Ragnax z Aeslingów VS Inkwizytor Volker von Eisenwald
Dzień zapowiadał się znakomicie, przez całą noc Ragnax nie zmrużył oka. Po ostatnim pogromie w lesie, Norsmen został sprowadzony siłą do swego lokum. Ku uciesze Chaośnika ciągnęli go wyznawcy Khorna. Teraz na czas finałowej walki zaszczycał ich swą obecnością jego herald. Ragnax podniósł się ze swego łóżka i zaczął rozgrzewać skostniałe podczas snu mięśnie. Po paru minutach treningu, wyszedł z pokoju i ruszył na przechadzkę dookoła areny. Mimowolnie skierował się do stołówki, bynajmniej nie po to, by coś przekąsić. Z zaciekawieniem przyjrzał się dziurze w ścianie, pozostawionej po nieudanej szarży Zwierzoczłeka, oraz najważniejsze, resztkom ogniska zrobionego niegdyś przez Volkera, swoistego pogromce tutejszych zawodników. Jednak to ON został wybrany przez Khorna i to ON miał złożyć zakuty czerep u jego stóp. Po chwilowej konsternacji Chaośnik wziął szczyptę popiołu w palce i zaczął kreślić skomplikowane wzory na swej głowie. Ten rytuał miał mu dać magiczną ochronę, jakoś musiał sobie radzić z niedoborem ekwipunku na tym pustkowiu. Skończywszy babranie się pyłem wstał i poszedł w stronę warsztatu inkwizycji. Ragnax zrobił coś co wcześniej mu się nie zdarzało, kierując się instynktem zakradł się pod ścianę pokoju i czekał aż coś się wydarzy . Czekał dość długo, lecz ku jego rozczarowaniu nie wydarzyło się tu nic ciekawego.
W tym czasie Volker siedział w niewielkim pomieszczeniu na przeciwległym końcu areny. Inkwizycyjna ekipa szorowała jego blachy, by mogły się godnie prezentować. Jednak szło im to dość opornie, brud zapiekł się na amen. Zniecierpliwiony Volker odepchnął kręcącego się przy nim mechanika i podszedł do niewielkiej polowej szafeczki. Na niej leżał nowy model hełmu, jak się okazało tysiąclecia później stał się on protoplastą hełmu Space Marinsów. Dumny z jego groźnego wyglądu, Inkwizytor założył go ceremonialnie i poszedł zobaczyć swe odbicie w balii. Pomimo drapieżnego akcentu, jego widok nie napawał już takim strachem jak kiedyś. Zbroja przeżyła już dwa wybuchy, liczne rozszczelnienia i wgniecenia. Pancerz wyglądał jakby był w pierwszym stadium paskowania. Spod czarnego brudu wyglądały srebrne przetarcia pancerza. Płaszcz również nie wyglądał najlepiej, był cały wyświechtany, a na dodatek jego odcień zmienił się na szarobury.
- To pewnie wpływ tego chorego miejsca - powiedział pod nosem Volker - Cóż trzeba pokazać tym pomiotom kto tu rządzi - zakrzyknął gromko w stronę mechaników, na co ci przerażeni niemrawo pokiwali głowami.
Na arenie Ragnaxa przywitały gromkie okrzyki jemu podobnych maruderów. Pławiąc się w chwilowej chwale Ragnax zaczął wykonywać różne akrobacje ze swymi toporami, a także na swój własny, barbarzyński sposób pobudzać tłum okrzykami. Gdy na arenę wszedł Inkwizytor, wszystkie owacje zamilkły. Ich miejsce zastąpiły pomruki i złowieszcze szepty. Zbytnio się tym nie przejmując, herald wstał i osobiście zadął w róg. Walka się rozpoczęła.
Bez ostrzeżenia Chaośnik pognał w stronę masywnej sylwetki. Zamachnął się swym jednym toporem, celując w właśnie odpalany miecz. Gdy tylko trzonek siekiery wpadł na wirujące ząbki miecza, broń Khornity rozpadłą się w drzazgi w akompaniamencie warczącego silnika.
- Psieeeeee... - Ragnax wykrzyczał swoje ulubione słowo
Inkwizytor tylko wzruszył ramionami i czekał w lekkim rozkroku. Wiedziony szałem Norsmen rzucił się na przeciwnika. Ten tylko odskoczył i przyrąbał biegnącemu mechaniczną łapą po plecach. Chaośnik upadł, zarywając twarzą w żwir, ledwo zasklepiona rana znów się otworzyła, plamiąc krwią ziemię wokoło. Inkwizytor poprawił łokciem próbującego wstać, po czym przewrócił go płazem miecza na plecy.
- Ragnaxie, jestem twoją zgubą...
- Psie, a ja niby czym jestem dla ciebie psie - dodał dla wzmocnienia przekazu
- Niczym i tym się zaraz staniesz - rzekł zanosząc się śmiechem i uniósł swój piłomiecz nad głowę
W tej chwili Khornita dostał niesamowitego wigoru. Błyskawicznie wstał i dźgnął Inkwizytora pod pachę. Tor spuszczanego brzeszczota zmienił się, przez co ostrze przecięło kilka rurek na nodze Volkera, ten zacharczał. Będąc za plecami przeciwnika, Norsmen złapał garść przypadkowych rurek z jego pleców i z całej siły pociągnął. Z rozerwanych przewodów buchnęła para, otulając rękę Raganxa i doszczętnie stapiając płaszcz. Chaośnik zawył, z jego ręki zaczęła błyskawicznie schodzić skóra. Gdy już zdążył się otrząsnąć, ma jego dłoni pozostał kawałek nienaruszonej skóry. Składała się ona na znak czaszki Khorna.
Volker zachwiał się, co zręcznie wykorzystał Norsmen, uderzając swym toporem po łbie człowieka. Jego wizjer upadł, oczom zgromadzonych ukazała się straszliwie zdeformowana twarz. Pustkowia odcisnęły na nim swoje piętro. Nie czekając, aż przeciwnik zbierze się do kupy, Ragnax ruchem tancerza odwrócił się plecami do przeciwnika, sięgnął rękoma do tyłu i złapał go za głowę. Zrobił krok do przodu i podbił barkiem Łeb inkwizytora, jednocześnie ściągając go w dół. Kark Volkera pękł z ohydnym trzaskiem. Bezwładne ciało zsunęło się po piersi Chaośnika, o mało nie przygważdżając go do ziemi.
Chaośnik wydał z siebie okrzyk triumfu, wkrótce ryczała całą widownia na czele z Heraldem. Jednak po chwili wszystko ucichło. Drzewo na skraju areny otworzyło się z jękiem. Z wnętrza wyleciało stado kruków. Oczom zebranych ukazał się Morgur w całej swej okazałości. Zwrócił się pyskiem w stronę Ragnaxa.
- Czego oczekujesz człeczyno w zamian za wygraną i twoją duszę....?
I oto dobrnąłem do końca areny, dzięki wszystkim za cierpliwość
Arena Śmierci (27) - Przeklęta Polana
Ładna walka jestem pewien że większość i tak stawiała na Volkera
Anyway jeśli nie ma głosów sprzeciwu to po południu wstawiam moją, "rewolucyjną" arenę .
Anyway jeśli nie ma głosów sprzeciwu to po południu wstawiam moją, "rewolucyjną" arenę .
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
Moja pierwsza arena i naprawdę ciekawa. Poza tym czuję sie moralnym zwycięzcą:) Dzięki za prowadzenia i gratualacje dla najlepszych:)
www.shaga.pl (już nie taki) nowy (ale na pewno najlepszy) sklep Gdynia ul.Morska 173
Zgniłe oblicze Morgura patrzyło pytająco na okaleczonego i zmęczonego Ragnaxa. Nie zrozumiesz, Nurglito... Zamiast tego Norsmen spojrzał w niebo, dziwnie czerwone, nawet jak na tutejsze standardy. Po krótkiej chwili na twarz Ragnaxa spadła kropelka. Potem kolejna. Czempion z trudem podniósł dłoń do twarzy i zobaczył... że z nieba leje się krew.
- Tak, Panie... Wiesz, czego pragnę....
***
Później mówiono, że nadszedł z Północy, z samej paszczy szaleństwa i rozpaczy. Że otulony oddechem Bogów walczył i zabijał najlepszych. Tak mówili.
A j wam powiem, co sam widziałem. Dzień jego powrotu do obozu. Wszedł, ja zwykle, przez główną bramę, dumny, wyprostowany. Mimo, że wyglądał z grubsza tak samo, był jakiś... inny.
Był nieco wyższy i, co dosyć trudno przyznać, spokojniejszy. Szedł z odkrytą głową, z rozwianymi włosami, otulony niedźwiedzim futrem. Przy pasku miał zawieszone trofea - dwie czaszki kransoludzkie i dwie ludzkie. Moc i potęga wręcz emanowały z jego potężnej sylwetki.
Pierwszą rzeczą jaką zrobił, było przywitanie się z swymi ludźmi. Zaraz potem bezzwłocznie udał się do naszego ówczesnego wodza, Vareka, i wyzwał go na pojedynek. Ten, rzecz jasna, się zgodził.
Ludzie, mówię wam, co to był za pojedynek. Trwał nie więcej niż dwie sekundy. Ragnax dosłownie urwał Varekowi łeb. Machając jego czaszką, oznajmił nam, że sam wszechmocny Khorne mianował go swoim Lordem i że przejmuje dowództwo nad wyprawą.
Nikt nie ośmielił się sprzeciwić.
***
Nadchodzące lata były ciężkie dla Imperium.
Potworne najazdy Lorda Ragnaxa na Nordland i Erengrad pozostawiały po sobie pasmo zniszczeń i śmierci. Khornita nie walczył dla ziemi czy bogactwa, walczył z czystej chęci mordu.
Widziano, jak sam jeden szarżował na całe kolumny rycerstwa o zgrozo, rozbijał je. Każdą armia, która zdecydowała się go zatrzymać, czekała absolutna anihilacja.
Nikt nie wiedział, o co dokładnie poprosił Ragnax tamtego dnia, na Arenie. Lecz widząc jego nieludzką sprawność w boju i talent dowódczy, musiało to być coś naprawdę mocnego.
Wile, wiele lat po zwycięstwie na Arenie, Ragnax dostąpił ostatecznej nagrody. Pan Khorne uczynił go niemal równym sobie, awansując do rangi Demonicznego Księcia. Tyle,że zaraz po tym,
Ragnax oddał dowództwo swojemu towarzyszowi Bjornowi, a sam wycofał się na Pustkowia Chaosu.
Co tam robi ?
Zbiera armię demonów ? Czy knuje coś równie nikczemnego ?
Tego, przynajmniej na razie, nie wie nikt.
Victory
Dzięki prowadzącemu Areny za świetne opisy walk i uczestnikom a w szczególności śp. Volkerowi za rolę arcywroga
Teraz czekam z niecierpliwością na arenę Warlocka.
- Tak, Panie... Wiesz, czego pragnę....
***
Później mówiono, że nadszedł z Północy, z samej paszczy szaleństwa i rozpaczy. Że otulony oddechem Bogów walczył i zabijał najlepszych. Tak mówili.
A j wam powiem, co sam widziałem. Dzień jego powrotu do obozu. Wszedł, ja zwykle, przez główną bramę, dumny, wyprostowany. Mimo, że wyglądał z grubsza tak samo, był jakiś... inny.
Był nieco wyższy i, co dosyć trudno przyznać, spokojniejszy. Szedł z odkrytą głową, z rozwianymi włosami, otulony niedźwiedzim futrem. Przy pasku miał zawieszone trofea - dwie czaszki kransoludzkie i dwie ludzkie. Moc i potęga wręcz emanowały z jego potężnej sylwetki.
Pierwszą rzeczą jaką zrobił, było przywitanie się z swymi ludźmi. Zaraz potem bezzwłocznie udał się do naszego ówczesnego wodza, Vareka, i wyzwał go na pojedynek. Ten, rzecz jasna, się zgodził.
Ludzie, mówię wam, co to był za pojedynek. Trwał nie więcej niż dwie sekundy. Ragnax dosłownie urwał Varekowi łeb. Machając jego czaszką, oznajmił nam, że sam wszechmocny Khorne mianował go swoim Lordem i że przejmuje dowództwo nad wyprawą.
Nikt nie ośmielił się sprzeciwić.
***
Nadchodzące lata były ciężkie dla Imperium.
Potworne najazdy Lorda Ragnaxa na Nordland i Erengrad pozostawiały po sobie pasmo zniszczeń i śmierci. Khornita nie walczył dla ziemi czy bogactwa, walczył z czystej chęci mordu.
Widziano, jak sam jeden szarżował na całe kolumny rycerstwa o zgrozo, rozbijał je. Każdą armia, która zdecydowała się go zatrzymać, czekała absolutna anihilacja.
Nikt nie wiedział, o co dokładnie poprosił Ragnax tamtego dnia, na Arenie. Lecz widząc jego nieludzką sprawność w boju i talent dowódczy, musiało to być coś naprawdę mocnego.
Wile, wiele lat po zwycięstwie na Arenie, Ragnax dostąpił ostatecznej nagrody. Pan Khorne uczynił go niemal równym sobie, awansując do rangi Demonicznego Księcia. Tyle,że zaraz po tym,
Ragnax oddał dowództwo swojemu towarzyszowi Bjornowi, a sam wycofał się na Pustkowia Chaosu.
Co tam robi ?
Zbiera armię demonów ? Czy knuje coś równie nikczemnego ?
Tego, przynajmniej na razie, nie wie nikt.
Victory
Dzięki prowadzącemu Areny za świetne opisy walk i uczestnikom a w szczególności śp. Volkerowi za rolę arcywroga
Teraz czekam z niecierpliwością na arenę Warlocka.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Ciężko opancerzone, bezgłowe szczątki bohatera imperium leżały pośrodku wypalonego krateru.
- Nic tu po nas... - Powiedział Ottmar, pakując swój dobytek. Inżynierowie uwijali się przy ciele, demontując wszystkie urządzenia. Główny technik umieścił pośrodku opustoszałej już areny niepozornie wyglądającą rurę.
Ekipa inkwizycji oddaliła się już na odległość 200 mil od rejonu areny. Inżynier wyciągnął z zamkniętej na cztery kłódki i zamek szyfrowy skrzynki kostkę z wielkim, czerwonym przyciskiem.
- Zawsze chciałem to zrobić. - Powiedział wduszając guzik.
Dwa kawałki spaczenia pomknęły ku sobie i zderzyły się osiągając masę krytyczną. Pomimo, że był środek nocy, zrobiło się jasno jakby w dzień, gdy niezdrowa, wręcz sina biel okryła świat. Chwilę potem nadeszła fala uderzeniowa, która połamała drzewa jak zapałki i zdmuchnęła każdą inną przeszkodę.
Slann ocknął się z letargu.
- Hrm?! - Co to było? To chyba nie plan Pradawnych? - Pomyślał, gdy świątynia zadrżała, a mały kamyk za sklepienia uderzył go w głowę.
Jasna cholera! Erupcja wulkanu! - Krzyknął Skalf, gdy zobaczył jak igła sejsmografu gwałtownie wyleciała poza skalę. Mylił się. To nie była erupcja...
Na wybrzeżu Norski kilku barbarzyńców zamarło w bezruchu, gdy zobaczyli jak woda tworzy kilkudziesięciometrową falę i zalewa ziemię niszcząc wszystko na swojej drodze.
- Urwałeś. - Powiedział Ottmar do inżyniera.
Inkwizytor Volker von Eisenwald patrzył jakby z góry na swoje zgruchotane ciało. "Tak, to była dobra walka. A już miałem go na widelcu. Ech, było tak blisko. Catherine, zawiodłem cię... - Pomyślał." Wtem spostrzegł, iż znalazł się w innym miejscu. Wszystko działo się jakby we śnie. Volker obrócił się i zobaczył ją...
Starczy tylko powiedzieć, że inkwizytor von Eisenwald został odznaczony pośmiertnie krzyżem żelaznym, najwyższym oznaczeniem Imperium, a program Ubersoldat został uznany za olbrzymi sukces i mimo porażki właściciela prototypu w finałowej walce wkrótce rozpoczęto masową produkcję tego typu pancerza.
PS. 1 Bardzo dziękuję prowadzącemu arenę za dostarczenie dawki emocji i innym uczestnikom (zwłaszcza Omnibianowi za walnięcie elfa w ryj i tępemu osiłkowi Ragnaxowi za honorową walkę, czyli wręcz ).
Volker, wstajesz jako Pariah! Nie ma, że emerytura.
- Nic tu po nas... - Powiedział Ottmar, pakując swój dobytek. Inżynierowie uwijali się przy ciele, demontując wszystkie urządzenia. Główny technik umieścił pośrodku opustoszałej już areny niepozornie wyglądającą rurę.
Ekipa inkwizycji oddaliła się już na odległość 200 mil od rejonu areny. Inżynier wyciągnął z zamkniętej na cztery kłódki i zamek szyfrowy skrzynki kostkę z wielkim, czerwonym przyciskiem.
- Zawsze chciałem to zrobić. - Powiedział wduszając guzik.
Dwa kawałki spaczenia pomknęły ku sobie i zderzyły się osiągając masę krytyczną. Pomimo, że był środek nocy, zrobiło się jasno jakby w dzień, gdy niezdrowa, wręcz sina biel okryła świat. Chwilę potem nadeszła fala uderzeniowa, która połamała drzewa jak zapałki i zdmuchnęła każdą inną przeszkodę.
Slann ocknął się z letargu.
- Hrm?! - Co to było? To chyba nie plan Pradawnych? - Pomyślał, gdy świątynia zadrżała, a mały kamyk za sklepienia uderzył go w głowę.
Jasna cholera! Erupcja wulkanu! - Krzyknął Skalf, gdy zobaczył jak igła sejsmografu gwałtownie wyleciała poza skalę. Mylił się. To nie była erupcja...
Na wybrzeżu Norski kilku barbarzyńców zamarło w bezruchu, gdy zobaczyli jak woda tworzy kilkudziesięciometrową falę i zalewa ziemię niszcząc wszystko na swojej drodze.
- Urwałeś. - Powiedział Ottmar do inżyniera.
Inkwizytor Volker von Eisenwald patrzył jakby z góry na swoje zgruchotane ciało. "Tak, to była dobra walka. A już miałem go na widelcu. Ech, było tak blisko. Catherine, zawiodłem cię... - Pomyślał." Wtem spostrzegł, iż znalazł się w innym miejscu. Wszystko działo się jakby we śnie. Volker obrócił się i zobaczył ją...
Starczy tylko powiedzieć, że inkwizytor von Eisenwald został odznaczony pośmiertnie krzyżem żelaznym, najwyższym oznaczeniem Imperium, a program Ubersoldat został uznany za olbrzymi sukces i mimo porażki właściciela prototypu w finałowej walce wkrótce rozpoczęto masową produkcję tego typu pancerza.
PS. 1 Bardzo dziękuję prowadzącemu arenę za dostarczenie dawki emocji i innym uczestnikom (zwłaszcza Omnibianowi za walnięcie elfa w ryj i tępemu osiłkowi Ragnaxowi za honorową walkę, czyli wręcz ).
Volker, wstajesz jako Pariah! Nie ma, że emerytura.