświetniejszych. Teraz miasto gniło śmierdziało i było pełne rozpadających się kamienic i domów w których gnieździli się godni pożałowania szubrawcy i obszarpańcy a nad tym wszystkim górował ponury zamek czarnego rycerza -samozwańczego księcia baroni przeklętych. Tu właśnie miała odbyć się kolejna arena. Gdy do Gwidona dotarło że w jego ojczyźnie ma się odbyć kolejny turniej, ten nie krył zaskoczenia. Dzięki jego podróży do Saratossy i zwycięstwie w tamtejszym turnieju stał się wybranym rycerzem Pani Jeziora. Gwidon wiedział już czego się spodziewać. Wiedział że nie wróci do Saratossy i nie spodziewał się jeszcze ujrzeć arenę, ale życie pokazało inaczej. Spojrzał na towarzyszącą mu blondynkę którą eskortował i wspominał:

Dzień miał się ku końcowi a letni wieczorny wietrzyk przynosił chłód po upalnym dniu. Gwidon szedł w kierunku kapliczki której był strażnikiem by po raz ostatni tego dnia doglądnąć jej i zmówić wieczorną modlitwę przed udaniem się do wsi na spoczynek. Okoliczni chłopi dawali mu wikt i opierunek czcząc jak świętego i dbając by nic nie brakowało rycerzowi Graala. Co prawda izba w której mieszkał była licha i większość rycerzy królestwa wolałaby nocować pod gołym niebem niż u chłopa to Gwidon wyrzekł się luksusów. Nie dbał o nie odkąd poświęcił się Pani. Chłopi to doceniali i dbali o jego potrzeby a w zamian on bronił ich od okolicznych banitów czasami nawiedzających wieś. Życie więc płynęło spokojnie. Rycerz dochodził już do kapliczki gdy zauważył przy niej postać. Okazała się nią kobieta i nie kto inny niż Panna Graala. Gdy Rycerz się zbliżył przemówiła.
-Pokój tobie Gwidonie De Fanne.
Gwidon przyklęknął na kolano podekscytowany. Jego imię mogła znać tylko Panna Gralla bo nie wyjawił go okolicznym wieśniakom ani nikomu odkąd dostąpił zaszczytu ujrzenia Pani.
-Bądź pozdrowiona o czcigodna służko Pani.- odpowiedział
-Przybyłam oznajmić ci wolę pani rycerzu. W przeklętym Mousillion czarny rycerz zorganizował jedną z aren śmierci jakie odbywały się dotychczas w dalekich księstwach granicznych, Sylvanii i na pirackiej wyspie Saratosa. Wolą pani jest byś tam się udał ze mną by wziąć w niej udział jako przedstawiciel Bretonni i obserwator. Czarodziejka pragnie wiedzieć co się święci i co knuje Czarny Rycerz.
Gwidon spojrzał na pannę Gralla. Otwierała się przed nim możliwość ruszenia w trasę jak niegdyś. Miał porzucić swą kaplicę by wyruszyć z nią na tą niebezpieczną misję.
-Pani. Dlaczego ja. Na pewno jest wielu bardziej doświadczonych rycerzy Graala którzy podejmą się tego zadania. Ja nim jestem od bardzo niedawna? Pani pragnę pójść z tobą by walczyć o honor Bretonii i króla ale są lepsi ode mnie.
Panna Gralla uśmiechnęła się promiennie.
-Nie rycerzu. Ty będziesz odpowiedni do tego. Czyż nie zwyciężyłeś w Arenie Saratossy? Będziesz wiedział czego się spodziewać. Wolą Pani jest byś ty tego dokonał. Przysłużysz się jej i królestwu.
Gwidon powstał.
-To dla mnie zaszczyt o pani. Pojadę z tobą dbając o twe bezpieczeństwo i złożę swoje życie na arenie jeśli będzie trzeba.
Panna Grala skinęła głową.
-Doskonale Gwidonie. Wyruszamy jutro o świcie a czeka nas daleka droga. Możesz nazywać mnie Caroliną.
-Niech tak będzie Lady Carolino. Ku chwale Pani Jeziora.




MAjestic: do usług, oto i Gwidon w nowym wcieleniu.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Cresus
Mudżahedin
Posty: 304

Post autor: Cresus »

Łomot pożeracz( ogre hunter)
Broń: dwie maczugi ( pręty z klatki)
Zbroja: brak
Umiejętność: mark Khorna

Słyszeliście zapewne skąd biorą się pożeracze. Małe ogry wrzucane jako ofiary dla trzewii, do wnętrza ziemi, jeśli zdolne są przetrwać, stają się morderczymi bestiami. Niektórzy mogą wiedzieć też skąd biorą się ogry chaosu. Te którym nieco się zmutowało, bądź zostały pochwycone przez kultystów rzadko mają jakikolwiek wybór.
Lecz jak mógł zrodzić się stwór będący plugawą hybrydą obu powyższych potworów?

Ten stwór miał się stać kolejnym pożeraczem, podążającym za swymi posiłkami, udało mu się przetrwać w podziemiach, nie zostać zjedzonym przez "starszych braci". Jednak jak wiadomo tunele ciągnące się pod powierzchnią starego świata są naprewdę rozległe i prowadzą w różne dziwne miejsca. Przypadek chciał, że ten stwór zapodział się raz zbyt daleko by wrócić.

-Ehh nigdy tu sie nic nie dzieje na dole. Łowcy niewolników to dopiero mają, cholerne farciarze
- Aj zamknij morde kurduplu, najwyżej postrzelamy do tych zielonych szczurów!
Tak ciągnęła się rozmowa krasnoludów chaosu, a goblińscy słudzy szli przed nimi nie spodziewając się atrakcji, któe chcieli zapewnić im ich panowie. Może gobliny nie były zbyt warte jako mięso do roboty, ale na patrolach ich węch mógł się przydać.
- Hej co te zielonoskórce takie niespokojne? hej czy coś się świeci tam w ciemności? jakieś dwa..
- ŁOSZ NA ZAD HASHUTA!!!
- szczurki, atak!! szykować garłacze i sieci! bedzie tłusto!
Gobliny bardziej bojąc się brodaczy w czapach, niż tego potwora przypominających na pierwszy rzt oka wygłodzonego szarego trolla, wolały sie słuchać swych panów. Biegłu na przód, tak samo zareagował stwór. Jedynym znakiem tego że je zauważyłgdy po nich przebiegał w drogze na krasnoludy, było pochwycenie dwóch goblinów i wpakowanie ich sobie do paszczy.
- Strzelać bez rozkazu wy wygolone miernoty! Chłopaki?! Gdzie was?!
CHAAAPS!!!

Następne patrole były już czujniejsze, po kolejnej klęsce brodaczy wysłano nawet specjalny oddział mający na celu pochwycenie pożeracza. Udało się, tylko paru niewolników trzeba było poświęcić na przynęte.

Pożeracz dawał krasnoludom dużo radochy, śmiesznie rozrywał cokolwiek przed nim postawiono, najśmieszniej uciekali przed nim szczuroludzie. Tym sposobem czasem zdażyło mu się zjeść nieco spaczenia. Z czasem nawet napuszczano go na przeciwników na powierzchni. Sprawował się wcale nieźle, a magom udawało się unieszkodliwić go na tyle, by w miare nezpiecznie znów go złapać i uwięzić. Problemy pojawiły się gdy raz pożeracza napuszczono na grupkę bestioludzi. Biorąc pod uwagę wcześniejszą dietę, i że polubił spaczeń jako "przyprawę" po wyrżnięciu bestiioludzi zaczął obgryzać ich totem. A jakże - ze spaczenia. Nim go złapano, zdążył już nieco pochłonąć. Nie tylko sam spaczeń ale i obraza plugawych bóstw chaosu przyczyniła się do dalszego losu bestii. Pożeraczowi zaczęło się nieco mutować. Tu róg, tam pazur. Krasnoludu w końcu zorientowały się, coś jest nie tak, a tym większy problem, że to chyba krwawy pan, najbardziej zawziął się na tego potwora. Potrafił w krwawej gorączce przeszaleć cały dzień do niczego nie zdolny, rozpruwający każde stworzenie na tyle głupie by zbliżyć się na zasięg łapy do krat jego leża. Trzeba było się go więc pozbyć, bo zaczynał robić więcej problemów niż pożytku.

Do rozmyślań trzeba było się wziąć jak każdy porządny trzęsigrunt. Najpierw napić! Podczas pijatyki nadeszło olśnienie! Już pare ich "pobratymców" zginęło w ten sposób, a i dało się na tym zarobić. Osławiona arena śmierci. Krew, pieniądze i niewolnice! To był dobry pomysł. Do przygotowań trzeba wziąć się od zaraz. Tylko jeszcze pare kolejek i mord do obicia, wkońcu muszą być jakiej priorytety.

Będzie potrzebna mocna klatka...
Obrazek
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns

Awatar użytkownika
Zbik666
Chuck Norris
Posty: 433
Lokalizacja: Danzig SNOT

Post autor: Zbik666 »

Boldwig

Chłop z Pirren kolo Mousillon.

Miasto od kilkunastu lat chyliło się ku upadkowi. Z jego dawnej świetności nie zostało nic.
Jest miejscem do którego ściągają najgorsze szumowiny ze starego świata. Miejscowa ludność żyje w ciągłym strachu przed przyjezdnymi a głód i nędza są obecne wszędzie. I właśnie głód skłonił Boldwiga do udania się na Arenę.

Boldwig mieszka w jednej z wiosek nieopodal Mousillon. W Pirren. Jako nie liczny ma tam kawałek swojego pola o które dba. Resztę czasu spędza pracując na polach Sir Luciana Pana Pirren.

Jego ulubionym zajęciem jest młócenie zboża cepem. W obecnych czasach to najlepsze zajęcie by wyładować agresje i flustracje która narasta w chłopach.
Gdy Boldwig dowiedział się o arenie bez wachania wyruszył by wziąć w niej udział.
Mimo lamentów żony i 5 dzieci wzioł swój ukochany cep. Stary kapalin który jego dziadek nosił gdy był w miejscowej milicji. Oraz nóż który dostał od swojego ojca. nie wziął ze sobą nic więcej by nie obciążać rodziny.

Ostatni raz spojrzał na swoją rodzinę dom i kawałeczek własnego pola. I poszedł do Mousillon. Stawiając wszystko na jedną kartę. Wiedział ze może wrócić tylko jako zwycięzca.

Broń
korbacz dwuręczny
nóż

Zbroja

Kapalin ( hełm)

Ekwipunek:
Błogosławiona broń ( Nóż od ojca)

Zdolności:
Agresywny
Odważny
Ostatnio zmieniony 24 mar 2010, o 13:01 przez Zbik666, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Torkil
Wałkarz
Posty: 66
Lokalizacja: Oświęcim

Post autor: Torkil »

Imię: Alberto de'Liberi(Człowiek, estalijski driesto)
Broń: Rapier i bicz
Zbroja: brak, liczy na swój refleks i szybkość.
Ekwipunek:Wisor od ojca(amulet ochrony.), buty szybkości
Umiejętności: Szermierz, dobry refleks

Niezależny, dumny, opatulony zwykle w czerń, niczym czarny kot... takim osobnikiem jest ów Estalijczyk który ponad majątek rodziców i rodzinną Magrittę cenił sobie sztukę szermierczą, sztukę która nie długo po tym jak wstąpił w wiek dojrzały pchnęła go na północny wschód. Do Imperium które znał tylko z opowiadań w których przeplatali się nieznani mu skaveni, bestie i demony. To co zastał przekraczając granicę wraz z grupą najemników przeszło jego najśmielsze oczekiwania: nędza, wszędobylski głód i zaraza, coś co było jak najbardziej obce Estalijczykom. Dopiero pierwsza z walk przeciwko zwierzoludziom w obronie karawany, odrobinę ostudziła zapał Alberta do powrotu w rodzinne strony. Wszak ów szermierz kochał sprawdzać swe umiejętności tak samo jak kochał kobiety i Estalijskie wino.

Dalej było już tylko gorzej z perspektywy owego driesto, osiedlenie się w Altdorfie i przyjmowanie zleceń jako szampierz, ewidentnie nudziło. Żaden z jego przeciwników nie sięgał mu do pięt, a wybijanie się w taki sposób na tle innych wojowników w tak dużym mieście jakim był Altdorf nie było najlepszym pomysłem. Wizja sztyletu wepchniętego pod żebra budziła w nim nielichy niesmak, postanowił udać się w podróż powrotną do Estalii, zgarnął dobra jakie zdołał zgromadzić pojedynkując się i ruszył w podróż powrotną...

Zapewne dotarłby do celu gdyby nie wieść o turnieju organizowanym w Mousillon, zasłyszana w jednej z tawern zdobiących Bretońskie trakty. Wszak czymże byłby turniej bez prawdziwego Estalijskiego Szermierza?
"tupyn tzlaga anapaq quito qrizliz!!" - Tichi Huichi
JareK pisze:A pisze tak wymagajaco Bo pisze na iPhone a on Sam poprawia mi niektore slowa. I nie zawsze to zauwaze.

Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Post autor: GarG »

Imię: Zielony Jony
Klasa: Kapitan DoW
Broń: 2 katany
Zbroja: brak
Ekwipunek: Para pistoletów, mistrzowska broń
Umiejętności: Ekspert w walce, biegły w broni.

pięć lat temu
Jony właśnie skończył skręcać sobie papierosa, z uśmiechem na ustach szedł dalej tam gdzie go nogi niosą, nie musiał by tego robić gdyby nie zgwałcił córki ówczesnego władcy Telli. No cóż Jony uciekł z Telli a następnie przemierzał znany mu stary świat. Przemierzał właśnie góry które stanowiły granice pomiędzy Imperium a Bretonią, by nagle zobaczyć chatkę. Zbierało się na deszcz więc postanowił spytać się właściciela czy może go przeczekać. Gdy dotarł przed domek zobaczył starca z długą siwą brodą i dziwnymi małymi skośnymi oczami, siedzącego na ziemi przy ognisku z szerokim uśmiechem na twarzy i palącym dziwnie pachnący tytoń. Jednak gdy się zbliżył nagle starzec wyciągnął nóż i rzucił w stronę Jonego ten próbuje zrobić unik lecz mu się nie udało, starzec trafił go w głowę, lecz rączką nie ostrzem, Jony lekko zamroczony padł na jendno kolano.
- Pozwoliłem Ci tu wejść? - odezwał się starzec z szyderczym uśmiechem
- Kim jesteś? - Spytał Jony próbując wstać
- Milcz! To moja ziemia i lepiej powiedz mi kim jesteś i co tu robisz bo nie lubię gości! - ostatnie słowa powiedział z chichotem.
- Jony, Jony...
- Co tu robisz?!
- Wędruje, zbiera się na deszcz wiec chciałem zapytać czy mogę przeczekać deszcz u Ciebie
W końcu udało mu się wstać, odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę.
- Wybaczcie - powiedział na odchodne
" Dobry te dziadek jest, wole nie probować zachowywać sie honorowo "
- Stój, możesz zostać - powiedział dziadek, Jony odwrócił się i zawahał przez chwile jednak spojrzawszy na wielką czarną chmurę burzową wrócił.
- Idz ściągnij to żelestwo z siebie potem wróć to zapalimy razem.
Jony usłuchał, nie wiedział co ta decyzja będzie oznaczała.

trzy lata temu
- Szybciej! Szybciej! - Krzyczał Starzec, siedzący na baranach Jonego który biegł pod góre, lecz już opadał z sił.
- Już prawie jesteśmy! Biegnij! - Kopniak w żebra przypomniał Jonemu gdzie co ma robić i przyspieszył resztkami sił. Dobiegł na miejsce.
- Masz minute odpoczynku potem wracamy.
- Mistrzu to 2 mile pod górę i w dół nie dam rady!
- Głupcze szukasz siły tylko na zewnątrz siebie zamiast szukać wewnątrz! Biegiem!

połtorej roku temu
- Strzelaj! - Jony wyciągnął z kabur parę pistoletów i strzelił trafił w dyski wyrzucone przez mistrza następnie wyciągnął drewniane miecze i ruszył na wrogi tor przeszkód.

siedem miesięcy temu
Siedzący przy ognisku Jony i Xsi ( prawdziwe imię starca) palili zielony tytoń śmiali się do siebie i przygotowywali posiłek.
- Jony - Powiedział wesoło Xsi
- Tak Mistrzu? - odwzajemnił uśmiech
- Jesteś gotowy
- Na co? - śmiał się Jony
- Nauczyłem Cie wszystkiego - tarzał się starzec po ziemi

Następnego dnia, ranek
Jony szykował się do wyjścia po zapasy do okolicznej wioski.
- Ta katana jest dla Ciebie, wykułem ją własnoręcznie - powiedział Xsi, Jony zaniemówił po prostu wziął ją do ręki. Następnie Starzec wskazał parę pistoletów na stole,
- One też należą do Ciebie - Jony uklękł przed nim i oddał cześć.
- Wstawaj durniu trzeba iść po zapasy - Xsi odwrócił się i odszedł ze łzami w oczach ze wzruszenia i dumy.

Tego samego dnia, wieczór
- Pamiętaj na tym świecie istnieje sił niż tylko dobro i zło - powiedział zaciągając się
- korzystaj z nich mądrze

Pięć miesięcy temu
Jony wracał na góre z zapasami, nagle jego węch wyczuł zapach dymu, pomyślał że to pewnie Xsi rozpalił ognisko i wiatr niesie zapach. Z czasem jednak zapach był coraz bardziej intensywny aż wkoncu zobaczył że w miejscu gdzie stoi Domek uchodzi dym. Jony nie zastanawiając się wiele biegł w tamtym kierunku. Gdy dobiegł zastał krajobraz po rzezi. Dom był spalony, półtora tuzina goblinów leżało martwych i co najmniej połowa tyle orków. Nigdzie nie mógł znaleźć Mistrza, szukał go długo aż na szczycie na który biegał znalazł miecz mistrza, tak samą mistrzowsko wykonaną broń. Wtedy już wiedział...

Teraz
Mousillon to dziwne miasto zdaniem Jonego nie przepadał za nim jednak był tu tylko z jednego powodu z powodu areny.
- Imię? i nazwisko?
- Jony.... Zielony Jony
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Awatar użytkownika
diabloo23
Wałkarz
Posty: 80

Post autor: diabloo23 »

Imię: Grodgar (dawniej Grodgar "Potężny Cios") z rodu Thordora) - Krasnoludzki Zabójca
Broń: Kargraz Krwiopijca (topór oburęczny)
Zbroja: brak zbroi
Ekwipunek: mistrzowska broń
Umiejętności: berserker, wyszkolony

Kiedy Grodgar zastanowił się nad celowością tej walki, doszedł do smutnego wniosku, że śmierć biednego wieśniaka pójdzie na marne. I tak nie wyjawi on miejsca w którym obecnie przebywa jego mocodawca. Rozjuszony Zabójca w oczach plebsu wydawał się zdecydowanie mniejszym zagrożeniem niż Azgrael. Cóż - zobaczymy. Grodgar ma w planach zweryfikować to przeświadczenie.
Kolejny cios, którym wbił szczękę głupca który go zaatakował, zakończył nierówną walkę. Krasnolud jak gdyby od niechcenia dopił resztkę szczyn nazywanych tutaj górnolotnie piwem i wyszedł przed zajazd. Zauważył, że na słupie obok przybite ogłoszenie o wielkim turnieju w przeklętym Mousillon. Nagle dostrzegł na liście uczestników imię, które zmroziło mu krew w żyłach.
To on. Ten, przez którego musiał wygolić włosy i ruszyć w samotną wędrówkę w poszukiwaniu chwalebnej śmierci. To przez tego człowieka inne krasnoludy pluły na widok Grodgara. Niegdyś był szanowanym krasnoludzkim sierżantem. Miał pod swoim dowództwem wielu mężnych pobratymców. Jednak te dni już odeszły w zapomnienie. Wspomnienia niczym cierń przeszyły myśli. Zabójca zerwał energicznie obwieszczenie. Czas ruszyć do przeklętego miasta. Po zemstę lub śmierć...
Ostatnio zmieniony 24 mar 2010, o 14:14 przez diabloo23, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Post autor: GarG »

diabloo23 pisze:Ekwipunek: błogosławiona broń i mistrzowska broń
Umiejętności: berserker, wyszkolony i ekspert w walce
Masz za dużo umiejętności i ekwipunku ;)
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Awatar użytkownika
diabloo23
Wałkarz
Posty: 80

Post autor: diabloo23 »

dzięki za uwagę - poprawione :) tak to jest jak się w pracy tworzy postać :)
Obrazek

Awatar użytkownika
Morghur
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 146

Post autor: Morghur »

Imię: Settra II(Tomb King)
Broń: Święte ostrze Nehekhary (Długi miecz)
Zbroja: Średnia, tarcza
Ekwipunek: Mistrzowska broń
cechy i umiejętności:dobry refleks

Historia: Settra II był dawnym królem Nehekhary Niestety już jako młodzieniec musiał stawić czoła wielkiemu zagrożenia, jakim był Nagash. Młody książe samodzielnie poprowadził swoje wojska przeciwko Nagashowi, odnosząc wiele zwycięstw. Książe władając Świętym Ostrzem Nahekhary zabił wiele wampirów. Po paru latach jego ojciec zginął, a więc Settra II został królem. Mimo jego mądrości i inteligencji były to niestety krótkie rządy. Król zginął zabity przez zabójcę. Przed śmiercią przysiągł, że wybije wszystkie wampiry. Niestety w tych złych dla Khemri czasach niezbudowano piramidy dla Settry II. Więc młody król spoczął zakopany w piwnicy swego pałacu. Po wielu latach Settra II powstał z martwych wkrzeszony przez Nagasha. Jednak podobnie jak inni królowie Khemri miał wolną wolę i świadomość. Wspólnymi siłami pokonali Nagasha i wampirów z Nehekhary. To jednak nie był koniec dla Settry II. Jak powiedział, tak też uczynił. Wziął swój miecz i gwardię i wyruszył za wampirami, by ich pozabijać. Oczywiście nie udało im się tego dokonać, ale król nie zginął. Wciąż wyczekuje dnia, kiedy zemści się na Nagashu za zniszczenie Khemri. Niedawno dowiedział się, że organizowana jest arena śmierci w Mousillon. Wyruszył tam bezzwłocznie, myśląc, że uda mu się zabić parę wampirów.
[CENTER]Obrazek[/CENTER]

Majestic
Falubaz
Posty: 1264

Post autor: Majestic »

Mój wściekły Gnoblar będzie miał ciężką przeprawę jak widzę ;).
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
Morghur
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 146

Post autor: Morghur »

Czemu ludzie mają dodatkowy ekwipunek i umiejętność. Na balans dobrze to to nie wpłynie.
[CENTER]Obrazek[/CENTER]

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

Ludzie są najprzecietniejsi - inne rasy mają rózne bnusy typu ciekawy eq bosuty do statów itp. ludzie nic nie mają a za to dostają ten właśnie dodatkowy eq i skill
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Majestic
Falubaz
Posty: 1264

Post autor: Majestic »

kubon pisze:Ludzie są najprzecietniejsi - inne rasy mają rózne bnusy typu ciekawy eq bosuty do statów itp. ludzie nic nie mają a za to dostają ten właśnie dodatkowy eq i skill
A Gnoblary? :P domagam się trzech ekwipunków dla tych złodziejaszków!
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Grabz
Kretozord
Posty: 1540
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Grabz »

Majestic pisze:A Gnoblary? domagam się trzech ekwipunków dla tych złodziejaszków!
W pełni popieram,niechaj Mały ma chociaż cień szansy pomścić ogra :twisted: .

Awatar użytkownika
Cresus
Mudżahedin
Posty: 304

Post autor: Cresus »

Można by im z automatu dawać szczęściarza czy jak to zwą, jako bonus do innych umiejętności, by się z fluffem zgadzało chociaż :wink:
Obrazek
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Kubon-dodaj Marki(Piętna) do listy umiejętności, a zrobię postać :wink:

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

O kurde nawet nie wiedziałem ze zapomniałem o Markach #-o
Dobra gnoblary maja wbudowanedo szczęściarza z powodu tego że są małe, zwinne i trudno je trafic :D
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

ODPOWIEDZ