Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
-Jak można było do tego dopuścić? Nie mieli prawa uciec! Przez waszą pieprzoną dumę dalej musmy tu gnić. – Anna z troską położył rękę na ramieniu człowieka.
-Uspokój się. Poradzimy sobie.
-To jest kurwa oczywiste, że sobie poradzimy. Tyle że teraz zajmie to nam więcej czasu. Gdyby ten pieprzony osiłek van Koogen nie bawił się w pojedynkowanie to już wracalibyśmy do domu. Ale nie, on nie mógł odpuścić sobie okazji do walki i teraz ma za swoje. A wy kurwa ni lepsi, gdyby ….
-Bleee – soczysty paw nekromanty przerwał reprymendę dowódcy
-No jeszcze tego kurwa brakowało. – mężczyzna odwrócił się i szybkim krokiem wszedł do swojego pokoju. Miał dość. Zasnął szybko ,a sny miał bardzo dziwne. Podobnie stało się z pozostałymi. Wampiry zaznały snu po raz pierwszy od czasu swojego narodzenia.
Ludwig podnosząc się z łóżka od razu poczuł ze coś jest nie tak. Miał w ustach dziwnie mniej miejsca. Olśniło go, w mgnieniu oka sięgnął po swój miecz. W swoim uzębieniu dostrzegł 2 długie kły.
-Kto mi to zro… - Ludwig zamarł w miejscu z przerażenia i szoku. W głownej sali stała lahmianka. Jej dłonie płonęły. Już miał ruszyć jej pomóc ,ta jednak zatrzymała go.
-Nic mi nie jest. Ja… tylko płonę. Obudziłam się cała w płomieniach. Nie parzą. Zniknęły ,zostały tylko te, wydaje mi się ,że mogę nad nimi zapanować. – Ludwig powoli się uśmiechnął. W tym samym momencie dołączyli do nich inni. Z ust dymiło im się, jak gdyby stali się prawdziwymi smokami.
-To wina Chaosu. Jesteśmy za daleko na północy. –trafnie stwierdziła wampirzyca.
W tym momencie wszedł Waldenhof. Nie mogli oderwać od niego wzroku, a on zdawał się nie zauważać tego jak wygląda.
-Coś nie tak? –wybełkotał, speszony nagłym zainteresowaniem jego osobą.
-Te grzybki, dużo ich wczoraj zjadłeś?
-Uhh
-Musiały spotęgować efekt.
-Co? O co chodzi?
-Spójrz w lustro.
Kiedy Waldenhof to zrobił, o mało się nie przewrócił. Jego ciało była powyginane, z czoła wyrastały mu dwa baranie rogi, a dwie dodatkowe ręce były niczym w porównaniu do macek ,który wiły się na plecach, kiedy nekromanta zaczął gorączkowo zdzierać z siebie resztki i tak już zniszczonego ubrania ich oczom ukazała się wykrzywiona w grymasie bliźniacza twarz inkwizytora w otoczeniu wnętrzności ,które najwyraźniej nie chciały już pozostać tam gdzie było ich miejsce.
[Ludwig otrzymuje: Kły jadowe, Lahmianka: Płomienne ciało , 3 smoków: ognisty dech, Nekromanta: Wywrócony na wierzch, pasożytniczy brat bliźniak, macki, potężne rogi, dodatkowe kończyny i oblicze deomna.]
[Wydaje mi się też ,że przy tylu postaciach, które nadal pozostają przy życiu wskrzeszanie Bjarna koniecznością nie było ,bo i tak ma kto u ciebie ginąć.]
-Uspokój się. Poradzimy sobie.
-To jest kurwa oczywiste, że sobie poradzimy. Tyle że teraz zajmie to nam więcej czasu. Gdyby ten pieprzony osiłek van Koogen nie bawił się w pojedynkowanie to już wracalibyśmy do domu. Ale nie, on nie mógł odpuścić sobie okazji do walki i teraz ma za swoje. A wy kurwa ni lepsi, gdyby ….
-Bleee – soczysty paw nekromanty przerwał reprymendę dowódcy
-No jeszcze tego kurwa brakowało. – mężczyzna odwrócił się i szybkim krokiem wszedł do swojego pokoju. Miał dość. Zasnął szybko ,a sny miał bardzo dziwne. Podobnie stało się z pozostałymi. Wampiry zaznały snu po raz pierwszy od czasu swojego narodzenia.
Ludwig podnosząc się z łóżka od razu poczuł ze coś jest nie tak. Miał w ustach dziwnie mniej miejsca. Olśniło go, w mgnieniu oka sięgnął po swój miecz. W swoim uzębieniu dostrzegł 2 długie kły.
-Kto mi to zro… - Ludwig zamarł w miejscu z przerażenia i szoku. W głownej sali stała lahmianka. Jej dłonie płonęły. Już miał ruszyć jej pomóc ,ta jednak zatrzymała go.
-Nic mi nie jest. Ja… tylko płonę. Obudziłam się cała w płomieniach. Nie parzą. Zniknęły ,zostały tylko te, wydaje mi się ,że mogę nad nimi zapanować. – Ludwig powoli się uśmiechnął. W tym samym momencie dołączyli do nich inni. Z ust dymiło im się, jak gdyby stali się prawdziwymi smokami.
-To wina Chaosu. Jesteśmy za daleko na północy. –trafnie stwierdziła wampirzyca.
W tym momencie wszedł Waldenhof. Nie mogli oderwać od niego wzroku, a on zdawał się nie zauważać tego jak wygląda.
-Coś nie tak? –wybełkotał, speszony nagłym zainteresowaniem jego osobą.
-Te grzybki, dużo ich wczoraj zjadłeś?
-Uhh
-Musiały spotęgować efekt.
-Co? O co chodzi?
-Spójrz w lustro.
Kiedy Waldenhof to zrobił, o mało się nie przewrócił. Jego ciało była powyginane, z czoła wyrastały mu dwa baranie rogi, a dwie dodatkowe ręce były niczym w porównaniu do macek ,który wiły się na plecach, kiedy nekromanta zaczął gorączkowo zdzierać z siebie resztki i tak już zniszczonego ubrania ich oczom ukazała się wykrzywiona w grymasie bliźniacza twarz inkwizytora w otoczeniu wnętrzności ,które najwyraźniej nie chciały już pozostać tam gdzie było ich miejsce.
[Ludwig otrzymuje: Kły jadowe, Lahmianka: Płomienne ciało , 3 smoków: ognisty dech, Nekromanta: Wywrócony na wierzch, pasożytniczy brat bliźniak, macki, potężne rogi, dodatkowe kończyny i oblicze deomna.]
[Wydaje mi się też ,że przy tylu postaciach, które nadal pozostają przy życiu wskrzeszanie Bjarna koniecznością nie było ,bo i tak ma kto u ciebie ginąć.]
"Otwieraj szybko! Otwieraj! Teraz kod 2314 ! Dalej! Dalej! Przekręć amulet o 48 stopni!" wrzeszczał Magnus ,który w odpierał ataki Ghuli ,pierwszy jaki rzucił się na niego został przebity zręcznym ciosem ,kolejny znokautowany lewym prostym został prędko dobity ,następny nacierajacy ghul omal nie zabił Henrego ,jednak ten błyskawicznie wypalił z pistoletu. Walka zamieniłą się w wielką rzeźnię ,zmieszana krew spływała schodami na piaski Areny. Wszędzie wrzaski ,dźwięki żelaza ,krzyki. A na całą tą bitwę padały płatki śniegu Norsci. W tym momencie Sethep zaczał odprawiać inkantacjie ,zawuażył to Magnus "Nie!!! Przestań! Wszyscy zginiemy!" jednak hierofanta go nie usłyszał ,bo chwili powatało piekło ,strugi ognia i płonące czaszki zaczęły ogarnaic Arenę. "Bierz skrzynię! Zarządzam taktyczny odwrót" krzyczał łowca do swojego ucznia. "Sigmarze dopomóż!!!" szepnął po czym zaczął czym prędzej biec w stronę wyjscia ,tuż za nim pędził Klernst. Kiedy zobaczyli oddział Skavenów osłaniajacych zawodników postanowili biec za nimi. Jednak nie zdążyli w kwatery zostały zaryglowane. Wtedy zmysły Von Bittenberga zaczęły nie dawać mu spokoju ,czuł potężne oddziaływania magii i wiedział ,że nie jest to spowodowane czarem lisza. Czym prędzej w pośpiechu rozbił w drzazgi żelaznym podbiciem buta ,deske ,która zasłaniała ogno ,po czym wskoczył tam ,tuż za nim poczynił to jego asystent. W ułamku sekundy pózniej na zewnatrz potężny huragan magii siał zniszenie....
Magnus obudził sie po paru godzinach miał zmęczone oczy ,wszystko widział jak przez mgłe ,lecz rozpoznał kwaterę ,widział ,że siedzi przed nim jego uczeń. "Mistrzu! Obudziłeś się! Dzięki Sigmarowi!" wykrzyknął z radości "Henry... gdzie jest skrzynia...?" zapytał z wielkim trudem inkwizytor. Jest tutaj ,bezpieczna ,brakuje tylko otwarcia jednego zamka ,nie udało mi się ,ale... Sigmar spuścił na nas łaskę! Mistrzu! Odrosło ci ucho!" po tych słowach Magnus prędko się podniósł ,lecz podczas czynnosci poczuł obolałe cześci ciała , szybko złapał sie za ucho "Jest całe... podejrzane...tylko nie to..." wtedy szybko podbiegł do kufra i zaczął szukać w nim wody święconej ,gdy znalazł pokropił ucho mówiac "Vade retro Tzeentch!",na oczach zaszokowanego ucznia wtedy łowca usłyszał w głowie głos "Tyyyy! Nie rób mi tego! Jak mozesz! Możemy sobie pomóc! Możesz być obdarzony łaskami" po usłyszeniu tych słów Magnus powstał ,dobywając sztyletu "Odpędzam cię pomiocie... Zgiń w czeluściach zagłady...Sigmar sit mihi lux!" po tych słowach bez zawachania ,szybkim ruchem pozbawił sie ucha. Krew natychmiast się polała ,a łowca upadł na ziemię i zaczął sie trząść ,jego oczy pobielały ,cały jego umysł był szargany ,ciagle słyszał głosy ,najpierw wielki pisk a póżniej słowa "Nigdy! Nigdy ci sie nie uda! Nie zdołasz mnie pokonać!" od razu podbiegł do niego uczeń ,szybko przemył mu ranę spirytusem ,po czym załozył mu profesjonalny bandaż. "Zostaniesz ukarany śmiertelniku!" głos nie przerywał ,po tych słowach Magnus zaczął jarzyć sie płomieniami ,Herny odsunął się nadzwyczajnie szybko zasłaniając twarz. Cały pokój był poświęcony i pokryty wieloma symbolami ,również pokutne ciało i wieloletnie szkolenie było po cześci odporne na magię. Cały ogień skumulował się i przenikł Magnusa. Jego ciało wyglądało jakby płonął od środka.
[Co za niezykła Arena ostateczny bonus dla Magnusa to Płomienne Ciało ,a dla Henrego Nienaturalny Refleks]
Magnus obudził sie po paru godzinach miał zmęczone oczy ,wszystko widział jak przez mgłe ,lecz rozpoznał kwaterę ,widział ,że siedzi przed nim jego uczeń. "Mistrzu! Obudziłeś się! Dzięki Sigmarowi!" wykrzyknął z radości "Henry... gdzie jest skrzynia...?" zapytał z wielkim trudem inkwizytor. Jest tutaj ,bezpieczna ,brakuje tylko otwarcia jednego zamka ,nie udało mi się ,ale... Sigmar spuścił na nas łaskę! Mistrzu! Odrosło ci ucho!" po tych słowach Magnus prędko się podniósł ,lecz podczas czynnosci poczuł obolałe cześci ciała , szybko złapał sie za ucho "Jest całe... podejrzane...tylko nie to..." wtedy szybko podbiegł do kufra i zaczął szukać w nim wody święconej ,gdy znalazł pokropił ucho mówiac "Vade retro Tzeentch!",na oczach zaszokowanego ucznia wtedy łowca usłyszał w głowie głos "Tyyyy! Nie rób mi tego! Jak mozesz! Możemy sobie pomóc! Możesz być obdarzony łaskami" po usłyszeniu tych słów Magnus powstał ,dobywając sztyletu "Odpędzam cię pomiocie... Zgiń w czeluściach zagłady...Sigmar sit mihi lux!" po tych słowach bez zawachania ,szybkim ruchem pozbawił sie ucha. Krew natychmiast się polała ,a łowca upadł na ziemię i zaczął sie trząść ,jego oczy pobielały ,cały jego umysł był szargany ,ciagle słyszał głosy ,najpierw wielki pisk a póżniej słowa "Nigdy! Nigdy ci sie nie uda! Nie zdołasz mnie pokonać!" od razu podbiegł do niego uczeń ,szybko przemył mu ranę spirytusem ,po czym załozył mu profesjonalny bandaż. "Zostaniesz ukarany śmiertelniku!" głos nie przerywał ,po tych słowach Magnus zaczął jarzyć sie płomieniami ,Herny odsunął się nadzwyczajnie szybko zasłaniając twarz. Cały pokój był poświęcony i pokryty wieloma symbolami ,również pokutne ciało i wieloletnie szkolenie było po cześci odporne na magię. Cały ogień skumulował się i przenikł Magnusa. Jego ciało wyglądało jakby płonął od środka.
[Co za niezykła Arena ostateczny bonus dla Magnusa to Płomienne Ciało ,a dla Henrego Nienaturalny Refleks]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
[Mutacja syreni spiew. Skrobnę coś do końca weekednu ]
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
[phi wampirza puszczalska lalunia. Napaliło się stado battlwców bez dziewczyny xD ]
[Naviedzony, jesteś geniuszem. ta arena bije na głowę wszytkie inne n razy przy n dąrzącym do nieskończoności. A i kompania sie szlachceka trafiła. ]
Sethep wracał z areny opierając się o Hyshisa. Zaklęcie wyczerpało i tak już nadwątlone siły maga, zostawiając go bez osłony na działanie spacznia. Miał nadzieję, że ochrona zabezpieczeń areny i zaklęć Hyshisa wytrzyma niematerialny napór chaosu. Nagle poczuł COŚ. Dobywało się z tego samego miejsca co ostatnie. Jednak anomalia rzeczywistości zaczynała się poszerzać w zastraszającym tempie. Czarodziej świetlistego kolegium też to zauważył.
-Twoja siedziba jest chroniona! Prawda? Wdziałem liczne hieroglify obronne! – licz potakująco kiwną głową na pytanie maga. Hyshis ruszył biegiem w stronę kwatery, ciągnąc za sobą licza. Byli już w stanie zauważyć nienaturalna falę chaosu zmierzającą im naprzeciw. Ludzkim wzrokiem widać był drgające powietrze wypaczające wszystko, co stanie na jego drodze. Skaveni i gości byli łączeni razem z kamienie, tworząc groteskowe, wrzeszczące posągi. Koski brukowe wybrzuszały się, zaczęły na nich pękać kamienne bąble, część z nich po prostu wypuściła setki ćmich skrzydeł i odleciała. Z magicznego punktu widzenia wszystko było tęczową fala.
Dopadli do kwatery. Hyshis rzucił licza na piasek i w ostatniej chwili zamknął drzwi. Chaos uderzył w budynek. I Wszystko zamilkło. A potem liczne hieroglify i magiczne symbole rozżarzyły się do białości i pękły z ogłuszającym hukiem. Wypatrzenie napełniło pomieszczenie i znalazło kolejne ofiary. W dodatku dwóch magów. Skutek mógł być tylko jeden. Rzeczywistość pękła niczym marnej jakości lustro, czas i przestrzeń wzięły ze sobą rozwód, a wymiary pomieszały się ze sobą niczym włosy Meduzy.
***d
Sethep widział rzeczy, których nie można było zobaczyć nawet za pomocą rzadkich ziół z Lustrii, nie mówiąc o zamianie tego na słowa. Jego dusza opuściła ciało i dryfowała po Niewypowiedzianym targana falami chaosu. Widzał żeczy przeszłe, teraźniejsze, alternatywne- teraźniejsza a nawet kilka możliwości przyszłości. Jakiś krasnoludzki wojownik przebijał się przez chordy demonów, aby zamknąć wrota. Kislev padał pod naporem wroga, a czempion Nurgla ścinał głowę cara. Na jakiejś śnieżnej pustyni tysiące zmutowanych organizmów zalewało niebieskozbrojnych wojowników. Malekith patrzył z tronu Ulthuanu na mękę Króla Feniksa. Ludzki imperator padał podczas uczty, a czerwone wino mieszało się z wyplutą przez niego krwią. Tysiace ludzi, a ciskał we wroga świetliste promienie ścierało się z orkami. Setki zakutych w stal rycerzy wdzierało się do bram Altdorfu. Settra…
Jednak wizje powoli zanikało a na pierwszy plan wyszła obrzydliwie piękna, wynaturzona postać Slaanesha. Pieszczotliwie wskazała na licza, a wokół krążyły niezliczone ilości demonetek wykonujących nieprzyzwoite gesty. Choć zwykły śmiertelnik może dałby się skusić, ale Sethep wiedział, jaki będzie tego konieć, ale raczej brak końca. Zakazane księgi, które mógł przeczytać mówiły o niewyobrażalnych mękach zadawanych przez roześmiane służki Pana Rozkoszy. Hierofana zaczął rozpaczliwie się modlić i wzywać swoich bogów. I ci przybyli. Skorpiony pod dowództwem Usiriana zawiązały morderczy bój z demonetkami, wspierane przez żmije z sama Asap na czele. Khasar swym pustynnym wiatrem osłaniał odwrót. A sam Ptra chwycił licza i zaczął ściągać go do siebie. Widząc to Slaanesh roześmiała się głośno i wypuścił na nich tysiące Strażników Tajemnic. Swiat zawirował, gdy bogowie starli się ze sobą. Jednak pustynia była daleko, a mroźna północ blisko, najpierw odpadały pomniejsze bóstwa rzek i wzgórz. Potem coraz potężniejsze. Sethep poczuł słabnący uścisk Ptry, aż w końcu ten został odegnany. Slannesh z uśmiechem na ustach pochwycił licza, wbijając w jego jaźń swoje szpony. Drugą, zakończona czarnymi pazurami dłoń zbliżył, aby wyrwać duszę hierofanty. Sethep zaczął się drzeć wniebogłosy, wzywając wszystkie możliwe potęgi, które byłyby w stanie mu pomóc.
- Daremne krzyki, już nie nie jest w stenie mi ciebie odebrać, słodziutki! – roześmiała się Slaanesh.
-Ratunkuuu!!! Najstarsze siły, pomóżcie!!! Jestem w stanie oddać wszystko!!! – paznokcie zaczęły powoli zdzierać kości z czaszki
-Nawet swą duszę i ciało? – Rozległ się tubalny, zgrzytliwy głos.
-TAKKKKhghrg – Slaanech przygotowywał się do zmiażdżenia licza, gdy nagle kosa odcięła mu rękę, a potężne uderzenie drzewcem odrzuciło w dal. Sceneria się zmieniła. Zamiast czerwieni, różu i infernalnych scen, zapanowały czerń mrok, i dym. Gdześ w dole działał jakiś skomplikowany mechanizm, spomiędzy jego trybów wydobywały się zielone błyskawice. Przed zawieszonym w pustce hierofantą unosiła się odziany w porwany płaszcz, zakapturzona postać. W ręku dzierżyła kosę, której ostrze było czystym mrokiem.
-Uratowałem cię. Teraz złożysz mi zapłatę. – i cisnął liczem w tryby machiny. Metalowe dłonie przypięły go do taśmy zmierzającej ku trzewiom urządzenia. Licz zauważył że kończy się ona podwójnym, miażdżącym walcem i zwojami kabli. Poprzedni krzyk przy torturach Slaanesha był niczym w porównaniu z tym, który Sethep wydał, gdy maszyna zaczęła miażdżyć jego nogi i wyrywać, kawałek po kawałku jego duszę.
***l
Lord Ibron Bezwzględy, poczuł satysfakcję, gdy po latach nieistnienia znalazł w końcu ciało do zamieszkania. Powoli jego jaźń wypełniała pale u stup, kostki, kolana, wraz z postępami maszyny Nawet nie pomyślał o nieszczęśniku który był na tylko głupi, aby dać zamienić swe ciało w żywy metal. Teraz tylko wystarczyło złamać wolę ofiary (w czym znacznie pomagała maszyneria), i uczynić z jej duszy posłusznego niewolnika obsługującego ciało. Nie czekając na koniec procesu przemiany lord zaatakował umysł ofiary. Który był niczym stalowa ściana, a nawet przeprowadzał niewielkie kontrataki. Lord wycofał się pełen gniewu, ale i zadowolenia. Ktoś dysponujący taką mocą i tak doskonale opanowany będzie doskonałym sługą. Wystarczyło poczekać. Widział, jak stalowe bariery umysłu zaczynają się powoli kruszyć dzięki działaniu maszyny. A czekać umiał. Miał w tym wprawę od 60 mileniów.
***l
Hyshis wśród ogólnego chaosu i Chaosu zauważył, jak ciało Sethepa zaczyna zaczyna rzucać się w padaczkowych drgawkach, a jego ciało zaczyna migać, i rozmywać się, podobnie jak otaczająca go przestrzeń. Co dziwne, powoli jego ości zaczynały robić się metalowe. Mag światła nie wiedział co się dzieje, a na pewno nie było to nic dobrego. Rozejrzał się rozpaczliwie w poszukiwaniu czegoś co może uratować licza. Nie mógł sobie teraz pozwolić na utratę sojusznika. Wtem zauważył, że fluktuację spaczni są dużo mniejsze wewnątrz magicznego kręgu. Postanowił położyć tam licza. Już chciał go chwycić, ale jego ręka przemknęła przez jego ciała, nie odczuwając większego oporu. Licz powoli przestawał należeć do tego świata. Widział też jakby metalowe macki obrabiające ciało licza. Hyshis zaczął wzywać licza w płaszczyźnie magicznej i próbować go ściągnąć do siebie.
***l
Sethepa ogarniał potężny ból, jego dusza była rozrywana, ciało przemieniane, a w dodatku coś chciała się wedrzeć do jego umysłu. Wtem usłyszał cichy głos Hyshisa dobiegający z oddali. Hierofanta przywołał całą swoją kontrolę nad mocą, i dzięki największemu wysiłkowi udało mu się dostrzec postać maga. Skoncentrowawszy się jeszcze bardziej zauważył, że JEDNOCZEŚNIE jest w piekielnej machinie i w swoim pokoju. Widział też swój magiczny krąg, którego wnętrze było wręcz oazą spokoju. Jeśli by udało mu się tam doczołgać… Z najwyższym trudem Sethep naprężył się i przesunął o centymetr. Te kilka metrów może uda mu się pokonać. Jednak wiązana przypinające go do taśmy wytrzymały. Licz zaczął się miotać, jednak pomimo magicznego wsparcia Hyshisa nie udało mu się zerwać więzów. Wtem poprzez umysł maga światła dostrzegło ostrze ono którym wspominał, TE ostrze. O dziwo, w tym rozmytym świecie było ono niesamowicie materialne. Znajdowało się one w odległości kilkudziesięciu kilometrów a zarazem paru milimetrów, w spaczni czas nie miał znaczenia. Walce zmieliły go już do pasa, oprócz niesamowitego cierpienia odczuwał już pojedyncze zaniki samoświadomości. Na szczęście to coś, co go atakowało było bierne i powoli wypełniało jego przemienione ciało. Sethep wyciągnął rękę na tyle ile mógł starając się dosięgnąć ostrza. Zabrakło odrobinkę. Ruszając się poluźnił trochę wiązanie i spróbował po raz drugi. Jego paznokcie zahaczyły o wyryte inskrypcje. W końcu udało się mu chwycić ostrze. Paliło go ono niemiłosiernie, ale w porównaniu z poprzednim bólem było to niczym ugryzienie komara. Szybko przeciął więzy i starał się zerwać do biegu. Niestey, już połowa jego ciała była w maszynie. Licz z rozmachem wbił ostrze w trzewia urządzenia….
JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEB!!!
***l
Sethep wczołgał się do środka okręgu i chwycił symbol życia Ankh. Natychmiast otoczyła go światłość i zaburzenia chaosu znikły. Jednak licz wrócił wyraźnie odmieniony.
***]
Ibron Bezwzględny był przepełniony gniewem i złością. Ten cholerny Zdrajca go oszukał. Zamiast mieć z powrotem ciało, został zepchnięty przez stalowy umysł ,,ofiary” do defensywy i ufortyfikowania się w najgłębszych zakamarkach świadomości. Choć raczej nie zostanie wyrzucony z ciało do nicości, to będzie mógł przejąć kontrole nad swym naczyniem tylko w sytuacjach, gdy jego właściciel będzie na prawdę mocno osłabiony. Co nie będzie się raczej często zdarzać. No ale cóż, może przy odrobinie szczęścia nazbiera się trochę dusz dla bogów.
***l
Sethep oglądał w lustrze swe przemienione ciało. Wprawdzie jego towarzysze także dość mocno ucierpieli w wyniku sztormu chaosu, to jego przemiana była niewątpliwie największa. Cały jego korpus był wykonany z metalu. Co z tego że jego żebra były zrobione z czystego srebra, to było… ohydne. Lewa noga także była cała z metalu, ale prawa od stawu udowego przechodziła powoli z metalu w kość. Lewa ręka i połowa obojczyka pozostały normalne, prawa od ramienia znów zamieniała się w metal. Jednak czaszka była iście przerażająca. Prawa strona normalna, lewa metal z zielonym okiem-wizjerem. Szczęka w ćwierci metal. Misternie zdobiony kostur zamienił się w kawał idealnie wyszlifowanego czarnego metalu, wewnątrz którego znajdował się spory zbiornik napełniony zielonym płynem. Na szczycie kostura pomiędzy czteroma chwytakami umocowano opalizująca na zielono kulę. Rytualny nóż na szczęście nie uległ przemianie. A na dobitkę Sethep miał wrażenie, że tajemnicza obecność siedzi gdzieś ukryta w jego wnętrzu i tylko czeka na okazję, aby przejęć kontrolę nad jego ciałem i wykorzystać je do swych nędznych celów.
Chociaż były i plusy tej sytuacji. Sethep czół się dużo silniejszy niż przedtem, a żywy metal był dużo bardziej wytrzymały niż kości. Dzięki wizjerowi widział lepiej i nawet w całkowitej ciemności, stał się też dużo bardziej spostrzegawczy w dziadzienie drgań osnowy. Jeśli się skoncentrował, w jego umyśle pojawiała się ogromna wiedza, o dziwo w większości techniczna. Widział też czasami daleką przyszłość. A co najwazniejsze, kolejny frogment ostrz leżał bezpiecznie na dnie jego kufra. O poza tym…
Piękne zdobienia na metalowym ramieniu i liczne kamienie szlachetne i złoto w korpusie robiły dość miłe wrażenie.
Tylko jedna rzecz go niepokoiła. Do tych dwóch wyrazów, czuł ogromną złość, wręcz doprowadzającą do obłędu nienawiść.
-Cóż to do cholery znaczy matt ward? –zapytał cicho cyber-licz samego siebie.
[mutacja mechanoid]
[tomb guardzi -> lyche guardzi]
tomb kings + mechanoid=tomb kings in spaceeeeeeee!!!
założymy się?Byqu pisze: [Btw. Dobrze, że nie wylecieliśmy poza granicę kosmosu... ]
Sethep wracał z areny opierając się o Hyshisa. Zaklęcie wyczerpało i tak już nadwątlone siły maga, zostawiając go bez osłony na działanie spacznia. Miał nadzieję, że ochrona zabezpieczeń areny i zaklęć Hyshisa wytrzyma niematerialny napór chaosu. Nagle poczuł COŚ. Dobywało się z tego samego miejsca co ostatnie. Jednak anomalia rzeczywistości zaczynała się poszerzać w zastraszającym tempie. Czarodziej świetlistego kolegium też to zauważył.
-Twoja siedziba jest chroniona! Prawda? Wdziałem liczne hieroglify obronne! – licz potakująco kiwną głową na pytanie maga. Hyshis ruszył biegiem w stronę kwatery, ciągnąc za sobą licza. Byli już w stanie zauważyć nienaturalna falę chaosu zmierzającą im naprzeciw. Ludzkim wzrokiem widać był drgające powietrze wypaczające wszystko, co stanie na jego drodze. Skaveni i gości byli łączeni razem z kamienie, tworząc groteskowe, wrzeszczące posągi. Koski brukowe wybrzuszały się, zaczęły na nich pękać kamienne bąble, część z nich po prostu wypuściła setki ćmich skrzydeł i odleciała. Z magicznego punktu widzenia wszystko było tęczową fala.
Dopadli do kwatery. Hyshis rzucił licza na piasek i w ostatniej chwili zamknął drzwi. Chaos uderzył w budynek. I Wszystko zamilkło. A potem liczne hieroglify i magiczne symbole rozżarzyły się do białości i pękły z ogłuszającym hukiem. Wypatrzenie napełniło pomieszczenie i znalazło kolejne ofiary. W dodatku dwóch magów. Skutek mógł być tylko jeden. Rzeczywistość pękła niczym marnej jakości lustro, czas i przestrzeń wzięły ze sobą rozwód, a wymiary pomieszały się ze sobą niczym włosy Meduzy.
***d
Sethep widział rzeczy, których nie można było zobaczyć nawet za pomocą rzadkich ziół z Lustrii, nie mówiąc o zamianie tego na słowa. Jego dusza opuściła ciało i dryfowała po Niewypowiedzianym targana falami chaosu. Widzał żeczy przeszłe, teraźniejsze, alternatywne- teraźniejsza a nawet kilka możliwości przyszłości. Jakiś krasnoludzki wojownik przebijał się przez chordy demonów, aby zamknąć wrota. Kislev padał pod naporem wroga, a czempion Nurgla ścinał głowę cara. Na jakiejś śnieżnej pustyni tysiące zmutowanych organizmów zalewało niebieskozbrojnych wojowników. Malekith patrzył z tronu Ulthuanu na mękę Króla Feniksa. Ludzki imperator padał podczas uczty, a czerwone wino mieszało się z wyplutą przez niego krwią. Tysiace ludzi, a ciskał we wroga świetliste promienie ścierało się z orkami. Setki zakutych w stal rycerzy wdzierało się do bram Altdorfu. Settra…
Jednak wizje powoli zanikało a na pierwszy plan wyszła obrzydliwie piękna, wynaturzona postać Slaanesha. Pieszczotliwie wskazała na licza, a wokół krążyły niezliczone ilości demonetek wykonujących nieprzyzwoite gesty. Choć zwykły śmiertelnik może dałby się skusić, ale Sethep wiedział, jaki będzie tego konieć, ale raczej brak końca. Zakazane księgi, które mógł przeczytać mówiły o niewyobrażalnych mękach zadawanych przez roześmiane służki Pana Rozkoszy. Hierofana zaczął rozpaczliwie się modlić i wzywać swoich bogów. I ci przybyli. Skorpiony pod dowództwem Usiriana zawiązały morderczy bój z demonetkami, wspierane przez żmije z sama Asap na czele. Khasar swym pustynnym wiatrem osłaniał odwrót. A sam Ptra chwycił licza i zaczął ściągać go do siebie. Widząc to Slaanesh roześmiała się głośno i wypuścił na nich tysiące Strażników Tajemnic. Swiat zawirował, gdy bogowie starli się ze sobą. Jednak pustynia była daleko, a mroźna północ blisko, najpierw odpadały pomniejsze bóstwa rzek i wzgórz. Potem coraz potężniejsze. Sethep poczuł słabnący uścisk Ptry, aż w końcu ten został odegnany. Slannesh z uśmiechem na ustach pochwycił licza, wbijając w jego jaźń swoje szpony. Drugą, zakończona czarnymi pazurami dłoń zbliżył, aby wyrwać duszę hierofanty. Sethep zaczął się drzeć wniebogłosy, wzywając wszystkie możliwe potęgi, które byłyby w stanie mu pomóc.
- Daremne krzyki, już nie nie jest w stenie mi ciebie odebrać, słodziutki! – roześmiała się Slaanesh.
-Ratunkuuu!!! Najstarsze siły, pomóżcie!!! Jestem w stanie oddać wszystko!!! – paznokcie zaczęły powoli zdzierać kości z czaszki
-Nawet swą duszę i ciało? – Rozległ się tubalny, zgrzytliwy głos.
-TAKKKKhghrg – Slaanech przygotowywał się do zmiażdżenia licza, gdy nagle kosa odcięła mu rękę, a potężne uderzenie drzewcem odrzuciło w dal. Sceneria się zmieniła. Zamiast czerwieni, różu i infernalnych scen, zapanowały czerń mrok, i dym. Gdześ w dole działał jakiś skomplikowany mechanizm, spomiędzy jego trybów wydobywały się zielone błyskawice. Przed zawieszonym w pustce hierofantą unosiła się odziany w porwany płaszcz, zakapturzona postać. W ręku dzierżyła kosę, której ostrze było czystym mrokiem.
-Uratowałem cię. Teraz złożysz mi zapłatę. – i cisnął liczem w tryby machiny. Metalowe dłonie przypięły go do taśmy zmierzającej ku trzewiom urządzenia. Licz zauważył że kończy się ona podwójnym, miażdżącym walcem i zwojami kabli. Poprzedni krzyk przy torturach Slaanesha był niczym w porównaniu z tym, który Sethep wydał, gdy maszyna zaczęła miażdżyć jego nogi i wyrywać, kawałek po kawałku jego duszę.
***l
Lord Ibron Bezwzględy, poczuł satysfakcję, gdy po latach nieistnienia znalazł w końcu ciało do zamieszkania. Powoli jego jaźń wypełniała pale u stup, kostki, kolana, wraz z postępami maszyny Nawet nie pomyślał o nieszczęśniku który był na tylko głupi, aby dać zamienić swe ciało w żywy metal. Teraz tylko wystarczyło złamać wolę ofiary (w czym znacznie pomagała maszyneria), i uczynić z jej duszy posłusznego niewolnika obsługującego ciało. Nie czekając na koniec procesu przemiany lord zaatakował umysł ofiary. Który był niczym stalowa ściana, a nawet przeprowadzał niewielkie kontrataki. Lord wycofał się pełen gniewu, ale i zadowolenia. Ktoś dysponujący taką mocą i tak doskonale opanowany będzie doskonałym sługą. Wystarczyło poczekać. Widział, jak stalowe bariery umysłu zaczynają się powoli kruszyć dzięki działaniu maszyny. A czekać umiał. Miał w tym wprawę od 60 mileniów.
***l
Hyshis wśród ogólnego chaosu i Chaosu zauważył, jak ciało Sethepa zaczyna zaczyna rzucać się w padaczkowych drgawkach, a jego ciało zaczyna migać, i rozmywać się, podobnie jak otaczająca go przestrzeń. Co dziwne, powoli jego ości zaczynały robić się metalowe. Mag światła nie wiedział co się dzieje, a na pewno nie było to nic dobrego. Rozejrzał się rozpaczliwie w poszukiwaniu czegoś co może uratować licza. Nie mógł sobie teraz pozwolić na utratę sojusznika. Wtem zauważył, że fluktuację spaczni są dużo mniejsze wewnątrz magicznego kręgu. Postanowił położyć tam licza. Już chciał go chwycić, ale jego ręka przemknęła przez jego ciała, nie odczuwając większego oporu. Licz powoli przestawał należeć do tego świata. Widział też jakby metalowe macki obrabiające ciało licza. Hyshis zaczął wzywać licza w płaszczyźnie magicznej i próbować go ściągnąć do siebie.
***l
Sethepa ogarniał potężny ból, jego dusza była rozrywana, ciało przemieniane, a w dodatku coś chciała się wedrzeć do jego umysłu. Wtem usłyszał cichy głos Hyshisa dobiegający z oddali. Hierofanta przywołał całą swoją kontrolę nad mocą, i dzięki największemu wysiłkowi udało mu się dostrzec postać maga. Skoncentrowawszy się jeszcze bardziej zauważył, że JEDNOCZEŚNIE jest w piekielnej machinie i w swoim pokoju. Widział też swój magiczny krąg, którego wnętrze było wręcz oazą spokoju. Jeśli by udało mu się tam doczołgać… Z najwyższym trudem Sethep naprężył się i przesunął o centymetr. Te kilka metrów może uda mu się pokonać. Jednak wiązana przypinające go do taśmy wytrzymały. Licz zaczął się miotać, jednak pomimo magicznego wsparcia Hyshisa nie udało mu się zerwać więzów. Wtem poprzez umysł maga światła dostrzegło ostrze ono którym wspominał, TE ostrze. O dziwo, w tym rozmytym świecie było ono niesamowicie materialne. Znajdowało się one w odległości kilkudziesięciu kilometrów a zarazem paru milimetrów, w spaczni czas nie miał znaczenia. Walce zmieliły go już do pasa, oprócz niesamowitego cierpienia odczuwał już pojedyncze zaniki samoświadomości. Na szczęście to coś, co go atakowało było bierne i powoli wypełniało jego przemienione ciało. Sethep wyciągnął rękę na tyle ile mógł starając się dosięgnąć ostrza. Zabrakło odrobinkę. Ruszając się poluźnił trochę wiązanie i spróbował po raz drugi. Jego paznokcie zahaczyły o wyryte inskrypcje. W końcu udało się mu chwycić ostrze. Paliło go ono niemiłosiernie, ale w porównaniu z poprzednim bólem było to niczym ugryzienie komara. Szybko przeciął więzy i starał się zerwać do biegu. Niestey, już połowa jego ciała była w maszynie. Licz z rozmachem wbił ostrze w trzewia urządzenia….
JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEB!!!
***l
Sethep wczołgał się do środka okręgu i chwycił symbol życia Ankh. Natychmiast otoczyła go światłość i zaburzenia chaosu znikły. Jednak licz wrócił wyraźnie odmieniony.
***]
Ibron Bezwzględny był przepełniony gniewem i złością. Ten cholerny Zdrajca go oszukał. Zamiast mieć z powrotem ciało, został zepchnięty przez stalowy umysł ,,ofiary” do defensywy i ufortyfikowania się w najgłębszych zakamarkach świadomości. Choć raczej nie zostanie wyrzucony z ciało do nicości, to będzie mógł przejąć kontrole nad swym naczyniem tylko w sytuacjach, gdy jego właściciel będzie na prawdę mocno osłabiony. Co nie będzie się raczej często zdarzać. No ale cóż, może przy odrobinie szczęścia nazbiera się trochę dusz dla bogów.
***l
Sethep oglądał w lustrze swe przemienione ciało. Wprawdzie jego towarzysze także dość mocno ucierpieli w wyniku sztormu chaosu, to jego przemiana była niewątpliwie największa. Cały jego korpus był wykonany z metalu. Co z tego że jego żebra były zrobione z czystego srebra, to było… ohydne. Lewa noga także była cała z metalu, ale prawa od stawu udowego przechodziła powoli z metalu w kość. Lewa ręka i połowa obojczyka pozostały normalne, prawa od ramienia znów zamieniała się w metal. Jednak czaszka była iście przerażająca. Prawa strona normalna, lewa metal z zielonym okiem-wizjerem. Szczęka w ćwierci metal. Misternie zdobiony kostur zamienił się w kawał idealnie wyszlifowanego czarnego metalu, wewnątrz którego znajdował się spory zbiornik napełniony zielonym płynem. Na szczycie kostura pomiędzy czteroma chwytakami umocowano opalizująca na zielono kulę. Rytualny nóż na szczęście nie uległ przemianie. A na dobitkę Sethep miał wrażenie, że tajemnicza obecność siedzi gdzieś ukryta w jego wnętrzu i tylko czeka na okazję, aby przejęć kontrolę nad jego ciałem i wykorzystać je do swych nędznych celów.
Chociaż były i plusy tej sytuacji. Sethep czół się dużo silniejszy niż przedtem, a żywy metal był dużo bardziej wytrzymały niż kości. Dzięki wizjerowi widział lepiej i nawet w całkowitej ciemności, stał się też dużo bardziej spostrzegawczy w dziadzienie drgań osnowy. Jeśli się skoncentrował, w jego umyśle pojawiała się ogromna wiedza, o dziwo w większości techniczna. Widział też czasami daleką przyszłość. A co najwazniejsze, kolejny frogment ostrz leżał bezpiecznie na dnie jego kufra. O poza tym…
Piękne zdobienia na metalowym ramieniu i liczne kamienie szlachetne i złoto w korpusie robiły dość miłe wrażenie.
Tylko jedna rzecz go niepokoiła. Do tych dwóch wyrazów, czuł ogromną złość, wręcz doprowadzającą do obłędu nienawiść.
-Cóż to do cholery znaczy matt ward? –zapytał cicho cyber-licz samego siebie.
[mutacja mechanoid]
[tomb guardzi -> lyche guardzi]
tomb kings + mechanoid=tomb kings in spaceeeeeeee!!!
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Przez arene przetoczył się powiew zimnego wiatru. Gdy Hysis otworzył drzwi pukającemu Caladrisowi, ujrzał tamtego klęczącego na progu i drgającego w konwulsjach. Jego mięśnie były napięte, zaś oczy przymknięte. W ty samym momencie Lathain padł na kolana, tuż obok niego upadła Ishila. Gdy elfi Książe podniósł się z ziemi, poczuł jak wielkie zmiany zaszły wewnątrz jego organizmu. W tej samej chwili kowal vaula zakrzyknął ze zdziwienia. Jego opaska leżała na ziemi zaś po policzkach płynęły strużki krwi. Odzyskał wzrok zaś jego oczy, były tak przenikliwie niebieskie i zimne, że zwykły śmiertelnik mógłby oszaleć od wpatrywania się w ich głębie. Ishila drgała jeszcze przez po czym upadła na ziemię plując krwią. Miejsca które ta splamiła zaczęły delikatnie syczeć.
Caladris-Nienaturalny Refleks
Latahain-Hipnotyczne Spojrzenie
Ishila-Trująca Krew
Caladris-Nienaturalny Refleks
Latahain-Hipnotyczne Spojrzenie
Ishila-Trująca Krew
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Wielka fala energii Tzeentcha poczęła przysłowiowo lecieć w stronę domu Sethepa.Mimo iż był on odporny na działanie upadłej magii to nie obyło się bez konsekwencji.Świat zaczął się rozmywać , zupełnie tak samo jak wtedy kiedy Hyshis zniknął na rok w otchłani niepamięci.Niestety znów znalazł się w tych korytarzach.Błądził po nich parę godzin póki nie przypomniał sobie , iż można manipulować tutaj umysłem.Skoro to jest nierzeczywiste to i wyobraźnia jest nierealna.wpierw należało wytworzyć pokój w jednym z korytarzy i wymyśleć krzesło.Następnie trzeba było się skoncentrować i znaleźć Sethepa.Hyshis widział go jak przez mgłę.Był to jednak widok pełen cierpienia i wewnętrznego bólu.Jego kompan był dosłownie mielony przez wielką maszynę demonicznego pochodzenia a istota piekielna próbowała przejąć jego umysł.Nikłym choć dosłyszalnym głosem Hyshis przemówił do swojego przyjaciela.Jak się okazało pomogło to.Chwilę później Sethep wytworzył ostrze i uwolnił się z okowów maszyny i demonów.
-No to teraz pozostało jeszcze mi się stąd wydostać...
Wytworzył on przejście do świata rzeczywistego lecz nienaturalnie naturalna o nienaturalnie naturalnych kształtach w nienaturalnym świecie o nienaturalnym przeznaczeniu ( )chwyciła Hyshisa za ramię i rzekła:
-Naznaczony już zostałeś ostatnim razem chyba , że chcesz jeszcze...
Na szczęście Hyshis przeszedł przez bramę i znalazł się z powrotem w domu Sethepa.
Widział on go już inaczej , jakby po przemianie , jego kompan był na wpół maszyną a Caladris i pozostała kompania mutowała.Jak się później okazało cała arena zaczęła mutować.
Hyshis tylko siedział spokojnie.
-Czemu mi nic się nie stało...
Interpretował słowa demona i doszedł do wniosku iż już dawno został zmutowany , przecież po aferze na arenie dostał mutacji.Po tamtym wypadku zaczął widzieć nienaturalne rzeczy a jego ciało przeplatało się ze światem niematerialnym.
-A więc ja mam już to wszystko za sobą...
Oczywiście nie zwracał uwagi na majaczące kolumny uniwersytetu w Nuln gdzieś w oddali.Po prostu był już przyzwyczajony...
-a więc Sethepie ... daj mi chwilę ... sprawdzę czy nie zostałeś mocniej spaczony.
Wyniki wyszły jednak pozytywnie , gdyż brak było tu oznak demona.
-No to mów ... Masz fragment ostrza ?
[Jakby co to pytałem się Naviedzonego i mówił mi , że to co mi się stało po walce na arenie to może być zaliczane jako mutacja a więc:
Mutacja - Spaczenie bezcielesności]
-No to teraz pozostało jeszcze mi się stąd wydostać...
Wytworzył on przejście do świata rzeczywistego lecz nienaturalnie naturalna o nienaturalnie naturalnych kształtach w nienaturalnym świecie o nienaturalnym przeznaczeniu ( )chwyciła Hyshisa za ramię i rzekła:
-Naznaczony już zostałeś ostatnim razem chyba , że chcesz jeszcze...
Na szczęście Hyshis przeszedł przez bramę i znalazł się z powrotem w domu Sethepa.
Widział on go już inaczej , jakby po przemianie , jego kompan był na wpół maszyną a Caladris i pozostała kompania mutowała.Jak się później okazało cała arena zaczęła mutować.
Hyshis tylko siedział spokojnie.
-Czemu mi nic się nie stało...
Interpretował słowa demona i doszedł do wniosku iż już dawno został zmutowany , przecież po aferze na arenie dostał mutacji.Po tamtym wypadku zaczął widzieć nienaturalne rzeczy a jego ciało przeplatało się ze światem niematerialnym.
-A więc ja mam już to wszystko za sobą...
Oczywiście nie zwracał uwagi na majaczące kolumny uniwersytetu w Nuln gdzieś w oddali.Po prostu był już przyzwyczajony...
-a więc Sethepie ... daj mi chwilę ... sprawdzę czy nie zostałeś mocniej spaczony.
Wyniki wyszły jednak pozytywnie , gdyż brak było tu oznak demona.
-No to mów ... Masz fragment ostrza ?
[Jakby co to pytałem się Naviedzonego i mówił mi , że to co mi się stało po walce na arenie to może być zaliczane jako mutacja a więc:
Mutacja - Spaczenie bezcielesności]
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ A więc uwaga ! Mamy już oficjalnie wszystkie fragmenty ! Leif u mnie ma sztych, Magnus ma kolejny w skrzyni a Sethep ostatni. Co zrobimy jak już złożymy Fellblade ? Bjarn ma ochotę podbić Nordland ]
Gdy tylko huragan przycichł Norsmeni ostrożnie otworzyli drzwi i wyszli na zewnątrz.
- Tyrze litościwy... - zaklął Vidarr, zmykając oczy. Doprawdy widok był okropny. Z całego oddziału skavenów zostało... nawet nie wiedzieli jak to nazwać.
Skaveny leżały na całej ulicy przed ich kwaterą, powykręcane i obrzydliwie zmutowane. Część jeszcze drgała lub jęczała w agonii. Ich nieliczni nietknięci kamraci krążyli między ciałami, skracając męki wciąż żyjących ciosami halabard lub wystrzałami. Thorrvald spojrzał na środek. Leżał tam inżynier dowodzący oddziałem. Z pewnością wypełniona spaczeniem maszyneria na plecach nie pomogła mu przetrwać burzy zmian. Jego ciało urosło niemal czterokrotnie, pokryło się ranami i straszliwymi mutacjami oraz było opięte urządzeniami, które teraz wbijały się głęboko w miękką masę futra.
Haakar niemal zwymiotował. Hrothgar czknął głośno i pomasował zabandażowane plecy.
- Ależ mnie pali ! Niech ktoś poda piwa ! - gdy tylko przełknął łyk z bukłaka Haakara z jego ust i czerwonej brody buchnęła para.
- Aaaaaargahaaaa - wrzasnął, po czym gwałtownie otworzył usta, wydalając resztki parującego napoju... razem ze strumieniem OGNIA. Jęzory czerwono-żółtych płomieni ogarnęły zmutowane cielsko Hesqeeta, które nagżało się jak balon i pękło, opryskując pobliskich skavenów mazią tak obleśną że nikt nie chciał nawet na nią spojrzeć. Leif nie krył jednak śmiechu.
- No to jak mówiłeś ja jestem synem wilczycy, to towjego ojca wychędożył smok !
- A może to jego broda się wydłużyła ? - podrzucił Thorrvald, śmiejąc się razem z bratem.
- Patrzcie nawet Einarr się śmieje ! - ryknął Thorleif. Rzeczywiście usta ponurego woja były wykrzywione nienaturalnym grymasem, wielkie kły nie pozwalały mu przestać się "uśmiechać".
- Barso hurwa śmieszne.- wysyczał Einarr, odwracając sięi przeglądając się w odbiciu na błyszczącej powierzchni hełmu.
Gdy tylko huragan przycichł Norsmeni ostrożnie otworzyli drzwi i wyszli na zewnątrz.
- Tyrze litościwy... - zaklął Vidarr, zmykając oczy. Doprawdy widok był okropny. Z całego oddziału skavenów zostało... nawet nie wiedzieli jak to nazwać.
Skaveny leżały na całej ulicy przed ich kwaterą, powykręcane i obrzydliwie zmutowane. Część jeszcze drgała lub jęczała w agonii. Ich nieliczni nietknięci kamraci krążyli między ciałami, skracając męki wciąż żyjących ciosami halabard lub wystrzałami. Thorrvald spojrzał na środek. Leżał tam inżynier dowodzący oddziałem. Z pewnością wypełniona spaczeniem maszyneria na plecach nie pomogła mu przetrwać burzy zmian. Jego ciało urosło niemal czterokrotnie, pokryło się ranami i straszliwymi mutacjami oraz było opięte urządzeniami, które teraz wbijały się głęboko w miękką masę futra.
Haakar niemal zwymiotował. Hrothgar czknął głośno i pomasował zabandażowane plecy.
- Ależ mnie pali ! Niech ktoś poda piwa ! - gdy tylko przełknął łyk z bukłaka Haakara z jego ust i czerwonej brody buchnęła para.
- Aaaaaargahaaaa - wrzasnął, po czym gwałtownie otworzył usta, wydalając resztki parującego napoju... razem ze strumieniem OGNIA. Jęzory czerwono-żółtych płomieni ogarnęły zmutowane cielsko Hesqeeta, które nagżało się jak balon i pękło, opryskując pobliskich skavenów mazią tak obleśną że nikt nie chciał nawet na nią spojrzeć. Leif nie krył jednak śmiechu.
- No to jak mówiłeś ja jestem synem wilczycy, to towjego ojca wychędożył smok !
- A może to jego broda się wydłużyła ? - podrzucił Thorrvald, śmiejąc się razem z bratem.
- Patrzcie nawet Einarr się śmieje ! - ryknął Thorleif. Rzeczywiście usta ponurego woja były wykrzywione nienaturalnym grymasem, wielkie kły nie pozwalały mu przestać się "uśmiechać".
- Barso hurwa śmieszne.- wysyczał Einarr, odwracając sięi przeglądając się w odbiciu na błyszczącej powierzchni hełmu.
[nie nie nie! osobiście planowałem aby jeszcze jednen trafił do któregoś z graczy (głownia miecza-maria? selina? diana?) a ostatni fragment (rubin/diament/inny kamień szlachetny z głowni da nam nawiedzony w odpowiednim dla niego momencie. Może być?]
Wycieczka opłaciła się, Kharlot dobrze się bawił widząc co mutująca moc bogów uczyniła z innymi. Najpierw zauważył elfy, niestety nie wyrosło im nic zabawnego, tak jak miał nadzieję. Ślepy kowal odzyskał wzrok, wiedźma wypalała posadzki krwią, a Caladris kończył jeszcze szybciej niż dotychczas. Nuda. Hyshis wydawał się przezroczysty, co mogło być uciążliwe podczas walki. Nie zawiódł go jednak Sethep. To co ujrzał Kruszący Czaszki było doprawdy imponujące. Licz zmienił się w... no właśnie, w co? Trochę mumia, trochę mechaniczny golem. CO to kurwa ma być? Odpowiedział mu jakiś odległy szept .Nekron. Potem zauważył wampirzą ekipę, tu było nieco zabawniej. Ich przywódca dorobił się przez noc ogromnych kłów, ledwo mu się w ustach mieściły, nekromanta był brzydszy od starego gówna po zimie, zaś Lhamianka... Uch, gorąca z niej sztuka zaśmiał się w duchu Kharlot. Wreszcie spotkał się z kompanią Bjarna. Przypadek Ludwiga powtórzył się u Einarra, tylko ten ostatni wyglądał z tym zabawniej. Hrothgar na próżno usiłował ugasić pragnienie, a pił jak smok, pozostali niby się nie zmienili, a jednak wyglądali... dziczej. Z oddali dobiegł wrzask, który tylko głusi nazwali by śpiewem. Słyszałem Banshee o lepszym głosie. Przyomniał sobie wtedy o Selinie. Bez wachania pobiegł do jej kwatery, poważnie zaniepokojony. Byłoby głupio, gdyby jego kochanka zmieniła się w coś odrażającego...
[Dianie bym nie dawał fragmentu... Wątpie również, byśmy dowiedzieli się co jej przypadło jako mutacja... ]
[W sumie chętnie zdobędę czwarty fragment dla Seliny. Ktoś przeciw? ]
[Dianie bym nie dawał fragmentu... Wątpie również, byśmy dowiedzieli się co jej przypadło jako mutacja... ]
[W sumie chętnie zdobędę czwarty fragment dla Seliny. Ktoś przeciw? ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Proponuje aby Selina uzyskała dodatkowa kończynę!
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
[Proponuję ,aby zawodnicy stanęli na sobie jak akrobaci ,przebrać się za Nagasha i straszyć Stary świat ]
Ciało Magnusa pulsowało od środka ,jednak nie sprawiało mu to bólu. "Tylko żarliwa modlitwa teraz to odemnie odegna..." zamyślił sie łowca ,lecz szybko zdecydował przejść do sprawy ważniejszej niż jego życie ,do sprawy wazniejszej niż całe tysiace żyć. Rozkazał swojemu asystentowi porkopić całe pomieszczenie wodą święconą ,następnie zapalić kadzidło i odmówić modlitwę ochronną ,po czym sam naznaczył srebrnym proszkiem na ziemi kometę sigmara. W środku położył żelazną skrzynię skrzynię. Wydał Henremu polecenie ,aby ten wyszedł z pewnym zadaniem i nie wracał przez conajmniej godzinę. Uczeń zrobił co mu kazano ,wtedy Magnus uklękł przy skrzyni ,nie była to już tak wielka skrzynia jak przedtem ,w rzeczywistości było to wiele skrzyń włożonych jedna w drugą, ,wszystkie zabezpieczone kodami ,zaklęciami i szyframi ,ale obecnie był to zwykły żelazny sześcian . Magnus przyłożył do niej swój sygnet i powiedział głośno "Jestem gotów... przyjmuję na siebie tą krucjatę... Ave Sigmar" wtedy ściany skrzyni rozpadły sie na małe kawałki ,a w środku było srebrne płótno. Delikatnie odwinął pakunek i rozwinął go. W srebrny proszek zaczął sie nieanturalnie trząść ,płótno było w kształcie trójkąta z wyhaftowanymi złotymi symbolami Sigmara ,Ulryka i Morra. Oczom Magnusa ukzazała się rękojeść miecza Nagasha ,pozornie wyglądało to na zwykłą rękojeść Tileańskiego miecza ,jednak tuż nad jelcem widniały północne runy. Łowca rozpoznał je z tłumaczenia Bjarna ,mówiły o tym kim był Sigmar ,dalsza inksrypcja urywała się. Z broni nie emitowała czarna magia ,jednak płótno było wypalone w miejscy spoczynku broni. Magnus zmówił modlitwę ,zwinął płótno i schował. Znalazł tam jeszcze list ,odczytał go:
"Ave Imperator ,Ave Morr ,Ave Sigmar
Piszę ten list z krain dalekich i mrocznych. Piszę ten list w świetle księżyca ,z ziem pozbawionych człowieczeństwa. Ja i moi zacni towarzysze stoczyliśmy chwalebny bój o ten artefakt ,wielu poległo ,lecz nikt nie dostał sie do hańbiacej niewoli. Morr prowadzi nasze dusze. Zostaliśmy poinformowani o śledztwie Czarnego Zamku. Osobiscie zostałem wprowadzony w szczegóły. Czuję się zobowiązany wysyłajac ten przedmiot zła. Początkowo były zamierzenia posłania do Podziemi całego regimentu Rycerzy Wewnętrznego Kręgu ,jednak odstąpiono z uwagi na tajność misji. Modlimy się o powodzenie twojej powodzenie.
Podpisano:
Wielki Mistrz Zakonu Czarnej Gwardii Morra Helstrum Zettermick."
Ciało Magnusa pulsowało od środka ,jednak nie sprawiało mu to bólu. "Tylko żarliwa modlitwa teraz to odemnie odegna..." zamyślił sie łowca ,lecz szybko zdecydował przejść do sprawy ważniejszej niż jego życie ,do sprawy wazniejszej niż całe tysiace żyć. Rozkazał swojemu asystentowi porkopić całe pomieszczenie wodą święconą ,następnie zapalić kadzidło i odmówić modlitwę ochronną ,po czym sam naznaczył srebrnym proszkiem na ziemi kometę sigmara. W środku położył żelazną skrzynię skrzynię. Wydał Henremu polecenie ,aby ten wyszedł z pewnym zadaniem i nie wracał przez conajmniej godzinę. Uczeń zrobił co mu kazano ,wtedy Magnus uklękł przy skrzyni ,nie była to już tak wielka skrzynia jak przedtem ,w rzeczywistości było to wiele skrzyń włożonych jedna w drugą, ,wszystkie zabezpieczone kodami ,zaklęciami i szyframi ,ale obecnie był to zwykły żelazny sześcian . Magnus przyłożył do niej swój sygnet i powiedział głośno "Jestem gotów... przyjmuję na siebie tą krucjatę... Ave Sigmar" wtedy ściany skrzyni rozpadły sie na małe kawałki ,a w środku było srebrne płótno. Delikatnie odwinął pakunek i rozwinął go. W srebrny proszek zaczął sie nieanturalnie trząść ,płótno było w kształcie trójkąta z wyhaftowanymi złotymi symbolami Sigmara ,Ulryka i Morra. Oczom Magnusa ukzazała się rękojeść miecza Nagasha ,pozornie wyglądało to na zwykłą rękojeść Tileańskiego miecza ,jednak tuż nad jelcem widniały północne runy. Łowca rozpoznał je z tłumaczenia Bjarna ,mówiły o tym kim był Sigmar ,dalsza inksrypcja urywała się. Z broni nie emitowała czarna magia ,jednak płótno było wypalone w miejscy spoczynku broni. Magnus zmówił modlitwę ,zwinął płótno i schował. Znalazł tam jeszcze list ,odczytał go:
"Ave Imperator ,Ave Morr ,Ave Sigmar
Piszę ten list z krain dalekich i mrocznych. Piszę ten list w świetle księżyca ,z ziem pozbawionych człowieczeństwa. Ja i moi zacni towarzysze stoczyliśmy chwalebny bój o ten artefakt ,wielu poległo ,lecz nikt nie dostał sie do hańbiacej niewoli. Morr prowadzi nasze dusze. Zostaliśmy poinformowani o śledztwie Czarnego Zamku. Osobiscie zostałem wprowadzony w szczegóły. Czuję się zobowiązany wysyłajac ten przedmiot zła. Początkowo były zamierzenia posłania do Podziemi całego regimentu Rycerzy Wewnętrznego Kręgu ,jednak odstąpiono z uwagi na tajność misji. Modlimy się o powodzenie twojej powodzenie.
Podpisano:
Wielki Mistrz Zakonu Czarnej Gwardii Morra Helstrum Zettermick."
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Maria nadal nie mogła się pozbierać do kupy elementów całej tej układanki. Po paru kolejnych wypadkach aby zdobyć języki doszła do dość dziwnych wniosków. Otóż niektórzy z zawodników byli w posiadaniu fragmentów Fellblade. No pięknie, tylko skąd u tych maluczkich pionków tak potężny artefakt. Ba o dziwo jeszcze nie wyruszyli z karną ekspedycją do Sylvani. Taaa... To byłoby w iście ich stylu. Maria jednak znała historię tego ostrza aż za dobrze. Wiedziała, że brakuje im jeszcze części do skompletowania miecza. No i najważniejsze. Ktoś musiał go znowu scalić i nim władać. Ostrze to nie było bezpieczne ani dla oponentów ani dla właściciela o niewystarczającej sile umysłu i samokontroli. Prawdopodobnie gdyby któryś z norsmenów chwycił za pełne ostrze to spłonąłby żywcem.
Z tymi i innymi przemyśleniami Maria wybrała się po raz kolejny na spacer. Niestety karczma ostatnio opustoszała i niewiele się w niej działo, a poza tym potrzebowała spokoju by rozważyć wszystkie kombinacje prawdopodobnych możliwości. Właśnie mijała alejkę handlarzy niewolników gdy potężna fala chaotycznej energii uderzyła w nią. Maria padła na ziemię w drgawkach. Czuła jak całe jej ciało ściska śliska magia chaotycznych bóstw. Nagle potężny przypływ energii zacisnął się na jej gardło. Maria złapała się za szyję uklęknęła i splunęła krwią. Wtedy ból ją opuścił i pozostało tylko dziwne swędzenie w okolicach szyi. Spróbowała coś powiedzieć, ale nie mogła. Pierwsze parę prób skończyło się zwykłym charkaniem i pluciem krwią. Dopiero przy szóstym podejściu udało jej się wydobyć słowo. Jednak nie poznała swojego głosu. Był jakby bardziej melodyczny... Śpiewny... Zupełnie jakby mówiła w mowie leśnych elfów, mimo iż zaczęła kląć po krasnoludzku tak plugawie, że jeden z obecnych tu przedstawicieli tego gatunku aż się zarumienił.
Nie do końca rozumiejąc genezę zjawiska którego jej głos był efektem kontynuowała swoją przechadzkę. Mimo iż jej myśli były zdecydowanie zapętlone i trudne do okiełznania instynkt zabójcy okazał się niezawodny. Cóż za wyjątkowe szczęście sprawiło, że wśród milionów szczurów trafiła akurat na tego, który był jej celem. Prist, bo o niego się rozchodziło też ją zauważył. Jego spacz-oko wykryło myśli wampirzycy i od razu zaczął uciekać. Maria po chwili zaskoczenia popędziła za swoją ofiarą. Szczur jednak był zdecydowanie lepiej zorientowany w tutejszym terenie i wykorzystywał to na swoją korzyść. Tam gdzie on mógł biec z pełną prędkością, Maria musiała przygarbiona truchtać znacznie wolniej niż by jej na to pozycja wyprostowana pozwalała. Powoli zaczęła tracić go z oczu. Postawiła wszytsko na jedną kartę. Zaczęła inkantację wykorzystując magię bestii. Prist już cieszył się ze swojego sukcesu, gdy nagle z ziemi wyrosły korzenie, które chciały uchwycić jego nogi. Za pierwszym razem wyrwał się, lecz cofając się przed pnączami potknął się i padł. Rośliny tylko czekały na taką okazję i pochwyciły go, rozkładając go krzyżem na ziemi. Maria spokojnie podeszła do swojej ofiary, uklęknęła na jego piersi. Wyjęła swoją mizerykordię z cholewy.
-Jakieś ostatnie słowa? - spytała z wyjątkowo paskudnym uśmiechem na twarzy.
- Ja wiem-pamiętam gdzie jest skarb-skarb! Ja mogę-potrafię zaprowadzić-pokazać!
- Jaki znowu skarb?- Spytała z zainteresowaniem. Przecież co szkodziło zdobyć "skarb" a potem wykończyć paskudę. Oczywiście mogła to byś zasadzka, ale chyba nie zaszkodziło by jej trochę ruchu. Dawno nie miała z kim powalczyć.
- Magiczny-specjalny! Kamień-klejnot! Tak, tak... Wielki skarb!
Maria zwolniła z niego klątwę, po czym wbijając mu klingę w obojczyk kazała się prowadzić.
Skaven kluczył uliczkami, w które osoba nie znająca terenu lub co najmniej obstawy kilkudziesięciu zbrojnych by się nie zapuściła. Jednak gdy dotarli na miejsce była zaskoczona. Nikt poza drugim spacz inżynierem nie czekał na nią. Nie było żadnej zasadzki. Aż dziw bierze, że to skaven tak postąpił. Ponoć te istoty to najbardziej zdradliwe skurwysyny pod słońcem. Poszło za łatwo. Gdzieś musiał być haczyk.
Skaven podszedł do Marii i wręczył jej szkatułę. Z pod powieki emanowało czerwone światło. Maria otworzyła je i ujrzała coś czego się nie spodziewała ujrzeć nigdy w życiu. To był klejnot znajdujący się w rękojeści Fellblade'a. Skaven nagle zrobił dziwny wytrzeszcz oczu. Patrzył na nią jak chowa go głęboko za pazuchę kaftanu i nie mógł zrozumieć co się dzieje. Ach wampirzyca nagle zrozumiała. Ten klejnot jest zabójczy dla wampirów czystej krwi. Marii jednak nie wyrządził większych szkód.
-Ach ty cwaniaku- podeszła do skavena i poderżnęła mu gardło. Drugi zbierał się do ucieczki, ale skończył z nożem między oczami.
Czyli teraz i ja jestem w tym gównie po uszy pomyślała po czym udała się do kwatery.
[ ha! teraz i ja sobie zapoluje na nagasha ! ]
Z tymi i innymi przemyśleniami Maria wybrała się po raz kolejny na spacer. Niestety karczma ostatnio opustoszała i niewiele się w niej działo, a poza tym potrzebowała spokoju by rozważyć wszystkie kombinacje prawdopodobnych możliwości. Właśnie mijała alejkę handlarzy niewolników gdy potężna fala chaotycznej energii uderzyła w nią. Maria padła na ziemię w drgawkach. Czuła jak całe jej ciało ściska śliska magia chaotycznych bóstw. Nagle potężny przypływ energii zacisnął się na jej gardło. Maria złapała się za szyję uklęknęła i splunęła krwią. Wtedy ból ją opuścił i pozostało tylko dziwne swędzenie w okolicach szyi. Spróbowała coś powiedzieć, ale nie mogła. Pierwsze parę prób skończyło się zwykłym charkaniem i pluciem krwią. Dopiero przy szóstym podejściu udało jej się wydobyć słowo. Jednak nie poznała swojego głosu. Był jakby bardziej melodyczny... Śpiewny... Zupełnie jakby mówiła w mowie leśnych elfów, mimo iż zaczęła kląć po krasnoludzku tak plugawie, że jeden z obecnych tu przedstawicieli tego gatunku aż się zarumienił.
Nie do końca rozumiejąc genezę zjawiska którego jej głos był efektem kontynuowała swoją przechadzkę. Mimo iż jej myśli były zdecydowanie zapętlone i trudne do okiełznania instynkt zabójcy okazał się niezawodny. Cóż za wyjątkowe szczęście sprawiło, że wśród milionów szczurów trafiła akurat na tego, który był jej celem. Prist, bo o niego się rozchodziło też ją zauważył. Jego spacz-oko wykryło myśli wampirzycy i od razu zaczął uciekać. Maria po chwili zaskoczenia popędziła za swoją ofiarą. Szczur jednak był zdecydowanie lepiej zorientowany w tutejszym terenie i wykorzystywał to na swoją korzyść. Tam gdzie on mógł biec z pełną prędkością, Maria musiała przygarbiona truchtać znacznie wolniej niż by jej na to pozycja wyprostowana pozwalała. Powoli zaczęła tracić go z oczu. Postawiła wszytsko na jedną kartę. Zaczęła inkantację wykorzystując magię bestii. Prist już cieszył się ze swojego sukcesu, gdy nagle z ziemi wyrosły korzenie, które chciały uchwycić jego nogi. Za pierwszym razem wyrwał się, lecz cofając się przed pnączami potknął się i padł. Rośliny tylko czekały na taką okazję i pochwyciły go, rozkładając go krzyżem na ziemi. Maria spokojnie podeszła do swojej ofiary, uklęknęła na jego piersi. Wyjęła swoją mizerykordię z cholewy.
-Jakieś ostatnie słowa? - spytała z wyjątkowo paskudnym uśmiechem na twarzy.
- Ja wiem-pamiętam gdzie jest skarb-skarb! Ja mogę-potrafię zaprowadzić-pokazać!
- Jaki znowu skarb?- Spytała z zainteresowaniem. Przecież co szkodziło zdobyć "skarb" a potem wykończyć paskudę. Oczywiście mogła to byś zasadzka, ale chyba nie zaszkodziło by jej trochę ruchu. Dawno nie miała z kim powalczyć.
- Magiczny-specjalny! Kamień-klejnot! Tak, tak... Wielki skarb!
Maria zwolniła z niego klątwę, po czym wbijając mu klingę w obojczyk kazała się prowadzić.
Skaven kluczył uliczkami, w które osoba nie znająca terenu lub co najmniej obstawy kilkudziesięciu zbrojnych by się nie zapuściła. Jednak gdy dotarli na miejsce była zaskoczona. Nikt poza drugim spacz inżynierem nie czekał na nią. Nie było żadnej zasadzki. Aż dziw bierze, że to skaven tak postąpił. Ponoć te istoty to najbardziej zdradliwe skurwysyny pod słońcem. Poszło za łatwo. Gdzieś musiał być haczyk.
Skaven podszedł do Marii i wręczył jej szkatułę. Z pod powieki emanowało czerwone światło. Maria otworzyła je i ujrzała coś czego się nie spodziewała ujrzeć nigdy w życiu. To był klejnot znajdujący się w rękojeści Fellblade'a. Skaven nagle zrobił dziwny wytrzeszcz oczu. Patrzył na nią jak chowa go głęboko za pazuchę kaftanu i nie mógł zrozumieć co się dzieje. Ach wampirzyca nagle zrozumiała. Ten klejnot jest zabójczy dla wampirów czystej krwi. Marii jednak nie wyrządził większych szkód.
-Ach ty cwaniaku- podeszła do skavena i poderżnęła mu gardło. Drugi zbierał się do ucieczki, ale skończył z nożem między oczami.
Czyli teraz i ja jestem w tym gównie po uszy pomyślała po czym udała się do kwatery.
[ ha! teraz i ja sobie zapoluje na nagasha ! ]