Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)
Witam w kolejnej odsłonie Areny Śmierci. Zasady są takie jak dotąd z drobnymi poprawkami które staram się wprowadzać z każdą areną i ewentualnymi nowościami.
Każdy chcących wziąć udział w zabawie wpisuje na forum postać której walki będę rozgrywał i potem opisywał w kolejnych postach tego tematu. Zasady zgłaszania są takie że każdy może mieć jedną postać w danej arenie.
Zgłasza się według poniższego szablonu:
Imię postaci: Jak nazwiecie swoją postać.
Broń: broń lub bronie jakiej używa z podanej z listy, jednoręczna, oburęczna lub dwie bronie. Jeśli jest konno i bierze jako broń lance posiada także miecz lub inną broń jednoręczną, należy to wyszczególnić w pozycji broń. Druga broń będzie użyta w kolejnych turach walki po lancy(oczywiście nie można wybrać sztyletu lub pazurów).
Zbroja:zbroja lub jej brak, z tarczą lub bez i/lub z hełmem lub bez.
Ekwipunek: postaci przysługuje jedna pozycja z listy ekwipunku
Umiejętności:postaci przysługuje jedna pozycja z listy umiejętności
Mutację: (jeśli dotyczy) może przysługiwac mutacja jeśli zasady pozwalają
Wierzchowiec: (jeśli dotyczypo wzięciu pozycji ekipunku-wierzchowiec)
Historia postaci: Historia waszej postaci i między innymi dlaczego się znalazła na arenie mającej miejsce w Sylvani na południe od zamku Drakenhof w górach krańca świata.
UWAGA: postacie bez historyjek nie bedą dopuszczane do areny. Nie ma rezerwacji i zaklepywania wcześniejszego. Kto pierwszy ten lepszy. 3 postacie z najlepszą historyjką otrzymują mikstury zdrowia.
Uwagi:
**Skink priest. skaven chief, tomb king icon bearer , wszelacy goblińscy I hobgoblińscy big bosi, gnoblarscy honcho, otrzymują bonusowy ekwipunek
**Ludziom(DOW,Empire,Bretonia) przysługuje bonusowa umiejętność oraz bonusowy ekwipunek
**Wargory mogą pobrać 1 mutację z listy mutacji dostępnych
**Dragon Slayer otrzymuje bonusową umiejętność
Zasady specjalne rasowe bohaterowie zatrzymują.
np: krasnolud ma nienawiśc do zielonoskórych i podobnie.*
**Armed to da theef nie działa.
**Bretońscy bohaterowie mają blessing of lady of lake
**Imperialni warrior priesci mają modlitw i mumie inkantacje które rzucają co jakiś
czas.
**Asasini skavenów i darkelfów nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
**Scar-veterani,mumie i wood elfy nie mogą nosic zbroi cięższych niż średnia.
**marki chaosu są dostępne jako pietna zumiejętności.
**Death Hag nie nosi zbroi cięższej niż lekka.
**Ogry w postaci bruiserów i hunterów dopuszczone są lecz mają albo ekwipunek albo umiejętność a nie oba.
**Asasin skaveński ma zawsze zapoisonowaną broń bez dodatku tak jak ma
w zasadach warhammera. Czyli może wziąć dodatek.
**Chaos Dwarf Hero otrzymuje bonus 1T dla tego że to krasnolud.
**Branchwraithy nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku za to mają 3 umiejętności do wyboru
**Demony w postaci Heraldów dopuszczone lecz nie mogą wybierać broni , zbroi czy ekwipunku. Zgodnie z wybranym typem Heralda mają oni wbudowane piętno własnego boga. Demony mają predefiniowany ekwipunek:
Khorne: miecz półtorak dwuręczny
Nurgle: korbacz
Slanesh: szczypce kraba(liczone jak pazury bitewne)
Tzeench: płonący kij
Mają także jako zbroje skórę demoniczną co należy zaznaczyć w tworzeniu postaci.
Broń predefiniowaną też należy wypisać w tworzeniu postaci jak i piętno swego boga.
DODATKOWO MOŻNA WYBRAC INNĄ KATEGORIĘ BOHATERA)
Szef Minotaurów (to jeszcze nie doombull ale więcej niż zwykły Minos)
*przysługuje albo ekwipunek albo umiejętność(może być piętno) oraz mutacja
Halfing Captain (Niziołek z krainy zgromadzenia)
*2 umiejętności i 2 ekwipunki mu przysługują
PAMIĘTAJCIE IM CIĘŻSZE UZBROJENIE I PANCERZ TYM CIĘŻEJ NIM WŁADAĆ A BRAK ZBROI MA SWOJE DUZE PROFITY. OD WAS ZALEZY CZY WASZA POSTAC BĘDZIE PUSZKĄ PANCERNĄ CZY NAGIM BERSERKEREM W STYLU CONANA BARBARZYNCY.
*tarcze i hełmy mogą byc brane niezależnie od siebie i innych zbroi. Nie są już ekwipunkiem tylko są z kategorii zbroja. Dają plusy ale i pewne minusy. Można też walczyć bez tarczy i lub bez hełmu bo te lekko ograniczają bohaterów.
GDY POSTAĆ UMRZE MOŻE W NASTĘPNEJ ARENIE WSTAĆ JAKO WIGHT KING/WAMPIR/MUMIA JEŚLI KTOS CHCE KONIECZNIE KONTYNUOWAĆ POSTAĆ ALE TYLKO RAZ. NASTĘPNE NIE ŚMIERCI NIE SĄ DOZWOLONE.
(nie dotyczy postaci ogrinalnie wystawianych jako powyższych nieumartych, oni mogą umrzeć tylko raz)
Broń jednoręczna:
pięśći
Pazury bitewne( tylko asasini)
Sztylet
Krótki miecz
Długi miecz
Rapier
Topór
Włócznia(jednorącz)(używana także konno)
Młot
Mlot białych wilków(tylko rycerze białego wilka-imperium)
Korbacz
Maczuga
Czoppa(tylko orki)
Katana
Wakizashi
Lanca+broń jednoręczna(jeśli na wierzchowcu i dotyczy, jako broni nie można
wybrać sztyletu,włóczni i pazurów, tylko ludzie,high elfy i dark elfy)
Gwiazda zaranna
Bicz
Bastard(jednoręczny)
Broń dwuręczna:
Miecz dwuręczny
Topór oburęczny
Młot oburęczny
Korbacz dwuręczny
Włócznia(oburącz)
Halabarda
Kadzielnica plagi(skaveni tylko)
Bastard(oburącz)
kij
zbroje
Demoniczna skóra(tylko demony)
brak zbroi
lekka zbroja
średnia zbroja
ciężka zbroja
pełna zbroja płytowa (imperium, chaos, krasnoludy normalne)
tarcza
hełm
ekwipunek
amulet równości
amulet ochronny
błogosławiona broń
barding (tylko dla koni i elfickich koni)
bomby błyskowe
bomby kwasowe
bomba paraliżująca
Bugmańskie XXX(tylko krasnoludy)
Buty szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir spaczeni owy ( skaveni tylko)
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Gromrilowy ekwipunek (tylko krasnoludy zwykłe , nie te chaosowe)
Ikona sigm ara ( tylko imperium)
Ilthamirowy ekwipunek ( tylko high elfy)
Kusza pistoletowa
Korzeń wielkiego dębu ( tylko Wood elfy )
Lwi płaszcz (tylko high elfy)
Okular z górskiego szkła ( tylko inżynierowie i krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni.
Mięso trolla ( tylko zwykłe gobliny)
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Noże do rzucania
Płaszcz z morskiego smoka (tylko dark elfy noble)
Pistolet ( tylko skaveni wodzowie, empire, dwarfy, dow)
Para pistoletów ( tylko skaveni wodzowie, empire, dwarfy, dow)
Pierścień ochrony jadowej
Plujka (tylko skinki)
Płaczące ostrze (tylko skaveni )
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Proca(tylko niziołki)
Stymulant
Trucizna jadowa
Trucizna czarny lotos(tylko dark elf asasin)
Trucizna Mantikory
Woda święcona
Wyostrzenie broni
Wierzchowiec(możliwość pobrania wierzchowca z listy wierzchowców)
Zbroja chaosu( tylko exalted champion,chaos dwarf i wargor)
Umiejętności i cechy
Agresywny
Berserker
Bystre oczy
Błogosławiony pani jeziora(tylko bretonia)
Błogosławiony przez las ( tylko Wood elfy)
Czarna wdowa ( tylko kobiety)
Chwytny ogon(tylko skaveni)
Cnota paladyna ( tylko bretonia)
Defensywny
Dobry refleks
Faworyt bogów (tylko chaos- jako wierzchowiec może wybrać demonicznego konia)
Kuba rozpruwacz ( tylko mężczyźni)
Szermierz
Specjalista od broni
Szczęściarz
Riposta
Ręka przeznaczenia
Odważny
Piętno Khorna (tylko chaos)
Piętno Tzeencha (tylko chaos)
Piętno Nurgla (tylko chaos)
Piętno Slanesha (tylko chaos i dark elf noble)
Piętno Malala (tylko chaos)
Precyzyjne ciosy
Paskudna klątwa (tylko mumia)
Pochodzenie Wardancer(wood elf noble tylko, nie wybiera broni ma Ward weapon)
Twardogłowy
Tarczownik
Twardziel
Wampirza czysta krew Lhamii (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Von Carstein (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Blood Dragon (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Strigoi (tylko wampiry)(nie może używać broni i zbroi)
Wampirza czysta krew Necrarch (tylko wampiry)
Wyznawca chaosu (tylko ludzie, może jako drugą umiejętność wybrac dowolne piętno)
Weteran
Zajadłośc
Zabójca
Zręczny
Mutacje
Dodatkowe ramię
Długie rogi
Straszna paskuda
Kopyta
Ciało węża (tylko z piętnem Slanesha)
Gorączka bitewna (tylko z piętnem Khorne)
Bitewny ryk
Macka (tylko z piętnem nurgla)
Rozrośnięty
Ciało pełne zmian (tylko z piętnem tzeencha)
Krew kwasowa
Twarda skóra
Przeklęty
Zły los
Dziecię chaosu ( tylko z piętnem Malala)
Wiele oczu
Aura apatii
Zły dotyk
Klata jak u pirata a w środku wata
Wierzchowce
Koń (tylko ludzie)
Elfi koń (tylko elfy)
wielki jeleń(tylko wood elf)
Zimny (tylko mroczny elf master i Saurus)
Dzik (tylko orki)
Wilk (tylko gobliny zwyczajne i hobgobliny)
Pająk( tylko gobliny)
Szkieletowy rumak ( tylko mumie, Wight Kingi, icon bearerzy i wampiry[wampiry Strigoi nie mogą dosiadać niczego))
Demoniczny koń (tylko chaos ex champion z cechą faworyt bogów)
Highscore(zwycięzcy aren)
Arena nr 1(Księstwa Graniczne 1):Skiririt zabójca klanu Eshin (skaven Assasin)
zabity w finale areny nr 2 przez Edwina Wszechwiedzacego wybrańca Tzeencha.
Arena nr 2 (Księstwa Graniczne 2):Edwin Wszechwiedzący wybraniec Tzeentcha (Exalted champion)
zabity w arenie nr 4 przez Gurthanga Żelaznobrodego(dwarf thane).
Arena nr 3(Księstwa Graniczne 3):Cossalion mistrz miecza z Hoeth (High elf commander)
zabity w arenie 4 przez Chi Ich Yu aspiring championa
Arena nr 4(Księstwa Graniczne 4)::Otto Kalman Blond Dragon (Vampire Thrall)
powrócił w rodzinne strony
Arena nr 5(Księstwa Graniczne 5)::Axelheart Strigoi (Vampire Thrall)
los nieznany-zbiegł
Arena nr 6(Norsca)( arena Jasiowa niedokończona w finale)
Abdul Al-Raqish ibn Hassan miał walczyc z Ghruu bestią lecz pojedynek się nie odbył.
Arena nr 7: (Karak Vlag 1 )Karol Wallenstein (Empire Captain)
( powrócił w chwale do domu po zwycięstwie) zabity w arenie nr 10 przez
przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..
Arena nr 8: (Karak Vlag 2 )Judasz Przeklęty (Wight King)
Zdjąwszy klątwe nieżycia po zwycięstwie areny połączył się z ukochaną.
Arena nr 9: (Karak Vlag 3)Karol Wallenstein(Empire Captain)
(obroniwszy tytuł mistrza przez drugie zwycięstwo turnieju powrócił w chwale do domu) lecz zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..
Arena nr 10: (Karak Vlag 4): Khaert Abaleth (Dark elf assasin)
Zwycięzca areny oddalił się w nieznanym kierunku. Powrócił w arenie nr 11 lecz został w niej zabity przez Beorda Drwala z Hochlandu.
Arena nr 11: (Karak Vlag 5):Beored Drwal (Empire Captain)
Powrócił do rodzinnego Hochlandu by nabrać chęci do życia
Arena nr 12: (Karak Vlag 6):Loq'Qua'Chaq (Saurus Scar-Veteran)
Wygrawszy na arenie odzyskał swą wolność.
Arena nr 13: (Karak Vlag 7):Kaelos(Dark Elf assasin)
Oddalił się w nieznane.
Arena nr 14 (Sartosa 1): Aethis Mistrz Miecza z Hoeth (High Elf Noble)
Odzyzkawszy swój honor powrócił w szeregii Mistrzów Miecza
Arena nr 15 (Sartosa 2): Ragnar Rycerz Białych Wilków (empire Captain)
Powrocił na północ dalej walczyć z chaosem
Arena nr 16 (Sartosa 3): Tullhir "Matkobójca" (Dark elf Assasin)
oddalił się w nieznane.
Arena nr 17: ( Karak Vlag:8 ) Korr Wildhammer (Dwarf Thane)
Został nowym królem odzyskanej twierdzy Karak Vlag znanej teraz jako Karak Gorax
Dzięki odzyskaniu insygniów koronnych przez zwycięstwo na Arenie.
Arena nr 18: ( Sylvania:1 ) Fjowarl Alrickson (Dwarf Dragon Slayer)
Po zwycięstwie na Arenie w jako część nagrody poznał upragnione miejsce snu smoka którego poszukiwał dokąd się udał.
Powrócił w arenie nr 20 lecz został zabity przez Myphylomemnon(Tomb Prince).
Arena nr 19: (Sylvania: 2) Ни-колай Ва-лу-ев (Ogre Bruiser)
Poprzez zwycięstwo na arenie zyskał sławę i najlepsze oferty zatrudnienia najemnego z pośród których mógł wybrać najlepszą u maga areny.
MIEJSCE OBECNEJ ARENY: Sylvania na południe od zamku Drakenhof w górach krańca świata
Arena śmierci rozgrywa się w Sylvani w warowni w Górach Szarych na południe od zamku Drakenhof. Tajemniczy mag organizujący te turnieje zawarł pakt z księciem Manfredem dającym mu swobodę w prowadzeniu tego przedsięwzięcia i spokój w zamian za oddawanie mu ciał poległych wojowników a tych arenach w stanie takim jakim zastała ich śmierć.
NOWOŚCI!
Wierzchowce
Kapłani rzucają modlitwy
Nowe umy i ekwipunek
Kapłani umieją modlitwy
Mumie umieją inkantacje
Nowi dostępni bohaterowie
ZGŁOSZENI ZAWODNICY (32 MIEJSC)
1.Fjolwar Alaricson, Jednoręki Pogromca Vellhummerana (zabójca smoków)
Broń: przytwierdzony na stałe topór jednoręczny na lewym kikucie (w połowie przedramienia), topór jednoręczny w prawej.
Zbroja: brak
Ekwipunek: oprawione w żelazo oko smoka (amulet ochronny)
Umiejętności: berserker, weteran.
2.Bezimienny krasnolud (dwarf dragon slayer)
Broń: Dwa runiczne młoty jednoręczne
Zbroja: brak
Ekwipunek: Mistrzowska Broń, eliksir zdrowia(nagroda)
Umiejętności: Precyzyjne Ciosy, Ręka Przeznaczenia.
3. Felicja von Schwarzbloden (wampir)
Broń: Dwa krótkie miecze
Zbroja: Brak
Ekwipunek: błogosławiona broń, eliksir zdrowia (nagroda)
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon (tylko wampiry)
4. Aner Solarei Upadły (Wampir)
Broń: Miecz jednoręczny
Zbroja: Średnia
Ekwipunek: Błogosławiona broń
Umiejątność: Dobry refleks
5. Molroch Hellathor, (Exalted Hero of Chaos Undivided)
Broń: Włócznia wykuta z Czarnego Żelaza, pokryta paskudnymi, ognistymi runami, wychwalającymi Chaos.
Zbroja: Pełna Zbroja Płytowa + Tarcza + Hełm
Ekwipunek:Wierzchowiec-Chaos Steed
Umiejętność: Kuba Rozpruwacz
6. Gilead Blackstar (dark elf master)
Broń: Draich ( dwu ręczy miecz )
Zbroja: Ciężka zbroja + Hełm
Ekwipunek: Mistrzowska Broń
Umiejśtnośc: Zabójca
7. Dokthan Fergus - Dwarf Thane
Broń: Korbacz dwuręczny
Zbroja: pełna zbroja płytowa, hełm z rogami
Ekwipunek: Gromrilowy ekwipunek
Umiejętności: Specjalista od broni
8. Sir Francis (Paladyn Bretoński)
Broń: lanca, morgenstern
Zbroja: ciężka zbroja, hełm,tarcza
Ekwipunek:wierzchowiec,eliksir precyzji
Umiejętności: cnota paladyna,weteran
Wierzchowiec: koń
9. Ravendil (High Elf noble)
Broń: halabarda
Zbroja: Ciężka zbroja + Hełm
Ekwipunek: Ilthamirowy ekwipunek
Umiejśtnośc: Dobry refleks
10. Lurk Mistrz Areny (wampir - były skaven)
Broń: Brak
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Trucizna Mantikory, (obroża dzięki, której kontroluje go Pan)
Umiejętność: Czysta Krew Strigoi
11. Magnus von Drakenhof (niegdyś Kapłan bitewny Ulryka. Teraz wampir Smoczej Krwii)
Broń: rapier i krótki miecz
Zbroja: średnia zbroja
Ekwipunek: eliksir zręczności, eliksir pomniejszego leczenia (nagroda)
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon
12. Rannard Znienawidzony –( Exalted Chaos Champion)
Broń: włócznia i bicz
zbroja : brak
ekwipunek : buty szybkości
umiejętności : piętno Slaanesha
13. Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka )
Broń: Dwuręczny topór
Zbroja: Ciężka zbroja
Ekwipunek: Błogosławiona Broń, Ikona Ulryka ( tak jak sigmara tylko
ulryka:)
Umiejętność: Weteran, Szczęściarz
14. August z Krwawych Smoków (Wampir)
Broń: Póltorak trzymany dwóręcznie
Zbroja: Ciężka + hełm
Ekwipunek:Przeklęta Broń, eliksir pomniejszego leczenia(nagroda)
Umiejętnośći: Wampiryczna Krew: Krwawy Smok
15. Imię postaci: Hua'Kor'Lot (Saurus Scar-Veteran)
Broń: Halabarda z Gwiezdnego Kamienia
Zbroja: Łuskowa skóra
Ekwipunek:błogosławiona broń
Umiejętności:Weteran
Historia postaci:
16. Eirwyn(Wood Elves Noble)
Broń: 2x Krótki miecz
Zbroja: Lekka
Ekwipunek: Wierzchowiec
Umiejętność: Błogosławiony przez las
Wierzchowiec: Wielki jeleń
17. Katarina (Vampire)
Broń: Długi miecz x2
Zbroja: brak
Ekwipunek: Przeklęta broń
Umiejętności: Wampirza czysta krew Lhamii (tylko wampiry)
18. Renevar (vampire)
Broń: lanca/długi miecz
Zbroja: ciężka zbroja, tarcza, hełm
Ekwipunek: wierzchowiec
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon
Wierzchowiec: Szkieletowy rumak
19. Myphylomemnon pierwszy (Tomb Prince)
broń: miecz dwuręczny
zbroja: lekka zbroja
ekwipunek: przeklęta broń
umiejętności: paskudna klątwa
20. Vrienne z Minthu- dziedziczka starego bretońskiego rodu.(Kapłanka Sigmara)
Uzbrojenie: ciężka zbroja , tarcza, hełm,
Broń:młot
Dodatki: błogosławiona broń, mistrzowska zbroja, eliksir pełnego wyleczenia(nagroda)
Umiejętności: defensywny, tarczownik
21. Imhol (Wood Elf Wardancer Noble)
Broń: Saearath – włócznia o 2 ostrzach
Zbroja:Brak zbroi
Ekwipunek: Ochronne tatuaże (amulet ochronny)
Umiejętności: Pochodzenie Wardancer
22. Mario Baldini (kapitan DoW)
Broń: rapier, sztylet
Zbroja: średnia, hełm
Ekwipunek: eliksir siły, para pistoletów
Umiejętności: bystre oczy, szermierz
23. Nieposkromiony" (DE master)
Broń: lanca, miecz bastard jedn
Zbroja: Ciężka zbroja, hełm, tarcza
Wierzchowiec: Zimnokrwisty
Umiejętność: Specjalista od broni
24. Vargont(Wampir)
zbroja: brak zbroi
broń: jeden miecz
umiejętności: Wampirza czysta krew Necrarch
ekwipunek/dodatki: wyostrzenie broni
25. Graal Ironforge ( dwarf Thane )
Broń: Młot bojowy
Zbroja: Pełna zbroja płytowa, tarcza, hełm
Ekwipunek: Gromilowy ekwipunek, eliksir pomniejszego leczenia(nagroda)
Umiejętność: Twardziel
26. Kaerthas "Ciche ostrze"( Dark Elf Assassin)
Broń: Dwa krókie miecze
Zbroja: brak
Ekwipunek: Buty Szybkości
Umiejętności: Zabójca
27. Selamith (Dark Elf Assasin)
Broń: Krótki miecz i Wakizashi (z takim maciupcim błogosławieństwem Khaina)
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Noże do rzucania
Umiejętności: Zręczny
Przy pochwie wakizashi noszono krótki nożyk, szpikulec kogai i pałeczki wari-kogai.
28. Kemr (vampire)
Broń:pięści(Szpony)
Zbroja:-
Ekwipunek: Przeklęta broń (Szpony)
Umiejętności:Wampirza czysta krew Strigoi
29.Bez imienny Leśny elf (Wood elf noble)
Broń:Długi miecz
Zbroja:tarcza
Ekwipunek:Buty szybkości
Umiejętności:Błogosławiony przez las
30. Gorgag Mały Czerep (orc big boss)
Broń: Topór
Zbroje: Średnia zbroja, tarcza.
Ekwipunek: Amulet ochronny
Umiejętność: Szczęściarz
31. Imię postaci: Stefan (Skaven Chief)
Broń: Dwa kucharskie tasaki (z dziurką) i masa noży kuchennych za pasem (2x topór i noże do rzucania)
Zbroja: Brudny fartuch kuchenny z napisem "STEFAN" i kucharska czapka (brak)
Ekwipunek: eliksir spaczeniowy (odrobinę przyprawiony), bułka tarta i noże do rzucania
Umiejętności: Agresywny (również w stosunku do jarzyn)
32.: Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith)
Broń: Konar Ludojad marzanny (brak)
Zbroja: Mchy i porosty (brak)
Ekwipunek: tuż po niżej lini pleców, dziupla z tyłu i sęk z przodu (brak)
Umiejętności: Precyzyjne ciosy, Zabójca, Błogosławiony przez Las(obligatoryjnie), Szczęściarz (ciągle najebany)
LISTA ZAMKNIĘTA
Każdy chcących wziąć udział w zabawie wpisuje na forum postać której walki będę rozgrywał i potem opisywał w kolejnych postach tego tematu. Zasady zgłaszania są takie że każdy może mieć jedną postać w danej arenie.
Zgłasza się według poniższego szablonu:
Imię postaci: Jak nazwiecie swoją postać.
Broń: broń lub bronie jakiej używa z podanej z listy, jednoręczna, oburęczna lub dwie bronie. Jeśli jest konno i bierze jako broń lance posiada także miecz lub inną broń jednoręczną, należy to wyszczególnić w pozycji broń. Druga broń będzie użyta w kolejnych turach walki po lancy(oczywiście nie można wybrać sztyletu lub pazurów).
Zbroja:zbroja lub jej brak, z tarczą lub bez i/lub z hełmem lub bez.
Ekwipunek: postaci przysługuje jedna pozycja z listy ekwipunku
Umiejętności:postaci przysługuje jedna pozycja z listy umiejętności
Mutację: (jeśli dotyczy) może przysługiwac mutacja jeśli zasady pozwalają
Wierzchowiec: (jeśli dotyczypo wzięciu pozycji ekipunku-wierzchowiec)
Historia postaci: Historia waszej postaci i między innymi dlaczego się znalazła na arenie mającej miejsce w Sylvani na południe od zamku Drakenhof w górach krańca świata.
UWAGA: postacie bez historyjek nie bedą dopuszczane do areny. Nie ma rezerwacji i zaklepywania wcześniejszego. Kto pierwszy ten lepszy. 3 postacie z najlepszą historyjką otrzymują mikstury zdrowia.
Uwagi:
**Skink priest. skaven chief, tomb king icon bearer , wszelacy goblińscy I hobgoblińscy big bosi, gnoblarscy honcho, otrzymują bonusowy ekwipunek
**Ludziom(DOW,Empire,Bretonia) przysługuje bonusowa umiejętność oraz bonusowy ekwipunek
**Wargory mogą pobrać 1 mutację z listy mutacji dostępnych
**Dragon Slayer otrzymuje bonusową umiejętność
Zasady specjalne rasowe bohaterowie zatrzymują.
np: krasnolud ma nienawiśc do zielonoskórych i podobnie.*
**Armed to da theef nie działa.
**Bretońscy bohaterowie mają blessing of lady of lake
**Imperialni warrior priesci mają modlitw i mumie inkantacje które rzucają co jakiś
czas.
**Asasini skavenów i darkelfów nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
**Scar-veterani,mumie i wood elfy nie mogą nosic zbroi cięższych niż średnia.
**marki chaosu są dostępne jako pietna zumiejętności.
**Death Hag nie nosi zbroi cięższej niż lekka.
**Ogry w postaci bruiserów i hunterów dopuszczone są lecz mają albo ekwipunek albo umiejętność a nie oba.
**Asasin skaveński ma zawsze zapoisonowaną broń bez dodatku tak jak ma
w zasadach warhammera. Czyli może wziąć dodatek.
**Chaos Dwarf Hero otrzymuje bonus 1T dla tego że to krasnolud.
**Branchwraithy nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku za to mają 3 umiejętności do wyboru
**Demony w postaci Heraldów dopuszczone lecz nie mogą wybierać broni , zbroi czy ekwipunku. Zgodnie z wybranym typem Heralda mają oni wbudowane piętno własnego boga. Demony mają predefiniowany ekwipunek:
Khorne: miecz półtorak dwuręczny
Nurgle: korbacz
Slanesh: szczypce kraba(liczone jak pazury bitewne)
Tzeench: płonący kij
Mają także jako zbroje skórę demoniczną co należy zaznaczyć w tworzeniu postaci.
Broń predefiniowaną też należy wypisać w tworzeniu postaci jak i piętno swego boga.
DODATKOWO MOŻNA WYBRAC INNĄ KATEGORIĘ BOHATERA)
Szef Minotaurów (to jeszcze nie doombull ale więcej niż zwykły Minos)
*przysługuje albo ekwipunek albo umiejętność(może być piętno) oraz mutacja
Halfing Captain (Niziołek z krainy zgromadzenia)
*2 umiejętności i 2 ekwipunki mu przysługują
PAMIĘTAJCIE IM CIĘŻSZE UZBROJENIE I PANCERZ TYM CIĘŻEJ NIM WŁADAĆ A BRAK ZBROI MA SWOJE DUZE PROFITY. OD WAS ZALEZY CZY WASZA POSTAC BĘDZIE PUSZKĄ PANCERNĄ CZY NAGIM BERSERKEREM W STYLU CONANA BARBARZYNCY.
*tarcze i hełmy mogą byc brane niezależnie od siebie i innych zbroi. Nie są już ekwipunkiem tylko są z kategorii zbroja. Dają plusy ale i pewne minusy. Można też walczyć bez tarczy i lub bez hełmu bo te lekko ograniczają bohaterów.
GDY POSTAĆ UMRZE MOŻE W NASTĘPNEJ ARENIE WSTAĆ JAKO WIGHT KING/WAMPIR/MUMIA JEŚLI KTOS CHCE KONIECZNIE KONTYNUOWAĆ POSTAĆ ALE TYLKO RAZ. NASTĘPNE NIE ŚMIERCI NIE SĄ DOZWOLONE.
(nie dotyczy postaci ogrinalnie wystawianych jako powyższych nieumartych, oni mogą umrzeć tylko raz)
Broń jednoręczna:
pięśći
Pazury bitewne( tylko asasini)
Sztylet
Krótki miecz
Długi miecz
Rapier
Topór
Włócznia(jednorącz)(używana także konno)
Młot
Mlot białych wilków(tylko rycerze białego wilka-imperium)
Korbacz
Maczuga
Czoppa(tylko orki)
Katana
Wakizashi
Lanca+broń jednoręczna(jeśli na wierzchowcu i dotyczy, jako broni nie można
wybrać sztyletu,włóczni i pazurów, tylko ludzie,high elfy i dark elfy)
Gwiazda zaranna
Bicz
Bastard(jednoręczny)
Broń dwuręczna:
Miecz dwuręczny
Topór oburęczny
Młot oburęczny
Korbacz dwuręczny
Włócznia(oburącz)
Halabarda
Kadzielnica plagi(skaveni tylko)
Bastard(oburącz)
kij
zbroje
Demoniczna skóra(tylko demony)
brak zbroi
lekka zbroja
średnia zbroja
ciężka zbroja
pełna zbroja płytowa (imperium, chaos, krasnoludy normalne)
tarcza
hełm
ekwipunek
amulet równości
amulet ochronny
błogosławiona broń
barding (tylko dla koni i elfickich koni)
bomby błyskowe
bomby kwasowe
bomba paraliżująca
Bugmańskie XXX(tylko krasnoludy)
Buty szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir spaczeni owy ( skaveni tylko)
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Gromrilowy ekwipunek (tylko krasnoludy zwykłe , nie te chaosowe)
Ikona sigm ara ( tylko imperium)
Ilthamirowy ekwipunek ( tylko high elfy)
Kusza pistoletowa
Korzeń wielkiego dębu ( tylko Wood elfy )
Lwi płaszcz (tylko high elfy)
Okular z górskiego szkła ( tylko inżynierowie i krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni.
Mięso trolla ( tylko zwykłe gobliny)
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Noże do rzucania
Płaszcz z morskiego smoka (tylko dark elfy noble)
Pistolet ( tylko skaveni wodzowie, empire, dwarfy, dow)
Para pistoletów ( tylko skaveni wodzowie, empire, dwarfy, dow)
Pierścień ochrony jadowej
Plujka (tylko skinki)
Płaczące ostrze (tylko skaveni )
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Proca(tylko niziołki)
Stymulant
Trucizna jadowa
Trucizna czarny lotos(tylko dark elf asasin)
Trucizna Mantikory
Woda święcona
Wyostrzenie broni
Wierzchowiec(możliwość pobrania wierzchowca z listy wierzchowców)
Zbroja chaosu( tylko exalted champion,chaos dwarf i wargor)
Umiejętności i cechy
Agresywny
Berserker
Bystre oczy
Błogosławiony pani jeziora(tylko bretonia)
Błogosławiony przez las ( tylko Wood elfy)
Czarna wdowa ( tylko kobiety)
Chwytny ogon(tylko skaveni)
Cnota paladyna ( tylko bretonia)
Defensywny
Dobry refleks
Faworyt bogów (tylko chaos- jako wierzchowiec może wybrać demonicznego konia)
Kuba rozpruwacz ( tylko mężczyźni)
Szermierz
Specjalista od broni
Szczęściarz
Riposta
Ręka przeznaczenia
Odważny
Piętno Khorna (tylko chaos)
Piętno Tzeencha (tylko chaos)
Piętno Nurgla (tylko chaos)
Piętno Slanesha (tylko chaos i dark elf noble)
Piętno Malala (tylko chaos)
Precyzyjne ciosy
Paskudna klątwa (tylko mumia)
Pochodzenie Wardancer(wood elf noble tylko, nie wybiera broni ma Ward weapon)
Twardogłowy
Tarczownik
Twardziel
Wampirza czysta krew Lhamii (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Von Carstein (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Blood Dragon (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Strigoi (tylko wampiry)(nie może używać broni i zbroi)
Wampirza czysta krew Necrarch (tylko wampiry)
Wyznawca chaosu (tylko ludzie, może jako drugą umiejętność wybrac dowolne piętno)
Weteran
Zajadłośc
Zabójca
Zręczny
Mutacje
Dodatkowe ramię
Długie rogi
Straszna paskuda
Kopyta
Ciało węża (tylko z piętnem Slanesha)
Gorączka bitewna (tylko z piętnem Khorne)
Bitewny ryk
Macka (tylko z piętnem nurgla)
Rozrośnięty
Ciało pełne zmian (tylko z piętnem tzeencha)
Krew kwasowa
Twarda skóra
Przeklęty
Zły los
Dziecię chaosu ( tylko z piętnem Malala)
Wiele oczu
Aura apatii
Zły dotyk
Klata jak u pirata a w środku wata
Wierzchowce
Koń (tylko ludzie)
Elfi koń (tylko elfy)
wielki jeleń(tylko wood elf)
Zimny (tylko mroczny elf master i Saurus)
Dzik (tylko orki)
Wilk (tylko gobliny zwyczajne i hobgobliny)
Pająk( tylko gobliny)
Szkieletowy rumak ( tylko mumie, Wight Kingi, icon bearerzy i wampiry[wampiry Strigoi nie mogą dosiadać niczego))
Demoniczny koń (tylko chaos ex champion z cechą faworyt bogów)
Highscore(zwycięzcy aren)
Arena nr 1(Księstwa Graniczne 1):Skiririt zabójca klanu Eshin (skaven Assasin)
zabity w finale areny nr 2 przez Edwina Wszechwiedzacego wybrańca Tzeencha.
Arena nr 2 (Księstwa Graniczne 2):Edwin Wszechwiedzący wybraniec Tzeentcha (Exalted champion)
zabity w arenie nr 4 przez Gurthanga Żelaznobrodego(dwarf thane).
Arena nr 3(Księstwa Graniczne 3):Cossalion mistrz miecza z Hoeth (High elf commander)
zabity w arenie 4 przez Chi Ich Yu aspiring championa
Arena nr 4(Księstwa Graniczne 4)::Otto Kalman Blond Dragon (Vampire Thrall)
powrócił w rodzinne strony
Arena nr 5(Księstwa Graniczne 5)::Axelheart Strigoi (Vampire Thrall)
los nieznany-zbiegł
Arena nr 6(Norsca)( arena Jasiowa niedokończona w finale)
Abdul Al-Raqish ibn Hassan miał walczyc z Ghruu bestią lecz pojedynek się nie odbył.
Arena nr 7: (Karak Vlag 1 )Karol Wallenstein (Empire Captain)
( powrócił w chwale do domu po zwycięstwie) zabity w arenie nr 10 przez
przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..
Arena nr 8: (Karak Vlag 2 )Judasz Przeklęty (Wight King)
Zdjąwszy klątwe nieżycia po zwycięstwie areny połączył się z ukochaną.
Arena nr 9: (Karak Vlag 3)Karol Wallenstein(Empire Captain)
(obroniwszy tytuł mistrza przez drugie zwycięstwo turnieju powrócił w chwale do domu) lecz zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..
Arena nr 10: (Karak Vlag 4): Khaert Abaleth (Dark elf assasin)
Zwycięzca areny oddalił się w nieznanym kierunku. Powrócił w arenie nr 11 lecz został w niej zabity przez Beorda Drwala z Hochlandu.
Arena nr 11: (Karak Vlag 5):Beored Drwal (Empire Captain)
Powrócił do rodzinnego Hochlandu by nabrać chęci do życia
Arena nr 12: (Karak Vlag 6):Loq'Qua'Chaq (Saurus Scar-Veteran)
Wygrawszy na arenie odzyskał swą wolność.
Arena nr 13: (Karak Vlag 7):Kaelos(Dark Elf assasin)
Oddalił się w nieznane.
Arena nr 14 (Sartosa 1): Aethis Mistrz Miecza z Hoeth (High Elf Noble)
Odzyzkawszy swój honor powrócił w szeregii Mistrzów Miecza
Arena nr 15 (Sartosa 2): Ragnar Rycerz Białych Wilków (empire Captain)
Powrocił na północ dalej walczyć z chaosem
Arena nr 16 (Sartosa 3): Tullhir "Matkobójca" (Dark elf Assasin)
oddalił się w nieznane.
Arena nr 17: ( Karak Vlag:8 ) Korr Wildhammer (Dwarf Thane)
Został nowym królem odzyskanej twierdzy Karak Vlag znanej teraz jako Karak Gorax
Dzięki odzyskaniu insygniów koronnych przez zwycięstwo na Arenie.
Arena nr 18: ( Sylvania:1 ) Fjowarl Alrickson (Dwarf Dragon Slayer)
Po zwycięstwie na Arenie w jako część nagrody poznał upragnione miejsce snu smoka którego poszukiwał dokąd się udał.
Powrócił w arenie nr 20 lecz został zabity przez Myphylomemnon(Tomb Prince).
Arena nr 19: (Sylvania: 2) Ни-колай Ва-лу-ев (Ogre Bruiser)
Poprzez zwycięstwo na arenie zyskał sławę i najlepsze oferty zatrudnienia najemnego z pośród których mógł wybrać najlepszą u maga areny.
MIEJSCE OBECNEJ ARENY: Sylvania na południe od zamku Drakenhof w górach krańca świata
Arena śmierci rozgrywa się w Sylvani w warowni w Górach Szarych na południe od zamku Drakenhof. Tajemniczy mag organizujący te turnieje zawarł pakt z księciem Manfredem dającym mu swobodę w prowadzeniu tego przedsięwzięcia i spokój w zamian za oddawanie mu ciał poległych wojowników a tych arenach w stanie takim jakim zastała ich śmierć.
NOWOŚCI!
Wierzchowce
Kapłani rzucają modlitwy
Nowe umy i ekwipunek
Kapłani umieją modlitwy
Mumie umieją inkantacje
Nowi dostępni bohaterowie
ZGŁOSZENI ZAWODNICY (32 MIEJSC)
1.Fjolwar Alaricson, Jednoręki Pogromca Vellhummerana (zabójca smoków)
Broń: przytwierdzony na stałe topór jednoręczny na lewym kikucie (w połowie przedramienia), topór jednoręczny w prawej.
Zbroja: brak
Ekwipunek: oprawione w żelazo oko smoka (amulet ochronny)
Umiejętności: berserker, weteran.
2.Bezimienny krasnolud (dwarf dragon slayer)
Broń: Dwa runiczne młoty jednoręczne
Zbroja: brak
Ekwipunek: Mistrzowska Broń, eliksir zdrowia(nagroda)
Umiejętności: Precyzyjne Ciosy, Ręka Przeznaczenia.
3. Felicja von Schwarzbloden (wampir)
Broń: Dwa krótkie miecze
Zbroja: Brak
Ekwipunek: błogosławiona broń, eliksir zdrowia (nagroda)
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon (tylko wampiry)
4. Aner Solarei Upadły (Wampir)
Broń: Miecz jednoręczny
Zbroja: Średnia
Ekwipunek: Błogosławiona broń
Umiejątność: Dobry refleks
5. Molroch Hellathor, (Exalted Hero of Chaos Undivided)
Broń: Włócznia wykuta z Czarnego Żelaza, pokryta paskudnymi, ognistymi runami, wychwalającymi Chaos.
Zbroja: Pełna Zbroja Płytowa + Tarcza + Hełm
Ekwipunek:Wierzchowiec-Chaos Steed
Umiejętność: Kuba Rozpruwacz
6. Gilead Blackstar (dark elf master)
Broń: Draich ( dwu ręczy miecz )
Zbroja: Ciężka zbroja + Hełm
Ekwipunek: Mistrzowska Broń
Umiejśtnośc: Zabójca
7. Dokthan Fergus - Dwarf Thane
Broń: Korbacz dwuręczny
Zbroja: pełna zbroja płytowa, hełm z rogami
Ekwipunek: Gromrilowy ekwipunek
Umiejętności: Specjalista od broni
8. Sir Francis (Paladyn Bretoński)
Broń: lanca, morgenstern
Zbroja: ciężka zbroja, hełm,tarcza
Ekwipunek:wierzchowiec,eliksir precyzji
Umiejętności: cnota paladyna,weteran
Wierzchowiec: koń
9. Ravendil (High Elf noble)
Broń: halabarda
Zbroja: Ciężka zbroja + Hełm
Ekwipunek: Ilthamirowy ekwipunek
Umiejśtnośc: Dobry refleks
10. Lurk Mistrz Areny (wampir - były skaven)
Broń: Brak
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Trucizna Mantikory, (obroża dzięki, której kontroluje go Pan)
Umiejętność: Czysta Krew Strigoi
11. Magnus von Drakenhof (niegdyś Kapłan bitewny Ulryka. Teraz wampir Smoczej Krwii)
Broń: rapier i krótki miecz
Zbroja: średnia zbroja
Ekwipunek: eliksir zręczności, eliksir pomniejszego leczenia (nagroda)
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon
12. Rannard Znienawidzony –( Exalted Chaos Champion)
Broń: włócznia i bicz
zbroja : brak
ekwipunek : buty szybkości
umiejętności : piętno Slaanesha
13. Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka )
Broń: Dwuręczny topór
Zbroja: Ciężka zbroja
Ekwipunek: Błogosławiona Broń, Ikona Ulryka ( tak jak sigmara tylko
ulryka:)
Umiejętność: Weteran, Szczęściarz
14. August z Krwawych Smoków (Wampir)
Broń: Póltorak trzymany dwóręcznie
Zbroja: Ciężka + hełm
Ekwipunek:Przeklęta Broń, eliksir pomniejszego leczenia(nagroda)
Umiejętnośći: Wampiryczna Krew: Krwawy Smok
15. Imię postaci: Hua'Kor'Lot (Saurus Scar-Veteran)
Broń: Halabarda z Gwiezdnego Kamienia
Zbroja: Łuskowa skóra
Ekwipunek:błogosławiona broń
Umiejętności:Weteran
Historia postaci:
16. Eirwyn(Wood Elves Noble)
Broń: 2x Krótki miecz
Zbroja: Lekka
Ekwipunek: Wierzchowiec
Umiejętność: Błogosławiony przez las
Wierzchowiec: Wielki jeleń
17. Katarina (Vampire)
Broń: Długi miecz x2
Zbroja: brak
Ekwipunek: Przeklęta broń
Umiejętności: Wampirza czysta krew Lhamii (tylko wampiry)
18. Renevar (vampire)
Broń: lanca/długi miecz
Zbroja: ciężka zbroja, tarcza, hełm
Ekwipunek: wierzchowiec
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon
Wierzchowiec: Szkieletowy rumak
19. Myphylomemnon pierwszy (Tomb Prince)
broń: miecz dwuręczny
zbroja: lekka zbroja
ekwipunek: przeklęta broń
umiejętności: paskudna klątwa
20. Vrienne z Minthu- dziedziczka starego bretońskiego rodu.(Kapłanka Sigmara)
Uzbrojenie: ciężka zbroja , tarcza, hełm,
Broń:młot
Dodatki: błogosławiona broń, mistrzowska zbroja, eliksir pełnego wyleczenia(nagroda)
Umiejętności: defensywny, tarczownik
21. Imhol (Wood Elf Wardancer Noble)
Broń: Saearath – włócznia o 2 ostrzach
Zbroja:Brak zbroi
Ekwipunek: Ochronne tatuaże (amulet ochronny)
Umiejętności: Pochodzenie Wardancer
22. Mario Baldini (kapitan DoW)
Broń: rapier, sztylet
Zbroja: średnia, hełm
Ekwipunek: eliksir siły, para pistoletów
Umiejętności: bystre oczy, szermierz
23. Nieposkromiony" (DE master)
Broń: lanca, miecz bastard jedn
Zbroja: Ciężka zbroja, hełm, tarcza
Wierzchowiec: Zimnokrwisty
Umiejętność: Specjalista od broni
24. Vargont(Wampir)
zbroja: brak zbroi
broń: jeden miecz
umiejętności: Wampirza czysta krew Necrarch
ekwipunek/dodatki: wyostrzenie broni
25. Graal Ironforge ( dwarf Thane )
Broń: Młot bojowy
Zbroja: Pełna zbroja płytowa, tarcza, hełm
Ekwipunek: Gromilowy ekwipunek, eliksir pomniejszego leczenia(nagroda)
Umiejętność: Twardziel
26. Kaerthas "Ciche ostrze"( Dark Elf Assassin)
Broń: Dwa krókie miecze
Zbroja: brak
Ekwipunek: Buty Szybkości
Umiejętności: Zabójca
27. Selamith (Dark Elf Assasin)
Broń: Krótki miecz i Wakizashi (z takim maciupcim błogosławieństwem Khaina)
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Noże do rzucania
Umiejętności: Zręczny
Przy pochwie wakizashi noszono krótki nożyk, szpikulec kogai i pałeczki wari-kogai.
28. Kemr (vampire)
Broń:pięści(Szpony)
Zbroja:-
Ekwipunek: Przeklęta broń (Szpony)
Umiejętności:Wampirza czysta krew Strigoi
29.Bez imienny Leśny elf (Wood elf noble)
Broń:Długi miecz
Zbroja:tarcza
Ekwipunek:Buty szybkości
Umiejętności:Błogosławiony przez las
30. Gorgag Mały Czerep (orc big boss)
Broń: Topór
Zbroje: Średnia zbroja, tarcza.
Ekwipunek: Amulet ochronny
Umiejętność: Szczęściarz
31. Imię postaci: Stefan (Skaven Chief)
Broń: Dwa kucharskie tasaki (z dziurką) i masa noży kuchennych za pasem (2x topór i noże do rzucania)
Zbroja: Brudny fartuch kuchenny z napisem "STEFAN" i kucharska czapka (brak)
Ekwipunek: eliksir spaczeniowy (odrobinę przyprawiony), bułka tarta i noże do rzucania
Umiejętności: Agresywny (również w stosunku do jarzyn)
32.: Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith)
Broń: Konar Ludojad marzanny (brak)
Zbroja: Mchy i porosty (brak)
Ekwipunek: tuż po niżej lini pleców, dziupla z tyłu i sęk z przodu (brak)
Umiejętności: Precyzyjne ciosy, Zabójca, Błogosławiony przez Las(obligatoryjnie), Szczęściarz (ciągle najebany)
LISTA ZAMKNIĘTA
Ostatnio zmieniony 19 lut 2010, o 13:53 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 20 razy.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Runda pierwsza - eliminacje
walka nr 1
Vrienne z Minthu(Kapłanka Sigmara) vs Kaerthas "Ciche ostrze"( Dark Elf Assassin) RIP+
walka nr 2
Katarina (Vampire) vs Stefan (Skaven Chief) RIP+
walka nr 3
Gilead Blackstar (dark elf master)RIP+ vs Fjolwar Alaricson(Dwarf Slayer)
walka nr 4
Molroch Hellathor, (Exalted Hero of Chaos Undivided)RIP+ vs Myphylomemnon(Tomb Prince)
walka nr 5
Ravendil (High Elf noble)RIP+ vs Rannard Znienawidzony –( Exalted Chaos Champion)
walka nr 6
Gorgag Mały Czerep (orc big boss) RIP+vs Mario Baldini (kapitan DoW)
walka nr 7
Selamith (Dark Elf Assasin) vs Dokthan Fergus - Dwarf Thane RIP+
walka nr 8
Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka ) vs Aner Solarei Upadły (Wampir) RIP +
walka nr 9
Bezimienny krasnolud (dwarf dragon slayer)RIP+ vs August z Krwawych Smoków (Wampir)
walka nr 10
Magnus von Drakenhof(blood Dragon Vampire)RIP+ vs Imhol (Wood Elf Wardancer Noble)
walka nr 11
Hua'Kor'Lot (Saurus Scar-Veteran)RIP+ vs Kemr (vampire)
walka nr 12
Renevar (vampire) vs Bez imienny Leśny elf (Wood elf noble)
RIP+
walka nr 13
Eirwyn(Wood Elves Noble) RIP+ vs Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith)
walka nr 14
Graal Ironforge RIP +( dwarf Thane ) vs Felicja von Schwarzbloden (wampir)
walka nr 15
Sir Francis (Paladyn Bretoński)RIP+ vs Lurk Mistrz Areny (wampir - były skaven)
walka nr 16
Vargont(Wampir)RIP+ vs Nieposkromiony" (DE master)
Runda druga - 1/8 Finału
walka nr 1
Vrienne z Minthu(Kapłanka Sigmara) vs Katarina (Vampire)RIP+
walka nr 2
Fjolwar Alaricson(Dwarf Slayer)RIP+ vs Myphylomemnon(Tomb Prince)
walka nr 3
Rannard Znienawidzony –( Exalted Chaos Champion)RIP+ vs Mario Baldini (kapitan DoW)
walka nr 4
Selamith (Dark Elf Assasin) RIP+vs Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka )
walka nr 5
August z Krwawych Smoków (Wampir) RIP vs Imhol (Wood Elf Wardancer Noble)
walka nr 6
Kemr (vampire) RIP+ vs Renevar (vampire)
walka nr 7
Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith) vs Felicja von Schwarzbloden (wampir) RIP+
walka nr 8
Lurk Mistrz Areny (wampir - były skaven)RIP vs Nieposkromiony" (DE master)
Runda trzecia - 1/4 Finału
walka nr 1
Vrienne z Minthu(Kapłanka Sigmara) vs Myphylomemnon(Tomb Prince)RIP+
walka nr 2
Mario Baldini (DOW Captain)RIP+ vs Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka )
walka nr 3
Imhol (Wood Elf Wardancer Noble)RIP+ vs Renevar (vampire)
walka nr 4
Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith) vs Nieposkromiony" RIP+(DE master)
Runda Czwarta - 1/2 Finału
walka nr 1
Vrienne z Minthu(Kapłanka Sigmara)RIP+ vs Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka )
walka nr 2
Renevar (vampire)RIP+ vs Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith)
Finał
Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith) vs Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka ) RIP +
walka nr 1
Vrienne z Minthu(Kapłanka Sigmara) vs Kaerthas "Ciche ostrze"( Dark Elf Assassin) RIP+
walka nr 2
Katarina (Vampire) vs Stefan (Skaven Chief) RIP+
walka nr 3
Gilead Blackstar (dark elf master)RIP+ vs Fjolwar Alaricson(Dwarf Slayer)
walka nr 4
Molroch Hellathor, (Exalted Hero of Chaos Undivided)RIP+ vs Myphylomemnon(Tomb Prince)
walka nr 5
Ravendil (High Elf noble)RIP+ vs Rannard Znienawidzony –( Exalted Chaos Champion)
walka nr 6
Gorgag Mały Czerep (orc big boss) RIP+vs Mario Baldini (kapitan DoW)
walka nr 7
Selamith (Dark Elf Assasin) vs Dokthan Fergus - Dwarf Thane RIP+
walka nr 8
Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka ) vs Aner Solarei Upadły (Wampir) RIP +
walka nr 9
Bezimienny krasnolud (dwarf dragon slayer)RIP+ vs August z Krwawych Smoków (Wampir)
walka nr 10
Magnus von Drakenhof(blood Dragon Vampire)RIP+ vs Imhol (Wood Elf Wardancer Noble)
walka nr 11
Hua'Kor'Lot (Saurus Scar-Veteran)RIP+ vs Kemr (vampire)
walka nr 12
Renevar (vampire) vs Bez imienny Leśny elf (Wood elf noble)
RIP+
walka nr 13
Eirwyn(Wood Elves Noble) RIP+ vs Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith)
walka nr 14
Graal Ironforge RIP +( dwarf Thane ) vs Felicja von Schwarzbloden (wampir)
walka nr 15
Sir Francis (Paladyn Bretoński)RIP+ vs Lurk Mistrz Areny (wampir - były skaven)
walka nr 16
Vargont(Wampir)RIP+ vs Nieposkromiony" (DE master)
Runda druga - 1/8 Finału
walka nr 1
Vrienne z Minthu(Kapłanka Sigmara) vs Katarina (Vampire)RIP+
walka nr 2
Fjolwar Alaricson(Dwarf Slayer)RIP+ vs Myphylomemnon(Tomb Prince)
walka nr 3
Rannard Znienawidzony –( Exalted Chaos Champion)RIP+ vs Mario Baldini (kapitan DoW)
walka nr 4
Selamith (Dark Elf Assasin) RIP+vs Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka )
walka nr 5
August z Krwawych Smoków (Wampir) RIP vs Imhol (Wood Elf Wardancer Noble)
walka nr 6
Kemr (vampire) RIP+ vs Renevar (vampire)
walka nr 7
Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith) vs Felicja von Schwarzbloden (wampir) RIP+
walka nr 8
Lurk Mistrz Areny (wampir - były skaven)RIP vs Nieposkromiony" (DE master)
Runda trzecia - 1/4 Finału
walka nr 1
Vrienne z Minthu(Kapłanka Sigmara) vs Myphylomemnon(Tomb Prince)RIP+
walka nr 2
Mario Baldini (DOW Captain)RIP+ vs Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka )
walka nr 3
Imhol (Wood Elf Wardancer Noble)RIP+ vs Renevar (vampire)
walka nr 4
Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith) vs Nieposkromiony" RIP+(DE master)
Runda Czwarta - 1/2 Finału
walka nr 1
Vrienne z Minthu(Kapłanka Sigmara)RIP+ vs Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka )
walka nr 2
Renevar (vampire)RIP+ vs Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith)
Finał
Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith) vs Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka ) RIP +
Ostatnio zmieniony 18 lut 2010, o 10:25 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 39 razy.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
post na historie postaci cz2
....
(bo jeden nie starczy jak było w którejś arenie na 32 os)
....
(bo jeden nie starczy jak było w którejś arenie na 32 os)
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
Fjolwar Alaricson, Jednoręki Pogromca Vellhummerana (zabójca smoków)
Broń: przytwierdzony na stałe topór jednoręczny na lewym kikucie (w połowie przedramienia), topór jednoręczny w prawej.
Zbroja: brak
Ekwipunek: oprawione w żelazo oko smoka (amulet ochronny)
Umiejętności: berserker, weteran
Fjolwar błyskawicznie skoczył ku leżącej na jałowej ziemi tarczy, ledwo zdążając się za nią schować poczuł płomienie na prawym ramieniu, które jako jedyna część ciała wystawała poza drewnianą zasłonę. Zaklął szpetnie, bo ból w żebrach , spowodowany wcześniejszym uderzeniem ogona, odezwał się po raz wtóry podczas tej walki. Wiedział, że zaraz znów będzie zmuszony do gwałtownej zmiany pozycji, gdyż olbrzymi gad ponownie gotował się do zionięcia ogniem. Sama tarcza śmierdziała już spalenizną i na niewiele mogłaby się zdać jako osłona. Z bólem zerwał się do biegu odrzucając pozostały kawałek drewna i ile sił w nogach odbił się od ziemi ku szczątkom jakiegoś bretońskiego rycerza, który poległ wiele lat temu w tej samej batalii w której uczestniczy teraz krasnolud. Podnosząc metalowy pawęż, kątem oka dostrzegł zbliżające się czerwone płomienie. Naprężył mięśnie, bowiem nieludzki to wysiłek skontrować napór ognia pod takim ciśnieniem tym trudniejszy, że metal szybko się nagrzał i zaczął parzyć ciało krasnoluda. Wreszcie ogień ustał, Fjolwar odrzucił pawęż i chwycił swój oburęczny topór w dwie dłonie. Podczas tej bitwy zauważył, że smok po dwakroć atakuje ogniem i przystępuje do walki ciałem, najpierw ogonem z siłą ogra posługującego się buzdyganem, a następnie szybko zębiskami, by na powrót utrzymać dystans i zgromadzić nowe siły na ognisty dech. Tak więc zanim nawet dostrzegł ruch z prawej strony rzucił się na ziemię plackiem, a rozpędzony ogon przeleciał tuż nad jego plecami. Przeturlał się, zostawiając swoją broń, w prawo, bowiem Vellhummeran zaatakował prosto z góry swoją głową. Alaricson instynktownie od turlał się z powrotem, dziękując Grimnirowi w duchu, ponieważ w miejscu w którym przed chwilą był uderzył smok. Będąc przy swoim toporze, niewiele namyślając się, wstając ciął niemalże na oślep. Gad szybciej zareagował zasłoniwszy się prawym skrzydłem, wybierając mniejsze zło. Topór przeciął błonę jak nóż masło i zatrzymał się gwałtownie na kości, druzgocąc ją, uniemożliwiając lot. Przeciągły ryk rozniósł się po górskiej okolicy. Krasnolud zaśmiał się opętańczo zadowolony z zadanego ciosu. Śmiech umilkł w tej samej chwili gdy szczęki smoka zacisnęły się na lewej ręce trzymającej topór. Krzyk nie słabszy od gadziego wydobył się z ust Fjolwara, wściekłość i szał zastąpiły spokój i logiczne myślenie. Krasnolud jak szalony uderzał wolną prawą pięścią raz za razem w pysk smoka. Ten miotał gwałtownie głową we wszystkich kierunkach chcąc wyrwać rękę z tułowia pokurcza. Uderzał nim z całym impetem o ziemię, jednak krasnolud nijak nie chciał się oderwać od ręki. Zabójcy udało się pochwycić przy którymś uderzeniu o ziemię, kawałek kości innego poległego śmiałka i ostrą stroną ostatkami sił wbił w prawe oko bestii. Vellhumeran wydał z siebie ostatnie tchnienie i padł martwy. Alaricson kaszlnął krwią, był zamroczony, nie dotarło do niego jeszcze co się stało, spróbował wyrwać się z uścisku, teraz to już nie było takie trudne, bo to co wieńczyło jego lewą rękę to papka z mięsa, krwi i kości. Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na kikut, a potem na smoka mrucząc:
- Zabiłem cię gnoju...
i zemdlał.
Został znaleziony przez pustelnika, tego samego który trzy godziny temu wskazał mu ostatnią ścieżkę do leża smoka. Opatrywał go i leczył. Odzyskał przytomność pięć dni po walce, a zdrowie po dwunastu. Pustelnik podarował mu lewe oko Vellhumerana oprawione w żelazie i jednoręczny topór z pobojowiska, który jak twierdził należał do innego krasnoludzkiego zabójcy, tamten jednak nie podołał wyzwaniu jakim jest wielki gad. Tak oto wyruszył spowrotem w stronę Imperium z dodatkowymi ranami, bez ręki ale z dumą. Pokonał swojego życiowego przeciwnika i w pewnym sensie odzyskał honor, ale wiedział, że nie osiądzie w żadnej twierdzy ani mieście. Był zabójcą, odpocząć mógł tylko po chwalebnej śmierci, nie po chwalebnych przeżytych czynach. Skierował się tak więc do krasnoludzkiej twierdzy zabójców w Górach Krańca Świata.
Tam też został przyozdobiony w kolejne tatuaże, tatuaże kontynuujące opowieść o jego dokonaniach za życia.
Tam też zabójcy krasnoludcy znający się na kowalstwie wykuli mu broń, przytwierdzając na stałe topór do kikuta.
Tam też podjął powrót na Arenę Śmierci, by zginąć zapamiętanym!
Broń: przytwierdzony na stałe topór jednoręczny na lewym kikucie (w połowie przedramienia), topór jednoręczny w prawej.
Zbroja: brak
Ekwipunek: oprawione w żelazo oko smoka (amulet ochronny)
Umiejętności: berserker, weteran
Fjolwar błyskawicznie skoczył ku leżącej na jałowej ziemi tarczy, ledwo zdążając się za nią schować poczuł płomienie na prawym ramieniu, które jako jedyna część ciała wystawała poza drewnianą zasłonę. Zaklął szpetnie, bo ból w żebrach , spowodowany wcześniejszym uderzeniem ogona, odezwał się po raz wtóry podczas tej walki. Wiedział, że zaraz znów będzie zmuszony do gwałtownej zmiany pozycji, gdyż olbrzymi gad ponownie gotował się do zionięcia ogniem. Sama tarcza śmierdziała już spalenizną i na niewiele mogłaby się zdać jako osłona. Z bólem zerwał się do biegu odrzucając pozostały kawałek drewna i ile sił w nogach odbił się od ziemi ku szczątkom jakiegoś bretońskiego rycerza, który poległ wiele lat temu w tej samej batalii w której uczestniczy teraz krasnolud. Podnosząc metalowy pawęż, kątem oka dostrzegł zbliżające się czerwone płomienie. Naprężył mięśnie, bowiem nieludzki to wysiłek skontrować napór ognia pod takim ciśnieniem tym trudniejszy, że metal szybko się nagrzał i zaczął parzyć ciało krasnoluda. Wreszcie ogień ustał, Fjolwar odrzucił pawęż i chwycił swój oburęczny topór w dwie dłonie. Podczas tej bitwy zauważył, że smok po dwakroć atakuje ogniem i przystępuje do walki ciałem, najpierw ogonem z siłą ogra posługującego się buzdyganem, a następnie szybko zębiskami, by na powrót utrzymać dystans i zgromadzić nowe siły na ognisty dech. Tak więc zanim nawet dostrzegł ruch z prawej strony rzucił się na ziemię plackiem, a rozpędzony ogon przeleciał tuż nad jego plecami. Przeturlał się, zostawiając swoją broń, w prawo, bowiem Vellhummeran zaatakował prosto z góry swoją głową. Alaricson instynktownie od turlał się z powrotem, dziękując Grimnirowi w duchu, ponieważ w miejscu w którym przed chwilą był uderzył smok. Będąc przy swoim toporze, niewiele namyślając się, wstając ciął niemalże na oślep. Gad szybciej zareagował zasłoniwszy się prawym skrzydłem, wybierając mniejsze zło. Topór przeciął błonę jak nóż masło i zatrzymał się gwałtownie na kości, druzgocąc ją, uniemożliwiając lot. Przeciągły ryk rozniósł się po górskiej okolicy. Krasnolud zaśmiał się opętańczo zadowolony z zadanego ciosu. Śmiech umilkł w tej samej chwili gdy szczęki smoka zacisnęły się na lewej ręce trzymającej topór. Krzyk nie słabszy od gadziego wydobył się z ust Fjolwara, wściekłość i szał zastąpiły spokój i logiczne myślenie. Krasnolud jak szalony uderzał wolną prawą pięścią raz za razem w pysk smoka. Ten miotał gwałtownie głową we wszystkich kierunkach chcąc wyrwać rękę z tułowia pokurcza. Uderzał nim z całym impetem o ziemię, jednak krasnolud nijak nie chciał się oderwać od ręki. Zabójcy udało się pochwycić przy którymś uderzeniu o ziemię, kawałek kości innego poległego śmiałka i ostrą stroną ostatkami sił wbił w prawe oko bestii. Vellhumeran wydał z siebie ostatnie tchnienie i padł martwy. Alaricson kaszlnął krwią, był zamroczony, nie dotarło do niego jeszcze co się stało, spróbował wyrwać się z uścisku, teraz to już nie było takie trudne, bo to co wieńczyło jego lewą rękę to papka z mięsa, krwi i kości. Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na kikut, a potem na smoka mrucząc:
- Zabiłem cię gnoju...
i zemdlał.
Został znaleziony przez pustelnika, tego samego który trzy godziny temu wskazał mu ostatnią ścieżkę do leża smoka. Opatrywał go i leczył. Odzyskał przytomność pięć dni po walce, a zdrowie po dwunastu. Pustelnik podarował mu lewe oko Vellhumerana oprawione w żelazie i jednoręczny topór z pobojowiska, który jak twierdził należał do innego krasnoludzkiego zabójcy, tamten jednak nie podołał wyzwaniu jakim jest wielki gad. Tak oto wyruszył spowrotem w stronę Imperium z dodatkowymi ranami, bez ręki ale z dumą. Pokonał swojego życiowego przeciwnika i w pewnym sensie odzyskał honor, ale wiedział, że nie osiądzie w żadnej twierdzy ani mieście. Był zabójcą, odpocząć mógł tylko po chwalebnej śmierci, nie po chwalebnych przeżytych czynach. Skierował się tak więc do krasnoludzkiej twierdzy zabójców w Górach Krańca Świata.
Tam też został przyozdobiony w kolejne tatuaże, tatuaże kontynuujące opowieść o jego dokonaniach za życia.
Tam też zabójcy krasnoludcy znający się na kowalstwie wykuli mu broń, przytwierdzając na stałe topór do kikuta.
Tam też podjął powrót na Arenę Śmierci, by zginąć zapamiętanym!
Imię postaci: Bezimienny Krasnolud – Dragon Slayer
Broń: Dwa runiczne młoty jednoręczne
Zbroja: brak
Ekwipunek: Mistrzowska Broń
Umiejętności: Precyzyjne Ciosy, Ręka Przeznaczenia
Historia Postaci:
Niebo powyżej mieniło się wieloma barwami, hipnotyzując swym zabójczym tańcem. Co jakiś czas, pomimo braku jakichkolwiek chmur, niebo przecinała boleśnie jasna błyskawica, by po chwili rozkruszyć głazy rozsiane po pustkowiach poniżej. Pustkowia te poza bezkresnym horyzontem, skarłowaciałymi karykaturami drzew i kamieniami, nie charakteryzowały się niczym szczególnym. Na pozór…
W chwilę krajobraz mógł się zmienić w koszmar lub marzenie – piaski nagle przecinały strumienie ognistej magmy, pod głazami pojawiały się trupie sadzawki i wydalające zapach śmierci bagna, które pochłaniały każdego nieszczęśnika, będącego w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie…
Czas… nie wiadomo czy szedł do przodu czy się cofał… mijały dnie, miesiące, stulecia… czy to była tylko zaledwie sekunda?
Ja tam byłem…
-----------------------------------------------------------------------
Krajobraz zmienił się ponownie… a może po raz pierwszy…
Śnieg zastąpił piasek, a przed mymi oczyma wyrosło wysokie pasmo górskie…
W jakiś sposób wiedziałem, że to jest prawda...
Takie rzeczy się wie, gdy… a właściwie nie ważne…
Ruszyłem do przodu, przed siebie, po raz pierwszy czując nadzieję, czując rękę przeznaczenia, jaką ktoś położył na mym ramieniu dawno temu. Moją siwą, długą, zmierzwioną brodę wzruszył lodowaty powiew, niesiony od strony gór. Byłem gotów do zakończenia swej drogi, zadawałoby się wiecznej, lecz o jakże ja byłem naiwny…
Z każdym krokiem jaki czyniłem, otwierało się przede mną wąskie wejście w górski przesmyk. Wejście na tyle wąskie, by zmieścił się w nim człowiek, lecz na tyle szerokie bym mógł ujrzeć obraz, który obiecywał wolność! Zacząłem biec – biegłem ile sił w mym starczym ciele, lecz wejście w przesmyk zbliżało się opornie, wolno. Ten świat nie chciał mnie wypuścić, ja się mu jednak nie poddawałem. Minął dzień, dwa, może więcej, a może to nawet nie była minuta, dobiegłem. Mogłem oprzeć się o twardą ścianę górskiego stoku, a ta nie znikała pod mym dotykiem, obiecując szybką śmierć. Jakże byłem szczęśliwy… płakałem ze szczęścia.
Wtedy jednak po mych plecach przeszedł dreszcz, a ciało zlał pot. Poczułem wszechogarniającą obecność i głos… tak, na zawsze zapamiętam ten głos… na zawsze zapamiętam GO… Za mymi plecami, przy akompaniamencie śmiechu szaleńca, ze śniegu wylała się bulgocząca czarna maź, powoli formująca koszmar – Terlarkar:
- Myślałeś, że uciekniesz… krasnoludzie! HAHAHAHAHA! Wiedz, że na zawsze pozostaniesz więźniem tego świata. Tako rzecze Ten, który zmienia ścieżki… Ja tylko przychodzę by Ci o tym przypomnieć…
Spojrzałem w ten czas na swe młoty, które znalazłem na tych pustkowiach. Były to jedyne przedmioty, których wiecznie zmienna materia tego świata imała się jak ogień wody… w nich leżała moja ostatnia deska ratunku. Wszystkie moje nadzieje pokładałem w runach, które rozbłysnęły jasno-zielonkawym światłem, dodając mi otuchy:
- A więc chodź do mnie demonie i pokaż mi jak fałszywe są me nadzieje!
Czempion Chaosu parsknął obłąkańczo, sięgnął za swoje plecy i ukazał swą broń w całej okazałości – dwuręczny miecz, płonący eterycznym ogniem. Chwilę potem rozpoczęła się walka, a właściwie batalia…
Wraz z mymi krokami, z gór powoli wyłaniały się ledwo widoczne postaci – duchy dawnych krasnoludzkich przodków. Również i za czempionem chaosu tworzyła się armia – armia mrocznych potęg. W akcie desperacji, rzuciłem się z rykiem do przodu, by ostatecznie zniszczyć demona, który stał się mym nemezis. W tym samym czasie Terlarkar rzucił się do szarży, a za nim jego kohorty. W szczęku stali i krzykach walczących skrzyżowałem bronie z czempionem. Duchy przodków walczyły tedy z legionami chaosu.
Nasz pojedynek trwał wieczność, każda sekunda była wiecznością, ale nikt nie ośmielił się mnie z niej wyrwać. To był czas Terlarkara, a on miał zamiar się nim pławić. W pewnym momencie, płonące ostrze wbiło się głęboko w me ramię, od razu przypalając ranę:
- Twe nadzieje płoną… krasnoludzie!
Odskoczyłem od przeciwnika i spojrzałem na ranę – skóra wokół niej poczęła powoli czernieć, powodując, iż me ciało zaczęły zalewać fale bólu:
- Ja się nie poddam… demonie – wysapałem.
Ryknąłem. Już nie wiedziałem czy w szale, w rozpaczy, czy z cierpienia. Jedyne co widziałem to głowa Terlarkara, okryta mrocznym hełmem. Kondensując ostatnie siły na jakie mnie było stać wycelowałem ciosy obu swych młotów by zmiażdżyć łeb przeciwnika…
Udało mi się…
Głowa czempiona chaosu, zmiażdżona opadła razem z ciałem na śnieg, by zaraz potem rozwiać się w pył. W tym samym momencie ostatni z wojowników mrocznych sił i ostatni z duchów przodków skrzyżowali swe ostrza by rozwiać się na wietrze.
Cierpiąc i szybko tracąc siły skierowałem się w stronę przesmyku górskiego. Obraz przed mymi oczyma zaczął się zamazywać, jednak góry wciąż nie znikały. Szybko moje ciało obezwładniał ból i wiedziałem, że zaraz opadnę nieprzytomny… Wszedłem już jednak do doliny… Me nadzieje się spełniły. Wtedy zemdlałem…
-----------------------------------------------------------------------
Dręczyły mnie koszmary…
Powróciłem na pustkowia, by znów stanąć naprzeciwko Terlarkara, nie jednego leczy tysiącu mu podobnych… Świat się cały czas zmieniał… Obrazy latały tak szybko, iż na żadnym z nich nie mogłem skupić spojrzenia… Wtem pojawiła się przede mnę ziejąca mrokiem szczelina w materii tego świata… Nie da się opisać co tam widziałem… Wiedziałem jednak, że coś nieubłaganie wciąga mnie do środka…
Będąc zaledwie parę cali o wkroczenia w wieczny chaos, zostałem uratowany. Postać, której rysy i kontury twarzy rozmazywały się w mych snach… lecz na pewno była krasnoludem o czerwonej brodzie i stojącym czubie włosów na głowie… Broń krasnoluda, topór, oślepiał mnie swym blaskiem:
- ….. – mój wybawiciel wymówił me imię, którego nie mogłem zrozumieć, nie wiedziałem jak się nazywam – od teraz prowadzi Cię przeznaczenie, które na Ciebie narzuciłem… zostałeś wybrany… Pomścisz przodków… Ruszaj na arenę… To Twoje przeznaczenia… Odkup swą duszę… Daję Ci tę szansę…
Postać zniknęła, a razem z nią koszmary.
-----------------------------------------------------------------------
Obudziłem się. Leżałem w wygodnej pościeli na kamiennym łożu. Pomieszczenie w którym się znajdowałem ogarniał mrok, po za kominkiem, w którym wesoło płonął ogień. Przetarłem oczy, sądząc, iż to kolejne złudzenia. Obraz jednak się nie zmienił. Wstałem z łoża, od razu zalany falą bólu, której źródło znajdowało się w opatrzonym ramieniu. Z grymasem na twarzy, starając się nie zwracać uwagi na tą niedogodność, ruszyłem do wyjścia. Znajdowałem się w pałacu… Korytarze były względnie puste, lecz w dali słychać było gwar. Ruszyłem w stronę głosów, tak bardzo pragnąc obecności, przyjaźnie mi nastawionych. Przechodząc długi i kręty korytarz, wszedłem do ogromnej sali, pośrodku której stał przybrany stół, zasłany wieloma potrawami. Przy stole siedzieli szlachecko ubrani biesiadnicy – krasnoludy – dobrze się bawili. Hałas jednak szybko umilkł, gdy wszedłem do pomieszczenia.
W niezręcznej ciszy, jaka wówczas nastąpiła, postać na szczycie stołu powstała:
- Drodzy przyjaciele, bawcie się dalej. Ja mam sprawy do załatwienia.
Goście powrócili do swych zajęć, tymczasem postać, która przed chwilą przemówiła, ruszyła w moją stronę, a z nią eskorta dwóch strażników:
- Poczekajcie tu przy wejściu.
- Tak jest, Panie!
Krasnolud gładko objął mnie ramieniem i zaprowadził do najbliższego pomieszczenia. Wyglądało na służbową sypialnie. Krasnolud ruszył w stronę małego okna, na końcu pomieszczenia i będąc odwróconym do mnie plecami, przemówił:
- Moi zwiadowcy znaleźli Cię, na ostatniej przełęczy. Nieprzytomnego, rannego, lecz żywego. Wyglądało jakbyś przybył z Pustkowi. Jeśli to prawda, niech przodkowie mają Cię w opiece. Ja jednak muszę wiedzieć, co tu robisz i co się stało – krasnolud obrócił się w moją stronę, wyczekując odpowiedzi.
- Dziękuję Ci… Panie – odpowiedziałem sugerując się tym jak zwracali się inni do tego krasnoluda – Ja jednak… jednak… nie… nie potrafię… nie wiem…
- Dobrze więc – widząc moje starania, przerwał mi – nie musisz mi odpowiadać. Jesteś Dawi, a takiemu inny Dawi nie może odmówić pomocy. Nie wiem jaki koszmar przeżyłeś, lecz przodkowie na pewno mają Cię w opiece, skoro wciąż żyjesz…
- Ja nie wiem co powiedzieć… Panie…
- Nic nie musisz mówić… Właściwie przypominasz mi kogoś… kogoś dawnego, lecz bardzo mi bliskiego, dlatego tutaj też wylądowałeś – w królewskich komnatach…
- Panie, przepraszam, lecz mam pytanie. Kim jesteś, Panie?
- Jam jest Korr Wildhammer, król na Karak Gorax.
- Panie… mą wdzięczność… ofiaruje Ci do końca swych dni…
- Niczego innego bym się nie spodziewał. Nie musisz jednak od razu przyszpilać się do mnie i mego dworu. Jesteś wolnym krasnoludem. Choć rąk do pracy w Karak Gorax nigdy nie brak.
- Panie… dziękuję… śmiem jeszcze zadać jedno pytanie, Panie. Gdzież to w tej Twierdzy znajduje się świątynia poświęcona Grimnirowi. Muszę ją odwiedzić…
- Ach... a więc tak się mają sprawy – krasnoludzki król spojrzał na mnie uważnie. Po chwili milczenia odpowiedział – Wschodnie Groty. Moi strażnicy Cię tam zaprowadzą… Rozumiem twą decyzję, krasnoludzie, lecz jaki masz cel…
- Panie… prowadzi mnie przeznaczenie… ono wyznacza mi ścieżkę…
- A więc niechaj będzie. Ruszaj… Bezimienny. Przodkowie z Tobą – król Korr dał znak strażnikom by weszli do środka – Zaprowadźcie tego krasnoluda do świątyni Grimnira, po drodze oddajcie mu jego broń. Będzie teraz szczególnie potrzebował swych młotów. Potem niech czyni, jak mu przodkowie życzą. Ja muszę wracać do biesiadników.
Strażnicy wtedy poprowadzili mnie do świątyni. Przysiągłbym, że ostatnimi słowy jakie król Korr Wildhammer, wypowiedział szeptem były „Żegnaj, przyjacielu”. Brody jednak swojej za to nie dam.
-----------------------------------------------------------------------
W świątyni odprawiłem odpowiednie rytuały… samotnie, jak każdy mi podobny… Stałem się zabójcą z woli przodków. Z Karak Gorax ruszyłem na południe, nie wiedząc gdzie jestem i nie wiedząc gdzie podążam. Dla mnie były to obce ziemie, obcy świat. Terlarkar miał racje… Pustkowia zawsze będą mym więzieniem… ja jednak się nie poddam. Prowadziła mnie ręka przeznaczenia i chodź nie wiedziałem gdzie zdążam, powoli, z każdym mijającym dniem zbliżałem się do Imperialnej Prowincji Sylwani, do zamku maga, który po raz kolejny miał urządzać arenę.
Broń: Dwa runiczne młoty jednoręczne
Zbroja: brak
Ekwipunek: Mistrzowska Broń
Umiejętności: Precyzyjne Ciosy, Ręka Przeznaczenia
Historia Postaci:
Niebo powyżej mieniło się wieloma barwami, hipnotyzując swym zabójczym tańcem. Co jakiś czas, pomimo braku jakichkolwiek chmur, niebo przecinała boleśnie jasna błyskawica, by po chwili rozkruszyć głazy rozsiane po pustkowiach poniżej. Pustkowia te poza bezkresnym horyzontem, skarłowaciałymi karykaturami drzew i kamieniami, nie charakteryzowały się niczym szczególnym. Na pozór…
W chwilę krajobraz mógł się zmienić w koszmar lub marzenie – piaski nagle przecinały strumienie ognistej magmy, pod głazami pojawiały się trupie sadzawki i wydalające zapach śmierci bagna, które pochłaniały każdego nieszczęśnika, będącego w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie…
Czas… nie wiadomo czy szedł do przodu czy się cofał… mijały dnie, miesiące, stulecia… czy to była tylko zaledwie sekunda?
Ja tam byłem…
-----------------------------------------------------------------------
Krajobraz zmienił się ponownie… a może po raz pierwszy…
Śnieg zastąpił piasek, a przed mymi oczyma wyrosło wysokie pasmo górskie…
W jakiś sposób wiedziałem, że to jest prawda...
Takie rzeczy się wie, gdy… a właściwie nie ważne…
Ruszyłem do przodu, przed siebie, po raz pierwszy czując nadzieję, czując rękę przeznaczenia, jaką ktoś położył na mym ramieniu dawno temu. Moją siwą, długą, zmierzwioną brodę wzruszył lodowaty powiew, niesiony od strony gór. Byłem gotów do zakończenia swej drogi, zadawałoby się wiecznej, lecz o jakże ja byłem naiwny…
Z każdym krokiem jaki czyniłem, otwierało się przede mną wąskie wejście w górski przesmyk. Wejście na tyle wąskie, by zmieścił się w nim człowiek, lecz na tyle szerokie bym mógł ujrzeć obraz, który obiecywał wolność! Zacząłem biec – biegłem ile sił w mym starczym ciele, lecz wejście w przesmyk zbliżało się opornie, wolno. Ten świat nie chciał mnie wypuścić, ja się mu jednak nie poddawałem. Minął dzień, dwa, może więcej, a może to nawet nie była minuta, dobiegłem. Mogłem oprzeć się o twardą ścianę górskiego stoku, a ta nie znikała pod mym dotykiem, obiecując szybką śmierć. Jakże byłem szczęśliwy… płakałem ze szczęścia.
Wtedy jednak po mych plecach przeszedł dreszcz, a ciało zlał pot. Poczułem wszechogarniającą obecność i głos… tak, na zawsze zapamiętam ten głos… na zawsze zapamiętam GO… Za mymi plecami, przy akompaniamencie śmiechu szaleńca, ze śniegu wylała się bulgocząca czarna maź, powoli formująca koszmar – Terlarkar:
- Myślałeś, że uciekniesz… krasnoludzie! HAHAHAHAHA! Wiedz, że na zawsze pozostaniesz więźniem tego świata. Tako rzecze Ten, który zmienia ścieżki… Ja tylko przychodzę by Ci o tym przypomnieć…
Spojrzałem w ten czas na swe młoty, które znalazłem na tych pustkowiach. Były to jedyne przedmioty, których wiecznie zmienna materia tego świata imała się jak ogień wody… w nich leżała moja ostatnia deska ratunku. Wszystkie moje nadzieje pokładałem w runach, które rozbłysnęły jasno-zielonkawym światłem, dodając mi otuchy:
- A więc chodź do mnie demonie i pokaż mi jak fałszywe są me nadzieje!
Czempion Chaosu parsknął obłąkańczo, sięgnął za swoje plecy i ukazał swą broń w całej okazałości – dwuręczny miecz, płonący eterycznym ogniem. Chwilę potem rozpoczęła się walka, a właściwie batalia…
Wraz z mymi krokami, z gór powoli wyłaniały się ledwo widoczne postaci – duchy dawnych krasnoludzkich przodków. Również i za czempionem chaosu tworzyła się armia – armia mrocznych potęg. W akcie desperacji, rzuciłem się z rykiem do przodu, by ostatecznie zniszczyć demona, który stał się mym nemezis. W tym samym czasie Terlarkar rzucił się do szarży, a za nim jego kohorty. W szczęku stali i krzykach walczących skrzyżowałem bronie z czempionem. Duchy przodków walczyły tedy z legionami chaosu.
Nasz pojedynek trwał wieczność, każda sekunda była wiecznością, ale nikt nie ośmielił się mnie z niej wyrwać. To był czas Terlarkara, a on miał zamiar się nim pławić. W pewnym momencie, płonące ostrze wbiło się głęboko w me ramię, od razu przypalając ranę:
- Twe nadzieje płoną… krasnoludzie!
Odskoczyłem od przeciwnika i spojrzałem na ranę – skóra wokół niej poczęła powoli czernieć, powodując, iż me ciało zaczęły zalewać fale bólu:
- Ja się nie poddam… demonie – wysapałem.
Ryknąłem. Już nie wiedziałem czy w szale, w rozpaczy, czy z cierpienia. Jedyne co widziałem to głowa Terlarkara, okryta mrocznym hełmem. Kondensując ostatnie siły na jakie mnie było stać wycelowałem ciosy obu swych młotów by zmiażdżyć łeb przeciwnika…
Udało mi się…
Głowa czempiona chaosu, zmiażdżona opadła razem z ciałem na śnieg, by zaraz potem rozwiać się w pył. W tym samym momencie ostatni z wojowników mrocznych sił i ostatni z duchów przodków skrzyżowali swe ostrza by rozwiać się na wietrze.
Cierpiąc i szybko tracąc siły skierowałem się w stronę przesmyku górskiego. Obraz przed mymi oczyma zaczął się zamazywać, jednak góry wciąż nie znikały. Szybko moje ciało obezwładniał ból i wiedziałem, że zaraz opadnę nieprzytomny… Wszedłem już jednak do doliny… Me nadzieje się spełniły. Wtedy zemdlałem…
-----------------------------------------------------------------------
Dręczyły mnie koszmary…
Powróciłem na pustkowia, by znów stanąć naprzeciwko Terlarkara, nie jednego leczy tysiącu mu podobnych… Świat się cały czas zmieniał… Obrazy latały tak szybko, iż na żadnym z nich nie mogłem skupić spojrzenia… Wtem pojawiła się przede mnę ziejąca mrokiem szczelina w materii tego świata… Nie da się opisać co tam widziałem… Wiedziałem jednak, że coś nieubłaganie wciąga mnie do środka…
Będąc zaledwie parę cali o wkroczenia w wieczny chaos, zostałem uratowany. Postać, której rysy i kontury twarzy rozmazywały się w mych snach… lecz na pewno była krasnoludem o czerwonej brodzie i stojącym czubie włosów na głowie… Broń krasnoluda, topór, oślepiał mnie swym blaskiem:
- ….. – mój wybawiciel wymówił me imię, którego nie mogłem zrozumieć, nie wiedziałem jak się nazywam – od teraz prowadzi Cię przeznaczenie, które na Ciebie narzuciłem… zostałeś wybrany… Pomścisz przodków… Ruszaj na arenę… To Twoje przeznaczenia… Odkup swą duszę… Daję Ci tę szansę…
Postać zniknęła, a razem z nią koszmary.
-----------------------------------------------------------------------
Obudziłem się. Leżałem w wygodnej pościeli na kamiennym łożu. Pomieszczenie w którym się znajdowałem ogarniał mrok, po za kominkiem, w którym wesoło płonął ogień. Przetarłem oczy, sądząc, iż to kolejne złudzenia. Obraz jednak się nie zmienił. Wstałem z łoża, od razu zalany falą bólu, której źródło znajdowało się w opatrzonym ramieniu. Z grymasem na twarzy, starając się nie zwracać uwagi na tą niedogodność, ruszyłem do wyjścia. Znajdowałem się w pałacu… Korytarze były względnie puste, lecz w dali słychać było gwar. Ruszyłem w stronę głosów, tak bardzo pragnąc obecności, przyjaźnie mi nastawionych. Przechodząc długi i kręty korytarz, wszedłem do ogromnej sali, pośrodku której stał przybrany stół, zasłany wieloma potrawami. Przy stole siedzieli szlachecko ubrani biesiadnicy – krasnoludy – dobrze się bawili. Hałas jednak szybko umilkł, gdy wszedłem do pomieszczenia.
W niezręcznej ciszy, jaka wówczas nastąpiła, postać na szczycie stołu powstała:
- Drodzy przyjaciele, bawcie się dalej. Ja mam sprawy do załatwienia.
Goście powrócili do swych zajęć, tymczasem postać, która przed chwilą przemówiła, ruszyła w moją stronę, a z nią eskorta dwóch strażników:
- Poczekajcie tu przy wejściu.
- Tak jest, Panie!
Krasnolud gładko objął mnie ramieniem i zaprowadził do najbliższego pomieszczenia. Wyglądało na służbową sypialnie. Krasnolud ruszył w stronę małego okna, na końcu pomieszczenia i będąc odwróconym do mnie plecami, przemówił:
- Moi zwiadowcy znaleźli Cię, na ostatniej przełęczy. Nieprzytomnego, rannego, lecz żywego. Wyglądało jakbyś przybył z Pustkowi. Jeśli to prawda, niech przodkowie mają Cię w opiece. Ja jednak muszę wiedzieć, co tu robisz i co się stało – krasnolud obrócił się w moją stronę, wyczekując odpowiedzi.
- Dziękuję Ci… Panie – odpowiedziałem sugerując się tym jak zwracali się inni do tego krasnoluda – Ja jednak… jednak… nie… nie potrafię… nie wiem…
- Dobrze więc – widząc moje starania, przerwał mi – nie musisz mi odpowiadać. Jesteś Dawi, a takiemu inny Dawi nie może odmówić pomocy. Nie wiem jaki koszmar przeżyłeś, lecz przodkowie na pewno mają Cię w opiece, skoro wciąż żyjesz…
- Ja nie wiem co powiedzieć… Panie…
- Nic nie musisz mówić… Właściwie przypominasz mi kogoś… kogoś dawnego, lecz bardzo mi bliskiego, dlatego tutaj też wylądowałeś – w królewskich komnatach…
- Panie, przepraszam, lecz mam pytanie. Kim jesteś, Panie?
- Jam jest Korr Wildhammer, król na Karak Gorax.
- Panie… mą wdzięczność… ofiaruje Ci do końca swych dni…
- Niczego innego bym się nie spodziewał. Nie musisz jednak od razu przyszpilać się do mnie i mego dworu. Jesteś wolnym krasnoludem. Choć rąk do pracy w Karak Gorax nigdy nie brak.
- Panie… dziękuję… śmiem jeszcze zadać jedno pytanie, Panie. Gdzież to w tej Twierdzy znajduje się świątynia poświęcona Grimnirowi. Muszę ją odwiedzić…
- Ach... a więc tak się mają sprawy – krasnoludzki król spojrzał na mnie uważnie. Po chwili milczenia odpowiedział – Wschodnie Groty. Moi strażnicy Cię tam zaprowadzą… Rozumiem twą decyzję, krasnoludzie, lecz jaki masz cel…
- Panie… prowadzi mnie przeznaczenie… ono wyznacza mi ścieżkę…
- A więc niechaj będzie. Ruszaj… Bezimienny. Przodkowie z Tobą – król Korr dał znak strażnikom by weszli do środka – Zaprowadźcie tego krasnoluda do świątyni Grimnira, po drodze oddajcie mu jego broń. Będzie teraz szczególnie potrzebował swych młotów. Potem niech czyni, jak mu przodkowie życzą. Ja muszę wracać do biesiadników.
Strażnicy wtedy poprowadzili mnie do świątyni. Przysiągłbym, że ostatnimi słowy jakie król Korr Wildhammer, wypowiedział szeptem były „Żegnaj, przyjacielu”. Brody jednak swojej za to nie dam.
-----------------------------------------------------------------------
W świątyni odprawiłem odpowiednie rytuały… samotnie, jak każdy mi podobny… Stałem się zabójcą z woli przodków. Z Karak Gorax ruszyłem na południe, nie wiedząc gdzie jestem i nie wiedząc gdzie podążam. Dla mnie były to obce ziemie, obcy świat. Terlarkar miał racje… Pustkowia zawsze będą mym więzieniem… ja jednak się nie poddam. Prowadziła mnie ręka przeznaczenia i chodź nie wiedziałem gdzie zdążam, powoli, z każdym mijającym dniem zbliżałem się do Imperialnej Prowincji Sylwani, do zamku maga, który po raz kolejny miał urządzać arenę.
Ostatnio zmieniony 26 gru 2009, o 23:57 przez Mac, łącznie zmieniany 2 razy.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."
Imię postaci: Felicja von Schwarzbloden
Broń: Dwa krótkie miecze
Zbroja: Brak
Ekwipunek: błogosławiona broń
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon (tylko wampiry)
Historia postaci:
W Ponurym Lesie Sylvanii istnieje setki rodzajów śmierci – tysiące prze najróżniejszych koszmarów czających się w nie znających światła jaskiniach, na śmierdzących i ohydnych bagnach, w cieniu każdego drzewa, z których każdy czeka by zaatakować nieostrożną ofiarę. W normalnych lasach zwierzęta zabijają, aby jeść i żyć… ale nie stworzenia nawiedzające Ponury las. One nie zabijają by żyć, bo ich życie jest tylko parodią. Zabijają bo muszą: z szaleństwa, nienawiści, strachu. Wszystko co tu żyje jest nieustannie wypaczane przez wszechobecną Dhar, która jest obrzydliwym zgniotem paru wiatrów magii na raz. To przerażające wynaturzenie nadaje Sylvanii wstrętną atmosferę wszechogarniającego zła, która już wieki temu przeżarła każdy kamień, każde drzewo a nawet wodę. Tutejsze stworzenia zabijają, bo tylko w zabijaniu mogą znaleźć zapomnienie…
Tak cicho, jak cień przemykający wśród cieni, drobna zakapturzona postać przemykała wśród drzew tego pradawnego i okaleczonego lasu. Choć jeszcze godzinę temu jechała świetnie wyszkolonym rumakiem, to ten ostatni odcinek wolała przejść polegając na własnych umiejętnościach.
A było już niedaleko.
Niczym widmo, postać zagłębiała się w Ponurym lesie. Aż nagle przed nią wyrosły ruiny potężnego zamczyska…
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Edward zadowolony z Siebie wracał właśnie do swojej kryjówki w twierdzy. Świetnie się bawił polując na bydło. Dziś dopadł piękną, choć głupią wieśniaczkę. Najpierw uwiódł ją w karczmie. Podał się za barona Alojzego z Tilei. Dzięki swym hipnotycznym mocom mógł jej wmówić dosłownie wszystko. To było zbyt łatwe. Potem tylko wynajął pokój gdzie ją zgwałcił a następnie wyssał do cna. No nic, już przechodził przez bramy swojej twierdzy. Tutaj był bezpieczny. Wszyscy wiedzieli ze to miejsce jest przeklęte. A sam wampir utrzymuje tutaj ponad setkę nieumarłych poddanych tylko po to by pospólstwo trzymało się z dala od jego zamku.
-Ach… i wreszcie mój skromny pokoik.- Było to okrągłe pomieszczenie. Z lewej wytwornie i kunsztownie wykonana trumna, naprzeciwko drzwi znajdowało się masywne dębowe biurko. Na podłodze leżał kosztowny dywan, zaś ściany zdobiły bezcenne arrasy. W pokoju były dwa okna zasłaniane długimi aż do ziemi zasłonami. Wampir postanowił podejść do okiennicy i pooglądać swoje włości, nim położy się do snu. Rozsunął zasłony jednym silnym pociągnięciem i ujrzał przed sobą zakapturzoną postać, która jednym kopnięciem posłała go na drugi koniec pokoju. Oszołomiony tym atakiem, ledwo zarejestrował to, że jego dłonie właśnie zostały przybite do ściany dwoma błękitnie mieniącymi się mieczami. I nagle poczuł wszechogarniający ból. Ból taki, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczył.
To te miecze!- Pomyślał. Zaskoczony tym, z jaką wprawą napastnik posługuje się tymi ostrzami. Spojrzał na intruza, który właśnie zdjął kaptur. To co zobaczył zaskoczyło go jeszcze bardziej.
Była to kobieta o nieskazitelnie bladej cerze i krwistoczerwonych włosach swobodnie opadających na ramiona. Odziana w wygodne ubranie podróżne, które podkreślało krągłości jej ciała. Dodatkowo okryta hebanowo czarnym płaszczem, nadając jej aurę tajemniczości. Skórzane buty na wysokiej cholewce podkreślały jej zgrabne nogi. Edward musiał przyznać, że była niezła. Skądś Ją znał. Tego był pewien.
-Hmmm… he he rozumiem, że lubisz na ostro maleńka.- Na sprośny żart wampira odpowiedziała z uśmiechem ukazując swoje nienaturalnie długie kły. I zaczęła podchodzić.
To by tłumaczyło, skąd ta drobna postać ma tyle siły, pomyślał Edward. Z jego zamyślenia wyrwał go silny cios w twarz zadany na odlew.
- Skup się… na Mnie- powiedziała kobieta zalotnym tonem puszczające do niego oczko. Chwilę później wyjęła parę flakoników.
– Tylko od Ciebie zależy ile to potrwa- Na poparcie swoich słów otworzyła fiolkę i wylała parę kropel płynu na jego kostkę. Woda święcona!!! Od razu poczuł jak wyżera mu ścięgna, a krzyk wydobywający się z jego ust niósł się po okolicy. Edward postanowił zmienić kształt by uciec tej pięknej napastniczce. Jednak coś blokowało jego zdolności metamorfozy, pewnie te przeklęte miecze.
- Dobrze… teraz zabawimy się w małą gierkę. Zasady są proste: odpowiadasz – nie cierpisz, milczysz –cierpisz.- Przysunęła się do niego tak by szeptać mu do ucha.
- Gdzie jest Manfred?- Spojrzał na nią jak na obłąkaną.
- Jesteś szalona! Aaaaaaaaaaaaaaargh!!- Znowu polała go wodą święconą.
- No, więc… - rzekła lodowatym tonem.
- W zamku… Drankenhoff… ale jest tam bezpiecznie strzeżony przed takimi jak Ty! Już wiem, kim jesteś! Ty jesteś Felicja von Schwarzbloden! Zdradliwa suka! Stanowisz wybryk spośród swojego rodu! Aaaaaaaaaargh!!
- Skończyłeś? – Zapytała słodko. – Jak tak to przejdźmy do kolejnego pytania. Czy masz pomysł jak się do niego zbliżyć?
- Możesz… go podejść… przy pomocy… Aaaaaargh!!! A to, za co?!
- Za nic. Po prostu lubię jak krzyczysz.- Odparła niewinnie.
- Przy pomocy maga!... Możesz go podejść przy pomocy maga… podobno zawarł on pakt… z Manfredem… i prowadzi arenę koło jego zamku! Kto wie czy nawet nie pomoże Ci go zabić?
-Hmmm… rozumiem- powiedziała rzeczowo. – Dziękuje Ci „Hrabio”.- Po czym wyciągnęła cisowy kołek zza pasa i powoli zaczęła go wbijać w serce Wampira.
-Ale.. ale przecież Ci pomogłem! Nie zabijaj mnie! Nieeee…- To były jego ostatnie słowa, nim rozsypał się w proch.
- Giń, w imię zakonu Purpurowego Kruka. – Powiedziała melodyjnym tonem, wyciągając przy tym ostrza ze ściany. Nałożyła z powrotem kaptur na głowę a następnie rozpłynęła się w mroku Sylvańskiej puszczy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Także powiadasz, że ukrywa się w Drankenhoff, tak Felicjo?
-Tak Ojcze Fryderyku, dowiedziałam się tego od hrabiego Edwarda Gordera, gdy przekazywałam mu ostatnie słowo.
Ojciec Fryderyk to wysoki i szczupły człowiek odziany w piękną purpurową szatę, która oznajmiała każdemu jego rangę. Był arcykapłanem Morra, który władzą ustępował tylko i jedynie Gunner`owi Tothenwald`owi – obecnemu przywódcy kultu boga śmierci na terenie imperium. Mimo wieku jego umysł wciąż pozostawał ostry jak brzytwa. W dodatku był niezwykle charyzmatycznym człowiekiem, co w połączeniu z jego zamiłowaniem do intryg i spisków czyniło z niego idealnego kandydata na głowę zakonu, walczącego potajemnie z wampirzymi lordami.
-Jestem z Ciebie dumny Felicjo. Przynosisz chlubę naszemu zakonowi. Jak dobrze wiesz jesteśmy tajną organizacją, która skład się z najlepszych łowców wampirów, inkwizytorów, magów kolegium Ametystu a nawet wampirów takich jak Ty sama. Są jednak różnice między Tobą a nimi, dzięki tytanicznej pracy magów i kapłanów naszego zakonu magia podtrzymująca Cię w Twoim nie życiu została zmodyfikowana na tyle, byś mogła chodzić w świetle dnia, jednak pamiętaj, że inne słabości Ciebie dotyczą…
-Ojcze, po co Mi to mówisz? Przecież doskonale zdaje Sobie z tego sprawę.
- Ach tak, oczywiście dziecko… Starość nie radość…- Spojrzał na nią smutnym wzrokiem. Wampirzyca szczerze się zastanawiała, czemu Kapłan ją tak nazywa. W końcu była od niego starsza o ponad sto lat. Nie przeszkadzało jej to wszakże. Był dla niej jak dobry ojciec, którego zawsze tak pragnęła – Felicjo muszę Cię prosić byś wystąpiła na tej arenie. Jeżeli uda Ci się podejść Twojego przeklętego szaleńca to szala zwycięstwa przechyliłaby się na naszą korzyść!
- Oczywiście Ojcze Fryderyku, zrobię jak każesz.
- Chwała tym, co umarli a nie zapomnieli! – Powiedział kapłan część formułki pozdrawiającą wampiry należące do zakonu.
- I oby nigdy nie zapomnieli! – Dokończyła Felicja, natychmiast obróciła się na pięcie by przygotować się do drogi.
- Uważaj na Siebie, dziecko… - wyszeptał kapłan, a jego słowa zostały rozwiane przez wiatr. Brzemię jego wieku coraz bardziej dawało o Sobie znać.
PS.
Znowu za wcześnie zrobiłem postać (z poprzednich aren) Wardancer kin dla nobla i zbroja chaosu dla dwarfów chaosu
Broń: Dwa krótkie miecze
Zbroja: Brak
Ekwipunek: błogosławiona broń
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon (tylko wampiry)
Historia postaci:
W Ponurym Lesie Sylvanii istnieje setki rodzajów śmierci – tysiące prze najróżniejszych koszmarów czających się w nie znających światła jaskiniach, na śmierdzących i ohydnych bagnach, w cieniu każdego drzewa, z których każdy czeka by zaatakować nieostrożną ofiarę. W normalnych lasach zwierzęta zabijają, aby jeść i żyć… ale nie stworzenia nawiedzające Ponury las. One nie zabijają by żyć, bo ich życie jest tylko parodią. Zabijają bo muszą: z szaleństwa, nienawiści, strachu. Wszystko co tu żyje jest nieustannie wypaczane przez wszechobecną Dhar, która jest obrzydliwym zgniotem paru wiatrów magii na raz. To przerażające wynaturzenie nadaje Sylvanii wstrętną atmosferę wszechogarniającego zła, która już wieki temu przeżarła każdy kamień, każde drzewo a nawet wodę. Tutejsze stworzenia zabijają, bo tylko w zabijaniu mogą znaleźć zapomnienie…
Tak cicho, jak cień przemykający wśród cieni, drobna zakapturzona postać przemykała wśród drzew tego pradawnego i okaleczonego lasu. Choć jeszcze godzinę temu jechała świetnie wyszkolonym rumakiem, to ten ostatni odcinek wolała przejść polegając na własnych umiejętnościach.
A było już niedaleko.
Niczym widmo, postać zagłębiała się w Ponurym lesie. Aż nagle przed nią wyrosły ruiny potężnego zamczyska…
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Edward zadowolony z Siebie wracał właśnie do swojej kryjówki w twierdzy. Świetnie się bawił polując na bydło. Dziś dopadł piękną, choć głupią wieśniaczkę. Najpierw uwiódł ją w karczmie. Podał się za barona Alojzego z Tilei. Dzięki swym hipnotycznym mocom mógł jej wmówić dosłownie wszystko. To było zbyt łatwe. Potem tylko wynajął pokój gdzie ją zgwałcił a następnie wyssał do cna. No nic, już przechodził przez bramy swojej twierdzy. Tutaj był bezpieczny. Wszyscy wiedzieli ze to miejsce jest przeklęte. A sam wampir utrzymuje tutaj ponad setkę nieumarłych poddanych tylko po to by pospólstwo trzymało się z dala od jego zamku.
-Ach… i wreszcie mój skromny pokoik.- Było to okrągłe pomieszczenie. Z lewej wytwornie i kunsztownie wykonana trumna, naprzeciwko drzwi znajdowało się masywne dębowe biurko. Na podłodze leżał kosztowny dywan, zaś ściany zdobiły bezcenne arrasy. W pokoju były dwa okna zasłaniane długimi aż do ziemi zasłonami. Wampir postanowił podejść do okiennicy i pooglądać swoje włości, nim położy się do snu. Rozsunął zasłony jednym silnym pociągnięciem i ujrzał przed sobą zakapturzoną postać, która jednym kopnięciem posłała go na drugi koniec pokoju. Oszołomiony tym atakiem, ledwo zarejestrował to, że jego dłonie właśnie zostały przybite do ściany dwoma błękitnie mieniącymi się mieczami. I nagle poczuł wszechogarniający ból. Ból taki, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczył.
To te miecze!- Pomyślał. Zaskoczony tym, z jaką wprawą napastnik posługuje się tymi ostrzami. Spojrzał na intruza, który właśnie zdjął kaptur. To co zobaczył zaskoczyło go jeszcze bardziej.
Była to kobieta o nieskazitelnie bladej cerze i krwistoczerwonych włosach swobodnie opadających na ramiona. Odziana w wygodne ubranie podróżne, które podkreślało krągłości jej ciała. Dodatkowo okryta hebanowo czarnym płaszczem, nadając jej aurę tajemniczości. Skórzane buty na wysokiej cholewce podkreślały jej zgrabne nogi. Edward musiał przyznać, że była niezła. Skądś Ją znał. Tego był pewien.
-Hmmm… he he rozumiem, że lubisz na ostro maleńka.- Na sprośny żart wampira odpowiedziała z uśmiechem ukazując swoje nienaturalnie długie kły. I zaczęła podchodzić.
To by tłumaczyło, skąd ta drobna postać ma tyle siły, pomyślał Edward. Z jego zamyślenia wyrwał go silny cios w twarz zadany na odlew.
- Skup się… na Mnie- powiedziała kobieta zalotnym tonem puszczające do niego oczko. Chwilę później wyjęła parę flakoników.
– Tylko od Ciebie zależy ile to potrwa- Na poparcie swoich słów otworzyła fiolkę i wylała parę kropel płynu na jego kostkę. Woda święcona!!! Od razu poczuł jak wyżera mu ścięgna, a krzyk wydobywający się z jego ust niósł się po okolicy. Edward postanowił zmienić kształt by uciec tej pięknej napastniczce. Jednak coś blokowało jego zdolności metamorfozy, pewnie te przeklęte miecze.
- Dobrze… teraz zabawimy się w małą gierkę. Zasady są proste: odpowiadasz – nie cierpisz, milczysz –cierpisz.- Przysunęła się do niego tak by szeptać mu do ucha.
- Gdzie jest Manfred?- Spojrzał na nią jak na obłąkaną.
- Jesteś szalona! Aaaaaaaaaaaaaaargh!!- Znowu polała go wodą święconą.
- No, więc… - rzekła lodowatym tonem.
- W zamku… Drankenhoff… ale jest tam bezpiecznie strzeżony przed takimi jak Ty! Już wiem, kim jesteś! Ty jesteś Felicja von Schwarzbloden! Zdradliwa suka! Stanowisz wybryk spośród swojego rodu! Aaaaaaaaaargh!!
- Skończyłeś? – Zapytała słodko. – Jak tak to przejdźmy do kolejnego pytania. Czy masz pomysł jak się do niego zbliżyć?
- Możesz… go podejść… przy pomocy… Aaaaaargh!!! A to, za co?!
- Za nic. Po prostu lubię jak krzyczysz.- Odparła niewinnie.
- Przy pomocy maga!... Możesz go podejść przy pomocy maga… podobno zawarł on pakt… z Manfredem… i prowadzi arenę koło jego zamku! Kto wie czy nawet nie pomoże Ci go zabić?
-Hmmm… rozumiem- powiedziała rzeczowo. – Dziękuje Ci „Hrabio”.- Po czym wyciągnęła cisowy kołek zza pasa i powoli zaczęła go wbijać w serce Wampira.
-Ale.. ale przecież Ci pomogłem! Nie zabijaj mnie! Nieeee…- To były jego ostatnie słowa, nim rozsypał się w proch.
- Giń, w imię zakonu Purpurowego Kruka. – Powiedziała melodyjnym tonem, wyciągając przy tym ostrza ze ściany. Nałożyła z powrotem kaptur na głowę a następnie rozpłynęła się w mroku Sylvańskiej puszczy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Także powiadasz, że ukrywa się w Drankenhoff, tak Felicjo?
-Tak Ojcze Fryderyku, dowiedziałam się tego od hrabiego Edwarda Gordera, gdy przekazywałam mu ostatnie słowo.
Ojciec Fryderyk to wysoki i szczupły człowiek odziany w piękną purpurową szatę, która oznajmiała każdemu jego rangę. Był arcykapłanem Morra, który władzą ustępował tylko i jedynie Gunner`owi Tothenwald`owi – obecnemu przywódcy kultu boga śmierci na terenie imperium. Mimo wieku jego umysł wciąż pozostawał ostry jak brzytwa. W dodatku był niezwykle charyzmatycznym człowiekiem, co w połączeniu z jego zamiłowaniem do intryg i spisków czyniło z niego idealnego kandydata na głowę zakonu, walczącego potajemnie z wampirzymi lordami.
-Jestem z Ciebie dumny Felicjo. Przynosisz chlubę naszemu zakonowi. Jak dobrze wiesz jesteśmy tajną organizacją, która skład się z najlepszych łowców wampirów, inkwizytorów, magów kolegium Ametystu a nawet wampirów takich jak Ty sama. Są jednak różnice między Tobą a nimi, dzięki tytanicznej pracy magów i kapłanów naszego zakonu magia podtrzymująca Cię w Twoim nie życiu została zmodyfikowana na tyle, byś mogła chodzić w świetle dnia, jednak pamiętaj, że inne słabości Ciebie dotyczą…
-Ojcze, po co Mi to mówisz? Przecież doskonale zdaje Sobie z tego sprawę.
- Ach tak, oczywiście dziecko… Starość nie radość…- Spojrzał na nią smutnym wzrokiem. Wampirzyca szczerze się zastanawiała, czemu Kapłan ją tak nazywa. W końcu była od niego starsza o ponad sto lat. Nie przeszkadzało jej to wszakże. Był dla niej jak dobry ojciec, którego zawsze tak pragnęła – Felicjo muszę Cię prosić byś wystąpiła na tej arenie. Jeżeli uda Ci się podejść Twojego przeklętego szaleńca to szala zwycięstwa przechyliłaby się na naszą korzyść!
- Oczywiście Ojcze Fryderyku, zrobię jak każesz.
- Chwała tym, co umarli a nie zapomnieli! – Powiedział kapłan część formułki pozdrawiającą wampiry należące do zakonu.
- I oby nigdy nie zapomnieli! – Dokończyła Felicja, natychmiast obróciła się na pięcie by przygotować się do drogi.
- Uważaj na Siebie, dziecko… - wyszeptał kapłan, a jego słowa zostały rozwiane przez wiatr. Brzemię jego wieku coraz bardziej dawało o Sobie znać.
PS.
Znowu za wcześnie zrobiłem postać (z poprzednich aren) Wardancer kin dla nobla i zbroja chaosu dla dwarfów chaosu
Ostatnio zmieniony 27 gru 2009, o 11:59 przez Jab, łącznie zmieniany 8 razy.
Paskudny uśmiech power gamera
- Master of reality
- Oszukista
- Posty: 833
- Lokalizacja: Warszawa
Na wzgórzu stal w otoczeniu kilkunastu wojowników stal Elf. Stal wyprostowany w lśniącej kolczudze z przypasanym mieczem. Gdybyśmy zajrzeli do pochwy zboczylibyśmy że ostrze pulsuje magicznym blaskiem błogosławieństwa Ishy. Spod hełmu który ozdobiony był wizerunkiem gryfa można było zobaczyć ciemne oczy elfa, patrzące z przenikliwością wielu lat doświadczenia. Twarz elfa była niczym maska, nieruchoma, jedynie kilka niesfornych pasm białych włosów które wydostały się z pod hełmu i tańczyło na zimnym, północnym wietrze. Jednak jego postawa nie oddawała stanu jego myśli, który można by porównać do wzburzonego morza, które porywa nie uważnego żeglarza.
Elf nazywał się Aner Solarei i analizował przebieg bitwy. Nie wyglądało to dobrze. Hordy nieumartych wciąż atakowały a elfy nie mogły mieć nadzieje na jakiekolwiek wsparcie. Nie żeby Aner miał do kogoś o to pretensje, dobrze wiedział że wszystkie siły są zaangażowane gdzie indziej. Spojrzenie na lewą flankę ukazało grupę smoczych książąt z wściekłością szarżujących na coś co było skryte za lasem.
„Głupcy, kazałem im czekać” pomyślał zirytowany Aner.
jednak po chwili zrozumiał co sprowokowało Kawalerzystów do ataku. Z za drzew wyłoniło się wielki rozkładające się cielsko Smoka. Zbezczeszczone, potraktowane plugawą magią ciało dumnego stworzenia zostało rozszarpane przez książąt którzy atakowali z rzadko spotykaną zaciętością. Dla nich świętokradztwem było zabicie smoka, a wskrzeszenie go jako nieumartego było za co nie można było liczyć na szybką śmierć.
prawą flanką nie trzeba było się martwić bowiem strzegli jej najlepsi wojownicy Ulthuanu- Mistrzowie miecza z Hoeth. Przyjemnie było na nich patrzeć gdy walczyli, chociaż bardziej przypominało to taniec w którym elf cięgle dobiera sobie nowego partnera, krzyżując z nim broń a następnie pozbawiając go głowy tak szybko że krew nie zdążała osiąść na ostrzu jego ithilmaroweo wielkiego miecza.
W centrum walki Aner dostrzegł duży oddział szkieletów a w nim postać której wypatrywał. On jego wojownicy ruszyli do na spotkanie z nieumartymi. Gdy byli już zaledwie kilka kroków od wroga postać która wyróżniała się wśród szkieletów odezwała się
„Ah, a o to i dowódca armii elfów. Witaj, nazywam się Aresk von drafoch. Będzie dla mnie przyjemnością skrzyżować z tobą ostrze.” Powiedział uprzejmy, nieco mroczny glos
„Nie wydaje mi się by było to dla ciebie przyjemne bestio” odparł spokojnie Aner
Trzeba bowiem wiedzieć że postacią ową był Wampir. Ubrany w całości na czarno z wyjątkiem dla peleryny która była krwisto czerwona. Do pasa miał przypasany miecz o zdobionej rękojeści, a na szyi zielony amulet.
Elfi Wojownicy oraz szkielety ustawili się w dwa półkola tworząc coś na kształt areny.
Wojownicy wyciągnęli miecze i zaczęli krążyć wokół siebie. Pierwszy zaatakował Wampir. Proste cięcie z lewej strony. Aner bez problemu odbił uderzeni po czym sam zaatakował próbując wyczuć przeciwnika. Wampir unikną ataku. Przeciwnicy chwilę krążyli wokół siebie po czym zaatakowali obaj na raz. Klingi uderzyły w siebie wywołując falę iskier. Oponenci cofnęli się kilka kroków ale zaraz ruszyli do ponownego ataku. Atak, blok. Atak, blok. Atak, blok. Sekwencja cały czas się powtarzała.
„Trzeba to zakończyć” Pomyślał Aner . Elf wziął potężny zamach i z ogromną prędkością pchnął ostrze w trajektorie która rozpłatałaby Wampira na pól gdyby nie to że usunął się w ostatniej chwili. Atak miał dwa skutki. Pierwszym było odcięcie reki Wampira. Drugim o wiele gorszym odsłonięcie się elfa co przeciwnik wykorzystał posyłając Anera na ziemi potężnym kopniakiem.
Sytuacja nie wyglądała dobrze. Aner leżał na ziemi , a Wampir górował nad nim triumfalnie. Scena ta trwała jednak tylko ułamek sekundy bowiem Wampir rzucił się na Anera wyciągając kły. Ostatnimi silami Elf zamachnął się swym błogosławionym mieczem. Poczuł opór pod ostrzem. Poczuł ukłucie na szyi. Potem nic już nie czul.
------------------------------------------------------------------------------------
Ciemność
„pić”
Otworzył oczy. Nad nim nachylał się Jeden z elfich wojowników.
„pić”
„Panie nic ci nie jest?”
„Pić”
Dziwna czerwona mgła zasnuła świat
„KRWI”
Jednym ruchem rzucił się na elfa skręcając mu kark. Następnego powali kopniakiem, trzeci zanim zorientował się co się dzieje został powalony ciosem w głowę.
W kilka sekund cały oddział leżał na ziemi, a przy jednych zwłokach klęczała postać sącząc krew z szyi jeszcze ciepłego elfa. Ciecz spływała po brodzie i szacie lecz to nie przeszkadzało postaci.
Po chwili postać wstała . Czerwona mgła zniknęła. Aner popatrzył na resztki tego co zostało z elfich wojowników.
Po pustym polu walki rozległ się rozpaczliwy wrzask…
„-NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE…….”
---------------------------------------------------------------------------------------
Postać w czarnym płaszczu siedziała skulona w jakichś opuszczonych ruinach. Burza szalała wokół, zimny wiatr wlatywał przez rozbite okno, lecz postać nie zwracała na to uwagi.
„To nie możliwe. To nie może być prawda.” Myślał Aren. „Jestem elfem, to nie możliwe bym stal się bestią”
Gdzieś oddali doszło go wilcze wycie. Nie zwrócił na nie uwagi.
„Jak do tego doszło? Przecież to nie możliwe.”
„Na to musi być lekarstwo.” Dobrze wiedział że nie ma.
„Nie mogę się poddać, Jestem Aren Solarei…”
„ Nie już nie. Jestem Upadły, jestem niczym.”
„NIE, nie poddam się…”
Myśli szalały w Glowie Arena gdy ruszył w drogę. Drogę która nie mogła go nigdzie zaprowadzić.
Jednak nie mógł się poddać. Ostatnia iskra elfickości grała w jego zimnym, umarłym sercu, nie pozwalając mu zatracić się w szaleństwie. Nie pozwalając zwyciężyć znienawidzonej formie. Nie pozwalając na przegraną. Wciąż walcząc, pomimo utraty sil.
---------------------------------------------------------------------------------------
Aner szedł drogą. Nie wiedział dokąd. Szedł by iść. Jego podarta peleryna smętnie ciągnęła Się za nim. Zgubił gdzieś swój elfi miecz. Teraz przy pasie miał Jakiś ukradziony bezimiennym zwłokom. Szedł wciąż na przód.
Z na przeciwka podążał jakiś Starzec. Aner czul go. Słyszał jak płynie w nim krew. Ciepła krew.
„Nie!” powiedział sobie
Chciał jak najszybciej przejść obok tego człowieka, przestać czuć jego cieplą, świeżą krew.
„Przepraszam” zawołał do niego staruszek „Czy dojdę tędy do wioski…”
„Nie wiem” uciął szybko Aner, któremu i bez rozmowy trudno było się powstrzymać i bez rozmawiania.
„Nie trzeba być od razu takim nie uprzejmym!” Glos starca był dal Anera niczym rozżarzona igła wbijana w czaszkę
„Zostaw mnie albo cię zabije”
„Naprawdę to ni…”
„JESTEM WAMPIREM GŁUPCZE”
„To chyba niedobrze, prawda?” To nie była reakcja jakiej spodziewał się Aner
„Zabiję cie głupcze! Nie z pragnienia, lecz dlatego że nie doceniasz daru życia” Wrzasnął „Nie będziesz w mej obecności gardził tym co JA utrąciłem!”
„Dlaczego więc zwracasz swój gniew na mnie, a nie na tych którzy odebrali ci życie?”
Ta odpowiedź zbiła Anera z tropu. Tak właśnie. Dlaczego? Chodzę po drogach pijąc krew zwierząt. Upodlając się. Przecież jestem wampirem . Potężną bestią .Mogę to wykorzystać. Tak. TAK.
„Tak zrobię, będę niszczył zło wszędzie tam gdzie trafie, nawet po śmierci będę mógł służyć Ulthuanowi.” W martwych oczach Anera zabłysło coś na kształt radości. „Dziękuję ci człowieku”, Dziękuję ci”
Odwrócił się i ruszył, lecz po chwili staną.
„Starcze, zrób mi jedną przysługę. Pobłogosław ten miecz w imię swego boga, by służył dobru .”
„Zgoda”
Starzec cicho wypowiedział jakieś słowa. Miecz Rozrzażyl się lekko magicznym światłem. Starzec podał miecz Anerowi. Ten chwycił go..I niemal nie upuścił. Taki ból. Nigdy nie czul takiego bólu. Ten miecz miał zwalczać zło, a Aner był Wampirem. Wytrzyma ten ból, a potem przeleje go na wrogów. Zemści się na tych którzy go zabili. A potem na całej reszcie.
„Sylvanio! Nadchodzę! A gdy przyjdę lepiej bądź gotowa!”
Imie: Aner Solarei Upadły (Wampir)
Broń: Długi Miecz jednoręczny
Zbroja: Średnia
Ekwipunek: Błogosławiona broń
Umiejętność: Dobry refleks
Kurde, fajna miała być historia ale nie wyszła mi tak jak chciałem
Elf nazywał się Aner Solarei i analizował przebieg bitwy. Nie wyglądało to dobrze. Hordy nieumartych wciąż atakowały a elfy nie mogły mieć nadzieje na jakiekolwiek wsparcie. Nie żeby Aner miał do kogoś o to pretensje, dobrze wiedział że wszystkie siły są zaangażowane gdzie indziej. Spojrzenie na lewą flankę ukazało grupę smoczych książąt z wściekłością szarżujących na coś co było skryte za lasem.
„Głupcy, kazałem im czekać” pomyślał zirytowany Aner.
jednak po chwili zrozumiał co sprowokowało Kawalerzystów do ataku. Z za drzew wyłoniło się wielki rozkładające się cielsko Smoka. Zbezczeszczone, potraktowane plugawą magią ciało dumnego stworzenia zostało rozszarpane przez książąt którzy atakowali z rzadko spotykaną zaciętością. Dla nich świętokradztwem było zabicie smoka, a wskrzeszenie go jako nieumartego było za co nie można było liczyć na szybką śmierć.
prawą flanką nie trzeba było się martwić bowiem strzegli jej najlepsi wojownicy Ulthuanu- Mistrzowie miecza z Hoeth. Przyjemnie było na nich patrzeć gdy walczyli, chociaż bardziej przypominało to taniec w którym elf cięgle dobiera sobie nowego partnera, krzyżując z nim broń a następnie pozbawiając go głowy tak szybko że krew nie zdążała osiąść na ostrzu jego ithilmaroweo wielkiego miecza.
W centrum walki Aner dostrzegł duży oddział szkieletów a w nim postać której wypatrywał. On jego wojownicy ruszyli do na spotkanie z nieumartymi. Gdy byli już zaledwie kilka kroków od wroga postać która wyróżniała się wśród szkieletów odezwała się
„Ah, a o to i dowódca armii elfów. Witaj, nazywam się Aresk von drafoch. Będzie dla mnie przyjemnością skrzyżować z tobą ostrze.” Powiedział uprzejmy, nieco mroczny glos
„Nie wydaje mi się by było to dla ciebie przyjemne bestio” odparł spokojnie Aner
Trzeba bowiem wiedzieć że postacią ową był Wampir. Ubrany w całości na czarno z wyjątkiem dla peleryny która była krwisto czerwona. Do pasa miał przypasany miecz o zdobionej rękojeści, a na szyi zielony amulet.
Elfi Wojownicy oraz szkielety ustawili się w dwa półkola tworząc coś na kształt areny.
Wojownicy wyciągnęli miecze i zaczęli krążyć wokół siebie. Pierwszy zaatakował Wampir. Proste cięcie z lewej strony. Aner bez problemu odbił uderzeni po czym sam zaatakował próbując wyczuć przeciwnika. Wampir unikną ataku. Przeciwnicy chwilę krążyli wokół siebie po czym zaatakowali obaj na raz. Klingi uderzyły w siebie wywołując falę iskier. Oponenci cofnęli się kilka kroków ale zaraz ruszyli do ponownego ataku. Atak, blok. Atak, blok. Atak, blok. Sekwencja cały czas się powtarzała.
„Trzeba to zakończyć” Pomyślał Aner . Elf wziął potężny zamach i z ogromną prędkością pchnął ostrze w trajektorie która rozpłatałaby Wampira na pól gdyby nie to że usunął się w ostatniej chwili. Atak miał dwa skutki. Pierwszym było odcięcie reki Wampira. Drugim o wiele gorszym odsłonięcie się elfa co przeciwnik wykorzystał posyłając Anera na ziemi potężnym kopniakiem.
Sytuacja nie wyglądała dobrze. Aner leżał na ziemi , a Wampir górował nad nim triumfalnie. Scena ta trwała jednak tylko ułamek sekundy bowiem Wampir rzucił się na Anera wyciągając kły. Ostatnimi silami Elf zamachnął się swym błogosławionym mieczem. Poczuł opór pod ostrzem. Poczuł ukłucie na szyi. Potem nic już nie czul.
------------------------------------------------------------------------------------
Ciemność
„pić”
Otworzył oczy. Nad nim nachylał się Jeden z elfich wojowników.
„pić”
„Panie nic ci nie jest?”
„Pić”
Dziwna czerwona mgła zasnuła świat
„KRWI”
Jednym ruchem rzucił się na elfa skręcając mu kark. Następnego powali kopniakiem, trzeci zanim zorientował się co się dzieje został powalony ciosem w głowę.
W kilka sekund cały oddział leżał na ziemi, a przy jednych zwłokach klęczała postać sącząc krew z szyi jeszcze ciepłego elfa. Ciecz spływała po brodzie i szacie lecz to nie przeszkadzało postaci.
Po chwili postać wstała . Czerwona mgła zniknęła. Aner popatrzył na resztki tego co zostało z elfich wojowników.
Po pustym polu walki rozległ się rozpaczliwy wrzask…
„-NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE…….”
---------------------------------------------------------------------------------------
Postać w czarnym płaszczu siedziała skulona w jakichś opuszczonych ruinach. Burza szalała wokół, zimny wiatr wlatywał przez rozbite okno, lecz postać nie zwracała na to uwagi.
„To nie możliwe. To nie może być prawda.” Myślał Aren. „Jestem elfem, to nie możliwe bym stal się bestią”
Gdzieś oddali doszło go wilcze wycie. Nie zwrócił na nie uwagi.
„Jak do tego doszło? Przecież to nie możliwe.”
„Na to musi być lekarstwo.” Dobrze wiedział że nie ma.
„Nie mogę się poddać, Jestem Aren Solarei…”
„ Nie już nie. Jestem Upadły, jestem niczym.”
„NIE, nie poddam się…”
Myśli szalały w Glowie Arena gdy ruszył w drogę. Drogę która nie mogła go nigdzie zaprowadzić.
Jednak nie mógł się poddać. Ostatnia iskra elfickości grała w jego zimnym, umarłym sercu, nie pozwalając mu zatracić się w szaleństwie. Nie pozwalając zwyciężyć znienawidzonej formie. Nie pozwalając na przegraną. Wciąż walcząc, pomimo utraty sil.
---------------------------------------------------------------------------------------
Aner szedł drogą. Nie wiedział dokąd. Szedł by iść. Jego podarta peleryna smętnie ciągnęła Się za nim. Zgubił gdzieś swój elfi miecz. Teraz przy pasie miał Jakiś ukradziony bezimiennym zwłokom. Szedł wciąż na przód.
Z na przeciwka podążał jakiś Starzec. Aner czul go. Słyszał jak płynie w nim krew. Ciepła krew.
„Nie!” powiedział sobie
Chciał jak najszybciej przejść obok tego człowieka, przestać czuć jego cieplą, świeżą krew.
„Przepraszam” zawołał do niego staruszek „Czy dojdę tędy do wioski…”
„Nie wiem” uciął szybko Aner, któremu i bez rozmowy trudno było się powstrzymać i bez rozmawiania.
„Nie trzeba być od razu takim nie uprzejmym!” Glos starca był dal Anera niczym rozżarzona igła wbijana w czaszkę
„Zostaw mnie albo cię zabije”
„Naprawdę to ni…”
„JESTEM WAMPIREM GŁUPCZE”
„To chyba niedobrze, prawda?” To nie była reakcja jakiej spodziewał się Aner
„Zabiję cie głupcze! Nie z pragnienia, lecz dlatego że nie doceniasz daru życia” Wrzasnął „Nie będziesz w mej obecności gardził tym co JA utrąciłem!”
„Dlaczego więc zwracasz swój gniew na mnie, a nie na tych którzy odebrali ci życie?”
Ta odpowiedź zbiła Anera z tropu. Tak właśnie. Dlaczego? Chodzę po drogach pijąc krew zwierząt. Upodlając się. Przecież jestem wampirem . Potężną bestią .Mogę to wykorzystać. Tak. TAK.
„Tak zrobię, będę niszczył zło wszędzie tam gdzie trafie, nawet po śmierci będę mógł służyć Ulthuanowi.” W martwych oczach Anera zabłysło coś na kształt radości. „Dziękuję ci człowieku”, Dziękuję ci”
Odwrócił się i ruszył, lecz po chwili staną.
„Starcze, zrób mi jedną przysługę. Pobłogosław ten miecz w imię swego boga, by służył dobru .”
„Zgoda”
Starzec cicho wypowiedział jakieś słowa. Miecz Rozrzażyl się lekko magicznym światłem. Starzec podał miecz Anerowi. Ten chwycił go..I niemal nie upuścił. Taki ból. Nigdy nie czul takiego bólu. Ten miecz miał zwalczać zło, a Aner był Wampirem. Wytrzyma ten ból, a potem przeleje go na wrogów. Zemści się na tych którzy go zabili. A potem na całej reszcie.
„Sylvanio! Nadchodzę! A gdy przyjdę lepiej bądź gotowa!”
Imie: Aner Solarei Upadły (Wampir)
Broń: Długi Miecz jednoręczny
Zbroja: Średnia
Ekwipunek: Błogosławiona broń
Umiejętność: Dobry refleks
Kurde, fajna miała być historia ale nie wyszła mi tak jak chciałem
Ostatnio zmieniony 28 gru 2009, o 00:29 przez Master of reality, łącznie zmieniany 3 razy.
I sold my soul for rock'n roll
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Imię Postaci: Molroch Hellathor, Exalted Hero of Chaos Undivided
Broń: Włócznia wykuta z Czarnego Żelaza, pokryta paskudnymi, ognistymi runami, wychwalającymi Chaos-trzymana w jednej ręce
Zbroja: Pełna Zbroja Płytowa + Tarcza + Hełm
Ekwipunek:Wierzchowiec-Chaos Steed
Umiejętność: Kuba Rozpruwacz
Wygląd postaci:
Zbroja Czempiona Chaosu pokryta jest tajemnymi runami, które jarzą się nieziemskim blaskiem. Przypominają one płynącą magmę, która powoli rozpęka pancerz, naprawiając go jednak po chwili. Z hełmu wypływają stróżki lawy, wypalające szlak pochodu Chaosyty, lecz nie czyniące mu krzywdy. Tarcza wykuta jest zaś przez mistrzów – kowali Krasnoludów Chaosu
Historia Postaci:
Sztorm Chaosu. Katastrofalny w skutkach atak barbarzyńskich plemion z Północy na Ziemie Imperium. Najazd, jakiego świat dotąd nie widział. I co z tego? Wszak nic nie trwa wiecznie... Szaleni wyznawcy Mrocznych Bogów zostali odparci i pokonani, zaś miasto Białego Wilka, Middenheim, stało się symbolem oporu przed Siłami Chaosu. Zaiste, wierny lud Sigmara miał się z czego radować. Handel powoli rozkwitał, kulty Wielkiej Czwórki poukrywały się jeszcze bardziej, nie dając światu jakichkolwiek znaków o swoim istnieniu. Władza Imperatora Karola została skonsolidowana, pradawne pakty z Krasnoludami i Elfami odnowione, a zwycięskie wojska solidnie opłacone. Zaiste, brzmi radośnie, nieprawdaż ….Drogi Czytelniku? Czyż nie cieszysz się razem z innymi? Czemuż to nie chwytasz się za rękę z innymi, tańcząc w koło, śmiejąc się z uciechy i ulgi. Wszak ten dzień należał do Was!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie każdy miał jednak tyle szczęścia, a już na pewno nie Albrecht Himmelwald, rycerz Zakonu Białego Wilka. Ba, tak konkretyzując, miał
straszliwego pecha. Faktycznie, pomysł na podróż do lasów Sylvanii zaiste nigdy nie mógł należeć do najlepszych. Cóż, duma i chęć udowodnienia samemu sobie sensu życia. Walki ze złem! Wszak zło jest wieczne, a raz ucięta gałąź na drzewie zepsucia rodzi nowe owoce niczym hydra po odcięciu głowy. Niemniej jednak cholerny pech był przyczyną nienajlepszego humoru Himmerwalda, oj tak. Natknąć się na jednego z ocalałych… szlag by to! Gdyby ktoś faktycznie obserwował ten marny świat z nieba, ujrzałby zaiste prześmieszną scenę. Masywny, okuty w brudną, mieniącą się wszystkimi kolorami błota i ptasimi odchodami zbroję, brodaty mężczyzna siedział w siodle i wytrzeszczał oczy ze szczerego zdumienia. Otóż stało się to, czego nie spodziewał się w najgorszych snach. Właśnie przejeżdżał przez jedno z wielu pobojowisk, zresztą, od cholery tu takich. Wszak ziemie Imperium to teraz jeden wielki pieprzony cmentarz!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Koń Albrechta nie chciał iść dalej. Prychał, odurzony wszechobecnym odorem krwi i śmierci, tupał kopytami i idiotycznie szczerzył zęby. Rycerz przeklął paskudnie. Co do cholery ….czyżbym dostał najtchórzliwszą chabetę w całym Middenheim? Ty zasrany koniu, byłeś świadkiem najazdu Wojowników Chaosu na nasze kochane ziemie, niosłeś do boju niejednego mężnego syna Imperium, a teraz boisz się jakichś śmierdzących, przeżartych przez robale i nadgryzionych przez jakieś głupie zwierzęta ścierw?! Niech ja tylko dojadę do Drakenhoff… osobiście przerobię cie na pasztety i zjem z przyjemnością. Zresztą, konina wcale nie jest taka zła…. Niestety kiepski humor rycerza miał się niebawem zepsuć jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Gdy tak męczył się nad zmuszeniem strachliwego rumaka do dalszej podróży, usłyszał coś. Dziwne… Słychać to było wyraźnie. Rytmiczny odgłos szurania ciężkimi, okutymi butami o kamienne podłoże. Gęsta, nienaturalnie wyglądająca mgła otaczała to miejsce, czyniąc je jeszcze bardziej przerażającym…. W oddali zawył wilk… Himmelwald miał ochotę ryknąć ze wściekłości. Przez tego niedokochanego przez koniuszego rumaka utknął na jakimś zapominanym przez Bogów pobojowisku, do tego słyszał jakieś zasrane szuranie, które niestety pobudzało bujną wyobraźnię rycerza… Już miał przed oczami obraz przebudzonego, zakutego w karmazynową zbroję, z rykiem rzucającego mu się do gardła…. O nie! Bogowie dali Jemu, Albrechotowi znak, by ten udał się walczyć ze złem…. jak najdalej od tego miejsca. Niestety, najwyraźniej bogowie mieli go w dupie.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Powoli, okuta w czarny i pokryty jarzącymi się runami pancerz, postać wyłoniła się z mgły. Rycerz zamarł. Rogaty hełm… ta zbroja… płaszcz… nie, nie mogło być mowy o pomyłce. Oto Wojownik Chaosu w swym pełnym, czarcim majestacie. Albrecht wytrzeszczył oczy. Myślał, iż wyznawcy Mrocznych Potęg opuścili już ziemie Imperium. Najwyraźniej jednak był w błędzie. Najgorsze było jednak to, co stało się z koniem rycerza. Rumak jak stał, tak padł martwy na ziemię, najwyraźniej nie mogąc wytrzymać obecności Czempiona Chaosu. Himmelwald krzyknął i zwalił się z chrzęstem zbroi, lądując na trupie wyjątkowo tłustego żołnierza Ostlandu. Zresztą, miał szczęście, wszak nie potłukł się za bardzo! W tym czasie Wojownik Chaosu był już niemal przy nim. Powolnym krokiem zbliżał się nieuchronnie do rycerza. Milcząca postać stanęła nad leżącym Ulrykaninem niczym mityczny gigant nad żałosnym niziołkiem. Chaosyta pochylił się nad Himmelwaldem, a ten, sparaliżowany strachem, nie mógł nic uczynić. Stróżki lawy wydobywały się z wizjera hełmu plamiąc zbroję Albrechta i powoli przepalając się do ciała rycerza. Postać szepnęła. Głos miała dziwny. Lodowaty..
-Widzisz… marny człowieku. Leżysz tutaj sam, pośród krwi, wnętrzności i gówna. Gdzie są teraz twoi bogowie?
Albrecht chciał coś powiedzieć, lecz żeby szczękające z przerażenia znacząco utrudniały wydobycie z siebie jakichkolwiek sensownych słów.
-Boisz się i zaiste, masz się czego bać. Stoi przed tobą Molroch Hellathor, Wywyższony Wybraniec Wielkiej Bestii, Ośmioramiennej Gwiazdy Nieskończoności, Chaosu Niepodzielnego.
Rycerz mimo usilnych starań nie mógł zdobyć się na nic więcej, niźli ciche sapnięcie:
-Jjjjjaaam jeeeeeeeestttt…
Wojownik Chaosu zaśmiał się lodowato i solidnym kopniakiem posłał Albrechta parę metrów w tył, pomiędzy stosy usypane ze zwłok zabitych. Gdy rycerz próbował wstać, czarny, pokryty jarzącymi się runami but przygniótł go do ziemi. Ponura postać po raz kolejny pochyliła się nad nieszczęśnikiem…
-Dusza Twa należeć będzie do Mrocznych Bogów, nie masz ani siły, ani woli, by się temu oprzeć!
Albrecht próbował odturlać się na bok, zsuwając but swego dręczyciela na bok. Nawet mu się udało…
-Ah, południowcy ….nie rozumiem was. Jak możecie służyć tak słabym bogom, skoro oni najwyraźniej nigdy nie przychodzą wam z pomocą?
Rycerz cudem wstał i drżącymi rękoma chwycił za oburęczny młot. Nie mógł jednak wysilić się na jakikolwiek atak. Wojownik Chaosu zaś stał i patrzył na niego . Mijały minuty, które rycerzowi dłużyły się niemiłosiernie Wokół panowała nienaturalna cisza. Wtem Chaosyta przemówił.
-Wynoś się stąd, żałosny pachołku Wilczego Ścierwa. Najwyraźniej jesteś zbyt tchórzliwy , by stanąć do walki w obronie swego życia, a co dopiero godności. Precz!
Himmelwald nie potrzebował drugiej zachęty. Z krzykiem rzucił się do ucieczki , potykając się co chwila o zwłoki. Uciekał tak długo. Cholernie długo… W końcu mgła zaczęła się rozwiewać a on, rycerz Ulryka, opuścił pobojowisko. Nareszcie! Bóg Wilczej zamieci wspomógł go, chroniąc przed tym przeklętym wyznawcą szalonych Bogów Chaosu. Niech to cholera, prawie zginąłem! Wszystko przez tego głupiego konia! Na Bogów, niewiarygodne. Albrecht przystanął by nabrać tchu. Eh, dlaczego to musiało spotkać właśnie Mnie? Przeklęty Chaosyta…
Wtem Albrecht wyszczerzył oczy i drżąc z bólu spojrzał na swoją klatę piersiową . Z napierśnika wystawał czarny, pokryty runami, zębaty czubek wlóczni. Chciał krzyknąć, lecz kolejny cios przebił mu hełm jego rękę od tułowia. Konający rycerz osunął się na ziemię, zdążywszy tylko szepnąć „Kurwa….”.
Molroch Hellathor spojrzał na zwłoki rycerza. Żałosny południowiec uosabiał dokładnie to, czego w tym słabym ludzie nienawidził. Głupota, całkowity brak zdolności przewidywania tego, co nastąpi i tchórzostwo. Mroczni Bogowie zapewne zakpili sobie ze swego wiernego wyznawcy, wysyłając mu tę świnię na ubój. Wszak walką nazwać tego nie można było. Wybraniec Chaosu zasępił się. Pobojowiska ściągają niezwykle skutecznie zarówno padlinożerców, jak i głodnych przygód podróżnych. Niewielu z nich co prawda stanowi jakiekolwiek wyzwanie, lecz cóż innego mu pozostało? Podczas ataku na Sylvanię został odseparowany od reszty oddziału, gdy jego Dowódca –Valdek Crom, nakazał odwrót. Teraz zaś Molroch snuję się niczym mroczny cień po tych przeklętych ziemiach, wyzywając na pojedynki i , ze wsparciem Bogów, posyłając do piachu każdego, kogo napotka. Zaiste, ciekawi przeciwnicy skrzyżowali z nim ostrza..Wędrowny Łowca Czarownic Kaltman, który miał zwyczaj w pysze swej nazywać siebie „Ogniem Solkana”, zginął z jego ręki. „ Karmazynowa Śmierć”, Przebudzony z rodu Krwawych Smoków, również nie dorównał Wojownikowi Chaosu. Sir Jeoliot, bretoński paladyn, na tyle głupi, by zaatakować Molrocha, stanowił raczej zabawę niźli wyzwanie. Było ich wielu, żaden nie sprostał wyzwaniu. Każdy gryzie teraz ziemię(z wyjątkiem wampira, oczywiście…). Żałosne. Czyżby nie znalazł się nikt, kto godny jest walki z Czempionem Wielkiej Bestii?
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wojownik Chaosu powoli wspinał się po schodach prowadzących na Arenę Śmierci. Zatem to jest to miejsce, w którym odbywają się słynne na cały świat pojedynki. Tutaj zapewne spotka potężnych wrogów, których tak bardzo ostatnimi czasy poszukiwał. Molroch wyszeptał modlitwę do Mrocznych Bóstw i ruszył w kierunku listy uczestników. Czas sławić Ośmioramienną Gwiazdę Nieskończoności w boju, a Panowie Chaosu być może spojrzą na Molrocha przychylnie. Wszak już obdarowali go Rumakiem Chaosu, by ów niósł go w bój...
PS. Zbroja Chałasu i chabety! Dziękować, Murm!
Broń: Włócznia wykuta z Czarnego Żelaza, pokryta paskudnymi, ognistymi runami, wychwalającymi Chaos-trzymana w jednej ręce
Zbroja: Pełna Zbroja Płytowa + Tarcza + Hełm
Ekwipunek:Wierzchowiec-Chaos Steed
Umiejętność: Kuba Rozpruwacz
Wygląd postaci:
Zbroja Czempiona Chaosu pokryta jest tajemnymi runami, które jarzą się nieziemskim blaskiem. Przypominają one płynącą magmę, która powoli rozpęka pancerz, naprawiając go jednak po chwili. Z hełmu wypływają stróżki lawy, wypalające szlak pochodu Chaosyty, lecz nie czyniące mu krzywdy. Tarcza wykuta jest zaś przez mistrzów – kowali Krasnoludów Chaosu
Historia Postaci:
Sztorm Chaosu. Katastrofalny w skutkach atak barbarzyńskich plemion z Północy na Ziemie Imperium. Najazd, jakiego świat dotąd nie widział. I co z tego? Wszak nic nie trwa wiecznie... Szaleni wyznawcy Mrocznych Bogów zostali odparci i pokonani, zaś miasto Białego Wilka, Middenheim, stało się symbolem oporu przed Siłami Chaosu. Zaiste, wierny lud Sigmara miał się z czego radować. Handel powoli rozkwitał, kulty Wielkiej Czwórki poukrywały się jeszcze bardziej, nie dając światu jakichkolwiek znaków o swoim istnieniu. Władza Imperatora Karola została skonsolidowana, pradawne pakty z Krasnoludami i Elfami odnowione, a zwycięskie wojska solidnie opłacone. Zaiste, brzmi radośnie, nieprawdaż ….Drogi Czytelniku? Czyż nie cieszysz się razem z innymi? Czemuż to nie chwytasz się za rękę z innymi, tańcząc w koło, śmiejąc się z uciechy i ulgi. Wszak ten dzień należał do Was!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie każdy miał jednak tyle szczęścia, a już na pewno nie Albrecht Himmelwald, rycerz Zakonu Białego Wilka. Ba, tak konkretyzując, miał
straszliwego pecha. Faktycznie, pomysł na podróż do lasów Sylvanii zaiste nigdy nie mógł należeć do najlepszych. Cóż, duma i chęć udowodnienia samemu sobie sensu życia. Walki ze złem! Wszak zło jest wieczne, a raz ucięta gałąź na drzewie zepsucia rodzi nowe owoce niczym hydra po odcięciu głowy. Niemniej jednak cholerny pech był przyczyną nienajlepszego humoru Himmerwalda, oj tak. Natknąć się na jednego z ocalałych… szlag by to! Gdyby ktoś faktycznie obserwował ten marny świat z nieba, ujrzałby zaiste prześmieszną scenę. Masywny, okuty w brudną, mieniącą się wszystkimi kolorami błota i ptasimi odchodami zbroję, brodaty mężczyzna siedział w siodle i wytrzeszczał oczy ze szczerego zdumienia. Otóż stało się to, czego nie spodziewał się w najgorszych snach. Właśnie przejeżdżał przez jedno z wielu pobojowisk, zresztą, od cholery tu takich. Wszak ziemie Imperium to teraz jeden wielki pieprzony cmentarz!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Koń Albrechta nie chciał iść dalej. Prychał, odurzony wszechobecnym odorem krwi i śmierci, tupał kopytami i idiotycznie szczerzył zęby. Rycerz przeklął paskudnie. Co do cholery ….czyżbym dostał najtchórzliwszą chabetę w całym Middenheim? Ty zasrany koniu, byłeś świadkiem najazdu Wojowników Chaosu na nasze kochane ziemie, niosłeś do boju niejednego mężnego syna Imperium, a teraz boisz się jakichś śmierdzących, przeżartych przez robale i nadgryzionych przez jakieś głupie zwierzęta ścierw?! Niech ja tylko dojadę do Drakenhoff… osobiście przerobię cie na pasztety i zjem z przyjemnością. Zresztą, konina wcale nie jest taka zła…. Niestety kiepski humor rycerza miał się niebawem zepsuć jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Gdy tak męczył się nad zmuszeniem strachliwego rumaka do dalszej podróży, usłyszał coś. Dziwne… Słychać to było wyraźnie. Rytmiczny odgłos szurania ciężkimi, okutymi butami o kamienne podłoże. Gęsta, nienaturalnie wyglądająca mgła otaczała to miejsce, czyniąc je jeszcze bardziej przerażającym…. W oddali zawył wilk… Himmelwald miał ochotę ryknąć ze wściekłości. Przez tego niedokochanego przez koniuszego rumaka utknął na jakimś zapominanym przez Bogów pobojowisku, do tego słyszał jakieś zasrane szuranie, które niestety pobudzało bujną wyobraźnię rycerza… Już miał przed oczami obraz przebudzonego, zakutego w karmazynową zbroję, z rykiem rzucającego mu się do gardła…. O nie! Bogowie dali Jemu, Albrechotowi znak, by ten udał się walczyć ze złem…. jak najdalej od tego miejsca. Niestety, najwyraźniej bogowie mieli go w dupie.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Powoli, okuta w czarny i pokryty jarzącymi się runami pancerz, postać wyłoniła się z mgły. Rycerz zamarł. Rogaty hełm… ta zbroja… płaszcz… nie, nie mogło być mowy o pomyłce. Oto Wojownik Chaosu w swym pełnym, czarcim majestacie. Albrecht wytrzeszczył oczy. Myślał, iż wyznawcy Mrocznych Potęg opuścili już ziemie Imperium. Najwyraźniej jednak był w błędzie. Najgorsze było jednak to, co stało się z koniem rycerza. Rumak jak stał, tak padł martwy na ziemię, najwyraźniej nie mogąc wytrzymać obecności Czempiona Chaosu. Himmelwald krzyknął i zwalił się z chrzęstem zbroi, lądując na trupie wyjątkowo tłustego żołnierza Ostlandu. Zresztą, miał szczęście, wszak nie potłukł się za bardzo! W tym czasie Wojownik Chaosu był już niemal przy nim. Powolnym krokiem zbliżał się nieuchronnie do rycerza. Milcząca postać stanęła nad leżącym Ulrykaninem niczym mityczny gigant nad żałosnym niziołkiem. Chaosyta pochylił się nad Himmelwaldem, a ten, sparaliżowany strachem, nie mógł nic uczynić. Stróżki lawy wydobywały się z wizjera hełmu plamiąc zbroję Albrechta i powoli przepalając się do ciała rycerza. Postać szepnęła. Głos miała dziwny. Lodowaty..
-Widzisz… marny człowieku. Leżysz tutaj sam, pośród krwi, wnętrzności i gówna. Gdzie są teraz twoi bogowie?
Albrecht chciał coś powiedzieć, lecz żeby szczękające z przerażenia znacząco utrudniały wydobycie z siebie jakichkolwiek sensownych słów.
-Boisz się i zaiste, masz się czego bać. Stoi przed tobą Molroch Hellathor, Wywyższony Wybraniec Wielkiej Bestii, Ośmioramiennej Gwiazdy Nieskończoności, Chaosu Niepodzielnego.
Rycerz mimo usilnych starań nie mógł zdobyć się na nic więcej, niźli ciche sapnięcie:
-Jjjjjaaam jeeeeeeeestttt…
Wojownik Chaosu zaśmiał się lodowato i solidnym kopniakiem posłał Albrechta parę metrów w tył, pomiędzy stosy usypane ze zwłok zabitych. Gdy rycerz próbował wstać, czarny, pokryty jarzącymi się runami but przygniótł go do ziemi. Ponura postać po raz kolejny pochyliła się nad nieszczęśnikiem…
-Dusza Twa należeć będzie do Mrocznych Bogów, nie masz ani siły, ani woli, by się temu oprzeć!
Albrecht próbował odturlać się na bok, zsuwając but swego dręczyciela na bok. Nawet mu się udało…
-Ah, południowcy ….nie rozumiem was. Jak możecie służyć tak słabym bogom, skoro oni najwyraźniej nigdy nie przychodzą wam z pomocą?
Rycerz cudem wstał i drżącymi rękoma chwycił za oburęczny młot. Nie mógł jednak wysilić się na jakikolwiek atak. Wojownik Chaosu zaś stał i patrzył na niego . Mijały minuty, które rycerzowi dłużyły się niemiłosiernie Wokół panowała nienaturalna cisza. Wtem Chaosyta przemówił.
-Wynoś się stąd, żałosny pachołku Wilczego Ścierwa. Najwyraźniej jesteś zbyt tchórzliwy , by stanąć do walki w obronie swego życia, a co dopiero godności. Precz!
Himmelwald nie potrzebował drugiej zachęty. Z krzykiem rzucił się do ucieczki , potykając się co chwila o zwłoki. Uciekał tak długo. Cholernie długo… W końcu mgła zaczęła się rozwiewać a on, rycerz Ulryka, opuścił pobojowisko. Nareszcie! Bóg Wilczej zamieci wspomógł go, chroniąc przed tym przeklętym wyznawcą szalonych Bogów Chaosu. Niech to cholera, prawie zginąłem! Wszystko przez tego głupiego konia! Na Bogów, niewiarygodne. Albrecht przystanął by nabrać tchu. Eh, dlaczego to musiało spotkać właśnie Mnie? Przeklęty Chaosyta…
Wtem Albrecht wyszczerzył oczy i drżąc z bólu spojrzał na swoją klatę piersiową . Z napierśnika wystawał czarny, pokryty runami, zębaty czubek wlóczni. Chciał krzyknąć, lecz kolejny cios przebił mu hełm jego rękę od tułowia. Konający rycerz osunął się na ziemię, zdążywszy tylko szepnąć „Kurwa….”.
Molroch Hellathor spojrzał na zwłoki rycerza. Żałosny południowiec uosabiał dokładnie to, czego w tym słabym ludzie nienawidził. Głupota, całkowity brak zdolności przewidywania tego, co nastąpi i tchórzostwo. Mroczni Bogowie zapewne zakpili sobie ze swego wiernego wyznawcy, wysyłając mu tę świnię na ubój. Wszak walką nazwać tego nie można było. Wybraniec Chaosu zasępił się. Pobojowiska ściągają niezwykle skutecznie zarówno padlinożerców, jak i głodnych przygód podróżnych. Niewielu z nich co prawda stanowi jakiekolwiek wyzwanie, lecz cóż innego mu pozostało? Podczas ataku na Sylvanię został odseparowany od reszty oddziału, gdy jego Dowódca –Valdek Crom, nakazał odwrót. Teraz zaś Molroch snuję się niczym mroczny cień po tych przeklętych ziemiach, wyzywając na pojedynki i , ze wsparciem Bogów, posyłając do piachu każdego, kogo napotka. Zaiste, ciekawi przeciwnicy skrzyżowali z nim ostrza..Wędrowny Łowca Czarownic Kaltman, który miał zwyczaj w pysze swej nazywać siebie „Ogniem Solkana”, zginął z jego ręki. „ Karmazynowa Śmierć”, Przebudzony z rodu Krwawych Smoków, również nie dorównał Wojownikowi Chaosu. Sir Jeoliot, bretoński paladyn, na tyle głupi, by zaatakować Molrocha, stanowił raczej zabawę niźli wyzwanie. Było ich wielu, żaden nie sprostał wyzwaniu. Każdy gryzie teraz ziemię(z wyjątkiem wampira, oczywiście…). Żałosne. Czyżby nie znalazł się nikt, kto godny jest walki z Czempionem Wielkiej Bestii?
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wojownik Chaosu powoli wspinał się po schodach prowadzących na Arenę Śmierci. Zatem to jest to miejsce, w którym odbywają się słynne na cały świat pojedynki. Tutaj zapewne spotka potężnych wrogów, których tak bardzo ostatnimi czasy poszukiwał. Molroch wyszeptał modlitwę do Mrocznych Bóstw i ruszył w kierunku listy uczestników. Czas sławić Ośmioramienną Gwiazdę Nieskończoności w boju, a Panowie Chaosu być może spojrzą na Molrocha przychylnie. Wszak już obdarowali go Rumakiem Chaosu, by ów niósł go w bój...
PS. Zbroja Chałasu i chabety! Dziękować, Murm!
Ostatnio zmieniony 27 gru 2009, o 15:43 przez Varinastari, łącznie zmieniany 11 razy.
Imię postaci: Gilead Blackstar
Rasa: Druchii Noble (Egzekutor)
Broń: Draich ( dwu ręczy miecz )
Zbroja: Ciężka zbroja + Hełm
Ekwipunek: Mistrzowska Broń
Umiejśtnośc: Zabójca
Historia:
Z pamiętnika Gilada
Rozdział 3 - Początek przekleństwa
- Ląd ! – Krzyknął marynarz z bocianiego gniazda. Kapitan korsarzy Syriush wyciągnął lunetę i spojrzał przez nią. Tak, widać dobrze ziemię imperium, ubogą gdyż widać było rozległe bagna i wioskę! – Dziś złapiemy jakiegoś niewolnika - krzyknął do załogi, na te słowa prawie cała załoga krzyknęła głośne „Aye!” i rozpoczęli przygotowania do napadu.
Stałem na rufie i przyglądałem się tym całym ceregielą. nie przepadam za korsarzami nie rozumiem ich, cieszą się ze będą „łapać” a nie zabijać swoich przeciwników, ponadto nie potrafię się z nimi dogadać, przynajmniej dobrze płacą i żarcie dobre dają w końcu mają za co płacić moje ostrze zawsze trafia w cel. Pieprzyć ich będę robił to co zawsze, mordował w imię Khaina!
Rozglądał się przez chwile po korsarzach biegających tam i z powrotem przygotowujących wyprawę, sieci, miecze, topory, ręczne kusze itd., wszystko ładowane do szalup. Gdy te już były zapakowane i pierwsi korsarze zaczęli wsiadać na rozkaz kapitana, Gilead również usiadł w szalupie założył ręce na ręce i czekał. Wtem podszedł do niego Kapitan – Gilead tym razem prosił bym Cię o mniejszy rozlew krwi potrzebujemy tych niewolników, zabijaj tylko straże nie chłopów – Gilead spojrzał w jego stronę – westchnął lekko – Dobra postaram się – Odpowiedział chłodno ale ze zrozumieniem.
Głupi nędznik, grrr… no cóż, jednak go rozumiem nie po to płynęliśmy ten miesiąc by wrócić z niczym. W końcu muszą mieć z czego mi zapłacić!
Przeklęty ojciec po tym jak ukończyłem szkolenie W Har Ganeth wydziedziczył mnie, cały majątek przepadł. Teraz musze pracować z tymi szczurami jak Syriush. Przynajmniej mam przeciwników. Teraz to tylko ludzie, jednak ostatnia wyprawa na Ulthuan była bardzo owocna, dla niego i dla mnie.
Zanim się spostrzegł już byli tuż przy brzegu, gdy dobili do „przystani” jeśli tak można nazwać 3 spróchniałe kładki wychodzące w morze, pod jednym z korsarzy złamała się deska i wpadł z krzykiem do wody, ku uciesze pozostałych grabieżców. Wieśniacy uciekali do swych domów a straż wioski była już przygotowana i czekała na atak bronią w gotowości i w ułamku sekundy było słychać było okrzyki bojowe z setek gardeł, rozpoczęła się bitwa, Gilead szedł spokojnie z mieczem w dłoni pomiędzy zgiełkami bitwy, najpierw rzucił się na niego jakiś młokos który zanim zdążył pomyśleć o swoim błędzie stracił głowę, Egzekutor szedł dalej z modlitwą do Khaina na ustach i tworząc piękną rzeź dla swojego boga. Wreszcie! Znalazł kapitana tej zgrai którego nie omieszkał wyzwać na pojedynek. Tak to był jedyny godny przeciwnik tutaj, część zgromadzonych wokół nich przerywała walkę by zobaczyć to widowisko. Gilead natarł na kapitana ciał od dołu do góry kapitan odsunął się na bok nim jednak zdążył zadać cios musiał uniknąć drugiego który mógł pozbawić go głowy. Jednak nieszczęśnik który stał za blisko ją stracił. Tak zmagali się jeszcze przez 30 sekund aż w końcu Gilead po zamachu z nad głowy rozplatał na pół kapitana który rozpaczliwie próbował chronić się tarczą.
Gdy jednak wydawało się że już po bitwie i przeraźliwy huk dało się słyszeć z strony morza. Okręt wojenny Imperium właśnie zatapiał okręt druchii!
Niech to szlag! To na to wygląda ze to koniec wyprawy, trzeba będzie to inaczej rozegrać bo na szybki powrót do domu nie mam na co liczyć.
Rozejrzał się do okoła i zaczął wycinać krwawą ścieżke w strone okolicznego lasu a następnie opuścił pole bitwy.
Z Pamiętnika Gileada
Rozdział 13 - Nowa nadzieja
Minęło dwadzieścia pięć lat odkąd wylądowałem na tej przeklętej ziemi. Aktualnie jestem najemnikiem pracuje dla tego kto dobrze płaci. Spotkałem na już chyba każdego na swojej drodze, od ludzi, elfy przez ogry a nawet demony. Nigdy bym się nie spodziewał iż imperium jest aż tak zepsute i pełne intryg. Mi to było na rękę gdyż nigdy mi pracy nie brakowało. Zebrałem dzięki temu tu już całkiem niezłą fortunke. Jednak co muszę to w końcu zmienić, pragnę wrócić do domu, do Naggaroth. Pomimo moich starań nie udało mi się wrócić, teraz może się to zmienić! Dowiedziałem się o pewnej arenie organizowanej przez jakiegoś nędznego maga który spełnia wszystkie życzenia swoich zawodników pod jednym warunkiem trzeba wygrać arenę. Zamierzam się tam udać, musze ją wygrać!
Z Pamiętnika Gileada
Rozdział 14 - Wyprawa do celu
Podczas swojej wędrówki z Kemperbad gdzie zakończyłem swoje ostatnie zadanie, tym razem dwa razy mnie napadły mutanty jednak po zabiciu kilku z nich od razu uciekały, banda tchórzy! Gdy wkroczyłem na teren Sylvani poczułem się trochę jak w domu, krajobraz może i nie był odbiciem mojej ojczyzny jednak na Khaine! Przynajmniej odrobinę ją przypominał. Gdy doszedłem do jakiejś zapomnianej przez bogów wioski, wieśniacy uznali mnie za demona a poczeli skrywać się w domach, natomiast tuzin straży która dowodzona była przez starego, jednookiego sierżanta próbowała mnie wyrzucić z wioski. Nie omieszkałem więc przelać krwi na chwałę Khaina! Rozpłatałem już ósmego przeciwnika pozostali uciekli. Następnie po rozwaleniu drzwi karczmy i groźbie wyrżnięcia całej wioski jeśli karczmarz nie sprzeda mi zapasów, ruszyłem dalej, aż dotarłem w końcu do celu. Widać iż trafiłem idealnie, rozpoczęły się zapisy na arenę. Widać już kilku nowych zawodników głównie brodaci, widać jednak przybysza z północy którego nie pobłogosławił jeszcze żaden z bogów a także wampir. Poczekajmy na resztę uczestników... Ku chwalę Khaine boga mordu zabije każdego swojego przeciwnika!
Rasa: Druchii Noble (Egzekutor)
Broń: Draich ( dwu ręczy miecz )
Zbroja: Ciężka zbroja + Hełm
Ekwipunek: Mistrzowska Broń
Umiejśtnośc: Zabójca
Historia:
Z pamiętnika Gilada
Rozdział 3 - Początek przekleństwa
- Ląd ! – Krzyknął marynarz z bocianiego gniazda. Kapitan korsarzy Syriush wyciągnął lunetę i spojrzał przez nią. Tak, widać dobrze ziemię imperium, ubogą gdyż widać było rozległe bagna i wioskę! – Dziś złapiemy jakiegoś niewolnika - krzyknął do załogi, na te słowa prawie cała załoga krzyknęła głośne „Aye!” i rozpoczęli przygotowania do napadu.
Stałem na rufie i przyglądałem się tym całym ceregielą. nie przepadam za korsarzami nie rozumiem ich, cieszą się ze będą „łapać” a nie zabijać swoich przeciwników, ponadto nie potrafię się z nimi dogadać, przynajmniej dobrze płacą i żarcie dobre dają w końcu mają za co płacić moje ostrze zawsze trafia w cel. Pieprzyć ich będę robił to co zawsze, mordował w imię Khaina!
Rozglądał się przez chwile po korsarzach biegających tam i z powrotem przygotowujących wyprawę, sieci, miecze, topory, ręczne kusze itd., wszystko ładowane do szalup. Gdy te już były zapakowane i pierwsi korsarze zaczęli wsiadać na rozkaz kapitana, Gilead również usiadł w szalupie założył ręce na ręce i czekał. Wtem podszedł do niego Kapitan – Gilead tym razem prosił bym Cię o mniejszy rozlew krwi potrzebujemy tych niewolników, zabijaj tylko straże nie chłopów – Gilead spojrzał w jego stronę – westchnął lekko – Dobra postaram się – Odpowiedział chłodno ale ze zrozumieniem.
Głupi nędznik, grrr… no cóż, jednak go rozumiem nie po to płynęliśmy ten miesiąc by wrócić z niczym. W końcu muszą mieć z czego mi zapłacić!
Przeklęty ojciec po tym jak ukończyłem szkolenie W Har Ganeth wydziedziczył mnie, cały majątek przepadł. Teraz musze pracować z tymi szczurami jak Syriush. Przynajmniej mam przeciwników. Teraz to tylko ludzie, jednak ostatnia wyprawa na Ulthuan była bardzo owocna, dla niego i dla mnie.
Zanim się spostrzegł już byli tuż przy brzegu, gdy dobili do „przystani” jeśli tak można nazwać 3 spróchniałe kładki wychodzące w morze, pod jednym z korsarzy złamała się deska i wpadł z krzykiem do wody, ku uciesze pozostałych grabieżców. Wieśniacy uciekali do swych domów a straż wioski była już przygotowana i czekała na atak bronią w gotowości i w ułamku sekundy było słychać było okrzyki bojowe z setek gardeł, rozpoczęła się bitwa, Gilead szedł spokojnie z mieczem w dłoni pomiędzy zgiełkami bitwy, najpierw rzucił się na niego jakiś młokos który zanim zdążył pomyśleć o swoim błędzie stracił głowę, Egzekutor szedł dalej z modlitwą do Khaina na ustach i tworząc piękną rzeź dla swojego boga. Wreszcie! Znalazł kapitana tej zgrai którego nie omieszkał wyzwać na pojedynek. Tak to był jedyny godny przeciwnik tutaj, część zgromadzonych wokół nich przerywała walkę by zobaczyć to widowisko. Gilead natarł na kapitana ciał od dołu do góry kapitan odsunął się na bok nim jednak zdążył zadać cios musiał uniknąć drugiego który mógł pozbawić go głowy. Jednak nieszczęśnik który stał za blisko ją stracił. Tak zmagali się jeszcze przez 30 sekund aż w końcu Gilead po zamachu z nad głowy rozplatał na pół kapitana który rozpaczliwie próbował chronić się tarczą.
Gdy jednak wydawało się że już po bitwie i przeraźliwy huk dało się słyszeć z strony morza. Okręt wojenny Imperium właśnie zatapiał okręt druchii!
Niech to szlag! To na to wygląda ze to koniec wyprawy, trzeba będzie to inaczej rozegrać bo na szybki powrót do domu nie mam na co liczyć.
Rozejrzał się do okoła i zaczął wycinać krwawą ścieżke w strone okolicznego lasu a następnie opuścił pole bitwy.
Z Pamiętnika Gileada
Rozdział 13 - Nowa nadzieja
Minęło dwadzieścia pięć lat odkąd wylądowałem na tej przeklętej ziemi. Aktualnie jestem najemnikiem pracuje dla tego kto dobrze płaci. Spotkałem na już chyba każdego na swojej drodze, od ludzi, elfy przez ogry a nawet demony. Nigdy bym się nie spodziewał iż imperium jest aż tak zepsute i pełne intryg. Mi to było na rękę gdyż nigdy mi pracy nie brakowało. Zebrałem dzięki temu tu już całkiem niezłą fortunke. Jednak co muszę to w końcu zmienić, pragnę wrócić do domu, do Naggaroth. Pomimo moich starań nie udało mi się wrócić, teraz może się to zmienić! Dowiedziałem się o pewnej arenie organizowanej przez jakiegoś nędznego maga który spełnia wszystkie życzenia swoich zawodników pod jednym warunkiem trzeba wygrać arenę. Zamierzam się tam udać, musze ją wygrać!
Z Pamiętnika Gileada
Rozdział 14 - Wyprawa do celu
Podczas swojej wędrówki z Kemperbad gdzie zakończyłem swoje ostatnie zadanie, tym razem dwa razy mnie napadły mutanty jednak po zabiciu kilku z nich od razu uciekały, banda tchórzy! Gdy wkroczyłem na teren Sylvani poczułem się trochę jak w domu, krajobraz może i nie był odbiciem mojej ojczyzny jednak na Khaine! Przynajmniej odrobinę ją przypominał. Gdy doszedłem do jakiejś zapomnianej przez bogów wioski, wieśniacy uznali mnie za demona a poczeli skrywać się w domach, natomiast tuzin straży która dowodzona była przez starego, jednookiego sierżanta próbowała mnie wyrzucić z wioski. Nie omieszkałem więc przelać krwi na chwałę Khaina! Rozpłatałem już ósmego przeciwnika pozostali uciekli. Następnie po rozwaleniu drzwi karczmy i groźbie wyrżnięcia całej wioski jeśli karczmarz nie sprzeda mi zapasów, ruszyłem dalej, aż dotarłem w końcu do celu. Widać iż trafiłem idealnie, rozpoczęły się zapisy na arenę. Widać już kilku nowych zawodników głównie brodaci, widać jednak przybysza z północy którego nie pobłogosławił jeszcze żaden z bogów a także wampir. Poczekajmy na resztę uczestników... Ku chwalę Khaine boga mordu zabije każdego swojego przeciwnika!
Ostatnio zmieniony 28 gru 2009, o 02:16 przez GarG, łącznie zmieniany 4 razy.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
- Dobra, zaczynamy. Każdy ma swoją kartę postaci? Okej. Po ostatniej przygodzie zdobyliście zaufanie i wdzięczność wioski Emmilon, uwalniając mieszkańców od nękającego ich młodego wampira. Po uzupełnieniu ekwipunku, wyleczeni i nieco zmęczeni miesiącem hulaszczego życia postanawiacie znów spróbować szczęścia jako najemnicy. Kasy niewiele wam zostało - każdy odpisuje po... 5k20 złotych koron....
- Co? Bez sensu! Ja w tym czasie na pewno bym coś zarobił, a nie wydawał ciężko zarobione pieniądze!
- Nie dyskutuj z Mistrzem Gry, bo cię spotka coś nagłego i nieprzyjemnego. We wprowadzeniu do przygody mogę zrobić z wami wszystko.
Tak więc udaliście się do Sylvani, rozochoceni sukcesem w usuwaniu nieumarłych i zgarnianiu za to nagród... Docieracie do przydrożnego zajazdu o dzień drogi od celu. Stoicie przed karczmą. Co robicie?
- Ja obchodzę karczmę i oglądam okna i możliwe drogi ucieczki. Skradając się. Sztylety w pogotowiu.
- Ja idę prosto do karczmarza i pytam: Ile za nocleg, kmieciu? Macham mu przed oczami moją okutą w stal pięścią.
- A ja siadam przy stole i zamawiam garniec grzanego piwa.
- I ty krasnoludzie uważasz, że nie wydałbyś przez miesiąc 63 złotych koron? MG wie, co mówi.
- Ej chłopaki, zaczekajcie chwilę. Ta burza jakaś dziwna jest, czy mi się wydaje, czy błyska na czerwono?
- Nieźle, zupełnie, jak w moim scenariuszu... Właśnie miałem wam powiedzieć, że za oknem nagle rozpętała się burza z czerwonymi piorunami...
- Maciek, wiem, że lubisz robić klimat, ale nie przeginaj, okej? Jesteśmy w środku lasu, ta chata na działce nie ma piorunochronów, burza się nasila i w dodatku pioruny są czerwone. Może będzie mega huragan? Weź włącz radio.
- Żadnego radia. Gramy dalej, takiego klimatu nie można zmarnować... No więc wokół rozpętała się burza. Rasilion - wyczuwasz, że te pioruny są nasycone magią.
- Stary, ja tam wolę zapalić zwykłe światło, zostaw tą świeczkę...
- AAAAAA!!!!!! Co jest, co to za światło? Moje bebechy!!!!! Zaczeka...
Obudziłem się z ręką na kuflu, obok stoi garniec grzanego wina, czuję smród niemytych ciał zmieszany z dymem i smakowitymi zapachami. Rozglądam się wokół i - co jest? Jeśli to jest joke, to ktoś się nieźle postarał. Czuję się jak na konwencie fantazy - stroje jak ze średniowiecza, dziwny niski gość mieszający w garach, przypominający Sama z Władcy Pierścieni... Ale jazdy, ktoś mnie musiał nafaszerować prochami.
Wstaję - i zaraz znowu siadam. Boże, jestem krasnoludem! Jestem moją postacią - Dokthan Fergus, weteran trzystu bitew, awanturnik, pijak i skąpiec - gotów umrzeć za kompanów z drużyny... Niezłe haluny- ciekawe, gdzie reszta drużyny!
Minął miesiąc. Nigdy nie słyszałem o wizjach trwających tak długo. Czułem każdą upływającą chwilę. Umiem mówić i zachowywać się, jak krasnolud - i co gorsza - przez większość czasu tak się właśnie czuję. Nie powiem, że mi się to nie podoba. Fajna wizja - myślałem na początku. Teraz zaczynam się coraz bardziej bać. A co, jeśli moja świadomość znalazła się jakimś alternatywnym świecie? Co jeśli umarłem, trafiony piorunem w tej pieprzonej chacie na działce, a to jest wytwór mojego ginącego umysłu - albo jakieś życie pozagrobowe? Może forma pokuty? Muszę chyba zagrać regułami tego świata... Poszukam tu jakiegoś mędrca, czy innego czarodzieja. Jeśli to tylko mój własny umysł, może dowiem się. jak się stąd wydostać. A może zwariowałem i przeżywam to, co każdy schizofrenik w katatonii?
Arena śmierci... Coś mi to przypomina. Ziemo opowiadał, że na forum bitewnego warhammera ktoś przeprowadza walki między postaciami wymyślonymi przez forumowiczów. Jeśli mam haluny, to wiem, skąd się wzięła arena...
Ciekawe. CZarodziej - mistrz Areny - twierdzi, że jeśli wezmę w niej udział i zwyciężę, pomoże mi wrócić do mojego świata. Uwierzył mi bez zastrzeżeń, zaczął wypytywać o moją rzeczywistość. Był w szoku gdy dowiedział się, że w moim świecie (ja naprawdę to pomyślałem - jakby istniaj jakiś inny świat!) - że w moim świecie jego rzeczywistość jest opisana jako system do gry... Nie wiem, czy mu zaufać. Szkoda, że nie znam tego forum, wiedziałbym czy koleś dotrzymuje słowa. Ciekawe co będzie, jeśli tu zginę... Puki co wezmę się za trening, a potem spróbuję wyciągnąć od tego maga więcej informacji - może wie, w jaki sposób się tu znalazłem?
Imię postaci: Dokthan Fergus - Dwarf Thane
Broń: Korbacz dwuręczny
Zbroja: pełna zbroja płytowa, hełm z rogami
Ekwipunek: Gromrilowy ekwipunek
Umiejętności: Specjalista od broni
- Co? Bez sensu! Ja w tym czasie na pewno bym coś zarobił, a nie wydawał ciężko zarobione pieniądze!
- Nie dyskutuj z Mistrzem Gry, bo cię spotka coś nagłego i nieprzyjemnego. We wprowadzeniu do przygody mogę zrobić z wami wszystko.
Tak więc udaliście się do Sylvani, rozochoceni sukcesem w usuwaniu nieumarłych i zgarnianiu za to nagród... Docieracie do przydrożnego zajazdu o dzień drogi od celu. Stoicie przed karczmą. Co robicie?
- Ja obchodzę karczmę i oglądam okna i możliwe drogi ucieczki. Skradając się. Sztylety w pogotowiu.
- Ja idę prosto do karczmarza i pytam: Ile za nocleg, kmieciu? Macham mu przed oczami moją okutą w stal pięścią.
- A ja siadam przy stole i zamawiam garniec grzanego piwa.
- I ty krasnoludzie uważasz, że nie wydałbyś przez miesiąc 63 złotych koron? MG wie, co mówi.
- Ej chłopaki, zaczekajcie chwilę. Ta burza jakaś dziwna jest, czy mi się wydaje, czy błyska na czerwono?
- Nieźle, zupełnie, jak w moim scenariuszu... Właśnie miałem wam powiedzieć, że za oknem nagle rozpętała się burza z czerwonymi piorunami...
- Maciek, wiem, że lubisz robić klimat, ale nie przeginaj, okej? Jesteśmy w środku lasu, ta chata na działce nie ma piorunochronów, burza się nasila i w dodatku pioruny są czerwone. Może będzie mega huragan? Weź włącz radio.
- Żadnego radia. Gramy dalej, takiego klimatu nie można zmarnować... No więc wokół rozpętała się burza. Rasilion - wyczuwasz, że te pioruny są nasycone magią.
- Stary, ja tam wolę zapalić zwykłe światło, zostaw tą świeczkę...
- AAAAAA!!!!!! Co jest, co to za światło? Moje bebechy!!!!! Zaczeka...
Obudziłem się z ręką na kuflu, obok stoi garniec grzanego wina, czuję smród niemytych ciał zmieszany z dymem i smakowitymi zapachami. Rozglądam się wokół i - co jest? Jeśli to jest joke, to ktoś się nieźle postarał. Czuję się jak na konwencie fantazy - stroje jak ze średniowiecza, dziwny niski gość mieszający w garach, przypominający Sama z Władcy Pierścieni... Ale jazdy, ktoś mnie musiał nafaszerować prochami.
Wstaję - i zaraz znowu siadam. Boże, jestem krasnoludem! Jestem moją postacią - Dokthan Fergus, weteran trzystu bitew, awanturnik, pijak i skąpiec - gotów umrzeć za kompanów z drużyny... Niezłe haluny- ciekawe, gdzie reszta drużyny!
Minął miesiąc. Nigdy nie słyszałem o wizjach trwających tak długo. Czułem każdą upływającą chwilę. Umiem mówić i zachowywać się, jak krasnolud - i co gorsza - przez większość czasu tak się właśnie czuję. Nie powiem, że mi się to nie podoba. Fajna wizja - myślałem na początku. Teraz zaczynam się coraz bardziej bać. A co, jeśli moja świadomość znalazła się jakimś alternatywnym świecie? Co jeśli umarłem, trafiony piorunem w tej pieprzonej chacie na działce, a to jest wytwór mojego ginącego umysłu - albo jakieś życie pozagrobowe? Może forma pokuty? Muszę chyba zagrać regułami tego świata... Poszukam tu jakiegoś mędrca, czy innego czarodzieja. Jeśli to tylko mój własny umysł, może dowiem się. jak się stąd wydostać. A może zwariowałem i przeżywam to, co każdy schizofrenik w katatonii?
Arena śmierci... Coś mi to przypomina. Ziemo opowiadał, że na forum bitewnego warhammera ktoś przeprowadza walki między postaciami wymyślonymi przez forumowiczów. Jeśli mam haluny, to wiem, skąd się wzięła arena...
Ciekawe. CZarodziej - mistrz Areny - twierdzi, że jeśli wezmę w niej udział i zwyciężę, pomoże mi wrócić do mojego świata. Uwierzył mi bez zastrzeżeń, zaczął wypytywać o moją rzeczywistość. Był w szoku gdy dowiedział się, że w moim świecie (ja naprawdę to pomyślałem - jakby istniaj jakiś inny świat!) - że w moim świecie jego rzeczywistość jest opisana jako system do gry... Nie wiem, czy mu zaufać. Szkoda, że nie znam tego forum, wiedziałbym czy koleś dotrzymuje słowa. Ciekawe co będzie, jeśli tu zginę... Puki co wezmę się za trening, a potem spróbuję wyciągnąć od tego maga więcej informacji - może wie, w jaki sposób się tu znalazłem?
Imię postaci: Dokthan Fergus - Dwarf Thane
Broń: Korbacz dwuręczny
Zbroja: pełna zbroja płytowa, hełm z rogami
Ekwipunek: Gromrilowy ekwipunek
Umiejętności: Specjalista od broni
Master of reality - Nie chciałbym psuć Ci historii ale w świecie młotka wampirem można się stać tylko poprzez pocałunek śmierci ( chyba tak się nazywa ten rytuał ).
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Zakładamy że gdy był nieprzytomny tamten wampir go przemienił(pocałował ) pozwólmy sobie na nieco dowolności.
Imię postaci: Sir Francis
Broń: lanca, morgenstern
Zbroja: ciężka zbroja, hełm,tarcza
Ekwipunek:wierzchowiec,eliksir precyzji
Umiejętności: cnota paladyna,weteran
Wierzchowiec: koń
Historia: Rodzina Francisa niegdyś poważana teraz straciła reputację i swoje ziemie z powodu niesłusznego oskarżenia o zdradę i spiskowanie przeciw królowi. Gdy sir Francis dowiedział się o arenie śmierci natychmiast na nią wyruszył widząc w niej jedyną szansę odzyskania honoru i dobrego imienia swojej rodziny. Wraz z garstką wiernych sług ze swoim ekwipunkiem i z błogosławieństwem pani jeziora wyruszył do Sylvanii na arenę śmierci.
Broń: lanca, morgenstern
Zbroja: ciężka zbroja, hełm,tarcza
Ekwipunek:wierzchowiec,eliksir precyzji
Umiejętności: cnota paladyna,weteran
Wierzchowiec: koń
Historia: Rodzina Francisa niegdyś poważana teraz straciła reputację i swoje ziemie z powodu niesłusznego oskarżenia o zdradę i spiskowanie przeciw królowi. Gdy sir Francis dowiedział się o arenie śmierci natychmiast na nią wyruszył widząc w niej jedyną szansę odzyskania honoru i dobrego imienia swojej rodziny. Wraz z garstką wiernych sług ze swoim ekwipunkiem i z błogosławieństwem pani jeziora wyruszył do Sylvanii na arenę śmierci.
matilizaki napisał:
Na brete
wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu
Imię postaci: Ravendil
Rasa: High Elf (Phoenix Guard)
Broń: halabarda
Zbroja: Ciężka zbroja + Hełm
Ekwipunek: Ilthamirowy ekwipunek
Umiejśtnośc: Dobry refleks
Jakieś 60 lat temu na małą wioskę elfów na dalekim Ulthuaniskim wybrzeżu napadli niegodziwi Druchii. Zabito prawie wszystkich, przeżył tylko młodzik Ravendil, którego ojciec wysłał na pielgrzymkę do świątyni Asuryana. Gdy młody Asur wrócił do swej wioski, zastał zgliszcza i mogiły. Z tego co pamiętał i kochał nie zostało nic. Tego dnia przysiągł walczyć, z tymi niegodziwcami, którzy odebrali mu szczęście. Tułał się kilka dni bez celu po wybrzeżu. Idąc plażą obaczył coś, co dotąd umykało jego uwadze. W klifie ujrzał jaskinie, wiedziony ciekawością wszedł do środka. W głębi palił się płomyk świecy, na niewielkiej kapliczce Asuryana. Gdy do niej podszedł by się pomodlić zobaczył halabardę ukrytą w jednym z zagłębień. Sam nie wiedząc czemu zabrał halabardę. Młodzik ukląkł przed kapliczką i postanowił wstąpić do straży świątynnej. Udał się ponownie do świątyni leżącej na wyspie pośrodku Morza Szponów. Gdy wychodził na ląd, stanęła przed nim trójka strażników i poprowadzili go do tajemnej Komnaty Dni. Tego samego dnia złożył przysięgę Strażnika.
Ravendil wiedziony przeznaczeniem udał się do Starego Świata, by w Sylvanii stanąć do walki na Arenie i odnaleźć winnego śmierci Rodziny.
Rasa: High Elf (Phoenix Guard)
Broń: halabarda
Zbroja: Ciężka zbroja + Hełm
Ekwipunek: Ilthamirowy ekwipunek
Umiejśtnośc: Dobry refleks
Jakieś 60 lat temu na małą wioskę elfów na dalekim Ulthuaniskim wybrzeżu napadli niegodziwi Druchii. Zabito prawie wszystkich, przeżył tylko młodzik Ravendil, którego ojciec wysłał na pielgrzymkę do świątyni Asuryana. Gdy młody Asur wrócił do swej wioski, zastał zgliszcza i mogiły. Z tego co pamiętał i kochał nie zostało nic. Tego dnia przysiągł walczyć, z tymi niegodziwcami, którzy odebrali mu szczęście. Tułał się kilka dni bez celu po wybrzeżu. Idąc plażą obaczył coś, co dotąd umykało jego uwadze. W klifie ujrzał jaskinie, wiedziony ciekawością wszedł do środka. W głębi palił się płomyk świecy, na niewielkiej kapliczce Asuryana. Gdy do niej podszedł by się pomodlić zobaczył halabardę ukrytą w jednym z zagłębień. Sam nie wiedząc czemu zabrał halabardę. Młodzik ukląkł przed kapliczką i postanowił wstąpić do straży świątynnej. Udał się ponownie do świątyni leżącej na wyspie pośrodku Morza Szponów. Gdy wychodził na ląd, stanęła przed nim trójka strażników i poprowadzili go do tajemnej Komnaty Dni. Tego samego dnia złożył przysięgę Strażnika.
Ravendil wiedziony przeznaczeniem udał się do Starego Świata, by w Sylvanii stanąć do walki na Arenie i odnaleźć winnego śmierci Rodziny.
Lurk Mistrz Areny (wampir - były skaven)
Broń: Brak
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Trucizna Mantikory, (obroża dzięki, której kontroluje go Pan)
Umiejętność: Czysta Krew Strigoi
Lurk wiedział, że najbliższa Arena będzie się odbywała o potężną stawkę, na zwycięzcę czekała wielka-potężna kula spaczenia, którą oczywiście musi zgarnąć on. Myślał, próbował, wystawiał kolejnych gladiatorów-ochotników i niestety, każdy ginął, nabijając po drodze odrobinę sakiewkę „mistrza areny”. Tak zaczęto go nazywać pomiędzy klanbraćmi. Plotka ta zresztą musi być bardzo-bardzo powszechna, skoro doszła, aż do niego. To akurat dobrze, wzbudza szacunek i słuszny strach.
Ale nie ma co rozmyślać o przeszłości, teraz czekała na niego góra spaczenia i jest ona na wyciągnięcie ręki, tylko trzeba mieć odwagę na sięgnięcie po nią.
Stąd pomysł wyruszenia do tego wielkiego trupako-legowiska nieopodal areny. Szpiedzy donosili, że ciała po arenie są wywożone właśnie tam... Tak-tak to bardzo nurtujące, a może dałoby się kupić, za niewielką oczywiście cenę, takiego trupako-śmiecia, który walczyłby na arenie...
Teraz może ten pomysł nie był taki genialny, jak poprzednio się wydawał. Przede wszystkim doszły czynniki zaciskające gruczoły piżmowe w ogonie.
- Co to było!? - nerwowo poruszył nosem – Takie jakby szuranie... Spokojnie-spokojnie, to tylko jakiś nietoperz-fruwak... - ruszył dalej tym zimnym i ciemnym korytarzem.
Mimo wszystko nie zatrzymywał się szedł w głąb kamiennego leża, a myśl o tej potężnej ilości spaczenia, która czekała na końcu tej niebezpiecznej drogi, dodawała odwagi. Sam Lurk zauważył, jak przebiera łapami coraz szybciej i szybciej... Łapy same wybierają drogę-ścieżkę... Wie gdzie iść... To miejsce nie jest wcale a wcale takie straszne... Zaczął biec-gnać na czterech łapach, kierunek znał. Widział jakby przebłyski światła na końcu tunelu, tak-tak tam jest cel tej całej wycieczki. Już-już coraz bliżej i bliżej...
Lurk wbiegł do wielkiej sali, rozejrzał się. Pomieszczenie było całkowicie puste, nie ma wcale tego światła, za którym tak biegł.
- Więc jesteś zainteresowany Areną Śmierci – coś powiedziało w jego głowie, a ostatnie słowo wywołało popuszczenie piżma strachu, gdyby tylko udało się kontrolować te gruczoły. Dopiero teraz Lurk zauważył, że nie kontroluje własnego ciała. Może tylko żałośnie przewracać oczami.
- Dobrze... Myślę, że będzie można to załatwić... - biedny Lurk widział jak jego ciało opada na ziemię i traci przytomność, jeszcze tuż przed zamknięciem oczu poczuł jakby ból z tyłu głowy.
***
Pobudka była bardzo bolesna, dosłownie wszystkie mięśnie rwały, a oczy płonęły od nadmiaru światła słonecznego. Lurk wiedział, że skaveni nie są stworzeni do zbyt długiego przebywania na powierzchni w trakcie dnia... Tylko czemu tu są dwa słońca i jedno w dodatku wygląda jak zagięty pazur szponowłada? Pysk też boli, coś w nim rośnie, Lurk zauważył, że jego szczęka się nie chce domknąć, spojrzał na pazury, które prezentowały się o wiele okazalej, pomacał językiem i zauważył, że u dołu wyrosły mu dwa gigantyczne kły... Nie wiedział co się stało, czuł, że coś tu nie gra... I nagle poczuł to, przemożne straszliwe uczucie głodu, chciał jeść, miał apetyt na krew, dużo-dużo krwi. Coś wyczuł, tak w tym korytarzu na lewo jest jakaś żywa ofiara z olbrzymią ilością ciepłej pysznej-smakowitej krwi. Ruszył na początku powolutku, potem czuł, że powoli zyskuje coraz więcej pewności w ruchach. Zaczął gnać, podążał za zapachem posiłku, dotarł do sali, w której na wbitym w sufit haku wisiał krwawiący umierający przedstawiciel jego własnej rasy... Ale to było bez znaczenia... Skoczył i rozerwał jeszcze żywego nieszczęśnika na pół i zaczął wypijać ten cudowny nektar, oblizywał każdy z kawałeczków mięsa w poszukiwaniu chociaż odrobiny życiodajnego płynu.
- Dobrze, posiłek skończony – usłyszał w swojej głowie i w tym momencie poczuł, że szyja mu płonie, poraża go elektrycznością, odbiera wszelkie możliwości ruchu.
- Jak widzisz, założyłem ci obrożę, teraz jesteś moim psem, a może szczurem, hehe – ten śmiech jeszcze długo dudnił w biednej skołatanej głowie Lurka. - Pójdziesz i zginiesz na Arenie, dasz mi odrobinę zabawy, a jak się spiszesz dobrze i ją wygrasz, to może cię wypuszczę... Tylko sam nie wiem czy tego będziesz chciał... Masz polewaj tym pazury przed walką, to ci pomoże w zabijaniu...
Broń: Brak
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Trucizna Mantikory, (obroża dzięki, której kontroluje go Pan)
Umiejętność: Czysta Krew Strigoi
Lurk wiedział, że najbliższa Arena będzie się odbywała o potężną stawkę, na zwycięzcę czekała wielka-potężna kula spaczenia, którą oczywiście musi zgarnąć on. Myślał, próbował, wystawiał kolejnych gladiatorów-ochotników i niestety, każdy ginął, nabijając po drodze odrobinę sakiewkę „mistrza areny”. Tak zaczęto go nazywać pomiędzy klanbraćmi. Plotka ta zresztą musi być bardzo-bardzo powszechna, skoro doszła, aż do niego. To akurat dobrze, wzbudza szacunek i słuszny strach.
Ale nie ma co rozmyślać o przeszłości, teraz czekała na niego góra spaczenia i jest ona na wyciągnięcie ręki, tylko trzeba mieć odwagę na sięgnięcie po nią.
Stąd pomysł wyruszenia do tego wielkiego trupako-legowiska nieopodal areny. Szpiedzy donosili, że ciała po arenie są wywożone właśnie tam... Tak-tak to bardzo nurtujące, a może dałoby się kupić, za niewielką oczywiście cenę, takiego trupako-śmiecia, który walczyłby na arenie...
Teraz może ten pomysł nie był taki genialny, jak poprzednio się wydawał. Przede wszystkim doszły czynniki zaciskające gruczoły piżmowe w ogonie.
- Co to było!? - nerwowo poruszył nosem – Takie jakby szuranie... Spokojnie-spokojnie, to tylko jakiś nietoperz-fruwak... - ruszył dalej tym zimnym i ciemnym korytarzem.
Mimo wszystko nie zatrzymywał się szedł w głąb kamiennego leża, a myśl o tej potężnej ilości spaczenia, która czekała na końcu tej niebezpiecznej drogi, dodawała odwagi. Sam Lurk zauważył, jak przebiera łapami coraz szybciej i szybciej... Łapy same wybierają drogę-ścieżkę... Wie gdzie iść... To miejsce nie jest wcale a wcale takie straszne... Zaczął biec-gnać na czterech łapach, kierunek znał. Widział jakby przebłyski światła na końcu tunelu, tak-tak tam jest cel tej całej wycieczki. Już-już coraz bliżej i bliżej...
Lurk wbiegł do wielkiej sali, rozejrzał się. Pomieszczenie było całkowicie puste, nie ma wcale tego światła, za którym tak biegł.
- Więc jesteś zainteresowany Areną Śmierci – coś powiedziało w jego głowie, a ostatnie słowo wywołało popuszczenie piżma strachu, gdyby tylko udało się kontrolować te gruczoły. Dopiero teraz Lurk zauważył, że nie kontroluje własnego ciała. Może tylko żałośnie przewracać oczami.
- Dobrze... Myślę, że będzie można to załatwić... - biedny Lurk widział jak jego ciało opada na ziemię i traci przytomność, jeszcze tuż przed zamknięciem oczu poczuł jakby ból z tyłu głowy.
***
Pobudka była bardzo bolesna, dosłownie wszystkie mięśnie rwały, a oczy płonęły od nadmiaru światła słonecznego. Lurk wiedział, że skaveni nie są stworzeni do zbyt długiego przebywania na powierzchni w trakcie dnia... Tylko czemu tu są dwa słońca i jedno w dodatku wygląda jak zagięty pazur szponowłada? Pysk też boli, coś w nim rośnie, Lurk zauważył, że jego szczęka się nie chce domknąć, spojrzał na pazury, które prezentowały się o wiele okazalej, pomacał językiem i zauważył, że u dołu wyrosły mu dwa gigantyczne kły... Nie wiedział co się stało, czuł, że coś tu nie gra... I nagle poczuł to, przemożne straszliwe uczucie głodu, chciał jeść, miał apetyt na krew, dużo-dużo krwi. Coś wyczuł, tak w tym korytarzu na lewo jest jakaś żywa ofiara z olbrzymią ilością ciepłej pysznej-smakowitej krwi. Ruszył na początku powolutku, potem czuł, że powoli zyskuje coraz więcej pewności w ruchach. Zaczął gnać, podążał za zapachem posiłku, dotarł do sali, w której na wbitym w sufit haku wisiał krwawiący umierający przedstawiciel jego własnej rasy... Ale to było bez znaczenia... Skoczył i rozerwał jeszcze żywego nieszczęśnika na pół i zaczął wypijać ten cudowny nektar, oblizywał każdy z kawałeczków mięsa w poszukiwaniu chociaż odrobiny życiodajnego płynu.
- Dobrze, posiłek skończony – usłyszał w swojej głowie i w tym momencie poczuł, że szyja mu płonie, poraża go elektrycznością, odbiera wszelkie możliwości ruchu.
- Jak widzisz, założyłem ci obrożę, teraz jesteś moim psem, a może szczurem, hehe – ten śmiech jeszcze długo dudnił w biednej skołatanej głowie Lurka. - Pójdziesz i zginiesz na Arenie, dasz mi odrobinę zabawy, a jak się spiszesz dobrze i ją wygrasz, to może cię wypuszczę... Tylko sam nie wiem czy tego będziesz chciał... Masz polewaj tym pazury przed walką, to ci pomoże w zabijaniu...
Imię postaci: Magnus von Drakenhof (niegdyś Kapłan bitewny Ulryka. Teraz wampir Smoczej Krwii)
Broń: rapier i krótki miecz
Zbroja: średnia zbroja
Ekwipunek: eliksir zręczności
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon
Historia postaci: Magnus narodził się w Altdorfie. Mieszkał tam przez długi czas w wieku 18 lat wyruszył do Middenheim Miasta Białego Wilka, został powołany do służby Ulrykowi. Dotarł do miasta. Od razu skierował się do świątyni swojego boga. Gdy dotarł do niej zapytano o jego nazwisko:
Jak się zwiesz młody przybyszu?-spytał krępy mężczyzna odziany w skórę wilka noszący długą brodę, patrząc na dobrze zbudowanego młodzieńca przez zasówkę w drzwiach świątynnych.
Magnus Drakenhof, syn Victora i Sylvii Drakenhof-odpowiedział młodzieniec. Kapłan szybko zasunął wieko. Magnus usłyszał pośpiesznie oddalające się kroki. Po chwili drzwi otworzyły się i ukazał się w nich ponownie kapłan. Kazał mu wejść. Magnus został przyjęty do zakonu Ulryka.
Po dwóch latach szybkiego postępu w nauce Magnus zdobył tytuł kapłana bitewnego. W swoich częstych wędrówkach po korytarzach świątyni natknął się na tajemne przejście. Było ono ciasne wydrążone w litej skale, oświetlone sporadycznie rozstawionymi pochodniami.
Dotarł tym korytarzem do niewielkiej okrągłej komnatki. Na jej środku stał ołtarz, a na nim w połowie otwarta księga. "Co to do cholery jest?" -pomyślał podchodząc do księgi. Widniała na niej dzisiejsza data i nazwisko przyjętego dzisiaj akolity i opis wyglądu młodego nowicjusza. Magnus szybko przewrócił zakurzone karty księgi do wydarzeń sprzed dwóch lat. Znalazł swoje nazwisko i opis jego przyjęcia do zakonu.
"Magnus Drakenhof:"
Czytał jak sprawdzali jego sprawność i stan umysłu, gdy natrafił na fragment, który na zawsze miał zmienić jego życie...
(...)"Ten młodzieniec na pewno jest obiecujący. Sprawny fizycznie, potrafi się posługiwać bronią, bystry. Jego ojciec jest szanowanym kowalem, matka chyba szlachcianką, ale Prawdziwego ich pochodzenia nie znamy. Sam Magnus jest interesujący, czyni szybkie postępy. Jest silniejszy od większości uczniów. Jego pochodzenie jest także zagadką... Jego nazwisko - Drakenhof... Istnieje pewne przypuszczenie, że jest....."
Tu litery były nie do rozczytania. Opuścił kilka zdań i zaczął czytać dalej.
(...)"Pewnego dnia dowie się o tym. Albo sam znajdzie tą księgę, albo my mu powiemy. Na pewno Ulryk ma go w swej pieczy. Wtedy otrzyma od nas młot pobłogosławiony przez samego Pana Zimy i ruszy na spotkanie z jego przeznaczeniem w Sylvanii..."
W tym miejscu zakończyły się zapiski dotyczące jego osoby. Odsunął się nieco i w tym momencie dostrzegł wielki młot "pobłogosławiony przez Pana Zimy". Wziął go do rąk. Poczuł jak energia w nim wzbiera. Już wiedział co robić. Musi ruszyć do Sylvani na spotkanie ze swoim Przeznaczeniem...
* * *
Cóż tu dużo mówić. Pojechał zacny młodzian, wziąć udział w tej plugawej arenie. poległ w pierwszej walce, ale czy na pewno...?
"Gdy wezwano Celderna do walki ten był gotów. Jak na pierwszego zabójcę Ulthuanu był niepozorny. Musiałłtaki być by dobrze wykonywać swój zawód. Przestanie nim być gdy odbędzie swoją pierwszą walkę tutaj wiedział o tym ale musiał dobrze wpasować się w tutejsze stosunki. Celdern wiedział że nikt nie bedzie podejrzewał natury jego prawdziwej misji. Musiał jednak najpierw wygrać na arenie by zbliżyć sięę do swojego celu. A podchodzenie ofiary opanował niezgorzej niż zabójcy Druchii. Elf sprawdził swe sztylety i wypił buteleczkę płynu o czerwonej barwie. Smak był obrzydliwy lecz od razu poczuł się dużo silniejszy.
Kapłani Ulryka mięli zwyczaj modlić się przed bitwą. Magnus nie był tu wyjątkiem. Pozwalało mu to oczyścić umysł. Wciąż miał w pamięci w pamięci wyrywek z księgi która go tutaj przywiodla. Jak miał nie wierzyć w przeznaczenie. Ponadto miał rodowe nazwisko Drakenhof a do Drakenhof jak się okazuje miał się udać. To niezwykły zbieg okoliczności. Magnus wiedział gdy tylko tu przbył że arena była jego przeznaczeniem będzie na niej walczyć. Kapłan pobłogosławił swoją broń w codziennym rytuale pana zimy. Teraz był gotowy.
Będąc już na arenie wojownicy oczekiwali na sygnał do walki. Gdy nadszedł gong rozległ się po arenie i magnus chwycił młot oburącz. Elf sprężystym krokiem niespiesznie krążył dookoła Magnusa. Ten obserwował Asura czekając na okazję do ataku. Cedern ruszył biegiem nadspodziewanie szybko. Dopadł magnusa w mgnieniu oka wdrażając sztylkety w słabsze miejsca w zbroi człowieka. Magnus poczuł elfią stal i jak coś ciepłego rozlewa sięęwokół jego ran i ból temu towarzyszący. Kapłan Ulryka mimo rany uderzył głową elfa a gdy ten się cofnął na odległość pewną, poprawił młotem. Celdern nie zdążył wykonać uniku w wyniku czego wyleciał w powietrze i znalazł się na piasku. Obolały bo czuł że chyba pękło mu żebro lub dwa instynktownie zerwał się . Magnus uśmiechnął się wrednie. Elf czy nie elf żaden przeciwnik nie będzie go lekceważył. Rzeczywiście nutka arogancji którą miał elf w stosunku do człowieka wyparowała. Celdern musiał uważać bo ten człowiek to nie przelewki jak początkowo myślał. Chwyciwszy mocniej sztylety doskoczył znowu. Zakręcił się przed człowiekiem chcąc zadać cios i minąć go z boku. Sztylet zgrzytnął na zbroi a drugi dosięgł celu robiąc głęboką bliznę na policzku. Magnus krwawił obficie z poprzednich ran tak że widoczne krople przeciekały przez zbroje. Gdy elf już mijał kapłana , magnus chwytanym na krótko młotem chciał uderzyc w tył głowy. Niestety nie zdążył. Celdern wtedy wykonał salto do tyłu, wtedy następnym obrotem pchnął. Zdołał zranić ponownie Magnusa. Wtedy eliksir człowieka przestał działać bo magnus zauwazył że swiat znów przyspieszył. Gdyby tylko nie krwawił...
Walczył jednak dalej. Cios młotem elf uniknął bez trudu. Zabójca ponownie dopadł swego przeciwnika tym razem z tyłu wbijając swą w bok człowieka. Magnus słabł. Probówał kopnąć elfa, ten tylko się zaśmiał gdy odskakiwał od niego. Na więcej nie starczyło magnusowi sił. Czerwone plamki wykwitły mu przed oczami. Opadł na kolana i pod ciężarem zbroi położył się na piasku. Elf przyglądał się temu obojętnie. Podszedł do jeszcze żyjącego Magnusa. Teraz to tylko kwestia formalności.
Magnus szeptałłcoś do siebie. Modlitwę?przekleństwa? Nie istotnie. Jego przeznaczenie sięędopełniło. Ostatnim co widział Magnus byl Celdern pochylający się nad nim z zakrwawionym sztyletem w dłoni. Dokończywszy swoją robotę elf wytarł sztylet o szatę kapłana i wstał opuszczając arenę. nie zważając na chwałę zwycięzcy. Gdy schodził trafił go bukiecik jakiś kwiatków rzuconych przez jakąś wieśniaczkę. Elf podniósł go i wąchając zszedł z areny."
Magnus obudził się ciemności. Doskwierał mu potężny ból przez który nie mógł mówić. Stękał z bólu. po chwili oczy przyzwyczaiły mu się do ciemności. Była to komnata bardzo wilgotna, może lochy zamczyska. Nagły impuls bólu sprawił, że Magnusowi pojawiły się gwiazdy przed oczami. Zemdlał...
Obudził się w innej sali rozświetlonej tylko jedną pochodnią. W drzwiach stał wysoki mężczyzna o bladej cerze i czarnych włosach zaczesanych do tyłu. podszedł bliżej. Ubrany był w czarny, długi płaszcz z wysokim kołnierzem.
-Boli tak?-powiedział mężczyzna spokojnym głosem-Chciałbyś żeby przestało?
-Hmpf...-stęknął Magnus
-Mogę ulżyć Ci w cierpieniu. Wystarczy, że poprosisz.
-H... a.
-Będzie coraz gorzej.- w tym momencie zza szaty Magnusa wypadł medalion z głową wilka.
-Nie widzisz? Twój bóg opuścił Cię. Myślisz że ONI nie wiedzieli kim jesteś? Myślisz że przypadkowo nosisz nazwisko Drakenhof? A powiedz mi czy wiesz gdzie teraz jesteś? Tak. W twierdzy Drakenhof. W twoich rodzinnych stronach.- uśmiechnął się.-To jak?-
W tym momencie ból satał się nie do zniesienia. Magnus zaczął krzyczeć. Zastanawia się w tym momencie czy ból pochodzi z rany, czy z ust mężczyzny-wampira. "Nieważne... Muszę to przerwać... Jeśli chcę się dowiedzieć czegoś więcej muszę się zgodzić na to... Ulryk mnie opuścił... Wiedziałem to po tym jak przegrałem walkę..."
-To jak? Położyć kres twoim cierpieniom?
-T..t...tak...
* * *
Tak. Magnus stał się wampirem. W jego żyłach płynęła wampirza krew. Jedynym zabezpieczeniem przed tym faktem było to, że jego ojciec pokochał jego matkę-kobietę, człowieka.
Ale teraz to jest już nie ważne. Zapomniał o swojej przeszłości. Śledził walki na kolejnej arenie, aby zapoznać się z technikami walki. Teraz postanowił wziąć udział w następnej, aby wprowadzić porządek na ziemi Sylvani...
Broń: rapier i krótki miecz
Zbroja: średnia zbroja
Ekwipunek: eliksir zręczności
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon
Historia postaci: Magnus narodził się w Altdorfie. Mieszkał tam przez długi czas w wieku 18 lat wyruszył do Middenheim Miasta Białego Wilka, został powołany do służby Ulrykowi. Dotarł do miasta. Od razu skierował się do świątyni swojego boga. Gdy dotarł do niej zapytano o jego nazwisko:
Jak się zwiesz młody przybyszu?-spytał krępy mężczyzna odziany w skórę wilka noszący długą brodę, patrząc na dobrze zbudowanego młodzieńca przez zasówkę w drzwiach świątynnych.
Magnus Drakenhof, syn Victora i Sylvii Drakenhof-odpowiedział młodzieniec. Kapłan szybko zasunął wieko. Magnus usłyszał pośpiesznie oddalające się kroki. Po chwili drzwi otworzyły się i ukazał się w nich ponownie kapłan. Kazał mu wejść. Magnus został przyjęty do zakonu Ulryka.
Po dwóch latach szybkiego postępu w nauce Magnus zdobył tytuł kapłana bitewnego. W swoich częstych wędrówkach po korytarzach świątyni natknął się na tajemne przejście. Było ono ciasne wydrążone w litej skale, oświetlone sporadycznie rozstawionymi pochodniami.
Dotarł tym korytarzem do niewielkiej okrągłej komnatki. Na jej środku stał ołtarz, a na nim w połowie otwarta księga. "Co to do cholery jest?" -pomyślał podchodząc do księgi. Widniała na niej dzisiejsza data i nazwisko przyjętego dzisiaj akolity i opis wyglądu młodego nowicjusza. Magnus szybko przewrócił zakurzone karty księgi do wydarzeń sprzed dwóch lat. Znalazł swoje nazwisko i opis jego przyjęcia do zakonu.
"Magnus Drakenhof:"
Czytał jak sprawdzali jego sprawność i stan umysłu, gdy natrafił na fragment, który na zawsze miał zmienić jego życie...
(...)"Ten młodzieniec na pewno jest obiecujący. Sprawny fizycznie, potrafi się posługiwać bronią, bystry. Jego ojciec jest szanowanym kowalem, matka chyba szlachcianką, ale Prawdziwego ich pochodzenia nie znamy. Sam Magnus jest interesujący, czyni szybkie postępy. Jest silniejszy od większości uczniów. Jego pochodzenie jest także zagadką... Jego nazwisko - Drakenhof... Istnieje pewne przypuszczenie, że jest....."
Tu litery były nie do rozczytania. Opuścił kilka zdań i zaczął czytać dalej.
(...)"Pewnego dnia dowie się o tym. Albo sam znajdzie tą księgę, albo my mu powiemy. Na pewno Ulryk ma go w swej pieczy. Wtedy otrzyma od nas młot pobłogosławiony przez samego Pana Zimy i ruszy na spotkanie z jego przeznaczeniem w Sylvanii..."
W tym miejscu zakończyły się zapiski dotyczące jego osoby. Odsunął się nieco i w tym momencie dostrzegł wielki młot "pobłogosławiony przez Pana Zimy". Wziął go do rąk. Poczuł jak energia w nim wzbiera. Już wiedział co robić. Musi ruszyć do Sylvani na spotkanie ze swoim Przeznaczeniem...
* * *
Cóż tu dużo mówić. Pojechał zacny młodzian, wziąć udział w tej plugawej arenie. poległ w pierwszej walce, ale czy na pewno...?
"Gdy wezwano Celderna do walki ten był gotów. Jak na pierwszego zabójcę Ulthuanu był niepozorny. Musiałłtaki być by dobrze wykonywać swój zawód. Przestanie nim być gdy odbędzie swoją pierwszą walkę tutaj wiedział o tym ale musiał dobrze wpasować się w tutejsze stosunki. Celdern wiedział że nikt nie bedzie podejrzewał natury jego prawdziwej misji. Musiał jednak najpierw wygrać na arenie by zbliżyć sięę do swojego celu. A podchodzenie ofiary opanował niezgorzej niż zabójcy Druchii. Elf sprawdził swe sztylety i wypił buteleczkę płynu o czerwonej barwie. Smak był obrzydliwy lecz od razu poczuł się dużo silniejszy.
Kapłani Ulryka mięli zwyczaj modlić się przed bitwą. Magnus nie był tu wyjątkiem. Pozwalało mu to oczyścić umysł. Wciąż miał w pamięci w pamięci wyrywek z księgi która go tutaj przywiodla. Jak miał nie wierzyć w przeznaczenie. Ponadto miał rodowe nazwisko Drakenhof a do Drakenhof jak się okazuje miał się udać. To niezwykły zbieg okoliczności. Magnus wiedział gdy tylko tu przbył że arena była jego przeznaczeniem będzie na niej walczyć. Kapłan pobłogosławił swoją broń w codziennym rytuale pana zimy. Teraz był gotowy.
Będąc już na arenie wojownicy oczekiwali na sygnał do walki. Gdy nadszedł gong rozległ się po arenie i magnus chwycił młot oburącz. Elf sprężystym krokiem niespiesznie krążył dookoła Magnusa. Ten obserwował Asura czekając na okazję do ataku. Cedern ruszył biegiem nadspodziewanie szybko. Dopadł magnusa w mgnieniu oka wdrażając sztylkety w słabsze miejsca w zbroi człowieka. Magnus poczuł elfią stal i jak coś ciepłego rozlewa sięęwokół jego ran i ból temu towarzyszący. Kapłan Ulryka mimo rany uderzył głową elfa a gdy ten się cofnął na odległość pewną, poprawił młotem. Celdern nie zdążył wykonać uniku w wyniku czego wyleciał w powietrze i znalazł się na piasku. Obolały bo czuł że chyba pękło mu żebro lub dwa instynktownie zerwał się . Magnus uśmiechnął się wrednie. Elf czy nie elf żaden przeciwnik nie będzie go lekceważył. Rzeczywiście nutka arogancji którą miał elf w stosunku do człowieka wyparowała. Celdern musiał uważać bo ten człowiek to nie przelewki jak początkowo myślał. Chwyciwszy mocniej sztylety doskoczył znowu. Zakręcił się przed człowiekiem chcąc zadać cios i minąć go z boku. Sztylet zgrzytnął na zbroi a drugi dosięgł celu robiąc głęboką bliznę na policzku. Magnus krwawił obficie z poprzednich ran tak że widoczne krople przeciekały przez zbroje. Gdy elf już mijał kapłana , magnus chwytanym na krótko młotem chciał uderzyc w tył głowy. Niestety nie zdążył. Celdern wtedy wykonał salto do tyłu, wtedy następnym obrotem pchnął. Zdołał zranić ponownie Magnusa. Wtedy eliksir człowieka przestał działać bo magnus zauwazył że swiat znów przyspieszył. Gdyby tylko nie krwawił...
Walczył jednak dalej. Cios młotem elf uniknął bez trudu. Zabójca ponownie dopadł swego przeciwnika tym razem z tyłu wbijając swą w bok człowieka. Magnus słabł. Probówał kopnąć elfa, ten tylko się zaśmiał gdy odskakiwał od niego. Na więcej nie starczyło magnusowi sił. Czerwone plamki wykwitły mu przed oczami. Opadł na kolana i pod ciężarem zbroi położył się na piasku. Elf przyglądał się temu obojętnie. Podszedł do jeszcze żyjącego Magnusa. Teraz to tylko kwestia formalności.
Magnus szeptałłcoś do siebie. Modlitwę?przekleństwa? Nie istotnie. Jego przeznaczenie sięędopełniło. Ostatnim co widział Magnus byl Celdern pochylający się nad nim z zakrwawionym sztyletem w dłoni. Dokończywszy swoją robotę elf wytarł sztylet o szatę kapłana i wstał opuszczając arenę. nie zważając na chwałę zwycięzcy. Gdy schodził trafił go bukiecik jakiś kwiatków rzuconych przez jakąś wieśniaczkę. Elf podniósł go i wąchając zszedł z areny."
Magnus obudził się ciemności. Doskwierał mu potężny ból przez który nie mógł mówić. Stękał z bólu. po chwili oczy przyzwyczaiły mu się do ciemności. Była to komnata bardzo wilgotna, może lochy zamczyska. Nagły impuls bólu sprawił, że Magnusowi pojawiły się gwiazdy przed oczami. Zemdlał...
Obudził się w innej sali rozświetlonej tylko jedną pochodnią. W drzwiach stał wysoki mężczyzna o bladej cerze i czarnych włosach zaczesanych do tyłu. podszedł bliżej. Ubrany był w czarny, długi płaszcz z wysokim kołnierzem.
-Boli tak?-powiedział mężczyzna spokojnym głosem-Chciałbyś żeby przestało?
-Hmpf...-stęknął Magnus
-Mogę ulżyć Ci w cierpieniu. Wystarczy, że poprosisz.
-H... a.
-Będzie coraz gorzej.- w tym momencie zza szaty Magnusa wypadł medalion z głową wilka.
-Nie widzisz? Twój bóg opuścił Cię. Myślisz że ONI nie wiedzieli kim jesteś? Myślisz że przypadkowo nosisz nazwisko Drakenhof? A powiedz mi czy wiesz gdzie teraz jesteś? Tak. W twierdzy Drakenhof. W twoich rodzinnych stronach.- uśmiechnął się.-To jak?-
W tym momencie ból satał się nie do zniesienia. Magnus zaczął krzyczeć. Zastanawia się w tym momencie czy ból pochodzi z rany, czy z ust mężczyzny-wampira. "Nieważne... Muszę to przerwać... Jeśli chcę się dowiedzieć czegoś więcej muszę się zgodzić na to... Ulryk mnie opuścił... Wiedziałem to po tym jak przegrałem walkę..."
-To jak? Położyć kres twoim cierpieniom?
-T..t...tak...
* * *
Tak. Magnus stał się wampirem. W jego żyłach płynęła wampirza krew. Jedynym zabezpieczeniem przed tym faktem było to, że jego ojciec pokochał jego matkę-kobietę, człowieka.
Ale teraz to jest już nie ważne. Zapomniał o swojej przeszłości. Śledził walki na kolejnej arenie, aby zapoznać się z technikami walki. Teraz postanowił wziąć udział w następnej, aby wprowadzić porządek na ziemi Sylvani...
Ostatnio zmieniony 28 gru 2009, o 20:47 przez Rion, łącznie zmieniany 2 razy.
Edit: poprawiony błąd i dopisane trochę historii ( dzisiaj ją skończe )
Rannard Znienawidzony - Exalted Chaos Champion
Broń: włócznia i bicz
zbroja : brak
ekwipunek : buty szybkości
umiejętności : piętno Slaanesha
Właśnie zginęła ostatnia potencjalna ofiara Rannarda i musiał się gdzieś wybrać w celu znalezienia kolejnych ludzi do męczenia. Czempion opuścił w asyście kilku demonetek swój zapuszczony zamek i udał się do handlarza niewolnikami. Był to mroczny elf i mieszkał całkiem niedaleko więc znali się dobrze, można by nawet powiedzieć ze Rannard był jego stałym klientem.
-Co ? Jak to nie dasz mi niewolników ? Mi ?!? Połowę z nich masz ode mnie !
-Trzebabyło ich nie sprzedawac - z nieskrywaną złośliwością odparł mu elf
-Przecież wiesz że ci za nich zapłacę !
- Ostatnie dwa raz też tak mówiłeś ! Idź lepiej na jakąś wojnę - powiedział i odwrócił się od niego plecami
Wojownik rozwścieczony tym gestem już sięgał po włócznie lecz za kilka sekund był już otoczony grupą wrogo nastawionych elfów. Czempion odłożył broń i odszedł powyżywać się na jakimś bezdomnym. Kiedy wreszcie oderwał wzrok od dławiącego się swoją krwią biedaka zauważył kartkę na drzwiach gospody. Arena śmierci ! To jest to !
Kupa złota i nie mniej sławy pozwoli mi odbudować armię i najechać to żałosne imperium, nałapię sobie tyle niewolników że starczy mi ich do końca życia i jeszcze dzień dłużej. I zgotuje temu aroganckiemu długouchemu los na jaki sobie zasłużył.
Rannard szybko wrócił do zamku i pozbierał to co mogło się przydać. Później podpalił go żeby nie przydał się żadnemu z jego wrogów i w towarzystwie świty rodem z fantazji erotycznych szaleńca wyruszył w długą drogę.
Poruszali się głównie bocznymi drogami i omijali duże miasta ale żadna z odwiedzonych wiosek długo nie zapomni ich wizyty.
Nie mam natchnienia coś. Chyba zostanie taka lipna.
pzdr
Rannard Znienawidzony - Exalted Chaos Champion
Broń: włócznia i bicz
zbroja : brak
ekwipunek : buty szybkości
umiejętności : piętno Slaanesha
Właśnie zginęła ostatnia potencjalna ofiara Rannarda i musiał się gdzieś wybrać w celu znalezienia kolejnych ludzi do męczenia. Czempion opuścił w asyście kilku demonetek swój zapuszczony zamek i udał się do handlarza niewolnikami. Był to mroczny elf i mieszkał całkiem niedaleko więc znali się dobrze, można by nawet powiedzieć ze Rannard był jego stałym klientem.
-Co ? Jak to nie dasz mi niewolników ? Mi ?!? Połowę z nich masz ode mnie !
-Trzebabyło ich nie sprzedawac - z nieskrywaną złośliwością odparł mu elf
-Przecież wiesz że ci za nich zapłacę !
- Ostatnie dwa raz też tak mówiłeś ! Idź lepiej na jakąś wojnę - powiedział i odwrócił się od niego plecami
Wojownik rozwścieczony tym gestem już sięgał po włócznie lecz za kilka sekund był już otoczony grupą wrogo nastawionych elfów. Czempion odłożył broń i odszedł powyżywać się na jakimś bezdomnym. Kiedy wreszcie oderwał wzrok od dławiącego się swoją krwią biedaka zauważył kartkę na drzwiach gospody. Arena śmierci ! To jest to !
Kupa złota i nie mniej sławy pozwoli mi odbudować armię i najechać to żałosne imperium, nałapię sobie tyle niewolników że starczy mi ich do końca życia i jeszcze dzień dłużej. I zgotuje temu aroganckiemu długouchemu los na jaki sobie zasłużył.
Rannard szybko wrócił do zamku i pozbierał to co mogło się przydać. Później podpalił go żeby nie przydał się żadnemu z jego wrogów i w towarzystwie świty rodem z fantazji erotycznych szaleńca wyruszył w długą drogę.
Poruszali się głównie bocznymi drogami i omijali duże miasta ale żadna z odwiedzonych wiosek długo nie zapomni ich wizyty.
Nie mam natchnienia coś. Chyba zostanie taka lipna.
pzdr
Ostatnio zmieniony 30 gru 2009, o 13:28 przez Whydak, łącznie zmieniany 4 razy.
Hordes of Chaos.... To było to....
-
- Masakrator
- Posty: 2297
By mieć konika, musisz wybrać pozycję "wierzchowiec" na liście ekwipunku.Ekwipunek: eliksir refleksu
Wierzchowiec: Szkieletowy rumak
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon
By mieć Demonic Mounta, musisz wybrać pozycję" Faworyt Bogów" na liście umiejętności.ekwipunek : demoniczny wierzchowiec slaanesha
umiejętności : piętno Slaanesha
Pozdrawiam.