Odrobina prywaty
Moderator: RedScorpion
Re: Odrobina prywaty
Fajny motyw z tym dziadkiem, choć trochę nieralistyczny. Normalnie jak tylko by uderzył żołnierza, reszta posiekała by go na kawałki
Ale i tak opowiadanie super 
Lidder pisze:- Co się dzieje, gdy kawaleria normalnym ruchem, nie marszem, przechodzi przez murek?
- To samo co wtedy, gdy idziesz na imprezę poderwać jakąś dziewczynę.
Zapomniałeś, że oprócz tego może jeszcze strzelać z łuku i ciskać we wrogów fireballe 
Lidder pisze:- Co się dzieje, gdy kawaleria normalnym ruchem, nie marszem, przechodzi przez murek?
- To samo co wtedy, gdy idziesz na imprezę poderwać jakąś dziewczynę.
trzymając w 2óch rękach sztandarAndrzej pisze:Zapomniałeś, że oprócz tego może jeszcze strzelać z łuku i ciskać we wrogów fireballe
Kupię bretońskie modele z 5tej edycji:
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Bo to magiczne żarcie było. Pewnie double blast, albo rocket fuel.Andrzej pisze:Fajny motyw z tym dziadkiem, choć trochę nieralistyczny. Normalnie jak tylko by uderzył żołnierza, reszta posiekała by go na kawałkiAle i tak opowiadanie super
Ostatnio zmieniony 20 sty 2011, o 18:55 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Gniewko dawaj więcej !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Pora na małe przeniesienie akcji. Hugo leży nieprzytomny, więc przenieśmy się do kolejnego rozdziału, w nieco inne miejsce. Oto wstęp, reszta niebawem 
Najpierw jest trakt. Szeroki, ze sporymi koleinami, wyżłobionymi przez przemierzające go codziennie dziesiątki wozów. Biegnie wpierw lasem, potem łąkami i polami równin Niederreiklandu, by w końcu dotrzeć do miasta. Na milę przed bramami miejskimi ziemny gościniec przechodzi w równo brukowaną drogę, dając jasno do zrozumienia podróżnym, że metropolia, wśród licznych przywilejów, ma również prawo milowe. Pół mili przed murami droga wznosi się na niewielki garb, z którego podróżny widzi cały gród. A jest na co patrzeć. Szlak przechodzi w miejskie ulice w wąskim świetle Pferdtor, Końskiej Bramy, od brązowej figury konia zdobiącej dach baszty nad wrotami. Za nią podróżny zanurza się w wielobarwny tłum i rusza w stronę centrum, co chwila zadzierając głowę – z jednej strony by podziwiać smukłe wieże świątyń i zdobione fasady kupieckich domów, z drugiej, by nie zostać oblanym zawartością czyjegoś nocnika. Ulice biegną tu do siebie prostopadle, jak na szachownicy, choć nie jest to wcale regułą – choćby Bleichstrasse, która ukośnie wrzyna się w regularną siatkę, łącząc ze sobą Ringplatz i Neumarkt, dwa największe place miasta. Oba rynki zawsze zawalone są mieszaniną kramów, drewnianych bud i przenośnych straganów, a handluje się tutaj w zasadzie wszystkim, choć przyjęło się, że na Neumarkt króluje głównie żywność, a na Ringplatz tkaniny, odzież i wszelkie towary powszechnie uznane za zbytkowne.
W mieście jest jeszcze jedna duża otwarta przestrzeń handlowa – Fleischmarkt. Plac ten przylega bezpośrednio do nabrzeża rzeki, a powietrze przesyca ostry odór krwi. Nietrudno się domyślić, nawet nie znając reikspiela, że sam Fleischmarkt, jak i odchodzące od niego uliczki – Metzgergasse, Wurstgasse i Leberecke – należą do rzeźników, masarzy i handlarzy mięsem.
Poza tymi trzema placami mało tu przestrzeni. Ulice są zatłoczone i mroczne, ocienione wysuniętymi piętrami domów i zasłane morzem odpadków, gnoju i błota.
Są jednak miejsca, gdzie o porządek się dba, a śmieci są usuwane regularnie, jak choćby na Hochbergu, jednym z niewielkich pagórków wewnątrz murów miejskich, na którym wznosi się Sigmarsdom, katedra opiekuńczego bóstwa całego cesarstwa. Jej dwie strzeliste wieże, zwane potocznie przez mieszkańców „paluchami”, dominują w krajobrazie całego miasta i są widoczne z każdego miejsca.
Drugim ze wzgórz jest Altberg, gdzie mieści się najstarsza część miasta, pamiętająca czasy gdy Sigmar chodził po ziemi. Z topornego, stojącego tam wówczas grodu nie pozostało dziś nic – całe wzniesienie zajmuje zamek cesarza. Masywna bryła budowli wygląda na ciężką i chłodną, choć wewnątrz skrywa pełne przepychu komnaty. Sam zamek zasłania podróżnemu widok na położoną na drugim brzegu rzeki dzielnicę Heidenfeld – pełną obskurnych chałup i starych magazynów część miasta, którą okupują najbiedniejsi. Między obiema dzielnicami, na środku Reiku jest kilka niewielkich wysp – Malzinsel, Sandinsel, Muhleninsel i Klosterinsel. Poza ostatnią, na której mieści się klasztor sióstr Shallyi i szpital, wyspy mają znaczenie czysto gospodarcze i są zabudowane spichlerzami, młynami wodnymi i budami flisaków.
Całe miasto otaczał wymyślny system fortyfikacji – wysoki kamienny mur, naturalna fosa powstała z odnogi rzeki zwanej Starym Reikiem, dziesiątki baszt i barbakanów. Takim jawił się nowo przybyłym Altdorf, licząca sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców stolica Reiklandu i całego Imperium. Takim zastała go wojna.
Najpierw jest trakt. Szeroki, ze sporymi koleinami, wyżłobionymi przez przemierzające go codziennie dziesiątki wozów. Biegnie wpierw lasem, potem łąkami i polami równin Niederreiklandu, by w końcu dotrzeć do miasta. Na milę przed bramami miejskimi ziemny gościniec przechodzi w równo brukowaną drogę, dając jasno do zrozumienia podróżnym, że metropolia, wśród licznych przywilejów, ma również prawo milowe. Pół mili przed murami droga wznosi się na niewielki garb, z którego podróżny widzi cały gród. A jest na co patrzeć. Szlak przechodzi w miejskie ulice w wąskim świetle Pferdtor, Końskiej Bramy, od brązowej figury konia zdobiącej dach baszty nad wrotami. Za nią podróżny zanurza się w wielobarwny tłum i rusza w stronę centrum, co chwila zadzierając głowę – z jednej strony by podziwiać smukłe wieże świątyń i zdobione fasady kupieckich domów, z drugiej, by nie zostać oblanym zawartością czyjegoś nocnika. Ulice biegną tu do siebie prostopadle, jak na szachownicy, choć nie jest to wcale regułą – choćby Bleichstrasse, która ukośnie wrzyna się w regularną siatkę, łącząc ze sobą Ringplatz i Neumarkt, dwa największe place miasta. Oba rynki zawsze zawalone są mieszaniną kramów, drewnianych bud i przenośnych straganów, a handluje się tutaj w zasadzie wszystkim, choć przyjęło się, że na Neumarkt króluje głównie żywność, a na Ringplatz tkaniny, odzież i wszelkie towary powszechnie uznane za zbytkowne.
W mieście jest jeszcze jedna duża otwarta przestrzeń handlowa – Fleischmarkt. Plac ten przylega bezpośrednio do nabrzeża rzeki, a powietrze przesyca ostry odór krwi. Nietrudno się domyślić, nawet nie znając reikspiela, że sam Fleischmarkt, jak i odchodzące od niego uliczki – Metzgergasse, Wurstgasse i Leberecke – należą do rzeźników, masarzy i handlarzy mięsem.
Poza tymi trzema placami mało tu przestrzeni. Ulice są zatłoczone i mroczne, ocienione wysuniętymi piętrami domów i zasłane morzem odpadków, gnoju i błota.
Są jednak miejsca, gdzie o porządek się dba, a śmieci są usuwane regularnie, jak choćby na Hochbergu, jednym z niewielkich pagórków wewnątrz murów miejskich, na którym wznosi się Sigmarsdom, katedra opiekuńczego bóstwa całego cesarstwa. Jej dwie strzeliste wieże, zwane potocznie przez mieszkańców „paluchami”, dominują w krajobrazie całego miasta i są widoczne z każdego miejsca.
Drugim ze wzgórz jest Altberg, gdzie mieści się najstarsza część miasta, pamiętająca czasy gdy Sigmar chodził po ziemi. Z topornego, stojącego tam wówczas grodu nie pozostało dziś nic – całe wzniesienie zajmuje zamek cesarza. Masywna bryła budowli wygląda na ciężką i chłodną, choć wewnątrz skrywa pełne przepychu komnaty. Sam zamek zasłania podróżnemu widok na położoną na drugim brzegu rzeki dzielnicę Heidenfeld – pełną obskurnych chałup i starych magazynów część miasta, którą okupują najbiedniejsi. Między obiema dzielnicami, na środku Reiku jest kilka niewielkich wysp – Malzinsel, Sandinsel, Muhleninsel i Klosterinsel. Poza ostatnią, na której mieści się klasztor sióstr Shallyi i szpital, wyspy mają znaczenie czysto gospodarcze i są zabudowane spichlerzami, młynami wodnymi i budami flisaków.
Całe miasto otaczał wymyślny system fortyfikacji – wysoki kamienny mur, naturalna fosa powstała z odnogi rzeki zwanej Starym Reikiem, dziesiątki baszt i barbakanów. Takim jawił się nowo przybyłym Altdorf, licząca sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców stolica Reiklandu i całego Imperium. Takim zastała go wojna.
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.
Dobry opis.
Ciekawe, jak bretończycy poradzą sobie z imperialną fortecą. Bo raczej nie są zbyt dobrzy w prowadzeniu oblężeń
Ciekawe, jak bretończycy poradzą sobie z imperialną fortecą. Bo raczej nie są zbyt dobrzy w prowadzeniu oblężeń
Lidder pisze:- Co się dzieje, gdy kawaleria normalnym ruchem, nie marszem, przechodzi przez murek?
- To samo co wtedy, gdy idziesz na imprezę poderwać jakąś dziewczynę.
10 trebów skruszy najtwardszy mur.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Treby można ustawić na skraju lasy albo w "okopach" lub zbudować prowizoryczne osłony przed nimi.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
I mamy drugą Normandię 
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Może zbudują konia bretońskiego. W końcu w imperium nie znają illiady, więc ten numer mógłby przejść 
Lidder pisze:- Co się dzieje, gdy kawaleria normalnym ruchem, nie marszem, przechodzi przez murek?
- To samo co wtedy, gdy idziesz na imprezę poderwać jakąś dziewczynę.
Jednorożca, Ma niby być w nowym booku 
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Ta jednostka ma się nazywać Hell Pit Unicorn
. Co do próby zdobycia miasta obstawiam co następuje: masa chłopów formuje łagodne wzniesienie pod same mury, po którym wjeżdżają rycerze. I zostają usmażeni przez kolejną wunderwaffe i pokrojeni przez waffen GS.
Jeżeli rycerze atakują zamki to na piechotę. Koniki są nie praktyczne przy wchodzeniu po drabinach. Miasto spłonie od strzał Bretońskich łuczników. A potem zbrojni rozkradną co zostanie.
Jak sobie wyobraziłem, jak ciężka kawa wtacza się na mury po takim nasypie. A potem spada z muru do środka miasta to nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.
Jak sobie wyobraziłem, jak ciężka kawa wtacza się na mury po takim nasypie. A potem spada z muru do środka miasta to nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

