ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Matis »

Wcześniej:

Bliźniacy przywołali do siebie hobbita.
- Popatrz Farlin!!! krzyknęli obaj.
- To chyba noga tego Inkwizytora.? Rzekł pierwszy.
- Może powinniśmy mu ją oddać? dokończył drugi.

Hobbit przyjżał się jej bliżej, po czym wyszczerzył się.
- Spokojnie panowie, ja się tym zajmę.
Malec złapał nogę i poszedł do swojego pokoju. Przyszedł czas na bliższe oględziny.
- Hmmmm... wygląda na szczelną. Tak!!! Już wiem!!!
Po chwili na stoliku stała noga Magnusa, wypełniona wodą, w środku znajdował się pęd bambusa, który Farlin dostał od Saito. Malec stanął pod ścianą, cztery metry od swojego dzieła.
- O tak, to był naprawdę dobry pomysł....

***************************************************************
Teraz:

Farlin właśnie wychodził z twierdzy. Ubrany był w futro, futrzane buty i kislewską papachę. Z niezbędnych rzeczy, miał przy sobie tylko broń, prowiant i wódę. Hobbit postanowił wyruszyć przed innymi. Jego krótkie nóżki sprawiały, że nie był tak dobrym piechurem jak elfy, czy ludzie. Tak, czy siak musiał się sprężać. W końcu to on był najlepszy i tylko on potrafił pomóc Iskrze. Być może elfka jakoś się mu odwdzięczy, kiedy wyzdrowieje ( :wink: )

Droga była ciężka. Śnieg po pas ograniczał prędkość marszu. Śnieżyca pozwalała zaledwie na dziesięć metrów widoczności. Hobbit miał wrażenie, że wszyscy bogowie zawarli przymierze, przeciwko niemu. Pocieszała go tylko myśl, że jeżeli zginie to skopie im wszystkim tyłki. Po następnych trzydziestu minutach marszu, Farlin dotarł do lasu. Tu śniegu było już zdecydowanie mniej i łatwiej można było się przemieszczać. Malec pociągnął łyk ze swojej manierki. Norski miód niesamowicie rozgrzewał.
- Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!!!!!!

Farlin stanął i wytrzeszczył oczy, ciarki przeszły go po plecach. Coś zbliżało się od przodu.

- Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!!!!!
- Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!!!!!!

Zbliżało się też od tyłu i boków. Po krótkiej chwili, jego oczom ukazały się czarne wilki. Na podobnych jeździły gobliny. Hobbit rozejrzał się dookoła. To nie wyglądało za dobrze. Zbliżało się do niego 6 Bestii. Dwie od przodu, po jednej z każdego boku i dwie z tyłu. Wyciągnął zza pleców miecz. Pierwsze uderzyły, te zbliżające się od frontu, skoczyły na niego z rozwartymi paszczami. Malec cisnął plecakiem do tyłu, co zatrzymało znajdujące się tam bestie. Następnie zrobił przewrót przez ramię i ciął mieczem. Jeden z przeciwników padł na ziemię z rozpłatanym brzuchem. Hobbit nie czekał, zrobił piruet przez prawe ramię i znowu ciął mieczem. Ostrze odcięło pół głowy kolejnego wilka. Niestety, grząski grunt sprawił, że Farlin stracił równowagę. Wykorzystał to wilkor atakujący z lewej strony i dziabnął go w nogę, na wysokości piszczela. Futrzany but, ze wzmacnianej skóry, był jednak wystarczająco gruby i zęby nie dosięgnęły ciała. W ułamku sekundy miecz zagłębił się w jego szyi. Pozostałe przy życiu wilki skoczyły jednocześnie. Nie było już możliwości uniknięcia tego ataku. Malec zamknął oczy i zaczął modlić się do Sigmara.

Nastąpił świst, po ułamku sekundy dwa następne. Hobbit powoli otworzył jedno oko, a po chwili drugie. To co zobaczył zszokowało go jeszcze bardziej niż wilki. Jego oczom ukazały się trzy cienie, po chwili z głębi lasu, zaczęły wychodzić następne. Farlin naliczył ich około trzydzieści. Wiedział, że jeżeli to coś go uratowało, to pewnie nie chce zrobić mu krzywdy. Miał rację i znowu się zdziwił. Tajemnicze istoty okazały się... Hobbitami :twisted:
- Farlin draniu!!!! Co ty karwa tutaj robisz!!!!???
- Peter!!! To samo co ty, przechodzę do historii!!!

Farlin i Peter byli przyjaciółmi z dzieciństwa. Obaj postanowili wyruszyć na wielką przygodę i przejść do historii. Farlin chciał zostać łowcą czarownic. Peter poszedł całkowicie w inną drogę i został naczelnym zwiadowcą armii Midetheim. Podróżował on zazwyczaj kilka dni drogi, przed głównymi siłami i oczyszczał drogę ze zwierzoludzi i potencjalnych przeszkód w postaci zawalonych drzew itp...

- Gdzie się wybierasz?? Pytał zasapany Peter
- W góry, muszę odnaleźć jakiś kwiatek, który odtruje elfkę.
- Znowu wyrywasz dupy... Eh, nic się nie zmieniłeś przez te dziesięć lat.
- Tak samo jak ty, widzę, że nosisz barwy miasta białego wilka. Czyż byś spełnił swoje marzenie??
- Aye, zostałem głównym zwiadowcą i teraz szykujemy drogę dla armii. A co z twoim marzeniem???
- Nie pytaj... Nie zostałem łowcą... Za to wpakowałem się w większe bagno.
- ???
- Arena śmierci...
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Niemal natychmiast wybiegłem z pokoju i ruszyłem w głąb korytarza. Zamieć biegła tuż za mną. Chwyciłem kultystę, który wydał się być dziwnie znajomym. Tak jak myślałem. To jeden ze szpiegów Skąpca.
-Niech grubas przyśle tu Oblecha, i trzech wybranych przez dziadka ludzi.- mówiłem szybko, ucieszyło mnie to, że mężczyzna mnie rozpoznał. Nie był przerażony, wręcz przeciwnie. Wydawał się być oazą spokoju. Wyciągnął z kieszeni mały notatnik i zaczął zapisywać moje słowa.
-Oblech, oraz trzech wybranych przez dziadka.- powtórzył, miał całkiem ładne pismo. Mało znaczący fakt, ale godny podziwu. Kto by pomyślał, że Skąpiec otacza się też ludźmi inteligentnymi.- W celu?- zapytał.
-Ochrona Anny.- odpowiedziałem błyskawicznie.- Mają się stawić tutaj jak najszybciej.
-A jeśli odmówią?
-Nie ma takiej możliwości.- rzuciłem i zacząłem iść naprzód, tym razem w kierunku mojego pokoju.- Podpisali kontrakt, wiedzą czym grozi jego zerwanie...

Byłem w pokoju. Otworzyłem szafę, która Anna niedawno zapełniła. Wykwintne suknie, stylowe uniformy, oraz kilka grubych strojów podróżnych. Wziąłem pierwszy z brzegu i założyłem go na siebie. Był to bawełniany kolet, podszyty futrem i skórą niedźwiedzia. Dałbym sobie i radę bez tego. Jakby nie patrzył w moich żyłach zamiast krwi, płynie ogień. Ale po co rzucać się w oczy? Zarzuciłem na plecy dodatkową torbę, w której umieściłem kilka sucharów i trochę suszonego mięsa dla Zamieci. Następnie przypiąłem do pasa linę o dość sporej długości. Przeszedłem się parę kroków i znalazłem się w zbrojowni. Kilku kultystów próbowało mnie zatrzymać, ale Zamieć szybko wybiła im ten idiotyzm z głowy. Szukałem nadziaków. Idealnie nadają się do wspinaczki. Moja siostra nigdy nie miała z nią problemów, jej pazury wbijały się w kamień jak w ciało jelenia. Ta bestia za nic ma sobie niemal pionowe wzniesienia, wszędzie potrafi się wdrapać.
-Dolny regał.- powiedziała, była zniecierpliwiona. Szybko chwyciłem broń.
Nie minął nawet kwadrans, kiedy to wróciłem do miejsca w którym przebywała Iskra. Julia wciąż siedziała przy niej, głównie z powodu Anny. Bała się jej narazić, a przynajmniej teraz gdy ta była wściekła. Młoda lekarka wyglądała na dość odważną kobietę, a przede wszystkim była uzdolniona. Marnowała się tu.
-Idź już przed Cytadelę.- powiedziała, gdy tylko mnie zobaczyła. Zrobiłem krok naprzód, a ona rzuciła mi się na szyję. Pocałowałem ją.-Mam wrażenie, że oni polują też na mnie Van.- jej głos rozbrzmiał w mojej głowie. Też tak przypuszczałem. Staliśmy teraz wpatrzeni w siebie, wydawało się że milczeliśmy. Pozory.
-W rzeczywistości nie idę z nimi.-Zamieć wyłoniła się zza rogu i dołączyła do naszej niemej rozmowy.-Zostaję tu by cię chronić Anno.
-Dam sobie radę.- odpowiedziała, poczuła się urażona słowami wilczycy. Nigdy nie uważała siebie za bezbronną dziewczynkę.
-Wątpię, żebyś szybko stanęła z nimi do walki twarzą w twarz.- zacząłem mówić.-Oni nie znają honoru. Wbiją ci nóż w plecy, albo podadzą truciznę. To nie jest otwarte stracie.
-Mamy doskonały węch.- zauważył Podmuch.-Od teraz przed każdym posiłkiem musisz dać nam je do przetestowania.
-Zawsze możesz się ze mną porozumieć.- starałem się zachować spokój, choć wizja zostawienia jej w tym gnieździe węży wcale mi się nie podobała. Jednak nie mogłem pozwolić by Menthus ruszył tam beze mnie. Ufał mi. Z korytarza dobiegł nas jakiś hałas. Ktoś krzyknął, inny coś przewrócił. Kilku kultystów biegło ze strony, z której słychać było tą anomalię dźwiękową. Nim się obejrzałem w drzwiach ukazały nam się sylwetki czterech, rosłych chłopów. Bardzo szybko rozpoznałem ich, oraz ich charakterystyczne umundurowanie.
-Zeszło się, bo nie chcieli nas wpuścić.- Oblech oparł się o ścianę. Wyjął nóż i zaczął czyścić sobie nim paznokcie. Na torsie miał zawieszony gruby pas, z którego wystawał jeszcze z tuzin podobnych, śmiercionośnych narzędzi. Skąpiec zauważył jego talent. I bardzo dobrze.
-Rozumiem, że obyło się bez ofiar śmiertelnych.- powiedziałem. Najemnicy wymienili spojrzenia. Jakby chcieli się upewnić, czy aby na pewno nie skrócili kogoś po drodze o głowę.
-Obyło się.- potwierdził w końcu najwyższy z nich.- Jestem Rzeźnik.- przedstawił się, a potem kolejno wskazywał na swoich towarzyszy.- Mak,-znajdował się po jego prawicy. Niższy o ponad dwie głowy, ale napakowany. Z twardym wyrazem twarzy i wielką blizną przechodzącą przez całą szerokość czoła.- Królik,- wychudzony, ale ze wzrokiem mordercy. Wydawał się być nieco obłąkany, ale właśnie takiej osoby trzeba teraz było.- i Oblech.- ten ostatni skinął lekko głowa.
-A ty jesteś Anna?- zapytał Królik.
-Tak...- przytaknęła.- Trzech zostaje tutaj i chroni Iskry.- momentalnie jej ton się zmienił. Zaczęła wydawać rozkazy jak urodzony dowódca. Ty nożowniku,-wskazała na Oblecha.- idziesz ze mną. Pora dowiedzieć się do czego tutaj doszło. Podmuch, Zmierzch.- uśmiechnęła się do wilkorów.- Idziemy.
-Słuchajcie jej.- powiedziałem.- Ona tu teraz dowodzi.
-Jak tam chcesz.- rzekł Oblech i ruszył za Anna i jej towarzyszami. Szybko zniknęli za zaułkiem. Chwile potem dobiegł do mnie jej głos.
-Myślę, że to ktoś z wyższych sfer. Może ten nowy.
Zamyśliłem się, w ten sposób mógłby próbować mnie osłabić, to fakt. A i z tego co opowiedziała mi Anna, miały z nim krótkie spotkanie. Wydawał się jednak być człowiekiem honoru. Choć pierwsze wrażenie, często jest mylące.
-Wątpię. Ale uważajcie na wszystkich. Odnajdź Galreth'a.
-Wiem. Ty też na siebie uważaj.
Spojrzałem teraz na trzech nowych ochroniarzy Iskry, nie sprawiali cholera wie jakiego wrażenie. Ale widać było, że są twardzi. A to było teraz najistotniejsze.
-Panowie liczę na was.- uśmiechnąłem się, widząc że wzięli tą sprawę poważnie. Jeden usiadł tak by być na widoku już od strony drzwi. Reszta stała w przeciwległych kontach pomieszczenia by w razie jakiegoś ataku zaskoczyć przeciwnika. Staruszek wiedział kogo wybierał.
-Spokojna głowa szefie.- odpowiedział mi z błyskiem w oku Królik. Dadzą radę. Odwróciłem się i ruszyłem na plac przed cytadelą. Zamieć coś planowała, widocznie miała jakieś podejrzenia, ale nie chciała się nimi jeszcze z nikim dzielić.


Anna poszła prosto do swojego pokoju po Złodzieja, założyła kolet. Łudząco przypominający ten, który ja miałem wtedy na sobie. Był jednak wzbogacony o stalowe płyty w miejscach najbardziej narażonych na ciosy. Chwyciła za miecz swojego ojca i przypięła go do pasa. Złapała też kilka noży do rzucania, a na plecy zarzuciła puklerz. Wolała być przygotowana na wszystko. Pukanie. Oblech skrył się w cieniu, gotów do wykonania rzutu, Anna ułożyła dłoń na rękojeści miecza, gotowa do obrony. Podmuch i Zmierzch przyjęli pozycję do skoku. Z ich nozdrzy buchnął ogień.
-Proszę.- powiedziała, wymieniła jeszcze krótkie spojrzenie z Oblechem, byli przygotowani.
Do środka wszedł Galreth. Emocje momentalnie opadły. Anna spojrzała na niego znudzona. Wiedziała, że musi z nim współpracować. Jest najemnym zabójca. Zna się na tym fachu. Choć z drugiej strony, gdy Menthus się o tym dowie, zapewne dostanie się jej po głowie. Cóż, czasem należało się poświęcić. Nie czekając na nic, druchii przemówił.
- Przejdę do rzeczy jeśli pozwolisz, to z korzyścią dla nas obojga a dla ciebie w szczególności, szybciej zniknę ci z oczu. - Z ciszy wnioskował, że takie rozwiązanie jej pasowało. - Wbrew temu co prawdopodobnie sobie myślicie, chcę pomóc. Tyle, że smoczy mag nigdy mnie nie dopuści do swojej wyprawy... - powiedział z zażenowaniem. - Dlatego oferuję swoje usługi w znalezieniu winowajcy. Nie chcę się sprzeczać ani strzępić języka po próżnicy, dlatego od razu powiem, że możesz spokojnie całkowicie dowodzić śledztwem. Po prostu jeśli będziesz potrzebowała się gdzieś zakraść, albo do czegokolwiek innego, będę czekał na polecenie.
-Czyli mam go nie zabijać?- Galreth odskoczył na widok wyłaniającego się z cienie Oblecha.
-Nie.- odpowiedziała mu.- Słuchaj Galreth. Tu nie chodzi o szpiegowanie. Znasz się na...- słowo "skrytobójstwo" nie mogło przejść jej przez gardło.- tym, dlatego będziesz mi pomagał od początku w poszukiwaniu sprawcy.- Najpierw udamy się do kuchni i dowiemy się od Turo kto wybierał asortyment na stoły. Dojdziemy do zleceniodawcy jak po sznurku. Zgadzasz się?

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[oj dwa dni nie miałem czasu na napisanie reakcji, a tu fabuła się zagęszcza. praca mnie przycisnęła, ale napiszę coś jeszcze w tym tygodniu.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Galreth tylko skinął głową jak zawsze oszczędny w słowach. Kuchnia była oczywistym celem na początek, nie wątpił, że Anna zacznie od tego. Jednak najwyraźniej ceniła jego umiejętności bardziej niż myślał, gdyż od razu zgodziła się na współpracę. Mniej zbędnego gadania, więcej działania, tak jak lubił. Ruszył do wyjścia i nie zdziwiło go, że wilczyca również poszła, chociaż myślał, że nie zostawi swojego przyjaciela i pójdzie w góry. Człowieczek także poszedł, ale Galrethowi nie miał nic do tego. Nie znał go, nie jego sprawa. W końcu dotarli do kuchni. Pomimo tego, że większość zawodników miała opuścić zamek, panował tam wzmożony ruch. Trzeba było przygotować dużo prowiantu dla wyprawy. Turo był tak zajęty poganianiem swoich kultystów, oraz przygotowywaniem wielkiego udźca, że nawet ich nie zauważył. Anna szybko zajęła się tym problemem.
- Będziesz musiał zostawić tą pracę na moment. - Zaczęła bez ogródek. - Pomożesz nam w sprawie otrucia.
Turo cokolwiek lekko zaskoczony nie odważył się sprzeciwiać elfce, której płomienny temperament dorównywał całej "rodzince", dosłownie i w przenośni. Galreth pozwolił prowadzić jej rozmowę. Czekał na swoją szansę by w czymś pomóc lub odebrać zadanie.
- Oczywiście. Już już. - Machnął na jednego pachołka, który zajął go w doglądaniu mięsa, by się nie przypaliło. - Nie mam pojęcia jak to się mogło stać. Kręci się tu zazwyczaj tyle osób, że nie miałem szans zauważyć czegokolwiek dziwnego. - Widać było, że szczyci się swoim profesjonalizmem. Kipiał typową dla Norsmenów złością, że ktoś ucierpiał od posiłku sygnowanego jego imieniem, nawet jeśli to nie była jego wina. - Mam jeszcze resztki dzisiejszego jedzenia. Stwierdziłem, że należy zachować wszystko co mogło było podane lub miało być. Nikt się jednak do tego jeszcze nie zbliżał przez zagrożenie otruciem.
- Większość trucizn jest szkodliwa tylko przy konsumpcji. Dopóki niczego nie zjecie lub wypijecie jesteście bezpieczni. - Wtrącił się Galreth. - Pokaż te resztki. Widziałem w swoim życiu wiele trucizn, może uda mi się czegoś dowiedzieć.
Anna nie oponowała. Galreth miał jednak wrażenie, że niezbyt jej się podoba, że jej towarzysz ma tak rozległą wiedzę w takim temacie. Sam Galreth również gardził podtruwaniem, ale w świątyni trzeba było wiedzieć o tym wszystko. Na stole zgromadzono wszystko. Od nie zaczętych wielkich kawałów baraniny, po jakieś malutkie resztki ciast. Galreth poprzyglądał się wszystkiemu po trochu. Potrawy mniej przyprawione wąchał. Tam miał szansę coś wyczuć, doskonale znał zapachy standardowych trucizn.
- Nie wiem jakimi środkami dysponowali truciciele, ale nie znalazłem nic ze znanych mi substancji. - Odrzekł po jakimś czasie. Kluczowy jednak jest dokładnie ten napój, który piła Iskra. W tej chwili wiemy tylko, że nie przeprowadzono ataku na oślep, podtruwając różne potrawy.
Turo szybko znalazł konkretną butelkę, w której zostało jeszcze trochę resztek. W tym przypadku Galreth postępował już ostrożniej spodziewając się właśnie tam zagrożenia. Wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się jego pracy nie przeszkadzając mu w czynnościach. Ostrożnie powąchał przez szyjkę, wylał odrobinę na posadzkę i przyjrzał się. Dodał odrobinę jakiejś substancji z probówki i kiedy to nie dało żadnych konkretnych rezultatów, całość podpalił.
- Przecież to nie jest alkohol tylko zwykły sok. - Powiedział zdziwiony kuchmistrz.
- Substancja, którą dodałem jest zaiste arcydziełem mistrzów sztuki trucizn naszej świątyni. Nie tylko natychmiastowo wykrywa najbardziej znane trucizny, ale powoduje łatwopalność, wszystkiego do czego by ją dodać. Kolor płomienia sugeruje jednak, że trunek jest w porządku. Nic tu niczego nie dodał.
- Niemożliwe. - Sprzeciwiła się Anna. - Jak w takim razie otruto Iskrę, jeśli nie sokiem, który wypiła?
- Czy ty sama zdążyłaś się napić?
- Nie, zanim to zrobiłam, Iskra już leżała.
Galreth na moment się zamyślił.
-Nie mam wątpliwości, że ktoś majstrował przy kubku. Trucizna kontaktowa na uchwycie? - Zdawał się mówić sam do siebie. - A może normalna, ale dopiero w środku nie na zewnątrz naczynia? - Podniósł głowę i odpowiedział. - Są dwie możliwości, ktoś pokrył wewnętrzną stronę trucizny i w takim wypadku miałaś szczęście, że i ciebie to nie spotkało. Druga to trucizna an uchwycie konkretnie kubka Iskry, chyba, że dokonano zamiany i konkretnie twojego kubka. Oba są kluczowe do dalszego postępu śledztwa.
Podawszy swoją ekspertyzę zakończył przynajmniej na razie działania w jego polu. Z powrotem oddał inicjatywę Annie.
Obrazek

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Okej, Matis, Hobbity ? Middenheimerzy są jeszcze u siebie w domu i gromadzą armię... ]

Rozmowę z Drugnim przerwało wejście Methusa. Krzyczał coś o wyprawie w góry i szukaniu kwiatów
- Masz mój topór!!! Krzyknął Drugni
Hobbit podniósł się, i krzyknął.
- Masz moją procę!!!!
Menthus spojrzał na niego z politowaniem.
- Eeeeee... Dziękuję ci chłopcze.
Wtedy nad rozmawiającymi zawisł wielki cień, zwracając uwagę nawet przyjaciół zajętych Iskrą. Jasnowłosy kolos w runiczej zbroi wyszarpnął z obwiązanej futrami i skórzanymi rzemieniami pochwy spory kawał pokrytej norskimi rytami, piekielnie ostrej stali i trzasnął nim o kant pobliskiego stołu.
- Masz mój miecz! O ile można będzie choć na chwilę wyrwać się z tego ogarniętego oblężniczym nastrojem mrowiska ze spiżu to jestem gotów! - huknął Olfarr, dopijając ale z glinianego dzbana które pociekło mu po brodzie i strużką zaczęło kapać z jej końców na posadzkę. Norsmen otarł zarost wierzchem dłoni i roztrzaskał naczynie ciskając je przez ramię za siebie. Wtedy przez ciżbę gapiów przebił się drugi, identyczny niemal olbrzym i po dłuższej wymianie spojrzeń z bratem zmarszczył brwi, jak ktoś kto dowiedział się że wyrywa się go z przytulnego domu na ciężką wędrówkę, walkę ze smokiem i szukanie skarbu Dawich.
- Cóż skoro Olfarr idzie to automatycznie masz też i mnie...elfie. - rzekł Ulfarr i rozejrzał się wokół. - Weźmy też ze sobą Haakara. Niezbyt miły z niego mruk ale walczyć umie, a i w szukaniu kwiatków nie masz nad wilkołaczy węch!
Nalegania Menthusa trafiły i do mało taktownych łbów Norsów i po kwadransie wszycy trzej stali na dziedzińcu, gotowi na starcie z zamiecią i wszystkim co tylko da się zabić, sądząc po ilości dźwiganej broni. Hrothgar krzykiem nakazał rozewrzeć bramę i wkrótce cała kompania wyruszyła w chłostane wichrami turnie Gór Środkowych.

Zwiad stanowił Vahanian wraz ze swoją wilczycą. Bracia łypali na niego podejrzanie, lecz zmuszeni byli uznać jego kunszt w znajdowaniu skalnych półek i osuwisk. Dalej dreptał lub toczył się swoim tempem Farlin w wielkiej futrzanej czapie, ozdobionej czerwoną gwiazdką śnieżną - symbolem rodziny carskiej Kisleva. Trzon wyprawy składał się z klnącego i kulącego się pod podmuchami wiatru Drugniego, którego futrzana kapota i irokez były już zupełnie białe, nadając mu wygląd jakiegoś groteskowego, małego Yeti lub Ymira jak zwano stwory w Norsce. Dalej szedł z iście ognistą determinacją Menthus, spalając mknące na niego płatki śniegu. Za elfem ciężko kroczyła trójka wielkich Norsów i czwórka kultystów, opatulonych skórami jak murami zamków i dźwigający dodatkowy prowiant oraz wszelki inny ekwipunek, przydanty w wysokich górach. Sięgające pasa włosy Haakara oblepił równo biały puch, nadając mu wygląd pewnego słynnego łowcy potworów, a bracia odziani byli w swe runicze zbroje, nieśli obwiązane futrami tarcze, włócznię łuk, miecz oraz topór, a hełmy okularowe obłożyli kapturami z wilczych łbów, należących do białych Płaszczy Mrozu które podarował im Asgeir. Wyglądali przez to bardziej na wilkołaków niż ten prawdziwy idący obok z dłońmi włożonymi pod pachy. Każdy z trójki nosił szerokie, absurdalnie bufiaste od związanych futer buty pod którymi zainstalowano siatki na drewnianych ramach - Norski wynalazek pozwalający łatwiej wędrować po śnieżnej pokrywie.

Nagle cała kompania zatrzymała się w wielkim zagajniku. Menthus dał znak do postoju, stracili bowiem kontakt z Vahanianem i Farlinem. Wtedy Drugni spojrzał przez krzaki, które miał zamiar wykorzystać jako latrynę (lecz zrezygnował woląc walczyć z ciśnieniem jak prawdziwy krasnolud, zamiast odmrażać sobie męskość) i ujrzał polankę pokrytą czerwieniącymi śnieg ciałami wilków i...
- Psssst. Olfarr.
Norsmen stał dalej przez huk wichury nie słysząc dyskretnych wołań krasnoluda. Wtedy o jego hełm brzdęknął kamień. Bliźniacy natychmiast poszli sprawdzić kto był na tyle głupi by coś takiego uczynić lecz zaraz padli na śnieg zaciekawieni odkryciem Drugniego.
- O cholera. - szepnął Ulfarr. - Ze trzydziestu Middenlandczyków...
- ...co oni tu do cholery robią zimą ? Traperzy czy co ?!
- Nieważne, traperzy czy nie - utrapili nam hobbita! - Zabójca wskazał otoczonego żołnierzami Farlina. - Wezwijcie tu resztę, musimy ustalić co robić...
- Jak to co ? - zaśmiali się jednocześnie bracia, wyciągajac broń. - Zabiajmy wszystkich z zaskoczenia! Dobry południowiec to martwy południowiec... zwłaszcza taki który za parę tygodni otoczy nam Arenę i spróbuje zabić!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Ze wcześniejszych postów wywnioskowałem, że armia jest już zebrana i powoli zbiera się do wyjścia z Miasta... Mogą to być zwykli traperzy, ale nie zabijajcie tych niziołków.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Zimny wiatr dął przenikając do szpiku kości, sypiąc śniegiem w oczy. Nawet ciężkie futra którymi się okryli nie były w stanie ogrzać ich zmarzniętych ciał. Wspinaczka po górskich graniach trwała wiele godzin, nie raz i nie dwa bliscy byli spadniecia z klifu i roztrzaskania się u jego stóp. Menthus starał się chronić siebie i jego towarzyszy przed wirującymi płatkami śniegu rozgrzewając powietrze wokoło, lecz wiat Aqashy jak na złość wiał dzisiaj nadzwyczaj słabo i nie starczało mu sił. Po 4 godzinach ciężkiej, bezustannej wędrówki przez zaspy, norsmeni wraz z Drugnim i Smoczym Magiem przystanęli na krótką chwilę. Zwiad zaś który stanowili hobbit wraz z Vahanianem zniknął im z oczu. Gdy Menthus rozcierał dłonie krzesząc wokoło iskry i zastanawiając się gdzie do jasnej cholery zniknęli zwiadowcy Ulfarr zakomunikował:
- O cholera. - szepnął Ulfarr. - Ze trzydziestu Middenlandczyków...
- Nieważne, traperzy czy nie - utrapili nam hobbita! - Zabójca wskazał otoczonego żołnierzami Farlina. - Wezwijcie tu resztę, musimy ustalić co robić...
- Jak to co ? - zaśmiali się jednocześnie bracia, wyciągajac broń. - Zabiajmy wszystkich z zaskoczenia! Dobry południowiec to martwy południowiec... zwłaszcza taki który za parę tygodni otoczy nam Arenę i spróbuje zabić!
-Stop!-krzyknął nagle Smoczy Mag.
Jego ręce rozgorzały ogniem, w oczach pojawiły się iskry gniewu.
-Idziemy srał pies tego kim oni są otoczyli nam zwiadowce, to się liczy.Nie zabijajcie, to nie muszę być nasi wrogowie. Ale jeśli się nimi okażą, nie ma litości. Każda chwila zwłoki oznacza stracone sekundy dla Iskry. Na odsiecz hobbitowi!-krzyknął. Obserwujący go południowcy zauważyli jak iluzja okrywająca jego twarz rozwiewa się, widać było iż strach o uczennice odebrał mu zdrowy rozsądek.
Biegiem zbiegł z wzgórza po czym donośnym czystym głosem krzyknął. Zbiegli razem ze wzgórza, w czasie biegu Menthus krzyknął swym dźwięcznym, czystym głosem.
-Z drogi południowe psy! Zostawcie tego hobbita!

Varaler z Saphery skłonił się. Niezbyt nisko. Był on już starym elfem gdy Imperator Karl-Franz na chleb mówił be-ba na muchy be-by.
-Szanowny władco wszystkich ziem Imperium, dziedzicu sigmara i nasz drogi sprzymierzeńcu, jako wasi przyjaciele i sojusznicy chcemy was poinformować o pewnej niecierpiącej zwłoki sprawie. Oto list od Wielkiego Mistrza Wiedzy Tajemnej Lorda Teclisa, który masz przekazać szanownej eminencji jako jego uniżony sługa.
Stary elf podał Imperatorowi zalakowaną kopertę. Karl-Franz zerwał pieczęć i zaczął czytać list.
-Ciekawe-rzekł po skończeniu lektury-zapraszam cię Varalerze do moich komnat dziś po południu, tam dokładnie omówimy całą sprawę, teraz zaś prosiłbym cię abyś przespał się, najadł do syta i zregenerował siły po długiej podróży.
-Dziękuję Eminencjo.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Wspinaliśmy się już dłuższy czas. Ja z Zamiecią brnąłem przez zaspy śniegu na przodzie, w przeciwieństwie do reszty nasze dwójka nie miała problemów z podróżowaniem po tego typy terenie. Byliśmy w tym doświadczeni i z łatwością wytyczaliśmy szlak, którym reszta mogła w miarę bezpiecznie podróżować. Narzuciliśmy jednak za szybkie tempo, gdyż zgubiliśmy resztę. Zamieć spojrzała na mnie, jednoznacznie dając do zrozumienia, że wraca do Cytadeli. Miała już odejść, gdy z dolnych partii gór doszły do nas okrzyki bojowe naszych towarzyszy.
-Nie powinni wdawać się teraz w walkę.- zauważyła. Zaczęliśmy zbiegać po stromym stoku w ich stronę. Kilkukrotnie asekurowałem się nadziakami, które pozwalały mi nie stracić równowagi w najbardziej niebezpiecznych momentach tego szaleńczego biegu. Zamieć rzecz jasna była szybsza, w mgnieniu oka znaleźliśmy się na małej polance. Na ziemi leżały ciała sześciu psów orków, bo wilkiem tego nazwać nie można. Oraz (co mnie zaskoczyło) zgraja hobbitów. Nasi byli już na miejscu, stali naprzeciw nieznajomych z obnażoną bronią. Gotowi do walki w każdej chwili. Jeden z niziołków, stojący najbliżej Farlina zauważył Zamieć. Dobył procy i wycelował w nią, wypuścił pocisk uprzedzając go okrzykiem.
-O kierwa, toż to największy wilk jakiego widziałem! Chopy, zabić to cholerstwo!
Pocisk nie trafił jednak w cel. Odbił się od konaru sporej sosny. Wilczyca przemknęła między zdezorientowanymi hobbitami i położyła na ziemię swojego niedoszłego zabójcę. Zawarczała. Przystawiła otwarte szczęki do szyi malca, który zbaraniał ze strachu. Farlin od razu zaczął odpychać Zamieć.
-To przyjaciel!- wrzasnął.- Siad! Buda! Cokolwiek do kurwy nędzy.- zwrócił wzrok w moją stronę.
-Próbował ją zabić.- powiedziałem, w dłoniach trzymałem nadziaki. Jeden głupi ruch z ich strony, a zawodnicy wyrżnął tą całą bandę jak stado kaczek.
-Z łaski swojej, możesz z niego zejść?- ton głosu barda stał się mniej nerwowy. Zrozumiał, że w przypadku Zamieci jedynym sposobem by coś zdziałać jest uprzejmość. Ta wciąż powarkując wyzwoliła hobbita z uścisku i usiadła spokojnie przy mnie.
-Co tu się wyprawia do cholery?- krzyknał Menthus.

-Kubek?- Anna zaczynała zmieniać swoją taktykę. To jedyne co teraz wiedziała. Galreth okazał się przydatny szybciej niż myślała.- Kto odpowiadał za rozstawianie zastawy?- rykneła do Turo, który wzruszył ramionami.
-Kultyści, jest ich cała zgraja. Co prawda mam wszystkich na liście, ale za Odyna się nie przyznają.- westchnął.- Że też na mojej uczcie doszło do czegoś takiego.- splunął.
-Sprowadź wszystkich.- głos Anny był pełen gniewu. Musiała dowiedzieć się kto postawił ten kubek. Nie bez przyczyny znalazł się on przy Iskrze. To ona była celem, nie Anna. Ale dlaczego? Czym mogła komuś zawinić? To było bez sensu.
-Wszystkich?- druchii spojrzał na nią zdziwiony.- Ich jest kilkudziesięciu. Wątpię by nawet dziesięciu z nich przyszło dobrowolnie.
-Każdy, który nie przyjdzie będzie traktowany jak zabójca. Będzie torturowany tak długo, aż przyzna się do winy. Choćby był w rzeczywistości niewinny.- spojrzała na Oblecha.- Sprowadź ich wszystkich, weź do pomocy ludzi Turo. I jego samego.- kucharz kiwnął głową, dając do zrozumienia, że się zgadza. Choć ona nie oczekiwała jego zgody. To był rozkaz.- Podmuch i Zmierzch zostaną ze mną. Galreth,- zabójca wciąż przyglądał się jedzeniu by upewnić się, czy aby na pewno nie popełnił błędu. Oderwał się od tego zajęcia i zaczął słuchać.- znajdź ten kielich i zbadaj go. Za godzinę wszyscy mają być w sali jadalnej. Zaczniemy przesłuchiwania.

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Poszukiwania Reinera i pokutującego inżyniera zakończyły się niewiarygodnym powodzeniem, niemal poszło jak z płatka. Najtrudniejszą część mieli chyba i tak za sobą, gdy ogarnięty morderczym szałem mnich zarąbał wielu kultystów i zmógł koszmarnego potwora. Zgodnie z instrukcją daną przez Magnusa, Saito zmusił pokutnika do posłuszeństwa, a ten potulnie naprawił zniszczony pancerz starego inkwizytora, przywracając mu na powrót świadomość i pełną sprawność bojową. Po streszczeniu ostatnich wydarzeń, Magnus wysłał wiadomość przez tresowanego kruka, siedzącego na oknie, wprawiając ruch swoją część planu. Co dokładnie zawierał list, Kaneda mógł tylko zgadywać, jednak cokolwiek to było, na jaw wyjdzie w ciągu najbliższych tygodni, a może nawet i szybciej.

Jednak jedna wciąż budziła zastrzeżenia i wątpliwości Saito: z Reinerem było coś nie tak. Na polecenia wydawane przez przełożonego reagował, jakby niezupełnie je rozumiał, bądź musiał wykonywać je pierwszy raz. Być może były to problemy z koncentracją, spowodowane przez pobyt w niewoli u rebelianckich kultystów, jednak Saito zdołał poznać Imperialną Inkwizycję na tyle dobrze by wiedzieć, że ci ludzie są wyjątkowo zaprawieni przez rygorystyczne szkolenie oraz trudy ich codziennej służby, polegającej na nieustannej walce z nieludźmi, mutantami i heretykami. W dodatku to oko... Miało kolor niebieski jak błyskawica, tak intensywny, że wręcz zdawało się świecić własnym blaskiem. Czyżby młody łowca zaczął ulegać mutacji? Należało omówić to z von Bittenbergiem, jednak na osobności. Kaneda brzydził się co prawda obgadywaniem innych za ich plecami, w tym jednak przypadku spodziewał się, jaka będzie reakcja Magnusa i co stanie się z jego czeladnikiem. Z resztą, zbliżała się pora posiłku, a Saito wciąż miał na sobie zbroję, którą warto byłoby dla komfortu powiesić na stojak, tak też samuraj wyszedł, pożegnawszy się z Magnusem i Reinerem, oraz skutym mnichem, który jednak zdawał się być oderwany od otaczającej rzeczywistości. Zostawił tak całą trójkę pogrążoną w swoich zajęciach: Reinera rozglądającego się badawczo wokół, Magnusa ślęczącego nad dokumentami i pokutnika, który kiwał się niemrawo, wykonując rękami jakieś skomplikowane ruchy, jakby majstrował przy jakiejś wyimaginowanej maszynerii.

Nieco później, na obiedzie (na którym obecność była obowiązkowa, chyba, że ktoś chciał narazić się Turo - gruby Norsmen zbyt cenił swoje kulinarne kreacje, aby poniżać się do odgrzewania), Saito jadł powoli i dystyngowanie, prowadząc luźną rozmowę z siedzącą nieopodal Julią. Atmosfera była całkiem przyjemna, wręcz leniwa, co z resztą słusznie należało mu się po całej tej chryi ze śledztwem. W tle leciała spokojna muzyczka, a w kominku szumiał ogień, rzucając ciepły blask na pomieszczenie. Jednocześnie, samuraj zastanawiał się, co jeszcze i w jaki sposób należałoby omówić z Magnusem. Śledztwo może i dobiegło końca, ale trzeba było jeszcze powstrzymać koniec świata i przygotować się do nieuchronnego oblężenia, a co najważniejsze przygotować się do nadchodzącej walki z Kheltosem. Idyllę przerwało nieoczekiwane zdarzenie: blaszany kubek brzęknął o posadzkę, zawartość rozlała się w pokaźnej kałuży. Saito spojrzał w tamtą stronę, i zobaczył, jak purpurowa na twarzy Iskra chwyta się za gardło i z trudem łapiąc świszczący oddech pada nieprzytomna na ziemię. Rozległ się kobiecy wrzask.
- To trucizna! Ona umiera! - Krzyknęła przerażona Anna, która w mgnieniu oka doskoczyła do przyjaciółki. Cała reszta, za wyjątkiem Saito zerwała się z miejsc, tworząc standardowy dla takich sytuacji krąg gapiów. Skald Ivar posunął się nawet do zrobienia szybkiego szkicu sytuacji. Galreth przypadł do elfki, jednak Anna nie dopuściła go bliżej. "Głupia cipa... Mroczne elfy to eksperci od trucizn, może myślała, że Galreth jest trucicielem", jednak jak większość swoich przemyśleń, również to zdecydował się zachować dla siebie. Saito dokończył swoją porcję i wyszedł niezauważony. Miał własne śledztwo i inne sprawy do załatwienia, i choć może w innych okolicznościach pomógłby, teraz nadarzyła się świetna okazja na rozmowę z Magnusem, poza tym nie było sensu robić dodatkowego tłoku.

- Kto idzie? - Zza drzwi wydobył się chrapliwy głos.
- To ja, Saito.
- Wejdź. - Samuraj nacisnął klamkę i wkroczył do pokoju łowcy czarownic. Mnich nadal był przykuty, tak jak widział go ostatnio i ciągle poruszał bezwiednie rękami. Jego gigantyczny miecz stał oparty o ścianę w bezpiecznej odległości. Reinera nie było.
- Witaj. - Powiedział Saito, na co Magnus odpowiedział machnięciem ręki i skinieniem głowy. - Gdzie Reiner?
- Wyszedł, zapewne wykonuje swoje obowiązki.
- Nie uważa pan, że coś z nim jest nie tak? Spotkałem go wcześniej, zachowywał się normaRnie. Teraz zdawał się być mocno rozkojarzony. I coś stało mu się w oko.
- W oko, powiadasz. - Magnus zasępił się. - To prawda, też to zauważyłem. Być może to mutacja, skaza chaosu... Miałem kiedyś ucznia, który nie był dość... Odporny. Liczyłem, że Reiner nie będzie musiał podzielić jego losu.
- DomyśRam się, co to za Ros. Jednak rozumiem to... Wrogom zawsze trzeba stawiać opór, do samego końca, bez wzgRędu na wszystko. - Magnus potwierdził.
- Zaiste, prawy z ciebie człowiek, panie Kaneda, chociaż nie podążasz ścieżką Sigmara... Może to jakaś lekcja? Czyżby Sigmar chciał pokazać mi, że sprzymierzeńców należy szukać wszędzie, nawet wśród niewiernych, tak jak powstał nasz sojusz z krasnoludami, tysiąclecia temu? - Saito milczał, pozwalając Magnusowi dokończyć ten refleksyjny monolog. - Ale, wracając do kwestii Reinera. Powinien zjawić się tu niebawem. Trzeba będzie go sprawdzić. Panie Saito, czy mógłbyś go obezwładnić, tak jak wtedy tamtego kultystę?
- JeśRi to konieczne, mogę zaczekać. - Mówiąc to, Kaneda usiadł na skraju wolnego łóżka i przy okazji opowiedział o zajściu, które miało miejsce przy obiedzie. Inkwizytor tylko pokręcił głową z zażenowaniem.
- Pewnie winny jest któryś z kultystów, może Menthus sam kazał podtruć dziewczynę, żeby zwalić winę na Galrehta... To typowe zachowanie dla tego gatunku. Polityczne gierki i spiski tak na dobrą sprawę stanowią pożywkę dla Pana Zmian, teraz rozumiesz, dlaczego trzeba pozbyć się długouchów. A przynajmniej temperować ich wścibstwo.

Około godziny później, do pokoju wszedł Reiner. Sprawiał wrażenie trochę nieobecnego, ale poza jednym, nienaturalnie niebieskim okiem wyglądał normalnie. Saito wstał niespiesznie i skierował się do wyjścia.
- Reiner, wygląda na to, że jesteś ostatnio nie w formie. - Zagadnął Magnus.
- Ależ nie, mistrzu Magnusie. Zawsze gotowy do służby, dla Sigmara i Imperium! - Odpowiedział dziarsko poparzony łowca stając na baczność.
- Tak mi się tylko wydawało... - Pokiwał głową Magnus, wciąż siedząc, ze względu na brakującą nogę. - Przy okazji, czy możesz wyjaśnić, co stało ci się w oko, chłopcze? Mógłbym przysiąc, że jeszcze kilka dni temu miało inny kolor, teraz jest takie, jakby... Zmienione. - W tym momencie Saito dziabnął Reinera jedną ręką w odpowiedni nerw, drugą zaś przycisnął tętnicę szyjną. Jednak ku jego zdumieniu i zdumieniu Magnusa, młody łowca nie tylko nie został obezwładniony, ale też z niesamowitą siła odepchnął samuraja, który tylko dzięki wyćwiczonemu zmysłowi równowagi uniknął kontaktu z rozmaitymi powierzchniami płaskimi, występującymi w pomieszczeniu. Natomiast to co stało się, a raczej to w co zmienił się inkwizytor, przerosło najśmielsze oczekiwania obu mężczyzn.
- Rozkuj mnicha! - Krzyknął von Bittenberg. Natomiast pokutujący mnich pozostawał skupiony na świecie swojej wyobraźni, w którym trwało ciągłe majsterkowanie.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

"Ta to się nadaje do rządzenia..." Ale Galrethowi to jak najbardziej pasowało. Zlecenie, cel, koniec zlecenia. Tak bardzo proste. Poszedł do sali jadalnej, w tej chwili całkowicie opustoszałej. Wszystko już pozabierano i wyczyszczono. Kultyści, którzy zazwyczaj wykonywali tą pracę, zrobili to prawdopodobnie bardzo chętnie tym razem. Wysprzątane miejsce zbrodni, nic nie zostało co bardzo utrudniało śledztwo, ale cóż warto spróbować. Każdy szczegół ma znaczenie. Podszedł do miejsca gdzie siedziała Iskra. Plama po soku, która jeszcze niedawno zdobiła podłogę, zniknęła. Jednak zabójca kucnął i dokładnie przyjrzał się otoczeniu. A jednak coś udało się znaleźć. Kultyści mogli sobie wycierać podłogę ile chcieli, ale nie byli wystarczająco ostrożni co do mniejszych szczegółów. Na ziemi leżał pojedynczy jasny włos. Sądząc po grubości, ze zwierzęcego futra, a nie włosów człowieka. Nie tracąc czasu, Galreth ruszył na poszukiwania psiarni. Nie widział żadnych innych zwierząt w cytadeli, oczywiście oprócz wilków, a one nie brało ostatnio udziału w obiedzie. Zamek znajdował się aktualnie pod władzą Norsmenów, więc może oni będą wiedzieli coś więcej na temat lokalizacji psiarni. Widział ich czasami patrolujących korytarze, powinni mieć większe rozeznanie od niego. Wreszcie natknął się na dwójkę, maszerującą wzdłuż kwater zawodników.
- Przepraszam, macie może pojęcie gdzie kultyści trzymają swoje psy?
- Tak w lewym skrzydle. Pójdź dalej tym korytarzem i skręć w lewo. - Odpowiedział jeden. - Najgorszy możliwy przydział. Zawsze jak tam patrolujemy drą mordy nie do wytrzymania.
Podziękował i poszedł we wskazanym kierunku. Większość pokoi była bardzo cicha, większość zawodników wyruszyła na wyprawę. Tylko za drzwiami Magnusa słychać było jakieś szamotaniny i hałasy. Nie miał jednak czasu dla inkwizytora, zwłaszcza dla niego. Skręcił w lewo i zaczął słyszeć dalekie poszczekiwania. Przez hałas mógł się zbliżyć niezauważony jednak liczył na jakikolwiek strzępek informacji, może coś sypną, choćby niechcący.
- Mam parę pytań. - Powiedział do odwróconego kultysty. Ten aż podskoczył zaskoczony, że stoi za nim mroczny elf. Wzrok od razu powędrował do blizny i ucha. Strach odebrał mu mowę. - Od ciebie się za dużo nie dowiem... - Gadaj, co robiliście w jadalni? - Zwrócił się do drugiego. Trzeci siedział sobie w kącie i przyglądał całej sytuacji.
- W jakiej jadalni? Nie widzisz, że zajmujemy się psami? Bardzo chętnie dostałbym fuchę w kuchni, a nie przy tych brudasach.
- W tej, w której zostawiłeś włos z psa, którym tak się opiekujesz. - Odpowiedział pokazując znalezisko. Dwójka wymieniła spojrzenia.
- Gdzieś musimy jeść nie?
- Nie pierdol, nigdy żaden kultysta nie jadł w sali przeznaczonej dla zawodników. Gdzie schowaliście kubek? Wy go podrzuciliście? Kto wam to zlecił, bo chyba nie zaplanowaliście tego sami...
Siedzący na krześle nagle wyciągnął nóż i rzucił w zabójcę. Może i nagle i z zaskoczenia, ale ze swoja zabawką na przedramieniu, Galreth stał już w innym miejscu zanim kultysta wypuścił broń z ręki, wyciągając własne ostrza. Ten wystraszony reagował dużo wolniej nie spodziewając się ataku ze strony kolegów. Ten z którym rozmawiał rzucił z jakimś krótkim pordzewiałym mieczykiem. Szybkie cięcie z lewego kolana w górę "Ostatnim" przecięło mu szyję od lewej do prawej, tryskając krwią z dala od asasyna. "Szept" pofrunął przez korytarz i wbił si w klatkę piersiową rzucającego nożem. Został tylko wystraszony kultysta, który wreszcie dobył miecza, ale nie za długo zagościł w jego dłoni. Właściwie nawet bardzo długo, tyle, że dłoń już dłużej nie gościła na końcu ramienia, odcięta jednym szybkim ciosem. Ranny padł z okrzykiem bólu na podłogę, trzymając się za swój kikut.
- Może teraz pogadamy? - Zapytał Galreth czyszcząc miecz o szatę martwego kultysty.
- Ja ja ja...nnnic nie wiem. Marcus przyszedł i powiedział, że mamy łatwą robotę. - Tu wskazał na kultystę-wycieraczkę. - Mieli nas przenieść do lepszej roboty, ale nie wiem kto mu rozkazał.
- Przynieśliście kubek? Zaaplikowaliście truciznę? Gdzie go zabraliście?
- Zplikowaaliśmy? Nie mam pojęcia co to jest. Tttylko zabraliśmy go z sali.
- Gdzie. On. Jest. - Zapytał powoli zabójca. Wzrok kultysty powędrował w lewo. "Czyżby byli aż tak głupi?" - Bardzo dziękuję za współpracę. Jak już dorwiemy kogo trzeba, zadbam by się dowiedział jak nam pomogłeś.
- Ccco przecież w niczym nie pomogłem? Nie powiedziałem gdzie go schowaliśmy! - Krzyczał, najwyraźniej wystraszony reakcją swoich zwierzchników.
- Och naprawdę? W takim razie się pomyliłem. A chciałem cię oszczędzić. Teraz będę musiał znowu ścierać krew.
Kultysta zdążył tylko krzyknąć "Nie!" i ucichł przebity "Ostatnim". Galreth zebrał drugi miecz, wyczyścił oba i skierował się tam gdzie w chwili strachu uciekł wzrok niedawno tragicznie zmarłego. "Tylko kultyści mogli, mogli wyrzucić dowód do kosza." Podszedł do kontenera, uchylił pokrywę i zobaczył miedziany kubek na samym środku, pośród śmieci. Rozejrzał się po pomieszczeniu i podniósł go uciętą dłonią starając się nie dotykać nią uchwytu. Powąchał wnętrze. Pomimo naleciałych zapachów z kosza, wyczułby truciznę doustną. A więc uchwyt. Znał tylko dwie trucizny, które by się nadały do tego zadania. Pierwsza był to jad mantykory, bezbarwny, gęsty i lepki, trudny do zdobycia. Jakikolwiek bóg stworzył te potwory miał poczucie humoru. Pośmiertne drgawki powodowały,, że ogon zakończony trującym kolcem, wirował chaotycznie. Wiele osób po zabiciu mantykory sami padali martwi trafieni trującym końcem. Substancję należało pobrać od żywego stworzenia, a biorąc pod uwagę siłę i furię mantykory, było to bardzo trudne i niebezpieczne. Oczywiście władcy zwierząt Druchii specjalizowali się w tym i zarabiali krocie na handlu ze świątynią Khaina. Druga możliwość to mieszanina ziół dostępnych w wielu miejscach na świecie, odpowiednio przygotowana. Z tego powodu przypuszczał, że użyto właśnie tego. Przygotowanie również było dosyć proste.
Należało jedynie zetrzeć ususzone rośliny na pył i wymieszać z jakąkolwiek bazą pod trucizny na bardzo silnym ogniu. Wysoka temperatura i reakcja chemiczna pozbawiały mieszaniny barwy i również czyniła ją kleistą. Różnica między truciznami była subtelna, ale dla wielu zleceniodawców bardzo ważna. Po prostu ofiara jadu mantykory umierała w straszliwych męczarniach. Iskra została szybko wprowadzona w śpiączkę, więc Galreth nie wiedział, co zostało nałożone na uchwyt, ale miał zamiar się przekonać. Taka informacja może się okazać użyteczna. Rzucił kubek do jednej z klatek z psem. Zwierzę oczywiście najpierw powąchało przedmiot i gdy zapach się nie spodobał pacnął go łapą. Jak w przypadku Iskry długo na efekt nie trzeba było czekać. Pies padł na ziemię, a wkrótce zaczął ciężko oddychać, ale nie było oznak bólu. Czyli mieszanina ziół. Uszkadzała krwinki i nie pozwalała poprawnie pracować płucom. W przypadku jady mantykory po rozcięciu brzucha, znalazłby praktycznie martwą wątrobę, stąd ból. Zabrał kubek i zebrane informację ze sobą i ruszył w kierunku sali jadalnej. Godzina pomału mijała i pewnie już zebrano wszystkich podejrzanych. Nie mogło tam zabraknąć narzędzia zbrodni.
Obrazek

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Oblech przemierzał cytadelę w poszukiwaniu części mieszkalnej personelu. Bywał tam wiele razy, tyle że po pijaku. Teraz korytarze zdawały się być zupełnie inne, nieruchome... Chociaż Turo upierał się, że to dobra droga. Minął jakiś kwadrans nim znaleźli się na miejscu. Ta plątanina korytarzy stanowiła istny labirynt, w którym lepiej się nie zgubić będąc samemu. Teraz jednak Oblech wraz z grupką ludzi kucharza pewnym krokiem maszerował przez wąski korytarzyk.
-Wszyscy mieszkają na tym poziomie.- rzekł Turo, wyglądał na przejętego. Jakby nie patrzył, to jego obowiązkiem jest zadbanie o bezpieczeństwo biesiadników. Pluł sobie w twarz za takie niedociągnięcie. Oblech zastanawiał się, czy gorzej dla winowajcy będzie trafić w ręce Anny, czy też szefa kuchni.- To rozporządzenie Bjarna. Rozumiesz,- spojrzał na najemnika. Skrzywił się widząc jak ten wyjmuje noże. Coś w tym mężczyźnie sprawiało, że wszyscy z jego otoczenia czuli się nieswojo.- by łatwiej ich kontrolować.
-Ta.-przytaknął mu.- Ustawimy ich w szeregu pod ścianą, z tego co widzę jest ich trzydziestu.- jeszcze raz sprawdził listę, należącą do Turo.- Jesteś pewien, że wszyscy są w pokojach?
-Raczej tak.- odpowiedział mu.
-To nie wystarczy.- zapukał do pierwszych drzwi.- Trzeba zaprowadzić ich wszystkich przed Anne. Inaczej będziemy mieć kłopoty.
Większość kultystów wychodziła za drzwi bez konieczności użycia siły. Szereg stawał się coraz dłuższy, a gdy dobił do dwudziestu dziewięciu uczestników Oblechowi i Turo przyszło zapukać do ostatnich drzwi. Te nie otwierały się. Najemnik uderzył tym razem znacznie mocniej. Wciąż brak jakiejkolwiek reakcji. Kucharz wyją wytrych i zaczął grzebać przy zamku. Nożownik odciągnął go i silnym kopnięciem wyłamał zamek.
-Nie ma czasu na pierdolenie się z zamkami.- westchnął. Poczuł jak chłody wiatr uderza w jego twarz. Przeciąg.-Skurwysyn!- krzyknał Oblech gdy zauważył mężczyznę próbującego uciec przez okno, po linie zrobionej z prześcieradeł. Skoczył do niego i w ostatniej chwili chwycił go za włosy. Go, a raczej ją. Kobieta zaczęła wrzeszczeć, nie tyle co z bólu, co ze strachu. Podciągnął ją nieco wyżej, a następnie chwycił za szyję. Wspomógł się drugą dłonią i rzucił ja na posadzkę. Była blada jak ściana, w koszuli nocnej. Nie planowała ucieczki. Nie spodziewała się takiej reakcji? Bzdura. Oblech myślał wpatrując się w nią.
-Kto kazał Ci wnieść ten puchar?- zapytał ją. Dziewczyna nie pisnęła słowem.- Jeśli będziesz milczała stracisz życie.
-Jeśli powiem, również go nie ocalę.- odparła. Chwyciła za nóż, a następnie próbowała wbić go sobie w klatkę piersiową. Na szczęście Turo złapał ja w ostatniej chwili.
-Idiotko.- westchnął kucharz.- To co zrobi Ci na elfka będzie gorsze od wszystkich tortur stosowanych przez twoich zwierzchników. Nie zareagowała. Wyszli z pokoju, Turo musiał trzymać ją oburącz, gdyż szamotała się na wszystkie możliwe strony. Pochód ruszył naprzód. Kultyści wyglądali tak, jakby oczekiwali najgorszego. Widocznie wszyscy coś wiedzieli. Oblech splunął na podłogę i dźgnął w udo jednego skazańca, który próbował uciec. Założył mu pętle na szyje i prowadził przodem jak psa.
Gdy byli u wrót do jadalni, spotkali Galreth'a. Stał spokojnie, trzymając w dłoni coś owiniętego w materiał.
-Znalazłeś?- Turo zwrócił się do niego, Druchii jedynie skinął głową. Jednocześnie wkroczyli do pomieszczenia.
Anna siedział przy kominku. W dłoni trzymała pręt, którego jeden koniec był zanurzony w ogniu. Stal rozgrzała się do czerwoności. Jeden z prowadzonych skazańców na widok niej i dwóch wilkorów zemdlał. Dziewczyna, która do tej pory próbowała się oswobodzić zamarła w bezruchu. Oblech z Turo ustawił wszystkich w szeregu. Osobników przejawiających chęć ucieczki przywiązano do kamiennych kolumn. Opadli na ziemie zrezygnowani i poddani losowi.
-To wszyscy?- Anna zmierzyła przybyłych wzrokiem, z którego wprost kipiało okrucieństwo. Oblech przytaknął. Turo podszedł do Anny po tym jak jeden z jego ludzi zaryglował drzwi. Teraz szybko nie uciekną.
-Ta próbowała uciec.- elfka spojrzała na wskazaną przez Turo kobietę z ukosa. Potem na druchii.
-Czego ty się dowiedziałeś?

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Kiedy dochodził do drzwi, Galreth zauważył idącą z przeciwnego kierunku procesję. Poczekał na nich przed wejściem
- Znalazłeś?- Turo zwrócił się do niego, Druchii jedynie skinął głową. Jednocześnie wkroczyli do pomieszczenia.
- To wszyscy? - Anna zmierzyła przybyłych wzrokiem, z którego wprost kipiało okrucieństwo. Oblech przytaknął. Turo podszedł do Anny po tym jak jeden z jego ludzi zaryglował drzwi. Teraz szybko nie uciekną.
- Ta próbowała uciec. - elfka spojrzała na wskazaną przez Turo kobietę z ukosa. Potem na druchii.
- Czego ty się dowiedziałeś?
- Trucizna dotykowa na uchwycie kubka, jedna z dwóch opcji. Trucizna z mieszaniny ziół, łatwo dostępna. Nie wyróżniająca się na tyle, by zawęzić wszelka listę podejrzanych. Każdy mógłby ją zdobyć, wielu mogłoby ją przyrządzić. Powoduje trudności w oddychaniu. Podejrzewam, że czarodziejka musiała jakoś magicznie wzmocnić płuca, ale to nie wystarczy na długo. - Szybko raportował Galreth. - Sam kubek znalazłem w śmieciach, wyrzucony przez trójkę wynajętych do tego kultystów. To raczej płotki, o niczym nie wiedzieli. Dostali polecenie i wykonali je ze znikomą starannością. Wszyscy nie żyją. Co do samej trucizny... - Tu wypuścił z worka naczynie na stół. - Nie chcesz wiedzieć skąd wiem, że to ta.
Jak zwykle koniec zlecenia. Znowu mógł patrzeć co dalej z tym zrobi Anna i czekać na ewentualny dalszy bieg wydarzeń i czy będzie jeszcze do czegoś potrzebny.
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Życie jest parszywe.
Julia mieszkała w zaklętym zamku w górach, w najwyższej wieży, a towarzyszyli jej wielcy wojownicy. Jak w bajce. Tyle że zamiast pięknego pałacu była ponura warownia, a zamiast rycerzy na białych koniach miała do czynienia z mordercami, potworami, sadystami i pospolitymi oprychami. Na przykład ten, który ją prowadził.
Mówili na niego Oblech i wyglądał jak troll. Śmierdział również podobnie. Gdy przyszedł do niej, mętnie tylko wytłumaczył, że chodzi o jakieś przesłuchanie, że jest potrzebna. Czarodziejka wiedziała, co ją czeka.
Gdy weszła do środka, zauważyła sześć ciał. Nosiły ślady poparzeń i uderzeń czymś ciężkim, zapewne rozgrzanym prętem, który leżał tuż obok. Kończyny trupów były rozszarpane, choć na podłodze niewiele było krwi. Ktoś postarał się, by ci nieszczęśnicy jak najdłużej żyli.
Julia ledwo poznawała Annę. Lodowaty blask nienawiści bił jej z oczu, z pasją grzebała prętem w węglach, by szybciej się rozgrzał. U jej stóp Podmuch oblizał zakrwawiony pysk.
Na stole nieopodal siedział Galreth. Bawił się nożem, a jego postawa była przerażająco beztroska, zupełnie, jakby uczestniczył w towarzyskim spotkaniu.
- Kolejny, który nic nie wiedział- westchnął spokojnie. Anna nie odpowiedziała. Nie odrywała wzroku z żaru paleniska. Julia powstrzymała chęć zwymiotowania spożytego kilka godzin temu posiłku.
- Wiesz co robić- mruknęła elfka, wciąż wpatrzona w ognień. Czarodziejka jeszcze raz przełknęła ślinę, po czym podeszła do pierwszego z brzegu człowieka.
- Proszę... nie...- jęknął, cały w zakrzepłej krwi i siniakach na ciele. Próbowała to zignorować, skupić się na powierzonym jej zadaniu.
Położyła mu dłonie na skroniach i skupiła myśli. Mężczyzna wyprężył się i zacisnął szczęki.
Wdarła się mu do umysłu, usiłując znaleźć ślad, poszlakę, cokolwiek. Mówiła sobie, że to dla Iskry, by jej pomóc.
- Nie mogę- szepnęła.
Anna oderwała w końcu wzrok od ognia.
- Co mówiłaś?- spytała
- Jego myśli są skołatane. Jeśli będę próbowała wydobyć z niego informację na siłę, mogę go zabić- rzekła czarodziejka głośniej.
Oczy Anny wyrażały dostatecznie wiele, by Aurumhardt odgadła nadchodzącą odpowiedź.
- Zrób to- rzekła lodowatym tonem.
Lokaj wrzasnął, czując jak niczym rozżarzone igły, obca wola wdziera mu się w mózg, wypalając zeń informacje. Żyły wstąpiły mu ponad powierzchnię skóry, stękał, nie mogąc się ruszyć. W końcu przekrzywił głowę w nienaturalnym spokoju i znieruchomiał. Ślina pociekła mu z ust.
- To koniec- oznajmiła zasmucona Julia- Ten również nic nie wiedział.
- Kolejny- rzekła z naciskiem Anna. Czarodziejka pokręciła głową.
- Nie mogę... Nie dam rady- zawsze, gdy zaglądała do czyjegoś umysłu, robiła to subtelnie, bez szkody dla drugiego, ale to... Wydzieranie gwałtem informacji... To było za wiele.
Elfka pozostała niewzruszona.
- Wyjdź- rozkazała cicho
Julia nie czekała na powtórzenie tego słowa. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Na korytarzu jeszcze długo ścigały ją wrzaski kolejnych torturowanych...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

- Rozkuj mnicha! - Krzyknął von Bittenberg. Natomiast pokutujący mnich pozostawał skupiony na świecie swojej wyobraźni, w którym trwało ciągłe majsterkowanie.
Bestia cały czas rosła ,nabierając coraz dziwniejszych i przerażających kształtów. Jej mięśnie raz napinały się w przeraźliwej potędze ,lecz po chwili wiotczały ,ale znowu rosły w siłę. Istota mieniła się barwami i cały czas wydawałą przeróżne ,dziwne dźwięki. Demon jednak zaciął się ,nie atakował zmieniając się coraz dziwniej. Wszystkie symbole Młotodzierżcy na ścianach komnaty inkwizytora drżały i dziwnie mieniły się jasnym połyskiem.
Nagle jednak symbol równoramiennego krzyża na ścianie nad modlitewnikiem zadrżał i spadł ,uderzając z łoskotem o podłogę. Wnet wszystkie inne symbole znów wyglądały normalnie ,a demon padł na kolana śmiejąc się dziko.
-Rozkuj tego skurwiela!!!- wydarł się Magnus nie mogąc się ruszyć. Saito próbował rzucić się do mnicha przeskakując nad dębowym stołem ,jednak kiedy wykonał skok ,bestia momentalnie zmieniła kształ wydłużając rękę ,która boleśnie zatrzymała ronina twardo stając mu na torze skoku. Ten gwałtownie padł pod meblem ,zaskoczony atakiem. Zmiennokształtny stwór zmniejszym nogę i postawił ją z łatwością na stole ,w swym obleśnym kształcie idąc w stronę wojownika.
-Giń ,suko!- warknął Magnus. Huk rozniósł się po pomieszczeniu i ołowiana kula pomknęła w stronę bestii ,wprost w jej niebieskie oko. Cuchnąca ciecz rozprysnęła się wokół ,wypalając w posadzce małe dziury ,swymi żrącymi właściwośmiami. Demon zatoczył się i pisnął łapiąc się za głowę odstepując od Saito pogrążonego w amoku od upadku. -Ma się jeszcze to oko!- rzucił starzecz pochwałę dla swej celności ,odpowiednią do celu pocisku.
Po chwili bestia jednak zwróciła się gwałtownie w stronę Von Bittenberga znów wydłużając nogę i zwiększając objętość swej łapy.
-Odejdź ,dziwko!- wrzasnął ,gdy demon skoczył w jego kierunku z całej siły uderzając go w pierś. Magnus poczuł przenikliwy ból i trudność oddychania ,trzymajac sie mocno fotela. Nagle mnich jednak oderwał się od amoku i spojrzał pustymi ,lecz przekrwionymi oczyma w stronę Wielkiego Inkwizytora. -Wskaźniki... spowiednik...uszkodzone...ARGH!- wrzasnął i rzucił się w stronę żelaznego krzesła ,jednak kajdany skutecznie go zatrzymały ,mimo jego starań.
Potwór zarechotał przraźliwie ,po czym złączył ręce ,które połączymy się w jedną wielką kończynę ,którą uniósł wysoko nad inkwizytora. Von Bittenberg już widział nadchodzącą zgrozę ,kiedy nagle ujrzał zaskakujacy widok. Sztych Zabójcy Oni. Samurajski miecz przebił bestię na wylot przy okrzyku Saito. Demon spojrzał w górę piszcząc ,jednak w ułamku sekundu zaczął kurczyć się. Kurczyć się i zwijać w coraz mniejszą ,kultistą postać ,aż po chwili zupełnie zniknąć na ostrzu broni.
Ronin spojrzał zdziwony na Magnusa. Wnet samuraj puścił broń ,która z gruchotem uderzyła o posadzkę. -To parzy!- wykrzyknął ,gdy broń zaczęła obracać sie na ziemi ,roni dostrzegł ,ze na rękojeści pojawiły sie małe płomienie ,a na ostrzu widniało oko i sczęrzące się zęby. Po chwili z katany uniósł się pisk i uderzyła ona kilka razy o posadzkę. Ronin skoczył na broń blokując ją ,wtedy momentalnie wróciłą do poprzedniego wyglądu ,gdy uwolnił się z niej mknący opar fioletowego dymu. Gwałtownie przeskoczył on w stronę szafy i znów zapadła mrożąca krew w żyłach cisza. Oczywiście mrożąca krew jakimś frajerom ,a nie zawodowemu inkwizytorowi i doświadczonemu wojownikowi.
Saito podrzucił katanę na bucie i złapał ją mocno ustawiając się w pozycji szermierczej ,podczas ,gdy Magnus szukał czegoś w płaszczu.
Krzyk! Potężny wrzask wydobył się z szafy ,gdy otowrzyła się ona szeroko ,wyrzucając drzwi z zawiasów. Jakby potężny wiatr wiał z środka szafa skierowana była ze swym podmuchem w stronę przeciwników. Kilka płaszczy Magnusa ledwo trzymało się na wieszakach ,gdy po chwili wrzasku i podmuchu uformowały się one w przeraźliwe zęby. Ronin w ostatniej chwili zrobił unik przed śmiercionośnymi płaszczo-zębiskami i ciął szybko kataną. Z okrycia opadł spory kawał ,a w powietrzu znów rozniósł się pisk. Szafa uderzyła o ścianę wracajac do poprzedniej formy ,a z jej środka znów wybił obłok dymu. Rzucił się on tak szybko w stronę leżącego na łóżlu buzdyganu ,że nikt nie zdążył nic zrobić. Fioletowy dym wpadł w broń Magnusa ,jednak nie wszedł w nią ,ale odbił się gwałtownie z sykiem i piskiem ,a sama broń zaświeciła białym światłem wokół wygrawerowanych napisów. Obłok odpał rozbijając się o posadzkę ,podczas ,gdy Magnus gwałtownie cisnął w niego fiolką.Zawsze nosił przy sobie butelkę wody święconej. Tak profilaktycznie. Ciecz rozlała się oblewając obłok. Wokół rozniósł się syk i przeraźliwy pisk ,a niektóre z fioletowych dymków zaświeciły sie na biało. Nagle dym przeobraził się w małą postać ,z pulsujacą kolorami skórą i rozciągająco się twarzą. Istota tarzała się po ziemi z piskiem ,nie mogąc pozbyć się sprawiajacego jej przeraźliwy ból białego ognia.
Ronin momentalnie wykonał szybki ,szermierczy cios i począł szybko i celnie okładać kataną bestię. Niebieska krew tryskała od ostrej broni ,gdy bestia wrzeszczała z bólu ,nic nie mogąc zrobić ,w końcu ronin wykonał szybki cios w głowę ,odcinając ją od reszty ,wtedy pisk ustał. Nie była to jednak cisza martwego. O nie... reszta caiła pod wpływem wody święconej spłonęła momentalnie zamieniając się w popiół ,jednak głowa odturlała się śmiejąc się dziko ,a wręcz rekocząc. Wpadła pod biurko zostawiając za sobą niebieski ślad. Saito przygotował się do kolejnego ataku i ostrożnie udał się za demonem ,podczas ,gdy Magnus wypatrywał już besti z naładowanym pistoletem. -Dawaj tu tego korniszona...- splunął Magnus.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Walka była szybka i intensywna, a w pomieszczeniu działy się dziwne rzeczy. Po zaciętym starciu, wspólnymi siłami, inkwizytor i ronin zdołali poskromić biesa, jednak głowa przetrwała i wtoczyła się pod biurko, zostawiając za sobą fosforyzujący na błękitno ślad i rechocząc jak szalona. Śmiech ucichł, jak ucięty nożem, gdy łeb znalazł się pod meblem. Saito ostrożnie podkradł się do biurka, trzymając Zabójcę Oni w pozycji gotowej do ciosu, podczas gdy Magnus celował przed siebie pistoletem gotowym do strzału. Atak jednak nie nadchodził, a w samym pomieszczeniu zapanował względny spokój. Nie było słychać absolutnie nic, poza szamotaniem się mnicha, muszącego za wszelką cenę dokonać kontroli stanu zbroi Magnusa, oraz ciężkim oddechem inkwizytora https://www.youtube.com/watch?v=mACnGsmBZJQ... Obaj zdawali sobie sprawę, że prędzej czy później atak nastąpi, nie było jednak jasne, z której strony, ani w jakiej formie. Nie było sensu dłużej zwlekać. Samuraj wziął więc w drugą rękę olbrzymi dwuręczny miecz należący do obłąkanego mnicha i wsunął go pod biurko, chcąc wymacać żelastwem głowę potwora. Pomiędzy ścianką biurka, a podłogą była akurat wystarczająca przerwa, by zmieścił się tam obiekt mniej więcej wielkości rzeczonej głowy. Miecz zastukał o drewno, gdy Kaneda przesunął go w jedną, a później w drugą stronę. Patrząc wymownie na Magnusa pokręcił głową w przeczącym geście. Stary łowca uniósł tylko brew, a Saito upuścił miecz na posadzkę i ujmując oburącz rękojeść z rekiniej skóry, kopniakiem przewrócił biurko. Na podłodze faktycznie nic nie było. W mgnieniu oka Nippończyk zawinął się wokół własnej osi, jakby był to naturalny odruch, uderzając końcówką katany o lecącą wprost na niego rozwartą paszczę, pełną haczykowatych zębów w dziesiątkach rzędów. W tym momencie huknął suchy strzał, a powietrze wypełniła gęsta chmura dymu. Znów rozległ się skrzekliwy wrzask, rezonujący ohydnym, wielotonowym falsetem w ciasnym pomieszczeniu.
- Wyskoczył z sufitu, pierdolony! - Krzyknął Magnus, obaj z Saito rozglądali się teraz po pomieszczeniu, jednak siwy dym nieco ograniczał widoczność. Widać było tylko jakiś kształt, albo raczej cień mknący po ścianach z zawrotną prędkością. - Dostał? - Zapytał von Bittenberg.
- Ode mnie tak. To rokuro-kubi. Nie sądziłem, że spotkam jednego z nich w tych stronach, nie wiedziałem też, że są zmiennokształtne.
- Co takiego? Rokuro-kubi? Co to jest do cholery?!
- Latające głowy. W Nipponie robią się takie ze wścibskich... - Saito przerwał wyjaśnianie, wykonując pchnięcie z wyskoku, w sunące prosto na niego wybrzuszenie na podłodze. Znów rozległ się ten upiorny wrzask, a potwór zaczął oddzielać się od drewnianych klepek, zębami podciągając się po ostrzu Zabójcy Oni. Kaneda wnet uniósł broń i rąbnął nią o przewrócone biurko, przecinając szczękę i tym samym oswobadzając broń. Magnus zdołał w międzyczasie przeładować i strzelić ponownie gdy kreatura rzuciła się na niego. Łeb zawirował, gdy trysnęła z niego struga niebieskiej juchy, jednak potwór wciąż żył i wniósł się pod sufit... wypluwając pocisk pistoletowy w Saito. Jednak niezwykła intuicja, sprawiła, że Nippończyk był gotowy. Rozległ się brzęk, gdy kula zrykoszetowała od stali Hattoriego Hanzo i poleciała gdzieś w bok. Tymczasem ronin już zdążył się odbić od biurka ze wściekłym kiai, zamachując się mieczem. Istota natychmiast zmieniła tor lotu, na przeciwny, ciesząc się z uniku... Dokładnie tak, jak chciał tego kensai. Rozległo się łupnięcie, gdy mocarne oi tsuki spotkało się z pozbawioną rysów twarzą, w której świeciło jedynie to niezwykłe oko. Rokuro-kubi grzmotnął o ścianę, na moment tracąc orientację. Rozległ się świst i latająca głowa została rozcięta na dwie równe połówki, a Saito elegancko wylądował na podłodze. Tymczasem oba kawałki stuknęły o podłogę, odbiły się kilka razy, po czym zdematerializowały i ze świstem wyleciały przez szparę między stalową płytą w oknie, a futryną.
- Mam wrażenie, że jeszcze go spotkamy... - powiedział ronin do Magnusa.
- Możliwe. Istoty z Osnowy można tylko przepędzić, nie zabić. Wie to każdy inkwizytor i zabójca potworów. - Odparł stary łowca. I po chwili dodał: - Zdolność mimikry wskazuje, że był to pomiot Pana Zmian, a nie mutant. W związku z tym, nie zabiliśmy prawdziwego Reinera.
- CzyRi nasze poszukiwania wciąż trwają. ARe przynajmniej odzyskaRiśmy micha, który potrafi naprawić... - Saito zamilkł, widząc jak pokutnik wisi bezwładnie na łańcuchach, którymi przykuto go do klęcznika. Było tylko widać, jak spod żelaznej maski wydobywa się różowa piana, słychać świszczący, urywany oddech. Mimo, że mnich był niezwykle odporny, zwłaszcza, gdy pogrążał się w fanatycznym szale, był to zwykły człowiek. Samuraj podszedł do niego, i podniósł, by mu się przyjrzeć. Na piersi, nieco poniżej obojczyka, ziała krwawiąca dziura - najwyraźniej pocisk, który odbił ronin, zrykoszetował raniąc mnicha-inżyniera.
- O cholera. - Powiedział Magnus. - Sprowadź natychmiast uzdrowiciela! Trzeba koniecznie ocalić mnicha, inaczej nie będzie nikogo, kto potrafi obsługiwać moje mechanizmy! - Saito nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Nippończyk niczym błyskawica wypadł na korytarz i pognał w stronę pokoju Julii. Akurat otwierała drzwi.
- JuRia! - Kobieta odruchowo spojrzała na zachlapanego niebieską mazią wojownika. - Szybko, mamy rannego!
- Co się stało, panie Kaneda?
- Człowiek inkwizytora Magnusa został postrzeRony.
Chwilę później, czarodziejka pochylała się nad rannym mnichem, który wpatrywał się w nią pustymi oczyma zza żelaznej maski. Julia sprawiała wrażenie zszokowanej stanem, w jakim znajdował się jej pacjent. Całe ciało było zdruzgotane i poorane bliznami, zebranymi w wyniku okrutnych tortur i brutalnych walk, które pokutnik stoczył, gdy porzucał troskę o własne bezpieczeństwo na rzecz siania bezmyślnej przemocy. Jednak Saito, a tym bardziej Magnus nie zwracali na reakcję niewiasty najmniejszej uwagi.
- Palcem tego nie wydłubię. - Powiedziała, na co inkwizytor bez słowa podał jej katowskie szczypce. Po chwili gimnastykowania się, kula wylądowała w podstawionej szklance. Następnie uzdrowicielka przystąpiła do rzucania zaklęć. Choć stary łowca patrzył na to krzywo, postanowił się nie wtrącać. Wszak bez mnicha-inżyniera nie mogło być mowy o wygraniu areny i tym samym powodzeniu misji. Gdy Julia skończyła, zwróciła się do Magnusa: - Powstrzymałam krwawienie, i ustabilizowałam go. Ale jego organizm to ruina. Powinien odpocząć i...
- Tak, tak, dziękujemy już pani. Poradzę sobie. - Wtrącił się inkwizytor, ze zniecierpliwieniem machając ręką, podczas gdy Saito wziął ją pod rękę i odprowadził aż do jej pokoju.

- Wszyscy macie nasrane we łbach. - Pwiedziała Julia, gdy dotarli na miejsce. - Elfy torturują kultystów, wy demolujecie pokój i strzelacie do tamtego biedaka. A później i tak wszyscy powyrzynacie się na tej parszywej arenie.
- Widocznie mamy w tym jakiś ceR. - Odparł samuraj. Julia tylko westchnęła i weszła do swojego pokoju, zostawiając Kanedę na korytarzu.

Nieco później, u Magnusa:
- Słyszałeś, podobno eRfy torturują kuRtystów. Chyba chodzi o tą sprawę z otruciem Iskry.
- Elfy? Torturują kultystów? - Odparł Magnus. - To musi być śmieszne. Powinienem złożyć im wizytę, żeby pokazać jak i co. Przy okazji, może dowiemy się czegoś nowego na temat Reinera.
- Będziesz potrzebował nogi. - Zauważył Saito.
- Faktycznie, ale myślę, że tamten muszkiet się nada. Tylko upiłujemy kolbę. Podobno, jakaś tancerka zamontowała sobie spluwę, po tym, jak ożywieńcy zeżarli jej nogę.

Jakieś dwie godziny majstrowania później, Magnus żwawo kuśtykał po pokoju opierając się na odpowiednio skróconej lufie obrzyna. Może nie była tak dobra, jak jego normalna, mechaniczna kończyna, ale przynajmniej była solidna. Co więcej, broń była w pełni sprawna, i z pomocą Saito, została przygotowana do strzału, wystarczyło tylko, by łowca podniósł nogę i nacisnął na spust. Śledztwo bez wątpienia będzie teraz bardziej... wystrzałowe.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ :lol2: :lol2: :lol2: chyba jednak będzie trzeba poszukąc nogi Magnusa :lol2: ]


- Wyjdź- rozkazała cicho
Julia nie czekała na powtórzenie tego słowa. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Na korytarzu jeszcze długo ścigały ją wrzaski kolejnych torturowanych. Czarodziejka opuściła jadalnię ,jednak kiedy przeszła przez wrota stanęła widząc idącego naprzeciwko Saito z dwumetrowym inkwizytorem. Julia wzdrygnęła się i wolała nie stawać im na drodze ,więc czym prędzej wypowiedziała prostą inkantację i momentalnie zniknęła opierając się o ścianę ,zemieraąc w bezruchu.
Zaklęcie podziałało. Odetchnęła z ulgą ,gdy inkwizytor i ronin minęli ją twardo maszerując korytarzem.

Magnus popchnął drzwi i bez zbędnych przywitań wkroczył do sali z samurajem w akompaniamencie stukotu lufy obrzyna o posadzkę
Dawna sala biesiadna ,gdzie każdy z zawodników mógł przyjść i ogrzać się w tych zimnych dniach ,odpocząć po walce ,powymieniać historie ,posłuchać muzyki oraz spróbować specjałów Norsmeńskiej kuchni zamieniła się w salę tortur i krwawą łaźnię.
Kultyści ,którzy nie byli przywiązani do kolumn ciagnęli kolumną pod kominek. Wielu z nich ,leżało martwych wokół stołu ,na którego końcu siedziała Anna drąc się i machając agresywnie rękoma obok której leżał wilkor warcząc na jeńców. Turo przyglądał się i z żalem patrzył na miejsce ,gdzie niegdyś mógł chwalić się nowymi przepisami. Wokół szeregów pojmanych kultystów kręciły się jakiechś oprychy. Magnus wcześniej ich nie widział ,podjerzewał ,że to jakiś plebs przytargany tu przez któregoś z zawodników.
Kiedy łowca czarownic i ronin weszli do sali ,wszyscy oprócz kultystów ,którzy patrzyli posępnie w dół obrócili głowy w ich stronę.
-Co tu się za cyrk na kółkach ,do cholery wyprawia!?- warknął Magnus chłodno.
-Przyszliście przeszkadzać?- odparła głosno Anna wstając z krzesła.
Saito spojrzał na nią z pogardą i pogładził swą brodę wparując się w to co tu zaszło.
-Przesłuchań wam się zachciało ,nędze szaraczki...- mruknął Von Bittenberg i ruszył w kierunku stołu wraz z roninem. Oba wilki warknęły agresywnie ,a jeden z wielkich drabów pilnujących kultystów wyszarpnął zza pasa outą lagę i ruszył w stronę dwójki siwych mężczyzn. Samuraj uśmiechnął się lekko kładąc deliketnie palce na rękojeści katany ,podczas ,gdy Magnus spojrzał na dryblasa z pożałowaniem.
-Stój!- wykrzyknęła Anna ,momentalnie zatrzymując agresywnego człowieka. -Ci panowie... zaraz stąd idą ,bo zapewne nie chcą pomóc...- syknęła Anna ze złością w oczach ,złością którą podzielały jej wilki w każdej chwili gotowe zaatakować.
Ronin w końcu przemówił -Nigdzie nie idziemy... kobieto...zostajemy tu spocząć... w końcu to jadaRnia...- po tych słowach wszyscy pojmani kultyści spojrzeli po sobie z jeszcze większym strachem obawiając się pomocy ze strony tych dwóch zawodników.
-I lepiej dla ciebie ,żebyśmy się nie rozmyślili.. choć widząc tych zmasakrowanych pogan nie zależy ci na informacjach i pomocy przyjaciółce...- dodał wrednie Magnus przechodząc nad trupem w czarnych szatach.
-Znaleźli się... specjaliści...- parsknął Galreth stojąc za kordonem kultystów.
Von Bittenberg i Kenada zignorowali dryblasów ,elfa i warczące wilki ,po czym siedli przy dębowym stole. -Panie Turo... czy znajdzie się jeszcze w kuchni jakaś potrawa?- zapytał Nippończyk stojacego obok Norsmena. Ten jakby obudził się i odparł -Oczywiście ,panowie! Wybacz Anno ,ale Bjarn kazał mi też gotować! Zaraz wracam!- wykrzyknął i ruszył do kuchni przeklinając pod nosem o braku kelnerów.

-Panie Saito... jak tak dalej pójdzie to z tych jopków nic nie zostanie...- mruknął Magnus do towarzysza nalewającego wina.
-Właśnie widze... niedługo pewnie zacznie im odcinać języki...- odparł samuraj siadając naprzeciwko inkwizytora. Ten uśmiechnął się wrednie w reakcji na żart i pociagnął łyk wina. -My mamy czas... kultyści i ta kobieta go nie ma... jeszcze ta wyprawa zawodników o której pan wspominał... bezsens...-
-Robią co mogą...- rzekł samuraj -Jednak to oczywiste ,że ten kto sporządził truzinę ma i odtrutke...-
Wrzask gryzionego przez wilki kultysty rozniósł się po sali ,a wszyscy pojmani natychmiast się odsunęli mimo gróźb strażników. Jeden kultysta nawet zwymiotował nie mogąc wytrzymać napięcia.
-Miejsce kaźni ,panie Saito... a nie przesłuchanie...-
Ostatnio zmieniony 16 mar 2014, o 16:48 przez Kordelas, łącznie zmieniany 2 razy.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Czasowo to Julia była najpierw na sali a potem leczyć mnicha.
Gehrard to ma być Galreth? :D ]
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[No no no :) mea culpa ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Vahanian nie sądzę by dwumetrowy, opasły Nors bawił się w wytrychy a jakiś tam kultysta-najemnik odpychał go i wywalał drzwi z buta ;) No i chyba nie możemy ot tak sobie pozabijać wszystkich kultystów... ]
[ Oj Kordelas elfa z dawnym nemesis już mylisz... chyba za długo w branży WH siedzisz ;) Tak zauważyłem ze Black Sabbath napisał pieśń o naszym Magnusie, chyba każdy wie jaką :D ]

Olfarr przyglądał się spod wilczego kaptura i okularowego hełmu drużynie hobbitów, niemal nieodróżniających się od śnieżnego podłoża przez biało-szare stroje. Bliźniacy spojrzeli jak Menthus gorączkowo wymienia zdania i groźby z dowódcą niziołków, a Vahanian poszczuł jednego z nich tą swoją wilczycą, która przewróciła pulchnego malca jak piłkę. Obie strony wciąż nie wiedziały czy podjąć walkę i ogólny nastrój nerwowego pata odczuwali wszyscy, cóż prawie wszyscy.
- Na litość Grungniego, gorzałki! - krzyknął zacierający ręce Drugni, otrzepując swój irokez ze śnieżnego kokona. - Zaraz tu zamarznę, a nie znam takich fikuśnych sztuczek na rozgrzanie się jak tamten ognisty ostrouch!
- Dobra...
- ...myśl! - ucieszyli się naraz bliźniacy.
- Ej, wy tam chyżo tutaj siermięgi bo sprawdzimy czy równie ślamazarnie spadacie ze stoku jak pod niego wchodziliście! - huknął Haakar, zamiatając włosami ramiona ze śniegu przy nagłym obrocie.
Czwórka obładowanych zapasami kultystów w ciężkich płaszczach i maskach posłusznie dobiegła do braci, którzy wyciągnęli zakorkowane, małe beczułki ze słodzoną miodem okowitą i pociągnąwszy solidnego łyka oddali je Drugniemu i Haakarowi. Cudownie rozgrzewający napitek wydobył rumieńce na skryte pod żelazem i futrami twarze wojowników oraz co ważniejsze nagle ośmielił bliźniaków do rozwiązania impasu.
Olfarr podszedł do Farlina, Petera i Menthusa po czym ni z tąd ni z owąd złapał za kołnierz jednego z hobbitów i uniósł go na wysokość twarzy jakby nic nie ważył. Wiszący dwa metry nad ziemią niziołek wierzgał się i przebierał nogami, gdy Norsmen przyjrzał mu się z wesołością i upuścił w zaspę głową w dół.
- To, co do cholery robimy, elfie ?! - zagrzmiał Olfarr.
- To szukamy tego kwiatka czy dalej gapimy się na te zabawne, małe wersje południowców ? - dodał Ulfarr.
- Właśnie! - dołączył się Drugni. - Obiecałeś spacer po górach i jakąś bitkę, a jak na razie jesteśmy na najlepszej drodze do zamarznięcia lub nawalenia się w plenerze. Niby fajnie, ale czy nie robiliśmy tego samego w fortecy ?!
- Echhhh... - westchnął przeciągle Haakar i mijając cały rozwrzeszczany tłum podszedł do przeciwległego krańca polany i opadł na jedno kolano, przystawiając twarz tak nisko do ziemi, że jego długa lniana grzywa rozsypała się po śniegu jakby nagle wyrosło na nim siano. Wtedy w oczach Norsa pojawił się typowo zwierzęcy, dokładniej wilczy błysk a jego nozdrza zafalowały. Po kilku kolejnych minutach wodzenia nosem w powietrzu i cichego warczenia, Haakar nagle otworzył oczy i wyprostował się.
- Tam! - ulfwerenar wskazał trzonkiem zakrzywionej saksy przełęcz między dwoma wysokimi szczytami, niknącymi w chmurach śnieżycy daleko poza zagajnikiem. - Czuć lżejsze, nizinne powietrze i nawet jakieś przykre dla nosa chwasty. Jeśli gdziekolwiek ma rosnąć ten kwiatek to właśnie tam!
****

Tymczasem w zamkniętym pomieszczeniu w zachodnim skrzydle zamku wyższego Anna urządzała prawdziwe piekło kultystom otoczonym przez sześciu śmierdzących, obchodzących się z bronią jak kompletne żółtodzioby, wyszczerzonych zakapiorów o wszystkich cechach bandytów żerujących na słabszych tylko dzięki podstępowi i przewadze liczebnej lub protekcji kogoś potężnego. Turo raz po raz czyścił obuch swego zdobionego wyrytymi wężami młota, dobywał i chował pary saks w skórzanych pochwach za pasem lub poprawiał ułożenie ćwiekowanej opaski, skrywającej jedno utracone oko. Gruby Norsmen klął za każdym razem gdy patrzył na elfkę lub jej psy. Ta niedojeżdżona murwa miała czelność rządzić się i zgrywać jakąś władczynię wszystkiego co inni podadzą jej podług zachcianek. Dodatkowo sama, będąc chudą elfką z jakimiś kompleksami wyżywała się na związanych strachem kultystach - w sumie niczym nie różniła się od reszty swoich paskudnych żebraków pod bronią. Ktoś kto sam był słaby nagle zgrywał wielkiego, bohaterskiego rzeźnika gdy napotykał jeszcze marniejsze indywidua. Właśnie widział jak z piskiem Anna zaczęła okładać grubą kultystkę z burzą kręconych, blond włosów po czym rozkazała temu napawającemu się namiastką władzy śmierdzielowi połamać jej ręce.
"I tak z Gestleris była marna ochmistrzyni." - pomyślał Turo, znów drapiąc się po opasce na oku. - "Ale po tym jak zabiła Okrasiusa to kto pomoże mi przy stekach ?"
Wśród wrzasków i smrodu przypiekanych ciał Turo zdecydowanie wstał od parapetu i ujął swój ciężki młot w wielkiej łapie. Przecież z rozkazu króla Erika mieli ochraniać tę twierdzę i jej mieszkańców... Po zdradzie Alphariusa oczywiście sytuacja się nieco zmieniła, ale gdy zdrajcy w kanałach wyginęli rozdarci przez tajemnicze monstrum a sam łysy czarownik zaginął powinni wrócić do obowiązków. Tym bardziej że teraz kultyści byli praktycznie lojalni Kharlotowi - ich dobremu towarzyszowi z dawnych lat. Lojalni, a co ważniejsze potrzebni. Miodowej barwy broda Sarla, zapleciona w dwa długie warkocze podrygiwała gdy Turo przepchał się przez pozostałych kultystów i zbliżył się do Anny. Tam na przesłuchanie... a właściwie bezmyślne okazywanie okrucieństwa ciągnięto właśnie młodego kuchcika od deserów - Pascalusa, który z bretońskim akcentem krzyczał w niebogłosy, szarpany przez zbirów Anny. Tuż za nim najlepszy z adeptów kucharskich Turo - niski, czarnowłosy Maklowicius obgryzał paznokcie i mamrotał coś ze swym pociągłym akcentem.
- O nie! Dosyć tego! - ryknął głośno Turo i potężnym ciosem pięści wielkiej jak spłacheć szynki powalił na ziemię knypka, zwanego Oblechem który usiłował spróbować go zatrzymać. - Ponieśli już karę za nieuwagę w trójnasób - tu młotem wskazał dziesięć zmaltretowanych zwłok i kilku niemal równie pokiereszowanych rannych - i oczywiście można ich oskarżyć o wiele rodzajów niekompetencji kulinarnych, ale na pewno nikogo nie otruli! Czy te spiczaste uszy oklapły ci na oczy, elfia suko ?! Po trzeciej z rzędu godzinie nawet inkwizytor by im odpuścił, widząc bezcelowosć! I jeśli ktoś ma tu wogóle cokolwiek jeść to jako kuchmistrz rozkazuję ci...
Nagły kontrujący wychuch histerii Anny ubiegł huk otwieranych drzwi. Do komnaty wkroczyły trzy postacie, mijając kolumnę wspierającą strop. Przed Magnusem i Saito szedł istny kolos. Norsmen, mimo że mocno się garbił to i tak złoty grzebień jego okularowego hełmu rysował po suficie a na masywnym ramieniu opierał największy topór jaki Anna w życiu widziała. Na grubą kolczugę narzucił spinany miedzianą klamrą płaszcz z całego futra czarnego niedźwiedzia norskiego, a pod poplątaną warstwą brody i włosów barwy ciemnego blondu stale widniał grymas niezadowolenia. Olbrzym przeszedł przez rozbiegającą się w strachu gromadę kultystów i zbirów po czym rzucając Annie obojętne spojrzenie błękitnych oczu zatrzymał się przed jej szezlongiem, groźnie łypiąc na trzęsących portkami kumpli krwawiącego z nosa Oblecha.
- Olaf, witaj! - skinął na towarzysza nagle uśmiechnięty Turo. Tymczasem Anna z nienawiścią płonącą w oczach spojrzała mało przytomnie na Olafa, zadzierając głowę wysoko w górę a Podmuch i Zmierzch wyskoczyły przed swą panią z warkotem dobywającym się z młodych paszcz. Gigant z północy nagle spojrzał w okolice swoich stóp i... https://www.youtube.com/watch?v=c55ybIOGEeU
Potężny, gardłowy i przeszywająco niski warkot wywołał ciarki na plecach wszystkich zgromadzonych poza Magnusem, a dwa młode wilczki podkuliły ogony i z żałosnym popiskiwaniem "Yip, yip" uciekły w kąt komnaty. Anna która ledwo urzymała się na krześle natychmiastowo oprzytomniała i jakby zmalała przed wysoką jak wieża postacią Olafa.
- Masz kończyć elfko. Ludzie są głodni, zabieramy kultystów do kuchni. Rozkaz Bjarna. - gigant mówł krótkimi, dudniącymi zdaniami, bardziej skupiony na wielkim trzonku swego toporzyska niż rozmówczyni. Lekceważenie to wyglądało jeszcze zabawniej, biorąc pod uwagę miażdżącą dysproporcję w pułapach wzroku Norsmena i Anny. Olaf obrócił się do kultystów i kiwnął głową na Turo, wstrząsając swą niedbale splecioną w jedno pasmo brodą. Jeden z kultystów-najmitów Anny chyba zbieral się w sobie na protest, ale gdy ujrzał zaciśnięty kułak wielkości własnej głowy oraz nieukontentowane spojrzenie Olafa natychmiast wypuścił jeńców z więzów. I nie tylko jeńców - jego spodnie nagle nabrały zabawnie ciemnej barwy w środkowym obszarze. Kuchcikowie natychmiast przypadli do Turo, kajając się w pokłonach i nerwowo coś mamrocząc. Norsmen wyprowadził ich przez drzwi i skinął za sobą na Saito oraz Magnusa.
- Chodźcie panowie, skoro znów mam służbę i to dodatkowo... zmotywowaną, czas urządzić naszym zmarzniętym kałdunom prawdziwy Asgard... znaczy raj. - Turo odwrócił się na chwilę do Anny siedzącej samotnie pośród obolałych zbirów i wskazał na tuzin ciał. - myślę że nikt tu nie zagląda to nie musisz sprzątać tego... bałaganu...
Po czym wyszedł wraz z groźnie pomrukującym Olafem, który nie odwracając się dodał:
- Choć jako kobieta powinnaś. Zamiast maltretować takie bezbronne łamagi.
Gdy zatrzasnęli za sobą drzwi i ruszyli z czeredą kuchcików do spiżarni Turo przepchał się do stawiającego wielkie kroki Olafa, który wreszcie nie musiał się garbić w niebotycznych korytarzach Cytadeli.
- Sam Bjarn upomniał się o to tam robactwo ? - zapytał sarlski kuchmistrz unosząc brew.
- Ta. Ingvarsson podejmuje kroki ku obronie tej kupy kamieni i spiżu. Einarr i Hrothgar szkolą na dziedzińcu siedem dziesiątek najmniej cherlawych z kultystów. Krasnal Zahin Schmartz wykuwa im mniejszą broń i pancerze z tych dla wojowników chaosu, znalezionych w zbrojowni twierdzy do której się dostaliśmy. A nawet takie chuchra po całym dniu zapierdalania w pancerzu i ćwiczenia muszą coś żreć. Toteż jestem tu po ciebie i nich. Mam nadzieję że przeszło ci już z tym 'honorem kucharza' po tym jak ta ładniutka Alfheimerka się struła ? - zakończył swoją relację pytaniem olbrzym.
- To co tam widziałem skutecznie mnie wyleczyło, przyjacielu... - Turo uśmiechnął się na myśl jak teraz musi wyglądać twarz Anny. - Chodźmy do głównej jadalni naczynić strawy na oblężenie, póki strzały i kule nie sypią mi się na kuchnię! Magnus, Saito, lubicie podsmażaną w miodzie sarninę z ziołami ?

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[GrimgorIronhide ja wyobrażałem sobie to przesłuchanie nieco inaczej, bądź co bądź to nie ja zacząłem ich mordować, lecz Byqu. Który z Anny zrobił potwora :P. Ja miałem zamiar przesłuchać tylko kobietę, która pojmał Oblech, a resztę puścić wolno. Teraz jednak nie wiem co robić zbyt bardzo. Także wybaczcie, ale fabuła chwilowo stanie, lub jak ktoś ma pomysł to niech poprowadzi ja za mnie gdyż mam dziś ciężki dzień, a ten tydzień będzie jeszcze gorszy. Pozdrawiam.]
[Jeden znaczący fakt, na sali oprócz Oblecha nie było żadnego innego najemnika. Z tym, że zesrał się w spodnie też przesadziłeś. Nie jedno w życiu widział i przerośnięty wiking nie zrobiłby na nim takiego "wrażenia."]

ODPOWIEDZ