ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: MikiChol »

Kompania nie zdążyła nawet zamówić piwa gdy do karczmy wpadł wściekły motłoch. Potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Wnętrze budynku zmieniło się w pole bitwy. Butelki, kufle puste lub nie, krzesła, a nawet stoły latały w tę i z powrotem. Edwin, Farin oraz Skrenq chcąc nie chcąc dołączyli do bijatyki. Nie trzeba było dużo czasu by polała się krew.
Edwin zaklął widząc jak zawodnicy i ich towarzysze dobywają ostrej broni. Nie miał jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać bo zaatakowało go dwóch napastników. Rycerz uchylił się przed ciosem pierwszego i kopniakiem odrzucił drugiego atakującego prosto na jednego z trolli. Ten pierwszy middenheimczyk nie zamierzał się poddawać. Jego nóż przemknął dosłownie centymetr od gardła dawnego herszta. Ten od razu skontrował trzymanym stołkiem. Mebel walnął mieszczanina między oczy pozbawiając go przytomności.
Szykując się do kolejnego starcia, Edwin zauważył jak jakiś ork przygniata Skrenqa do podłogi. Skaven zdołał jednak wykręcić się i odrzucając zakrywający go dotychczas płaszcz chwycił swój kolczasty bicz. Broń zawirowała w powietrzu i uderzyła jednego z ludzi trzymającego pałkę. Kolce zdarły kawałek skóry z ręki, którą się zasłonił. Bicz trzasnął natychmiast ponownie tym razem trafiając w twarz. Edwin, który dużo rzeczy w życiu widział skrzywił się na ten widok z odrazą.
W tedy usłyszał krzyk Farina. Krasnolud chciał coś pokazać na podłodze ale wtedy wpadła na niego elfa. Zaciśnięta pięść wbiła się w jej brzuch, odrzucając ją w stronę jednego ze stolików. Zwiadowca ponownie pokazał to co wcześniej i Edwin zauważył bomby oraz tlący się w rogu zaczątek pożaru. Dopchał się do Farina i razem przedarli się po długiej walce do wyjścia. Tam spotkali Skrenqa.
- Skrenq jest zbyt mądry by umrzeć w wybuchu – Skaven roześmiał się – Znajdźmy inny lokal.

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Panująca w mieście sytuacja zdecydowanie wytrąciła go z równowagi. W przeciwnym razie nigdy, by na nikogo nie wpadł z rozpędu jak przed chwilą. Sytuacja nie mogła być gorsza, gdyż wpadł na tego elfa, który przyleciał smokiem. Szybka ocena i stwierdził, że najwyraźniej elf był smoczym magiem. "Niebywałe. Rzadki widok, a teraz ma zamiar zapisać się na tą samą Arenę? I na dzień dobry taka konfrontacja, niezaplanowana, zaraz po tym jak wpadł na niego jak jakieś półinteligentne stworzenie. Jak zareaguje elf?"
To będzie raczej dla niego niecodzienna sytuacja. Większości Druchii od małego wszczepiano nienawiść do wszystkiego co żyje i pogardę dla słabszych i bezrozumnych istot. W świątyni Khaina nie marnotrawiono danego czasu. Kiedy dziecko najlepiej wchłaniało podawaną mu wiedzę, odbywały się wyłącznie klasy fechtunku i innych umiejętności, które każdy assasyn opanować musiał. Dopiero kiedy ten najlepszy okres mijał, dołączano zajęcia z historii, pisania i wszystkich innych mniej lub bardziej praktycznych rzeczy, a nie związanych z zabijaniem. Galreth dobrze pamiętał te czasy, kiedy słuchał wykładów na temat toczonych wojen o Ulthuan. Jednak nie potrafił tak po prostu nienawidzić kogoś chociaż nic jemu samemu nie uczynił. Mroczne elfy były zazwyczaj pełne...pasji. Mieszanka emocji z nienawiścią i pogardą na czele tworzyły doskonały materiał do zabijania. To niewątpliwie było celem ich wychowania. Jedyne o czym marzył Wiedźmi Król to to, aby jego poddani zabijali lepiej lub najlepiej. Żeby w decydującym starciu ta przewaga pozwoliła mu odzyskać dawne ziemie i dokonać zemsty. Galreth nawet dobrze go rozumiał. Wiedział wszystko, prawdopodobnie jak każdy elf, co się wydarzyło i rozumiał powody, dla których Wiedźmi Król tak bardzo pragnął zagłady Ulthuanu i że dążył do tego wszelkimi środkami bez zawahania, jak prawdziwy Druchii. Galreth zwyczajnie nie miał za co się mścić. Był najemnym zabójcą. Zabójstwa zmieniły jego serce w kamień, nie mógł pozwolić ponieść się emocjom. To by go naraziło w trakcie misji. Jego ostrza nikogo nie oceniały, tylko zabijały. Nie miało znaczenia dla zlecenia, kogo Galreth miał zabić. Nikogo nie oceniał z góry, poza bezrozumnymi istotami jak na przykład trolle. Marnowały powietrze i światło, najlepiej by było zabić wszystkie. Nienawidził ich i bał się, że kiedyś zginie od jakiegoś farciarskiego ciosu maczugą. Zwłaszcza na Arenie. Jak szermierz miał pokazać swoje umiejętności leżąc zmiażdżony pod wielkim kawałem drewna. Poza tymi wybrykami natury, nie lubił zabijać istot przedstawiających jakąkolwiek wartość bez powodu, zwłaszcza utalentowanych wojowników. Swoją drogą pieniądze za wykonanie misji były oczywiście wystarczającym powodem.
"Dobrze trzeba się tym zająć". Galrethowi nie zależało na tym jaka będzie reakcja maga, ale chciał mieć to za sobą. Podszedł, ukłonił się i odpiął miecz razem z pochwą przedstawiając go elfowi. Był to stary zwyczaj pochodzący jeszcze z Nagarythe oznaczający szacunek. Galreth liczył tylko na to, że właściwie go odwzorował i nie zostanie źle odczytany. Jeśli to nie wystarczy, by Assur nie zaprzysiągł sobie, żeby zabić druchii w pierwszej kolejności to cóż, zapracuje na swój "powód". Wtedy już mógłby go zabić z przyjemnością.
Obrazek

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Krasnolud nie zastanawiał się. Potężny cios zaciśniętej pięści krasnoluda rzucił ją na stolik. Skrzywiła twarz bólu, zaś krasnal nie zastanawiając przebiegł dalej. Na drobnej, ślicznej twarzyczce elfki odmalowała się zimna nienawiść. Wiele słyszała o krasnoludach, wiele o ich plugawej zdradzie i wojnie o brodzie. Podniosła się, uchyliła przed jakimś wojem, który w amoku na lewo i prawo rozdawał razy. Podniosła się, jej zwykle ciepłe brązowe oczy rozgorzały ognistym blaskiem. Dłonie ogarnęły płomienie, twarz wykrzywił grymas wściekłości. Zamachnęła się, zaś z jej rąk wystrzeliły ogniste groty. Karzeł miał jednak farta. Jeden z grotów uderzył w stolik, a ten eksplodował ogniem. Drugi uderzył w kufel którym wymachiwał jakiś chłop. Ten stanął w płomieniach.

Menthus dobrze znał wszelakie dworskie zwyczaje. Gdy ów mroczny elf skłonił mu się prezentując swe ostrze nie bardzo wiedział jak się zachować. Z jednej strony mógł odwzajemnić gest, z drugiej żywił w sercu głęboko zakorzenioną nienawiść, o której nigdy nie mógł zapomnieć. Po dłuższym zastanowieniu, skłonił lekko głowę był to gest uprzejmy, choć prosty i nie wykazujący większego zadowolenia z spotkania.
-Witaj-rzekł cicho-czego chcesz ode mnie Druhii?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Reiner wpadł za ladę i odetchnął z ulgą. -Cholera... moze mnie nie widzieli...- wtedy coś nim szarpnęło i potężnie zbudowany Zabójca wyciągnął go za kołnierz i popchnął wrzeszcząc -Gdzie moje piwo! Grzane piwo!- łowca wbił w niego zdziwiony wzrok. Drugni wymierzył prawy sierpowy ,którego inwkizytor zdołał uniknąć szybką gardą. Jednak natychmiast krasnolud wyjechał mu z dyńki i Reiner złapał się za złamany nos. Na szczęście dawi wdał się potem w wir walki z jakimś orkiem. -Cholera... to miałą być cicha inflirtacja...- wtedy zobaczył sypiace się kule. Doskonale wiedział co to jest ,gdyz sam często takich używał. Kilka z nich potoczyło się wprost pod skąłd alkoholu. Trzeba było spieprzać.
***
Wóz powożony przez mnicha jechał długą ulicą. Nagle zatrzymał sie przed karczmą z wybitymi oknami i wielkim chaosie bitwy w środku. Wszędzie latały stoły i pobici ludzie. Widać nawet było kilka trupów.Magnus uchylił małe okno i mruknął -Chmm... w podziemiu ,to były walki w karczmie... przynajmniej tutaj nie ma niziołka z prochem. Chociaż Kilian był łowcą czarownic ,świeć Sigmarze nad jego duszą...- westchnął inkwizytor i odczynił znak Sigmara. Łowca czarownic wyciągnął spod płaszcza małą zapałkę i odpalił ją patrząc w ogień -"Niech rozpocznie jeden... a rozpali setki..."- szepnął i rzucił płomień do środka.
Wóz w ciszy odjechał dalej...

[ :twisted: ]
Ostatnio zmieniony 2 sty 2014, o 10:48 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Karczma zamieniła się w krwawą łaźnię. Napastnicy usiłowali uciekać w popłochu, lecz zawodnicy dobyli już ostrej broni i nie dali im takiej szansy. Saito właśnie uchylił się przed lecącą siekierą, gdy poczuł pacnięcie w ramię. Odruchowo zawinął się wyprowadzając kolejne uderzenie, które mogłoby pozbawić zbira głowy, lecz miecz nie napotkał oporu. Jak się okazało, Kanedę szturchnął elf, uczestnik Areny. Gdyby nie refleks Asrai, można by było uznać pierwszą walkę za rozstrzygniętą. Wtedy samuraj zobaczył, co się dzieje: podejrzane, najpewniej wybuchowe kulki turlały się w kierunku ognia. Siekąc po drodze jeszcze dwóch przeciwników, ronin wyciął sobie drogę na zewnątrz. Ledwie oddalił się od karczmy na kilka kroków, z wewnątrz rozległa się eksplozja, a po niej kilka następnych. Z okien, drzwi i wybitych w ścianach dziur rzygnęły języki ognia i chwilę później karczma zawaliła się, zamieniając się w płonące zgliszcza. Saito już to kiedyś widział.

Nippończyk machnął mieczem, strząsając zeń całą krew pojedynczym ruchem i schował broń. Tymczasem, ze względu na gęstą zabudowę, języki ognia już zaczęły lizać sąsiedni budynek. Można było tylko mieć nadzieję, że to nie skład oliwy, w przeciwnym razie pożar mógłby z łatwością rozprzestrzenić się na dużą część miasta.

- Gore! Gore! - rozlegały się krzyki. - Saito stał jeszcze chwilę w pewnej odległości od pozostałości oberży, po czym uznał, że czas poszukać sobie jakiegoś innego mieszkania. Przy okazji mógłby poszukać tamtego nieznajomego z poparzoną twarzą. Ciekawiło go, skąd mógł znać Asugawę. Czyżby z poprzedniej Areny? Jeśli tak, być może ów imperialny wiedziałby coś, co pomogłoby Saito w realizacji jego celu, a co najważniejsze może potwierdziłby opowieść o nagrodzie dla zwycięzcy.
Łowca czarownic wyciągnął spod płaszcza pałą zapałkę
Co to za sformułowanie. :lol2:
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Odpowiedź była zdecydowanie cieplejsza od najlepszej na jaką mógł liczyć. Lata nienawiści i wojen, popartych nie byle czym, robiły swoje.
- O nic specjalnego. Po prostu będziesz prawdopodobnie jedyną osobą, na tej arenie, na wystarczająco wysokim poziomie intelektualnym, by się z nią zadawać. Nie chciałem, by wojny moich przodków, w których nawet nie brałem udziału podzieliły nas, stanowiących nieliczną grupę, o której już wspomniałem. - Odpowiedział spokojnie Galreth, by nie wzbudzić niepotrzebnych emocji, które mogłyby doprowadzić do rękoczynów. - Poza tym, nie śmiałbym o cokolwiek cię posądzać, ale wolałem mieć pewność co do ciebie, że nie skończę na przykład z nożem w plecach.
Obrazek

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Tak jak można było się spodziewać karczma eksplodowała. Nie było szans by ktokolwiek w środku mógł to przeżyć. Z tego co Farin kojarzył, gdy wychodzili wciąż było tam kilku zawodników Areny. Miał nadzieję, że przeżyli. Głupio byłoby gdyby odwołali zawody z powodu karczemnej awantury. Krasnolud kątem oka zarejestrował oddalający się powóz.
Ogień powoli zaczął przenosić się na inne budynki. Edwin wyglądał jakby nie wiedział czy chce pomóc czy uciec. Słysząc tupot za ich plecami, Farin nie miał już takich rozterek.
- Spadamy. Zaraz zwali się nam na głowę pół straży miejskiej i nie wiem czy potraktują nas za takie coś łagodnie nawet jeśli uczestniczymy w Arenie.
Edwin spojrzał na niego i pokiwał głową. Skrenq już zaczął się od nich oddalać. Cała trójka znikła w najbliższej uliczce.

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Menthus wyczuł dziwny tom w głosie mrocznego, coś jakby... uprzejmość?
-Nie mam zamiaru zadawać się z tobą. Nie, być może jesteś jednym z tych którzy mieli pecha urodzić się, nie w tym miejscu i nie w tym czasie co trzeba. Ale mnie to nie obchodzi. Jesteś asasynem khaina, zabijałeś, zabijasz i będziesz zabijać moich braci. To przez waz zniszczono Analec, to wy zabiliście Bel-Shanara, z waszej ręki zginął Caledor II, to przez was choć miłujemy pokój musimy żyć w czasie wojny. A ja zawsze to będę pamiętał Druhii-rzekł, przez parę sekund Galreth był pewny iż na policzku elf widoczne jest straszliwe znamię. Jakoby policzek elfa był wypalony płomieniem. Jednak po chwili elf uspokoił oddech i po bliźnie, znaku dawnych czasów nie było już śladu. Znikło, może nigdy go nie było a może mag przykrył je iluzją?-Chcesz jeszcze coś wiedzieć morderco?

[Panowie, za szybko kończycie zabawę w karczmie [-X ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Staliśmy u wylotu jednej z wąskich uliczek miasta, obserwując dalszy przebieg zdarzeń. Zamieć była obrażona, karczmarz zdruzgotany stał obok mnie. Spocony jak świnia, trząsł się i płakał. Cały dorobek jego życia niszczał na jego oczach a on nic nie mógł zrobić. Inkwizytor, którego rozpoznałem podczas walki wybiegł z środka i wsiadł do wozu, chwilę potem wyrzucił z niego jakąś zapałkę, co spowodowało wybuch. Ogromny huk, chmura pyłu i ognia wzbiła się w powietrze. kilku płonących ludzi biegało po rynku wydając przeraźliwe dźwięki. Strażnicy dobijali ich, kończąc ich męki. Grubas padł na kolana, nie mógł złapać tchu przez ciągły napór łez. Podniosłem go z bruku jednym zdecydowanym ruchem dłoni i uderzyłem pięścią w twarz. Zamieć, patrzyła na nas z zainteresowaniem. Oberżystę zamurowano gdy wręczyłem mu do dłoni mieszek wypchany po brzegi monetami.
-Nie wiem ile tu jest.- westchnąłem.- Przelicz, albo zapytaj tego człowieka od inkwizycji.Poza tym idź do organizatora turnieju, niech zapłaci Ci za wyrządzone szkody. Niektórzy ludzie mają jeszcze honor, tylko niektórzy.
-Dzie...
-Żegnam.- przerwałem mu natychmiast, dając znać wilczycy, że na nas już czas. Zwlekliśmy się miejsca i ruszyliśmy w głąb uliczki. Jeden z chłopów, tuż przed bójką mówił coś o tanich pokojach na końcu alejki. Chwila spokoju jest teraz na wagę złota.
Dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, że jakaś niska postać podąża za mną. Zamieć nie wyczuwała jednak zagrożenia, także zignorowałem jej obecność.

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Mistrz Miecza Hoetha pisze:[Panowie, za szybko kończycie zabawę w karczmie [-X ]
Klafuti pisze: Tymczasem, ze względu na gęstą zabudowę, języki ognia już zaczęły lizać sąsiedni budynek.
[Dlatego zostawiłem możliwość na rozprzestrzenienie się pożaru po mieście. Jeżeli zostaną wyrządzone szkody, mieszkańcy znienawidzą zawodników i będą wybuchały zamieszki. Tak, że jest ciągle szansa na ciągnięcie roleplayu, jako kontynuację niechęci mieszczan do przyjezdnych.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Farlin wyczuwał zbliżającą się eksplozję. Przeskoczył nad ladą i wbiegł do kuchni. Po środku stał wielki stalowy gar z przykrywką. Niziołek wgramolił się do środka i ,zamknął wieko. Po chwili nastąpiła ogromna eksplozja.

Inkwizytor jechał swoim powozem, gdy nagle coś z hukiem uderzyło w sufit i przebiło się do środka. Łowca zdziwił się dwa razy. Pierwszy raz jak zobaczył w swoim powozie wielki gar. Drugi raz, jak wyskoczył z niego hobbit.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Kapitan straży miejskiej stał właśnie na placyku przed płonącą karczmą z założonymi rękoma. Całą masa ludzi uwijała się przy pożarze, podają wiadra z wodą ze studni. Takie małe ilości gasiły ogień z raczej marnym efektem, ale lepszy rydz niż nic. Muszą sobie radzić aż do czasu, jak przyjdą krasnoludy z jakąś eksperymentalną automatyczną pompą, która powinna załatwić sprawę w mgnieniu oka. W przeciwnym razie całą dzielnicę szlag trafi.
A jeśli to się stanie, to na kogo spadnie cała odpowiedzialność ?
- Na mnie, oczywiście - Mruknął kapitan.
Od kiedy tylko zobaczył, jak to całe ścierwo przekracza bramy miejskie praktycznie bez najmniejszych problemów, wiedział, że stanie się coś złego. Nie podejrzewał tylko, że tak szybko. Te sukinsyny mają prawdziwy talent do robienia bałaganu, trzeba im to przyznać. Ciekawe tylko, czemu hrabia Boris Todbringer w ogóle na to nie reaguje ?
- Panie ! - Spocony mimo panującego chłodu sierżant podszedł do niego, przerywając niewesołe rozmyślania.
- Sierżancie ! Jakieś wieści ?
- Wysłaliśmy patrole, ale nikogo nie udało nam się aresztować. Całe towarzystwo rozbiegło się po alejkach i ciemnych zaułkach. To jak szukanie igły w stogu siana...
- Cholera ! Myślałem, że zdobędę jakieś odpowiedzi. Ktoś powinien ponieść za to odpowiedzialność !
- Może uda nam się znaleźć kogoś żywego w zgliszczach gospody ? - Sierżant zdjął stalowy hełm, który utrudniał mu oddychanie.
- Żartujecie sobie, sierżancie ? Nikt nie zdołałby przeżyć takiego...
Nagle okolicą wstrząsnęła kolejna, kompletnie niespodziewana eksplozja. Wszyscy strażacy z przypadku na chwilę przerwali swoją pracę, patrząc, jak przez resztki drewnianej framugi wylatuje jakiś kształt i uderza ciężko o bruk.
Kapitan i sierżant natychmiast podbiegli do tajemniczego obiektu, którym okazał się być...
- Krasnolud ?! - Strażnicy przecierali oczy ze zdumienia.
Drugni, osmalony od stóp do czubka pomarańczowego irokeza, dźwignął się ciężko z ziemi, klnąc na czym świat stoi.
- Zwierzęta zasrane, psia ich mać... Chciałem się tylko piwa napić... Ci zawsze muszą się po pyskach prać... - Narzekał, otrzepując się z sadzy.
- Co to ma wszystko znaczyć ? Jakim cudem w ogóle przeżyłeś ?
- Jeden z tych chędożonych orków kopnął mnie w gębę - Wyjaśnił zdębiałym służbistom - Wyleciałem przez drzwi do schowka, spadłem po schodach do piwniczki, i wtedy wybuchł pożar. Jak się ocknąłem, to już było całkiem gorąco, wiec po prostu się stamtąd wygramoliłem. Wszyscy dzielni karczemni wojownicy, jak widzę, zdążyli już honorowo spierdolić ? Chyba powinienem uczynić to samo. Tylko najpierw napiję się tego cholernego piwa, bo Grimnir mi świadkiem, zaraz nie wytrzymam !
Drugni podniósł z ziemi swój topór i założył go na plecy. Potem skinął strażnikom na pożegnanie i najnormalniej w świecie odszedł w mrok nocy.
- Nie aresztuje go pan ? - Zdziwił się sierżant, patrząc na swojego kapitana.
- Wiesz co ? - Oficer zdjął swój ozdobny hełm z piórkiem i cisnął go na ziemię - Pierdolę taką robotę ! Odchodzę ! Teraz radźcie sobie sami z tą hałastrą !
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

- Eeee...czy to...? - To co przez chwilę zobaczył na policzku rozmówcy, nie był ładny widok. Lepiej się stąd zabierać. - Przypisujesz mi zasługi, za czyny których nie dokonałem. Niech jednak tak będzie. Wiedz tylko, że w swoim życie dokonałem rzeczy wcale nie gorszych, którymi mógłbym się pochwalić, i niedługo wszyscy się przekonają na co mnie stać. - Przynajmniej tyle zdołał uratować z własnej godności po tym nagłym ataku strachu.
Galreth odwrócił się i korzystając z tego, że już się wepchnął, zapisał się przed Asurem, by szybko wyjść z pomieszczenia. Przeklęta magia. Przez całe życie nie ryzykował bezpośredniego spotkania z nią wierząc we własne umiejętności w walce wręcz. Od momentu wejścia do miasta nie był sobą. Normalnie nie dałby się tak łatwo zastraszyć, a już zwłaszcza nie dałby tego po sobie poznać. Nie zacząłby się też tak przechwalać, jak jakiś podrzędny najemnik próbujący dostać robotę. Jeśli kogoś z uczestników najbardziej się obawiał, był to pieprzony mag, na pieprzonym smoku. "Muszę dowiedzieć się czegoś więcej o nim i o jego słabościach." Pomyślał Galreth ledwo zauważają co zostało z karczmy, w której przed chwilą ci barbarzyńcy tak ładnie się bawili.
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Ekhm ,to moze wyjaśnię ,zeby nie było nieporozumień w przyszłości ;)
1.Magnus von Bittenberg - okuty w wielka zbroję ultrainkwizytor chowający się w wozie ,bo nie chce na razie byc rozpoznany
2.Reiner - uczeń Magnusa z poparzona twarzą ,kręci się gdzies po mieście
3.Bezimienny mnich
Klafuti pisze:Co to za sformułowanie. :lol2:
:oops: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: ]

Farlin przeleciał w górze i wpadł prosto do beczki znajdujacej się na dachy jadącego powozu.
-Co wy...- majaczył do siebie. Niziołkowi zdawało się ,ze przebił dach i z garem zupy wpadł do środka wozu wprost na kolana Wielkiego Inkwizytora. Było to spowodowane uderzeniem w głowę i dziwnym białym proszkiem użytym"leczniczo" przed bójką. Po chwili zorietnował się ,z jest w pustej beczce ,ale nie zdązył nic zrobić kiedy ujrzał mężczyznę w habbicie ,który wyszarpnał go i wyrzucił wprost na pokryty śniegiem bruk ,po czym odjechał dalej.
[Nie lubię edycji postów ,to lepiej im zaradzić inaczej :D spoko Matis ,jeszcze się ponaparzamy ,ale jego proszę nie dekonspirować ,bo z godnie z fluffem powinien oderwać Farlinowi głowę. :lol2: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[Wybacz, pokręciło mi się ;D]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[tu nie chodziło walkę z nim, miał zobaczyć, że w arenie bierze udział kolejny Niziołek Piroman i miało skończyć się tylko na rozmowie. Ale niech będzie już tak jak ty chcesz. ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Nie no ,spoko ,wiesz ,że ja o byle co się nie czepiam ,a i do Kiliana również chcę nawiazać (to moze nawet być jakiś jego kuzyn :D ) ,tylko później ;) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Noc przebiegała spokojnie. Mimo burzliwych wydarzeń, których miasto zasmakowało po raz pierwszy od dłuższego czasu, gorące głowy nieco ostygły, mimo spalenia doszczętnie chętnie uczęszczanego i dobrze prosperującego lokalu. Ci, co wcześniej zapewnili sobie nocleg udali się na spoczynek, ci mniej przewidujący teraz trudzili się z znalezieniem lokum. Niektórzy zrezygnowali z noclegu, wędrując po mieście w poszukiwaniu burd i uciech, lecz nie wydarzyło się nic spektakularnego.
Na placu pozostało dwóch mężczyzn. Wpatrywali się w płonący lokal, do którego tak często uczęszczali. Każdy z nich bał się odezwać pierwszy, by zwerbalizować targające nimi obawy.
-Może to nic takiego. Może szybko zapomną.- odezwał się pierwszy Marcus.
-Kilkanaście trupów, spalony przybytek... nawet straż miejska, która miała przymknąć oko zmuszona była interweniować. -stwierdził smętnym głosem Declan.
-Przynajmniej nie doszło do walk między nią, a zawodnikami. -łudził się jeszcze baron. -Może sprawa pozostanie bez echa...
-Pozostanie. Ale nie dzięki wam. -usłyszeli za sobą głos. Podskoczyli jak oparzeni. W cieniu uliczki stała zakapturzona postać, nosząca obszerny, ciemnogranatowy płaszcz.
-Batiathusie, my...-jąkał się Declan.
-Milczeć! Wasz brak ostrożności równy jest waszemu brakowi kompetencji. -zganił ich przybysz.-Mieliście zadbać o odpowiednie przyjęcie zawodników i skojarzyć organizację Areny z Freihoffem.
-Hrabia podejmie zawodników na uczcie, ponadto zorganizował punkt zapisów. -zaperwniał Marcus.
-Jednak nie dopilnowaliście, by przybycie tej gromady obyło się bez zbędnych reperkusji. Naraziliście całą operację. Potrzebna jest cała szestastka...
-Czternaście- jęknął Marcus
-Słucham?
-Jest czternastu. -przełknął ślinę Declan. -Dwóch nie przybyło.
-Dla waszego dobra lepiej by było, żeby stawili się jak najszybciej. -Batiathus spojrzał na nich gniewnie. -Pozostanę w mieście, by dopilnować reszty. Odsuwam was od tej sprawy. Macie zająć się kolejnymi dostawami zapasów do Spiżowej Cytadeli. I ostrzegam- podejmijcie szczególne środki ostrożności. Wśród zawodników jest Magnus von Bittenberg.
Na dźwięk tego imienia kultyści zbledli niczym śnieg leżący na ulicach. Batiathus nie tracąc czasu zniknął w cieniu. Declan i Marcus spojrzeli po sobie. Czy wyniosą głowy z całej tej sytuacji?

***
Rankiem zdawało się, że nikt nie pamiętał o wczorajszych zajściach. Co prawda mieszkańcy Middenheim obdarzali intruzów jeszcze mniej przychylnym wzrokiem, jednak do konfrontacji nie dochodziło, za sprawą liczniejszych patroli straży. Co innego zajmowało teraz myśli "parszywej czternastki", jak ich nazywano wśród ludu.
Niemal od wczesnych godzin rannych, tj. od wschodu słońca, które tak wcześnie nie następowało po mieście krążyli gońcy w purpurowych kabatach z wyhaftowanym herbem- trzema liliami na błękitnym polu. Ci lepiej zorientowani rozpoznawali w nich sługi hrabiego Helmuta von Freihoffa, którzy mówili o wielkiej uczcie wyprawionej na cześć zawodników Areny Śmierci. Bankiet miał się odbyć dziś wieczorem, obowiązywały stroje wieczorowe.
Po mieście rozeszła się opinia, że stary Freihoff, od lat uważany za dziwaka, stracił rozum do reszty. Znany był z różnych wyczynów, choćby jak wspiął się na najwyższą wieżę podczas burzy i jął przeklinać bogów. Nie wiadomo jakim cudem uniknął porażenia gromem, a potem aresztowania, jednak ta sytuacja przyćmiewała wszelkie jego dawne wybryki. W końcu zgromadzić wszystkich tych parszywców w jednym miejscu, gdzie tylko część z nich wystarczyła, by puścić z dymem karczmę o dobrej renomie? Jedno było pewne- to nie mogło skończyć się spokojnie...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

W każdym miejscu, który odwiedzał, Galreth organizował sobie kryjówkę tak na wszelki wypadek. Oczywiście nie miał pewności czy po tylu latach od ostatniej wizyty w Middenheim, kryjówka wciąż istniała, albo nie została odkryta. Szczęśliwie jednak, po upewnieniu się co do bezpieczeństwa, Wszedł przez klapę w ziemi, ukrytą pod grubą warstwą piachu w jednej z mniejszych uliczek. Taka zabezpieczenie było łatwo osiągalne, ale jednorazowe. Raz wchodząc przez klapę, nie miało się pewności czy na pewno nikt nie zauważy wąskich szczelin w miejscu gdzie była ukryta. Dlatego należało wstać skoro świt i zasypać ją na nowo. W nocy oczywiście było trudniej ją znaleźć. W środku czekało na niego wyrko, dalekie od wygód jakie miał u siebie w Naggaroth, ale wystarczyły przyzwyczajonemu do spania, gdzie popadnie na misjach, assasynowi. Na ścianie było kilka sztyletów i innych potrzebnych płatnemu zabójcy rzeczy, ale nie za wiele. Nie było potrzeby w pełni ekwipować miejsce, do którego tak rzadko zaglądał.
Wstał bardzo wcześnie, by upewnić się co do kamuflażu wejścia. Burczenie dało mu znać, że zdarzenia ostatniego dnia nie pozwoliły mu porządnie się najeść. Ruszył w poszukiwaniu jakiejś restauracji ewentualnie karczmy. Wolał zjeść coś porządnego w ciszy, w porządnym lokalu gdzie nie byłby narażony na kontakt z orkami lub trollami, ale w hałaśliwej karczmie, może dowiedziałby się czegoś na temat smoczego maga. Chociażby jak ma na imię. Z ostrożności przeszedł się daleko, by nikt nie powiązał go z rejonem gdzie miał kryjówkę. Wyglądało na to, że w tej części miasta trudno o restauracje o tej porze, więc wszedł do karczmy "Pod szarym wilkiem". Tam w trakcie posiłku znaleźli go ubrani na fioletowo posłańcy, z wiadomością o nadchodzącej uczcie. Nie podobał mu się wymóg wieczorowych strojów. O ile nie jest to jedno z tych przyjęć, gdzie można nosić reprezentatywną broń, jak robiła to prawie cała szlachta, to będzie musiał sobie poradzić inaczej. "Całe szczęście, że wstałem tak wcześnie. Będę miał czas kupić sobie coś porządnego i jeszcze zdążyć to przerobić, żeby ukryć parę mniejszych noży. Tak na wszelki wypadek"
Obrazek

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Farlin otworzył oczy. Już świtało, a on leżał plackiem w jakimś zaułku. Dziesięć metrów od niego właśnie wypróżniał się jakiś żebrak.
Niziołek wstał i otrzepał się z kurzu, z pogardą patrząc na stojącego przed nim mężczyznę.
- W chuj malownicza okolica. Powiedział sam do siebie. Do jego nozdrzy właśnie dotarł zapach świeżego gówna.
Hobbit pospiesznie opuścił śmierdzącą uliczkę. Jednak co teraz miał robić? Rozmyślając nad tym krążył po głównych ulicach miasta.
Tubylcy patrzyli na niego z pogardą, wstrętem i odrazą. Tylko i wyłącznie rozkaz władcy chronił go przed ich gniewem i publicznym linczem.
Nagle poczuł klepnięcie w ramię. Odruchowo chwycił swój miecz zawieszony na plecach i odskoczył do tyłu. Fałszywy alarm, zaczepił go jeden z posłańców.

- Czy ty jesteś Farlin, zawodnik areny?!
- Tak, jam jest. Czego dusza pragnie?

Mężczyzna z odrazą patrzył na niziołka. Śmierdział piwem do tego cały był oblepiony zaschniętą krwią i zupą grochową.

- Dziś wieczorem odbędzie się w pałacu uczta. Wszyscy zawodnicy są zaproszeni. Obowiązkowo należy posiadać stroje wieczorowe, mógł byś się też wykąpać.
- O której godzinie dokładnie?
- 20.00 Nie spóźnij się.

Po tych słowach posłaniec oddalił się. Hobbit udał się do najbliższego hotelu o jakże pięknej nazwie "Złota Róża" Po wejściu do środka rzucił mieszek złotych koron na ladę.

- Chce największy pokój z widokiem na górę, wannę gorącej wody. Do tego macie mi przygotować Kaczkę po Bretońsku, nie pogardzę również Bretońskim winem, ma mieć conajmniej 60ąt lat!!. Chce również, żeby ktoś udał się do krawca i przyniósł mi strój wieczorowy, a to co mam na sobie ma zostać uprane!! Właściciel przybytku rozwiązał mieszek i wysypał jego zawartość na ladę. Na widok pieniędzy jego oczy się rozszerzyły.

- Tak jest mój dobrodzieju. Wszystko zostanie przygotowane. Henrietta!! Przygotuj dla pana największy pokój, gorącą kąpiel i obiad!!
- Dziękuje dobry człowieku.

Dwie godziny później Farlin był już czysty i kończył swój wykwintny posiłek. W między czasie notował informacje o zawodnikach, których poznał poprzedniego dnia.

- hmmm Wojownik chaosu, orkowy szaman, leśny elf z wilkiem, samuraj, zabójca trolli, troll. Nie będzie łatwo. wszyscy są ode mnie więksi,szybsi bądź silniejsi.

Na twarzy hobbita pojawił się grymaso-podobny uśmiech. - Trzeba będzie przygotować bomby z podwójnym albo i potrójnym ładunkiem. Ja albo oni.
Na oddzielnej kartce zanotował listę potrzebny rzeczy do wyprodukowania słynnych bomb samozapalających.

Rozległo się pukanie do drzwi.

- Proszę!!!

Do środka weszła Henrietta, przynosząc dwie butelki 60cio letniego bretońskiego wina.

- Masz tą kartkę, do 18 chce mieć te wszystkie składniki oraz porządną zapinaną torbę!! Niech właściciel hotelu o wszystko zadba.
- Tak jest! Klient nasz pan.

Niziołek westchnął i nalał sobie lampkę wina...
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

ODPOWIEDZ