
Krasnoludy pośpiesznie zbierały się z miejsca bitwy. Helga zarządziła szybki odwrót, wszak wybiła prawie wszystkie elfy, ale jako że polegli Zwiadowcy, nie potrafiła oszacować, czy i jakie siły krążą jeszcze w okolicy. Ranni obwarowali się w powozach, kto tylko mógł, trzymał w rękach kuszę, gdyż kordon miał jeszcze kawałek do przemierzenia, a i leśne, wyboiste drogi nie służyły czterem kołom ani też koniom pociągowym.
Obozowisko. Nagły hałas. Zwłoki dwóch wartujących. Chmara strzał spada ze wszystkich stron. Klasyczny scenariusz zasadzki. Słychać krzyki i jęki konających. Helga nawołuje uciekających do powrotu. Na horyzoncie pojawia się wsparcie – Thori Maruder z nowymi zastępami wojska i Działem Organowym.
-Czas na dogrywkę. Niech więc gra muzyka trąb wśród szarego popołudnia – rzuciła luźno Helga, po czym ściskając mocno topór w dłoni uniosła go tryumfalnie w górę i ruszyła do natarcia wraz z Królewską Gwardią.
Bitwa to swoista dogrywka, część druga po pojedynku Dwarfs vs Wood Elves na 1020 pkt. Tym razem starcie poszło na 1200 punktów, a jak się zakończyło? Sprawdźcie sami...

-Thori, w ostatniej chwili! Trzeba organizować w pośpiechu szeregi i ustawić linie obronne!
-Ależ spokojnie, moja droga Helgo. Wiodę ze sobą 10 członków Gwardii Królewskiej. Swą obecnością zaszczycili mnie również Długobrodzi. Gdy usłyszeli, że tu walka z elfami idzie, jak jeden mąż porzucili kufle i dołączyli do kohorty. Ponadto kroczy ze mną Halgrim Stalowy, nieprzejednany inżynier poziomu mistrzowskiego. Jego pomagierowie ciągną za sobą Organowe Działo, zwycięstwo mamy w garści.
-Miła pani, po pierwszej salwie dym uniesie się wysoko nad las. Będzie to znak, że bitwa została rozpoczęta. Organy zostawiam pod opieką młodszego inżyniera. Z tego co widzę nie zdążył schlać się jak świnia, a dobry z niego żołnierz i zna się na rachunkach jak mało kto.
-Pozwól Halgrimie, że porozmawiamy po bitwie. Nie ma na co czekać, do boju!
Po wzmocnieniu krasnoludy prezentowały się następująco – lewej flanki strzegli sami Długobrodzi. Przybyli na miejsce bitwy jako ostatni, toteż trudno było im znaleźć lepszą pozycję do walki. Obok nich chętnie usadowili się młodzi Kusznicy, dla których walka przy weteranach była nie lada wyróżnieniem. Środek zapełniali w pierwszej kolejności Łamacze Żelaza – tym przewodził właśnie Thori Maruder ze sztandarem armii. Centralna część armii to Działo Organowe, obwarowane szańcami i okopami wraz z pijanym inżynierem oraz wstawioną załogą. Gwardia Królewska otwierała prawą flankę. W pierwszym szeregu stała Helga, wykrzykując ostatnie polecenia. Wojowników Klanowych poprowadził sam Halgrim. Dwa wspaniałe pistolety błyszczały przy jego pasie. To miał być ich dzień.

Elfy od krasnoludzkiej elfiej flanki – Strażnicy Polany, a następnie las i przyczajeni Tancerze Wojny. Tamta trupa już po trupach, ta była inna. Stawili się też Dzicy Jeźdźcy pod wodzą generała armii. Poprzedni dowódca zhańbił się porażką i został odsunięty od dowodzenia elfią odsieczą. Po jego lewej ręce nieprzeliczona ilość driad, drugi oddział Strażników Polany oraz Wielki Orzeł. Jeźdźcy Polany krążą na tyłach armii, jak gdyby wyczekując górników, którzy tym razem mieli nie nadejść.

Początek bitwy należał do Leśnych Elfów. Generał nakazał wszystkim oddziałom błyskawiczny ruch naprzód, gdzieniegdzie zadzwoniły cięciwy. Spotkanie rozpoczęło się fatalnie dla Kuszników. 4 młodzianów nie posłuchało rady Długobrodych, by tarcze trzymać wyżej niż brodę przy ostrzale.
-Kurwa, no. Za moich czasów to takie młokosy pomagały węgiel nosić. Co z tymi młodymi, pieprzona jego mać? Z papieru są czy co? Raz dostałem trzema strzałami i żyję jak widać - wyrwało się któremuś bełkoczącemu Długobrodemu

Strzały nie wiadomo kiedy wparowały w szereg strzelców, Strażnicy Polany mocno przerzedzili szyki. Ich bliźniaczy oddział kluczył jeszcze chwilę po lesie, by za moment samemu posłać salwę w stronę nieprzyjaciół.
Młodszy krasnoludzki inżynier wziął w rękę flaszkę i pociągnął solidnego łyka:
-Dobrze weszła bania! Dawaj na nich Groni, wedle szacunków poślemy 10 kul!
-Się robi szefie. Ognia!
Faktycznie, ognia nie zabrakło.

Przerażająca seria uderzyła w piersi Dzikich Jeźdźców. Raz po raz kule spadały z nieba i bynajmniej nie był to zwykły grad. Nim generał rozejrzał się po bokach, oddział konał już u jego stóp. On sam nie chciał podzielić losu kompanów i skrył się w ruinach.
Biały dym uniósł się w powietrze. To był umówiony sygnał – Helga popędziła Gwardię Królewską i Łamaczy Żelaza.

Długobrodych popędzać nie było trzeba – szli po omacku w biały dzień, horyzont był bardzo niewyraźny, w dodatku nad głowami świstały strzały. Marudzeniu nad celnością elfów nie było końca, jeden krasnolud nawet splunął w geście niezadowolenia i ryknął:
-Hej hultaje, no co jest z wami, halo! Tu jesteśmy, nie widzicie łajzy?
Halgrim, widząc nadciągającą armię Leśnych Elfów zwrócił żołnierzy bliżej Gwardii, by zamknąć elfom drogę do flanki zarówno jego oddziału, jak i głównodowodzącej Thane. Wojownicy z zaciśniętymi zębami wyczekiwali uderzenia.

Chwilę konsternacji przerwał nie kto inny, a Umgdor – młodszy inżynier. Pociągnął kolejnego łyka z flaszki i nagle jego twarz przyozdobiła purpura, a sam zainteresowany zatkał usta ręką. Groni zaczął klepać go po plecach, aż ten odzyskał dech w płucach.
-Szefie, chyba źle weszło. Czy na pewno kurs spadania dzielony przez dystans i prędkość wylotową luf razy dwa da nam dobrą serię?
-Nieee. Weź poprawkę na odległość, ja Ci tu mówię przyja-beeeek – cielu, że te Driady stoją dalej, o tam - tu inżynier pokazywał dzięcioły, kręcące się przy dziuplach w wyższych partiach drzew.
Groni przyłożył lont, Halgrim z miną zażenowania spojrzał na swoich podkomendnych i zamiast krwawej łaźni młodszy inżynier zafundował... salwę śmiechu stojącym nieopodal krasnoludom. Całe dwie kulki ledwie wyleciały z lufy.
-Trza było kamieniami rzucać młokosie! Może byś chociaż komu guza nabił! Hahahah!
W szaleńczym pędzie elfy wbiegły wprost pod krasnoludzkie topory.

Salwa Halgrima z pistoletów nie uczyniła krzywdy Driadom. Szarża została jednak odparta bez strat! Inżynier, gdy kończył żywot drugiego drzewa tłukąc je w łeb rzekł sam do siebie: -Psia mać. Jak nie kulami, to kolbami! Dawaj go, heeej!

Z krasnoludzkich gardeł wydobył się zew zwycięstwa. Niczym myśliwi rzucili się w pościg za Driadami i już znaleźli nową zwierzynę – Jeźdźców Polany.

I z nimi chyżo się rozprawili, biegli niczym taran, a z Halgrimem bali się stawać do walki przeciwnicy, był dziś morderczo skuteczny. Ktokolwiek znalazł się w zasięgu jego pary pistoletów, nie mógł opowiedzieć o tym spotkaniu swoim potomkom. Konni zostali zdmuchnięci, dwójka z nich rozpaczliwie rzuciła się do ucieczki, zmuszając rumaki do galopu.
W zwycięskim pochodzie Halgrim dotarł aż na skraj pola bitwy do Strażników Polany. Dopiero oni na moment powstrzymali szalony pęd Inżyniera przebijając strzałami paru jego pobratymców.

Halgrim był wściekły gdy zobaczył, jak jego kompani padają od łuków oraz to, co działo się w centralnej części bitwy. Był za daleko, by ratować swych pobratymców, więc w przypływie adrenaliny wybiegł sam naprzeciw dwóm konnym i jedną salwą z pistoletów powalił obu jednocześnie. Wojownicy Klanowi nie mogli otrząsnąć się z wrażenia i bili brawo swemu przywódcy.
Niestety niewesoło było w centralnej części pola bitwy. Oddział Gwardii Królewskiej zostałby niechybnie wybity w pień przez broń dystansową elfów, gdyby nie zapowiedziana ucieczka. Wstyd to i hańba dla tak walecznych wojowników, jednak parę chwil później zmobilizowali się na nowo i zwrócili przodem w stronę Wielkiego Orła.
Łamacze Żelaza przyjęli szarżę drugiego oddziału Driad. Zebrało im się na śmiech, gdy aż jedno drzewo dotarło do ich linii. Było ono na tyle zuchwałe, że rzuciło nawet wyzwanie. Champion oddziału z przyjemnością skrzyżował swój obosieczny topór z zakrzywionymi szponami bestii. Została ona porąbana jak drewno do kominka. Khazadzi nie musieli się nawet rzucać w pościg – Driady nie patrzyły nawet gdzie uciekają i wszystkie po kolei rozbiły się o mur. Słychać było trzask drewna, a któryś z Łamaczy Żelaza pogardliwie rzucił na odchodne, że po bitwie przyjdzie pozbierać ten chrust i pokaże go synom.
Oddział miał stać – taki był rozkaz. Łamacze Żelaza to oddział bardzo zdyscyplinowany, co już wkrótce mieli udowodnić w starciu z Tancerzami Wojny i generałem elfów.
Dzikusi zostali jednak w porę ostrzelani. Kolejny łyk wódki, który wszedł czysto, to i salwa musiała zaboleć wroga:
-Zatańczmy dziwki. Teraz ja zagram walca!
Tancerze Wojny skakali jak dzikie małpy w altdorfskim cyrku i paru z nich zostało wprost zmiażdżonych przez krasnoludzkie kule. Był to zamierzony ostrzał, by osłabić zbliżającą się szarżę na Łamaczy Żelaza.
Pomni na ostrzeżenia Thane, na widok Tancerzy Łamacze schwycili tarcze i wręcz zabarykadowali się na polu prostokąta.

Niestety elfy odnajdywały każdą lukę w pancerzu i aż czterech Khazadów poległo. Thori przetrzymał jednak uderzenie i dodawał otuchy pozostałym wojakom:
-Ktoś musiał przyjąć to uderzenie. Panowie, jesteście elitą, na was to padło, ale i zapamiętane przez potomnych zostanie!
Starcie zakończyło się remisem.

Generał elfów był pewien, że właśnie teraz rozgoni krasnoludzkie szeregi. Jak bardzo się mylił, pokazały następne sekundy walki. Jego Tancerze nie zabili ani jednego krasnoluda, a on sam został ukarany za swą pychę zapierającym dech w piersiach cięciem topora w lewą dłoń. Drugi cios, mający być kończącym, dziwnym trafem uderzył w ozdobną klamrę jego wierzchowca, ale ten niespodziewany zwrot sytuacji zmusił generała elfów do odwrotu. Skończył on dokładnie tak samo Driady – nie dostrzegł, iż przejazd przez ruiny jest wystarczająco wysoki dla konia, ale już nie dla jego jeźdźca. Został on dosłownie ścięty z rumaka i zginął od potężnego uderzenia w ścianę.
Tancerze rzucili się do ucieczki i zostali oni wzięci w kleszcze z dwóch stron:

przez goniących ich Łamaczy Żelaza oraz Długobrodych, którym dziś było bliżej do wypitki niż do bitki. Widząc brak szansy na przełamanie krasnoludzkich pancerzy, oddali oni pole i przebiegając za ruinami ruszyli w stronę dogorywających właśnie Jeźdźców Polany. Przebiegając za plecami Gwardii Królewskiej nie mogli pozostać bezkarni – Helga, obdarowana przed bitwą przez Halgrima krasnoludzkim pistoletem z poprawioną celnością obróciła się na pięcie i wypaliła w stronę uciekinierów, utrącając jednego z nich.
Orzeł szybował w przestworzach, aż w końcu zatopił swe szpony w obsługantach Działa Organowego.

Umgdor był tak zalany, że nawet nie poczuł, jak ptaszysko pozbawiało go ucha i prawej ręki. Wpadł on do okopu i dołączył do swych kompanów w poczuciu mimo wszystko dobrze spełnionego obowiązku, po czym ułożył się do wiecznego snu.
Orzeł rzucił się na ocalałych kuszników.

Jednego udało mu się zmieścić w swej paszczy, jednak lider oddziału oraz grajek przegonili go toporami. Niestety nie udało im się na niego wskoczyć tak, by wypluł kompana. Kawałek za polem bitwy jakiś wieśniak widział spadającego z nieba kościotrupa. I kto by pomyślał?
Było już po wszystkim. Helga była z siebie dumna i miała do tego pełne prawo – wygrała dogrywkę z zaskakującą przewagą. Halgrim ubolewał wielce nad stratą Organowego Działa, nie mógł przeboleć, iż zostawił młodego inżyniera samego. Zebrał jednak sporo gratulacji za wspaniały rajd i przebicie się przez szeregi wroga. Niejednemu zawodowemu wojownikowi mogło być głupio tego dnia.

---
Puntków po bitwie nie liczyliśmy. 3 ćwiarki i zabity generał to było już 400 pkt... po prostu masakra.