Wesoła krasnoludzka ferajna szwędała się po lesie. 5 gadatliwych Khazadów co chwila śmiało się do rozpuku. Co było ich zadaniem? Ano szukanie elfów po lesie, zanim one znajdą ich. Od dwóch dni nie natrafili na żaden warty uwagi ślad, więc postanowili w końcu usiąść i zrobić mały obóz. Grinar, najmłodszy z Górskich Zwiadowców niósł na plecach umorusanego błockiem dzika, którego powalił strzałem z garłacza. Zmierzchało, gdy pierwsze iskry z ogniska strzeliły w górę.
Czasy były jakie były. Krasnoludy, prężnie rozwijające się w regionie Gór Szarych potrzebowały drewna. Czy jest sens kupowania go, skoro ma się go pod nosem dostatecznie sporo? Tak – odpowie chytry kupiec, licząc na intratny kontrakt z krasnoludzkim władcą, nie – odpowiedział ten drugi. Na przekór zawartym przygranicznym paktom posłał on Khazadów do wyrąbu drewna z pomocą Wielkiej Wyrzynaczki, powstałej w krasnoludzkich kuźniach. Elfy nie pozostały głuche na apel krasnoludzkiego władcy (ludzie i tak mieli w nosie ten kawałek zieleni) i podjęły odpowiednie przeciwśrodki. Kolejne partyzanckie oddziały przeszkadzały w pracach Khazadów. Tym razem miało być inaczej. Thane Helga, sprawdzona w paru akcjach, otrzymała misję odnalezienia głównego skupiska elfów i mówiąc dość lakonicznie cięcia, nie tylko kosztów. Górscy Zwiadowcy mieli odnaleźć bazę elfów...
Tłuszcz skwierczał nad paleniskiem. Ragnor, lider wyprawy był swoistym weteranem oddziału. Jego siwa broda sięgała o wiele dalej niż pas, a barczysta sylwetka i pozioma blizna na czole tylko dodawały mu powagi. Widział niejedno, brał udział w wielu walkach, niejednego skrócił o głowę czy nogę. W tejże chwili popadając w zadumę spoglądał w niebo i napawał się wybornym smakiem pieczonej dziczyzny, którą rozszarpywał swoimi kłami.
-Hua hua hua, a pamiętacie tego bezzębnego szczura z gospody przy trakcie? Ten to potrafił udawać koguta. Jak się za boki złapał, to nie było mocnych! Zamiatał nogami jak trzeba!- krzyknął Dhomar, muzyk oddziału.
-A ta dziewka? Mówiła, że ma ochotę na jajka, ja powiedziałem, że jeśli chodzi o moje, to jeno tylko na twardo! Hua hua hua – płakał ze śmiechu Orrgrin, krasnolud z jednym okiem.
-Cisza, cisza mi tu! Jeszcze potrzeba nam tu zwierzoludzi czy innego gówna, jak tylko w pięciu popasamy w jakimś lesie z dupy. Jak zajebę w łeb jednemu z drugim to się ogarniecie! - ryknął Ragnor. Już wkrótce okazało się, iż nie są w lesie sami...
Wtem zza krzaków wychynął jakiś łeb. Był to Vogrin, od urodzenia traper, prawa ręka Ragnora. Z pewnością był najbardziej doświadczonym z całej ferajny przepatrywaczem, a nie został grajkiem wyłącznie dlatego, że nie był zbyt krzepki i nie miał siły zadąć w wielki róg. Jego błyszczące, wiecznie niespokojne gałki oczne wciąż kręciły w prawo i lewo wyszukując zagrożenia. To efekt spotkania ze Szczuroludźmi jakiś czas temu pod Parravonem.
-Ragnor, jasny gwint. Wygląda na to, że mamy pod nosem watahę elfów, a tu takie krzyki, że was już z parudziesięciu metrów słychać! Jak chcecie kopnąć w kalendarz, to się lepiej zastrzelcie – szybciej i bardziej honorowo, bo was elfy nie wezmą.
Słowa Vogrina wyprowadziły weterana z równowagi. Gdyby nie to, że znali się od lat, nabiłby go zapewne na pal za ton jego słów. Wiedział, że jego niezbyt zrównoważony kolega nie zawsze potrafił kontrolować to co mówi.
-Goblina z rzędem dla tego który mi wyjaśni, jak to kurwa mać możliwe, że my tu hihi haha, a tam chłopaki w rajtuzach maszerują pod naszym nosem? - rzucił Orrgrin
-Pewno tego gnoja z rzędem wybitych zębów i połamanych nóg jak znam Ciebie! Hua hua! - wybełkotał Grinar
Tego było już za wiele. Ragnor schwycił swymi okrutnie wielkimi łapskami rozbawionego Grinara i wytrząsł go na wszystkie strony.
-Do broni kurwa! Migiem zwijać obóz i zajmować pozycje, a z Tobą Grinar policzę się przy okazji. Zobaczymy, czy będzie Ci do śmiechu młokosie!
Grinar podniósł się z ziemi, strzepał z siebie popiół, po czym dobył garłacza i ruszył w luźnym szyku za kompanami. Do weterana nie miał o nic żalu, za głupoty trzeba ponieść karę, to naturalne – pomyślał.
Zapowiadał się gorący wieczór.
Witam. Tegoż popołudnia miała miejsce bitwa pomiędzy krasnoludami, dowodzonymi przeze mnie (Kraggo), a leśnymi elfami (Sevi). Warto zaznaczyć, że graliśmy na około 1020 punktów

-----
-Jak sytuacja Vogrinie? Udało Ci się rozeznać w jakiej sile idzie wróg i jak nasi? Powiedz mi, że nasi też tu są? - Ragnorowi lekko załamał się głos.
-Szzzefie, więc idzie tak. Od północy idą żywe drzewa. Wiem, to nieprawdopodobne, ale jest ich osiem i najszybciej odnajdą naszą kryjówkę. Patrząc w niebo da się dostrzec Orła, który im towarzyszy. Na szczęście nie widzi przez drzewa aż tak dobrze, ale już rozpoczął łowy, bo coś mu z pyska wystawało. Dalej na wschód jest dowódca z dziwnym łukiem oraz dwa regimenty Strażników Polany, chyba tak się oni nazywali. Tam dalej już nie udało mi się dokładnie sprawdzić, ale pewnikiem paru lekkich konnych i zgraja wytatuowanych Tancerzy Wojny, szalonych obrońców lasów. Słyszałem, że lepiej z nimi nie zadzierać. Ich pan modlił się do swych bogów o pomyślność. Jak i magiczne drzewa tu, tak pewnie tam też parę idzie.

-Dobra, a co z siłami Helgi? Idą już?
-Taaak, idą już. Nie widać żadnych maszyn. Nasze siły są bardzo skromne. Helga prowadzi oddział Łamaczy Żelaza, idą w dziesięciu z grupą dowodzenia. Ramię w ramię obok nich maszeruje szesnastu Wojowników Klanowych pod wodzą Thoriego Marudera, którego zbroja lśni aż razi w oczy. Dzierży on mityczny sztandar armii z wygrawerowanym mistrzowskim runem Grungniego! Daje magiczny pancerz przeciwko ostrzałowi, tak słyszałem. Oddziały te są oddzielone od ostatniego wielkim, przebrzydłym bagnem, w którym pasą się dziki podobne do tego, któregoście upolowali. W równym ordynku stoi dziesięciu Wojowników z kuszami, którym ochoty do ostrzału nadaje grajek.
-To wszystko? Tylko tyle? - zapytał zdziwiony Ragnor.
-Chodzą głosy, że Thane liczy po cichu na wsparcie grupy Górników, którzy stacjonują tu niedaleko. Jeśli uda im się wykuć podziemną drogę, to jest szansa, iż zdążą na czas. Za opuszczoną siedzibą węglarzy popasa też grupa ufarbowanych na pomarańczowo Zabójców w sile pięciu głów. Z powodów aż nader oczywistych nie chcą spożywać posiłku z głównymi siłami. Szukają tu chwalebnej śmierci.

Jesteśmy jeszcze my, działając z ukrycia możemy bardzo pomóc naszej Thane.

-Jakie dajesz szanse naszej grupie i armii?
-To tak – z naszych jeśli ujdzie jeden, to będzie to cud, choć nie będzie cudownie. Co do armii – jeśli tancerze zostaną wycięci w pień, mamy szanse. W walce ciężko ich będzie złamać, ale nasi górą!
Słońce rzucało już ostatnie promienie. Helga wydawała ostatnie rozkazy:
-Zdobędziemy to miejsce za wszelką cenę. Albo my, albo oni. Król nakazał, więc się stanie!

Krasnoludy rozpoczęły starcie. Kusznicy mieli już naciągnięte cięciwy, jednak widoczność w lesie była utrudniona, a nader wszystko doskwierał brak słońca. Salwa pomknęła w ciemności, nie czyniąc najmniejszej szkody driadom na prawej flance. Z lasu w centralnej części pola bitwy wychynęło nagle pięciu krasnoludzkich śmiałków z gotowymi do strzału garłaczami, po czym upadło na trawę. Słychać było tylko rwany okrzyk Ragnora:
-Jeeebaj elfa! Ognia!
Mieszanina gwoździ, kamieni i szkła z hukiem spadła na lewą flankę. Driady utonęły w deszczu ostrych jak brzytwa odłamków, a nad elfim generałem musiał roztoczyć opiekę sam Karnos – w okamgnieniu rzucił się w krzaki niczym spłoszona sarna, która wyczuła zagrożenie.
-Szefie! Ani jedno drewno nie przeżyło! - krzyknął Orrgrin.
-Przeładować broń i pal! - krótka komenda Ragnora była nad wyraz oczywista.
Niestety, jak to bywa przy nowościach, pojawił się pewien problem. Vogrin próbował wypalić z garłacza. Niestety jego zbytnia ciekawość poniosła go za daleko. Gdy broń nie mogła wypalić, po prostu zajrzał do lufy i wtedy... krasnolud padł trupem. Słychać było tylko nagłe i żałosne "ja pierrrd..." i huk, który spłoszył pobliskie zwierzęta.
Orzeł wzbił się w powietrze i poszybował nad oddziałem Zwiadowców. Znalazł sobie nowy cel – Zabójcy dopiero co wstali od ogniska, a już na ich horyzoncie ukazało się wielkie ptaszysko. Każdy z nich się uśmiechnął i po cichu liczył, iż to właśnie jemu przypadnie zaszczyt zmierzenia się z potworem i godnej śmierci, którą opiszą kronikarze.

Główne oddziały krasnoludów na rozkaz Helgi trzymały się blisko. Sztandarowy armii Thori szedł w pierwszym szeregu, by zapewnić ochronę wszystkim opancerzonym po zęby Khazadom.
-Nie bać się ich łuków, z nami Grungni, z nimi chuj wie kto! - zagrzewał do boju sam Thori, wymachując paradnie młotem.

Strażnicy Polany bez litości nękali najeźdźców. Thane skrzywiła się na myśl, że przecież owo drewno, które co parę chwil świstało między jej żołnierzami można było spożytkować w lepszy sposób. W pewnej chwili 4 strzały wyleciały wprost na Wojowników Klanowych. Trzy z nich wbiły się w okrągłe tarcze od czoła regimentu, jedna jak gdyby odnalazła lukę i przebiła pierś krasnoluda, który utonął w mroku.
Na prawej flance Khazadów zawrzało. Niezliczona ilość elfów i driad wylazła ze swych nor. Tancerze wojny, wzywając Adamnan-Na-Brionha, brnęli na ślepo w przód, ze zwinnością jelenia mijając poprzewracane drzewa i wystające gałęzie. Driady niepewnie – raz zdawało się, że będą szły ukarać kuszników, innym razem że to jednak Wojownicy Klanowi stanowić będą cel ich ataku.

Podczas gdy Górscy Zwiadowcy przeładowywali garłacze, elfy wyrwały się z odrętwienia i szoku. Paru Strażników Polany wypuściło strzały – jedna z nich przebiła gardło Orrgrina, któremu piana pociekła z ust. Ragnor natychmiast nakazał skryć się i przeczekać ostrzał. Pozostała przy życiu trójka kucała przyparta plecami do drzew i wsypywała do broni pociski, a świst strzał zdawał się sugerować, iż każde wychynięcie łba zza kory drzewnej mogło skończyć się trepanacją czaszki. Zwiadowcy przekrzykiwali się:
-Niech no ja dorwę tych leszczy, to im łuki w dupy powkładam!
-Ty się lepiej módl, żebyś dożył świtu - Dhomar chłodno odrzucił młodzianowi, po czym na komendę Ragnora wyściubił nos zza krzaków i posłał salwę.
Orzeł zaczął pikować w stronę Zabójców.

Ci, patrząc w górę, wyszczerzyli zęby i przygotowali swoje dziesięć toporów do bloku.
-Chodź do mnie ptaszku! - zaproponował jeden z Zabójców Trolli, po czym rozciął sobie palec wskazujący - spróbuj zakosztować mojego mięsa, może to Twój dzień?!
Po chwili ptaszysko spadło na nich jak piorun, jednak wiedzione instynktem łowcy nie przewidziało jednego – że Zabójcy mogą okazać się cwańsi, a opowieści o nich, których ptaszysko rozumieć nie mogło, nie były wszak wyssaną z palca bajką, którą straszyło się złośliwe dzieci przed snem w domowym zaciszu. Orzeł wbił swe wielkie szpony w ziemię, a trzech Zabójców wybiegło mu na spotkanie. Widząc, iż potwór próbuje poderwać się do lotu, każdy z nich zadał po jednym celnym ciosie – pierwszy ciął w skrzydło, drugi w korpus, a trzeci na zakończenie walnął z całej siły w dziób. Zgon na miejscu. Rozszalali i żądni krwi Zabójcy ruszyli w stronę środka polany, gdyż właśnie tam miały za parę chwil nastąpić główne zdarzenia bitwy.
Liderowi Górników udało się odnaleźć przejście na polanę. Oddział wybiegł na prawej flance, tuż za plecami Driad.

Thane mogła tylko wydać jęk żałości, gdy uzbrojeni w kilofy i ciężkie zbroje Górnicy nie zdołali przetrzymać uderzenia Driad, które na wejściu rozszarpały dwóch Khazadów. Rychło uciekli oni poza polanę, gdzie zostali oni pochwyceni pazurami bestii niczym młoda mysz ginąca w szponach jastrzębia. Do dziś chodzą słuchy, iż zostali oni posiekani jak hochlandzka kiełbasa.
Helga miała na głowie inne zmartwienie. Kolejny ostrzał elfów zgładził aż 4 Wojowników Klanowych. Ci rzucili się rozpaczliwie za siebie i wpadli po kolana w bagno, gdzie utknęli na dłuższą chwilę, próbując wydostać się z pułapki.

Jedyny uśmiech losu był taki, że Driady pomknęły za Górnikami, a Tancerze Wojny, widząc nagłą zmianę okoliczności, ruszyli do natarcia na Łamaczy Żelaza, którzy znaleźli się w zasięgu ich szarży.
Helga jak żyje nie widziała tak dzikiej furii. Nie wierzyła, iż istota żywa może znaleźć się na krawędzi takiego zdziczenia. Nim jej oniemiali kompani zdołali przyjąć pozycję obronną, tajfun momentalnie wdarł się w szeregi oddziału siejąc spustoszenie. Tancerze skakali, padali na ziemię, unikali ciosów, obracali się wokół własnej osi, a przede wszystkim cięli swymi długimi ostrzami na wszystkie strony, dostarczając Morrowi kolejnych dusz. W przeciągu parunastu sekund wycięli cały szereg najcięższej piechoty, jaka kiedykolwiek stąpała na tych ziemiach!

W bitewnej zawierusze Khazadzi wznosili okrzyki:
-Aaa, moja ręka!
-Jebnij mu z lewej, jak prawa boli!
-Co za skurwiele, niech ich ziemia porwie!
-Możesz im w tym pomóc, popraw niskim cięciem!
-Jesteśmy zgubieeeni!
Thane przełknęła tę gorzką pigułkę i jako jedyna nie straciła zimnej krwi – uniknęła śmiercionośnego pchnięcia Pieśniarza Klingi, po czym wyprowadziła raz za razem grad ciosów, a dwa elfy spłynęły krwią. Pozostali przy życiu Łamacze Żelaza mieli brać nogi za pas, jednakże widząc śmiałą kontrę swej przywódczyni nabrali nieco odwagi i postanowili ruszyć na opętane szaleńczym tańcem elfy. Wymiana razów szła bardzo szybko – elfy biły gdzie popadnie i szybko, Łamacze Żelaza wolniej, acz skuteczniej i celniej.
Wydawałoby się, że kryzys został zażegnany, kiedy to od flanki uderzyli Jeźdźcy Polany. Trzech konnych, bo tylko tylu zostało po ostrzale krasnoludzkich kuszników, postanowiło wesprzeć Tancerzy, którzy ewidentnie poczęli odczuwać brak formy i kurczący się szereg.

Przetrącili oni jednego krasnoluda, który pochłonięty walką od czoła nie spostrzegł nawet włóczni, która przebiła mu czaszkę. Elfy odzyskały w wiarę zwycięstwo, szala ponownie przechyliła się na ich korzyść. Uderzyli ze zdwojoną siłą i znowuż to szereg krasnoludów zachwiał się. Był on dziś niczym falochron, który musi sprostać dzikiej furii morza. Fala ataków rozbiła się i tym razem o twardszy od stali Gromril.
Wojownicy Klanowi widząc swą panią w opałach ruszyli, by odciągnąć konnych od starcia. Pod wodzą Thori'ego wbili się niczym lanca w plecy Jeźdźców Polany. Nim tamci zdążyli się odwrócić, dwóch wyleciało już z siodła dzięki błyskawicznym ciosom młotem Sztandarowego.

Thane wykorzystała ten moment i wprost runęła na Tancerzy Wojny. Jej topór raz za razem ranił wytatuowanych wojowników, którzy błędnym wzrokiem spoglądali to na nią, to na lidera oddziału oraz sztandarowego – jedynych Łamaczy Żelaza, którzy ocaleli potyczkę. Skutecznie udało im się zbiec, jednak wciąż czuli na plecach oddech głodnych zemsty piechociarzy zakutych w Gromril oraz Wojowników Klanowych, którzy ruszyli w pościg.

Górscy Zwiadowcy wypalili ze swych garłaczy po raz drugi, tym razem biorąc za cel Strażników Polany. Czterech śmiertelnie pociętych elfów padło na chłodną ściółkę, jednak ich kompani w odwecie odstrzelili najmłodszego z oddziału – Grinara.

Upadł beznamiętnie na ziemię...
-Zostałem ukarany. Teraz już wesoło nie jest... - po czym spojrzał po raz ostatni na pozostałych przy życiu Dhomara i Ragnora. Ten drugi z ojcowską czułością przemknął spojrzeniem po jego twarzy, jak gdyby w geście pożegnania...
Driady po uporaniu się z Górnikami parły naprzód, by doścignąć Wojowników Klanowych. Niestety Ci oddalili się, ale śmiałego ataku dokonali Strażnicy Polany, zarzucając ostrzał i skacząc do gardeł Khazadów.

Atak od flanki okazał się złym, a w dodatku bardzo nieodpowiedzialnym pomysłem – Krasnoludy wyszły z tego pojedynku bez strat, czego nie można powiedzieć o elfach, które z przerażeniem i niedowierzaniem zarządziły odwrót, potykając się o własne nogi.

[okolice 4/5 tury]
Thori nakazał trzymać pozycję i zaniechać pogoni, gdyż żołnierze donieśli mu o Driadach, których on ze swej pozycji widzieć nie mógł.
-Staaać jak do was mówię! Przebierańcami zajmiemy się potem, na razie od wschodu ciągnie drewno na opał. Trzyyymać pozycję, rozkaz!
Spojrzał z nadzieją na Kuszników, którzy w tej samej sekundzie po raz kolejny wypuścili dziesięć bełtów. Aż trzy Driady padły od tej salwy, a więc miał wygodniejszą sytuację – łatwiej było przetrzymać nadchodzącą szarżę. Jak można się domyśleć, cztery bestie przypuściły szturm na Wojowników Klanowych.

W tym starciu, co zdarza się bardzo rzadko, obyło się bez ofiar, jednak widząc tłum Khazadów oraz nieskuteczność własnych ataków Driady odpuściły. Chwilę później zaprzestały ucieczki i ponownie zwróciły się w stronę Wojowników, jak gdyby wyczekując dogrywki.
Helga poprzysięgła zemstę samemu Grungniemu, który wydarł ją z objęć śmierci Tancerzy Wojny. Obiecała wrócić do domu ze skalpem jasnowłosego tancerza, zdającego się być najważniejszym wojownikiem w tej szalonej trupie. Biegła co sił w nogach, by wypełnić przyrzeczenie, jednak pamiętała, iż obok niej biegnie dwóch Łamaczy Żelaza, których ciężar zbroi nie pozwala na sprint. Ona miała na sobie runiczny pancerz, który był o niebo lżejszy od Gromrilu. Tarcza pękła chwilę temu pod naporem ciosów i niewątpliwie miała swój wkład w uratowanie jej od rzezi.
W końcu dopadła wrogów. Jakże wielkie było jej zaskoczenie, gdy za plecami Tancerzy spostrzegła osamotnionego Zabójcę, który z dwoma uniesionymi toporami uderzył na tyły elfów.

Jego kompani zginęli w sposób niegodny chwalebnych opowieści – padli łupem elfiego generała, który przemykał między drzewami i raził do nich z łuku, trzymając się z dala od walki wręcz. Ten Zabójca był ostatnim, któremu udało się przeżyć aż do tej chwili. Niestety jedyne czego dokonał to przycięcie o parę centymetrów fryzury jednego z Tancerzy – Thane po prostu była szybsza i paroma wprawnymi cięciami wbiła w ziemię dwóch elfów, a trzeciemu – zgodnie z przyrzeczeniem – ucięła łeb, a skalp zabrała ze sobą. Niestety w agonalnym tańcu jeden z elfów uderzył lidera Łamaczy Żelaza – normalnie ten cios nie zrobiłby krzywdy dziecku. W tym wypadku huknął niczym taran o drewniane wrota, przebijając pancerz i grube kości Khazada.
Helga czuła, iż bitwa zbliża się do końca. Ruszyła więc jeszcze na flankę Strażników Polany. Ci jakiś czas wcześniej poradzili sobie z muzykiem, a Ragnor? Ragnor udał martwego i wykorzystując nieuwagę elfów opuścił ciężko ranny pole bitwy, gdyż i jemu garłacz wybuchnął w dłoniach. Teraz jego oprawcy musieli zmierzyć się z potężną Helgą, która błyskawicznie zburzyła łuczniczy szyk i rozgoniła na wszystkie strony Strażników.

Zabójca Trolli dwuręcznym młotem przetrącił kręgosłup jednego z łuczników, a parę sekund później doczekał się chwalebnej śmierci z rąk samego generała elfów. Zabrakło czasu na pojedynek dowódców obu armii, gdyż słońce powoli wychylało się zza horyzontu. Generał obrońców lasu widząc dotkliwą przegraną oraz głowę bohatera Tancerzy Wojny u pasa krasnoludzkiej Thane zarządził odwrót pozostałych wojsk.
Ragnor doczekał godnego pochówku kompanów. Ze łzami w oczach stał nad ich grobem składając hołd. Hołd tym czterem cichym bohaterom, których Fortuna rzuciła prosto w paszczę śmierci. Wszyscy oni zostali pośmiertnie odznaczeni za odwagę, podobnie jak Ragnor, który długo nie mógł dojść do siebie po tej bitwie.
Helga rozejrzała się wokół. U swego boku dostrzegła jedynego ocalałego Łamacza Żelaza, który wyraźnie zmęczony bitwą ledwie trzymał sztandar w swych podziurawionych rękawicach.
-Wrócił sam jeden, chyba jako przestroga dla innych Khazadów. Przeklęci Tancerze Wojny!

PS: Nie wiedziałem, że bitwa na tysiąc punktów z groszami może być tak emocjonująca. Jako ciekawostkę dodam fakt, iż po stronie elfów żaden z oddziałów nie posiadał sztandaru, a po stronie krasnoludów żaden sztandar nie wpadł w ręce wroga.
Z racji braku pewnych modeli - sztandarowym armii jest sztandarowy z Hammerrersów, 3 Iron Breakerów to 2xhammerrer plus jeden bodajże z Chronopii



Bitwa zakończyła się zwycięstem... KRASNOLUDÓW!


Z krasnoludzkim pozdrowieniem,
Kragg Kanerisson