Zbliżała się finałowa walka na Arenie Śmierci. Tłum gapiów szybko zapełniały miejsca na widowni mimo deszczu, który jak na złość począł lać pod wieczór. Kawalkady mokrych ludzi i nieludzi przemieszczały się przez bramy areny, nie zważając na ścisk, smród i wyjątkowo niedobre warunki atmosferyczne.
Hrabia Schwarzdorf i Mag spojrzeli na siebie. Nadchodził czas ostatniej walki. Walki, która wyłonić miała zwycięzcę.
-Zatem Hrabio, na kogo stawiasz?-zapytał uśmiechając się szyderczo mag.
-Na nikogo, mój gościu-syknął Magnat i spojrzał czarodziejowi w oczy.
-Jako organizator walk muszę pozostać neutralny i nie faworyzować nikogo.
-Nie wierzę!-parsknął czarodziej i zaniósł się kaszlem.
Albrecht zaśmiał się w duchu. Bodajby ten obłąkany kretyn sczezł na jakieś choróbsko...
-Wygra lepszy, to oczywiste-odezwał się szyderczy głos.
Hrabia spojrzał się za siebie i gdy dostrzegł swego tajemnego sojusznika, zawołał go do siebie i kazał przynieść krzesło.
-Magu, poznaj Blackthorna. Przybył z daleka, by móc obejrzeć nadchodzący rozlew krwi i festyn, jaki będzie miał miejsce na cześć zwycięscy.
Mag ziewnął znudzony, po czym nagle zachłysnął się. Okryta płaszczem postać emanowała tak potężną aurą Dhar, iż oczy czarodzieja poczęły łzawić.
-Hohoho, cóż to za osobistość zaprosiłeś, Hrabio! Skąd przybywasz, nieznajomy?
Postać zaśmiała się chicho i gwałtownie zerwała kaptur, zasłaniający jej twarz. Mag spojrzał na istotę, która przed nim stała, po czym popuścił ze strachu.
-Ty....TY!
Istota zaśmiała się i przybrała swoją prawdziwą postać, zwalając maga z krzesła. Hrabia zaśmiał się.
-Zacny gość zawitał u nas, prawda starcze?
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Sho-Pi Lee nie zważał na deszcz. Mnich Niebiańskiego Smoka potrafił zachować koncentrację nawet podczas walki, koordynując swoje Ki i pozwalając zachować całkowitą jasność umysłu. Spojrzał w niebo. Było szare, szczelnie zasłonięte gęstymi chmurami, zsyłającymi na ziemię strumienie wody. Woda. Jeden z podstawowych żywiołów, budujących świat. Mnich uśmiechnał się smutno. Żywioły toczyły ciągłą walkę, każdy z nich zazdrosny o pozycję drugiego, każdy chcący dominować. Kitajczyk wiedział, iż tylko idealna równowaga pomiędzy elementami jest w stanie utrzymać wszechświat. Gdy jednak równowaga zostaje zakłócona, nadciąga piąty żywioł-Chaos. Karmi się on niezgodą, entropią i konfliktami, pęczniejąc i rosnąć z każdą chwilą.
Sho-Pi Lee przymknął oczy. Czuł, iż nadchodzi czas jego walki. Finału. Przedsionku jego drogi do Doskonałości...
Khurgaz stał w deszczu i sapał z nienawiści. Krople deszczu spływały po jego muskularnym ciele, powoli zmywając zaschniętą krew z upadłego Dawi. Krasnolud spojrzał na kałużę. Jego odbicie było zamazane, jednak mógł dojrzeć złowieszczy błysk we własnych, przekrwionych ślepiach. Nie był jednak sam. W głębi swojej duszy czuł czyjąś obecność. Szeptała do niego.
-Krew. Tylko krew stanowi cel twój życia. Zabijaj. Zabijaj dla Khorna!
Burzyciel wrzasnął z niepohamowanej furii. Zbliżał się czas rzezi..
Gdy odezwał się gong wzywający wojowników na Arenę, tłumy zawyły. Gapie przekrzykiwali się, płakali i śmiali zarazem. Oto nadszedł dzień walki ostatniej. Oto nadszedł dzień finału!
Khurgaz i Sho-Pi Lee stanęli naprzeciw siebie. Mnich spojrzał na swojego przeciwnika i stanął w pozycji bojowej. Zbliżało się ostateczne starcie.
-Zaczynajcie!-krzyknął Hrabia, śmiejąc się opętańczo.
Mnich i Zabójca skoczyli na siebie.
Krasnolud wprawił Wirującą Śmierć w ruch, po czym machnął łańcuchem. Kitajczyk spojrzał na pędzące w jego kierunku ostrza, po czym padł na ziemię. Zadziory przeleciały nad mnichem, który zaś skoczył na Khurgaza i przeprowadził atak, trafiając upadłego w pierś. Krasnolud nawet nie poczuł uderzenia, splunął i skontrował, skacząc na mnicha i uderzając go z pięści w brzuch. Kitajczyk jęknął i odskoczył, by przygotować strategię kolejnego ataku.
Zapowiadało się na długą walkę...
Krasnolud zakręcił łańcuchami i zaatakował znowu, celując w nogi Sho-Pi Lee. Adept Smoka odskoczył na bezpieczną odległość i przeprowadził kontrę, stosując technikę "Dziobu Sokoła", wbił palce w oczy Dawi.
Tłum ryknął.
Khurgaz ryknął z wściekłości i miast używać swej broni, rzucił się na mnicha, powalając go. Gdy Kitajczyk próbował podnieść się, Burzyciel trzasnął go z całej siły w twarz. Rozległ się niemiły odgłos łamanego nos i szczęki. Krasnolud począł systematycznie okładać Sho-Pi Lee po twarzy, nie przejmując się desperackimi ciosami, jakimi mnich okładał Khurgaza. Nie przestał nawet, gdy czaszka mnicha pękła, wylewając mózg na piasek areny. Po paru minutach przestał i spojrzał w niebo.
Zagrzmiało.
-OTO JEST ZWYCIĘZCA ARENY!-wrzasnął Hrabia, wstając z krzesła i bijąc głośno brawo. Tłumy krzyczały, głośno skandując imię Krasnoluda. Wszyscy bili brawa, ciesząc się krwawym finałem Areny Śmierci.
Dawi w odpowiedzi chwycił ciało mnicha i podniósł je do góry, po czym ryknął:
-KREW DLA BOGA KRWI! CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mag szykował się do drogi. Mozolnie pakował swoje ubrania i podśpiewywał sobie pod nosem. Wbrew pozorom Hrabia zorganizował całkiem przyjemną rzeź. Odwrócił się i niemalże wpadł na stojącą za nim postać. Okryty ciemnymi szatami stał, spokojnie oczekując, aż czarodziej spakuje wszystkie swoje rzeczy. Staruszek chwycił swoje tobołki i syknął:
-Zatem, powiedz mi, czego ty jeszcze ode mnie chcesz?
Istota nie odpowiedziała.
-Eh, no dobrze! Masz! Bierz to sobie i nie stój już tak nade mną!-powiedziawszy to mag wręczył jegomościowi okuty metalem wolumin, emanujący wszechogarniającą magią. Istota skinęła głową i zniknęła, rozpływając się w kłębach zmiennobarwnej mgły.
Mag odetchnął z ulgą i złapał się za serce.
-Do cholery z tymi demonami! Po co on chciał ten tom? Że niby traktował o Bóstwach Praworządności?!
-Zgadza się, starcze-powiedział cicho Hrabia, wyłaniając się z cienia.
-Ja i mój zbór serdecznie dziękujemy ci za współpracę i towarzystwo!
Mag prychnął w odpowiedzi:
-W rzyci ma tych twoich "kolegów" i inne "konwenanse"! Teraz to JA zorganizuję kolejną Arenę! I liczę na to, iż przybędziesz!
-Obrazą było by nie skorzystać z zaproszenia-powiedział Hrabia i ukłonił się magowi.
-Powodzenia na szlaku, Magu! Niechaj Ptasi Lord ześle ci Moc, Której pragniesz!
Mag spojrzał spokojnie na Hrabiego i zachichotał:
-Moc to nie wszystko!
Albrecht uśmiechnął się w odpowiedzi:
-Zgadza się. Są jeszcze pieniądze!
WIELKIE GRATULACJE DLA KHURGAZA , ZWYCIĘSCY TEJ ODSŁONY ARENY ŚMIECI

Serdecznie dziękuję też wszystkim za udział! Następną poprowadzi żywa legenda Aren-Murmandamus!
Ps. Ah te Killing Blowy.