Guhdar był wściekły. Niedośc, że jego rozpoczęcie jego walki się przeciągało, to na dodatek miał walczy z jakimś Krasnoludem. Wnerwiony wyszedł ze swojej stajni i ruszył w kierunku pokoju swego przeciwnika. Kopniakiem wyważył drzwi, ale Krasnoluda tam nie było. Tak więc Wargor pocwałował do czegoś. co możnaby nazwac stołówką. Jego zimne oczy zauważyły Wotana wesoło pałaszującego steki. Z mściwą satysfakcją powoli podszedł do niczego niespodziewającego się przeciwnika i zamachną się toporem. Pech chciał, że Krasnolud właśnie sięgał po następne mięsiwo, więc broń ugrzęzła w drewnianej ławie, tuż obok jego opancerzonego zadka. Wotan odwrócił się i odbijając od stołu skoczył na Guhdara. Zwierzoczłek zacisnął swe paluchy na grubej szyi przeciwnika, gdy ten raz po raz okładał go pancernymi łapami po łbie. Po krótkiej wymianie ciosów, koza kopem zrzuciła z siebie Krasnoluda, na tyle mocno, że zatrzymał się dopiero na ścianie stołówki. Szczęściem nikogo tam nie było. Otrzepując się Wotan wyrwał zza pasa swoją broń i jednocześnie unikając szarżującego Wargora, ciął na odlew. Topór trafił w wycelowaną w niego, wielką, przekształconą rękę. Twarze na brzuchu Guhdara zmieniły wyraz na przerażony. Łapa upadłą z plaskiem na podłogę, a wytrącony z równowagi Zwierzoczłek uderzył łbem w ścianę, grzęznąc w niej. Ze spokojem w oczach Wotan obszedł ścianę dookoła i unosząc topór wysoko nad głowę, spuścił go na głowę wściekłego Wargora.
Przepraszam za poślizg i jakkośc tekstu, ale spalił mi się komputer i musiałem dorwac jakiegoś latopa
