ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Matis »

[Dobra, ale nie wyżynajcie ich wszystkich od razu i ja zaklepuje śmierć Von Starkena]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Po prostu dołączyliśmy do walki. Nie jesteśmy z tych, co we trójkę kilkudziesięciu ludzi wyrzynają :lol2: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[Sam Kharolt dałby radę jakby się uparł ;D.]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Dobra, podsumujmy, bo się pogubiłem...Magnus i Drugni są u tego pierwszego, Bliźniacy i Menthus są z Kharlotem, a reszta u Bjarna?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Byqu pisze:[Dobra, podsumujmy, bo się pogubiłem...Magnus i Drugni są u tego pierwszego, Bliźniacy i Menthus są z Kharlotem, a reszta u Bjarna?]
Krasnoludy już wyszły od Magnusa ,a inkwizytor zaraz wychodzi na spacer ;) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Farlin jest na spacerze. Kilian i Aszkael idą sobie obok kwatery Magnusa. ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

- Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował mojej pomocy - Zabójca przeszedł do sedna - Daj mi znać. Aha, i mówiąc "pomocy" mam na myśli "walkę z chędożonymi wyznawcami Mrocznych Potęg". Jeśli będziesz po raz kolejny próbował rozwalić Arenę, nie licz na mnie. Bywaj.-
Magnus kiwnął głową na pożegnanie i krasnoludy po raz kolejny ruszyły do szaleńczego biegu do ich kwatery.

-Rozwalić Arenę... -rzekł do siebie Magnus wpatrując się pusto w zamknięte drzwi -Oczyścić Arenę... chmm...- dodał zamyślony po czym powstał zza biurka czemu towarzyszyło momentalne powstanie wszystkich łowców ,którzy oderwali się od wykonywanych czynności jak na komendę.
Von Bittenberg założył na głowę swój kapelusz po czym rzekł -Wychodzę...-
Cała ósemka łowców czarownic z Reinerem na czele zaczęła wkładać pistolety do kabur ,poprawiać płaszcze ,chować czyszczone rapiery do pochw oraz inne czynności ,aby przygotować się do wyjścia. -Sam.- skwitował Wielki Inkwizytor ostudzając zapał podkomendnych. Zaczęli spoglądać po sobie ,jednak żaden nie ważył się odezwać. Magnus przeszedł między nimi i opuścił kwaterę.
-Wracajmy do pracy!- rzekł Reiner ,po czym wrócił do pisania raportu.


Magnus wyszedł na korytarz i rozejrzał się powoli. W powietrzu czuć było smród herezji. Fetor mrocznych potęg ogarniał go ze wszystkich stron. Okropny zapach... swojego czasu czując go czuł nadchodzące śledztwo ,egzekucję... teraz nie mógł się od niego opędzić i wiedział doskonale ,że na jednym stosie się nie skończy. Taki fach.
Magnus mający świadomośc o przeklętości tego miejsca ,zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach gdy forteca zamieniła się w piekło na ziemi ruszył ciemnym korytarzem zachowując ostrożnośc. Trzymał w swej żelaznej dłoni swój Święty Buzdygan w każdej chwili gotowy do odesłania w otchłań sługusów demonicznych władców.
Nagle Magnus stanął słysząc nadchodzącą ciężką istotę. Powolne kroki słychać było na kamiennej podłodze.. Skoro nie był to on...
Momentalnie z ciemności wyłonił się wielki kamienny posąg w kształcie umięścionego człowieka i rzucił się w stronę łowcy czarownic. Kontrukt przedstawiał młodego mężczyznę o atletycznym ciele ,którego intymnośc przysłaniał jedynie liść. Stary inkwizytor splunął i w ostaniej chwili uniknął szarżującego golema odskakujac sprawnie w bok ,mimo pancerza. Podczas tego manewru wyćwiczonym ruchem uderzył w brzuch ożywionego posągu ,dzięki temu impent szarży ,oprócz siły ciosu buzdygana zwiększył obrażenia i golem padł na ziemię ,czemu towarzyszył jedynie odgłos upadającego głazu. Mimo potężnego ciosu kamienna bestia podniosła się i znów skierowała w stronę inkwizytora ,jednak tym razem zamiast misternie wyrzeźbionej klaty ,golem na brzuchu miał sporą dziurę. Magnus warknął coś pod nosem po czym uniknął ciosu posągu. Momentalnie uderzył w jego nogę ,krusząc ją potężnym ciosem pod którym bestia osunęła się mozolnie.
-Zdychaj ,poczwaro!- warknął Magnus u silnym ciosem roztrzaskał kamienną głowę ,a następnie kolejnym ciosem rozkruszył całego dolema w stertę kamieni.

Wielki Inkwizytor ruszył dalej ,kiedy nagle poczuł w głowie silny ból i stracił panowanie nad swym ciałem. Okuty w stal łowca opadł bezwładnie na ziemie puszczając buzdygan jakby się potknął i padł z łoskotem na kamienną posadzkę. Magnus podniósł z trudem swą głowę i zmielił w ustach przekleństwo -Mechanizmy pracują sprawnie...- szepnął do siebie. Nie dane mu jednak było dalej rozmyślać ,kiedy poczuł potęzny ból w miejscu ,gdzie niegdyś miał ucho ,przed walką z Bjarnem dawno temu. Ból był nie do zniesienia i Von Bittenberg ciskał wulgaryzmy przez zaciśnięte zęby. -ODEJDŹ PLUGAWCZE! Nie udało ci isę wtedy ,nie uda i dziś!- wrzasnął ,po czym jego głowa opadła na posadzkę.

Przeniósł się jakby do innego świata. Stał po środku pustego ,rozległego pola ,na którym widniały kratki... a raczej szachownica ,która swymi biało-czarnymi polami znaczyła rozległe terytorium ,gdzie zamiast nieba rozlegały się fioletowe chmury .Inkwizytor obrócił się gwałtownie i wnet ujrzał za sobą czarne i białe figury szachowe. -Co jest ,kurwa...- warknął ,po czym błyskawicznie wyłoniły się za szachownicą cztery wysokie trony i w głowie starego łowcy rozległy się penetrujace jego umysł głosy. Złapał się za głowę ,czując ból i przeklnął siarczyście.
-Eee! Tzeentch! I Tak wiemy ,że wygrasz! Beznadzieja! -rozległ się głos ,a wręcz skrzekot okropnego głosu.
-Ty! Nie dotykaj swymi obleśnymi paluchami nowych pionków! Zasrańcu! Gramy w tą marną grę ,jasne!- rozległ się głos miękki i gładki.
-Morda ,mięczaki! Rozgromię was w każdej dyscyplinie! Figury spłyną krwią!- rozległ się głos twardy i gruby.
-Jak ostatnio! Gdy zacząłeś się drzeć ,że miarka jest krzywa i zgniotłeś moją makietę! Ha! A później elfy uznały ,że ich trzęsienie ziemi to znak od ich bożków!- zaśmiał się miękki głos.
-Morda mówię! Wałowaliście ,tchórzliwe psy! Zaraz wyrwę ci podwójne jaja i...-
Nie skończył gdy rozległ się czwarty głos -Ciiiiiisza ,panowie! Mamy gościa!-
Von Bittenberg poczuł nagle jak potężny wzrok czterech istot spoczywa na nim.
-A ten tu czego!?- warknął twardy głos -Wypierdol go stąd ,bo jeszcze coś wymyśli! Moje chłopaki z zamku utną mu ten zakuty łeb!-
-Już raz próbowali... hihihih...- rozległ się głos ,po którym rozniósł się okropny smród
-Ja ci zaraz w tą znigłą mordę twoje...- wrzasnął władca na tronie czaszek ,jednak przerwał mu inny głos
-Ciiiiiisza ,panowie! Ja się nim zajmę!- znów rozległ się czwarty głos.
-Tak... próbowałeś ,mój drogi...- odezwał się gładki głos -I odciął sobie ucho ,a ty go w gniewie kazałeś przebić swoim jopkom! I żyje! Lepiej ja to zrobię!- syknął i Magnus poczuł jak fala przyjemnej energi uderza w niego. On jednak splunął.
Rozległ się głośny śmiech .Twardy odgłos kpiny ,skrzekot oraz cichy chichot.
-Też się odezwał! Czy on ci wygląda na starego zboka?!- huknął głos z tronu czaszek.
-A WIĘC!- pisnął głos czwarty -Zacznijmy grę o oczyszczenie! Ha ha ha! Pionek na A3!- i wnet figura przeniosła się na wyznaczone pole. Magnus zmróżył oczy i dosztrzegł co owe figury przestawiają. Pionkiem była Maria Steinvor ,zwyciężczyni Areny pod Ziemią. Tutaj jej postać całą była biała i z dziwnej substancji ,ale Magnus ją poznał. Od razu skierował swój wzrok na resztę w obawie tego co zobaczy... i zobaczył - każda figura przestawiała zawodników Areny. Niektórzy pokonani ,inni zwycięzcy. Wojownicy z różnych miejsc świata ,uzbrojeni w przeróżną broń ,przestawiciele wielu ras.Magnus rozpoznał wśród nich również elfa Caladrisa.
W chwilę zorietnował się ,że on sam stoi na polu hetmana ,wedle zasad nie mógł się ruszyć.
-Twój ruch! Zagraj z nami o oczyszczenie! Hahahaah!-
Von Bittenberg spojrzał w górę na trony ,jednak nie ujrzał postaci na nich siedzących. Wrzasnął -Nie dam się przez was ogarnąć! Raz to powiedziałem i nie powtórzę! Wasze łaski to dla mnie zmora! Wasze zalety to dla mnie przekleństwo! Póki stąpać będę po padole każdy wasz sługa nie zazna spokoju! Każdy będzie srał przede mną! I w końcu nadejdzie Młotodzierżca! Nadejdzie i ukara winnych!-
Nastała cisza...
-BUAHAHAHAHAHAHHAAHAHAH!- rozległ się potężny głos całej czwórki -Nie wyjdziesz stąd póki z nami nie zagrasz! Wybierz jednego z nas i to zakończ! Chyba ,że zbijesz króla! Może przechytrzysz nasze umysły. Masz szancę zagrać i wygrać! Zbij króla a wyjdziesz!-
-VADE RETRO CHAOS!- wrzasnął Magnus swym twardym głosem po czym rzucił się do przodu. Przed nim jako figura stał jakiś jaszczuroczłek. Magnus staranował go z bara i ten rozsypał się w drobny pył ,który uniósł się w górę. -Zaraz! Co robisz!? Graj!- wrzasnął plugawy głos.
Jednak inkwizytor przebiegł już pole i znalazł się przy innym pionku. Był to jakiś kislevita w swej zbroi z piórami z Legionu Gryfa. Magnus potężnym kopem również tą figurę rozsypał w drobny mak i znalazł się przed królem ,którego postać reprezentował wysoki wojownik odziany w wielką zbroję Chaosu ,pełną zdobień.- NIEE! GRAJ UCZCIWIE! CO ROBISZ!- Von Bittenberg wyprowadził mocnego prawego sierpowego swą żelazną ręką i jednym ciosem figura poszła w taki sam drobny mak ,który unisół się w górę.
-ZŁAMAŁEŚ ZASADY! OSZUKAŃCZE!-
-Nie będę pertraktował z demonami! Nie będę podpisywał cyrografów! Precz! Obróćcie się w niwecz! MALLEUS SANCTA SIT...!- nie skończył kiedy rozległ sie potężny wrzask i Magnus poczuł przeszywajacy ból. Znów był w twierdzy ,leżał na posadzce swym żelaznym ciałem.
-A co to za pancernik?- zapytał znany Magnusowi głos.
Von Bittenber podniósł głowę i ujrzał niziołka -Kilian...-
-HA HA HA! Niedługo będzie trzeba powtórzyć Arenę pod ziemią!- roześmiał sie Aszkael. Magnus jakby nabrał nowych mocy momentalnie wstał i złapał niziołka unosząc go do góy wysoko nad ziemię wpatrując się w niego swym ponurym spojrzeniem -Co ty tu kurwa robisz?!
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

- Wróciłem jak widać do świata żywych. Bogowie chaosu mieli już dosyć mojego wybuchowego temperamentu. A teraz z łaski swojej opuść mnie z powrotem na ziemię.
Magnus odstawił Hobbita i spojrzał na niego z góry.
- Na Sigmara nic się nie zmieniłeś.
- Zmieniło się dużo Magnusie, ale wewnątrz. Ty za to zmieniłeś się z zewnątrz. Jak widzę, to ty zostałeś wybrany do projektu "żelaznej pięści" Imponujące.
- To prawda, zostałem wybrany. Jednak było to niezbędne, abym był w stanie zniszczyć zło związane z areną śmierci.
- Aszkael wyjaśnił mi sytuację pobieżnie, jeżeli mogę ci jakoś pomóc w twoim zadaniu, zrobię to.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Aszkael wyjaśnił ci sytację?!- huknął Magnus
-Coś ci się nie podoba ,cholerniku?!- wtrącił się wojownik.
-Ha! Doskonała relacja z pierwszej lini!- warknął Von Bittenberg ironicznie ,cały jeszcze w nerwach po wizji.
-Ja ci zaraz tą zdziadziałą facjatę przestawię to zobaczymy!- wrzasnął Aszkael kładąc pancerną rękawicę na rękojeści broni. Magnus zaczął energicznie rozglądać się za buzdyganem ,który wypadł mu z ręki po upadku.
-Możecie się uspokoić?!- mruknął Kilian stojący z założonymi rękoma między dwoma żelaznymi kolosami ,można powiedzieć między młotem a kowadłem. He he.
-Jak już mówiłem!- kontynuował Kilian ,żeby zmienić temat ,który prowadził do nieuchronnej walki. -Mroczni bogowie wygnali mnie! I dobrze! Mym patronem jest Sigmar! Przyłącze się do twej misji! Zwłaszcza ,że bierzesz udział w "Żelaznej Pięści".
Magnus momentalnie złapał hobbita jedną ręką i znów uniósł go w górę. Niziołek dostrzegł na twarzy inkwizytora jego ponurą minę przed którą grzeszni drżeli.
-Skąd wiesz o programie Ubersoldat?- zapytał chłodnym głosem ,którzy przebrzmiewał wielokrotnie przed czyjąś śmiercią. Teraz nawet Aszkael nie ważył się przerywać.
Kilian widział zaświaty Chaosu ,jednak teraz czuł większy strach ,niż gdy sprawdzał co się dzieje po zabraniu podbierających czaszek z tronu Khorna. W końcu przełknął ślinę i przemówił -Zasrani bogowie... widzą wszystko...a gęby im się nie zamykają...-
Von Bittenberg podniósł wzrok spod kapelusza i wbił go w niskiego łowcę czarownic.
-Masz zapomnieć wszystko co tam widziałeś... wszystko co tam słyszałeś i wszystko co czułeś... masz nie wspominać o programie Ubersoldat... jesteś skażony jak nigdy... masz szansę pokuty... powrotu na łono Kościoła... jednak nie będzie to droga łatwa...- rzekł twardo Magnus i puścił hobbita
-Oczywiś...-
-Jeśli tego nie uczynisz czeka cię śmierć przez oczyszczający ogień. Kilianie! Byłeś w miejscu o którym wspomnienie jest wyrokiem śmierci!- warknął całkowicie poważnie Von Bittenberg.
Aszkael uśmiechnął się pod swym czarnym hełmem.
-I musisz wiedzieć Kilianie... jest to droga ciężka i śmierć w klątwie jest prostsza... albowiem Wielki Inkwizytor daje ci szansę na pokutę... Sigmar okazał ci miłosierdzie... - skończył twardo i spojrzał pytająco na niziołka
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

- Niech tak będzie. Mym światłem jest Sigmar, z jego pomocą zniszczę wszystkie cienie.

Aszkael przyglądał się z rozbawieniem całej sytuacji. Teraz wracały wspomnienia z dawnych lat.

- Doskonale, to będzie wyjątkowo wymagająca próba wiary. Musisz....

[Sorki Kordelas, ale nie mam już siły dzisiaj pisać niczego dłuższego. ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

GdybyJulia mogła, zapadłaby się pod ziemię. Za drzwiami, w całej fortecy szalały chodzące posągi, żołnierze Imperium, zarówno lojaliści, jak i zdrajcy, a ona myślała tylko o facecie, który siedział po drugiej stronie komnaty.
Weź się w garść Aurumhardt!- skarciła się w myśli-Zachowujesz się jak niedojrzały podlotek! Piekło wali do bram, niebiosa walą się na łeb, a tobie jest głupio z powodu...
Zdmuchnęła nieposłuszny kosmyk z czoła, po czym wbiła wzrok w niedźwiedzią skórę na ścianie. Właściwie powinna być niezmiernie szczęśliwa, że nic dotychczas w komnacie nie zmutowało.
Co ja w ogóle sobie wyobrażałam? Uratował mnie przed... kultystami, zaprowadził w bezpieczne miejsce, a teraz mnie pilnuje. Zawsze był miły... Cholera, teraz pomyśli, że jestem łatwa! Teraz siedzimy tutaj, udając, że nic nie zaszło, a ja czuję się jak jakaś głupia dziewucha, co nigdy chłopaka nie miała.
Ukradkiem spojrzała na zabójcę, lecz gdy przypadkowo ich spojrzenia się spotkały, odwróciła gwałtownie wzrok, czerwieniąc się.
Jesteś głupia Aurumhardt, myślisz, że mu się podobasz?! To elf, widział już setki ładniejszych od ciebie. Z resztą on i Iskra....
Zadziorny kosmyk włosów znów opadł jej na czoło. Julia dmuchnęła nań ze złością.
Jak on o tę dziweczynę dbał...- rozczuliła się- Taki rycerski, opiekuńczy... Nigdy nie znajdziesz drugiego takiego. Gdy pomagał mi wstać... Ma piękne dłonie, taki wspaniały głos... i jak pachnie!
Wspomniała jego delikatny zapach perfum i rozmarzyła się. Przeszedł ją dreszcz zimna. Otuliła się mocniej płaszczem, który dał jej Kharlot. Pachniał krwią i testosteronem w ilości wystarczającej dla całego tabunu ogierów.
Ten brutal w żadnym razie nie przypomina... jego. Galreth jest... on.... on... On patrzy na mnie! Cholera, tusz mi się rozmazał! Szybko, zachowuj się naturalnie!
Próby te jednak spełzły na niczym, bo zachowanie jej było wszystkim, poza naturalnym. Siedziała sztywno, nie opanowała mimiki twarzy, bluzka była wygnieciona i w ogóle katastrofa! W duchu liczyła, że bogowie Chaosu zstąpią ze swego demonicznego królestwa i wpadną na skrzydłach apokalipsy, by odwrócić uwagę elfa od niej. I choć jej życzenie na szczęście nie zostało spełnione, to prawdziwa nawałnica dopiero nadchodziła.

***
Obwieszony amuletami vitki przyglądał się niespokojnie bitewnemu zamętowi, jaki ogarnął twierdzę.
- Myślę, że już dość czekania- mruknął do stojącego obok niego Alphariusa. Namaszczony uniósł nieco brew, po czym przytaknął.
- Ma pan rację panie Asgeir. W każdym sensie otacza nas Chaos. Nadeszła godzina naszego ujawnienia się- rzekł powoli- Powiadom wiernych... i naszego ukrytego wspólnika.
Żywa zbroja, jaką była Ithiriel oddaliła się posłusznie. Szaman odprowadził ją wzrokiem.
- Nie ufam jej- sapnął- Cholerna elfka zdradzi nas, gdy uzna to za stosowne.
- Tak długo, jak mamy wspólne cele, nie będzie międzyn nami nieporozumień panie vitki- odparł Pierwszy Akolita.
- A co potem?
- Potem... świat będzie wyglądał zupełnie inaczej...

Jak grom z jasnego nieba, czy lawina ze spokojnego stoku, z trzewi Spiżowej Cytadeli wylały się zastępy kultystów. Nie bylito jednak znani zawodnikom potulni służący w obszernych szatach. Niewiele w nich zostało z człowieka, chyba tylko posłuszeństwo wobec przywódcy.
Obrazek
Atak nastąpił z kilku kierunków.
Gdy nadzieja wkradała się w serca niedobitków lojalistów, pojawienie się nowego wroga wszystko zniweczyło. Szeregi imperialnych topniały szybciej niż śnieg pod wpływem rozlewanej krwi, śmierć zajrzała im w oczy głębiej niźli podczas całego dnia. Mimo szału zabijania i pragnienia krwi, Kharlot zebrał swych nielicznych towarzyszy i pognał z nimi do komnaty Bjanra. Wiedział, że tam również nastąpi atak.
I miał rację. Spokój, choć trwał dosyć krótko, został również zakłócony w enklawie zawodników. Zaznawszy jedynie chwilę wytchnienia, zostali zaatakowani zdradziecko. Solidne dębowe drzwi dosłownie rozpadły się na drzazgi. Bjarn i reszta aż podskoczyli, gdy usłyszeli trzask. Chwilę potem ukazała im się dobrxe znajoma sylewta łysego heretyka w obszernej szacie.
- Witaj panie Ingvarsson- rzekł spokojnie Alpharius.
Wydarty Śmieci pierwszy otrząsnął się ze zdumienia i cisnął wydobytym zza pasa toporkiem. Norska stal zaświszczała w powietrzu, lecz gdy miała rozłupać czaszkę Namaszczonego, ten odbił pocisk od niechcenia mroczną energią.
- Co za chlodne powitanie. Nie jest pan człowiekiem manier- pokrecił palcem Pierwszy Akolita- Ale zapomnijmy o tym kiepskim starcie. Pora, by państwo poznali mojego brata, Omegona!
Alpharius odrzucił górną część szaty, odsłaniając chudy tors. Po prawej stronie, na wysokości gdzie normalny człowiek ma wątrobę, przywódca heretyków miał wielką narośl. Nie, nie narośl... Była to ludzka głowa osadzona na krótkiej szyi i korpusie, który kończył się na wysokości siódmego żebra. Omegon uniósł głowę, prostują długie kościste ręce.
- Och, to więc są ci osławieni bohaterowie- zaskrzeczał brat- bliźniak- Ale nie wszyscy, jak widzę.
- Pozostali wkrótce do nich dołączą- odparł Alpharius- Tymczasem...
Obaj bracia jednocześnie uczynili gest, a zza węgła wypadły szeregi mutantów.
Walcząc z wrogiem o tak przytłaczającej przewadze liczebnej, który na dodatek posiadał element zaskoczenia, decyzja Ingvarssona była jedna- odwrót!
Osłaniani przez mur norsmeńskich tarcz, zawodnicy i ich towarzysze cofali się długim korytarzem, przebijając się do schodów. Za sobą zostawiali wyścieloną bladymi truchłami posadzkę, choć nie było to widoczne, gdyż szeregi wroga zdawały się w ogóle nie topnieć.
Do schodów brakowało zaledwie kilka metrów, niestety była też przeszkoda. Grupa żołnierzy z Middenlandu, teraz ukochane dzieci papy Nurgla stanęła im na drodze, zawodząc o mózgi. W normalnych okolicznościach nie stanowiliby zagrożenia, teraz jednak skutecznie spowalniali korowód, który musiał odpierać ataki z drugiej strony. Ponadto nie wszyscy byli zdolni do walki, a część wojowników musiała nieść rannych. Sytuacja zrobiła się nieciekawa.
Nadeszła jednak pomoc. Z odsieczą przybyła najbardziej niecodzienna grupa, jaką możnaby sobie wyobrazić.
- Wygląda na to, że zaczęli zabawę bez nas- zaśmiał się Kharlot, wznosząc swój ciężki topór. Za nim biegli bracia Horkessonowie, od niedawna wybrańcy Khorna, smoczy mag Menthus, Oblech, Magnus ze swą szkółką łowców czarownic, wliczając w to Killiana i wielki Aszkael, na którego Kruszący Czaszki łypał nieufnie okiem.
Wzięci w kleszcze nurglici nie mieli szans. Krysnęły krew, żółć i ropa, kawały ich ciał latały w powietrzu, a gladiatorzy rąbali, póki podrygująca biomasa nie ustała zupełnie. Wtedy Magnus skierował nań swój święty miotacz, by nieść oczyszczenia.
- Ogień jest najlepszą bronią przeciw sługusom Nurgla- pouczał innych łowców.
- Dość tych grzeczności, na górę!- krzyknął Kharlot.
Szaleńczy bieg po dziesiątkach kamiennych stopni był wykańczający, lecz wróg skutecznie motywował do wysiłku. Thorgarsson odnalazł w tłumie Wydartego Śmierci.
- Miałeś polować na grubego zwierza. Skąd zmiana?- spytał Bjarn na widok khornity.
- Mutanci Alphariusa zaatakowali nas na dziedzińcu, lecz była to nieliczna grupa. Od razu wiedziałem, że ten pies rzuci na was najwięcej potworów- wyjaśnił Aesling- Jest jeszcze coś. Tamtą grupę prowadził twój vitki.
- Asgeir? Zdradziecki pies! Już ja mu...- warknął Bjarn, cały czerwieniąc się, lecz po chwili się uspokoił. Sytuacja tego wymagała- Jaki mamy plan?
- W Barad-dur ustawimy defensywę. Jest tam tylko moja komnata i dwa wyjścia- objaśniał Kruszący Czaszki- Jedno to właśnie te schody, drugie to bezpośrednie zejście na arenę, zamykane wyłącznie od wewnątrz.
-Doskonałe miejsce do obrony!- wyszczerzył się Ingvarsson- Będziemy mogli walczyć na zmianę. No dobra chłopy, raźnona tych schodach, bo skończycie jako kolacja dla mutantów!

[No dobra, wiem, że się porozłaziliscie po zamku, ale zebrałem was w pewnym celu. Na razie będziemy bronić się chwilę na górze, a potem... kto wie? :wink:]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[
Matis pisze:Teraz jego przyszła kariera łowcy czarownic rozprysła się jak żyrandol na statku morskiego księcia...
Obrazek :mrgreen:

A co do zaklepania Von Starkena to słysząc że ma się mną zająć niezrównoważony niziołek piroman z dostępem do środków wybuchowych bez embargo (na dodatek teraz służący najbardziej powalonemu z bogów) to sam położyłbym się na pieńku i wcisnął Ilynowi Paynowi Lód w ręce, popędzając "Tnij pan szybciej!"
No i niech trochę tych imperialnych się uratuje - chce jednego umieścić w historii kolejnej postaci. ]


Olfarr kopnął stertę trupów w niebieskich mundurach z wyszytą białą podkową, teraz raczej bordową.
- Nawet ten kapłanik nie dał nam godziwej walki... - zaśmiał się Horkesson, wydłubując ostrza rapierów z obwieszonej resztkami wrogów tarczy.
- ...już zaczynam wątpić że znajdziemy teraz kogoś kto zapewni nam jakieś ambitniejsze wyzwanie! - zasekundował bratu Ulfarr, tłukąc toporem o umbo.
Menthus odsapnął, obrzucając ostanim spojrzeniem dogasające szczątki maga światła i pokręcił głową patrząc na noszonych energią braci.
- Jakby nie było właśnie wyrżnęliśmy w czwórkę ponad dwudziestu ludzi, a wam jeszcze mało ?
Pytające spojrzenie stalowoszarych, jasnych oczu zza wypełnionych ciemnością wizjerów skrzydlatych hełmów uświadomiło elfa o bezcelowości jego implikacji.
- Gdzie Tileańczycy?- spytał Kharlot, kładąc na ramieniu trzonek Blodfara.
- Zmyli się, zanim skończyliśmy z tymi tutaj- odparł Olfarr, rozglądając się w poszukiwaniu tych zielonych płaszczy, którzy nie skończyli na stosie obok.
- Z resztą pies z nimi tańcował, pora poszukać godniejszego przeciwnika!- zakrzyknął Ulfarr.
- W porządku. Widzę jednak, że będę musiał was nauczyć kontrolować wasz dar.
- A co tu jest do kontrolowania?!- oburzył się Ulfarr.
- Zabijamy delikwenta i tyle!- dodał Olfarr.
- A chwałę zgarnia wasz pan, lecz nie wy! Bo to nie wy dokonujecie świadomych czynów, lecz jesteście sterowani!- zakrzyknął gniewnie Kruszący Czaszki. Bracia zmieszali się nieco. Nienawidzili bycia sterowanymi, to prawie jak zostać thrallem, gnieżdżącym się w szopach poza wioskami w ich ojczyźnie i modlącym się o ochłapy ze stołu Norsmenów.
- Pokaż nam- odparli po chwili jednogłośnie.
Kharlot uśmiechnął się i wskazał skinieniem głowy korytarz. Z tamtąd dobiegały ich odległe odgłosy bitwy. Całkiem sporej, sądząc po natężeniu. Grupa pobiegła naprzód, znów krocząc buzującymi szaleństwem korytarzami, lecz tym razem nic nie śmiało stanąć na drodze wybrańców. A jeśli śmiało to nie moglo stanąć już nigdy więcej. W końcu minęli barykadę, pamiętne miejce walki z demonicami oraz poobijaną bramę. Na dziedzińcu bitwa znów ożyła, jakby Bogowie Chaosu nie mieli dość po dzisiejszych szturmach i wznowili przedstawienie na nowo, dosłyłając aktorów. Pośród gruzowiska imperialni powalali, ciągnące na nich zgnilce zaś natłok żywych rzeźb, jak korowód z pracowni obłąkanego artysty miażdżył splątanych w zmaganiach wrogów. Nie czekając na Menthusa, bracia zawyli i skoczyli do walki, z marszu miażdżąc impetem oraz tarczami kilka rzeźb oraz ożywieńców. Przecinając jakiegoś Nurglitę w rozerwanym napierśniku Olfarr nagle przypomniał sobie o obiecanej lekcji kontroli, wyrąbawszy sobie drogę do Kruszącego Czaszki napomknął mu o tym wraz z bratem, wokół którego latały kończyny i ostrza. Kharlot zaczął od krytyki.
- Co w takim razie mamy czynić? Mówiłeś, by korzystać z gniewu. Całkiem dobrze się spisał przeciw leśniakowi!- zauważył Ulfarr.
- Musicie osiągnąć granicę waszej świadomości i ślepej furii- odparł Thorgarsson, nie przerywając eksterminacji cesarskich- Zajmie to wiele czasu, miesiące, może lata. Tylko tak jednak osiągniecie swój pełen potencjał.
Z tłumu wystąpili kusznicy i posłali salwę w kierunku Norsmenów. Horkessonowie skoczyli naprzód, zasłaniając się wielkimi tarczami. Kharlot uśmiechnął się.
Dobrze- rzucił- A teraz naprzód, pokażmy południowym psom norską stal!
- HOU! I takie lekcje... - ucieszył się Olfarr, parując cios rdzawego miecza i kamiennych pazurów po czym doskakując z kolejną paradą, tym razem przemienioną w mordercze pchnięcie.
- ...to ja rozumiem! Raaagh! - dodał Ulfarr, krusząc głowę szarżującej rzeźby tarzczą i odrąbując głowę żołnierza Nurgla. Trojka bezwiednie zaczęła się przebijać w stronę płonącego wraku sterowca obok obalonej baszty. Gdzieś z boku włączył się jakiś człowiek w łuskowej zbroi, kryjącej twarz i zamachał swymi ostrzami. Nawet bąknął chyba swoje imię lub przydomek ale pochłonięci walką Bliźniacy nie dbali o to. Śmiertelnicy bez ochrony jaką dawał pancerz bogów, ich wzrok czy ćwiczony latami mur tarcz nie mieli szans w tej części kowadła bitwy.
******

Von Starken odepchnął płazem Lodu charczącego flegmą pikiniera i potężnym pchnięciem odrąbał połowę czerepa tuż nad szczęką.
- Ostatni wysiłek dzielni żołnierze! Ulryk zesłał nam wybawienie rękoma sług swego młodszego brata, zdobądźcie je swymi mieczami! - wołał, rozpalając ogień w około dwóch pozostałych na placu boju tuzinach ludzi i garstce Białych Wilków.
- A młot może być ? - huknął głos z prawa, po czym nastąpił trzask i syk rozsypujących się kamieni. - Cholera. <a href="http://cdn.memegenerator.net/instances/ ... u]Dawajcie tu ten sterowiec zanim się poszczam[/u]</a>
- Cierpliwości przyjacielu, jeszcze zdążysz przepuścić przez siebie dość wina. - rzucił Edward, cięciem z nadgarstków rozpłatawszy szarżującego wroga.
- Ehe, chyba tego z jeleniej krwi na Dworze Ulryka! Szkoda mi tylko naszego Wielkiego Mistrza, młodego Lothara Ganza. Teraz biedak będzie musiał wyszkolić sporo szczeniąt na miejsce nas, starych wilków! - zarechotał sir Robert, masywny i równie gruby co silny rycerz Białych wilków z gęstą splątaną brodą koloru smoły i równie czarną grzywą dlugich włosów, związanych w kucyk. Za każdym razem gdy opuszczał swój wielki młot, krew i kawałki wrogów zraszały noszoną przez niego opończę z czarnym futrem, na którym obok zakonnego wilka widniał jego rodowy herb - jeleń. - Przy okazji, wiesz może dlaczego bracia w kompanii dali mi ksywę Król ?
- Nie. To od tego co nosi na łbie twój herbowy rogacz ? - rzucił Edward von Starken, z trudem przyjmując na długie ostrze Lodu ataki czterech wrogów naraz po czym odrzucił ich oręż (lub łapy czy co tam mieli) i wraz z kilkoma miecznikami przeszedł do kontrataku.
- Pełen tytuł to Król zamtuzów, pan na piwiarniach i oświecony władca stołu w kantynie. - wyjaśnił autentycznie dumny z dawnych drwin rycerz, zmiatajac między gruzy fruwającego przed nim gargulca z denerwująco wykrzywioną twarzą i sterczącym ozorem węża. Nagle ulrykanin usłyszał krzyk przyjaciela i odwrócił się, porzucając wyszczerzony krwawo uśmiech. Wyrzeźbiony z marmuru i spiżu, wychudzony anioł o zwieńczonym koroną z kolców brązowym, ponurym obliczu, na którym rdzewiejące czarno dwa zacieki pod oczami tworzyły imitację płaczu, wbił swe pazury w naplecznik i naramienniki lorda, unosząc go w górę na klekoczących, kościanych skrzydłach. Edward szarpał się, lecz każdy ruch owocował falą bólu.
- Po moim trupie! Nie myśl że spieprzysz tak z walki von Starken! - Robert z doskoku łupnął nad głową młotem, ukruszając łapę stwora, który zabuczał z wnętrza kamienia i machnął rozświetloną demonicznym ogniem bosą stopą, celując w gardło rycerza. Biały wilk sapnął i zastawił się młotem, po którego trzonku przejechały pzaury i zraniły człowieka w czoło. Grubas sapnął wściekle i rzucił się w małym podkoku na rzeźbę, chwytając anioła za nogi i sztywną, marmurową szatę, potężnym ciężarem siebie i zbroi ściągając go z łoskotem na bruk. Zanim konstrukt zdołał poruszyć rękoma by chwycić odtaczającego się ze świstem po duszeniu przez szarpany kołnierz lorda, rycerz palnął go w głowę trzonkiem i rozbił na miał nawałą wściekłych razów obucha i okutych stóp. Robert splunął na toczącą się w ogień sterowca smętną twarz i pomógł wstać łapczywie chwytającemu powietrze generałowi, powalając najbliższego gnijca prostym wielkiej, opancerzonej piąchy.
- Buehhhh... może w podzięce uratujesz się z tego gówna najbliższym kursem ? - von Starken pokręcił na to głową i złapał oddech.
- Wiesz dobrze że <a href="https://www.youtube.com/watch?v=B1iYEZc ... ">[u]HONOR[/u]</a> mi nie pozwala. Nie dopóki giną tu moi chłopcy. To ja wprowadziłem ich w te potępione mury i ja odpowiem za to przed Ulrykiem. - rzucił z podniesioną głową i opadającym na wrogów ostrzem lord. Ładujący obok pistolet młody porucznik strzelców z Chochlandu, Oliver Brennenfeld, kuzyn ogniomistrza księcia usłyszał dokładnie te słowa i już nigdy ich nie zapomniał.
- Pierdolisz. - mruknął Robert. - Było cię zostawić tej maszkarze to możebyś stąd odleciał do domu... Wygląda na to że zginiemy tu razem, przyjacielu.
Znów rzuciwszy się w wir walki na czele wiwatujących dowódcom żołnierzy na chwilę odzyskali ducha. Wtedy rycerz zauważył szarżujących na walczącego lorda dwóch, niemal identycznych wojowników chaosu o okrągłych tarczach. Biały wilk zakrzyknął i wybiegł im naprzeciw, mając zamiar nie dopuścić ich ani na piędź do wodza. Po jego bokach znalazł się dosiadający konia Biały Wilk z Czerwonej Kompanii i żylasty miecznik w zdobnym napierśniku o woskowanych wąsiskach. Horkessonowie wyszczerzyli się i stanęli naprzeciw, jak im się wydawało najsilniejszego tu wroga. Huk stali poniósł się aż po najwyższe wieże.
******

Julia patrzyła jak Asasyn spogląda na nią nieco zakłopotanym, jednak (czy raczej głównie przez to) rozbrajającym spojrzeniem. Aurumhardt czując jak spływa rumieńcem, wstała i za wszelką cenę usiłowała zachować twarz.
- Może sprawdzę jęszcze raz tą ranę... na wypadek... - jej dłoń dotknęła wyrwy na rękawie Druchii, gdzie zadrapał go pazur demonetki... i wtedy poczuła że jej palce drżą. "Nie nie nie, znów to robię, miało wyjśc inacz..."
Wtedy w komnacie rozległ się trzask zamka i zgrzyt ciężkich drzwi z sośniny. Galreth złapał za miecze i poderwał się, a Julia aż westchnęła uradowana w duchu z przerwania niezręcznego momentu... choć jakaś jej część była tym dziwnie zawiedziona a inna obawiała się okropieństwa które mogło do nich wejść. Ostatni i Szept już wychodzili ze swych wykładanych atłasem łoży gdy...
W drzwiach ukazała się wielka, pokryta tatuażami i kolczugą sylwetka jasnowłosego woja. Norsmen wsunął się z zadartą głową do komnaty i pogwizdując zamknął nogą drzwi. W jednej ręce która mogła zatłuc człowieka na śmierć trzymał za włosy naręcze głów demonic i ludzi, zaś drugą odgarnął długie, lniane włosy za zapleciony na skroni warkoczyk i oparł ją na rękojeści topora, w którego runiczych zagłębieniach wciąż czerwieniła się krew. Norsmen dalej wesoło gwiżdżąc i ze swej sufito-tycznej wysokości patrząc na okna podszedł do konuaru pod ścianą. Wtedy Julia kichnęła i Norsmen otworzył szeroko jasnoniebieskie oczy w wyrazie zdziwienia, upuszczając głowy, które potoczyły się po podłodze. Czarodziejka zdała sobie sprawę że wciąż trzyma rękę na ramieniu elfa. Norsmen najwyraźniej też to zauważył, lecz zareagował łapiąc za topór.
- GALRETH UWAŻAJ! - wrzasnął. - Jedna z tych demonic chce ci... a czekaj... - opuścił głowę dopiero dokładniej zauważając obydwie postacie. - Aaa! Toż to mała Julia, wybacz narąbałem teraz ich tyle że musiałem się pomyl... Co wy wogóle robicie w mojej komnacie ?!
- E, no my.... - zająkał się elf.
- Chciałam tylko opatrzyć mu rany. - wyjaśniła z nerwowym uśmiechem Julia. Galreth i Bjarn spojrzeli na nią dziwnie, lecz Norsmen szybko wypatrzył rumieńce i nerwowe ruchy po czym dopiero wyczuł atmosferę i uśmiechnął się przelotnie, przybierając przepraszającą minę.
- Och wybaczcie mi... w kwaterze Bliźniaków skończyło się nam piwo i wpadłem do siebie... Ale nie przeszkadzajcie sobie już wychodzę, wychodzę.... - mówił, cofając się do szafy i kopiąc przy tym jedną z głów.
- Nie, naprawdę my nic... - Galreth uniósł brew słysząc to.
- Ależ żaden problem, biorę tylko miód i znikam... Już mnie tu nie ma. - Bjarn złapał naręcze bukłaków i nieudolnie spróbowawszy zebrać głowy z podłogi, tylko odtaczając je bardziej zniknął i zatrzasnął drzwi, kłaniając się.
- Cholera... - szepnęła z pochyloną głową Julia, gdy minutę potem zza ściany dosłyszała ryk śmiechów i sprośne okrzyki oraz gwizdy.

[ Kurde Byqu, nie widziałem twojego Edita, przyjmijmy że Bracia przerwali sobie walkę z rycerzem i przybiegli z Kharlotem, Middenlandczycy z dziedzińca odlecieli lub zginęli (coś napiszę zeby jednak Starken tego nie przeżył :D) no a Bjarn odwiedził parkę na moment przed atakiem.
Btw, Omegon wtf... ]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Von Starken jest mój !! Do 20 dokończę wątek na dziedzińcu.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Grimgor, dokładnie tak, jak napisałeś, choć Asgeir może jeszcze dobijać lojalistów na dziedzińcu. A Bliźniaki z Kharlotem mogli się zmyć po ukatrupieniu Barath.... rycerza :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Roberta zostawcie w spokoju, zginie w inny sposób ;) Jestem w połowie tekstu]
Ostatnio zmieniony 24 kwie 2014, o 15:41 przez Matis, łącznie zmieniany 3 razy.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

- Doskonale, to będzie wyjątkowo wymagająca próba wiary. Musisz....- nie skończył inkwizytor kiedy z głębi korytarza rozległ się odgłos bardzo wielu gardeł. Przeraźliwe okrzyki oraz odgłosy walki i bólu zbliżały się coraz bardziej do trójki wojowników.
Aszkael dobył swą broń i warknął coś przez żelazny hełm. Magnus podniósł prędko buzdygan i złapał go w obie ręce recytując pod nosem litanię do Młotodzierżcy.
-Hej! Potrzebuję broni! Macie jakieś ładunki?- wykrzyknął w górę Kilian.
Aszkael i Magnus spojrzeli po sobie. Inkwizytor sięgnął do płaszcza ,jednak Aszkael pokręcił znacząco głową. Von Bittenberg zaniechał tego i cofnął rękę,po czym wyszarpnął zza pasa swój misternie zdobiony kordzik pełen sigmaryckich symboli i rzucił go niziołkowi. Oczywiście dla sporego Magnusa to był kordzik. Kilian uzbrojony w niego wyglądał jakby dzierżył miecz. -Nada się!- wykrzyknął niziołek i ustawił się w pozycji bojowej.
Wnet z korytarza wyłonił się wielki wojownik odziany w potężny ,zbrukany krwią pancerz pędząc przed siebie na czele kilku zawodników. -Co jest?!- wykrzyknął Aszkael widząc Kharlota.
-Biegnijcie ,głupcy!- odparł chrypowatym głosem czempion Khorna.
-O nie! Nie cofnę się przed niczym! Niech bogowie sami po mnie przyjdą!- wrzasnął bojowo Aszkael unosząc swą broń. Po chwili jednak zorientował się ,że został sam w ciemnym korytarzu ,podczas gdy reszta ruszyła prędko za biegnącym Kharlotem.
Okuty w czarną stal przemielił pod nosem przekleństwo i pobiegł za nimi.

Kiedy pędzili obok schodów zbiegł z nich Reiner z wyciagniętym zakrwawionym rapierem i dymiącym pistoletem ,a wraz z nim dwóch innych łowców czarownic. -Gdzie reszta?- warknął Magnus.
-Jeden padł... reszta poczyniła zgodnie z rozkazami... mnich... w kwaterze... wiem ,że to dziwne ,ale odpędził heretyków - odparł dysząc inkwizytor.
Magnus uśmiechnął się złośliwie i dołączył do reszty grupy wraz z trójką łowców.



W końcu ruszyli schodami w gurę ,aby bronić sie tam przed kolejną falę piekielności. Nagle Magnus zatrzymał się blokujac drogę kilkunastu osobom za nim -Zaraz! Gdzie są kurwa krasnoludy i Saito?!- warkął Magnus. Bez czekania na odpowiedź przepchnął się na dół przewracając kilka osób i ruszył z powrotem do ogarniętej szaleństwem twierdzy. Nie mógł sobie pozwolić ,żeby zginęli. Nie może być jedynym zawodnikiem oprócz Menthusa ,przynajmniej pozornie nieogarniętym Chaosem ,który walczy w Arenie. Inkwizytor doskonale zdawał sobie sprawę ,że jak Drugni i Saito padną to wpiszą ich na poczet pokonanych. Nie czekając ruszył ciężkimi krokami ,aby ich szukać. Normalnie wiedział ,że raczej nie będzie trzeba ratować im życia ,jednak podczas gdy cały zamek ogarnięty był zniszczeniem ,lepiej żeby również udali sie do bastionu Kharlota.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Sytuacja wyglądała coraz gorzej, do wyznawców nurgla dołączyli kolejni kultyści. Żołnierze imperium powoli cofali się. Jednak za każdą zdobytą piędź ziemi, wróg musiał zapłacić wysoką cenę.
Von Starken i Robert, wraz z garstką pozostałych przy życiu rycerzy i żołdaków, starali się za wszelką cenę utrzymać lądowisko.

Sigmar 5-1 ponownie przełamał barierę i kierował się w stronę wraku Sigmara 5-2. Na pokładzie znajdowała się wymieniona załoga. Kiedy przelecieli nad murami ich oczom ukazał się straszny widok.
Garstka imperialnych lojalistów stawiająca opór hordom chaosu.
Po pokładzie rozległ się głos kapitana.
- No dobra chłopy!!! Ładować działa i kusze!! Musimy wyciągnąć naszych, z tego piekła!!!
Załoga wykonała rozkaz i natychmiast otworzyła ogień. Bełty i kule armatnie przeszyły ze świstem powietrze i zebrały straszliwe żniwo. Obsługa "Grubej Helgi" i "Wrednej Zośki" starała się niszczyć ogromne posągi, które powoli zbliżały się do wraku.

Von Starken odetchnął z ulgą, widząc nadlatujące wsparcie.
- Robercie wyślij kogoś do wraku, niech ładują rannych na Sigmara 5-1. My będziemy ich osłaniać i wsiądziemy ostatni!!! A teraz wypatroszmy kilka mutantów!! Ulryk!!!!!

Żołnierze, rzucili się w wir walki z nowymi siłami. Edward i Robert siali spustoszenie w szeregach wroga. Von Starken przerąbał jednego z kultystów od głowy, aż po same jaja. Ciało rozpadło się na dwie połówki, a wnętrzności wylały się na bruk. Ruchem powrotnym sparował cios, następnie wyprowadził uderzenie z pół obrotu i przerąbał grubego nurglitę na pół. Od tyłu zaatakował go grubas z wylewającymi się wnętrznościami, jak na swoje gabarety, był niezwykle szybki. Generał prowadzony impetem swojego ciosu nie miał szans sparować uderzenia. Już zamykał oczy i zaczął recytować modlitwę do Ulryka, jednak cios nie nadszedł. Zamiast tego ochlapały go fragmenty mózgu. Kiedy otworzył oczy, ujrzał Roberta stojącego nad trupem mutanta.
- Kiedyś nie dał byś się tak zaskoczyć.
- Każdy się starzeje przyjacielu, nawet ja.

Obaj stanęli do siebie plecami, gotowi na odparcie kolejnych przeciwników.

W tym czasie kończono ładowanie rannych na sterowiec. Teraz przyszła kolej na ludzi Von Starkena. Kapitan statku powietrznego wypalił z muszkietu pokładowego w lecącą kamienną harpię. Pocisk rozbił ją na drobne kawałki.
- Lordzie Von Starken!!!!! Ładujcie tyłki na pokład. Robi się tu gorąco!!!

Grupa broniąca lądowiska zaczęła się powoli cofać. Każdy żołnierz na pokładzie chwytał kuszę lub muszkiet. Wyznawcy chaosu byli dosłownie zasypywani gradem bełtów i kul. Rozległ się huk, potem drugi. Działa wypaliły w większą grupę kultystów, zabijając ich co najmniej trzydziestu. Jednemu z nich odbijająca się kula po prostu urwała głowę.

Wycofujący się wojownicy, brodzili niemal po kolana we krwi wroga i swoich towarzyszy. Ewakuacja była już prawie zakończona. Von Starken upewniał się jeszcze, czy nikt nie został.
Nagle miedzy nimi a statkiem otworzyła się kolejna brama do domeny chaosu. Rozległ się potężny ryk. Wiatr wzmógł się i targnął sterowcem w stronę zachodniego muru.
Kapitan powiedział pod nosem kilak przekleństw. Wiedział, że jeżeli tak dalej pójdzie, to uderzą w mury. Nagle z niebieskiego kamienia do komunikacji na odległość, rozległ się głos Von Starkena.
- Odlatujcie bez nas, nie możemy ryzykować życia 100 ludzi w zamian za dwa. Czyste wojskowe kalkulacje.
Kapitan zacisnął mocniej rękę na kamieniu.
- Aye, Lordzie von Starken!!! Ulryk z wami!!!

Podniósł głowę i ze łzami w oczach krzyknął.
- Odpalać silniki, wynosimy się stąd.

Sigmar 5-1 zaczął się powoli wznosić. Kusznicy przez jakiś czas strzelali do wroga. Kiedy dziedziniec zniknął im z oczu, wszyscy padli wykończeni na pokład. Nikt nie czół się dobrze, bowiem wszyscy wiedzieli, że ich dowódca poświęcił dla nich swoje życie.

Wyznawcy chaosu cofnęli się od szczeliny. Edward i Robert przyjęli pozycje bojowe i czekali na to, co wyjdzie do nich z domeny chaosu. Najpierw poczuli okropny smród, potem usłyszeli ciężkie kroki. W końcu ich oczom ukazał się olbrzymi demon Nurgla.
Obrazek


Von Starken uśmiechnął się pod nosem.
- Duży jest.
- Wystarczy dla nas dwóch przyjacielu.
- Ja z prawej ty z lewej.
- Za ULRYKA!!!!
Krzyknęli obaj.

Demon widząc szarżujących na niego wojowników zaśmiał się gardłowo i ciął swoim oślizgłym mieczem. Robert uchylił się przed ostrzem i rąbnął potwora w brzuch. Jednak śluz i grube fałdy tłuszczu zamortyzowały uderzenie. Bestia ponownie zamachnęła się na rycerza, jednak w tym samym momencie von Starken rąbnął ją w nogę. Ostrze weszło po samą kość i uszkodziło staw w kolanie. Udało mu się zranić przeciwnika, ale teraz nie mógł wyszarpnąć miecza. Demon wykorzystał to i rąbnął go ręką. Siła ciosu była tak duża, że cisnęła nim o pobliską skałę. Robert widząc to ponownie zaatakował, tym razem celując w rękę. Młot zmiażdżył dłoń potwora i połamał palce. Rycerz chciał się wycofać, jednak nie zauważył leżącego za nim ciała i przewrócił się.
Nim zdążył się podnieść, demon chwycił go zdrową ręką w pół i podniósł.
- Teraz głupcze zostaniesz złożony w ofierze papie Nurglowi!!!!
Robert próbował się wyrwać z uścisku, jednak po chwili te próby przerodziły się w drgawki i krzyki. Jego skóra zaczęła falować. Po chwili setki nurglingów zaczęły wychodzić z otworów w jego ciele. Po następnych kilku sekundach, rycerz padł martwy.

W tym czasie Edward zdążył się już pozbierać z ziemi, na widok konającego przyjaciela wpadł w szał. Rzucił się biegiem w stronę potwora. Uniknął ciosu miecza i skoczył w stronę nogi poczwary. Szybkim ruchem wyszarpnął ostrze i ciął na odlew po korpusie Demona, zostawiając na nim pręgę. Po chwili skóra w tym miejscu pękła i wylały się na ziemię dziesiątki nurglingów, odwracając uwagę Von Starkena. To był poważny błąd lorda. Demon pchnął swoim mieczem i przebił Edwarda na wylot. Powoli podniósł go na wysokość swojej twarzy.
- Sądziłeś, że dasz radę mnie pokonać??!!! HAHAHA... Zginiesz tak samo jak twój towarzysz!!!!
- To ty zginiesz demonie!!!!
Von Starken wyciągnął przed siebie swój lodowy miecz i krzyknął.
- Ulryk mym panem, lód mym orężem!!!!

Ostrze zalśniło i po krótkiej chwili eksplodowało setkami lodowych kolców, które przebiły demona i von Starkena.


Tego dnia życie straciło wielu dobrych żołnierzy. Straty mogły by być o wiele większe, gdyby nie heroiczna postawa generałów i dowódców.

[Mam nadzieję, że nie pomyliłem się w imionach.]
Ostatnio zmieniony 24 kwie 2014, o 18:35 przez Matis, łącznie zmieniany 1 raz.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Eddard von Starken. Reszta się zgadza.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

- Cholera... - szepnęła z pochyloną głową Julia, gdy minutę potem zza ściany dosłyszała ryk śmiechów i sprośne okrzyki oraz gwizdy.
Zakłopotanie czarodziejki wzrastało, chociaż robiła co mogła żeby wyglądać, jakby wszystko było w porządku. Zabójca znosił całość trochę lepiej, ale też chętnie by się stąd wyrwał. Strasznie żałował, że dał się ponieść i wstał w tamtym momencie. W którym momencie mógł w ogóle pomyśleć, że po wydarzeniach w lazarecie, po tej masakrze jaką widział kiedy tam przybiegł, Julia chciałaby cokolwiek zacząć. Stali jeszcze wciąż zszokowani wizytą jaką przed chwilą uświadczyli, kiedy usłyszeli głośny dźwięk roztrzaskiwanych drzwi. Tak samo jak na dźwięk otwieranego przez Bjarna zamka, teraz również Galreth podskoczył w pełnej gotowości z wyciągniętą bronią. Tym razem jednak od razu doskoczył do drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Nie minęła sekunda i bez słowa porwał Julię za sobą na korytarz. Nie zdążyła się nawet zapytać co się stało, ale po chwili sama się dowiedziała. Zza zakrętu biegła fala potwornie zmutowanych…ludzi? Zaraz po tym z pokoju obok wybiegł oddział Norsów, których śmiechy słyszeli jeszcze przed minutą. Najwyraźniej Bjarn zarządził odwrót, a Galreth doskonale go rozumiał. Olbrzymi wojownicy „pochłonęli” ich i wycofywali się zwarta formacją. Podobnie jak na murze była to walka nie w jego stylu, gdzie Norsmeni osłaniali się ścianą tarcz. Dlatego Galreth ograniczył się do pilnowania, by czarodziejce nic się nie stało i upewniał się, że nadąża. Nie miał zamiaru dać się załatwić tak samo i znowu biegać do Julii po nastawianie ręki. Chociaż akurat w tym przypadku była blisko. Nawet bardzo blisko, pomyślał Druchii kiedy zauważył, że obejmuje czarodziejkę w ścisku w jakim się znajdowali. Nie przejmował się tym jednak ani chwili dłużej i miał nadzieje, że ona nie zwróciła na to zbyt wielkiej uwagi. Nie było na to czasu, gdyż uciekali przed czymś czego jedynym celem było ich zabić. Jak się okazało niewiele lepiej było przed nimi, albo za nimi. Tam gdzie aktualnie zmierzali cofając się. Zaatakowała ich grupa kultystów, którzy po objawach wyglądali na takich co poświęcili się Nurglowi. Galreth zobaczył dla siebie szansę i przeszedł do ofensywy, chociaż kiepsko to widział, ponieważ grupa znalazła się między młotem i kowadłem. Zaczął jednak metodycznie wycinać przeciwnikom bebechy, co w przypadku sług Pana Zgnilizny, wyglądało co najmniej widowiskowo. Zadanie nie było trudne, gdyż mutanty, przeświadczone o swojej niezniszczalności jako dar od swojego Boga, nie bronili się zbyt wiele. Co poniekąd było faktem, bo Galreth szybko się przekonał, że samo rozcięcie brzucha było niczym połaskotanie dla ich wytrzymałości. Kiedy kolejny przeciwnik po rzekomo śmiertelnym cięciu powstał znowu do walki, asasyn zwątpił czy im się uda. Nurglici niby nie stanowili zagrożenia sami w sobie, ale skutecznie spowalniali ich ucieczkę. Na szczęście zaraz za nimi pojawiły się znajome i bardziej pożądane w tej sytuacji postacie. Kharlot prowadząc resztę zawodników, jednego z najemników Vahaniana i tego nowego niziołka, w kilka sekund poradził sobie z przeciwnikami swoim wielkim toporem. Druchii usłyszał tylko, że kierują się do kwatery Kharlota, odnalazł w już dosyć sporym tłumie Julię i ruszył za innymi.
Obrazek

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Do tej pory było Edward von Starken, jakieś prawa autorskie w końcu obowiązują... i lepiej nie drażnić Martina bo on nie lubi fanficów.
Moje uznanie Matis, lepszego końca bym im nie wymyślił. Probsy. Tylko co się dzieje teraz z Farlinem bo się zapodział ?]

Olfarr wyszczerzył się widząc trzech nieugiętych wojaków przed sobą.
- Zdecydowani, bracie. - uśmiech Ulfarra dał się wyraźnie wyczuć we wspólnej jaźni braci. Podobnie jak zew krwi, który wszak poczuli obaj.
- O, tak. Zdecydowani by umrzeć ze stalą w dłoniach. - skwitował Olfarr i ukazał bratu plan wspólnego ataku.
- SKA-E-LIN-GER! - wydarli się obaj Horkessonowie przechodząc do ataku. Przeciwnicy wznieśli gardę jak jeden, szykując się na parowanie wzniesionych dziko oręży. Jakież było ich zdziwienie kiedy zamiast brutalnej szarży Ulfarr cofnął się o krok za brata, który wystrzelił do przodu, mijając kompletnie zbitych z pantałyku wrogów i tnąc błyskawicznie wskroś zaskoczonego Białego Wilka o wydatnym kałdunie. Sir Robert z szybkością o jaką sam się nie podejrzewał uniósł młot i przyjąwszy miecz na okuty trzonek, wytężył muskuły i zakleszczył runiczą klingę o stylisko. Olfarr aż uniósł brew w podziwie, lecz z wrogami na flankach nie mógł pozwolić sobie na luksus próby sił z intrygującym przeciwnikiem i szarpnął za jelec, obracając ostrze i wbijając się całą masą ciała i zbroi oraz kantem tarczy w rycerza, posłał go na stos gruzu i żelastwa wokół wraku, gdzie upadł obok walczącego czarnym mieczem generała południowców. Drugi Biały Wilk i wąsal odzyskali rezon i rąbnęli z dwóch stron w braci. Normalnie nikt nie zablokowałby opadającego młota kawaleryjskiego i bastarda jednocześnie, nawet nie Olfarr. Na szczęście miał brata. Razy zatrzymały się na tarczach, zetkniętych plecami Horkessonów, którzy naparli na swych wrogów zwiększając pole popisu. Olfarr wykręcił się spod siodła rycerza i łupnął łeb wierzchowca tarczą, jednak opuszczając ją naraził się na cios młota, który wgniótł jego naramiennik i porozrywał kilka żył które trzymały go przy reszcie zbroi i ciele. Norsmen zaśmiał się, ignorując ból i zaciskając zęby przeskoczył na drugą stronę kulbaki, zbijając kolejny cios młota po czym zrepetował. Ostrze zazgrzytało o płyty pancerza, na przecięte futro bryznęła krew z żyły pod pachą barwiąc wilczą sierść na róż (ku olbrzymiej dezaprobacie tej barwy u brodatego rycerza), lecz Ulrykanin także się nie poddał fali zimna i znów zwarł młot z mieczem. Po drugiej wymianie razów, rycerz zachwiał się gdy walczący obok Ulfarr odsunął się i szarżujący miecznik z rozpędu ciął towarzysza po nodze. Ulfarr skinął bratu głową i odepchnął przeciwnika tarczą, wznosząc topór który wybił w bastardzie sporą szczerbę, niemal wyłamując słabnące całodniową walką ramię wąsala. Olfarr tymczasem ryknął i odsunąwszy się tak by przy kolejnym ciosie młot rycerza zjechał w dół po tarczy, z rozmachem wbił miecz w bok kolana imperialnego, przybijając je do końskiego boku. Krew polała się w dwójnasób po karmazynowym kropierzu a rżący koń runął wraz z jeźdźcem, nad którym zawisł olbrzymi cień. Rycerz stęknął i wykrzywiając gniewnie twarz podniósł młot za pętlę, jednak ciężki jak kolumna but przygwoździł ją do ziemi, a opadający kant tarczy zmiażdżył stalowe palce Białego Wilka jak rząd homarów.
- Dobre walka. - rzucił metalicznie swym słabym Reikspielem Nors i w wizjerze hełmu zabłysły oczy. Nabijany kolcami but raz po raz, najpierw z głośnym chrupnięciem a potem z mokrym plaskiem opadał na łeb rycerza by wreszcie zostawić u szczytu korpusa rdzawą kałużę tkanek i odłamków kości. Olf szurnął podeszwą o gruz i westchnął gniewnie.
- Ech, i weź tu wydłub mózg z podeszwy glana... mogłem go normalnie zarąbać, a nie wydziwiać. Może patykiem... a Skoll z nim, i tak nie wyjdzie a czasu nie mam!
Olfarr wykręcił miecz z czerwoneych płyt, dobijając konia i ujrzał jak Ulfarr łapie toporem miecz wąsatego wojaka i łupie go jej krawędzią w krtań, taką siłą że ją zmiażdżył a czepiająca się luźno szyi głowa niesiona siłą impetu upadła płasko na malowaną powierzchnię. Ulf krzyknął i tak jak kowal uderza młotem w kowadło, rozłupał hełm z czerepem wąsala na dwoje, po czym trzonkiem obalił sflaczałe ciało.
- Dobra walka bracie... - mruknął Olfarr.
- Ta, teraz na tego z tym czarnym mieczem! To chyba jakiś ichni cesarz czy kró...
- PADNIJCIE ZAKUTE ŁBY! Raagh! - ryknął Kharlot i wyskoczył przed Horkessonów. Wtedy coś trafiło go w pierś i wszędzie poleciały gwiazdki szronu i kawałki lodu, a sam Thorgarsson stał dysząc, ochroniony przed magią aurą Khorna. Aesling wskazał coś toporem. Nagle na krawędzi pola walki do bitwy włączyła się nowa siła. Starzec w futrach i białym warkoczu prowadził dziesiątki zakutych w stalowe maski pokrak, które choć padały pod kamiennymi łapami golemów w końcu i tak liczbą obalały i niszczyły wszystko na swej drodze.
- Bracie, czy to nie...?
- Asgeir! Co on robi z ty... czy to odsiecz ?
Kharlot parsknął i wciąż oszroniony kopnięciem obalił pokrakę która chciała go powalić, po czym wbił jej w bladą pierś Blodfara.
- To wasza odpowiedź, vitki nie jest już z nami! Zastanawia mnie tylko czy to nie... Do cytadeli!
- Co ?! - zdziwili się bracia. - Ale walka jeszcze trwa! - jęknęli obaj, oglądając się na wyrzynanych nurglitów i imperialnych odpędzających resztki bestii z kamienia.
- Szybko mówię, jeśli jest to to, co myślę to na ataku tutaj się nie skończy... jazda! Bo opanują fortecę... i wasze zapasy napitków!
- Po naszych trupach! - huknęli bracia i przebijając się zdawkowymi ciosami oraz rozpychając tarczami pobiegli z Menthusem i tym dziwakiem w łusce za Aeslingiem - Właśnie, Bjarn! Nasi ziomkowie są zamknięci w komnacie, idziemy po nich!
Kharlot skinął głową i wbiegli przez rozerwane wrota do Cytadeli, za plecami mając odlatujący sterowiec i otwierający się portal do domeny Pana Rozkładu. Prowadzący mutanty Asgeir zobaczył grupę i wyszczerzył się.
- Plan idzie doskonale... Dalej pokraki Alphariusa! Zabić wszystko!
Vitki zamroził kroczącą statuę kanciastego golema z nabijanymi spiżem kulami zamiast dłoni po czym wraził w nią swój ofiarny sztylet. Trzymetrowy kolos najpierw pokrył się pajęczyną pęknięć, a potem rozpadł się jakby był zrobiony ze szkła. Szaman pojedynczymi zaklęciami mrozu zabijał Nurglitów, gdy jeden z nich z bulgotem naparł na niego. Mag odwinął się, zablokował sztyletem i dotknął dłonią zszarzałej twarzy byłego żołnierza, którym nagle zaczęły targać konwulsje, gdy krew w żyłach zamarzała pod dziwnymi kątami i wreszcie wytrysnęła z oczu i nosa zielono-czerwonymi soplami.
- Papa miał mnie... ghrrr... - zaharczał potępieniec i zwalił się pomiędzy zamrożone ciała pokrywające dziedziniec.
Asgeir przez chwilę ze zdziwieniem obejrzał jak jacyś dwaj wojownicy pokonują demona Nurgla i odszedł w mroki fortecy, zostawiając dożynające kamienne konstrukty i ożywieńców mutanty.
********

Oliver Brennenfeld z całych sił trzymał się jedną ręką barierki a drugą przytrzymywał kapelusz z piórkiem i wetkniętą zań kartą do gry z asem Czarne serce. Wicher szarpał długimi, brązowymi włosami gdy strzelec patrzył się na oddalającą się scenę ostatecznego pola walki bahaterskiego lorda von Starkena. Gdy chmury i zielone refleksy burzy spaczni przysłoniły nawet najmniejszy obraz oddalającego się pola walki, Oliver zdjął kapelusz i skłonił głowę. Przez czające się w kącikach oczu łzy, które tylko siłą woli powstrzymywał od wypłynięcia ujrzał że załoga i ocalali czynią to samo i odmawiają modlitwy. Porucznik skinął głową i poszedł w ich ślady, najpierw zwracając się do Ulryka a potem do popularnego w rodzinnym Chochlandzie Taala.
- Sigmar 1, powtarzam Sigmar 1 prosi o zezwolenie na zejście poza pasem startowym! - mówił do trzeszczącego kamienia pilot. Zdawałoby się całą wieczność później, mały sterowiec zrzucił liny i kotwice, tuż przy zniszczonym, pustoszejącym obozowisku Middenlandu. Rannych odwieziono do wozów z lazaretem, sierżanci wykrzykiwali coś, lecz żołnierze pamiętali dzisiaj tylko o stratach i ujrzanych potwornościach. Ci którzy zdołali uciec z fortecy przed rozpętaniem piekła lub z łaski bogów nie zdążyli do niej wejść, kordonem otaczali uratowanych bohaterów i nielicznych którzy byli w stanie stać i mówić wypytywali lub pocieszali. Oliver skinął głową jednemu z tylko dwóch uratowanych Białych Wilków, jak na ironię lub cud braci po czym wspierając swą zranioną aż do kości lewą nogę na kulasie, podreptał do wozu z aptekarzami lub poszukać kuzyna ogniomistrza. Wokół potężny wicher szarpał połami namiotów, niektóre przewracał, wszędzie walały się zerwane chorągwie, kapelusze i inne śmieci. Obozowisko zwijano i odchodzono w chaosie, atmosferze czystej porażki mimo zwycięstwa na papierze. Przed nimi czekała droga do domu, lecz jedna osoba nie chciała odejśc, tkwiąc na pierwszym okopie obozu, siedząc z połamaną laską dowódcy na lawecie pękniętego działa i pusto patrząc się na otoczony zielenią zamek przeklętych.
- Książę Todbringer zarzeka się że nie odejdzie, dopóki ktoś nie opowie mu co się tam wydarzyło! Pyta gdzie jest generał von Starken! Czy ktoś z was może iść ? - krzyczał z kulbaki rzucającego się niespokojnie konia do otoczonego pomocnymi dłońmi strumyka ocalałych jakiś kapitan, wicher niemal zrywał mu biały płaszcz z ramion.
- Ja. - Oliver odwrócił się, zagryzając zęby z bólu i wsparł na kuli. - Pomóżcie mi!
Sześć kwadransów później elektor jako jeden z dwóch ostatnich jeźdźców minął pierwsze stoki pokrytych topniejącym śniegiem Gór Środkowych.
- Dogońmy kolumnę wasza książęca mość. - rzekł smutno Oliver z grzbietu podarowanego mu rumaka. - I wysłuchaj o prawdziwych bohaterach imperium oraz o arystokracie który jak żaden inny na tych ziemiach nie był kiedykolwiek godzien nosić swój tytuł...
*****

- Odnieście Eigila na wyższe piętro! Urządzimy tam lazaret. - zakomenderował Bjarn, idąc wzdłuż owalnej komnaty u podstawy Barad-dur, której wcinające się w nią z dwóch stron półokrągłe schody nadawały z lotu ptaka kształt topora o dwóch księżycowych ostrzach. - Gunnar, wspomóż tarczą lewe schody! Gdzie jest Julia ? Niech magicznie poskłada łapę Eskila to będzie się mógł bić!
Przy obu wejściach stało po pięciu Norsmenów, ramię w ramię z zawodnikami oraz ich towarzyszami. Reszta krzątała się po całej sali oraz schodach i wyższych piętrach tej najwyższej z wież lub męczyła się z dwoma bramami wraz z kilkunastoma śmiertelnie przerażonymi kultystami, którzy jakimś cudem nie padli ofiarą obłędu lub rzeźb czy imperialnych i w momencie ataku Alphariusa czepiła się Norskich panów jak tonący topora. Za plecami Bjarna były zapieczętowane wrota na trybuny Areny. Te wiodące na piaski przez jadalnie zawaliły się w czasie oblężenia. Do prawdy nie wiedział jak będą kontynuować zawody, lecz nikt zdawał się teraz o tym nie myśleć. Stojący tarcza w tarczę u szczytu schodów Horkessonowie z łatwością ścinali wspinające się po stopniach mandraki.
- Beznadziejne położenie ? - zapytał siedzącego na schodach Kharlota.
- Coś się wymyśli. Daj mi znać jak wszyscy zawodnicy się do nas przebiją. - rzucił idąc do swej komnaty na szczycie.
- Będzie trzeba zrobić wypad po zapasy, co by na nich po twierdzy szaleńcy i dezerterzy oraz mutanty nie wyżywały... na tych paru bukłakach miodu długo nie przeżyjemy w tyle osób... - szeptał Bjarn, z żalem wspominając obfite zapasy pozostawione w komnacie jego i bliźniaków.
- Kurwa zrobić miejce na Odyna i Baldura! - Bjarn przepchnął się między Norsami i z furią wywołaną uświadomieniem sobie pełni ich położenia zaczął płonącym błękitnie toporem zasławać schody spadającymi trupami Mandraków.
Ostatnio zmieniony 24 kwie 2014, o 18:37 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 1 raz.

ODPOWIEDZ