ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Kordelas »

-Spalcie zwłoki...- mruknął ociekający krwią Magnus. Inkwizytor otarł znaleziony miecz katowski i szatę jakiegoś martwego kultysty po czym przeszedł parę kroków w poszukiwaniu zgubionego kapelusza,
Po chwili usłyszał elfi głos -Gdzie jest Bjarn?-
Łowca czarownic rozejrzał się gwałtownie i zaklnął. Jak mógł przegapić odejście bandy Norsmenów z Bjarnem na czele. Von Bittenberg oparł wielkie ostrze na ramieniu i nie czekając opuścił ociekajacy krwią korytarz.
Wielki ,okuty w stal inkwizytor piął się w górę krętymi schodami. Na jego srogiej ,starej twarzy widać było nienawiść. Cały poobijany pancerz splamiony był krwią ,większość wygrawerowanych cytatów było nieczytelnych ,jeden naramiennik z równoramiennym krzyżem zniszczony ,a imperialny orzeł na piersi był mocno obity. Magnus wciągnął mocno powietrze ,czemu towarzyszyło bulgotanie cieczy w rurkach prowadzacych do jego szyj ,po czym raz jeszcze przeklnął brak kapelusza. W końcu doszedł do celu. Z doniesień szpiegów to właśnie tu mieści się sala tronowa owego zamku. Sala tronowa owego Alphariusa. Heretyka.
Von Bittenberg stanał przed otwartymi drzwiami ,gdy z środka dochodziły różne odgłosy.
-Dodaj sił ,Młotodzierżco...- warknął Magnus i udał sie do środka.




***************************************

-Ło matko! Co tu się stało!- wykrzyknął Farlin widząc stosy trupów i ledwo żywych ,rannych zawodników ,gdy bitewny zamęt opadł ,a hobbit nie musiał martwić już się o swoje życie. Niziołek obejrzał gigantyczne mutanty z ulgą w duchu ,że nie wpadł w łapy żadnego z nich Kiedy z ust jednej bestii ulotniłą się jakaś dziwna para ,niziołek odskoczył gwałtownie. Nagle poczuł jak w coś wpada i potknął się upadajac na zwłoki jakiegoś elfa. Niziołek czym prędzej podniósł się z trupa i spojrzał w co wpadł - wielki (jak dla niego) kapelusz z imperialnym krzyżem na przodzie leżał na posadzce. -I ja się o to potknąłem?!- mruknął do siebie po czym podszedł bliżej do nakrycia głowy -W sumie... jest w moim stylu... ta skóra... ten krój... tylko chyba nie mój rozmiar...- pomyślał niziołek i rozejrzał się wokół ,czy nikt na niego nie patrzy -Ale nie zaszkodzi przymierzyć!- uradowany w duchu złapał za wielki kapelusz.
-Hyyyp! O cholera!- warknął czerwony na twarzy ,gdy ledo zdołał unieść nakrycie głowy z ziemi. Puścił wzmocniony żelaznem kapelusz i oparł sie od niego z ulgą. -Ale przecież nie mogę zostawić takiego cacka...-
Ostatnio zmieniony 16 lut 2014, o 18:09 przez Kordelas, łącznie zmieniany 2 razy.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Farlin walczył razem z wami a potem pobiegł dalej. Nawet oślepił jednego z eksperymentalnych mutantów... Kordelas, wiem, że nie lubisz edycji postów, ale proszę, popraw to ;) ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Matis pisze:[Farlin walczył razem z wami a potem pobiegł dalej. Nawet oślepił jednego z eksperymentalnych mutantów... Kordelas, wiem, że nie lubisz edycji postów, ale proszę, popraw to ;) ]
Wybacz ,przegapiłem post z walką Farlina ;)
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Hobbit zerknął do środka niezwykłego nakrycia głowy.
- Hah!!! W środku są wkłady zrobione ze stalowych płyt. Malec sprawnie wyciągnął je i odrzucił na bok. Teraz mógł spokojnie założyć kapelusz.
- Ale skąd on się tu wział?? Mówił w myślach Farlin. W pewnym momencie do niego dotarło. On należy do Magnusa!! Wielkiego, stalowego inkwizytora, który morduje wszystko co się rusza. A za kradzież kapelusza, na hobbita mógł czekać tylko stos. Jednak zgodnie ze starym hobbickim przysłowiem: "Znalezione nie kradzione" , malec postanowił go za wszelką cenę zatrzymać. A Magnusa jakoś się zbajeruje. W końcu, niziołek od dziecka marzył o takim kapeluszu. Nawet próbował zostać łowcą czarownic, ale w czarnym zamku oblał egzamin z bezpieczeństwa wewnętrznego i nie przyjęto go.... Farlin założył go na głowę, z kieszeni wyciągnął drewnianą fajkę, nabił ją tytoniem o smaku jabłek i podpalił, swoją zapalniczką na czarną wodę. Złapał jedną ręką za daszek kapelusza i lekko opuścił go na oczy [Tak jak na moim awatarze :P ] Następnie zaciągnął się dymem i puścił kilka kółek.
- Heh, co ja takiego miałem zrobić?? A!!! Miałem się najeść i upić. Po tych słowach ruszył w stronę sali jadalnej.

Po drodze jeszcze krzyknął do Drugniego.
Hej!!! Krasnoludzie!!! Idziesz się napić??!!!


[Kordelas, potem sobie powkładasz z powrotem te stalowe wkłady do tego kapelusza ;) ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Julia dotarła na miejsce strasznej rzezi jaka dokonała się na kultystach. Alpharius ściągnął ją tu, by leczyć zawodników. Teraz najwyraźniej on sam nasłał na nich swoich ludzi i jak się zaraz przekonała, nie tylko ludzi. Sama już nie wiedziała jaka jest jej rola, ani co wyniknie z całego tego zamieszania. Niewątpliwie Arena wymknęła się spod kontroli. Zajęła się jednak skanowaniem korytarza w poszukiwaniu kogoś komu mogłaby jeszcze pomóc. Wszyscy leżeli martwi, każda ze stron dbała o to, by ich przeciwnik umarł jak najbardziej uszkodzony. Zauważyła zaskakująco wiele zmiażdżonych ciał, zazwyczaj w grupkach, jakby stratowało ich jakieś stado. Posuwając się dalej, wreszcie natknęła się na ślad życia. Ktoś tu jeszcze dychał.

Czuł, że się budzi, a więc jednak nie umarł. Musiał jednak być blisko, bo ledwo mógł się poruszyć. Zobaczył nad sobą tą czarodziejkę, która wyleczyła go po walce.
- Spotykamy się szybciej niż bym chciał. - Stęknął Galreth. - Nie to, żebym nie był ci wdzięczny.
- Niestety nic nie mogłam zrobić poza zatamowaniem krwawienia i ocuceniem cię.
- A co tu było jeszcze do roboty? - Zapytał coraz bardziej dochodząc do siebie. Czarodziejka zdawała się podenerwowana.
- Sam się przekonaj. Dotknij swojej skroni.
Ręka Galretha powędrowała w górę. Od razu poczuł, że brakuje górnej części ucha, a kocówka jest poszarpana. To co uszkodziło małżowinę, zostawiło też ślad na całej długości głowy, gdzie nie znalazł długich zazwyczaj włosów. Zszokowany patrzył się na czarodziejkę z otwartymi ustami.
- Ktoś strzelił do ciebie z kuszy. - Pokazała mu bełt leżący na jej ręku. Bez wątpienia z kuszy pistoletowej korsarza. - Zadbałam, by nie wdało się zakażenie, zwłaszcza w tym uchu. Zbyt późno cię znalazłam. Blizna na głowie pozostanie i nie wyrosną ci już tam włosy. rana była na tyle poważna, że musiałam mocno ingerować magicznie. To zniszczyło wszelkie przyszłe cebulki.
- Bardzo ci dziękuję, odwdzięczę się. - I zanim zdążyła coś odpowiedzieć podniósł się i odszedł.

Właściwie ujrzeli jedynie uśmiech Ithiriel, która ni stąd, ni z owąd wyłoniła się z cienia. Dłonie Norsmenów odruchowo spoczęły na toporach, lecz Bjarn powstrzymał ch gestem.
- Czego chcesz, wiedźmo?- spytał lodowatym tonem
- Jeśli szukacie Alphariusa, to znajduje się w swej komnacie piętro niżej- oznajmiła słodkim głosem
Wydarty Morzu zmarszczył brwi.
- A skąd mamy wiedzieć, że to nie pułapka?- rzucił Nors
- Przekonacie się sami...- uśmiechnęła się elfka, nim znikła zupełnie tak, jak się pojawiła.
Biorąc pod uwagę wydarzenia dzisiejszego dnia, oraz oba pojedynki, wiele ryzykowała nadużywając swojej mocy. Równie dobrze mogłaby już drugi raz nie zniknąć. Było to jednak warte ryzyka, nie wątpiła, że Norsowie rozwiążą jej problem z Lordem Ruerlem. Rozwiążą ten problem, ale było to szczęście w nieszczęściu. Musiała się pozbyć szlachcica i jej plan użycia go dla własnych korzyści przestanie istnieć. Nie przypłynęła tu, by w taki sposób przegrać. Nie odpłynie z pustymi rękami. Jej rola jeszcze się nie skończyła.
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Matis pisze:[Kordelas, potem sobie powkładasz z powrotem te stalowe wkłady do tego kapelusza ]
Spoko ,spoko ;)
O ile odzyskam kapelusz :lol2: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Było już po walce. Bjarn i jego ludzie przybyli z odsieczą w ostatnim momencie, przechylając szalę zwycięstwa na korzyść zawodników.Ciała kultystów i mrocznych elfów zalegały podłogę zakrwawioną jak w bretońskiej jatce. Wielkie mutanty również nie przetrwały, ich organizmy nie wytrzymały swojego własnego obciążenia. Saito starł z twarzy krew i pot, starcie było intensywne i samuraj odczuwał pewne zmęczenie, toteż podszedł do ocalałego fragmentu stołu gdzie odszukał antałek piwa. Napił się łapczywie bąbelkowego trunku po czym sapnął. Magnus i Norsmeni gdzieś się ulotnili, najpewniej policzyć się z Alphariusem. Tymczasem samuraj kątem oka spostrzegł jakiś ruch na posadzce: charakterystyczna peleryna z morskiego potwora pełzła do wyjścia. Ronin podszedł niespiesznie i kopniakiem przewrócił elfa na plecy. Druchii szczerzył rude od krwi zęby w pełnym nienawiści i bólu grymasie. Elf chciał coś powiedzieć, lecz nim zdążył wykrztusić choćby słowo, kopniak strzaskał mu szczękę. Odpowiedział mu stłumiony warkot, Saito patrzył, jak smukła dłoń z trudem sięga leżącej nieopodal kuszy i z wysiłkiem wznosi do strzału. Rozległ się świst, i odcięta w łokciu kończyna spadła na podłogę. Saito poszedł dalej, pozwalając by elf się wykrwawił. Dobił jeszcze kilku jęczących kultystów i mrocznych elfów, po czym zwrócił się do Menthusa:
- Zajmij się... Rannymi... - Na twarzy Smoczego Maga odmalowała się ta sama okrutna satysfakcja, jaką ronin uświadczył u mrocznych elfów mordujących i łapiących ludność Kisogo. Teraz był pewien, że żaden z napastników nie przetrwał starcia. - Ja ma jeszcze jedną rzecz do zrobienia. - To mówiąc, Saito rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając Galretha i Ithiriel. Czarownica, jak zwykle gdzieś zniknęła, natomiast Glareth... To co zobaczył, mocno zaniepokoiło ronina - Iskra przykucnęła obok znajomo wyglądającej postaci, starając się udzielić jakiejś formy pomocy. Asasyn leżał nieruchomo, z zakrwawioną głową. "Mam tylko nadzieję, że to przeżyje... Tak czy inaczej, muszę zrobić to sam i to szybko!" - Pomyślał Kaneda i czym prędzej opuścił pobojowisko. Gdy pędził w górę po schodach, doszło do niego echo podniesionych głosów. Natychmiast skierował się w tamtą stronę. Wypadł na korytarz, i zobaczył Norsmenów z Bjarnem na czele wkraczających do jakiegoś pomieszczenia przez wyłamane z futryny drzwi, które z hukiem trzasnęły o posadzkę.
- Nosz kurwa...- zaklął Olaf
Ta komnata zdecydowanie pasowała na siedzibę szefa kultu, jednak to nie Alpharius siedział na kamiennym tronie na końcu sali.
Lord Ruerl na widok Norsmenów wstał. Lekki uśmieszek przebiegł mu po twarzy, gdy zbliżał się do zaskoczonych i zirytowanych ludzi.
- Spodziewaliście się kogoś innego?- zagadnął szyderczo- Nasz gospodarz jest chwilowo zajęty, mam was zabawiać do chwili jego przybycia. Powiedzcie mi więc- powietrze targnął zgrzyt dobywanego miecza- Który z was pierwszy pójdzie pod nóż?
Nim ktokolwiek zdążył zareagować, mocny i zdecydowany głos rozbrzmiał po sali.
- Ja się z tobą zmierzę eRfie!
Norsmeni odwrócili się jak na komendę. U progu stał Saito Kaneda. Jego odzienie zaplamione było krwią Druchii, ronin osobiście dopilnował, by żaden nie umknął z masakry żywy. Ruerl wydawał się zaskoczony, lecz szybko opanował mimikę.
- A kim ty jesteś, by rzucać wyzwanie doskonalszym od siebie?- rzucił pogardliwym tonem.
- Wyzwaniem bym tego nie nazwał, nie gdy trzeba zarżnąć brudnego, aroganckiego szczura, którym w istocie jesteś. - Kilku Norsmenów zarechotało, słysząc trafną ripostę.
- Przydałaby ci się lekcja pokory, niewolniku. Pokażę ci, jak dyscyplinujemy pyskatych w Naggaroth!
- Jeszcze gadasz? - Odgryzł się Saito.
- To będzie zabawne... - Syknął Ruerl, po czym obaj wojownicy rzucili się na siebie. Saito, ze wściekłym okrzykiem dopadł elfa w kilku susach, jednocześnie wyprowadzając cięcie zza prawego ramienia. Ruerl chciał szybko zakończyć walkę pojedynczym pchnięciem i omal nie kosztowało go to życie, tylko dzięki wieloletniej wprawie zdołał zmienić kąt nachylenia miecza do parady. Zaśpiewała stal, posypał się pióropusz iskier, zaś w powietrzu poniósł się gryzący zapach rozgrzanego metalu. Saito błyskawicznie wykonał krok do tyłu, łącząc go z półobrotem, tak by zwrócić się przodem do Ruerla. Manewr ten pozwolił uniknąć pchnięcia z wypadu, które w przeciwnym razie z pewnością przebodłoby Nippończyka. Jednocześnie, Ruerl wystawił się na atak, gdyż wykonał bardzo daleki wykrok. Saito dostrzegł to, jednak Druchii z pewnością chciałby wykonać w tej sytuacji unik, toteż samuraj skoczył naprzód, zadając cios w przewidywaną pozycję docelową adwersarza. Tylko dzięki wrodzonemu refleksowi Ruerl zdołał zareagować zastawą i odskoczyć w tył. Saito uchylił się przed błyskawiczną kontrą i wirując Zabójcą Oni przechwycił zakrzywione ostrze z czarnej stali. Miecze szczepiły się, a obaj adwersarze siłowali się przez chwilę, dysząc z wysiłku i nienawiści, manewrując zgrzytającą bronią raz w lewo, raz w prawo. W końcu, ronin przesunął swą katanę aż do jelca, jednocześnie odskakując w bok. Ruerl odpowiedział tym samym, po czym rzucił się na Saito zadając cięcie zza głowy. Jednak Kaneda był już gotów i sparował uderzenie, szybką blokadą, tak, aby broń ześlizgnęła się nieszkodliwie na bok. Ruerl warknął we frustracji i, aby nie stracić równowagi, dodał kopniak z półobrotu. Samuraj poczuł uderzenie w pierś i, choć wypuścił powietrze ze świstem, a przed oczami zawirowały mu ciemne płatki, mięśnie same wykonały co do nich należało. Ruerl, czując krzepki chwyt za łydkę poczuł jak momentalnie jeżą mu się włosy. Kątem oka ujrzał jak Saito, wznosi dzierżony w prawej ręce miecz, by pozbawić adwersarza kończyny jednym sprawnym ruchem. Druchii w mgnieniu oka zgiął nogę w kolanie, zadając cięcie na biodro Kanedy, który, chcąc nie chcąc, musiał puścić elfa i salwować się unikiem. Obaj znaleźli się w pewnej odległości od siebie, stając w pozycjach wyjściowych. Saito wyciągnął lewą dłoń naprzód i pokiwał wyzywająco na Ruerla. Elf krzyknął w furii i skoczył na samuraja, wirując w powietrzu jak fryga i jednocześnie kierując się bokiem do ziemi. Saito tylko na to czekał. Odwracając chwyt na mieczu, prześlizgnął się pod Ruerlem. Rękojeść ze skóry rekina pozwoliła utrzymać Zabójcę Oni mimo impetu uderzenia, gdy oba ostrza znowu się spotkały. Drugą ręką Saito chwycił nadgarstek adwersarza i boleśnie wykręcił mu ramię. Wściekły Ruerl nie dawał za wygraną, nienawiść do marnego człowieka, który za nic nie chciał ulec zaślepiła elfa. Druchii szarpnął się, z obrzydliwym chrupnięciem wyrywając sobie rękę ze stawu, gdyż tylko tak mógł dosięgnąć Nippończyka. Samuraj odchylił się w tył, było za późno, aby sparować cios, gdyż zmarnował czas na wzięcie zamachu mającego pozbawić Ruerla jego wrednej mordy. Mimo uniku, ronin poczuł jak coś ciągnie go za ramię oraz przez lewą pierś. Skrzywił się, gdy poczuł, ciepłą ciecz ściekającą pod ubraniem. Samuraj krzyknął w furii i przyciągnął elfa za wyłamane ramię, a po sali poniósł się pełen bólu i frustracji skowyt. Krzyk rannego długoucha podziałał stymulująco: uderzenie łokciem najpierw odbiło głowę Ruerla w tył, natychmiast po nim nastąpiło drugie, które roztrzaskało długi, jeszcze do niedawna idealnie prosty nos szlachcica. Wbrew oczekiwaniom wznoszącego miecz do parady elfa, Saito kopniakiem strzaskał kolano przeciwnika, który na przemian wrzeszcząc z bólu i krztusząc się krwią z nosa, płynącą obfitym strumieniem do rozwartych ust, zwalił się na posadzkę i zaczął pełznąć w tył. Z determinacją nadchodzącego lodowca i z tak samo zimnym sercem, niespiesznie podążał za nim Saito, bacznie jednak obserwując elfa, czy nie próbuje się uciec do jakiejś podłej sztuczki. Kaneda podszedł do przeciwnika, który zdrową ręką chciał jeszcze zasłonić się mieczem, lecz Nippończyk bez żenady odciął mu dłoń, która z brzękiem wciąż dzierżonego ostrza upadła na podłogę. W tym momencie wśród oglądających w napięciu starcie, Norsmenów zapanowało poruszenie: Wszyscy, w tym Ruerl i Saito spojrzeli na elfią wiedźmę, która ni stąd, ni zowąd wyszła przed grupę wojów.
- Ithiriel...! - Wykrztusił ranny Druchii. Jego głos był zmieniony ze względu na rozbity nos.
- Tak, mój lordzie? - Zapytała przesadnie słodkim tonem elfka.
- Zabij... jego... ich! I otwórz portal! - Desperackim tonem powiedział szlachcic, teraz już znajdujący się niemal pod ścianą. Z przyciskanego do piersi kikuta wciąż płynęła krew, wyznaczająca karmazynową ścieżkę, którą pełzł pobity Druchii.
- Nie... Myślę że nie. Następuje zmiana w dowodzeniu.
- Ithiriel! Ty zdradziecka...! - Nie dokończył, gdyż przerwał mu Saito, brutalnie wtłaczając mu Zabójcę Oni do gardła, aż po samą tsubę.
- To za Kisogo. - Powiedział spokojnym tonem ronin, niezbyt głośno, w ten sposób, żeby tylko Ruerl to usłyszał. A później, przyciskając butem brak szlachcica, nacisnął na rękojeść z rybiej skóry, dopychając ją do ziemi i tym samym patrosząc elfa, definitywnie kończąc jego plugawą egzystencję. - A to za Aoyagi. - Dodał, patrząc w nabiegłe, pełne bezsilnej nienawiści oczy.

Saito wydobył katanę, i szybkim ruchem strzepnął z niej całą krew, która z pluskiem nakreśliła czerwoną linię na wyłożonej spiżowymi, rzeźbionymi plafonami, ścianie. Ronin westchnął z ulgą, choć adrenalina powoli ustępowała, w efekcie czego zacięcia zadane stalą z Naggaroth zaczęły szczypać. Schował katanę do pochwy i bez słowa opuścił salę, odprowadzany spojrzeniami wojowników z północy.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

.
Ostatnio zmieniony 18 lut 2014, o 08:00 przez Kubaf16, łącznie zmieniany 1 raz.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

[ Ciut mnie przez mój wyjazd ominęło, sprecyzuje co tam moja postać robiła wtedy jak ino przeczytam co tu się działo, może uda mi się coś wrzucić jeszcze dziś]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ @Klafuti - Ithiriel, ty zdradziecki hotdogu! http://www.youtube.com/watch?v=B32uBDo2Zpc genialny egg btw ;)
Wybaczcie moją nieobecność, ale nawet żaden list gończy by mnie nie znalazł bo przez weekend utożsamiałem się z moimi postaciami. Przedwczoraj osuszyłem tyle kufli że Bjarna by zamurowało, a wczoraj rąbało się Kislevską Strzemiennają niczym prawdziwy Jan Andrei :mrgreen:
Ps. też nie lubię swoich rozlazłych postów ;) ]

Wychodząc wśród pełnego podziwu mamrotania Hrothgara i Olafa, Saito nagle zachwiał się w progu.
- Spokojnie, kowboju. - mruknął Bjarn, łapiąc go pod rękę. - Ktoś musi cię połatać, zanim się wykrwawisz. - Norsmen wstrząśnieniem długiej, pełnej jasnych warkoczy brody wskazał krew wypływającą z rany pod ramieniem. - Masz naderwaną tętnicę, lepiej żeby ktoś się tobą zajął...
- Chyba wiem kto może! - zawołał Leif, sam podpierając Kanedę. Młody łowca także potrzebowałby pomocy, wyglądał na skrajnie wyczerpanego walką i biegiem a rany pobieżnie opatrzone dały mu spokój tylko na chwilę. Która już minęła wraz z adernaliną. - Czarodziejka... Ty pomogłeś mnie, teraz czas spłacić dług honoru, wschodni przyjacielu.
Gdy obaj już wyszli w towarzystwie Turo (Cytadele bądź co bądź wciąż pełna była nomen omen chaosu pobitewnego i nikt nie mógł wiedzieć co jeszcze może się przytrafić samotnym czy rannym wojownikom), Bjarn warknął rozeźlony i cisnął jednym z płonących runami, błękitnawych toporków który z trzaskiem wbił się w tron pośrodku sali.
- Co teraz ? - sapnął Olaf, opierając się na swoim gigantycznym toporze pod jedną z kolumn. - Dalej szukamy tego szczura ?
Bjarn podszedł do tronu i wykruszając stal oraz drewno wyszarpnął swą broń. Jego lśniące spod rogatego hełmu okularowego oczy przez chwilę spoczęły na niebieskawej stali toporka, po czym Ingvarsson westchnął, jakby chcąc wysapać cały gniew.
- Prędzej czy później to musiało nastąpić. Czułem to, widziałem w oczach tego południowca...
- Wybacz wodzu. - pokryty krwią na całej nagiej piersi i aż po końce włosów oraz palców Haakar opuścił głowę. Po niedawnej przemianie w wilkołaka jego rysy i tiki nerwowe wciąż pozostawały raczej zwierzęce niż ludzkie. - Mogłem ich powstrzymać, zareagować inaczej...
- Co się stało, to się nie odstanie. - rzucił Bjarn, opierając nogę na tronie i bujając ciężkim meblem. - Sieci losu utkanej przez Bogów nie odplecie nawet taki uparty sukinsyn jak ty Haakarze, synu Nalfara. - kilku wojów zaśmiało się, po czym Bjarn uniósł jeszcze bardziej błyszczące oczy niż dotychczas. - Ofiara tylu dobrych wojów nie mogła pójśc na marne! Z uczty w tej kupie kurzu i kamieni poszli wprost na wieczysty wywczas na dworze przodków, lecz my nie możemy teraz spocząć... Od teraz w obecności wszystkich bogów jacy tylko chcą patrzeć, ja przejmuję władzę w tej fortecy. Zagońcie do pracy wszystkich kultystów którzy przeżyli i nie walczyli przeciw nam, jeśli jacyś będą się opierać wytnijcie im Krwawego Orła. Wystawimy też nowy system patroli, skoro mamy mniej ludzi... A bez Alphariusa możemy od razu wykonać nasze zadanie - do skarbca udamy się jutro, potem będziemy mogli odpływać...
- A co z Areną wuju ? - zapytał Thorrvald, kładąc ręcę na rękojeściach czarnych toporów Kharlota.
- Racja, Olfarr i Ulfarr biorą w niej udział... - Wydarty Morzu szarpał w zamyśleniu swoją lnianą brodę. - Teraz to my ją organizujemy. Podtrzymujemy cały proceder i kolejność walk, skoro nasz gospodarz nie jest łaskaw sam tego dłużej czynić...
- Oooch, ależ jest! - w pomieszczeniu roległ się tubalny, rezonujący głos. Haakar zawarczał i szczerząc rosnące kły, obrócił się w kierunku wrót z falującymi nozdrzami. Z grzechotem pancerza i hukiem podkutych butów do hali wkroczyła przysadzista, zakuta w grubą, stalowoszarą zbroję sylwetka z powiewającym postrzępionym płaszczem przynitowanym do naramienników. [ http://www.darkeyestudios.co.uk/Jay/Iro ... Lord08.jpg ]
Kasztelan Perturabo wycelował w Norsmenów jeden z błyszczących, długich jak miecze pazurów, którymi zakonczone były jego rękawice i po chwili dookoła niego wysypała się dziesiątka kultystów w usianych kolcami czarnych pancerzach i hełmach z maskami, dzierżący halabardy i młoty.
- Upewni się tylko, że zanim wróci śmieci zostaną wyrzucone z domu Bogów! - wysyczał wojownik Chaosu i roześmiał się wibrującym, basowym rechotem wewnątrz pancerza. Bjarn uniósł swój starożytny, runiczy topór i tarczę z łusek krakena stając na czele wyszczerzonych Norsów.
- Toteż sami je wyrzucimy, Żelazny Kasztelanie. To chyba będzie ostatnia nasza narada wojenna jak mniemam ?
Z ogłuszającym okrzykiem, obie strony zaszarżowały na siebie bez cienia litości czy strachu.
****

- Pozbierajcie to co zostało z Galmara. - rzucił beznamiętnie Einarr Nieuśmiechnięty, kawałkiem czerwonej szaty jednego z kultystów Khorna ścierając strzępy mózgów z obucha swego runiczego młota. Wokół największy korytarz całej fortecy równiutko zasłany był ciałami we wszystkich stadiach zmiażdżenia i rozczłonkowania oraz gęsto obsypany rozwalonymi kolumnami i fragmentami ścian. Norsmeni wydobyli dziesięciu swoich martwych towarzyszy spod stosów ciał, każdy z nich miał na bladej, okrwawionej twarzy wypisany wyraz najszczerszej radości, dodatkowo upiornie podkreślony postępującym stężeniem pośmiertnym. Gdy załatwią bieżące sprawy, umyślono każdemu ustawić stos pogrzebowy na stokach gór aby ich dusze mogły łatwiej wzlecieć do Walhalli... oczywiście cała ceremonia wymagała późniejszej uczty, na którą obecnie chyba nikt nie miał ochoty. Kilku Norsów z drużyny Thorlaca, która wraz z Bjarnem wpadła z nowymi siłami do boju teraz wciąż głodni walki rozbiegli się po całej twiedzy, wypleniając resztki oporu i zabezpieczając dla nich cytadelę. Einarr, będąc doświadczonym wojownikiem słusznie mniemał iż Bjarn rozkaże teraz przejąć pełnię władzy na tych zawodach. Ciekawiło go tylko co też stało się z wodzem kultystów, tym łysym sępem i jego otoczką, a także jaki cel mogliby mieć w dalszym dopełnianiu umowy, wobec jawnej zdrady tych którym zobowiązani byli pomagać... Nieuśmiechnięty pokręcił tylko głową i pogonił kultystów kulących się z jękiem nad pozabijanymi towarzyszami i innymi martwymi walczącymi. Einarr widział jak jeden z nich niesie na plecach wypatroszonego jak dorsza, młodego towarzysza tamtego bretońskiego rycerza, którego pokonał Galreth.
"Pewnikiem jego giermek... albo kochanek." - zaśmiał się (ofc jedynie w myślach) Einarr, mijając jednego z orków Gahraza z wekierą zaklinowaną w czaszce. "Zieloni dzielnie walczyli. I zginęli." Potem zobaczył inną grupę kultystów-sprzątaczy która łopatami zgarniała to, co pozostało z walczących pod miotaczem Magnusa dwóch trolli i jednego... bogowie wiedzą jakiego potwora, którego spuścili na nich kultyści. Norsmen minął z lekceważeniem pobojowisko, nie żałując ani trochę kultystów którzy mieli je posprzątać, a palenie ciał przez Magnusa i Menthusa obok uważał za zbędny akt łaski. "Nie zasłużyli na porządny pogrzeb - powinni zgnić w kazamatach tej opuszczonej przez bogów cytadeli. Ot zsypie się do jakiegoś lochu pod ziemią i tyle. Chłopi zjedzą." - znów w myślach zaśmiał się Einarr, widząc połączenie między absurdalną końcówką myśli, a ciałem drugiego z giermków sir Nicolasa. Chłopaka zatłuczono młotami lub zadeptano na wysokości brzucha, stwarzając pozorne podobieństwo na szarej twarzy do śmierci głodowej.

Zostawiając rzeźnię za sobą, Einarr podszedł do ściany pod drzwiami do wielkiej sali z tablicą walk, gdzie zgromadziła się większość styranych bitwą wojowników. Ivar Skald, cały uwalany krwią lecz poza draśnięciem na policzku i dziwnie wygiętą nogą nieuszkodzony stał oparty o kolumnę portalu wejścia i na wziętej jak z nikąd harfie zaczął przygrywać starą, norską pieśń żałobną o powrocie do domu. http://www.youtube.com/watch?v=bi49Xo0MzhA
Einarr przepchnął się przez braci Horkessonów i zobaczył trzech ciężko rannych towarzyszy, wnoszonych na oczyszczone z jedzenia stoły w głównej jadalni. W samym wejściu, pod murem leżał zaś woj z rozprutą aż do kości lewą ręką i kilkoma poważniejszymi ranami na nodze i brzuchu. Klęczący nad nim z opatrunkiem Snorri Wielorybnik, usiłował choć trochę spowolnić rosnącą u stóp kałużę krwi lecz leżący nagle odepchnął go zdrową ręką.
- Wara ode mnie z tymi szpilkami! - woj sięgnął do swojej tarczy z doczepionym rogiem lecz wobec tego ze wypełniała go raczej krew niż trunek, odrzucił ją i potoczył wzrokiem, częściowo przysłoniętym zlepionymi krwią włosami po towarzyszach. - Miodu do cholery! Dajcie mi miodu... Czegokolwiek na Odyna!
Thorlac Pogromca. Wpadł z odsieczą tuż za Bjarnem w najgorsze piekło lecz nie miał tyle szczęścia co ich wódz. Thorlac uśmiechał się głupkowato i kaszlał krwią na lśniącą kolczugę.
- Olfarr, Ulfarr bierzcie go! Nie będzie się tu wykrwawiał jak pies. - Einarr szybkim, wprawnym ciosem znokautował Thorlaca a bliźniacy wzięli go płasko na tarcze i zanieśli do sali.
- Szkoda... - zaczął Ulfarr.
- Że nie ma tu Vidarra. On zna się na leczeniu. Po cholerę zostawał na wybrzeżu przy statkach jak baba ? - skończył jego brat.
- Bo jest babą. - huknął idący za nimi Eigil Berserker. Całe ciało zwalistego Norsa pokrywały dziesiątki, jeśli nie setki mniejszych nacięć i ranek lecz spryskany juchą wrogów nie mniej niż swoje topory szaleniec tylko się uśmiechał. - Musimy znaleźć kogoś, kto się na tym zna...
- To jest to! - Einarr i Ulfarr wskoczyli na stół pośrodku sali i zebrawszy uwagę zgromadzonych oraz zawodników przemówili.
- Jak wam pewnie wiadomo, tfu kultyści zdradzili nas! - zaczął Einarr. - Toteż od teraz usunęliśmy ich pana razem z jego poplecznikami a cała Spiżowa Cytadela wraz z resztką kultystów przechodzi pod władzę Bjarna Ingvarssona. Pod jego okiem Arena toczyć się będzie według dawnego planu, gdy uporamy się już z niecodziennymi skutkami dzisiejszego... zajścia, zajmiemy się pospolitszymi problemami i wrócimy do turnieju w ścisłym porządku...
- A teraz, jeśli łaska - wciął się Ulfarr. - Naszych pięciu towarzyszy jest w nienajlepszym, na kutasa Ymira stanie i nowy organizator na pewno nie zapomni tego nikomu kto im potrafi pomóc!
Wśród małego zamieszania, bracia Horkessonowie skinęli głowami pijącemu przy palenisku Drugniemu i pochwalili 'nadelfią' zajadłość i efektowność Menthusa oraz jego uczennicy. Ulfarr nawet wymamrotał pod brodą coś na kształt przeprosin za dawny incydent po popijawie z elfką w roli głównej. Przy stołach z rannymi atmosfera nie była tak luźna. Warczący okrzyk równie nagle rozerwał upiornym rzężeniem ciszę co ucichł w ustach wojownika, który legł nieruchomo na blacie z czarną krwią płynącą z ust w stalowoszarą brodę.
- Sture Młot... - Erik i Halfdan zdjęli hełmy, a Ivar Skald przestał na chwilę grać. Po momencie inny krzyk, tym razem szczęśliwie człowieka nie tracącego życie, a zapalczywie się go trzymającego zabrzmiał w uszach zgromadzonych.
- Gdzie jest kurwa ten jebany vitki ?! - Olfarr ryknął, tamując krwawienie grubym zwojem jedwabiu zdartego ze ściany.
- Asgeir... przez demony chędożony... gdzie ten starzec, od początku go nie ma! - dodał z wyrzutem Ulfarr. - Oby miał naprawdę dobry powód, bo jak Skoll i Hati na niebie, urwę mu ten siwy łeb i oddam go tym żałosnym kultystom na wychodek!!!
*****

Reiner zwolnił i stanął przed dużymi ,żelaznymi wrotami pełnymi ozdób w kształcie głów demonów. Wrota były uchylone ,a z środka dochodził jakiś stłumiony głos ,łowca czarownic wyciagnął rapier i mruknął
-Chmm... drzwi wielkie jak do jakiegoś skarbca...
Łowca z pobliźnioną twarzą zakrył profilaktycznie lśniące ostrze i przypadł płasko do odchylonych wrót. W środku zobaczył długą, szeroką na może półtora wozu salę ze ścianami z wysokich jak człowiek, pobieżnie ociosanych kamieni. Co kilkanaście metrów stały tam złote drągi na trójnogach, zwieńczone gorejącymi na złoto kulami ognia które po dodaniu do siebie ich wysepek światła i półcienia stanowiły rażący kontrast w stosunku do oleistych ciemności tej części twierdzy. Niczym wąż, Reiner wślizgnął się za drzwi pod najbliższy mur, po drodze mało nie potykając się o niemal niewidoczne trupy trzech kultystów. Jeden miał wyrwane ze stawów ręce i naderwaną szyję, drugi wykrwawił się od głębokiej rany w brzuchu, za to trzeci leżał w kałuży stopionej wody... wyglądał jak gdyby ktoś zamroził go żywcem.
- Sigmarze, miej mnie w opiece... - łowca ścisnął amulet z młotem i odbezpieczył pistolet.
Teraz widział, że środkiem sali biegł czarny dywan z wyszytymi złotem, bluźnierczymi runami zaś po jego bokach symetrycznie znajdowały się płytkie, kwadratowe wnęki w podłodze. W każdej znajdował się stos bogactw, dziwnych przedmiotów nieznanego przeznaczenia lub wyłożone purpurą nefrytowe piedestały na których spoczywały przedmioty aż emanujące złem i Chaosem. Eisenwald domyślił się że im dalej w niebotycznie długiej sali znajduje się wnęka tym ważniejszy dla plugawców jest znajdujący się tam obiekt. Tylko najwyższą siłą woli powstrzymując się przed spaleniem wszystkiego na popiół z formułą ezorcyzmów na ustach, młody Inkwizytor ruszył dalej skradając się. Aż zazgrzytał zębami na widok odlanych z czarnego żelaza posągów heretyckich bogów, przed każdym z nich leżał przedmiot tak potężny że nie było wątpliwości iż jest blisko celu. Wtedy znów usłyszał cichy głos i momentalnie padł na dywan, aby zagłuszyć stukot butów i przeczołgał się między statuami Khorna i Nurgla o płonących, drażniących ślepiach. Tam, przy olbrzymim ołtarzu ze złota, onysku i spiżu obok jednej z ostatnich skrzyń pochylała się w wątłym blasku niesionej pochodni biała postać. Inkwizytor zagryzł język i skulił się za piedestałem przed posągiem przeklętego Slaanesha. Na białej poduszce stała tam wysoka na dłoń, kryształowa figurka niezwykle urodziwej kobiety, rzecz jasna nagiej. Różowy blask płonął nie tylko w jej wnętrzu, ale też dookoła całego piedestału co zapewniało dodatkową osłonę przed zauważeniem. Reiner wytężył wzrok, oddzielając plugawy blask od mroku i ujrzał go.
Wysoki, żylasty starzec z długą brodą i warkoczem opadającym na plecy, odziany w białe futra, pełne talizmanów i łańcuszków run sięgał właśnie do rozwalonej, dymiącej skrzyni wyłożonej atłasem. Na ramieniu miał skórzaną torbę, miarkując po wystających elementach już zdołał wypełnić ją po brzegi najstraszniejszymi z tutejszych 'eksponatów'.
Reiner przypomniał sobie, nawet bez notatek że już raz widział go w towarzystwie Bjarna i innych Norsmenów - te lśniące czystym lodem oczy niełatwo było zapomnieć.
- Czy Bjarn jest w to zamieszany ? Ostrzegę mistrza... - szepnął sam do siebie po czym zamarł. Uslyszał szept. Jednak po wyjrzeniu uznał że starzec dalej zajęty jest plądrowaniem relikwiarza toteż zignorował przeczucie. Ale ono wróciło. Tym razem wiedział skąd. Różowy blask figurki skupił się w jakby zmysłowe oko, które wpatrywało się w niego.
"-Uwolnij mnie kochanyyy! Wypuść ze szklanego więzienia a dostaniesz wszystko czego zapragniesz, a o czym nie dane było ci nawet pomyśleććć..." - usłyszał w swej głowie, lubieżny przeciągły głos. Co gorsza jego ręce zaczęły równocześnie drżeć.
- Zamknij się demonie, Sigmar Rex... Sigmar Rex... Sigmar mea perceptor...
Reiner zobaczył jak starzec unosi z tryumfalnym uśmiechem na twarzy jaśniejącą luminującą, fluorescencyjną poświatą na przemian ze spienioną bielą i błękitem kulę wielkości pięści.
- Nareszcie. - zaskrzeczał szaman. - Perła Mermedusa! Dzięki niej królowie Norski zawładną morzami, wody będą nam posłuszne... będą MNIE posłuszne! Nikt nie skryje się przed naszymi wojownikami, którzy rozkazywać będą samym falom i sztormom! Taka mała rzecz, a tyle potęgi... władza nad światem...
"-Uwolnij mnie... już czasss... twoje własne ciało, spętane żelazem fałszywego boga krzyczy do mnie o wyzwolenie! Dusza tej, którą kiedyś kochałeśśś jesst od dawna moja... mogę ci..." - posążek znów wwiercił się w umysł Reinera, tym razem uderzając w najczulsze struny. Wnet całe opanowanie przeminęło jak z wiatrem.
- PRZEPADNIJ W IMIĘ SIGMARA, DIABELSKA POKRAKO! - ryknął, zrywając się Reiner i rozbił statuetkę sporym flakonem wody święconej od Wielkiego Teogonisty. Krótki pisk, buchnięcie złotego płomienia i Eisenwald stał dyszący i czerwony pod bliznami dokładnie naprzeciw osłupionego starca.

- Ty... - zaczął Asgeir, ściskając Perłę nagle przyłożoną troskiliwie do serca. W oczach Norsmena zaskoczenie ustąpiło momentalnie czystej nienawiści.
- Kurwa... dobra... W imieniu Sigmara rozkazuję ci odłożyć te plugastwa i poddać się, jeśli chcesz zachować życie! - rzucił uroczyście Eisenwald mierząc do starca ze złotego, dubeltowego pistoletu. - Mogę zniszczyć tą otchłań grzechu z twoim trupem lub bez niego - wybieraj!
Ku zaskoczeniu gotowego na wszystko Reinera, szaman zaśmiał się charkotliwie.
- Biedny, mały głupcze... nie masz pojęcia jakie potęgi grają wokół twojej zamkniętej ciemnoty! - nagle z palców Asgeira, bez żadnych formuł czy gestów wystrzeliła biała, sypiąca płatkami szronu błyskawica. Reiner cudem tylko odbił się od piedestału i przetoczył w bok wypalając z broni. W tym samym momencie gdy pocisk pokrył lodem połowę posągu Slaanesha, mag szarpnął otwartymi dłońmi do góry i nagle wyrastająca z podłogi macka lodu zatrzymała w locie kulę. Łowca Czarownic był przygotowany i znów, od razu po strzale dał nura w bok i wycelował z bliska wprost w głowę zajętego czarem maga drugą lufę.
- Gra skończona. Żegnaj się ze swoją duszą... Mane, tekel, fares...
Jedno z oczu vitkiego łypnęło odrobinę szaleńczo na Eisenwalda.
- Nie wydaje mi się.
Wtedy Reiner zorientował się że nie może się ruszyć, zakleszczony w mocarnym chwycie. Przy jego gardle znalazło się srebrne ostrze rapiera. Łowca szarpnął się, lecz na próżno - dodatkowo od trzymającej go postaci w szatach nie wyczuwał oddechu a jedynie przeszywające zimno.
- Przegrałeś, młodzieńcze. - vitki odwrócił się powoli do wyjścia i unosząc drugą pękatą od relikwii torbę wyszedł, skinąwszy głową. - Zabij go.
- Thaaak... paaanie... - oddech kultysty był jeszcze zimniejszy niż kule lodu vitkiego. Reiner desperacko przewertował nauki Magnusa. I podziękował Sigmarowi za takiego mistrza.
Jednym ruchem głowy złapał ostrze rapiera w zęby i zaginając ramię w tył przyłożył lufę do policzka zdezorientowanego wroga po czym łupnął go nogą w krocze i wykręciwszy się z cięciem sztyletu splunął krwią z rozciętych policzków.
- Teraz ja oddaję porażkę! - z suchym terkotem spłonka zadziałała i eksplozja rozerwała połowę narcystycznej twarzy kultysty. Jeszcze zanim trup upadł Reiner skoczył do wyjścia za magiem. I zamarł gdy kultysta doścignął go z głową wiszącą na kilku skrawkach mięsa na szyi. Jego rapier wrósł w ramię, z którego wyłoniło się na jego miejsce wielkie, zakrzywione ostrze. Desperacko parując rapierem Reiner przeskoczył nad wrogiem, wybijając się z piedestału dwa kroki dalej i przelatując nad potworem wbił mu w obojczyk sztylet z grubą rękojeścią. Która zasyczała i splunęła iskrami. Gdy Eisenwald wylądował, za jego plecami kultystę rozszarpała eksplozja.
Asgeir obrócił się z wściekłym grymasem na twarzy i skinął palcem.
- Dakhz nørþ ytte kvæð! - czar trafił łowcę, prosto w napierśnik zamrażając go w kontakcie plecami z pobliskim posążkiem. Jedynie świecący złoto młot Sigmara odpierał śmiercionośne zimno od serca i płuc łowcy, choć zimno wciąż było potworne. Reiner ostatkiem sił zauważył jak szaman wychodzi ze śmiechem i znika w ciemności za zamkniętą bramą skarbca.
- Gdzie ty wyszedłeś...? Tak po prostu zostawił mnie przy życiu...?!
Nagle rozmyślania przymrożonego Eisenwalda przerwał wielki cień. Nad łowcą pochylała się ponad dwumetrowa, masywna postać zbudowana z przemieszczającej się, bezbarwnej masy. Oba ramiona wykształciły wielkie, cieliste topory i kilka biczy z kolcami. Z niby-twarzy potowra wyglądało oko, które bez wątpienia pamiętał z twarzy bretońskiego rycerza- towarzysza skavena oraz drugie - lodowato przeszywające. Potwór widać chciał zemścić się za postrzał i eksplozję, gdyż z warkotem uniósł liczne bronie na powalonego wroga.
- O ja pierdole, i po co na Sigmara pytałem ?

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-To dobrze.- odparła elfka opuszczając salę i kierując się z Landryolem na dół.
-VADE RETRO KHAIN!- rozniósł się chrypowaty okrzyk i potężne ostrze spadło na czarodziejkę. Jej towarzysz w ostatniej chwili ,korzystając z niezwykłego refleksu popchnął ją z krzykiem i wielki miecz katowski opadł gwałtownie przecinajac ramię Ithriel. Ta pisnęłą w strasznym bólu i padła na posadzkę. Jej ręka upadła bezwładnie ,a z pozostałego kikuta trysnęłą krew. Landryol nie zdołał nic zrobić kiedy potężny cios otwartej żelaznej dłoni zrzucił go z nóg posyłajac boleśnie w dół krętymi schodami. Czarodziejka z łzami w oczach zaczeła czołgać sie panicznie jak najdalej od żelaznego inkwizytora.
Magnus spojrzał na nią wściekłymi oczami.
-Już nikt ci nie pomoże! Koniec podstępów!- warknął i ruszył za nią
-Jam jest młot na czarownice!- wykrzyknął krocząc powoli w stronę wijącej się elfki.
-Miecz aniołów!- warknął i stanął nad nią ,gdy drogę zatoroława jej ściana. Czarodziejka złapała za swój amulet i mimo bólu zaczęłą coś mówić. Inkwizytor kopnął w jej dłoń i symbol jej czarnej magii wypadł jej z ręki ,po czym został zmiażdzony żelaznym butem. Ithriel uniosła panicznie dłoń i jęknęła błagalnie ,jednak łowca czarownic górujacy nad nią dwa metry uniósł katowski miecz czemu towarzyszył zgrzyt metalu i dźwięk tłoków parowych.
-SŁUGA BOŻY!- ryknął z nienawiścią i płomieniami w oczach Von Bittenberg po czym gwałtownie opuścił ostrze.
Krew trysnęła na zbroję Magnusa ,gdy potężny miecz wpadł w brzuch wiedźmy przyszpilając ją bestialsko do ziemi Jednak silna magia była w niej skumulowana i mimo potwornego bólu oraz nieludzkim katuszom utrzymywała się przy życiu błagając o cios kończący jej cierpienia. Von Bittenberg puścił katowski miecz i donośnym głosem rzekł -W imieniu Świątyni Sigmara! Za zdradę ,czarną magię oraz jawnogrzesznictwo! Skazuję cię na śmierć! Płoń! Wiedźmo!- gdy skończył skierował dłoń w stronę Ithriel po czym z jego ręki buchnęła chmura ognia. Przez chwilę słychać było jeszcze niebotyczny wrzaski i mimowolną próbę ucieczki co uniemożliwiał katowski miecz. Po minucie cierpienia mroczna elfka spłonęła. Magnus wyrwał katowskie ostrze i odczynił znak Sigmara.
Wtedy do ucha Magnusa dobiegł potężny okrzyk. Okrzyk ,który słyszał przez laty i doskonale zapamiętał. Okrzyk ,który miał zapowiedzieć jego śmierć na pisakach Areny w podziemiu. Okrzyk Bjarna Wydartego Morzu i Śmierci.
Magnus czym prędzej zwrócił się w stronę wrót ,które od początku miał zamiar przekroczyć. Popchnął drzwi i ujrzał pojedynek dwóch wielkich wojowników. Dwóch czcicieli mrocznych Bogów ,któzy zasłuzyli na śmierc. Jednak jednego Magnus dobrze znał. A to okutego w stal wojownika chaosu stawiało w niekorzystnej sytuacji...



**********************************************



Oba ramiona wykształciły wielkie, cieliste topory i kilka biczy z kolcami. Z niby-twarzy potowra wyglądało oko, które bez wątpienia pamiętał z twarzy bretońskiego rycerza- towarzysza skavena oraz drugie - lodowato przeszywające. Potwór widać chciał zemścić się za postrzał i eksplozję, gdyż z warkotem uniósł liczne bronie na powalonego wroga.
- O ja pierdole, i po co na Sigmara pytałem ?
Potężna ,tajemnicza i zaraz szkaradna bestia uniosłą w milczeniu broń nad łowcę czarownic i nagle gwałtonie zaatakowała. Człowiek odturlał sie ,jednak zanim zdołał podnieść się ,bestia błyskawicznie zaatakowała uderzając go w plecy. Inkwizytor znów upadł czując przeszywający ból ,jednak bezlitosne treningi jakim poddawano go w Czarnym Zamku o wiele bardziej przewyższały ten ból.
Inkwizytor czym prędzej poczołgał się dalej modląc się w duchu o wytrzymałość. Jednak nie była to paniczna ucieczka ,w żadnym wypadku. Osoba ,która salwowałą by się ucieczką ,a tytułowałą by się uczniem Magnusa Von Bittenberga prawdopodobnie spłonęłą by na stosie. Reiner miał konkretny cel - skrzynię ,którą przyniósł tu ze sobą. Wtedy poczuł jak bestia łapie go za nogę. Eisenwald poczuł potężny uścisk i przeszywający ból ,ostatnio czuł taki żelazny uścisk podczas walki w heretykiem Gerharde m,gdy bili się na morzu. Tamta chwila natychmiast wróciła do umysły łowcy ,ten jednak nie miał jak wtedy naładowanego pistoletu. Mutant pociągnął go do siebie i uniósł zrzucając mu z głowy kapelusz. Reiner warknał w nerwach i próbował się wyrwać ,w końcu niebywałe szczeście albo gorliwa modlitwa uratowały mu życie ,kiedy bestai atakowałą go ,aby zadać ostateczny cios ,nagle runął na ziemię pozostawiając w potężnej łapie swój skórzany but. Łowca czarownic przeskoczył stos złota i dopadł do swej skrzyni. Czym prędzej odychylił wieczko i jego oczom ukazał się niezwykł skarb Świątyni Sigmara - Buzdygan pobłogosławiony przez samego Imperatora Magnusa Pobożnego. Artefakt godny wielkiego szacunku ,jednak teraz nie było na to czasu. Łowca czarownic błagał Sigmara w myślach ,aby Wielki Inkwizytor nie zezłoscił sie ,a jego nie dopadła kara boska i chwycił rękojeść potężnej broni. Jednak ta była tak ciężka ,że bez pomocy drugiej ręki był bez szans. Ledwo podniósł oburcząc obuch ,kiedy zorientował się ,że powolna bestia jest już prawie przy nim. Reiner z całych sił uniósł święty buzdygan i wykrzyknął znaną mu od mistrza formułkę ,którą jako pobożny templariusz Sigmara musiał wymówić przed użyciem broni. Nawet kosztem śmierci. Ową formułkę słyszał tylko raz ,ale wbiła mu się w pamięc... bowiem Magnus na jego oczach tylko raz użył broni.
-Malleum Sancta sit mihi lux! Non chaos sit mihi dux!- rozległ się okrzyk i nagle wyryte złote litery na broni błysnęły jasnym błękitem ,a obuch zapromieniał białym światłem. Po całej sali rozległ się krzyk i pisk ,jakby czterech głosów ,a pomniki bóstw zaczęł dziwnie drżeć.
Zaskoczony Reiner nie mogąc się już cofnąć spojrzał na mutanta. Ten zasłaniał oczy i cofał się bardzo powoli nie wydając żadnego dźwięku. Potężna bestia upadła na ziemię i wijąc się uciekła ze skarbca. Po chwili jasność zniknęła i buzdygan wrócił do poprzedniej formy. Reiner złapał go delikatnie po czym schował do skrzyni i odczynił znak Młotodzierżcy. Przełknął ślinę i czym prędzej opuścił skarbiec.


[Proszę Mistrza o uwzględnienie aktywacji broni podczas walki ;) ]
Ostatnio zmieniony 17 lut 2014, o 18:47 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[Nikt nie przeżył tamtej walki! Menthus ich wykończył magią ognia, proszę o edycję obu postów]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Mistrz Miecza Hoetha pisze:[Nikt nie przeżył tamtej walki! Menthus ich wykończył magią ognia, proszę o edycję obu postów]
To powiedział Landryol ,nie mamy wpływu na to co gadaja inne postacie ,nie muszą mówić prawdy ;) ]
Ostatnio zmieniony 17 lut 2014, o 18:54 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Kordelas, co do czarownicy... pewnie będziesz musiał edytować, bo Pitagoras miał ją wystawić na kolejną Arenę :lol2: :lol2: :lol2: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ HA ha! :mrgreen: o kude ,nie wiedziałem :lol2: jeśli tak to sorry...
Mogę podrzucić nową z kazamatów Czarnego Zamku ;) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Nowa, prawie nieużywana. :mrgreen: :mrgreen: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[E, tam, proteza zrobiona przy pomocy domeny metalu doda jej tylko seksapilu! No i historia będzie bardziej mięsista ze względu na mocne zakorzenienie w fabule. Poza tym jest jeszcze Alba, co do niego, możemy umówić się, żeby kultyści nurgla i slanesha zadbali o to, "aby odrósł mu sprzęt". A później tylko jakiś łowca czarownic rozwali mu jego żółty ryj pięścią.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Pomysł z następną Areną pojawił się dosyć niedawno, ale w sumie już bym wolał, żeby zginęła niż taka posiekana latała :) . Więc generalnie nie kaleczyć, ale jakby ktoś potrzebował do fabuły to można zabić. Do tej pory była dość używana do woli i generalnie zadowolony jestem jakie wątki powstały.
@Kubaf Nie wiem co ta resztka korsarzy (jeśli faktycznie przeżyła, mi nic do tego) ma jeszcze wspólnego z Ithiriel. Pomysł, że oni coś jej meldują jest co najmniej bzdurny.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Nie chciałem zabjać ,bo może się jeszcze przyda ;)
edit:HERAZJA!
Chciałem zabić a,le byście się burzyli! Ale skoro nie macie nic przeciwko :twisted: poszedł edit poprzedniego posta]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Świt przyniósł krwawą łunę. Od samego rana kultyści pracowali w pocie czoła, wynosząc porąbane zwłoki, meble, sprzątając i czyszcząc dawne pole bitwy. Nikomu nie było żal pracujących, lecz odnieść można było wrażenie, że inni heretycy również traktowali "ekipę sprzątającą" z pogardą i lekceważeniem. Jak się porem okazało, stali oni najniżej w hierarchii kultu, byli warci w oczach innych tyle, co śmieci. Nie nosili również przybranych imion i nie mogli być nazywani "braćmi".
Pariasi nie trwonili czasu i już po kilku godzinach sala i korytarze były uprzątnięte i nic nie przypominało o nocnej bitwie. Prawie nic. Choć Cytadela została doprowadzona do porządku, pewne zmiany były wyczuwalne. Akolici chodzili ze spuszczonymi głowami, jakby niepewni swego bezpieczeństwa, zauważalny był brak mrocznych elfów.
Z kolei zawodnicy odetchnęli z ulgą. Brak Druchii poprawił wszystkim humory, od Menthusa, zawziętego ich wroga, Saito, który zaspokoił pragnienie zemsty, przez Norsmenów i Drugniego, którzy równo i sprawiedliwie pogardzali wszystkimi elfami, niezależnie od pochodzenia, aż po Galretha, który wyraźnie poweselał po śmierci pobratymców. Mimo wszystko życie toczyło się zwyczajnym torem.

Bjarn, ma którego spadła teraz lwia część obowiązków, miał pełne ręce roboty. Już wcześniej miał na głowie dowodzenie obroną Cytadeli, teraz jednak przejął pozostałe obowiązki Mistrza Areny. Na dodatek Batiathus, który służył za posłańca i herolda zniknął, nikt nie wiedział gdzie. Rozmyślając nad sobie tylko znanymi planami, udał się do swej komnaty. Zasiadł na wielkim fotelu, nalał sobie miodu i upił łyk. Był tak zamyślony, że omal przeoczył leżący na kominku list. Zaintrygowany, wstał i uniósł kartkę przed oczy. Równe, eleganckie litery postawione na pergaminie szybko zdradziły, od kogo ta wiadomość była. Wydarty Morzu zmełł w ustach przekleństwo i czytał.

Szanowny Panie Ingvarsson,
żałuję, że nie przekazuję tych słów osobiście, lecz wiedząc w jakich okolicznościach przyszłoby nam się spotkać wątpię, by wysłuchałby Pan, co mam do powiedzenia. Nasza współpraca miała dość osobliwą naturę. Starałem się nie grozić Panu,a ni Pańskim ludziom, lecz ostatni incydent zmusza mnie, bym skierował do Pana ostrzeżenie.Organizator Areny, zarówno mój, jak i Pański zwierzchnik z pewnością nie pochwali tego, co tu zaszło. Domyślam się nawet co powie- że należy Pana zabić. Nie żywię urazy za ostatnie wydarzenia, lecz nie ręczę za naszego organizatora. Nie będzie zadowolony, że naraził Pan całą naszą operację z powodu Pańskich małostkowych zapędów. Niemniej, to Pan będzie się przed nim tłumaczył, nie ja. A przybędzie już niedługo, zapewniam Pana. Niech się Pan szykuje.

Podpisano
Namaszczony przez Bogów, Pierwszy Akolita Alpharius


Bjarn zmiął list w garści, po czym cisnął go w ogień. Tego mu tylko brakowało, kolejny człek, który myśli, że można mu rozkazywać. Na Odyna, pokaże mu jego miejsce.



Niecałą godzinę później powietrzem targnął mosiężny dźwięk dzwonów, ośmiokrotnie wybijając rytm zwiastujący czyjąś śmierć.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

ODPOWIEDZ