ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Byqu »

GrimgorIronhide pisze:[ korekta Byqu - była nas jeno 6 więc naszpikowanych beltami norsmenów (poza haakarem i svanrem oraz kultystów w wilczym dole (poza Irrumatorem) zwyczajnie nia ma jak... No a Zamieć jest szara, biały jest Haakar.
Chyba musimy uciekać bo w 6 nie damy rady w otwartej bitwie....]
[@Grimgor: Myślałem, że ten Irrumator jest Norsem #-o ,ale to dlatego, że nie doczytałem imienia...
W sumie tak... sugeruję ucieczkę. :wink: Możecie zastosować podobną taktykę- pozorowany odwrót i zaciągnięcie w pułapkę. Choć z siłami wprowadzonymi przez Kordelasa nawet to nie zadziała...( :twisted: ) Uznałem, że regularne starcie będzie zbyt nudne w perspektywie nadchodzącej bitwy. Sorry, że trochę namieszałem. :oops:

@Klafuti:
Klafuti pisze: [To uciekajcie, Saito sobie poradzi, sam, ponieważ jest takim mistrzem, że bez trudu wytnie pospolite żołdactwo, chyba że go wymagują.
Mam nadzieję, że to żart :roll: Serio Klafuti, przytnij ten PG...]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Dobra, już wyjaśniłem :D ]

ŁUP. ŁUP. ŁUP.
- Dawaj Turo! - zakrzyknął z umajonym alkoholowymi rumieńcami obliczem Thorrvald. Gruby Nors raz jeszcze wzniósł młot... i z nieszkodliwym puknięciem padł pod drzwiami chrapiąc przeciągle.
- Kuuuur...
- No weź, nie teraz! Panienki mieliśmy dorwać!
- Z drogi! - Olaf przepchnął się między towarzyszami jak gigant odsuwający ogry i jednym ciosem wielgachnej piąchy wywalił potężną dziurę w drzwiach. Thorrvald skinął głową i ujmując oburącz topór Kharlota rozwalił zawiasy. Olaf złapał za drzwi i naprężając imponujące muskuły pod kolczugą i futrami wyrwał odrzwia, przy akompaniamencie niewieściego krzyku i chóru radości Norsów, którzy nierzadko wciąż trzymając kielichy i kufle czy rogi wpadli z warkotem łapiąc nowicjuszki Julii.
- Właśnie! Gdzie jest Julia ? - Thorrvald złapał przedramieniem przebiegającą dzierlatkę o czarnych włosach i mało elegancko począł lać jej wino w gardło z wysadzanego karneolami pucharka. - Gadać!
- Wych.. - dziewczyna zakrztusiła się i kaszlnęła, plamiąc czerwonym trunkiem kołnierz Torstenssona. - Wyszła gdzieś, nie wiem nic poza...
- Ahahahaha! - rechotali Norsmeni zamieniając szpital w typowo 'konstruowany' przez Norsmenów tuż po zdobyciu miasta lub wsi zamtuz z przymusową kadrą pracowniczą.
- Cholera... to zajmiemy się nią jutro, na wiecznie wzwierający członek Freja! Prawda Ivar ?
- Ha, a jakże! - krzyknął skald, przytrzymując gryfem lutni pannę, która swymi długimi, atrakcyjnymi nogami przewróciła szafkę z natychmiastowo potłuczonym szkłem i tryskającymi płynami najróżniejszych barw. - Ciekawym jeno, gdzie ona teraz polazła...
***

Haakar przeklął się po trzynastokroć do ósmego pokolenia wprzód, wewnątrz wilczego ciała. Nie żeby kiedykolwiek planował mieć dzieci, a jeśli klątwa spadnie na łby licznych bękartów które prawdopodobnie spłodził przez długie lata najazdów i walk to tym lepiej. Wraz z zamiecią po zabiciu prawie dwudziestu ludzi między gęsto stojącymi drzewami, dali się do reszty ponieść głodowi krwi i wilczej naturze - idiotycznie wpadli prosto na otwarty teren, na widoku grup południowców przy kilku ogniskach i posłaniach. Chlasnął szponami po gardle szukającego swego miecza południowca i chwytając kolejnego odskoczył w tył między krzaki. Najwidoczniej pozostała czwórka, czy też skończyła eliminację czujek czy nie wkroczyła do akcji nie chcąc zostawiać ich na pastwę losu. Wśród zamieszania śmigały bełty z kusz milczącego Irrumatora, a Svanr Tropiciel zwinni przesuwał się od drzewa do drzewa ustrzeliwując co groźniejszych wrogów. Haakar zobaczył jak południowiec w czółenkowym hełmie zranił rapierem Zamieć, lecz zaraz padł w walce z Saito. Rozzłoszczony Haakar skoczył do przodu, przygniatając dwóch najemników z kuszami i natychmiast zamarł. Oba księżyce w pełni spoglądały na polankę przez oko między drzewami, lśniąc na srebrno i zielono...
- Ja chędożę wrrrr... - zaklął Haakar, po chwili obok niego przebiegł wiedziony wczesnym stadium berserkerskiego szału Svanr z okrwawionym toporkiem i Saksą.
- Co jest ?! Czemu ich nie mordujesz na rzyć Kharnatha ? Zaraz się zbiorą i nas pozabijają!
- Pełnia idioto! - warknął Haakar, trzęsąc się nad rozerwanymi trupami w opaskach. Gdzieś dalej eksplodował granat, powalając małe drzewko które zajęło się ogniem z paleniska niżej. Do zamieszania dołączył trzaski płonących igieł, niczym muszkietowe strzały.
- To co ? Wilkołaki powinny być tym silniejsze w pełnię...
- Stereotypy idioto! Nie NORSKIE ULFWERENARY! Mnie podobni w pełnię... - tu nagle kłaki pociemniały do lnianego koloru i natychmiast się skurczyły. Przed Svanrem klęczał pokrwawiony Haakar, poza długą peleryną włosów nagi jak go matka na świat wydała.
- Hahaha! O ja chędożę... - zaśmiał się Svanr, po czym cisnął Haakarowi toporek. - Teraz jeb konwencjonalnie! ASGAAAAARD!
Nie zdali sobie tylko sprawy że zorganizowani południowcy strzelili prosto w nich i towarzyszy pospołu salwą bełtów, które były blizej... bliżej... i nagle BŁYSK. Wokół po eksplozji niesamowicie jaśniejącego światła pojawiło się pełno Norsmenów i kultystów którzy z rykiem skoczyli na wrogów. Przez te nagłe zmaterializowani się salwa kompletnie spudłowała... lecz kilka bełtów po prostu przeniknęło przez ich towarzyszy którzy nagle zniknęli, podobnie jak kultyści którzy wpadli go rowu.
- Chyba... huuh... jestem na czas. - wyjąkał słaby głosik zza pleców Haakara.
- Julia! Co ty tu ?! - obaj Norsmeni zaniemówili na widok zziajanej i ubranej w obcisłą skórznię czarodziejki.
- Musiałam... choć raz w życiu pokazać wam mięśniakom, że nie jestem... W każdym razie nie mogłam wam pozwolić tu zginąć! Gdzie jest Galreth ? Wyszła mi iluzja ?
- To... iluzja ? Wyglądają, brzmią i... śmierdzą dokładnie jak my. - rozejrzał się wokół Svanr. Holo projekcje magiczne Norsmenów oraz kultystów rozbiegły się po lesie dając im osłonę i powiększając chaos. Niektórzy znikali w krótkim błysku, trafieni bełtami lub upadli w wilcze doły. Z lewej Irrumator dopadł brodatego zwiadowcę i szybkim wiatraczkiem zakrzywionego sztyletu otworzył mu tchawicę po czym skoczył dalej w las, szyjąc z pistoletów strzałkowych. Svanr warknął tryumflanie i dołączył do sieczących w najlepsze Saito i Galretha, mimo tkwiącego w ramieniu bełtu i głębokiej dziury po tileańskim rapierze. Haakar raz spojrzał czy Julia zdążyła się ukryć i skoczył na najbliższego wroga - uzbrojonego w lśniący katzbalger i lewak wąsatego komandosa. Goły Nors z ociekającą krwią peleryną włosów i mordem w oczach musiał sprawić dobre wrażenie gdyż weteran zdębiał miast się bronić i został z trzaskiem żeber rzucony o pień świerku. Haakar rąbał toporem raz za razem, na oślep aż rozczłonkowane zwłoki plasnęły o błoto na dole. Dyszący Nalfarsson ujął leżący na ziemi miecz któregoś z południowców i znów rzucił się w bój, unikając bełtów i strzał z których większość trafiała w braci południowców i widmowe podobizny garnizony Spiżowej Fortecy. Wtem między ciałami zobaczył pełznącego z flakami wylewającymi się z brzucha dowódcę najmitów. Haakar jednym susem znalazł się przy nim i dociskając gołą piętą plecy wojaka, drugą nogą przydeptał rękę, którą Stradivarius przyciskał zawartość korpusa w jego wnętrzu.
- Pomiłuj... jestem Wilhelm Stradivarius, prawa ręka Guillimana, mam oszczędności... dobrze zapłacę! - jęki najemnika były zgoła bezcelowe gdyż pewnie nawet gdyby władał Norskim, porwany szałem woj nie zroumiałby ani słowa.
- To za moje poniżenie! - huknął i przywalił najemnikowi w twarz, krusząc nos i wybijając oko. - Całą! Noc! Latam! Tu! Jak! Goły idiota! - za każdym okrzykiem podążał kolejny cios, grzechoczący o jęczący łeb Wilhelma. - To za to że zepsułem nam podchody pod twoją gównianą imprezę! A TO ZA TO ŻE ZWIESZ SIĘ JAK JAKIŚ DURNY SKLEP Z PRZYODZIEWKIEM!
Mocarny lewy hak zgruchotał resztki twarzy Stradivariusa, które zapadły się z mlaskiem w głąb czaszki. Haakar otrzepał pięść zaciśniętą na trzonie toporka i wchodząc w pojedynek z kędzierzawym szermierzem ocenił sytuację. Widma Julii poczęły już znikać, a mimo że cała ich szóstka, włącznie z ranną Zamiecią dokazywała cudów sztuki wojennej... lub masarskiej, sądząc po ilości trupów, zmoblizowane dwa tuziny ocalałych imperialnych stawiały coraz zacieklejszy opór, zgromadzeni za wałem przewalonych pni. Kilku dodatkowo pobiegło w głąb lasu ku głównemu obozowi Middenlandu u stóp gór i nawet syczące raz po raz strzały Svanra nie zdołały wszystkich ułowić. Ktoś wystrzelił z pistoletu wielki, czerwony kłąb ognia w niebo. Jeśli zaraz się nie wycofają w mrok póki mają przewagę zamieszania i osłony to niedługo będą tu całe hordy rządnych zemsty wrogów i Odyn wie co jeszcze. Saito wydawał się zarozumiale stawiać czoła w najgorszym ukropie, jednak część strzelców już brała na cel Rzeźnika z lasu Blaviken, jak już zwali go żołnierze.
- Cholera. Że też w tą akurat pierdoloną pełnię!!! - ryknął Haakar i zaszarżował na celujących w Saito kuszników, z rozpędu przebijając kolczugę pierwszego sztychem miecza.

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Co do Irrumatora to pozdro dla tych co wyłapali etymologię imienia :mrgreen: http://en.wiktionary.org/wiki/irrumator ]

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Podchody szybko przerodziły się regularną bitwę. Może poza panującą ciemnością i nierównością terenu. Zamieszanie niewątpliwie działało na ich korzyść i wydawało się, że sześcioosobowa grupa poradzi sobie z niedużym oddziałem wystraszonych imperialnych żołnierzyków. Galreth wywijał mieczami na lewo i prawo dopóki przeciwnicy jeszcze nie uciekali. Nie przyglądał się innym członkom zwiadu, ale od czasu do czasu mignął mu kultysta-niemowa, ponieważ od początku walki był najbliżej. Nadawał się, ale przy takiej ilości przeciwników, asasyn górował nad nim efektywnością i miał zdecydowanie więcej zabójstw na minutę. W końcu przeciwnicy zaczęli rzucać się do ucieczki, a Druchii nie miał ochoty zniżać się do pogoni. Już miał chować bliźniacze miecze, kiedy losy "bitwy" się odwróciły. Ci nowi przeciwnicy wyraźnie mieli plan, byli dowodzeni przez ogarniętego człowieka i z pewnością stanowili większą wartość jako wojownicy. To wszytko wystarczyło, by zaczęli stwarzać problemy Haakarowi. Sam Galreth poczuł różnicę kiedy już po raz kolejny ktoś zablokował jego cięcie. Po kolejnym z trudem wywalczonym trupie, dał sobie chwilę na wskoczenie na wyższy poziom. Obręcz była już w pełni rozgrzana i po chwili skupienia, Galreth zamienił się w tornado śmierci. Było nawet ciekawiej, a zawsze lubił ten moment najwyższej formy kiedy praktycznie żaden śmiertelnik nie był w stanie go powstrzymać. "To takie fajne uczucie być zajebistym" - Zaśmiał się myślach. Jednak lekko się zachwiał i spostrzegł, że spowodował to brak przeciwnika. Do tej pory skakał od jednego do drugiego, w pewnym sensie opierając się na nich. Pozwalało to na zdecydowanie szybszy taniec śmierci, kiedy wykorzystywał swój impet na następnym celu. Bitewna gorączka zaczęła powoli opadać i mógł przeanalizować stan rzeczy. W swoich wywijasach oddalił się praktycznie od wszystkich nie widząc wokół siebie żywej duszy. I wtedy usłyszał tupot. Tupot wielu stóp. Równy pomimo nierówności terenu i drzew w iglastym lesie. Już sam hałas go zaniepokoił. Mógł go wywołać tylko naprawdę duży oddział i to dobrze zorganizowany. Sześć osób nie miało szans. Może on i Saito by iluś zabrało ze sobą, ale duży oddział oznaczał również dużo strzelców. Chyba nie na tym miał polegać zwiad, żeby dać się zabić, zakładał więc, że nadszedł czas na odwrót. Schował miecze, by szybciej się poruszać i pobiegł szukać reszty, mając nadzieję na wspólny odwrót.

[Wrzuciłeś posta w trakcie mojego pisania, ale stwirdziłem, że chyba się będzie w miarę zgadzało, bo szkoda mi było to kasować.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Odgłos równego marszu i rytmicznego bębnienia w akompaniamencie okrzyków dowódców był coraz głośniejszy. Słyszac to na moment wszyscy przerwali walkę biernie wsłuchując się w równy marsz nadchodzacych regimentów.
-Ulryk- rozległ się okrzyk bojowy przerywając ciszę ,okrzyk budzący grozę wśród każdego ,kto kiedykolwiek po stronie zła przemierzał las Drakwald ,po którym to po polu bitwy rozniósł się dźwięk rogu.
-ULRYYYK!- powtórzyło kilkanaście gardeł ,po czym z ciemnego lasu wyszarżowało kilku jeźdzców łamiąc ciężkimi kropierzami gałęzie. Na czele z sir Wulfrykiem galopowali w stronę walczących wymachując swymi młotami kawaleryjskimi. Rycerze Białego Wilka! Odziani w potężne zbroje pokryte futrami twardzi ludzie północy pędzili z impentem w stronę garstki walczących. Ich brody i włosy porywał wiatr ,gdyż nie nosili oni hełmów co pozwalało ujrzeć ich srogie twarze.
Wpadli oni pomiędzy walczących próbując w furii staranować garstkę wrogów.
Momentalnie potem z gęstego lasu wysunęła się linia odzianych w biało-niebieskie imperialnych żołnierzy - regiment halabardników oraz szermierze Fritza.
Helsturm wyszedł naprzód i wrzasnął -Odziaaał! ATAKOWAĆ ,SUKINSYNÓW!!!-
W równym szyku ,nie załamując formacji jednostki Imperium ruszyły szybkim krokiem w stronę zaskoczonych natłokiem wrogów kilku przeciwników i próbującymi przetrwać niedobitkami zwiadowców i komandosów. Helsturm zapalił fajkę i oparł swego zweihandera o ramię.
-Nie pozwól im uciec ,Fritz!- wykrzyknął do drugiego oficera ,który potwierdził skinieniem głowy ,jednak widać było na jego twarzy lekki niepokój ,mimo przewagi liczebnej.
-No ,kurwa!-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

GrimgorIronhide pisze:[ Co do Irrumatora to pozdro dla tych co wyłapali etymologię imienia :mrgreen: http://en.wiktionary.org/wiki/irrumator ]
[Masz jeszcze jakies słówka z cyklu latina vulgata? Bo to, czego uczyłem się w ogólniaku, utwierdziło mnie w przekonaniu, że Rzymianie wyrażali się ładnie.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Galreth obserwował z krzaków biegnących w pościgu za tą zbieraniną, tylko omyłkowo nazwaną zwiadem i uśmiechnął się pod nosem.
Suczy syn miał rację. Dużo hałasu, skutek żadny.
Wojacy mijali go o kilka kroków, lecz nie dostrzegali go. Pozostawszy w bezruchu, nie zorientowali by się o jego obecności, dopóki by na niego nie nadepnęli. Za zawiadowcami pognali komandosi i właśnie przybyły oddział halabardników. Zapewne nie dopadną zwiadowców z Cytadeli, ale będą mieli zajęcie przez dłuższą chwilę. To wystarczyło do wykonania zadania.
Odgłosy pogoni ucichły, lecz elf pozostał w kryjówce. Nie miał pewności, że nie natknie się na maruderów, co nie sprawiłoby mu większych problemów, jednak wolał nie ryzykować powodzenia misji. Postanowił odczekać jeszcze chwilę. W międzyczasie wspomniał szczegóły rozmowy, jaka miała miejsce przed wyruszeniem.

***
Wcześniej, Spiżowa Cytadela
Sztylety? Są. Noże do rzucania? Na miejscu. Bomby dymne? Też. Zatrute strzałki? W pogotowiu.
Ta swoista wyliczanka wchodziła w skład rutyny dobrego zabójcy, a za takiego Galreth się uważał. Zwiad, czy nie, nigdy nie wiadomo, co się mu przyda, zwłaszcza będąc nieco osłabiony po transfuzji. Wkrótce mieli wyruszać, lecz zabójca nie spodziewał się dobrych rezultatów. Zdążył już poznać temperamenty poszczególnych delikwentów i wiedział, że skumulowane razem stawały się jeszcze bardziej skłonne do wybuchu. A propos temperamentu, zbliżał się pierwszy pośród skurwysynów, pan "Góruję Nad Wami Wszystkimi", zwany też Kharlotem. Pytaniem pozostaje, czego chce tym razem? Poza wyrżnięciem wszystkich w okolicy oczywiście.
- Musimy porozmawiać elfie- zagadnął wojownik.
- Śmiało- odparł Galreth, starając się brzmieć najmniej złośliwie. Kharlot milczał przez chwilę, jakby się wahał, lecz w końcu przemówił.
- Choć uważam twoje metody za... niegodne, obawiam się, że nasza sytuacja wymaga twojej interwencji- Druchii z niekłamaną satysfakcją przysłuchiwał się, jak z trudem przychodzą czempionowi te słowa- Ten cały "rekonesans" skończy się starciem, które postawi na nogi cały obóz. Nie dowiemy się niczego przydatnego.
- Och, jak fatalnie- jęknął równie teatralnie, co sztucznie zabójca- Czyżby jednak nie dało się wyrąbać sobie drogi przez ten problem? Nie może być!
O dziwo Thorgarsson przełknął kpinę gładko.
- Zamieszanie jednak może być nam na rękę, konieczny jest jednak ktoś, o twoich umiejętnościach.
- Zamieniam się w słuch.
- Choć gardzę skrytobójstwem, są sposoby walki, które hańbią jeszcze bardziej. Najgorszy z nich to zabijanie wroga z odległości, z której ledwo widzi się jego sylwetkę.
- Do rzeczy, bo zaczynasz filozofować- przerwał mu Galreth. Kharlot spojrzał nań nieprzyjaźnie, lecz kontynuował.
- Południowe psy dysponują pewną bronią, którą zamierzają użyć podczas ataku na bramy. To oręż tchórzy i słabeuszy, wykorzystujący czarny proch. Imperialni zwą go "piekłomiotem".
- Rozumiem, że mam je uciszyć?- spytał zabójca, lecz odpowiedź była oczywista. Krwawy wojownik przytaknął.
- Musisz jednak uczynić to w taki sposób, by tego nie wykryto. W innym przypadku inżynierowie naprawią usterkę i cała operacja spali na panewce.
- W porządku- przytaknął zabójca- Chyba mam pomysł...

***
Srebrny księżyc Mannslieb skrył się za chmurami. Od dłuższej chwili nie słychać było żywej duszy. Galreth wychynął z kryjówki, a upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, ruszył w mrok...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Srebrny księżyc Mannslieb skrył się za chmurami. Od dłuższej chwili nie słychać było żywej duszy. Galreth wychynął z kryjówki, a upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, ruszył w mrok... Teraz już było naprawdę łatwo. Nie spotkał NIKOGO. Wystarczyło zabić paru imperialnych żołnierzyków, a reszta leciała pomścić kolegów. Oczywiście było tak tylko, aż do skraju głównego obozu. Każdy dureń znał wartość tych maszynek, które miał zamiar uszkodzić. Kręciło się przy nich paru ludzi, chociaż ewidentnie sennych. Zajęcie niezbyt ciekawsze od innych. Armaty raczej same nigdzie się nie wybierały. Galreth przysiadł za jakimś wyjątkowo gęstym krzaczkiem i obserwował placyk. Armaty to troche mało powiedziane, te zdarzyło się elfiemu zabójcy zobaczyć raz czy dwa. Po ilości luf i skomplikowanej konstrukcji, Druchii domyślił się, dlaczego zwą je Piekłomiotami. Siła ognia musiała być iście piekielna, kiedy odpalano z kilku takich maszyn naraz. „Tym większym sukcesem okaże się wykluczenie ich z bitwy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to tym przepięknym wybuchem, nabiję sobie więcej ofiar niż nawet Saito.” Niestety nie mógł sobie ot tak usiec strażników. Ktoś musiałby sprawdzić działa zobaczywszy otaczające je trupy. Celem było, żeby oblegający zadławili się własną bronią. Zapamiętał sobie rozkład maszyn, kiedy tu wróci będzie musiał działać szybko. Ruszył skradając się dookoła stanowisk w kierunku większego namiotu. Podszedł od tyłu gdzie nie było strażników i wyciął sobie jak najmniejsze przejście w tylnej ścianie. Płotno puściło z łatwością w pojedynku z naostrzona stalą. W środku tak jak podejrzewał, był magazyn w tym na pewno musiało być tu trochę prochu. Musiał zaglądać do paru beczek po kolei znajdując najpierw głównie alkohol, aż wreszcie napotkał na czarny pył. Podłożenie ognia było delikatną sprawą. Nie mógł być za duży, by nie wywołać eksplozji, tylko niepokojąco duży, by zlecieli się spanikowani żołdacy. Kiedy wszystko już było gotowe odpalił płomień dając sobie czas nie tylko na wyjście, ale też pospieszne zszycie wyciętego dodatkowego wejścia. Płomień dosyć powoli poruszał się, po usypanej ścieżce z czarnego prochu. Być może szycie było przesadą biorąc pod uwagę nadchodzący mały pożar, ale robota musiała być wykonana perfekcyjnie w każdym calu. Podrzucił jeszcze tylko bombę dymną, żeby wyglądało groźniej i szybko pobiegł do Piekłomiotów. Mógł sobie pozwolić na bieg bez skradania, bo już słyszał krzyki i nawoływania do gaszenia ognia. Zdążył jeszcze zobaczyć jak strażnicy maszyn zrywają się z miejsc. W końcu zagrożony był ich zapas gorzałki. Miał już zarysowany plan, co zrobi tym zabójczym maszynkom, ale teraz musiał się im dokładnie przyjrzeć i zastanowić, jak najlepiej ten plan wdrożyć. Taka siła ognia i nakład potrzebnej energii, wymusił na inżynierach wdrożenie sposobu na szybką dostawę prochu do następnych luf. Zapewniały ją rurki doprowadzone do jakiegoś większego zbiornika, który najwyraźniej podawał mieszankę. Galreth wątpił, by to był tylko zwykły proch, gdyż nie poruszał by się przez rurki dostatecznie szybko nawet pod ciśnieniem. „To będzie ten słaby punkt.” Asasyn wyjął z najlepiej schowanej kieszonki swoją nowo zdobytą najbardziej eksperymentalną broń. Nie wyliczał jej jak reszty, bo miał ją od niedawna i zakładał, że nie zabawi u niego długo. Był to „Płynny ogień”, imperialny wynalazek zdobyty podczas rozbrajanie pułapek w tunelu, po ucieczce z Middenheim. Galrethowi bardzo się to podobało, że właśnie tym zniszczy najwyższe osiągniecie technologiczne inżynierów z Nuln. Otworzył zapieczętowana buteleczkę i wylał kilka kropel na połączenie głównego zbiornika i metalowej grubej rury rozdzielającej mieszankę wybuchową do luf. Chuchnął na zebraną grudkę płynu, która już stężała i pod wpływem wilgoci zaczęła się reakcja. Dokładnie taka, jaką sobie życzył zabójca. Widać był jak metalowe części bieleją od szybkiego wzrostu temperatury i topią się zmieniając swój kształt. Tak samo szybko jak się rozgrzało, zaraz potem zaczęło zastygać od zimnej pogody, która właśnie teraz działała na jego korzyść. Po wszystkim złączenie było zdecydowanie szersze jak i trochę zdeformowane. Plan był taki, by przez powiększenie przeszło znacznie więcej mieszanki, a dokładniej rzecz ujmując: za dużo. To powinno doprowadzić do wzrostu ciśnienia i w efekcie ładnej eksplozji. Przechodząc do kolejnych trzech maszyn i powtarzając zabieg, Galreth liczył na to, że dowódcy będą chcieli z pompą rozpocząć równiutką salwą. Wtedy już na pewno wybuchłyby wszystkie. Rozwiązanie było o tyle dobre, że nikt nie powinien tego zauważyć. Zostało mu już niewiele „Płynnego ognia”, więc pozwolił sobie wlać odrobinę do niektórych luf. Co prawda substancja reagowała na wilgoć, ale przypuszczał, że gdyby coś poszło nie tak, może wylatujące kule i ogień pochodzący od prochu, spowoduje reakcję. Zadowolony ulotnił się jakby, go nigdy tu nie było. „Być może właśnie uratowałem naszą drogocenną Arenę.” Teraz skupił się jednak na szybkim powrocie. Może nawet uda mu się dogonić resztę grupy, nie napataczając się na biegającą w tej chwili po lesie grupę żołnierzy. Ciekawiło, go też co tu robiła Julia, która mignęła mu przez chwilę, zanim się odłączył w sowim szale zabijania i co jeszcze potrafi oprócz przywołania pokaźnej iluzji…
Obrazek

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Krew Zamieci potoczyła się wąskim strumieniem o ostrzu rapiera należącego do Wilhelma, mężczyzna z przerażeniem obserwował jak stal, z którego wykonany był jego oręż zaczyna się skraplać. Rękojeść również nabrała temperatury, pułkownik był zmuszony wypuścić ją z dłoni. Poparzenia były dotkliwe mimo tego, że trzymał ją zaledwie moment. Zaklął, gdy ujrzał jak oczy wilkora płoną żywym ogniem.
-Ty głupia człeczyno.- nieznany mu głos rozbrzmiał w jego głowie, rozglądał się szukając jego źródła ale bez skutku. W jego poparzonej dłoni znajdował się teraz krótki, obusieczny miecz odebrany jednemu z martwych towarzyszy. Cofał się, a Zamieć przemieszczała się niczym cień. Bezszelestnie, pojawiała się i znikała. Za każdym razem cięła lekko ciało mężczyzny. Ten wciągnął głęboko powietrze i skupił się. Był nadzwyczaj spokojny, w przeciwieństwie do jego podwładnych, którzy w chaosie walki, czasem ranili samych siebie. Haakar, z nieznanego Zamieci powodu przyjął swoją ludzką postać i tak jak go bogowie stworzyli biegał z jednego miejsca na drugie, tnąc i pozbawiając życia nieprzyjaciół. Nawet w swojej rzeczywistej postaci, był nieocenioną pomocą w walce. Choć tu, każdy jeden wojownik byłby przydatny. Saito parł naprzód, zupełnie nie zważając na dziesiątki żołnierzy zmierzających w jego kierunku i gdyby nie pomoc wilkołaka, zapewne skończyłby podziurawiony przez imperialnych kuszników. Czyżby i on wpadł w szał walki? Zamieć miała teraz jednak inne rzeczy na głowie. Pułkownik nasłuchiwał, a gdy wilkorzyca rzuciła się na niego, przetoczył się w prawo unikając tym samy ataku. Zamieć zdziwiła się, lecz od początku wiedziała, że nie jest to osoba, którą można ignorować.
-Myślisz, że masz ze mną jakieś szanse?- zaśmiała się, dopiero teraz mężczyzna zorientował się, ze to jego przeciwnik wdarł się do jego głowy. Nikt, prócz niego nie zwracał uwagi na ten głos, który w tym cały zamieszaniu był doskonale słyszalny. Delikatny i melodyczny, kobiecy.
-Ty gadasz bestio?- zapytał, przemieszczali się po okręgu oczekując na to kto pierwszy zaatakuje. Oboje byli doświadczeni, choć Zamieć miała "nieco" dłuższy staż.
-Spójrz na to co się tu dzieje.- mówiła spokojnie, jej rana zniknęła. Wilhelm splunął i przeklną w duchu.
-Pieprzona magia...
-Dałeś mi wystarczająco dużo czasu, był nasyciła się twoimi ludźmi.- przeraźliwy rechot obijał się w jego łepetynie, gdy ten z wściekłym wrzaskiem rzucił się na wilczycę. Wykonał szybkie pchniecie skierowane w paszczę wilkora, chcąc tym samy szybko zakończyć jej żywot. Nie udało mu się to. Zamieć, odskoczyła i błyskawicznie zacisnęła szczęki na jego prawym przedramieniu. Zmiażdżyła kości. Bezwładna kończyna runęła na ziemię, a mężczyzna oniemiał. Nie mógł nic już zrobić, obserwował tylko jak jeden człowiek zarzyna jego ludzi, siekąc ich jak lis zamknięty w kurniku. Odcinał ich kończyny pojedynczymi cięciami, dalej mroczy elf "wirował" wśród żołnierzy w majestatyczny sposób zakańczając ich rolę w tym przedstawieniu. Spojrzał jeszcze na gołego mężczyznę, lecz wtedy uderzył głową o konar drzewa i zemdlał, przekonany o nieuchronnej klęsce.
Nagle, nad głowami zwiadowców z cytadeli przemknęły strzały. Przeszywały powietrze nosząc za sobą jednocześnie ogromne pokłady ciepła i światło, które rozświetlało najciemniejszy mrok. Groty pocisków wbiły się w ziemię, tuż przed nadciągającymi posiłkami imperialnych. Zamieć od razu rozpoznała znajomy blask, który sprawił iż walka na chwilę ustała.
-Nie spieszyłeś się.- Zamieć zwróciła wzrok w stronę wielkiego dęba osaczonego, przez młode brzózki. Wyłoniła się za nich wysoka i dobrze zbudowana postać, do tego niesamowicie urodziwa. Byłem to rzecz jasna ja. Vahanian w własnej osobie. Zebrałem moc w jedno i rozesłałem błyskawicznie po kręgach. Jednocześnie stworzyłem plan, na którym odróżniłem naszych od imperialnych. Wypowiedziałem słowa zaklęcia, tak szybko jak tylko było to możliwe. Następnie nałożyłem strzałę na cięciwę i wystrzeliłem ją w powietrze. Blask, porównywalny do słonecznego runął na ziemię strumieniem żywego ognia, który pochłaniał najemników i rycerzy, kogokolwiek tam mieli. Następnie fala ognia uderzyła o miejsca w którym spadły strzały. Nastąpiła potężna eksplozja, a sześć słupów płomieni Kossuth'a wzbiło się w powietrze tworząc mur, który oddzielił ich od naszych zwiadowców. Zapanowała głucha cisza przerywana, przez jęki płonących żywcem ludzi.
-Cóż,- Haakar rozejrzał się po okolicy i założył na siebie pierwszy lepszy płaszcz, który jako jeden z niewielu nie zajął się ogniem.- chyba pora na taktyczny odwrót.
-Mi też miło cię widzieć siostro.- zwróciłem się do Zamieci.
-Co cię tu sprowadza?- kultysta spojrzał na mnie pytająco.
-Zamieć mnie wezwała.- odpowiedziałem krótko i rozejrzałem się. Nigdzie nie widziałem Druchii. Haakar, jakby czytając mi w myślach rzekł.
-Złego diabli nie biorą. Ruszajmy.
Imperialni tylko przez chwilę zatrzymali pościg, wybuch ściągnął jeszcze większą liczbę żołnierzy, ale dał też nam czas na oddalenie się od nich na wystarczającą odległość.

[Nikomu chyba nic nie popsułem tym postem?]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Ale wiesz, że walczyłeś z trupem? Saito go usiekł niemal od razu #-o ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Kogut zapiał trzy razy. Słońce zaczynało powoli wschodzić. Na korytarzu było słychać dwa odgłosy. Stukot metalowej nogi Magnusa i jego ciężki oddech.
- 451, 452, 453 stopnie. Kurwa!!! Inżyniera, który zaprojektował tą basztę, powinno się spalić na stosie!! Inkwizytor spojrzał w gorę i ponownie użył wulgaryzmu. Czekało go bowiem jeszcze 97 stopni.
W końcu dotarł na szczyt. Brak nogi, masa i 550 stopni, dały mu mocno w kość. Kiedy w końcu złapał oddech, wyprostował się. Przed nim stała jego brakująca noga, za nią opierał się o blankę Farlin. Miał zasunięty no oczy kapelusz inkwizycji, a w ręku trzymał kieszonkowy zegarek.
- Spóźniłeś się, to niepodobne do inkwizycji.
- Powiedzmy, że wolał bym stoczyć bitwę z tysiącem demonów, niż znowu się tu wspinać.

- Spokojnie Panie Magnus, znalazłem twoją nogę, leżała w śmietniku. Kiedy wróci na miejsce, żadne schody nie będą miały z tobą szans.
Inkwizytor uśmiechnął się z politowaniem.
- Chciałeś ze mną mówić, więc nie marnuj mojego cennego czasu i przejdź od razu do rzeczy.
- Dobrze, jak już zdążyłeś zauważyć, twierdzę obległa armia imperium. Ja i Peter dostaliśmy zadanie, które polega na ułatwieniu zdobycia tego miejsca.
- Rozumiem, jednak, jak chcecie tego dokonać?
- To bardzo proste. Brama była wielokrotnie naprawiana i jest najsłabszym punktem w tym zamku. Odpowiednia ilość ładunków wybuchowych załatwi sprawę.
- Ile czasu zajmą wam przygotowania?
- Już je prawie zakończyliśmy. Pozostaje jednak pewien problem, którego my nie możemy rozwiązać, a w zasadzie dwa problemy.

Magnus spojrzał na malca z zaciekawieniem. (- Widać, że nauka pobrana w czarnym zamku, nie poszła w las. Chłopak dorósł i teraz mógł służyć imperium tak jak trzeba)
- Jakie to problemy?
- Pierwszym jest Bjarn i Kharlot. Kiedy dojdzie do wybuchu, muszą znajdować się na Bramie. Muszą zginąć! Kolejnym problemem jest ten wir. Boje się, że coś będzie chciało przedrzeć się do naszego świata. Jednak obie te rzeczy nie leżą w naszych kompetencjach. To jak będzie, pomożesz nam?
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[
Nie spotkał NIKOGO. Wystarczyło zabić paru imperialnych żołnierzyków, a reszta leciała pomścić kolegów.
Ekhm... na odsiecz zwiadowcom ruszyło około 120 żołnierzy ,mimo liczebności w stosunku do zwiadu ze Spiżowej Cytadeli to garstka ,dosłownie garstka całej armii ;) ]


- Pierwszym jest Bjarn i Kharlot. Kiedy dojdzie do wybuchu, muszą znajdować się na Bramie. Muszą zginąć! Kolejnym problemem jest ten wir. Boje się, że coś będzie chciało przedrzeć się do naszego świata. Jednak obie te rzeczy nie leżą w naszych kompetencjach. To jak będzie, pomożesz nam?-
Magnus wpatrywał się w Farlina górując nad nim. Po chwili rzekł -Widzę ,że Kraina Zgromadzenia spełnia swą przysięgę... i pomyśleć ,że w cesarstwie jest tylu głupców ,którzy tego nie doceniają...-
Von Bittenberg ściągnął kapelusz i wyciągnął z niego mały pergamin. -Bjarn i Kharlot... będą w bramie... również wiedzą o wadach bramy ,więc postanowią jej bronić... jednak jeśli liczysz na ich śmierć...-
-Takiego wybuchu jaki im zgotujemy nikt nie przeżyje!- rzekł dumnie Farlin.
Magnus uśmiechnął się lekko ,od razu ujrzał przed oczami walkę na Arenie pod ziemią. Po chwili zamyślenia rzekł -Kharlot przeżył już coś takiego ,ledwo ale przeżył... gorzej było z... jak się nazywał ten niziołek...Kilianem...- Farlin uradował się w duchu ,majac okazję powtórzyć czyn pobratymca ,jednak nie okazał tego. -Co do Bjarna...- Magnus znów zamyślił się i dopiero lekkie chrząknięcie hobbita go wyrwało z zamysłu -Jednak zniszczenie wrót i wtargnięcie wojsk Imperium to wystarczająca zasługa!-
Von Bittenberg rozwinął pergamin na stole i mruknął -Masz coś do pisania?-
Farlin natychmiast podał mu pióro i kałamarz ,po czym inkwizytor zaczął zręcznie pisać na papierze. Kiedy skończył zalakował kopertę i odcisnął na pieczęci swój sygnet. -Jeśli będzie potrzeba wręcz to oficerowi... albo jakiemuś łowcy ,wtedy będziecie bezpieczni.- rzekł chłodno dając papier Farlinowi ,ten złapał go powoli ,jednak zanim Magnus puścił -Nie muszę mówić co się stanie ,gdy zdradzicie...- dodał chłodnym głosem ,że aż niziołka przeszły ciarki.
Farlin przełknął ślinę i schował do kieszeni list. Magnus załozył kapelusz i pochwyciwszy swą nogę kierował się do wyjścia. -A co z tym wirem?- zapytał malec.
-Radzę się do niego nie zbliżać... jednak dysponuję odpowiednimi środkami... módlmy się jednak do Sigmara ,aby nie zawiodły...-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[No zakładałem, że ten oddział ok. 120 już przebiegł no i był jakoś tam rozproszony, że jakąś ławą szedł np. i dlatego nie spotkał nikogo, aż doszedł do głównego obozu.]
Obrazek

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[Saito wybił tyle osób, że się nie połapałem! Uznajmy, że po tym jak odzyskał przytomność doszło do walki między nimi xD.]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Uznajmy, że to, co napisałeś nie miało miejsca :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[Żaden problem ;).]

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Saito wybebeszył Wilhelma a haakar go dobił ]


- Raagh! - ryknął Haakar, zamaszystym cięciem topora powalając halabardnika z bokobrodami wystającymi zza kołnierza i kolejnym łukiem odpędzając kilku wystraszonych myśliwych. Po chwili dołączył do niego Svanr, cofając się z warkotem przed wkraczającą na fontannę lawiną stali i kolorowych mundurów, które jaśniały demonicznie w świetle kilku ognisk i płonącej sosny. Tropiciel dyszał i toczył wokół gniewnym spojrzeniem, z jego ciała sterczały dwa bełty i strzała, a głębokie cięcie i dziura w piersi broczyły obficie krwią, lecz Norsmen jak to Norsmen był zbyt dumny by przyznać się do ran. Wyrąbawszy lub odpędziwszy resztki najemników i zwiadowców z tyłu Saito, wycofali się pod górę między drzewa zostawiając Nippończykowi drogę ucieczki. Dalej Zamieć, Irrumator i Julia zdążyli już ujść na bezpieczną odległość od maszerujących karnie szeregów stali. Wtedy rozległ się tentent kopyt i ludzkie głosy dość nieudolnie zdaniem Haakara naśladujące wilcze wycia.
- ULRYYYYK! - zagon tuzina Białych Wilków przebiegł między swoimi, rozbiegając się za wrogiem. Irrumator skacząc przez krzak uchylił się i dał nura między kamienie, potężny młot przeleciał nad nim i z trzaskiem rozwalił potylicę goniącego kultystę najemnika. Zagięte jak wilcze szpony na obuchu ostrza z łatwością oderwały resztki czerepu i w fontannie krwi cisnęły ją daleko w tył. Idący w szeregu Helsturm zagryzł fajkę, gdy zobaczył głowę najmity u swojego buta i gniewnie kopnął czerep, wykrzykując dalsze komendy. Tymczasem Svanr niechętnie ustąpił pola, zostawiając szał berserkera za sobą i odwrócił się na chwilę by strzelić. Pocisk trafił idealnie w gardło nacierającego halabardnika. Irrumator z drugiej strony podniósł się z poszycia i widząc gniewne żołdactwo zaledwie metry od Julii i Zamieci wykręcił się tnąc zakrzywionym ostrzem po gardle przechodzącego nieuważnie kryjówki szermierza. Następnie wyskoczył, krzyżowym blokiem podbił szpic halabardy a nastepnie błyskawiczną fintą odbił lecącego katzbalgera. Slaneshyta z doskoku wbił w tchawicę, aż po kręgosłup jeden sztylet i po piruecie drugi 'pozostawił' w podkolanie halabardnika. Kultysta śmigając jak żywe srebro kopnął ślizgającego się na liściach łowcę, jego ciałem powalając prących w górę wrogów. Trzasnął pistolet strzałkowy, cały magazynek opróznił się na oślep, zmuszając goniących do padnięcia lub poszukania kryjówki, ci którzy tego nie zrobili jęczeli z bólu. Słysząc tętent kopyt, kultysta odwrócił się jak tresowany Kislevski niedźwiedź i natychmiast skoczył na drzewo, uczepiając się jego gałęzi. Młot zarył w pień, niebezpiecznie nim wstrząsając lecz kultysta i tak zeskoczył, w momencie gdy jego pistolet znalazł się na równi z głową rycerza, wystrzelał i jego. Trup jak warsztat kowala w powodzi zwalił się z konia, jednak towarzysz rycerza już najeżdżał z lodem w oczach. Świst i obuch o kształcie wilczej łapy cisnął Irrumatorem aż na piaszczystą skarpę wyżej. Ramię było zmiażdżone i a mięso rozerwane ćwiekami, rycerz niczym kostucha w futrze już się zbliżał... I wtedy w jego pierś wszedł ognisty pocisk, zdmuchując z siodła ulrykanina. Vahanian wskoczył na skarpę i oddawszy kilka strzałów, które ekspodowały na dawnym placu boju pomógł grupie w dalszej ucieczce, co ciekawe wziął też pod rękę umierającego kultystę.
- Co... cię tu sprowadza ? - Irrumator po raz pierwszy, ujęty bezinteresowną pomocą odezwał się do kogoś żywego. Zza przerażającej maski i kaptura ciekła krew.
- Zamieć mnie wezwała, jej podziękuj. - odparł elf.

Haakar biegł w górę, okryty maskującym płaszczem zerwamym z martwego komandosa.
- Svanr, szybciej na ogniste paszcze Skolla i Hatiego! - ponaglił marudzącego i strzelającego w powolną ławę pogoni, maszerującą przy werblach z łuku. Nie słysząc odpowiedzi poza łomotaniem własnego serca, szumem powietrza i własnym, urywanym oddechem wynoszącym krople krwi z przebitych szpadą płuc, Haakar obejrzał się. - Svanr ? SVANR, nie!
Myśliwy z Norski wystrzelił ostatnią strzałę, zmuszając jadącego rycerza od osłonięcia twarzy karwaszem, przez co zawadził o gałąź i efektownie wyleciał z kulbaki. Potem Svanr ujął nóż i toporek.
- Uciekaj, synu Nalfarra - zajmę się nimi!
- Nie, na bogów jakoś damy radę...! - wrzasnął mało przekonany Haakar, wdrapując się na górę. - Svanr pokręcił głową.
- Nie! Tylko tak waszej grupce może się udać! To był dobry dzień... A teraz idź, zanim się rozmyślę!
Słysząc świst strzał z łuku krewniaka, Haakar pobiegł honorując ofiarę towarzysza. "Niech Walkirie niosą cię wprost na ucztę, zasłużyłeś..." Zaciskając zęby na dźwięk odgłosów walki za plecami i przeklinając Haakar prawie dopadł grupę Vahaniana, gdy...
- Nie umkniecie gniewowi pana zimy ścierwa! Hea!
Wilkołak umknął spod kopty rumaka i szupakiem wypadł spod młota. Miał te przewagę że na zboczu koń musiał ślizgać się po spadłych liściach i uważać na korzenie. Wtem znalazł się naprzeciw wielkiego świerku.
- BŁĘKITNAAAA! - wydarł się sir Wulfryk w burzy rozwianych włosów ciskając rozkręconym na skórzanej pętli młotem. Oręż poleciał wprost na Haakara, jednak w ostatniej chwili stojącego jak słup Norsa obalił zielony kształt. Młot z trzaskiem wgryzł się w korę, miażdżąc kolejne słoje aż do połowy pnia, który nie utrzymał dalej takiego ciężaru i począł się walić na bohaterów. W ostatniej chwili Vahanian strzelił płonącym grotem w górę. Opalony świerk upadł w dwóch połowach, nie czyniąc parze krzywdy. Wtedy Haakar odepchnął elfa i kiwając głową popchnął koronę pnia w dół zbocza, natężając imponujące, wytatuowane mięśnie. Sir Wulfryk zakrzyknął widząc toczący się wprost na niego pniak, szarpnął za wodze ale to już nic nie dało. Przed nim jeden rycerz usiłował wyskoczyć z trasy zniszczenia lecz koń stanął mu dęba i zahaczając o korzeń padł wprost pod konar, który wprasował jeźdźca w grunt. Sir Wulfryk przypomniał sobie pewien zawadiacki manewr młodzików i spróbował przeskoczyć nad pniem. Niestety zawadził kopytem o trzaskającą jak bicz gałąź z igłami i padł jak obwieszony zbroicami oraz bronią stojak, ryjąc twarzą liście i błoto. Haakar niespiesznie podszedł do starego rycerza, beznamiętnie znosząc jego spojrzenie. Norsmen mieczem przebił dłoń zaciśniętą na młocie i rozkwasiwszy twarz rycerza kopniakiem, szarpnął w górę jego łeb za ubłocone kłaki. Przez chwilę wilkołak popatrzył w nieustraszone oczy wojownika i skinąwszy głową rąbnął mieczem. Wśród tryskającej krwi poprawił jeszcze dwa razy i odrąbawszy okolony czarnymi włosami czerep uwiązał go u pasa i dobiegając do towarzyszy opuścił las, biegnąc ku ukrytemu pod wzgórzem dalej tajnemu wejściu.

Svanr warknął i odrąbał rękę z mieczem która chciała go ciąć od tyłu po czym saksą sparował dwie kolejne. Słyszał jak rycerze wyżej wywracają się w pościgu, a wojsko i niedobitki zwiadu otaczają jego samego. A więc jednak udało się mu. Dumny że choć uratował towarzyszy i tym samym miał dobry powód do przekonania Heimdalla by przepuścił go na Tęczowym Moście, zdarł z piersi kolczugę i pokrwawione futra, prezentując porąbaną, zwalistą sylwetkę z tatuażami. Norsmen zobaczył człowieka z wielkim mieczem i bez namysłu cisnął w niego nożem. Helsturm pierwszym instynktem uchylił się, lecz zaraz się za to skarcił gdy ostrze przeszyło szyję młodego trębacza obok. Trąbka zawisła na paskach u walącego się trupa, wypełniona poskoką niczym jakiś pogański róg do picia krwi ofiar. Svanr zaklął i cisnął ostatnie dwa noże z okrzykiem bojowym. Pierwszy uciszył warkot werbli rudego dobosza, zaś drugi brzęknął o pancerz kapitana, nacinając jego piers. Weteran ani się skrzywił i wystąpił naprzód, widząc jak dwie halabardy wbijają się w plecy Norsa, który aż oparł się o drzewo. Zręczny sztych zweihandera wytrącił toporek z mdlejącej dłoni Svanra, a oczy Norsmena do ostatka śledziły nadchodzącego nieodparcie oficera. Myśliwy splunął krwią, widząc posągową posturę i żelazne, błękitne oczy oraz długie, grube jasne włosy byłego Wielkiego Miecza.
- Przynajmniej nie jesteś Południowcem... do reszty... - wycharczał Svanr, wstając.
Cios miecza nadszedł szybko i bezbłędnie.
****

Olfarr i Ulfarr ćwiczyli walkę, pojedynkując się z Einarrem i Hrothgarem na środku dziedzińca, tuż przed bastionem z trebuszetem HARPIWRZASKA, jak zwali go Norsmeni odkąd pierwszym, próbnie wystrzelonym ładunkiem został kultysta usiłujący się tchórzliwie wymigać od przygotowań do odparcia szturmu. "- Darł się i machał skrzydłami zupełnie jak te paskudy u klifowych wybrzeży Svartalfheimu." Skomentował nową nazwę, dumny ze skonstruowanej broni Halfdan Jednooki. Wokół przygotowania szły pełną parą. Smołę już grzano na murach, a obrońcy bywali już znacznie częściej na wałach niż na spoczynku w Cytadeli. Co chwila migał im uzbrojony po zęby olbrzym z Norski w zdobnym hełmie okularowym, więc partnerów mieli pod dostatkiem. Właśnie kończyli, podstawiając nogę Hrothgarowi i obalając Aeslinga tarczami po czym rozbroili z niemałym trudem Einarra Nieuśmiechniętego i dwoma szybkimi ciosami zakończyli pojedynek. Wtem pobitewną wymianę spostrzeżeń i przechwałek przerwał nerwowy okrzy i skrzypienie wrót skalnych na lewym krańcu dziedzińca za stadniami.
- Zwiadowcy! Zwiadowcy wrócili! - krzyknął z murów Gannicus. Bliźniacy natychmiast pobiegli zobaczyć dwóch norskich towarzyszy, którzy poszli za mury, rzecz jasna ciekawi ile trupów zrodziły ich topory. Jednak żaden z nich nie był gotowy na to że w poczet zmarłych dołączy ich ziomek. Albowiem zastali jednego rannego, zamiast dwóch rechoczących Norsów. Olfarr wycelował oskarzycielsko palec w podpierającego Irrumatora Vahaniana.
- Miałeś im pomóc...! - warknął rozeźlony, wznosząc miecz.
- ...więc gdzie nasz towarzysz ?! Gdzie Svanr ?! - dodał Ulfarr, chwytając za topór.
- On... to on uratował nas wszystkich... - milknący nagle głos Haakara zadziwił wszystkich. Równie mocno co omdlenie wilkołaka na kamieniach dziedzińca.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-ZA HRABIEGO TODBRINGERA wykrzyknął Helsturm szarżując w swej pełnej zbroi na czele oddziału. Halabardnicy mimo woli walki nie zdążyli dopaść wrogów ,gdy ci wycofali się prędko ,stawiając opór rycerzom Białego Wilka. Jednak jeden z Norsmenów został na polu bitwy. Zrzuciwszy ciążacy mu pancerz stanął naprzeciwko imperialnym ,chroniąc odwrót towarzyszy.
Zaimponowało to Helsturmowi ,oddanie życia za wielu towarzyszy to dobra śmierć w oczach żołnierza. Kapitan chwycił swego zweihandera i ruszył mu naprzeciw. Wreszcie stanął na polu walki przeciwko komuś z Cytadeli i znów mógł poczuć się jak za młodych lat ,wtedy jednak stał w pierwszym szeregu i w trachu modlił się do bogów o szczęście i uratowanie życia. Przeżycie kilkunastu lat służby robi swoje ,rzadko się to udaje i mocno odciska się na psychice weteranów . Helsturm jednak przyjął sobie prostą zasadę "Rozkaz to rozkaz ,a żołnierz posłusznym być musi" ,dzięki czemu nigdy nie pogrążał się w ponurych myślach prowadzących do słabości ,mimo całej masy okropności z jakimi się spotkał na wojnach. Jedna rzecz się nie zmieniła - nadal stał w pierwszym szeregu.
Szedł na czele regimentu w miarę szybko jak na męża w zbroi płytowej w stronę Norsmena ,gdy nagle ten cisnął w niego nóż. Kapitan uchylił się w bok dosyć sprawnie ,nie raz już to robił w pełnej płycie. Przeklnął się jednak w myślach widząc oddziałowego muzyka ,bezwładnie padającego na ziemię. Nienawidził błędów żołnierzy ,jednak gdy sam je czynił był dla siebie najsurowszy. Zasadą było iż służenie na pierwszej lini zobowiazuje do chronienia towarzyszy za plecami.
Natychmiast wojownik cisnął dwa kolejne ostrza z donośnym okrzykiem ,którego Helsturm nie słyszał od kampani na północy dwa lata temu. Wtedy budziło strach i przerażenie ,jednak teraz wzbudzało pamięć oficera. Pierwsze ostrze wpadło w oddział ,podczas gdy drugie zraniło weterana rozcinając lekko rękaw jego bufiastej koszuli i odbijajac się od zbroi. Kapitan tym razem przyjął cios z dumą ,nie dopuszczając się błędu jak przedtem. W końcu nie raz ganił żółtodziobów za garbienie się i padanie przy każdym wystrzale W końcu po tej długiej szarży dającej do myślenia znaleźli się tuż przy Norsmenie.
Sam jeden wojownik północy stojący naprzeciw półsetce wrogów ,uzbrojony w swą najwierniejszą broń. Ratując towarzyszy godził się na chwalebną śmierć i liczył na uznanie przodków. Tak widział to kapitan. I można powiedzieć ,że w sercu lekko zazdrościł Norsmenowi takiej śmierci. To było jego marzenie ,jednak zanim je spełni musi skopać jeszcze kilka zadów tych leniwych żołtodziobów!
Svanr ustawił się w pozycji bojowej oczekując wrogów. Nie zdążył jednak nawet ostatni raz wezwać bogów ,gdy dwie halabardy przebiły jego plecy. Svanr obrócił się gwałtownie i potężnym ciosem przygrzmocił w twarz jednego z żołnierzy ,podczas gdy drugi se srachem puścił halabardę odskakując w tył. Wojownik północy oparł się krwawiąc o drzewo. Helsturm wytrącił z ręki Norsmena jego broń ,zachowując zimną krew do ostaniej chwili ,czego nauczyła go służba ,po czym uniósł swego zweihandera patrząc z szacunkiem w oczy wroga.
- Przynajmniej nie jesteś Południowcem... do reszty... - wycharczał Svanr, wstając mimo powaznych ran.
Helsturm powiedział coś niezrozumiale pod siwymi pokobrodami ,po czym wykonał śmiertelny cios zadając śmierć szybką i precyzyjną.
-ZWYCIĘSTWO!!!- rozniósł się wrzask i okrzyk zebranych żołnierzy ,a najbardziej uratowanych przed śmiercią zwiadowców i komandosów z radością witajacych odsiecz. Kapitan ściągnął kapelusz i usiadł obok zwłok Norsmena kładąc obok zweihandera ,po czym zapalił fajkę i zamknął oczy wojownika w których widac było odwagę wobec śmierci.
Z wiwatujących żołnierzy wykuśtykał Fritz trzymając się za zranione ramię -Zwyciestwo ,kapitanie Helsturm!-
Weteran spojrzał na niego i prychnął -Zwycięstwo? Wątpię... spójrz tylko na te zmasakrowane truchła chłopaków... spójrz na tą stertę liści o którą toczyliśmy bój...mało? Spójrz na stosy pokonanych wrogów...- skończył ironicznie kapitan puszczając dymek.
Młody kapitan spuścił głowę i odparł -Zbieram jednostki... wracajmy do obozu...-
Wtedy do dowódców podszedł brodaty wojownik z Błękitnej Kompani Białych Wilków trzymając na ramieniu swój zakrwawiony młot -Ulryk zwyciężył!-
-Ulryk zwyciężył!- odparł kapitan -Niestety zabrał wielu wojowników ,w tym czcigodnego Sir Wulfryka.-
- Ha ha! Zawsze żartował ,że prędzej wilki go zagryzą niż padnie z ręki jakiegoś mięczaka! I się sprawdziło! Do tego wzięli jego gnuśny łeb!- zaśmiał się donośnie rycerz. Kapitan Fritz odszedł zażenowany reakcją zakonnika ,podczas ,gdy Helsturm również zaśmiał się z anegdoty -To był dobry wojownik północy! Wypiję dziś za niego!-
-A ja z tobą!- rzekł rycerz i uścisnął rękę siedzącego kapitana. Ten jednak zanim ją puścił rzekł mu ciszej -Hordzie! Pomóż mi wstać jeśli łaska!-
Rycerz zaśmiał się jeszcze głośniej i pomógł podnieść się weteranowi okutego w płytę.


Wtedy potężny wybuch dotarł do uszu żołnierzy. Kapitan spojrzał w oczy rycerza ,który rzekł chłodno -Zawszony proch!-
Kapitan Helsturm chwycił zweihander i ryknął-Formować kolumnę! Nikt ma nie przedrzeć się przez pole do zamku! Ruszać się ,leniwe cipy!-
-Zostanę spalić poległych... i zdjąc to żelastwo...- rzekł w sumie sam do siebie rycerz ,po czym ruszył w stronę zostawionych mu do pomocy żołnierzy.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Vahanian pisze:[Saito wybił tyle osób, że się nie połapałem! Uznajmy, że po tym jak odzyskał przytomność doszło do walki między nimi xD.]
[Saito ostatnio zostawał w biurze do późna. Coś przetrwało. :wink: ]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[To tak jak i ja na prywatkach, także obaj zaniedbaliśmy robotę ;D]

Wojownicy z Norski patrzyli na mnie tak, jakby to ja zabił ich druha. Nie jestem cudotwórcą, ich przyjaciel sam wybrał drogę, którą chciał podążyć. To, że na jej końcu znalazł śmierć było już inną sprawą.
-Zginąć w obronie życia innych, jest czymś czego każdy z nas powinien pragnąć.- odpowiedziałem im krótko, po czym ułożyłem kultystę na noszach przyniesionych przez dwóch jego kompanów.
-Zabierzcie go do mojej pracowni!- rozkazała Julia i szybko pomknęła w tym kierunku.
-Skoro taka śmierć jest chwalebna...- zaczął jeden z braci.
-...to i ty mogłeś tam zostać elfie.- dokończył drugi.Robiło się nieco nieprzyjemnie, zwłaszcza z tego powodu, że obaj wojownicy dzierżyli broń w ręku i zachowywali się tak jakby zaraz mieli jej użyć. Wokół było jeszcze kilku norskich zabijaków, przez co w razie walki zostalibyśmy z Zamiecią osaczeni.
-Ty zajmij się nimi.- wskazała na bliźniaków. Była zmęczona, a mimo to już ułożyła sobie plan ewentualnego działania.-Ja odgonię resztę, powinniśmy utrzymać się do czasu przybycia Kampanii.
-Wezwałaś ich?- zapytałem ją, wszyscy patrzyli na nas jak na zbrodniarzy. Nikomu nic nie obiecywałem, dlatego zastanawiam się dlaczego tak nas postrzegano. Strata brata jest bolesna, lecz nic nie da obwinianie innych.
-Tak.- odpowiedziała mi krótko. Moje dłonie opadły na rękojeściach Kłów. Gdy sytuacja miała osiągnąć punkt kulminacyjny pojawił się Bjarn. A za nim Riees, wraz z Oblechem i dziesięcioma naszymi.
-Słyszeliście Haakara.- rzekł donośnym głosem, wszyscy zwrócili się w jego stronę. A my zajęliśmy miejsce wśród naszych. Oblech zamoczył końcówki swoich nowych noży, zaprojektowanych przez Henryka, w truciźnie. Jak to mawiał. "Przezorny zawsze ubezpieczony."- Einarr i Hrothgarr,-mówił dalej.- zabrać naszego wilka do Julii. A reszta wracać do roboty. Wasza czwórka...-spojrzał na mnie i Zamieć, oraz na braci.- pozabija się na arenie wcześniej niż się spodziewacie. Nasz brat ucztuje teraz z samym Odynem.- odwrócił się i odszedł. My uczyniliśmy to samo, udaliśmy się w stronę baszt, słysząc za sobą...
-Elfie gdy spotkamy się...- powiedział Ulfarr.
-... na piaskach areny...- dodał drugi.
-zginiesz.- krzyknęli w końcu jednocześnie.
-Jeśli los będzie łaskawy.- odpowiedziałem i zniknąłem z ich oczu.

ODPOWIEDZ