Arena nr 32 - Czarna Grań
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
Re: Arena nr 32 - Czarna Grań
Aha.... a, nie... nic
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Już nawet nie liczę, że skończymy do końca roku
Od poprzedniej walki, minęło już prawie 30 dni. Roland spędzał je na doskonaleniu szermierki, siły i szybkości. Wieczorem dnia 30 Gobliny przyniosły wieść, że rycerz ma się stawić na arenę. Walka miała się zacząć za godzinę. Na dworze było pochmurno i zbierało się na deszcz.
- Dobry dzień na epicką śmierć...
Powiedział i ruszył w stronę areny.
- Dobry dzień na epicką śmierć...
Powiedział i ruszył w stronę areny.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Dwanazta bitka!!! Ludź w blachach leje siem ze wielgachnym, niedogolonym bydlenciem.*
Walka nr XII: Martin von Larkhar, wampir vs sir Roland z Bastonne, bretoński wędrowny rycerz.
Śnieg z deszczem od kilku dni padał na orkową osadę na Czarnej Grani, zamieniając płową glebę w na wpół zmrożoną breję, w której gdzieniegdzie rozlewały się kałuże. Wilgoć w chłodnym powietrzu tylko wzmacniała uczucie przenikliwego zimna, którego macki wciskały się w każdą nieszczelność, zarówno budynków jak i ubrań.
Mimo tak paskudnej pogody postanowiono przeprowadzić walkę; ostatnią w tej rundzie. Wędrowny Roland z Bastonne miał stanąć do walki z Martinem von Larkharem, krwiożerczym wampirem-strzygą, obaj wojownicy byli więc wartymi siebie przeciwnikami, zaprawionymi w niezliczonych bojach. Już wkrótce miało okazać się, który z nich będzie górą.
Jako pierwszy na arenie stawił się Bretończyk. Zlustrował pole bitwy: pełna pluchy i dziur niecka bardziej przypominała wyschłe bajoro niż arenę. Rycerz zaniepokoił się, wiedział bowiem, co się stanie, gdy osoba zakuta w pancerz przewróci się w błoto; w dodatku zachowane gdzieniegdzie kamienne płyty zrobiły się śliskie, jak posmarowane oliwą. Przez gęstą zasłonę deszczu dostrzegł falujący na trybunach tłum zielonoskórych, jednak pogoda zdawała się powstrzymywać orków przed wydawaniem zbyt dużej wrzawy. Roland słyszał przede wszystkim brzęk bryłek lodu i dużych, ciężkich kropel rozpryskujących się na polerowanych płytach pancerza.
Wtem furtka uchyliła się i na arenę wkroczył wampir. Pogoda zdawała się nie robić na nim żadnego, nawet najmniejszego wrażenia. W tej chwili wyglądał jak zwykły człowiek, ale Roland wiedział, że to tylko pozory, dlatego też zdecydował się prosić Panią Jeziora o wsparcie w czekającej go walce. Tymczasem, stojący w bezruchu kilkanaście kroków dalej wampir z powątpiewaniem, ale i z uwagą obserwował przyklękającego rycerza. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien go lekceważyć, gdyż nawet chwila nieuwagi może pogrążyć nawet najsprawniejszego wojownika. Tak jak teraz: rozległ się gong, nim Bretończyk zdołał wstać, wampir rzucił się na niego z okrzykiem, który zmienił się w skrzekliwy ryk. W mgnieniu oka Martin zmienił swą formę, jego zakończone długimi szponami ramiona wydłużyły się, twarz zamieniła w pełen rzędów trójkątnych zębów pysk, a pokryte gęstą szczeciną ciało rozerwało ubranie. W ostatnim momencie Roland osłonił się tarczą, wykonując niezręczny unik w bok. Drzazgi poleciały na wszystkie strony, gdy lewy sierpowy roztrzaskał połowę tarczy rycerza. Nim zdążył on odzyskać równowagę po ciosie zdolnym powalić rhinoxa, Martin wykonał błyskawiczny zwrot i chlasnął pazurami w rycerski napierśnik. Rozległ się potworny zgrzyt, ale blacha wytrzymała. Mimo to, sam widok potwornych szponów wykrawających rysy na stali i przenikliwy hałas wystarczyły, by Rolanda ogarnął niepokój. Choć rycerz zwykł nie ustępować pola, tym razem zmuszony był cofnąć się pod wściekłą nawałnicą kłów i pazurów. Poczuł jak dotyka plecami bandy... Wampir zaryczał chrapliwie i donośnie, cofając się o pół kroku. I tak miał już przeciwnika na widelcu. Potwór skręcił się w biodrze i wzniósł pięść do ciosu.
Roland odruchowo wzniósł miecz do parady tak, że ostrze ustawiło się płazem pomiędzy walczącymi. W tym samym momencie szponiasta łapa wystrzeliła naprzód jak bełt z balisty; wampir włożył w ten cios całą siłę, i chociaż miecz przyjął trafienie, został po prostu staranowany i popchnięty dalej. Rozległ się grzmot metalu uderzającego o metal, któremu wtórował skrzek von Larkhara. Pięść przebiła się wraz z mieczem przez pancerz Rolanda i dosłownie przygwoździła go do ściany. Wampir warknął i przegryzł szyję Bretończyka, atakując szybko niczym kobra. Rycerz nawet nie zdążył krzyknąć. Krew bryznęła na zbroję, ściany i sierść, a także zabarwiła błoto czerwienią. Martin wykonał szybki półobrót wyrywając ramię ze ściany w eksplozji krwi i odłamków drewna, odsłaniając ziejącą na wylot dziurę, jednocześnie ciskając bezwładnego rycerza jak słomianą kukłą. Wzrok oniemiałej z wrażenia publiczności podążał za kreślącym w powietrzu karmazynowy łuk Rolandem który, jak się okazało, wylądował w loży herszta z gromkim łoskotem. Wrzask tłumu zlał się ze zwycięskim rykiem wampira i rozbrzmiał echem wśród ośnieżonych wierzchołków.
Walka nr XII: Martin von Larkhar, wampir vs sir Roland z Bastonne, bretoński wędrowny rycerz.
Śnieg z deszczem od kilku dni padał na orkową osadę na Czarnej Grani, zamieniając płową glebę w na wpół zmrożoną breję, w której gdzieniegdzie rozlewały się kałuże. Wilgoć w chłodnym powietrzu tylko wzmacniała uczucie przenikliwego zimna, którego macki wciskały się w każdą nieszczelność, zarówno budynków jak i ubrań.
Mimo tak paskudnej pogody postanowiono przeprowadzić walkę; ostatnią w tej rundzie. Wędrowny Roland z Bastonne miał stanąć do walki z Martinem von Larkharem, krwiożerczym wampirem-strzygą, obaj wojownicy byli więc wartymi siebie przeciwnikami, zaprawionymi w niezliczonych bojach. Już wkrótce miało okazać się, który z nich będzie górą.
Jako pierwszy na arenie stawił się Bretończyk. Zlustrował pole bitwy: pełna pluchy i dziur niecka bardziej przypominała wyschłe bajoro niż arenę. Rycerz zaniepokoił się, wiedział bowiem, co się stanie, gdy osoba zakuta w pancerz przewróci się w błoto; w dodatku zachowane gdzieniegdzie kamienne płyty zrobiły się śliskie, jak posmarowane oliwą. Przez gęstą zasłonę deszczu dostrzegł falujący na trybunach tłum zielonoskórych, jednak pogoda zdawała się powstrzymywać orków przed wydawaniem zbyt dużej wrzawy. Roland słyszał przede wszystkim brzęk bryłek lodu i dużych, ciężkich kropel rozpryskujących się na polerowanych płytach pancerza.
Wtem furtka uchyliła się i na arenę wkroczył wampir. Pogoda zdawała się nie robić na nim żadnego, nawet najmniejszego wrażenia. W tej chwili wyglądał jak zwykły człowiek, ale Roland wiedział, że to tylko pozory, dlatego też zdecydował się prosić Panią Jeziora o wsparcie w czekającej go walce. Tymczasem, stojący w bezruchu kilkanaście kroków dalej wampir z powątpiewaniem, ale i z uwagą obserwował przyklękającego rycerza. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien go lekceważyć, gdyż nawet chwila nieuwagi może pogrążyć nawet najsprawniejszego wojownika. Tak jak teraz: rozległ się gong, nim Bretończyk zdołał wstać, wampir rzucił się na niego z okrzykiem, który zmienił się w skrzekliwy ryk. W mgnieniu oka Martin zmienił swą formę, jego zakończone długimi szponami ramiona wydłużyły się, twarz zamieniła w pełen rzędów trójkątnych zębów pysk, a pokryte gęstą szczeciną ciało rozerwało ubranie. W ostatnim momencie Roland osłonił się tarczą, wykonując niezręczny unik w bok. Drzazgi poleciały na wszystkie strony, gdy lewy sierpowy roztrzaskał połowę tarczy rycerza. Nim zdążył on odzyskać równowagę po ciosie zdolnym powalić rhinoxa, Martin wykonał błyskawiczny zwrot i chlasnął pazurami w rycerski napierśnik. Rozległ się potworny zgrzyt, ale blacha wytrzymała. Mimo to, sam widok potwornych szponów wykrawających rysy na stali i przenikliwy hałas wystarczyły, by Rolanda ogarnął niepokój. Choć rycerz zwykł nie ustępować pola, tym razem zmuszony był cofnąć się pod wściekłą nawałnicą kłów i pazurów. Poczuł jak dotyka plecami bandy... Wampir zaryczał chrapliwie i donośnie, cofając się o pół kroku. I tak miał już przeciwnika na widelcu. Potwór skręcił się w biodrze i wzniósł pięść do ciosu.
Roland odruchowo wzniósł miecz do parady tak, że ostrze ustawiło się płazem pomiędzy walczącymi. W tym samym momencie szponiasta łapa wystrzeliła naprzód jak bełt z balisty; wampir włożył w ten cios całą siłę, i chociaż miecz przyjął trafienie, został po prostu staranowany i popchnięty dalej. Rozległ się grzmot metalu uderzającego o metal, któremu wtórował skrzek von Larkhara. Pięść przebiła się wraz z mieczem przez pancerz Rolanda i dosłownie przygwoździła go do ściany. Wampir warknął i przegryzł szyję Bretończyka, atakując szybko niczym kobra. Rycerz nawet nie zdążył krzyknąć. Krew bryznęła na zbroję, ściany i sierść, a także zabarwiła błoto czerwienią. Martin wykonał szybki półobrót wyrywając ramię ze ściany w eksplozji krwi i odłamków drewna, odsłaniając ziejącą na wylot dziurę, jednocześnie ciskając bezwładnego rycerza jak słomianą kukłą. Wzrok oniemiałej z wrażenia publiczności podążał za kreślącym w powietrzu karmazynowy łuk Rolandem który, jak się okazało, wylądował w loży herszta z gromkim łoskotem. Wrzask tłumu zlał się ze zwycięskim rykiem wampira i rozbrzmiał echem wśród ośnieżonych wierzchołków.
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[Je**ny spoiler, cosik mi to PGem zalatuje, oby kolejny przeciwnik tego drakuli 2.0 miał więcej farta]miły5 pisze:Jest ! Nareszcie bitwa.
Miło się czytało mimo , że sama walka była bardzo szybka.Innymi słowy ,, Był Bretończyk i zniknął "
- Roland ! Nieeee ! - wyrwało się, niemal wrzaskiem Janowi, który na widok rycerza wgniecionego w ścianę zerwał się z miejsca.
Reszta kislevitów zastygła z niedowierzaniem na twarzach, tak jak stali, głównie dlatego, że nie całkiem zdążyli usiąść. Nieco się spóźnili na walkę - tym razem rozegraną w kilka uderzeń serca. W oczach husarza zapłonął ogień zemsty - Pomszczę cię przyjacielu.
Nie było sensu już siadać, ani dalej oglądać pobojowiska, toteż zbierając się Jan rozejrzał się po widowni. Wypatrzył między - teraz już zupełnie zielonoskórym tłumem - Willarda i jego drużynę. Kapitan najeminków wpatrywał się ołowianym wzrokiem w ryczące monstrum ze zmierzwionym i skrwawionym futrem. W pewnej chwili spojrzenia dwóch ostatnich ludzi walczących na Arenie skrzyżowały się. Skinięciem głów uzgodnili spotkanie wieczorem, w celu przedyskutowania ostatnich wydarzeń, po czym w ciszy każdy udał się za soją kompanią.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Willard od razu zrozumiał gest kislevczyka. Wiedział, że musieli się spotkać. Te pieprzone monstra rozwalały przeciwników jeden po drugim. Miał ochotę spotkać na arenie jakiegoś kapłana i się go spytać- "Gdzie jest kurwa teraz twój Sigmar?"
Gdy tylko wrócił do kwatery usadowił się na pryczy. Zanim spotka się wieczorem z Janem to utnie sobie drzemkę by przespać się z problemem.
[Jupi w końcu ]
Gdy tylko wrócił do kwatery usadowił się na pryczy. Zanim spotka się wieczorem z Janem to utnie sobie drzemkę by przespać się z problemem.
[Jupi w końcu ]
FUUUUU, i gdzie kur..wa był magic shield??? Pani powinna ochronić Bretończyka przed tym ciosem Proponuje zbanować Wampiry na następnej arenie...
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
[Masz za karę, żeś tą tarczą mojego BG zabił, to teraz nic ci nie pomogła ]Matis pisze: FUUUUU, i gdzie kur..wa był magic shield??? Pani powinna ochronić Bretończyka przed tym ciosem Proponuje zbanować Wampiry na następnej arenie...
"Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu." - Ayn Rand
mam pytanie, miałem obręcz szybkości, dla czego mój BG jej nie uruchomił, żeby uciec przed tym ciosem?
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Martin po wrzuceniu ciała do loży herszta, sam tam wskoczył. Niewyobrażalną siłą zdarł z niego resztki zbroi ,a ciało zrzucił na arenę. Zeskoczył i posilił się. Następnie zaczął wręcz żonglować resztkami ciała rycerza rozrzucając przy tym wnętrzności po całej arenie. Po skończonej zabawie zabrał uzbrojenie i wyszedł z areny. W miarę jak oddalał się od budynku areny , wiwaty zgromadzonych orków, goblinów i innych ras zachwyconych przedstawioną im rzezią powoli stawały się cichsze ,aż umilkły zupełnie. Ten chłop musiał mieć rację. Ten palladyn to był jakiś bezmyślny rozbójnik,w dodatku beznadziejny w walce ,przechwalający się swoimi marnymi umiejętnościami. Mocny w gębie słaby w walce. Należałoby odnaleźć jego bandę i ja również ukarać.-pomyślał. Chciał to zrobić, bo nie nienawidził pustych ,lalusiów przechwalających się wszedzie gdzie się da i uważających się za lepszych od innych. Ale to miało nastąpić później. Gdy uzupełnił swoją energię, postanowił ,że odnajdzie rodzinę tego chłopa która tutaj przybyła. Może uzbrojenie rycerza brutalnie z niego zdarte ,choć mocno zniszczone ,przyda się im bardziej niż jemu. Taki gest dobrej woli za prawdomówność i uczciwość ich brata.
Ostatnio zmieniony 25 lis 2012, o 15:26 przez Morti, łącznie zmieniany 2 razy.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Nie zdradzaj swej mechaniki bo mi nasuwasz na myśl ogra z asfem
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
Klafuti, mógłbyś w przerwach podczas krucjaty przeciw nieudolnym trollerom rzucić dwa razy k4 czy 2k6 i podać następne walki ? Byśmy mogli przynajmniej coś skrobnąć, poza tym trza wyłonić farciarza kwartału jeszcze przed Ragnarökiem, a to już niedługo
[A właśnie, zapomniałem o Ragnaroku, myślę, że Amon Amarth szykuje na tę okazję specjalny koncert, więc my musimy tam być. Niniejszym:]
Najdłuższe igrzyska w historii osiągnęły etap półfinału. Pozostało już tylko czterech zawodników, którzy w napięciu oczekiwali na rozpisanie następnych walk. Dochodziła już północ, gdy echo stuku młotków rozbrzmiało pośród orkowej osady: w chybotliwym, pomarańczowym blasku pobliskich koksowników grupka goblinów przybijała do budynku areny tablicę pokrytą tradycyjnie koślawymi rysunkami i jeszcze bardziej koślawym tekstem napisanym przez jednego z "nadwornych kaligrafów" herszta Gorfanga. Był to najwyższy czas, ponieważ zarówno uczestnikom jak i publiczności przeciągające się zmagania zdały się frustrująco długie, i słusznie z resztą.
Oto co widniało na ogłoszeniu:
Bitka czynazda: wompierze*
Bitka szternazda: dfóch ludziuff**
Już po chwili pod świeżo przytwierdzoną tablicą powstało zbiegowisko zainteresowanych.
*Walka nr 13: Martin von Larkhar vs Dief Szybszy od promieni Słońca
**Walka nr 14: Jan Andrei Joachimowcz vs Willard Zimmer
Najdłuższe igrzyska w historii osiągnęły etap półfinału. Pozostało już tylko czterech zawodników, którzy w napięciu oczekiwali na rozpisanie następnych walk. Dochodziła już północ, gdy echo stuku młotków rozbrzmiało pośród orkowej osady: w chybotliwym, pomarańczowym blasku pobliskich koksowników grupka goblinów przybijała do budynku areny tablicę pokrytą tradycyjnie koślawymi rysunkami i jeszcze bardziej koślawym tekstem napisanym przez jednego z "nadwornych kaligrafów" herszta Gorfanga. Był to najwyższy czas, ponieważ zarówno uczestnikom jak i publiczności przeciągające się zmagania zdały się frustrująco długie, i słusznie z resztą.
Oto co widniało na ogłoszeniu:
Bitka czynazda: wompierze*
Bitka szternazda: dfóch ludziuff**
Już po chwili pod świeżo przytwierdzoną tablicą powstało zbiegowisko zainteresowanych.
*Walka nr 13: Martin von Larkhar vs Dief Szybszy od promieni Słońca
**Walka nr 14: Jan Andrei Joachimowcz vs Willard Zimmer
Martin jako pierwszy pojawił się przy tablicach. Miał walczyć z wampirem. W zaistniałej sytuacji pogrążył się w zadumie i udał się na arenę. Miał tam pozostać ,aż do rozpoczęcia swojej walki. Stał tam niewzruszony jak skała. Musiał się skoncentrować. Wokół niego utworzyła się dziwna aura.