ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Chomikozo »

[Też miałem przypadek medyczny. Mianowicie: bitwa z łódzkimi dresami i oberwanie butem w ryj. Poza tym także poprawek żadnych, jak akcja ruszy do przodu do postaram się pisać częściej.]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[To teraz pochwal się w ilu dres skończył kawałkach i czy na jego grobie rośnie już słonecznik :P ]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Około wieczora w całym mieście rozległ się syk z kilkudziesięciu jaszczurzych gardeł. REVENGE nie zważając na nic zakotwiczyła przy domostwie kapitana. Szybko spuszczono sznurowane drabinki, część załogi zeszło po nich by przyjąć ładunek wynoszony ze sterowca.
Von Drake gestem wezwał Jima i Tima.
- Bierzcie te dwa ustrojstwa, które trzymamy w magazynie, zatankujcie czarną wodą i przeszukajcie mi cały teren w obrębie 10 mil, interesują mnie budowle wyglądające jak kopalnie.
- Tak jest Kapitanie!
Gdy Dain i Drain Koordynowali rozładunek wyposażenia, Grog skrzyknął paru marynarzy i ruszył w stronę leśnej ściany, by zdobyć Materiały na budowę fortu.
Cała operacja przebiegała dość sprawnie, lecz z powodu ograniczonej ilości ludzi nadal zbyt wolno. Nie było wyjścia, trzeba poszukać wspólników do biznesu i Francis już wiedział do kogo się udać, jednak musiał poczekać aż te osoby wrócą z polowania....

Jim i Tim weszli do ładowni i ściągnęli płachty maszyn.
- W końcu mozemy się nimi przelecieć! Wykrzyczał Tim
- Tak! Ale jestem zdziwiony, że kapitan nam zlecił to zadanie, przecież wcześniej mogli ich używać tylko krasnoludzcy bliźniacy.
- Widocznie nasze starania w końcu zostały docenione przyjacielu. A teraz wsiadajmy, zanim się rozmyśli!

Wrota ładowni otworzyły się, śpiew ptaków przerywany rąbaniem toporami o drewno został zagłuszony rykiem silników. Dwa żyrokoptery wzbiły się w powietrze i poleciały na zwiad.

Francis patrzył na odlatujących chłopców.
- Nie wiem dla czego, ale mam dziwne przeczucie, że będę żałował tego, że pozwoliłem im pilotować te ustrojstwa samemu...
- Dla czego to my nie polecieliśmy na zwiad? Powiedział Dain.
- Wy potrzebni jesteście mi tutaj, ktoś musi koordynować wznoszenie wież i murów obronnych. Wyślij posłańca do ludzi Skita i Lothara. Niech powie im, że jak tylko wrócą ich dowódcy, to chce się z nimi widzieć.
- Aye Kapitanie!

[Dalsza część będzie po wątkach z polowaniem, bo potrzebne jest mi parę znajdujących się na nim istot ;) ]
Ostatnio zmieniony 3 wrz 2015, o 21:11 przez Matis, łącznie zmieniany 2 razy.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Tysięcy? :shock: Gruba przesada. Nie jest ich nawet pięćdziesięciu #-o ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Jako jaszczurki zaliczam Saurusy, Skinki i wszystkich innych członków społeczności mieszkającej w tym jaszczurzym mieście. Bo chyba do miasta trafiliśmy a nie do jakiegoś zadupia? :P
Zmienię na setki.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Matis pisze:[ a nie do jakiegoś zadupia? :P]
[Bingo. Prowincja Saurusów i skinków niecałe pięć dych. Wyspa, którą można obejść w jeden dzień. Kto grał w M&M 8 niech sobie wyobrazi coś na podobieństwo Kropli Krwi z początku.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[No ok, zmieniam już]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5100
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

[Nie żebym się czepiał, ale przez 3 miesiace odbyła się 1 walka. Myślałem, że arena się skończy w 3-4 ale chyba nie ma takiej opcji. Osobiście nie chce mi się pisać co 2 tygodnie tekstu, który wprowadza moją wampierzyce w nowe miejsce lub, że bierze udział w jakiejś akcji naparzania ludzi czy jaszczurek, bo ileż można. Jest szansa, że ruszymy z walkami a nie będziemy sobie wymyślać akcji zastępczych?]
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Póki co mamy sezon poprawkowy i stąd zastój. Jeśli zauważyłeś, wcześniej towarzystwo garnęło się do "akcji zastępczych" toteż nie było sensu ich popędzać.
Niemniej wezmę Twoją opinię pod uwagę. W końcu wszyscy mają się dobrze bawić.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5100
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

[Spoko. W takim razie skrobnę coś jak już moja wampirzyca wygra/przegra swój pojedynek lub jak akcja pójdzie do przodu]
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Przepraszam za nieaktywność, ale mam taki zawał z Sabat Fiction-Fest 2015, ze nawet pisząc tego posta jestem w drodze.]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Deszcz nastał szybciej, niż się tego spodziewali. Grube krople uderzyły o liście i ziemię, spływały po gałęziach i kwiatach. Grunt stawał się niepewny, lecz Pakja szybko doprowadził podróżników na miejsce. Las rzedniał nieco, choć wciąż rosły tu drzewa. Szum deszczu był jedyną teraz jego pieśnia, a wszelkie odgłosy leśnego życia umilkły.
W struchach wody, pośród młodych drzew tarczowych stały ruiny. Wioska w czasach swej świetności musiała przypominać Sanguax- spod warstwy pnączy i martwych liści wybijały te same wzroy i stylistyka. Podobny też był układ domostw- ze świątynią w centrum. Różnic jednak nie trzeba było odgadywać. Były wyraźnie wyczuwalne.
Piramida z Sanguax sprawiała wrażenie miejsca starożytnych tajemnic i mądrości, z wielkimi paleniskami wciąż jarzących światłem. Tu kamień był zimny, a ciemność, kurz i zapomnienie biło z jej szczytu. Co zostało porzucone w trzewiach zrujnowanej świątyni? Nikt jakoś nie miał pchoty sprawdzać.
Pnącza wiły się wszędzie, zielony dywan pokrył stare siedziby jaszczuroludzi. Las wziął sobie ten kawałek cywilizacji na własność.
Pakja kazał zaczekać gladiatorom na zewnątrz, samemu sprawdzając, czy w opuszczonych domostwach nie zalęgły się węże, czy inne groźne zwierzęta. W części z nich podłoga usiana była odchodami nietoperzy, które znalazły tam schronienie, w innych gniazdowały ptaki. Pakja dostrzegł też barwną łuskę żararaki i zostawił śpiącego gada w spokoju. W końcu znalazł odpowiednie miejsce.
Oczyścił nieco podłogę z liści i wyrzucił zeń drobne węże. Saurus oznajmił, że choć są jadowite, to dla człowieka nie stanowią zagrożenia. Jako ciekawostkę wojownik pokazał, że zęby węża znajdują się głęboko wewnątrz szczęk, a nie z przodu, jak u większości stworzeń tego typu.
Mało jednak kto miał ochotę na lekcję zoologii. Zmęczeni całym dniem tułaczki, wszyscy szybko posnęli, bez ognia i ciepłej strawy, mając jedynie szum deszczu na ukołysanie do snu.


Ranek był parny, lecz słońce zostało, powitane raczej z ulgą. Ziemia jednak wciąż pozostała nasiąknięta. Nie było też możliwości rozpalenia ogniska.
Nie musieli się jednak martwić o jedzenie nasi bohaterowie. Zabłysło w wczesnym słońcu złoto i miedź, zamigotały barwne korale. Oto podążał orszak z Sanguax.
Pakja przywitał zgodnie ze zwyczajem Xothala i Xipatiego. Szybko porozumiał się z wodzem. Stąd wynikła niespodziewana wizyta.
Podczas gdy skinki z pochodu zajęły się upolowaną wczoraj zwierzyną, a inne podały wczorajszym myśliwym gotowy już prowiant, Xipati ogłosił, że oto miał się odbyć kolejny pojedynek.
- Duchy sprowadziły wczoraj deszcz, by zawieźć was w to zapomniane miejsce. To tu dokona się kolejna ofiara! Los przemówił- dwójka cho zmierzy się ze sobą w opuszconej świątyni!


Harald "Dźin" Trescow vs Wesoły Jack
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Jutro przed walka pójdzie post. Dziś mi wessało bo strona się Saną odświeżyła :shock: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Merxerzis przechadzał się powoli po niewielkim terenie, w którym przyszło mu poznać swoje przeznaczenie. Była to wioska lub miasto, trudno mu było ocenić jak chodzące jaszczurki traktują takie zabudowania w swoim społeczeństwie. Minęło sporo czasu zanim w końcu się tu dostali, co go trochę denerwowało, ale pierwszy pojedynek odbył się stosunkowo szybko, co oczywiście zgadzało się w pełni z jego osobistymi pragnieniami. Wynik nie był da niego specjalnie ważny, walczyło dwóch dh`oine, a jak wiadomo, życie ludzkie jest bezwartościowe. Dodatkowo, egzekutora nie obchodziły ani ich umiejętności, ani taktyki, powierzając się całkowicie Khainowi w ostatecznej próbie.
Właśnie minął specyficzną chatkę wyróżniającą się owocami rozłożonymi przed jej wejściem, kiedy zauważył, że robi to już trzeci raz. Brak zajęcia i długa przerwa między kolejnymi pojedynkami wprowadziły go w stan marazmu i kto wie ile czasu zmarnował już na takich spacerach, zamiast przelewać krew w imię Khaina. Nieważne czyją, nawet swoją.
Wściekły szybko znalazł jaszczurkę, która zdawała się rządzić w tej dziurze.
- Nie taka była umowa, gdzie kolejne walki? - Wskazywał przy tym oskarżycielsko palcem i nie przeszkadzało mu w tym to, że rozmówca był o głowę wyższy. Xothalowi oczywiście się to nie podobało. - A przede wszystkim, gdzie jest moja walka?
- Nie sądziłem, że tak ci spieszno do umierania.
- Spieszno mi do konfrontacji, dla której zapisałem się na tą Arenę.
- W takim razie, gdzie twoja wdzięczność, że taką zorganizowaliśmy dla ciebie?
- Będę wdzięczny po swoim pierwszym pojedynku, dobrze? - Odpowiedział zirytowany Merxerzis, któremu odmawiano tego co mu się należało. - A w ogóle to gdzie jest reszta zawodników?
- Wyruszyli na polowanie, nie wiemy kiedy wrócą.
- To zbyt długo.
Saurus westchnął.
- Dobrze. Możemy sami do nich wyruszyć, a walka odbędzie się tam na miejscu. Zadowolony?
- Średnio, skoro trzeba się będzie przedzierać przez chaszcze i robactwo, ale skoro wyprawia się kluczowe osoby na polowanko, to trudno.
- Zbiorę odpowiednią grupę. Lepiej się przygotuj do drogi, bo to nie powinno długo potrwać.
To powiedziawszy saurus uwolnił się od denerwującego elfa. Może i dobrze wyszło, bo polujących rzeczywiście nie było już zbyt długo i należało się upewnić czy wszystko w porządku.
Obrazek

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Siedzenie na werandzie i popalanie fajki szybko znudziło się Razandirowi więc zaczął przechadzać się skrajem osady podziwiając tropikalną przyrodę. Dzięki informacjom jakie wcześniej uzyskał od jaszczurzego znachora w końcu znalazł roślinę, która dzięki swojemu intensywnemu ale całkiem przyjemnemu zapachowi miała skutecznie odstraszać wszędobylskie komary.
– Już niedługo, wy parszywe bestie, już niedługo… – mruknął w stronę otaczającej go chmary bzyczących moskitów zrywając jak najwięcej liści pachnącego ziela.
Przygotowanie bezbarwnej mazi z soków rośliny nie było zbyt czasochłonne ani skomplikowane toteż po niedługim czasie znów wyszedł ze swojej chaty szczelnie wysmarowany specyfikiem. Stanął dumnie na werandzie by empirycznie przekonać się o skuteczności wywaru. Mali owadzi krwiopijcy omijali maga szerokim łukiem, co na pewno nazwałby sukcesem dzisiejszego dnia, gdyby jego uwagi szybko nie przykuły istoty znacznie większe od insektów.
Na placu przed piramidą jaszczuroludzie formowali coś na kształt kolumny, na czele której niesiono zdobione wizerunki gadów i złote tarcze ozdobione błyszczącymi ornamentami. Dalej ustawiono zadaszoną lektykę, gdzie właśnie sadowił się wódz, a na końcu stanęli rośli saurusi niosący skrzynie z zapasami. Wyglądało na to, że jaszczurzy lud organizuje jakąś wyprawę więc Razandir ruszył w ich stronę by zasięgnąć informacji. Te jednak przybiegły do niego same w formie jednego z usługujących skinków.
– Świetlissssty panie, czasss w drogę – wysyczał jaszczur.
– A dokąd to, mój zimnokrwisty przyjacielu?
– Do sssstarej piramidy. Kolejna walka już blissssko.
Razandir skinął tylko głową. Spakował najważniejsze rzeczy i zaraz ustawił się za jaszczurzym pochodem w towarzystwie innych uczestników areny, którzy nie poszli na polowanie, a którzy poinformowani zostali o wyprawie. Niedługo później cały orszak ruszył i po chwili zniknął za zieloną ścianą tropikalnego lasu.
Podróż nie była krótka, ale też niespecjalnie uciążliwa dzięki jaszczuroludziom świetnie znającym teren, potrafiącym obrać najwygodniejszą i najbezpieczniejszą ścieżkę. Mag cieszył się, że idzie w ich towarzystwie bo wiedział, że sam zdążyłby kilka razy zgubić się w tej dzikiej gęstwinie. Z zadowoleniem skonstatował też, że jego mazidło na komary sprawuje się znakomicie, a i ramię zranione podczas pierwszej walki powoli wracało do stanu użyteczności.
Celem podróży rzeczywiście okazały się ruiny miasteczka i stara piramida wzięta przez naturę w posiadanie. Miejsce było tajemnicze, wyglądało na zapomniane i Razandirowi wydało się nawet niepokojące, lecz przywódcy orszaku z Sanguax bez wahania poprowadzili wszystkich wprost do chłodnego wnętrza pokrytej pnączami schodkowej budowli. Czekali tam już wszyscy ci, którzy wyruszyli wcześniej na polowanie. Jednak na ich twarzach mag nie rozpoznał zadowolenia oznajmiającego pomyślne łowy zaś pod uśmiechami wywołanymi widokiem jedzenia dało się raczej zauważyć zmęczenie.
Marnie wyglądał też blady Gii Yi z nogami przewiązanymi prowizorycznymi opatrunkami. Czarodziej wygrzebał z odmętów pamięci formułę zaklęcia działającego przeciwzakaźne i przyspieszającego gojenie po czym ruszył w jego stronę zastanawiając się gdzie szaman dał się tak pociąć. Pokrzepiał go fakt, że nie wszyscy na Arenie byli źli do szpiku kości, że byli tu i tacy, z którymi można było spokojnie zamienić kilka słów, na których można było polegać. Humor jednak psuła mu myśl, że złośliwy los pewnego razu może kazać mu stanąć do walki właśnie naprzeciw jednego z tych, co do śmierci których wcale nie chciał się przyczyniać.
Jednak póki co, okazało się, że zmierzyć mieli się dwaj kolejni ludzie. Wariat z bliznami na twarzy zwany Wesołym Jackiem i Harlad Trescow, kapitan z Imperium lubiący chlapnąć sobie dobrego ginu. Zapowiadało się na dość nieprzewidywalną walkę.

[Jakby co, to ja tu cały czas wpadam i wszystko czytam, tylko czasu na pisanie ostatnio brak ;)]

Docent
Pseudoklimaciarz
Posty: 22

Post autor: Docent »

[ Oho , jaszczurki zabrały się za przepowiadanie pogody z opóźnionym zapłonem ]

- O jakich on duchach mówi ten jaszczur - pomyślał Harald , zastanawiając się nad wyborem nowego utworu muzycznego , który zagra na banjo. W czasie ulewy, na poprawę humoru zawsze pomaga dżin ...... jednak z powodu braku ulubionego trunku Harald - no cóż - humor się nie poprawia . Podczas ogłoszenia dwóch kolejnych zawodników w tłumie gapiów wyłonił się rzezi"śmieszek" Wesoły Jack . Wyrwał się do przodu i krzyczał z radości , podskakując z emocji wykrzyczał do tłumu .
- Wygrałem !!!! Wygrałem !!! Hhihihi - roześmiał się Jack i zaczął klaskać .
- Falstart klaunie - krzyknął Harald - czy ty zapomniałeś , że jeszcze ze mną nie walczyłeś ? - w głosie Haralda zabrzmiał lekki dźwięk irytacji .
- Dlaczego się tak denerwujesz "przyjacielu" , czy ty musisz być cały czas spięty - zapytał się uśmiechnięty Jack
- Bo widzisz ...... "drogi przyjacielu" wiesz co jest bardziej irytujące od tej całej wyspy ?
- Cóż takiego ? hihihi - zapytał Jack skacząc z jednej nogi na drugą .
- Ty - powiedział Harald bez okazania gniewu na twarzy.
W tym momencie Jack przestał podskakiwać. Chwilę stał zapatrzony w Haralda , a z jego twarzy nie zniknął jego tępy uśmiech . Chwile dręczącej ciszy przerwał natychmiast Bardzo Wesoły Jack .
- Podoba mi się twój kapelusz - powiedział Jack i pomachał ręką w jego stronę .
Chwilę po tym co Harald usłyszał , zmrużył oczy i poprawił swój kapelusz . Szarpnął za kilka strun swojego banjo , a później odszedł w swoją stronę , aby przygotować swój ekwipunek i plan działania ( sprawdzić proch i amunicje , nastroić banjo , itp. )
- Zapowiada się paskudny dzień - pomyślał Harald i sięgnął odruchowo po pustą piersiówkę na gin .
- Cholera ! - warknął do siebie i odłożył z powrotem do kieszeni .
- No to bomba - uśmiechnął się do siebie i zaśmiał się .

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Przeprawa przez dżunglę w środku nocy do rzeczy najprzyjemniejszych nie należy, główne z uwagi na ciemności, przez, które maszerujący co i rusz wpada w jakieś zagłębienie lub wpadającego na kamień, o czym, na własnej skórze, przekonał się Skgarg. Gdy grupa łowców dotarła do opuszczonej wioski jeden z domów, wcześniej zabezpieczony przez Pakje stał się nowym obozem. Rozpalono ognisko i cała grupa zasiadła. Wszyscy zapewne chcieli rozmawiać do późna, ale skończyło się jak zawsze, łowcy padali do snu jeden po drugim.
Następnego dnia do opuszczonej wioski dotarła eskapada jaszczuroludzi dotarła do obozu i jak gdyby nigdy nic oznajmiła koleją walkę, która zacząć miała się za chwilę.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Kordelas pisze:[Jutro przed walka pójdzie post. Dziś mi wessało bo strona się Saną odświeżyła :shock: ]
[Dobra, dłużej nie czekamy. Walka już dzisiaj.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Cień...- jeknął Jack zostawiając cały orszak, który zetknął się z grupą myśliwych i ruszył patrząc wytęsknionym wzrokiem na wielkie ruiny świątynne. -Cień i chłóóóóód...- mruknął wchodząc do środka i udajac się do małego ubocznego pomieszczenia. Nie miał zamiaru zagłębiać się dalej, w końcu w takich miejscach zawsze czaiły się zagrożenia i pewnie pełne były pułapek tych małych, zielonych gadów.
Rzucił torbę z tobołami na ziemię i natychmiast na nią runął.
-Oooohhhhh...taaaak...- westchnął z utęsknieniem za kojącym chłodem, przepełniony orzeźwiającym uczuciem chłodu na spoconym od niezwykłych, tropikalnych upałów ciele.
-Przynajmniej makijaż się nie zmyje...a hihihii- zaśmiał się szczerząc szeroko. Nagle gwałtownie skoczył na równe nogi i wyprostował się zamykając oczy -Show musi trwać!- wykrzyknął, po czym w aktorskim geście prezentacji zamachnął rękoma nad głową, jakby wyciągając się. -TAK!- warknął otwierając przekrwione, ale nadal silnie zielone oczy -W końcu dam występ! A to przywróci mi sił!-
-Ruch!- wykrzyknął stając na jednej nodze -Dowcip!- wrzasnął chwytając wyćwiczonym ruchem za swoje kukri i przystawiając je do głowy, po czym w psychopatycznym geście oblizał ostrze. -Smaaak...- rozkoszował sie czynnością.
-Publiczność nadchoooooodzi! MU-ZY-KA GRAA! A my wciąż młoooodzi! LA LA LA LA!- śpiewał przeskakując z nogi na nogę
W końcu zrobił piruet wymachując kukri i stłumionym głosem rzekł do siebie -Pantonima... kurwy! PANTONIMA!- warknął zaciskając pięści.
-Mmmm... ACH!- wciągnął głeboko powietrze rozkoszując się myślą -Ból...krew...płacz...śpiew...- wyrecytował zakładając ramiona, jakby samego siebie ściskając. -Oh, mój słodki przyjacielu...ależ będzie dzisiaj bal...oh mój drogi przyjacielu...ostatni dzisiaj raz rześ srał...hueheuheu- skończył śmiejąc się frywolnie, lecz nagle śmiech ustał,a Jack jakby zastygł. Otworzył powoli oczy i nie było tam już radości. Na oczach malowal się...strach? Jack opuścił ręce i spojrzał niepewnym głosem na kukri, po czym na toboły ze strojem. Podszedł do nich powolnym krokiem, a po jego policzkach spłynęły pojedyńcze łzy. Klekną przy tobołach i powoli odsunął worek ze strojem. -Ból...strach...ból...piach...- rzekł wkładając do środka rękę, drugą ocierając łzy. W końcu znalazł swoją maskę i wyciągnął ją powoli z otchłani mroku jego worka.
Patrzył w nią...ona patrzyła w niego.
-Hihhihi- zaśmiał się delikatnie zakrywając dłonią usta.
-La...la la la la...la la la la...la la...la ... la...- śpiewał bardzo powoli, psychodelicznie zbliżając maskę do siebie, dopóki nie zetknął się z nią czołem. -Czas... na taniec...-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Docent
Pseudoklimaciarz
Posty: 22

Post autor: Docent »

Harald leżał na wilgotnej ziemi i rozmyślał nad zbliżającą się nieubłaganie potyczce . Czas zwolnił , a odgłosy z otaczającego go buszu ucichły i przybrały kojącego szumu liści . Na swoim brzuchu trzymał banjo i grał na nim spokojną melodię . Pozwalało mu to pozbierać myśli , które w nim się kotłowały.
Za wszelką cenne starał się wyciszyć swój umysł . Harald nie pozwalał sobie w takich momentach na stres. I tak w swoim całym życiu walczył z gorszymi rzeczami niż psychopatyczne klauny żądne mordu .Chociaż nigdy nie wiadomo co los przyniesie. W każdej chwili przed walką , dobrym rozwiązaniem jest przeanalizowanie swojej strategii , którą trzeba obrać przeciwko swojego oponenta . Głupotą jest drwić z swojego rywala , który przejawia ( mniej lub bardziej ) psychopatyczne skłonności .
Z takimi ludźmi trudno sobie poradzić ,bowiem są nieprzewidywalni i czasami tracą kontrolę nad sobą .
- Liczę na to , że ten Jack jest słaby jak jego całe przebranie . Chociaż cholera wie co ten klaun jeszcze zmaluje . - pomyślał Harald , po czym przestał grać na banjo . Wstał z powrotem na nogi
, a potem otrzepał swój płaszcz z błota . Spojrzenie swoje skierował w nieprzeniknioną głuszę , która swoim mrokiem przysłaniała swoją głębie . W tym samym momencie z mroku wyleciała nad głową Haralda wielka ważka wielkości głowy człowieka , która trzymała w swoich ogromnych żuwaczkach , małą żabę .
- Gdyby nie ta pogoda i owady , było by tutaj całkiem przyjemnie – pomyślał Harald ,zapatrzony
w lot owada . Ważka podleciała do zgniłego pniaka , który znajdował się blisko Haralda . Usiadła
, a zaraz po tym rozpoczęła konsumować głowę swojej zdobyczy . (Wystarczy rozejrzeć się
i stwierdzić , że natura w swojej całej okazałości ukazuje swoje mordercze oblicze.)
Harald schylił się i spojrzał w dół ,aby przypatrzyć się zjawisku . W jednej chwili żabka , która jest konsumowana przez nienormalnych rozmiarów owada , przybrała natychmiast jaskrawsze ubarwienie i konwulsyjnych drgawkach zaczęła się rozrastać . Potem wybuchła i ciecz wydobywająca się z jej wnętrzności oblała ważkę , która zaczęła topić chitynowy pancerz ważki .
Owad chciał wznieść się na skrzydłach jednak szybko opadł bez życia na ziemie .
- Na Sigmara !! - z wytrzeszczem na oczach Harald cofnął się od okropieństwa , które zobaczył i sięgnął odruchowo do rękojeści swojej broni .
- Nic tu nie jest normalnego , a Sigmar raczy wiedzieć jeszcze jakie okropieństwa są na tej wyspie (a no właśnie ,apropo okropieństw ) .
Harald odwrócił się twarzą w stronę miejsca postoju grupy , która przyszła zobaczyć pojedynek .
W grupie na uboczu zauważył swojego rywala , a na jego twarzy widniał wciąż ten samy obrzydliwi uśmieszek . Wyglądał na bardzo pobudzonego z powodu faktu , iż miał walczyć z nim .
- Jemu przynajmniej dopisuje humoru. – powiedział i uśmiechnął się kwaśno Harald i poszedł w stronę grupy .
Zawrócił się po banjo i podniósł je z ziemi . Obejrzał je dokładnie i zrobił zamyśloną minę .
- A gdyby tak wsadził moje banjo w jego obrzydliwy gardziel , czy nadal było by mu do śmiechu? - pomyślał na głos Harald .
- Czas na mnie ! - Po tych słowach skierował się z powrotem do miejsca , w którym miał stoczyć walkę na śmierć i życie .

ODPOWIEDZ