Arena of Death edycja IV
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
Ta cholerna szumowina zraniła mnie w szyję. Mam nadzieje, że następny przeciwnik nie będzie zaplutym elfem, bo zabicie takich nie przynosi chwały.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Driharazowi nie przeszedł ból glowy. Był zły. Dookoła tyle ludzi gapiących się na niego jak na jakieś dziwo i krzyczących. Popatrzyli by na siebie dwunogi jedne. Bykocentaur otrząsnął się. Z przeciwka szła jakaś zakuta w potężną zbroję postać – kolejny dwunog. Driharazowi było obojętne zresztą kto to. Nadchodził a Driharaz akurat miał paskudny humor i do tego nic nie pamiętał. Pech przybysza. Grzebiąc kopytem w piasku mocniej chwycił w dłonie topór i młot. Driharaz nie myślał jak się wyłądować na nadchodzącym. Po prostu zaszarżował.
Nadchodzący radował się w sercu przed swą pierwszą walką na arwenie. Nie tak dawno go złapali, i zamiast zabić nagrodzili go jeszcze możliwością przelewania krwi. Ah dziwny jest ten świat. Gjurmalar nie zamierzał narzekać oczywiście. W końcu robił to, co kochał najbardziej na chwałę pana walki. Wojownik chaosu dojrzał w końcu swoją ofiarę. Bykocentaur czy jakaś inna istota ewidentnie zmutowana, czyli tak jak on ciesząca się łaskami chaosu. Bardzo dobrze- pomyślał wyznawca Khorna. Gdy przyjrzał się mu bliżej istota zaszarżowała na niego. Szybkość bykocentara była tylko nieco niższa od konia bojowego. Przebiegł w pełnym pędzie godząc ciosami w opancerzonego Gjurmlara w jednym miejscu przebijając zbroję i raniąc go. Wojownik chaosu nie był bierny. Przygotował się zawczasu i gdy hybryda byka i krasnoluda go mijała uderzył z góry głęboko tnąc ciało wybrańca hashuta. Driharaz ryknął z bólu i irytacji. Odgalopował kawałek przed kolejną szarżą. Gjurmalar tymczasem odwrócił się. Poczuł krew. I wytoczył krew. Krew dla boga krwi. Bykocentar rozpoczął kolejną szarżę. Gdy był już przed Gjurmalarem skoczył na wyznawcę Korna. Ten nie spodziewał się takiego obrotu rzeczy i kilkaset kg wylądowało na nim obalając go. Dalszy grad ciosów Gjurmalara spadał na Dolgana rozrąbując zbroję i raniąc do krwi. Gjurmalar zapadł w odmęty ciemności. Gdy się obudził z niejaką bojaźnią że znalazł się w dziwnym miejscu pełnym czaszek i u podnuża ogromnego tronu z nich zrobionego.
Driharaz przestał tymczasem rąbać jako że dotarło do niego że przeciwnik jest martwy. Wyładowawszy się zaczął rozmyślać co dalej. Tłumna widowni wiwatował.
Nadchodzący radował się w sercu przed swą pierwszą walką na arwenie. Nie tak dawno go złapali, i zamiast zabić nagrodzili go jeszcze możliwością przelewania krwi. Ah dziwny jest ten świat. Gjurmalar nie zamierzał narzekać oczywiście. W końcu robił to, co kochał najbardziej na chwałę pana walki. Wojownik chaosu dojrzał w końcu swoją ofiarę. Bykocentaur czy jakaś inna istota ewidentnie zmutowana, czyli tak jak on ciesząca się łaskami chaosu. Bardzo dobrze- pomyślał wyznawca Khorna. Gdy przyjrzał się mu bliżej istota zaszarżowała na niego. Szybkość bykocentara była tylko nieco niższa od konia bojowego. Przebiegł w pełnym pędzie godząc ciosami w opancerzonego Gjurmlara w jednym miejscu przebijając zbroję i raniąc go. Wojownik chaosu nie był bierny. Przygotował się zawczasu i gdy hybryda byka i krasnoluda go mijała uderzył z góry głęboko tnąc ciało wybrańca hashuta. Driharaz ryknął z bólu i irytacji. Odgalopował kawałek przed kolejną szarżą. Gjurmalar tymczasem odwrócił się. Poczuł krew. I wytoczył krew. Krew dla boga krwi. Bykocentar rozpoczął kolejną szarżę. Gdy był już przed Gjurmalarem skoczył na wyznawcę Korna. Ten nie spodziewał się takiego obrotu rzeczy i kilkaset kg wylądowało na nim obalając go. Dalszy grad ciosów Gjurmalara spadał na Dolgana rozrąbując zbroję i raniąc do krwi. Gjurmalar zapadł w odmęty ciemności. Gdy się obudził z niejaką bojaźnią że znalazł się w dziwnym miejscu pełnym czaszek i u podnuża ogromnego tronu z nich zrobionego.
Driharaz przestał tymczasem rąbać jako że dotarło do niego że przeciwnik jest martwy. Wyładowawszy się zaczął rozmyślać co dalej. Tłumna widowni wiwatował.
Ostatnio zmieniony 25 wrz 2007, o 21:04 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 2 razy.
No teraz przynajmniej bullcentaur wygrał
Kupię bretońskie modele z 5tej edycji:
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Kołyszącym krokiem wszedł na piasek odziany w obszarpane szaty Triti. Jego poznaczone chorobami ciało wydawało się być słabe a jednak Triti czuł w sobie błogosławieństwo rogatego szczura. To że ludzie byli jednak głupi niedziwiło Tritiego ale to że pozwolono mu walczyć na arenie stanowiło miłe zaskoczenie. W końcu skaveni były znamienitymi wojownikami. Triti zamierzał wygrać turniej a wtedy te szczury zEshin zostawią go w spokoju. Może rozniesie przy okazji kilka chorób.
Zakuty w zbroje chaosu wojownik wyszedł pewnym krokiem. Wizja się wyklarowała, gdy tylko wstąpił na piasek mówiąc mu wszystko o jego przeciwniku. O jego chorobach, o jego problemach z Eshinowcami, o jego obawach. Edwin zamierzał to wykorzystać.
Gdy rozbrzmiał gong obaj zbliżyli się do siebie. Edwin uderzył pierwszy. Przeciął swą kataną ciało szczuroluda, lecz ten tylko nieznacznie się wzdrygnął. W rzeczywistości wyznawca rogatego nie poczuł wiele bólu. Z rany pociekło tylko trochę krwi a ból był nieznaczny. Zamachnąwszy się swoim młotem uderzył w Edwina. Ten wiedział że nadciąga i odskoczył. Mimo to jego ramię nie zdążyło uciec a w rezultacie zbroja na ramieniu została mocno wgięta a ciało stłuczone wewnątrz. Orędownik piewcy zmian dostrzegł okazję wiedząc że lepszej okazji już nie będzie mieć. Bez wachania ją wykorzystał tnąc z góry. Ostrze, które z niemałym trudem zdobył niedawno okazało się doskonałe. Długa linia głęboko przebiegła od usierścionej ręki do połowy piersi. Skaven zaskrzeczał głośno z nieznanego wcześniej bólu gdy katana Edwina z chirurgiczną precyzją go zranila.. Mimo bólu Triti potrafił być zawzięty i jego szał nadal pchał go do walki bez względu na własne bezpieczeństwo. I zaraz potem młot wgiął nagolennik boleśnie tłukąc kolano. Edwin parsknął z rozbawienia. To był ten moment. Atakując szczurolud zbliżył się dostatecznie już. Jednym ciosem Edwin posłał swą broń na kark Tritiego. Ta przecięta jak masło spadła z tułowia. Widownia ekstatycznie rozpoznając sławnego Edwina skandowała jego imię. Edwin ponownie uśmiechnął się wycierając ostrzez krwi skavena. Wiedział że tak będzie.
Zakuty w zbroje chaosu wojownik wyszedł pewnym krokiem. Wizja się wyklarowała, gdy tylko wstąpił na piasek mówiąc mu wszystko o jego przeciwniku. O jego chorobach, o jego problemach z Eshinowcami, o jego obawach. Edwin zamierzał to wykorzystać.
Gdy rozbrzmiał gong obaj zbliżyli się do siebie. Edwin uderzył pierwszy. Przeciął swą kataną ciało szczuroluda, lecz ten tylko nieznacznie się wzdrygnął. W rzeczywistości wyznawca rogatego nie poczuł wiele bólu. Z rany pociekło tylko trochę krwi a ból był nieznaczny. Zamachnąwszy się swoim młotem uderzył w Edwina. Ten wiedział że nadciąga i odskoczył. Mimo to jego ramię nie zdążyło uciec a w rezultacie zbroja na ramieniu została mocno wgięta a ciało stłuczone wewnątrz. Orędownik piewcy zmian dostrzegł okazję wiedząc że lepszej okazji już nie będzie mieć. Bez wachania ją wykorzystał tnąc z góry. Ostrze, które z niemałym trudem zdobył niedawno okazało się doskonałe. Długa linia głęboko przebiegła od usierścionej ręki do połowy piersi. Skaven zaskrzeczał głośno z nieznanego wcześniej bólu gdy katana Edwina z chirurgiczną precyzją go zranila.. Mimo bólu Triti potrafił być zawzięty i jego szał nadal pchał go do walki bez względu na własne bezpieczeństwo. I zaraz potem młot wgiął nagolennik boleśnie tłukąc kolano. Edwin parsknął z rozbawienia. To był ten moment. Atakując szczurolud zbliżył się dostatecznie już. Jednym ciosem Edwin posłał swą broń na kark Tritiego. Ta przecięta jak masło spadła z tułowia. Widownia ekstatycznie rozpoznając sławnego Edwina skandowała jego imię. Edwin ponownie uśmiechnął się wycierając ostrzez krwi skavena. Wiedział że tak będzie.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
W słonecznych księstwach granicznych zmagania trwały. Krelox rozglądał się za swoim przeciwnikiem. Miał ochotę rozwalić cokolwiek by się wyładować. Uraczył się ekstraktem z chicho i efekt mikstury zaczynał działać. A jego przeciwnika jak nie było widać tak nie było widać. Krelox wpatrywał się w wyjście po przeciwległej stronie. Pusto…
Tymczasem za jego plecami skradała się postać. Powolutku nie wydając żadnego dzwięku skradał się zakapturzony osobnik. Etharion wiedział że żadna okazja nie jest zła by poćwiczyć a ten jaszczur po prostu gapił się w wyjscie dla niego. Nie przewidział że on Etharion po prostu wyszedł jego wejściem. A teraz była doskonała okazja do ataku. Elf spiął się i zaatakował plecy jaszczura. Sztylety miały trudności z przebiciem się przez łuski stwora. Jednak jeden zdołał wniknąć w ciało i Krelox się targnął zaskoczony. Czując stal w plecach krelox zamszystym ruchem odwinął się. Etharion wiedział że tak będzie i na czas odskoczył. Ledwie topór przeleciał obok zaatakował ponownie. Sztylet odnalazł ponownie drogę między łuskami zagłębiając się tym razem z przodu. Weteran jaszczurzy kłapnął paszczą lecz nie uchwycił elfa, który znów odskoczył. Topór co pomknął na spotkanie zakapturzonego jednak dosięgnął zwinną postać. Przecinają płytko pierś. Ranny Etharion wiedział że to tylko kwestia czasu jak jaszczur padnie. Ciosy gada były za wolne i tylko błąd sprawił że tamten go dosięgnął. Krelox zwiększył tępo ataku każdy jednak cios elf unikał bądź uchylał się na czas. Tymczasem krew kreloxa spływała z niego. Etharion starał się odnaleźć okazję do ataku jednak na próżno. Ponownie stracił koncentrację pozwalając toporowi dosięgnąć swegociała.
Kolejna szrama czyli kolejna blizna- pomyślał boleśnie elf. Etharion skoczył z saltem ponad mknącym toporem do jego nóg, wylądował kucając na czas by drugi topór przeleciał nad jego głową i przemknął za plecy saurusa tnąc lecz bez rezultatu bo ostrza zatrzymały się na łuskach i zbroi. Krelox ponownie ciął z obrotu. Zabójcy już nie było w tym miejscu. Przerotem w bok zdołał zbliżyć się i wbić sztylet w udo przeciwnika. Krelox ryknął rąbiąc wściekle. Niemal na próżno lecz ostatecznie raniąc plecy elfa. Ten błyskawicznie z obrotu prawą ręką uderzył do tyłu odnajdując oko jaszczura, chwile potem drugi sztylet wbił się w drugie oko. Nim ciało Kreloxa padło na ziemię już nie żył. Etharion oddychał głęboko.
Pomyślał że jaszczur sprawił mu więcej kłopotów niż myślał. Gdzieś tam widownia wiwatowała na jego cześć zachwycona takim wspaniałym widowiskiem. Etharion podążył do wnętrzaareny by odnaleźć uzdrowiciela i odpocząć.
(*to była długaaaaa walka z dość ciekawym finalem)
Wygląda na to że Worxil mają z Kreloxem sporo wspólnego długousi wykończyli obydwu tylko tego HE tego DE.
Podyskutują sobie z Sotekiem przy piwie o różnicach
Tymczasem za jego plecami skradała się postać. Powolutku nie wydając żadnego dzwięku skradał się zakapturzony osobnik. Etharion wiedział że żadna okazja nie jest zła by poćwiczyć a ten jaszczur po prostu gapił się w wyjscie dla niego. Nie przewidział że on Etharion po prostu wyszedł jego wejściem. A teraz była doskonała okazja do ataku. Elf spiął się i zaatakował plecy jaszczura. Sztylety miały trudności z przebiciem się przez łuski stwora. Jednak jeden zdołał wniknąć w ciało i Krelox się targnął zaskoczony. Czując stal w plecach krelox zamszystym ruchem odwinął się. Etharion wiedział że tak będzie i na czas odskoczył. Ledwie topór przeleciał obok zaatakował ponownie. Sztylet odnalazł ponownie drogę między łuskami zagłębiając się tym razem z przodu. Weteran jaszczurzy kłapnął paszczą lecz nie uchwycił elfa, który znów odskoczył. Topór co pomknął na spotkanie zakapturzonego jednak dosięgnął zwinną postać. Przecinają płytko pierś. Ranny Etharion wiedział że to tylko kwestia czasu jak jaszczur padnie. Ciosy gada były za wolne i tylko błąd sprawił że tamten go dosięgnął. Krelox zwiększył tępo ataku każdy jednak cios elf unikał bądź uchylał się na czas. Tymczasem krew kreloxa spływała z niego. Etharion starał się odnaleźć okazję do ataku jednak na próżno. Ponownie stracił koncentrację pozwalając toporowi dosięgnąć swegociała.
Kolejna szrama czyli kolejna blizna- pomyślał boleśnie elf. Etharion skoczył z saltem ponad mknącym toporem do jego nóg, wylądował kucając na czas by drugi topór przeleciał nad jego głową i przemknął za plecy saurusa tnąc lecz bez rezultatu bo ostrza zatrzymały się na łuskach i zbroi. Krelox ponownie ciął z obrotu. Zabójcy już nie było w tym miejscu. Przerotem w bok zdołał zbliżyć się i wbić sztylet w udo przeciwnika. Krelox ryknął rąbiąc wściekle. Niemal na próżno lecz ostatecznie raniąc plecy elfa. Ten błyskawicznie z obrotu prawą ręką uderzył do tyłu odnajdując oko jaszczura, chwile potem drugi sztylet wbił się w drugie oko. Nim ciało Kreloxa padło na ziemię już nie żył. Etharion oddychał głęboko.
Pomyślał że jaszczur sprawił mu więcej kłopotów niż myślał. Gdzieś tam widownia wiwatowała na jego cześć zachwycona takim wspaniałym widowiskiem. Etharion podążył do wnętrzaareny by odnaleźć uzdrowiciela i odpocząć.
(*to była długaaaaa walka z dość ciekawym finalem)
Wygląda na to że Worxil mają z Kreloxem sporo wspólnego długousi wykończyli obydwu tylko tego HE tego DE.
Podyskutują sobie z Sotekiem przy piwie o różnicach
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Dzielny paladyn duke paragonu był w religijnym uniesieniu. Za chwilę miał stoczyć walkę. Pierwszą z wielu o stawkę, jaką był kielich. Godefroy wiedział, że to musi być to. Święty grall specjalnie dla niego. Pani pobłogosławiła i będzie go prowadzić w walce bowiem nadszedł dzień próby. Paladyn wbił wzrok w wychodzących mężczyzn niosących osobliwą klatkę. Czyżby miał walczyć ze stworzeniem które w niej było. A było to stworzenie zaiste osobliwe. Zielona gadzina niewielkiego wzrostu przybrana pióra. Czy oni na tej arenie chcieli go obrazić wystawiając coś takiego?
Tancerz Trucizn gotował się do walki. Już dawno pogodził się z bycia niewolnikiem. Zresztą niewolnikiem był i w ojczyźnie tyle że Slanów. Mały skinek wiedział że musi wykonywać rozkazy pana bo wykonywanie rozkazów miał we krwi. Takim się urodził podobnie jak wiele z jego braci.
Mężczyźni postawili jego klatkę i wypuścili go. Tzunkiki chwycił swoją broń i stanął naprzeciw sir Godefroya. Tymczasem Bretończyk patrzył na niego z góry mrucząc przekleństwa na zarządce areny za tę zniewagę. Gdy rozległ się trzeci gong, skinek zaatakował. Rzucona buteleczka kwasu rozlała się po zbroi Bretończyka naruszając ją a w niektórychmiejscach nawet parząc ciało.
Szybkość ataku zaskoczyła zupełnie Godefroya. Miecz i sztylet przecięły ciało godefroya przy ramionach i na udzie gdzie nie ochraniała go zbroja. Szrama natychmiast zaczynała się jątrzyć. Sir Godefroy był doświadczonym wojownikiem i szok wywołany niespodziewanie szybkim i sprawnym działaniem minął szybko a jego miejsce zajęła zimna kalkulacja. Bretoński rycerz chwycił broń zadając cios na odlew. Tancerz trucizn szybko wyskoczył unikając ostrza. Wywołało to głośne westchnienie publiczności i przekleństwo rycerza. Skinek atakował metodycznie, tym razem Godefroy reagował adekwatnie do ruchów plątającego mu się pod nogami stworka. Ostrza skinka zatrzymywały się na zbroi. Jednak diuk paragonu krwawił obficie. Skacząc Tzunkiki ciął w twarz człowieka. Ostrze przeszło po policzku robiąc dużą szramę i szpecąc twarz ofiary. Tego już było za wiele dla Sir Godefroya.
Gdy skinek wylądował sprawnym ciosem nogą rycerz posłał jaszczura ponownie w powietrze. Świsnął topór trafiając celnie i przecinając na pół dzielnego Tzunkikila. Minutę później. Publiczność głośno wyrażała swą aprobatę. Godefroy nie słyszał już żadnych wiwatów na jego cześć. Zapadł o odmęty ciemności z upływu zbyt dużej ilości krwi.
*Technicznie rzecz biorąc wygrał Godefroy. Cóż ale rundę później wykrwawił się od ran które wcześniej zadał mu Tzunkiki. Zastanawiam się co z tym fantem zrobić.
Uznać że padł na arenie razem z przeciwnikiem? Uznać że obudził się w ambulatorium areny? Bah. Jeszcze takiej sytuacji nie bylo
Tancerz Trucizn gotował się do walki. Już dawno pogodził się z bycia niewolnikiem. Zresztą niewolnikiem był i w ojczyźnie tyle że Slanów. Mały skinek wiedział że musi wykonywać rozkazy pana bo wykonywanie rozkazów miał we krwi. Takim się urodził podobnie jak wiele z jego braci.
Mężczyźni postawili jego klatkę i wypuścili go. Tzunkiki chwycił swoją broń i stanął naprzeciw sir Godefroya. Tymczasem Bretończyk patrzył na niego z góry mrucząc przekleństwa na zarządce areny za tę zniewagę. Gdy rozległ się trzeci gong, skinek zaatakował. Rzucona buteleczka kwasu rozlała się po zbroi Bretończyka naruszając ją a w niektórychmiejscach nawet parząc ciało.
Szybkość ataku zaskoczyła zupełnie Godefroya. Miecz i sztylet przecięły ciało godefroya przy ramionach i na udzie gdzie nie ochraniała go zbroja. Szrama natychmiast zaczynała się jątrzyć. Sir Godefroy był doświadczonym wojownikiem i szok wywołany niespodziewanie szybkim i sprawnym działaniem minął szybko a jego miejsce zajęła zimna kalkulacja. Bretoński rycerz chwycił broń zadając cios na odlew. Tancerz trucizn szybko wyskoczył unikając ostrza. Wywołało to głośne westchnienie publiczności i przekleństwo rycerza. Skinek atakował metodycznie, tym razem Godefroy reagował adekwatnie do ruchów plątającego mu się pod nogami stworka. Ostrza skinka zatrzymywały się na zbroi. Jednak diuk paragonu krwawił obficie. Skacząc Tzunkiki ciął w twarz człowieka. Ostrze przeszło po policzku robiąc dużą szramę i szpecąc twarz ofiary. Tego już było za wiele dla Sir Godefroya.
Gdy skinek wylądował sprawnym ciosem nogą rycerz posłał jaszczura ponownie w powietrze. Świsnął topór trafiając celnie i przecinając na pół dzielnego Tzunkikila. Minutę później. Publiczność głośno wyrażała swą aprobatę. Godefroy nie słyszał już żadnych wiwatów na jego cześć. Zapadł o odmęty ciemności z upływu zbyt dużej ilości krwi.
*Technicznie rzecz biorąc wygrał Godefroy. Cóż ale rundę później wykrwawił się od ran które wcześniej zadał mu Tzunkiki. Zastanawiam się co z tym fantem zrobić.
Uznać że padł na arenie razem z przeciwnikiem? Uznać że obudził się w ambulatorium areny? Bah. Jeszcze takiej sytuacji nie bylo
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
Określ pewne umiejętności uzdrowicieli i zobacz czy będą go w stanie wyleczyć, weź pod uwagę rany rycerza i czas który upłynął żeby mu pomóc (parę różnych rzutów kości itp.).
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
Póki co mógł też zasłabnąć, a umrzeć dopiero (np.) za 24 minuty, więc jakieś szanse na to by żył są. Człowiek jeszcze stał gdy skinek leżał w dwóch częściach pod jego nogami. Więc ten wygrał, gdyby zaś jaszczurka wytrwała jeszcze jedną turę, to rycerz padł by pierwszy z wcześniejszej rany.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Pojawił się z daleka. Nikt na dobrą sprawę nie wiedział skąd. Hiroshi z nipponu na poły mitycznej krainy na dalekim wschodzie i przybył tu by walczyć. Samuraj z nipponu to było
Coś czego jeszcze publika nie widziała. Hiroshi odziany był z ciężką zbroję ze swojej ojczyzny przypominającą nieco płytowe zbroje imperium lecz o specyficznych dodatkach i zdobieniach. Teraz spokojnie czekał na swego przeciwnika.
Eodmund kapłan wyszedł z młotem na ramieniu. Usłyszał że ma walczyć z jakimś przybyszem
Ze wschodu. Skoro zewschodu to nie wyznawał Sigmara. Jak nie wyznawał Sigmara to był heretykiem. Jak był heretykiem to należało go spacyfikować. I takie postanowienie kiełkowało w umyśle Eodmunda.
Gdy zabrzmiał trzeci gong Hiroshi spokojnie przyjął postawę bojową gotowy do wyciągnięcia katany z pochwy z kciukiem przy tubie. Eodmund tymczasem zdjął młot z ramienia i przygotował się do ciosu. Gdy sigmaryta miał już uderzyć, Hiroshi wysunął błyskawicznie ostrze z pochwy kierując je ku Sigmarycie. Doświadczony wojownik jakim był Eodmund wyczuł że coś jest nie tak i wstrzymał swój atak. Dzięki temu Hiroshi nie nabił go na swój miecz jak na rożen. Hiroshi ruszył by poprawić cios i tym razem przerąbał się swoją doskonałą stalą z ipponu przez pancerz Eodmumnda raniąc go. Katana zapłonęła dodatkowo przypalając ciało. Kapłan sigmara wrzasnął oddając cios wielkim młotem. Ten trzasnął w zbroję wginając ją i sprawiając że ta pękła. W pancerzu dosłownie pojawiła się dziura a sam cios odrzucił Hiroshiego do tyłu. Ten mimo mocnego stłuczenia nararł jeszcze raz, tym razem dosyć nisko mierząc po nogach. Edmund nie pozostał mu dłużny atakując od góry. Oboje dosięgli się prawie w tym samym momencie. Młot wylądował na plecach nippończyka przebijając zbroję łamiąc bark. Hiroshi przeciął nogę dosłownie. Oboje upadli na ziemię. Eodmundwrzeszcząc z odcietą nogą która nie krwawiła z powodu przypalemoa płonącą kataną, Hiroshi ze złamanym barkiem ledwie zdołał uklęknąć. Z truden nippończzyk opierając się na mieczu zdołał dojść do miotającego się sigmaryty. Zebrał się w sobie i ostatecznym ciosem dobił kapłana sigmara.
dobra co do poprzedniego pojedynku uznaje że bretończyk się obudził żywy w ambulatorium gdzie uzdrowiciele i kapłani shaylli poskładali go do kupy
Coś czego jeszcze publika nie widziała. Hiroshi odziany był z ciężką zbroję ze swojej ojczyzny przypominającą nieco płytowe zbroje imperium lecz o specyficznych dodatkach i zdobieniach. Teraz spokojnie czekał na swego przeciwnika.
Eodmund kapłan wyszedł z młotem na ramieniu. Usłyszał że ma walczyć z jakimś przybyszem
Ze wschodu. Skoro zewschodu to nie wyznawał Sigmara. Jak nie wyznawał Sigmara to był heretykiem. Jak był heretykiem to należało go spacyfikować. I takie postanowienie kiełkowało w umyśle Eodmunda.
Gdy zabrzmiał trzeci gong Hiroshi spokojnie przyjął postawę bojową gotowy do wyciągnięcia katany z pochwy z kciukiem przy tubie. Eodmund tymczasem zdjął młot z ramienia i przygotował się do ciosu. Gdy sigmaryta miał już uderzyć, Hiroshi wysunął błyskawicznie ostrze z pochwy kierując je ku Sigmarycie. Doświadczony wojownik jakim był Eodmund wyczuł że coś jest nie tak i wstrzymał swój atak. Dzięki temu Hiroshi nie nabił go na swój miecz jak na rożen. Hiroshi ruszył by poprawić cios i tym razem przerąbał się swoją doskonałą stalą z ipponu przez pancerz Eodmumnda raniąc go. Katana zapłonęła dodatkowo przypalając ciało. Kapłan sigmara wrzasnął oddając cios wielkim młotem. Ten trzasnął w zbroję wginając ją i sprawiając że ta pękła. W pancerzu dosłownie pojawiła się dziura a sam cios odrzucił Hiroshiego do tyłu. Ten mimo mocnego stłuczenia nararł jeszcze raz, tym razem dosyć nisko mierząc po nogach. Edmund nie pozostał mu dłużny atakując od góry. Oboje dosięgli się prawie w tym samym momencie. Młot wylądował na plecach nippończyka przebijając zbroję łamiąc bark. Hiroshi przeciął nogę dosłownie. Oboje upadli na ziemię. Eodmundwrzeszcząc z odcietą nogą która nie krwawiła z powodu przypalemoa płonącą kataną, Hiroshi ze złamanym barkiem ledwie zdołał uklęknąć. Z truden nippończzyk opierając się na mieczu zdołał dojść do miotającego się sigmaryty. Zebrał się w sobie i ostatecznym ciosem dobił kapłana sigmara.
dobra co do poprzedniego pojedynku uznaje że bretończyk się obudził żywy w ambulatorium gdzie uzdrowiciele i kapłani shaylli poskładali go do kupy
i nie zapomnij że wiara w Lady go też uzdrowiła
Kupię bretońskie modele z 5tej edycji:
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Znow pokonany przez elfa , co za plewy... Jak wroce do Polski to musze w wfb jakiegos elfa zmasakrowac , nie ma co