ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
[To bardziej pasuje do imperium: https://www.youtube.com/watch?v=5pGjITOezVk ]
Przygotowania szły pełną parą. Hobbici też nie próżnowali. W ciągu zaledwie trzech dni od przybycia Petera i jego chłopaków, wyprodukowano ponad tysiąc bomb. wyczyszczono też część podziemi. A dokładnie fragment od wieży do głównej bramy. Wszyscy myśleli, że jest tam pełno potworów, poza tym byli zajęci ćwiczeniami i nie mogli odkryć tego co dzieje się pod ich nogami.
Odnogi ciemnego korytarza zostały zablokowane stalowymi kratami. Pod główną bramą znajdowało się spore pomieszczenie. To właśnie tam składowano wszystkie ładunki wybuchowe.
Farlin siedział w swoim fotelu i robił obliczenia. Jeżeli wszystko się zgadzało, to do wysadzenia bramy, potrzebował około 10tyś bomb. Wtedy nie powinno nic z niej zostać. Dodatkowo mógł w ten sposób pozbyć się za jednym ZAMACHEM Kharlota i Bjarna. Dzięki swojej nowo założonej siatce szpiegowskiej, wiedział że mieli jej bronić. Z jego rozkazu, hobbici zabezpieczyli też tunel prowadzący do wyjścia z kanałów. Wszystkie odnogi zostały zasypane, bądź zakratowane. Do tego Peter ściągnął z zewnątrz pokaźne zapasy broni i jadła. Sama twierdza również była idealnym źródłem materiałów budowlanych. Niziołki są zdolnymi złodziejami, i nikt nawet się nie zorientował, że zginęło parę drobiazgów, takich jak trzy tony stali i 2 tony cegieł.
Malec miał własne cele, które powoli realizował. Poza tym dzięki Peterowi, udało mu się nawiązać współpracę z Księciem Elektorem. Teraz trza tylko pomóc wejść armii do środka.
Kiedy miał wolny czas, szpiegował innych zawodników i kultystów, za pomocą swojego niewidzialnego pierścienia. Dzięki temu cały czas był na bieżąco. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili do środka wszedł Peter.
- Farlin, za cztery dni będziemy gotowi do wysadzenia bramy. Jednak wyłomu można łatwo obronić. Uważam, że powinniśmy wprowadzić część wojsk kanałami.
- Nie, to by było zbyt niebezpieczne. Jeden człowiek spokojnie mógł by ich zatrzymać, to z kolei osłabiło by główne siły. Wykonamy powierzone nam zadanie i nie będziemy nie potrzebnie ryzykować.
- Ale to mogło by przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść!!!
- I odcięło by nam potencjalną drogę ucieczki!! Nie zgadzam się, trzymamy się nadal pierwotnego planu, a po jego wykonaniu, Książę obsypie nas złotem. Coś jeszcze?
- Tak, zbliża się walka Bliźniaków z Elfem, poza tym jakiś kolega Methusa próbuje zabić Gelratha na arenie.
- Dobrze, możesz wrócić do swoich zajęć.
Malec oparł się o biurko i westchnął. Miał już dość papierkowej roboty, postanowił przejść się po twierdzy i popatrzeć na walkę.
Przygotowania szły pełną parą. Hobbici też nie próżnowali. W ciągu zaledwie trzech dni od przybycia Petera i jego chłopaków, wyprodukowano ponad tysiąc bomb. wyczyszczono też część podziemi. A dokładnie fragment od wieży do głównej bramy. Wszyscy myśleli, że jest tam pełno potworów, poza tym byli zajęci ćwiczeniami i nie mogli odkryć tego co dzieje się pod ich nogami.
Odnogi ciemnego korytarza zostały zablokowane stalowymi kratami. Pod główną bramą znajdowało się spore pomieszczenie. To właśnie tam składowano wszystkie ładunki wybuchowe.
Farlin siedział w swoim fotelu i robił obliczenia. Jeżeli wszystko się zgadzało, to do wysadzenia bramy, potrzebował około 10tyś bomb. Wtedy nie powinno nic z niej zostać. Dodatkowo mógł w ten sposób pozbyć się za jednym ZAMACHEM Kharlota i Bjarna. Dzięki swojej nowo założonej siatce szpiegowskiej, wiedział że mieli jej bronić. Z jego rozkazu, hobbici zabezpieczyli też tunel prowadzący do wyjścia z kanałów. Wszystkie odnogi zostały zasypane, bądź zakratowane. Do tego Peter ściągnął z zewnątrz pokaźne zapasy broni i jadła. Sama twierdza również była idealnym źródłem materiałów budowlanych. Niziołki są zdolnymi złodziejami, i nikt nawet się nie zorientował, że zginęło parę drobiazgów, takich jak trzy tony stali i 2 tony cegieł.
Malec miał własne cele, które powoli realizował. Poza tym dzięki Peterowi, udało mu się nawiązać współpracę z Księciem Elektorem. Teraz trza tylko pomóc wejść armii do środka.
Kiedy miał wolny czas, szpiegował innych zawodników i kultystów, za pomocą swojego niewidzialnego pierścienia. Dzięki temu cały czas był na bieżąco. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili do środka wszedł Peter.
- Farlin, za cztery dni będziemy gotowi do wysadzenia bramy. Jednak wyłomu można łatwo obronić. Uważam, że powinniśmy wprowadzić część wojsk kanałami.
- Nie, to by było zbyt niebezpieczne. Jeden człowiek spokojnie mógł by ich zatrzymać, to z kolei osłabiło by główne siły. Wykonamy powierzone nam zadanie i nie będziemy nie potrzebnie ryzykować.
- Ale to mogło by przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść!!!
- I odcięło by nam potencjalną drogę ucieczki!! Nie zgadzam się, trzymamy się nadal pierwotnego planu, a po jego wykonaniu, Książę obsypie nas złotem. Coś jeszcze?
- Tak, zbliża się walka Bliźniaków z Elfem, poza tym jakiś kolega Methusa próbuje zabić Gelratha na arenie.
- Dobrze, możesz wrócić do swoich zajęć.
Malec oparł się o biurko i westchnął. Miał już dość papierkowej roboty, postanowił przejść się po twierdzy i popatrzeć na walkę.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
[Świetne opisanie elektora i reszty ,Grimgor 
Skąd ja się spodziewam ,że ta bitwa skończy się tak: https://www.youtube.com/watch?v=pgp5TnGxkQU Imeprium vs. Kultyści
]
-Nie mam czasu!- warknął zdenerwowany Magnus do Saito -Elektorowi nie należy kazać czekać... -
-To zrozumiałe...- odparł ronin -Szogun nie może czekać...mam nadzieję ,że nie przyjdzie nam zmierzyć nasze siły...- skończył doświadczony samuraj wyciągając imperialnym zwyczajem rękę do Magnusa.
Ten spojrzał na niego ,po czym uśmiechnął się serdecznie -Ha! Wrócę tu panie Saito i nie będzie mi towarzyszył batalion żołnierzy!- uścisnął dłoń Kanedy i przyciągnął go do siebie -Ale na Sigmara...- ściszył ton głosu łowca -Niech pan pod żadnym pozorem nie broni bramy...Piekłomioty nie zważają na umiejętności szermiercze...- rzekł chłodno Von Bittenberg po czym odszedł w stronę dziedzińca.
"I tak pewnie tam pójdzie..." westchnął inkwizytor w myślach.
Magnus z pochmurnym wyrazem twarzy minął dziedziniec ,gdzie kultyści cały czas na ostatnią chwilę szykowali się do walki i stanął przed bramą -Otwierać wrota!- wrzasnął do strażników. Bez zbędnych dyskusji kraty zaczęły się unosić. Wtedy stary łowca czarownic dostrzegł jak nisko przed jego nogami ktoś przebiegł. Z początku pomyślał ,że to jakiś młodzieniec ,ale nie widział ich wcześniej w twierdzy. Odwrócił się i ujrzał jak do baszty wbiega niziołek. -Skąd oni się tu wzięli...- mruknął pod nosem ,po czym skierował się za nim ,widząc że to nie Farlin.
Gwałtownie wszedł do budynku popychając drzwi. Hobbit spojrzał na niego ze strachem ,po czym puścił trzymany w ręce ,większy od niego łuk i rzucił się do wyjścia. Nie zdołał jednak przeskoczyć między nogami inkwizytora i ten złapał go za kołnierz ,bez trudu unosząc wysoko nad ziemią. Magnus spojrzał na niego ze zdziwieniem ,po czym zapytał chłodno -Co tu robisz ,mój drogi?-
Ten przełknął ślinę i odparł -Lepiej mnie puść! Służe pod jego ekscelencją...hrabią...i generałem! Farlinem!-
Von Bittenberg uśmiechnął się i rzekł chrypowatym głosem -Przekaż mu...że w przypadku wschodniego zachodu słońca lub gdy nadejdzie omega... możecie kierować się do mnie...- skończył odstawiając zdziwionego niziołka na posadzkę ,po czym opuścił pomieszczenie. "Może Farlin wyniósł coś chcociaż z lekcji o syngalizacji i komunikacji..." pomyślał Magnus wspominajac dawną naukę w Czarnym Zamku.
Brama została podniesiona. Inkwizytor minął ją i wciągnął mocno powietrze. Jako jeden z niewielu wogóle nie opuścił twierdzy od rozpoczęcia turnieju. Stał teraz żelaznymi plecami do fortecy spoglądając na rozległe pole przed nim ,całe pokryte śniegiem. W oddali widać było rozległe szańce armii Imperium ,a za nimi obozowisko. Magnus ruszył przed siebie twardo stąpając po śniegu ,czemu towarzyszył wzrok wielu obrońców zamku i szepty na temat jego opuszczenia fortecy. Wielu z nich myślało ,że inkwizytor przejdzie na stronę wojsk Imperium. Tępaki. Myślą ,że wielki inkiwzytor jest tu tylko ,by zniszczyś twierdzę. Błahostka.
Inkwizytor minął w końcu przedpola i dotarł do obozu wojskowego. Oczywiście już po jego wyjściu ze Spiżowej Cytadeli rozniosła się wieść po obozie i bardzo wielu żołnierzy przybyło go zobaczyć. Brama przez szańce natychmiast otworzyła się. Magnus czuł na sobie wzrok wszystkich strażników. Ciekawski wzrok. Inkwizytor nie lubił tego. Wolał likwidować herezję tajnymi metodami ,a nie robić z siebie jakąś atrakcję. Bez wahania minął wrota i przy wejściu wielkiego obozu. Kiedy wchodził ,wszędzie roznosił się hałas prygotować do bitwy. Jednak gdy znalazł sie w środku momentalnie wszystko ucichło ,a dziesiątki oczu zwróciło się w jego stronę. Nawet najbardziej zatwardziali Ulrykowcy czuli respekt do Wielkiego Inkwizytora kościoła Młotodzierżcy. Jedni wyprostowani na bacznośc ,inni patrzyli z ciekawością w trakcie wykonywania obowiązków ,a jeszcze inni starali się odejśc trochę dalej chowając twarze.
Magnus patrzył na nich chłodno ,aż w końcu rzekł swym twardym głosem -Gloria Imperium!- , momentalnie dziesiątki gardeł odparło dumnie -GLORIA IMPERIUM!-
-Do pracy! Ruszać się ,leniwe dziwki!- rozległ się donośny głos przerywając napięcie i wszyscy oniemiali żołnierze czym prędzej wrócili do swych prac pod wpływem komendy dowódcy ,wnet z tłumu wyszedł kapitan Helsturm z opartym o ramię zweihanderem. Towarzyszyło mu ośmiu halabardników z jego oddziału ,dumnie kroczących za dowódcą. Odziany w zbroję płytową człowiek stanął przed dwumetrowym inkwizytorem. Spojrzał na niego ,po czym zasalutował -Witam ,w obozie jego książecej mości Borisa Todbringera! Nazywam się Helsturm! Kapitan Helsturm! I zostałem oddelegowany ,aby wielki inkwizytor bez zbędnych pierdół dotarł do księcia elektora! Oczywiście mam też stanowić eskortę ,ale chyba nie jest potrzebna! Ha ha! Tak myślałem ,że byle ciota w pończochach i kapeluszu z piórkiem w dupie nie walczy w tej śmiertelnej arenie!- skończył weteran śmiejąc się i zakładając kapelusz.
Von Bittenberg rzekł krótko -Prowadź.- ,łowca czarownic spotykał takich odważnych ludzi. Na polach bitwy nie było czasu na pyszałkowatych szlachetków ,którzy przyjmując raport oczekują wypowiedzenia wszystkich tytułów. Poza tym słownictwo kapitana do przestawiciela Oficjum świadczyło o jego długiej służbie. Oczywiście nie miał czasu i ochoty dyscyplinować za to żołnierza. Szanował weteranów.
Halabardnicy momentalnie ustawili się za inkwizytorem w dwóch kolumnach,a kapitan Helstrum wykrzyknął komendę -Oddziaaał! Naprzód! MARSZ!- wszyscy ruszyli drogą biegnącą przez obozowisko ,a halabardnicy równo maszerowali w rytm dobosza.
Grupa mijała przyglądajacych się z ciekawością żołnierzy ,szybko schodzących z drogi dwumetrowemu inkwizytorowi i szanowanemu kapitanowi Helsturmowi. Magnus przyglądał się setkom żołnierzy zgromadzonych przy ogniskach i koksownikach albo patrolujących obóz. Armia Middenladnu należała do najabrdziej bitnych i doświadczonych wojsko Imperium. Widać to było po srogich twarzach wielu weteranów i znoszonych niebiesko-białych mundurach ,nie przywiązywali oni wagi ,aby często je wymieniać ,za to ich broń świeciła przykładem ,w końcu na polu walki była to jedyna polisa ubezpieczeniowa.
Dalej inkwizytor dostrzegł grupkę ludzi stojącą przy ich drodze ,widocznie czekający na nich. Był to jakiś mag odziany w niebieskie długie szaty ,pełne zdobień Kolegium Niebios ,do której przywieszone było kilkanaście przyrządów mierniczych. Czarodziej w wysokiej czapce otoczonej małymi kulami imitującymi planety ,dokładnie ogolony ,któremu towarzyszyło klku adpetów w mniej zdobnych szatach ukłonił się lekko widząc inkwizytora. Magnus spojrzał na niego z pogardą i nie odwzajemnił grzeczności. -Cholerne lizodupy...- warknął pod nosem Magnus ,jednak kapitan oprócz lekkiego uśmieszku nic nie odparł.
Po krótkiej chwili nagle mundury żołnierzy zmieniły barwę. Nie byli już to ludzie północy ,ale kontyngent z Altdorfu w niebiesko-czerwonych mundurach. Stali zdyscyplinowani wśród drogi ,w równych szeregach i czystych mundurach dzierząc halabardy i odziani w płyszczące napierśniki ,a na ich twarzach widać było dumny wyraz twarzy i modne na południu wąsy i pokobrody u starszych żołnierzy. -Do błogosławieństwa!- rozległ się śpiewny ,ale twardy głos. Wszystkie regimenty z Altdorfu uklękły równo zdejmując nakrycia głowy i skinając głowy ,a chorąży zamiast uklęknąć pochylili sztandary regimentów. Eskorta zatrzymała się pomiędzy nimi i oni również ,włącznie z kapitanem uklękli ,oprócz Magnusa ,który zaskoczony rozglądał się. Z szeregu żołnierzy stolicy wyszedł łysy kapłan odziany w czerwona szatę i ciężką kolczugę ,pełną pergaminów i pieczęci. Trzymał oburącz swój młot i podszedł do łowcy czarownic ,po czym klęknął przed nim na jednym kolanie opierając się na broni -Witaj Templariuszu Młotodzierżcy! Prosimy o błogosławieństwo Sigmara przez twą bojową dłoń!-
Von Bittenberg zdziwił się i schylił się szepcząc do kapłana -Nie mam kwalifikacji... kapłanie ,lepiej ty to zrób...-
-Żołnierze liczą na błogosławieństwo Wielkiego Inkwizytora.- oparł krótko.
Magnus wyprostował się widząc ufność w Sigmara żołnierzy i w końcu odczynił znak Młotodzierżcy mówiąc donośnie -Młotodzierżco wielki! Użycz im swej ciężkiej ręki!-
Po tych słowach eskorta odczyniła znak Sigmara i wstała -Naprzód!- rozkazał krótko kapitan i prowadząc oddział ruszył z Magnusem dalej zostawiając za sobą zdyscyplinowane regimenty Altdorfu.
Nagle po przejściu kolejnego odcinka otoczyła ich grupka odzianych w ciemnoziole mundury z wyszytymi żółtymi lwami na piersiach mocno opalnych ludzi w charakterystycznych morionach i różnym opancerzeniu ,w większości nosili zwykłe kaftany. -Zejśc nam z drogi! Kaprawe baby!- warknął Helstrum widząc zagradzających drogę wojaków. Ci milczeli patrząc na inkwizytora. Helsturm splunął i złapał pierwszego za kołnierz -Nie słyszałeś rozkazu!?- po tym geście eskorta przygotowała groźnie halabardy
-Puść go ,Helsturm!- rozległ się donośny głos. Z grupki najemników wyszedł ich dowódca - Lionell Johanson. Odziany w morion i ozdobny napierśnik wysoki mężczyzna z bujnymi ,podkręconymi w charakterystyczny dla Tilei sposób. Nosił on zieloną pelerynę z dokładnie wyszytym złotym lwem. Oficer oparł dłoń na szpadzie z głownią w kształcie lwa ,po czym znów przemówił -Widzę ,że prowadzisz gościa...-
-Nie twoja sprawa! I na pewno nie twoich lwiątek!- odparsknął kapitan -Zejdz z drogi ,po z przyjemnością wybebeszę twój południowy brzuch!-
Tileańczyk nie zwrócił na niego uwagi ,mimo złości jego podkomendych spowodowanej grożeniem dowódcy i podszedł do Von Bittenberga -Czy to prawda... mój przyjacielu... że znajduje się tam Kharlot ,zwany Kruszącym Czaszki?-
Magnus spojrzał na niego ,po czym gwałtownie złapał go za napierśnik i przysunął agresywnie do siebie ,gdy jego ludzie nic nie mogli zrobić nieuzbrojeni w stosunku do oddziału eskorty i Helstruma -Słuchaj ,psie!- warknął mu w twarz -Po pierwsze! Nie jestem twoim przyjacielem! Kundlu! Po drugie prosisz się ,zebym cię oskarżył o niesubordynację i wykonał wyrok! A po trzecie ,łajzo! Tak! Jest tam Kharlot! I jeśli chcesz mogę zabrać się do niego razem z twoimi lwiątkami! Krwią twoich ludzi zmyje ten Tileański uśmieszek ,po czym zarżnie cię na setkę sposobów!- skończył wściekle Magnus ,po czym odpechnął najemnika. Ten upadł potykajac się o pelerynę ,ale antychmiast podnieśli go jego ludzie.
Helsturm uśmiechnął się wrednie ,po czym wydał komendę marszu i oddział ruszył dalej prowadząc Magnusa.
Już widać było namiot elektora ,największy ,umieszczony na wzgórzu ,ozdobiony sztandarami jego chorązych. Eksorta z inkwizytorem już zaczęła wchodzić po górę ,kiedy znów ich zatrzymano. Helsturm wiedział jak może się to skończyć ,więc wolał jak najszybciej przegnać natarczywców ,żeby pod namiotem hrabiego nie doszło do konfliktów. Zatrzymało ich trzech inżyneirów. Ubrani w czarne mundury ,pełne zdobień i w kapeluszach. Pierwszy z nich ,siwy ,brodat mężczyzna w okularach trzymajacy notatnik stanął przed Magnusem i zaczął go oglądać pisząc coś w notesie -Wybacz ,panie! Ja tylko przez chwilkę!- mruknął. Kapitan wściekle podszedł do niego i pociągnął go za kołnierz odciągajac -Głupcze! Chcesz trafić na stos!? Wracajcie do artyleri!- warknął ,po czym ci natychmiast oddalili się. -Wybacz inkwizytorze.- westchnął do Von Bittenebrga ,który stał zniesmaczony.
-Elektor czeka!-
W końcu zblizyli się do namiotu ,gdzie oddział eskorty zatrzymał się ,a dalej poszedł sam kapitan z łowcą czarownic. Minęli stojących na warcie Gwardzistów z gwardii Wielkich Mieczy ,których Helsturm pozdrowił salutem ,gdyż byli to jego starzy przyjaciele. W końcu znaleźli się przed wejściem ,którego pilnowało dwóch gwardzistów ,między którymi stał ubrany w prosty strój urzędnik z godłem elektora na piersi. -Wielki Inkwizytor Magnus Von Bittenberg!- rzekł weteran do urzędnika. Ten skłonił się ,po czym wszedł do namiotu.
Po chwili Magnus usłyszał z środka wrzask donośnego głosy elektora -Dawaj go tu ,głupi chłopcze! Na co czekasz!-
Urzędnik odsunął wejście i Magnus wkroczył do środka zostawiając kapitana Helsturma na zewnątrz.
https://www.youtube.com/watch?v=ioNSDji-cwQ
Magnus znalazł się w końcu we wspaniałym namiocie dowodzenia. Po środku stał duży stół ,na którym rozłożona była mapa terenów wokół twierdzy ,a na niej pionki reprezentujące poszczególne jednostki. Na końcu stołu siedział na ozdobnym krześle potężny mężczyzna- sam hrabia elektor Boris Todbringer ,który wpatrywał się w inkwizytora. Stół otoczony był jego generałami ,którzy patrzyli się z okutego żelazem inkwizytorabudzącego grozę nawet wśród tych wilków północy ,w tym Von Starken ,znany generał z Middenlandu. Był tam również nowy Wielki Mistrz Zakonu Białego Wilka. Magnus miał nadzieję ,że mądrzejszy niż poprzedni. Reszta to byli mniej znaczni generałowie i jakiś mag.
-Witaj ,Wielki Inkwizytorze!-
Magnus uklęknął na jedno kolano zdejmując kapelusz -Witaj ,hrabio elektorze ,zmoro zwierzoludzi i niezłomny obrońco Miasta Białego Wilka!- po czym wstał i wpyrostował się
-O Middenhim mi nic nie mów! Ta banda z zamku uszkodziła mój czołg! I zabiła wielu moich ludzi!- warknął groźnie elektor.
-Muszę cię poinformować ,panie ,iż sprawcami tego byli zdrajcy wśród rady miasta ,którzy wpuścili do fortecy uczestników Areny i nie zwalczali miejscowych kultów. Jednak zostali oni wychwyceni i przetransportowani do Czarnego Zamku.- rzekł chłodno Magnus
-Co?! To wyście ich sprzątneli!? Słyszeliście panowie? Ha ha!- zaśmiał się hrabia -A myśmy myśleli ,że te zdradzieckie dupki uciekły! Dobrze! Ha!-
Magnus ukłonił się lekko ,po czym mówił dalej -Jednak panie... jak wiesz przybywam tu w innym celu.-
-Tak! Jego świętobliwość pisał o tobie! Widzę ,że masz doskonały pancerz ,ale powiedz mi! Jak sługa Młotodzierżcy tak długo przeżył wśród tych łotrów!-
-Taki fach.- odparł sucho Magnus. -Ważniejszym jest oblężenie i szturm.-
Wtedy Edward von Starken wtrącił się -Inkwizytorze! Nie odwołamy ataku! Wojska są w pełnej gotowości i niedługo nastąpi pierwsze uderzenie!-
Wtedy zapadła cisza ,którą po chwili przerwał Von Bittenberg -Doskonale... widzę ,że armia Middenlandu zawsze gotowa.-
-A jakże!- wykrzyknął elektor
-Hrabio elektorze! Lordzie Von Starken! Jak wiecie w zamku dzieją się rzeczy niegodne i łamiące wszelkie prawa ludzkie i boskie! Arena Śmierci!- po tych słowach nastąpiło poruszenie ,generałowie usłyszeli o niej ,po bohaterskim zwyciętwie elektora Theodorica Gaussera na morzach południa.
-Gniazdo plugastwa ,zła i rozpusty! Zaginające spokój na ziemi i rytuał mrocznych potęg!- wykrzyknął Magnus. -Przybyłem tu z ramienia Świętego Oficjum ,aby raz na zawsze zakończyć ten piekielny turniej! A armia Middenlandu może przyczynić się do tego znacząco!-
Elektor wstał ,podczas gdy Wielki Inkwizytor kontynuował -W imieniu Świętego Oficjum ,ludu bożego oraz samego Sigmara Młotodzierżcy! Zapewniam was ,szlachetni panowie! Atak na twierdzę to wola Imperium ,naszych przodków i samego pana naszego Sigmara! Ta święta krucjata to czyn chwalebny! AVE IMPERIUM!- skończył okrzykiem i imperialnym salutem.
-AVE IMPERIUM!- odparli generałowie salutując.
Po kilku godzinach przebywania w namiocie dowodzenia Magnus wyszedł na zewnątrz zakładając kapelusz ,było już po zmroku. Inkwizytor udał się z powrotem do twierdzy.

Skąd ja się spodziewam ,że ta bitwa skończy się tak: https://www.youtube.com/watch?v=pgp5TnGxkQU Imeprium vs. Kultyści



-Nie mam czasu!- warknął zdenerwowany Magnus do Saito -Elektorowi nie należy kazać czekać... -
-To zrozumiałe...- odparł ronin -Szogun nie może czekać...mam nadzieję ,że nie przyjdzie nam zmierzyć nasze siły...- skończył doświadczony samuraj wyciągając imperialnym zwyczajem rękę do Magnusa.
Ten spojrzał na niego ,po czym uśmiechnął się serdecznie -Ha! Wrócę tu panie Saito i nie będzie mi towarzyszył batalion żołnierzy!- uścisnął dłoń Kanedy i przyciągnął go do siebie -Ale na Sigmara...- ściszył ton głosu łowca -Niech pan pod żadnym pozorem nie broni bramy...Piekłomioty nie zważają na umiejętności szermiercze...- rzekł chłodno Von Bittenberg po czym odszedł w stronę dziedzińca.
"I tak pewnie tam pójdzie..." westchnął inkwizytor w myślach.
Magnus z pochmurnym wyrazem twarzy minął dziedziniec ,gdzie kultyści cały czas na ostatnią chwilę szykowali się do walki i stanął przed bramą -Otwierać wrota!- wrzasnął do strażników. Bez zbędnych dyskusji kraty zaczęły się unosić. Wtedy stary łowca czarownic dostrzegł jak nisko przed jego nogami ktoś przebiegł. Z początku pomyślał ,że to jakiś młodzieniec ,ale nie widział ich wcześniej w twierdzy. Odwrócił się i ujrzał jak do baszty wbiega niziołek. -Skąd oni się tu wzięli...- mruknął pod nosem ,po czym skierował się za nim ,widząc że to nie Farlin.
Gwałtownie wszedł do budynku popychając drzwi. Hobbit spojrzał na niego ze strachem ,po czym puścił trzymany w ręce ,większy od niego łuk i rzucił się do wyjścia. Nie zdołał jednak przeskoczyć między nogami inkwizytora i ten złapał go za kołnierz ,bez trudu unosząc wysoko nad ziemią. Magnus spojrzał na niego ze zdziwieniem ,po czym zapytał chłodno -Co tu robisz ,mój drogi?-
Ten przełknął ślinę i odparł -Lepiej mnie puść! Służe pod jego ekscelencją...hrabią...i generałem! Farlinem!-
Von Bittenberg uśmiechnął się i rzekł chrypowatym głosem -Przekaż mu...że w przypadku wschodniego zachodu słońca lub gdy nadejdzie omega... możecie kierować się do mnie...- skończył odstawiając zdziwionego niziołka na posadzkę ,po czym opuścił pomieszczenie. "Może Farlin wyniósł coś chcociaż z lekcji o syngalizacji i komunikacji..." pomyślał Magnus wspominajac dawną naukę w Czarnym Zamku.
Brama została podniesiona. Inkwizytor minął ją i wciągnął mocno powietrze. Jako jeden z niewielu wogóle nie opuścił twierdzy od rozpoczęcia turnieju. Stał teraz żelaznymi plecami do fortecy spoglądając na rozległe pole przed nim ,całe pokryte śniegiem. W oddali widać było rozległe szańce armii Imperium ,a za nimi obozowisko. Magnus ruszył przed siebie twardo stąpając po śniegu ,czemu towarzyszył wzrok wielu obrońców zamku i szepty na temat jego opuszczenia fortecy. Wielu z nich myślało ,że inkwizytor przejdzie na stronę wojsk Imperium. Tępaki. Myślą ,że wielki inkiwzytor jest tu tylko ,by zniszczyś twierdzę. Błahostka.
Inkwizytor minął w końcu przedpola i dotarł do obozu wojskowego. Oczywiście już po jego wyjściu ze Spiżowej Cytadeli rozniosła się wieść po obozie i bardzo wielu żołnierzy przybyło go zobaczyć. Brama przez szańce natychmiast otworzyła się. Magnus czuł na sobie wzrok wszystkich strażników. Ciekawski wzrok. Inkwizytor nie lubił tego. Wolał likwidować herezję tajnymi metodami ,a nie robić z siebie jakąś atrakcję. Bez wahania minął wrota i przy wejściu wielkiego obozu. Kiedy wchodził ,wszędzie roznosił się hałas prygotować do bitwy. Jednak gdy znalazł sie w środku momentalnie wszystko ucichło ,a dziesiątki oczu zwróciło się w jego stronę. Nawet najbardziej zatwardziali Ulrykowcy czuli respekt do Wielkiego Inkwizytora kościoła Młotodzierżcy. Jedni wyprostowani na bacznośc ,inni patrzyli z ciekawością w trakcie wykonywania obowiązków ,a jeszcze inni starali się odejśc trochę dalej chowając twarze.
Magnus patrzył na nich chłodno ,aż w końcu rzekł swym twardym głosem -Gloria Imperium!- , momentalnie dziesiątki gardeł odparło dumnie -GLORIA IMPERIUM!-
-Do pracy! Ruszać się ,leniwe dziwki!- rozległ się donośny głos przerywając napięcie i wszyscy oniemiali żołnierze czym prędzej wrócili do swych prac pod wpływem komendy dowódcy ,wnet z tłumu wyszedł kapitan Helsturm z opartym o ramię zweihanderem. Towarzyszyło mu ośmiu halabardników z jego oddziału ,dumnie kroczących za dowódcą. Odziany w zbroję płytową człowiek stanął przed dwumetrowym inkwizytorem. Spojrzał na niego ,po czym zasalutował -Witam ,w obozie jego książecej mości Borisa Todbringera! Nazywam się Helsturm! Kapitan Helsturm! I zostałem oddelegowany ,aby wielki inkwizytor bez zbędnych pierdół dotarł do księcia elektora! Oczywiście mam też stanowić eskortę ,ale chyba nie jest potrzebna! Ha ha! Tak myślałem ,że byle ciota w pończochach i kapeluszu z piórkiem w dupie nie walczy w tej śmiertelnej arenie!- skończył weteran śmiejąc się i zakładając kapelusz.
Von Bittenberg rzekł krótko -Prowadź.- ,łowca czarownic spotykał takich odważnych ludzi. Na polach bitwy nie było czasu na pyszałkowatych szlachetków ,którzy przyjmując raport oczekują wypowiedzenia wszystkich tytułów. Poza tym słownictwo kapitana do przestawiciela Oficjum świadczyło o jego długiej służbie. Oczywiście nie miał czasu i ochoty dyscyplinować za to żołnierza. Szanował weteranów.
Halabardnicy momentalnie ustawili się za inkwizytorem w dwóch kolumnach,a kapitan Helstrum wykrzyknął komendę -Oddziaaał! Naprzód! MARSZ!- wszyscy ruszyli drogą biegnącą przez obozowisko ,a halabardnicy równo maszerowali w rytm dobosza.
Grupa mijała przyglądajacych się z ciekawością żołnierzy ,szybko schodzących z drogi dwumetrowemu inkwizytorowi i szanowanemu kapitanowi Helsturmowi. Magnus przyglądał się setkom żołnierzy zgromadzonych przy ogniskach i koksownikach albo patrolujących obóz. Armia Middenladnu należała do najabrdziej bitnych i doświadczonych wojsko Imperium. Widać to było po srogich twarzach wielu weteranów i znoszonych niebiesko-białych mundurach ,nie przywiązywali oni wagi ,aby często je wymieniać ,za to ich broń świeciła przykładem ,w końcu na polu walki była to jedyna polisa ubezpieczeniowa.
Dalej inkwizytor dostrzegł grupkę ludzi stojącą przy ich drodze ,widocznie czekający na nich. Był to jakiś mag odziany w niebieskie długie szaty ,pełne zdobień Kolegium Niebios ,do której przywieszone było kilkanaście przyrządów mierniczych. Czarodziej w wysokiej czapce otoczonej małymi kulami imitującymi planety ,dokładnie ogolony ,któremu towarzyszyło klku adpetów w mniej zdobnych szatach ukłonił się lekko widząc inkwizytora. Magnus spojrzał na niego z pogardą i nie odwzajemnił grzeczności. -Cholerne lizodupy...- warknął pod nosem Magnus ,jednak kapitan oprócz lekkiego uśmieszku nic nie odparł.
Po krótkiej chwili nagle mundury żołnierzy zmieniły barwę. Nie byli już to ludzie północy ,ale kontyngent z Altdorfu w niebiesko-czerwonych mundurach. Stali zdyscyplinowani wśród drogi ,w równych szeregach i czystych mundurach dzierząc halabardy i odziani w płyszczące napierśniki ,a na ich twarzach widać było dumny wyraz twarzy i modne na południu wąsy i pokobrody u starszych żołnierzy. -Do błogosławieństwa!- rozległ się śpiewny ,ale twardy głos. Wszystkie regimenty z Altdorfu uklękły równo zdejmując nakrycia głowy i skinając głowy ,a chorąży zamiast uklęknąć pochylili sztandary regimentów. Eskorta zatrzymała się pomiędzy nimi i oni również ,włącznie z kapitanem uklękli ,oprócz Magnusa ,który zaskoczony rozglądał się. Z szeregu żołnierzy stolicy wyszedł łysy kapłan odziany w czerwona szatę i ciężką kolczugę ,pełną pergaminów i pieczęci. Trzymał oburącz swój młot i podszedł do łowcy czarownic ,po czym klęknął przed nim na jednym kolanie opierając się na broni -Witaj Templariuszu Młotodzierżcy! Prosimy o błogosławieństwo Sigmara przez twą bojową dłoń!-
Von Bittenberg zdziwił się i schylił się szepcząc do kapłana -Nie mam kwalifikacji... kapłanie ,lepiej ty to zrób...-
-Żołnierze liczą na błogosławieństwo Wielkiego Inkwizytora.- oparł krótko.
Magnus wyprostował się widząc ufność w Sigmara żołnierzy i w końcu odczynił znak Młotodzierżcy mówiąc donośnie -Młotodzierżco wielki! Użycz im swej ciężkiej ręki!-
Po tych słowach eskorta odczyniła znak Sigmara i wstała -Naprzód!- rozkazał krótko kapitan i prowadząc oddział ruszył z Magnusem dalej zostawiając za sobą zdyscyplinowane regimenty Altdorfu.
Nagle po przejściu kolejnego odcinka otoczyła ich grupka odzianych w ciemnoziole mundury z wyszytymi żółtymi lwami na piersiach mocno opalnych ludzi w charakterystycznych morionach i różnym opancerzeniu ,w większości nosili zwykłe kaftany. -Zejśc nam z drogi! Kaprawe baby!- warknął Helstrum widząc zagradzających drogę wojaków. Ci milczeli patrząc na inkwizytora. Helsturm splunął i złapał pierwszego za kołnierz -Nie słyszałeś rozkazu!?- po tym geście eskorta przygotowała groźnie halabardy
-Puść go ,Helsturm!- rozległ się donośny głos. Z grupki najemników wyszedł ich dowódca - Lionell Johanson. Odziany w morion i ozdobny napierśnik wysoki mężczyzna z bujnymi ,podkręconymi w charakterystyczny dla Tilei sposób. Nosił on zieloną pelerynę z dokładnie wyszytym złotym lwem. Oficer oparł dłoń na szpadzie z głownią w kształcie lwa ,po czym znów przemówił -Widzę ,że prowadzisz gościa...-
-Nie twoja sprawa! I na pewno nie twoich lwiątek!- odparsknął kapitan -Zejdz z drogi ,po z przyjemnością wybebeszę twój południowy brzuch!-
Tileańczyk nie zwrócił na niego uwagi ,mimo złości jego podkomendych spowodowanej grożeniem dowódcy i podszedł do Von Bittenberga -Czy to prawda... mój przyjacielu... że znajduje się tam Kharlot ,zwany Kruszącym Czaszki?-
Magnus spojrzał na niego ,po czym gwałtownie złapał go za napierśnik i przysunął agresywnie do siebie ,gdy jego ludzie nic nie mogli zrobić nieuzbrojeni w stosunku do oddziału eskorty i Helstruma -Słuchaj ,psie!- warknął mu w twarz -Po pierwsze! Nie jestem twoim przyjacielem! Kundlu! Po drugie prosisz się ,zebym cię oskarżył o niesubordynację i wykonał wyrok! A po trzecie ,łajzo! Tak! Jest tam Kharlot! I jeśli chcesz mogę zabrać się do niego razem z twoimi lwiątkami! Krwią twoich ludzi zmyje ten Tileański uśmieszek ,po czym zarżnie cię na setkę sposobów!- skończył wściekle Magnus ,po czym odpechnął najemnika. Ten upadł potykajac się o pelerynę ,ale antychmiast podnieśli go jego ludzie.
Helsturm uśmiechnął się wrednie ,po czym wydał komendę marszu i oddział ruszył dalej prowadząc Magnusa.
Już widać było namiot elektora ,największy ,umieszczony na wzgórzu ,ozdobiony sztandarami jego chorązych. Eksorta z inkwizytorem już zaczęła wchodzić po górę ,kiedy znów ich zatrzymano. Helsturm wiedział jak może się to skończyć ,więc wolał jak najszybciej przegnać natarczywców ,żeby pod namiotem hrabiego nie doszło do konfliktów. Zatrzymało ich trzech inżyneirów. Ubrani w czarne mundury ,pełne zdobień i w kapeluszach. Pierwszy z nich ,siwy ,brodat mężczyzna w okularach trzymajacy notatnik stanął przed Magnusem i zaczął go oglądać pisząc coś w notesie -Wybacz ,panie! Ja tylko przez chwilkę!- mruknął. Kapitan wściekle podszedł do niego i pociągnął go za kołnierz odciągajac -Głupcze! Chcesz trafić na stos!? Wracajcie do artyleri!- warknął ,po czym ci natychmiast oddalili się. -Wybacz inkwizytorze.- westchnął do Von Bittenebrga ,który stał zniesmaczony.
-Elektor czeka!-
W końcu zblizyli się do namiotu ,gdzie oddział eskorty zatrzymał się ,a dalej poszedł sam kapitan z łowcą czarownic. Minęli stojących na warcie Gwardzistów z gwardii Wielkich Mieczy ,których Helsturm pozdrowił salutem ,gdyż byli to jego starzy przyjaciele. W końcu znaleźli się przed wejściem ,którego pilnowało dwóch gwardzistów ,między którymi stał ubrany w prosty strój urzędnik z godłem elektora na piersi. -Wielki Inkwizytor Magnus Von Bittenberg!- rzekł weteran do urzędnika. Ten skłonił się ,po czym wszedł do namiotu.
Po chwili Magnus usłyszał z środka wrzask donośnego głosy elektora -Dawaj go tu ,głupi chłopcze! Na co czekasz!-
Urzędnik odsunął wejście i Magnus wkroczył do środka zostawiając kapitana Helsturma na zewnątrz.
https://www.youtube.com/watch?v=ioNSDji-cwQ
Magnus znalazł się w końcu we wspaniałym namiocie dowodzenia. Po środku stał duży stół ,na którym rozłożona była mapa terenów wokół twierdzy ,a na niej pionki reprezentujące poszczególne jednostki. Na końcu stołu siedział na ozdobnym krześle potężny mężczyzna- sam hrabia elektor Boris Todbringer ,który wpatrywał się w inkwizytora. Stół otoczony był jego generałami ,którzy patrzyli się z okutego żelazem inkwizytorabudzącego grozę nawet wśród tych wilków północy ,w tym Von Starken ,znany generał z Middenlandu. Był tam również nowy Wielki Mistrz Zakonu Białego Wilka. Magnus miał nadzieję ,że mądrzejszy niż poprzedni. Reszta to byli mniej znaczni generałowie i jakiś mag.
-Witaj ,Wielki Inkwizytorze!-
Magnus uklęknął na jedno kolano zdejmując kapelusz -Witaj ,hrabio elektorze ,zmoro zwierzoludzi i niezłomny obrońco Miasta Białego Wilka!- po czym wstał i wpyrostował się
-O Middenhim mi nic nie mów! Ta banda z zamku uszkodziła mój czołg! I zabiła wielu moich ludzi!- warknął groźnie elektor.
-Muszę cię poinformować ,panie ,iż sprawcami tego byli zdrajcy wśród rady miasta ,którzy wpuścili do fortecy uczestników Areny i nie zwalczali miejscowych kultów. Jednak zostali oni wychwyceni i przetransportowani do Czarnego Zamku.- rzekł chłodno Magnus
-Co?! To wyście ich sprzątneli!? Słyszeliście panowie? Ha ha!- zaśmiał się hrabia -A myśmy myśleli ,że te zdradzieckie dupki uciekły! Dobrze! Ha!-
Magnus ukłonił się lekko ,po czym mówił dalej -Jednak panie... jak wiesz przybywam tu w innym celu.-
-Tak! Jego świętobliwość pisał o tobie! Widzę ,że masz doskonały pancerz ,ale powiedz mi! Jak sługa Młotodzierżcy tak długo przeżył wśród tych łotrów!-
-Taki fach.- odparł sucho Magnus. -Ważniejszym jest oblężenie i szturm.-
Wtedy Edward von Starken wtrącił się -Inkwizytorze! Nie odwołamy ataku! Wojska są w pełnej gotowości i niedługo nastąpi pierwsze uderzenie!-
Wtedy zapadła cisza ,którą po chwili przerwał Von Bittenberg -Doskonale... widzę ,że armia Middenlandu zawsze gotowa.-
-A jakże!- wykrzyknął elektor
-Hrabio elektorze! Lordzie Von Starken! Jak wiecie w zamku dzieją się rzeczy niegodne i łamiące wszelkie prawa ludzkie i boskie! Arena Śmierci!- po tych słowach nastąpiło poruszenie ,generałowie usłyszeli o niej ,po bohaterskim zwyciętwie elektora Theodorica Gaussera na morzach południa.
-Gniazdo plugastwa ,zła i rozpusty! Zaginające spokój na ziemi i rytuał mrocznych potęg!- wykrzyknął Magnus. -Przybyłem tu z ramienia Świętego Oficjum ,aby raz na zawsze zakończyć ten piekielny turniej! A armia Middenlandu może przyczynić się do tego znacząco!-
Elektor wstał ,podczas gdy Wielki Inkwizytor kontynuował -W imieniu Świętego Oficjum ,ludu bożego oraz samego Sigmara Młotodzierżcy! Zapewniam was ,szlachetni panowie! Atak na twierdzę to wola Imperium ,naszych przodków i samego pana naszego Sigmara! Ta święta krucjata to czyn chwalebny! AVE IMPERIUM!- skończył okrzykiem i imperialnym salutem.
-AVE IMPERIUM!- odparli generałowie salutując.
Po kilku godzinach przebywania w namiocie dowodzenia Magnus wyszedł na zewnątrz zakładając kapelusz ,było już po zmroku. Inkwizytor udał się z powrotem do twierdzy.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- Drogi panie Asgeir, wcześniej cieszyłeś się moim zainteresowaniem. Teraz ma pan moją pełną uwagę. Z pewnością wiedział pan, że poszukuję tego przedmiotu od mojego przybycia do Cytadel- rzekł Alpharius, biorąc dar do ręki- Serce Lorgana... To przyspieszy nasze plany.
- Co oznacza...?- rzucił Asgeir.
- Proszę za mną.
Przeszli ciemnym, ciasnym korytarzem do drugiego pomieszczenia. Znaleźli się w podłużnej sali, którą oświetlał blask pochodni. Cuchnęło tu krwią i żółcią. Po środku, na niewielkim ołtarzu stało dziewięciu kultystów, tworząc okrąg. Stali wyprężeni, drgając epileptyczni. Ich niewidzące oczy pokrywało bielmo. Wokół zgromadzonych unosiła się niebieskawa poświata, która huczała od przepływu energii. Przed nimi stała grupa mężczyzn obnażonych od pasa w górę. Jakiś kultysta wystąpił z tłumu, a gruby człek w poplamionym fartuchu wbił strzykawkę w jego szyję. Brunatna ciecz wlała się w żyły mężczyzny, co tłum przyjął z uwielbieniem. Krew pociekła czarnym strumieniem z jego oczu, uszu i nozdrzy, lecz wybraniec nie zważał na to. Uczynił kilka kroków przed siebie i wstąpił w środek okręgu. Przepływ energii poderwał go do góry, a on sam począł się zmieniać. Skóra jego pociemniała gwałtownie, przybierając niemal czarny kolor, po czym zbladła i zbielała zupełnie. Jego mięśnie urosły gwałtownie, żyły wystąpiły na jego białą skórę grubymi węzłami. Rozległ się trzask łamanych kości, kończyny heretyka wyginały się we wszystkie strony, po czym zatrzymały się zupełnie. Głowa mężczyzny opadła zupełnie. Tylko głośny, chrapliwy oddech świadczył, że jeszcze żyje. Nagle dwie narośle pojawiły się na jego bokach. Guzy te rosły, osiągając wielkość głowy dziecka, aż wreszcie pękły, uwalniając nową parę rąk. Kultysta wrzasnął przeszywająco, na co tłum zareagował pochwalnymi okrzykami.
- Powitajmy kolejnego Brata Większego! Chwalcie wielkość bogów!- zaskrzeczał grubas w fartuchu. Brat większy warknął nieludzko, po czym ni stąd ni z owąd skoczył na jednego ze swych "zwyczajnych" braci, rozrywając go długimi kłami i szponami. Rozdarł mu brzuch, po czym zaczął się pożywiać. Vitki skrzywił się nieznacznie. Tłum śpiewał. Kolejny śmiałek wystąpił z tłumi, a mistrz mutacji wyciągnął kolejną strzykawkę. Alpharius gestem poprosił Asgeria, by ten podążał za nim.
Znaleźli się w kolejnej sali. Było tu nieco ciemniej, lecz gdy wzrok Vitkiego przyzwyczaił się do braku światła, ujrzał dziesiątki nieludzkich sylwetek, powykrzywianych i zniekształconych przez przemiany, lecz zdecydowanie byli to niegdyś ludzie.
- Gdy grupa, którą widziałeś w poprzedniej sali dostąpi łaski przemian, pozostanie zaledwie kilku ludzi pod mymi rozkazami.
- Planujesz uderzyć? Odzyskać władzę na Arenie?- spytał Asgeir
- Impertynenckie pytanie- rzucił Namaszczony z pogardą- Jakiż pożytek będzie z tego? Nie, moje palny wybiegają znacznie dalej. Energia psioniczna, która towarzyszy turniejowi od zawsze była wielka. Arena słynęła ze spisków i zniszczenia, jakie niosło zgromadzenie indywiduów takich, jak nasi goście. Zamierzam użyć tej energii, by otworzyć portal do Osnowy.
- Zbliżająca się bitwa dostarczy energii aż nadto, w połączeniu z mocą przeciętnego czarnoksiężnika da wyrwę w rzeczywistości, zdolną dokonać inwazji na nieduże miasto. Jednak mówisz, że to dla ciebie za mało?- zdziwił się szaman- Czyżbyś zamierzał....
- Otworzyć wrota przyćmiewające te na biegunach i rozpocząć inwazje równą tej u świtu tego świata. Ci, którzy staną przeciwko nam zginą, zmieceni nieskończoną falą Chaosu. Zwycięzców czeka nieśmiertelność i rangi dowódców w armiach bogów.
- Imponujący plan. Jak jednak zamierzasz tego dokonać? Nie dasz rady utrzymać portalu w stabilizacji przez dłużej, niż kilka minut.
Alpharius spojrzał na Serce Lorgana.
- Teraz już dam.
Za ich plecami rozległ się charakterystyczny stukot. Był to dźwięk wysokich obcasów uderzających o kamień.
- Wczorajsi wrogowie są dzisiejszymi rekrutami- zaśmiała się metalicznie Ithiriel.
- A jednak przetrwałaś. Inkwizytor wreszcie pokpił sprawę.
- Dość tych grzeczności, mamy wiele do zrobienia- przerwał Alpharius zimno.
- Tak, armia Imperium szykuje się do natarcie. Wkrótce ruszą na twierdzę- zauważył Vitki- Masz zamiar coś z tym zrobić?
Pierwszy Akolita spojrzał na niego dziwnie, jakby zupełnie bez emocji.
- Nie- odparł krótko.
- Sądzisz, że zawodnicy i ich kompani zwyciężą, odeprą wroga?
- Nie, jest ich za mało. Nie mają odpowiednich sił i dowództwa.
- Więc godzisz się, by cesarskie wojska wdarły się do Cytadeli?
- Ta forteca należy teraz do bogów północy i ludzkie ręce jej nie wydrą z ich wpływu. Pozostawała jednak uśpiona przez wiele lat. Krew walczących powinna ją obudzić... A gdy dym z pobojowiska opadnie, a bohaterowie będą leczyć swe rany i grzebać poległych... Wtedy odbierzemy im to, co im drogie.
[Pitagoras, MMH, tłuczecie się? Czy jak?]
- Co oznacza...?- rzucił Asgeir.
- Proszę za mną.
Przeszli ciemnym, ciasnym korytarzem do drugiego pomieszczenia. Znaleźli się w podłużnej sali, którą oświetlał blask pochodni. Cuchnęło tu krwią i żółcią. Po środku, na niewielkim ołtarzu stało dziewięciu kultystów, tworząc okrąg. Stali wyprężeni, drgając epileptyczni. Ich niewidzące oczy pokrywało bielmo. Wokół zgromadzonych unosiła się niebieskawa poświata, która huczała od przepływu energii. Przed nimi stała grupa mężczyzn obnażonych od pasa w górę. Jakiś kultysta wystąpił z tłumu, a gruby człek w poplamionym fartuchu wbił strzykawkę w jego szyję. Brunatna ciecz wlała się w żyły mężczyzny, co tłum przyjął z uwielbieniem. Krew pociekła czarnym strumieniem z jego oczu, uszu i nozdrzy, lecz wybraniec nie zważał na to. Uczynił kilka kroków przed siebie i wstąpił w środek okręgu. Przepływ energii poderwał go do góry, a on sam począł się zmieniać. Skóra jego pociemniała gwałtownie, przybierając niemal czarny kolor, po czym zbladła i zbielała zupełnie. Jego mięśnie urosły gwałtownie, żyły wystąpiły na jego białą skórę grubymi węzłami. Rozległ się trzask łamanych kości, kończyny heretyka wyginały się we wszystkie strony, po czym zatrzymały się zupełnie. Głowa mężczyzny opadła zupełnie. Tylko głośny, chrapliwy oddech świadczył, że jeszcze żyje. Nagle dwie narośle pojawiły się na jego bokach. Guzy te rosły, osiągając wielkość głowy dziecka, aż wreszcie pękły, uwalniając nową parę rąk. Kultysta wrzasnął przeszywająco, na co tłum zareagował pochwalnymi okrzykami.
- Powitajmy kolejnego Brata Większego! Chwalcie wielkość bogów!- zaskrzeczał grubas w fartuchu. Brat większy warknął nieludzko, po czym ni stąd ni z owąd skoczył na jednego ze swych "zwyczajnych" braci, rozrywając go długimi kłami i szponami. Rozdarł mu brzuch, po czym zaczął się pożywiać. Vitki skrzywił się nieznacznie. Tłum śpiewał. Kolejny śmiałek wystąpił z tłumi, a mistrz mutacji wyciągnął kolejną strzykawkę. Alpharius gestem poprosił Asgeria, by ten podążał za nim.
Znaleźli się w kolejnej sali. Było tu nieco ciemniej, lecz gdy wzrok Vitkiego przyzwyczaił się do braku światła, ujrzał dziesiątki nieludzkich sylwetek, powykrzywianych i zniekształconych przez przemiany, lecz zdecydowanie byli to niegdyś ludzie.
- Gdy grupa, którą widziałeś w poprzedniej sali dostąpi łaski przemian, pozostanie zaledwie kilku ludzi pod mymi rozkazami.
- Planujesz uderzyć? Odzyskać władzę na Arenie?- spytał Asgeir
- Impertynenckie pytanie- rzucił Namaszczony z pogardą- Jakiż pożytek będzie z tego? Nie, moje palny wybiegają znacznie dalej. Energia psioniczna, która towarzyszy turniejowi od zawsze była wielka. Arena słynęła ze spisków i zniszczenia, jakie niosło zgromadzenie indywiduów takich, jak nasi goście. Zamierzam użyć tej energii, by otworzyć portal do Osnowy.
- Zbliżająca się bitwa dostarczy energii aż nadto, w połączeniu z mocą przeciętnego czarnoksiężnika da wyrwę w rzeczywistości, zdolną dokonać inwazji na nieduże miasto. Jednak mówisz, że to dla ciebie za mało?- zdziwił się szaman- Czyżbyś zamierzał....
- Otworzyć wrota przyćmiewające te na biegunach i rozpocząć inwazje równą tej u świtu tego świata. Ci, którzy staną przeciwko nam zginą, zmieceni nieskończoną falą Chaosu. Zwycięzców czeka nieśmiertelność i rangi dowódców w armiach bogów.
- Imponujący plan. Jak jednak zamierzasz tego dokonać? Nie dasz rady utrzymać portalu w stabilizacji przez dłużej, niż kilka minut.
Alpharius spojrzał na Serce Lorgana.
- Teraz już dam.
Za ich plecami rozległ się charakterystyczny stukot. Był to dźwięk wysokich obcasów uderzających o kamień.
- Wczorajsi wrogowie są dzisiejszymi rekrutami- zaśmiała się metalicznie Ithiriel.
- A jednak przetrwałaś. Inkwizytor wreszcie pokpił sprawę.
- Dość tych grzeczności, mamy wiele do zrobienia- przerwał Alpharius zimno.
- Tak, armia Imperium szykuje się do natarcie. Wkrótce ruszą na twierdzę- zauważył Vitki- Masz zamiar coś z tym zrobić?
Pierwszy Akolita spojrzał na niego dziwnie, jakby zupełnie bez emocji.
- Nie- odparł krótko.
- Sądzisz, że zawodnicy i ich kompani zwyciężą, odeprą wroga?
- Nie, jest ich za mało. Nie mają odpowiednich sił i dowództwa.
- Więc godzisz się, by cesarskie wojska wdarły się do Cytadeli?
- Ta forteca należy teraz do bogów północy i ludzkie ręce jej nie wydrą z ich wpływu. Pozostawała jednak uśpiona przez wiele lat. Krew walczących powinna ją obudzić... A gdy dym z pobojowiska opadnie, a bohaterowie będą leczyć swe rany i grzebać poległych... Wtedy odbierzemy im to, co im drogie.
[Pitagoras, MMH, tłuczecie się? Czy jak?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Jestem w trakcie pisania!]
Averius zaatakował wściekle, ciął z półobrotu. Zabójca przemknął pod ostrzem ciął z lewej, mistrz miecza hoetha sparował cios i uderzył znad głowy. Klinga zaświszczała Druhii odskoczył w bok po czym rzucił się do ataku. Zasypał Assura niezliczoną liczbą ciosów które ten parował wywijając się w zgrabnych blokach i paradach. Nagle zauwazły lukę w obronie oponenta. Z furią ciął dwumetrowym ostrzem starając się jednym ciosem zakończyć pojedynek. Galreth zaczął unik i wtedy Averius zdał sobie sprawę, że jest zbyt wolny, nie zdąży.
Zdążył. Potężny cios pozostawił na torsie elfa długą krwawą linię z której powoli zaczęła sączyć się posoka. W momencie gdy pewien zwycięstwa opuścił miecz zdał sobie sprawę ze swego błędu. Sethai owszem trafił, ale była to jedynie kolejna płytka rana zostawiona czubkiem miecza nie głębsza niż pół centymetra. W tym samym momencie Asasyn wykorzystał szansę daną mu przez los. Wystrzelił do przodu po czym z głośnym sykiem klingi zaatakował. Tym razem to elf wysokiego rodu nie zdążył i Szept z obrzydliwym blaskiem przebił zbroję i wyszedł pod łopatką kochanka Iskry. Ten sycząc z bólu padł na piach.
Z trybun rozległ się okrzyk Menthusa i ryk Smauga. Galrteh przekręcił ostrze szatkując wnętrzności przeciwnika. Averius nie poddał się jednak i pancerną rękawicą chwycił Druhii za gardło po czym ścisnął z taką siłą iż tamtemu oczy wyszły z orbit.
Zabójca zachowując zimną krew ostatkiem sił kopnął Mistrza Miecza odrzucając go od siebie. Pokonany uderzył plecami o piasek, który wokoło szybko nasiąkł krwią.
Galreth kaszlnął krwią po czym wycharkał ze zmiażdżonego gardła:
-Wyhgrałem.
Miał wielką ochotę zabić bezbronnego przeciwnika lecz dobrze zdawał sobie sprawę, że Iskra znienawidziła by go za to na zawsze. Podszedł wiec do ciemnowłosego elfa i wyszarpnął Szept z jego trzewi. Odwrócił się i już miał zamiar wyjść gdy Averius krzyknął za nim;
-Brak ci odwagi aby mnie zabić tchórzu?!
Mroczny postarał się to zignorować choć obelga go obraziła.
-Nieważne co zrobiłeś ona i tak jest moja!-krzyknął szalenie wychowanek Białej Wieży-jeśli przeżyję będę żyć z nią przez resztę mojego czasu! Jeśli umrę pozostanę w jej pamięci! Nieważne co zrobisz i tak przegrałeś!
-Zahmilcz!
Gniew eksplodował w Druhim, wygrał pojedynek, powinien zabić elfa. Ten nie dość iż nie chciał przyjąć swojej przegranej honorowo jeszcze mówił mu iż Iskra nigdy go nie pokocha. A najbardziej bolało to iż słowa Averiusa brzmiały sensownie. Knykcie zbielały asasynowi, zęby wykrzywił ponury uśmiech. Pragnął zabić elfa, po rozważeniu wszystkich za i przeciw...
Averius zaatakował wściekle, ciął z półobrotu. Zabójca przemknął pod ostrzem ciął z lewej, mistrz miecza hoetha sparował cios i uderzył znad głowy. Klinga zaświszczała Druhii odskoczył w bok po czym rzucił się do ataku. Zasypał Assura niezliczoną liczbą ciosów które ten parował wywijając się w zgrabnych blokach i paradach. Nagle zauwazły lukę w obronie oponenta. Z furią ciął dwumetrowym ostrzem starając się jednym ciosem zakończyć pojedynek. Galreth zaczął unik i wtedy Averius zdał sobie sprawę, że jest zbyt wolny, nie zdąży.
Zdążył. Potężny cios pozostawił na torsie elfa długą krwawą linię z której powoli zaczęła sączyć się posoka. W momencie gdy pewien zwycięstwa opuścił miecz zdał sobie sprawę ze swego błędu. Sethai owszem trafił, ale była to jedynie kolejna płytka rana zostawiona czubkiem miecza nie głębsza niż pół centymetra. W tym samym momencie Asasyn wykorzystał szansę daną mu przez los. Wystrzelił do przodu po czym z głośnym sykiem klingi zaatakował. Tym razem to elf wysokiego rodu nie zdążył i Szept z obrzydliwym blaskiem przebił zbroję i wyszedł pod łopatką kochanka Iskry. Ten sycząc z bólu padł na piach.
Z trybun rozległ się okrzyk Menthusa i ryk Smauga. Galrteh przekręcił ostrze szatkując wnętrzności przeciwnika. Averius nie poddał się jednak i pancerną rękawicą chwycił Druhii za gardło po czym ścisnął z taką siłą iż tamtemu oczy wyszły z orbit.
Zabójca zachowując zimną krew ostatkiem sił kopnął Mistrza Miecza odrzucając go od siebie. Pokonany uderzył plecami o piasek, który wokoło szybko nasiąkł krwią.
Galreth kaszlnął krwią po czym wycharkał ze zmiażdżonego gardła:
-Wyhgrałem.
Miał wielką ochotę zabić bezbronnego przeciwnika lecz dobrze zdawał sobie sprawę, że Iskra znienawidziła by go za to na zawsze. Podszedł wiec do ciemnowłosego elfa i wyszarpnął Szept z jego trzewi. Odwrócił się i już miał zamiar wyjść gdy Averius krzyknął za nim;
-Brak ci odwagi aby mnie zabić tchórzu?!
Mroczny postarał się to zignorować choć obelga go obraziła.
-Nieważne co zrobiłeś ona i tak jest moja!-krzyknął szalenie wychowanek Białej Wieży-jeśli przeżyję będę żyć z nią przez resztę mojego czasu! Jeśli umrę pozostanę w jej pamięci! Nieważne co zrobisz i tak przegrałeś!
-Zahmilcz!
Gniew eksplodował w Druhim, wygrał pojedynek, powinien zabić elfa. Ten nie dość iż nie chciał przyjąć swojej przegranej honorowo jeszcze mówił mu iż Iskra nigdy go nie pokocha. A najbardziej bolało to iż słowa Averiusa brzmiały sensownie. Knykcie zbielały asasynowi, zęby wykrzywił ponury uśmiech. Pragnął zabić elfa, po rozważeniu wszystkich za i przeciw...
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
[A nie skończyły się nawet jeszcze eliminacje
]

M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
...Za było stanowczo za dużo. Zrobił to szybko, nie dał Assurowi już szansy się odezwać. Niestety młody elf miał rację, nie mógł liczyć na nic u Iskry, a miał już dość tych wszystkich uwag. Menthusa ledwo znosił, a teraz miałby dołączyć do niego Averius. Cięcie prosto w serce rozwiązało ten problem. Przyspieszone gniewem i obręczą zamazało się w oczach i równie szybko zakończyło życie "Mistrza Miecza". Teraz należało szybko dokonać transfuzji. Wyszedł z Areny nie patrząc na trybuny licząc, że smoczy mag będzie chociaż trochę zajęty swoim martwym koleżką. Szedł przez korytarze najszybciej jak umiał. Zapukał, ale nie czekał na odpowiedź tylko wszedł do lazaretu.
- Nareszcie jesteś. - powiedziała zdenerwowana Julia. - Masz pojęcie co mogłoby się stać z Iskrą, gdybyś przegrał? Bo wygrałeś tak?
- Jak widać. - Odparł szorstko Galreth, wciąż zły po konfrontacji z Assurem.
- Czyli nie mogłeś uratować życia, bez odebrania innego?
- Spójrz na to tak. Uratowałem siebie i być może uratuję Iskrę. Dwa do jednego. Matematyka nie kłamie.
Julia była już zbyt zajęta, by się dalej wykłócać. Zależało jej na czasie, wszystko było najwyraźniej już dawno gotowe. Galretha trochę zaskoczyła ilość wszelakiego sprzętu w pokoju.
- Myślałem, że zrobisz to trochę bardziej...no nie wiem...magicznie?
- A boisz się igieł? - Zakpiła czarodziejka.
- Zwykle nie pozwalam się ukłuć z własnej woli.
- No to teraz pozwolisz. Podwiń rękaw. - Rozkazała już trzymając sporą igłę z podczepioną rurką na końcu. - Mam nadzieje, że nie dałeś się za bardzo pociachać.
- Oszczędzę ci szczegółów. Nie straciłem dużo krwi, jeśli o to chodzi. - Lekko syknął przy wbijaniu igły w przedramię.
- No cóż, ciekawa część się skończyła. Teraz trzeba trochę poczekać.
"Pięknie, a liczyłem na szybkie załatwienie sprawy. No ale kto by chciał się szybko wykrwawiać." Julia krążyła po pokoju doglądając paru rzeczy tu i ówdzie.
- Możesz poczuć słabość po zabiegu, lepiej odpocznij zanim się na cokolwiek porwiesz.
- Może zajęłabyś się taką jedną raną. Szkoda marnować taka drogocenną krew, nieprawdaż? - Odsłonił spore cięcie na klatce piersiowej.
Julia mruczała tylko coś o bezcelowym zabijaniu i mierzeniu jakichś długości, ale szybko uporała się z raną. Po jakimś czasie asasynowi zaczęło się kręcić w głowie i już miał się na ten temat odezwać, gdy Julia stwierdziła, że już wystarczy. Galreth dobrze wiedział, że nie ma co liczyć na żadne zwiady przynajmniej w najbliższym czasie.
- Za ile można oczekiwać efektów?
- Trudno powiedzieć, ale na pewno cię poinformuję. - Odpowiedziała już trochę mniej zła. Widziała, że porusza się niezbyt pewnie. W końcu poświęcił się dla elfki, wiec można było mu wybaczyć ten pojedynek. - Wracaj od razu do kwatery i do łóżka, a potem coś zjedz.
- Tak zrobię.
- Nareszcie jesteś. - powiedziała zdenerwowana Julia. - Masz pojęcie co mogłoby się stać z Iskrą, gdybyś przegrał? Bo wygrałeś tak?
- Jak widać. - Odparł szorstko Galreth, wciąż zły po konfrontacji z Assurem.
- Czyli nie mogłeś uratować życia, bez odebrania innego?
- Spójrz na to tak. Uratowałem siebie i być może uratuję Iskrę. Dwa do jednego. Matematyka nie kłamie.
Julia była już zbyt zajęta, by się dalej wykłócać. Zależało jej na czasie, wszystko było najwyraźniej już dawno gotowe. Galretha trochę zaskoczyła ilość wszelakiego sprzętu w pokoju.
- Myślałem, że zrobisz to trochę bardziej...no nie wiem...magicznie?
- A boisz się igieł? - Zakpiła czarodziejka.
- Zwykle nie pozwalam się ukłuć z własnej woli.
- No to teraz pozwolisz. Podwiń rękaw. - Rozkazała już trzymając sporą igłę z podczepioną rurką na końcu. - Mam nadzieje, że nie dałeś się za bardzo pociachać.
- Oszczędzę ci szczegółów. Nie straciłem dużo krwi, jeśli o to chodzi. - Lekko syknął przy wbijaniu igły w przedramię.
- No cóż, ciekawa część się skończyła. Teraz trzeba trochę poczekać.
"Pięknie, a liczyłem na szybkie załatwienie sprawy. No ale kto by chciał się szybko wykrwawiać." Julia krążyła po pokoju doglądając paru rzeczy tu i ówdzie.
- Możesz poczuć słabość po zabiegu, lepiej odpocznij zanim się na cokolwiek porwiesz.
- Może zajęłabyś się taką jedną raną. Szkoda marnować taka drogocenną krew, nieprawdaż? - Odsłonił spore cięcie na klatce piersiowej.
Julia mruczała tylko coś o bezcelowym zabijaniu i mierzeniu jakichś długości, ale szybko uporała się z raną. Po jakimś czasie asasynowi zaczęło się kręcić w głowie i już miał się na ten temat odezwać, gdy Julia stwierdziła, że już wystarczy. Galreth dobrze wiedział, że nie ma co liczyć na żadne zwiady przynajmniej w najbliższym czasie.
- Za ile można oczekiwać efektów?
- Trudno powiedzieć, ale na pewno cię poinformuję. - Odpowiedziała już trochę mniej zła. Widziała, że porusza się niezbyt pewnie. W końcu poświęcił się dla elfki, wiec można było mu wybaczyć ten pojedynek. - Wracaj od razu do kwatery i do łóżka, a potem coś zjedz.
- Tak zrobię.
Więc jednak, spór elfów miał rozstrzygnąć pojedynek. Kharlot osobiście zarządził, że w razie zwycięstwa Averiusa, ten zastąpi Galretha w dalszej części igrzysk. Tak jak zawsze, Saito nie mógł pozwolić sobie na przepuszczenie okazji, by przyjrzeć się któremuś z rywali w walce. W dodatku istniała szansa, że Asur zwycięży, tym bardziej warto było zapoznać się z jego zdolnościami, które zapewne zostaną wystawione na najwyższą próbę. Nim udał się na trybuny, przeprowadził krótką, acz konkretną rozmowę z Magnusem, udającym się z poselstwem do oblegających fortecę wojsk. Stary inkwizytor przestrzegł go, by przypadkiem nie próbował bronić bramy, gdyż imperialni zapewne przywlekli ze sobą jakieś machiny zwane piekielnikami. Oczywiście Kaneda wiedział, że będzie musiał zająć pozycję, w której przewaga liczebna przeciwnika nie będzie miała znaczenia, tak samo jak i zdolność do prowadzenia zmasowanego ostrzału. Na koniec, zgodnie z miejscowym zwyczajem uścisnęli sobie dłonie i łowca wyruszył do obozu, ronin zaś na trybuny.
Pojedynek rozpoczął się, a elfy rozpoczęły wymianę oszałamiająco szybkich ciosów. Saito widział, jak czubki wirujących ostrzy ciągną za sobą smugi kondensacyjne, którym co jakiś czas towarzyszył przeszywający szczęk metalu uderzającego o metal oraz wizg rysowanych pancerzy. Tylko dzięki swojej niezwykłej koncentracji, kensai był w stanie zarejestrować poszczególne ruchy walczących. Wreszcie Galreth zmógł Mistrza Miecza, który coś mu jeszcze mówił, Saito nie rozumiał jednak co, gdyż ten wypowiedział się w swoim języku. Asasyn jednak zlekceważył wypowiedź pokonanego, zapewne było to jakieś żałosne błaganie o życie, albo obrzydliwa zniewaga, tak czy inaczej, Druchii nie odpowiedział i ku satysfakcji Nippończyka bez słowa wbił swój miecz prosto w serce Averiusa. Jednak największą uwagę samuraja zwróciła niesłychana szybkość, z jaką elfy się poruszały, zwłaszcza Galreth. Skrytobójca dał już popis prędkości podczas pojedynku z sir Rolandem, a teraz go powtórzył. To z pewnością nie było naturalne. Saito utwierdził się w przekonaniu, że elf wspomaga się, jeśli nie magią bezpośrednio, to na pewno ma jakiś talizman.
Nieco później, pod gabinetem Julii, Nippończyk oczekiwał na zwycięzcę. Chciał mu pogratulować osobiście, postawy godnej prawdziwego wojownika, o jaką nie posądzałby asasyna. Gdy Druchii wyszedł, Saito ukłonił mu się, krótko i sztywno.
- Dobrze zrobiłeś. Okazałeś się godny tytułu wojownika, gdyż wybrałeś zniszczenie wroga, bez wzgRędu na koszty... - Elf milczał przez chwilę, jednak odparł.
- Nie zrozumiesz, człowieku. On sam się o to prosił. Przyjąłem jego wyzwanie by uratować Iskrę.
- Rozumiem to bardziej niż myśRisz... Jesteś zdeterminowany, by unicestwić każdego, kto stanie na twej drodze do ceRu. JuRia potrzebowała przetoczyć krew, by uratować kobietę, którą kochasz.
- Ja jej nie... - Saito tylko skrzywił się drwiąco pod nosem.
- Wszyscy mamy tu jakiś ceR, jaki masz ty? - Na te słowa, pozbawiona emocji twarz Galretha na ułamek sekundy ściągnęła się, gdyż ten człowiek uświadomił mu pewną istotną kwestię. Wszak nie musiał już próbować uwolnić się od Ruerla, natomiast jego profesja była nader intratnym zajęciem, tak więc czy faktycznie potrzebował bogactwa? - Niektórzy z nas przybyRi tu dRa przyziemnych pobudek, jak pieniądze, inni chcą znaReźć spokój, a jeszcze inni...
- Chcą uratować tych, których kochają. - Saito obrócił się słysząc dudniący głos Kharlota, który nagle pojawił się znikąd. - Przyjaciół, rodzinę... I zrobią wszystko, aby dopiąć swego. - Kaneda zmierzył Thorgarssona przenikliwym spojrzeniem skośnych oczu. Skąd on mógł wiedzieć? Czy może był to jakiś zbieg okoliczności.
- ARbo zadowoRić swoich bogów. - Dorzucił samuraj.
- I tak... I nie. - Odrzekł zagadkowo wybraniec.
- Doprawdy? - Spytał zaintrygowany nieoczekiwaną odpowiedzią ronin.
- W rzeczy samej. Powiedz mi, panie Saito, jeśli łaska, dlaczego przybyłeś na drugi koniec świata, na moją arenę, ukrytą wśród tych niedostępnych gór. Twój ubiór i mistrzowsko wykonana broń świadczą, żeś majętny. Czyżby była to jakaś ambicja? Odwiedziłem niegdyś wasz kraj, wasi wojownicy kierują się ścisłym kodeksem honorowym, z pewnością nie pozwalającym na próżność.
- Bynajmniej. Natomiast zachęca do samodoskonaRenia. - Odparował Saito. Mógłby przysiąc, że pod hełmem, Kharlot uśmiechnął się pobłażliwie.
- Straciłeś coś i chcesz to odzyskać. Zastanawiasz się, skąd wiem? Poznałem to na pierwszy rzut oka, zimną nieustępliwość, podobną do nadchodzącego lodowca. Taką samą, którą kieruję się ja. - Ronin milczał, a wyrażało to więcej niż słowa w jakimkolwiek języku.
Pojedynek rozpoczął się, a elfy rozpoczęły wymianę oszałamiająco szybkich ciosów. Saito widział, jak czubki wirujących ostrzy ciągną za sobą smugi kondensacyjne, którym co jakiś czas towarzyszył przeszywający szczęk metalu uderzającego o metal oraz wizg rysowanych pancerzy. Tylko dzięki swojej niezwykłej koncentracji, kensai był w stanie zarejestrować poszczególne ruchy walczących. Wreszcie Galreth zmógł Mistrza Miecza, który coś mu jeszcze mówił, Saito nie rozumiał jednak co, gdyż ten wypowiedział się w swoim języku. Asasyn jednak zlekceważył wypowiedź pokonanego, zapewne było to jakieś żałosne błaganie o życie, albo obrzydliwa zniewaga, tak czy inaczej, Druchii nie odpowiedział i ku satysfakcji Nippończyka bez słowa wbił swój miecz prosto w serce Averiusa. Jednak największą uwagę samuraja zwróciła niesłychana szybkość, z jaką elfy się poruszały, zwłaszcza Galreth. Skrytobójca dał już popis prędkości podczas pojedynku z sir Rolandem, a teraz go powtórzył. To z pewnością nie było naturalne. Saito utwierdził się w przekonaniu, że elf wspomaga się, jeśli nie magią bezpośrednio, to na pewno ma jakiś talizman.
Nieco później, pod gabinetem Julii, Nippończyk oczekiwał na zwycięzcę. Chciał mu pogratulować osobiście, postawy godnej prawdziwego wojownika, o jaką nie posądzałby asasyna. Gdy Druchii wyszedł, Saito ukłonił mu się, krótko i sztywno.
- Dobrze zrobiłeś. Okazałeś się godny tytułu wojownika, gdyż wybrałeś zniszczenie wroga, bez wzgRędu na koszty... - Elf milczał przez chwilę, jednak odparł.
- Nie zrozumiesz, człowieku. On sam się o to prosił. Przyjąłem jego wyzwanie by uratować Iskrę.
- Rozumiem to bardziej niż myśRisz... Jesteś zdeterminowany, by unicestwić każdego, kto stanie na twej drodze do ceRu. JuRia potrzebowała przetoczyć krew, by uratować kobietę, którą kochasz.
- Ja jej nie... - Saito tylko skrzywił się drwiąco pod nosem.
- Wszyscy mamy tu jakiś ceR, jaki masz ty? - Na te słowa, pozbawiona emocji twarz Galretha na ułamek sekundy ściągnęła się, gdyż ten człowiek uświadomił mu pewną istotną kwestię. Wszak nie musiał już próbować uwolnić się od Ruerla, natomiast jego profesja była nader intratnym zajęciem, tak więc czy faktycznie potrzebował bogactwa? - Niektórzy z nas przybyRi tu dRa przyziemnych pobudek, jak pieniądze, inni chcą znaReźć spokój, a jeszcze inni...
- Chcą uratować tych, których kochają. - Saito obrócił się słysząc dudniący głos Kharlota, który nagle pojawił się znikąd. - Przyjaciół, rodzinę... I zrobią wszystko, aby dopiąć swego. - Kaneda zmierzył Thorgarssona przenikliwym spojrzeniem skośnych oczu. Skąd on mógł wiedzieć? Czy może był to jakiś zbieg okoliczności.
- ARbo zadowoRić swoich bogów. - Dorzucił samuraj.
- I tak... I nie. - Odrzekł zagadkowo wybraniec.
- Doprawdy? - Spytał zaintrygowany nieoczekiwaną odpowiedzią ronin.
- W rzeczy samej. Powiedz mi, panie Saito, jeśli łaska, dlaczego przybyłeś na drugi koniec świata, na moją arenę, ukrytą wśród tych niedostępnych gór. Twój ubiór i mistrzowsko wykonana broń świadczą, żeś majętny. Czyżby była to jakaś ambicja? Odwiedziłem niegdyś wasz kraj, wasi wojownicy kierują się ścisłym kodeksem honorowym, z pewnością nie pozwalającym na próżność.
- Bynajmniej. Natomiast zachęca do samodoskonaRenia. - Odparował Saito. Mógłby przysiąc, że pod hełmem, Kharlot uśmiechnął się pobłażliwie.
- Straciłeś coś i chcesz to odzyskać. Zastanawiasz się, skąd wiem? Poznałem to na pierwszy rzut oka, zimną nieustępliwość, podobną do nadchodzącego lodowca. Taką samą, którą kieruję się ja. - Ronin milczał, a wyrażało to więcej niż słowa w jakimkolwiek języku.
Milczenie ronina potwierdzało przypuszczenia Kharlota. Strata, jakiej doświadczył Nippończyk była równa jego własnej. Jakoś nie przypuszczał, że spotka zawodnika, który będzie się kierował tymi samymi pobudkami, co on.
- Masz mnie za kogoś pokroju Aszkaela? Sądzisz, że czyny moje są dyktowane nakazami bogów? Nie. Jestem... byłem wolnym człowiekiem. Sam wykuwałem swój los, kierując się kilkoma podstawowymi przyjemnościami tego świata- zabić wroga, który jest tego godny i pójść do łoża z kobietą, która mnie pragnie. Moje poczynania spotykały się z uznaniem u Władcy Krwi, lecz nigdy nie byłem jego marionetką. Przez wiele lat utrzymywaliśmy ten stan rzeczy... aż do Areny w podziemnym mieście skavenów.
- Co tam się wydarzyło?
- To nie twoja sprawa- odparł Kharlot z naciskiem.
- Jeśli nie jesteś typowym czcicieRem Khorna, to po co nosisz jego symboRe?- mina Saito jak zwykle nic nie wyrażała. Kharlot zmarszczył czoło.
- Myślałem o tym... Gdy byłem młody, miało to głosić, że podążam ścieżką wybrańca i prawo Norsmenów mnie nie obowiązuje. Był to symbol tego, że nie mam ludzkiego pana. W przeciwieństwie jednak do waszej kultury, nie oznacza to żadnej ujmy na dumie.
Saito przytaknął ze zrozumieniem.
- Gdy lata mijały, stwierdziłem, że te symbole dają mi poczucie przynależności do grupy. Swego czasu jeździłem z Łowcami Czaszek, lecz krótko. Mój behemot został zniszczony, a ja sam powróciłem do wędrownego życia, w poszukiwaniu coraz to lepszych przeciwników. W końcu trafiłem na Arenę. Tam poznałem wielu druhów, lecz też zaznałem goryczy straty. To dlatego rozpoznałem ją u ciebie.
- Więc wiesz, co zamierzam zrobić- było to raczej stwierdzenie, niż pytanie.
- Wiem. Lecz bogowie są chciwi. Być może odzyskasz rodzinę, bliskich, czy o kogo tam walczysz, lecz jeśli wiesz co dla nich dobre... to będziesz trzymał się od nich z daleka.
***
Obóz Imperium
- Cieszę się, że jesteś z nami inkwizytorze- rzekł Gunthar z radością. Magnus mógł czytać na jego prostej twarzy jak z księgi- Wiele słyszałem o legendarnym łowcy czarownic, który zstąpił do podziemi, lecz bramy piekła go nie przemogły.
Inkwizytor uśmiechnął się pod nosem.
- Kapłani Sigmara nie są częstym widokiem w armii Białego Wilka- stwierdził
- Ano nie- żachnął się Gunthar- Niewielu nas, to prawda. Lecz nie wszyscy chłopcy to zatwardziali ulrykowcy, jest wśród nas wielu sigmarytów. A dopóki jest choć jeden wierny, ja muszę... nie, chcę pełnić posługę.
- Godny podziwu zapał- mruknął von Bittenberg- To nie jednak wyznawcy Władcy Zimy mnie niepokoją. W końcu wszyscy jesteśmy sługami Imperatora, nieważne, którego boga wzywamy. Martwią mnie ci najemnicy.
- Prawda. Chłopaki patrzą na nich spod łba. Śpią osobno, piją osobno, nie dopuszczają nikogo z zewnątrz. Chłopcom się to nie podoba, ale jak na razie nie było iskrzeń.
- Miej na nich oko. Ci, co walczą za pieniądze nie są lojalnymi sojusznikami.
***
W namiocie było dość ciemno. Dopiero gdy Lionell Johanson uchyli połę płótna przy wejściu, dało się zauważyć szczegóły. A właściwie ich brak. W środku było niewiele sprzętów. Prosta, żołnierska prycza, drewniana ława, na której stała oliwny kaganek i talerz pełen okruchów to jedyne przedmioty w środku. Na posłaniu siedział mężczyzna średniego wzrostu, w niebieskim uniformie, o pokrytej bliznami twarzy. Bawił się trzymanym w rękach sztyletem.
- Nigdy nie potrafiłeś się relaksować- rzekł Wielki Lew.
- Krew pomaga mi się zrelaksować- odparł Robert Guilleman, nie podnosząc wzroku.
- Powinieneś znaleźć sobie hobby- zaśmiał się Tileańczyk.
- Niemiłe spotkanie- dowódca "Bękartów Wojny" wskazał sztychem na ubłocony płaszcz towarzysza.
- Inkwizytor. Paskudny typ. Korci mnie wrazić mu stal pod żebra.
- O ile jeszcze je ma.
- Nie podoba mi się, że inkwizycja będzie patrzyć nam na łapy.
- Mnie też nie- Guilleman skaleczył się celowo w palec- Dowiedziałeś się czegoś?
- Staruch potwierdził pogłoski. Kharlot jest w Cytadeli.
Robert uśmiechnął się paskudnie.
- A więc wreszcie, po wielu latach odpłacimy mu za wszystko z nawiązką. Za śmierć Rogala Dorna i za to, co mi zrobił czeka go pal!
- Ale wcześniej się z nim zabawimy?- spytał Lionell. Oczy Guillemana błysnęły niebezpiecznie.
- Oczywiście!- odparł.
- Masz mnie za kogoś pokroju Aszkaela? Sądzisz, że czyny moje są dyktowane nakazami bogów? Nie. Jestem... byłem wolnym człowiekiem. Sam wykuwałem swój los, kierując się kilkoma podstawowymi przyjemnościami tego świata- zabić wroga, który jest tego godny i pójść do łoża z kobietą, która mnie pragnie. Moje poczynania spotykały się z uznaniem u Władcy Krwi, lecz nigdy nie byłem jego marionetką. Przez wiele lat utrzymywaliśmy ten stan rzeczy... aż do Areny w podziemnym mieście skavenów.
- Co tam się wydarzyło?
- To nie twoja sprawa- odparł Kharlot z naciskiem.
- Jeśli nie jesteś typowym czcicieRem Khorna, to po co nosisz jego symboRe?- mina Saito jak zwykle nic nie wyrażała. Kharlot zmarszczył czoło.
- Myślałem o tym... Gdy byłem młody, miało to głosić, że podążam ścieżką wybrańca i prawo Norsmenów mnie nie obowiązuje. Był to symbol tego, że nie mam ludzkiego pana. W przeciwieństwie jednak do waszej kultury, nie oznacza to żadnej ujmy na dumie.
Saito przytaknął ze zrozumieniem.
- Gdy lata mijały, stwierdziłem, że te symbole dają mi poczucie przynależności do grupy. Swego czasu jeździłem z Łowcami Czaszek, lecz krótko. Mój behemot został zniszczony, a ja sam powróciłem do wędrownego życia, w poszukiwaniu coraz to lepszych przeciwników. W końcu trafiłem na Arenę. Tam poznałem wielu druhów, lecz też zaznałem goryczy straty. To dlatego rozpoznałem ją u ciebie.
- Więc wiesz, co zamierzam zrobić- było to raczej stwierdzenie, niż pytanie.
- Wiem. Lecz bogowie są chciwi. Być może odzyskasz rodzinę, bliskich, czy o kogo tam walczysz, lecz jeśli wiesz co dla nich dobre... to będziesz trzymał się od nich z daleka.
***
Obóz Imperium
- Cieszę się, że jesteś z nami inkwizytorze- rzekł Gunthar z radością. Magnus mógł czytać na jego prostej twarzy jak z księgi- Wiele słyszałem o legendarnym łowcy czarownic, który zstąpił do podziemi, lecz bramy piekła go nie przemogły.
Inkwizytor uśmiechnął się pod nosem.
- Kapłani Sigmara nie są częstym widokiem w armii Białego Wilka- stwierdził
- Ano nie- żachnął się Gunthar- Niewielu nas, to prawda. Lecz nie wszyscy chłopcy to zatwardziali ulrykowcy, jest wśród nas wielu sigmarytów. A dopóki jest choć jeden wierny, ja muszę... nie, chcę pełnić posługę.
- Godny podziwu zapał- mruknął von Bittenberg- To nie jednak wyznawcy Władcy Zimy mnie niepokoją. W końcu wszyscy jesteśmy sługami Imperatora, nieważne, którego boga wzywamy. Martwią mnie ci najemnicy.
- Prawda. Chłopaki patrzą na nich spod łba. Śpią osobno, piją osobno, nie dopuszczają nikogo z zewnątrz. Chłopcom się to nie podoba, ale jak na razie nie było iskrzeń.
- Miej na nich oko. Ci, co walczą za pieniądze nie są lojalnymi sojusznikami.
***
W namiocie było dość ciemno. Dopiero gdy Lionell Johanson uchyli połę płótna przy wejściu, dało się zauważyć szczegóły. A właściwie ich brak. W środku było niewiele sprzętów. Prosta, żołnierska prycza, drewniana ława, na której stała oliwny kaganek i talerz pełen okruchów to jedyne przedmioty w środku. Na posłaniu siedział mężczyzna średniego wzrostu, w niebieskim uniformie, o pokrytej bliznami twarzy. Bawił się trzymanym w rękach sztyletem.
- Nigdy nie potrafiłeś się relaksować- rzekł Wielki Lew.
- Krew pomaga mi się zrelaksować- odparł Robert Guilleman, nie podnosząc wzroku.
- Powinieneś znaleźć sobie hobby- zaśmiał się Tileańczyk.
- Niemiłe spotkanie- dowódca "Bękartów Wojny" wskazał sztychem na ubłocony płaszcz towarzysza.
- Inkwizytor. Paskudny typ. Korci mnie wrazić mu stal pod żebra.
- O ile jeszcze je ma.
- Nie podoba mi się, że inkwizycja będzie patrzyć nam na łapy.
- Mnie też nie- Guilleman skaleczył się celowo w palec- Dowiedziałeś się czegoś?
- Staruch potwierdził pogłoski. Kharlot jest w Cytadeli.
Robert uśmiechnął się paskudnie.
- A więc wreszcie, po wielu latach odpłacimy mu za wszystko z nawiązką. Za śmierć Rogala Dorna i za to, co mi zrobił czeka go pal!
- Ale wcześniej się z nim zabawimy?- spytał Lionell. Oczy Guillemana błysnęły niebezpiecznie.
- Oczywiście!- odparł.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Ten mlokos nie byl godny niczyjej uwagi. Walczyl na dosc wysokim poziomie, ale sposob w jaki traktowal Iskre sprawil, ze po raz pierwszy w moi dlugim zyciu pragnalem by zwyciezyl druchii. Ten Assur nie kochal mlodej adeptki Menthus`a. Stwierdzilismy z Anna, ze Garleth w wiekszym stopniu zasluguje na jej uwage, niz ten nieboszczyk. Wstalem z mojego stalego miejsca na trybunach i uwaznie przyjzalem sie arenie.
-Juz niedlugo.- glos Zamieci dotarl do mojej glowy. Byl spokojny i melodyjny, jak zawsze byla opanowana. Rozejrzalem sie. Nie przyszla na walke, widocznie wciaz oczekiwala na reszte grupy zwiadowczej, ktorej wypad zapewne opozni sie przez mrocznego i jego rany. Tak, ta chwila jest bliska - pomyslalem, a chwile pozniej dobiegl mnie jej chichot. Moje kaciki ust uniosly sie w lekkim usmiechu, a chwile potem poczulem jak Anna sciska moja dlon. Ona rowniez wyczuwala, ze moment mojej proby jest coraz blizej.
- Jesli przegram, zaplac Skapcowi zlotem za eskorte do Athen Loren. Mieszka tam moj krewniak imieniem Eloner.
- Po tym jak zwyciezysz ta przekleta arene, udamy sie tam razem.- odpowiedziala mi blyskawicznie i pociagnela w glab korytarza. Z placzem opowiadala mi o tym co sie tutaj dzialo. Sadzila, ze przez to straci w moich oczach. Oczywiscie mylila sie, pocalowalem ja i ulozylem dlon na jej brzuchu. Poczulem delikatne kopniecie. Zasmiala sie, a ja otarlem jej lzy.
- Mam dla kogo zyc.- rzucilem, wciaz patrzac sie w jej niebieskie oczy.- Nie dam sie latwo zabic.
Mielismy wreszcie troche czasu dla siebie, spacerowalismy, rozmawialismy glownie o przyszlosci. O dziecku. W koncu powiedzialem jej o pamietnikach, ktore pisze. Sa ich setki, a przeczytanie ich zajeloby wiecznosc. Wszystkie znajduja sie u mego kuzyna, o ktorym wczesniej wspomnialem.
- Myslisz, ze pozwoli mi je przeczytac?
- Wszystko co moje, jest Twoje.- odparlem i lekko przytulilem ja do siebie. Garleth wyszedl za rogu, zmierzalismy do niego by moc z nim spokojnie porozmawiac.
- Druchii.- powiedzialem, a Zabojca obrzucil mnie zirytowanym spojrzeniem.
- Ktos musial zginac.- odpowiedzial mi i ruszyl dalej. Zasmialem sie, ten przystanal i zmierzyl mnie wzrokiem.
- Nie chcemy tym razem o nic cie obwiniac.- zaczalem, Garleth wydawal sie byc nieco zaskoczony.
- Dziekujemy ci za pomoc w uratowaniu Iskry.- dokonczyla za mnie Anna.- Sprobujemy przekonac do ciebie Menthus`a, ale nie licz na wiele.
- Jego rodzina wiele wycierpiala przez przedstawicieli twojego gatunku.- zabralem glos po krotkiej chwili milczenia.- Nie jest to twoja wina, ale musisz zrozumiec, ze on latwo nie pogodzi sie z mysla o uczuciu, ktore laczy wasza dwojke.
- Nie wiem o czym mowisz.- odpowiedzial mi blyskawicznie z kamienna twarza.
- Nie udawaj glubszego niz jestes. - parsknela smiechem Anna i przytulia Zabojce. Ja uscisnalem jego dlon.
- Wiemy o przeszczepie.- Anna usmiechnela sie do niego, a potem chwycila moja dlon.- Uratowales ja, a teraz sam odpocznij. Nie wiem czy zwiad w takim stanie jest dobrym pomyslem.
-Nic mi nie bedzie.- odparl i oddalil sie. Chwile pozniej krzyknal.- Dziekuje wam!
A my oddalilismy sie do naszego pokoju.
Zamiec tracila cierpliwosc, przemieszczala sie z miejsca na miejsce oczekujac az cala ta halastra zbierze sie i w koncu beda mogli ruszyc za mur. Juz trzy raz byla u Skapca. Pomagala mu w streszczeniu zyciorysu jej i Van`a. Poczatkowo grubas nie mogl sie przyzwyczaic do gadajacego wilka wielkosci czlowieka, ale po pewnym czasie wydawal sie byc juz nieco bardziej odporny na tego typu udziwnienia. Wilczyca spojrzala na Haakara, miala dosc czekania i wdarla sie do jego umyslu z glosem pelnym pretensji.
- Bedziemy czekac na nich do wiosny, czy moze wreszcie udamy sie na ten zwiad. - wilkolak spojrzal na nia i usmiechnal sie.
- A mowilem im, ze pewnie potrafisz gadac...
- Kiedy ruszamy?- Zamiec nie zwracala uwagi na zachowanie pol czlowieka.
- Mam nadzieje, ze niedlugo...-odpowiedzial i usiadl na sporym glazie, znajdujacym sie przy wejsciu do cytadeli.- musimy czekac na reszte.
-Juz niedlugo.- glos Zamieci dotarl do mojej glowy. Byl spokojny i melodyjny, jak zawsze byla opanowana. Rozejrzalem sie. Nie przyszla na walke, widocznie wciaz oczekiwala na reszte grupy zwiadowczej, ktorej wypad zapewne opozni sie przez mrocznego i jego rany. Tak, ta chwila jest bliska - pomyslalem, a chwile pozniej dobiegl mnie jej chichot. Moje kaciki ust uniosly sie w lekkim usmiechu, a chwile potem poczulem jak Anna sciska moja dlon. Ona rowniez wyczuwala, ze moment mojej proby jest coraz blizej.
- Jesli przegram, zaplac Skapcowi zlotem za eskorte do Athen Loren. Mieszka tam moj krewniak imieniem Eloner.
- Po tym jak zwyciezysz ta przekleta arene, udamy sie tam razem.- odpowiedziala mi blyskawicznie i pociagnela w glab korytarza. Z placzem opowiadala mi o tym co sie tutaj dzialo. Sadzila, ze przez to straci w moich oczach. Oczywiscie mylila sie, pocalowalem ja i ulozylem dlon na jej brzuchu. Poczulem delikatne kopniecie. Zasmiala sie, a ja otarlem jej lzy.
- Mam dla kogo zyc.- rzucilem, wciaz patrzac sie w jej niebieskie oczy.- Nie dam sie latwo zabic.
Mielismy wreszcie troche czasu dla siebie, spacerowalismy, rozmawialismy glownie o przyszlosci. O dziecku. W koncu powiedzialem jej o pamietnikach, ktore pisze. Sa ich setki, a przeczytanie ich zajeloby wiecznosc. Wszystkie znajduja sie u mego kuzyna, o ktorym wczesniej wspomnialem.
- Myslisz, ze pozwoli mi je przeczytac?
- Wszystko co moje, jest Twoje.- odparlem i lekko przytulilem ja do siebie. Garleth wyszedl za rogu, zmierzalismy do niego by moc z nim spokojnie porozmawiac.
- Druchii.- powiedzialem, a Zabojca obrzucil mnie zirytowanym spojrzeniem.
- Ktos musial zginac.- odpowiedzial mi i ruszyl dalej. Zasmialem sie, ten przystanal i zmierzyl mnie wzrokiem.
- Nie chcemy tym razem o nic cie obwiniac.- zaczalem, Garleth wydawal sie byc nieco zaskoczony.
- Dziekujemy ci za pomoc w uratowaniu Iskry.- dokonczyla za mnie Anna.- Sprobujemy przekonac do ciebie Menthus`a, ale nie licz na wiele.
- Jego rodzina wiele wycierpiala przez przedstawicieli twojego gatunku.- zabralem glos po krotkiej chwili milczenia.- Nie jest to twoja wina, ale musisz zrozumiec, ze on latwo nie pogodzi sie z mysla o uczuciu, ktore laczy wasza dwojke.
- Nie wiem o czym mowisz.- odpowiedzial mi blyskawicznie z kamienna twarza.
- Nie udawaj glubszego niz jestes. - parsknela smiechem Anna i przytulia Zabojce. Ja uscisnalem jego dlon.
- Wiemy o przeszczepie.- Anna usmiechnela sie do niego, a potem chwycila moja dlon.- Uratowales ja, a teraz sam odpocznij. Nie wiem czy zwiad w takim stanie jest dobrym pomyslem.
-Nic mi nie bedzie.- odparl i oddalil sie. Chwile pozniej krzyknal.- Dziekuje wam!
A my oddalilismy sie do naszego pokoju.
Zamiec tracila cierpliwosc, przemieszczala sie z miejsca na miejsce oczekujac az cala ta halastra zbierze sie i w koncu beda mogli ruszyc za mur. Juz trzy raz byla u Skapca. Pomagala mu w streszczeniu zyciorysu jej i Van`a. Poczatkowo grubas nie mogl sie przyzwyczaic do gadajacego wilka wielkosci czlowieka, ale po pewnym czasie wydawal sie byc juz nieco bardziej odporny na tego typu udziwnienia. Wilczyca spojrzala na Haakara, miala dosc czekania i wdarla sie do jego umyslu z glosem pelnym pretensji.
- Bedziemy czekac na nich do wiosny, czy moze wreszcie udamy sie na ten zwiad. - wilkolak spojrzal na nia i usmiechnal sie.
- A mowilem im, ze pewnie potrafisz gadac...
- Kiedy ruszamy?- Zamiec nie zwracala uwagi na zachowanie pol czlowieka.
- Mam nadzieje, ze niedlugo...-odpowiedzial i usiadl na sporym glazie, znajdujacym sie przy wejsciu do cytadeli.- musimy czekac na reszte.
Rozmowa z Vahanianem i Anną była co najmniej dziwna. Jednak, tak jak elfka mówiła, nie mógł liczyć na wiele w kwestii Menthusa i w gruncie rzeczy wcale tego nie chciał. Do tego te ciągłe uwagi na temat Iskry, coraz bardziej go denerwowały. Jakoś nie był ciekaw co powie sama Iskra, po tym jak już się przebudzi, na temat tego co się wydarzyło w trakcie jej "nieobecności". Miał niepokojące wrażenie, że będzie uważała coś zgoła innego niż to co sugerowała dwójka elfów lub Saito. Nie musiał się długo nad tym zastanawiać, gdyż od razu zasną z wyczerpania. kiedy się już obudził, czuł, że spał zdecydowanie za długo. Nie miał już czasu jeść niczego konkretnego, więc popędził tylko do Turo po jakieś szybkie przekąski na drogę. Chociaż po ostatnich wydarzeniach, był straszliwie głodny, zadowolił się jakimiś paskami bekonu i równie szybko pobiegł na miejsce zbiórki. Większość chyba już była. Zaskoczyła go duża grupa ludzi kręcąca się w okolicy Vahaniana, której do tej pory nie zauważył w zamku. Prawdopodobnie przez prowadzone do tej pory śledztwo, musiało mu to umknąć. Zważając jednak na oblężenie, była to chyba jednak miła niespodzianka. Może nawet dotrwają do następnych walk, w których jeśli szczęście dopisze zabije smoczego maga. Pokazał się tylko Haakarowi dając znać, że już jest i trzeba na niego czekać i przysiadł z boku korzystając z krótkiej chwili na zjedzenie swojego prowiantu.
Nastawał świt, pierwsze promienie słońca zaczęły topić szron pokrywający gęsty las i chaszcze rozdzielające obóz i fortecę. Za ostrokołem stał znudzony strażnik, od kilku godzin bezczynnie wpatrujący się w ciemne zarośla. Wtem dostrzegł wśród porannej mgły jakiś ruch - z lasu wyłaniała się jakaś niewyraźna sylwetka, z grubsza przypominająca człowieka, jednak cienie rzucane przez drzewa i pasemka pary wodnej ograniczały widoczność.
- Stać! Kto idzie?! - Zawołał wartownik chwytając oburącz drzewce halabardy. Odpowiedział mu jedynie ledwie słyszalny głos.
- Hans Muller... Ze zwiadu. Nie strzelać.
- Gdzie reszta? Jesteś ranny?
- Reszta... Nie żyje... - Odpowiedział zwiadowca i padł nieprzytomny na śnieg. Strażnik podbiegł do niego i sprawdził puls. Był wyczuwalny, choć Hans stracił dużo krwi. Kikut jego lewej ręki wyglądał na przypalony. "Niezły twardziel, odrąbali mu rękę, a on jeszcze rozpalił ognisko i przyżegał ranę, coby się nie wykrwawić" - Pomyślał halabardnik. Co jednak zwróciło jego uwagę, to idealna wręcz krawędź cięcia nieco powyżej nadgarstka. Wzdrygnął się na myśl, jak ostra musiała być broń i jak sprawny musiał być dzierżący ją szermierz. Zarzucił nieprzytomnego na ramię i zakrzyknął:
- Mamy rannego! Dawać felczera! - By nie mitrężyć, zaciągnął rannego w stronę lazaretu.
Pod wieczór, Hans odzyskał przytomność i mógł zdać raport. Jednak kapitan Helsturm, ani żaden inny oficer nie był pierwszym, który wysłuchał opowieści zwiadowcy. Pierwsze, jak zwykle w takich sytuacjach bywa, było pospolite żołdactwo. Już po niecałej godzinie cały obóz huczał od plotek o straszliwym wojowniku, odzianym w niepodobny do niczego pancerz, ukrywającym się w cieniu, by wyjść w zupełnie innym miejscu, odbijającym strzały i kule muszkietowe (a pewnie nawet i armatnie) z powrotem do strzelców, nieuchwytnym dla mieczy zwykłych śmiertelników. Wersje bywały różne, wszystkie jednak łączyło stwierdzenie, że tajemniczy przybysz pochodził z przeklętego zamczyska.
Dwaj starzy wojacy, pamiętający jeszcze wojny z wampirami i Burzę Chaosu sprzeczali się w kantynie obozowej nad tożsamością wojownika, który zeszłej nocy wyrżnął cały oddział rozpoznania.
- Mówię ci, to był wąpierz.
- Takiś pewny?
- Tak, szybki był, strzały się go nie imały. Latał ino i ludziom łby urywał.
- A pamiętasz, tfu, demony? One też ostro dawały... I wygląd plugawy miały, a pyski wyszczerzone, tak jak ten młokos gadał.
- Nie, z cienia wyłaził i zbroję jakąś ponoć miał. Wąpierz ani chybi!
- A może to czarownik?
- Może to być... Cholera wie, co za plugastwo się tam czai. Ja tam jednak się już napatrzyłem przez te lata...
- Tak jak i ja... Nas nic już nie rusza, gorzej z nowymi... Co poniektórzy trzęsą portkami po krzakach.
- Ha! Po krzakach, ukradkiem, chociaż to dobrze, że im wstyd do cykora się przyznać! - Wojacy stuknęli się kuflami rozchlapując pianę taniego lagera i wychylili drewniane naczynia do dna.
Rozmowie tej przysłuchiwało się trzech zakapturzonych osobników, siedzących w kącie nad miskami kaszy. Twarze ich skrywał cień, jednak uważny obserwator dostrzegłby symbole komet i krzyży imperialnych błyskających czasem pod skórzanymi płaszczami w chybotliwym świetle paleniska. Opróżniwszy swoje naczynia, cała trójka wstała i skierowała się do wyjścia. Jeden z nich, noszący na twarzy żelazną, dwuczęściową maskę zabrał jeszcze tylko kapelusz z szerokim rondem, ozdobiony sprzączka w kształcie litery I.
- Wiesz co to za jedni? - Odezwał się weteran do swojego kamrata, gdy nieznajomi wyszli. - Siedzą tacy kątem, do nikogo się nie odzywają.
- Pewnie najemnicy, albo jacyś pokutnicy.
- A ten kapelusz widziałeś?
- Hm, łowcy czarownic? Nie, oni to by raczej węszyli po całym obozie i patrzyli krzywo na każdego ulrykowca. Poczciwych ludzi by wywieszali na okolicznych drzewach... Albo chociaż darli się na każdym rogu i wygaszali jakieś płomienne przemowy.
- Ale kapelusz! Taki sam jak u tego starego, co to dzisiaj z dowódcą przyszedł pomówić.
- Bo to takiego kapelusza nie można kupić, albo znaleźć? Elegancki, nie powiem, sam bym taki chciał.
W międzyczasie w zamku, właśnie zbierał się zwiad pod dowództwem Haakara. Saito stwierdził, że nie zaszkodziłoby wyruszyć na przeszpiegi ponownie, tym razem w silniejszej grupie, tak więc udał się na dziedziniec i zgłosił swoje uczestnictwo Norsmenowi. Już niebawem mieli wyjść za bramy.
[Wprowadziłem własną grupę operatorów Świętego Oficjum. Są incognito do tego stopnia, że nie wie o nich nawet Magnus
. Powiedzmy, że każdy robi swoje, natomiast prosiłbym ich nie ruszać na razie, gdyż będą mi potrzebni w przyszłości.]
- Stać! Kto idzie?! - Zawołał wartownik chwytając oburącz drzewce halabardy. Odpowiedział mu jedynie ledwie słyszalny głos.
- Hans Muller... Ze zwiadu. Nie strzelać.
- Gdzie reszta? Jesteś ranny?
- Reszta... Nie żyje... - Odpowiedział zwiadowca i padł nieprzytomny na śnieg. Strażnik podbiegł do niego i sprawdził puls. Był wyczuwalny, choć Hans stracił dużo krwi. Kikut jego lewej ręki wyglądał na przypalony. "Niezły twardziel, odrąbali mu rękę, a on jeszcze rozpalił ognisko i przyżegał ranę, coby się nie wykrwawić" - Pomyślał halabardnik. Co jednak zwróciło jego uwagę, to idealna wręcz krawędź cięcia nieco powyżej nadgarstka. Wzdrygnął się na myśl, jak ostra musiała być broń i jak sprawny musiał być dzierżący ją szermierz. Zarzucił nieprzytomnego na ramię i zakrzyknął:
- Mamy rannego! Dawać felczera! - By nie mitrężyć, zaciągnął rannego w stronę lazaretu.
Pod wieczór, Hans odzyskał przytomność i mógł zdać raport. Jednak kapitan Helsturm, ani żaden inny oficer nie był pierwszym, który wysłuchał opowieści zwiadowcy. Pierwsze, jak zwykle w takich sytuacjach bywa, było pospolite żołdactwo. Już po niecałej godzinie cały obóz huczał od plotek o straszliwym wojowniku, odzianym w niepodobny do niczego pancerz, ukrywającym się w cieniu, by wyjść w zupełnie innym miejscu, odbijającym strzały i kule muszkietowe (a pewnie nawet i armatnie) z powrotem do strzelców, nieuchwytnym dla mieczy zwykłych śmiertelników. Wersje bywały różne, wszystkie jednak łączyło stwierdzenie, że tajemniczy przybysz pochodził z przeklętego zamczyska.
Dwaj starzy wojacy, pamiętający jeszcze wojny z wampirami i Burzę Chaosu sprzeczali się w kantynie obozowej nad tożsamością wojownika, który zeszłej nocy wyrżnął cały oddział rozpoznania.
- Mówię ci, to był wąpierz.
- Takiś pewny?
- Tak, szybki był, strzały się go nie imały. Latał ino i ludziom łby urywał.
- A pamiętasz, tfu, demony? One też ostro dawały... I wygląd plugawy miały, a pyski wyszczerzone, tak jak ten młokos gadał.
- Nie, z cienia wyłaził i zbroję jakąś ponoć miał. Wąpierz ani chybi!
- A może to czarownik?
- Może to być... Cholera wie, co za plugastwo się tam czai. Ja tam jednak się już napatrzyłem przez te lata...
- Tak jak i ja... Nas nic już nie rusza, gorzej z nowymi... Co poniektórzy trzęsą portkami po krzakach.
- Ha! Po krzakach, ukradkiem, chociaż to dobrze, że im wstyd do cykora się przyznać! - Wojacy stuknęli się kuflami rozchlapując pianę taniego lagera i wychylili drewniane naczynia do dna.
Rozmowie tej przysłuchiwało się trzech zakapturzonych osobników, siedzących w kącie nad miskami kaszy. Twarze ich skrywał cień, jednak uważny obserwator dostrzegłby symbole komet i krzyży imperialnych błyskających czasem pod skórzanymi płaszczami w chybotliwym świetle paleniska. Opróżniwszy swoje naczynia, cała trójka wstała i skierowała się do wyjścia. Jeden z nich, noszący na twarzy żelazną, dwuczęściową maskę zabrał jeszcze tylko kapelusz z szerokim rondem, ozdobiony sprzączka w kształcie litery I.
- Wiesz co to za jedni? - Odezwał się weteran do swojego kamrata, gdy nieznajomi wyszli. - Siedzą tacy kątem, do nikogo się nie odzywają.
- Pewnie najemnicy, albo jacyś pokutnicy.
- A ten kapelusz widziałeś?
- Hm, łowcy czarownic? Nie, oni to by raczej węszyli po całym obozie i patrzyli krzywo na każdego ulrykowca. Poczciwych ludzi by wywieszali na okolicznych drzewach... Albo chociaż darli się na każdym rogu i wygaszali jakieś płomienne przemowy.
- Ale kapelusz! Taki sam jak u tego starego, co to dzisiaj z dowódcą przyszedł pomówić.
- Bo to takiego kapelusza nie można kupić, albo znaleźć? Elegancki, nie powiem, sam bym taki chciał.
W międzyczasie w zamku, właśnie zbierał się zwiad pod dowództwem Haakara. Saito stwierdził, że nie zaszkodziłoby wyruszyć na przeszpiegi ponownie, tym razem w silniejszej grupie, tak więc udał się na dziedziniec i zgłosił swoje uczestnictwo Norsmenowi. Już niebawem mieli wyjść za bramy.
[Wprowadziłem własną grupę operatorów Świętego Oficjum. Są incognito do tego stopnia, że nie wie o nich nawet Magnus

- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[WHAT?! Nie żeby coś ale ani Menthus ani Averius NIE WIEDZIELI o transfuzji, więc po pierwsze nie wyobrażam skąd wiedzieli o tym Vahanian czy Anna i czemu rzucali takie oskarżenia pod adresem Mistrza Miecza!]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Jestem w połowie opisu na rozpoczęcie skomplikowanej operacji podchodów, ale teraz muszę jeden felieton ogarnąć i wrzucę dopiero jutro. Także wasza wola, czekacie czy nie ja tam się dostosuję ]
Farlin stał przy oknie i wpatrywał się w pracujących obrońców, popalał przy tym swoją fajkę, nabitą tytoniem o smaku wiśni. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Do środka wpadł zdyszany hobbit.
Kiedy udało mu się w końcu uspokoić oddech (a musiał to zrobić, bo przebiegł prawie 500 stopni) krzyknął.
- Sir!!! Inkwizytor nas wywęszył!!!!! Kazał ci przekazać wiadomość
- To na co czekasz głupcze, mów!!!
- Powiedział dokładnie tak: "-Przekaż mu...że w przypadku wschodniego zachodu słońca lub gdy nadejdzie omega... możecie kierować się do mnie..."
Farlin uśmiechnął się lekko pod nosem. Jednak jego nauka w czarnym zamku nie poszła na marne.
- Możesz odejść i nie przejmuj się już tą sprawą.
Kiedy młody hobbit wyszedł, Farlin siadł do stołu zaczął pisać list. Kiedy skończył, podszedł do klatki stojącej w rogu i wyciągnął z niej jednookiego kruka. Do jego nogi podczepił wiadomość i wypuścił przez okno. Następnie nabił ponownie fajkę i oparł się o parapet.
- Czyli Magnus nie jest tak zaślepionym fanatykiem, za jakiego go miałem. No cóż, czas pokaże.
Dzięki rozbudowanej siatce szpiegowskiej, Niziołek wiedział praktycznie o wszystkim co się dzieje w zamku. O tym, że pojedynek wygrał Gelrath. O zwiadzie, o tym, że Saito morduje po lasach zwiadowców imperium. Trzeba było zapobiec dalszemu rozlewowi krwi imperialnych żołnierzy. Dla tego, napisał kolejną wiadomość, lecz tym razem podczepił ją do nogi gołębia. Ten równierz wyleciał szybko przez okno.
- Tak, to powinno wystarczyć. Westchnął pod nosem. Teraz pozostawał jeden problem do rozwiązania. Wciąż powiększająca się brama do osnowy. Trzeba było ją zamknąć, za nim się do końca otworzy. Jednak nie mógł tego zrobić sam, do tego potrzebował wiedzy i doświadczenia Magnusa.
Kiedy udało mu się w końcu uspokoić oddech (a musiał to zrobić, bo przebiegł prawie 500 stopni) krzyknął.
- Sir!!! Inkwizytor nas wywęszył!!!!! Kazał ci przekazać wiadomość
- To na co czekasz głupcze, mów!!!
- Powiedział dokładnie tak: "-Przekaż mu...że w przypadku wschodniego zachodu słońca lub gdy nadejdzie omega... możecie kierować się do mnie..."
Farlin uśmiechnął się lekko pod nosem. Jednak jego nauka w czarnym zamku nie poszła na marne.
- Możesz odejść i nie przejmuj się już tą sprawą.
Kiedy młody hobbit wyszedł, Farlin siadł do stołu zaczął pisać list. Kiedy skończył, podszedł do klatki stojącej w rogu i wyciągnął z niej jednookiego kruka. Do jego nogi podczepił wiadomość i wypuścił przez okno. Następnie nabił ponownie fajkę i oparł się o parapet.
- Czyli Magnus nie jest tak zaślepionym fanatykiem, za jakiego go miałem. No cóż, czas pokaże.
Dzięki rozbudowanej siatce szpiegowskiej, Niziołek wiedział praktycznie o wszystkim co się dzieje w zamku. O tym, że pojedynek wygrał Gelrath. O zwiadzie, o tym, że Saito morduje po lasach zwiadowców imperium. Trzeba było zapobiec dalszemu rozlewowi krwi imperialnych żołnierzy. Dla tego, napisał kolejną wiadomość, lecz tym razem podczepił ją do nogi gołębia. Ten równierz wyleciał szybko przez okno.
- Tak, to powinno wystarczyć. Westchnął pod nosem. Teraz pozostawał jeden problem do rozwiązania. Wciąż powiększająca się brama do osnowy. Trzeba było ją zamknąć, za nim się do końca otworzy. Jednak nie mógł tego zrobić sam, do tego potrzebował wiedzy i doświadczenia Magnusa.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Magnus opuścił namiot dowodzenia. Generałowie widać przygotowali się na zwyczajne oblężenie ,a na to nie było czasu. Jednak dzięki wskazówką Magnusa powinni odowiednio poprowadzić szturm. Wskazówką ,które dane było poznać generałom ,nawet oficerowie o najwyższych szarżach nie byli upoważnieni poznać szczegółów śledztwa Świętego Oficjum. Zapadła już noc. Wielki Inkwizytor zszedł ze wzgórza na którym umieszczony był namiot elektora i ruszył przez obóz. Nie kierował się jednak od razu do bramy. Zszedł z głównej drogi ,oświetlonej przez pochodnie wartowników i wkroczył między namioty. Von Bittenberg stąpał twardo mijając dogasajace ogniska.
-Kto tam hałasuje! Spać nie mo...- urwał się okrzyk z jakiegoś namiotu ,czemu towarzyszyły jakieś szepty z wewnatrz i szarpanina. Widocznie towarzysze przebudzonego żołnierza w porę zorientowali się i ostudzili zapał kolegi.
Magnus nie zwrócił na to uwagi. Tak samo na żołnierzy ,którzy czmychali przed nim w cień ,nie chcąc stawać mu na drodze.
W końcu inkwizytor dotarł na kraniec obozowiska ,tuż przy szańcu i zatrzymał się przed okrągłym namiotem z wyhaftowanym na wejściu równoramiennym krzyżem. Stał tak przez chwilę ,po czym wyciągnął spod płaszcza swój kieszonkowy zegarek i spojrzał na niego.
Mruknął coś pod nosem ,po czym schował zegarek ,gdy krótkiej chwili płachta odsunęła się i wyszedł z niej mężczyzna w niebiesko-czerwonym mundurze ,napierśniku i chuście na głowie ,trzymając pod pachą jakiś pakunek. Magnus złapał go za kołnierz i uniósł nad ziemią wbijając w niego srogi wzrok.
-Minuta dwanaście...hasło...- mruknął cicho ,ale swym groźnym głosem Magnus.
-Ora et labora...- odparł niepewnie mężczyzna ubrany w uniform.
Stary łowca puścił go i ten momentalnie klęknął przed nim na jedno kolano -Wybacz spóźnienie ,Wielki Inkwizytorze...-
-Na Sąd Ostateczny się nie spóźnisz... wstawaj głupcze ,to nie jest zabawa...-
Agent przełknął ślinę i powstał prędko ,po czym natychmiast wręczył Magnusowi pakunek -Zgodnie z rozkazem. -
Inkwizytor chwycił paczkę ,po czym schował ją pod płaszcz -Rozpocząć trzeci etap operacji.- rzucił krótko Von Bittenberg po czym odszedł w mrok obozu.
Magnus odwiedził jeszcze kapłana Sigmara ,po czym opuścił obzowisko wojska. Przeszedł przedpola i poszedł pod bramę. Ta była otwarta co zdziwiło Magnus ,jednak kiedy w nią wkroczył ujrzał jak kilku zawodników na czele z Haakarem szykuje się do wyjścia z fortecy. Wśród nich był Saito. Magnus nie zwracając uwagi na szykujacych się do zwiadu marne szepty za jego plecami poszedł do ronina -Wróciłem ,panie Saito... widzę ,że pan wychodzi...-
-Owszem ,na zwiad...- odparł samuraj przerywając sprawdzanie zbroi.
-Kiedy pan wróci ,proszę do mnie przyjść... Reiner przebudzi się ,a to kluczowe sam pan wie do czego...- rzekł Magnus patrząc ponuro na przyglądających mu i roninowi się wścibskich zgromadzonych. Ci natychmiast wrócili do własnych zajęc. -I lepiej ,żebyśmy to uczynili zanim armia przypuści szturm...- dodał cicho Von Bittenberg ,po czym oddalił się w stronę kwater.
Kiedy znalazł się w pokoju schował pakunek do szafy i skierował się w stronę otumionego Reinera ,nagle jednak dostrzegł ,że jakiś kruk jest za oknem. Zdziwiło to inkwizytora i czym prędzej otowrzył krótką wiadomość przyniesioną przez jednookiego kruka.
Magnus przeczytał krótki list ,po czym ostrożnie spalił go w ogniu świecy.
-Imperium potrzebuje... "bohaterów"...- mruknął oschłym głosem Magnus wpatrując się w płomień. Płomień ,który tak często towarzyszył jego zawodowi. -A więc niziołki współpracują... dobrze...-rzekł do siebie zakładając kapelusz i wychodząc z pokoju.
*******************************************************
-FORMOWAAAAAĆ SZYK!- wykrzyknął kapitan Helsturm stojąc odziany w swą zbroję płytową przed oddziałem żołnierzy Middenlandu. Wszyscy stanęli w miarę równo na komendę. Oficer wsadził fajkę w usta pod siwymi wąsiskami ,po czym poprawił kapelusz wolną ręką ,druga zajęta była trzymaniem jego zweihandera. Był to dzisiejszy poranny zwiad. Większy niż zwykle. Weteran dostał polecenie przeprowadzić odprawę jednostek i dowodzić tym sporym patrolem.
-No! Panowie i żółtodzioby! Idziemy w las! Ostatni patrol został kurwa wyrżnięty ,jednak jeden wojak wrócił! O własnych siłach! Od wczoraj krążą chędożone plotki ,że to jakieś nadprzyrodzone siły ,zawszona magia ,czy inne sranie w banie! Wiecie co ja myślę?! Że po prostu w dupach się popierdoliło! To jest wojna! Idziemy tam spuścić wpierdol jak na ludzi północy przystało i wesprzeć stacjonujących tam myśliwych! A niech mi ktoś spieprzy piszcząc o czartach! Nogi z dupy powyrywam ,że was wasza stara sie pozna! Rozumiemy się ,panowie?!- wrzasnął twardo kapitan
-TAK JEST ,PANIE KAPITANIE!- odparł głośno oddział
Budzący respekt Helstrum ćmiąc fajkę mijał jednostki. Najpierw stało czterdziestu toporników z Middenheim. Mała częśc tego licznego garnizonu ,jednak ci srodzy wojownicy zgłosili się na ochotnika ,aby pomścić towarzyszy poległych w mieście. Potem było dwudziestu kuszników odzianych w futra. Bitne chłopaki ,a mało ich było wśród jednostek walczących na dystans. Kolejną częśc oddziału stanowiło kilku rycerzy Białego Wilka ,konno stojąc za oddziałem. Do patrolu dołączono również "żołtodziobów" jak zwykł mawiać Helsturm - zbieranina z poboru uzbrojona w miecze ,pałki i włócznie. No i oczywiście "Bękarty Wojny". Twarde chłopaki. Helsturm stanął na przodzie oddziału i już miał wydać komendę do wymarszu ,kiedy nagle usłyszał jak ktoś nadjeżdza z tyłu. Odwrócił się ,gotowy zbesztać łamiących szyk ,kiedy ujrzał jednego z kapitanów jadącego konno w błyszczącej zbroi i białej pelerynie w towarzystwie dwóch młodych rajtarów.
Szlachcic podjechał obok Helsturma i spojrzał na niego z pogardą -Helsturm! Przejmuję dowodzenie! Sprawdzę ten las lepiej!- mruknął młody oficer.
Kapitan odparł szorstko -Z czyjego rozkazu ,loczku pudrowany? Hę?!-
Szlachcicowi zeszła mina widząc śmiechy toporników ,po czym odparł -Z rozkazu generała Striphoffa! Oddział naprzód!- skończył głośno ,a szlachcic odjechał naprzód. Żołnierze niepewnie ruszyli widząc wnerwionego Helsturma ,który groźnie wbił miecz w ziemię -W końcu rzucę ci wyzwanie i ci zęby dupą wyjdą! Tchórzliwa pipo!- wrzasnął kapitan do młodego szlachetki -Nie walczę z pospólstwem!- odkrzyknął ,po czym spojrzał na rajtarów szukając złudnie uśmichu na ich twarzach.
Helsturm zdenerwowany przeklinał siarczyście pod nosem -Niech lord Von Starken się dowie ,co ten kutas Striphoff wyprawia dla swojego chędożonego bratanka... to kpina ,a nie wojna!-
-KAPITANIE!!!- darł się goniec biegnąc w stronę dowódcy. Dopadł do niego i zzipany wręczył mu list. Helsturm wyrwał mu go z ręki i przeczytał powoli ,gdyż nie szło mu to za dobrze. Po chwili w końcu zrozumiał treśc i oddał list -Von Starken wie?!- zapytał gwałtownie.
-Zaraz do niego biegnę!- odparł ledwo goniec
-Czym prędzej chłopcze! Czym prędzej! Niziołek może mieć rację!Nie pozwolę ,żeby ta cipa skazała chłopaków na śmierć! - splunął ,po czym wyciągnął zweihandera i ruszył samotnie w głąb puszczy.
-Kto tam hałasuje! Spać nie mo...- urwał się okrzyk z jakiegoś namiotu ,czemu towarzyszyły jakieś szepty z wewnatrz i szarpanina. Widocznie towarzysze przebudzonego żołnierza w porę zorientowali się i ostudzili zapał kolegi.
Magnus nie zwrócił na to uwagi. Tak samo na żołnierzy ,którzy czmychali przed nim w cień ,nie chcąc stawać mu na drodze.
W końcu inkwizytor dotarł na kraniec obozowiska ,tuż przy szańcu i zatrzymał się przed okrągłym namiotem z wyhaftowanym na wejściu równoramiennym krzyżem. Stał tak przez chwilę ,po czym wyciągnął spod płaszcza swój kieszonkowy zegarek i spojrzał na niego.
Mruknął coś pod nosem ,po czym schował zegarek ,gdy krótkiej chwili płachta odsunęła się i wyszedł z niej mężczyzna w niebiesko-czerwonym mundurze ,napierśniku i chuście na głowie ,trzymając pod pachą jakiś pakunek. Magnus złapał go za kołnierz i uniósł nad ziemią wbijając w niego srogi wzrok.
-Minuta dwanaście...hasło...- mruknął cicho ,ale swym groźnym głosem Magnus.
-Ora et labora...- odparł niepewnie mężczyzna ubrany w uniform.
Stary łowca puścił go i ten momentalnie klęknął przed nim na jedno kolano -Wybacz spóźnienie ,Wielki Inkwizytorze...-
-Na Sąd Ostateczny się nie spóźnisz... wstawaj głupcze ,to nie jest zabawa...-
Agent przełknął ślinę i powstał prędko ,po czym natychmiast wręczył Magnusowi pakunek -Zgodnie z rozkazem. -
Inkwizytor chwycił paczkę ,po czym schował ją pod płaszcz -Rozpocząć trzeci etap operacji.- rzucił krótko Von Bittenberg po czym odszedł w mrok obozu.
Magnus odwiedził jeszcze kapłana Sigmara ,po czym opuścił obzowisko wojska. Przeszedł przedpola i poszedł pod bramę. Ta była otwarta co zdziwiło Magnus ,jednak kiedy w nią wkroczył ujrzał jak kilku zawodników na czele z Haakarem szykuje się do wyjścia z fortecy. Wśród nich był Saito. Magnus nie zwracając uwagi na szykujacych się do zwiadu marne szepty za jego plecami poszedł do ronina -Wróciłem ,panie Saito... widzę ,że pan wychodzi...-
-Owszem ,na zwiad...- odparł samuraj przerywając sprawdzanie zbroi.
-Kiedy pan wróci ,proszę do mnie przyjść... Reiner przebudzi się ,a to kluczowe sam pan wie do czego...- rzekł Magnus patrząc ponuro na przyglądających mu i roninowi się wścibskich zgromadzonych. Ci natychmiast wrócili do własnych zajęc. -I lepiej ,żebyśmy to uczynili zanim armia przypuści szturm...- dodał cicho Von Bittenberg ,po czym oddalił się w stronę kwater.
Kiedy znalazł się w pokoju schował pakunek do szafy i skierował się w stronę otumionego Reinera ,nagle jednak dostrzegł ,że jakiś kruk jest za oknem. Zdziwiło to inkwizytora i czym prędzej otowrzył krótką wiadomość przyniesioną przez jednookiego kruka.
Magnus przeczytał krótki list ,po czym ostrożnie spalił go w ogniu świecy.
-Imperium potrzebuje... "bohaterów"...- mruknął oschłym głosem Magnus wpatrując się w płomień. Płomień ,który tak często towarzyszył jego zawodowi. -A więc niziołki współpracują... dobrze...-rzekł do siebie zakładając kapelusz i wychodząc z pokoju.
*******************************************************
-FORMOWAAAAAĆ SZYK!- wykrzyknął kapitan Helsturm stojąc odziany w swą zbroję płytową przed oddziałem żołnierzy Middenlandu. Wszyscy stanęli w miarę równo na komendę. Oficer wsadził fajkę w usta pod siwymi wąsiskami ,po czym poprawił kapelusz wolną ręką ,druga zajęta była trzymaniem jego zweihandera. Był to dzisiejszy poranny zwiad. Większy niż zwykle. Weteran dostał polecenie przeprowadzić odprawę jednostek i dowodzić tym sporym patrolem.
-No! Panowie i żółtodzioby! Idziemy w las! Ostatni patrol został kurwa wyrżnięty ,jednak jeden wojak wrócił! O własnych siłach! Od wczoraj krążą chędożone plotki ,że to jakieś nadprzyrodzone siły ,zawszona magia ,czy inne sranie w banie! Wiecie co ja myślę?! Że po prostu w dupach się popierdoliło! To jest wojna! Idziemy tam spuścić wpierdol jak na ludzi północy przystało i wesprzeć stacjonujących tam myśliwych! A niech mi ktoś spieprzy piszcząc o czartach! Nogi z dupy powyrywam ,że was wasza stara sie pozna! Rozumiemy się ,panowie?!- wrzasnął twardo kapitan
-TAK JEST ,PANIE KAPITANIE!- odparł głośno oddział
Budzący respekt Helstrum ćmiąc fajkę mijał jednostki. Najpierw stało czterdziestu toporników z Middenheim. Mała częśc tego licznego garnizonu ,jednak ci srodzy wojownicy zgłosili się na ochotnika ,aby pomścić towarzyszy poległych w mieście. Potem było dwudziestu kuszników odzianych w futra. Bitne chłopaki ,a mało ich było wśród jednostek walczących na dystans. Kolejną częśc oddziału stanowiło kilku rycerzy Białego Wilka ,konno stojąc za oddziałem. Do patrolu dołączono również "żołtodziobów" jak zwykł mawiać Helsturm - zbieranina z poboru uzbrojona w miecze ,pałki i włócznie. No i oczywiście "Bękarty Wojny". Twarde chłopaki. Helsturm stanął na przodzie oddziału i już miał wydać komendę do wymarszu ,kiedy nagle usłyszał jak ktoś nadjeżdza z tyłu. Odwrócił się ,gotowy zbesztać łamiących szyk ,kiedy ujrzał jednego z kapitanów jadącego konno w błyszczącej zbroi i białej pelerynie w towarzystwie dwóch młodych rajtarów.
Szlachcic podjechał obok Helsturma i spojrzał na niego z pogardą -Helsturm! Przejmuję dowodzenie! Sprawdzę ten las lepiej!- mruknął młody oficer.
Kapitan odparł szorstko -Z czyjego rozkazu ,loczku pudrowany? Hę?!-
Szlachcicowi zeszła mina widząc śmiechy toporników ,po czym odparł -Z rozkazu generała Striphoffa! Oddział naprzód!- skończył głośno ,a szlachcic odjechał naprzód. Żołnierze niepewnie ruszyli widząc wnerwionego Helsturma ,który groźnie wbił miecz w ziemię -W końcu rzucę ci wyzwanie i ci zęby dupą wyjdą! Tchórzliwa pipo!- wrzasnął kapitan do młodego szlachetki -Nie walczę z pospólstwem!- odkrzyknął ,po czym spojrzał na rajtarów szukając złudnie uśmichu na ich twarzach.
Helsturm zdenerwowany przeklinał siarczyście pod nosem -Niech lord Von Starken się dowie ,co ten kutas Striphoff wyprawia dla swojego chędożonego bratanka... to kpina ,a nie wojna!-
-KAPITANIE!!!- darł się goniec biegnąc w stronę dowódcy. Dopadł do niego i zzipany wręczył mu list. Helsturm wyrwał mu go z ręki i przeczytał powoli ,gdyż nie szło mu to za dobrze. Po chwili w końcu zrozumiał treśc i oddał list -Von Starken wie?!- zapytał gwałtownie.
-Zaraz do niego biegnę!- odparł ledwo goniec
-Czym prędzej chłopcze! Czym prędzej! Niziołek może mieć rację!Nie pozwolę ,żeby ta cipa skazała chłopaków na śmierć! - splunął ,po czym wyciągnął zweihandera i ruszył samotnie w głąb puszczy.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!