Oto relacja z bitwy jaką rozegrał Zalew z Torgillem (czyli ze mną) we Wrocławiu. Była to próbna bitwa w systemie Ogniem i Mieczem. Zanim zdecydujemy się na inwestycje w figurki chcieliśmy wypróbować działanie systemu, a przy okazji może uda się zachęcić innych wrocławskich generałów do zabawy w barwne XVII stulecie.
Od razu zaznaczę, że dopiero uczyliśmy się tego systemu – szło nam jak po grudzie i co chwila kartkowaliśmy podręcznik, nie uwzględniliśmy też wszystkich zasad, na pewno też popełniliśmy sporo błędów. Ale grało się naprawdę bardzo przyjemnie.
Oto przebieg bitwy pomiędzy szwedzkim pułkownikiem von Zalewem a polskim pułkownikiem Torgillowskim


Oto rozstawienie naszych sił przed bitwą. Polacy ustawili się w typowy sposób „stare urządzenie polskie”. Na przedzie hufiec czelny składający się z dwóch chorągwi kozackich (po 3 roty każda), za nim hufiec walny – 2 chorągwie pancerne. Hufiec prawej ręki to dwie chorągwie tatarskie (po 3 roty) a lewej ręki to dwie chorągwie wołoskie (znowu po 3 roty). Pułkownik Torgillowski dołączył do hufca walnego.
Szwedzi ustawili się bardziej wyrafinowanie. Von Zalew postawił na siłę ognia, zresztą skomplikowany teren sprzyjał takiej taktyce. Na lewym skrzydle spieszeni dragoni (jedna kompania), w centrum opancerzeni rajtarzy wraz z majorem a w drugim rzucie spieszeni dragoni (jedna kompania na górce). Najsilniejsze było prawe skrzydło, składające się z jednej kompani spieszonych dragonów, drugiej kompani dragonów na koniach, dwóch dział regimentowych oraz jednej kompanii rajtarii najemnej wraz z pułkownikiem von Zalewem.
Nie używaliśmy na początek zasad zwiadu, więc od razu przystąpiliśmy do bitwy. Polacy wylosowali inicjatywę i ruszyli do przodu.

Polskie hufce czelny i walny powoli przedzierały się drogą między trudnym terenem – jeden za drugim. Tymczasem tatarzy szybko podskoczyli do przodu ale zwolniło ich zaorane pole. Tymczasem chorągwie wołoskie ruszyły w kierunku wzgórza na lewym skrzydle.
Szwedzi ostrzeliwali się, na szczęście na początku nieskutecznie. Armaty próbowały dosięgnąć pancernych, ale było za daleko. Ruszyła do przodu szwedzka rajtaria – zarówno w centrum jak i na prawym skrzydle szwedzkim.

Szybko dochodzi do starcia. W centrum rajtarzy zaskakują jazdę kozacką i szarżują na nich. Na lewym skrzydle polskim wołosi również zostają zaatakowani przez rajtarię. Tymczasem na prawym polskim skrzydle Tatarzy prą wolno do przodu w kierunku szwedzkich dragonów.

Wołosi osiągają wspaniały sukces i zadają spore straty rajtarii, zmuszając ją do ucieczki. Tymczasem w centrum sytuacja patowa, jazda kozacka wytrzymuje atak rajtarów (dzięki przewadze liczebnej). Polski oddział na prawo od miarki to zmyła – po prostu nie zdjąłem kartonika ze stołu.

Zdjęcie przedstawia sytuację na polskim lewym skrzydle. Wołosi przegonili rajtarię i zadali jej spore straty. Pułkownik von Zalew jednaj udanie ją zbiera i wywiązuje się ponowna walka.

Bitwa toczy się dalej. W centrum rajtaria remisuje z jazdą kozacką i obydwa oddziały cofają się trochę w kierunku swoich linii. Pułkownik Torgillowski z niezrozumiałych względów nie wprowadza do boju pancernych, tylko każde im stać i obserwować przebieg starcia. Tymczasem na lewym skrzydle polskim fortuna się odwraca i to Wołosi zostają odparci przez rajtarów i muszą uciekać w dodatku są flankowani przez szwedzkich Dragonów.

W centrum obydwie armie zbierają siły. W wyniku ostrzału jazda kozacka ponosi straty i jest zdezorganizowana. Rajtarzy stawiają na obronę. Tatarzy na prawym skrzydle ostrzeliwują szwedzkich rajtarów ale bez rezultatu, pułkownik Torgillowski decyduje się ruszyć ich dalej w kierunku dragonów.
Na polskim lewym skrzydle Wołosi próbują zaszarżować rajtarów, ale to szwedzi posiadali inicjatywę i uciekają Polakom z pola widzenia. Wołosi stoją więc zdezorientowani i dostają się pod ogień dragonów. Szwedzkie armaty strzelają do stojący bez sensu i bezradnie pancernych i zadają im pierwsze straty.

Pułkownik Torgillowski wreszcie rusza pancernych. Decyduje się wspomóc lewe skrzydło. Znajdujące się tam chorągwie Wołoskie cierpią od ostrzału dragonów. Zresztą pancerni ponoszą dalsze straty od ognia armat (jedna podstawka). Tatarzy na prawym skrzydle polskim zbliżają się na skuteczny zasięg łuków do dragonów.
W centrum jazda kozacka stoi zdezorganizowana od ognia rajtarów (niezdany test morale za utratę podstawki).

Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. Fortuna wydaję się wreszcie sprzyjać Polakom. Na prawym skrzydle polskim dragoni szwedzcy pudłują. Tatarzy są niezwykle celni i dragoni rzucają się do ucieczki. Chorągwie tatarskie ruszają więc do okrężnego ataku na stojących w szwedzkim centrum dragonów. W tym samym centrum kozacy niespodziewanie zwyciężają rajtarów, niszcząc ich całkowicie – ocalał tylko major, który szczęśliwie uciekł.
Na polskim lewym skrzydle pancerni szarżują na rajtarów i znoszą ich z powierzchni ziemi. Ginie też szwedzki dowódca. Wydaje się, że zwycięstwo jest bliskie.
(nie graliśmy na zasady motywacji pułku – zdecydowaliśmy się pominąć tym razem ten element, chociaż następnym razem pewnie go wprowadzimy).
Pancerni ruszają na dragonów i chociaż cierpią od ich ognia (oraz od ognia armat) to znoszą kolejny oddział.

Zdjęcie przedstawia zmieniającą się sytuację. Na lewym skrzydle polskim pancerni po oczyszczeniu skrzydła przeciwnika zmierzają w kierunku centrum. Resztki Wołochów w centrum rzucają się do ucieczki ostrzelane w poprzedniej turze przez dragonię – już nie wrócą do pole bitwy. Niestety w tym momencie wyszedł bardzo brak drugiego dowódcy. Wojska polskie były za bardzo rozciągnięte, trzeba było albo kierować atakiem, albo zbierać jednostki. Wobec silnego ognia szwedów, trzeba było przeć pancernymi do przodu, przez co kozacy w centrum długo stali zdezorganizowani (czekając na wolne punkty rozkazów) a wołosi uciekli. Taki sam los spotkał Tatarów na prawym skrzydle. Ostrzelani przez dragonów na górce, nie zdali morale (wysoko), dostali ucieczkę i już nie miał ich kto zebrać (było chyba z 80cm od dowódcy). Gdyby był z nimi kapitan/major mogłoby być inaczej.

Tymczasem pancerni ponosząc kolejne straty przebijali się przez dragonów. Von Zalew sprowadził do pomocy w centrum swojego majora, który z resztką dragonów i armatami (zebrały skutecznie amunicję od poległych w pobliżu zołnierzy) wstrzelił się w pancernych. W centrum jazda kozacka (wreszcie były wolne punkty rozkazów żeby przetestowali morale i przestali być zdezorganizowani) ruszyła na dragonów ale padła pod ich skutecznym ogniem karabinowym i zaczęła uciekać. Było za daleko żeby ich zebrać...
Od ostrzału armatniego ginie ostatnia podstawka pancernych, ranny zostaje też pułkownik. Szarżuje on na szwedzkiego majora. Obydwoje dowódcy strzelają do siebie pistoletami, ale chybiają. W epickim pojedynku pułkownik Torgillowski zabija szwedzkiego majora swoją szablą. Jego radość nie trwa długo. Trafiony kartaczem ze szwedzkiej armaty pada martwy na ziemię.

Bitwa jest skończona. Szwedów została garstka ale są zwycięscy. Polacy albo zginęli albo uciekli – Rzeczpospolita będzie musiała kiedyś pomścić tę klęskę. Obydwie armie straciły wszystkich swoich dowódców, więc w najbliższym czasie zajmą się lizaniem ran i grabieniem ludności. Ten dzień należał jednak to żołnierzy Karola Gustawa i szwedzkiej korony!!!
Podsumowanie:
Grało się naprawdę bardzo przyjemnie, chociaż ciągle musieliśmy kartkować zasady. Z tury na turę było jednak coraz sprawniej. Myślę, że po rozegraniu jeszcze kilku podjazdów będzie się grało naprawdę szybko.
Same zasady wydają się bardzo dobre i mają potencjał – w porównaniu z WFB to niebo i ziemia. Takich potyczek i zmiennych kolei losu w Warhammerze nie uświadczysz. Ucieczki, powroty, szarże, kontrszarże – bitwa była pełna kolorytu. Była też wyrównana a oddziały nieźle zbalansowane.
Myślę, że Ogniem i Mieczem ma naprawdę spory potencjał i warto pobawić się tym systemem. Gorąco zachęcam wszystkich chętnych wrocławian do kontaktu ze mną albo z Zalewem, myślę, że za jakiś czas można zrobić spotkanie wszystkich Mości Panów

PS. Myślę, że warto stworzyć coś co będzie się nazywać Wrocławskim Klubem Strategów, zajmujący się wargamingiem historycznym (na początek XVII wiek, ale nie tylko!). Zawsze to coś innego niż WFB, a w dodatku możecie mi wierzyć, że w OiM grało się o wiele przyjemniej niż w WFB.