ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Dziad »

Matis pisze:
Dziad Zbych pisze:
GrimgorIronhide pisze:[ Czyżby twojego ojca zabił młotem siedmiometrowy, zbuntowany Valar ? ]
Dokładnie , warto jeszcze dodać że był Najwyższym Królem wszystkich Noldorów i najpotężniejszym wojownikiem swojej ery .
[A jego syn...? No cóż :mrgreen: :wink: ]
:lol2: udał Ci się kolejny żart z mojej nieszczęsnej postaci :) .

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Dobra, ja i Inglief napisaliśmy już co chcieliśmy (ja mam flashback przygotowany na 'pofakcie'), do tego mój druh klubowy wyłapał bana od carskiego cenzora więc dawajta nam walkę :P ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Walka jeszcze nie gotowa, ale sprężę się, mając to na uwadze :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Publiczność żąda krwi :twisted: ]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Kruczki w obronie są na razie bardziej informacją dla Byqa by mógł sobie dalej wszystko zaplanować. Dziadzie Zbychu nie odpitol czegoś głupiego bo spiłowanie uszu będzie twoim najmniejszym zmartwieniem ;) ]

Prace nad umocnieniami trwały. Zniewolone mroczne elfy i paru orków przez dwa dni karczowały puszczę i obrabiały drzewa. Następnie przewieziono materiały do kopalnie, gdzie Ci sami niewolnicy chłostani przez Groga batem Nadii harowali jak woły by wykopać głęboką suchą fosę, urobkiem wzmocnić od środka już powstałą palisadę, postawić drugą ścianę i podłogę. Prowizoryczne wieże strażnicze zastąpiono solidnymi konstrukcjami wypełnionymi żwirem. Taki zabieg miał uchronić "mur" nawet przed ostrzałem armat.

Około sto metrów wyżej ludzie Corteza przygotowywali dwa profesjonalne stanowiska strzelnicze. Były to przygotowane jamy w stoku wulkanu, zabezpieczone balami od tyłu. Od przodu chroniła je palisada z naostrzonymi palikami powbijanymi dookoła. Każde stanowisko mogło pomieścić 3 działa okrętowe wraz z załogą i 6 muszkieterów do obrony. Były ustawiony w strategicznych miejscach, tak by można było bez problemu ostrzeliwać przeciwnika kotłującego się pod murami. Eliminowało to martwą strefę i uskuteczniało obronę. W samej kopalni również ustawiono działa, oddalono też linię lasu by zwiększyć pole widzenia i odkryty teren.

Von Drake obserwował ze sterowca postęp prac i sprawdzał czy wszystko jest robione zgodnie z jego wytycznymi. Budowla zaczynała robić naprawdę imponujące wrażenie, była niemal dwukrotnie większa od pierwszej prowizorycznej wersji umocnień dookoła kopalni. Odkryty teren dookoła, niemal uniemożliwiał zaskoczenie obrońców, co oczywiście skutkowało by niesamowitym wykrwawieniem się sił przeciwnika podczas samego podejścia.

- Dain, zróbcie czujki dookoła stanowisk ogniowych, które są powyżej kopalni. wystarczą po 2 na każde stanowisko, rozstaw je tak, by nie dało się ich zaskoczyć od boku i góry.
- Aye Sir, jednak mam pewne wątpliwości.
- Yhm...?
- A co jeśli będzie noc bezksiężycowa, ciemno jak w dupie u murzyna i chuja zobaczymy a nie napastników.
- Dain, mamy na niebie dwa księżyce, czy za twojego życia doszło kiedyś do podwójnego nowiu?
- No nie.
- Więc się tym nie kłopocz, prawdopodobieństwo, że coś takiego się wydarzy jest tak znikome, że niem musimy się tym przejmować.

Htsz!!! Htsz!!! Bat świstał raz za razem. Tak, Grog fantastycznie bawił się swoim nowym biczem zabranym z tego co zostało z Wampirzycy.
Bosman nie miał litości dla niewolników, każda nawet najmniejsza próba opierdalania się kończyła się krwawą raną na plecach. Tym, którzy próbowali się buntować posypywano rany solą.
Jedno było pewne, gdyby tylko nadarzyła się okazja, niewolnicy nie mieli by litości dla swoich oprawców i walczyli by ramię w ramię ze swymi wybawcami....
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Spoko spoko, mam plan jak dobrać Ci się do rzyci :wink:
Btw. Pojedynek jeszcze dzisiaj.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

Matis pisze:[ Dziadzie Zbychu nie odpitol czegoś głupiego bo spiłowanie uszu będzie twoim najmniejszym zmartwieniem ;) ]
:?:

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Matis chyba nie chce żebyś mu jego drogocenny fort uszkadzał :wink: Aż mnie samego naszło, żeby któryś mój muszkieter upuścił na warcie rozpalarkę do fajki :lol2: ]
[ Inglief kazał przekazać, że jara się @up ]

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

GrimgorIronhide pisze: [ Inglief kazał przekazać, że jara się @up ]
Ja też w takim samym stopniu :D Btw jak zwykły żołnierz ma zniszczyć fort ?

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Może być problem z tym prochem przy wszechobecnej wilgoci :twisted: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ I dlatego łuki i dmuchawki są uniwersalną bronią :) [ żart ] ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Walka szósta
Hauptman Lothar Brennenfeld, 1. Elektorski Jägerkorps Hochlandu vs Sepphirion Aethelfbane, wywyższony czempion Slaanesha

https://www.youtube.com/watch?v=yfzLb7K5_5w

Był to słoneczny dzień i jak zawsze diablo upalny. Lothar otarł wnętrzem dłoni zlane potem czoło. Był w paskudnym nastroju. Odzianie się wyczerpało go potwornie, a walka dotąd się nie rozpoczęła. Już sama przeszywanica wyciskała z niego siódme poty, zaś dołożenie blach zwiększyło wymiar cierpień niepomiernie. Saladę póki co trzymał pod pachą, by jak najdłużej móc swobodnie oddychać. Był to i tak trudne. Ciężkie, pełne wilgoci powietrze było kolejną przeszkodą w drodze po zwycięstwo. Przynajmniej wszyscy zawodnicy nim oddychali.
Hauptman łypnął okiem na swego rywala. Wybraniec Slaanesha dosiadł już swego demonicznego wierzchowca, rozglądał się teraz po widowni z ciepłym uśmiechem na twarzy. Strzelec splunął na jego widok. Na doskonałej twarzy Sepphiriona nie można było dostrzec znużenia słońcem, ciężką zbroją, czy rojem moskitów. Był jak sławny rycerz na białym rumaku, witany przez wiwatujące tłumy. Tyle, że nikt nie wiwatował, bo rycerz ten zdolny był do niewyobrażalnych bezeceństw.
Srebrnowłosa kobieta, którą miał za towarzyszkę podeszła doń miękkim krokiem, niosąc mu hełm. Miast jednak podać mu normalnie, rzuciła mu, a ten roześmiał się i pochylił ku niej. Kobieta ugryzła go wtedy w ucho. Coś, co w normalnych warunkach Lothar sam lubił, teraz wywołało u niego lekkie mdłości. Chciał już to mieć za sobą. Przynajmniej przyszło mu walczyć na normalnym, twardym gruncie.

Wbił forkiet w ziemię rozpalił lont. Astrid czekała już załadowana. Jeśli miał to wygrać musiał to zrobić rychło. Pierwszy strzał miał rozstrzygnąć walkę.
Wtedy dano sygnał. Lothar momentalnie oparł rusznicę o forkiet. Mierzył krótko, wydychając powietrze, gdy pociągał za język spustowy. Rozżarzony lont zetknął się z prochem na panewce. Nastąpił huk, błysk, biały dym zasłonił na chwilę Lotharowi przeciwnika.
Sepphirionowi zdawało się, jakby ktoś przewiązał go przed walką liną i teraz, gdy w pięknej szarży miał zmieść przeciwnika, silnie pociągnął go w tył. Ziemia uderzyła go z całą mocą jak młot krasnoluda. Dopiero wtedy poczuł ból. Było to tępe uczucie, jakby ktoś obcęgami szarpał jego doskonałe ciało, promieniujące z prawego barku po prawy bok, plecy i szyję. Nie mógł ruszyć ręką. Wybraniec zrobił się czerwony na twarzy, żyły wstąpiły mu na wierzch. Nie mógł wypuścić zaczerpniętego powietrza, a wargi przygryzł do krwi. W końcu z jego ust wydobyło się stłumione stęknięcie. W kilka chwil narosło one, coraz głośniejsze i głośniejsze, przechodząc wreszcie w przenikliwy wrzask. Wrzask jednak po chwili przeszedł w jęk, a potem westchnienie, bynajmniej nie boleści. Czuł, jak mimo utraty krwi twardnieje w pewnym miejscu.

Lothar nawet nie czekał, aż odzyska widoczność. Momentalnie zamknął przyłbicę, gotując się do bliskiego starcia. Nie było czasu ładować jego ukochaną broń. Miast tego wyciągnął oczekujące na użycie bliźniaczki.
Wróg był już przy nim, a raczej jego wierzchowiec. Lothar uśmiechnął się mimowolnie, wycelowując lufę Anny w stronę Solhira. Padł strzał.
Potwór zwinął się w boleściach, gdy kula rozerwała jego miękkie ciało. Trysnęła biaława, gęsta materia. Wtedy kapitan odczuł uderzenia.
Szybki niczym grom, zatruty język stwora uderzył w płyty pancerza. Imperialna stal nie poddała się jednak demonicznemu ciału. Solhir jednak z łatwością obalił przeciwnika uderzeniem ogona, nim ten wypalił z drugiego pistoletu, po czym porwał w swe sploty.
Znów zbroja uratowała Lothara przed rychłą śmiercią. Stal zatrzeszczała, chroniąc swego właściciela przed natychmiastowym zmiażdżeniem. Mimo to Lothar odczuł atak. Dysząc i czerwieniąc się, dobył szybko bagnetu i jął dźgać plugawego stwora. Niestety, nie mógł natrafić na newralgiczny punkt. Z każdym ciosem sploty Solhira zacieśniały się, a zgniatana blacha raniła mu korpus.
W końcu jednak trafił. Przy kolejnym sztychu wężowy demon poluzował nieco swój uścisk, co umożliwiło wyrwać uwięzioną lewą rękę. Tą samą, co dzierżyła Julię. Wymierzył, lecz ujrzał jak mocno drży niedokrwiona kończyna. Uniósł ją raptem wyrzutem ciała i mimo usilnych wysiłków, opadała ona powoli. Lothar zadziałał szybko. Odrzucił bagnet, pistolet chwycił w prawicę, krótko wymierzył i wypalił w demona rozpusty. Jego łeb, trafiony z nieludzką precyzją, eksplodował na ćwierci. Wężowe cielsko padło ciężko na ziemię, drgając jeszcze agonalnie. Gdy tylko hauptman wygramolił się zeń nieporadnie, zwłoki rozpadły się na tysiące czarnych cząsteczek, które wyparowały w pełnym słońcu.

Lothar Brennenfeld padł na trawę, dysząc ciężko. Zajęło mu dłuższą chwilę, nim oddech mu się ustabilizował. Jego splątany umysł instynktownie wychwycił, że ktoś się do niego zbliża. Mógł to być ktoś z widowni.
Zabiorą mnie do fortu. Ogłoszą koniec walki.- przeszło mu przez myśl, lecz podświadomość wyćwiczona latami żołnierskiego życia kazała mu gotować się do walki. Ręka sama powędrowała ku leżącej Astrid.
Powstanie z ziemi było trudne, Lothar cały zlany był potem. Ukrop złotej tarczy Choteca minął jednak nagle, gdy ujrzał Sepphiriona. Żywego, stojącego przed nim. Dziura w pancerzu, widniejąca jak rozerwany obcęgami olbrzyma świadczyła o trafieniu, ciało również było zdeformowane, lecz krew nie lała się po postrzale, a ciało zdążyło się już zasklepić. Z dłoni wybrańca wysunęła się szklana fiolka. Była pusta.
Sepphirion był w znakomitym humorze. Więcej, ogarniało go błogie uczucie. Nie widział szpecącej jego doskonałe ciało rany postrzałowej, zignorował śmierć swego wiernego wierzchowca. Pozwolił nawet wstać przeciwnikowi, miast atakować go bezbronnego. Zbliżył się powolnym krokiem do przeciwnika, gdy ten usilnie starał się przeładować swój miotacz ołowianych kul. Wymierzony ładunek prochu trafił do lufy, następnie kula. Podsypany proch na panewce czekał na spotkanie z lontem. A gdy Astrid spoczęła na forkiecie, by splunąć ogniem, nastąpił trzask. Nie był huk wystrzału, nie było błysku i białego dymu. Tylko suchy trzask.
Niczym gibki język demonetki, bicz Sepphiriona ożył w jego ręku. Jego skórzane sploty nie zaatakowały jednak samego Lothara, tylko jego oręż.
Pozbawiony raptownie forkietu, strzelec stracił równowagę. Miecz syknął w powietrzu, usiłując znaleźć lukę z zbroi kapitana. Nie odnalazł, lecz nim stłumiony stukot przebrzmiał, na Lothara spadł kolejny cios. Była to cała nawałnica. Ściskając rusznicę jak włócznię, cesarski kapitan blokował część ciosów, łapiąc powietrze coraz głośniej. Ostrze wybrańca Mrocznego Księcia coraz bliżej było sięgnięcia wizjera Brennenfelda. On sam zdawał się mieć niespożyte zasoby energii, jakby coś wciąż stymulowało go do ataku. W końcu Lothar grzmotnął skupionego na ataku przeciwnika, stwarzając nieco dystansu. Sepphirion wstrząsnął głową, zaśmiał się srebrzyście i znów zaatakował.
Teraz jednak Lothar nie pozwalał mu tak śmiało poczynać. Założywszy podniesiony z ziemi bagnet trzymał wroga na dystans. Wybraniec zwolnił, zaczynając krążyć wokół rywala.
- Jest z tobą więcej zabawy, niż się spodziewałem- rzucił rozradowany czempion. Euforia wypełniała całe jego ciało, łechtała przyjemnie wnętrze, każąc iść i zadawać ból. Spróbował wypadu, siekąc z góry, lecz przypominający igłę bagnet niemal sięgnął jego hełmu.
Znów krążył. Szukał luk w obronie zmęczonego przeciwnika. Pozorowanymi atakami sprawdzał jego refleks, lecz kapitan szybko przejrzał jego fortel.
Jak jastrząb krążący wokół ofiary, Sepphirion zacieśniał krąg. Oczy Lothata sunęły za nim. Grube krople potu spływały strzelcowi po policzkach, czepiec i przeszywanica były zupełnie mokre. Przymknął oczy, gdy słona ciecz zalewała mu spojrzenie.
Sepphirion ruszył. Serce obu kombatantów przyspieszyło. Wybraniec położył lewą dłoń na klindze, uderzając sztychem niczym krótką włócznią. Publiczność zamarła.
Lothar Brennenfeld wrzasnął. Miecz wybrańca odnalazł swój cel, wsuwając się pod prawą pachę. Ciemna krew spłynęła po stali jego głowni.
Sepphirion nie krzyczał. Nie mógł, mając pamiątkowy bagnet po Arturze Brennenfeldzie wbity przez nos aż do mózgu.
Dwaj przeciwnicy stali tak przez chwilę, blisko niczym para przyjaciół. W innym świecie być może nimi byli. Trzy uderzenia serca potem obaj padli na ziemię. Tylko jeden z nich wciąż żywy.
Ostatnio zmieniony 18 sty 2016, o 22:53 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Fajny dobór muzyki, gratuluje zwycięzcy ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Kilka słów od kuchni- tylko dzięki miksturce walka nie skończyła się szybko. Tak otrzymaliśmy zażartą walkę, choć Sepphirionowi zabrakło czegoś, czym mógłbh otworzyć puszkę Lothara.

Prośba do tych, co znają się lepiej na broni i walce- nie pokręciłem pojęć? Nie pojechałem po bandzie z brakiem realizmu?
Oczywiście słucham uwag od wszystkich :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Francis pod koniec dnia wrócił do wioski by udać się na zasłużony spoczynek. Wszak rany jeszcze się goiły. W starym forcie wziął na spokojnie kąpiel, zmienił opatrunki, gdy był już czysty, nasmarował się maścią Razandira, która odstraszała moskity. Teraz był gotowy na swój wieczorny rytuał. Usiadł na swoim bujanym fotelu, odkorkował butelkę rumu i pociągnął z niej kilka łyków.
Czuł jak ognista Ciecz pali jego trzewia. Przypomniał sobie słowa dziadka, które wypowiadał za każdym razem gdy pił. "To dla zakonserwowania organizmu"

Następnie wyczyścił dokładnie swoją fajkę i nabił tytoniem owocowym. Był to specjalny tytoń Daina, który lubił eksperymentować z nowymi smakami. Z reguły miał dobre pomysły, ale tytoń grzybowy zdecydowanie do nich nie należał. Tak powoli upływały godziny, wspominanie przeszłości i obawy przed tym c przyniesie przyszłość. Rozmyślenia Francisa przerwało głośne walenie w drzwi.
- Wejść! Krzyknął
Do środka wpadł jeden z marynarzy Corteza.
- Panie jutro w południe odbędzie się kolejna walka. Imperialny Kapitan zmierzy się z tym chędożonym w dupsko wyznawcą chaosu.
- Doskonale, przygotujcie mi zacienioną wiatę z dobrym widokiem na pole walki a teraz wyjść!
- Rozkaz!


Nazajutrz Wszyscy zebrali się na miejscu przeznaczenia kolejnej dwójki przeciwników. Von Drake siedział w swoim schronieniu zajadając się mandarynkami, daktylami i popijając wodę z "grejpfrutem"
Pojedynek się rozpoczął od mocnego pierdolnięcia. Kula muszkietu wysadziła z siodła wojownika chaosu i gdyby nie mikstura życia, to walka właśnie by się skończyła. Do akcji ruszył cyckowąż, jednak nie był w stanie przebić imperialnej płyty, wszyscy zebrani posłuchali z niej trochę trzeszczącego metalu. Pomimo potężnego uścisku, Lothar przerzucił pistolet do drugiej ręki niczym Bohun szablę i jednym strzałem ukatrupił stwora. Francis wiedział, że chaosyta może pokonać kapitana tylko w jeden sposób, pchnięcie sztychem broni w pachę, prosto do serca lub w wizjer hełmu. Przeciwnicy najwidoczniej pomyśleli o tym samym i obaj jednocześnie nakłuli się na broń adwersarza. Jednak to rana chaosyty okazała się bardziej... Letalna

Gdy jaszczurki ogłosiły wynik walki i to, że Lothar jednak będzie nadal żył, tłum wybuchnął radością, głownie dlatego że składał się w większości z ludzi.
- No panowie, jak już poskładają Lothara w lazarecie, stawiam rum dla wszystkich! Wykrzyczał Von Drake.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Skądże, opis doskonały, nie idzie za bardzo w szczegóły dzięki czemu jest żywy, a jednocześnie dość dobry by odwzorować realia jak np. podkreślony upał dżungli :D Do tego trzymało w napięciu, jak Sephirion przeżył moją salwę to myślałem, że Lothara będą zbierać z pobliskich palm, a tu jeszcze epickie starcie =D> ]

Muszkieterowie, którzy wchodzącemu na plac boju kapitanowi zasalutowali równym szeregiem, zaraz na początku walki umilkli, wstrzymując nawet oddechy. Hans krzyknął tylko zaskoczony, gdy czempion Chaosu przeżył jakoś strzał Lothara, a potem dołączyło do niego kilka innych jęków, gdy ich dowódcę spętał wężowy demon, jednak gdy ku ich najszczerszemu podziwowi Brennenfeld koncertowo wyswobodził się z pułapki nie tracąc zimnej krwi dało się słyszeć westchnienia ulgi oraz krótkie okrzyki radości. Zaiste tyle lat służyli pod nim, a ów Hochlandczyk dalej potrafił im zaimponować.

Po apogeum nerwów, jakie ponapinała krótka, acz utaktyczniona na najwyższym poziomie wymiana ciosów, obaj walczący padli na wznak, zaś uzębiona ojcowskim bagnetem rusznica Lothara najpierw wysunęła się z jego przepoconych pod żelastwem palców, a dopiero potem z ociekającej krwią pionowej szpary w grzebieniastej barbucie Sephiriona.

- Zwyciężył! Na zęby Taala, WYGRAŁ!!! - wydarli się żołnierze, hurmem podbiegając do oficera, krwawiącego obficie spod prawego naramiennika. Rozcięty po podszywkę bufiasty rękaw ciemniał od nasiąkającej krwi.
- Dawać tu pled na skrzyżowane forkiety, przeniesiemy go do uzdrowiciela, migiem bo nam się wykrwawi! - warknął Albrecht, przepychając się przez kompanów.
- Fachowo to załatwiłeś druhu, bogowie byli dziś z tobą, a ścierwo chaosu pożarła nicość. Co to dla ciebie taka ranka ? - sapnął sir Horst, niedawno wyzwolony z niewoli u Druchii. Krzepki ulrykanin chwycił jeden z uchwytów i pomógł dźwignąć kapitana, który uśmiechnął się na ociekającej potem twarzy, gdy Hans odpiął mu saladę.
- Ranka... gdyby plugawca nie zatrzymał bagnet w czerepie, jego miecz wyszedłby mi drugą pachą... ugh... To było... ryzykowne wyjście. Trzecie najbardziej w mojej całej puff, 'karierze'.
- A jakie to były te dwa poprzednie ? - spytał jeden z młodszych strzelców przy noszach. Podziw wciąż rezonował w jego głosie.
- Może kiedyś wam opowiem... Wody. - uśmiechnął się z trudem Lothar, jedną dłonią przyciskając podaną płachtę nasączoną bimbrem pod ramieniem, zaś drugą otarł sobie twarz i przyjął podaną manierkę, łapczywie chwytając chłodny płyn, lejący się też po jego brodzie, zlepionych potem włosach i krezie, wciekając przyjemnie pod nagrzany pancerz, w końcu odkaszlnął, wypluwając nieco cieczy i rozejrzał się z półleżąca wokół - Hans ? Hans. Weź moją...
- Astrid, jest tutaj herr oberst. - podniósł rusznicę w dłoniach młody sierżant - A co... z tym co mówił pan na osobności... przed walką ?
Brennenfeld opadł ciężko na pled, nierówno rozłożony na drzewcach.
- Zapomnij o tym... do czasu. Teraz zanieście mnie gdzieś z dala od tego przeklętego słońca.

Oglądający pojedynek i to co działo się po nim z cienia pod jedną z oddalonych palm osobnik w wysokim kapeluszu uśmiechnął się i z zadowoleniem skinął głową, po czym zamiatając rozpiętym płaszczem odwrócił się i zniknął w mroku dżungli.
- Ranald ci sprzyja, Oberleutnancie... póki co wszystko idzie zgodnie z planem...

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Nie było żadnych błędów , jakby się pojawiły to już bym zaczął historyczne-rekonstuktorskie zrzędzenie :mrgreen:

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Zajmujesz się rekonstrukcją historyczną?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[Teraz już rzadziej , ale specjalistą od szermierki nie jestem , dźganie włócznią w tłum osób na przeciw i osłanianie się ogromną tarczą nie wymaga dużych umiejętności :D Tak w ogóle to niestety z różnych przyczyn ( głównie zdrowotnych ) raczej nie będę miał możliwości pisać do weekendu. Więc jeżeli oczywiście mogę o to poprosić to nie zaczynajcie eventu bez mnie ( o ile moja postać przeżyje walkę ) ]
Ostatnio zmieniony 19 sty 2016, o 19:05 przez Dziad, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Zamiast dyskutować o rekonstrukcjach, zacznijcie pisać rollplay!!! ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

ODPOWIEDZ