Dostałem w ramach promocji węgierski DL. 2xplagueriderzy, 2xnurglingi, gigantyczny klocek plaguebearerów z wardem 4+, demon princem i heraldem. Mało dispela (2 scrolle, 4 kości). Taka przetrzymywaczka hardkorowa. Wystawił kloc w środku i riderów+nurglingi na każdej flance. Ja na jednej wystawiłem trochę śmiecia, żeby karmić jednych plagueriderów, a na drugiej BK, żeby zjeść drugich i oflankować klocek.
Wiedziałem, że przebicie się przez te wszystkie demony będzie wymagało czasu. Koleś zagrał na przetrzymanie, tzn. wsadził demona i BSB do klocka piechoty i wyszedł nurglingami do przodu. W 2 turze wpadłem BK w nurglingi na prawej flance, licząc na trafianie na 3+, lordem się ustawiłem nieco z tyłu. Nurglingi dzielnie walczyły, a raczej moi black knighci dawali ciała - mieli przez całą bitwę średnio ze 2 hity z 6 ataków co turę. Dlatego nurglingi uległy o rundę h-t-h za późno, żebym zrobił wjazd lordem i knightami we flankę plaguebearerów w 4 turze. Lord w międzyczasie zarąbał jednych riderów od flanki, drugich nakarmiłem pieskami (4wilki + doom wolf trzymają toto 2 rundy

W sumie przykrość w postaci BK od flanki i wampira od flanki spotkała klocek plaguebearerów w 5 rundzie. Niestety tak korzystne ustawienie kosztowało, bo musiałem nakarmić demony fell batami i wilkami za 400 punktów w sumie i jakimiś wskrzeszonymi zombie. Niestety, ponieważ BK jak poprzednio ssali i nic nie trafiali, nie przebiłem się przez demony do końca bitwy i wyszedł remis. Pierwsza bitwa, w której zabrakło mi tury do pojechania przeciwnika... Tak wyglądała większość moich remisów na tym turnieju

Bitwa 2 - Duńczycy (El Ray - Bretka)
Oczywiście bardzo mi zależało, żeby El Raya wgnieść w glebę. Niestety wygrał rzut i zabrał mi domek (gdybym był Malalem, to bym się popłakał). Generalnie wystawił się tak, że wszystkie lance były na jednej flance, poza jednymi errantami na drugiej. Na errantów posłałem duszki, a reszta mojej armii poszła na środek stołu.
W pierwszej turze wykonałem dość agresywne ruchy. Lord na WN poleciał przed domek i stanął w zasięgu popychaczki na flankę armii el raya. Wystawiłem duszki na szarżę errantów i przygotowałem drobną kontrę z boku, jedne wilki sobie wyjechały, żeby spróbować ściągnąć errantów z drugiej flanki pod black knightów. Dwa scrolle poszły.
W drugiej turze el ray zaszarżował lancą z BSB i herosem na wilki w sposób dość wyrachowany, żeby mieć overrun w BK, ale szokująco zaryzykował - miał do nich ok. 13,5 cala, musiał rzucić 14+ na overrun, w przeciwnym wypadku zasysał mega ból. Wystawił też lancę z generałem tak, żeby mojego wampira złapać, wystawił się pegazami pod moje psy i tyle. I zrobił zdjęcie swojej "rozkminy". Niestety na overrun rzucił 17. Potem wykorzystał falcon horna, żeby powstrzymać wampira od szarży w bok tego klocka w moich black knightach, co było do przewidzenia.
W mojej turze z kolei zaszarżowałem pegazy wilkami, żeby je przetrzymać - ale oblały fear i wpadły w domek, bonus dla mnie i chyba jedyny moment farta w tej grze. Potem ustawiłem się wampirem bliżej combatu z black knightami, zasłaniając go psami od szarży lancy z generałem. Na flance bawiłem się w szachy - duszki + banshee kontra erranci, banshee zabiła 3 krzykiem.
Z magii znów zeszły dwa scrolle. Szarża we front black knightów, jak to szarża w black knightów - kilku zabił, ale ugrzązł, co mógł przewidzieć - nie zabija się 15 w dwie tury lancą realmów, a bohaterów nie miał złożonych do mordowania kawalerii. W zasadzie przy dobrych rzutach w drugiej turze CC mogłem mu jeszcze założyć fear outnumber.
W swojej turze trochę podjechał resztą lanc, lancą z generałem zaszarżowałem w blokujące wilki. Niestety w CC zrobił black knightom totalny disaster - z mieszaniny ataków z S4 i 3 wytłukł prawie wszystkich.
W swojej 3 zacząłem zbierać żniwa. Wampir wpadł w klocek z bohaterami od boku, wyzwał challenge, wgniótł BSB w glebę, odzyskał sztandar BK, niestety nie złapał klocka. Z overruna wpadł w errantów od boku. Duszki zaszarżowały innych errantów. Na polu bitwy zaczynało wyglądać obiecująco - oddawszy 500 pkt odbiłem je sobie z nawiązką, wyciągnąłem wszystkie scrolle i horna. w 3 turze el ray usiłował jeszcze gdzieś dotrzeć na czas lancą z lordem oraz gralami, ale mu nie wychodziło. Wampir przebił się przez errantów, ale lanca męczona przez duszki rzuciła dwie jedynki na fear+outnumber.
W jego trzeciej podjechał klockiem z generałem na tył duszków. Co by mu niewiele dało, gdyby lanca w której stały duszki nie rzuciła znów dwóch jedynek na fear+outnumber.
W czwartej wbiłem się w przetrzebiony klocek z paladynem, któremu wcześniej zabrałem sztandar. Żeby nie dostać szarży od zombie, ustawił się po zebraniu w kreskę, więc miał tylko outnumber. Paladyn dostał straszny wklep, próbował wardować i nawet mu nieźle szło - dopóki mu nie przypomniałem, że ta lanca już uciekała. Więc został wbity w glebę, wygrałem o +5. Zgadnijcie, co rzucił El Ray na brejka. Chyba mu się na kostkach zapodziały wszystkie jedynki pożyczone od kolegi Dwarfa.
Duszki wreszcie zbrejkowały errantów. Za późno.
W jego czwartej rozwalił duszki, ja zmacerowałem i zgoniłem resztę lancy wampirem. Nadal byłem optymistą - miałem jeszcze dwie tury, El Rayowi zostały 3 lance z generałem, ja straciłem BK, śmieci za jakieś 200-300 punktów... i niestety także duszki. Więc już prowadziłem, nawet bez liczenia sztandarów, a miałem 2 popychaczki i dużo lepszą sytuację taktyczną. Tyle, że teraz jedynki pożyczone od dwarfa przeszły na mnie - przez 2 tury nie upolowałem ani jednej lancy z popychaczek, rzucajac 3 miscasty i jeden raz za mało. Generalnie miał tylko książeczkę do dispelowania. Wessał mi jeszcze kuszników i wskrzeszonych zombie. Remis. Znów - o turę za mało, żebym sklepał sobie soczystą lancę i wywalczył 14-6. Po tej bitwie miałem ogromne poczucie niedosytu, bo wystarczyłoby na przykład, że duszki przepchnęły swoich errantów - wtedy uciekłbym generałowi, miałbym 195 punktów + 100 za sztandar, a gdyby mi jeszcze JAKAKOLWIEK z 4 popychaczka wyszła, to dodatkową lancę ze sztandarem do kompletu, bo nie wydispelowałby popychaczki i książki. Spoko mogłem zrobić 14-6, albo nawet lepiej.
Bitwa 3 Norwegia (Sylvania)
Sam błagałem o tę Sylwanię Młodego. A wyszło.... Moje Waterloo, mój "free frag", moje Ogry. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć trzy rzeczy. Primo - przeciwnika miałem naprawdę godnego i dobrze kombinującego. Duo - ja kminiłem gorzej, bo byłem turbozmęczony po nocnej jeździe i bitwach, w szczególności z El Rayem. No i wreszcie - nadal mnie prześladował lekki pech kościany. Szczególnie w kluczowym momencie, kiedy wynik bitwy sprowadził się do jednego rzutu. Przeciwnik miał 33% szans na wina, i mu się udało.
No ale cóż. Zacząłem bitwę bardzo agresywnie - podjechałem black knightami na maksa, a nawet bardziej (popychaczka), duszkami też, wampira zaparkowałem flankująco tuz przed laskiem. Przed black knightami stało kilka 12-zombiowych klocków piechoty z wampirem i thrallem oraz black coach, więc sadziłem, że nie ma bata - wydispeluję wskrzeszenia i po prostu się od razu wgryzę w mięcho. Jeden marker zneutralizowałem stawiając na nim ghule.
Mój przeciwnik zrobił jedyną rzecz, jaką mógł zrobić - zaszarżował black knightów coachem, żeby przetrzymać. Następnie ustawił swoje 3 12- osobowe klocki piechoty i wilki jak puzle, żebym nie miał szans na wjazd wampirem w bok coacha. Ruszył swoich BK, żeby mieć flankę moich, i ustawił własne jednostki, abym żebym fizycznie nie mógł wstawić nic pomiędzy. Do tego zasłonił flankę swoich BK 5 wilkami przed szarżą przetrzymującą 5 fell batów, które właśnie po to tam były (kombinowałem, że jak wywheeluje mało, to go nakarmię, a jak wywheeluje dużo, to go z flanki przytrzymam).
Zaiste poczułem się nieco rozkminiony, choć plan Norwega miał jeden bardzo słaby punkt, który wykorzystałem - zaszarżowałem 5tką fell batów w 5 wilków chroniących flankę jego BK. Gdybym się przebił, BK by stali w następnej i miałbym kłopot z głowy. Z drugiej strony zacząłem wampirem i duszkami zjadać te 12-osobowe klocki ze sztandarami od flanki. W sumie wynik bitwy zależał teraz tylko i wyłącznie od fell batów. Dwie rany by starczyły. Oczywiście dały dupy po całej linii i trafiły raz, nie zadając rany. Typowe. Coach stał w BK. Drugi coach rozmontowywałem wskrzeszonymi zombie na flance po tym, jak dał się złapać fell batami w bok.
W swojej drugiej turze Norweg wbił się BK oraz samotnym generałem. Tu mój szacunek dla jego myślenia nieco zmalał, bo wyszarżowanie wampirem nie było mądre ani potrzebne - mój wampir szalał na jego flance i w zależności od rzutów mogło się to skończyć sytuacją, kiedy ja nie mam BK, a on ma w generale (jedyna ochrona = cursed book) blood dragona z rerolami hitów i S7, o czym wiedział. Bez popychaczki, po prostu po overrunie przez coacha

Ale znów rzuty szły mi opornie, więc zjadłem klocek szkieletów za późno.
Przez następne kilka tur stracił dwa regony piechoty ze sztandarami, coacha i duszki, wszystkie psy; ja oddałem BK ze sztandarem i niewiele więcej, więc nawet nie było źle. W okolicach czwartej wpadłem z popychaczki, której nie miał już czym dispelować, w jego samotnego wampira - dokładnie po tym jak on wpadł zombiakami (popychaczka z IFki) w bok moich duszków. Jego generał nie przeżył, w następnej turze nie miał jak się schować, zaś BK przed jednoczesną szarżą pełnego klocka wskrzeszonych zombie i generała w układzie kanapkowym. Zapowiadało się na win o jakieś 1000-1500 pkt bez problemu.
Niestety znów sobotnie rzuty dały mi popalić - jego zombie, którzy blokowali BK, sypnęli się o bardzo dużo, dzięki czemu udało mu się wyszarżować wight lordem z sword of the kings w mojego generała. Trafiał na 5+ (jeden hit) killing blow (5+)... i shit. Na sypaniu wyszedłem dużo gorzej, bo nie miałem już BK, czary też stały się bezużyteczne, bo nie miałem po co wskrzeszać - ani czego pchać. Wielka lipa, splewiłem na maksa dostając 14 z armią, którą powinienem był pojechać strasznie. Shit happens.
Tyle o sobocie. Generalnie byłem zdegustowany. Miałem dosłownie raz lekkiego farta (pegazy oblały fear na wilkach). Poza tym moja armia grała jak w komedii, a nie walczyła - non stop splewiałem ataki, black knighci nic nie robili, kiedy przeciwnik był bezbronny przed magią jak kaczuszka - miscastowałem. Gdyby nie dwa ważne rzuty w ostatniej bitwie (10 ataków fell batów nie zabiło 2 wilków, wampir dostał KB), oba na moją niekorzyść, mielibyśmy wina z Norwegią, tak wyszedł remis.
CDN....
O niedzielnych bitwach, kiedy szczęście mi się wyrównało, a w ostatniej zamieniło w turbofarta z pietruszką.