Arena nr 24: (Sylvania 4)

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Re: Arena nr 24: (Sylvania 4)

Post autor: Murmandamus »

Aarchanare Nefekare (tomb Prince) vs Bon Huan (Skink Chief)


W noc przed walką Bon Han znów przystąpił do przygotowywania trucizny. Tym razem wiedziałłże jego przeciwnik jest martwy. Teoretycznie martwy bo jednak chodził jak żywy i nawet potrafił zabijać żywych. Dla Bon Huana wiedza jak zatruwać nieumarłych spłynęła od samych pradawnych i zamierzał tę wiedzę zastosować. Tym razem nie będzie miał skrupułów bo nieżywi byli obrazą dla porządku pradawnyh. Skinek ucierając pył z gwiazd i mieszając go z ekstraktem z rośłin z Lustrii rozmyślał o nadchodzącej walce. Być może polegnie ale będzie posłuszny swym stwórcą do końca. Dla wielkiego planu mógł zginąć. Był jego częścią. Gdy mieszanka już była utarta Bon Huan delikatnie rozprowadził ją po broni. Następne kilka godzin spędził odpoczywając w swoich komnatach specjalnie przekształconych przez maga by czułsię tu komfortowo. Był tu bezpieczny i nie lubił opuszczać tego miejsca. Było tu prawie jak w lustrii, wilgotno i ciepło a sama komnata była zapełniona drzewkami i roślinami sprowadzonymi tu specjalnie dla niego. Sama myśl że powróci tu po walce była dla BOn Huana krzepiąca.
Mumia czekała. Aarachanare wiedział że zbliża się jego walka i miał wkrótce udać się na arenę. Tym razem jednak znalazł lokalizację pierściecia pogrzebowego który zaginął. Była to błyskotka raczej nieistotna ale sam fakt że znalazł ją miał duże znaczenie. Jeśli on tu był to inne zguby też się znajdą. Teraz jeden z insektów śledził wysokiego mężczyznę wracającego z karczmy. Mężczyzna nieświadomy tego że jest śledzony zmierzał tylko w sobie znanym kierunku a utrzymujący więź z insektem Aarchanare dokładnie widział gdzie zmierza jego przyszła ofiara. Po prostu łątwo było zabić tego człowieka i odebrać zgubę ale książe wiedział że dzięki temu nie odzyska szybko innych skarbów a ten człowiek musiał wiedzieć gdzie one są. Niestety wszystko zniweczył gong wzywający do walki a Aarchanare nie mógł go zignorować. Mocno postanowił że odnajdzie człowieka po walce po czym udał się na arenę.
Będąc na piaskach areny wojownicy spojrzeli na siebie. Oczy skinka spojrzały w martwe oczodoły świecące czerwienią pełne starożytnej grozy i wtedy nogi Bon Huana zadrżały. Uświadomił sobie wtedy jak bardzo przerażająca jest ta istota z którą miał się zmierzyć. Wiedział z czym będzie miał do czynienia ale teoria i wiedza nijak się miały do rzeczywistości. Aarchanare stał w miejscu bez ruchu oczekując na rozpoczęcie walki. Bon Huan z drżącymi dłońmi przygotował plujkę. Gdy zabrzmiał gong Mumia uniosła swój wielki Czoppesh ruszając w kierunku przeciwnika. Bon huan uniósł plujkę do ust lecz nie dmuchnął. Niepewnie zaraz wypuścił jednak strzałki na nadchodącego wroga lecz spudłował. Aarchanare tymczasem zamachnął się na Skinka. Widząc to Bon Huan dał drapaka przebiegając za mumię i od razu wtapiając się w tłum. Opanował się na tyle by tym razem pewnie wycelować plujkę w nieumarłego. Strzałki mimo że trafiły to nie uczyniły żadnej krzywdy Aarchanare. Mumia odwróciła się i nie zauważywszy przeciwnika przeszła obok skinka rozglądając się. Bon Huan wybrawszy odpowiedni moment ujawnił się przecinając parę bandaży na nodze Aarchanare. SKink nie mógł przeciąć twardej zabalsamowanej skóry. Jednak przybysz z Lustrii się odsłonił a Aarchanare nie traciłłczasu tylko zaatakował. Czoppesh zakreślił łuk od dołu rozcinając ciało kruchej istoty i wyrzucając ją w górę. Bon Huan padł na piach a Aarchanare zbliżał się do niego. Skink rozpaczliwie starał się odtoczyć lecz nie miał już szans. Aarchanare bez większych ceregieli rozpołowił go swoim mieczem. Z trybun rozległy się niemrawe oklaski. Widowisko bylo krótkie i mało emocjonujące a co najmniej połowa obecnych liczyła na zwycięstwo małego płaza tak jak to zrobił w poprzedniej walce.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Morghur
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 146

Post autor: Morghur »

-Ha! Nyndzna jaszczurka zdychła, i prawidłowo, tchurzostwo trzyba tempić. Ale na szczynście te trupy to tempe som! Mam już kolejny genialny plan na tygo tutej trópoludka.

Po kilku godzinach po walce przybyły orki z klanu Kżyworyjcuf i Gorgutz wyruszył im na spotkanie. Gorgutz zaprzyjaźnił się z ich szefem-Krofojebcom i postanowili tak dla rozrywki spalić pobliską wioskę ludzi. Bitka była fajna, ale niestety szybko się skończyła. Gorgutz był wściekły, nudziło mu się jak cholera, ale dzięki wiedzy nabytej w Kitaju, postanowił medytować. Był to niesamowity widok. W myślach Gorgutz rozmawiał z Gorkiem i Morkiem, wtem zobaczył tajemniczą postać, małego jakby goblina, w szacie, i rzekł:
-Podonżaj za mocom Gorgutzie! Łużyj jyj mondrze, a twoi przeciwnicy bendom trupy.
Gorgutz mu odpowiedział:
-Ło czym ty kurwa pirdolisz?!
-Gorgutzie! W głembi duszy posiadasz potenznom moc, skup siem a jom łodnajdziesz.
-Eeee, a ty to syrio gadasz? Co mi o da?
-Gorgutzie! Gork cie koha! Łużyci ci swom potenznom moc, od tyraz bendziesz łotrzymywać rady tylepatycznie.
-Aha, ale mam nadzieje, że czacha mi nie wypierdoli. Dobrzem, żygnaj mały gobosie.

Po czym zadowolony Gorgutz zbudził się z transu. Chęć walki minęła, a wokół Gorgutza pojawiła się tajemnicza aura, co więcej wzrok Gorgutza nabrał dziwnej inteligencji, tak mądrze się patrzył.
[CENTER]Obrazek[/CENTER]

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Kiedy następna walka?
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Dzisiaj postaram się późniejszym wieczorem napisać mam rozpisane już dane i współczynniki do walki co zrobiłem wczoraj. Ostatnie dni są dla mnie dosyć ciężkie. Piszę kiedy mam chwilkę wolnego czasu więc cierpliwości moi mili.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

Właśnie ;) Ja kiedyś też myslałem że to takie proste :mrgreen:
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Gawain(wight King) vs Hunni (Dwarf Thane)

Niegdysiejszy Sir Gawain nie zsiadał z konia. Jako martwy nie czuł ludzkich potrzeb a i jego szkieletowy rumak nie był dlużej zwierzęciem z krwi i kości i znosił jego ciężar bez skargi. Po poprzednim zwycięstwie nie miał wiele do zrobienia. Po prostu trwał od czasu do czasu targany wspomnieniami. Między nimi czas nie miał znaczenia. Liczyła się tylko ta walka w tym dziwnym miejscu której sens znowu mu umknął. Po co i dlaczego walczył? Nie potrawił tego znowu wydobyć ze swojej świadomości. Zapominał stając się naprawdę chodzącym trupem. Potem wspomnienia wracały i rozumiał już że tylko w ten sposób może istnieć szansa na odkupienie. Skąd to wiedział? Nie wiadomo . Po prostu ta myśl tkwiłą w nim by znów ulec zapomnieniu. Gawain Czekał aż rozlegnie się Gong wzywający. Wtedy znów wszystko do niego wróciło. Czując nową motywację do walki wjechałłna arenę.
Hunni pragnęła tym razem zostać sama. W samotności analizowała swóją umowę z magiem jak tu wykiwać manfreda. Wierzyłą mu bo właściwie nic innego jej nie pozostało. Nie dała się porwać Melanholii. Jej ukochany, choć ich miłość była czymś co nie powinno się wydarzyć okazywał teraz bardziej otwarcie jej swoje wsparcie. Była mu za to wdzięczna choć wiedziała że nie dane będzie im być razem. Nie potrafiłą mu jeszcze całkowicie oddać swego serca. Jeszcze nie. Być może po powrocie do Karak Gorax. Teraz gdy misja zostałą spełniona pozotało jej tylko zwyciężyć na arenie. Hunni jednak wiedziała że to zadanie może być trudniejsze niż nawet odnalezienie szczątków jej brata. W oddali zabrzmiał gong wzywający na arenę. Teraz była jej kolej.
Krasnoludzica nie zlękła się upiora. Mimo że widok nieumarłego sprawił że niejeden z oglądającej go widowni zarżał z przerażenia to Hunni stała prosto i w pogotowiu wpatrując się w posępną postać na jeszcze posępniejszym szkieletcie dawnego konia. Dla Hunni było to wynaturzenie które należało odesłać spowrotem tam gdzie było jego miejsce- czyli do ziemii. Dla Gawaina świadomości był to teraz kolejny pojedynek. Tym razem o honor. Pamiętał że krasnoludy są honorowe i to musiała być honorowa walka jak na turniejach w Couronne. Gawain opuścił lancę gotów do szarży jak tylko zabrzmi sygnał. Wraz z gongiem Gawain ruszył. Najpierw powoli potem coraz szybciej. Wydawać się by mogło że jego rumak nieomal mknie nad piaskiem nie dotykając kopytami ziemii. Martwy rycerz z impetem wbił lancę w krasnoludzicę. Wspaniała Gromrilowa zbroja wytrzymała jednak ulegając tylko nieznacznemu przebiciu. Hunni wtedy uderzyła nader niecelnie bo ostrze jej proni przeleciało przed twarzą Gawaina. Martwy rycerz dobył wtedy topora i próbował rąbać swą przeciwniczkę. Ta zręcznie blokowała oręż upiora swoją wielką bronią. Hunni wzięła kolejny zamach znów pudłując i wtedy nieumarły koń ugryzł ją w rękę przytrzymując przez moment przeciwnika Gawaina. Gawain wykorzystał to uderzając i raniąc dotkliwie Krasnoludzicę. Tylko gromril uchronił ją od straty ręki. Wojowniczka Grungiego nie straciłą jednak rezonu. Przesunęła się bardziej na prawy bok Gawaina pchnęła styliskiem swego oręża w nieumarłego chcąc sciągnąć go z siodła. Niespodziewający się tego Gawain nie zblokował ciosu tarczą i został zmiecionu z kulbaki. W mgnieniu oka szkieletowy rumak się rozsypał zaskakując Hunni. W tym czasie Gawain zdołał wstać i niestrudzenie naparł na krasnoludkę. Czuł że część jego energii życiowej uleciała do nieba. Towarzyszył Gawainowi przy tym nieziemski ból jak i pewna doza ulgi. Nieumarły odsunął jednak teraz wszystkie inne myśli na bok poza walką. Hunni naparła czując przewagę. Zamszystym ciosem wbiła oręż w ciało przeciwnika pzebijając się przez ciężką zbroję.W tym samym czasie celnym ciosem topora Gawain sięgnął jej szyi. Słabsza w tym miejscu zbroja ustąpiłą i ostrze gładko przecięło kark zdejmując jej głowę z ramion. Brocząca i bezgłowa Hunni padła na piach. Zanim ktokolwiek zareagował z trybun dało się słyszeć rozpaczliwe NIEEEEEEEEEEEEEEE! zanim jego głos utonął w wiwatach tłumu.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Wywyższony Wybraniec czuł , iż nadchodzi czas jego walki. Mroczni Bogowie przemówili do niego. Zaskarbił sobie ich łaskę. Pokonanie potężnego Minotaura zostało dostrzeżone i odpowiednio wynagrodzone. Teraz zaś jego myśli skoncentrowane były wokół walk, które miały już miejsce. Z paskudną satysfakcją obserwował śmierć kolejnych uczestników areny. Lordowie Entropii karmili się ich duszami, rosnąć z każdą śmiercią w siłę. Everfrost wzniósł halabardę w powietrze i ryknął:
-NADCHODZI CZAS! BOGOWIE CHAOSU patrzą na was, marni śmiertelnicy! NIECHAJ CHWAŁA MA BĘDZIE ZWIASTUNEM TEGO, CO NASTĄPI, ŚMIERĆ MA ZAŚ ZWYCIĘSTWEM CHWILOWYM, BLEDNĄCYM W PORÓWNANIU DO TEGO, CO NADEJDZIE!
Tundron ruszył w kierunku Areny Śmierci. Nie mógł już doczekać się rzezi.

Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Post autor: Mac »

Hunni czuła ból tylko przez chwile. Zaraz potem pochłonęła ją ciemność i zimno, aż w końcu nadeszło nic... Usłyszała tylko jeszcze długie przeciągłe, lecz wyciszające się w oddali "Nieee"... Ostatnią myśl oddała swemu bratu i rodzinie, dla której odzyskała honor w walce na śmierć... Czy była godna wstąpienia do sal przodków i zobaczenia się z bratem?

------------------------------

Wieczór nad arenę nadszedł szybko - tak samo szybko jak opustoszały trybuny. Ciszę nocy przerywała jednak głośna wrzawa i tumult na tyłach areny. Stał tam ciemny powóz obity skórą i fioletową tkaniną, ciągnięty przez wierzchowce niespotykane w żadnym innym miejscy Starego Świata. Woźnicą była okryta szarym płaszczem postać uzbrojona w kosę o długim, lśniącym ostrzu. W tym momencie postać ze stoickim spokojem jedną ręką przytrzymywała martwe i rozczłonkowane ciało Hunni Skaldursson, stojąc przed kompanią gniewnych krasnoludów. Na czele drużyny wyszedł jeden z nich:
- Nazywam się Verghun Olar-zund... - mocno zaczął komendant, na chwile przerywając lecz nie dając postaci dojść do głosu - Proszę o oddanie tego ciała!
- Nie... nie ma takiej możliwości... - odpowiedział mu cicho i powoli głos z pod płaszcza. Gniewny pomruk przeszedł po całej kompani.
- Jak to nie ma?! JAK TO NIE MA?!! Pakt Maga i Carsteina został złamany, nie istnieje! Nie masz prawa zabierać ciała naszej tan!
- Tak... pakt został złamany... lecz został też odbudowany - w tym momencie postać lekko podniosła truchło Hunni do góry - Hunni Skaldursson zawarła własną umowę z mym Panem... - tym razem zdziwienie przeszyło wszystkie krasnoludy. Zdziwienie i bezsilność - nie dla nich było łamanie słowa danego przez ich Tan.

Postać powoli zawlokła się do powozu, uważając rozmowę za zakończoną. Nikt nie odważył się jej zatrzymać. Powoli krasnoludy zaczęły się rozchodzić, by przygotować wymarsz do Kazad Gnol Grumbaki. Jeszcze długo po tym jak powóz odjechał, jeden krasnolud został by patrzeć pustym wzrokiem w dal. Verghuna co chwila przeszywał spazm cierpienia:
- Hunni... - nic więcej nie przeszło mu przez gardło. Ciężkim krokiem zawlókł się do wartowni. Czekała ich ciężka podróż i ciężka próba do przejścia...

------------------------------

Gdy noc sięgnęła swego zenitu, ciało Hunni leżało już w katakumbach zamku Drakenhoff. Przed nim stał Mannfred von Carstein wraz ze świtą swej czarnej gwardii:
- Dzisiaj szeregi mych sług zostaną wzmocnione... Tak Hunni, tak jak Ci obiecałem i tak jak Ty mi obiecałaś. Słowo dane się dopełni - nie czekając dłużej wampir rozpoczął rytuał, który przez wieki zdążył już zapamiętać i udoskonalić.

W ciało Hunni zaczęła się wlewać moc. Rozczłonkowane partie połączyły się, ponownie tworząc całość. Białka oczu zupełnie zalały źrenice, skóra na całym ciele poszarzała i zmatowiała, a włosy momentalnie posiwiały do koloru srebrzystego śniegu. Chwile później wszystko było gotowe. Przed Mannfredem bezszelestnie stanęło ciało Hunni:
- Witaj, mój komendancie - wampir cicho szepnął i pstryknął palcami. Otoczył go zupełny mrok. I to w samą porę. Z oczów, paznokci, uszu i miejscach w którym ciało Hunni zostało rozczłonkowane szybko zaczęła pulsować energia, szybko nabierając na sile. Po chwili wypełniła całą komnatę i w pozagrobowych okrzykach oczyściła salę z czarnej gwardii. Pozostał po niej tylko proch i opancerzenie. Mannfred musiał przyznać, że Mag zna się na rzeczy. Tym bardziej trzeba było usunąć zagrożenie jakie stanowił, gdziekolwiek miałby się znajdować.

Wampir usunął z siebie zaklęcie ochronne. Przed nim stało nieumarłe ciało krasnoludki, jakby nigdy nic:
- Bardzo dobrze... - z uśmiechem zaczął Pan Sylvanii - mam dla Ciebie pierwsze zadanie... Hunni Odrodzona...
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

Aachenre nie odczuł satysfakcji z pokonania swego jaszczurzego przeciwnika. Istota wstępująca naprzeciw niego na piaski areny nie była wielkim wojownikiem o silnych splotach mięśni pod łuskowatą skórą, a zaledwie małą sprytną gadziną, jaką niegdyś sam trzymał w klatce. Tłum nie wiwatował, a Aachenre wcale się nie dziwił. To nie była chwalebna walka.

Zanim odszedł z areny zdążył jeszcze zobaczyć śmierć krasnoludzkiej wojowniczki, zdekapitowanej przez nieumarłego wojownika. Aachenre zmrużył oczy patrząc na upiora, aż przygasły płonące wewnątrz oczodołów Khemrijskie słońca. Spodziewał się spotkać go w następnej walce. Upiór był tworem wyznawców Nagasha Czarnego. Aachenre wiedział to i wyczuwał. Gorący gniew zapłonął w jego starożytnej duszy, aż rój Boskiej Szarańczy zahuczał krążąc wokół niego.

- Umarły rycerzu na Aachenrego uważaj... Nie przez kapłanów przebudzony zostałeś, a przez uzurpatorów Khemrijskiej potęgi. Na piaskach Areny spotkamy się i mrok twój mym ramieniem skruszony będzie.

Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Post autor: GarG »

Sory Panowie że tak ostatnio na minimala jade ale nie mam czasu ostatnio :?
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Awatar użytkownika
Dead_Guard
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 189
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Dead_Guard »

Czy koszmar znów powraca? Oto stoję na arenie i widzę mojego przeciwnika. Jest kobietą i jest niska. Ale jej twarz jest zbyt piękna na wojowniczkę, to twarz damy, to twarz mej ukochanej, która zrodziła mi silnych synów. Co za diabelny pomiot każe mi znów patrzeć na mą ukochaną, moją słodką panią żonę. To wszystko nie dzieje się naprawdę, bo widziałem jak ginie! Martwy rycerz ją zabił i moich synów również. A może to byłem ja? Już nic nie wiem, muszę walczyć. Szarżując widzę krasnoludkę, w jej oczach widzę chęć unicestwienia mnie, ale nie pamiętam emocji przy tym towarzyszących. Wymiana ciosów i jej twarz znów staje się twarzą mej ukochanej. Odcinam jej głowę, ale twarz pozostaje. Czuję ból, ale nie fizyczny. Wygrałem, ale co z tego?

Gawain po walce stał nieruchomo z dręczącą go przeszłością. Cierpiał, ale nikt tego nie wiedział.

Nagle wszystko znikło, cierpienie i potworne wspomnienia. Odwrócił głowę i ujrzał starożytnego nieumarłego. Wyczuł jego obecność, dusza zaklęta w martwym ciele emanowała wystarczająco silnie by poczuć obecność tej istoty. Gawain podniósł w jego stronę topór i szybko opuścił. Odszedł, a wątpliwości z przeszłości powróciły.

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

Murm kiedy następna walka?

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Krwi, Murm! :wink:

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Tundron ( ex champion) vs Valsing ( emp Captain)

Tundron siewca mrozu. Taki przydomek zyskał sobie czempion chaosu ze względu na swoje niezwykłe błogosławieństwo jakim obdarzyli go bogowie. Cokolwiek zabił tutaj to zmieniało się w zlodowaciałe zwłoki. Tundronowi na początku bardzo podobała się ta zabawa, później do niej przywykł. Walczyć dla chwały bóstw chaosu to był najwyższy zaszczyt. Pokonał już dwóch przeciwników i teraz była kolej na trzeciego. Tundron wyczywał chwałę w tym niepozornym człowieku. On równierz pokonał dwóch dobrych przecierz wojowników by teraz spotkać sięęz nim. Mróz unoszący się wokół przeklętego gęstniał. Odpowiadało to jego nastrojowi gdy niecierpliwił się. Na szczęście nie pozostalo wele czasu do jego walki bo gong już zabrzmiał wzywając go na arenę. Tundron ruszył z chrzęstem szronu pod nogami. Smiać mu się chciało gdy wspomniał swoje poprzednie życie. Był wtedy słabeuszem a teraz na jego widok uciekali jego pobratymcy. Ciepło południa takimi ich czyniło. Tundron poznał się na cieple i wybrał chłód, który hartował i czynił z człowieka prawdziwego wojownika.
Valsing zapłonął gniewem i radością gdy ujrzałłz kim będzie miał do czynienia. W końcu spotka się w boju na arenie z wyznawcą chaosu. Mimo że wiedział że on sam nosi znamię to było to dla niego przekleńśtwem gdy dla jego przeciwnika plugawa skaza była błogosławieństwem. Mężczyzna wciąż widział w snach śmierć swoich dzieci i swojej żony powodując silną nienawiść do siły która to spowodowała. Teraz po raz kolejny mógł poczuć smak zemsty . Smak który mu się nigdy nie znudzi i będzie go czuł dopóki sam nie polegnie. Czuł swą wilczą naturę i powstrzymywał ją by nie wyrwała się na wolność. Pozwalał się jej poddać tylko w najbardziej desperackich momentach lub gdy straci panowanie nad sobą. Valsing jednak miał świadomość że każda przemiana zbliża go bardziej do swego nemesis i dlatego nie zamierzał się poddać bez walki. Był na to zbyt dumny. Z mocnym postanowieniem że wyznawca chaosu nie wyjdzie stąd żywe udał się w kierunku areny.
Stojąc już i spoglądając w swoje oczy dwaj przeciwnicy rozpoznali w sobie śmiertelnego wroga. Jakaś podświadoma więź mówiła Tundronowi że nienawiść do niego jest silna. Wojownik chaosu nie umiał określić dlaczego ten człowiek który wyglądal nieomal tak jak członek któregoś plemienia z pustkowii chaosu. Valsing myślał tylko o tym by rzucić się na swego przeciwnika. Wiedział jednak że musi poczekać do gongu. Gdy ten zabrzmiał, na moment wilcza natura Valsinga ujawniła się gdy zawył on głośno wyciem który zmroził krew w żyłach wszystkim na widowni. Następnie ruszył biegiem na nadchodzącego już tundrona otoczonego aurą dotkliwego zimna. Toporek poszybował mijając wojownika chaosu w bezpiecznej odległości. Chwilę później zwarli się. Szybszy Valsing atakował mieczem natrafiając na twardą obronę Tundrona parującego każdy cios swoją halabardą. Wojownik chaosu usiłował dosięgnąć przeciwnika szpicem lecz ten zaraz wychwycił to swą tarczą. Zgrzyt metalu wypełnił arenę a z broni Tundrona posypał się szron wprost na piach. Valsing walczył zawzięcie lecz nawet gdy przebił się przez obronę swego wroga tojego stal zatzymywała się na pancerzu chaosu. Odskoczył i cisnął kolejnym toporkiem z podobnym rezultatem jak swój pierwszy rzut. Gdy doskoczył by znóó zewrzeć się z wrogiem , Tundron cofnął broń i zgrabnym zawijanym ciosem zraniłł Valsinga. Fala mrozu poraziła norsmena niczym setki szpilek wbijających się w jego ciało na ranie przy piersi. To był moment gdy ujawniła się jego wilcza natura i z tym większą furią natarł na przeciwnika. Tundron jednak ze spokojem odstąpił by zamszystym ciosem powalić Valsinga na ziemię. Mroźna halabarda natychmiast skuła Valsinga lodem wysysając z niego resztki życia. Zwycięstwo. Tłum ryknął z zadowolenia wznosząc wiwaty na jego widok. Tundron czuł na sobie oko chaosu, które pochwaliło go za jegop kolejny wyczyn. Pod zbroją jego mięśnie rozrastały się. Czuł że jego halabarda staje sięęcoraz lżejsza i lżejsza.



półfinały

walka nr 1
Gorgutz(Savage orc big boss) vs Aarchanare Nefekare(tomb prince)

walka nr 2
Gawain(wight King) Vs Tundron(exalted champion)
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Tundron opuścił Halabardę i zaśmiał się zimno. Czuł, iż Bogowie Chaosu znów spozierają na niego, zsyłając mu swe mroczne błogosławieństwo. Wiedział, iż zaszedł już daleko.
Wywyższony Wybraniec opuścił piaski Areny, chichocząc pod nosem. Czas wykazać się w oczach Entropii po raz kolejny...już niedługo!

Awatar użytkownika
Morghur
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 146

Post autor: Morghur »

Gorgutz czekał, i czekał na walkę zdecydowanie za długo. W akcie gniewu mordował zwykłych ludzi, ale to nie to samo co walka na arenie. W końcu nadeszła jego kolej, jednak gdy wychodził na arenę usłyszał głos:
-Ej ty Gorgutz!
-Co?-odpowiedział
-Jam jest Gork! Zajemb tego trupa, ja cim pomogem! Poprowadzę twojom czopem prosto na jego ryj. Nie przegrasz, a ja bende mieć swygo wybrańca!
Gorgutz był podniecony i zadowolony. Wiedział że musi wygrać, ale że Gork mu pomoże, nie miał już żadnych wątpliwości co do swej wygranej
[CENTER]Obrazek[/CENTER]

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

Te dni szybko lecą a arena stanęła i stoi :)

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Stoi bo Arena Master ma w ostatnich dniach duuuużo pracy. Sam chciałbym dokończyć już bo mam już przygotowanych kolejnych zawodników w arkuszu.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Gorgutz( savage orc big boss) vs Aarchanare Nefekare( Tomb Prince)

Atmosfera zagęściła się na arenie. Nastał czas półfinału Archanare Nefekare przybył punktualnie. Teraz już wiedział gdzie jest część skarbu i co musiał zrobić by go zdobyć. Czarodziej Areny go posiadał lecz mumia nie mógł go odebrać siłą. Czarodziej był zbyt potężny. Alternatywą od szybkiego unicestwienia w płomieniach było zwycięstwo na arenie. Mumia już nie miałą wątpliwości to siepacze czarodzieja go tu sprowadzili kradnąc jego skarby. Aarchanare jednak był bezradny w tym względzie i jedyną formą zemsty było odzyskanie tego co jego. Jego przeciwnikiem miał być ork. Aarchanare wiedział swoje. Potęga księcia Lybras zostanie okazana wszystkim co mu się będą opierali. Ork polegnie.
Gorgutz zebrał się w sobie. Do bitki nie musiał go nikt specjalnie zachęcać. W odróżnieniu od innych orków miał jednak dodatkową motywację. Miał wizję. Gork albo Mork go nawiedził w nocy. Jaki inny zielony mógł się tym pochwalić poza szamanami. Gorgutz podejrzewał że żaden. Gork go kochał. A może Mork zresztą Gorgutzowi było wszystko jedno. Bóg obiecywał mu rzeź i przeciwników godnych do naparzanki. Tego pragnął Gorgutz. Do tego ostatnie słowa brzmiały "Chodz i tłucz ze mną wrogów". To było przesłanie za które Gorgutz pójdzie nawet w ogień. Ork był gotowy do rozpierduchy. WAAAAAAGH!
Ork wbiegł na arenę przy akompaniamencie bębnów rycząc swój okrzyk bojowy orków i oklaskiwany przez publikę. Na jego spotkanie wyszedł powoli i jednostajnym krokiem Aarchanare Nefekare. Nieumarły wojownik był cichy. Nie wydawał z siebie żadnych odgłosów. Parł naprzód do wyznaczonego miejsca przed rozpoczęciem walki. Budził powszechną obawę. Ork jednak jakby tego nie dostrzegał. Obecność przeciwnika podniecił zielonoskórego do poziomu w którym nie dostrzegał aury grozy która otaczała mumię. Podczas gdy strach mroził część publiki, ork nie mógłłsię doczekać gongu a krew płynęła w jego żyłach coraz szybciej. Aarchanre czekał. Gdy gong dał sygnał ork ruszył biegiem w kierunku przeciwnika.Ork dopadł przeciwnika szybko. Czoppy spadły na mumię tak szybko że starożytny książe nawet nie miał możliwości. Prymitywna broń zielonoskórego wgryzła się w zasuszone ciało. Aarchanare drgnął pod ciosem a z rany wyleciała szarańcza ogarniając orka. W amoku Gorgutz nie zwracał uwagi na ukłucia. Aarchanare nie próżnował. Gdy ork tylko wyrwał czoppy z ciała otzymał cięcie przez pierś . Siłą ciosu nieomal powaliła orka. Gorgutz otrząsnął się by ponownie uderzyć zanim powolny oręż mumii zdoła ponownie zadać cios. z rykiem Waaagh grad ciosów spadł na Aarchanare. Mumia tym razem zręcznie uchylał się szukając okazji do ciosu. Gdy dojrzał okazję ciął prosto w szyję. Wtedy Gorgutz się potknął i czoppesh o włos przemknął od czubka jego głowy. Gorgutz uderzył barkiem odrzucając do tyłu przeciwnika i poprawił czoppą wbijając ją w pierś mumii powodując ponowny atak szarańczy na orka. Aarchanare poczuł że jego esencja życiowa ucieka. Książe wysiłkiem woli stłumił to starając się przełamać niekorzystny obrót spraw. Gorgutz nie dał się wybić z rytmu. Rąbał czoppami nieomal na oślep cofającego się Nefekare. Nie trwało to długo bo po jednym ciosie ręka zmumifikowanego wojownika poleciała na ziemię. Wtedy Aarchanare z rozpaczliwym sykiem począł się rozsypywać jednocześnie z jego ciała uwalniały się chmary szarańczy ogarniające orka. W ciele Gorgutza coś pękło . Kaszlnął i opadł na kolana targany okropnym bólem, który pojawił się z nikąd. Ból nagle ustał jak się pojawił a szarańcza się rozwiała. Krwawiąc obficie z nosa Gorgutz wyprostował się i ujrzał przed sobą tylko kupkę popiołu i dawną brońńprzeciwnika. Ork ryknął. WAAAAAAAAAGH! Oki być najlepsze! Zawtórował mu ryk publiki.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Tundron wiedział, iż nadchodzi jego czas. Niebawem przeleje po raz kolejny krew w imię Mrocznych Bogów- niezależnie od tego, do kogo krew ta należeć będzie. Chwycił halabardę i ruszył ku bramom Areny Śmierci. Czuł, iż Mroczna Czwórka patrzy na niego.

ODPOWIEDZ