ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Leśny Dziad »

Wcześniej Razandir podejrzewał, że jaszczuroludzie nie zgodzą się na tak bezceremonialne nadużywanie gościnności jakim popisali się piraci von Draka wspierani przez Corteza i jego ludzi. Mag zrozumiał, że był w błędzie gdy przystając na skraju wioski ujrzał palisadę z solidną bramą i dalszy zarys fortu powstającego w cieniu rzucanym przez kołyszącą się w górze Revenge.

– Robi wrażenie, prawda señor?
Czarodziej odwrócił się rozpoznając głos Corteza. Konkwistador stanął obok, wachlował twarz kapeluszem i patrzył z zadowoleniem na mury jakby były jego własnym dziełem.
– Dobrze kombinuje kapitan von Drake z tym wszystkim…
– Z czym wszystkim?
– No… Z tym fortem, rzecz jasna.

Estalijczyk zerknął szybko na maga lecz to wystarczyło by Razandir zrozumiał, że nie tylko z fortem kombinuje piracki kapitan,a Cortez dobrze o tym wie. Zresztą, nie trzeba było tu zmysłu inkwizytora by domyślić się, że von Drake coś knuje. Całkiem niedawno na powietrzny okręt powróciły warkoczące krasnoludzkie machiny zapewne przeczesujące teren w poszukiwaniu czegoś konkretnego. A nieumiejący trzymać jęzora za zębami piraci wraz z towarzyszami Skita naradzający się co chwila na głośnych popijawach napominali o „zysku”, „błyskotkach” i „złocie”. Bez wątpienia morscy zabijacy znaleźli na tych dzikich ziemiach coś o całkiem sporej wartości.

– Ale skoro już cię znalazłem, señor, – mówił dalej Cortez – to chciałbym też o coś zapytać.
– Pytaj śmiało, kapitanie.
– Jakże to robisz señor, że moskity trzymają się od ciebie z dala? Bo nas tutaj tną bez miłosierdzia. Mniemam, że to magia?
– Magia? – Czarodziej uśmiechnął się szeroko. – Nieee, starczy odrobina umiejętności alchemicznych w połączeniu z niewielką wiedzą o właściwościach tutejszych roślin.
– Senior, proszę cię zatem o pomoc. Trzech moich ludzi i dwóch od von Draka padło już martwych od choróbska, które te małe bestie zdają się przenosić. A co i rusz któryś chłop leży w gorączce i majaczy. Jak tak dalej pójdzie pomrzemy tu zanim fort postawimy nie mówiąc już o reszcie przedsięwzięcia… to jak, pomożecie señor?
– Pomogę jeśli powiesz mi o jakim przedsięwzięciu mówisz, kapitanie. I co ja z tego wszystkiego będę miał? – Mag pytał bardziej dla wyciągnięcia od informacji niż z prawdziwej chęci zysku. Skoro mógł uchronić od śmierci tych ludzi to przecież pomógłby im nawet za darmo, ale w tym wypadku czuł, że warto dowiedzieć się czegoś więcej.
– Wierzę, że dojdziemy do porozumienia. Moje… interesy prowadzone tu z señor von Drakiem mogą wkrótce przynieść rozliczne korzyści. Poza tym ktoś znający arkana magii może nam okazać się przydatny na tych niegościnnych ziemiach. Lecz ze szczegółami zapewne zechce zapoznać cię sam kapitan Francis.
– Idźmy zatem do niego – odparł mag. – Chciałbym jeszcze dziś obejrzeć chorych a i przygotowanie mojego specyfiku na komary trochę trwa, szkoda więc marnować czas.

Razandir ruszył za Cortezem zastanawiając się po co w ogóle pcha się w to wszystko. Złota przecież nie potrzebował zwłaszcza wobec faktu, że każdy kolejny pojedynek na Arenie przypłacić może życiem i nie pomoże mu wówczas nawet największa fortuna na świecie. Zrozumiał jednak, że znów czuje coś co za młodu zawsze pchało go do przodu. Czuł ciekawość i zew przygody, z których chyba nigdy nie wyrósł. Lecz rozsądna część jego umysłu wciąż podpowiadała by zachować umiar. Wiedział, że tam gdzie szybko można się wzbogacić, tam często pojawia się chciwość, która nierzadko zwraca ludzi przeciwko sobie. Postanowił więc, że jeśli von Drake w ogóle zechce jego pomocy, to on zaoferuje jedynie swoje wsparcie medyczne i ochronne.
Swoją drogą ciekawe czy kapitan Francis przewidział, że to Cortez ma szansę wyjść najlepiej w całym tym interesie bo przecież życie estalijczyka pozostaje niezagrożone walkami na Arenie. Sam konkwistador na pewno zdawał sobie z tego sprawę. Może właśnie z tego powodu cwaniacki uśmieszek nie schodził z jego twarzy?

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Wedle życzenia , zaczynam roleplay od tego momentu ponieważ długo nie byłem aktywny , tak mi jest wygodniej :) , zapowiada się ciekawie itd. Na razie tekst krótki ( bardzo ) i na rozgrzewkę ale potem od teraz postaram się angażować . ]
Dzień powoli miał się ku końcowi gdy postać okryta maskującym płaszczem bezszelestnie przemknęła przez poszycie lasu kierując się do osady. Widział już że "ulice" są dość opustoszałe i większość zawodników przebywała w swoich kwaterach. Ruszył do swojej , i po drodze zapytał przypadkowo spotkanego skinka , o to czy odbyły się już jakieś walki. Odpowiedź , trudna do zrozumienia z powodu bardzo mocnego akcentu ucieszyła Etchana. Po pierwsze zginał wyglądający na obłąkanego błazen i po za tym doświadczony imperialny strzelec przeżył. Elf szanował honorowego i sprawiającego wrażenie przedstawiciela " starej szkoły" żołnierskiej Lothara. W drodze do swojej kwatery usłyszał dość głośne głosy w domku kapitana tylko strzępy rozmowy toczącej się w środku
" Jeżeli jesteście chociaż w połowie tak dobrzy jak mówią, to obsypie was diamentami " - wypowiedziane mocnym , charyzmatycznym głosem kapitana von Drake "
" Umowa stoi " Entuzjastyczne okrzyki najemników. Etchan nie potrzebował niczego więcej. " Jutro będę musiał wcześniej wstać"
[ @ Matis ilu około jest tych najemników. ? ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Zbychu, to Harald walczył, nie Lothar ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Sorry , nie wiem czemu mylą mi się same ich imiona. ]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Strzelców Lothara jest 12-15 bodaj. Moich piratów 45. Ludzi Corteza jest 50. Ludzi Skita około 4 chyba, ale w tym wypadku nie jestem pewien, musiał by się Anast3r wypowiedzieć. Wieczorem lub późno w nocy wstawię kolejny fragment tekstu.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Rozumiem że z wiadomych powodów mój elf ( mimo że byłby przydatny ) nie może bezpośrednio dołączyć do wyprawy ? ]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Pewnie będę tego żałował, ale jak napiszesz mi na pw zaje...biście dobre uzasadnienie, mówiące o tym, do czego elf jest nam niezbędny i co zyskamy dzięki jego obecności, to będziesz mógł dołączyć do wyprawy oficjalnie i będziesz miał z tego profity :P Jak chcesz możesz dołączyć CV do listu motywacyjnego. :mrgreen: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Kolejne dni mijały tak samo, parno, gorąco i monotonnie. Skgarga nudziła już codzienna rutyna i ćwiczenia na manekinie z kokosów, dlatego właśnie jednego z wieczorów wybrał się na przechadzkę dla rozprostowania kości. Ciepły od słońca piasek, na drodze, szurał pod okutymi buciorami ogra. Kilku piratów kapitana von Drake minęło wielkoluda, rozmawiając głośno oraz co i rusz popijając wino przywiezione z Imperium. Ogr z bełkotliwej rozmowy ludzi wychwycił dwa kluczowe słowa, "klejnoty" i "zysk".
- Piękny. - Zwrócił się do gnoblara. - Co powiesz na mały zarobek?
- Eeeeeee, a czy będę mógł pojeździć na pakariri?
- Nawet będziesz musiał. - Ogr uśmiechnął się pod wąsem wietrząc zapach monet.

Następnego ranka niedaleko domku Skgarga słychać było dźwięk siekiery uderzającej o drzewo, włączając się do kakofonii odgłosów dobywających się od strony, wciąż powiększającego się fortu kapitana von Drake. Kilka godzin później obok domku ogra stał, niczego sobie, tor do potyczek konnych, a raczej do potyczek pakarirowych. Małe, drewniane trybuny były zapełnione przez kilka skinków, które znudzone monotonnością wioski postanowiły zażyć kilka chwil rozrywki.
-Ekha, ekha.. Witam wszystkich tych co przyleźli obejrzeć tę, no walkę. Po lewej stronie na walkę czeka Piękny z rodu Brudasów. - Gnoblar, w zbroi z orzechów kokosowych, ujeżdżając pakariri i w ręku dzierżąc starą, wykrzywioną miotłę z włosiem z wyschniętych źdźbeł roślin pomachał energicznie do tłumu. - Po prawej, eeeee jakiś awanturnik. - Mały skink z okutym kijem oraz dosiadający pakariri popatrzył z mordem w oczach na potężnego Ogra.
- Uwaga, uwaga, za trzy, dwie, jedną.. Ruszać!!
Lansjerzy ruszyli na siebie. Drewniane "kopie" uderzyły o ciała. Widownia podniosła się z krzykiem widząc jak skink na, którego obstawili pada na ziemię. Jedynie stary, wspierający się na lasce gad z uśmiechem na twarzy odebrał należną sumkę za obstawienie wygranego gnoblara.
- Bardzo dziękuję za udział w zakładach. - Podziękował gadom oraz, tym razem szeptem i do siebie. - No i za profit, bo chyba tak to się mówi.
[ @Byqu czy na tej wyspie panuje jakaś konkretna waluta czy prowadzi się handel wymienny?]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ no, jestem. jak na porządnego inżyniera przystało, napierdalałem młotkiem w deski przez dwa tygodnie. ludzi skita jest 4, o ile nie ugadam inaczej z byqiem. ]

Nim uczestnicy feralnego polowania dowlekli się do opuszczonej osady, deszcz zdążył już rozpadać się z nagłą intensywnością, tak charakterystyczną dla klimatu tropików. Kiedy nazajutrz ulewa przeszła w mżawkę, by wreszcie wraz ze świtem ustąpić miejsca palącemu słońcu, zmieniającemu osiadłe na liściach krople w duszącą, ciężką wilgoć, czyniącą samo oddychanie wysiłkiem, morale grupy było na skraju upadku. Jeden jedyny pan Smith zachował resztki dobrego humoru, z uwagą przysłuchując się zoologicznym wykładom Pakji.
Nie dziwota więc, że przybycie orszaku jaszczurów z Sanguax zostało powitane z entuzjazmem, nawet, jeżeli cokolwiek zaskakującą wydawała się obecność niemal wszystkich mieszkańców wioski. Powód liczebności grupy wyjaśnił się, gdy tylko przywódca jaszczurów ujawnił szczegóły kolejnego pojedynku - miał się on odbyć w opuszczonej osadzie.
Skit, zalegający wśród zwisających nisko splotów potężnego dławisza, samego pojedynku nie miał szansy zobaczyć - przez noc pasożytnicze pnącze zdążyło wypuścić kilkanaście metrów dodatkowych pędów, skutecznie zarastając rozwalonego na liściach zielonoskórego i ukrywając go przed ludzkim spojrzeniem, a ten, zadowolony, że wschodzące słońce nie zakłóca jego wypoczynku, nawet nie myślał o wstawaniu.
Zamaskowany szaleniec od dawna gryzł już piach, gdy ktoś wreszcie raczył zauważyć nieobecność Skita. Wśród jaszczurek dało się zauważyć oznaki poruszenia. Xothal i Pakja dyskutowali o czymś zawzięcie, coraz bardziej podniesionym tonem. Wreszcie potężny saurus ukłonił się sztywno kapłanowi i rozesłał swoich podwładnych po całej opuszczonej osadzie. Ćmiący nieopodal fajkę mag Razandir pokiwał powoli głową, jakby zgadzając się z jakimś niesłyszalnym dla nikogo innego głosem. W zamyśleniu nie zauważył nawet, że wonny tytoń ubity w cybuchu zgasł od wszechobecnej wilgoci. On również zauważył brak zielonoskórego, którego dwaj podwładni kręcili się bezradnie w pobliżu, a nagłe napięcie, widoczne w ruchach reptilian, potwierdziło jego przypuszczenia. Cała Arena Śmierci była jednym wielkim rytuałem - krwawym rytuałem, wymagającym dokładnie piętnastu ofiar. Odczekał jeszcze chwilę, patrząc na miotające się po wiosce jaszczurki, po czym z westchnieniem wytrząsnął zamokły tytoń na ziemię i pomachał do rozgorączkowanego wodza. Xothal podszedł doń szybkim krokiem.
- Tak, szlachetny cudzozemcze? - zapytał - O co chodzi?
- Myślę, że mogę wam pomóc - odparł mag - Mogę z dużą pewnością oszacować położenie orka.
Xothal pochylił z szacunkiem gadzi pysk.
- Zaprawdę, wielkim magiem jesteś, cudzoziemcze. Twa pomoc byłaby nieoceniona.
Razandir z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Postanowił dalej grać rolę; zamknął oczy, wymruczał coś pod nosem, po czym odwrócił się i wskazał ręką na wybrzuszenie w listowiu niebywale rozrośniętego dławisza. Pędy momentalnie stanęły w płomieniach, zamieniając się w popiół w ciągu ułamka sekundy, a jednak nie wydzielając ciepła, by nie spopielić leżącego pod nimi zawodnika. Skit poderwał się, zdezorientowany, kiedy południowe słońce objęło go całego swym blaskiem.
- Co się kurwa... - wymamrotał, pocierając zaspane oczy - O, skond nas tu tylu?
Xothal zignorował pytanie orka, dając mu czas na całkowite oprzytomnienie, i ukłonił się Razandirowi.
- Dziękuję w imieniu swoim i całego Sanguax - powiedział, po czym odszedł, by ogłosić koniec poszukiwań.
Czarownik poczekał, aż wódz się oddali, po czym niemal krztusząc się ze śmiechu podszedł do zielonoskórego.
- Dzięki tobie chyba zdobyłem sobie reputację godną arcymaga - rzucił na powitanie - a po prawdzie to chrapiesz tak, że martwy by cię usłyszał!
- Pewno, że tak - Skit wyszczerzył zęby w uśmiechu - Ja tak odstrasza te wredne krwiopijce!
Razandir uniósł brew. Ork wytrzymał jego spojrzenie tylko przez kilka sekund, potem zarechotał, szczerze i radośnie.
- Ja żartuje! Wy wszyscy tacy łatwi do nabrania, wszyscy wy sądzą: "Skit taki gupi", ha! - ryknął, wykonując coś, co miało w zamyśle być przyjaznym klepnięciem w ramię, a w rezultacie omal nie zwaliło Razandira z nóg - Tera jak ja wstał - dodał po chwili - To ja zrobił głodny. Panie wódz!
Skit ruszył w kierunku szykujących się do wymarszu jaszczurów, a mag ponownie nabił fajkę tytoniem.

[ @leśny dziad wybacz, jeżeli przegiąłem z plejem twojego maga, jak będziesz chciał, wymyślę coś innego ]

Po dotarciu do Sanguax okazało się, że koniec kłopotów bynajmniej nie jest bliski, oto bowiem z lasu wytoczyła się grupa dzikich orków.
- Hy, jakie śmieszne zielone! - zdziwił się Skit na widok wytatuowanych prymitywów.
Obie strony - zielonoskórzy i jaszczury - dały jakiegoś rodzaju rytualne przedstawienie, po którym orkowie jakby nigdy nic wycofali się do lasu. Skit nie miał pojęcia, co przed chwilą zaszło, więc oczywiście nagrodził je gromkimi owacjami, w ogóle nie czując się skrępowanym dziwnymi spojrzeniami, jakimi obdarzyli go zgromadzeni. Najwyraźniej nie potrafili docenić dobrego plemiennego artyzmu. Albo może owacje nie były w tych stronach powszechnie używanym środkiem wyrażania aprobaty?
Ork zrozumiał swoje faux pas dopiero gdy usłyszał urywek rozmowy Pakii z tym lalusiem, czymśtam chaosu. Jak mu tam było, czekanem? Czeremchą? W każdym razie chaosu.
- Za trzy księżyce piętnastu ich najlepszych wojowników stanie przeciw piętnastu naszym, a wtedy konflikt zostanie rozstrzygnięty - perorował Pakja.
- Strasznie to przekombinowane- stwierdził Sepphirion, przewracając oczami.
- Tak bywało od setek lat i tak będzie przez kolejne setki. Zwyczaj, cho, musi być dochowany.
Skit nie słuchał już dalszego ciągu. Poczekawszy, aż czekan chaosu zostawi Pakję w spokoju, sam zbliżył się do saurusa i ozwał się w te słowa:
- Ten, no, ja to by chciał dać w kość zielonym skurwielom.
- Przecież to twój lud! - Pakja spojrzał nań z niedowierzaniem.
- E? - nie rozumiał Skit.
Pakja zastanowił się przez chwilę, po czym - rozważywszy sposób wyznaczania orkowej hierarchii - zrewidował swoje poglądy.
- Nic takiego - rzucił - Zapomnij.
Skit podrapał się po głowie.
- Dobra. Ale ja chciał wiedzieć, czy może iść z wami ubijać zielonych, w tej... yyy... dużej grupie wojowników?
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Dzisiaj mam kolejną nockę w robocie, więc wszystkie poruszone wątki pociągnę dalej dopiero jutro wieczorem :( ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[@Stabilo: panuje tu handel wymienny, choć towarem mogą być zloto i kamienie szlachetne, które są tanie u jaszczuroludzi.]
- Masz serce jaguara, orku, lecz nie mogę spełnić twojej prośby- odparł Pakja- Zwyczaj zabrania obcym reprezentowania naszego ludu. Poza tym nie będzie to bitwa.
- Nie? Ja nie rozumie...- zdziwił się Skit.
- Rytuał, który odprawimy sprawdzi obie drużyny. Właściwie jest to gra, do której używamy skórzanej tykwy o obłym kształcie i dwóch bramek ułożonych z bambusa.
Tu saurus rozrysował układ gry w ziemi pazurem, tłumacząc zasady.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Walka trzecia
https://www.youtube.com/watch?v=gLVTyp27mGo

Merxerzis, egzekutor z Naggaroth vs Erwin von Wador, kapitan Imperium


Obudzono ich wcześnie rano.
Było jeszcze ciemno, gdy wezwano wszystkich na plac świątynny. Już gotowy stał pochód składających się z kilku saurusów, dzierżących pochodnie i kilkunastu skinków. Na czele ich stał Xipati, jak zawsze pochylony nad ziemią. Ostatnie wydarzenia zmusiła wodza Xothala do podjęcia środków ostrożności, stąd, w przeciwieństwie do poprzedniego pojedynku, niewielka grupa mieszkańców towarzyszyła gladiatorom. Sam wódz nie był obecny, więc to arcykapłan przewodził grupie.
Merxerzis stał już gotowy, jakby nie spał w nocy, cały czas czekając na pojedynek. Wszystko w jego postaci zdawało się być dopięte na ostatni guzik- z iście wojskowym rygorem.
Erwin właśnie nadchodził. Krok miał nieśpieszny, spokojny. Dużą tarczę przewiesił przez plecy, w ręku dzierżył włócznię. Milczał. Niewiele było wiadomo o tym wojowniku. Podobno był kapitanem Imperium, nie nosił jednak munduru, brak mu było odpowiednich dystynkcji, choć sposób kucia pancerza wskazywał na ten właśnie kraj. Minę miał raczej marsową, oczy wyblakłe. Nie było to jednak niezwykłe- inni kapitanowie, Lothar czy Harald widzieli już takich ludzi. O bliznach na umyśle dużo głębszych, niźli te na ciele.

Na sygnał Pakji, orszak ruszył. Dołączyli doń inni zawodnicy, którzy zawsze byli chętni na obejrzenie pojedynku- część dla widowiska, inni, by poznać styl walki swoich potencjalnych rywali.
Gdyby nie znajomość leśnych ścieżek jaszczuroludzi, podróż nie byłaby możliwa. Ciemność ustąpiła szarości świtu, gdy grupa dotarła pod ścianę ze skał.
- Jesteśmy- oznajmił krótko Pakja.
Większość ciepłokrwistych była tu po raz pierwszy, lecz Ethan pamiętał to miejsce z niedawnego polowania.
Klify Tengaru.
Znajdowali się nieco na północ od kolonii papug. Mgła teraz spowiła wyspę i tylko rzadki okrzyk kookaburry przerywał przytłaczającą ciszę.
U stóp skalnego klifu znajdowała się winda. Była to platforma z bali, do której przymocowano dwa pionowe i jeden poprzeczny, powiązane lianami. Za zaproszeniem Xipatiego, Erwin i Merzerzis, w towarzystwie dwóch skinków wkroczyło na platformę. Dwóch saurusów chwyciło za zwisające obok liny i pociągnęli je. Winda drgnęła, po czym uniosła się nieco nad ziemię. Wkrótce platforma zniknęła z oczu, zatapiając się we mgle.
Potem ruszył Xipati i jego akolici, potem kolejni zawodnicy i saurusi.
Ze szczytu obserwowali okolicę. Widok był stąd na całą wyspę. Nie dla widoków jednak tu przybyli.

Z pierwszym promieniem słońca zadudniły bębny, a z okrzykiem wzywającym Choteca, walka się rozpoczęła.

Erwin zaraz przybrał defensywną pozycję, pochylony do przodu, zasłonięty w większości za sporą tarczą. Merxerzis stał jednak, niczym posąg, oświetlany promieniami budzącego się słońca. Erwin zbliżał się powoli, ostrożnie.
Nagle elf ożył, wznosząc miecz do ataku, tnąc po krótkim łuku w pachwinę. Przytomny kapitan von Wador zbił cios tarczą, wyprowadzając szybką kontrę. Druchii jednak zdołał odskoczyć w porę. Zaraz jednak zaatakował ponownie, wykazując się agresją i nieustępliwością. Celując w szczeliny pancerza oponenta, Merxerzis póki co testował jego obronę, która póki co zdawała egzamin. Musiał być przy tym ostrożny, gdyż Erwin wyprowadzał po każdym ataku błyskawiczną kontrę, z którąnawet elf miał problemy. Jedna z nich zdołała nawet trafić Merxerzisa. Walka nie zakończyła się jego śmiercią tylko dzięki pancerzowi egzekutora.
Druchii zaklął, zły, że to człowiek pierwszy zadał skuteczny cios. Choć sam nie odniósł rany, drażniła go świadomość, że tak mogło się stać. Zaklęty miecz zdawał się mocniej go prowokować ku agresywniejszym wypadom, lecz póki co elf wyglądał dogodniejszej okazji.

Obrona Erwina doprawdy była nieprzenikniona. Kapitan niemal uśmiechnął się w duchu, narzucając tak naprawdę przebieg walki. Choć to on reagował, a nie na odwrót, widząc agresywny styl elfa, ograniczył się tylko do kontr, praktycznie stojąc w miejscu. Zbijał tarczą ciosy i kontrował od razu. Co prawda póki co nie wyrządził krzywdy elfowi, ale zmuszał go do ataku i odskoku, co musiało zmęczyć każdego- nawet elfa.

Merxerzisa przestała bawić ta zabawa. Co prawda zbijał włócznię kapitana z łatwością, udawało mu się czasem minąć tarczę przeciwnika, lecz wtedy jego miecz nie trafiał w szczelinę zbroi, jak powinien. Elf zmienił więc taktykę, chwytając lewą ręką za ostrze, mniej więcej w dwóch trzecich i szybkimi sztychami celował w wizjer, czy w szczeliny. Stracił przy tym dużo na zasięgu, ale zaskoczył tym rywala. Wytrącony z równowagi Edwin pozwolił, by elf skrócił dystans. Gdy ostrze niebezpiecznie blisko przemknęło jego twarzy, kapitan cofnął się odruchowo. Elf napierał, przez co obaj zakuci rywale szybko przebyli dwadzieścia korków, aż wreszcie von Wador wrócił do odpowiedniej pozycji.
Potem znów nastąpił impas.
Obaj kombatanci byli sfrustrowani, że dotychczas nie zadali przeciwnikowi poważniejszych ran. Edwin nosił ślad kilku nacięć na twarzy, równie spektakularnych, co zacięcie brzytwą przy goleniu. Merxerzis został trafiony ciosem, który nim zatrząsł i pozostawił wgniecenie w pancerzu, lecz samego metalu nie przebił.
- Nadążasz?- mruknął Druchii, chwytając nagle za ostrze swego miecza. Trafiony gardą draicha w hełm Erwin von Wador zachwiał się i postawił jeden krok w tył.
O jeden za dużo.
Przed upadkiem nie uchroniła go ani wielka tarcza, ani umiejętności defensywne, ani mistrzowsko wykonana zbroja. Ciało Erwina von Wadora jaszczuroludzie zabrali spod stóp klifu, nim padlinożercy zdążyli go rozdziobać.

[Opis przedstawia przebieg walki. Merxerzis szybko kulnął krytyka, będący jednocześnie efektem specjalnym terenu. Erwin oblał testy na równowagę i się zabił. Taka sytuacja statystycznie zdarza się rzadko, ale jednak. Z ciekawości przeprowadziłem walkę, jakby nie miało to miejsca. I coś, co ma szansę ok. 1,25% wystąpić zdarzyło się jeszcze dwa razy... :roll:
Przeznacznie :lol2: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
KERSZUR
Mudżahedin
Posty: 254

Post autor: KERSZUR »

Erwin miał przeciwnika tam gdzie chciał, zwrócił już na samym początku uwagę na nietypowy nawet na egzekutora oręż, emanujący dziwną energią, dlatego pokładał nadzieję na pancerzu i tarczy. Wszystko było na swoim miejscu, w momencie kiedy jego cios sięgnął przeciwnika, poczuł przypływ nagłego optymizmu.
-Byle teraz czegoś nie spier#olić- pomyślał konsultując się w między czasie z Ebrachilem.
-Najważniejsze to nie dać mu się zranić, niepokoi mnie te jego ostrze. - podsumował.
Niespodziewanie sytuacja się zmieniła, to przeciwnik zyskał przewagę, a on próbując ustawić się w jak najwygodniejszej postawie, stracił grunt pod nogami, dosłownie.
Spadając zdążył pomyśleć, - O kurwa to super efektywne.- kiedy jego kości łamały się pod własnym ciężarem, oraz ciężarem rynsztunku.
Został tak leżeć patrząc pustymi oczami w niebo, twarz jego pokrył uśmiech. Wreszcie byli wolni...
[Dziękuję za udział w arenie, gratuluję wygranemu ( to jak teraz Khain wlicza fraga bez utoczenia krwi ostrzem?). Nawiasem mówiąc jeśli można prosić chciałbym żeby nie znaleziono ciała, taka furtka na dorzucenie jakiejś akcji. ]

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

- Ja jebie!
Merxerzis był zły już w momencie kiedy człowiek się potknął i runął w przepaść, ale kiedy usłyszał dźwięk zderzenia ciała z ziemią był już pewny, że nic nie poczuł. Nie wiedział tylko i niestety nigdy się juz nie dowie, co bolało go najbardziej, czy to dlatego, że jego przeciwnik nie był wystarczająco wartościowy, czy dlatego, że ta śmierć poszła na konto grawitacji. Egzekutor spojrzał gniewnie na swój miecz.
- Kurwa więcej krwi widziałem po zacięciu przy goleniu.
Nawet nie było mu szkoda jego szaty na tak małe ilości krwi. Wytarł ostrze i schował za plecy podtrzymując przy tym pochwę. Dopiero teraz kiedy się rozejrzał, zobaczył parę zdziwionych twarzy jego reakcją na, bądź co bądź, wygrany pojedynek.
- Dobra wiem, moja wina. - Machnął zrezygnowany ręką.
Już miał się skierować do windy, by zabrała go z tego felernego miejsca, kiedy sam widok mechanizmu, znowu rozbudził w nim gniew. To wina jaszczurek, że musi teraz czekać na następny pojedynek, by się naprawdę sprawdzić. To one musiały go tu wciągnąć na górę.
Natychmiast zawrócił, by skonfrontować się z tym ich kapłanem.
- Odebraliście mi moją szansę! - Krzyczał wygrażając zgromadzonym jaszczuroludziom pięścią. - I co było sprawiedliwiej? A może ciekawiej?
Zanim zdążył do niego dotrzeć, drogę zastąpiło mu dwóch saurusów o zielonych łuskach.
- Odnosiłem wrażenie, że to wy zawdzięczacie nam ten turniej i jesteście tu gośćmi. Nie masz żadnej władzy, by stawiać nam warunki.
Merxerzis chwilę dusił w sobie gniew, który już ostudził widok rosłych sylwetek strażników. To, że nie każdy mógł zrozumieć czym się kieruję nie oznaczało, że jest szaleńcem.
- Następna walka - Wysyczał ze złości. - Ma być w pieprzonej klatce. Potraktuj to jako prośbę, jeśli ci to w czymś pomoże.
Nie czekając na odpowiedź udał się do windy.
Obrazek

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Gratulacje zwycięzcy, chwała zwyciężonemu, szkoda, że tak szybko poszło i nasz defensor nie miał okazji bardziej zabłysnąć. :) ]

Gdy zbudzono ich bladym świtem na kolejny pojedynek Lothar z sir Horstem dopiero opuścili latający statek i mijając kwaterę, pełną śpiących gdzie popadnie po wyjątkowo udanej całonocnej libacji strzelców podążyli za orszakiem na klify.
- Nie daj się Erwin, dorwij ostroucha tylko uważaj na to jebitne ostrze. Wygląda groźnie. - dopingował żołnierze kapitan Brennenfeld, salutując mu gdy przechodził z tarczą na plecach. Odpowiedział tylko krótkim skinieniem głowy.
Po jakże krótkiej wymianie ciosów wyszło, że w istocie żelaznej obrony von Wadora nie mógł spenetrować nawet egzekutor z Har Ganeth. Niestety los postanowił znów spłatać walczącym figla i człowiekowi zabrakło pola. Snajper skrzywił się, gdy pobratymiec z krótkim okrzykiem zaskoczenia spadł z urwiska, wydając już tylko odległy szczęk żelaza rozbijającego się o skały.
- Na rogi Taala. - zaklął - Przyjdzie mi dawać baczenie na teren gdy przyjdzie moja kolej.
- Na wszelki wypadek nie cofaj się przed wrogiem. - podsunął Biały Wilk, podnosząc na ramię głownię młota.
- Na dobycie nowego pistoletu lub zmiany ładunku potrzeba mi półtora kroku, przeciwnik powinien być martwy zanim się nabiegam. W przeciwnym wypadku dopiero będą kłopoty.

Niestety, mimo przeszukania niebezpiecznych rejonów puszczy, nie znaleziono ciała poległego, co pokrzyżowało uczynne plany honorowego pogrzebu wojskowego z oddawaniem salwy nad trumną, jaki zamyślał Lothar. Ze słońcem wciąż zerkającym nieśmiało i różowym jak panna po kąpieli wrócili do obozu.

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

Sephirion ziewnął, przeczesując palcami splątane nieco włosy, gdy migające z winy przechodzących obok jego okien słońce zbombardowało jego powieki. Starając się nie budzić (a przez to i wprawiać w podły nastrój) śpiącej obok Feylhin, czempion Slaanesha podążył zaintrygowany za udającymi się gdzieś poza wioskę zawodnikami i jaszczurkami, pogwizdując radośnie po szczególnie upojnej i bynajmniej nie tylko w alkohol nocy. Na miejscu walka, podczas której miał zamiar popatrzeć na ból i cierpienie skończyła się jak krótka farsa komediancka.
Wojownik roześmiał się w głos, wysokim, aksamitnym tonem jak to miał w zwyczaju, odrzucając głowę do tyłu. Zniesmaczeni tym inni zawodnicy, jeszcze przed chwilą widzący owego śmiertelnika z włócznią żywym odsunęli się od niego.
- Na rogi Taala. - zaklął stojący przed nim inny człowiek, zdaje się ten, którego życie miał zakończyć za dwie walki- Przyjdzie mi dawać baczenie na teren gdy przyjdzie moja kolej.
-Nie martw się śmiertelniku, -rzucił doń jadowicie, schodząc- zadbam byś nie miał okazji skorzystać z tak łatwej i przyjemnej śmierci, gdy się tobą zajmę.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Docent
Pseudoklimaciarz
Posty: 22

Post autor: Docent »

[ Auuuć. Trochę szkoda , że w taki sposób się skończyła przygoda Erwina ]
Z obserwacji walki jasno wynikało , iż Erwin jest znaczniej lepszej pozycji od Merxerzis-a . Świetnie dopasowany styl walki , uzbrojenie i wyszkolenie dawały znaczną przewagę w walce po stronie człowieka . Jednak wszystkiego nigdy nie można być pewien.
Ostatnią rzeczą jaką Harald dostrzegł na koniec walki (po ciosie wymierzony przez Mererererxerzis) była znikająca sylwetka Erwina w odmętach przepaści . Zaraz po tym w oddali było słychać odgłos "chrupnięcia" metalu rozbijającego się o skaliste dno .
W pierwszych sekundach po wydarzeniu Harald niemógł uwierzyć w to co się stało . Dość zaszokowany i zirytowany wynikiem walki sięgnął do swojego plecaka po coś mocniejszego .Przeklną pod nosem i wyciągnął butelkę wypełnioną miejscowym alkoholem .
Zmieszany trochę konsystencją trunku , zmarszczył brwi i przez zaciśnięte zęby łykną gorzały , która wyjątkowo nie pasowała jego upodobaniom . Wystarczyło , że miała dużą moc i miała kopa .
Po czym westchnął i ściągnął swój kapelusz , aby oddać wyrazy szacunku dla poległego uczestnika .
- Jakim cudem wygrał egzekutor ?! - wyszeptał Harald
Fakt ,iż wygrana ...... elfa była solą w oku dla Haralda .Jednak po tym nastąpiło jeszcze gorsze ponieważ do grupy zawodników powrócił srebrnowłosy...... stary znajomy .
Przybycie Sephiriona wzbudziło gniew wśród ludzi , na pewno nie pomogło to w rozluźnieniu sytuacji , a raczej pogorszyło nastrój pozostałych uczestników .
Wrogo nastawiony do czepiona Slanesha Harald założył z powrotem kapelusz . Splunął pod nogi , a po chwili odszedł gdzieś na spacer ,aby ochłonąć z emocji .
- Ten dzień staje się ku*** coraz lepszy i lepszy - wycedził przez zaciśnięte zęby

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Wymiana ciosów między Erwinem a Merxerzisem przeniosła się niebezpiecznie blisko krawędzi klifu, za którą rozciągała się jedynie siwa otchłań mgły. Razandir obserwował jak von Wador w skupieniu broni się i zadaje ciosy, kibicował mu w duchu, w końcu walczył z nim ramię w ramię podczas feralnej przeprawy przez domenę chaosu. Wystarczyła jednak chwila by mag zrozumiał co się za chwilę wydarzy. Erwin stanął zbyt blisko przepaści, jeśli przy kolejnym ciosie elfa zasłoni się w taki sam sposób jak przedtem przypłaci to życiem. A Razandir jako były tarczownik najemnej kompanii wiedział, że von Wador zasłoni się tak samo. Nawyki trudno jest powstrzymać.
– Uważaj… – krzyk zamarł w gardle czarodzieja.
Było już za późno. Stało się. Erwin zachwiał się i runął w dół znikając nagle za krawędzią klifu. To nie była śmierć na jaką zasługuje wojownik, lecz jakie to miało znaczenie dla samego umierającego? Arena pożarła kolejne z żyć.
Mag westchnął cicho i ruszył ku windzie słysząc za sobą rozmowy innych zawodników i parszywy śmiech czempiona chaosu.

[Trochę lipa, szkoda że tak się ułożyła ta walka no ale cóż, przeznaczenia nie oszukasz.

anast3r Twój Razandirowy rolplej był jak najbardziej w porządku ;) ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Kolejną walkę postaram się wrzucić w niedzielę. Jestem padnięty i w tygodniu nie zdołam tego napisać.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[W imieniu klanu An Craite i jego honoru domagam się krwi!]
Obrazek

ODPOWIEDZ