ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Chomikozo »

- Ej, Farlin, chyba nie wymiękasz, co ? - Drugni spojrzał na chwiejącego się na krześle hobbita i rozlał wódkę do cynowych kubków.
- JA ?! Nigdy ! - Wyraźnie urażony malec, jakby chcąc zaprzeczyć słowom Zabójcy, wypił wszystko jednym haustem i nawet się nie skrzywił, chociaż naczynie było wypełnione po brzegi. Krasnolud zaśmiał się basowo i już miał rozlewać następną kolejkę, gdy nagle zauważył raczej poważną przeszkodę.
- Wódka wyszła - Oznajmił z goryczą, wrzucając pusty gąsior do paleniska.
- No tośmy się napili... Ty, może coś zostało jeszcze na stole biesiadnym ?
Drugni i Farlin obejrzeli się na długi stół na środku przestronnej sali. Niestety, miast potencjalnymi napitkami ów mebel zawalony był ciężko rannymi, krwawiącymi Norsmenami. Zaś wszelkie inne fanty z poprzedniej imprezy zostały rozdeptane w ferworze walki, szczególnie po przejściu potężnych mutantów.
- No dobra, już nie będę cię wkręcał ! - Widocznie zadowolony z siebie Drugni nagle wyciągnął skądś skórzany bukłak i położył go na stole - Niespodzianka ! Kiedy dałeś mi ten cynk o wampirze, postanowiłem skombinować ci jakiś upominek. Tak więc pogrzebałem trochę po spiżarni kultystów i natrafiłem na to cudeńko. Otwórz i powąchaj !
Niziołek odkorkował naczynie i chciwie wciągnął woń podłej przepalanki.
- Bimber ! - Zawołał zdziwiony.
- Ano. A teraz lej !
Mijający ich kultyści patrzyli na nich z mieszanką zdziwienia i szacunku. Wszak mało kto byłby na tyle beztroski żeby pić, podczas gdy zaledwie kilkanaście metrów dalej piętrzyła się góra makabrycznie porąbanych trupów.
- Ale była bitka, co nie ? - Drugni zgadał do hobbita po tym, jak już zakosztowali miejscowego samogonu - Wyobraź sobie, że przed swoją walką chciałem trochę potrenować. Wiesz, przejść się do lasu, pobiegać trochę, może znowu przejść się po kanałach i ubić co nieco bestii... A tu proszę, trening przyszedł do mnie ! Grimnir mi świadkiem, na tej Arenie robi się co raz ciekawiej !
- Ta bitwa to faktycznie świetna - Zgodził się Farlin - Chyba napiszę o niej kiedyś jakąś balladę. A jaki łup zdobyłem !
- Łup ? - Zdziwił się Zabójca - Jaki znowu łup ?
Niziołek wyciągnął spod stołu stanowczo za duży na niego kapelusz i założył go sobie na głowę.
- I jak wyglądam ? Zajebisty kapelutek, co ? Na pierwszym lepszym targu takiego nie znajdziesz. Ten krój, ta skóra... Po prostu cudo !
- Chyba już go gdzieś widziałem - Drugni wysilił swoją przeżartą licznymi libacjami pamięć, ale nie zdołał skojarzyć poprzedniego właściciela tego nakrycia głowy.
Zanim hobbit zdążył cokolwiek powiedzieć, rozległy się dzwony. Drugni spoważniał nagle, wypił łyk bimbru i wstał.
- Pora na mnie - Oznajmił swemu kumplowi od kieliszka - Trzymaj za mnie kciuki !
Hobbit pokiwał głową i wrócił do picia. Zabójca zaś udał się na swoją pierwszą walkę.
Idąc mrocznym korytarzem prowadzącym na Arenę, Drugni z zaskoczeniem zauważył, że nieco się denerwuje. W końcu po wielokroć widział świetnych wojowników ginących na tych nienawistnych piaskach. Tharri i Thorlek, dwóch potężnych Tharrisonów, poległo walcząc właśnie w tych zawodach. Ciekawe, czy teraz przyjdzie jego kolej ? Czy dane mu będzie odkupić winy i stanąć przed przodkami bez wstydu i hańby ? Czas pokaże. W każdym razie da z siebie wszystko i zadba, żeby to było godne widowisko.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Dźwięki towarzyszące walki w końcu ucichły, sam nie włożyłem zbyt wiele w tę potyczkę, ale mimo to dopadło mnie zmęczenie. Zużyłem sporo mocy, przy wysadzeniu pokoju Marr'a, co teraz skutkowało chwilową słabością. Anna opierała się o ścianę, a moi dwaj bracie usadowili się obok niej, wyglądając jak jej osobista obstawa. Zamieć przechadzała się i oglądała zwłoki mutantów, z którymi męczyli się teraz kultyści. Sprzątanie wychodziło im niezwykle mozolnie, a smród unoszący się w komnacie był coraz gorszy. Mimo to większość zawodników wciąż tkwiła w miejscu krwawej walki. Arena była dla mnie czymś obcym, choć miałem o niej pewne wyobrażenia. Te jednak nie pokrywały się z rzeczywistością w żadnym punkcie.
-Nie sądzicie, że coś zbyt częstą chcą nas powybijać przed końcem turnieju?- zapytałem, traf chciał, że gdy z mych ust wydobyły się te słowa, to w pomieszczeniu momentalnie zapanowała głucha cisza. Wzrok większość obecnych skierował się na mnie.- Nie, że wyczuwam jakiś spisek, czy coś w tym guście. Ale wciąż nie widzieliśmy organizatora. Dwukrotnie zostaliśmy postawieni w sytuacji, która mogła nas kosztować życie. Dlaczego by nie obrabować cytadeli i ruszyć na małą krucjatę?
[ :twisted: ]

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Dobra to jeszcze nie koniec Ithiriel. Nie to, że przeżyje, ale się pojawi. Myślałem nad tym, żeby się kręciła jako taki niby duch. Jeśli przegięcie to piszcie.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Dla mnie git ,w końcu to zamke CHAOSU! ;) Może nawiedzać Magnusa za makabryczną i bolesną śmierć... najwyżej walnie się egzorcyzm ;) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[No chyba nie ma nikogo bardziej wartego zemsty.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Hobbit dopił swój kubek bimbru, następnie zakorkował bukłak i przypiął go do pasa. Trzeba się już było zbierać - Hyc!!! Malec wstał i chwiejnym krokiem ruszył w stronę areny. Po drodze zagadnął jakiegoś kultystę i zażądał prażonej kukurydzy, która została wynaleziona przez rycerza Rolanda i piwa.

****************************

Zawodnicy i inni goście powoli schodzili się na trybuny. Hobbit siedział na jednym z lepszych miejsc, trzymając kufel piwa i misę popcornu. Walka zapowiadała się ciekawie. Wiadome były tylko dwie rzeczy. Pierwsza, że większość zawodników była po stronie Drugniego. Druga, że jeżeli wampir wygra to rozpocznie się istna krucjata i zapewne skończy się powtórną śmiercią nieumarłego. Farlin miał już kilka pomysłów na to. Na przykład, przybicie go do drewnianego młota i spalenie na stosie. Albo nie. Spalenie na stosie do połowy a potem zmiana wyroku... na utopienie. Tak mijały niziołkowi ostatnie chwile przed walką. Na koniec zmówił jeszcze modlitwę do Sigmara, za krasnoluda. Na lewo od niego usiedli Vahanian i jego "drużyna", zaś po prawej stronie Saito.
Po przeciwnej stronie trybun, usadowił się Magnus. Siedział centralnie na przeciwko hobbita. Nie było by w tym nic niepokojącego, gdyby nie to, że malec miał na głowie kapelusz inkwizytora.

Nastąpiło uderzenie w gong, zwiastujące start pojedynku...
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Kordelas pisze:[Dla mnie git ,w końcu to zamke CHAOSU! ;) Może nawiedzać Magnusa za makabryczną i bolesną śmierć... najwyżej walnie się egzorcyzm ;) ]
[ale czemu zaraz jako duch? pamiętacie Vadera. Ithiriel mogli znaleźć kultyści papy N. i trochę ją poskładać, zakładając, że tylko trochę się z zewnątrz przysmażyła, ew. sama zdecydowała się zostać czempionem, nie szukając ulgi od oparzeń. To będzie nawet bardziej klimatyczne bo ożywieńcy nie lubią się z chaosem z jakiejś tam fluffowej przyczyny. Później możemy ją oczywiście załatwić na dobre.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Klafuti pisze:[ale czemu zaraz jako duch? pamiętacie Vadera. Ithiriel mogli znaleźć kultyści papy N. i trochę ją poskładać, zakładając, że tylko trochę się z zewnątrz przysmażyła, ew. sama zdecydowała się zostać czempionem, nie szukając ulgi od oparzeń. To będzie nawet bardziej klimatyczne bo ożywieńcy nie lubią się z chaosem z jakiejś tam fluffowej przyczyny. Później możemy ją oczywiście załatwić na dobre.]
Wątpisz w skuteczność Magnusa? 8) :lol2: ]



Farlin zajął miejsce.Po przeciwnej stronie trybun, usadowił się Magnus. Siedział centralnie na przeciwko hobbita. Nie było by w tym nic niepokojącego, gdyby nie to, że malec miał na głowie kapelusz inkwizytora. Niziołek chciał się czymś zasłonić ,kiedy zorientował się ,że łowca czarownic już na niego patrzy. Nawet z tej odległości hobbit czuł przeszywający ,posępny wzrok Magnusa. Wiedział ,że nic już nie jest w stanie zrobić ,więc przełknął ślinę i tylko dzięki nadzwyczajnej odwadze tego małego ludu zachował zimną krew. Nonszalancko poprawił kapelusz i usiadł opierając nogi o krzesło z przodu jakby nigdy nic.
Wtedy poczuł szarpnięcie i ktoś złapał go znaną mu "Averlandzką Dźwignią Leitdorfa". Niziołek nawet nie próbował się wyrywac ,bo wiedział ,że to spowoduje jeszcze mocniejszy chwyt. Kiedy napastnik zaczął go gdzieś ciągnąć obrócił jedynie głowę i ujrzał mężczyznę w płaszczu z mocno poparzoną twarzą. Niektórzy zawodnicy zwrócili na to uwagę ,będąc w gotowości pomóc Farlinowi ,jednak wątpili czy ktoś zrobi mu krzywdę na Arenie. Niziołek przeklnął w myślach ,gdy zorientował sie ,że napastnik prowadzi go prosto w stronę Von Bittenberga. Tutaj nawet Arena może nie pomóc ,niziołek doskonale widział jak inkwizytor bez spędnych ceregieli chciał wybijać zawodników.
Malec poprosił w duchu o odwagę i starał sie wyczuć ,czy bomby są schowane pod kamizelką.
W końcu Reiner doprowadził Farlina do Wielkiego Inkwizytora i go puścił. Ten otrzepał się i przerzedził coś przez zęby do napastnika ,po czym zwrócił się do Magnusa stawiając wszystko na jedną kartę ,miał nadzieję ,że wybrnie z tego -Witaj! Magnus!- wykrzyknął -Gadaj... mów czego chcesz!- mruknął. Von Bittenberg bez słowa schylił się do Farlina. Mimo to ,że siedział na krześle i tak przewyższał go wzrostem.
Żelazny inkwizytor nacylił się nad kapelusz i spojrzał uważnie. Po chwili milczenia zdjął go z głowy Farlina i obejrzał raz jeszcze.
-Wybacz!- huknął niespodziewanie Von Bittenberg i znówł nałożył nakrycie głowy na malca. Farlinowi się udało. Stary łowca czarownic nie poznał swego kapelusza. Wyjęcie żelastwa ,przyozdopienie fiolkami ,prochem oraz piórkiem ,narysowanie herbu ,zaśmierdzenie wódą oraz pogięcie w celu dostosowania do głowy o dziwo zmyliło inkwizytora. Farlin spojrzał na niego zdębiały i nic z siebie nie wydusił.
-Wybacz kłopot! Przyjmij to jako... prezent... ech ,zawsze lubiłem was... niziołki ,znałem nawet jednego łowcę z podziemi...- mruknął Magnus i wręczył w drżacą rękę niziołka butelkę Altdorfskiej Ale. Farlin bez słowa obrócił się i odszedł. Dopiero po chwili dotarło do niego co przed chwilą się stało.

-Mistrzu...- rzekł Reiner -Ale... jestem pewien... to był kapelusz mistrza!-
Magnus spojrzał na niego i uśmiechnął się szyderczo -No co ty nie powiesz...-
Uczeń inkwizytora nic więcej nie powiedział ,ale nawet gong rozpoczynający walkę nie wyrwał go z przemyśleń. Czemu Magnus mu odpuścił? Może przeraził się nowym wyglądem nakrycia głowy... albo jego zapachem...
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Czas kolejnej walki zbliżał się nieubłaganie. Znów obstawiłem zakłady, stawiając 70 złotych monet na krasnoluda. Dorobiłem się już całkiem niezłego majątku, ale i tym razem wygrana była niepewna, gdyż nie zapytałem Zamieci o jej zdanie w tej kwestii. Po wcześniejszym obmyciu się i przyodzianiu czystych szat ruszyliśmy wolnym krokiem w kierunku areny.Zmierz, Podmuch i Zamieć prowadzili nasz pochód przez korytarze cytadeli torując nam drogę przez tłumy kultystów, którzy na widok małej watahy przylegali do ścian jak glonojady do szkła w akwarium. Nie ufałem żadnemu z nich, może i to tylko prosta służba, ale z kim walczyliśmy? Właśnie z ludźmi ich pokroju. Wystarczy dać im broń do ręki, krzyknąć coś na temat śmierci za ich bożka, a ci rzucą się do gardła każdemu. Wilczyca miała podobne odczucia do mnie, prowadziliśmy niemą rozmowę miedzy sobą. To, że Anna zyskała możliwość telepatii z nami znacznie ułatwiło nam sprawę. Nie musieliśmy już baczyć na słowa. Omówiliśmy kilka kwestii związanych z nowym rządcą tego miejsca i jednogłośnie stwierdziliśmy, że w razie kolejnego starcia, które zapewne niebawem nastąpi, staniemy po jego stronie. Jak pewnie większość zawodników. Przekroczyliśmy próg areny, zajęliśmy dość dobre miejsca obok hobbita imieniem Farlin. Siedział w kapeluszu Inkwizytora, a Magnus gapił się na niego tak, jakby chciał wypatroszyć go przy użyciu samego wzroku.
-Jeśli Zabójca go nie wykończy, to sam go wypatroszę.- szepnąłem pod nosem, a moi dwaj towarzysze przytaknęli mi, poprzedzając to wściekłym warknięciem. Niziołek spojrzał w moim kierunku i uśmiechnął się zawadiacko.
-Widzę, że nie jestem sam!- krzyknął ucieszony.- Vahanianie, możesz liczyć na moje wsparcie.- wychylił potężny łyk trunku z kufla i splunął.-Trzeba załatwić to cholerstwo.
-Zgadzam się.- uśmiechnąłem się.- Hobbici to dziwna rasa. Ciągle zaskakujecie.
-Taką mamy krew!
Zakończył. Walka miała się zaraz rozpocząć, a my skupiliśmy się na jej obserwacji. Jeszcze żaden pojedynek nie wzbudził we mnie tylu emocji.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Walka czwarta
Marr, wampir linii krwi Strigoi vs .Drugni, Krasnoludzki Zabójca

[Muzyczka: http://www.youtube.com/watch?v=O0YxeTjFn70 ]

Wszyscy byli świadkami ostatnich wydarzeń, podczas których odebrano życie wielu istnień, lecz mimo to, zaledwie po kilku godzinach wzywano na kolejny pojedynek. Arena domagała się krwi.
Pierwszy na jej piaski wyszedł Drugni. Chłodny wiatr targał jego bujną brodą i pomarańczowym irokezem. Odzieniem były mu zaledwie skórzane portki, podtrzymywane szerokim pasem z utwardzanej skóry, nabijany ćwiekami.
Przysadzista sylwetka krasnoluda zdawała się być wyrzeźbiona ze skały, która go zrodziła. Pod poznaczoną dziesiątkami blizn skórą prężyły się grube węzły mięśni. Ramiona i tors zabójcy przecinały misterne tatuaże, które dodawały grozy i tak imponującej postawie krasnoluda. Dawi szedł dziarskim krokiem, oparłszy swój dwuręczny topór o bark, zupełnie jakby miał brać udział w wycince lasu, a nie krwawym starciu. Czuł pod bosymi stopami spragniony krwi piasek. W jego umyśle było miejsce tylko na jedno pytanie: „Czy to już dziś?”
Drugni spojrzał na nadchodzącego z naprzeciwka przeciwnika. Marr kroczył powoli i dystyngowanie, nie mając zamiaru zdradzać swej szybkości. Miał na sobie ciemnogranatowy pancerz, cały pokryty drobnymi, czerwonymi żyłkami, które zdawały się pulsować mocą. U hełmu miał odlane małe skrzydełka nietoperza z metalu, w podobny sposób były wykonane jego naramienniki. Zza wizjery hełmu wyzierały błyszczące , zdające się być nieobecne oczy. Wampir dobył powoli miecza i skierował go w Drugniego w niewypowiedzianym wyzwaniu. Krasnolud splunął z pogardą w odpowiedzi.

Rozległ się gong.
Wampir zaatakował gwałtownie, wykonując wypad z miejsca, dając popis nadludzkiej szybkości, mimo ciężaru zbroi. Drugni zarzucił barkiem. Wielki topór zatoczył szeroki łuk, zbijając miecz na bok. Zabójca wykorzystując pęd swej broni wykonał obrót i korygując nieco kurs, przeszedł z bloku w atak. Zaskoczony wampir zareagował zbyt wolno. Gromilowy topór wgryzł się w bok kirysu szlachcica, żłobiąc w nim szeroką bruzdę, jednak nie sięgając ciała swego oponenta. Wampir cofnął się pół korku, opierając lewą dłoń na gardzie miecza trzymanego z boku, celując sztychem w krasnoluda. Zaatakował gwałtownie, przechodząc ze zbitego pchnięcia w ukośną paradę przez plecy, mijając jednocześnie przeciwnika i rąbnął z ukosa celując w kark zabójcy. Obaj wiedzieli, że krasnolud nie zdąży sparować ciosu ciężką bronią. Drugni postanowił zadziałać „niekonfesjonalnie”.
Odrzucił topór, chwytając oburącz opadające ręce wampira, dając popis siły i sprawności. Pomarańczowa grzywa zafalowała, gdy zimna stal wampirzego ostrza przeorała ją ledwie kilka centymetrów od skóry. Nagle Marr poczuł jak traci grunt pod nogami. Świat zawirował mu przed oczami, a on sam wyrżnął w grunt, wzbijając tuman kurzu. Nie wiedział, że będąc w niekorzystnej sytuacji Drugni wykonał klasyczny rzut przez biodro, jaki kilka dniu temu pokazał mu Saito. Wtedy sarkał na takie metody walki, lecz teraz nie omieszkał wykorzystać przewagi zaskoczenia płynącej z tego zagrania.
Nie dając chwili wytchnienia przeciwnikowi, krasnolud skoczył nań z pięściami, okładając bezlitośnie oponenta włochatymi kułakami. Jakaż siła musiała być w tych razach, gdyż stalowy hełm wgniótł się ledwie po kilku. Drugni zerwał go i odrzucił precz, odsłaniając twarz wampira wykrzywioną w gniewie i rządzy krwi. Marr grzmotnął oboma kolanami jednocześnie w plecy Dawiego, po czym zamaszystym ruchem zrzucił z siebie. Ciężar zbroi utrudniał mu skutecznie szybkie powstanie i tylko niewiarygodne szczęście sprawiło, że nie skończył z gromiłem w czaszce. Powietrze zagwizdało, gdy ostrze topora przeleciało mu tuż przed twarzą. Warknął i zerwał się na nogi, gotów na kolejny atak. Drugni skoczył na niego z tubalnym okrzykiem. Nim jednak ich ostrza zdołały się spotkać, wampir zniknął! Zabójca nie napotkawszy oporu, poleciał jak długi i zarył w grunt.
- Co jest kurwa?!- warknął krasnolud, podnosząc się z piachu. Rzec, że był wściekły, to mało powiedziane- Wyłaź tchórzu!- ryknął
Atak nastąpił niespodziewanie, stalowe ostrze zmaterializowało się dosłownie znikąd, zatapiając się w ciele krasnoluda, nim jednak Drugni się odwrócił, jego przeciwnik znów wtopił się w mrok. Krasnolud dłonią usiłował zatamować krwawienie w lewym boku. Nagle poczuł palący ból pleców, gdy miecz wampira przejechał po nich na ukos, znacząc je szkarłatną pręgą. Zabójca powściągnął gniew, starając się wypatrzeć kolejny atak, na próżno. Sztych przebił mu prawy bark. Dawi wrzasnął z bólu i bezsilności, padając na kolana. Krew obficie spływała mu po torsie, grubymi kroplami skapywała na biały piasek areny. Tłumiąc w sobie cierpienie i gniew, wpadł na pomysł. Jego przeciwnik korzystając z zasłony cieni atakował zawsze od tyłu, a to oznaczało….
Drugni zerwał się gwałtownie z kolan. Jego topór zatoczył szeroki łuk, ze świstem przecinając powietrze. Zdawało się, że cios wymierzony w pustkę będzie skazany na niepowodzenie, że to próżny wysiłek pokonanego, lecz w tej chwili powietrze targnął wrzask wampira. Gromilowe ostrze wgryzło się w blachę, przecinając metal, skórzany kaftan i ciało. Ledwie kilka ciemnoczerwonych kropel wzleciało w powietrze, lecz gdyby Marr był śmiertelnikiem, właśnie konałby na piachu. Tylko zbroja powstrzymywała jego wnętrzności od wypłynięcia na zewnątrz, choć kawałek okrężnicy groteskowo zwisał ze szczeliny w pancerzu.
- Co teraz korniszonie? Nie można po pedalsku od tyłu, to od razu zmiękła wampirza kuśka, co?= zakpił krasnolud.
Marr nic nie odpowiedział, spojrzał tylko na szeroką ranę na brzuchu. Jego krzyk był bardziej odruchowy. Dawi stwierdził, że jego przeciwnik nie czuł nie zmęczenia, ni bólu, zupełnie jakby jechał na prochach.
- Cholerny doping!- mruknął i zaatakował. W jednej chwili wampir uniósł dłoń i wykrzyczał zaklęcie. Bladoczerwona poświata wystrzeliła z jego ręki i uderzyła w krasnoluda. Zabójca czuł jak słabnie. Zatoczył się, musiał się podeprzeć toporem, by nie upaść. Mętnym wzrokiem ujrzał, jak rany wampira zasklepiają się, a on sam przywraca sobie siły jego kosztem. Drugni nie mając wyjścia sięgnął po broń ostateczną.
Drżącą ręką sięgnął do mieszka u pasa i sypnął w twarz krwiopijcy solonym słonecznikiem! Marr, choć tą straszliwą, w krasnoludzkim mniemaniu, broń miał za nic, to jednak utracił koncentrację potrzebną do podtrzymania zaklęcia. Spojrzał z pogardą na słaniającego się przeciwnika. Pancerny bucior spotkał się z twarzą Drugniego. Chlusnęła krew, poleciało kilka zębów. Marr kopnął z rozmachem w brzuch zabójcy. Mimo bólu, Dawii próbował wstać, lecz szerokie cięcie przez klatkę piersiową posłało go z powrotem w piach.
A więc to dzisiaj…- pomyślał Drugni, usiłując zebrać resztkę myśli, zanim ostatecznie stoczy się w nicość. To ten dzień… Dzień odkupienia… Nareszcie…
Nie czuł już bólu, nie słyszał wiwatującego tłumu, nie widział naburmuszonego Farlina, ponurego Magnusa i wściekłego Vahaniana, którzy chętniej widzieliby porażkę wampira, niż jego. Lecz duch krasnoluda nie miał zamiaru opuścić jego ciała, gdyż została mu ostatnia rzecz do zrobienia…
Pora na ostatnią kolejkę!- pomyślał zabójca i sięgnął do niewielkiej sakwy na pasie. Ledwo przystawił szyjkę butelki do zakrwawionych ust.
Dobra psiajucha, zimna, aż w rękę parzy… Kislevicka strzemiennaja… A to charakterystyczne palenie w gardle… Bothan Srogi, z rodzinnej gorzelni McArmstrongów… A to co za paskudztwo?!
Drugni chciał już splunąć, lecz cierpki, lekko słonawy płyn zdążył dotrzeć już do żołądka. Ból nagle powrócił, bombardując zmysły krasnoluda z niemiłosierną siłą. Zamiast upragnionej śmierci w boju, żywot w hańbie wciąż powracał, niczym susza, opryszczka, lub poborca podatków. Zabójca dźwignął się ciężko, przeklinając na czym świat stoi, że nie dadzą zabójcy znaleźć spoczynku. Marr był tym równie nieprzyjemnie zaskoczony.
- Wróciłeś po więcej pokurczu?- rzucił szyderczo.
- Wiesz co?- warknął Dawi
- Co?
Drugni chwilę zastanowił się nad ripostą. Postanowił pojechać klasykiem.
- Gówno!- rzucił, wznosząc topór do ataku. Gromilowy topór z nieprawdopodobną prędkością spadł na wampira, przebijając się przez zastawę, przecinając miecz wąpierza jak masło, krusząc obojczyk i kilka żeber. Siła ciosu zatrząsała nieumarłym, lecz ten, wbrew oczekiwaniom nie padł. Wolną ręką wyszarpnął oręż przeciwnika ze swego ciała i kopniakiem odrzucił krasnoluda. A wtedy nastąpiła przemiana.
Z gardła wampira wydobył się zduszony krzyk, który stopniowo narastał. Jego źrenice, dotąd wąskie niczym księżyc w nowiu, teraz rozszerzyły się gwałtownie na niemal całą gałkę oczną, białka jego oczu nabiegły krwią. Naczynia krwionośne, dotąd cieknie, blade i ukryte, teraz nabrzmiały i wyszły na powierzchnie, oplatając grubymi węzłami całe ciało wampira. Rozległ się nieprzyjemny trzask, głowa Marra odskoczyła nagle do tyłu, jego ciemne włosy zbielały całkowicie, po czym przybrały barwę głębokiej czerwieni. Zbroja strzeliła w łączeniach, ledwo wytrzymując napór rozsadzającej ją od środka hipertrofii, aż w końcu pękła, zasypując okolicę deszczem nitów. Wątłe, blade ciało teraz rozrastało się w zastraszającym tempie. Górne kończyny wydłużyły się znacznie, opadając na piach. Szczęki rozszerzały się, zaś zęby w niej się znajdujące wydłużyły się niemal dwukrotnie. Z równo przyciętych paznokci wykształciły się długie pazury, tak jak u żbika, choć nieco mniej zakrzywione. Krzyk bólu, jaki Marr z siebie wydawał przerodził się w monstrualny ryk, który przeszył okolicę tchnieniem grozy. Tam, gdzie przed chwilą stał odziany w zbroję szlachcic, teraz znajdowała się strzyga.
Choć nie po raz pierwszy mieli okazję oglądać wampira w tej postaci, wszyscy byli nieco zszokowani widokiem przemiany nieumarłego. Wszyscy prócz jedne osoby.
Drugni najzwyczajniej w świecie stał z rękoma opartymi na trzonku topora, przyglądając się widowisku beznamiętnie.
- Nic imponującego- splunął krwią
Bestia drapała ziemię, warcząc i sycząc, gotując się do ataku.
- Za to bardzo głupiego- kontynuował monolog krasnolud- Zmieniłeś się w potwora, by pokonać KRASNOLUDZKIEGO ZABÓJCĘ? HA! To ci dopiero- Dawi splunął jeszcze raz- No to pokaż, co tam masz… korniszonku!
Strzyga wybiła się z miejsca przy pomocy krótkich, lecz mocarnych kończyn tylnych. Sieknęła pazurami w powietrzu, lecz krasnolud zwinnie zszedł z toru jej lotu, szybką kontrą rozcinając jej bok. Bestia szczeknęła krótko, zatoczyła małe kółko i zaatakowała ponownie. Ciosami potężnych łap usiłowała sięgnąć upierdliwego rywala, lecz ten, obeznany w zwyczajach różnych szkarad i poczwar, sprawnie unikał jej ataków. Strzyga kłapnęła zębami, po czym siekła szponami z dołu. Muskularny tors Dawiego naznaczyły cztery równoległe pręgi.
- To wszystko, na co cię st…- urwał.
Nie zauważył pustych butelek, które wcześniej sam porozrzucał. Teraz, nadepnąwszy na jedną z nich stracił równowagę. Strzyga nie mogła przepuścić takiej okazji. Z impetem całej swojej masy obaliła zabójcę i przygwoździła go łapami. Zęby kłapnęły tuż przed twarzą krasnoluda, który teraz pożałował arogancji. Co innego zginąć w walce na miecze i topory, a co innego zostać zeżartym jak kawał mięcha. Być nie może! Z całych sił chwycił za ociekające krwią i śliną szczęki, powstrzymując je przed odgryzieniem mu twarzy. Zęby bestii boleśnie wbiły się w palce, lecz jeśli Drugni miał przeżyć, musiał przestać zwracać uwagę na błahostki. Sięgnął do najgłębszych pokładów sił, by przeciwstawić je pierwotnej żywotności potwora, chcąc choć trochę oddalić kły strzygi od twarzy. Naparł z całych sił na szczęki wampira. Zakwaszone mięśnie krzyczały „dość!”, wielkie żyły wystąpiły na szyi krasnoluda, jego twarz stała się cała czerwona z wysiłku. Każda sekunda zdawała się wiecznością, gdy sczepieni w żelaznym uścisku przeciwnicy zmagali się w tej tytanicznej próbie sił, nie mając zamiaru ustąpić. Widzowie aż wstali z miejsc z wrażenia.
W końcu kości zatrzeszczały. Drugni zdobył się na jeszcze jeden wysiłek i naparł na szczęki strzygi, wyłamując je ze stawów. Rozległ się paskudny trzask. Bestia zaskrzeczała żałośnie, z groteskowo zwisającą żuchwą, przekrzywioną na bok bardziej, niż pozwalała na to fizjologia. Korzystając z wolnych rąk zabójca sięgnął po swój wierny topór. Głowa potwora eksplodowała w fontannie krwi, odłamków kostnych i kawałków mózgu, gdy gromilowe ostrze weszło w nią aż po kręgosłup. Strzyga rzucała się jeszcze chwilę w agonii, aż wreszcie znieruchomiała.
- Może mnie ktoś stąd wyciągnąć?!- krzyknął Drugni, wciąż przywalony martwym cielskiem swego pokonanego wroga.

[I muzyczka na koniec http://www.youtube.com/watch?v=hrBZnISItYQ ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Rabsp
Masakrator
Posty: 2445
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Rabsp »

- Śpisz? - szepnęła Acyduria przystawiając usta do zamkniętych drzwi pokoju Marra.
Jedyną odpowiedzią była.cisza. Na dworze już zmierzchało, wampir powinien się budzić ze snu. Nacisnęła miedzianą klamkę uchylając nieco drzwi. Zajrzała przez szparę do.środka wciskając swój szczupły nos. Łóżko było puste. Wydawałoby się, że gospodarza nie ma w domu. Elfica otworzyła drzwi na całą.szerokość, a przed.jej oczami ukazała.się zawinięta w czarny płaszcz, postać. Marr wisiał zawieszony do.góry.nogami na belce podpierającej sufit, spał. Acyduria odetchnęła z ulga widząc swego wybawce całego i zdrowego. Powieki wampira nagle drgnęły i obnażyły gałki oczne o czerwonej tęczówce. Wampir szybko zeskoczył z belki rozluźniając szpony kończyn dolnych. Stanął na przeciw elficy i uniósł kącik ust na znak uśmiechu. Podszedł z wolna do stolika, wyciągnął woreczek z biała sypka substancja z szuflady. Rozsypał w miejsce tabakierki anatomicznej na lewym nadgarstku porcję proszku i układając w linie zbliżył lewą dziurkę od nosa. Zdecydowanym wdechem wciągnął do jamy nosowej substancje i gwałtownie odchylił głowę w tył. Otrząsnął się i schował woreczek do kieszeni płaszcza.
Acyduria stała zdumiona jakby znowu zobaczyła przerażająca strzygę.
- to to... co... Tyyyy? - wyjąkała nieskładnie.
- Wspomagier. - rzucił Marr w odpowiedzi.
- Wspo... - znów zająknęła elfica.
-... magier. - dokończył wampir - mój wierny "przyjaciel", zawsze służy mi pomocą w ciężkich chwilach i dodaje sił.
- zaskakujesz mnie na każdym kroku, - z drżeniem w głosie powiedziała Acyduria.
- znasz już moje prawdziwe JA, to czemu mam się kryć przed Tobą z resztą moich sekretów? - retoryczne pytanie spowodowało w głowie elficy chaos. Miała coraz bardziej mieszane uczucie co do osoby szlachcica, ale musiał mieć jednak gdzieś w środku cząstkę dobroci, przecież ją uratował, a nie musiał.
Marr wyszedł z pokoju zmierzając w stronę kuchni zostawiając za plecami bijącą się z myślami elficę.
W oddali rozbrzmiały dzwony zwołujące na kolejną walkę.

------------------------------ Retrospekcja -----------------------------------

Mutanty leżały bez ruchu z rozwalonymi czaszkami, a cała podłoga sali była pokryta gęstym dywanem ciał. Strzyga posilała się nad zwłokami, gdy zawodnicy zaczęli składać stos z zabitych. Kilka ciał zostało osuszonych z krwi, miękkie tkanki zamieniły się w suchy wiór. Acyduria pilnie obserwowała ruchy bestii, pozostając na uboczu od całego zamieszania i nie chcąc rzucać się w oczy zawodnikom. Marr odzyskał w końcu panowanie nad sobą, żądza krwi i szał bitewny ustąpiły. Muskularna strzyga zmieniła się w dobrze zbudowanego, acz nie tak rosłego, mężczyznę. Wampir był prawie nagi, jedynym okryciem był cień. Marr czuł.się.jak.nowo.narodzony, był pełen sił i.werwy. Otarł krew z policzka i.nie.zwarzajac.ani na zawodników,.ani na wbiegajacych po schodach Norsow, wybiegł z sali. Ukrywając się w mroku udał.się do kwatery.




[najs! swietny opis! ;)]
Ostatnio zmieniony 18 lut 2014, o 21:11 przez Rabsp, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Hobbit aż podskoczył z radości, gdy walka się skończyła.
- Tak!! Karwa!!!! Śmierć Wompierzom!!! Urrraaaaaa!!!!
Następnie sprawnie pobiegł w stronę uwięzionego pod ciałem strzygi krasnoluda. Za nim ruszył Saito i Vahanian. Niziołek cieszył się, że inkwizytor dał mu dodatkowej gorzałki. Teraz będzie mógł odwdzięczyć się Drugniemu za pokonanie Wompierza.
Elf szedł obok malca i cały czas krzyczał.
Kto jest mistrzem hazardu??!! No kto?!! 140zł Koron!! 140zł Koron!! Za elfem szła Anna i 3 wilki. We czwórkę patrzyli z politowaniem na Vahaniana i jego obsesję na punkcie hazardu.
Może zgodzi się na partyjkę w wojennego obucha?? No, ale to mgło na razie poczekać.

Rekcja publiczności była dość jednostronna. Nikt z obecnych raczej nie kibicował Wompierzowi.
- No Panowie. Jak tylko doprowadzimy Drugniego do stanu używalności, to chlejemy!!! Wykrzyczał Hobbit, gdy w piątkę mocowali się z ciałem strzygi.


**************************************

Za godzinę miało świtać. Farlin stał po środku areny, przed nim znajdował się majestatyczny stos. W jego centrum wbity był wielki drewniany młot, do którego przybito poczwarę.
Hobbit polał wodą święconą stos i wiszące ciało. Następnie rzucił w sam środek pochodnię. Po chwili buchnął olbrzymi niebieski ogień, który po chwili zmienił kolor na normalny. Te czynności miały zapobiec ponownemu wskrzeszeniu wompierza. Malca przepełniała duma. W końcu od dziecka chciał być łowcą czarownic i teraz po części spełnił swoje marzenie.

A wszystko zaczęło się 15 lat temu. Kiedy to 20 letni Farlin uczestniczył w egzaminach na łowcę czarownic...
Ostatnio zmieniony 18 lut 2014, o 21:37 przez Matis, łącznie zmieniany 1 raz.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

- No dobra, lecimy ! Raz, dwa TRZY !
Saito, Farlin i Vahanian wspólnymi siłami złapali za truchło potwora i poczęli zrzucać je z przygniecionego Zabójcy. Anna, jako że była ciężarną niewiastą, stała z boku i głośno kpiła z niemocy mężczyzn. Zamieć zaś biegała dookoła i szczekała jakieś zrozumiałe tylko Vahanianowi rzeczy. Sama chętnie by pomogła, ale niestety nie miała przeciwstawnych kciuków niezbędnych przy prowadzeniu tego typu operacji.
Strzyga okazała się cholernie ciężkim paskudztwem i nawet trzech rosłych (no, może oprócz hobbita) facetów wspomaganych od spodu przez Drugniego nie dało rady jej zrzucić. Dopiero nadejście Magnusa rozwiązało problem. Inkwizytor podniósł bestię i odrzucił ją na bok.
- Nareszcie ! - Wysapał ciężko ranny krasnolud, gramoląc się z zakrwawionego piachu - Dzięki chłopaki ! A teraz nie zwlekajmy ani chwili dłużej i zajmijmy się tradycyjną popijawą !
Wśród zebranych rozbrzmiały pomruki aprobaty
- Chwileczkę ! Twoje rany wyglądają raczej poważnie - Zatroskała się Anna - Nie powinieneś iść ich jakoś opatrzyć czy coś ?
- No przecież mówię ! Chodźmy się napić ! Nic tak nie stawia krasnoluda na nogi niż kubek porządnej gorzały !
Widząc, że dyskusja z pomarańczowowłosym psychopatą nie prowadzi do niczego, elfka dała sobie spokój. Drugni tymczasem poprowadził korowód zwycięstwa do sali biesiadnej, gdzie czekał już stół zastawiony wszelakiej maści alkoholami i strawą. Kultyści widać dysponowali nieskończonymi wręcz zapasami gorzały i ogórków kiszonych. A może to interwencja Bjarna, będącego de facto władcą fortecy, zafundowała biesiadującym tak wspaniałą ucztę ?
Drugni nie zastanawiał się nad tym dłużej, miał wszak ważniejsze rzeczy na głowie. Zajął czym prędzej honorowe miejsce u szczytu stołu, jego towarzysze zaś usiedli na długich ławach po bokach. Dawi nieopatrznie uwalił niedawno zmywaną posadzkę krwią, czym zwrócił uwagę medyka kultystów. Po krótkiej acz intensywnej dyskusji heretyk zdołał w końcu namówić krasnoluda na prowizoryczny opatrunek z bandaży. Jako, że ran ciętych miał raczej sporo, przypominał teraz mumię z pustyń dalekiego południa.
- Dobra, nie ma co mitrężyć ! - Farlin, który ostatni raz pił pół godziny temu, wzniósł toast - Za Drugniego !
Wypili, zakąsili i kontynuowali zabawę. Zabójca miał nadzieję, że impreza bardziej się rozkręci, wszak powód do alkoholizowania się był bardziej niż dobry.

[ Świetny opis Byqu :) Miło widzieć, że mój podopieczny kransoludzki psychol przetrwał walkę. A teraz zapraszam do rolplejowej uczty !]
[ EDIT. Matis, trochę ci popsułem ciąg wydarzeń. Możemy uznać, że Farlin pali strzygę PO uczcie ?]
Ostatnio zmieniony 18 lut 2014, o 21:40 przez Chomikozo, łącznie zmieniany 2 razy.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Nie ma sprawy]
[Edit: Byqu, świetna walka =D> =D> =D> ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Ach ten wspaniały moment, gdy zadowolony z opisu mogę zasiąść i czytać z radością Wasze komplementy :D Dziękuję bardzo! :mrgreen: ]
[Taka uwaga fabularna z mojej strony... leczeniem, zarówno niemagocznym, jak i terapią magią zajmuje się Julia.... no chyba, że chcecie bandę wyznawców Nurgla jako personel medyczny... :twisted: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[Wszelkie pochwały są w pełni zasłużone, wiesz mi :wink: W ogóle jak na razie cała ta Arena idzie lepiej niż dobrze. Dwa miesiące równego, interesującego rolpleju bez żadnych przestojów i innych dłużyzn. No i rekordowe 42 strony, a my jeszcze w pierwszej rundzie :) Once again, good work =D> ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Wszyscy dziwnie zareagowali na moje okrzyki radości. Cóż, liczy się fakt iż mam teraz sporo pieniędzy i mam zamiar jeszcze ten majątek rozmnożyć. Bądź co bądź, teraz pieniądze będą Annie potrzebne. Zabraliśmy się do zrzucenia, a przynajmniej przesunięcia ciała strzygi z krasnoluda, choć to okazało się sztuką znacznie nas przewyższającą. Czytałem, że strzygi są stworzeniami o sporej masie i nawet na takie wyglądają. Ale żeby aż tak?-mógłbym przemienić swoje dłonie, jak zrobiłem to w starciu z Marr'em w jego mieszkaniu, ale nie chciałem by wszyscy zrozumieli czym jestem naprawdę. Dlatego zostało mi tylko jedno wyjście, szarpać się z tym obrzydlistwem i liczyć na cud. Anna miała śmiała się w najlepsze, a Zamieć biegała wokół nas wyglądając to samo. W rzeczywistości chciała dokładnie przyjrzeć się ciału strzygi. Zrobiła to by w przyszłości, żaden taki osobnik nie mógł nas niczym zaskoczyć. Po krótkiej wymianie zdań i ogólnym zwątpieniu Anny w to, iż krasnoludy posiadają coś takiego jak zdrowy rozsądek, udaliśmy się na popijawę. Pierwszy toast wygłosił, rzecz jasna Farlin. Chwile potem przybyła zatrudniona przeze mnie grupa bardów. W pomieszczeniu rozbrzmiała huczna muzyka. Ukłoniłem się nieco w stronę krasnoluda, podszedłem bliżej niego i podałem mu dłoń. Ten uścisną ją.
-Jeśli chodzi o zabijanie to, można liczyć na was krasnoludów.-powiedziałem dość cicho i wręczyłem mu litrową buteleczkę krasnoludziego spirytusu.-Gratuluje, kawał dobrej roboty!
-Dziękuje.- odpowiedział i otworzył butelkę.-Prawdziwy...-uśmiechnął się szeroko.
-Prosto z Karaz-a-Karak!- odwróciłem się i porwałem Anne do tańca. Zapowiadał się całkiem miły wieczór.

[Świetny opis walki, bardzo dobrze się czytało :)]
Ostatnio zmieniony 18 lut 2014, o 22:01 przez Vahanian, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Kto walczy Po smoczym magu i Ulrichu? :D ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ =D> =D> =D> =D> =D> =D> Super walka! IMO najlepszy pojedynek tej Areny! ]



Walka trwała... kiedy już wydawało się ,że krasnolud zakończy żywota nastał moment przełomowy. Moment w którym wszystkie trybuny zamarły... moment ,w którym oczy bogów i przodków Drugniego zwrócili oczy w jego stronę... Vanahai wstał otwierając usta ze zdziwienia i strachu ,czemu towarzyszyło warczenie jego towarzyszy... Magnus zacisnął mocno amulet z młotem i odczynił znak Młotodzierżcy... Farlin schował się za wielkim kapeluszem... blizny za ognistą powłoką na twarzy Menthusa ukazały się ,a Saito chwycił za rękojeść Zabójcy Oni...
Słonecznik...




Walka zakończyła się ,mimo potężnej siły i nadludzkim mocy zwyciężył dawi. Z wielkimi ranami i obrażeniami ,ale przeżył ubjając bestię. Magnus zadowolił się upadkiem jednej z największych bluźnierstw - wampiryzmu. Do tego w postaci strzygi. Mruknął coś pod nosem po czym udał się do swej komnaty wraz z Reinerem.


Inkwizytorzy weszli do swej kwatery. Reiner czym prędzej podszedł do szafy podczas ,gdy jego mistrz zasiadł za dębowym stołem nalewając sobie do kieliszka wina prosto ze szklanej karafki. Poparzony łowca czarownic odbezpieczył pułapkę i otworzył drzwi od szafy. Z ulgą spojrzał na leżącą spokojnie skrzynię ,po czym chwycił pakunek na wyższej półce. Podszedł z nim do Von Bittenberga i położył przed nim na stole. Magnus uśmiechnął się lekko ,co rzadko mu się zdarzało i szybko ,ale zarazem delikatnie i z godnością odwinął paczke. Wyciągnął z niej nowe ,piękne nakrycie głowy. Wielki czarny kapelusz ,najdoskonalszy krój krawców Hochlandu ,najprzedniejsza skóra z ostlandzkich zakładów garbarskich z pięknym ,srebrnym równoramiennym krzyżem na czele. To było to co świadczyło o profesjonaliźmie. To było to co czym szczycił się każdy inkwizytor. Może powiedzieć ,ze to taki fetysz... nie ,to złe słowo. Znak rozpoznawczy. Symbol utwierdzony i charakterystyczny przed którym niewierni drżą ,a sumienie nawet najpobożniejszych owija o się w przeszywających wyrzutach. Przedmiot tajemniczy i niezwykły w swej misterności. Artefakt otoczony licznymi legendami i mitami. Dorobek i najcenniejszy skarb każdego łowcy czarownic. Każdego szanującego się przedstawiciela Świetego Oficjum. Tak... to jest to... Magnus posiadał w sym gabinecie w Czarnym Zamku wiele swych kapeluszy z dawnych lat. Godnie leżą w jego wielkich szafach przypominając stare czasy ,gdy ze słowem Sigmara na ustach oczyszczał heretyków. Większość wysłużona ,zniszczona... jednak to wielki sentyment...
Magnus wciągnął piękny dla niego zapach i nałożył wyłożony od środka żelazem kapelusz na głowę czując przy tym wielką radość ,coraz rzadziej docenianą w tych trudnych czasach.

Nagle ten podniosły moment przerwał mu Reiner ,który wybrał swój zastępczy kapelusz i wrzucił go na głowę. -Wielki Inkwizytorze ... gdzie jest mnich?-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Wszystko działo się zbyt szybko. Ithiriel poczuła ból nie do opisania i padła na posadzkę. Odwróciła się i zobaczyła nad sobą okutego Magnusa ze wzniesionym ostrzem. Widziała w nim swoją śmierć, nic już nie dało się zrobić. Jednak była przygotowana na tą chwilę. Wyciągnęła inny niż wcześniej kryształ i wypowiedziała zaklęcie, które powtarzała sobie długie lata, by zawsze być gotową na takie okoliczności. Czarodziejka złapała za swój amulet i mimo bólu zaczęła coś mówić. Inkwizytor kopnął w jej dłoń i symbol jej czarnej magii wypadł jej z ręki ,po czym został zmiażdżony żelaznym butem. Ithiriel uniosła panicznie dłoń i jęknęła błagalnie ,jednak łowca czarownic górujący nad nią dwa metry uniósł katowski miecz czemu towarzyszył zgrzyt metalu i dźwięk tłoków parowych.
-SŁUGA BOŻY!- ryknął z nienawiścią i płomieniami w oczach Von Bittenberg po czym gwałtownie opuścił ostrze.
Krew trysnęła na zbroję Magnusa ,gdy potężny miecz wpadł w brzuch wiedźmy przyszpilając ją bestialsko do ziemi Jednak silna magia była w niej skumulowana i mimo potwornego bólu oraz nieludzkim katuszom utrzymywała się przy życiu błagając o cios kończący jej cierpienia. Von Bittenberg puścił katowski miecz i donośnym głosem rzekł -W imieniu Świątyni Sigmara! Za zdradę ,czarną magię oraz jawnogrzesznictwo! Skazuję cię na śmierć! Płoń! Wiedźmo!- gdy skończył skierował dłoń w stronę Ithiriel po czym z jego ręki buchnęła chmura ognia. Przez chwilę słychać było jeszcze niebotyczny wrzaski i mimowolną próbę ucieczki co uniemożliwiał katowski miecz. Po minucie cierpienia mroczna elfka spłonęła. Magnus wyrwał katowskie ostrze i odczynił znak Sigmara.
Zdążyła. Inkwizytor odszedł, a z rozbitego klejnotu wyłoniła się ciemna mgiełka i powędrowała w stronę zmasakrowanego ciała czarodziejki. Wniknęła w nie i dla zwykłego obserwatora, mogłoby się zdawać, że nic się nie stało. Jednak Ithiriel wiedziała, że jej plan się powiódł. Unosiła się w powietrzu jako zaledwie ślad po śmiertelnym ciele. W księgach, które czytała na ten temat nazywało się to "obecnością", czyli cząstką świadomości, bez możliwości wpływania na świat materialny. Jednak mogła wysyłać swoje myśli i wpływać nimi na innych. Nie liczyła na wiele. Tak naprawdę nie wiedział, czy nie popełniła największego możliwego błędu, skazując się wieczny niebyt. Nie wiedziała jak to zakończyć. Ale zrobi wszystko, by dopiąć swego, a inkwizytor gorzko tego pożałuje...

Galreth przyglądał się sobie w lustrze. Sama blizna na skroni rzucała się jakoś bardzo w oczy. Na pewno nie przy tym co prezentowało ucho. Została zaledwie połowa, a na całej szerokości było poszarpane w nieregularny sposób. Kiedy dotykał tych miejsc nic nie czuł. Tak jak mówiła czarodziejka, tkanka obumarła od nadmiaru magii i nie było mowy o odrośnięciu włosów, czy zniknięciu blizny. No cóż, zawsze uważał, że brak większych śladów na ciele dowodzi tylko jego mistrzostwa w swoim fachu. Rzadko dawał się sięgnąć ostrzu przeciwnika. Jednak zaledwie w ciągu kilku tygodni, na Arenie, zdobył porządną bliznę na klatce piersiowej i tuzin innych mniejszych śladów, nie wspominając o najnowszym nabytku. Być może nawet nie będzie mu dane nacieszyć się swoim nowym szkaradnym wyglądem. Śmierć czyhała już w następnej walce. Zebrał wszystko co potrzebne i ruszył na walkę. Teraz kiedy już miał zapewniony udział w następnej rundzie nie cieszył się zbytnio perspektywą walczenia z krasnoludem. Także pomimo tego, że zawdzięczał mu ratunek i w trakcie pijackich zabaw dobrze się bawili, nie był pewien czy kibicuje zabójcy. Dla niego, mrocznego elfa, życzliwość była raczej rzadkim przypadkiem. Ale nie było co zaprzątać głowy, kto by nie wygrał, Galreth się z tym pogodzi i pójdzie naprzód. Zasiadł na trybunach i czekał. Walka była niesłychanie wciągająca. Zastosowano w niej wiele ciekawych technik, od znikania i atakowania od tyłu, po zmianę w strzygę, aż do wypicia wzmacniającego trunku przez Drugniego. Tak jak postanowił, kiedy Dawi już wygrał, po prostu mu pogratulował i ruszył z całą resztą się napić. Nie przegapi ŻADNEJ rozpierduchy w wykonaniu zawodników.
Obrazek

ODPOWIEDZ