Arena of Death 13

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Arena of Death 13

Post autor: Murmandamus »

Zapraszam zatem do trzynastej już edycji Areny of Death.

edit: bez magów proszę, mumie i wampiry itp są ok ale nie będą czarować.

zasady:
1.Każdy uczestnik zgłasza swoją postać podaje: imię + krótka historyjka
skąd jest i dlaczego znalazł się na arenie nieopodal Karak Vlag..

uwaga: wybieramy herosa zajmującego jeden slot herosa

Dla autorów 3 najlepszych historyjek darmowa mikstura zdrowia którą przyznaję po zamknięciu listy uczestników.

postacie bez historyjek będą wykopywane z areny.

2.Następnie wybiera ekwipunek z podanych niżej przeze mnie opcji
może wybrać broń wedle odpowiadającej mu konfiguracji i stylu
walki. Broń pojedyncza, dwie bronie, dwuręczna, jedną zbroję lub bez
i jeden dodatek i jedną umiejętność.

3.Walki rozpatruje ja i piszę opisowo przebieg jej trwania na forum.


4.Zasady specjalne rasowe bohaterowie zatrzymują.
np: krasnolud ma nienawiśc do zielonoskórych i podobnie.*
**Armed to da theef nie działą jako komplikacja pewna.
**Bretońscy bohaterowie mają blessing of lady of lake
**Imperialni warrior priesci nie mają modlitw jak mumie inkantacji
**Asasini skavenów i darkelfów nie noszą zbroi cięższych niż lekka.
**Scar-veterani,mumie i wood elfy zbroja nie cięższa niż średnia.
**Demony w postaci Heraldów dopuszczone lecz nie mogą wybierać broni czy zbroi czy umiejętnosci. Mogą wybrać dodatek jednak tylko spośród piętn dostępnych oprócz malala.
**marki chaosu są dostępne jako pietna z dodatków.
**Death Hag nie nosi zbroi cięższej niż lekka.
**Ogry w postaci bruiserów i hunterów dopuszczone lecz mają albo dodatek albo umiejętność a nie oba.
**Asasin skaveński ma zawsze zapoisonowaną broń bez dodatku jak ma
w zasadach warhammera.Czyli może wziąc dodatek.
**Chaos Dwarf Hero otrzymuje bonus 1T dla tego że to krasnolud.
**Im cięższe uzbrojenie i pancerz tym trudniej nim włądać. Jakkolwiek
przynosi określone korzyści jak i określone kary.

**Wargory mogą pobrać 1 mutację z listy mutacji dostępnych
**Skink priest. skaven chief, tomb king icon bearer , wszelacy goblińscy I hobgoblińscy big bosi, gnoblarscy honcho, ludzcy kapitanowie empire i doW,paymaster i bretonia otrzymują bonusowy dodatek
**Ludzie(emp,dow,bret) mogą zamiast bonusowego dodatku mogą wybrać bonusową umiejętność
**Dragon Slayer otrzymuje bonusową umiejętność

bronie ręczne

Kod: Zaznacz cały

pazury kły ?(cos co nie używa normalnej broni ma wbudowane automatycznie) 
pazury bitewne(asasini tylko) 
sztylet 
miecz krótki 
długi miecz 
rapier 
topór 
włócznia 
młot 
maczuga 
czoppa 
katana 
gwiazda zaranna
wakizashi

bronie oburęczne: 

Bastard(okreslic styl walki jednorącz bądź oburącz) 
miecz dwuręczny2ws 
topór oburęczny 
korbacz 
młot oburęczny 
halabarda 
kadzielnica plagi(censer) 
kij 
dwuręczny miecz Ilthamirowy(tylko HE) 
Kula Fanatyka i halucynogen(tylko nocny goblin)


zbroje:

Kod: Zaznacz cały

<brak zbroi> 
lekka zbroja (skórzana etc) 
średnia zbroja (kolczuga ,napierśniki,itd) 
ciężka zbroja (paskowa, półpłytowa itd) 
Pancerz Ilthramirowy(tylko High elfy) 
pełna płytówka/gromrill/chaos(tylko dw,em chaos) 
tarcza 


*określone bronie mają rózne bonusy i ew minusy.Niektóre komponują się ze sobą używane razem ze sobą. Np dwa krotkie miecze. Inne mogą dawac okreslony bonus normalnie a dodatkowy kiedy są noszone jako jedna broń bez innej i bez tarczy. Np włócznia.
*różne dodają różne bonusy i minusy. Lekka wcale nie znaczy gorsza, a brak zbroi równierz ma swoje istotne zalety.



dodatki i gadżety:

amulet ochronny
bicz(zamiast drugiej broni lub tarczy, zakaz dwuraków))
błogosławiona broń
bomby błyskowe
bomba kwasowa
bomba paraliżująca
buty szybkości
duszki lasu(WE)
eliksir refleksu
eliksir odurzający
eliksir ze spaczenia (skaveni tylko)
grzyby szalonego kapelusznika(nocne gobliny tylko)
hełm
ikona sigmara (Empire)
kolce na broni/zadziory
kusza pistoletowa
lwi płaszcz (HE)
mikstura zdrowia
mięso trolla (tylko gobliny)
mikstura siły(duża)
mikstura precyzji(duża)
mikstura odpornosci(duża)
mistrozwska zbroja
mistrzowska broń
noże do rzucania
płaszcz z smoka morskiego(tylko mroczne elfy)
2xpistolet(tylko emp,sk,dw)
piwo bugmana xxxxxx(tylko krasnoludy)
pierścień ochrony jadowej
piętno khorna
piętno tzentcha
piętno nurgla
piętno slanesha
piętno Malala
płaczące ostrza
płonąca broń
przeklęta broń
sieći
stymulat
trucizna jadowa
trucizna czarny lotos(DE)
umagicznienie broni
woda swięcona
wyostrzenie broni

cechy i umiejętności:

agresywny
berserker
biegły w broni
błogosławiony pani jeziora (tylko bretonia)
chwytny ogon z nożem (skaveni)
cnota rycerskiego paladyna (bretonia tylko)
defensywny
dobry refleks
leśne błogosławieństwo
wyszkolony
ekspert w walce
mięśniak
odważny
precyzja w uderzeniu
szermierz(imperium)
szczęściarz
tarczownik(wymagana tarcza)
twardziel
twardogłowy
zabójca
zajadłość
zręczny
riposta
wampirza krew: necrarcarch (tylko wampiry)
wampirza krew: blood dr (tylko wampiry)
wampirza krew: strigoi (tylko wampiry)
wa,pirza krew: lhamia (tylko wampiry)

wampirza krew(blood dragon, necrarch, strigo,lhamiai)[tylko wampiry]
*(wampirza krew strigoi ma zbanowane broń i zbroje/)

Mutacje dla bestioludzi

dodatkowe ramię
rogi:
Straszna paskuda:
silne kopyta:
ciało węża:(slanesh only)
pulsujące ciało zmian:(mark of tzentch only)
wielkie cielsko
macka:(tylko mark of nurgle)
gorączka bitewna(Khorne only)
bitewny ryk(mark khorna tylko)


Highscore(zwycięzcy aren)

Arena nr 1 :Skiririt zabójca klanu Eshin(skaven Assasin)
zabity w finale areny nr 2 przez Edwina Wszechwiedzacego wybrańca Tzeencha.

Arena nr 2 Edwin Wszechwiedzący wybraniec Tzeentcha(Exalted champion)
zabity w arenie nr 4 przez Gurthanga Żelaznobrodego(dwarf thane).

areny nr 3:Cossalion mistrz miecza z Hoeth(High elf commander)
zabity w arenie 4 przez Chi Ich Yu aspiring championa

arena nr 4:Otto Kalman Blond Dragon(Vampire Thrall)

powrócił w rodzinne strony

Arena nr 5:Axelheart Strigoi(Vampire Thrall)

los nieznany-zbiegł

Arena nr 6: ???? ( Jasiowa niedokończona w finale)

Abdul Al-Raqish ibn Hassan miał walczyc z Ghruu bestią lecz pojedynek się nie odbył.

Arena nr 7: Karol Wallenstein(Empire Captain)
( powrócił w chwale do domu po zwycięstwie) zabity w arenie nr 10 przez
zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..

Arena nr 8: Judasz Przeklęty(Wight King)
Zdjąwszy klątwe nieżycia po zwycięstwie areny połączył się z ukochaną.

Arena nr 9: Karol Wallenstein(Empire Captain)
(obroniwszy tytuł mistrza przez drugie zwycięstwo turnieju powrócił w chwale do domu) lecz zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..

Arena nr 10: Khaert Abaleth(Dark elf assasin)
Zwycięzca areny oddalił się w nieznanym kierunku. Powrócił w arenie nr 11 lecz został w niej zabity przez Beorda Drwala z Hochlandu.

Arena nr 11: Beored Drwal (Empire Captain)
Powrócił do rodzinnego Hochlandu by nabrać chęci do życia

Arena nr 12: Loq'Qua'Chaq (Saurus Scar-Veteran)
Wygrawszy na arenie odzyskał swą wolność.

Arena nr 13: Kaelos(Dark Elf assasin)
Oddalił się w nieznane.


miejsca na 16 os:
1. Kaelos(Dark Elf Assassin)
2 Sztylety, Zbroja: Brak ,Mistrzowska broń , Zabójca

2.Magnus Wspaniały(exalted champion)
2 topory ręczne ,Chaos Armour ,piętno khorna, Mistrzostwo w walce

Arthew Cienisty Prorok(Champion of Tzeentch)

halabarda,chaos armor,piętno tzeentcha,ekspert w walce

4.Zjadacz-Gór, dla znajomych po prostu Zjadacz(Ogre Hunter)
Włócznia,Pancerz Lekki, Defensywny , mikstura zdrowia(nagroda)

5.Imię: Niewiadome, nazywany Rzeką Krwi(Exalted Hero)
2xdługi miecz, Brak zbroi, piętno khorna, dobry refleks

6.Khemor Drax Wysoki Egzekutor z Har Ganeth (Master DE)
Draich, Ciężka zbroja, Precyzja w uderzeniu, Magiczna Broń , mikstura zdrowia(nagroda)

7. Klaus von Geldfass (Empire Capitan )
Długi miecz , Pancerz: Płytówka , Tarcza, para pitsoli szermierz(imperium) dobry refleks.

8 Gaurwaith (Exalted champion Malala)
długi smukły miecz zbroja: brak (czarny znoszony płaszcz z kapturem)
Piętno Malala ,zabójca

9.Marius Luccareni (kapitan DoW)
Broń: rapier, krótki miecz (ew. sztylet)
Zbroja: ciężka
Dodatek: buty szybkości
Umiejętności: mięśniak, riposta

10.Skreetz - Skaven - Plague Priest
Broń - Kadzielnica Zarazy (ta sama której używał Veskith)
Zbroja - Brak
Umiejętność - Zajadłość
Dodatek - Amulet Ochronny

11. Imię: Adalbert von Winkler (przydomek "Szczęściarz")
Klasa: Imperial Master Engineer
Broń: jednoręczny młot bojowy
Zbroja: skórznia
Dodatek: para zdobionych pistoletów
Cecha: szczęściarz ,zręczny

12.Erathog Tgu Tanr Dehgt (ogre hunter)
maczuga, tarcza, ciężka zbroja
mikstura zdrowia

13. Hrisskar Bijebylekoggsson(Egzaltowany Czempion)
Dwa Topory
Chaos Armour
Piętno Khorna
Twardogłowy

14. Imie: <brak> (dawniej Agnes Zebub, dawniej siostra Agnes)
Klasa: Spawn (count as Herald),
Piętno: Nurgle , mikstura zdrowia(nagroda)

15. Imię: Sukhamarq'ua (Herald Slaanesha)
Broń: nazwijmy to umownie "szczypcami"
Piętno: Slaanesh

16. Gregorius DOW kapitan)

Miecz dwuręczny,średnia zbroja (mistrzowska),defensywny
Ostatnio zmieniony 7 kwie 2009, o 08:30 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 5 razy.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

temat do historii postaci:

1. Kaelos(Dark Elf Assassin)

Kaelos służył samemu Malekithowi. Małomówny, skryty, doskonały. Na swoim koncie miał wiele zabójstw, wielu Assurów. Potrafił się wedrzeć nie zauważenie do najlepiej strzeżonych fortec. W tym co robił, nie miał sobie równych. Na arenie w Karak Vlag chciał pokazać to wszystkim. Preferował atak z zaskoczenia, ale wiedział że w pojedynkach również jest niezwyciężony. Zawsze atakuje pierwszy, zasypując rywala gradem ciosów, aż któryś dosięgnie jego ciała. Chciał zapisać się na kartach historii, jako asasyn nad asasynami, jedyny niezwyciężony.

2.Magnus Wspaniały(exalted champion)

Magnus urodził się w małej wiosce na północy w jednym z tamtejszych plemion. Od początku było widać że jest wybrańcem. Spośród innych wojowników wyróżniała go siła i wytrzymałość. Szybko zdobył władzę w plemieniu. Odniósł wiele sukcesów w walce z imperialnymi żołnierzami ku chwale boga krwi bowiem jego wybrał jako swego pana. Jednak pewnego razu wpadł w zasadzkę imperialnych żołnierzy którzy po prawdzie zostali wybici lecz on sam stracił całą swą bandę.Wtem doszły do niego słuchy o arenie na Karak Vlag.Jeżeli wygram arenę będę w stanie odtworzyć swoją bandę po za tym zdobędę parę czaszek dla boga krwi. Z tą myślą Magnus ruszył na arenę.

3.Arthew Cienisty Prorok(Champion of Tzeentch)

Kolejna walka z innym wyznaniem...Nic nadzwyczajnego, ci wszyscy szaleńcy zasługują na śmierć. Chociaż nie...mam coś innego do zrobienia czuję to. Skierował swój dysk i leciał tam gdzie kierował go instynkt . Zobaczył czempiona khorna w biegnącego w kierunku jakiegoś budynku .
Przyzwał wiatry magi i cisnął w niego pociskiem . Lecz ten usłyszał go i zrobił unik . Arthew podleciał zeskczył z dysku i rozpoczęła się walka.
Wróg był silny i szybki ale doświadczenie i pomoc boga pozwalały mu przewidywać posunięcia wroga i dość szybko pozbawił go pustego, szalonego łba.
Nikt nie powstrzyma go w zrealizowaniu woli pana a tym bardziej jakiś szaleniec w czerwonej zbrojce.
Już wiedział co chce pan...wkroczył na arenę i zaczął przygotowywać się do walki.


4.Zjadacz-Gór, dla znajomych po prostu Zjadacz(Ogre Hunter)

Burza śnieżna rozpętała się na dobre. To co było spokojnie spadającym śnieżkiem w chwilę zamieniło się w mroźne piekło. Temperatura obniżyła się gwałtownie. Nawałnica ograniczała wzrok do minimum, najczęściej do czubka własnego nosa. Zamieć huczała, denerwujące, nic nie widać nic nie słychać a no i czuć też nie ma co. Duży pewnie też miał to samo, ale nie takie rzeczy już przeżył więc teraz też dam radę, mam nadzieje że ja też… Poprawił czapkę, zaciągnął szalik i ruszył za ogrem który dawał chociaż niewielką osłonę od wiatru wiejącego od północy. Nos mi cały zsiniał, chyba złapie jakieś choróbsko psia mać. Apsik…
- Daleko jeszcze? – krzyknął gnoblar, pociągając nosem i zastanawiając się czy takie gadanie wogule przebije się do uszu łowcy, miał już odrobinę tego dosyć, musieli iść akurat przez najmroźniejszą przełęcz? Nie mogli przejść jakąś spokojną doliną gdzie wiosna już zawitała? Uparty tuman, dodał po cichu by nie dostać po głowie.
- Nie wiem, z tego co mówili to pewnie jeszcze z dwa dni drogi smarku.- odparł spokojnie ogr.
- Mówiłem ci przestań mnie obrażać bo tobie też wymyśle ksywę, Zjadaczu-Gór.- odkrzyknął po chwili, dlaczego głupi ogr nie umie się nauczyć że nazywam się Wielkonosy, niech to zapamięta ta tłusta baryła… tak, Tłusta Baryła - dobrze powiedziane, muhehehe…

Minęło już sporo czasu, marsz jeżeli można było to tak nazwać wlókł się niemiłosiernie, śniegu było na prawie na metr, gdyby nie ścieżka którą masą wydeptywał ogr już dawno gnoblar zostałby daleko z tyłu, przysypany pod jakąś zaspą. Mróz natomiast był nie do wytrzymania, zamiast Wielkonosy będę zaraz Beznosy jak mi odmarznie i odpadnie, oj nie było by fajnie. Zdecydowanie nie fajnie… Dlaczego wogule ruszył za tym tłuściochem zamiast zostać u siebie w hacjendzie, pić co nie miara i zbijać bąki? Ale nie, wolał poznać świat, przygody przeżyć – teraz to mi się odechciało, ale samemu wracać do domu nie da rady, jeszcze jakiś Bestyje paskudny, których pełne te góry, na mnie napadnie po drodze i co wtedy? Ehh, marudzeniem nie zmienię swojego losu, brniemy dalej… najwyżej pomarudzę później…

O nareszcie baryła się na coś przydał, znalazł jaskinie u podnóża jednej ze ścian przełęczy. Nareszcie będzie można odpocząć, dać odpocząć zmęczonym nogom oraz choć troszkę ocieplić sobie nos.
- Stój, poczekaj tu smarku, sprawdzę ją najpierw. – powiedział blokując gnoblarowi wejście, po czym wyjął włócznie z grotem zrobionym z kła największego szablozęba jakiego miał okazję pokonać w życiu.
- A figę, nie gadaj głupot tylko wpuść mnie. – po czym kopnął ogra w nogę. Tego i tak pewnie nie poczuł. Za to ogr oddał mu tym samym że zielony poleciał parę metrów zatrzymując się na zaspie, ale nie dostał kopa z racji jego małego kopniaka tylko z marudzenia, dla zasady.
- Nie marudź, ile razy mam ci powtarzać że marudzenie nic nie da. Czekaj chwilę. – powiedział po czym wszedł do środka, wejście było niewielkie ale olbrzym zręcznie się przez nie przecisnął. Mijała chwila, dwie, trzy, trzy i pół, a ogra nie było jak nie ma. Dopiero po siedmiu i pół chwili z jaskini wyłonił się paskudny łeb Zjadacza-Gór i rzekł:
- Właź bo zamarzniesz smarku, lubisz surowego szablozęba? – zapytał ogr.
- Znowu? ale dobre i to lepsze to niż głodować. – wbiegł zadowolony gnoblar wiedząc że może się spokojnie przekimać oraz podjeść, ale był głodny, nie jadł od 2 dni i ledwo chodził.

Odpoczynek bez ogniska był marny ale lepszy niż z wiejącym wiatrem na dworze. Tu było z miarę sucho. A i spać się dało, no dawno nie miał takich luksów, pocieszył się zielonoskóry. Może teraz będzie miał okazje spytać się ogra o co chodzi z tym całym wypadem w nieznane. Wyruszyli z takim pośpiechem że nie było okazji spytać, kiedyś byłem bardziej rozgarnięty, powiedział sobie gnoblar.
- Ej, tak właściwie to gdzie my idziemy? Powiedziałeś że daleko że aż żaden gnoblar nie widział, ale dokładnie gdzie? – spytał zaciekawiony i niecierpliwie czekał na reakcję. Ogr wziął haust marnej gorzały, wytarł ryj, kulturalnie beknął i odpowiedział:
- Idziemy do królestw ludziów. Zawsze jak słuchałem opowieści starego Tłustego-Języka, z jego wypraw najemniczych, zawsze miałem ochotę mu zasunąć w ryja i pokazać mu że jestem lepszy, że dam radę przeżyć przygód i więcej niż ta stara pierdoła. Mam zamiar zostać najlepszym ochroniarzem, zarabiać kupę ludziowego złota na najlepszy alkohol oraz żarcie, potem wrócić ubrany w złocie do domu i pokazać wszystkim jakimi są miernotami. Ale najpierw najemnik musi zdobyć sławę by dostawać najlepsze zlecenia, najlepszych klientów i takie tam. Dlatego usłyszałem od jednego głąba w karczmie o Arenie śmierci…
- Tak też o tym słyszałem, byłem obok jak ci to opowiadano, ale nie wiedziałem że jesteś na tyle głu…, eee, odważny, odważny oczywiście. Ale po co ci ja?
- Ty? To proste, znamy się już tyle czasu, towarzystwo… albo zapasowa racja żywnościowa. Po czym wybuchnął śmiechem który mógłby spowodować lawiny w obszarze kilku kilometrów. - Żartowałem smarku, nie jem byle czego, a tym bardziej kumpla tak niestrawnego jak ty, a teraz spać bo nie będę cię nosił przez następne dni zanim dotrzemy do Karak Vlag…

I tak zaczęła się epicka epopeja Zjadacza-Gór z marzeniem zostania sławnym najemnikiem oraz Wielkonosego, gnoblara który nie ma pojęcia dlaczego nie został w domu… mam złe przeczucia, pomyślał gnoblar zapisując te słowa w swoim dzienniku…



5.imię Niewiadome, nazywany Rzeką Krwi(Exalted Hero)

Rzeka Krwi wgryzł się głęboko w ciało mężczyzny którego przed chwilą powalił. Krew tryskała wojownikowi po całym ciele gdy zęby zagłębiały się coraz bardziej w mięsien. Krew która płyneła teraz stróżkami po dobrze zbudowanym torsie wybrańca khorna. Wpływała w zagłębienia w skórze które zostały wyryte tak dawno temu. Teraz gdy Rzeka Krwi wyprostował się widać było jak czerwona ciecz uformowała na jego piersi znak bóstwa rzezi. Wojownik przełknął kawałek ludzkiego mięsa i obrócił się w kierunku wioski z której wyszedł jego niedawny przeciwnik, miał na zbroji znaki Tzeentcha, boga magii. Tfu! splunął wyznawca khorna i powiedział - Pieprzony tchórz! Ha! Magia! Dzięki błogosławieństwu mojego pana takie beznadziejne sztuczki na mnie nie działają! uśmiechnął się i uderzył palcem w obroże na jego szyi. Miała kolce zarówno po wewnętrznej stronie jak i po zewnętrznej i według legend ludów północy takie przedmioty chronią przed magią. Leniwym krokiem Rzeka krwi zaczął iść w kierunku wioski wznosząc cicho modlitwy do Pana Czaszek, ofiarowując mu rzeź jaka ma za chwilę nastąpić. Ostre słowa zlewały się z chrzęstem zakrwawionego śniegu pod stopami wojownika. Niektórzy ludzie szykowali się do ucieczki, inni zbroili się a jeszcze inni z przerażeniem przyglądali się mężczyźnie który szedł w ich stronę. Był to wysoki mężczyzna, prawie dwumetrowy. Twarz obecnie skrzywiona w gniewie była ogorzała, widać było po niej, że mężczyzna przeżył już około 40 zim. Rdzawe włosy były spięte z tyłu i razem z brodą tworzyły gąszcz długi włosów opadających za ramiona. Krew spływała mu po mięśniach na odsłoniętej klatce piersiowej na której widniał znak khorna, który lśniał od świeżej krwi. Co bardziej szalonym umysłom by mogło się zdawać że symbol "karmi się" tą czerwoną cieczą. Potężne uda w prostych brązowych spodniach zaczęły pracować szybciej gdy mężczyzna nagle zaczął biec w kierunku wioski. Ludzie wiedzieli, że to jest ich koniec...

-Karak Vlag?! Na południu mówisz?! - krzyczał do mężczyzny który klęczał teraz przed nim. Z ust Rzeki Krwi wydobywała się ślina zmieszana z krwią jego ofiar.
-Taak... Vilhak, znaczy się wojownik którego właśnie pokonałeś tam zmierzał, na arenę gdzie podobno biją się najsilniejsi...
-Ha! Skoro biją się tam mocarze to czego szukał tam ten słabeusz, Hahaha! zaczął śmiać się głośno wybraniec Khorna. A co do Ciebie... Giń - bez uczuciowo rzekł Rzeka Krwi i błyskawicznie położył skrzyżowane ostrza na szyi swej ofiary
- Al... - zdążył jedynie powiedzieć mieszkaniec zmasakrowanej wioski zanim ostrza szybkim ruchem odcieły mu głowe a z bezgłowego ciała zaczęła tryskać krew. Wyznawcza Pana Czaszek pił ją póki nie przestała płynąć. Spojrzał na niebo, wytyczył południe i zaczął iść w tamtą stronę. W plecy zaczął wiać mu wiatr, zupełnie jak podczas gdy całymi armiami szli ku imperium... to ten sam wiatr, wiatr chaosu.
Pogrążony w rozmyśleniach i modlitwach do Khorna krótkim mieczem wyżłobił sobie na ramieniu cienką linie zaraz obok kilku innych podobnych.
- Kolejny wybraniec zabity... A służba przy tronie Khorna czeka...

Mężczyzna zwany Rzeką krwi wyruszył na południu. Z zmasakrowanej wioski pozostały jedynie ciała. Krew niby przypadkiem płynęła za wybrańcem Boga Rzezi, niczym rzeka krwi.


6.Khemor Drax Wysoki Egzekutor z Har Ganeth (Master DE)

Paskudna Pogoda nad Har Ganeth dawała się we znaki, tak, że nie dało się wystać przeklętych strugach deszczu deszczu. Dom w którym mieli ukrywać się kultyści Slaanesha był już obstawiony przez Egzekutorów w przebraniu, w pobliżu był też oddział straży miejskiej który miał ich wspomóc. Wysoki Egzekutor Kehmor Drax czekał na sygnał od zdrajcy w szeregach kultystów, wolał by on być teraz na północnych pustkowiach razem z oddziałami dowodzonymi przez Tullarisa niż bawić się w podchody ze Slaaneshowcami, jednak musiał zmazać plamę na honorze bractwa. Paskudny brązowy płaszcz w który był ubrany Egzekutor zdążył już porządnie nasiąknąć wodą. Przebierania się i podchodzenie w ukryciu pod wroga to domena Assasynów jednak w tym wypadku było ono konieczne, Tullaris wyraził się jasno, to Egzekutorzy mają dopaść zdrajcę.
Arelus, był jednym z najlepszych Egzekutorów, niepokonanym Mistrzem Draicha i morderczym Wysokim Egzekutorem, a jednak zdradził, przeciągając na stronę węża kilkunastu Egzekutorów, Khemor odkrył ich spisek i udaremnił go jednak zdrajcom udało się uciec, na szczęście jeden z nich pozostał wierny Khainowi i zdecydował się wydać współtowarzyszy. W oknie pojawiło się światło, jeden raz potem drugi, a następnie trzeci, to był znak, Kehmor ruszył powoli w stronę drzwi rezydencji.
Strażnicy nie przywiązywali większej uwagi do żebraków mnóstwo kręciło się ich po ulicach miast i nie przedstawiali jakiegokolwiek zagrożenia.
- Miedziaaka dlaa wettreaana – wsyczał Egzekutor.
- Odejść stąd parszywy dziadu, boo- nie zdążył dokończyć gdyż w tym momencie Khemor wbił mu lewą ręką sztylet w gardło, po czym błyskawicznym ruchem chwycił Draicha
i odrąbał głowę drugiemu nic nie spodziewającemu się strażnikowi. Egzekutorzy ruszyli do ataku.
Brama została wyłamana błyskawicznie, a strażnicy którzy stawali na drodze wojowników Khaina ginęli od ciosów morderczych Draichów. Egzekutorzy parli naprzód a śmierć kroczyła wraz nimi, rozbiegli się po pokojach rezydencji zabijając kolejnych oddających się swoim wyuzdanym praktykom, plugawych wyznawców Slaanesha. Khemor wycinając sobie drogę poprzez wrogów zbiegł do piwnic, wbiegł sam do jednego z pomieszczeń i zauważył, że jest otoczony przez czterech nieprzyjaciół, pośród nich stał przywódca zdrajców. Żaden z przeciwników nie miał na sobie zbroi wszyscy byli uzbrojeni w dwa długie miecze.
- Arelus ty parszywa gnido, wypruje ci dziś flaki - wrzasnął Egzekutor.
- Odważne słowa – odpowiedział wyznawca Slaanesha – Jak byś nie widział nas jest czterech a ty jeden, wykaż więcej pokory przed śmiercią. – uśmiechnął się Arelus - Zabijcie go a późnej przynieście mi jego głowę, ja mam inne sprawy na głowię – Powiedział do swych wojowników po czym wyszedł z pomieszczenia. Dwaj ruszyli natychmiast na Egzekutora, trzeci natomiast został z tyłu i niespodziewanie wbił ostrza swych mieczy w plecy towarzysza. Zdekoncentrował to na ułamek sekundy drugiego, niestety dekoncentracja w pojedynku z takim wojownikiem jak Kehmor oznaczała tylko jedno. Slaaneshowiec zauważył kontem oka zbliżające siostrze Draicha, ale było już za późno, chwilę później jego głowa znalazła się na ziemi. Nieoczekiwany sprzymierzeniec skłonił się przed Egzekutorem i powiedział – Chwała niech będzie Khainowi przez całą wieczność-
- I niech rozniesie w pył plugawych bogów chaosu – odpowiedział Kehmor.
- Panie zdrajca ucieka do kanałów musimy go ścigać-
- On jest mój, zostań tu, jeśli wejdą tu Egzekutorzy podaj hasło i powiedz im gdzie jestem, jeśli wyznawcy chaosu, zabij –
- Zrozumiałem Panie -
Khemor kroczył przez mroczny korytarz, uważając na każdy krok, nagle nie wiadomo skąd wyłonił się jego przeciwnik wykonując dwa mordercze cięcia swoimi mieczami, Egzekutor tylko dzięki morderczemu refleksowi uniknął wbicia ostrza w serce, drugi atak sparował swym Draichem, po czym przeszedł do kontrataku. Wąska przestrzeń okazała się jednak nie odpowiednia do machania wielkim Draichem i Slaaneschowiec zaczął zdobywać przewagę, jednak zawzięty Egzekutor nie dawał za wygraną. Z końca korytarza zaczęły dobiegać jakieś krzyki, Arelus spostrzegł, że zbliżają się Egzekutorzy, odskoczył więc od Kehmora i powiedział, - No cóż tu się pożegnamy – poczym nacisnął jeden kamień w ścianie otwierając tajemne przejście w którym zniknął Kehmor ryknął z nienawiści.

Wizyty u Tullarisa nie należały do przyjemnych, zwłaszcza jeśli miało się złe wieści do przekazania, za coś takiego lądował się najczęściej wbitym na pal, ale Kehmor nie miał wyjścia, nie stawienie się przed dowódcą groziło tym samym. Po jednej i po drugiej stronie drogi wiodącej do koszar Egzekutorów wisieli ukrzyżowani jeńcy wojenni, pojmani podczas ostatnich walk Tullarisa na północy. No cóż jeśli on dowodzi armią to rzadko kiedy przywozi do Naggaroth wielu niewolników. Plugawi wyznawcy Khorna którzy po raz kolejny próbowali najechać ziemię mrocznych Elfów, teraz więc niech zdychają.
Khemor stanął przed obliczem Tullarisa, liczył że po rzezi jaką zgotował chaośnikom będzie w dobrym humorze. Jego dowódca nie należał może do najwybitniejszych wodzów, czy fechmistrzów w Naggaroth, ale nie wątpliwie był najdzikszy i najbardziej okrutny, pozatym kombinacja dwóch potężnych magicznych przedmiotów, Czarnego amuletu i Topora Egzekutora czyniły z niego niepokonanego wojownika. Kiedyś ponoć dzięki nim pokonał nawet większego demona chaosu.
- Witaj Kehmorze,- powiedział Tullaris - czy zabiłeś wszystkich heretyków tak jak rozkazałem -
- Panie, dom kupca Abraksisa którym ukrywali się zdrajcy został spalony, a oni wszyscy zginęli - Odpowiedział Kehmor.
- A co z Arelusem –kontynuował Tullaris
Kehmor poczuł jak język więźnie mu w gardle, musiał jednak przekazać wiadomość.
- Zbiegł Panie - wycedził.
Tullaris zmierzył Kehmora lodowatym wzrokiem, a ten przełknął ślinę, wiedząc, że za chwile może umrzeć bardzo nie przyjemny sposób.
- Twoja niekompetencja jest rażąca, miałeś zmyć hańbę zdrady z bractwa, a ty przysparzasz mi jeszcze więcej powodów do dyshonoru -
- Panie wybacz ja-
- Milcz- Wrzasnął Tullaris – Powinieneś wisieć na krzyżu razem z tymi przeklętymi Khornistami, lub oddać głowę pod moim toporem, ale ponieważ jest to twoja pierwsza większa porażka pozwolę ci żyć. Lecz twoim naczelnym zadaniem jest odnalezienie tego zdrajcy, jego głowa ma się znaleźć pod moimi stopami, a teraz precz mi z oczu.-
Kehmor odetchnął ulgą i ruszył w stronę drzwi.

Gwiazdy świeciły nad lasem, a wiatr szumiał łagodnie pomiędzy drzewami. Noc była bezksiężycowa co ułatwiało atak. W końcu po tylu tygodniach pościgu Kehmor odnalazł kryjówkę Arelusa. Od śledztwa w Har Ganeth poprzez bitwę w porcie Karond Kar i pościg przez wielki ocean do Tieli gdzie musieli się zmierzyć z Inkwizycją Solkana dotarli aż tutaj, do krain zwanych przez barbarzyńskich ludzi Księstwami Granicznymi.
Oddział Khemora składał się z Karona i Traksusa dwóch zaufanych Mistrzów Draicha, kilki Cieni i Korsarzy, oraz paru najemników z bandy Menglia dowodzonych przez Vaksa. Polana na której stały zabudowania zajmowane przez kultystów była odstawiona, teraz należało wejść i zabić zdrajcę.
Cienie usunęły wartowników, Mroczne elfy ruszyły niosąc śmierć i zniszczenie swoim wrogom, a Khemor szedł przed siebie miażdżąc każdy opór stawiany przez ludzkich kultystów Slaanesha , miał tylko jeden cel dopaść Arelusa. W końcu go odnalazł ich spojrzenia spotkały się.
- A więc to przygnało cię aż tu za mną Kehmoże godny podziwu upór- Powiedział Arelus.
- Zamknij się ty zdradziecka świnio, zaraz skrócę cię o głowę – Odpowiedział Egzekutor, poczym zaatakował zdrajcę swym Draichem. Arelus okazał się jednak szybszy i jego dwa miecze poszybowały w stronę Egzekutora, ten z ataku musiał błyskawicznie przejść do obrony i sparował cięcia. Kehmor znalazł się w defensywie broniąc się przed atakami Arelusa, w końcu jednak odskoczył do niego i wyprowadził mordercze ciecia Draichem. Arelus sparował je jednak po czym powiedział.
- Daremnie się trudzisz, pamiętasz byłem Egzekutorem, znam twój styl walki-
- A to znasz – Odpowiedział Egzekutor po czym wyprowadził cięcie z nad głowy omijając blok, jednak Arelus zdążył się uchylić. Egzekutor wyprowadził kolejne cięcie z nad głowy trafiając w blok krzyżowy, jego przeciwnik był jednak odkryty na dole co postanowił wykorzystać i kopnął go w wewnętrzną stronę kolana. Arelus stracił na chwilę równowagę co Kehmor błyskawicznie wykorzystał raniąc go w rękę, a następnie kolejnym morderczym cięciem pozbawiając go głowy. Bezwładna ciało upadło na ziemię, zemsta dokonała się zdrajca zginął, a skaza zdrady została zmyta. Mroczne Elfy dobijały ostatnich kultystów, teraz po pokonaniu wrogów mogły udać się w drogę powrotną.

Khemor zablokował kolejne cięcie miecza półtorarocznego, człowiek z którym walczył był znakomicie wyszkolony i niebezpieczny. Egzekutor zaatakował lecz Imperialny Rycerz w czarnej zbroi, ze skórą pantery na plecach ubiegł go po raz kolejny i Mroczny Elf musiał zastawić się Draichem. Trzymany dwuręcznie półtorak dawał człowiekowi przewagę prędkości. Khemor widząc, że w tym pojedynku nie może pozwolić sobie na najmniejszą nie uwagę, musiał dać z siebie wszystko. Postanowił zmusić przeciwnika do błędu, cofnął się o krok i zaatakował z nad głowy, Rycerz już miał obić cios gdy Elf zmienił kierunek cięcia. Człowiek zorientował się ostatniej chwili, zmienił kąt parowania, ostrza zetknęły się, niestety jednak za późno, końcówka Draicha trafiła go w głowę. Hełm kuty w Middelheim wytrzymał trefienie, ale siła ciosu była tak duża, że rycerzowi dzwoniło między uszami. Widząc chwilowe zdekoncentrowanie przeciwnika, Khemor zdecydował się nie czekać, opancerzonym bytem kopnął przeciwnika w klatkę piersiową, człowiek stracił poleciał do tyłu, a Egzekutor wykonał idealne cięcie, tym razem odrąbując głowę rycerza.
Mroczy elf odetchnął, kolejny niebezpieczny przeciwnik pokonany. Wracając na okręt Korsarzy do Tielii Mroczne Elfy natknęły się na grupę rycerzy z Imperium, rozgorzała walka, lżej zbrojnych udało się położyć przy pomocy kusz powtarzalnych. Z ciężko zbrojnymi rycerzami trzeba było poradzić sobie w walce w ręcz. Po przeszukaniu zwłok okazało się, że pokonany człowiek nazywał się Herman von Ludorf i był kapitanem Rycerzy Pantery. Zmierzał on do Karag Vlag na mający odbyć się tam turniej. Po krótkim namyśle Khemor zdecydował się tam wybrać aby sprawdzić swe umiejętnościi przelać trochę krwi dla Khaina.
- Ci głupcy zobaczą co to znaczy zmierzyć się z Mrocznym Elfem - pomyslał.


7. Klaus von Geldfass (Empire Capitan )

Klaus von Wallenstein były najemnik , który za wyczyny wojenne dorobił się tytułu szlacheckiego . Niestety jego wojenny charakter spowodował , zaczął prowadzić wojny z sąsiadami... po kilku potyczkach i spalonych zamkach sprawa dotrała do samego Elektora Nordlandu który bez cyregieli kazał wygnać Klausa . Pozbawiony honoru i ziemi Klaus został rozbójnikiem . Niestety dobrze wyszkoleni żołnierze Nordlandu uniemożliwiali co większe napady . Zmuszony nieduczanymi atakami Klaus wydał się na daleką banicje . Po kilku miesiącach tułaczki dowiedział się o Arenie . No cóż ... może tu odzyska honor ? a co najważniejsze pieniądze ?

8 Gaurwaith (Exalted champion Malala)

- Ha, ten plan nie może się nie udać – wykrzyknął mężczyzna, omal nie spadając z krzesła – dziś wieczorem panowie, słudzy Tego Który Zmienia Drogi zatriumfują!

- Spokojnie mój przyjacielu, będziemy się cieszyć dopiero gdy zbezcześcimy świątynie słabeusza Sigmara – stojący przy stole drugi mężczyzna, zacisnął długie szpony ze złości wypowiadając ostatnie słowo, po czym splunął, jakby pocałował coś obrzydliwie oślizgłego – A teraz powtórzmy plan krok po kroku...



*****************************************************************************************************************


- Poproszę pięć tych świeżych i soczystych jabłek – młodzieniec wskazał palcem do koszyka na zielone owoce – To wszystko.

Handlarka obliczyła dość szybko cenę pięciu jabłuszek, pomimo hałasu, którym otoczone było całe targowisko, nader często przeszkadzającym w obliczaniu nawet prostych rachunków. Kupujący zapłacił wyznaczoną sumę, schował jabłka do torby i uśmiechnął się do kobiety za straganem. Po czym skierował się powoli ku dzielnicy biedoty. Po drodze zjadł jedno jabłko, stwierdzając, że nie są warte swojej ceny. Mijając labirynt uliczek doszedł przed zrujnowany dom, niczym nie różniący się od pozostałych. Wyciągnął klucz, przekręcił dwa razy i wszedł w ciemny korytarz. Następnie po schodach do góry, na końcu których znajdowały się mocne dębowe drzwi. Zapukał dziwną kombinację, poczekał chwilę, i usłyszał przekręcanie klucza po drugiej stronie. W progu powitała go twarz z jednym okiem na środku czoła i długą czarną brodą:

- Nie śpieszyłeś się zbytnio Will, co?

- Byłem jeszcze na targu, kupiłem parę jabłek – podniósł i potrząsnął torbą.

- Dawaj i właź – odburknął brodaty.

Wszedł do pokoju dosyć dużego i ubogiego w meble. Jedynie stół i cztery krzesła stanowiły tu umeblowanie, a wygląd drewnianych ścian przyprawiał o dreszcze. Trzy krzesła były zajęte, przez rozmawiających ludzi, wpatrujących się w jakieś papiery na blacie stołu, co chwila któryś z siedzących mężczyzn wodził palcem po kartkach.

- Ej Młody i jak sytuacja pod świątynią? - zapytali wszyscy trzej niemal równocześnie, gdy zauważyli wchodzącego Willa.

- Czterech strażników, dwóch przed przybytkiem plugastwa, pozostali w środku przy relikwii. Tak jak wczoraj, przedwczoraj i jeszcze wcześniej – Czując na sobie wzrok wszystkich towarzyszy, który go trochę onieśmielał, dodał - Niczego się raczej nie spodziewają.

- Ha! Widzisz Ronald! - zawołał jeden z siedzących do kolegi obok – plan musi się udać, obyśmy zostali wynagrodzeni przez naszego Pana!

- Nie podniecaj się zbytnio, musimy skupić się na planie, nie na triumfie, na to drugie będzie jeszcze pora – odwrócił się do konsumującego jabłko – Hej Alex, rzuć jedno, od rana nie miałem nic w gębie.
Brodacz rzucił owoc Ronaldowi, który ten zręcznie chwycił swoimi szponami.

Nie zdążył zrobić kęsa, gdy nastąpił stłumiony, głośny huk, a w drzwiach pojawiły się jakieś postacie.

- Na rozkaz Świętego Oficjum Sigmara jesteście skazani na natychmiastową śmierć! –
Pierwszy łowca wpadł i wraz z ostatnim słowem, wystrzelił z pistoletu w najbliższego przeciwnika. Kula trafiła Willa prosto w lewe oko, który padł trupem, zanim reszta zorientował się co się w ogóle dzieje. Ronald otrzeźwiał umysłowo najszybciej z wyznawców Tzeentcha i rzucił się w stronę łowcy, wbijając szpony w w klatkę piersiową, przebijając człowieka niemal na wylot. Ale donośniejsze krzyki bólu i zadawanych ciosów dochodziły z tyłu, z przedsionka, a nie z pomieszczenia gdzie już leżały dwa świeże trupy. I wtedy łowcy czarownic wraz z gwardią imperialnych żołnierzy oraz kultyści chaosu zamarli na kilka sekund, już całkowicie nie wiedząc co się dzieje. Z tyłu na dole coraz bliżej było słychać odgłosy mordowanych ludzi, kwiczących jak zarzynane świnie. Zdezorientowani kultyści zawahali się, ale podjęli walkę, łowcy przyjęli z kolei postawę defensywną. Padł jeden ze sług chaosu, rażony mieczem. Z tyłu wciąż było słychać nieprzyjemne odgłosy rozpruwanego ciała przez stal. Gdy łowca męczący się z dwoma zmutowanymi, dostrzegł kątem oka padające ciało sprzymierzeńca obok, zacisnął zęby, wiedząc co się zaraz stanie. W końcu ostrze miecza przebiło się przez plecy ostatniego wyznawcy Sigmara w momencie parowania ciosów Ronalda i Alexa. Pozostali przy życiu cofnęli się pod ścianę, nie wiedząc co robić. Przed nimi stała osoba pokryta w czarne szmaty z mieczem w ręku.

- Co jest do chole... - głowa Ronalda zachwiała się na szyi, po czym opadła z donośnym plaskiem na podłogę.

Pojedyncze szczęki broni i pozostali dwaj wyznawcy Pana Przemian upadli martwi.

Postać usiadła na krześle, podniosła zielone jabłko umazane krwią, które wytarła w swoje łachy, ugryzła i natychmiast wypluła kęs.

- Ohydne – Gaurwaith mruknął z grymasem niezadowolenia, popatrzył na niebo za oknem – Czas ruszać dalej, w stronę gór, by wyładować swój gniew i okazać w pełni pogardę przed kimś znacznie lepszym – tu spojrzał na ciała w których powoli stygła krew.


9.Marius Luccareni (kapitan DoW)

- Opowiedz nam jakąś historię - wołały dzieci. Zgromadziły się wokół starca w starych obdartych szatach, siedzącego przed gospodą "Zloty kufel". - Opowiedz!
- A co chcielibyście usłyszeć? - starzec zapytał z uśmiechem.
- O bohaterach! - zawołał jeden z chłopców.
- Dobrze, niech będzie o bohaterach, a właściwie opowiem wam histrię o jednym śmiałku. Była niegdyś w naszej Tilei Szara Kompania. Był to oddział, którego znakiem rozpoznawczym był szary sztandar, bez żadnych ornamentów czy zdobień. Przywódcą był Allesandro del Rocco. Jednak nie o nim będę wam opowiadał. Członkini tej kompanii był niejaki Marius Luccareni. Był to młody najemnik, lecz wyszkoleniem dorównywał najbardziej doświadczonym najmitom. Łączył umiejętności z młodzieńczą energią. Powiadają, że nie wielu mogło się mu równać.
- A jak wyglądał? - jasnowłosa dziewczynka przerwała starcowi.
- Był mojego wzrostu. Miał kasztanowe, gładkie włosy. Orli nos i pociągłą twarz. Był przystojny, ale o każdym młodym Tileańczyku można to powiedzieć. Jego lewy policzek zdobiła blizna...
- Co to była za blizna? - wyrwał się 7-letni chłopiec.
- Była to pamiątka po walce ze skaveńskim zabójcą. Zatrute ostrze skavena o mały włos a wyssałoby życie z ciała Mariusa. Jednakże udało się go uratować. To przezycie uświado miło Luccareniemu i sile trucizny. Odtąd sam zaczął stosować truciznę by zwiększyć silę swojego ostrza. Podobno sprowadzał z Przeklętego Miasta truciznę z moussilon`skiej róży. Jak powiadają sam jej sapach sprawia, że człowiek zaczyna chorować. Ale wróćmy do Mariusa. Pewnego razu wziął udział w turnieju...


10.Skreetz - Skaven - Plague Priest

Lurk z niemałą satysfakcją zauważył, że wywar spaczeniowy nie do końca zadziałał tak jak należy na jego, byłego już, Pana. Zaśmiał się w duchu, no cóż odrobina soli morskiej, szczypta siarki i eliksir działa kompletnie inaczej, a może po prostu nie działa, hi-hi.
Tylko skąd ten zapach piżma strachu? Ależ tak, przecież truchło po Veskicie jeszcze nie do końca wywietrzało, po wypuszczeniu tak dużej ilości zapachu.
Hm, co my tu jeszcze mamy... Zbroja całkowicie strzaskana, nic z niej nie będzie, raczej się nie przyda. Drobny skaven odrzucił stos pogiętych blach i pozrywanych pasków w kąt pieczary. A tak-tak, Święta Kadzielnica Zarazy, to się niewątpliwie przyda, piękny-cudny przedmiot i do tego ten delikatny zapach spaczenia... Tak-oczywiście mnisi z klanu Pestilence będą bardzo zainteresowani odkupieniem tego cudeńka, Lurk będzie bogaty!!!
Tylko najpierw musi dostać się do pod-tuneli i tam zastanowić się nad szczegółami planu.
***********************************
- A tu jest złodziej!!! - nagłe szarpniecie i smród psującego się mięsa zbudził drobnego, służalczego byłego pomagiera Veskitha. Spojrzał przed siebie i od razu puścił piżmo. Istota stojąca przed nim nie miała już zbyt wiele wspólnego ze skavenem. Zaropiałe oczy, trąd na całym pysku, brak górnych kłów, a dolne skorodowane przez chorobę i wykruszone. Lurk chciał się spotkać z szalonymi mnichami zarazy, ale nie tak szybko, nie w takich warunkach i nie tak blisko, żeby ten potworny zaduch aż zatykał nozdża.
- No mały padalcu skąd wziąłeś ten przedmiot? - zapytał wielki zgniły brutal, pazurem wskazując na Kadzielnicę - Któremu z moich braci to skradłeś?
Lurk z chęcią by odpowiedział, gdyby tylko mógł. Niestety w tym smrodzie, z zaciśniętą łapą przedstawiciela klanu Pestilence na gardle i potwornym wręcz strachu, było to niełatwe.
Uścisk delikatnie zelżał, mały skaven zaczerpnął śmierdzącego powietrza.
- Wielki Panie właśnie podążam spod Karak Vlag ze smutną wieścią. Veskith, mój nie odżałowanej pamięci protektor zginął na arenie w pojedynku z trupakiem w bandażach. Jedyne co po nim pozostało, ta właśnie relikwia, którą oczywiście odnosiłem do Skavenblight...
- Veskith Jednooki nie żyje?! - wysyczała potwornie chora poczwara - To bardzo niedobra wiadomość, miałem się z nim spotkać... Musisz mnie zaprowadzić na tą Arenę, prędko-szybko, może jeszcze nie wszystko stracone...


11. Imię: Adalbert von Winkler (przydomek "Szczęściarz")

Adalbert od dzieciństwa w Altdorfie konstruował dla rodziców maszynki mające ułatwić im życie. Jak dorósł wstąpił do akademii inżynierów. W pierwszym roku nauki własnoręcznie złożył pierwszą broń – pistolet, który nosi ze sobą do dziś. Co prawda wprowadzał liczne poprawki w przyszłych latach i zdobił swoją konstrukcję wielokrotnie. Pracował ciężko i przyłożył się do konstrukcji jednych z najważniejszych wynalazków imperium. Na ukończenie szkoły dostał młot, który nosi przy sobie ale nie okazał się on potrzebny. Po ukończeniu szkoły zrobił duplikat swojego pistoletu i do teraz nikt oprócz niego nie może odróżnić duplikatu od pierwowzoru ani pod względem wyglądu ani użycia. Pierwszy raz w życiu użył broni do zabijania na wyprawie na orków pustoszących wioski wokół gór. Stał głównie na tyłach i odpalał ze swoich pistoletów. Głównie miał szczęście bo na dwa strzały zabijał jednego orka. Gry działo koło niego się zacięło poproszono jego o pomoc. Podszedł i przypadkiem upuścił młot – swoją pamiątke, który uderzył w działo. Maszyna od razu odpaliła zabijając wielu zielonoskórych. Od tamtego czasu ludzie nadali mu przydomek szczęściarz. Po tym wydarzeniu wiele razy udowadniał swoje szczęście. Po jednej z bitew zgubił drogę w górach i przypadkowo trafił na ukrytą arenę - Karak Vlag. Pomyślał, że to dobry pomysł na pokazanie swojego szczęścia i pewny się zapisał.

12.Erathog Tgu Tanr Dehgt (ogre hunter)

Dawno Cię nie było w okolicy – rubasznym głosem tłuściutka przedstawicielka, najprawdopodobniej kobiecej płci, powitała niespodziewanego gościa.

Przychodzień wyszczerzył zęby. AESTEN. Aesten plotkara. Tutaj trzeba uważać. Tylko spokojnie. - Trenowałem – wyszeptał.
- Znowu te wasze zabawy. Co to za trening, pranie się po pyskach dla zabawy.
- Zakład był. Ja z Farflogiem. Kto wygra, dostaje Evitkę.
- TWOJĄ EVITKĘ? - zdumiała się okrąglutka istota, przemawiając wysokimi tonami – przecież byliście ze sobą już tyle lat. To taka silna ogrzyca, chluba naszej wioski! Jak się skończyło?
- Kto przegra, jedzie do Karak Vlag na turniej, polec albo okryć chwałą nasze plemię. K......, zaczynam pierd.... jak ten piep...... ludź z lwem na płaszczy, co był u nas jako zapasy zimowe i rześmy go wczoraj zucztowali.
- I?
- Farflog wygrał. Jadę.
- Idiota. Straciłeś córkę wodza. A co zyskałeś?

Ogr odwrócił się i rzucił na odchodne - Zacięta walka była, Farflog w końcu wygrał –
Po czym dodał już ciszej: “Ale na gnobblarskie jelita, ile to trzeba było się nakombinować i namęczyć, żeby się tej jędzy z jej ojcem pozbyć z życia.... A Karag Vlag? Przecież nie może być takie złe.

A kogoś było trzeba wrobić w tą ciążę. Ja sie na ojca nie nadaję. A z takim piep..... teściem... Prawie mi szkoda Farfloga”.


13. Hrisskar Bijebylekoggsson(Egzaltowany Czempion)

W mroźny majowy poranek, samotny wędrowiec przemierzał świat pogrążony w śnieżnej zawierusze. Ze stanowczością olbrzyma przemierzał trakty znane tylko sokołom i kozicom górskim. Z niezłomnością Yeti przebijał się przez wysokie zaspy i lawiny śnieżne. Maszerując tak, pokonał już doliny i góry, miażdżąc po drodze stada górskich trolli. Przepłynął ocean, dusząc po drodze morskie potwory w mrocznych głębinach. Czuł, że cel podróży jest już niedaleko.
Przystanął na chwilę gdy dotarł do nagiego grzbietu łańcucha górskiego, jednego z tysięcy w Norsce. Spojrzał na rozciągającą się u stóp zbocza dolinę po drugiej stronie. Maleńki punkcik światła zwrócił jego uwagę. Udał się w jego kierunku.
Światło pochodziło z jurty rozbitej nad rzęką, w której rozpalili ogień okoliczni barbarzyńcy, wypływający z tej doliny na rajdy. Wędrowiec, zachęcony gwarnymi śpiewami wydobywającymi się ze środka, wszedł.
cdn.


14. Imie: <brak> (dawniej Agnes Zebub, dawniej siostra Agnes)

Ciepło.... ciepło tam gdzie kończy się głowa.... ciepło tak... tak ciepłe, że nie parzy.... zabiera czucie....

Owacje....

Ciemność....

Szarpanie.... dziesiątki.... nie, setki rąk.... szarpią.... rozszarpują....
- Miałam.... miałam być kimś....
- Zostałaś nikim. niczym. -
- Nie, nie mogę!
- Przegrałaś. Pan Rozkładu nie potrzebuje takich jak Ty.
- Nie! Miałam za mało mocy! Oszukałeś mnie demonie!
- Ha ha ha!
- Nie! Nie! NIE! DAJ MI WIĘCEJ MOCY!

Moc. Blisko. Niczym na wyciągnięcie ręki, a jednak odległość w tym stanie nie istnieje. Nie istnieje czas. Nie istnieje materia. A jednak moc jest.

Myśl. Silna myśl kieruję się w stronę mocy.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Arena. Drwal schodzi żegnany owacjami. Leżące bezgłowe ciało zaczyna się poruszać. Drgawki pośmiertne, wydaje się pewne. Biorąc pod uwagę wybrankę Nurgle'a to już nie jest takie pewne.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

- Co robisz głupia!
- Biorę więcej mocy!
- Nie rozumiesz! Nie możesz....
- Spróbuj mnie powstrzymać!

Opór. Jakby moc była skupiona w jednym punkcie i nie chciała się oderwać. Jednak odrywa się.

Pojawia się materia. I ból. Czuć podłoże. Czuć ból. Czuć wiatry magii. Czuć ból. Wszystko jest inne. Bardziej.... bolesne. Zarazem prostsze.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Ciało nagle siada. Z czubka szyi zaczyna wylewać się jakaś oleista czarna maź. Zbroja rdzewieje do tego stopnia, że cała się rozpada pod lekkim podmuchem wiatru. Skóra schodzi z całego ciala. Nadnaturalnie wydłużająca się ręka sięga po lężącą, zdawałoby się za daleko, głowę. Ta z kolei pod dotykiem zmienia kolor na zgniły zielony, gałki oczne wypływają, pozostałe włosy wypadają. Kończyna umiejscawia głowę w okolicach szyi, gdzie od razu zostaje pochłonięta przez czarną ciecz. Druga ręka staje się grubsza, podobnie jak nogi. Włokna mięśni przypominają wijące się robaki.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

- Nie! Co się dzieje?!
- Głupia śmiertelniczko! Ostrzegałem! Jesteś za słaba, żeby kontrolowac taką moc!
- Nieeee....
- Teraz jesteś pomiotem Chaosu! Byłaś zbyt słaba moja droga Agnes.

Zabijać.... Niszczyć.... Rozkładać.... Powoli.... Muchy.... Toczyć świat chorobą.... Wypaczać.... Korodować....

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Mag organizujący arenę miał niemały problem ze schwytaniem powstałego na jego oczach pomiotu Chaosu. Jednak udalo mu się go spętać. Będzie ciekawym zawodnikiem na kolejnym turnieju.


15. Imię: Sukhamarq'ua (Herald Slaanesha)

- Nie wywiązujesz się z umowy.
Gotfryd poczuł zimny dreszcz. Jego ręka zastygła bezwiednie na którejś z 6 piersi demonicy, podczas gdy umysł konwulsyjnie próbował wybrnąć z niebezpiecznej sytuacji.
- Obiecałam Ci rozkosz jakiej nigdy nie skosztujesz, zawiązanie intryg, których istota ludzka nigdy nie przejrzy, a także splendor i rosnące bogactwo... Obiecałam i wszystko to otrzymałeś. A ty? Przyprowadzasz mi wieśniaków, twierdząc, że to godne mnie ofiary!? Udostępniasz piwnicę kultystom, sądząc, że to odpowiednie pomieszczenie na orgiastyczne msze?! Obiecałeś mi szlachcianki, Gotfrydzie!! Obiecałeś Nam Kościół!!
Do świadomości barona powoli docierało w jak fatalnej sytuacji się znalazł. Przez cały czas Sukhamarq'ua pieszczotliwie gładziła go po brzuchu i udach sztychem swych szczypiec. Robiła to już wielokrotnie wcześniej, jednak tym razem te powolne karesy nie doprowadzały go do spazmów rozkoszy.
- Ależ Sukghrr...
Słowa uwięzły mu w gwałtownie ściśniętym gardle.
- Ostrzegałam, nie używaj mojego prawdziwego imienia.
Ucisk kleszczy na aortę nieco zelżał, a po szyji barona von Clausa pociekła strużka krwi.
- A.. a.. ależ najdroższa. Potrzebujemy nieco więcej czasu. Budowa tak majestatycznej budowli musi potrwać. O szlachcianki także jest nieła...
- Mam już dosyć czekania. Nudzę się. Ty też już mnie nudzisz, Gotfrydzie.
- Zap.. Zapewnię Ci rozrywkę, o wspaniała! Otrzymałem niedawno zaproszenie na wielki turniej walk. Podobno wielcy wojownicy toczą naprawde krwawe i widowiskowe boje. Jestem pewien, że ten spektakl przypadnie nam do gustu...
Oczy Sukhamarq'ui rozbłysły zachwytem na tę wieść, a jej zachowanie uległo gwałtownej zmianie. Przylgnęła rozkosznie do barona całym ciałem, poczęła pieścić jego usta, twarz, szyję, jednocześnie szepcząc w uniesieniu...
- Turniej walk? Wspaniały pomysł! Nie będę go oglądać - wezmę w nim udział! Rozkosznie będzie upuścić trochę krwi prawdziwym mężczyznom. Nie robiłam tego od lat! Ahhh, to będą cudowne chwile. Obawiam się jednak, że... wybiorę się tam bez Ciebie, najdroższy. - dokończyła, przegryzając jednocześnie Gotfrydowi krtań.


16. Gregorius DOW kapitan)

Gregorius był najemnikiem... był jeszcze kilka tygodni temu... Podczas wyprawy w poszukiwaniu córki wielmoży do lasu Loren wpadł wraz ze swoją drużyną w zasadzkę leśnych elfów. Ukrywał się wśród lasów szukając drogi powrotnej przez kilkanaście dni (przynajmniej tak mu się wydawało). Dzięki swojemu doświadczeniu udało mu się przetrwać, a nawet zwyciężyć demona lasu który próbował zwabić go do swojej pieczary...
Wyczerpany, głodny i prawie straciwszy rozum, dotarł na skraj lasu gdzie padł zemdlony.

Odzyskał przytomność i stwierdził, że zbliża się do jakichś zabudowań... nie wiedział jak tu dotarł... nie wiedział gdzie jest.

Wiedział, że potrzebuje odpoczynku. I pieniędzy by jakoś przeżyć najbliższe dni... Usłyszał o Arenie..
Ostatnio zmieniony 20 mar 2009, o 07:55 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 4 razy.

Chmuruś
Chuck Norris
Posty: 462

Post autor: Chmuruś »

Imie: Kaelos
Klasa: Dark Elf Assassin
Broń: 2 Sztylety
Zbroja: Brak
Dodatek: Mistrzowska broń
Cecha: Zabójca

Kaelos służył samemu Malekithowi. Małomówny, skryty, doskonały. Na swoim koncie miał wiele zabójstw, wielu Assurów. Potrafił się wedrzeć nie zauważenie do najlepiej strzeżonych fortec. W tym co robił, nie miał sobie równych. Na arenie w Karak Vlag chciał pokazać to wszystkim. Preferował atak z zaskoczenia, ale wiedział że w pojedynkach również jest niezwyciężony. Zawsze atakuje pierwszy, zasypując rywala gradem ciosów, aż któryś dosięgnie jego ciała. Chciał zapisać się na kartach historii, jako asasyn nad asasynami, jedyny niezwyciężony.

Yourself
Mudżahedin
Posty: 295
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Yourself »

Magnus Wspaniały(exalted champion)
Broń:2 topory ręczne
Zbroja: Chaos Armour
Dodatek: piętno khorna
Cecha: Mistrzostwo w walce
Magnus urodził się w małej wiosce na północy w jednym z tamtejszych plemion. Od początku było widać że jest wybrańcem. Spośród innych wojowników wyróżniała go siła i wytrzymałość. Szybko zdobył władzę w plemieniu. Odniósł wiele sukcesów w walce z imperialnymi żołnierzami ku chwale boga krwi bowiem jego wybrał jako swego pana. Jednak pewnego razu wpadł w zasadzkę imperialnych żołnierzy którzy po prawdzie zostali wybici lecz on sam stracił całą swą bandę.Wtem doszły do niego słuchy o arenie na Karak Vlag.Jeżeli wygram arenę będę w stanie odtworzyć swoją bandę po za tym zdobędę parę czaszek dla boga krwi. Z tą myślą Magnus ruszył na arenę.
Ostatnio zmieniony 18 mar 2009, o 19:54 przez Yourself, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Possessed
Mudżahedin
Posty: 292
Lokalizacja: WaWa

Post autor: Possessed »

Imię: Zjadacz-Gór, dla znajomych po prostu Zjadacz
Klasa: Ogre Hunter
Broń: Włócznia
Pancerz: Lekki
Umiejętność: Defensywny
Styl Walki: Trzymanie na odległość, bezpieczne szukanie niechronionych i wrażliwych miejsc po czym nabijanie jak kebaba swojego wroga.

Burza śnieżna rozpętała się na dobre. To co było spokojnie spadającym śnieżkiem w chwilę zamieniło się w mroźne piekło. Temperatura obniżyła się gwałtownie. Nawałnica ograniczała wzrok do minimum, najczęściej do czubka własnego nosa. Zamieć huczała, denerwujące, nic nie widać nic nie słychać a no i czuć też nie ma co. Duży pewnie też miał to samo, ale nie takie rzeczy już przeżył więc teraz też dam radę, mam nadzieje że ja też… Poprawił czapkę, zaciągnął szalik i ruszył za ogrem który dawał chociaż niewielką osłonę od wiatru wiejącego od północy. Nos mi cały zsiniał, chyba złapie jakieś choróbsko psia mać. Apsik…
- Daleko jeszcze? – krzyknął gnoblar, pociągając nosem i zastanawiając się czy takie gadanie wogule przebije się do uszu łowcy, miał już odrobinę tego dosyć, musieli iść akurat przez najmroźniejszą przełęcz? Nie mogli przejść jakąś spokojną doliną gdzie wiosna już zawitała? Uparty tuman, dodał po cichu by nie dostać po głowie.
- Nie wiem, z tego co mówili to pewnie jeszcze z dwa dni drogi smarku.- odparł spokojnie ogr.
- Mówiłem ci przestań mnie obrażać bo tobie też wymyśle ksywę, Zjadaczu-Gór.- odkrzyknął po chwili, dlaczego głupi ogr nie umie się nauczyć że nazywam się Wielkonosy, niech to zapamięta ta tłusta baryła… tak, Tłusta Baryła - dobrze powiedziane, muhehehe…

Minęło już sporo czasu, marsz jeżeli można było to tak nazwać wlókł się niemiłosiernie, śniegu było na prawie na metr, gdyby nie ścieżka którą masą wydeptywał ogr już dawno gnoblar zostałby daleko z tyłu, przysypany pod jakąś zaspą. Mróz natomiast był nie do wytrzymania, zamiast Wielkonosy będę zaraz Beznosy jak mi odmarznie i odpadnie, oj nie było by fajnie. Zdecydowanie nie fajnie… Dlaczego wogule ruszył za tym tłuściochem zamiast zostać u siebie w hacjendzie, pić co nie miara i zbijać bąki? Ale nie, wolał poznać świat, przygody przeżyć – teraz to mi się odechciało, ale samemu wracać do domu nie da rady, jeszcze jakiś Bestyje paskudny, których pełne te góry, na mnie napadnie po drodze i co wtedy? Ehh, marudzeniem nie zmienię swojego losu, brniemy dalej… najwyżej pomarudzę później…

O nareszcie baryła się na coś przydał, znalazł jaskinie u podnóża jednej ze ścian przełęczy. Nareszcie będzie można odpocząć, dać odpocząć zmęczonym nogom oraz choć troszkę ocieplić sobie nos.
- Stój, poczekaj tu smarku, sprawdzę ją najpierw. – powiedział blokując gnoblarowi wejście, po czym wyjął włócznie z grotem zrobionym z kła największego szablozęba jakiego miał okazję pokonać w życiu.
- A figę, nie gadaj głupot tylko wpuść mnie. – po czym kopnął ogra w nogę. Tego i tak pewnie nie poczuł. Za to ogr oddał mu tym samym że zielony poleciał parę metrów zatrzymując się na zaspie, ale nie dostał kopa z racji jego małego kopniaka tylko z marudzenia, dla zasady.
- Nie marudź, ile razy mam ci powtarzać że marudzenie nic nie da. Czekaj chwilę. – powiedział po czym wszedł do środka, wejście było niewielkie ale olbrzym zręcznie się przez nie przecisnął. Mijała chwila, dwie, trzy, trzy i pół, a ogra nie było jak nie ma. Dopiero po siedmiu i pół chwili z jaskini wyłonił się paskudny łeb Zjadacza-Gór i rzekł:
- Właź bo zamarzniesz smarku, lubisz surowego szablozęba? – zapytał ogr.
- Znowu? ale dobre i to lepsze to niż głodować. – wbiegł zadowolony gnoblar wiedząc że może się spokojnie przekimać oraz podjeść, ale był głodny, nie jadł od 2 dni i ledwo chodził.

Odpoczynek bez ogniska był marny ale lepszy niż z wiejącym wiatrem na dworze. Tu było z miarę sucho. A i spać się dało, no dawno nie miał takich luksów, pocieszył się zielonoskóry. Może teraz będzie miał okazje spytać się ogra o co chodzi z tym całym wypadem w nieznane. Wyruszyli z takim pośpiechem że nie było okazji spytać, kiedyś byłem bardziej rozgarnięty, powiedział sobie gnoblar.
- Ej, tak właściwie to gdzie my idziemy? Powiedziałeś że daleko że aż żaden gnoblar nie widział, ale dokładnie gdzie? – spytał zaciekawiony i niecierpliwie czekał na reakcję. Ogr wziął haust marnej gorzały, wytarł ryj, kulturalnie beknął i odpowiedział:
- Idziemy do królestw ludziów. Zawsze jak słuchałem opowieści starego Tłustego-Języka, z jego wypraw najemniczych, zawsze miałem ochotę mu zasunąć w ryja i pokazać mu że jestem lepszy, że dam radę przeżyć przygód i więcej niż ta stara pierdoła. Mam zamiar zostać najlepszym ochroniarzem, zarabiać kupę ludziowego złota na najlepszy alkohol oraz żarcie, potem wrócić ubrany w złocie do domu i pokazać wszystkim jakimi są miernotami. Ale najpierw najemnik musi zdobyć sławę by dostawać najlepsze zlecenia, najlepszych klientów i takie tam. Dlatego usłyszałem od jednego głąba w karczmie o Arenie śmierci…
- Tak też o tym słyszałem, byłem obok jak ci to opowiadano, ale nie wiedziałem że jesteś na tyle głu…, eee, odważny, odważny oczywiście. Ale po co ci ja?
- Ty? To proste, znamy się już tyle czasu, towarzystwo… albo zapasowa racja żywnościowa. Po czym wybuchnął śmiechem który mógłby spowodować lawiny w obszarze kilku kilometrów. - Żartowałem smarku, nie jem byle czego, a tym bardziej kumpla tak niestrawnego jak ty, a teraz spać bo nie będę cię nosił przez następne dni zanim dotrzemy do Karak Vlag…

I tak zaczęła się epicka epopeja Zjadacza-Gór z marzeniem zostania sławnym najemnikiem oraz Wielkonosego, gnoblara który nie ma pojęcia dlaczego nie został w domu… mam złe przeczucia, pomyślał gnoblar zapisując te słowa w swoim dzienniku…
Ostatnio zmieniony 18 mar 2009, o 22:22 przez Possessed, łącznie zmieniany 4 razy.

Awatar użytkownika
Possessed
Mudżahedin
Posty: 292
Lokalizacja: WaWa

Post autor: Possessed »

od razu proszę o zaklepanie miejsca dla Tullarisa i Arteina, znowu ich nie ma gdy są potrzebni! :D

Awatar użytkownika
Gelo
Chuck Norris
Posty: 551
Lokalizacja: Lubartów - Zielony Smok

Post autor: Gelo »

Imię: Niewiadome, nazywany Rzeką Krwi
Klasa: Exalted Hero
Broń: długi miecz x 2
Zbroja: Brak
dodatek: piętno khorna
cecha: dobry refleks

Rzeka Krwi wgryzł się głęboko w ciało mężczyzny którego przed chwilą powalił. Krew tryskała wojownikowi po całym ciele gdy zęby zagłębiały się coraz bardziej w mięsien. Krew która płyneła teraz stróżkami po dobrze zbudowanym torsie wybrańca khorna. Wpływała w zagłębienia w skórze które zostały wyryte tak dawno temu. Teraz gdy Rzeka Krwi wyprostował się widać było jak czerwona ciecz uformowała na jego piersi znak bóstwa rzezi. Wojownik przełknął kawałek ludzkiego mięsa i obrócił się w kierunku wioski z której wyszedł jego niedawny przeciwnik, miał na zbroji znaki Tzeentcha, boga magii. Tfu! splunął wyznawca khorna i powiedział - Pieprzony tchórz! Ha! Magia! Dzięki błogosławieństwu mojego pana takie beznadziejne sztuczki na mnie nie działają! uśmiechnął się i uderzył palcem w obroże na jego szyi. Miała kolce zarówno po wewnętrznej stronie jak i po zewnętrznej i według legend ludów północy takie przedmioty chronią przed magią. Leniwym krokiem Rzeka krwi zaczął iść w kierunku wioski wznosząc cicho modlitwy do Pana Czaszek, ofiarowując mu rzeź jaka ma za chwilę nastąpić. Ostre słowa zlewały się z chrzęstem zakrwawionego śniegu pod stopami wojownika. Niektórzy ludzie szykowali się do ucieczki, inni zbroili się a jeszcze inni z przerażeniem przyglądali się mężczyźnie który szedł w ich stronę. Był to wysoki mężczyzna, prawie dwumetrowy. Twarz obecnie skrzywiona w gniewie była ogorzała, widać było po niej, że mężczyzna przeżył już około 40 zim. Rdzawe włosy były spięte z tyłu i razem z brodą tworzyły gąszcz długi włosów opadających za ramiona. Krew spływała mu po mięśniach na odsłoniętej klatce piersiowej na której widniał znak khorna, który lśniał od świeżej krwi. Co bardziej szalonym umysłom by mogło się zdawać że symbol "karmi się" tą czerwoną cieczą. Potężne uda w prostych brązowych spodniach zaczęły pracować szybciej gdy mężczyzna nagle zaczął biec w kierunku wioski. Ludzie wiedzieli, że to jest ich koniec...

-Karak Vlag?! Na południu mówisz?! - krzyczał do mężczyzny który klęczał teraz przed nim. Z ust Rzeki Krwi wydobywała się ślina zmieszana z krwią jego ofiar.
-Taak... Vilhak, znaczy się wojownik którego właśnie pokonałeś tam zmierzał, na arenę gdzie podobno biją się najsilniejsi...
-Ha! Skoro biją się tam mocarze to czego szukał tam ten słabeusz, Hahaha! zaczął śmiać się głośno wybraniec Khorna. A co do Ciebie... Giń - bez uczuciowo rzekł Rzeka Krwi i błyskawicznie położył skrzyżowane ostrza na szyi swej ofiary
- Al... - zdążył jedynie powiedzieć mieszkaniec zmasakrowanej wioski zanim ostrza szybkim ruchem odcieły mu głowe a z bezgłowego ciała zaczęła tryskać krew. Wyznawcza Pana Czaszek pił ją póki nie przestała płynąć. Spojrzał na niebo, wytyczył południe i zaczął iść w tamtą stronę. W plecy zaczął wiać mu wiatr, zupełnie jak podczas gdy całymi armiami szli ku imperium... to ten sam wiatr, wiatr chaosu.
Pogrążony w rozmyśleniach i modlitwach do Khorna krótkim mieczem wyżłobił sobie na ramieniu cienką linie zaraz obok kilku innych podobnych.
- Kolejny wybraniec zabity... A służba przy tronie Khorna czeka...

Mężczyzna zwany Rzeką krwi wyruszył na południu. Z zmasakrowanej wioski pozostały jedynie ciała. Krew niby przypadkiem płynęła za wybrańcem Boga Rzezi, niczym rzeka krwi.
Ostatnio zmieniony 18 mar 2009, o 20:24 przez Gelo, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

No to tera szykujcie się, kolejny Egzekutor z Har Ganeth nadchodzi :P , walczyć na chwałe Khaina :twisted: .

Paskudna Pogoda nad Har Ganeth dawała się we znaki, tak, że nie dało się wystać przeklętych strugach deszczu deszczu. Dom w którym mieli ukrywać się kultyści Slaanesha był już obstawiony przez Egzekutorów w przebraniu, w pobliżu był też oddział straży miejskiej który miał ich wspomóc. Wysoki Egzekutor Kehmor Drax czekał na sygnał od zdrajcy w szeregach kultystów, wolał by on być teraz na północnych pustkowiach razem z oddziałami dowodzonymi przez Tullarisa niż bawić się w podchody ze Slaaneshowcami, jednak musiał zmazać plamę na honorze bractwa. Paskudny brązowy płaszcz w który był ubrany Egzekutor zdążył już porządnie nasiąknąć wodą. Przebierania się i podchodzenie w ukryciu pod wroga to domena Assasynów jednak w tym wypadku było ono konieczne, Tullaris wyraził się jasno, to Egzekutorzy mają dopaść zdrajcę.
Arelus, był jednym z najlepszych Egzekutorów, niepokonanym Mistrzem Draicha i morderczym Wysokim Egzekutorem, a jednak zdradził, przeciągając na stronę węża kilkunastu Egzekutorów, Khemor odkrył ich spisek i udaremnił go jednak zdrajcom udało się uciec, na szczęście jeden z nich pozostał wierny Khainowi i zdecydował się wydać współtowarzyszy. W oknie pojawiło się światło, jeden raz potem drugi, a następnie trzeci, to był znak, Kehmor ruszył powoli w stronę drzwi rezydencji.
Strażnicy nie przywiązywali większej uwagi do żebraków mnóstwo kręciło się ich po ulicach miast i nie przedstawiali jakiegokolwiek zagrożenia.
- Miedziaaka dlaa wettreaana – wsyczał Egzekutor.
- Odejść stąd parszywy dziadu, boo- nie zdążył dokończyć gdyż w tym momencie Khemor wbił mu lewą ręką sztylet w gardło, po czym błyskawicznym ruchem chwycił Draicha
i odrąbał głowę drugiemu nic nie spodziewającemu się strażnikowi. Egzekutorzy ruszyli do ataku.
Brama została wyłamana błyskawicznie, a strażnicy którzy stawali na drodze wojowników Khaina ginęli od ciosów morderczych Draichów. Egzekutorzy parli naprzód a śmierć kroczyła wraz nimi, rozbiegli się po pokojach rezydencji zabijając kolejnych oddających się swoim wyuzdanym praktykom, plugawych wyznawców Slaanesha. Khemor wycinając sobie drogę poprzez wrogów zbiegł do piwnic, wbiegł sam do jednego z pomieszczeń i zauważył, że jest otoczony przez czterech nieprzyjaciół, pośród nich stał przywódca zdrajców. Żaden z przeciwników nie miał na sobie zbroi wszyscy byli uzbrojeni w dwa długie miecze.
- Arelus ty parszywa gnido, wypruje ci dziś flaki - wrzasnął Egzekutor.
- Odważne słowa – odpowiedział wyznawca Slaanesha – Jak byś nie widział nas jest czterech a ty jeden, wykaż więcej pokory przed śmiercią. – uśmiechnął się Arelus - Zabijcie go a późnej przynieście mi jego głowę, ja mam inne sprawy na głowię – Powiedział do swych wojowników po czym wyszedł z pomieszczenia. Dwaj ruszyli natychmiast na Egzekutora, trzeci natomiast został z tyłu i niespodziewanie wbił ostrza swych mieczy w plecy towarzysza. Zdekoncentrował to na ułamek sekundy drugiego, niestety dekoncentracja w pojedynku z takim wojownikiem jak Kehmor oznaczała tylko jedno. Slaaneshowiec zauważył kontem oka zbliżające siostrze Draicha, ale było już za późno, chwilę później jego głowa znalazła się na ziemi. Nieoczekiwany sprzymierzeniec skłonił się przed Egzekutorem i powiedział – Chwała niech będzie Khainowi przez całą wieczność-
- I niech rozniesie w pył plugawych bogów chaosu – odpowiedział Kehmor.
- Panie zdrajca ucieka do kanałów musimy go ścigać-
- On jest mój, zostań tu, jeśli wejdą tu Egzekutorzy podaj hasło i powiedz im gdzie jestem, jeśli wyznawcy chaosu, zabij –
- Zrozumiałem Panie -
Khemor kroczył przez mroczny korytarz, uważając na każdy krok, nagle nie wiadomo skąd wyłonił się jego przeciwnik wykonując dwa mordercze cięcia swoimi mieczami, Egzekutor tylko dzięki morderczemu refleksowi uniknął wbicia ostrza w serce, drugi atak sparował swym Draichem, po czym przeszedł do kontrataku. Wąska przestrzeń okazała się jednak nie odpowiednia do machania wielkim Draichem i Slaaneschowiec zaczął zdobywać przewagę, jednak zawzięty Egzekutor nie dawał za wygraną. Z końca korytarza zaczęły dobiegać jakieś krzyki, Arelus spostrzegł, że zbliżają się Egzekutorzy, odskoczył więc od Kehmora i powiedział, - No cóż tu się pożegnamy – poczym nacisnął jeden kamień w ścianie otwierając tajemne przejście w którym zniknął Kehmor ryknął z nienawiści.

Wizyty u Tullarisa nie należały do przyjemnych, zwłaszcza jeśli miało się złe wieści do przekazania, za coś takiego lądował się najczęściej wbitym na pal, ale Kehmor nie miał wyjścia, nie stawienie się przed dowódcą groziło tym samym. Po jednej i po drugiej stronie drogi wiodącej do koszar Egzekutorów wisieli ukrzyżowani jeńcy wojenni, pojmani podczas ostatnich walk Tullarisa na północy. No cóż jeśli on dowodzi armią to rzadko kiedy przywozi do Naggaroth wielu niewolników. Plugawi wyznawcy Khorna którzy po raz kolejny próbowali najechać ziemię mrocznych Elfów, teraz więc niech zdychają.
Khemor stanął przed obliczem Tullarisa, liczył że po rzezi jaką zgotował chaośnikom będzie w dobrym humorze. Jego dowódca nie należał może do najwybitniejszych wodzów, czy fechmistrzów w Naggaroth, ale nie wątpliwie był najdzikszy i najbardziej okrutny, pozatym kombinacja dwóch potężnych magicznych przedmiotów, Czarnego amuletu i Topora Egzekutora czyniły z niego niepokonanego wojownika. Kiedyś ponoć dzięki nim pokonał nawet większego demona chaosu.
- Witaj Kehmorze,- powiedział Tullaris - czy zabiłeś wszystkich heretyków tak jak rozkazałem -
- Panie, dom kupca Abraksisa którym ukrywali się zdrajcy został spalony, a oni wszyscy zginęli - Odpowiedział Kehmor.
- A co z Arelusem –kontynuował Tullaris
Kehmor poczuł jak język więźnie mu w gardle, musiał jednak przekazać wiadomość.
- Zbiegł Panie - wycedził.
Tullaris zmierzył Kehmora lodowatym wzrokiem, a ten przełknął ślinę, wiedząc, że za chwile może umrzeć bardzo nie przyjemny sposób.
- Twoja niekompetencja jest rażąca, miałeś zmyć hańbę zdrady z bractwa, a ty przysparzasz mi jeszcze więcej powodów do dyshonoru -
- Panie wybacz ja-
- Milcz- Wrzasnął Tullaris – Powinieneś wisieć na krzyżu razem z tymi przeklętymi Khornistami, lub oddać głowę pod moim toporem, ale ponieważ jest to twoja pierwsza większa porażka pozwolę ci żyć. Lecz twoim naczelnym zadaniem jest odnalezienie tego zdrajcy, jego głowa ma się znaleźć pod moimi stopami, a teraz precz mi z oczu.-
Kehmor odetchnął ulgą i ruszył w stronę drzwi.

Gwiazdy świeciły nad lasem, a wiatr szumiał łagodnie pomiędzy drzewami. Noc była bezksiężycowa co ułatwiało atak. W końcu po tylu tygodniach pościgu Kehmor odnalazł kryjówkę Arelusa. Od śledztwa w Har Ganeth poprzez bitwę w porcie Karond Kar i pościg przez wielki ocean do Tieli gdzie musieli się zmierzyć z Inkwizycją Solkana dotarli aż tutaj, do krain zwanych przez barbarzyńskich ludzi Księstwami Granicznymi.
Oddział Khemora składał się z Karona i Traksusa dwóch zaufanych Mistrzów Draicha, kilki Cieni i Korsarzy, oraz paru najemników z bandy Menglia dowodzonych przez Vaksa. Polana na której stały zabudowania zajmowane przez kultystów była odstawiona, teraz należało wejść i zabić zdrajcę.
Cienie usunęły wartowników, Mroczne elfy ruszyły niosąc śmierć i zniszczenie swoim wrogom, a Khemor szedł przed siebie miażdżąc każdy opór stawiany przez ludzkich kultystów Slaanesha , miał tylko jeden cel dopaść Arelusa. W końcu go odnalazł ich spojrzenia spotkały się.
- A więc to przygnało cię aż tu za mną Kehmoże godny podziwu upór- Powiedział Arelus.
- Zamknij się ty zdradziecka świnio, zaraz skrócę cię o głowę – Odpowiedział Egzekutor, poczym zaatakował zdrajcę swym Draichem. Arelus okazał się jednak szybszy i jego dwa miecze poszybowały w stronę Egzekutora, ten z ataku musiał błyskawicznie przejść do obrony i sparował cięcia. Kehmor znalazł się w defensywie broniąc się przed atakami Arelusa, w końcu jednak odskoczył do niego i wyprowadził mordercze ciecia Draichem. Arelus sparował je jednak po czym powiedział.
- Daremnie się trudzisz, pamiętasz byłem Egzekutorem, znam twój styl walki-
- A to znasz – Odpowiedział Egzekutor po czym wyprowadził cięcie z nad głowy omijając blok, jednak Arelus zdążył się uchylić. Egzekutor wyprowadził kolejne cięcie z nad głowy trafiając w blok krzyżowy, jego przeciwnik był jednak odkryty na dole co postanowił wykorzystać i kopnął go w wewnętrzną stronę kolana. Arelus stracił na chwilę równowagę co Kehmor błyskawicznie wykorzystał raniąc go w rękę, a następnie kolejnym morderczym cięciem pozbawiając go głowy. Bezwładna ciało upadło na ziemię, zemsta dokonała się zdrajca zginął, a skaza zdrady została zmyta. Mroczne Elfy dobijały ostatnich kultystów, teraz po pokonaniu wrogów mogły udać się w drogę powrotną.

Khemor zablokował kolejne cięcie miecza półtorarocznego, człowiek z którym walczył był znakomicie wyszkolony i niebezpieczny. Egzekutor zaatakował lecz Imperialny Rycerz w czarnej zbroi, ze skórą pantery na plecach ubiegł go po raz kolejny i Mroczny Elf musiał zastawić się Draichem. Trzymany dwuręcznie półtorak dawał człowiekowi przewagę prędkości. Khemor widząc, że w tym pojedynku nie może pozwolić sobie na najmniejszą nie uwagę, musiał dać z siebie wszystko. Postanowił zmusić przeciwnika do błędu, cofnął się o krok i zaatakował z nad głowy, Rycerz już miał obić cios gdy Elf zmienił kierunek cięcia. Człowiek zorientował się ostatniej chwili, zmienił kąt parowania, ostrza zetknęły się, niestety jednak za późno, końcówka Draicha trafiła go w głowę. Hełm kuty w Middelheim wytrzymał trefienie, ale siła ciosu była tak duża, że rycerzowi dzwoniło między uszami. Widząc chwilowe zdekoncentrowanie przeciwnika, Khemor zdecydował się nie czekać, opancerzonym bytem kopnął przeciwnika w klatkę piersiową, człowiek stracił poleciał do tyłu, a Egzekutor wykonał idealne cięcie, tym razem odrąbując głowę rycerza.
Mroczy elf odetchnął, kolejny niebezpieczny przeciwnik pokonany. Wracając na okręt Korsarzy do Tielii Mroczne Elfy natknęły się na grupę rycerzy z Imperium, rozgorzała walka, lżej zbrojnych udało się położyć przy pomocy kusz powtarzalnych. Z ciężko zbrojnymi rycerzami trzeba było poradzić sobie w walce w ręcz. Po przeszukaniu zwłok okazało się, że pokonany człowiek nazywał się Herman von Ludorf i był kapitanem Rycerzy Pantery. Zmierzał on do Karag Vlag na mający odbyć się tam turniej. Po krótkim namyśle Khemor zdecydował się tam wybrać aby sprawdzić swe umiejętnościi przelać trochę krwi dla Khaina.
- Ci głupcy zobaczą co to znaczy zmierzyć się z Mrocznym Elfem - pomyslał.


Khemor Drax Wysoki Egzekutor z Har Ganeth Master DE
Broń: Draich
Zbroja: Ciężka
Umiejętność: Precyzja w uderzeniu
Dodatek: Magiczna Broń
Khemor otrzymał swój magiczny Draich za zasługi w walce z hordami Chaosu.
Ostatnio zmieniony 18 mar 2009, o 20:24 przez Tullaris, łącznie zmieniany 1 raz.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Barney
Mudżahedin
Posty: 256

Post autor: Barney »

Imię: Klaus von Geldfass
Klasa: Empire Capitan
Broń: Długi miecz
Pancerz: Płytówka , Tarcza
dodatki i gadżety: para pitsoli
cechy i umiejętności: szermierz(imperium) dobry refleks

Klaus von Wallenstein były najemnik , który za wyczyny wojenne dorobił się tytułu szlacheckiego . Niestety jego wojenny charakter spowodował , zaczął prowadzić wojny z sąsiadami... po kilku potyczkach i spalonych zamkach sprawa dotrała do samego Elektora Nordlandu który bez cyregieli kazał wygnać Klausa . Pozbawiony honoru i ziemi Klaus został rozbójnikiem . Niestety dobrze wyszkoleni żołnierze Nordlandu uniemożliwiali co większe napady . Zmuszony nieduczanymi atakami Klaus wydał się na daleką banicje . Po kilku miesiącach tułaczki dowiedział się o Arenie . No cóż ... może tu odzyska honor ? a co najważniejsze pieniądze ?
Ostatnio zmieniony 18 mar 2009, o 20:10 przez Barney, łącznie zmieniany 3 razy.

Awatar użytkownika
Possessed
Mudżahedin
Posty: 292
Lokalizacja: WaWa

Post autor: Possessed »

ehh, dziwnie znajome nazwisko ten Wallenstein :roll:

Awatar użytkownika
Barney
Mudżahedin
Posty: 256

Post autor: Barney »

Possessed pisze:ehh, dziwnie znajome nazwisko ten Wallenstein :roll:
Hmmm... no wiem... takie srednie ; ] zaraz wymyśle coś bardziej twórczego ; ]

Awatar użytkownika
Dead_Guard
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 189
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Dead_Guard »

Gaurwaith (Exalted champion Malala)

Broń: długi, smukły miecz
zbroja: brak (czarny znoszony płaszcz z kapturem)
dodatek: Piętno Malala
cechy i umiejętności: zabójca


- Ha, ten plan nie może się nie udać – wykrzyknął mężczyzna, omal nie spadając z krzesła – dziś wieczorem panowie, słudzy Tego Który Zmienia Drogi zatriumfują!

- Spokojnie mój przyjacielu, będziemy się cieszyć dopiero gdy zbezcześcimy świątynie słabeusza Sigmara – stojący przy stole drugi mężczyzna, zacisnął długie szpony ze złości wypowiadając ostatnie słowo, po czym splunął, jakby pocałował coś obrzydliwie oślizgłego – A teraz powtórzmy plan krok po kroku...



*****************************************************************************************************************


- Poproszę pięć tych świeżych i soczystych jabłek – młodzieniec wskazał palcem do koszyka na zielone owoce – To wszystko.

Handlarka obliczyła dość szybko cenę pięciu jabłuszek, pomimo hałasu, którym otoczone było całe targowisko, nader często przeszkadzającym w obliczaniu nawet prostych rachunków. Kupujący zapłacił wyznaczoną sumę, schował jabłka do torby i uśmiechnął się do kobiety za straganem. Po czym skierował się powoli ku dzielnicy biedoty. Po drodze zjadł jedno jabłko, stwierdzając, że nie są warte swojej ceny. Mijając labirynt uliczek doszedł przed zrujnowany dom, niczym nie różniący się od pozostałych. Wyciągnął klucz, przekręcił dwa razy i wszedł w ciemny korytarz. Następnie po schodach do góry, na końcu których znajdowały się mocne dębowe drzwi. Zapukał dziwną kombinację, poczekał chwilę, i usłyszał przekręcanie klucza po drugiej stronie. W progu powitała go twarz z jednym okiem na środku czoła i długą czarną brodą:

- Nie śpieszyłeś się zbytnio Will, co?

- Byłem jeszcze na targu, kupiłem parę jabłek – podniósł i potrząsnął torbą.

- Dawaj i właź – odburknął brodaty.

Wszedł do pokoju dosyć dużego i ubogiego w meble. Jedynie stół i cztery krzesła stanowiły tu umeblowanie, a wygląd drewnianych ścian przyprawiał o dreszcze. Trzy krzesła były zajęte, przez rozmawiających ludzi, wpatrujących się w jakieś papiery na blacie stołu, co chwila któryś z siedzących mężczyzn wodził palcem po kartkach.

- Ej Młody i jak sytuacja pod świątynią? - zapytali wszyscy trzej niemal równocześnie, gdy zauważyli wchodzącego Willa.

- Czterech strażników, dwóch przed przybytkiem plugastwa, pozostali w środku przy relikwii. Tak jak wczoraj, przedwczoraj i jeszcze wcześniej – Czując na sobie wzrok wszystkich towarzyszy, który go trochę onieśmielał, dodał - Niczego się raczej nie spodziewają.

- Ha! Widzisz Ronald! - zawołał jeden z siedzących do kolegi obok – plan musi się udać, obyśmy zostali wynagrodzeni przez naszego Pana!

- Nie podniecaj się zbytnio, musimy skupić się na planie, nie na triumfie, na to drugie będzie jeszcze pora – odwrócił się do konsumującego jabłko – Hej Alex, rzuć jedno, od rana nie miałem nic w gębie.
Brodacz rzucił owoc Ronaldowi, który ten zręcznie chwycił swoimi szponami.

Nie zdążył zrobić kęsa, gdy nastąpił stłumiony, głośny huk, a w drzwiach pojawiły się jakieś postacie.

- Na rozkaz Świętego Oficjum Sigmara jesteście skazani na natychmiastową śmierć! –
Pierwszy łowca wpadł i wraz z ostatnim słowem, wystrzelił z pistoletu w najbliższego przeciwnika. Kula trafiła Willa prosto w lewe oko, który padł trupem, zanim reszta zorientował się co się w ogóle dzieje. Ronald otrzeźwiał umysłowo najszybciej z wyznawców Tzeentcha i rzucił się w stronę łowcy, wbijając szpony w w klatkę piersiową, przebijając człowieka niemal na wylot. Ale donośniejsze krzyki bólu i zadawanych ciosów dochodziły z tyłu, z przedsionka, a nie z pomieszczenia gdzie już leżały dwa świeże trupy. I wtedy łowcy czarownic wraz z gwardią imperialnych żołnierzy oraz kultyści chaosu zamarli na kilka sekund, już całkowicie nie wiedząc co się dzieje. Z tyłu na dole coraz bliżej było słychać odgłosy mordowanych ludzi, kwiczących jak zarzynane świnie. Zdezorientowani kultyści zawahali się, ale podjęli walkę, łowcy przyjęli z kolei postawę defensywną. Padł jeden ze sług chaosu, rażony mieczem. Z tyłu wciąż było słychać nieprzyjemne odgłosy rozpruwanego ciała przez stal. Gdy łowca męczący się z dwoma zmutowanymi, dostrzegł kątem oka padające ciało sprzymierzeńca obok, zacisnął zęby, wiedząc co się zaraz stanie. W końcu ostrze miecza przebiło się przez plecy ostatniego wyznawcy Sigmara w momencie parowania ciosów Ronalda i Alexa. Pozostali przy życiu cofnęli się pod ścianę, nie wiedząc co robić. Przed nimi stała osoba pokryta w czarne szmaty z mieczem w ręku.

- Co jest do chole... - głowa Ronalda zachwiała się na szyi, po czym opadła z donośnym plaskiem na podłogę.

Pojedyncze szczęki broni i pozostali dwaj wyznawcy Pana Przemian upadli martwi.

Postać usiadła na krześle, podniosła zielone jabłko umazane krwią, które wytarła w swoje łachy, ugryzła i natychmiast wypluła kęs.

- Ohydne – Gaurwaith mruknął z grymasem niezadowolenia, popatrzył na niebo za oknem – Czas ruszać dalej, w stronę gór, by wyładować swój gniew i okazać w pełni pogardę przed kimś znacznie lepszym – tu spojrzał na ciała w których powoli stygła krew.
Ostatnio zmieniony 18 mar 2009, o 21:05 przez Dead_Guard, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Possessed
Mudżahedin
Posty: 292
Lokalizacja: WaWa

Post autor: Possessed »

chodzi mi o to że to jest nazwisko już dobrze znane na arenie, wkońcu był pewien Karol Wallenstein, dwukrotny mistrz, taki dziwny pomysł pod jego imie się podszywać :P

Awatar użytkownika
Barney
Mudżahedin
Posty: 256

Post autor: Barney »

Possessed pisze:chodzi mi o to że to jest nazwisko już dobrze znane na arenie, wkońcu był pewien Karol Wallenstein, dwukrotny mistrz, taki dziwny pomysł pod jego imie się podszywać :P
Naprawdę ? chyba wziąłem je podświadomie ; ] no dobra pomyślałem chwile i już mam coś lepszego ; ]

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Possessed pisze:od razu proszę o zaklepanie miejsca dla Tullarisa i Arteina, znowu ich nie ma gdy są potrzebni! :D
Ja jestem, a do Arteina zaraz się PM napisze :wink:

@Shadow Warrior widzę, że przechodzisz na stronę chałasu, w Ulthuan in Flames Chaos i w Arena of Death też. Uległes podszeptą mrocznych potęg.
Possessed pisze:ehh, dziwnie znajome nazwisko ten Wallenstein :roll:
Wallensteinów w Imperium jak mrówków :wink:
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Manfred
Postownik Niepospolity
Posty: 5907
Lokalizacja: Cobra Kai

Post autor: Manfred »

Khagaleth - Rozdający śmierć
Herald of Khorne
Piętno khorna

Khagaleth walczył pod dowództwem Blelakora w czasie Burzy Chaosu. . Wiele głów ścioł dowódcom armi obronnych. Jednak Middenheim nie zostało zdobyte wrócił więc do osnowy. Czekając na rozkazy swego władcy krwawego Boga siedzącego na tronie czaszek. Bóg krwii bardzo pragnie odzyskac swoje 9 ksiąg. Niedaleko Karak Vlag starej krasnoluedzkiej fortecy przebywa potężny czarodziej, organizuje krawe areny. Zjeżdzają tam najlepsi wojownicy ze Starego Świata ale i z dalkiech krain. Khagaleth wkońcu został wysłany przez Pana czaszek do walki u boku czempiona khorna w walce na pónocnych ziemiach Imperium. Przed walką czempion przekazał Heraldowi informacje o arenie w Karak Vlag, tak poteżny czarodziej może znać informacje o położeniu którejś z Ksiąg Khorna. Khagaleth uznał że tam też odbędzie walke i czarodziej przekaże mu wszystko co wie lub zostanie zabity na chwałę Khorna .

No to mamy komplet
Ostatnio zmieniony 19 mar 2009, o 14:13 przez Manfred, łącznie zmieniany 1 raz.

Yourself
Mudżahedin
Posty: 295
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Yourself »

Tullaris pisze: @Shadow Warrior widzę, że przechodzisz na stronę chałasu, w Ulthuan in Flames Chaos i w Arena of Death też. Uległes podszeptą mrocznych potęg.
Każdy im kiedyś ulegnie :twisted:
matilizaki napisał:
Na brete

wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu

Awatar użytkownika
Kokesz
Kretozord
Posty: 1749
Lokalizacja: kolebka cywilizacji

Post autor: Kokesz »

Marius Luccareni (kapitan DoW)
Broń: rapier, krótki miecz (ew. sztylet)
Zbroja: ciężka
Dodatek: trucizna jadowa
Umiejętności: mięśniak, riposta

Historia
- Opowiedz nam jakąś historię - wołały dzieci. Zgromadziły się wokół starca w starych obdartych szatach, siedzącego przed gospodą "Zloty kufel". - Opowiedz!
- A co chcielibyście usłyszeć? - starzec zapytał z uśmiechem.
- O bohaterach! - zawołał jeden z chłopców.
- Dobrze, niech będzie o bohaterach, a właściwie opowiem wam histrię o jednym śmiałku. Była niegdyś w naszej Tilei Szara Kompania. Był to oddział, którego znakiem rozpoznawczym był szary sztandar, bez żadnych ornamentów czy zdobień. Przywódcą był Allesandro del Rocco. Jednak nie o nim będę wam opowiadał. Członkini tej kompanii był niejaki Marius Luccareni. Był to młody najemnik, lecz wyszkoleniem dorównywał najbardziej doświadczonym najmitom. Łączył umiejętności z młodzieńczą energią. Powiadają, że nie wielu mogło się mu równać.
- A jak wyglądał? - jasnowłosa dziewczynka przerwała starcowi.
- Był mojego wzrostu. Miał kasztanowe, gładkie włosy. Orli nos i pociągłą twarz. Był przystojny, ale o każdym młodym Tileańczyku można to powiedzieć. Jego lewy policzek zdobiła blizna...
- Co to była za blizna? - wyrwał się 7-letni chłopiec.
- Była to pamiątka po walce ze skaveńskim zabójcą. Zatrute ostrze skavena o mały włos a wyssałoby życie z ciała Mariusa. Jednakże udało się go uratować. To przezycie uświado miło Luccareniemu i sile trucizny. Odtąd sam zaczął stosować truciznę by zwiększyć silę swojego ostrza. Podobno sprowadzał z Przeklętego Miasta truciznę z moussilon`skiej róży. Jak powiadają sam jej sapach sprawia, że człowiek zaczyna chorować. Ale wróćmy do Mariusa. Pewnego razu wziął udział w turnieju...
Ostatnio zmieniony 19 mar 2009, o 15:13 przez Kokesz, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Awatar użytkownika
warkseer
Wodzirej
Posty: 741
Lokalizacja: żyrardowskie kanały

Post autor: warkseer »

Skreetz - Skaven - Plague Priest
Broń - Kadzielnica Zarazy (ta sama której używał Veskith)
Zbroja - Brak
Umiejętność - Zajadłość
Dodatek - Amulet Ochronny


Lurk z niemałą satysfakcją zauważył, że wywar spaczeniowy nie do końca zadziałał tak jak należy na jego, byłego już, Pana. Zaśmiał się w duchu, no cóż odrobina soli morskiej, szczypta siarki i eliksir działa kompletnie inaczej, a może po prostu nie działa, hi-hi.
Tylko skąd ten zapach piżma strachu? Ależ tak, przecież truchło po Veskicie jeszcze nie do końca wywietrzało, po wypuszczeniu tak dużej ilości zapachu.
Hm, co my tu jeszcze mamy... Zbroja całkowicie strzaskana, nic z niej nie będzie, raczej się nie przyda. Drobny skaven odrzucił stos pogiętych blach i pozrywanych pasków w kąt pieczary. A tak-tak, Święta Kadzielnica Zarazy, to się niewątpliwie przyda, piękny-cudny przedmiot i do tego ten delikatny zapach spaczenia... Tak-oczywiście mnisi z klanu Pestilence będą bardzo zainteresowani odkupieniem tego cudeńka, Lurk będzie bogaty!!!
Tylko najpierw musi dostać się do pod-tuneli i tam zastanowić się nad szczegółami planu.
***********************************
- A tu jest złodziej!!! - nagłe szarpniecie i smród psującego się mięsa zbudził drobnego, służalczego byłego pomagiera Veskitha. Spojrzał przed siebie i od razu puścił piżmo. Istota stojąca przed nim nie miała już zbyt wiele wspólnego ze skavenem. Zaropiałe oczy, trąd na całym pysku, brak górnych kłów, a dolne skorodowane przez chorobę i wykruszone. Lurk chciał się spotkać z szalonymi mnichami zarazy, ale nie tak szybko, nie w takich warunkach i nie tak blisko, żeby ten potworny zaduch aż zatykał nozdża.
- No mały padalcu skąd wziąłeś ten przedmiot? - zapytał wielki zgniły brutal, pazurem wskazując na Kadzielnicę - Któremu z moich braci to skradłeś?
Lurk z chęcią by odpowiedział, gdyby tylko mógł. Niestety w tym smrodzie, z zaciśniętą łapą przedstawiciela klanu Pestilence na gardle i potwornym wręcz strachu, było to niełatwe.
Uścisk delikatnie zelżał, mały skaven zaczerpnął śmierdzącego powietrza.
- Wielki Panie właśnie podążam spod Karak Vlag ze smutną wieścią. Veskith, mój nie odżałowanej pamięci protektor zginął na arenie w pojedynku z trupakiem w bandażach. Jedyne co po nim pozostało, ta właśnie relikwia, którą oczywiście odnosiłem do Skavenblight...
- Veskith Jednooki nie żyje?! - wysyczała potwornie chora poczwara - To bardzo niedobra wiadomość, miałem się z nim spotkać... Musisz mnie zaprowadzić na tą Arenę, prędko-szybko, może jeszcze nie wszystko stracone...
Obrazek

Jajan1
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 120
Lokalizacja: Wa-wa

Post autor: Jajan1 »

Imię: Adalbert von Winkler (przydomek "Szczęściarz")
Klasa: Imperial Master Engineer
Broń: jednoręczny młot bojowy
Zbroja: skórznia
Dodatek: para zdobionych pistoletów
Cecha: szczęściarz

Adalbert od dzieciństwa w Altdorfie konstruował dla rodziców maszynki mające ułatwić im życie. Jak dorósł wstąpił do akademii inżynierów. W pierwszym roku nauki własnoręcznie złożył pierwszą broń – pistolet, który nosi ze sobą do dziś. Co prawda wprowadzał liczne poprawki w przyszłych latach i zdobił swoją konstrukcję wielokrotnie. Pracował ciężko i przyłożył się do konstrukcji jednych z najważniejszych wynalazków imperium. Na ukończenie szkoły dostał młot, który nosi przy sobie ale nie okazał się on potrzebny. Po ukończeniu szkoły zrobił duplikat swojego pistoletu i do teraz nikt oprócz niego nie może odróżnić duplikatu od pierwowzoru ani pod względem wyglądu ani użycia. Pierwszy raz w życiu użył broni do zabijania na wyprawie na orków pustoszących wioski wokół gór. Stał głównie na tyłach i odpalał ze swoich pistoletów. Głównie miał szczęście bo na dwa strzały zabijał jednego orka. Gry działo koło niego się zacięło poproszono jego o pomoc. Podszedł i przypadkiem upuścił młot – swoją pamiątke, który uderzył w działo. Maszyna od razu odpaliła zabijając wielu zielonoskórych. Od tamtego czasu ludzie nadali mu przydomek szczęściarz. Po tym wydarzeniu wiele razy udowadniał swoje szczęście. Po jednej z bitew zgubił drogę w górach i przypadkowo trafił na ukrytą arenę - Karak Vlag. Pomyślał, że to dobry pomysł na pokazanie swojego szczęścia i pewny się zapisał.

Uwaga nie jestem mistrzem pisania wypracowań więc jak się odważysz to czytać to lepiej miej silne nerwy…

ODPOWIEDZ