![Mr. Green :mrgreen:](./images/smilies/icon_mrgreen.gif)
Dobra, unormalizujmy bitwę, bo właśnie ją urozmaiciłem
![Twisted Evil :twisted:](./images/smilies/icon_twisted.gif)
Adelhar szedł brukowaną portową promenadą w otoczeniu grupy gwardzistów w bieli, którzy halabardami skutecznie torowali drogę księciu oraz brutalnie odganiali wszystkich natrętów kopniakami. Książę Mórz zatrzymał się na chwilę i wciągnął głośno powietrze.
- Ad-Dar-Ar-Bayda... przynajmniej nie cuchnie tu aż tak strasznie jak przed rokiem.
- Bakshish! Bakshish, co łaska pan król! - jakiś arab w pasiastym turbanie przemknął się między dwoma gwardzistami.
- Ja ci dam 'bakshish', patałachu! - warknął Faust, młody porucznik Adelhara wyszarpując pistolet i wypalając natrętowi prosto w brzuch. Na dźwięk wystrzału wszyscy tubylcy uciekli od marienburczyków aż się kurzyło, jeszcze zanim trup padł na ziemię. - Normalnie jeszcze gorsi niż Cyganie w Stirlandzie!
Książę Mórz skinął ze śmiechem głową i ruszyli dalej. Mijali dziesiątki najemników i pasażerów kręcących się po porcie a także małą armię marynarzy z całej floty, uwijającą się przy skrzyniach i innych ładunkach kierowanych na statki czy ze statków. Wkrótce dotarli do centrum portu o porządnych kamiennych falochronach, rzeźbionych na kształt lwów i delfinów. Tam, tuż obok zacumowanej "Dumy Driftmaarktu" stanowisko dowodzenia nad skomplikowanym procesem zawinięcia do portu ustanowił komandor De Merke, w tej chwili zajęty czytaniem jakiegoś zwoju. Kiedy zbiżyli się wielkiej góry skrzyń i beczek, komandor odwrócił się do nich.
- Książę-admirale. - oficer stuknął obcasami. Krople potu perliły się w długim warkoczu i brodzie Merkego. - Prawie wszystko idzie zgodnie z planem. Do wieczora uwiniemy się z towarami, chłopaki ciężko pracują by mieć wolną noc. - Theo wyszczerzył się.
- 'Prawie' ? - Adelhar uniósł brew. Uśmiech dowódcy "Gargantuana" momentalnie zrzedł i De Merke podał mu papier z napisami w Reikspielu oraz po arabsku. Książę zmarszczył czoło i niemal rozdarł papier. - ILE DO CHOLERY ?! Nie dość że uzbrojone galery imperialne śmią nas kontrolować przy cumowaniu to jeszcze to...
- Ten cesarski kundel był nieustępliwy i... - komandor odruchowo cofnął się o krok.
- Podatek od lin... podatek od trapów... podatek za masowe mącenie wody ?! No tego już na brodę Mananna za wiele... przegięli trójzęba! - cisnął zwój do morza i odchodząc rzucił jeszcze przez plecy - Nie reguluj nawet szylinga z tego rachunku póki nie dam ci znać!
Komandor pospiesznie skinął głową i wrócił do instruowania ludzi.
- Ostrożnie tam z tym winem, kundle płastugą w rzyć rekina trącone!
***
- Od kiedy w ogóle imperialni się tu panoszą ? Sułtan Casablanki jeszcze piętnaście lat temu wieszał ich na murach albo oddawał tłumowi... Dziwne...
- Wnioskując po burych jak pustynia mundurach i niebieskich piórach, są z sił ekspedycyjnych Imperium. Sudenburg poszerza swe wpływy na sąsiadów... - rzucił z udanym zamyśleniem Faust.
Książę już miał coś odpowiedzieć, gdy poczuł że ktoś dotyka jego przeguba.
- Ty zawszony szczurze pustynny, wara bo łapy odet... - Adelhar uniósł wzrok i zamarł - Sułtan Fahid ?!
Wytatuowany na twarzy arab o sięgających ramion kręconych włosach i wystrzyrzonej bródce uśmiechał się. Cały, od pochwy zdobnego sejmitara po diadem na turbanie pokryty był taką ilością złota, kamieni szlachetnych i brokatowych szat, że jedynie purpurowy płaszcz sprawiał że nie oślepiał przechodniów tęczowym blaskiem. Książę Mórz i sułtan uścisnęli się jak druhowie, a ich gwardie wyprężyły się na baczność.
- W końcu znów zaszczycasz me ziemie, żeglarzu z północy.
- Żeglarzy z północy nie spotkałem w czasie całej swej podróży i jestem z tego więcej niż rad... Fahidzie, cieszę się że stawiłeś się osobiście, ale powiedz... dlaczego jakieś imperialne psy zawiadują twoim portem i chcą mnie bezczelnie okraść.
- Ach. Przejdźmy się. - otoczeni kordonem mameluków w złotych pancerzach i halabardników w białych płaszczach ruszyli w kierunku wystawnej budowlim górującej nad portem. - Przybyli tu w cztery galery wojenne jakieś trzy tygodnie temu. Moi naiwni ludzie przyjęli ich jak handlarzy a oni zapowadzili terror i chwycili nadbrzeże żelazną ręką. Ich kapitan - von Aschemberg zajął latarnię i kasztel zarządcy portu jako swą kwaterę i koszary. Postawili tam ogromne działo, które może ostrzelać całe miasto. Jego statki pilnują bramy morskiej a dwa silne patrole nieustannie mącą spokój w dokach. Nie żeby ktoś go kiedyś nie mącił, ale złodziejaszków mogłem wsadzać na Żelazną Klacz.
- A co chroni tych... osięmdziesięciu ludzi, czyż nie ? - rzucił kpiąco Adelhar.
- Potęga Sudenburga. Przez najazdy nieumarłych z pustyni i mroczne elfy nie mam dość sił by pokonać tę kolonię, nie mówiąc o całej flocie Cesarstwa.
- Hmm... A gdybym... Po cichu załatwił ten problem i odpłynął hen daleko na południe ?
- Byłbym ci tak wdzięczny że odpuściłbym ci cał... ćwierć wydanych przez twoją flotę i jej pasażerów pieniędzy.
- Trzy czwarte.
- Pół.
- Zgoda. - Książę zwrócił się do Fausta. - Leć i zbierz Ostrza Mananna, przynajmniej trzydziestkę. Znajdź też Joachimowicza... widziałem po drodze jak razem z towarzyszami grozili szablami jakiemuś kupczynie. Powiedz mu że 'to wystarczy w ramach umowy'. Z racji że Lejtnant Van der Grifft poszedł do domu rozkoszy, nasz kislevski przyjaciel poprowadzi szturm na latarnię.
- A co z patrolami i statkami ?! - wtrącił się sułtan, już w bramie pałacu.
- Wyślij swoich ludzi, niech zwabią oba patrole na Plac Baezyida, ten z tą świetną karczmą i shisha barem. Do tego dostarcz niewolników na żywe tarcze Joachimowiczowi. Nawet jak ich wezmą z zaskoczenia, będą mogli mieć ciężką przeprawę. A uprzedzając pytanie o te pierdolone galery... "Gargantuan" da sygnał do akcji czterema kolubrynami. I tyle będzie je widać.
- Dobrze, a zanim przyniosą nam wino... co z tymi w mieście ?
- Poszczuję ich siepaczami stokroć gorszymi niż twoi ćmacze haszyszu. Znajdź mi papier i atrament!
***
Młody arab, w dość bogatym stroju leciał na złamanie karku w stronę karczmy na placu Baezyida, trzymając w ręku list i mamrocąc "kapitan Gerhard, kapitan Gerhard." Wtem ktoś capnął go za kark i eunuch pisnął, widząc jak stopy odrywają się od ziemi. Gdy ujrzał dwóch Druchii i trzeciego z wielkim mieczem na plecach za sobą krzyknął jeszcze głośniej.
- Pokaż no co tam niesiesz mojemu przyjacielowi... - Duriath wyrwał ze zdrętwiałych palców list i zaczął czytać na głos towarzyszom. - ...szlachetny kapitanie Gerhardzie, bla bla bla... jeśli poszukujesz okazji by przysłużyć się swemu 'bogu'... bla bla... bądź na placu Baezyida... podpisano, 'przyjaciele'... No spadaj chłystku, daj ten list imperialnemu.
Eunuch podźwignął się z ziemi i po zabraniu listu popędził jak strzała do karczmy, oglądając się przez ramie.
- Panowie, gdzie Gerhard służy tej niedorzecznej podróbie Khaina, tam jest krew. Chodźmy się zabawić na tej biteczce!
Tuż po tym jak elfy odeszły, wielka góra czarnego żelaza, wcześniej uchodząca za ścianę odwróciła się. Może Badzum nie zwracał uwagi na szczebiot ostrouchów ale słowo 'bitka', 'sieczka' i inne synonimy wyłapywał natychmiastowo, niezależnie od języka czy dialektu. Niczym wielki zielony radar. Czarny ork skończył pastwić się nad łapiącym się za serce starym płatnerzem i poszedł po śladach Duriatha, zaciskając kułaki na rękojeści topora.
Tymczasem w kraczmie na placu Baezyida, gdzie wokół Bothana rozgorzał tmult turbanów i sejmitarów drzwi wypadły z naderwanych zawiasów. Stojący w nich fanatyk padł z przestrzelonym gardłem, a po jego trupie do karczmy wlał się prawdziwy potok żołnierzy w burych mundurach, którzy natychmiast przystąpili do walki. Pokojowi bywalcy jednak nie mogli się cieszyć z odsieczy, gdyż Sudenburczycy brutalnie pacyfikowali każdego kto nawinął się pod broń.
- Wolna Arabia, sukinsyny! Wy i Arabscy Wyzwoliciele oraz Arabski Front Ludowy stale psujecie krew kapitanowi. Wszyscy zdechniecie tu i teraz! - darł się siwy weteran z opaską na oku.
- Ty...się...chędożyć! Arab Akhbar! - odwarknął przywódca zbirów, siekąc bułatem.
Ich sierżant - wysoki chudzielec o kędzierzawej rudej czuprynie z pistoletami i rapierem u pasa, podszedł jak niby nigdy nic do baru. Przerażony oberżysta natychmiast spuścił głowę i szczękając zębami robił co tylko mu kazano. Unosząc szklanicę, rudzielec zauważył obserwującego bój jaszczura i skinął na towarzyszy.
- Patrzcie co tu mamy, panowie! Pasek i para butów po niewłaściwej stronie oceanu! A robić sztuczki umiesz ? - szydził sierżant, otaczając saurusa wraz z kompanami.
- Zostaw go szubrawcu! - krzyknęła Deliere. Rudzielec obrócił się i uśmiechnął.
- Świetnie, na Sigmara! Zajmijcie się tym gekonem a ja założę elfiej damie homonto! - ryknął, wyciągając rapier.