ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Re: ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Post autor: Kordelas »

[Zaraz ,zaraz zaraz :!: [-X [-X [-X [-X [-X [-X [-X
Przecież nie strzleam do "Jezyczka" :idea: :idea: :idea:
Malakai strzela do tego statku co wskrzesił elfa
Nawet Makaisson nie rozwaliłby statku Ksiecia mórz oraz zawodników :)
Ale gratuluję opisu masakry swojej kompani ,szkoda ,zę trzeba edytować :wink: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[To coś mi się popieprzyło, sory ale jestem już zmęczony, już usuwam posta, jeszcze raz bardzo przepraszam za niepotrzebne zamieszanie. :oops: ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Szczątki statku mistrza miecza unosiły się na wodzie. Na jednej z desek unosiło się ciało. Był to Fenril przyjaciel Finrandila i kapitan statku.

Jego oczy powoli się otworzyły. Chciał głośno przeklnąć, jednak z powodu słonej wody nie mógł. Usta miał tak wysuszone, że nie był w stanie mówić do tego miał połamane kilka żeber i najprawdopodobniej lewą nogę.

Elf mógł liczyć tylko na to, że ktoś go dostrzeże i uratuje. To jednak graniczyło z cudem.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

-Ratować rozbitka!-wrzasnął Elithmaira i rzucił się do wody.
Przy pomocy dwóch innych elfów udało im się wyłowić kapitana statku. Natychmiast położyli go w kajucie zawołali medyk i Irthiliusa który znał podstawowe zaklęcia lecznicze.
W tym samym czasie Atheis wyszedł na pokład i odśpiewał:

Elithmair wyszedł na pokład.
I krzyknął w stronę okrętu krasnoludów:
-Nie wstyd wam? Starsza rasa cholera się znalazła, brodate tchórze za grosz honoru! Wojna o Brodę byłą wojną ze starszą rasą potężną i mądrą! A teraz? Nie jesteście godni nosić swoich bród! Jesteście żałośni, rozstrzelaliście okręt elfów tylko dla tego że mogliście zrobić to bezkarnie?! Niczym nie różnicie się od czcicieli chaosu!
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
DarkAngel
Oszukista
Posty: 820
Lokalizacja: Wataha - Racibórz/Wrocław

Post autor: DarkAngel »

Mistrz Miecza Hoetha pisze: -Nie wstyd wam? Starsza rasa cholera się znalazła, brodate tchórze za grosz honoru! Wojna o Brodę byłą wojną ze starszą rasą potężną i mądrą! A teraz? Nie jesteście godni nosić swoich bród! Jesteście żałośni, rozstrzelaliście okręt elfów tylko dla tego że mogliście zrobić to bezkarnie?! Niczym nie różnicie się od czcicieli chaosu!
[Za mniejsze przewinienia elfy ginęły :twisted: ]
"Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu." - Ayn Rand

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Gerhard siedział w pubie utworzonym specjalnie dla najbogatszych pasażerów "Gargantuana". Znajdował się on na drugim, najbardziej luksusowym pokładzie okrętu, wśród kajut zamożnych kupców i wpływowych szlachciców. Mimo relatywnie niewielkich rozmiarów, całe pomieszczenie urządzone było z przesadnym wręcz przepychem. Podłogę wyścielał czerwony, arabski dywan, ściany dekorowały wielkie panoramy sławnych miast Imperium a zamiast krzeseł wszędzie stały fotele. Bar z trunkami był dobrze wyposażony, choć nie oferował żadnych mocniejszych napitków. Ogólnie rzecz biorąc, nikt nawet nie próbował ukrywać że to miejsce powstało tylko i wyłącznie w celu zdzierania pieniędzy z ludzi, którzy byli gotowi płacić miesięczną wypłatę przeciętnego marynarza za butelkę wina.
Na szczęście Eirensterna było stać i teraz raczył się wybornym brandy z kryształowego kieliszka. Jego prosty strój mocno wyróżniał się na tle najnowszych krzyków mody noszonych przez większość towarzystwa, ale nie przejmował się tym. Nie miał najmniejszego zamiaru znowu upokarzać się idiotycznym przyodziewkiem jak na pamiętnym balu.
Gerhard usilnie starał się wyluzować, cieszyć się pięknym dniem i dobrym alkoholem, ale nie mógł. Cały czas wracał myślą do jego przelotnego spotkania z Loq-Kro-Garem przy wyjściu z Areny. Wtedy nie odpowiedział nic, tylko rzucił jaszczurowi zimne spojrzenie i wyszedł.
- Za kogo on się ma ? - Warknął ze złością, a siedzący najbliżej kislewita w kontuszu przesiadł się o jedno miejsce dalej.
Saurus irytował kapitana bardziej niż ktokolwiek na tej przeklętej Arenie. Głównie przez to, że tak bardzo starał się naprawiać świat w pojedynkę, wydając przy tym osądy podług własnej, skrzywionej hierarchii wartości. Zabawne że ktoś, kto całe swe życie przesiedział w dżungli i wszelką wiedzę o zewnątrz czerpał z kamiennych tablic, był tak mocno przekonany o słuszności swych działań. Nie widział, że przez swoją niewzruszoną integralność moralną stał się arogancki.
Jego konfidencja z Ramirezami ? Sojusz z elfami ? Filozoficzne pogaduszki z wampirzycą na balu, które Gerhard zupełnie niechcący podsłuchał ? Ha ! Zapewne chciał nauczyć się czegoś więcej o świcie, który okazał się nieskończenie bardziej skomplikowany niż mógłby to sobie wyobrazić.
Eirenstern aż zaczerwienił się ze złości, gdy przypomniał sobie groźby Loq-Kro-Gara. Ten głupiec naprawdę myśli, że da mu radę w walce ? Owszem, może był trzymetrowym, umięśnionym jaszczurem, ale Gerhard miał po swojej stronie dużo mroczniejsze i potężniejsze siły.
Kapitan wrócił pamięcią do jego ostatniego napadu szału. Utrzymanie chęci mordu na wodzy i zgaszenie przejmującej, wewnętrznej furii było chyba jedną z najtrudniejszych rzeczy w jego życiu. Teraz z uśmiechem wyobrażał sobie, co by się stało, gdyby zupełnie przestał się kontrolować. Gdyby cały jego gniew znalazł ujście na Arenie, wśród szczęku oręża i okrzyków widowni ?
Saurus nie będzie miał szans. Nie wygra z wcieloną furią Boga Krwi. Jego zmasakrowane truchło zostanie rzucone rybom na pożarcie.
Gerhard wziął łyka brandy i rozkoszował się nieznanym mu dotąd poczuciem własnej potęgi. Nigdy wcześniej nie czuł sobie takiej siły i ambicji, jaką oferował tylko pakt z Mrocznymi Bogami.
- Ci głupcy nie wiedzą, co tracą... - Pomyślał pod adresem wszystkich tych, którzy świadomie odrzucili łaskę Osnowy.
Jego krwawe rozmyślania przerwało pojawienie się sługi jednego z obecnych w pubie szlachciców.
- LUUUUDZIE ! Krasnoludy jednak otworzyły ogień ! Cały statek elfów poszedł w drzazgi ! Wszędzie pływają trupy !
Gerhard poderwał się ze swego siedziska i biegiem ruszył po schodach na pokład, wyprzedzając resztę bywalców. Nie mógł uwierzyć, że Makaisson otwarcie złamał rozkaz Księcia Mórz i zatopił "Języczek Lileath", zapewne zabijając Elithmaira na jego pokładzie.
Gdy znalazł się przy burcie "Gargantuana", stał tam już dokładnie ten sam tłumek hazardzistów, co podczas ostatniego pokazu siły obu starożytnych ras. Kiedy Eirenstern nareszcie przepchał się przez marynarzy, ujrzał, że "Języczek..." był cały i raźno pruł fale z resztą floty.
- Hej, powiedziano mi, że zatopiono jakiś statek elfów ! - Rzekł do starych wilków morskich niemalże z rozczarowaniem.
- Bo tak było ! - Jednooki bosman wskazał kupę dryfujących desek na horyzoncie - To jest... był statek tego elfa, co go Mistrz Ramirez na Arenie położył. W pewnym momencie oddalił się od floty, wyleciało z niego jakieś... No... Coś, i potem krasnoludy dały ognia z dział i rozpieprzyli go w drzazgi ! Tylko jednego elfiaka wyratowali, ale ciężko z nim było, nie wiem, czy przeżyje do rana !
Gerhard uśmiechnął się krzywo. Krasnoludy okazały się prawdziwymi oportunistami. Statek Finrandila nie należał do oficjalnej floty Księcia Mórz, a po śmierci Mistrza Miecza nie był pod jego osobistą ochroną. Tak więc Dawi wykorzystali okazję do dania upustu swej nienawiści wobec elfów i pozabijali wszystkich salwami burtowymi.
- Pięknie pomyślane - Gerhard pokiwał głową, patrząc na krzątających się po pokładzie "Niezniszczalnego" krasnoludów - Sam bym tego lepiej nie wymyślił. Honoru stało się zadość.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Po walce Boin pogratulował Ramirezowi jedynie skinieniem głowy, po czym razem z resztą kompani powrócił na "Niezatapialnego". Razem z swoimi oficerami zasiadł w kantynie i przy piwie jeszcze raz omówili plan uwolnienia Skriega. Nagły ryk i huk wystrzału wygonił ich na pokład. Boin zdążył jeszcze zobaczyć jak elficki okręt zostaje rozerwany na kawałki, a ogromny smok ucieka w niewiadomym kierunku.
- Co tu się dzieje! - krzyknął.
- Elfy znowu coś knuły. Nawet przywołały smoka. Jedynym rozsądnym wyjściem było odpowiedzenie ogniem - wyjaśnił Mulfgar.
Boin przestał się interesować elfiakami i podszedł do Bothana.
- Akcja dziś w nocy - wyszeptał - Załatw transport dla tuzina zwiadowców, którzy wylądują na "Dumie". Następnie pilot musi wrócić po drugą dwunastkę, która będzie nas osłaniać z powietrza razem z tobą. Pamiętaj, że naszym celem nie jest zabijanie marynarzy. To tylko ostateczność, moi ludzie będę więc używać bełtów ogłuszających. Masz w uzbrojeniu swojej maszyny coś podobnego?

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Bothan i jego czeladnicy skończyli już prace pomiarnicze na arenie i zamierzali wrócić na "Niezatapialnego". -Manor! Przyprowadź tu jakiegoś marynarzyka ,niech szalupę ze sobą weżmie...-
Podczas ,kiedy czekali na łódź do mistrza inżyniera podszedł jakiś bogato ubrany elf z dwójką młodych sług tej samej rasy. Kiedy chciał podejść blisko Bothana ,Mulfgar zastawił mu drogę i wyciągnął rękę mówiąc -Stać! Słucham?!- elf przeszył go wzrokiem -Wasza podrzędna rasa nie jest godna żyć! Dobrze ,że obudzono tego smoka ,w celu zmasakrowania was! Wy tę...- szlachcic nie zdazył dokończyć ,kiedy druzgoczący prosty wybił ma kilku zębów powalając go na ziemię. -Tyyyy! Tyf pokurczfu! Zabić!- wrzasnął szlachcic trzymając sie za szczękę ,dwójka elfich młokosów po chwili zawachania rzuciłą się na Mulfgara ,pierwszego zatrzymał prawym sierpowym ,łamiąc mu żebra i "z bani" ogłuszając go ,lecz drugi zdołał złamać na głowie inżyniera drewnianą pałkę ,Mulfgar zachowywał sie jakby nic nie poczuł ,z okrzykiem wykręcił mu rękę ,po czym po potężnym ciosie w potylice wyrzucił go do morza. Ogłuszony sługa powstał i pomagajac swemu panu uciekli na wyższy pokład. McArmstrong zdawał sie być nieobecny ,cały czas siedział i patrzył w dal.
Po chwili czeladnik przybył z szalupą i niosącymi ją 4 marynarzami ,krasnoludy wgramoliły się na łódkę i odpłynęły w stronę pancernika.
Manor i Fland wiosłowali ,Mulfgar sterował ,a Brokki czyścił toporek, Bothan McArmstrong stał rufie i w ciszy obserwował całe zamieszanie wokół niego - na "Języczku" panowała wielka wrzawa ,wielu elfów chwyciła za broń ,widać było też jak wyciągają jakiegoś elfa z niedobitków ,na "Gargantuanie" i wielu innych statkach floty całe burty wypełnione były marynarzami robiacymi zakłady ,wśród huków i hałasu "Niezatapialnego" słychać było okrzyki zwycięstwa.
Kiedy szalupa podpłynęła pod pancernik inżynier wrzasnął -Otwierać!- po chwili wielki pomost spadł w wodę i krasnoludy weszły na pokład ,czeladnicy Bothana rzucili się by świętować zwyciestwo ,on z Mulgarem poszli w stronę Malakaia ,stojacego z bosmanem i dwoma Zabójcami ,bosman spogladał przez lunetę -Witajcie! I co tam?! Wypatrzyłeś coś?- wykrzyknął z radością Mulfgar ,bosman odwrócił się w jego stronę i rzucił -Eee tam! Wyciągneli jakiegoś elfa ,reszta statku zanihilowana!- kapitan warknął -Nico powasznego! Tylkom rękoma wymachujom i coś tam piszczą!- wszyscy pzoa Bothanem buchneli śmiechem -No co jest ,panie McArmstrong! Zdołaliśmy pomścić dotychczasowe zniewagi ,przed którymi bronił ich kodeks areny! Od kradzieży w karczmie musieliśmy to znosić! Wreszcie wendeta!- Bothan założył ręce na tył i rzekł -Co racja... to racja... zniewagi pomszczone... ale mieliśmy smoka tak blisko... i zdołał zbiec...- następnie udał się pod pokład.
Po drodze rzucił jeszcze do Manora -Słuchaj no! Jutro udamy się z wizytą do Ramireza! Daj mu znać ,wyślij mu gołębia ,czy coś tam!-


Boin przestał się interesować elfiakami i podszedł do Bothana.
- Akcja dziś w nocy - wyszeptał - Załatw transport dla tuzina zwiadowców, którzy wylądują na "Dumie". Następnie pilot musi wrócić po drugą dwunastkę, która będzie nas osłaniać z powietrza razem z tobą. Pamiętaj, że naszym celem nie jest zabijanie marynarzy. To tylko ostateczność, moi ludzie będę więc używać bełtów ogłuszających. Masz w uzbrojeniu swojej maszyny coś podobnego?
-Gdzie tam! Nie korzystam z takich rzeczy... zwykle nie planuję ogłuszać! Nie będe pilotował! "Czerwony baron" jest zbyt mały ,ale Fland i bosman Gottri Getirrson siadą za sterami transportowców! Będą czekali! Powodzenia-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Gdy Gerhard odszedł, Loq-Kro-Gar próbował odnaleźć Irthiliusa. Długo przepychał się w tłumie, jednak w ogóle nie mógł dostrzec sylwetki Mędrca. Na szczęście natknął się na Elthmaira.
-Przekaż Irthiliusowi, że będziemy potrzebowali bezwietrznej pogody na wieczór. Gdy już ściemni się na dobre, przyda się osłona. Mgła będzie najodpowiedniejsza. - rzucił mu półgłosem saurus.
Elf skinął głową na znak, że rozumie.

Jakiś czas potem Loq-Kro-Gar stał przy relingu "Walecznego Serca" i wraz z Ramirezami oglądał piekło na morzu, jakie zgotowały krasnoludy elfiej jednostce. Saurusa zdumiewało jak dużo niepotrzebnego okrucieństwa drzemie w tym niskim ludzie. Konfrontacja z innymi cywilizacjami unaoczniła mu na jak bardzo podatny grunt pada ziarno Chaosu. Czy to ludzie, elfy, czy krasnoludy, wszyscy poszukiwali potęgi, zostawiając za sobą stosy trupów, morza przelanych łez i krwi. Nic dziwnego, że tacy ludzie jak Gerhard pozostawali niezauważeni we własnych społecznościach. Chaos drzemie w każdym, a pielęgnowany rozwija się niczym bluszcz, który tłumi inne rośliny, zabierając im światło i wodę. Najstarsze tablice mówiły, że to z emocji ciepłokrwistych narodziła się Czwórka. Ludzie sądzą, że demoniczni bogowie obdarowują ich mocą, by zdobywali chwałę w ich imieniu. Podobnie jak inni wyznawcy, Gerhard nie znał prawdziwej ceny swych "darów". Wpływ Osnowy na elfy był zgoła bardziej subtelny, Loq-Kro-Gar był obecny przy sekcjach. Niewielkie zmiany w układzie nerwowym w połączeniu z określonymi warunkami środowiskowymi, czy to w Nagaroth, czy na Ulthuanie, dawały nieco odmienne skutki u każdej z elfich społeczności, choć zmiany były podobne. W Tlaxtlan, gdzie zajmowano siętakimi badaniami nie mieli okazji co prawda sekcjonować leśnego elfa, Loq-Kro-Gar podejrzewał jednak, że spaczenie także ich nie ominęło. Zastanawiało go, co odkryłby w zwłokach krasnoluda. Jeśli dobrze słyszał, Dawi były podatne na wpływ Osnowy w nieco większym stopniu niż Asurowie, o czym świadczą mieszkańcy Zharr Naggrund. Wieść niesie, że zdołali oni przełamać wrodzoną niezdolność krasnoludów do używania magii.
Teraz dopiero dostrzegł słuszność w izolacji jaszczuroludzi. Świat pogrążał się w wojnie, rasy, które winny stawać ramię w ramię przeciwko mrocznym siłom atakują się wzajemnie zdradziecko, a on musiał to wszystko naprawić. Coraz słuszniejsza wydaje się zbieranie sił, by w końcu pochodem potężnych jaszczurzych armii wyplenić wszelkie wynaturzenia raz na zawsze. Co ciekawe, jedynymi, którzy wykazywali pełną odporność na moc Chaosu prócz jaszczuroludzi byli orkowie. Loq-Kro-Gar postanowił zbadać sprawię na obecnym tu reprezentancie tej dziwnej rasy wkrótce. Gdyby tylko można było ich kontrolować...

Z zamyślenia wyrwało go pojawienie się Anny. Wciąż wzbudzała niedwuznaczne emocje u wszystkich mężczyzn w okół, ale saurus dostrzegł coś jeszcze: była wyczerpana, choć niekoniecznie fizycznie. Jaszczur skarcił siebie w myślach za zejście ze ścieżki swego przeznaczenia, za niedopełnienie obowiązku, jakim jest usunięcie marnych kilku wampirów. Próbował sobie wmówić, że zbiera informację o tej rasie, by jeszcze skuteczniej ich zwalczać, co było po części prawdą, jednak wątpił, by zdobył się na zabicie młodego Ramireza.
-Jak tam nasz pacjent?- zagadnął Loq-Kro-Gar.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Krasnoludy nie zareagowały. Elithmair zaklął po czym szybko zszedł do kajuty. Zaczął pisać list, po czym przypiął go do nóżki orła, szepnął ptaku parę słów i wypuścił zwierzę które poleciało na zachód. zachód. Gdy zniknęło z pola widzenia popłynął na Gargantuana. Zażądał audiencji u Księcia Mórz. Książe zgodził przyjąć się go za pół godziny. Gdy był już gotów Elithmair wszedł do sali, skłonił się w sposób jaki na Ulthuanie kłaniają się szlachcice książętom po czym powiedział.
-Książe byłem pewien iż jesteś człowiekiem cywilizowanym, godnym poszanowania i mądrym. Teraz jednak nachodzą mnie wątpliwości. Czy wiesz dostojny panie co stało się parę godzin temu? Czy wiesz, że krasnoludzki statek rozstrzelał elfi? Czy wiesz że zgineła ponad setka elfów? A teraz najważniejsze: prawa Ulthuanu stanowią iż za przelaną krew można odpłacić tylko krwią, uczynkiem lub złotem. List zaadresowany do lorda Tyriona jest w drodze dotrze przed końcem tygodnia, w liście tym opisałem los statku i elfów. Jeśli nie podejmiesz odpowiednich kroków panie to, bez urazy, będziesz miał poważne kłopoty jako gospodarz tych karłów które przelały krew. Ale masz wybór, list da się jeszcze zawrócić, zaś obrazę i szkodę naprawić. Żądam więc abyś rozkazał odkupić krasnoludom ich uczynek. Jeśli nie elfy podejmą radykalne kroki. Wybieraj więc czcigodny panie możesz ukarać krasnoludy stosownie do uczynków wówczas zawrócę orła i napiszę iż krew elfów została odkupiona. Jeśli nie zyskasz sobie wrogość całego elfiego plemienia jako człek który dopuścił aby niewinna elfia krew rozlała się na wodzie. Żądam również aby kara była jak najbardziej adekwatna do czynów. Batami się nie zadowolę. Przepraszam jeśli podczas całej dyskusji dałem się ponieść emocją ale śmierć współplemieńców w miejscu cywilizowanym jest dla mnie wstrząsem. Co odpowiesz książę?

W tym samym czasie posłaniec wysłany przez Elithmaira szeptał coś na ucho mędrcowi. Ten skinął głową po czym wyszedł na pokład. Był już wieczór gdy czar został rzucony, pogoda przejaśniła się w ciągu kilkunastu minut. Przestało wiać prawie całkowicie. Irthilius odetchnął, zaczerpnął mocy. Gdy ostatnie promienie słońca schowały się za horyzontem. Znikąd pojawiła się mgła, niczym wąż wślizgnęła się pomiędzy okręty, była tak gęsta iż widoczność zmalała tylko do kilku metrów. Elf odetchnął głęboko, poluzował miecz na plecach. Pozostawało czekać.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

-Sam sprawdź. Tam stoi - wskazała palcem, na ściskających się Ramirezów.
Wampirzyca miała ochotę na powrót na swój okręt. Chciała jak najszybciej dotrzeć do kajuty i tam odpocząć od wszystkiego. Odciąć się, choć na chwilę od minionych wydarzeń. Czekała jednak, aż saurus odejdzie.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

-To widzę. -odparł kwaśno jaszczur. -Miałem raczej na myśli stan umysłu. Będzie w stanie się kontrolować?
-Zobaczymy. -wzruszyła ramionami Anna. Wyraźnie nie miała ochoty na rozmowę.
-Jeśli zacznie szaleć po pokładzie i zabijać co popadnie, to wiesz co będę musiał zrobić.- stwierdził spokojne Loq-Kro-Gar.
Lhamianka nawet nie patrzyła w jego kierunku. Saurus dał za wygraną i odszedł. Kiedy indziej porozmawia z Antoniem. Teraz musiał się przygotować.
***
Pod wieczór wiatr ustał zupełnie. Nawet najmniejszy podmuch nie mącił gładkiej tafli oceanu. Zachodzące słońce dodawało chwili uroku i wiele par przechadzało się po pokładach statków w romantycznym spacerze. Wkrótce zapadł zmrok, gęste chmury zasłoniły całkowicie księżyc, a biały kożuch mgły opadł nagle między statki, otulając je mleczną kołdrą.
Loq-Kro-Gar zdążył już zwodować łódź. Gdy tylko widoczność spadła do kilku metrów, wiosła uderzyły w wodę, a szalupa ruszyła w kierunku "Płaczu Himiko". Saurus płynął na pamięć. Panująca od jakiegoś czasu bezwietrzna pogoda minimalizowała pomyłkę, a mgła skutecznie chroniła przed wykryciem. Była jeszcze jedna zaleta mlecznej zasłony. Z każdego statku co jakiś czas dawano sygnał z rogu, powiadamiający o aktualnej pozycji jednostki. Dźwięk ten maskował inne. Loq-Kro-Gar liczył tu zwłaszcza na "Niezatapialnego", którego syrena okrętowa mogła nieść się tubalnym śpiewem na setki mil morskich.
Wreszcie jaszczurowi ukazał się zarys zgrabnej dżonki. Podpłynął bliżej i wciągnął powietrze do nozdrzy. Jaśmin.
-Huini'khanx?!- szepnął jak najgłośniej gad.
-Tutaj. -odezwał się cichy głos z góry. Sznurowana drabinka opadła w dół, a mała, czarna postać szybko zsunęła się do łodzi.
Nie tracąc czasu na powitania, Loq-Kro-Gar chwycił za wiosła i skierował łódź w kierunku ostatniej pozycji "Dumy Driftmaarktu".
-Perfumy?- nie wytrzymał w końcu Lustriańczyk.
-Każdy ma swoje rytuały.- uśmiechnęła się lekko Neira.
-Gdyby strażnicy mieli taki węch, jak mój, nie zdołalibyśmy się podkraść.
-Jestem świetnym włamywaczem, ale przede wszystkim kobietą!- syknęła dziewczyna.
Loq-Kro-Gar wiosłował. W okół panowała cisza, widocznie ludzie na większości statków zeszli już pod pokład. Co jakiś czas słychać było zawodzeniu rogu, które niosło się echem po gładkiej tafli. Dopływali. Nie przywitały nas bełty kusz, to dobry znak. Wyjął wiosła z wody i pozwolił, by łódź wytraciła swój pęd, uważając, by nie uderzyła w kadłub statku. Wstał i wziął do ręki przygotowaną wcześniej linę z małą kotwiczką na końcu, po czym czekał, aż ponownie zaśpiewa róg sygnalizacyjny.
-Pamiętaj, żadnych trupów!- upomniał banitkę saurus.
Neira wzruszyła tylko ramionami, jakby mówił jej, że miecz należy trzymać za rękojeść. Wreszcie potężny sygnał z krasnoludzkiego pancernika rozdarł nocną ciszę, a Loq-Kro-Gar zamachnął się kotwiczką i zręcznie posłał ją w górę. Pociągnął lekko, by sprawdzić, czy dobrze się trzyma, po czym podał linę Neirze. Ta bez słowa jęła się wspinać.
Pozostało tylko czekać.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Bogowie wydawali się im sprzyjać. Widoczność utrudniła jeszcze bardziej gęsta mgła, a księżyc skrył się za chmurami. Doskonała pogoda na akcje. Gdy Boin z towarzyszami wyszli na pokład, Fland i Gottri Getirrson czekali już obok rozgrzanych i gotowych do startu transportowców.
- Ciemno jak w dupie - Gottri dopalał właśnie fajkę - człeczyny nie mają szans nas wypatrzeć.
- Ta mgła wydaje się taka.. nienaturalna - Ragni wyglądał na niepewnego - Pojawiła się dość nagle. Robota elfów?
- Nawet my nie możemy wszystko zwalać na elfiaki - Boin spojrzał w domniemanym kierunku "Języczka" - ale masz rację, musimy uważać.
Krasnoludy schowały fajki, wzięły po łyku z bukłaka z wódką i wsiadły do żyrokopterów. Przy następnym sygnale z rogu sygnalizacyjnego śmigła ruszyły, podrywając maszyny do lotu. Piloci "na wyczucie" skierowali swoje pojazdy w odpowiednim kierunku i już wkrótce zawiśli nad "Dumą". Statek był cichy i spokojny. Tu i tam dało się zauważyć wartownika z pochodnią.
- W tej mgle i tak widzą jedynie na wyciągniecie ręki, z ogniem czy bez - Boin pokręcił głową - ale mogą nas usłyszeć więc się pospieszmy.
Kusznicy z drugiego żyrokoptera powalili kilku marynarzy, oczyszczając domniemane lądowisko. Druga maszyna obniżyła pułap, umożliwiając zejście krasnoludom na pokład. Paru zwiadowców zajęło się ukryciem ciał ogłuszonych strażników, a reszta rozproszyła się po statku. Boin z Ragnim ruszyli pod pokład. Najbardziej prawdopodobne było znalezienie więźnia w jakimś lochu na dolnym pietrze. Po chwili coś przykuło uwagę zwiadowców.
- Jaśmin. Czujesz? - spytał Ragni
Boin pokiwał głową i wyciągnął topory. Coś tu się nie zgadzało. W głębi korytarza zastali otwarte drzwi i leżących pod nimi dwóch wartowników. Zastępca dowódcy pochylił się nad nimi.
- To nikt z naszych. Nie zostali powaleni żadnym tępym narzędziem ale najprawdopodobniej za sprawą trucizny.
- Nie żyją?
- Żyją, są tylko nieprzytomni. Nie odzyskają przytomności przez jeszcze jakiś czas. - przerwał wyjmując coś z ciała - zatruta strzałka - pokazał przedmiot dowódcy.
- Nie mamy na nich czasu - Boin się niecierpliwił - Chodź.
Otwarte drzwi prowadziły do kolejnego pokoju tym razem z stalowymi wrotami, również otwartymi. Za nimi znaleźli kupki złota i bezcenne artefakty wielu narodów - skarbiec księcia. Zapach jaśminu wzmógł się.
Nagle coś mignęło chwytając Ragniego. Jakaś kobieta przystawiła jego towarzyszowi nóż do gardła. Boin z trudem rozpoznał jedną z zawodniczek. Dowódca zwiadowców ustawił się w pozycji korzystnej do rzutu toporem.
- Nie radzę - powiedziała złodziejka - wystarczy, że go drasnę, a umrze. Wygląda na to, że mamy impas - dodała.
- Na to wygląda.
- Proponuję żebyśmy odłożyli broń i rozeszli się w swoje strony bez zwady.
- Ty pierwsza.
Trwali tak chwile, po czym kobieta nagle wybuchła śmiechem i odsunęła się od Ragniego. Boin z niesmakiem opuścił topory.
- Umywam ręce od tego co tu robisz - krasnolud skrzywił się - ale jeśli książę mnie spyta, nie skłamie, że cię nie widziałem
- Nie sądzę żeby spytał powiedziała z uśmieszkiem.
Zwiadowcy wyszli zdegustowani.
- Czemu ją puściłeś? - Ragni był wściekły
- Bo mamy ważniejsze sprawy na głowie.
Sprawdzili inne pomieszczenia ale w żadnym nie było Skriega. Boin zaczął się niecierpliwić. Po godzinie znalazł ich jeden ze zwiadowców.
- Nie znaleźliśmy go - zameldował.
- Wiesz gdzie są kwatery maga? - spytał zamyślony Boin
- Jeden z marynarzy nam powiedział. Trzecie drzwi na drugim pokładzie.
- Chodź - dowódca zwrócił się do Ragniego - czas na plan B.

Kajuta czarodzieja była mała, ale bogato wystrojona i przytulna. Gdy tylko przekroczyli próg, włączyło się jakieś zabezpieczenie odrzucając ich w rozbłysk światła. Huk był ogłuszający. Cały statek musiał go słyszeć. Mag już stał na nogach.
- Kto..? - nadal był niezbyt przytomny.
Boin zdołał doskoczyć zanim tamten wypowiedział jakieś zaklęcie. Powalił hierofante i przyłożył topór do jego gardła.
- Gdzie jest Skrieg?
- Zaraz będzie tu cały okręt! Nic nie poradzicie! - Boin walnął go z całej siły w zęby. Kilka wypadło - Dopla, dopla. Jest na "Gargantuanie" w ładowni.
Boin przeklnął bo dobiegły go odgłosy zbliżających się posiłków.
- Ragni spadamy.
Wypadli na korytarz gdzie pięciu strażników ustawiło właśnie mur z tarcz. Krasnoludy z rozpędu wpadły na wartowników, powalając kilku. Udało im się uciec nim tamci połapali się w sytuacji.
- SPADAMY!!! - ryknął Boin na całe gardło gdy wypadli na pokład.
Zwiadowcy zgodnie z planem wyskakiwali do wody skąd wyławiały ich żyrokoptery. Boin i Ragni jako ostatni przeskoczyli barierkę i również zanurzyli się w mroczne odmęty. Za nimi cały okręt stawał na nogi.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Żyrokoptery odleciały ,Bothan wyszedł na pokład z kuflem piwa i podszedł do beczki ,znajdującej się obok wielkiej wajchy do dawania sygnałów innym statką. Odprawił Zabójcę ,który ucieszony zmianą warty poszedł ostrzyć topór ,po czym usiadł obserwując przez lornetkę okolice. Mimo gestej mgły ,wszystko widział dzieki funkcji urządzenia.
-Chmmm a to ci misterne podchody tam sobie prawią...- zamyślił sie widząc jaszczuroluda i wojowniczke płynącą po cichu do "Dumy". Po chwili ,gdy byli przy okręcie pociągnął za wielką wajchę ,co wydało donośny dźwięk ,dawał donośny sygnał ,póki nie weszli na pokład.

Dał również sygnał ,kiedy kopmania Boina wkraczała na okręt. Specjalnie zmodyfikował maszynę ,aby zagłuszyła nawet żyrokoptery. Po chwili zobaczył jak oddział Zabójców wyskakuje do wody. Stary inżynier wystrzelił czerwoną racę i pomyślał -Zgarnąć ich...-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Zza ozdobnych, dwuskrzydłowych drzwi do kajuty Księcia Mórz na "Dumie Driftmaarktu" dobiegły podniesione głosy, po chwili oba odrzwia stanęły otworem i między halabardami dwóch gwardzistów przeszedł Elithmair. Elf mnął w ręce kawałek papieru i wyglądał na wyraźnie podenerwowanego. Stanął tuż za drzwiami i spojrzał na przestronną, bogato acz subtelnie i bez zbędnego przepychu urządzoną kajutę urzędową władcy tej floty. Sam van der Maaren siedział za wielkim, dębowym stołem rzeźbionym w morskie motywy, na którym rozłożone były wielkie mapy, raporty i inne przyrządy. Przy stole oprócz samego księcia stała dwójka oficerów, wskazując coś na mapach i dyskutując. Ten z lewej, wysoki marienburczyk z długim blond warkoczem i drugim krótszym na brodzie miał tatuaż w kształcie syreny na policzku a odziany był w bufiasty czerwony kolet z rzezaniami i apaszką. Przy boku miał długi kordelas o złotej rękojeści, na której stale spoczywała lewa ręka. Drugi, czarnowłosy oficer z opaską na oku i taką ilością makabrycznych dodatków do zwykłego, srebrnobiałego munduru załogi "Dumy", że piszczele i trupie czaszki zdobiły go od cholew wysokich butów po sprzączkę w kapeluszu.
Elithmair odchrząknął i wtedy dopiero zauważyli jego obecność w pokoju, jednak książę nie pozwolił sobie przerwać i dopiero po kilku minutach rozmowy westchnął i odprawił ludzi.
- Komandorze de Merke to by było na tyle. Wracaj na "Gargantuana". Panie van Cooghen, idź zluzować chłopaków na warcie, niech ich zmienią. A potem idź za ster, zaraz wypływamy na ocean i kołem musi poobracać ktoś kto zna się na pływach prawie tak dobrze jak ja.
Komandor skinął głową, wstrząsając warkoczami a drugi oficer "Dumy" zasalutował po czym obaj wyszli. Adelhar usiadł w fotelu za biurkiem i nalewając sobie marienburskiej brandy, skinął na efa by ten podszedł. Elithmair nawet nie kwapił się by zasiąść na wskazanym krześle, tylko od razu przeszedł do rzeczy.
- Książe byłem pewien iż jesteś człowiekiem cywilizowanym, godnym poszanowania i mądrym. [...] ...ale śmierć współplemieńców w miejscu cywilizowanym jest dla mnie wstrząsem. - Elithmair zasapał się i poczerwieniał, kończąc swą tyradę. Aż opadł na krzesło. - Co odpowiesz książę?
Przez większość długawej przemowy szlachcica z Yvresse, książę trzymał spojrzenie na posągu trytona, zmagającego się z wężowatą Meduzą lub jednym z kilku obrazów, lecz w końcu spojrzał poważnie na rozmówcę, podniósł kielich i przeciągając słowa zaczął:
- Po pierwsze Elithmairze z Yvresse... jako spadkobiercę, jak mniemam niepospolitego rodu chyba nauczono cię że nie przystoi grozić gospodarzowi w jego własnym domu ? Taak... po drugie, nie odpowiadam za Makaissona. To - tu książę uśmiechnął się biorąc łyk brandy- genialny inżynier i jak przekonał się tamten statek lubi testować swoje zabawki. Nie popierałem bezsensownego zatopienia tej jednostki, ale cóż... mieli prawo się bronić.
- Ależ to nie...
- I widać na dworach Ulthuanu nie uczą też że to niegrzecznie przerywać innym ? Po drugie nie jesteśmy na Ulthuanie i wasze prawa tu nie obowiązują... i ponieważ jestem tu namiestnikiem boga mórz to ja stanowię tu prawa! I nie wymorduję setki krasnoludów by zaspokoić czyjąś chorą żądzę naprawy całego świata! Jeśli nie podoba ci się, dostojny elfie to co tu się dzieje, zawsze możesz wypisać się z mych zawodów i odejść, tego ci nie zabronię, jednak dobrze ci radzę... nie szastaj pustymi groźbami. Pustymi. Byłem w waszym mieście, Lothern i widziałem wasze siły. A także wiem doskonale że nie możecie sobie pozwolić na oddelegowanie do niepewnej walki sił dość dużych by mi zagrozić. Morska bryza, szepnęłą mi w ucho, że ta pływająca skała Druchii wraz z eskortą rozbiła w puch waszą eskadrę, wątpię by twoi zwierzchnicy ryzykowali kolejną. A ja zniszczyłem ją w jedną noc... proszę posyłaj po twoich ziomków, nasze działa są gotowe... Reflektujesz brandy, naprawdę dziwnie dobra ? Nie ? A to szkoda, cóż to już chyba...

Wtem do sali wpadł młody porucznik z nieco zamoczoną górą ubioru. Młodzieniec potknął się o próg i złapał za halabardę jednego ze strażników, przez co nie upadł lecz zakręciło nim w prawo i chłopak rąbnął twarzą w uchylone skrzydło drzwi. Po chwili, zasłaniając czerwoną twarz rękawicą podszedł do księcia i zaczął z przejeciem.
- Książę ! Coś dziwnego się dzieje! Wszędzie mgła ! Nadzwyczaj gęsta, nic nie widać... nigdy czegoś takiego nie spotkałem! - Adelhar, zamrugał trawiąc tę informację, po czym wstał odkładając kielich i włożył kapelusz. Przypinając do pasa piękny miecz o rękojeści wykładanej perłową masą zwrócił się do Elithmaira.
- Rozmowę skończymy później. Choć wolałbym aby skończyło się na tym co już powiedziałem. Wskazane jest byś wrócił na statek, za chwilę wciągną dla bezpieczeństwa na pokłady wszystkie łodzie i szalupy, więc pospiesz się jeśli nie chcesz tu nocować. Willem, ogarnij się i idziemy ! Każ zawołać Helstana i Aerona. Inni kapitanowie już podjęli stosowne kroki ?
- Tak panie, zacieśniliśmy formację i rozpaliliśmy dodatkowe latarnie. Używają też sygnałów...
- Dobrze, idziemy! - Książę Mórz razem z Elithmairem i porucznikiem wyszli z kajuty, którą natychmiast zamknięto. Dwaj wartownicy skrzyżowali halabardy, a Adelhar skinął głową i poszedł na pokład, wykrzykując rozkazy.

-**Tymczasem**-
Admirał Theo de Merke szedł korytarzem na pokład w asyście marynarza, rozpalajacego latarnię. Srebrno-białe i bogato urządzone, przestronne korytarze "Dumy Driftmaarktu" zawsze napawały go podziwem. Niestety jego Gargantuan, był zbyt przeładowany by wyglądały podobnie. Co jakiś czas mijał ich spieszący gdzieś marynarz lub niedobudzony gwardzista i admirał zastanawiał się jakim cudem mgła pojawiła się tak nagle bez odpowiednich warunków. I do tego tak gęsta. Całe życie przepędził na morzu i słyszał o tym tylko w zmyślanych opowieściach tawernianych i szczególnie okrutnych szantach. Musiał sam to zobaczyć, i oby nie skończyło się to tak jak w bajaniach.
De Merke skarcił się za swoją zabobonność, której tak usilnie próbował oduczyć marynarzy. Ot nawigator przysnął i mamy małe zamieszanie, zaraz je opanuje. Już dochodzili do drzwi na pokład, gdy...
Admirał zacisnąl dłoń na rękojeści kordelasa. Ktoś stał tuż za rogiem. Skinając na marynarza podszedł cicho po czerwonym dywanie, by zamaskować stukanie obcasów i ujrzał... jakiegoś gwardzistę, który upuścił swą halabardę na ziemię i obściskiwał jakąś wyperfumowaną... jaśminem kobietę. Oficer uśmiechnął się. Powinien zgłosić go do dowódcy i wydać na standardową w tych warunkach karę trzynastu razów Kotem o dziewięciu ogonach, lecz sam pamiętał swe 'wojaże' jako niemal gołowąs i postanowił raz pofolgować młodemu, w imię dawnych dni. Admirał mrugnął do pary i cofnął się w kierunku drzwi. Marynarz już stał, otulony mgłą z gorejącą pod szybką latarnią. Cóż faktycznie paskudna pogoda. Teraz na dodatek będzie musiał czekać aż Makaisson jakoś przystosuje swe żyrokotery do lotów w nocy, i odlecieć huczącą maszyną na "Gargantuana". Miał nadzieję że to stadko zielonych oficerczyn nie spanikowało mu tam w sterówce i wielki okręt wciąż trzymał kurs. Przez chwilę usłyszał jakby plusk... i brzęk śmigła... Dobrze! To się nazywa szybka reakcja! Tylko jak on do stu krakenów znajdzie żyrokopter w tym cholernym mleku ?

Neira opuściła śpiącego żołdaka, który zachrapał, gdy wreszcie puściła jego usta i zwalił się na ziemię z chrzęstem pancerza. Banitka ułożyła go pod ścianą i zaczęłą przekradać się stanowczo za jasnymi jak na jej gust pomieszczeniami. Cholera. Miała naprawdę wielkie szczęście i dobry pomysł gdy znalazła w ostatniej chwili drzemiącego na warcie gwardzistę. Ten gość z warkoczem był naprawdę sprytny i zadziwiająco sprawnie się zakradł. Na pewno by go nie pokonała, a było blisko. "Dzięki Ranaldowi. A teraz gdzie jest ten skarbiec ? Krasnolud, którego spotkałam skądś szedł... może warto by było pójść po śladach... Jak na razie obezwładniła trzech mężczyzn, ale te głupie pokurcze wywołały tyle hałasu, że zaraz wszyscy zwalą sie jej na głowę. Trzeba sie spieszyć, ten jaszczur nie będzie wiecznie się ukrywał..."

****
- Weeerdoooo!
- Zamknij się imbeclu, to ja, Adelhar! - warknął książę, wypatrując sylwetki wartownika w białej ścianie. Kolejny długi dźwięk syreny "Niezatapialnego II" brzmiący jak wycie beholdera. Po chwili z lewej dobiegł długi, urywany ryk rogu z "Walecznego serca". Zaraz potem warcząca trąbka z "Płonącego Elektora". Dzięki latarniom i sporym zacieśnieniu formacji statki były o wiele lepiej widoczne, nawet wartownicy na sąsiadujących statkach mogli się nawoływać nawzajem. Tylko jego własnych ludzi coś tak nie było słychać... dziwne. Byly też minusy. Parowiec Makaissona, także był znacznie bliżej niż zwykle i robił potwornie dużo chałasu, do którego dochodziła teraz ta przeklęta syrena. "Jak się dowiem który kurdupel tak nachrzania w te głośniki jak idiota to osobiście powieszę go za jaja na grotmaszcie... przynajmniej elfy by mnie poparły..."
- Książę! Książę! - krzyczał ktoś z prawej strony. Gdy podszedł bliżej spora kolekcja srebrnych czaszek zalśniła w blasku lamp.
- Panie van Cooghen! Miał pan być za sterem, ale...
- ...Ale i tak nic nie widać, więc postawiłem Dürera za sterami. - książę skinął głową. - Zostaliśmy... zaatakowani !
- Co ?! Gdzie ?! Ile mają okrętów? I jak na brodę Mananna to dojrzałeś... - krzyknęli wszyscy.
- Nie... to ktoś jakoś wkradł się na okręt. Druga zmiana znalazła chłopaków z poprzedniej wachty ogłuszonych i pozawlekanych w kąty... potem to... zaklęcie hukowe zadziałało i z komnaty Czarnego Magistra... zrobił się niezły burdel. Wszyscy są na nogach i łapią za broń, biegajac po statku jak kury bez łbów. Znaleźli na niższym pokładzie czterech kolejnych powalonych ludzi...
- Choleraaa... tam są moje komnaty! Wysłać mi tuzin ludzi do gabinetu i skarbczyka! A.. kto nas atakuje wogóle ? I jakie straty ?
- Żadnych, sir. Około tuzina ogłuszonych. I nie wiem kto, ale pod komnatą Czarnego Magistra...
- Słysałem to kuhtysana! Mas fahrt sze nic nie widze f tej mgle... - wyseplenił ktoś z podniesionym głosem.
Po chwili mgłę przebiło intensywne światło i nadszedł nieco obity hierofanta w porozpinanej koszuli nocnej i krzywo narzuconej szacie, na głowie wciaż miał złotą szlafmycę. Jedną ręką przytrzymywał kilka zębów w ustach, a drugą wykonywał jakieś lecznicze zaklęcie domeny światła.
- Helstanie... cóż ci się stało ? - mag opuścił po chwili rękę i sprawdził czy zęby się zagoiły po czym skinął głową i szczęknął zębami. Magiczne światło nieco przygasło.
- Krasnoludy !!! W cholerę im. To oni ! Ten cały Harnarson i jego kompani! Groził mi toporami! TOPORAMI ! I wybił mi zęby, dobrze że uczyli mnie w kolegium zaklęć stomatologicznych...
- Jakich...? Nieważne, skąd wiesz ? - w tle znów zabrzmiała syrena.
- Wparowali na niższy pokład i czegoś szukali ale moja pułapka ich zaskoczyła... Zorganizowałem naszych ludzi i dwóch nawet pojmaliśmy... Zapłacą...
- Kapitanie! Reszta wskoczyła do morza! Sam słyszałem! - krzyknął błąkający sie w pobliżu De Merke. - Mają ze dwa żyrokopery! Coś dziwnego się tu dzieje!
- Spokojnie, powalonych zanieść do mesy, rozstawić więcej straży i jutro przeprowadzimy dochodzenie... Jeńcy pod klucz... Gdzie jest Aeron... ta mgła jest dziwna...
- Ale już rzednie... dziwne. Mokra Czupryna jest cały czas na "Gargantuanie", Makaisson nie wysyła żyrokopterów... to najlepiej dowodzi, kto jest w to zamieszany! I patrzcie na to!
Mag wzniósł ręce i nagle wokół niego rozbłysło niesamowicie białe światło. Wszyscy zamknęli oczy. Kiedy je otworzyli w promieniu kilkunastu metrów nie było śladu mgły, nawet wilgoci.
- To magiczna mgła. Ktoś wiecej jest w to zamieszany. A dawi nie paraja sie magią... Co więcej wyczuwam że ta mgła objeła tylko centrum floty... nas. Przpadek ? Nie sądzę. - sarknął.

Wśród krzątających sie za rozkazami ludzi, Adelhar przechadzał się wraz ze swą świtą. To było zbyt dziwne... Czego chce ten cały Harnarson ? I jak go ukarać ? To przecież zawodnik areny.
Wtedy do jego świty podbiegł jeden z marynarzy z lornetką i pochodnią.
- Panie, słyszałem... coś stuknęło o dół burty! - wysapał.
- Aaargh! Ktoś nie skończył się bawić naszym kosztem. Każ przyspieszyć całej flocie, cokolwiek to jest niech idzie na dno. - zastanawiając się nad tym wstrząsającym atakiem, Adelhar patrzył na resztki mgły. Helstan rozproszył trzy razy większy obszar a reszta białego oparu niesamowicie szybko się rozwiewała. Doskonale widać był żyrokoptery z ostrymi latarniami, pikujące od czasu do czasu, gdzieś z tyłu za statkiem. Ewidentnie to o skaczących za burtę krasnalach było prawdą. Makaisson będzie się ostro tłumaczył...
- Elithmairze! - zawołał elfa, smętnie obserwującego ciemność morza z burty. Atak zachamował łącznosć między statkami, a żyrokoptery wyławiały krasnoludy z wody, więc musiał tu zostać.
- Wybacz wcześniejsze, wygląda na to że jeszcze raz poważnie rozpatrzę twą prośbę.

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Farin przez całą akcję był wściekły. Nie dość, że Boin kazał mu zostać na żyrokopterze jako wsparcie, to jeszcze gdy Farin chciał się dowiedzieć dlaczego, powiedział, że jest za młody! Krótkobrody dobrze o tym wiedział, ale to nie był powód by nie iść w grupie abordażowej. Spodziewał się, że dowódca powie o tym jak to dobrze radzi sobie z kuszą i bardziej przyda się tutaj niż tam, ale nie! Musiał wspomnieć o jego młodym wieku. Farina okropnie to drażniła, ale wypełnił polecenie. Jednak w środku akcji cała wściekłość gdzieś odeszła, zostawiając jedynie złe przeczucie... coś było nie w porządku. Jakiś szczegół musiał im umknąć.
Nagle spod pokładu wybiegli Boin i Ragni krzycząc rozkaz odwrotu. Tuż za nimi rozbrzmiał alarm. Krasnoludy rzucały się do morza zgodnie z planem. Siedzący za sterami Fland obniżył pułap maszyny, zatrzymując ją tuż nad wodą. Zwiadowcy szybko zrzucili towarzyszom w wodzie, liny. Wkrótce na pokład wdrapał się zasapany Boin. W jego oczach czaiła się groźba.
- Wykiwali nas - w jego głosie pobrzmiewała wściekłość - Skrieg cały czas był na "Gargantuanie". - Spojrzał na rozbudzającą się "Dumę" - wracamy na "Niezatapialnego". Dziś już nic nie zrobimy.
Wyciągnęli ostatnie krasnoludy i dwa żyrokoptery zgodnie obrały kurs powrotny.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Dwa czarne żyrokoptery sprawnie wylądowały mimo pozostałości mgły. Na pokładzie czekał na nich Malakai ze swoim bosmanem Gotrim ,obok kapitana stał McArmstrong i Mulfgar.
Z żyrokoptera wybiegli zwiadowcy i udali się pod pokład ,na statku z oddziału został tylko Boin
-Cotfom!? Pomfogłem w akcim Ksionżem Jezior na pewno o tym już wie! Toż to bogaty cwaniaczek com ma uszy dookołam głowym!- wykrzyknął kapitan "Niezatapialnego II"Boin zdjął kaptur i krzyknął -Zostaliśmy wprowadzeni w błąd! Na tym okręcie nie było mego kompana!- Makaisson spojrzał na niego i warknął -Cóżem! Mym teraz bendziemym musielem tłumaczeć sie przed Ksinciem!- bosman łyknął łyk piwa i krzyknął -Zaraz! Czekajta! A może udajmy ,że o niczym nie wiemy!- w końcu Bothan warknął
-NIE! Nie będziemy kłamać ani się chować!- spojrzał na Mulfgara -Weż Flanda i jakby ktoś pytał! O niczym nie wiecie!- pomarszczony inżynier spojrzał na swojego dowódcę -A gówno! Za stary jestem ,zeby obawiać się zemsty jakiegoś człeczyny! Nawet takiego znacznego! Fland pod pokład! I przynieś mój topór!- oficer zwiadowców wykrzyknął -To nie będzie konieczne! Musimy to załatwić sposobem ludzi!- Malakai wrzasnął - Im na elfym uważać! Z pewnościom coś z tym miałym wspólnegom i teraz nas pogrążyć spóbujom!- Bothan osuszył kufel piwa -Tak ,czy inaczej! Nie damy się w nic wrobić! W koncu przede mną jeszcze walka z jakimś elfem! Zresztą o dziwnym imieniu-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Elithmaira bardzo zdenerwowała arogancja księcia. Jednak gdy książę dowiedział się o tym co zrobiły krasnoludy, jego postawa wyraźnie się zmieniła. Po chwili zastanowienia książe mórz powiedział:
- Wybacz wcześniejsze, wygląda na to że jeszcze raz poważnie rozpatrzę twą prośbę.
Elf uśmiechnął się ukazując białe ząbki.
-Ty panie również wybacz wcześniejsze, działałem pod wpływem emocji, nie chciałem ci grozić lub cię urazić, widzę, że jednak jestem wśród ludzi jak najbardziej cywilizowanych i kulturalnych.-Elf wykonał dworski ukłon taki jakby kłaniał się co najmniej Tyrionowi. -Przy okazji panie, czy propozycja napicia się z tobą jest dalej aktualna? Jeśli tak będę zaszczycony.

Irthilius zaklął w swym śpiewnym języku. Jakiś nieznany mu mag zdezintegrował mgłę w pewnym rejonie. Mędrzec wiedział iż nie może zbyt długo mierzyć się z zawodowym magiem ponieważ tamten go namierzy. Puścił zaklęcie, mgła rozejdzie się teraz w ciągu paru minut. Skupił swój umysł, wysłał delikatną mackę magi w poszukiwaniu Loq-Kro-Gara. Gdy go odnalazł wysłał mu krótką telepatyczną wiadomość.
-Pospieszcie się, nasz plan się nie powiódł! Macie co najwyżej dziesięć minut! potem mgła się rozejdzie!
Irthilius zamknął oczy. Teraz widział wszystkie wiatry magii wiejące w tym rejonie, potężne smugi światła o różnych kolorach. Skupił się i połączył wszystkie smugi w jedną białą niczym mleko. Wszystko jest tylko energią, a elfy są mistrzami w manipulowaniu energią. Odetchnął głęboko. I zrobił coś czego nie powinien. Zaczerpnął czystej mrocznej magii, zimnej i ostrej niby lodowy brylant, biała smuga rozpadła się tracąc czerń ze swej gamy. Teraz Irthilius dopiero poczuł prawdziwą potęgę chaosu. Zatrząsł się na samą myśl o tym jak potężny mógł by być gdyby jej użył. Ale nie. Chaos jest zły. Elf oczyścił umysł. Zaklęcie mgły już się rozwiewało, ale nie było jeszcze za późno. Czarne smugi dotknęły niebieskiego wiru energii utrzymującego mgłę. Irthilius uśmiechnął się, zaklęcie zostało skażone.

Nenzar obudził się nie spodziewanie, poczuł ogromny przepływ energii przez jego ciało. Wyglądało by na to, że w czasie snu rzucił niezwykle potężne zaklęcie.
-Szczał na to pies, pewnie to przez ten krasnoludzki Bimber coś mi się pomieszało.-pomyślał.
Po czym zdezintegrował zaklęcie i poszedł spać dalej.

Irthilius był zadowolony ze swojego dzieła. Teraz WSZYSTKO wskazywało na to, że zaklęcie rzucił mag mrocznych elfów. Jego wina była całkowicie nie do udowodnienia. Odetchnął, łyknął wódki, która stała obok niego po czym udał się do kajuty. Miał nadzieję iż Elithmairowi nic się nie stało. W kajucie nie było Atheisa. Pewnie znów siedzi u Deliere. Ciekawe co oni tam robią? Irthilius uśmiechnął się, był w końcu mędrcem, wiedział.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[Widzę że znowu mamy piękną sytuację, kiedy to zaledwie połowa uczestników kręci jakiś rolplej, a cała reszta ograniczyła się tylko do zrobienia postaci.]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

[Cóż poradzić :P ]

ODPOWIEDZ