Arena of Death edycja IV
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Othgroor zwany mściwym nie miał szczęścia. Zostać sprzedanym przez własnego wodza po tym jak się zasłużył w ostatniej bitwie. Pewnie się wódz bał jego rosnących wpływów. Nie żeby całkowicie bezpodstawnie ale i tak do było deprymujące. Kapłan plagi teraz skończył na arenie daleko od swojego klanu a z kulis przyglądał mu się zdradziecki wódz liczący na zyski.
Othgroor nie mógł ścierpieć sytuacji ale pomyślał sobie że zrobi dobrą minę do złej gry. Z przeciwka wychodził już krasnoludzik.
Zabójca smoków mamrotał bezładnie pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Szukał walki więc znalazł się tutaj. To co przed nim się znajdowało to po prostu szczurolud. A szczuroludy należy tępić, podczas gdy twierdzach jego ziomków deratyzowano na większą skalę, on tu zderatyzuje indywidualnie. Mamrocząc Jon oczekiwał na gong.
Gdy ten rozbrzmiał Othgroor rozkręcił korbacz. Krasnolud powoli i ostrożnie podszedł trzymając się poza zasięgiem kręcącej się kuli. Skaven nie mając już co zwlekać posłał bijak w kierunku krasnoluda. Ten zrobił przerót w przód by uniknąć kui ale i tak ta zahaczyła o niego trochę wybijając mu ramię. Krasnolud z przewrotu wykonał cięcie wbijając topory w ciało Othgroora. Szczurolud wrzasnął rozkręcając kulę ponownie lecz to wymagało czasu którego nie miał. Krasnoludzie topory z łatwością rąbały nieosłonięte cialo a Othgroor nie mógł w żaden sposób ich uniknąć zajęty swą bronią. Jeden z ciosów krasnoluda przebił się znacznie głębiej wciało kończąc życie skavena. Jon wymamrotał coś, splunął i sięgnął do bukłaka po resztę trunku zupełnie nie przejmując się oklaskującymi go ludzmi z widowni.
*uh mrorrok przykro mi cię zawieść. tak wyszło.
Othgroor nie mógł ścierpieć sytuacji ale pomyślał sobie że zrobi dobrą minę do złej gry. Z przeciwka wychodził już krasnoludzik.
Zabójca smoków mamrotał bezładnie pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Szukał walki więc znalazł się tutaj. To co przed nim się znajdowało to po prostu szczurolud. A szczuroludy należy tępić, podczas gdy twierdzach jego ziomków deratyzowano na większą skalę, on tu zderatyzuje indywidualnie. Mamrocząc Jon oczekiwał na gong.
Gdy ten rozbrzmiał Othgroor rozkręcił korbacz. Krasnolud powoli i ostrożnie podszedł trzymając się poza zasięgiem kręcącej się kuli. Skaven nie mając już co zwlekać posłał bijak w kierunku krasnoluda. Ten zrobił przerót w przód by uniknąć kui ale i tak ta zahaczyła o niego trochę wybijając mu ramię. Krasnolud z przewrotu wykonał cięcie wbijając topory w ciało Othgroora. Szczurolud wrzasnął rozkręcając kulę ponownie lecz to wymagało czasu którego nie miał. Krasnoludzie topory z łatwością rąbały nieosłonięte cialo a Othgroor nie mógł w żaden sposób ich uniknąć zajęty swą bronią. Jeden z ciosów krasnoluda przebił się znacznie głębiej wciało kończąc życie skavena. Jon wymamrotał coś, splunął i sięgnął do bukłaka po resztę trunku zupełnie nie przejmując się oklaskującymi go ludzmi z widowni.
*uh mrorrok przykro mi cię zawieść. tak wyszło.
Widze , ze korbacz jest dosc slabo bronia przez to , ze duzo czasu zajmuje jego rokrecenie...
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Korbacz trochę podobnie jak w warhammerze najsilniejszy jest w pierwszej turze. Potem nieco słabszy. Potrafi uczynić spustoszenie.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Krasnolud spojrzała tablicę sparowania przeciwników i zmarszczył brwi. Jego nazwisko widniało obok orka. Czarnego Orka! Tak jak planował Vogrim wymaże plamę i kolejnego szkodnika. Z zadowoleniem udał się do wyjścia gdy zauważył w korytarzu go. Wysoki umięśniony zielonoskóry szedł nonszalancją i arogancją. Vogrim z chęcią by skonfrontował go teraz ale, skoro ma być z tego widowisko to się jeszcze wstrzyma. Odwrócił się i poszedł inną drogą.
Ork Tymczasem nie zauważywszy nawet brodatego wojownika podążył od razu na arenę jako żę wezwano już go gongiem. Chłopaki z jego plemienia zajęli miejsca na swoim sektorze widowni przezornie trzymani z daleka od ludków. Ale co tam rozróba ze strażą znacznie lepsza. Tak czy inaczej on da przykład walcząc z jakimś pokurczem.
Gdy oboje znaleźli się naprzeciw siebie zabrzmiał dzwięk gongu. Oboje rzucili się na z pasją. Ork z czystej rządzy walki, krasnolud z czystej nienawiści. Ork dopadł pierwszy krasnoluda rąbiąc rzeźnickimi czoppami z zadziorami masywną i krępą choć niską postać. W wielu miejscach nawet gromril ustąpił furii czarnego orka pozwalając dostać się toporom do ciała.
Vogrim był jednak wytrzymały na rany. Nabrał dystansu i mimo ran ugodził orka. Siła ciosu była wielka. Kilka kości trzasnęło wewnątrz zielonoczarnego ciała po zetknięciu się z krasnoludzkim młotem a Mosko odkrył że widzi stadko squigóq krążących dookoła niego.
Dabuuuuuuu?-spytał tępo. Młot przeleciał obok jego nosa o centymetry i to chyba otrzeźwiło go na tyle by zorientował się że jest w środku walki. Z okrzykiem WAAAAAAGH! Który podchwycili jego współplemieńcy na widowni zaczął znów rąbać krasnoluda. Tu jednak mimo że trafiał ledwie udeżał w zbroję. Vogrim czuł jak amulet na jego szyi się rozgrzewa i choć nie mógł tego widzieć, krasnoludka runa jątrzyła się blaskiem. Spokojnie zamachnął się trafiając znów i powalając orka na ziemię. Leżący ork nie mógł już odgryźć się w normalny sposób. Jego cios ześlizgnął się po Gromrillu. Kolejny cios sprawił że młot wręcz wbił się w zielone ciało miażdżąc wewnętrzne organy. Ork zdołał ledwie wypowiedzieć Ugh? Zanim padl bez życia. Vogrim uniósł tryumfalnie młot robiąc obelżywy gest w kierunku orków na widowni. Wygrał. Tymczasem orki po pierwszym szoku rzucili się z pasją na straż areny.
Ta będąc przygotowana relatywnie szybko i z wieloma stratami strat wyparłą orków za arene gdzie zostali spacyfikowani przez gwardię księcia Mondragona.
walka z tych co się przyfuksiło zwyciężcy,bo ork był blisko zwycięstwa
Ork Tymczasem nie zauważywszy nawet brodatego wojownika podążył od razu na arenę jako żę wezwano już go gongiem. Chłopaki z jego plemienia zajęli miejsca na swoim sektorze widowni przezornie trzymani z daleka od ludków. Ale co tam rozróba ze strażą znacznie lepsza. Tak czy inaczej on da przykład walcząc z jakimś pokurczem.
Gdy oboje znaleźli się naprzeciw siebie zabrzmiał dzwięk gongu. Oboje rzucili się na z pasją. Ork z czystej rządzy walki, krasnolud z czystej nienawiści. Ork dopadł pierwszy krasnoluda rąbiąc rzeźnickimi czoppami z zadziorami masywną i krępą choć niską postać. W wielu miejscach nawet gromril ustąpił furii czarnego orka pozwalając dostać się toporom do ciała.
Vogrim był jednak wytrzymały na rany. Nabrał dystansu i mimo ran ugodził orka. Siła ciosu była wielka. Kilka kości trzasnęło wewnątrz zielonoczarnego ciała po zetknięciu się z krasnoludzkim młotem a Mosko odkrył że widzi stadko squigóq krążących dookoła niego.
Dabuuuuuuu?-spytał tępo. Młot przeleciał obok jego nosa o centymetry i to chyba otrzeźwiło go na tyle by zorientował się że jest w środku walki. Z okrzykiem WAAAAAAGH! Który podchwycili jego współplemieńcy na widowni zaczął znów rąbać krasnoluda. Tu jednak mimo że trafiał ledwie udeżał w zbroję. Vogrim czuł jak amulet na jego szyi się rozgrzewa i choć nie mógł tego widzieć, krasnoludka runa jątrzyła się blaskiem. Spokojnie zamachnął się trafiając znów i powalając orka na ziemię. Leżący ork nie mógł już odgryźć się w normalny sposób. Jego cios ześlizgnął się po Gromrillu. Kolejny cios sprawił że młot wręcz wbił się w zielone ciało miażdżąc wewnętrzne organy. Ork zdołał ledwie wypowiedzieć Ugh? Zanim padl bez życia. Vogrim uniósł tryumfalnie młot robiąc obelżywy gest w kierunku orków na widowni. Wygrał. Tymczasem orki po pierwszym szoku rzucili się z pasją na straż areny.
Ta będąc przygotowana relatywnie szybko i z wieloma stratami strat wyparłą orków za arene gdzie zostali spacyfikowani przez gwardię księcia Mondragona.
walka z tych co się przyfuksiło zwyciężcy,bo ork był blisko zwycięstwa
Volgrim wygrał... Ta kreatura mnie zranila... Ale i tak uraza została wymazana. Po walce słyszał że niektórzy plotkowali ze wygral tylko szczesciem... W Volgrimie zawrzalo... W nastepnej walce pokaze co oznacza swietnie wywazony mlot w odpowiednich rekach, swietna gromrilowa zbroja wykuta przez odpowiednich platnerzy ale przede wszystkim pokaze co oznacza Krasnolud pałający rzadza ZEMSTY!...
Blog o malowanych przeze mnie figurkach. http://celedorverminhorde.blogspot.com/
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Młody mężczyzna był niepewny siebie. Wokół tyle ludzi wpatrujących się w niego a on tutaj na arenie oszukany i zmuszony do walki. Dał się podejść jak dziecko i teraz ogarniał go strach. Strach przed nieznanym, bólem. Niby umiał jakoś wymachiwać żelazem ale nigdy nie robił tego na poważne. Jak miał robić to tutaj by ocalić życie. Nieopodal niego stała zakuta w zbroję smukłą postać.
Elf Artein arogancki jak zwykle patrzył lekceważąco na człowieka z którym zamiar miał stoczyć walkę. Nie pogardzał możliwością zabawy i choć tamten nie wyglądał na wojownika
To zawsze będzie źródłem zabawy. Artein miał tylko nadzieje że może w następnej walce czy innej zetrze się z znienawidzonym kuzynem , a wiedział że oni tu są.
Nadszedł czas by zabrzmiał gong. Dzwięk jakby otrzeźwił Johanna. Nie mając nic do stracenia zaatakował pierwszy korzystając ze lżejszego oręża. Johann nie miał planu. Po prostu pchnął losowo. Jego cios ugodził elfa przebijając zbroję zabarwiającą się na czerwoną.
Zaskoczony zupełnie Artein że pozwolił się małpoludowi zranić zamachnął się. Johann przykucnął dzięki czemu uniknął ciosu. Zawsze miał dobry refleks i teraz to procentowało.
Niestety jego kolejne ciosy po prostu zgrzytnęły o zbroję . Artein nie próżnował, zmienił nachylenie ostrza i ciął z innej strony. Johann uchylił się na czas i choć końcówka Draicha dosięgla go to dzięki jego skórzanej zbroi nic mu się nie stało. Johann nie tracił czasu. Zanim elf mógł złożyć się do kolejnego ciosu, człowiek znów zaatakował znajdując miejsca nieosłonięte. Miecz znów spłynął krwią.
Artein się wsciekła, doznał już kilku ran sam nie mogąc trafić w tego irytującego człowieka.
Cios na płasko nie trafił. Johann oskoczył. Atak nie powiódł się. Tym razem elf nauczony doświadczeniem postanowił trzymać człowieka na dystans. Robił oszczędniejsze ciosy nie pozwalając podejść szybkiemu człowiekowi. Krąyli tak obok siebie od kilku już minut. Wielki Draich elfa działał jak włócznia trzymając na dystans przeciwnika. Johann natomiast zwinny unikał ciosów elfa, sam nie mając okazji do ataku.
W końcu Artein zdecydował się zaryzykować. Uderzył na odlew i tym razem Johann nie zdołał się uchylić. Elfi draich zadał mu głęboką ranę przez pierś, której nie zatrzymała jego lekka zbroja. Natarł mając blisko Arteina. Tym razem zderzył się z mieczem mrocznego elfa gdy ten przyblokował mu drogę. Zbroja ochroniła człowieka od zranienia lecz musiał ponownie odskoczyć. Nie na wiele się to zdało jako że zaraz potem otrzymał solidne uderzenie głęboko raniące jego bok. Krew Johana obficie skropiła arenę. Spróbował zwodu.
Artein dając się nabrać postawił stopę w przeciwną stronę gdzie zamierzał naprawdę zaatakować. Wynikiem czego przeleciał kalecząc twarz elfa. Ten zareagował oddając cios szerokim zamachem. Johann nie zdążył. Dosyć dokładnie draich w stylu katów z Har Ganeth przeciął szyję człowieka. Ta potoczyła się pod nogi Arteina, który ciężko dysząc i krwawiąc z rantriumfalnie zaprezentował ją widowni. Odpowiedziały mu oklaski i okrzyki radości.
*człowiekowi nieźle szło. Potem elf się odgryzł.
Elf Artein arogancki jak zwykle patrzył lekceważąco na człowieka z którym zamiar miał stoczyć walkę. Nie pogardzał możliwością zabawy i choć tamten nie wyglądał na wojownika
To zawsze będzie źródłem zabawy. Artein miał tylko nadzieje że może w następnej walce czy innej zetrze się z znienawidzonym kuzynem , a wiedział że oni tu są.
Nadszedł czas by zabrzmiał gong. Dzwięk jakby otrzeźwił Johanna. Nie mając nic do stracenia zaatakował pierwszy korzystając ze lżejszego oręża. Johann nie miał planu. Po prostu pchnął losowo. Jego cios ugodził elfa przebijając zbroję zabarwiającą się na czerwoną.
Zaskoczony zupełnie Artein że pozwolił się małpoludowi zranić zamachnął się. Johann przykucnął dzięki czemu uniknął ciosu. Zawsze miał dobry refleks i teraz to procentowało.
Niestety jego kolejne ciosy po prostu zgrzytnęły o zbroję . Artein nie próżnował, zmienił nachylenie ostrza i ciął z innej strony. Johann uchylił się na czas i choć końcówka Draicha dosięgla go to dzięki jego skórzanej zbroi nic mu się nie stało. Johann nie tracił czasu. Zanim elf mógł złożyć się do kolejnego ciosu, człowiek znów zaatakował znajdując miejsca nieosłonięte. Miecz znów spłynął krwią.
Artein się wsciekła, doznał już kilku ran sam nie mogąc trafić w tego irytującego człowieka.
Cios na płasko nie trafił. Johann oskoczył. Atak nie powiódł się. Tym razem elf nauczony doświadczeniem postanowił trzymać człowieka na dystans. Robił oszczędniejsze ciosy nie pozwalając podejść szybkiemu człowiekowi. Krąyli tak obok siebie od kilku już minut. Wielki Draich elfa działał jak włócznia trzymając na dystans przeciwnika. Johann natomiast zwinny unikał ciosów elfa, sam nie mając okazji do ataku.
W końcu Artein zdecydował się zaryzykować. Uderzył na odlew i tym razem Johann nie zdołał się uchylić. Elfi draich zadał mu głęboką ranę przez pierś, której nie zatrzymała jego lekka zbroja. Natarł mając blisko Arteina. Tym razem zderzył się z mieczem mrocznego elfa gdy ten przyblokował mu drogę. Zbroja ochroniła człowieka od zranienia lecz musiał ponownie odskoczyć. Nie na wiele się to zdało jako że zaraz potem otrzymał solidne uderzenie głęboko raniące jego bok. Krew Johana obficie skropiła arenę. Spróbował zwodu.
Artein dając się nabrać postawił stopę w przeciwną stronę gdzie zamierzał naprawdę zaatakować. Wynikiem czego przeleciał kalecząc twarz elfa. Ten zareagował oddając cios szerokim zamachem. Johann nie zdążył. Dosyć dokładnie draich w stylu katów z Har Ganeth przeciął szyję człowieka. Ta potoczyła się pod nogi Arteina, który ciężko dysząc i krwawiąc z rantriumfalnie zaprezentował ją widowni. Odpowiedziały mu oklaski i okrzyki radości.
*człowiekowi nieźle szło. Potem elf się odgryzł.
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
A więc zielony imbecyl poległ - Gurthang zamyślił się - im mniej tego plugastwa tym lepiej. Dobrze, że są tu jeszcze znamienici wojownicy tacy jak Volgrim i Jon. Oby reszta tutejszego pomiotu również poległa pod ciosami krasnoludzkich młotów i toporów .
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Dziś na arenie nastój był szczególny. Miał w końcu walczyć zdobywca tytułu poprzedniego turnieju. Jeden z ulubieńców publiczności. Rozległy się krzyki i skandowania jego imienia kiedy tylko dostojnie w swej Ilthamirowej zbroi wkroczył na piaski areny.
Cossalion pławił się w chwale i to takiej którą wywalczył własnym mieczem.
Chi Ich Sou był przybyszem z nikąd. Możliwe że pochodził z północy na co wskazywała jego ruda broda i wąsny oraz masywna postura niczym u norsmenów. Chi Ich Sou jednak miał zupełnie inne rysy twarzy co mogło wskazywać iż jest ze wschodu gdzieś. Nikt się tego nie dowiedział jako że nie był zbyt rozmowny. Ich Sou przybył po prostu by się sprawdzić na Arenie.
Po trzecim gongu walka się rozpoczęła. Chi wyciągnął katanę unosząc ją prostopadle do swej głowy. Gdy był gotowy zastosował atak zwany szponem orła tam skąd pochodził. Kuty w nipponie miecz przebił zbroje z ilthamiru tnąc ciało Cossaliona. Ten odskoczył i oddał cios lecz bezskutecznie. Chi zdążył odejść na bezpieczną odległość. Ale pierwszą krew udało mu się wytoczyć. Cięcie ważki jakie zastosował potem Cossalion odbił bez trudu. Znał większość sztuczek szermierczych bo pokrywały się one z jego treningiem w Hoeth. Konty Cossaliona osobliwie też były wparowywane. Obaj przeciwnicy odtąd nabrali do siebie szacunku.
Wymiana ciosów trwała. Miecz Cossaliona był dużo większy lecz katana to oręż niezwykle wytrzymały i nie można było go lekko złamać. Boń smigała w tą i w tą a widownia zachwycona zmaganiami w których żaden z walczących nie mógł zdobyć przewagi zapierała dech w ich piersiach. Dopiero atak węża Chi zdołał przełamać impas. Cossalion zachwiał się ugodzony w bok. Ignorował bół lecz nie potrafił już tak precyzyjnie wymierzać ciosów. Następne uderzenia elfa z łatwością były uniknięte. Niemniej jednak elf miał niewyczerpane zasoby samodyscypliny. Serię ciosów kota zadaną przez Chi elf sparował niczym gdyby był w swej najlepszej kondycji. Błyskawicznie i z gracją. Potem jeden cios katany dosięgł ciała elfa. Zbroja Ilthamirowa nie przepuściła stali Chi. Korzystając z okazji nim człowiek zdąży cofnąć broń , miecz Cossaliona pomknął w kierunku przeciwnika. Ostrze elfa po raz pierwszy w tej walce ubroczyło się krwią raniąc Chi przez pierś. Wytrącony z ataku Chi przepuścił potem kolejny cios Cossaliona i dwie szramy spływające posoką znaczyły jego tors. Chi z obrotu przeszedł skokiem na flanke przeciwnika nacinając udo elfa i przechodząc na tył. Teraz szybkie pchnięcie wbiło katane się głęboko w plecy Cossaliona króra wyszła przodem.
Z szeroko otwartymi oczami ze zdumienia elf opadł najpierw na kolana. Potem padł twarzą na arenę. Chi ze spokojem wyjął broń z denata i oczyściwszy je schował. Cisza panująca na arenie wydała się przytłaczająca. Chi następnie skłonił się lekko ciału elfa a następnie publiczności. Gdy schodził z Areny na widowni wybuchłą wrzawa.
Cossalion pławił się w chwale i to takiej którą wywalczył własnym mieczem.
Chi Ich Sou był przybyszem z nikąd. Możliwe że pochodził z północy na co wskazywała jego ruda broda i wąsny oraz masywna postura niczym u norsmenów. Chi Ich Sou jednak miał zupełnie inne rysy twarzy co mogło wskazywać iż jest ze wschodu gdzieś. Nikt się tego nie dowiedział jako że nie był zbyt rozmowny. Ich Sou przybył po prostu by się sprawdzić na Arenie.
Po trzecim gongu walka się rozpoczęła. Chi wyciągnął katanę unosząc ją prostopadle do swej głowy. Gdy był gotowy zastosował atak zwany szponem orła tam skąd pochodził. Kuty w nipponie miecz przebił zbroje z ilthamiru tnąc ciało Cossaliona. Ten odskoczył i oddał cios lecz bezskutecznie. Chi zdążył odejść na bezpieczną odległość. Ale pierwszą krew udało mu się wytoczyć. Cięcie ważki jakie zastosował potem Cossalion odbił bez trudu. Znał większość sztuczek szermierczych bo pokrywały się one z jego treningiem w Hoeth. Konty Cossaliona osobliwie też były wparowywane. Obaj przeciwnicy odtąd nabrali do siebie szacunku.
Wymiana ciosów trwała. Miecz Cossaliona był dużo większy lecz katana to oręż niezwykle wytrzymały i nie można było go lekko złamać. Boń smigała w tą i w tą a widownia zachwycona zmaganiami w których żaden z walczących nie mógł zdobyć przewagi zapierała dech w ich piersiach. Dopiero atak węża Chi zdołał przełamać impas. Cossalion zachwiał się ugodzony w bok. Ignorował bół lecz nie potrafił już tak precyzyjnie wymierzać ciosów. Następne uderzenia elfa z łatwością były uniknięte. Niemniej jednak elf miał niewyczerpane zasoby samodyscypliny. Serię ciosów kota zadaną przez Chi elf sparował niczym gdyby był w swej najlepszej kondycji. Błyskawicznie i z gracją. Potem jeden cios katany dosięgł ciała elfa. Zbroja Ilthamirowa nie przepuściła stali Chi. Korzystając z okazji nim człowiek zdąży cofnąć broń , miecz Cossaliona pomknął w kierunku przeciwnika. Ostrze elfa po raz pierwszy w tej walce ubroczyło się krwią raniąc Chi przez pierś. Wytrącony z ataku Chi przepuścił potem kolejny cios Cossaliona i dwie szramy spływające posoką znaczyły jego tors. Chi z obrotu przeszedł skokiem na flanke przeciwnika nacinając udo elfa i przechodząc na tył. Teraz szybkie pchnięcie wbiło katane się głęboko w plecy Cossaliona króra wyszła przodem.
Z szeroko otwartymi oczami ze zdumienia elf opadł najpierw na kolana. Potem padł twarzą na arenę. Chi ze spokojem wyjął broń z denata i oczyściwszy je schował. Cisza panująca na arenie wydała się przytłaczająca. Chi następnie skłonił się lekko ciału elfa a następnie publiczności. Gdy schodził z Areny na widowni wybuchłą wrzawa.
"Wielki mistrz" pokonany w 1 rundzie Dobrze mu tak , zemsta za Worxila go dopadla
btw. widze , ze katana to calkiem niezla bron , w kolejnym juz pojedynku niezle kroi
btw. widze , ze katana to calkiem niezla bron , w kolejnym juz pojedynku niezle kroi
To zemsta Sigmara za pokonanie Otta
Po przycięciu oburaków wypasione stały się katany (pewnie dlatego że to nowa broń i jest w fazie testów, tak jak bomby kwasowe i płonące ostrza). Najlepsze w tym jest że można walczyć dwoma katanami.
Johann nie wyszedł z pierwszej rundy. Jeszcze to się moim postacią nie zdarzyło. Ale co się dziwić on nie umiał walczyć. Jedyne co w nim było fajne to historia. W sumie na tej arenie najlepszą historię miał Warrior Priest podziwiam kunszt człowieka który to napisał bo było bardzo ciekawe i przewrotne, osobiście kibicowałem temu Priestowi ale nie udało mu się pokonać przeciwnika.
Po przycięciu oburaków wypasione stały się katany (pewnie dlatego że to nowa broń i jest w fazie testów, tak jak bomby kwasowe i płonące ostrza). Najlepsze w tym jest że można walczyć dwoma katanami.
Johann nie wyszedł z pierwszej rundy. Jeszcze to się moim postacią nie zdarzyło. Ale co się dziwić on nie umiał walczyć. Jedyne co w nim było fajne to historia. W sumie na tej arenie najlepszą historię miał Warrior Priest podziwiam kunszt człowieka który to napisał bo było bardzo ciekawe i przewrotne, osobiście kibicowałem temu Priestowi ale nie udało mu się pokonać przeciwnika.
squiq pisze:Mój Sigmar myśli inaczej.
chyba jeden z najlepszych opisów walki, aż tchnął gracją szermierczą
p.s. wyjeżdżam na 3 dni i nie będę czytał areny na bierząco.... <chlip chlip>
p.s. wyjeżdżam na 3 dni i nie będę czytał areny na bierząco.... <chlip chlip>
Kupię bretońskie modele z 5tej edycji:
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
spokojnie to dopiero I runda. A co jeśłi oba katanowcy padną w II? Nigdy nic niewiadomo. Jak skinek potrafił ubić wampira ostatnio a teraz "prawie" ubił bretońca[tyle że miał pecha]....
nawet i najlepszemu podwinie się noga cóz, byw, życie, arena, śmierć