Arena of Death 17(powrót do Karak Vlag) [Zmiany!!!!]
Re: Arena of Death 17(powrót do Karak Vlag) [Zmiany!!!!]
Pfff- prychnął Thanquol po czym oddalił się od miejsca gdzie rozmawiali dwaj ludzie.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Dzis koło północy kolejna walka. Nie miałem czasu napisać w pracy rano.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Sir Alow był przygotowywany przez sługi w swej komnacie. Giermkowie najpierw dopasowali mu tunikę potem założyli zbroję. Rycerz poddawał się temu spokojnie i z cierpliwością. Wiedział że będzie wyglądał imponująco w swej zbroi rodowej na piaskach areny. Sir Allow nie mógłłsięęjuż doczekać . W końcu był prawdziwym rycerzem. A Oglądać rycerzy dla tych prostaków na widowni to zaszczyt. Sir Alow uśmiechnął się. A za przeciwnika miał jakiegoś kolejnego prostaczka z dzidą. Śmiechu warte,
Najemnik Ljonidas popijał ostarnie piwo w karczmie i zastanawiał się nad istotą życia i śmierci. Teraz walka z jakimś malowanym rycerzykiem. Najemnik wiedział że zarobi i to nieźle na tej zbroi zakładając że go pokona. Co prawda jego kompania dekowała się głównie ale bitwa to co innego niż pojedynek. Ljonidas był w miarę pewny swoich umiejętności. Dopił piwo i wyszedł z knajpy. Wtedy zderzył się z idącym właśnie na arenę rycerzem w którym rozpoznał swego przeciwnika. Otoczony był giermkami. Rycerz był młody i wypacykowany co Ljonidas skwitował uśmieszkiem politowania. Miał gołowąsa za przeciwnika. Spojrzał w błękitne oczy Alowa.
-Więc to ty jesteś tym rycerzykiem z którym mam walczyć?-zapytał obcesowo
-Jam jest- opowiedział górnolotnie Alow- i nie masz walczyć tylko będziesz miał zaszczyt walczyć z rycerzem chamie. Bowiem stoisz przed cnym Sir Alowem.
Ljonidas zrozumiał że ma do czynienia z bufonem. A z takimi nie da się konstruktywnie porozmawiać. Postanowił jeszcze obrazic na pożegnanie bretończyka by dać mu małą nauczkę.
- Dobrze więc cny smarku. Zaszczycę się walką z tobą i zobaczymy z jakiego błota jesteś ulepiony. Następna walka jest nasza więc gotuj się.
Alow a ubodły te słowa ale i zasiały w nim pewne ziarna niepewności gdy Ljonidas odwrócił się plecami i odszedł nie zważając na protesty Alowa. Co jak co ale ten cham wydawał się jednak silny. Lepiej przed walką mieć pewność. Bretończyk pogłaskał małą buteleczkę przy pasie. Nie dojrzał że Ljonidas ma taką samą z cieczą o tym samym kolorze równierz wiszącą mu u pasa.
Gdy już stali na arenie oczekując na znak do starcia, Ljonidas nie czuł się najlepiej. Było mu niedobrze jak po dwudniowym piciu z kurtyzanami i tak samo słaby. W lekko drżących rękach trzymał tarczę i włócznię i przypatrywał się Alowowi który promieniowałł wręcz dostojeństwem i siłą. Sam rycerz czuł się wyśmienicie i silniejszy niż zwykle. Ljonidas doszedłłdo wniosku że ta przeklęta mikstura w którą zaopatrzył się niedawno była przeterminowana. Szlag na magii trudno polegać - myślał.
Rozległ się w końcu gong. Alow zdjął dwuręczny miecz z ramienia i ruszył powoli naprzód. Ljonidas wziął się w garść i uderzywszy włócznią o tarczę zwinnie zbliżył się do swego przeciwnika. Jako doświadczony wojownik Tileańczyk obrał taktykę szybkich ciosów i trzymania rycerza na dystans. Zaatakował pierwszy i pierwszy wytoczył krew rycerską gdy włócznia przebiła zbroję. Alow oddał cios. Ljonidas na czas odskoczył. Nie marnował czasu. Tileańczyk natychmiast wybił się spowrotem by posłać swoją włócznie w ciało rycerza. Ostrze włóczni zgrzytnęło na napierśniku. Ten atak przybliżył mocno Ljonidasa do Alowa. Rycerz widząc swą szansę na chwilę oderwał rękę i urękawiczoną pięścią przyrżnął w mordę Tileańczykowi. Następnie gdy ten uleciał lekko w tył, Alow ciął mieczem przez pierś z krzykiem - ZDYCHAJ CHAMIE!.
Ljonidas padł na piasek z raną na piersi i rozciętą zbroją ale instynkt wojownika brał górę nad paniką i bólem. Z cieknącą krwią z ciała i nosa zaszarżował napierając tarczą i starając się teraz nie dopuścić by rycerz miał okazję do ponownego ciosu. Alow przepuścił go a gdy włócznia Tileańskiego najemnika znów zgrzytnęła o zbroję oddał cios. Tym razem Ljonidas był przygotowany i przyjął miecz na tarczę. Najemnik zrobił przewrót w bok by dzgnąć włócznią w udo z boku. Alow jednak sparował to i odrzucił cios mieczem na bok. Niespodziewanie dopadł Ljonidasa i kopniakiem posłał go ponownie na piasek. Rycerz natychmiast też go dobił przygwożdżając do ziemi swym mieczem. Gdy Ljonidas przestał się ruszać uniósł miecz triumfalnie i utonął w aplauzie podziwiających go widzów. Pomyślał że znów cnota i rycerski etos pokonał chamstwo i prostactwo.
komentarz: Ba a myślałem że wynik będzie odwrotny.... A jednak rycerzyk wygrał. Jednak Ljonidas też miał pecha przytruwając się miksturą...którą miał taką samą jak Alow...
Najemnik Ljonidas popijał ostarnie piwo w karczmie i zastanawiał się nad istotą życia i śmierci. Teraz walka z jakimś malowanym rycerzykiem. Najemnik wiedział że zarobi i to nieźle na tej zbroi zakładając że go pokona. Co prawda jego kompania dekowała się głównie ale bitwa to co innego niż pojedynek. Ljonidas był w miarę pewny swoich umiejętności. Dopił piwo i wyszedł z knajpy. Wtedy zderzył się z idącym właśnie na arenę rycerzem w którym rozpoznał swego przeciwnika. Otoczony był giermkami. Rycerz był młody i wypacykowany co Ljonidas skwitował uśmieszkiem politowania. Miał gołowąsa za przeciwnika. Spojrzał w błękitne oczy Alowa.
-Więc to ty jesteś tym rycerzykiem z którym mam walczyć?-zapytał obcesowo
-Jam jest- opowiedział górnolotnie Alow- i nie masz walczyć tylko będziesz miał zaszczyt walczyć z rycerzem chamie. Bowiem stoisz przed cnym Sir Alowem.
Ljonidas zrozumiał że ma do czynienia z bufonem. A z takimi nie da się konstruktywnie porozmawiać. Postanowił jeszcze obrazic na pożegnanie bretończyka by dać mu małą nauczkę.
- Dobrze więc cny smarku. Zaszczycę się walką z tobą i zobaczymy z jakiego błota jesteś ulepiony. Następna walka jest nasza więc gotuj się.
Alow a ubodły te słowa ale i zasiały w nim pewne ziarna niepewności gdy Ljonidas odwrócił się plecami i odszedł nie zważając na protesty Alowa. Co jak co ale ten cham wydawał się jednak silny. Lepiej przed walką mieć pewność. Bretończyk pogłaskał małą buteleczkę przy pasie. Nie dojrzał że Ljonidas ma taką samą z cieczą o tym samym kolorze równierz wiszącą mu u pasa.
Gdy już stali na arenie oczekując na znak do starcia, Ljonidas nie czuł się najlepiej. Było mu niedobrze jak po dwudniowym piciu z kurtyzanami i tak samo słaby. W lekko drżących rękach trzymał tarczę i włócznię i przypatrywał się Alowowi który promieniowałł wręcz dostojeństwem i siłą. Sam rycerz czuł się wyśmienicie i silniejszy niż zwykle. Ljonidas doszedłłdo wniosku że ta przeklęta mikstura w którą zaopatrzył się niedawno była przeterminowana. Szlag na magii trudno polegać - myślał.
Rozległ się w końcu gong. Alow zdjął dwuręczny miecz z ramienia i ruszył powoli naprzód. Ljonidas wziął się w garść i uderzywszy włócznią o tarczę zwinnie zbliżył się do swego przeciwnika. Jako doświadczony wojownik Tileańczyk obrał taktykę szybkich ciosów i trzymania rycerza na dystans. Zaatakował pierwszy i pierwszy wytoczył krew rycerską gdy włócznia przebiła zbroję. Alow oddał cios. Ljonidas na czas odskoczył. Nie marnował czasu. Tileańczyk natychmiast wybił się spowrotem by posłać swoją włócznie w ciało rycerza. Ostrze włóczni zgrzytnęło na napierśniku. Ten atak przybliżył mocno Ljonidasa do Alowa. Rycerz widząc swą szansę na chwilę oderwał rękę i urękawiczoną pięścią przyrżnął w mordę Tileańczykowi. Następnie gdy ten uleciał lekko w tył, Alow ciął mieczem przez pierś z krzykiem - ZDYCHAJ CHAMIE!.
Ljonidas padł na piasek z raną na piersi i rozciętą zbroją ale instynkt wojownika brał górę nad paniką i bólem. Z cieknącą krwią z ciała i nosa zaszarżował napierając tarczą i starając się teraz nie dopuścić by rycerz miał okazję do ponownego ciosu. Alow przepuścił go a gdy włócznia Tileańskiego najemnika znów zgrzytnęła o zbroję oddał cios. Tym razem Ljonidas był przygotowany i przyjął miecz na tarczę. Najemnik zrobił przewrót w bok by dzgnąć włócznią w udo z boku. Alow jednak sparował to i odrzucił cios mieczem na bok. Niespodziewanie dopadł Ljonidasa i kopniakiem posłał go ponownie na piasek. Rycerz natychmiast też go dobił przygwożdżając do ziemi swym mieczem. Gdy Ljonidas przestał się ruszać uniósł miecz triumfalnie i utonął w aplauzie podziwiających go widzów. Pomyślał że znów cnota i rycerski etos pokonał chamstwo i prostactwo.
komentarz: Ba a myślałem że wynik będzie odwrotny.... A jednak rycerzyk wygrał. Jednak Ljonidas też miał pecha przytruwając się miksturą...którą miał taką samą jak Alow...
Obita żelazem, drewniana kukła treningowa rozpadła się w drzazgi. Była to już siódma z kolei, tym razem jednak trzecia z rzędu. Inni trenujący spojrzeli ze zdziwieniem i przerażeniem ze względu na siłę jaką dysponował krasnolud, lecz zaraz potem wrócili do swych spraw. Nie chcieli przecież by srogi krasnolud obrał ich za swój następny cel w nieubłaganym i ostrym treningu, który trwał już dziesięć godzin ... bez przerwy!
Gorax spojrzał na swój topór. Gromnil błyszczał jak zwykle, krawędź była ostra jak smocze kły i nigdy się nie tępiła. Całą swą nadzieję i siłę pokładał w tym ostrzu i krasnoludzkim kunszcie jak został włożony w stworzenie jego uzbrojenie. Wiedział, że go dziś nie zawiedzie. Była to już trzecia kukła z rzędu, która została zniszczona pod ciosem Goraxa. A więc jednak nie wyszedł z wprawy. Wystarczyło przypomnieć mięśniom co znaczy dobra walka, ha!
Nagle rozległ się dźwięk rozbrzmiewającego dzwonu. Kolejna walka dobiegła końca, jednak to następna miała być najważniejsza dla Goraxa. Nadeszła jego kolej. Nadszedł czas by odzyskać to co się krasnoludom należy. Nie może przegrać!
Narastające emocje, wzbudziły w Goraxsie chęć walki. Z rykiem na ustach wziął swój topór oburącz i w pełnej gromrilowej zbroi zaszarżował na kolejną kukłę. W potężnym uderzeniu kukła rozprysła się na kawałki metalu i dębowego drewna. Z ziemi wystawał zaledwie pół metrowy, złamany metalowy drąg. Tym razem paru ludzi uciekło z sali, reszta stała osłupiała, oddając tym samym respekt krasnoludowi. Przynajmniej on tak to odbierał, lecz nie zwracał na to większej uwagi.
- Arghh, teraz wreszcie jestem gotów. Dawać tutaj tego człeczynę! - Gorax czuł, jak jego rozgrzane mięśnie spinają się na nadchodzącą walkę. Zbroja przestawała mu ciążyć, nawet po dziesięciu godzinach treningu. Był gotów. Ruszył po przez osłupiały tłum w stronę areny, w stronę przeznaczenia. Był gotów...
Gorax spojrzał na swój topór. Gromnil błyszczał jak zwykle, krawędź była ostra jak smocze kły i nigdy się nie tępiła. Całą swą nadzieję i siłę pokładał w tym ostrzu i krasnoludzkim kunszcie jak został włożony w stworzenie jego uzbrojenie. Wiedział, że go dziś nie zawiedzie. Była to już trzecia kukła z rzędu, która została zniszczona pod ciosem Goraxa. A więc jednak nie wyszedł z wprawy. Wystarczyło przypomnieć mięśniom co znaczy dobra walka, ha!
Nagle rozległ się dźwięk rozbrzmiewającego dzwonu. Kolejna walka dobiegła końca, jednak to następna miała być najważniejsza dla Goraxa. Nadeszła jego kolej. Nadszedł czas by odzyskać to co się krasnoludom należy. Nie może przegrać!
Narastające emocje, wzbudziły w Goraxsie chęć walki. Z rykiem na ustach wziął swój topór oburącz i w pełnej gromrilowej zbroi zaszarżował na kolejną kukłę. W potężnym uderzeniu kukła rozprysła się na kawałki metalu i dębowego drewna. Z ziemi wystawał zaledwie pół metrowy, złamany metalowy drąg. Tym razem paru ludzi uciekło z sali, reszta stała osłupiała, oddając tym samym respekt krasnoludowi. Przynajmniej on tak to odbierał, lecz nie zwracał na to większej uwagi.
- Arghh, teraz wreszcie jestem gotów. Dawać tutaj tego człeczynę! - Gorax czuł, jak jego rozgrzane mięśnie spinają się na nadchodzącą walkę. Zbroja przestawała mu ciążyć, nawet po dziesięciu godzinach treningu. Był gotów. Ruszył po przez osłupiały tłum w stronę areny, w stronę przeznaczenia. Był gotów...
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Terlarkar z pogardą patrzył na walkę Tileańczyka z Bretończykiem.Spozierał i oceniał. Kiepski styl walki, ciosy przeprowadzane bez zastanowienia. Co prawda Tileańczyk najwyraźniej próbował stosować jakieś fortele taktyczne, ale jego starania spełzły na niczym. Żałosne. Niedługo rozpocznie się kolejna walka.
Terlarkar, Sługa Tego,Który Spoziera w Studnię Wieczności, rozsiadł się wygodnie. To będzie zabawne.....
Terlarkar, Sługa Tego,Który Spoziera w Studnię Wieczności, rozsiadł się wygodnie. To będzie zabawne.....
-Bretończycy- Mruknął Jakub- Ta cała ich bufonada jest godna pożałowania całkowity przerost formy nad treścią, Rycerz nie jest od tego aby się wywyższać nad innych tylko by swym zachowaniem i postawą dawać przykład innym. Przodkowie dzisiejszych Bretońskich rycerzy to rozumieli, oni już nie zatracili się swoich rycerskich tradycjach i zwyczajach zapominając już o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Mój ojciec Komurt Zakonu Rycerzy Srebrnej Tarczy zawsze twierdził, że to nie urodzenie, a postępowanie czyni z nas rycerzy. Los chciał, że nie powróciłem do rodzinnego Ostlandu nie wstąpiłem do Zakonu Ojca, a znalazłem się w służbie u Pana Zemsty i zostałem członkiem Zakonu Rycerzy Oczyszczającego Płomienia.
- Zaraz, zaraz- wtrącił się Kurt- przecież wy Solkanici z tego co pamiętam opowiadacie się za sztywną strukturą społeczną i sprzeciwiają się przyznawaniu niższym stanom praw Szlachty-
-Oczywiście,- Odpowiedział Jakub- musi być przecież na świecie porządek. Jeśli wszyscy mieli by takie same prawa wtedy nikt nie wiedział by, kto ma rządzić, to powoduje zamieszanie i bałagan co jest doskonałą pożywką dla sług Chaosu-
Rozmowa ucichła gdy zaczęła się walka. Obaj łowcy sądzili, że wygra zaprawiony w walce najemnik, lecz nieoczekiwanie wygrał młokos z Bretonii
- Nawet całkiem nieźle walczy- skomentował Kurt
- Więcej szczęścia niż rozumu- odpowiedział Jakub - mam nadzieje, że nie będę musiał zabijać tego młokosa-
Obaj łowcy mieli już wychodzić gdy Kurt zauważył, na jednej z ławek symbol Inkwizycji Sigmara
-Poczekaj Jakubie- zawołał- widzisz ten symbol, jest świeży, wykonał go jakiś inny łowca inkwizycji Sigmara-
-Albo jakiś kultysta chce nas zwabić w pułapkę, ech niepotrzebnie wpisywałem się na listę jako Templariusz Solkana. Inkwizycja mogła też przysłać kogoś, aby mnie aresztował. Wiesz dobrze, że wy Sigmaryci nie przepadacie za nami Solkanitami i mój zakon nie ma oficjalnie prawa tępienia heretyków.
-Dopóki jesteś zemną nic ci nie grozi poza tym sam mówiłeś, że wrogość pomiędzy naszymi zakonami służy tylko i wyłącznie sługa Chaosu-
-Dobra ale co zamierzasz z tym zrobić Kurcie-
-Za pomocą tajnego szyfru zostawię tu wiadomość dla łowcy który zostawił tu symbol, jeśli to łowca Sigmara rozczyta znaki i spotkam się z nim w wyznaczonym miejscu o wyznaczonej porze. Heretycy nie będą mogli odczytać tych symboli-
-No dobrze, ale uważaj na siebie-
-Spokojnie Jakubie, wiesz, że umiem o siebie zadbać-
Uśmiechnął się Kurt rozsunął płaszcz i pokazał na swoje dwa długie miecze, pistolety i zestaw noży do rzucania.
- Zaraz, zaraz- wtrącił się Kurt- przecież wy Solkanici z tego co pamiętam opowiadacie się za sztywną strukturą społeczną i sprzeciwiają się przyznawaniu niższym stanom praw Szlachty-
-Oczywiście,- Odpowiedział Jakub- musi być przecież na świecie porządek. Jeśli wszyscy mieli by takie same prawa wtedy nikt nie wiedział by, kto ma rządzić, to powoduje zamieszanie i bałagan co jest doskonałą pożywką dla sług Chaosu-
Rozmowa ucichła gdy zaczęła się walka. Obaj łowcy sądzili, że wygra zaprawiony w walce najemnik, lecz nieoczekiwanie wygrał młokos z Bretonii
- Nawet całkiem nieźle walczy- skomentował Kurt
- Więcej szczęścia niż rozumu- odpowiedział Jakub - mam nadzieje, że nie będę musiał zabijać tego młokosa-
Obaj łowcy mieli już wychodzić gdy Kurt zauważył, na jednej z ławek symbol Inkwizycji Sigmara
-Poczekaj Jakubie- zawołał- widzisz ten symbol, jest świeży, wykonał go jakiś inny łowca inkwizycji Sigmara-
-Albo jakiś kultysta chce nas zwabić w pułapkę, ech niepotrzebnie wpisywałem się na listę jako Templariusz Solkana. Inkwizycja mogła też przysłać kogoś, aby mnie aresztował. Wiesz dobrze, że wy Sigmaryci nie przepadacie za nami Solkanitami i mój zakon nie ma oficjalnie prawa tępienia heretyków.
-Dopóki jesteś zemną nic ci nie grozi poza tym sam mówiłeś, że wrogość pomiędzy naszymi zakonami służy tylko i wyłącznie sługa Chaosu-
-Dobra ale co zamierzasz z tym zrobić Kurcie-
-Za pomocą tajnego szyfru zostawię tu wiadomość dla łowcy który zostawił tu symbol, jeśli to łowca Sigmara rozczyta znaki i spotkam się z nim w wyznaczonym miejscu o wyznaczonej porze. Heretycy nie będą mogli odczytać tych symboli-
-No dobrze, ale uważaj na siebie-
-Spokojnie Jakubie, wiesz, że umiem o siebie zadbać-
Uśmiechnął się Kurt rozsunął płaszcz i pokazał na swoje dwa długie miecze, pistolety i zestaw noży do rzucania.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
Segurad oglądał walkę w milczeniu, całym splugawionym sercem nienawidził rycerza, ale jakaś jego niewielka część życzyła mu powodzenia.
Być może dlatego, iż pozostało trochę dobra w upadłym niegdyś rycerzu,a może tylko dlatego, że sam chciał go pokonać, udowadniając słabość jego rodaka.
Gdy najemnik padł, Segurad uśmiechnął się, ale i ten uśmiech trudno było zinterpretować.
Być może dlatego, iż pozostało trochę dobra w upadłym niegdyś rycerzu,a może tylko dlatego, że sam chciał go pokonać, udowadniając słabość jego rodaka.
Gdy najemnik padł, Segurad uśmiechnął się, ale i ten uśmiech trudno było zinterpretować.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
odpowiedź: zarówno berserker jak i blogosławieny pani jeziora był w mocy jakkolwiek nie opisane z pododu niespełnienia warunków w walce. Czyli nie były potrzebne bądź nie zdążyły się włączyć.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Leman przygotowywał się w ciszy do pojedynku. Teraz był jego czas. Maska którą przywdział opinała jego twarz dokładnie i nikt nie miał spojrzeć co znajduje się pod nią. Sięgnął po miecz począł go ostrzyć. Wydarzenia ostatnich miesięcy mocno wcisnęły się pod jego świadomość i co noc śnił o masakrze jego kompanów. Przybył tu tak naprawdę by odkryć samego siebie na nowo. Na nowo zdefiniować i przy okazji uciąć kilka łbów sług chaosu. Miał najwyraźniej pecha bo w pierwszym pojedynku miał się zmierzyć z krasnoludem. Leman wierzył że skoro miał walczyć to krasnolud musiał być czemuś winny. Jeszcze nie wiedział czemu ale Sigmara wola musiała być wykonana i skoro zetknął go z tym przeciwnikiem musiał mieć swój powód w tym. Może nawet krasnolud był wyznawcą chaosu.
Gorax popijał ostatnie piwo przed walką. W duszy miał ogień i zapał bo teraz po tej walce będzie bliżej celu. Celu który da nadzieję wielu krasnoludom. Los chciałł że to właśnie on stanie się tym co ją poniesie. Inaczej być nie mogło. Jeśli polegnie pogrzebie te nadzieje a do tego nie mógł dopuścić. Dopił ostatni łyk i rozbił go o kamienny stół na szczęście jak to bywa wśród krasnoludów. Wstał i sprawdziwszy swój ekwipunek ruszył na arenę.
Dzień był zimny i deszczowy ale w kamiennych salach nie miało to znaczenia. Obaj przeciwnicy byli dopingowani przez swoich kibiców co postawili na nich pieniądze i zewsząd rozlegały się 'Leman Srebrnomaski" albo "Gorax Żelaznołamacz". Czarodziej organizator turnieju dał znak i gruby nadzorca areny lada chwila miał uderzyć w gong rozpoczynający pojedynek. Żaden z walczących nie powiedział nic. Nie było to potrzebne. Dialog przeniósłby konfrontację na grunt osobisty a żaden z nich nie czuł takiej potrzeby. Amulet Lemana milczał. Nic się nie działo. To wiele powiedziało Lemanowi o jego przeciwniku już.
Rozległsię gong. Czas walki. Gorax stał w miejscu i przyjął postawę obronną oczekując na przeciwnika. Leman widząc że krasnolud przyjął zgodnie z ich tradycją postawę pasywną nie miał wyjścia. Musiał przyjść do niego. Ruszył i uniósł miecz do pierwszego ciosu. Zamierzał sprawdzić przeciwnika bojem. Krasnolud był okuty nieomal od stóp do głów w gromril i to stanowiło pewien problem. Leman musiał coś na to poradzić. Pierwsze ciosy mieczem spadły na tarczę krasnoluda. Gorax bronił się chcąc zmęczyć trochę człowieka. Wiedział że ludziska są w gorącej wodzie kompani i nie mają wiele cierpliwości. Sam z rzadka oddawał cios, który równierz był przechwytywany przez tarczę łowcy czarownic. Gorax nie mógł wyczytać kompletnie nic w twarzy przeciwnika. Widział tylko srebrną maskę. Pomyślał żejest w wyjątkowo złym guście i topornie wykonana ręką jakiegoś partacza. Wymieniali ciosy dłuższy czas. Czasem krążyli dookoła siebie w osobliwym tańcu. Publika dopingowała ich zza trybun a Czarodziej patrzył uważnie kiedy nastąpi przełom. Obaj zawodnicy byli ostrożni. Ogólnie to Leman zadawał więcej ciosów na jego nieszczęście te których Gorax nie wychwycił tarczą ześlizgiwały sięępo doskonałej zbroi krasnoludzkiej roboty. W końcu coś drgnęło. Gorax zadał cios który Leman wprawdzie uniknął dzięki swemu refleksowi ale, krasnolud cofnął broń udało mu się dosięgnąć barku człowieka. Pierwsza krew popłynęła na arenę. To zmotywowało Lemana widocznie bo pchnął mieczem trafiając w spoiny zbroi samemu docierając do ciała krasnoluda. Rana nie była groźna. Ledwie draśnięcie. Gorax jednak zaczął bardziej uważać. Kilka kolejnych minut spędzili na ponownym okładaniu się ciosami bez widocznego rezultatu. Leman zaciskał zęby z bezsilności. Ten krasnolud był bardzo dobry a on musiał zwolnić bo się wykończy. Gorax wyczuł że przeciwnik słabnie i przeszedł do kontrataku. Nieubłagalnie i powoli spychał Lemana do tyłu. Łowca czarownic przypłacił to dwiema kolejnymi ranami i rozcięciami w zbroi a potem znów kolejną. Leman wiedział też że jak tak dalej pójdzie to zostanie przyparty do muru a to byłby koniec. Spróbował przełamać ataki swoimi lecz krasnolud nadal napierał. Leman poczuł na kolczuce znowu cios. Ta jednak wytrzymała. Cofnął się znów do tyłu. I znowu kolczuga przyjęła cios topora. W końcu stało się. Leman poczuł plecami ścianę. Nie miał się już gdzie cofnąć. A krasnolud nadal napierał. Topór zadał następną ranę człowiekowi w udo gdy nieopatrznie podniósł zasłonę z tarczy. Desperackim zrywem chciał wyrwać się z pułapki. Jego cios niestety ześlizgnął sięę po zbroi. LEman upadł. Spróbował jeszcze ciąć pod nogi krasnoluda. Trafił w spojenie i Gorax zaklął szpetnie gdy stal raniłą jego uda. Ciosem topora chciał dokończyć powalonego przeciwnika. Leman odtoczył się na bok i cios spudłował. Następnego ciosu toporem jednak nie uniknął i stal wbiła się w pierś łowcy czarownic. Gorax wyciągnął swą broń i uniósł triumfalnie do góry. Rozległy się oklaski. Gorax uśmiechnięty pod swoim hełmem utykając ruszył zrobić triumfalną rundę dookoła areny. Niewielu ujrzało że srebrna maska opadła z oblicza martwego Lemana.
Gorax popijał ostatnie piwo przed walką. W duszy miał ogień i zapał bo teraz po tej walce będzie bliżej celu. Celu który da nadzieję wielu krasnoludom. Los chciałł że to właśnie on stanie się tym co ją poniesie. Inaczej być nie mogło. Jeśli polegnie pogrzebie te nadzieje a do tego nie mógł dopuścić. Dopił ostatni łyk i rozbił go o kamienny stół na szczęście jak to bywa wśród krasnoludów. Wstał i sprawdziwszy swój ekwipunek ruszył na arenę.
Dzień był zimny i deszczowy ale w kamiennych salach nie miało to znaczenia. Obaj przeciwnicy byli dopingowani przez swoich kibiców co postawili na nich pieniądze i zewsząd rozlegały się 'Leman Srebrnomaski" albo "Gorax Żelaznołamacz". Czarodziej organizator turnieju dał znak i gruby nadzorca areny lada chwila miał uderzyć w gong rozpoczynający pojedynek. Żaden z walczących nie powiedział nic. Nie było to potrzebne. Dialog przeniósłby konfrontację na grunt osobisty a żaden z nich nie czuł takiej potrzeby. Amulet Lemana milczał. Nic się nie działo. To wiele powiedziało Lemanowi o jego przeciwniku już.
Rozległsię gong. Czas walki. Gorax stał w miejscu i przyjął postawę obronną oczekując na przeciwnika. Leman widząc że krasnolud przyjął zgodnie z ich tradycją postawę pasywną nie miał wyjścia. Musiał przyjść do niego. Ruszył i uniósł miecz do pierwszego ciosu. Zamierzał sprawdzić przeciwnika bojem. Krasnolud był okuty nieomal od stóp do głów w gromril i to stanowiło pewien problem. Leman musiał coś na to poradzić. Pierwsze ciosy mieczem spadły na tarczę krasnoluda. Gorax bronił się chcąc zmęczyć trochę człowieka. Wiedział że ludziska są w gorącej wodzie kompani i nie mają wiele cierpliwości. Sam z rzadka oddawał cios, który równierz był przechwytywany przez tarczę łowcy czarownic. Gorax nie mógł wyczytać kompletnie nic w twarzy przeciwnika. Widział tylko srebrną maskę. Pomyślał żejest w wyjątkowo złym guście i topornie wykonana ręką jakiegoś partacza. Wymieniali ciosy dłuższy czas. Czasem krążyli dookoła siebie w osobliwym tańcu. Publika dopingowała ich zza trybun a Czarodziej patrzył uważnie kiedy nastąpi przełom. Obaj zawodnicy byli ostrożni. Ogólnie to Leman zadawał więcej ciosów na jego nieszczęście te których Gorax nie wychwycił tarczą ześlizgiwały sięępo doskonałej zbroi krasnoludzkiej roboty. W końcu coś drgnęło. Gorax zadał cios który Leman wprawdzie uniknął dzięki swemu refleksowi ale, krasnolud cofnął broń udało mu się dosięgnąć barku człowieka. Pierwsza krew popłynęła na arenę. To zmotywowało Lemana widocznie bo pchnął mieczem trafiając w spoiny zbroi samemu docierając do ciała krasnoluda. Rana nie była groźna. Ledwie draśnięcie. Gorax jednak zaczął bardziej uważać. Kilka kolejnych minut spędzili na ponownym okładaniu się ciosami bez widocznego rezultatu. Leman zaciskał zęby z bezsilności. Ten krasnolud był bardzo dobry a on musiał zwolnić bo się wykończy. Gorax wyczuł że przeciwnik słabnie i przeszedł do kontrataku. Nieubłagalnie i powoli spychał Lemana do tyłu. Łowca czarownic przypłacił to dwiema kolejnymi ranami i rozcięciami w zbroi a potem znów kolejną. Leman wiedział też że jak tak dalej pójdzie to zostanie przyparty do muru a to byłby koniec. Spróbował przełamać ataki swoimi lecz krasnolud nadal napierał. Leman poczuł na kolczuce znowu cios. Ta jednak wytrzymała. Cofnął się znów do tyłu. I znowu kolczuga przyjęła cios topora. W końcu stało się. Leman poczuł plecami ścianę. Nie miał się już gdzie cofnąć. A krasnolud nadal napierał. Topór zadał następną ranę człowiekowi w udo gdy nieopatrznie podniósł zasłonę z tarczy. Desperackim zrywem chciał wyrwać się z pułapki. Jego cios niestety ześlizgnął sięę po zbroi. LEman upadł. Spróbował jeszcze ciąć pod nogi krasnoluda. Trafił w spojenie i Gorax zaklął szpetnie gdy stal raniłą jego uda. Ciosem topora chciał dokończyć powalonego przeciwnika. Leman odtoczył się na bok i cios spudłował. Następnego ciosu toporem jednak nie uniknął i stal wbiła się w pierś łowcy czarownic. Gorax wyciągnął swą broń i uniósł triumfalnie do góry. Rozległy się oklaski. Gorax uśmiechnięty pod swoim hełmem utykając ruszył zrobić triumfalną rundę dookoła areny. Niewielu ujrzało że srebrna maska opadła z oblicza martwego Lemana.
Gorax ostatecznym ciosem, wbił topór w pierś Lemana. Jednak zwyciężył! Grugni chciał by to właśnie on mógł przynieść nadzieję krasnoludom, a mógł to jedynie zrobić, wygrywając tą arenę. Pierwszy pojedynek za nim...
Choć Gorax był ranny, żaden z uszczerbków nie był poważny i mógł sobie pozwolić na zrobienie rundy dookoła areny, by wzburzyć owacje wśród widzów. Dał się ponieść emocjom zwycięstwa, gdyż to tylko one zwykły czynić mu radość podczas stuleci spędzonych na desperackich walkach pod ziemią.
Zaraz jednak jego wzrok opadł na truchło byłego inkwizytora. Był człowiekiem, walczył honorowo i dobrze, zasługiwał na godną śmierć w walce ... ale i na godny pochówek. Choć rana uda doskwierał i dokuczała w chodzeniu, Gorax postanowił przyjąć ciężar człowieka na swe barki i wynieść jego ciało z areny.
Widownia nagle ucichła gdy Gorax przeszedł do czynu. Widzieli jak krasnolud bierze człowieka na ramię i powoli, kulając wychodzi z areny. Jeszcze jakiś czas potem milczeli, starając się nie przerywać atmosfery, lecz powoli zaczynały się tu i ówdzie rozlegać szepty. Goraxa nie obchodziło ich zdanie. Leman był człowiekiem, a krasnoluda trzymały przysięgi, które miał zamiar dochować. Zamierzał urządzić mu kamienny pochówek, a zaraz potem ruszyć do kuźni by sprawdzić uszkodzenia pancerza. Dopiero potem zajmie się swymi ranami, które jak sądził pewnie i tak do tego czasu się zagoją.
Choć Gorax był ranny, żaden z uszczerbków nie był poważny i mógł sobie pozwolić na zrobienie rundy dookoła areny, by wzburzyć owacje wśród widzów. Dał się ponieść emocjom zwycięstwa, gdyż to tylko one zwykły czynić mu radość podczas stuleci spędzonych na desperackich walkach pod ziemią.
Zaraz jednak jego wzrok opadł na truchło byłego inkwizytora. Był człowiekiem, walczył honorowo i dobrze, zasługiwał na godną śmierć w walce ... ale i na godny pochówek. Choć rana uda doskwierał i dokuczała w chodzeniu, Gorax postanowił przyjąć ciężar człowieka na swe barki i wynieść jego ciało z areny.
Widownia nagle ucichła gdy Gorax przeszedł do czynu. Widzieli jak krasnolud bierze człowieka na ramię i powoli, kulając wychodzi z areny. Jeszcze jakiś czas potem milczeli, starając się nie przerywać atmosfery, lecz powoli zaczynały się tu i ówdzie rozlegać szepty. Goraxa nie obchodziło ich zdanie. Leman był człowiekiem, a krasnoluda trzymały przysięgi, które miał zamiar dochować. Zamierzał urządzić mu kamienny pochówek, a zaraz potem ruszyć do kuźni by sprawdzić uszkodzenia pancerza. Dopiero potem zajmie się swymi ranami, które jak sądził pewnie i tak do tego czasu się zagoją.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Terlarkarowi ta walka bardziej odpowiadała. Ba! Był nawet zadowolony! Obrzmiały Łowca Czarownic nie żyje. Skierował spojrzenie na swój miecz,a on w odpowiedzi zapłonął. Cudownie. Teraz wszystko w rękach Wielkiego Mutatora. Podniósł się ciężko i ruszył przed siebie. Gdy znalazł się na zewnątrz zrujnowanej twierdzy, spojrzał w niebo. Morrslieb był w pełni, prezentując się w całym swym plugawym majestacie. To dobry znak. Chwycił swój miecz i gwałtownym ciosem wbił go w ziemię. Cisza. Nie. Coś się stało. Ziemia zadrżała. Wtem z ziemi buchnął zielonkawy płomień. Sięgnął wysoko. To dobry znak. Wysoki płomień zwiastuje wielkie zmiany, a Entropii właśnie Terlarkar służył. Nie spodziewał się jednej rzeczy . Głosu....
-Głupi śmiertelniku! Po raz ostatni zmuszasz mnie do służby tobie. Pożre twoją duszę i spalę twoje wnętrzności, a nerkami wysmaruję.....
-Milcz. Wielki Mutator chroni Mnie. Twoja moc ma służyć Mi na okres 10 lat. Nie uwolnisz się z więzienia przed czasem.
-To GDZIE SĄ dusze,które obiecywałeś mi tak często?! Od 5 dni nie żywiłem się niczym!
-Cierpliwości......
Przeklęty demon. Cały czas czuwał. Czekał na słabość swego Mistrza.
Terlarkar dokończył rytuał i ruszył na arenę. Nie wiedział jednak wielu rzeczy. Nie mógł wiedzieć.
Małe, czerwone oczka zamigotały w dali. Coś poruszyło się w krzakach. Po chwili zniknęło. Czempion Chaosu zatrzymał się. Coś tam było. Wiedział co.
W momencie, gdy gobliny rzuciły się na Terlarkara, były już martwe. Czempion Chaosu nie patrząc się nawet za siebie nagle się odwrócił i chlasnął mieczem najbliższego. Ostrze przecięło skórę,mięśnie i kości, a bezgłowy zielonoskóry padł martwy. Gobliny jednak nie rezygnowały. Próbowały okrążyć Terlarkara, lecz ich wysiłki spełzły na niczym. Niczym żniwiarz koszący zboże, Czempion Dziewiątego sciął swym mieczem kolejnych czterech. Reszta, chyba orientując się, z kim ma do czynienia,pierzchła w mroki lasu. Cóż, dusze to dusze. Terlarkar zachichotał . Demon nie jest już głodny. Ruszył na arenę. Czy Tzeentch da mu zwycięstwo? Nie obchodziło go to. I tak jego los był przypieczętowany. Służył Wielkiemu Planowi każdym swym działaniem, a śmierć Czempiona Chaosu także się w tej realizacji mieściła.
Chwała Temu, Który Zmienia Ścieżki! Chwała Wielobarwnemu Lordowi Mutacji! Chwała Tzeentchowi!
-Głupi śmiertelniku! Po raz ostatni zmuszasz mnie do służby tobie. Pożre twoją duszę i spalę twoje wnętrzności, a nerkami wysmaruję.....
-Milcz. Wielki Mutator chroni Mnie. Twoja moc ma służyć Mi na okres 10 lat. Nie uwolnisz się z więzienia przed czasem.
-To GDZIE SĄ dusze,które obiecywałeś mi tak często?! Od 5 dni nie żywiłem się niczym!
-Cierpliwości......
Przeklęty demon. Cały czas czuwał. Czekał na słabość swego Mistrza.
Terlarkar dokończył rytuał i ruszył na arenę. Nie wiedział jednak wielu rzeczy. Nie mógł wiedzieć.
Małe, czerwone oczka zamigotały w dali. Coś poruszyło się w krzakach. Po chwili zniknęło. Czempion Chaosu zatrzymał się. Coś tam było. Wiedział co.
W momencie, gdy gobliny rzuciły się na Terlarkara, były już martwe. Czempion Chaosu nie patrząc się nawet za siebie nagle się odwrócił i chlasnął mieczem najbliższego. Ostrze przecięło skórę,mięśnie i kości, a bezgłowy zielonoskóry padł martwy. Gobliny jednak nie rezygnowały. Próbowały okrążyć Terlarkara, lecz ich wysiłki spełzły na niczym. Niczym żniwiarz koszący zboże, Czempion Dziewiątego sciął swym mieczem kolejnych czterech. Reszta, chyba orientując się, z kim ma do czynienia,pierzchła w mroki lasu. Cóż, dusze to dusze. Terlarkar zachichotał . Demon nie jest już głodny. Ruszył na arenę. Czy Tzeentch da mu zwycięstwo? Nie obchodziło go to. I tak jego los był przypieczętowany. Służył Wielkiemu Planowi każdym swym działaniem, a śmierć Czempiona Chaosu także się w tej realizacji mieściła.
Chwała Temu, Który Zmienia Ścieżki! Chwała Wielobarwnemu Lordowi Mutacji! Chwała Tzeentchowi!
-"Poraz pierwszy zawiodłeś mnie Alofasie, i jestem tym bardzo zaskoczony." - Upiór który jeszcze przed godziną był Łowcą Czarownic Lemanem usłyszał zimny niczym lód głos swojego pana.
-"Miałeś tylko znaleźć elfa, lecz Ty postanowiłeś zginąć na arenie, rzecz jasna bez sensownie! Teraz nie mamy ani elfa ani niczego cennego! Wszystko tak świetnie przemyślałem! Nikt nawet nie spostrzegł że jesteś sztywny! Każdy myślał że jesteś tamtym Lemanem, sławnym Inkwizytorem który zapewne teraz gryzie glebę! Maska, płaszcz, ruchy... wszystko było przygotowane! Nawet mieliśmy szanse ukatrupić tego Solkanite który psuł mi humor od dawna, na pewno połknął haczyk ze znakiem Inkwizycji! A Ty to spartoliłeś."
Alofas stał przed swoim mistrzem a raczej jego pozostałością. Lastaad był teraz eteryczną mgłą unosząca się nad swoim sarkofagiem w którym spoczywał od tygodni. Po ostatnim spotkaniu ze sługą Nagasha omal nie został zupełnie zniszczony. Poraz kolejny. Ale do całkowitej regeneracji minie jeszcze wiele miesięcy o ile nie lat.
Upiór zrzucił płaszcz, pancerz, ciuchy i rynsztunek. Na końcu zdjął maskę pod którą była goła czaszka. Rzucił ją w kąt komnaty i odszedł do swoich obowiązków.
Lastaad został zupełnie sam. Miał dużo czasu na obmyślenie zemsty na elfie który zaczął jego pasmo porażek. Z żalem spoglądał na swój pancerz i broń która błyszczała w świetle księżyca stojąc w gablocie.
-"Niektórzy myślą, a zwłaszcza zniewieściały elf że mój czas się skończył ale się myli. Grubo. Lastaad von Zet powróci. I wtedy tylko ja będę się śmiał, nikt inny." - wyszeptał do siebie wampir resztkami sił i wrócił do sarkofagu by nabrać sił.
Wiem że jestem nudny i przeginam z moim wampirem ale ta postać mi się tak podoba że aż żal mi się z nią rozstać
Mam pytanie do Murma, czy śmierci mojego wampira są liczone w Twojej arenie od nowa? Czy tamte na arenie Tulla się liczą i już Lastaad nie może wrócić?
-"Miałeś tylko znaleźć elfa, lecz Ty postanowiłeś zginąć na arenie, rzecz jasna bez sensownie! Teraz nie mamy ani elfa ani niczego cennego! Wszystko tak świetnie przemyślałem! Nikt nawet nie spostrzegł że jesteś sztywny! Każdy myślał że jesteś tamtym Lemanem, sławnym Inkwizytorem który zapewne teraz gryzie glebę! Maska, płaszcz, ruchy... wszystko było przygotowane! Nawet mieliśmy szanse ukatrupić tego Solkanite który psuł mi humor od dawna, na pewno połknął haczyk ze znakiem Inkwizycji! A Ty to spartoliłeś."
Alofas stał przed swoim mistrzem a raczej jego pozostałością. Lastaad był teraz eteryczną mgłą unosząca się nad swoim sarkofagiem w którym spoczywał od tygodni. Po ostatnim spotkaniu ze sługą Nagasha omal nie został zupełnie zniszczony. Poraz kolejny. Ale do całkowitej regeneracji minie jeszcze wiele miesięcy o ile nie lat.
Upiór zrzucił płaszcz, pancerz, ciuchy i rynsztunek. Na końcu zdjął maskę pod którą była goła czaszka. Rzucił ją w kąt komnaty i odszedł do swoich obowiązków.
Lastaad został zupełnie sam. Miał dużo czasu na obmyślenie zemsty na elfie który zaczął jego pasmo porażek. Z żalem spoglądał na swój pancerz i broń która błyszczała w świetle księżyca stojąc w gablocie.
-"Niektórzy myślą, a zwłaszcza zniewieściały elf że mój czas się skończył ale się myli. Grubo. Lastaad von Zet powróci. I wtedy tylko ja będę się śmiał, nikt inny." - wyszeptał do siebie wampir resztkami sił i wrócił do sarkofagu by nabrać sił.
Wiem że jestem nudny i przeginam z moim wampirem ale ta postać mi się tak podoba że aż żal mi się z nią rozstać
Mam pytanie do Murma, czy śmierci mojego wampira są liczone w Twojej arenie od nowa? Czy tamte na arenie Tulla się liczą i już Lastaad nie może wrócić?
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Ano. Nauczka na przyszłosć-każde zwłoki Gatewayować na 11-12 S.