Heja,
ostatnio musiałam odstawić malowanie na bok, czasu nie miałam zupełnie. Jakieś 2 tygodnie temu się zbuntowałam wewnętrznie i próbowałam przynajmniej raz na dwa dni siąść na chwile do projektu.
W sumie nic nader oryginalnego - jak zwykle na studenckiej zasadzie - jak Cię nie stać sobie ulep
Kupiłam 5 pistoliersów imperialnych i z ich elementow zaczęłam lepić swoją wersję yeomanów. Jak widać
definicja yeomana jest dość szeroka, więc dopasowałam sobie taką najbliższa swojej wizji
Ponadto jedną z moich inspiracji są moi ukochani Boży Bojownicy Sapkowskiego przez co przed oczami miałam lekką jazdę husycką. Druga inspiracje była tarcza znajomego (nota bene rekonstruującego lekkiego zbrojnego husyckiego) - owszem, dużo bardziej kunsztownie pomalowaną z znacznie bardziej skomplikowanym wzorem ale ciągle w duchu średniowiecznym. Poza tym freehandy rodem z koszulek fanów zespołów heavymatalowych jakoś mi nie pasują, natomiast rysunki w stylu codex manesse - już owszem
Ponadto babka w białych szatach moze być odczytywana dwojako - dla bretońskiego rycerza bezwątpienia będzie to Pani Jeziora, dla bretończyka niższych warstw - Shallya, zdecydowanie bardziej u nich popularna. I wilk syty, i owca cała
Z starych modeli zostały oczywiście konie i nogi jeźdźców. Koniom dorobiłam ozdoby w kształcie lilii na tylnich skórzanych elementach. Koniowi od "czempiona" musiałam urżnąć jedna nogę (prawa przednią) i ulepić nową by wyglądał naturalnie w tej pozie - zostawiłam tylko kopyto oryginalne by sobie ułatwić pracę.
Nogi modyfikowałam różnie - jednemu dałam "smocze skrzydełka" i "schowałam" nagolenniki by wyglądały jak buty. Reszta moje ulepki + ręka z bitsów jeśli mi nie wychodziła, ramię z KotR'a, włócznia no i oczywiście łepki MAA.
Zdaję sobie sprawę z paru błędów - chciałam ich zrobić nieco obszarpanych, nie wygładzałam więc wszystkich powierzchni i krawędzi ubiorów. Przy malowaniu okazały się one koszmarem gdyż nie dało rady ich estetycznie pomalować
ot, nauczka na przyszłość
Kolorystyka nie rzucająca się w oczy, rycerze już są wystarczająco kolorowi
Mają dominować brązy, żeby jednak nie było zbyt monotonnie do całości doszedł błękit. Bez przesadnych rozjaśnień, nie pasują mi do klimatu.
Największa frajdę sprawiło mi malowanie samych koni - w końcu nie trzeba było malować kropierzy tylko można było pobawić się odcieniami sierści.
Jak widać poniżej, narazie dwóch kolesi, trzech kolejnych w progresie, mam nadzieje że z tych dwóch pierwszych wyciągnę jakiś wnioski i wyjdą jeszcze lepiej
Na pewno będe próbowała robić ima bardziej dynamiczne pozy niż pachołkowi na rudym wierzchowcu.
Komentarze i porady jak zwykle mile widziane
pozdr!
PS. źródłowe pliki pegaziska pokasowałam, jak będę robiła kolejne zdjęcia to i on pójdzie znów pod obiektyw