Mini Arena of Death [Border Princes]
- Rakso_The_Slayer
- Postownik Niepospolity
- Posty: 5208
- Lokalizacja: Radom
- Kontakt:
Rakso The Slayer
Rakso The Slayer był thanem w armii Karak Zankaraz jednak utracił swój honor gdy nie udało mu się obronić posłów z Karaz-a-Karak i zostali uprowadzeni przez tajemnicze zakapturzone istoty.Po tym wydarzeniu wszedł na ścieżkę zabójcy... wędrował po górach zabijając licznych zielonoskórych, trolle a nawet giganta... gdy zaczął szukać wiekszego przeciwnika okazało się, że leże smoka zostało opuszczone przez wielkiego gada i swój obóz urzadziły tam Mroczne Elfy. Tam też przetrzymywały krasnoludzkich posłów. Rakso wymordował wszystkich Druchii w akcie szaleńczej furii i uwolnił więzione krasnoludy. Po tym wydarzeniu jego hańba została zmyta a Rakso na powrót przyjęty do swego klanu. Co więcej powierzone mu zostało dowodzenie częścią oddziałów Karak Zankaraz.
Pomimo tego Rakso nadal uważa że plamy na jego honorze nie da się do końca zmyć tak jak nie da się usunąć jego tatuaży. Dlatego nadal nosi pomarańczowy czub zabójcy i mimo, że nie jest to już jego obowiązkiem czesto w bitwie szuka najpotężniejszego przeciwnika aby zetrzeć się z nim w pojedynku.
Jest ponury i porywczy. Pije baardzo dużo piwa i nie rozstaje się ze swoim toporem. Po zdjęciu z niego przysięgi Zabójcy do boju rusza w zbroi jak inni thanowie jednak łatwo odróżnić go po wielkim pomarańczowym irokezie na głowie, wsciekłym ryku i szybko podnoszącym się i opadającym dwuręcznym toporze...
Topór dwuręczny, zbroja z gromrilu, stymulat w postaci antałka wypełnionego Bugman's XXXXXX...
To załapie się może?
Rakso The Slayer był thanem w armii Karak Zankaraz jednak utracił swój honor gdy nie udało mu się obronić posłów z Karaz-a-Karak i zostali uprowadzeni przez tajemnicze zakapturzone istoty.Po tym wydarzeniu wszedł na ścieżkę zabójcy... wędrował po górach zabijając licznych zielonoskórych, trolle a nawet giganta... gdy zaczął szukać wiekszego przeciwnika okazało się, że leże smoka zostało opuszczone przez wielkiego gada i swój obóz urzadziły tam Mroczne Elfy. Tam też przetrzymywały krasnoludzkich posłów. Rakso wymordował wszystkich Druchii w akcie szaleńczej furii i uwolnił więzione krasnoludy. Po tym wydarzeniu jego hańba została zmyta a Rakso na powrót przyjęty do swego klanu. Co więcej powierzone mu zostało dowodzenie częścią oddziałów Karak Zankaraz.
Pomimo tego Rakso nadal uważa że plamy na jego honorze nie da się do końca zmyć tak jak nie da się usunąć jego tatuaży. Dlatego nadal nosi pomarańczowy czub zabójcy i mimo, że nie jest to już jego obowiązkiem czesto w bitwie szuka najpotężniejszego przeciwnika aby zetrzeć się z nim w pojedynku.
Jest ponury i porywczy. Pije baardzo dużo piwa i nie rozstaje się ze swoim toporem. Po zdjęciu z niego przysięgi Zabójcy do boju rusza w zbroi jak inni thanowie jednak łatwo odróżnić go po wielkim pomarańczowym irokezie na głowie, wsciekłym ryku i szybko podnoszącym się i opadającym dwuręcznym toporze...
Topór dwuręczny, zbroja z gromrilu, stymulat w postaci antałka wypełnionego Bugman's XXXXXX...
To załapie się może?
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Runda I
walka nr1:
Zoltan Krwiożerczy vs Sir Zygfryd
Arena dziś przeżywała istne oblężenie gdyż z dawna oczekiwane walki wojowników z całego starego
świata miały się rozpocząc. Tylku tu w księstwach granicznych było to możliwe gdzie nie przejmowano się zbytnio religijnością czy też nie, lub nietolerancją jak u sąsiedniego imperium.
Zewsząd przybywali wojownicy, dobrowolnie czy też nie by wzią udział w walce. Ci niedobrowolnie
zajęli wygodne apartamenty w miejskich lochach. Ci dobrowolni zostali serdecznie ugoszczeni przez
księcia Mordragona. I właśnie dziś pierwsza para wojowników miałą wystąpi na arenę.
Pierwszy wkroczył Sir Zygfryd z Bretonii. Dzielny rycerz bez skazy i zmazy oddany pani jeziora.
Bretończyk poprawił swój wielki topór na ramieniu i rozglądał się za swoim przeciwnikiem który jeszcze nie przybył. Rozpierała go energia gdyż niedawno spożył solidnie przyprawione wino z proszkiem który zaoferował mu pewien alchemik. Dzieki niemu miał stac się silniejszy i tak się stało. Czuł rozpierającą go energię a jego topór wydawał się lekki niczym piórko...
Tymczasem wrota otworzyły się i wkroczył zakuty w od stóp do głów wojownik z symbolami
bogów chaosu na napierśniku. Jego temperament sprawiał że już nie mógł doczekac się zwarcia z wrogiem, jakimkolwiek z wrogiem, najchętniej wkroczylby na trybuny by rozerwac się trochę widzami ale...niespecjalnie bylo to możliwe. Zoltan zwany krwiożerczym łaknął krwi.
-Krwiiiiiiii zaryczał-ujrzawszy bretońskiego rycerza.Był szybszy i zanim Zygfryd zdołął podją broń ten był już przy nim
Sir Zygfryd usłyszawszy elokwętną deklarację przeciwnika zdjął z ramienia broń oparł ją o ziemię by mie dogodniejszy do niej dostęp.
-Imię me Zygfryd z Bretonii. Wierny rycerz najświętszej pani jeziora. Zkimże mam honor stoczyc ten szlachetny pojedynek?
-Krwiiiiiiiiii!!!!!!!!!!- odryknął Zygfryd gotując się do walki i czując narastającą w nim furię.
-A więc dobrze , miło mi cię poznac dostojny Sir Krwiiii.
-KRWIIIIIIIIII-Zaryczał Zoltan i ruszył powoli na rycerza.
-To wszystko co potrafisz powiedziec panie?-spytał z głupia frant Zygfryd.
-RRAAAAARGGHHHHH-Zoltan z uniesionym korbaczem ruszył na Zygfryda.
Broń wojownika chaosu trafiła Zoltana i odczuła pełnię siły wyznawcy mrocznych bóstw razem
z bólem w klatce piersiowej i gdzie zbroja została przebita a kule korbacza zderzyły się z ciałem.Od razu też przestał ignorowa przeciwnika i zhymnem Pani na ustach wziął zamach swoim wiernym toporem i zadał cios Zoltanowi który terazbył odwrócony do niego plecami.Pani jeziora musiała uśmiechną się do swego sługi gdyż ogromny topór przejechał po parku wojownika chaosu za nic mając zbroję i raniąc go głęboko. Zoltan odczuł cios i ból gdy ostrze topora głęboko wniknęło w jego plecy, poczuł także ekstazę wywołąną bólem i ten zaraz począł zanika. W tym czasie na jego szyi amulet rozjątrzył się niebieskim światłem i trzymający topór rycerz poczuł jak jego cios choc mocny natrafił w ciele wroga na coś w rodzaju kamienia czy zbroi?Dziwne. Ale przygotował się do drugiego ciosu. Wtedy Zoltan odwrócił się i wyprowadził korbaczem kolejny cios zamachując się jednak z mniejszą siłą z braku czasu na jego rozkręcenie. Cios minął rycerza o włos a kulę odbił styliskiem topora jednocześnie biorąc zamach znad głowy by przecią rycerza chaosu na pół...
Ostrze topora pobiegło w stronę głowy akurat wtedy gdy Zoltan podniósł glowe i spojrzał prosto na mknący ku niemu topór. Broń rycwerza wbiła się chaośnikowi w głowę i sama siła ciosu wystarczyła by cięcierycerza dotarło aż do piersi swego adwersarza. Zoltan osunął się na ziemię martwy zanim jeszcze jej dotknął. Na arenie chwilę panowałą cisza po czym mistrz areny ogłosił zwycięzcę...Jego sir Zygfryda... Uradowany rycerz tym że pokonał swego przeciwnika, tak groźnego wojownika opadł na kolana i nie przejmując się widownią począł się modli do swej patronki.
Rakso. już jest 8. Na razie tyle jest limit.
walka nr1:
Zoltan Krwiożerczy vs Sir Zygfryd
Arena dziś przeżywała istne oblężenie gdyż z dawna oczekiwane walki wojowników z całego starego
świata miały się rozpocząc. Tylku tu w księstwach granicznych było to możliwe gdzie nie przejmowano się zbytnio religijnością czy też nie, lub nietolerancją jak u sąsiedniego imperium.
Zewsząd przybywali wojownicy, dobrowolnie czy też nie by wzią udział w walce. Ci niedobrowolnie
zajęli wygodne apartamenty w miejskich lochach. Ci dobrowolni zostali serdecznie ugoszczeni przez
księcia Mordragona. I właśnie dziś pierwsza para wojowników miałą wystąpi na arenę.
Pierwszy wkroczył Sir Zygfryd z Bretonii. Dzielny rycerz bez skazy i zmazy oddany pani jeziora.
Bretończyk poprawił swój wielki topór na ramieniu i rozglądał się za swoim przeciwnikiem który jeszcze nie przybył. Rozpierała go energia gdyż niedawno spożył solidnie przyprawione wino z proszkiem który zaoferował mu pewien alchemik. Dzieki niemu miał stac się silniejszy i tak się stało. Czuł rozpierającą go energię a jego topór wydawał się lekki niczym piórko...
Tymczasem wrota otworzyły się i wkroczył zakuty w od stóp do głów wojownik z symbolami
bogów chaosu na napierśniku. Jego temperament sprawiał że już nie mógł doczekac się zwarcia z wrogiem, jakimkolwiek z wrogiem, najchętniej wkroczylby na trybuny by rozerwac się trochę widzami ale...niespecjalnie bylo to możliwe. Zoltan zwany krwiożerczym łaknął krwi.
-Krwiiiiiiii zaryczał-ujrzawszy bretońskiego rycerza.Był szybszy i zanim Zygfryd zdołął podją broń ten był już przy nim
Sir Zygfryd usłyszawszy elokwętną deklarację przeciwnika zdjął z ramienia broń oparł ją o ziemię by mie dogodniejszy do niej dostęp.
-Imię me Zygfryd z Bretonii. Wierny rycerz najświętszej pani jeziora. Zkimże mam honor stoczyc ten szlachetny pojedynek?
-Krwiiiiiiiiii!!!!!!!!!!- odryknął Zygfryd gotując się do walki i czując narastającą w nim furię.
-A więc dobrze , miło mi cię poznac dostojny Sir Krwiiii.
-KRWIIIIIIIIII-Zaryczał Zoltan i ruszył powoli na rycerza.
-To wszystko co potrafisz powiedziec panie?-spytał z głupia frant Zygfryd.
-RRAAAAARGGHHHHH-Zoltan z uniesionym korbaczem ruszył na Zygfryda.
Broń wojownika chaosu trafiła Zoltana i odczuła pełnię siły wyznawcy mrocznych bóstw razem
z bólem w klatce piersiowej i gdzie zbroja została przebita a kule korbacza zderzyły się z ciałem.Od razu też przestał ignorowa przeciwnika i zhymnem Pani na ustach wziął zamach swoim wiernym toporem i zadał cios Zoltanowi który terazbył odwrócony do niego plecami.Pani jeziora musiała uśmiechną się do swego sługi gdyż ogromny topór przejechał po parku wojownika chaosu za nic mając zbroję i raniąc go głęboko. Zoltan odczuł cios i ból gdy ostrze topora głęboko wniknęło w jego plecy, poczuł także ekstazę wywołąną bólem i ten zaraz począł zanika. W tym czasie na jego szyi amulet rozjątrzył się niebieskim światłem i trzymający topór rycerz poczuł jak jego cios choc mocny natrafił w ciele wroga na coś w rodzaju kamienia czy zbroi?Dziwne. Ale przygotował się do drugiego ciosu. Wtedy Zoltan odwrócił się i wyprowadził korbaczem kolejny cios zamachując się jednak z mniejszą siłą z braku czasu na jego rozkręcenie. Cios minął rycerza o włos a kulę odbił styliskiem topora jednocześnie biorąc zamach znad głowy by przecią rycerza chaosu na pół...
Ostrze topora pobiegło w stronę głowy akurat wtedy gdy Zoltan podniósł glowe i spojrzał prosto na mknący ku niemu topór. Broń rycwerza wbiła się chaośnikowi w głowę i sama siła ciosu wystarczyła by cięcierycerza dotarło aż do piersi swego adwersarza. Zoltan osunął się na ziemię martwy zanim jeszcze jej dotknął. Na arenie chwilę panowałą cisza po czym mistrz areny ogłosił zwycięzcę...Jego sir Zygfryda... Uradowany rycerz tym że pokonał swego przeciwnika, tak groźnego wojownika opadł na kolana i nie przejmując się widownią począł się modli do swej patronki.
Rakso. już jest 8. Na razie tyle jest limit.
Ostatnio zmieniony 8 wrz 2007, o 14:16 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 1 raz.
Poprawiłem ekwipunek i dodałem historię mojego dzielnego szczurka;)
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
I runda
1.Zoltan Krwiożerczy vs Sir zygfryd
1.Manfred [skaven- Manfred][2xmiecze,śr.zbroja,pistolet]
2.Big Boss 'ARDSKULL [ Black Ork- Kołata][2xczoppa,c.zbroja,hełm]
3.Gz'Rtk Szczszwany[Hobgoblin - nehan]?????????????
4.Artein zabójca [Dark elf - dark elf assasin]miecz,sztylet,trutka,bez zbr
5.Sir Zygfryd
6Heganbor 'Zabiję cię dwa razy'[krasnolud slayer][mł.dwu,stymulant]- kadrinazi
7.Zoltaq Krwiożerczy[zabity]
8.Skiritt[Skaven-Motor]-miecz,sztylet,lekka zbroja,trutka
1.Zoltan Krwiożerczy vs Sir zygfryd
1.Manfred [skaven- Manfred][2xmiecze,śr.zbroja,pistolet]
2.Big Boss 'ARDSKULL [ Black Ork- Kołata][2xczoppa,c.zbroja,hełm]
3.Gz'Rtk Szczszwany[Hobgoblin - nehan]?????????????
4.Artein zabójca [Dark elf - dark elf assasin]miecz,sztylet,trutka,bez zbr
5.Sir Zygfryd
6Heganbor 'Zabiję cię dwa razy'[krasnolud slayer][mł.dwu,stymulant]- kadrinazi
7.Zoltaq Krwiożerczy[zabity]
8.Skiritt[Skaven-Motor]-miecz,sztylet,lekka zbroja,trutka
Ostatnio zmieniony 8 wrz 2007, o 14:19 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 2 razy.
Kto w końcu zginął? Trochę się pogubiłem w tym Twoim opisie walki.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Heganbor vs Ardskull
Ledwie uprzątnięto ciało Zoltana krwiożerczego a sir Zoltan raczył po 15 minutowej przerwie zejśc z pola po długiej modlitwie co wywołało niezadowolenie publicznosci. Zewsząd zaczęlo się już rozlega pojedyncze gwizdy i buczenia gdy rycerz odszedł i mistrz areny zapowiedział kolejnych
wojowników. Oto na arenę wkroczył Czarny Ork Ardskull. Z nonszalancją i nie mówiąc nic zajął pozycję na środku placu bitewnego. Najego cześc z sektora orków i goblinów gościnnie w drodze wyjątku dopiszczonych do oglądania swojego wodza.odezwały krzyki.
Waaaagh! Waaaagh! Szef ! Szef! NAprzeciw niego wyszedł przysadzisty krasnolud z pomareńczowym irokezem na głowie. Jego wejście z kolei wywołało aplauz z sektora krasnoludzkiego. Kilku głupich orków nie widząc z tylnych rzędów kto wszedł zaczęło go oklaskiwac co wywołało drobną bójkę w ich sektorze gdy ich koledzy wytłumaczyli im ich pomyłkę za pomocą pięści.
Czarny ork tylko splunąl na widok krasnoluda obracając swoje czoppy kręcąc demonstracyjnie nimi.
Krasnolud warknął pod nosem pod adresem znienawidzonego zielonoskórego i sięgnął do bukłaka po swój ulubiony trunek przed walką. Pił pił aż dotarł do dna i dopiero wtedy po skosztowaniu wybornego bugmańskiego piwa przed walką ruszył na orka. Ork widząc to sam zaczął biec by skończy z pokurczem szybko i pokaza mu że pokurcze nie sąprzeciwnikiem dla orków. A Ardskull jest najsilniejszy.Heganbor krzyknął
-Chodz tu ścierwo!-i z marszy którym podchodził do Ardskulla wyprowadził cios swoim dwuręcznym młotem trafiając orka w biegu i zatrzymując jego szarżę. Ardskull poczuł uderzenie i ze zdziwieniem odkrył że juz nie biegnie tylko zatoczył się w tył. Na torsie w miejscu jego zbroi widniałą solidna dziura i wgniecenie po młocie krasnoludzim. Czył także że przynajmniej dwa jego żebra zostały złamane ale bólu nie czuł wielkiego. Był orkiem. Był twardy.
-Waaaaaaaaagh! Terazpokurcz zginąc.
-Dwie czoppy orka ruszyły do ataku zadając ciosy raz po raz teraz odsłoniętemu krasnoludowi.Ten jednak będąc nieobciązony zbroją a także dzięki wzorowemu sparowaniu swoim młotem ciosów chopp wyszedł z tego bez szwanku sam biorąc zamach.Młot wybił ramię orkowi z głośnym chrupnięciem. Nic to. Ardskull poczuł co najwyżej lekki cios choc brodacz cos mu zrobił z ramieniem i nie było ono już tak sprawne jak normalnie. Z furią waaagh podniecaną przez skandowanie z trybun Szef! SZEF! SZEF! przeszedł do kontrataku i znów zbyt jego ciosy zostały uniknięte bądz sparowane przez krasnoluda. Zabójca smoków tymczasem swietnie sie bawiąc z czarnozieloną paskudą wyprowadził atak którym zamierzał powali orka. Z determinacją krasnoludzką skoczył na Ardskulla starając się go odrzucic w tył i w rezultacie przewrócic. Cios młota w połączeniu z masą krasnoluda sprawił że Ardskull nagle znalazł się na ziemii. Ork nie wiedząc specjalnie dlaczego tak się stało starał się rozwiąza tą zagadkę gdy kolejnym ciosem Heganbor roztrzaskał mu głowę odnosząc zwycięstwo.
-Wygrał Heganbor!!!!! -Ogłosił zarządca areny. Zewsząd dał się słysze aplauz a ze strony trybun krasnoludzkich rozległo się skandowanie na złoś orkom. Szef Zdechł! Szef zdechł! Szef zdechł!
Orki jednak nie zwróciły uwagi na to specjalnie gdyż po pierwszym zaskoczeniu po utracie wielkiego szefa wybuchła sprzeczka miedzy pomniejszymi szefami, kto będzie szefował a ich sektor sam stał się polem bitwy na krótko dopóki doborowa gwardia księcia nie usunęła ich poza teren areny.
Ledwie uprzątnięto ciało Zoltana krwiożerczego a sir Zoltan raczył po 15 minutowej przerwie zejśc z pola po długiej modlitwie co wywołało niezadowolenie publicznosci. Zewsząd zaczęlo się już rozlega pojedyncze gwizdy i buczenia gdy rycerz odszedł i mistrz areny zapowiedział kolejnych
wojowników. Oto na arenę wkroczył Czarny Ork Ardskull. Z nonszalancją i nie mówiąc nic zajął pozycję na środku placu bitewnego. Najego cześc z sektora orków i goblinów gościnnie w drodze wyjątku dopiszczonych do oglądania swojego wodza.odezwały krzyki.
Waaaagh! Waaaagh! Szef ! Szef! NAprzeciw niego wyszedł przysadzisty krasnolud z pomareńczowym irokezem na głowie. Jego wejście z kolei wywołało aplauz z sektora krasnoludzkiego. Kilku głupich orków nie widząc z tylnych rzędów kto wszedł zaczęło go oklaskiwac co wywołało drobną bójkę w ich sektorze gdy ich koledzy wytłumaczyli im ich pomyłkę za pomocą pięści.
Czarny ork tylko splunąl na widok krasnoluda obracając swoje czoppy kręcąc demonstracyjnie nimi.
Krasnolud warknął pod nosem pod adresem znienawidzonego zielonoskórego i sięgnął do bukłaka po swój ulubiony trunek przed walką. Pił pił aż dotarł do dna i dopiero wtedy po skosztowaniu wybornego bugmańskiego piwa przed walką ruszył na orka. Ork widząc to sam zaczął biec by skończy z pokurczem szybko i pokaza mu że pokurcze nie sąprzeciwnikiem dla orków. A Ardskull jest najsilniejszy.Heganbor krzyknął
-Chodz tu ścierwo!-i z marszy którym podchodził do Ardskulla wyprowadził cios swoim dwuręcznym młotem trafiając orka w biegu i zatrzymując jego szarżę. Ardskull poczuł uderzenie i ze zdziwieniem odkrył że juz nie biegnie tylko zatoczył się w tył. Na torsie w miejscu jego zbroi widniałą solidna dziura i wgniecenie po młocie krasnoludzim. Czył także że przynajmniej dwa jego żebra zostały złamane ale bólu nie czuł wielkiego. Był orkiem. Był twardy.
-Waaaaaaaaagh! Terazpokurcz zginąc.
-Dwie czoppy orka ruszyły do ataku zadając ciosy raz po raz teraz odsłoniętemu krasnoludowi.Ten jednak będąc nieobciązony zbroją a także dzięki wzorowemu sparowaniu swoim młotem ciosów chopp wyszedł z tego bez szwanku sam biorąc zamach.Młot wybił ramię orkowi z głośnym chrupnięciem. Nic to. Ardskull poczuł co najwyżej lekki cios choc brodacz cos mu zrobił z ramieniem i nie było ono już tak sprawne jak normalnie. Z furią waaagh podniecaną przez skandowanie z trybun Szef! SZEF! SZEF! przeszedł do kontrataku i znów zbyt jego ciosy zostały uniknięte bądz sparowane przez krasnoluda. Zabójca smoków tymczasem swietnie sie bawiąc z czarnozieloną paskudą wyprowadził atak którym zamierzał powali orka. Z determinacją krasnoludzką skoczył na Ardskulla starając się go odrzucic w tył i w rezultacie przewrócic. Cios młota w połączeniu z masą krasnoluda sprawił że Ardskull nagle znalazł się na ziemii. Ork nie wiedząc specjalnie dlaczego tak się stało starał się rozwiąza tą zagadkę gdy kolejnym ciosem Heganbor roztrzaskał mu głowę odnosząc zwycięstwo.
-Wygrał Heganbor!!!!! -Ogłosił zarządca areny. Zewsząd dał się słysze aplauz a ze strony trybun krasnoludzkich rozległo się skandowanie na złoś orkom. Szef Zdechł! Szef zdechł! Szef zdechł!
Orki jednak nie zwróciły uwagi na to specjalnie gdyż po pierwszym zaskoczeniu po utracie wielkiego szefa wybuchła sprzeczka miedzy pomniejszymi szefami, kto będzie szefował a ich sektor sam stał się polem bitwy na krótko dopóki doborowa gwardia księcia nie usunęła ich poza teren areny.
Ostatnio zmieniony 9 wrz 2007, o 12:20 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 1 raz.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Skritt zachichotał wcierając truciznę w swoje miecze przed walką starając się nie uronic ani kropli z małej buteleczki w którą wyposażył go kupiec będący jego patronem.
-Ludzik mądry-mądry dzięki temu Skiritt wygra-wygra-wymamrotał do siebie. Szkoda tylko że nie mógł podrzucic swojemu rywalowi do jedzenia troche specyfiku. To by było jeszcze lepsze bez wątpienia ale nie wiedział kto nim będzie skoro nie można trudna rada. Zrobi to klasyczni w walce.Tak-tak.
Gz'Rtk był pewny swego. Był wojownikiem i podobało mu się szlachtowanie durniów na arenie którzy zostawili przeciw niemu wystawieni przez różnej maści hazardzistów i patronów. Ale zawsze ku ich zawodu zwycięstwo szło do Gz'Rtka. I to że nie miał patrona tym sprawiało że bogacił się. Bardziej niż u głupiego Hazara-Khana dla którego miał zanieśc wiadomośc jakiemus najemnikowi dezerterowi Oglah-Khanowi chocby najslawniejszemu. No to ze sam byl dezerterem teraz niewiele go obchodzilo. Następna walka sie zblizała i zachwilę znów będzie miał okazję zatopic ostrza w ciało kogoś...No pozostała tylko kwestia delikatnej pomocy szczęściu.Wyjął ze schowka małą buteleczkę i z pieczołowitością natarł swoje ostrza zawartością.-Tak- Pomyślał to powinno załatwi sprawę.Szkoda tylko że pomocnik zarządcy areny okazał się nieprzekupny bo tak ciekawie można by wsypac do miski tamtego z kim miał walczyc troszkę trutki...No nic...Moze innym razem.
Obaj wyszli na arenę stając naprzeciw siebie.
-Szczur!- pomyslał hobgoblin-jakież to żałosne...
Skaven zachichotał tylko na widok przeciwnika i przyjął pozycję wedle nauk klanu Eshin.
Hobgoblin z bronią gotową do ciosu zbliżył się do szczuropodobnej pokraki gotowy do błyskawicznego ataku w chwili gdy tamten by się tego najmniej spodziewał. Skaven tymczasem sam się sprężył do skoku. Nie da tamtemu czasu na reakcję.
Obaj walczący niespodziewanie skoczyli na siebie w tym samym czasie, obaj zdecydowani zakończyc walkę jak najszybciej. Obaj uderzyli jednocześnie, lecz skaven był nieznacznie szybszy i wyprowadził dwa celne ciosy szybko sparowane oboma sztyletami. Hobgoblin przeszedł do kontrnatarcia i sam z kolei zasypał przeciwnika gradem ciosów. Zaskoczony nagłą kontrą jak i szybkością i zwinnością, którą przeciwnik dorównywał jemu samemu Skriit pozwolił by jego sztylety zraniły go w ramię i w szyję. Rany nie wydawały się grozne lecz jednak krwawiły.Po chwili poczuł też podejrzane pieczenie tam gdzie go zranił.
Przeklęty-przeklęty-pomyślał Skritt-on też używa trucizny.Zaskrzeczał i wyprowadził atak Ukrytego Szczura by nie dac więcej okazji się zranic. Niestety, zwinny hobgoblin sparował wszystkie ciosy z niezwykłą gracją. Skritt zdołał tylko przejechac sztyletem po nadgarstku hobgoblina kalecząc go lekko.
Gz'rtk doskonale się bawił, przeciwnik był zwinny i szybki ale jak dotąd sam nie został zraniony a sam dał posmakowac paskudnemu szczurowi jego trucizny. O tak jakże przyjemnie był widok gdy tamten poczuł. Gz'rtk był w swoim żywiole. Skaven wyprowadził jakiś dziwny atak tym razem ale i ten odparł w całości...no prawie tamten lekko go drasnął w rękę. Nic ważnego. Poczuł jednak dotkliwy ból tam i to nie spodobało mu się ani trochę. Szczur użył trucizny. Tak jak on. Zmełł w ustach przekleństwo. Zabije go za tązuchwałośc i za to że ukradł mu pomysł...Byle tylko nie dac się trafic bo ręka dawała mu teraz we znaki. Zrobił zwód w lewo i zaatakował od prawej, lecz natrafił sam na barierę ostrzy skaveńskich.-Tak= pomyślał Gz'rtk dobra paskuda jest.
Skriit martwił się swoim krwawieniem lecz nie mógł nic z tymzrobi nie osłabiając swojej obrony i czekając na pierwszy błąd przeciwnika. Wymiana ciosów trwała...
Skriit zrobił jednak coś czego hobgoblin się nie spodziewal. Szczurolud zanurkował przed nim i ciął go z przewrotu, przejerzdzając sztyletem i mieczem po udzie a także po brzuchu. Gz'rtk zatoczył się zaskoczony krwawiąc ze swoich ran. Pierwszy raz od wielu lat poczuł ukłucie strachu
że może nie przeżyc, tym bardziej iż rany zaczynały bole od wprowadzonej do krwiobiegu trucizny. Jednak wiedział że jak zabije skavena to książęcy uzdrowiciele szybko postawią go na nogi. Zostawiając za sobą krwawy ślad hobgoblin skoczył na smiejącego się szyderczo skavena.Osłabł jednak i szczur po prostu go uniknął i przemknął z jego prawej.
Gz'trz poczuł kolejne cięcię tym razem z boku. Znów został zraniony, a upływ krwi sprawił że zaczął widziec czerwone plamki. Czuł ze umiera, czuł przejmujący strach najchętniej uciekłby stąd do diabła ale wiedział że nie mógł. Uśmiechnięty coraz bardziej szczur zbliżał się. Postanowił spróbowac desperackiego podstępu.Opadł na kolana, sprawiając wrażenie że już nie ma sił. Cóż prawie nie miał to fakt ale byc moze uda mu się jeszcze dźgnąc niespodziewającego sie przeciwnika jak ten podejdzie.
Nieświadomy zagrożenia skaven zblizył się by dokończyc dzieła. Wtedy hobgoblin desperacko dźgnął mierząc w brzuch. Z właściwym sobie refleksem Skriit odskoczył lekko zadraśnięty. W tym jednak momencie Gz'trza opadły wszelkie siły i zapadł w odmęty ciemności zwalając się na ziemię areny w kałuży krwi.
I runda
1.Zoltan Krwiożerczy vs Sir zygfryd
2.Big Boss' Ardskull vs Heganbor'zavbije cię dwa razy'
3.Gz'Rtk zwany szczwanym vs Skititt Skaven Assasin
1.Manfred [skaven- Manfred][2xmiecze,śr.zbroja,pistolet]
2.Big Boss 'ARDSKULL [nie żyje]
3.Gz'Rtk Szczszwany [nie żyje]
4.Artein zabójca [Dark elf - dark elf assasin]miecz,sztylet,trutka,bez zbr
5.Sir Zygfryd
6Heganbor 'Zabiję cię dwa razy'[krasnolud slayer][mł.dwu,stymulant]- kadrinazi
7.Zoltaq Krwiożerczy[zabity]
8.Skiritt[Skaven-Motor]-miecz,sztylet,lekka zbroja,trutka
-Ludzik mądry-mądry dzięki temu Skiritt wygra-wygra-wymamrotał do siebie. Szkoda tylko że nie mógł podrzucic swojemu rywalowi do jedzenia troche specyfiku. To by było jeszcze lepsze bez wątpienia ale nie wiedział kto nim będzie skoro nie można trudna rada. Zrobi to klasyczni w walce.Tak-tak.
Gz'Rtk był pewny swego. Był wojownikiem i podobało mu się szlachtowanie durniów na arenie którzy zostawili przeciw niemu wystawieni przez różnej maści hazardzistów i patronów. Ale zawsze ku ich zawodu zwycięstwo szło do Gz'Rtka. I to że nie miał patrona tym sprawiało że bogacił się. Bardziej niż u głupiego Hazara-Khana dla którego miał zanieśc wiadomośc jakiemus najemnikowi dezerterowi Oglah-Khanowi chocby najslawniejszemu. No to ze sam byl dezerterem teraz niewiele go obchodzilo. Następna walka sie zblizała i zachwilę znów będzie miał okazję zatopic ostrza w ciało kogoś...No pozostała tylko kwestia delikatnej pomocy szczęściu.Wyjął ze schowka małą buteleczkę i z pieczołowitością natarł swoje ostrza zawartością.-Tak- Pomyślał to powinno załatwi sprawę.Szkoda tylko że pomocnik zarządcy areny okazał się nieprzekupny bo tak ciekawie można by wsypac do miski tamtego z kim miał walczyc troszkę trutki...No nic...Moze innym razem.
Obaj wyszli na arenę stając naprzeciw siebie.
-Szczur!- pomyslał hobgoblin-jakież to żałosne...
Skaven zachichotał tylko na widok przeciwnika i przyjął pozycję wedle nauk klanu Eshin.
Hobgoblin z bronią gotową do ciosu zbliżył się do szczuropodobnej pokraki gotowy do błyskawicznego ataku w chwili gdy tamten by się tego najmniej spodziewał. Skaven tymczasem sam się sprężył do skoku. Nie da tamtemu czasu na reakcję.
Obaj walczący niespodziewanie skoczyli na siebie w tym samym czasie, obaj zdecydowani zakończyc walkę jak najszybciej. Obaj uderzyli jednocześnie, lecz skaven był nieznacznie szybszy i wyprowadził dwa celne ciosy szybko sparowane oboma sztyletami. Hobgoblin przeszedł do kontrnatarcia i sam z kolei zasypał przeciwnika gradem ciosów. Zaskoczony nagłą kontrą jak i szybkością i zwinnością, którą przeciwnik dorównywał jemu samemu Skriit pozwolił by jego sztylety zraniły go w ramię i w szyję. Rany nie wydawały się grozne lecz jednak krwawiły.Po chwili poczuł też podejrzane pieczenie tam gdzie go zranił.
Przeklęty-przeklęty-pomyślał Skritt-on też używa trucizny.Zaskrzeczał i wyprowadził atak Ukrytego Szczura by nie dac więcej okazji się zranic. Niestety, zwinny hobgoblin sparował wszystkie ciosy z niezwykłą gracją. Skritt zdołał tylko przejechac sztyletem po nadgarstku hobgoblina kalecząc go lekko.
Gz'rtk doskonale się bawił, przeciwnik był zwinny i szybki ale jak dotąd sam nie został zraniony a sam dał posmakowac paskudnemu szczurowi jego trucizny. O tak jakże przyjemnie był widok gdy tamten poczuł. Gz'rtk był w swoim żywiole. Skaven wyprowadził jakiś dziwny atak tym razem ale i ten odparł w całości...no prawie tamten lekko go drasnął w rękę. Nic ważnego. Poczuł jednak dotkliwy ból tam i to nie spodobało mu się ani trochę. Szczur użył trucizny. Tak jak on. Zmełł w ustach przekleństwo. Zabije go za tązuchwałośc i za to że ukradł mu pomysł...Byle tylko nie dac się trafic bo ręka dawała mu teraz we znaki. Zrobił zwód w lewo i zaatakował od prawej, lecz natrafił sam na barierę ostrzy skaveńskich.-Tak= pomyślał Gz'rtk dobra paskuda jest.
Skriit martwił się swoim krwawieniem lecz nie mógł nic z tymzrobi nie osłabiając swojej obrony i czekając na pierwszy błąd przeciwnika. Wymiana ciosów trwała...
Skriit zrobił jednak coś czego hobgoblin się nie spodziewal. Szczurolud zanurkował przed nim i ciął go z przewrotu, przejerzdzając sztyletem i mieczem po udzie a także po brzuchu. Gz'rtk zatoczył się zaskoczony krwawiąc ze swoich ran. Pierwszy raz od wielu lat poczuł ukłucie strachu
że może nie przeżyc, tym bardziej iż rany zaczynały bole od wprowadzonej do krwiobiegu trucizny. Jednak wiedział że jak zabije skavena to książęcy uzdrowiciele szybko postawią go na nogi. Zostawiając za sobą krwawy ślad hobgoblin skoczył na smiejącego się szyderczo skavena.Osłabł jednak i szczur po prostu go uniknął i przemknął z jego prawej.
Gz'trz poczuł kolejne cięcię tym razem z boku. Znów został zraniony, a upływ krwi sprawił że zaczął widziec czerwone plamki. Czuł ze umiera, czuł przejmujący strach najchętniej uciekłby stąd do diabła ale wiedział że nie mógł. Uśmiechnięty coraz bardziej szczur zbliżał się. Postanowił spróbowac desperackiego podstępu.Opadł na kolana, sprawiając wrażenie że już nie ma sił. Cóż prawie nie miał to fakt ale byc moze uda mu się jeszcze dźgnąc niespodziewającego sie przeciwnika jak ten podejdzie.
Nieświadomy zagrożenia skaven zblizył się by dokończyc dzieła. Wtedy hobgoblin desperacko dźgnął mierząc w brzuch. Z właściwym sobie refleksem Skriit odskoczył lekko zadraśnięty. W tym jednak momencie Gz'trza opadły wszelkie siły i zapadł w odmęty ciemności zwalając się na ziemię areny w kałuży krwi.
I runda
1.Zoltan Krwiożerczy vs Sir zygfryd
2.Big Boss' Ardskull vs Heganbor'zavbije cię dwa razy'
3.Gz'Rtk zwany szczwanym vs Skititt Skaven Assasin
1.Manfred [skaven- Manfred][2xmiecze,śr.zbroja,pistolet]
2.Big Boss 'ARDSKULL [nie żyje]
3.Gz'Rtk Szczszwany [nie żyje]
4.Artein zabójca [Dark elf - dark elf assasin]miecz,sztylet,trutka,bez zbr
5.Sir Zygfryd
6Heganbor 'Zabiję cię dwa razy'[krasnolud slayer][mł.dwu,stymulant]- kadrinazi
7.Zoltaq Krwiożerczy[zabity]
8.Skiritt[Skaven-Motor]-miecz,sztylet,lekka zbroja,trutka
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
walka 4
Artein vs Manfred
Książe Mordragon rozsiadł się wygodnie i oczekiwał na ostatnią walkę tej rundy która miała odbyc
się między elfim zabójcą a innym ze szczuropodobnych stworzen
które sprowadził sporym kosztem.Jego doradca Kassius stwierdził z zawodem że kolejny szczur to już przesada.
-Nie Kasiuszu-odpowiedział Mondragon.- to powinno byc ciekawe. Te szczurki są zabawne. A i ten elf jest inny niż jego pobratymcy...Przyjrzyjmy się im.-dał znak by wojownicy wyszli na
arenę.
Artein poprawił schowane pod czarnym płaszczem swój miecz i sztylet by były łatwo dostępne gdy wychodził na środek areny. Bah, podobało mu się tutaj w tym starym świecie, kto by pomyślał że jest tu tyle możliwości. W rodzinnym Naggaroth musiał byc posłuszny wysokim kapłankom i mistrzom skrytobójców, tutaj, zyskiwał sobie już w podziemnym swiatku sławę jako sprawny zabójca.
PRacował dla siebie i ta niefortunna katastrofa że wylądował jako rozbitek okazała się jednak fortunna. Czasem jednak występował na arenie by nie wyjśc z wprawy w otwartej walce. Spojrzał na stojącego naprzeciw szczuroluda. Ten przedstawiciel pomniejszej rasy był nieco bardziej
odrażający niż ci z którymi się spotkał. Czarna sierśc,blizny, i jakieś znamiona pewnie przebytej choroby na pysku.
-Że tez każą mi walczyc z pokrakami...-pomyśłał Artein chowając ręce pod płaszcz.Manfred klanu Pestilience kichnął,czując nawrót błogosławionej choroby. Tak to znamionowało
błogosławieństwo rogatego szczura. Jakie to piękno-piękne. Nie tylko zaraz będzie miał udowodni jeszcze raz przed rózowymi ludzikami swoją wyższośc jako wojownika, ale także rogaty Pan okazał
mu swoją łąskę. Kichnął znowu czując znajomy przypływ adrenaliny kiedy ujrzał przeciwnika. Jakiś zakapturzony ludzik-ludzik -stwierdził przyjrzawszy się postaci która, stałą na swoim
miejcu bez ruchu.Manfred zachichotał znowu i dobył ulubioną zabawkę-pistolet wykonaną dla niego przez inżyniera klanu Skryre.
Wymierzył w swego przeciwnika i nacisnął spust. Spudłował.
Zdenerwowało to Mandfreda więc postanowił zaatakowac go zanim tamten będzie gotowy do walki. Z chichoczącym 'gin-gin"
odrzucił pistolet i dobywając broni rzucił się na wroga.
Mroczmny elf uśmiechnął się widząc daremny wisiłek skavena w ustrzeleniu go z dziwnego pistoletu,który tamten posiadał. To tylko wzmocniło jego przekonanie o zawodności i
bezużyteczności takich zabawek. Teraz jednak Szczurolud przystąpił do klasycznego ataku.Stał w miejscu czekając aż się szczurolud zbliży na tyle by mógł zaatakowac. Gdy Manfred był tylko metr od niego usunął się błyskawicznie z trasy skavena od razu wyciągając
broń i godząc w niego. Sztylet elfa przeciął sierśc, raniąc lekko skavena.
Na Manfredzie nie zrobiło to specjalnego wrażenia, chyba dlatego że jego pochodzenie uodporniło go częściowo na bół. Jednak ta rana zamiast bólu wywołała swędzenie wskazując że może broń tego ludzika była zatruta. Wykonał cięcię z lewej ręki starając się poprawic prawą. Zwinny elf uniknął jego ciosów z łatwością lecz gdy skaven wykonał podstępne pchnięcie, przewaga długości ostrz okazała się przydatna i Artein odkrył że sam został zraniony lekko w bok. Mroczny elf przypuścił teraz atak stojąc oko w oko z przeciwnikiem. I znów tym razem przedarł się przez obronę przeciwnika naznaczając kolejną krwawą linią ciało przeciwnika. Manfred oczuł kolejną swędzącą ranę i zaskrzeczał z irytacją. Przeklęty ludzik znów ośmielił się zranic go. Tym razem nie da mu szansy. Z szałem natarł zrecznie zadając ciosy oboma mieczami. Artein broniąc się przed wściekłym natarciem przeciwnika starał się nie dopuścic by ten mikał jakąkolwiek okazję do przebicia się przez jego obronę. Niestety po raz kolejny ostrze skavena dosięgło go i mroczny elf syknął z bólu. Samosyscyplina pozwoliła mu jednak dalej koncentrowac sie na wymianie ciosów. W końcu dostrzegł okazję i założył krzyż na pchnięcia przeciwnika, natychmiast odrzucił miecze skavena na bok i ciął z obrotu mieczem poprawiając sztyletem. Manfred nie zdołal zareagowac dostatecznie szybko i miecz elfa spotkał się z szyją skavena. Arteina obryzgała fontanna krwi z rozoranej tętnicy gdy broń się wbiła w ciało, dodatkowo jego sztylet bez przeszkód znalazl drogę do serca przeciwnika przebijając się przez skórzaną zbroję. Manfred zaskrzeczał ostatni raz z zaskoczenia po czym jego ciało opadło na piasek areny. Artein stwierdził że kolejny przeciwnik zmarł śmiercią naturalną, w końcu sztylet w sercu naturalnie powoduje śmierc.
I runda
1.Zoltan Krwiożerczy vs Sir zygfryd
2.Big Boss' Ardskull vs Heganbor'zavbije cię dwa razy'
3.Gz'Rtk zwany szczwanym vs Skititt Skaven Assasin
1.Manfred [nie żyje]
2.Big Boss 'ARDSKULL [nie żyje]
3.Gz'Rtk Szczszwany [nie żyje]
4.Artein zabójca [Dark elf - dark elf assasin]miecz,sztylet,trutka,bez zbr
5.Sir Zygfryd
6Heganbor 'Zabiję cię dwa razy'[krasnolud slayer][mł.dwu,stymulant]- kadrinazi
7.Zoltaq Krwiożerczy[zabity]
8.Skiritt[Skaven-Motor]-miecz,sztylet,lekka zbroja,trutka
I tak się kończy pierwsza runda walk.
Przetrwali zabójca Artein, szlachetny bretoński rycerz Sir Zygfryd, Krasnoludzki zabójca smoków Heganbor. oraz skavenski zabójca Skiritt.
wkrótce druga runda walk.... I niech wygra najlepszy
[mam nadzieje że da się czyta moje opisy walki i nie kaleczę za bardzo języka]
Artein vs Manfred
Książe Mordragon rozsiadł się wygodnie i oczekiwał na ostatnią walkę tej rundy która miała odbyc
się między elfim zabójcą a innym ze szczuropodobnych stworzen
które sprowadził sporym kosztem.Jego doradca Kassius stwierdził z zawodem że kolejny szczur to już przesada.
-Nie Kasiuszu-odpowiedział Mondragon.- to powinno byc ciekawe. Te szczurki są zabawne. A i ten elf jest inny niż jego pobratymcy...Przyjrzyjmy się im.-dał znak by wojownicy wyszli na
arenę.
Artein poprawił schowane pod czarnym płaszczem swój miecz i sztylet by były łatwo dostępne gdy wychodził na środek areny. Bah, podobało mu się tutaj w tym starym świecie, kto by pomyślał że jest tu tyle możliwości. W rodzinnym Naggaroth musiał byc posłuszny wysokim kapłankom i mistrzom skrytobójców, tutaj, zyskiwał sobie już w podziemnym swiatku sławę jako sprawny zabójca.
PRacował dla siebie i ta niefortunna katastrofa że wylądował jako rozbitek okazała się jednak fortunna. Czasem jednak występował na arenie by nie wyjśc z wprawy w otwartej walce. Spojrzał na stojącego naprzeciw szczuroluda. Ten przedstawiciel pomniejszej rasy był nieco bardziej
odrażający niż ci z którymi się spotkał. Czarna sierśc,blizny, i jakieś znamiona pewnie przebytej choroby na pysku.
-Że tez każą mi walczyc z pokrakami...-pomyśłał Artein chowając ręce pod płaszcz.Manfred klanu Pestilience kichnął,czując nawrót błogosławionej choroby. Tak to znamionowało
błogosławieństwo rogatego szczura. Jakie to piękno-piękne. Nie tylko zaraz będzie miał udowodni jeszcze raz przed rózowymi ludzikami swoją wyższośc jako wojownika, ale także rogaty Pan okazał
mu swoją łąskę. Kichnął znowu czując znajomy przypływ adrenaliny kiedy ujrzał przeciwnika. Jakiś zakapturzony ludzik-ludzik -stwierdził przyjrzawszy się postaci która, stałą na swoim
miejcu bez ruchu.Manfred zachichotał znowu i dobył ulubioną zabawkę-pistolet wykonaną dla niego przez inżyniera klanu Skryre.
Wymierzył w swego przeciwnika i nacisnął spust. Spudłował.
Zdenerwowało to Mandfreda więc postanowił zaatakowac go zanim tamten będzie gotowy do walki. Z chichoczącym 'gin-gin"
odrzucił pistolet i dobywając broni rzucił się na wroga.
Mroczmny elf uśmiechnął się widząc daremny wisiłek skavena w ustrzeleniu go z dziwnego pistoletu,który tamten posiadał. To tylko wzmocniło jego przekonanie o zawodności i
bezużyteczności takich zabawek. Teraz jednak Szczurolud przystąpił do klasycznego ataku.Stał w miejscu czekając aż się szczurolud zbliży na tyle by mógł zaatakowac. Gdy Manfred był tylko metr od niego usunął się błyskawicznie z trasy skavena od razu wyciągając
broń i godząc w niego. Sztylet elfa przeciął sierśc, raniąc lekko skavena.
Na Manfredzie nie zrobiło to specjalnego wrażenia, chyba dlatego że jego pochodzenie uodporniło go częściowo na bół. Jednak ta rana zamiast bólu wywołała swędzenie wskazując że może broń tego ludzika była zatruta. Wykonał cięcię z lewej ręki starając się poprawic prawą. Zwinny elf uniknął jego ciosów z łatwością lecz gdy skaven wykonał podstępne pchnięcie, przewaga długości ostrz okazała się przydatna i Artein odkrył że sam został zraniony lekko w bok. Mroczny elf przypuścił teraz atak stojąc oko w oko z przeciwnikiem. I znów tym razem przedarł się przez obronę przeciwnika naznaczając kolejną krwawą linią ciało przeciwnika. Manfred oczuł kolejną swędzącą ranę i zaskrzeczał z irytacją. Przeklęty ludzik znów ośmielił się zranic go. Tym razem nie da mu szansy. Z szałem natarł zrecznie zadając ciosy oboma mieczami. Artein broniąc się przed wściekłym natarciem przeciwnika starał się nie dopuścic by ten mikał jakąkolwiek okazję do przebicia się przez jego obronę. Niestety po raz kolejny ostrze skavena dosięgło go i mroczny elf syknął z bólu. Samosyscyplina pozwoliła mu jednak dalej koncentrowac sie na wymianie ciosów. W końcu dostrzegł okazję i założył krzyż na pchnięcia przeciwnika, natychmiast odrzucił miecze skavena na bok i ciął z obrotu mieczem poprawiając sztyletem. Manfred nie zdołal zareagowac dostatecznie szybko i miecz elfa spotkał się z szyją skavena. Arteina obryzgała fontanna krwi z rozoranej tętnicy gdy broń się wbiła w ciało, dodatkowo jego sztylet bez przeszkód znalazl drogę do serca przeciwnika przebijając się przez skórzaną zbroję. Manfred zaskrzeczał ostatni raz z zaskoczenia po czym jego ciało opadło na piasek areny. Artein stwierdził że kolejny przeciwnik zmarł śmiercią naturalną, w końcu sztylet w sercu naturalnie powoduje śmierc.
I runda
1.Zoltan Krwiożerczy vs Sir zygfryd
2.Big Boss' Ardskull vs Heganbor'zavbije cię dwa razy'
3.Gz'Rtk zwany szczwanym vs Skititt Skaven Assasin
1.Manfred [nie żyje]
2.Big Boss 'ARDSKULL [nie żyje]
3.Gz'Rtk Szczszwany [nie żyje]
4.Artein zabójca [Dark elf - dark elf assasin]miecz,sztylet,trutka,bez zbr
5.Sir Zygfryd
6Heganbor 'Zabiję cię dwa razy'[krasnolud slayer][mł.dwu,stymulant]- kadrinazi
7.Zoltaq Krwiożerczy[zabity]
8.Skiritt[Skaven-Motor]-miecz,sztylet,lekka zbroja,trutka
I tak się kończy pierwsza runda walk.
Przetrwali zabójca Artein, szlachetny bretoński rycerz Sir Zygfryd, Krasnoludzki zabójca smoków Heganbor. oraz skavenski zabójca Skiritt.
wkrótce druga runda walk.... I niech wygra najlepszy
[mam nadzieje że da się czyta moje opisy walki i nie kaleczę za bardzo języka]
Widzisz Kołata, zgubiła Cię pewność siebie
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Sir Zygfryd gotował swój rynsztunek do kolejnej walki w imię pani jeziora. Dotarł do drugiej
rundy turnieju na arenie i miał wielką nadzieję udowodnic wszystkim że jest doskonałym
wojownikiem. Zastanawiał się kto teraz będzie miał honor z nim walczyc. Przed wejsciem na arene
dojrzał przygotowującego swoją broń krasnoluda z dziwaczną fryzurą. Na panią ależ on w ogóle nie
miał zbroi. I niby barbarzyńca był wytatuowany.
Na panią!-to obłęd przecierz nie zamierza tak wystąpi.Podszedł do dziwnego krasnoluda.
-Racz wybaczy dostojny krasnoludzie. Zwą mnie sir Zygfryd i najprawdopodobniej będziemy mieli
honor spotka się na zaszczytnym polu bitwy.-rzekł górnolotnie.
Krasnolud nie przerywał popijania trunku z niewielkiego bukłaczka i nie odpowiedział.
-Szlachetny krasnoludzie czemu nie odpowiadasz. Chcesz azali mnie obrazic?
Krasnolud odjął bukłak od ust. Splunął.
-Zjeżdżaj chłoptasiu. Nie widzisz ze jestem zajęty? A po za tym to nie miejsce dla dzieci!
Sir Zygfryd poczerwieniał ze wściekłości.
-Jak śmiesz mnie znieważac niegodziwcze?
Krasnolud popatrzył na niego z politowaniem.
-Wracaj do mamusi chłptasiu albo ci wleje w twój nieopierzony tyłek.
W sir Zygfryda jakby szlag trafił.
-Ah tak?W takim razie do zobaczenia na arenie. Pokaże ci kunszt rycerskiego rzemiosła i zmaże
twą zniewagę krwią.
Krasnolud znów przerwał opijanie się bukłakiem.
-Dobra dobra chłoptasiu nie mów że cie nie ostrzegałem- i wrócił do swojego bukłaka.
Co to za czasy że na arenę dopuszczają dzieciaki-pomyślał- szkoda będzie go zabic...
Gdy rozbrzmiał gong obaj wyszli na piaski areny. Tłum przywitał ich oklaskami jako że po przeżyciu pierwszej rundy zyskali sobie uznanie. Hengabor wystąpił dumnie ze swoim młotem trzymanym oburącz i spojrzał w oczy Zygfryda. Młodemu rycerzowi mimo calej swojej odwagi ścierpła skóra. Nadrabiał jednak miną i rzekł pompatycznie.
-A zatem jesteś gotowy na śmierc skarlaku?
Krasnolud w odpowiedzi beknął.
Tego już było dla Zygfryda zawiele. Z okrzykiem bojowym i uniesionym toporem rudzył na
zabójcę smoków, który spokojnie wymierzył cios w nadbiegającego.
Cios wytrącił Zygfryda z ataku rozbijając ze dwa żebra. Syknął z bólu lecz sam zdążył mimo ciosu zamierzy się na krasnoluda z irokezem.Ostrze topora w straszliwym cięciu pomknęło ku głowie celu i ścięło solidną porcję pomareńczowych włosów. Dookoła niedoszłej ofiary rozsypała się chmurka kłaków przed chwilą będących jego włosami. Hengabor zawył z oburzenia i okrzykiem 'Grungi!' wyprowadził cios spoza ramienia by ukarac zuchwalca.Cięzki młot pomknął w kierunku klatki piersiowej rycerza i za nic mając zbroję odrzucił bretończyka w tył. Zygfryd poczuł że znajduje się na ziemii i nie mógł wstac. Nie czuł bólu lecz świat widział jak przez mgłę.
-Czy to koniec dla mnie?-wyszeptał z trudem, a z jego kącików ust pociekła krew.
-Pani jeziora, ty dalej prowadz mnie, do Avallone.- i z tymi słowami skonał.
Hagenbor zaklął. Zwycięstwo zupełnie go nie cieszyło, raz że ani trochę go to nie zbliżyło do chwalebnej śmierci, dwa żal mu się młodzika zrobiło.Przecierz ostrzegał dzieciaka.
Tłum miał odmienne zdanie i głośno wiwatował na cześc Hagenbora.
rundy turnieju na arenie i miał wielką nadzieję udowodnic wszystkim że jest doskonałym
wojownikiem. Zastanawiał się kto teraz będzie miał honor z nim walczyc. Przed wejsciem na arene
dojrzał przygotowującego swoją broń krasnoluda z dziwaczną fryzurą. Na panią ależ on w ogóle nie
miał zbroi. I niby barbarzyńca był wytatuowany.
Na panią!-to obłęd przecierz nie zamierza tak wystąpi.Podszedł do dziwnego krasnoluda.
-Racz wybaczy dostojny krasnoludzie. Zwą mnie sir Zygfryd i najprawdopodobniej będziemy mieli
honor spotka się na zaszczytnym polu bitwy.-rzekł górnolotnie.
Krasnolud nie przerywał popijania trunku z niewielkiego bukłaczka i nie odpowiedział.
-Szlachetny krasnoludzie czemu nie odpowiadasz. Chcesz azali mnie obrazic?
Krasnolud odjął bukłak od ust. Splunął.
-Zjeżdżaj chłoptasiu. Nie widzisz ze jestem zajęty? A po za tym to nie miejsce dla dzieci!
Sir Zygfryd poczerwieniał ze wściekłości.
-Jak śmiesz mnie znieważac niegodziwcze?
Krasnolud popatrzył na niego z politowaniem.
-Wracaj do mamusi chłptasiu albo ci wleje w twój nieopierzony tyłek.
W sir Zygfryda jakby szlag trafił.
-Ah tak?W takim razie do zobaczenia na arenie. Pokaże ci kunszt rycerskiego rzemiosła i zmaże
twą zniewagę krwią.
Krasnolud znów przerwał opijanie się bukłakiem.
-Dobra dobra chłoptasiu nie mów że cie nie ostrzegałem- i wrócił do swojego bukłaka.
Co to za czasy że na arenę dopuszczają dzieciaki-pomyślał- szkoda będzie go zabic...
Gdy rozbrzmiał gong obaj wyszli na piaski areny. Tłum przywitał ich oklaskami jako że po przeżyciu pierwszej rundy zyskali sobie uznanie. Hengabor wystąpił dumnie ze swoim młotem trzymanym oburącz i spojrzał w oczy Zygfryda. Młodemu rycerzowi mimo calej swojej odwagi ścierpła skóra. Nadrabiał jednak miną i rzekł pompatycznie.
-A zatem jesteś gotowy na śmierc skarlaku?
Krasnolud w odpowiedzi beknął.
Tego już było dla Zygfryda zawiele. Z okrzykiem bojowym i uniesionym toporem rudzył na
zabójcę smoków, który spokojnie wymierzył cios w nadbiegającego.
Cios wytrącił Zygfryda z ataku rozbijając ze dwa żebra. Syknął z bólu lecz sam zdążył mimo ciosu zamierzy się na krasnoluda z irokezem.Ostrze topora w straszliwym cięciu pomknęło ku głowie celu i ścięło solidną porcję pomareńczowych włosów. Dookoła niedoszłej ofiary rozsypała się chmurka kłaków przed chwilą będących jego włosami. Hengabor zawył z oburzenia i okrzykiem 'Grungi!' wyprowadził cios spoza ramienia by ukarac zuchwalca.Cięzki młot pomknął w kierunku klatki piersiowej rycerza i za nic mając zbroję odrzucił bretończyka w tył. Zygfryd poczuł że znajduje się na ziemii i nie mógł wstac. Nie czuł bólu lecz świat widział jak przez mgłę.
-Czy to koniec dla mnie?-wyszeptał z trudem, a z jego kącików ust pociekła krew.
-Pani jeziora, ty dalej prowadz mnie, do Avallone.- i z tymi słowami skonał.
Hagenbor zaklął. Zwycięstwo zupełnie go nie cieszyło, raz że ani trochę go to nie zbliżyło do chwalebnej śmierci, dwa żal mu się młodzika zrobiło.Przecierz ostrzegał dzieciaka.
Tłum miał odmienne zdanie i głośno wiwatował na cześc Hagenbora.
Na Grungniego ( ), ależ Heganbor ma pecha...
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Arena gromadziła w sobie tym więcej ludzi im bliżej był finał walk. Mieszczanie, przyjezdni, kupcy, każdy chciał ujrzec najlepszych spośród wojowników. Mistrz areny wywołał druą walkę II rundy.
-Panie i panowie oto niech wystąpią Skiritt szczurolud tajemniczy z podziemnego świata oraz elf Artein przybysz z zamorskich krain. Niech wygra lepszy i niech przegranemu ziemia będzie lekka.
Wrota po przeciwległych krańcach areny otworzyły się i przeciwnicy wstąpili na arenę. Artein jak zwykle spokojny i oszczędny w ruchach w czarnym płaszczu powiewającym na wietrze a naprzeciw szczurolud nerwowo chichoczący i machający ogonem. Artein wyczuł w szczuroludzie "kolegę po fachu". To się czuło z całej jego postaci i z broni.
Muszę miec sie na bacznosci.-Pomyślał-Sprawdzian Khaina mnie czeka.Szczur skrytobójca nie może dorównac
prawdziwemu elfowi.O khain prowadz mą rękę.
Skririt tymczasem zmierzył stojącego elfa swoim wzrokiem znawcy.
-Elfik. Miękko miękkie ciałko.-stwierdził w duchu ale przeczuwał że jest w tym elfie więcej niż możnaby
sądzic. Nie nosił zbroi, był cichy, jak prawdziwy zabójca.
Skririt postanowił sprawdzic go. Ostrożnie krąząc wypatrywał okazjii do ataku. Tymczasem Artein stał swoim zwyczajem bez ruchu gotowy do ataku-jak żmija gdy tylko uśpi czujnośc szczuroluda.
Gdy Skririt zbliżył się jeszcze bardziej Artein zerwał się wyciągając miecz przed siebie by zada cios w serce a sztylet za sobą by ewentualnie nim poprawic. Skritt zaskoczony nie był zdolny wykonac uniku lecz zanim wpadł w niego elf zdołał podnieśc bron na tyle by ten sam nabił się na jego broń. Artein widząc co święci próbował zmienic kierunek ataku lecz nie miał tyle czasu a jego pęd wepchnął go broń skavena lecz sam wbił swoje ostrza w ciało Skirita. Obaj wojownicy stękneli z bólu gdy zadali sobie nawzajem ciosy. Oboje poczuli znajome pieczenie z rany co świadczyło o tym ze oboje użyli trucizny. Skririt ranny w brzuch wycofał się dając pole elfowi samemu rannemu w bok i szyję. Obaj zmierzyli się wzrokiem pełnym uznania i bez słowa skoczyli na siebie. Obaj wiedzieli że jeśli szybko nie skońzą walki wykrwawią się na smierc.Artein z wprawą zawodowca wyszukał newralgiczny punkt w serce szczura i pozwolił sztyletowi pomknąc w jego stronę. Skririt czując się osłabiony zbyt dużym upływem krwi nie zdołął się uchylic na czas i ostrze elfa ugodziło go. Na szczęscie dla skavena jego lekka zbroja omsknęła ostrze i to nie uczyniło mu krzywdy. Wykorzystując sytuację i bliskoś przeciwnika sam zadał sztyletem cios w szyję. Lekko poniosło mu rękę i broń stafiła w podbrodek blisko szyi wnikając głęboko w szyję i czaszkę elfa. Bryznęła krew i elf znieruchomiał. Strząsnął z siebie i swego ostrza bezwłądne ciało przeciwnika i w tej chwili ogłuszył go wrzask tłumu wiwatującego zwycięzcy. Skiririt nie dbał w tej chwili o chwałę. Chwiejnym krokiem udał się do wrót z których przyszedł by znaleźc uzdrowiciela który zajmie się jego krwawiącymi ranami inaczej umrze z upływu cennej posoki. Nie miał wiele czasu lecz wduchu cieszył się...rogaty szczur znów pozwolił mu zwycięży. Może później uda mu się usunąc Firitka kiedy wróci i zając jego miejsce jako wódz. Teraz jednak wystarczyła mu myśl że jest najlepszy.
I będziemy miec finał zaraz
Hagenbora krasnoluda vs Skirita skavena
-Panie i panowie oto niech wystąpią Skiritt szczurolud tajemniczy z podziemnego świata oraz elf Artein przybysz z zamorskich krain. Niech wygra lepszy i niech przegranemu ziemia będzie lekka.
Wrota po przeciwległych krańcach areny otworzyły się i przeciwnicy wstąpili na arenę. Artein jak zwykle spokojny i oszczędny w ruchach w czarnym płaszczu powiewającym na wietrze a naprzeciw szczurolud nerwowo chichoczący i machający ogonem. Artein wyczuł w szczuroludzie "kolegę po fachu". To się czuło z całej jego postaci i z broni.
Muszę miec sie na bacznosci.-Pomyślał-Sprawdzian Khaina mnie czeka.Szczur skrytobójca nie może dorównac
prawdziwemu elfowi.O khain prowadz mą rękę.
Skririt tymczasem zmierzył stojącego elfa swoim wzrokiem znawcy.
-Elfik. Miękko miękkie ciałko.-stwierdził w duchu ale przeczuwał że jest w tym elfie więcej niż możnaby
sądzic. Nie nosił zbroi, był cichy, jak prawdziwy zabójca.
Skririt postanowił sprawdzic go. Ostrożnie krąząc wypatrywał okazjii do ataku. Tymczasem Artein stał swoim zwyczajem bez ruchu gotowy do ataku-jak żmija gdy tylko uśpi czujnośc szczuroluda.
Gdy Skririt zbliżył się jeszcze bardziej Artein zerwał się wyciągając miecz przed siebie by zada cios w serce a sztylet za sobą by ewentualnie nim poprawic. Skritt zaskoczony nie był zdolny wykonac uniku lecz zanim wpadł w niego elf zdołał podnieśc bron na tyle by ten sam nabił się na jego broń. Artein widząc co święci próbował zmienic kierunek ataku lecz nie miał tyle czasu a jego pęd wepchnął go broń skavena lecz sam wbił swoje ostrza w ciało Skirita. Obaj wojownicy stękneli z bólu gdy zadali sobie nawzajem ciosy. Oboje poczuli znajome pieczenie z rany co świadczyło o tym ze oboje użyli trucizny. Skririt ranny w brzuch wycofał się dając pole elfowi samemu rannemu w bok i szyję. Obaj zmierzyli się wzrokiem pełnym uznania i bez słowa skoczyli na siebie. Obaj wiedzieli że jeśli szybko nie skońzą walki wykrwawią się na smierc.Artein z wprawą zawodowca wyszukał newralgiczny punkt w serce szczura i pozwolił sztyletowi pomknąc w jego stronę. Skririt czując się osłabiony zbyt dużym upływem krwi nie zdołął się uchylic na czas i ostrze elfa ugodziło go. Na szczęscie dla skavena jego lekka zbroja omsknęła ostrze i to nie uczyniło mu krzywdy. Wykorzystując sytuację i bliskoś przeciwnika sam zadał sztyletem cios w szyję. Lekko poniosło mu rękę i broń stafiła w podbrodek blisko szyi wnikając głęboko w szyję i czaszkę elfa. Bryznęła krew i elf znieruchomiał. Strząsnął z siebie i swego ostrza bezwłądne ciało przeciwnika i w tej chwili ogłuszył go wrzask tłumu wiwatującego zwycięzcy. Skiririt nie dbał w tej chwili o chwałę. Chwiejnym krokiem udał się do wrót z których przyszedł by znaleźc uzdrowiciela który zajmie się jego krwawiącymi ranami inaczej umrze z upływu cennej posoki. Nie miał wiele czasu lecz wduchu cieszył się...rogaty szczur znów pozwolił mu zwycięży. Może później uda mu się usunąc Firitka kiedy wróci i zając jego miejsce jako wódz. Teraz jednak wystarczyła mu myśl że jest najlepszy.
I będziemy miec finał zaraz
Hagenbora krasnoluda vs Skirita skavena
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Dzień dziś był doprawdy niezwykły. Na Arenie ogłoszono walkę finałową a trybuny dla publiczności były przepełnione. W oczekiwaniu na walkę panował gwar i gorączkowe stawianie na któregoś z adwersarzy. Sam Książe Mondragon raczył ponieśc się nastrojowi
I postawił całe 100 złotych koron imperialnych na Krasnoluda. Przeciwnie kanclerz Hervar postawił 40 krasnoludzkich Karaków na Skaveńskiego zabójce który okazał się czarnym koniem turnieju. Tymczasem na piach wychodzili właśnie uczestnicy ostatniej walki.
Heganbor parsknął na widok szczurowatej pokraki z dwoma ostrzami. Przypomniał sobie że przedstawiciele tej niegodziwej rasy wiele krzywd wyrządzili jego pobratymcom. Powziął postanowienie że nie zginie tym razem zanim nie zabije to coś…Księga uraz precyzowała. Bez litości z takimi jak ten. Zanim jednak gong dał znac do rozpoczęcia walki łyknął sobie solidnie z bukłaka. Z drugiej strony areny tymczasem Skiririt spocił się lekko na widok groźnego zabójcy smoków. Poczuł swoisty niepokój niezbyt sprecyzowany a możę powodowany dobrze znaną w jego klanie opinią szarego proroka Thanquola. „A co z krasnoludzikami spytacie, zawsze zawsze unikajcie krasnoludzików z pomarańczową sierścią
Inaczej umrze-umrzecie i to nader chyrzo.” .Coś musiało w tym być toteż Skiririt nie był taki pewny siebie już. Z drugiej strony krasnolud opijający się właśnie jakimś trunkiem nie nosił zbroi i ostrza skavena nie powinny napotkac na żaden opór.
Rozbrzmiał gong. Krasnolud odrzucił pusty bukłak i ruszył na Skiririta. Ten wykorzystując swoją szybkośc i zwinność unikał przez parę minut walki by wybadac słabości krasnoluda.
Spowodowało to niezadowolenie publiczności która zaczęła już buczec.
-Choc do mnie szczurza pokrako- zawył krasnolud-chyba że się boisz.
Pewny już jak uderzyc Skiririt zaatakował bez słowa. Krasnolud okazał się zwinniejszy, a może bardziej doświadczony gdyż uchylił się na czas i koniec sztyletu Skiririta zdołał jedynie przejechac po ramieniu przeciwnika znacząc jego skórę krwawą linią. Hagenbor starał się tymczasem trafic skavena po tym jak przeleciał swoim młotem. Zatoczył półkrąg w strasznym zamachu. Niestety na próżno, skaveński zabójca był szybszy i zaraz dopadł go z jego prawej strony. Hagenbor poczuł ostre cięcie przy boku gdy miecz zranił go dotkliwie. Nadmiar złego z raną działo się coś niedobrego gdyż bolała gorzej niż zwykle. ‘Do stu łbów goblińskich nadzianych na piki ten szczur używa truciznów’.Na dodatek odczuł że jego cudownytrunek stymulujący przestaje działac i czuje się słabszy. Wziął zamach z nad głowy dla większej siły ciosu i zamachnął się znów na Skiririta. Nierozważnie i odruchowo Skaven chciał sparowac atak lecz miał do czynienia z wielkim młotem i ten z łatwością przełamał jego krzyż i ugodził go. Oszołomiony na chwilę nie mógł zebrac myśli i krasnolud miał okazję do poprawy ciosu co mogło okazac się dla niego zabójcze. Na nieszczęście dla Hagenbora ten widocznie zbyt podniecony bądź też osłabły z utraty krwi zupełnie nie wcelował i młot przemknął prawie pół metra od skiririta. Ten już otrząsnął się z oszołomienia i dopadł w jednej chwili przeciwnika
Znacząc jego tors dwiema krwawymi ranami. Posoka krasnoluda obficie kapała na arenę a skaven wyczuł że coś się zmieniło bo nie poczuł jak przeciwnik zadał cios. Odwrócił się i odkrył że Hagenbor chwieje się niemrawo na nogach a pod jego nogami rosła kałuża krwi. Musiał trafic ostatnim ciosem głęboko w newralgiczny punkt. Krasnolud tymczasem chwiał się coraz bardziej i opadł na kolana bez sił na dalszą walkę. Hagenbor wbrew postanowieniu witał śmierc z radością, szkoda tylko ze z rąk szczurzej paskudy. Zamknął oczy gdyż widział już coraz gorzej. Jednak w jego świadomości wbił się obraz jego długobrodego ojca który przyszedł po niego by zabrac jego duszę do hal przodków. Hagenbor chwilę potem skonał.
Trybuny tymczasem eksplodowały wychwalając mistrza areny. Szczuroludziowego Skiririta
, który pokonał wszystkich przeciwników. W loży honorowej zirytowany książę rozmyślał nad przegranym zakładem , podczasgdy jego kanclerz przeliczał swieżo zarobione imperiale.
Skiririta uniósł w triumfie zakrwawiony miecz do góry i zaskrzeczał zwycięstwo-zwycięstwo, który to głos zginął w ogólnej wrzawie tłumu skandującego. SKIRIRIT ! SKIRIRIT! SKIRIRIT!
Tak więc mamy zwycięzcę czyli skaven asasina skiririta.-postac Motora.
Prawdę powiedziawszy nie sądziłem że pokona Hagenbora. Ale różne ciekawostni się zdarzają. Tak samo sądzilem że nie pokona Arteina. Okazało się inaczej. Moje przewidywania że arenę wygra krasnolud okazały się zupełnie bezpodstawne. Zatem chwała idzie do Skavenblight!
Wkrótce kolejna edycja areny. Tymrazem na 16 osób. Z dodatkowym nowym wyborem ekwipunku . )))
I postawił całe 100 złotych koron imperialnych na Krasnoluda. Przeciwnie kanclerz Hervar postawił 40 krasnoludzkich Karaków na Skaveńskiego zabójce który okazał się czarnym koniem turnieju. Tymczasem na piach wychodzili właśnie uczestnicy ostatniej walki.
Heganbor parsknął na widok szczurowatej pokraki z dwoma ostrzami. Przypomniał sobie że przedstawiciele tej niegodziwej rasy wiele krzywd wyrządzili jego pobratymcom. Powziął postanowienie że nie zginie tym razem zanim nie zabije to coś…Księga uraz precyzowała. Bez litości z takimi jak ten. Zanim jednak gong dał znac do rozpoczęcia walki łyknął sobie solidnie z bukłaka. Z drugiej strony areny tymczasem Skiririt spocił się lekko na widok groźnego zabójcy smoków. Poczuł swoisty niepokój niezbyt sprecyzowany a możę powodowany dobrze znaną w jego klanie opinią szarego proroka Thanquola. „A co z krasnoludzikami spytacie, zawsze zawsze unikajcie krasnoludzików z pomarańczową sierścią
Inaczej umrze-umrzecie i to nader chyrzo.” .Coś musiało w tym być toteż Skiririt nie był taki pewny siebie już. Z drugiej strony krasnolud opijający się właśnie jakimś trunkiem nie nosił zbroi i ostrza skavena nie powinny napotkac na żaden opór.
Rozbrzmiał gong. Krasnolud odrzucił pusty bukłak i ruszył na Skiririta. Ten wykorzystując swoją szybkośc i zwinność unikał przez parę minut walki by wybadac słabości krasnoluda.
Spowodowało to niezadowolenie publiczności która zaczęła już buczec.
-Choc do mnie szczurza pokrako- zawył krasnolud-chyba że się boisz.
Pewny już jak uderzyc Skiririt zaatakował bez słowa. Krasnolud okazał się zwinniejszy, a może bardziej doświadczony gdyż uchylił się na czas i koniec sztyletu Skiririta zdołał jedynie przejechac po ramieniu przeciwnika znacząc jego skórę krwawą linią. Hagenbor starał się tymczasem trafic skavena po tym jak przeleciał swoim młotem. Zatoczył półkrąg w strasznym zamachu. Niestety na próżno, skaveński zabójca był szybszy i zaraz dopadł go z jego prawej strony. Hagenbor poczuł ostre cięcie przy boku gdy miecz zranił go dotkliwie. Nadmiar złego z raną działo się coś niedobrego gdyż bolała gorzej niż zwykle. ‘Do stu łbów goblińskich nadzianych na piki ten szczur używa truciznów’.Na dodatek odczuł że jego cudownytrunek stymulujący przestaje działac i czuje się słabszy. Wziął zamach z nad głowy dla większej siły ciosu i zamachnął się znów na Skiririta. Nierozważnie i odruchowo Skaven chciał sparowac atak lecz miał do czynienia z wielkim młotem i ten z łatwością przełamał jego krzyż i ugodził go. Oszołomiony na chwilę nie mógł zebrac myśli i krasnolud miał okazję do poprawy ciosu co mogło okazac się dla niego zabójcze. Na nieszczęście dla Hagenbora ten widocznie zbyt podniecony bądź też osłabły z utraty krwi zupełnie nie wcelował i młot przemknął prawie pół metra od skiririta. Ten już otrząsnął się z oszołomienia i dopadł w jednej chwili przeciwnika
Znacząc jego tors dwiema krwawymi ranami. Posoka krasnoluda obficie kapała na arenę a skaven wyczuł że coś się zmieniło bo nie poczuł jak przeciwnik zadał cios. Odwrócił się i odkrył że Hagenbor chwieje się niemrawo na nogach a pod jego nogami rosła kałuża krwi. Musiał trafic ostatnim ciosem głęboko w newralgiczny punkt. Krasnolud tymczasem chwiał się coraz bardziej i opadł na kolana bez sił na dalszą walkę. Hagenbor wbrew postanowieniu witał śmierc z radością, szkoda tylko ze z rąk szczurzej paskudy. Zamknął oczy gdyż widział już coraz gorzej. Jednak w jego świadomości wbił się obraz jego długobrodego ojca który przyszedł po niego by zabrac jego duszę do hal przodków. Hagenbor chwilę potem skonał.
Trybuny tymczasem eksplodowały wychwalając mistrza areny. Szczuroludziowego Skiririta
, który pokonał wszystkich przeciwników. W loży honorowej zirytowany książę rozmyślał nad przegranym zakładem , podczasgdy jego kanclerz przeliczał swieżo zarobione imperiale.
Skiririta uniósł w triumfie zakrwawiony miecz do góry i zaskrzeczał zwycięstwo-zwycięstwo, który to głos zginął w ogólnej wrzawie tłumu skandującego. SKIRIRIT ! SKIRIRIT! SKIRIRIT!
Tak więc mamy zwycięzcę czyli skaven asasina skiririta.-postac Motora.
Prawdę powiedziawszy nie sądziłem że pokona Hagenbora. Ale różne ciekawostni się zdarzają. Tak samo sądzilem że nie pokona Arteina. Okazało się inaczej. Moje przewidywania że arenę wygra krasnolud okazały się zupełnie bezpodstawne. Zatem chwała idzie do Skavenblight!
Wkrótce kolejna edycja areny. Tymrazem na 16 osób. Z dodatkowym nowym wyborem ekwipunku . )))
zajebiste to było , wielkie dzięki za to Murmandamusie i mam nadzieje że nie zabraknie ci weny przy 16 graczach . Możesz mi odrazu miejsce rezerwować (mimo iż poległem w1szej rundzie 1szej walce to się nie zrażam, wszak wszystkie trupy są na chwałe khorna, nie ważne czyje )
Ech, w starciu ze szczurem...
Dzięki Murmandamus'ie!
Dzięki Murmandamus'ie!