ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: anast3r »

Na sygnał zielonoskórego pan Smith zajął się ranami przybysza. Urwawszy z gałęzi potężnego mangrowca naręcze długich, włóknistych pnączy, podszedł do miniaturowego ogniska, na którym Jegorow z mizernym skutkiem próbował swych sił w gastronomii. Mętnawa bagienna woda, w której pływały spore kawały żylastego, niezdrowo bladego mięsa, bulgotała z cicha w odwróconej skorupie, roztaczając wokół zapach mułu i zgnilizny. Drugi oficer sięgnął po wydrążony pancerz, zamierzając ściągnąć go z prowizorycznego rusztu, skleconego naprędce z zawilgłych patyków i trzciny, ale potężny kislevita spojrzał nań z mordem wypisanym na twarzy.
- Dla twajewo własnego dobra, nie radzę - warknął.
- Przecież i tak nie będziemy tego jedli! - wybuchnął Smith - Czujesz w ogóle, jak ta woda pachnie?
Pierwszy oficer powoli wyciągnął nóż.
- Moj zup i maja cierepaha - obruszył się - Znajdź sobie własną.
Albiończyk wzrokiem poszukał wsparcia u kapitana, ten jednak bezradnie wzruszył ramionami.
- My i tak tu utknęli, nie? - spytał retorycznie - To przekąsić coś by nie szkodziło...
Smith westchnął, zrezygnowany, i oddalił się, by upolować kolejnego żółwia. Na jego szczęście w okolicy ich nie brakowało.
Wytarłszy nóż z cuchnącej błotem krwi drapieżnika, pociął gumowate liany na równej długości odcinki, po czym grubym, solidnym kijem rozbił je na skorupie, dopóki nie oddzielił włókien. Podobnie uczynił z kilkoma płatami kory, by wreszcie, dodawszy do tego gęsty mech porastający korzenie, przygotować najlepszy odpowiednik bandaży, na jaki mogli liczyć w tych warunkach.
- Dziękuję - powiedział Gii Yi, gdy oficer owinął jego nogi opatrunkiem.
Smith zbył wdzięczność szamana wzruszeniem ramion.
- Nie pomoże ci to wyzdrowieć. Powstrzyma upływ krwi, owszem, ale jeśli nie zajmą się tobą jaszczuroludzie, prawdopodobnie stracisz obie nogi.
- Gangrena. - głos kurganina zabrzmiał poważnie, nie było w nim jednak śladu paniki.
- W tej wilgoci, zapewne. Teraz jak najszybsze wydostanie się z bagien leży także w twoim interesie. Możesz chodzić?
Gii Yi pokręcił głową.
- Ha! Żaden problem! - Skit umiał poruszać się zaskakująco cicho jak na kogoś jego postury. Marynarz i czarownik nie zauważyli, kiedy się zbliżył. Ork zmierzył szamana szacującym spojrzeniem - Ty drobny, nie wygląda, że ty jest ciężki. Ja poniesie bez trudu.
Wyciągnął ramiona, by poderwać Gii Yi z podłoża, gdy nagle zastygł w bezruchu, jakby o czymś sobie przypomniał.
- A, tak! - uderzył się otwartą dłonią w czoło - Najpierw my zjedzą zupę! Jegorow! - ryknął, odwracając się w kierunku ogniska - Jak tam te twoje specjały?
- Poczti gatowe, kapitanie - odparł oficer.
- A po ludzku?
- Zara będą!
- No i dobra - ork zatarł ręce, po czym, wyraźnie zawstydzony, że nie pomyślał o tym wcześniej, zapytał kurganina: - Ty zje z nami?
- Kapitanie! - na ostrzegawczy krzyk Smitha wszyscy zdolni do walki zerwali się na nogi.
Drugi oficer wskazywał palcem coś na północnym wschodzie.
- Jakaś postać zbliża się do nas przez bagna!
Rzeczywiście, wysoka, dziwnie zgarbiona sylwetka sunęła złowieszczo powoli przez mokradło, a gdzie przeszła, tam wysoka trawa usychała, a gęsty, zielony mech czerniał i umierał. Skit przyjrzał się jej uważniej. Wymagało to wysiłku, gdyż z jakiegoś niezrozumiałego powodu oczy odmawiały skupienia na niej wzroku. Postać od stóp do głów zakutana była w czarną tkaninę, udrapowaną na jej ciele w złowrogie krzywizny, sugerujące deformacje, kryjące się pod spodem, było też coś dziwnego w jej sposobie poruszania. Zielonoskóry przez chwilę nie mógł pojąć, co to takiego, dopóki istota nie opuściła suchego lądu, i... nie zmieniła wysokości, na której się znajdowała - tylko długi płaszcz zanurzył się w wodzie, sprawiając wrażenie, jakby postać urosła.
Wokół istoty bagno zakotłowało się. Zabójcze strętwy i aligatory rzuciły się do szaleńczej ucieczki, przepychając się i atakując wzajemnie, byle tylko znaleźć się dalej od niej; mniejsze ryby i płazy od razu padły ofiarą straszliwej aury, jaka ją otaczała. Gii Yi krzyknął z bólu, gdy do jego podświadomości dotarły niezliczone wrzaski agonii, przepojone strachem, panicznym przerażeniem, jakiego jeszcze nigdy nie dane mu było zaznać.
- I chuja pakuszaju - warknął wściekle stojący nad zupą Jegorow, dobywając kordelasa. Pogroził pięścią niezbyt odległej postaci - Sztoby tiebia w rzopu wyjebali!
Jak można się było spodziewać, istota nie przejęła się zbytnio jego słowami i nadal zbliżała się wolno, acz nieubłaganie. Istniała spora szansa, że po prostu nie znała kislevskiego, ale mógł to być również brak manier.
- Raczej nie przyszedł na zupę, eh? - zapytał Skit, szykując się do walki.
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Baastan przelewał co jakiś czas odrobinę magii w nogi, by wzmocnić odporność i nie złapać jakiegoś paskudztwa, ale przede wszystkim, aby nie czuć potwornego bólu. Smith miał rację potrzebował lekarza. Sam trochę się na tym znał, ale niewystarczająco. No i lata niepraktykowania zielarskiej sztuki sprawiły, że dużo wiedzy odeszło, zapomnianej. Miał na szczęście czas to wiedział.
Dawno nie był tak nieostrożny, zapomniał, że bezmózgie stworzenia też potrafią być niebezpieczne. Takie lekceważenie mogło doprowadzić go do przegranej i śmierci. Potrzebował treningu, to już nie ta forma co kiedyś. Mistrz go ostrzegał dawno temu.
Gdy ork i jego marynarze zaprosili go na zupę, Baastan poczuł jak bardzo jest głodny. Minęło już południe, jadł jedynie trochę owoców na śniadanie, więc nie dziwota. Nawet ta okropnie cuchnąca breja, którą kislevita nazywał zupą z żółwia wydawała się apetyczna. Niestety nie dane im było się pożywić.
Upiór pojawił się niespodziewanie. Aura przerażenia, która go otaczała, zachwiała nawet światem duchów. Gii Yi złapał się za uszy nie chcąc słyszeć...odciąć się...wtedy wyczuł pomoc. W jego ciało wstąpiły nowe siły. Duchy znalazły enklawę - jego, napełniając szamana swoją mocą. Czuł jak przepełnione nią rany zaczynają się goić. Zadziałała jego druga natura. Chwycił za wakazashi, wiedząc, że na razie będzie bezużyteczny, ale to było tylko kwestia czasu.
Którego niestety nie mieli.
Upiór z zabójczym piskiem rzucił się na Baastana zapewne wyczuwając jego magię. Na jego drodze stanął Smith, ale zjawa po prostu przez niego przeleciała jakby go nie było. Marynarz upadł na kolana, upuszczając broń i zaczął się trząść, szczękając zębami, nie wiadomo czy z zimna czy ze strachu. Ciężko było to określić po stworzenie wytwarzało w swojej aurze obie te rzeczy. Gii Yi czuł je. Było blisko. Jeszcze trochę i obejmie go rękami. Wystrzał był jak kubeł zimnej wody, przerywający morderczy pisk. Skit wyszczerzył się, ale gdy zauważył, że jego pocisk tylko zwrócił uwagę upiora na jego osobę, zaczął szybko przeładowywać. Jegorow skoczył, tnąc kordelasem, ale to również nie wywołało żadnego efektu. Kislevita zaklął, odskakując przed dłońmi widma.
- Jak mamy to to zabić? - Ork się wściekł. - To niesprawiedliwe. Walcz jak mężczyzna!
Upiór nie odpowiedział kontynuując swą upiorny pochód tym razem do zielonoskórego.
- Dajcie mi czas. Muszę się skupić.
Baastan zamknął oczy zbierając energię. Usta same zaczęły wypowiadać formułę. Prosta rzecz wlać moc, żeby na chwilę widmo stało się materialne. Gdyby nie rany, które nie wspierane odezwały się bólem, może zdołałby to zrobić szybko. Tak musiał to zrobić niczym prawdziwy mag. Zaklęciem.
- Pospiesz się pan! - krzyknął Jegorow gdy stworzenie po drodze uderzyło w niego. Ledwie uniknął zabójczego dotyku.
- Musimy dać żółtemu czas, panie Jegorow. Zara coś wymyślę.

Docent
Pseudoklimaciarz
Posty: 22

Post autor: Docent »

[Przepraszam za moją dłuższą nieaktywność na forum. :P Najpierw ogarnę swoje zaległości , a później wezmę się za pisanie]

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

- Dobra, ja wymyślił! - ryknął wreszcie radośnie zielonoskóry.
Unikając niezgrabnego ataku upiora, skoczył ku ognisku, na którym kislevska zupa z żółwia powoli przeżerała się przez kostną skorupę. Wyrwawszy z ognia płonące polano, cisnął nim z wielką siłą w okutaną płaszczem marę, rozumując, że taka ilość zbutwiałej, poznaczonej plamami wykrystalizowanej soli tkaniny z miejsca zamieni istotę w żywą... cóż, w każdym razie w pochodnię.
Uśmiech orka zniknął szybciej niż gobos w paszczy wojownika. Szczapa przeleciała przez niematerialną postać, gasnąc, gdy tylko znalazła się w jej wnętrzu, po czym wypadła z drugiej strony, uderzając Jegorowa prosto w splot słoneczny. Oficer zwalił się na ziemię, z trudem łapiąc oddech. Upiór najwyraźniej nawet nie zauważył ciosu.
- To nie fair! - poskarżył się głośno Skit całemu światu, odskakując do tyłu, tuż poza zasięg morderczych szponów.
- Srebro powinno zadziałać! - krzyknął Gii Yi, po czym zacisnął zęby, próbując odbudować zachwianą tą krótką wypowiedzią koncentrację.
Zielonoskóry zdawał się nie zauważać grymasu skupienia, który wykrzywiał twarz maga, chociaż tańczenie w unikach przed wrogiem, którego nie mógł potraktować solidną dawką brutalnej, orkowej przemocy, mogło go niejako usprawiedliwiać.
- A gdzie ja ci znajdzie błyskotki w tym błocie, eh? - zapytał sfrustrowany w przerwie między dwoma atakami - Ja wojownik, mam tylko zimną stal!
Kurganin nie uznał za stosowne odpowiedzieć, ale twarz Smitha przybrała zamyślony wyraz.
- Ja coś mam! Mój sztylet, jest inkrustowany! - wykrzyknął - Wystarczy?
Szaman z wysiłkiem skinął głową, nie przerywając skandowania inkantacji. Czy ci głupcy nie byli świadomi, że każde rozproszenie jego uwagi zmniejsza ich szanse na pokonanie nieumarłego? Umęczone duchy szalały w jego wnętrzu, ale z biegiem czasu ich siła umykała z jego umysłu jak woda wyciekająca przez palce. Jeszcze trochę takich zachwiań, i nie zdoła zebrać sił potrzebnych na uwięzienie zjawy na planie materialnym.
Albiończyk dobył sztyletu i ruszył na upiora od tyłu; ten nie zwrócił nań najmniejszej uwagi, zajęty próbami dosięgnięcia wciąż wymykającego się atakom orka. Niewielki błysk niebieskiego światła, gdy ostrze zagłębiło się w plecach widziadła, powiedział im, że Gii Yi miał rację. Oczywiście, broń była zbyt mała, by wyrządzić upiorowi krzywdę, zadała jednak jego jestestwu straszliwy ból. Rozsierdzona mara obróciła się w miejscu, po czym wypuściła falę chaotycznej energii, która odrzuciła Smitha na cztery metry w tył i przeszyła wszystkich na polanie porażającym zimnem. Z wznoszącym się coraz wyżej piskiem upiór ruszył na Smitha, zdecydowany rozedrzeć go na strzępy...
- UKAŻ SIĘ! - z tym krzykiem Gii Yi uwolnił przygotowane zaklęcie.
Ledwie panując nad potężnym strumieniem mocy, ukierunkował jej przepływ na ohydny krąg wynaturzonej energii, jaki postać mary stanowiła na płaszczyźnie duchowej. Upiór nie zareagował, zupełnie jakby zaklęcie nijak nań nie wpłynęło, ale jego kontury stały się wyraźniejsze, a ciało - nieprzezroczyste. Skit wyszczerzył zęby w uśmiechu, z miejsca dostrzegając szansę, którą dało mu zaklęcie szamana. Oddawszy strzał, by zwrócić uwagę widma i zatrzymać jego marsz ku Smithowi, dobył rembaka i ruszył w szarżę. Kiedy zaskoczony zranieniem upiór odwrócił się, ujrzał kolczaste ostrze, z dużą prędkością opadające w kierunku jego głowy...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

- Dobra, obudził się!
Gii Yi słyszał słowa jak przez wodę. Otworzył oczy. Pole jego widzenia wypełniały rozmazane plamy światła i koloru. Zbyt wiele mocy uświadomił sobie czuję się... pusty.
Jakaś postać nachylała się nad nim z zatroskaną miną. Kurganin skupił wzrok i rozpoznał albiończyka Smitha, który nadal ociekał wodą po tym, jak magiczny atak wrzucił go do bagna. Oficer podał mu rękę. Gii Yi gestem dłoni zasygnalizował, że pomoc mu niepotrzebna, po czym wstał o własnych siłach, z początku niepewnie opierając się na wyleczonych nogach, zaskakując resztę kompanii. Rozejrzał się dookoła. Skit i Jegorow stali koło ogniska, które teraz paliło się jasnym, wysokim płomieniem.
- Było trocha problemów - rzucił niezobowiązująco kapitan, wskazując na ogień, w którym płonęły porąbane na kawałki szczątki upiora - Takich mianowicie, że skurwiel nie chciał umrzyć. Jak ja go prawie przeciął wpół rembakiem, to ja myśli sobie: sprawa załatwiona, a tu nie! Jak nie zaczął miotać - pokazał dłonią trzy równoległe, głębokie rany na ramieniu - Dobrze, że ty mu przy okazji wyłączył to cosik, co to zabijało wszystko dookoła, bo ja by teraz nie mógł czekać na zupę, JEŻELI W KOŃCU BĘDZIE - ostatnie słowa skierowane były do kislevity, który, usiadłszy na kawałku bagiennego drewna, wrócił do mieszania chlupoczącej w skorupie brei. Co jakiś czas musiał wymieniać kij, którym to robił, jako iż zupa wykazywała zaskakująco żrące właściwości. - Ja myślał, żeby dodać truposza do środka, ty wie, to pewnie ludzina, chociaż bardzo stara, a ludzina to przecież całkiem dobre mięso. Na pewno lepsze od wszystkich tych pachnących błotem gadów, tfu! - splunął soczyście na mech - Ale Jegorow nie pozwolił, mówiąc, że jego zupa, i że nie tak babuszka robiła, czy coś takiego. No i my go ostatecznie wrzucili do ognia. SASZA, TO BĘDZIE TA ZUPA?!
Gii Yi pokiwał ze zrozumieniem głową. Kapitanowi najwyraźniej umykały pewne niuanse ludzkiej kuchni, konkretnie to, że nie wszystko, co się porusza, nadaje się do jedzenia. A propos jedzenia... Jego żołądek dał o sobie znać głośnym burczeniem. Wymuszone uzdrawianie pochłaniało mnóstwo energii, a on już wcześniej był niezwykle głodny.
- Dokładnie, panie Jegorow - przyłączył się do słów Skita - Niechże się pan pospieszy, konamy z głodu!
Smith spojrzał na niego z niedowierzaniem - kurganin okazał się tak samo nienormalny, jak ork i kislevita.
Cóż... pewnie można się było tego spodziewać po uczestniku areny.

[nie masz jak relaksacyjny piknik pośrodku rojących się od niebezpieczeństw bagien :D]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Proponuje by zostać przy wersji, że Ophelia zginęła podczas rytuału. I tak od samego poczatku ta postać miała zostać zakatowana na śmierć przez któregoś z psycholi zebranych na arenie :P
Zbychu, porąbała Ci się strasznie chronologia wydarzeń. Ophelia została pochowana na wyspie, na której wyrzuciło statki, tam też chaosyta dostał w mordę, to nie on zdzielił Francisa przez głowę, tylko Cortez. Tak powinno być. Byqu, jak by coś było nie tak odnośnie chronologii, pomylone imiona, lub jakieś przegięcia, to pisz na PW, wtedy pozmieniam na twoją modłę. ]

Von Drake spojrzał pogardliwie na elfa, który zaczął składać kondolencje z powodu straty ukochanej.
- Zdążyłem się już przyzwyczaić elfie, że osoby które cenimy i kochamy bardzo szybko odchodzą. Takie jest już życie awanturnika. Jesteś wolny, ale na zawsze samotny.
Elf chciał coś powiedzieć, jednak kapitan odsunął go na bok.
- A teraz zejdź mi z drogi, mam wiele ważnych spraw do załatwienia. Grog, Dain, Drain do mnie!!!!

Dosłownie po chwili przy Francisie znaleźli się jego podkomendni.
- Grog, weź jednego z tych małych jaszczurów i niech zaprowadzi Cię z powrotem do naszego statku. Przyprowadzisz go tutaj.
- Aye Sir!
- Dain, Drain idziecie ze mną musimy znaleźć jakąś przestronną chatę i chyba już nawet wiem ,kto nam w tym pomoże.

Pakia właśnie kończył dopracowywać szczegóły jutrzejszego polowania, organizowanego dla chętnych arenowiczów, gdy podeszła do niego gromadka piratów.
Spojrzenia kapitana i Saurusa spotkały się, zazwyczaj ludzie szybko odwracali wzrok, jednak ten człowiek tego nie zrobił. Było to spojrzenie silnej osoby, która już wiele w życiu widziała i przecierpiała, jednak nadal można było w nich dostrzec błysk, który towarzyszył młodzikom pragnącym awanturniczego życia. Można powiedzieć,ze bestia wyczuła bestię. Pakia pierwszy raz spotkał się z czymś takim. Było to tak samo ekscytujące jak niepokojące.
- Jaszczurze, którą z posiadłości możemy zająć?
- Możecie zwracać się do mnie Pakia, a jeżeli chodzi o kwaterę, to wybierzcie sobie jedną z tamtych chat.


Piraci, nie zwracając uwagi na rozmówcę ruszyli we wskazaną stronę. Średniej wielkości domki słabo odpowiadały standardom, do jakich przywykł Von Drake. Może i były przytulne, bogato zdobione, jednak wciąż o wiele za małe. Wybrali chatkę obok piramidy, tuż przy granicy lasu. (Mniej więcej na obrzeżach osady)
- Dain, Drain gdy tylko przyleci okręt, macie zaprzęgnąć wszystkich ludzi do pracy. Wykarczujecie tyle drzewa, ile będzie wam potrzeba i rozpoczniecie budowę fortu. Ta chata będzie moja, obok niej mają stanąć kwatery dla reszty naszych ludzi. W środku ma też się znajdować wieża, do której będzie mógł na spokojnie przycumować statek. Całość ogrodzicie wysokim murem.
- Panie Kapitanie, nie sądzi Pan, że jaszczurki się wściekną, gdy zaczniemy się tu rządzić?
- Spokojnie, tym się nie przejmujcie. W razie czego ja będę wszystko wyjaśniał.

Oba krasnoludy spojrzały na siebie i wzruszyły ramionami. Rozkaz to rozkaz, czeka ich teraz dużo pracy by wszystko było gotowe na czas.

Francis siadł na werandzie, odpalił fajkę i zza pazuchy wyciągnął lunetę. Strasznie intrygował go wierzchołek piramidy. Przez urządzenie mógł dostrzec złoty czubek budowli, obsadzany drogimi kamieniami. Największy z nich, chyba jakiś szafir był wielkości ludzkiej głowy.
- Na Sigmara! Skąd te jaszczury to biorą!!? Na tych wyspach muszą być olbrzymie złoża, skoro tak cenne rzeczy wykorzystuje się w budownictwie. No i ktoś musi je gdzieś wydobywać, to oznacza tylko jedno, kopalnię. Jeżeli udało by się ją zająć, to za taką ilość można by kupić pół Marienburga.
W oczach pirata ponownie pojawił się błysk. Plan już był, teraz zostało tylko dowiedzieć się, gdzie znajduje się miejsce wydobycia i szybko je zająć.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[@Byqu - ok, przyjmijmy wersję, że wrócił na chwilę a teraz znowu zniknął.]

- Hmm... - wymruczał przeciągle Lothar Brennenfeld, przykucając niczym prawdziwy kislevita nad kępą podeptanych traw i rozgrzebanego błota.
- Jakie "hymymym" tym razem ? "Hym-zgubiliśmy się" czy "Hmm-to już ta dobra trasa" ? - burknął przy akompaniamencie skrzeku własnych kiszek obładowany mięsem Skgarg, posuwający się z tyłu pochodu.
- Hmm, znalazłem jakieś ślady. Całkiem świeże. Conajmniej kilka osób. - powiedział kapitan, wyprostowując się. Od czasu jak po ubiciu pantery obrażony Pakja gdzieś się ulotnił, kluczyli dość długo po bagnach, upolowawszy jeszcze kilka tapirów oraz dwa śmieszne ptaki-nieloty o wielkich dziobach, które wydawały dźwięki "dodo-dodo", jednak teraz zaczynało się ściemniać, a wedle słów Toariego bynajmniej nie chcieli by noc zastała ich na bagnie w dżungli, gdy na żer wychodziły węże rozmiarów ściętych kłód drzew i śmiercionośne warany błotne. Skink pozostawił obecnie kwestię przewodnictwa Lotharowi, gdyż mimo że jego zmysły działały lepiej w zarówno w dzień jak i w nocy to w newralgicznym czasie półmroku był niemal ślepy.
- Może to nasze własne ślady ? - zasugerował Ethan.
- Nie sądzę, wgniecenia są głębokie tylko na jednej z par śladów, a nas tu już większość jest obładowanych. Zapewne to inna grupa.
- W takim razie ruszmy do nich. Może wiedzą jak stąd wyjść. - zdecydował ogr, ruszając dziarsko przed siebie. Brennenfeld skinął na zasapanych tragarzy i ruszyli za nim. Po żmudnym kawale drogi w końcu zauważyli światło w ciemnym lesie, inne niż to z małych latarni sztormowych, dzierżonych przez ludzi Lothara.
- Ognisko! - stwierdził oczywiste Piękny, machając piórami.
- I jakieś gorące żarełko. - dodał wciągając powietrze Skgarg - Jedziem tam.
- Czekaj, czekaj. A jeśli to jakaś banda dzikich orków, która zapuściła się poza swoje ziemie ? Albo błędne ognie bagienne ? - zaoponował kapitan, sprawdzając czy jego robiący za maczetę pałasz wojskowy gładko wychodzi z pochwy.
- Jeśli to orki to wrócimy do punktu ciepłe żarełko. Zaś jeśli to yyy drugie... to chętnie skorzystam z samego ognia.
Przypuszczenia potwierdziły się przynajmniej w stosunku co do jednego orka. Ten na szczęście był jako tako znany i cywilizowany oraz co ważniejsze otoczony ludzkim towarzystwem.
- Kto eta ? - syknął wpatrzony w ścianę ciemnego lasu Jegorow, chwytając za kord, jednak zaraz rozluźniając uchwyt, gdy ujrzał mężczyznę z muszkietem w kapeluszu z piórami oraz znaną sobie kolekcję indywiduów startujących na arenie.
- O, goście! - mruknął Skit, trącając skulonego, bladego Baastana - Te, żółtek chyba jednak nie zginiemy na tych bagnichach.
- Czekaj, czekaj... to wy też nie znacie drogi ? - otworzył szeroko oczy Lothar - Na rogi Taala!
- D... duchy - wystękał Gii Yii, z trudem unosząc wzrok - Poprowadzą nas do wioski. Tylko dajcie mi odzyskać nieco sił...
- Cóż, zawsze to coś. Chłopaki, spocznij. - rzucił oficer ku uldze niemal padających ze zmęczenia tragarzy - Odsapnijmy i przekąśmy coś ciepłego, zważywszy że nasi cudem odnalezieni towarzysze rozpalili już ogień.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Matis, wszystko fajnie, ale 2 rzeczy:
Pakja jest przez j nie i
Druga rzecz dotyczy nie tylko Ciebie: nazwy ras, np. ork, ogr, elf, saurus piszemy z małej, tak jak człowiek.

Grimgor: rozmowa mogła być z Toarim przecież
Odniesienie do "Władców Ognia" :wink: ]


W dźungli zapadła cisza. Było to dziwne uczucie, jeśli ktoś nasłuchał się przez cały dzień wrzasku setek ptaków. Ucichły też małpy, cykady zakończyły swój koncert. Zwierzęta szukały schronienia. Pakja równie dobrze co one wiedział co się szykowało. Deszcz.
Przyspieszył kroku, wiedząc, że ulewa zatrze ślady. Rozważał najpierw powrót do wioski, zważywszy na swe odkrycie, lecz zadecydował inaczej. Musiał zadbać, by zawodnicy powrócili bezpieczni.
Na bagnach szybko odnalazł ślady. Było ich dużo, więcej, niż trójka myśliwych zdołałaby pozostawić. Grupa ludzi dołączyła do nich, potem ruszyli na zachód.
Ściemniało się przed ulewą. Zdawać by się mogło, że zapadał zmrok. Musiał się spieszyć.
Dalej łatwo podjął trop. Wkrótce usłyszał ich głośne rozmowy, zapach dymu, a potem- gotowanej strawy. Duża grupa.
Gdy wyłonił się z krzaków niczym duch, siedzący w kręgu poderwali nagle broń, zaskoczeni jego pojawieniem się. Szybko się uspokoili widząc znajomą sylwetkę gada.
- To ty...- mruknął Skit- Siadać, zara bedzie zupa!
- Toari...- zwrócił się do skinka saurus. Potem nastała krótka wymiana słów po sauriańsku. Toari syknął na zasłyszane wieści.
- Niegrzecznie jest w towarzystwie mówić tak, by inni nie rozumieli- wtrącił Lothar. Dopiero teraz zauważył, że wielki jaszczur jest ranny- Z panterą się macałeś?!
- Gdy oddzieliłem się od reszty trafiłem na orka, który wszedł na nasze terytorium. Myślałem, że zauważył mnie, bo uciekał. Dopadłem go- tu na dowód Pakja pokazał zgromadzonym uciętą głowę zielonoskórego- Ale on nie uciekał przede mną... Podjąłem więc jego trop. Biegł ku rzece, więc chciał wrócić na swój teren. Ślady zaprowadziły mnie na wschód.
Jegorow podał mu miskę pełną żółwiowej zupy. Saurus przyjął ją, po czym kontynuował opowieść.
- Natknąłem się na ciała martwych orków. Jeszcze czterech. To nie pierwsza grupa, która wkroczyła na nasze tereny, ale nie zabiło ich nic... normalnego. Był tam upiór.
- Zgarbiona sylwetka odziana w czerń- wtrącił Gii Yi- Wszystko wokół niej gniło i umierało.
- Tak. Napotkaliście coś takiego.
Stwierdzenie bardziej niż pytanie.
Ostatnio zmieniony 24 sie 2015, o 17:29 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

[ Zauważyłem, że dużo osób robi ten błąd, imię ogra to Skgarg nie Skrag]
Zmierzchało już gdy grupa łowców dotarła do "obozowiska" Skita, jego chłopaków i Gii Yin'a. Ork jak zazwyczaj zareagował dość nerwowo na poruszenie buszu, ale gdy okazało się, że to członkowie Areny uspokoił się. Członek załogi orka, kislevista, gotował mętną breję, w skorupie żółwia, na zapach której Skgargowi pociekła po brodzie ślinka. Jednak przed skosztowaniem zupy łowcy musieli się jeszcze trochę wyczekać. W pewnym momencie liście za plecami ogra zatrzęsły się, wszyscy dobyli broni. Okazało się to jednak niepotrzebne gdyż to Pakja wychynął z buszu. Idealnie gdy surus usadowił się przy ognisku kislevista ogłosił, że danie jest gotowe. Wszyscy po kolei podchodzili do pirata z wydrążonymi kawałkami drewna służącymi za miski i drewnianymi łyżkami, które nie wiadomo dlaczego znalazły swoje miejsce w bagażach Skgarga. Przyszła kolej na ogra.
- No panocku. - Zaczął wielkolud. - Lej, lej, no kurwa ja nie jakiś magik lejże tego więcej, bo wiesz pan ja muszę się tym dzielić z tym tu zielonym co mi na ramieniu siedzi.
- Yhemm. - Mruknął tylko w odpowiedzi pirat i dolał Skgargowi kolejną łyżkę zupy. Ogr przysiadł się do reszty zawodników z zupą.
- To którędy do wioski, bo nie wiem jak wy ale ja to bym się na wyrku uwalił.
Ostatnio zmieniony 24 sie 2015, o 16:09 przez Stabilo, łącznie zmieniany 1 raz.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

[Jak już jesteśmy przy imionach to też mam uwagę. Moja postać przedstawia się wszędzie jako Gii Yi Xingam (to ostatnie jako nazwisko nie jest wymagane). To nie jest to jego prawdziwe imię i w myślach nazywa siebie Baastanem, ale nikt inny tego imienia nie zna. Podobnie nikt nie wie, że jest kurganinem. Choć wyglądem przypomina raczej warhammerowego mongoła niż cathayczyka to któż tam rozpoznaje rasy ze wschodu, szczególnie, że przejął część cathayskich obyczajów. :wink:]

Walka z upiorem wyciągnęła z Baastana resztki sił. Na szczęście na miejscu był już prawie gotowy posiłek, który powinien pomóc. Inaczej nigdy się nie wydostaną z tej przeklętej dziczy. Wszyscy siedzieli jak na szpilkach, no może poza panem Smithem, czekając aż zupa się zagotuje, gdy dołączyła do nich grupa zagubionych łowców. Ogr wyglądał na wyjątkowo zmęczonego i głodnego dlatego Gii Yi miał nadzieję, że Jegorow się pospieszy.
Jednak to nie był koniec niespodzianek na ten dzień. Niedługo później z półmroku wychynął Pakja. Saurus był niespokojny. Baastan natychmiast wyczuł, że coś się stało. Coś złego.
Właśnie wtedy kislevita ogłosił zakończenie swoich wyczynów kulinarnych.
- Gdy oddzieliłem się od reszty trafiłem na orka, który wszedł na nasze terytorium. Myślałem, że zauważył mnie, bo uciekał. Dopadłem go - wyjaśnił Pakja na dowód pokazując zgromadzonym uciętą głowę zielonoskórego. - Ale on nie uciekał przede mną... Podjąłem więc jego trop. Biegł ku rzece, więc chciał wrócić na swój teren. Ślady zaprowadziły mnie na wschód.
Jegorow podał mu miskę pełną żółwiowej zupy. Saurus przyjął ją, po czym kontynuował opowieść.
- Natknąłem się na ciała martwych orków. Jeszcze czterech. To nie pierwsza grupa, która wkroczyła na nasze tereny, ale nie zabiło ich nic... normalnego. Był tam upiór.
- Zgarbiona sylwetka odziana w czerń- wtrącił Gii Yi. - Wszystko wokół niej gniło i umierało.
- Tak. Napotkaliście coś takiego.
Stwierdzenie bardziej niż pytanie.
Pierwsza grupka pokiwała głowami. Ci, którzy dołączyli później i nie uczestniczyli w starciu przysunęli się bliżej licząc na dokładniejsze wyjaśnienia. Te ich zawiodły przynajmniej niektórych.
- Potłukliśmy się z jednym tuż przed waszym przybyciem. - powiedział tylko Skit.
Kolejne chwile wypełniało tylko siorbanie zamyślonych zawodników. Gii Yi wylizał swoją miskę w rekordowym tempie, po czym poprosił rozradowanego Jegorowa o dokładkę. Drugą porcję zjadł spokojniej wsłuchując się w samego siebie. Siły wracały powoli razem z duchami. Widmo samotnego pakari, niewidoczne dla nikogo innego trąciło pyskiem swoje, zawieszone wśród rzeczy Skgarga, ciało. Baastan uśmiechnął się widząc jak ogr porusza się niespokojnie czując dziwne swędzenie w okolicy zadka.
- To którędy do wioski, bo nie wiem jak wy ale ja to bym się na wyrku uwalił.
- Myślę, że nie zdążymy przed zmrokiem, a podróżowanie w ciemności po dżungli nie jest chyba zbyt bezpieczne. Z drugiej strony to miejsce też nie jest. Nie chciałbym ponownie natknąć się na to monstrum i wy też tego nie chcecie, wierzcie mi. - stwierdził szaman. - Może zagłosujmy albo niech nasi gospodarze zdecydują? Oni najlepiej znają te okolice i zagrożenia. - spojrzenia wszystkich zwróciły się na Pakję.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Saurus zamyślił się. Wiele czynników wchodziło w grę. Zmrok, deszcz, niebezpieczeństwo bagien i niezwykłe odkrycie.
- Toari- przemówił wreszcie- Ko tehe Xothal khad ataxa huan. Kha Xipati ulume tehe xapati.
- Kai ata?- spytał skink, po raz pierwszy zaniepokojony.
- Karee? Ne huini loq. Kro'ka'huan.
- Te? Cho?
- Me goq cho huan.
- Te rogo Pakja.
- Te rogo, huini lot.
Mały myśliwy wstał nagle i ruszył ku dżungli. Gdy zniknął w zaroślach, saurus wyjawił co postanowił.
- Toari zna las najlepiej z nas. W pojedynkę szybkp dotrze do wioski i przekaże wodzowi wieści.
- No pięknie... to jak trafimy sami?- rzucił niezbyt uradowany Skgarg.
- Poruszamy się wolniej, nie zdążymy powrócić przed deszczem, przed zmrokiem raczej też nie. Musimy jednakm opuścić bagna- tu saurus uczynił pauzę, jakby ważył możliwości- Udamy się na północny wschód. Jest tam drugie miasto.
- Drugie?- zdziwilk się gladiatorzy.
- Opuszczone wiele lat temu. Znajduje się niedaleko Ixtly. Tam przenocujemy. To niedaleko stąd.

[Myślę, że tam zrobimy ognisko z prawdziwego zdarzenia i obwiązkową, obozową gawędę do późna. Kto za? :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

- Ahaaa, czyli idemy teraz do jakiegoś waszego, starego, opuszczonego miasta, tak?
- Tak, dokładnie.
- Yhy, czyli możemy już ruszać?
- Jeśli wszyscy zjedli już zupę to tak.
Kiedy ostatnia osoba wysiorbała ostatnią kroplę zupy, cała grupa z Pakją na czele ruszyła w gąszcz dżungli. Nie uszli czterdziestu metrów gdy Skgarga zaczęły męczyć zupełnie nieważne pytania.
- Pakja, a czemu to wasze miasto jest opuszczone?
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

Byqu pisze:[Myślę, że tam zrobimy ognisko z prawdziwego zdarzenia i obwiązkową, obozową gawędę do późna. Kto za? :) ]
Ja chętnie. Przez gawędę rozumiesz , chwalenie się iloma strzałami ( ciosami ) położyliśmy mantikorę czy innego potwora ( żart ).

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Coś w tym guście.
Dla ciekawych: rozmowa Toariego z Pakją, o ile nie jest dokładnie przetłumaczona, to nie jest też przypadkowym zbiorem słów 8) ]
Ostatnio zmieniony 25 sie 2015, o 10:45 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

[Zaczynam żałować, że Razandir nie polazł za resztą ;)]

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

[Coś ostatnio pusto na Arenie]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ wrzesień nadchodzi, przynosząc poprawki :P ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Prawda. Z czasem teraz ciężko... :( ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Ja na szczęście poprawek nijakich nie mam, ale dopiero dziś wróciłem z lazaretu z pozszywanymi flakami. Także wreszcie coś normalnie skrobnąć mogę. ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[wyrostek?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Teraz kończy się sezon na metalowe festiwale, podejrzewam, że Grimgor dostał okutym ćwiekami glanem, który rozciągnął jego flaki wzdłuż całej sceny.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

ODPOWIEDZ