ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Re: ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Post autor: Morti »

-Myślisz, że ktoś przeżyje? - zapytał obojętnie wampir, wyglądając przez okno, na dokonujące masakry okręty.
-Wątpię. Zresztą, odkąd to przejmujesz się elfami?
-Nie przejmuję się. Zastanawia mnie skąd wzięło się tutaj to ustrojstwo. - odwrócił się od okna i podążył w stronę wytartego fotela.
-Chciałeś... dowiedzieć się?
-Chciałem.
-Po co?
-Zawodowa ciekawość. - Ludwig wzruszył ramionami i z impetem runął na miękki mebel. - Coś mi zostało z tych dni ,gdy...
-Wiem
-Aż tak widać?
-Aż tak. - Anna posłała niewymuszony uśmiech. Wiedział, że był on rzadkością, przeznaczoną nielicznym. Odchylił głowę, skupiając wzrok na pająku wijącym sieć. Zaczął intensywnie myśleć, o tym co będzie i o tym co było. Bezwiednie wymacał ręką ohydną bliznę na plecach. Pamiątkę po dawnych wydarzeniach. Siedział tak długo, a potem wstał i położył się obok wampirzycy. Objął ją, chciał poczuć ciepło, nie poczuł. Była zimna jak lód. Głodna.
- Zanim wyruszymy zjedź coś. - przytaknęła.

***

Na pokładzie szybko przemieszczali się marynarze. Wszyscy tacy sami. Nippoński okręt był jednym z większych i zarazem najdziwniejszych. Nietypowa kultura i przywiązanie do tradycji pozwalało odróżnić tutejszy świat od ttego, który panował po za okrętem. Gdy wkraczali na okręt poczuli na sobie nieprzychylne spojrzenia. Byli tu obcymi, niechcianymi. Nie minęło kilka sekund, a już w okół nich zameldowała się spora grupa żołnierzy i ich dowódcy wrzeszczącego rozkazy w dziwnym języku.
-Jestem zawodnikiem areny - powiedział Ludwig i wyciągnął odpowiedni świstek z pieczęcią. Tłumek szybko rozstąpił się, a na ich drodze został tylko pulchniutki, niski człeczyna o bystrych oczkach.
-Ja zaprowadzić do kai uty. - wydukał , za nic mając sobie poprawaną wymowę słów. Następnie zabrał się za ładowanie bagaży na wózeczek i ruszył pewnym krokiem w stronę wejścia do kajut.

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Po zapoznaniu się z resztą grupy Bothana, Boin z swoją kompanią ruszył pod pokład zapoznać się z kwaterami. Okazało się, że tylko dowódca jako zawodnik Areny otrzymał pokój, a reszta musi spać albo na pokładzie, albo w kantynie. Wiadomość ta jedynie ucieszyła krasnoludy, które nie mogły się doczekać, by położyć łapy na składziku z porządnymi, krasnoludzkimi alkoholami, w tym sporych zapasów Bugmana XXXXX.

Nieco później Boin przechadzał się po pokładzie, popijając z kufla piwo. Całe wyposażenie zostawił w kajucie. Jedyne czego się bał na tym pancerniku, otoczony przez załogę zabójców, była możliwość nagłego wybuchu. Podobno właśnie tak skończył pierwszy "Niezatapialny" Makaissona. Boin oparł się o barierkę, oglądając odbijające od przystani okręty. Flota księcia miała w końcu wyruszyć, a Arena rozpocząć się na dobre.
Wcześniej Boin znalazł wreszcie czas, aby przejrzeć listę zawodników. Niestety duża liczba elfów sugerowała, że te zawody nie skończą się na porządnej walce. Długouchy na pewno już szykowały się do wbicia noża w plecy, czy otrucia innych zawodników. To byłoby w ich stylu. Zwiadowca cieszył się, że znalazł się na okręcie bez tych wrednych krętaczy. Z reszty uczestników godnymi przeciwnikami mogą być minotaur, jaszczuroczłek oraz może jakieś człeczyny. Inni nie wydawali się warci uwagi, a szczególnie gnoblar.
Zastanawiając się na kogo trafi Boin wpatrywał się w niedaleki port i raz, po raz brał łyk z trzymanego w ręce kufla. Z pod pokładu dobiegały do niego okrzyki jego kompanii urządzającej z młodymi czeladnikami popijawę.

Awatar użytkownika
DarkAngel
Oszukista
Posty: 822
Lokalizacja: Wataha - Racibórz/Wrocław

Post autor: DarkAngel »

[Sorry źle przeczytałem post MG i myślałem, że musimy się razem kisić]

Po naprostowaniu pomyłki i wyniesieniu się człowieka z jego kajuty, Duriath wreszcie miał okazję zdjąć z siebie pancerz, zamiast niego ubrał przewiewną i znacznie wygodniejszą ciemnoniebieską tunikę. Obmył twarz w misie znajdującej się koło łóżka i przejrzał się w lustrze. Żadko miał okazję oglądać swoją twarz, w końcu przez większość życia walczył i składał ofiary ku chwale Boga Mordu, a więc miał na sobie zbroję które nie zakrywała jedynie jego ciemnoniebieskich oczu. Był typowym przedstawicielem swojej rasy - jego skóra była znacznie jaśniejsza od ludzkiej, a włosy kruczoczarne. Zęby miał nieskazitelnie białe i po za spiczastymi uszami od przeciętnego człowieka odróżniały go jeszcze ostrzejsze rysy twarzy, oraz wzrost. Duriath wiele razy zastanawiał się co by było gdyby nie został przeznaczony służbie Khaine'owi. W Świątyni powiedziano mu tylko, że pochodzi z jednej ze szlacheckim rodzin, więc prawdopodobnie robiłby karierę w wojsku lub polityce. Zamyślenie przerwał mu marynarz pukający do drzwi.
-Witam, przyniosłem prezent od kapitana- rzekł marynarz i wręczył Egzekutorowi miskę świeżych owoców.
-Kapitan pozdrawia wszystkich pasażerów, życzy smacznego i informuje, że niedługo wypływamy-
Druchii bez słowa wziął miskę i zamknął drzwi. Zabrał się teraz za czyszczenie zbroi i ostrzenie miecza. Czynności tte wpajano mu tak długo, aż nabył zwyczaj robienia tego za każdym razem gdy miał odrobinę wolnego czasu, co prawda pancerza nie miał okazji zbyt często czyścić, ale o Draicha dbał z pedantyczną wręcz dbałością. Ostzr było wykonane z najlepszej jakości stali jaką można było dostać w Naggaroth, miało lekko niebieskawy kolor i jak większość Draichów był to miecz. Niektórzy egzekutorzy preferowali topory, ale Duriath znacznie lepiej władał mieczem. Ponadto uważał, że topór jest bronią dobrą dla barbarzyńców z północy, a nie elfów. Po skończeniu pracy nad ekwipunkiem wypił kubek wina które nabył w mieście, zjadł lekką kolację i poszedł na górny pokład.
"Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu." - Ayn Rand

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

Po obejrzeniu błyskawicznego zatopienia fałszywej Czarnej Arki i krótkiej pogawędce z elfami rodzina Ramirezów zakwaterowała się na "Walecznym Sercu". Ten sam statek wybrali sobie Loq-Kro-Gar i Finrandil.

- Czy to jeden z elfów, których już spotkaliśmy? - zapytał młody Antonio, marszcząc brwi. - Wszyscy elfowie nazywają się tak samo. I wyglądają tak samo. Za to elfki... Mmm. Te są ładne.

- Nie, tego jeszcze nie znamy - odparł dziadek. Długie, siwe włosy powiewały mu na wietrze, kiedy okręt wypływał z portu. - Zobaczymy po drodze z kim mamy do czynienia. Pora zacząć się przypatrywać innym zawodnikom, tak swoją drogą. Jeśli nie będę wiedział z kim przyjdzie mi stanąć, może być dużo trudniej.

- Patrzcie, mieszkamy z Panem Jaszczurem! - ucieszyła się babcia Ramirez. - Ciekawe czy na statku można piec bułeczki. Tak bardzo mu smakowały...

- Szkoda, że nie mieszkamy z tamtymi elfkami - rozmarzył się Antonio.

- Szkoda - sarknął Mistrz Ramirez. - Może nauczyłyby cię walczyć, skoro ja nie potrafiłem.

Młody Antonio zrobił obrażoną minę i poszedł pozwiedzać statek, marząc o elfkach. Stary fechmistrz westchnął, obserwując wnuka spod przymrużonych powiek.

- Jesteś dla niego zbyt surowy - westchnęła jego żona, przytulając się i spoglądając w kierunku odległej Estalii. - W jego wieku byłeś taki sam. Przecież to dla mnie nauczyłeś się walczyć.

Mistrz mruknął coś, czego nikt nie usłyszał.

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Wrzaskliwy dźwięk dud brutalnie zaatakował uszy tłumu zgromadzonego by obejrzeć odpływ floty statków. Drużyna około dwudziestu Albiończyków przemaszerowała z reprezentacyjnie wyciągniętymi mieczami i skręciła w lewo, do swego statku. Kilka innych co bardziej imponujących brygad w podobnej liczbie przemaszerowało i także skierowało się na swe okręty. Książę Adelhar stał na podeście w pobliżu trapu "Dumy Driftmaarktu". Uśmiechał się, gdyż kislevici żywo wiwatowali ludziom Księcia jako rzekomym zbawcom całego miasta. Dlatego postanowił urządzić tę małą paradkę, choć wszyscy czekali już na okrętach, ot tak by pożegnać się z rozmachem.
Gdy przedstawienie się skończyło i trapy wszystkich statków zostały wciągnięte wszedł na pokład "Dumy" i rzucił ostatnie spojrzenie na Erengrad (http://whfb.lexicanum.com/mediawiki/ima ... ad_Map.jpg), gdzie tłum zapełnił już całe dostępne miejsce. Książę Mórz skierował pytające spojrzenie na Czarnego Magistra Helstana, trzymającego długą listę.
- Wszyscy ? - mag skinął głową. - A więc wypływamy! Do żagli panowie! Dmij wichrze, wrzyj toni - statki stoją na baczność, morze głowę skłoni. - wykrzyknął i skinął ręką na żołnierzy z kolorowymi chorągiewkami. Cała flota majestatycznie formowała szereg na Erengradzkiej zatoce i parami kierowała sie przez zatokę Starivody.
Płynący ostatni "Niezatapialny v.II" zagłuszył potężnym rykiem maszynerii wiwaty machających ludzi na nadbrzeżu i gdy wreszcie ruszył, dwoma wielkimi kominami i parą ogromnych kół łopatowych ochlapał i zadymił pół portu. Wiwaty natychmiast przerodziły się przekleństwa i pomstowania. Jednak sam Makaisson nie zważał na nic, poweselały z powodu rozpoczęcia upragnionej wyprawy i najzwyczajniej w świecie gwizdał nieco fałszując, co słychać było przez wciąż włączony system miedzianych głośników na barierkach pokładu.

Po godzinie spokojnego dryfowania wśród szczątków Czarnej Arki na stale poszerzającej się zatoce Starivody, wypłynęli wreszcie na otwarte wody Morza Szponów, gdzie po rozbrzmieniu głosu rogów i wywieszeniu na "Dumie Driftmaarktu" osobistej flagi Księcia Mórz flota ustawiła się w określonej formacji.
Awangardę floty stanowiły lekkie i zwrotne "Płacz Himiko" oraz prowadzony przez Wojowników Cienia, natchniętych niedawną rzezią Druchii, "Języczek Lileath".
W samym centrum armady pysznił się smukły, srebrzysty okręt Księcia van der Maarena, z każdej burty miał po pięć statków marienburskich i zdobycznych, także spod bandery Księcia Mórz.
Lewą flankę ubezpieczały "Waleczne Serce" i "Płonący Elektor", podczas gdy z prawej swój ogromny cień rzucały majestatyczny kadłub, żagle oraz marmurowy budynek areny "Gargantuana".
Jako straż tylnia ciągnął bretoński "Rolland Nieskalany", na którym wybuchła podobno afera związana ze złodziejstwem na niesamowitą skalę, zniknięciem "szczęśliwych" kotów załogi i innymi przykrymi wypadkami. Kapitan jednostki - Sir Guiscard zagonił sporą grupę swych ludzi do mioteł i kijów, by wypowiedzieć istną wojnę gnoblarom Fluffy'ego. Na porządku dziennym był odtąd widok lecących wprost do morza wrzeszczących pentaków, lecz wyglądało na to że i tak jakoś wcale ich nie ubywa. Rycerz już zaczął pisać skargi do dowództwa.
Tuż za "Rollandem" wlókł się potwornie kopcący, mielący wodę parostatek "Niezatapialny v.II" Makaissona.
Z jego długiego pokładu, który okazał się być pasem startowym co jakiś czas startował którys ze sporych, czarnych żyrokopterów przewozowych Malakaia zapewniając łączność między krańcowymi statkami. Sąsiadujace jednostki płynęły w odlełości głosu, więc wystarczyło tylko zbliżenie i przerzucenie trapu.
Spokojna, słoneczna pogoda i błyszczące błękitem morze zapowiadało jak na razie całkiem miły rejs. Szum fal mieszał się z wykrzykiwaniem rozkazów, wymianą wiadomości i odległym terkotaniem kół parostatku krasnoludów.

Książę Mórz ponapawał się nieco widokiem swej floty w pełnej okazałości i powoli odszedł do swej przestronnej kajuty w asyście gromadki oficerów. Zgromadzenie takiej imponującej armadki mógł zdecydowanie sklasyfikować jako jedno z największych osiągnięć w swym życiu... zaraz obok złupienia za młodu ociekajacego dobrami Arabskiego miasta, gdy był zaledwie drugim oficerem. Ile zajęło mu opłacenie, przekonanie i setka innych machinacji konieczna by zgromadzić tu tych wszystkich kapitanów, statki i najemników... Ale jeśli całe przedsięwzięcie miało się udać to zdecydowanie było warto... z zamyślenia wyrwał go głos pierwszego oficera "Dumy".
- Panie, co mamy zrobić z tym pojmanym Druchii i jego towarzyszami ? Długo już nie wytrwają w ładowni. - wspomniał hardy, czarnowłosy marienburczyk, któremu wysokie czarne buty o zapinkach w kształcie srebrnych czaszek i opaska na oku nadawały zawadiackiego wyglądu.
- A tak! Zupełnie zapomniałem - Adelhar potarł skroń. - Tak jak uzgodniliśmy wypuść ich, daj jakąś kwaterę na "Rollandzie" i niech go uważnie obserwują. Jest zawodnikiem Areny, ale może chcieć się mścić za śmierć ziomków... tak Helstanie ?
Hierofanta zdjął okulary i niemal szeptem rzucił: - Wypadałoby rozlosować pary walczących, niektórzy się niecierpliwią...
- Dobra, chodź za mną zaraz się tym zajmiemy i wreszcie będę miał spokój... to znaczy reszta do swoich zadań! Mamy tu wiekopomną wyprawę, a nie burdel w Maarshaven! Już, na co czekacie?! Mam wam specjalne zaproszenie wysłać! A, skoro o zaproszeniach mowa. - zwrócił się do swego młodego porucznika. - Rozgłoś wszystkim, że dziś wieczór wyprawiamy na "Gargantuanie" ucztę w sali balowej! A jak skończysz to przynieś mi Krwawą Marię, tylko dobrze schłodzoną! - I nie zabij się po drodze!

Jan Andrei Joachimowicz odprawił gestem dłoni lokaja pokładowego z ich kajuty i odwrócił się do towarzyszy.
- Mości panowie, uczta ? Chyba nie może nas tam zabraknąć! Każcie pachołkom przygotować mój najlepszy kontusz.
- Janie, wybierasz się gdzieś ? - huknął, ziewając kudłaty pan Wilkomir. - Teraz twoja tura.
- Ja pasuję. Nie zapłaciłem za dziewięć osób wora złota by przepić i przegrać w ruletkę cały rejs. Idę się rozejrzeć i może spotkam paru zawodników. Ciekawie będzie poznać ich nastawienie do tego wszystkiego.

Bothan obficie pociągnął z kufla i przesunął lekko metalową figurę strzelca w przód. Po drugiej stronie stołu siedział z zaciętą miną Gottri Getirrson, zabójca który wywołał bójkę w karczmie pamiętnej nocy przed odpływem. Jak się okazało był zastępcą Malakaia na 'Niezatapialnym' i dowodził lotami żyrokopterów przewozowych. Spora grupka krasnoludów otaczająca planszę wyrzeźbioną na kształ skalnego pola walki wymieniała się spostrzerzeniami i komentarzami co do strategii obu graczy. Bothan cisnął czymś w stronę oponenta z krzykiem. Dawi wstrzymali oddech.
- Ha zabiłem cię !! Rzuciłem 5 i 4. - rzekł triumfalnie patrząc na wynik na kostkach.
- Dobra, obniżasz mi pancerz o 1, więc... ha! wytrzymało! Teraz ataki mojego kowala... 5,5,6! Handluj z tym McArmstrong!
- Oszust. Ok, od runiczej broni nie mam ochrony, ale broni mnie Łaska Przodków... patrz trzy czwórki !!!
- Arrghg na Grimnira! Kowal padł. Liczymy rezultat...hmm szeregi, sztandar... nie wierzę przegrałem !!!
- Nie wierz tylko testuj! Dobra przerzuć, masz runę odwagi... Jupiii, wiejesz... Wy-gra-łem !
- Kto to widział by dwa razy dublet szóstek rzucić... ah pokonałeś mnie uczciwie, wiesz trzymaj to.
- Co to takiego ? Jakiś pierścień ?
- Należał do największego z człeczyn jakiego znałem. Zwał się Olafomir Niedźwiedzia Pięść i spotkałem go w czasie jakiejś wojny z Chaosem parę lat temu. Zabił tam większego demona, tfu Slaanesha ale sam padł, a szkoda, podobno wygrał jedną z tych Aren to pomyślałem że przydałby ci się... co by wygrał krasnolud.
- Dzięki ci Getirrson! Iście wspaniały to dar. Zostawmy Obuch Bitewny innym i chodźmy się napić Bugmansa. Ja stawiam!

- I właśnie tak droga Anno... - ciągnął Ludwig, wchodząc do kajuty, gdy zobaczył wojownika Ninja na jej środku, grzebiącego w jego rzeczach.
- Ty skośnooki zasrańcu! Stój tam złodzieju... - wrzasnął, rzucając się na wroga. Ale ten tylko machnął zamaszyście ręką, rzucajac czymś o ziemię. Nagle wszystko zakrył szary, gęsty dym. Gdy po kilku chwilach się rozwidniło Ludwig rozejrzał się kaszląc. Na stole leżał dziwny pakunek z dołączoną karteczką.
Zaciekawieni, rozwinęli płótno i zobaczyli... pojedynczy zszarzały kieł. Zbity z tropu Ludwig sięgnął po karteczkę, jednak pismo przypominało bardziej krzaczki niż cywilizowane litery. Anna uznała że to zapewne pismo z dalekiego wschodu i powinni zapytać się o tłumaczenie kapitana, skoro ma im we wszystkim pomagać. Daishio Asugawa, niski spokojny starzec niewiele im wyjaśnił, ale musiało to wystarczyć.
"Kieł Axelhearta Strigoi... pewnie był to jakiś potężny wampir z tego rodu, no nic darowany kieł w oczy nie kłuje..." - pomyślał Ludwig, wiążąc łańcuszek z relikwią na szyi."Ciekawe tylko komu tak zależy na mojej wygranej że zdobył i przysłał coś takiego..."

Wszystkie okna w kajucie były zasłonięte czarnymi draperiami, wszędzie paliły się świece. Elithmair uniósł ze skupioną twarzą wieko eleganckiego puzderka i spojrzał na przedmiot w środku.
Długa, czerwona opaska leżała na miękkiej hebanowej wyściółce. Elf z namaszczeniem wyjął przedmiot i z drżeniem rąk uniósł go w górę. Nagle niesamowicie szybko zawiązał opaskę wokół swej głowy, skłonił się i zanużył dwa palce każdej ręki w pobliskim pojemniku z czarnym płynem.
Z szeroko otwartymi oczami i zagryzioną dolną wargą pociągnął nimi pod oczami tworząc po dwie czarne kreski. Wtedy wygiął się w tył i krzyknął jak opętany. Całe skupienie poszło w niebyt, gdy chwycił swój łuk i krzycząc zaczął udawać, że się chowa przed ostrzałem za fotelem, po czym podczołgał się do stolika i wyskoczył zza niego robiąc "Ssszt, ssszt! Jep pist! Zdjąłem go, Atheisie kryj się osłaniam cię!!!"
- Elithmairze... znów tyle razy... toż to nie przystoi tak dziedzicowi rodu Jastrzębia...
- Milcz, nie znasz się. To potężny artefakt. - OPASKA KAELOSA JEST MOOJA! Gińcie wrogowie! - krzyczał na całe gardło.
Irthilius i Atheis ukryli twarze w dłoniach.

[ Dobra myślę że jest jasne co i kto to dostał. Jutro losowanie, a dziś zapraszam na ucztę - szanty mile widziane ;) ]

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[Dzięki za uznanie!]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Gratulacje, zasłużyliście :)
Tak z ciekawości, relikwie są do zdobycia po pokonaniu delikwenta?]
Ostatnio zmieniony 30 maja 2013, o 18:06 przez Byqu, łącznie zmieniany 2 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

[Ja również dziękuje :) ]

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ Dzięki ;) chociaż w sumie wygrać w Wojenny obuch z Zabójcą to nie byle co :lol2: ]

Bothan czuł się znakomicie ,uwielbiał zapach pracującej maszyny i rumot silników. Podróż mijał mu bardzo spokojnie. Inżynier nie odżył tak odkąd był w Drakwaldzie na wakacjach z serii "Znajdź zaginiony browar". Wiekszość czasu spędzał na wymianie zdań z Makaissonem na teamat nowinek technicznych.
Mulfgar prawie wogóle nie wychodził z pod pokładu ,a dokładnie to z kantyny. Tylko tam ,wśród beczek piwa ,nie dokuczała mu chorona morska. Miał również dużo czasu na dokładne wypolerowanie swojej zbroi i naostrzenie runicznego toporu. Na prośbę Bothana dokonał też kontroli jego pancerza ,włącznie z wypolerowaniem go i doczyszczeniem sadzy i prochu. Mogłoby się wydawać ,ze to praca dla zwykłego czeladnika ,ale był to wielki zaszczyt i mało kto potrafił dobrze zajac się rodowym gromnillowym pancerzem wykonanym z wielką starannością i precyzją.
Brokki i Fland cały czas w pocie czoła kontrolowali stan techczniny "Czerwonego barona". Udało im sie go przywrócić do stanu świetności sprzed kilkunastu lat spędzonych w magazynie. Żyrokopter ,a w właściwie to nietypowy samolot ,był dostosowany ,aby nawet w zbroi sprawnie się nim poruszać.
Manor nieprzerwanie z kuflem w ręku siedział na rufie i lornetką obserwował elficki statek. Wcale nie miał ochoty tego robić ,ale jak to powiedział Makaisson: "Te elficzki z pewnościom coś knujom! Trza bacznie mieć oba oczyma i brodem zwróconom na ich babskie łapki!" no i Bothan zaoferował pomoc czeladnika ,wiedząc ,ze Zabójca wznosiłby alarm i kazał ładować działa za każdym razem ,gdy jakiś elf spojrzałby w ich kierunku.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

Delikatnie gładził ciało, czy raczej twór do złudzenia przypominający ogromnego rumaka. Czarna skóra, okryta krótką końską sierścią, szczelnie pokrywała wnętrze zmory. Wampir wyczuwał silne spaczone muskuły, reagujące na dotyk przyjemnym drżeniem. Przepełnione żądzą mordu czerwone ślepia, błyszczały w świetle lampy oliwnej zawieszonej na jednej z belek konstrukcyjnych. Złowrogi dym buchający z nozdrzy cuchnął zgnilizną. Nieopodal leżało siano, wrzucone tu przez kogoś, kto za pewne nie wiedział, z czym ma do czynienia. Ludwig odsunął się, sięgnął po nóż ukryty w karmazynowej tunice. Kislevskie ostrze błysnęło, nagle rozniósł się potworny kwik zarzynanego prosiaka. Krew powoli wyciekała z zawieszonej na haku świni wprost do wiadra, o które ciemnowłosy mężczyzna wcześniej poprosił. Napełniające się wiadro stawało się klepsydrą odmierzającą czas do wyjścia, czas ,w którym Friedrich zastanawiał się, kto mógł chcieć jego wygranej. ‘’Anna twierdziła, że to podarek od Marvina, ale to nie prawda. To nie w jego stylu. To musi być ktoś stąd, z tego statku, najpewniej z załogi. Tylko człowiek z Nipponu mógł tutaj wejść. Przedrzeć się przez straże, marynarzy. Trzeba się dowiedzieć, kto i dlaczego. Tylko jak? Oni wszyscy są tacy sami.” Ludwig chwycił dyndający na szyi kieł i ukrył za kołnierzem. ‘’Lepiej, żeby nikt o tym nie wiedział”. Podniósł wiadro, które zdążyło się już napełnić i podstawił je zmorze. Była zachwycona. Nagle w wejściu do boksu stanął ten sam człowiek, który odpowiedzialny był za przenoszenie ich rzeczy. Spojrzał na Ludwiga, następnie na jego wierzchowca. Chciał wrzasnąć. Nie zdążył. Wampir doskoczywszy zasłonił zasłonił jego usta dłonią.
-Nie krzycz. Nic ci nie zrobi. Jest tylko spragniony. Coś chciałeś mi powiedzieć prawda? – Chłopak, który wyglądał na nie więcej niż piętnaście lat, przełknął głośno ślinę.
-Kapitan wzywa do kabiny.
-Zaprowadź mnie do niego. – Ruszyli razem, powolnym krokiem uważając na licznie porozrzucane przedmioty w korytarzu.
***
Kapitan okrętu okazał się być starszym jegomościem, wyglądającym jak każdy inny człowiek, który życie spędził na morzu. Różniły go wąskie, skośne oczy i dziwny ubiór. Jego skromna kajuta zdawała się być nie zmieniana od lat. Zabytkowe meble, dotknięte ostrzem czasu zajmowały większość miejsca. Regały uginały się od książek opatrzonych dziwnymi znaczkami. Na biurku leżał miecz o ostrzu lekko wygiętym. Była to katana, nie byle jaka. Bogato zdobiona, zapewne rodowa katana, która musiała być chlubą rodzinnego rodu.
- Nazywam się Daishio Asugawa, miło mi poznać cię osobiście Ludwigu Friedrich. – zaczął nienagannym wspólnym kapitan. – Niezmiernie cieszę się, że tak znana osobistość znajduje się na moim okręcie. Ponieważ nie mam zbyt wiele czasu przejdę od razu do rzeczy. Mam dla ciebie zadanie, czy raczej prośbę. Czy byłbyś na tyle uprzejmy i mógłbyś ją spełnić?
-Pozwolisz, że wstrzymam się z odpowiedzą do momentu wysłuchania twojej prośby.
-Oczywiście. Otóż Ludwigu, zbliża się wieczorna uczta, na którą zostali zaproszeni zawodnicy i najznamienitsi tutaj zgromadzeni. Polecono nam kapitanom rozdać zaproszenia osobiście, a mój problem polega na tym, że nigdzie nie mogę znaleźć Nery, drugiej uczestniczki areny, która to zakwaterowana jest na moim okręcie. Nie mam czasu uganiać się za nią, więc pomyślałem, że ty mógłbyś mnie wyręczyć. Na pewno zechcesz też z nią porozmawiać, dowiedzieć się czegoś więcej o niej samej, może być przecież twoją przeciwniczką. Ostatecznie, moja prośba brzmi tak: Czy zechciałbyś przekazać Neirze zaproszenie na ucztę?
-Dobrze, ale w zamian zrobisz coś dla mnie?
-Zrobię coś dla ciebie nawet, jeśli odmówisz wykonania mojej prośby.
-Potrzebuję nowy kropierz? Macie tu jakiś? Najlepiej czerwony.
-Coś znajdę. Możesz być tego pewny, a teraz wybacz obowiązki wzywają. – kapitan wyszedł.
***
Neirę zauważył, gdy ta wychodziła ze swojej kabiny. Była ładna, nie piękna, ale ładna. Ułożone w nieładzie włosy tworzyły przyjemną kompozycję z łagodną, kobiecą twarzą. Ludwig nauczył się porównywać każdą kobietę z Anną, zrobił to i tym razem. Z Lahmiańską pięknością każda ludzka kobieta wyglądała przeciętnie, nie inaczej było tym razem, jednak w tej dziewczynie było coś co rzadko dostrzegał w kobietach. Wojownicze iskierki w oczach. Powoli podszedł do niej.
-Witaj, za pewne nie wiesz, kim jestem. Nazywam siię Ludwig Friedrich i bardzo chciałbym zaprosić cię na przyjęcie, organizowane przez księcia. Czy zechciałabyś może udać się tam ze mną? – spojrzała na niego odrobinę zaskoczona. Szybko zmierzyła wzrokiem wysokiego mężczyznę ubranego w szaty wykonane z delikatnej tkaniny, zabarwione na czarno-czerwono i płaszcz z herbem w kształcie dwóch skrzyżowanych róż. Czarne jak smoła, związane włosy opadały mu na plecy. Przy pasie miał sztylet. Z wahaniem spojrzała na wyciągniętą w jej kierunku dłoń. On zaś czekając na odpowiedź, zastanawiał się gdzie podziała się Anna.
-… - odpowiedziała.
***
Tymczasem Anna lekko znudzona nieobecnością towarzysza postanowiła poszukać wrażeń na innych okrętach. Znanymi tylko sobie sposobami, wykorzystując swoje zdolności jak i urok siedziała teraz na jednym z wielkich okrętów, przypatrując się z rozbawieniem młodemu Ramirezowi. Chłopak ćwiczył szermierkę, wymachując, dość nieporadnie, znalezionym gdzieś wiosłem, pokonywał właśnie kolejnego niewidzialnego przeciwnika. Nagle wykonując piruet potknął się, upadł i skrzywił twarz z niezadowolenia.
-Wykorzystaj siłę z wykonanego wcześniej cięcia – poradziła, podając mu rękę.
-Nie potrafię. – stwierdził chwytając jej dłoń, powoli wstał i spojrzał na rozmówczynię, a raczej na jej kobiece atrybuty widoczne w głębokim dekolcie. Wampirzyca, gdy spostrzegła, na czym młodzieniec skupia uwagę roześmiała się.
-Uważaj, bo oślepniesz. – na jego policzkach pojawił się czerwony kolor. Rumieniec po chwili zajął całą twarz.- Zamiast wpatrywać się w moje piersi, zacznij ćwiczyć. Pomogę Ci. Podaj mi wiosło. – wręczył jej nieporęczny kawał drewna. Kobieta po chwili oddała mu coś co przypominało pałkę, idealnie nadającą się do ćwiczeń.
-A teraz spróbuj mnie trafić. – Młody Ramirez próbował, słuchając się, co jakiś czas rad, jakich udzielała mu wampirzyca. Dla niej było to zwyczajne zabijanie czasu, w oczekiwaniu na ucztę, która miała się odbyć musiała się czymś zająć. Dla niego zaś było to zupełnie coś innego. Poznawał inny styl walki, niż ten którego nauczał go dziadek, trening jakich wiele już przeszedł być może nie nauczy go niczego nowego to jednak sprawiał mu widoczną przyjemność. Czuł radość, wydawało mu się, że walczy na śmierć i życie na arenie, na którą przyjechał jego dziadek.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Panie Bothan!- zagrzmiał Makaisson -Kazanom mi ci przekazać ,że jakieś popjawy się na wielkim okrencie szykujom! Żeby tam udał siem!- Bothan spojrza na niego i wrzasnął -A będę! Chociaż takiego trunku jak u ciebie ,nawet tam nie znajdę ,kapitan zaśmiał się i wrzasnął -Ano! Ano!- po czym wrócił do dowodzenia statkiem. McArmstron kazał zawołać Mulfgara i Manora ,po czym rozkazał im sie ubrać w galowe stroje gildii i wyruszyć z nim na "Gangantuana". Krasnoludy zadowolone z wyróżnienia ,czym prędzej pobiegły się przebrać ,zgodnie ze stara zasadą ,że nie nalezy isć z pustymi rękoma ,wzięli też beczke "Bugman XXXXX" ,gdy byli na pokładzie ,Bothan już siedział za sterami "Czerwonego barona" - Wsiadajcie! Lecimy na piwo!- wrzasnął. Jego towarzysze wsiedli ,ledno mieszcząc się na miejscu drugiego pilota i wszyscy odlecieli na największy statek.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

Młody Antonio zdyszał się i oparł o reling, porzucając na chwilę treningowy miecz. Kobieta obok imponowała mu na tak wiele sposobów, że nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby zapytać ją o imię. Dla niego była postacią z baśni: piękną, mądrą i śmiertelnie niebezpieczną, co w jego mniemaniu tworzyło najbardziej podniecającą mieszankę na świecie. Poczuł niepokój na myśl, że być może to właśnie ona zmierzy się na Arenie z jego dziadkiem.

- Jesteś zawodniczką? - zapytał, po czym po chwili wahania dodał - mistrzyni? Mój Mistrz Dziadek bierze udział w walkach. Ja chciałem pojechać na Arenę, ale to chyba nie dla mnie.

Miał problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego. Spojrzenie bezustannie ześlizgiwało mu się na stanowczo zbyt głęboki dekolt jej bluzki. W dodatku poczuł, że cały się rumieni. Na pewno sprawiał fatalne wrażenie. Odwrócił się do niej profilem i westchnął wpatrując się w falujący horyzont.

- Zawsze chciałem być jak mój dziadek. Kiedy był młodszy wszyscy go kochali, kobiety oglądały się za nim na ulicy, a nie odwrotnie. Dokonał wielu wspaniałych czynów, stoczył kilkaset pojedynków i nie przegrał ani razu. Zmierzył się z bykami, których inni się bali i wygrał. Teraz ma wszystko. Sławę. Majątek. Szacunek. Kobietę, której pragnął. A ja? Spójrz na mnie. Ja mam tylko dziadka, którego rozczarowuję.

Kiedy spojrzał na nią ponownie, odkrył, że może już bez problemu spojrzeć jej w oczy. Przygnębienie ostudziło mu krew. Jej spojrzenie było nieodgadnione i nieco dziwne. Trochę nieludzkie. Antonio nie miał pojęcia, czy powinien się jej bać, co oznaczało, że na pewno powinien, ale jakoś nie miał nastroju na roztrząsanie takich problemów.

- Chodzi mi o to - powiedział - że ty jesteś taka sama. Piękna, na pewno bogata i... cóż. Lepsza ode mnie we wszystkim. Miałaś kiedyś kogoś, kogo podziwiałabyś, a jednocześnie wiedziałaś, że nie ma takiej siły na świecie, która zamieniła by cię w tę osobę?

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Finrandil leżał w kajucie, pił wino i popalał sobie fajkę wodną gdy do środka wszedł mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie kilt, zniszczona koszulę i beret. Miał ogromną rudą brodę przeciętą paskudną blizną, która najprawdopodobniej była pamiątką po ciosie toporem.

- Witaj sir, przynoszę wiadomość od Króla mórz. Dziś wieczorem na statku Gargantuanie zostanie wyprawiona uczta dla zawodników i ich przyjaciół. Czy przyjmie pan to zaproszenie?
- Ależ oczywiście, nie mógł bym przegapić takiego wydarzenia. Czy obowiązują stroje wieczorowe?
- Tak, to będzie wyjątkowo elegancka uczta godna nawet Króla Feniksa.
- Przekaż wiec swojemu panu, ze Finrandil zjawi się.
- Aye Sir!!

Po wyjściu posłańca elf wysłał ptaka z wiadomością do swojego statku. Było już około 17 więc Finrandil zaczął przygotowywać się do bankietu, umył się, wdział jedwabne szaty. Następnie wyszedł na pokład. W oddali widział swój statek, który zbliżał się do płynącej floty. Cała załoga chciała zobaczyć walkę swego czempiona.
Jednak puki co elfowi myśl zaprzątała inna sprawa. Chodziło o piękną elfkę, która była uczestnikiem areny. Widział już ją wcześniej tylko nie pamiętał gdzie.
Stojąc tak przy burcie elf starał sobie przypomnieć gdzie ją wcześniej widział...

Po kilku minutach zorientował się, że na pokładzie jest ktoś jeszcze. Po drugiej stronie ćwiczył młody chłopak, prawdopodobnie estalijczyk. Ćwiczyła go Kobieta o bladej skórze i głębokim dekolcie.
Była naprawdę piękna, niemalże idealna jednak drogie perfumy nie były wstanie oszukać wyczulonego nosa Finrandila, śmierdziało od niej zgnilizną.

- Cholera Wampir, a ten kretyn daje się własnie uwieść i pewnie skończy jako posiłek....

Elf bez namysłu chwycił nóż, który był wbity w deski i cisnął nim w przestrzeń, która znajdowała się pomiędzy chłopcem a Wampirzycą.
Parką odskoczyła momentalnie od siebie i odwróciła się w stronę Mistrza miecza.

- Zostaw go podstępna Wampirzyco, jako wojownik światła nie zamierzam pozwolić na to, żeby ten chłopak skończył jako twój niewolnik!!!
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Loq-Kro-Gar zauważył postęp. Widok morza już go nie obrzydzał, to już coś. Po tym co przeszedł to nawet duży krok ku lepszemu. Saurus stał oprty o reling i wpatrywał się w lazurową toń. Słońce odbijałosię malowniczo od powierzchni oceanu, a gdzieniegdzie bieliły się morzkie bałwany. Nie słychać było ptaków- byli już zbyt daleko od stałego,lądu, jednak od jakiegoś czasu towarzyszyły im delfiny, dając pokaz niezwykłych akrobacji. Z zamyślenia wyrwał go bosman, okrętowy wyga o szerokich barach i obfitej rudej brodzie. Niósł ze sobą zaproszenie.
-Zaproszenie?- spytał Loq-Kro-Gar.
-Na dzisiejszą ucztę. Wszyscy zawodnicy są zaproszeni.- przytaknął marynarz.
-W porządku. Stawię się na waszym bankiecie.
Bosman wyraźnie nie był przyzwyczajony do rozmowy z kimś wyższym od siebie, toteż nie krył zadowolenia z szybkiego zakończenia rozmowy.
-Aye! Przekażę.- rzekł, po czym oddalił się.
Uwagę saurusa teraz coś innego. Nieco dalej Antonio Ramirez junior ćwiczył nowe techniki szermiercze pod okiem towarzyszki Ludwiga. Nauka szłaby efektywniej, gdyby młodzieniec nie pożerał lhamianki wzrokiem. W końcu przerwali, a Estalijczyk coś mówił, wpatrzony w zachodzące nad oceanem słońce. Ten szczeniak nie wie w co się pakuje. Głupiec! pomyślał mimo woli Loq-Kro-Gar. Nie usłyszał co mu odpowiedziała wampirzyca. Podszedł do nich. Anna obrzuciła przybysza niezbyt ciepłym wzrokiem, pierwszy odezwał się Antonio.
-Witaj mistrzu Jaszczurze! Jest mi bardzo miło cię widzieć!- rzekł młodzieniec gnąc się w ukłonach.
-Młody, zrób sobie przerwę. Najlepiej przy drugiej burcie.- rzuciła lhamianka. Estaliczyk ukłoniwszy się jeszcze raz oddalił się nieco, jednak nie tak bardzo, jak kazała mu Anna. -Czego chcesz?- spytała lusturiańczyka.
-Zabawne, chciałem spytać oto samo. Skąd to nagłe zainteresowanie tym ciepłokrwistym?-zaczął bez ogródek saurus.
-Uprzejmość nie jest twoją najmocniejszą stroną, co?- skrzywiła się wampirzyca- zabijam nudę, ot co. To, że młody na tym skorzysta, tym lepiej. Nic ci do tego.
-Wiem kim jesteś. Jeśli tkniesz tego szczeniaka, jeśli z niewyjaśnionych przyczyn zaczną znikać ludzie, dopadnę cię.-rzekł Loq-Kro-Gar. Nie przestraszyło to Anny, jednak potencjalna konfrontacja z wielki jaszczurem nie uśmiechała się jej nawet trochę.
-Nie znasz mnie. Nie próbuj mnie oceniać. Zwierzaku. -syknęła lhamianka. Saurus warknął krótko, ale nie odpowiedział na obelgę. Zamiast tego zmienił temat.
-Czego ty tu właściwie szukasz?-spytał.
-I myślisz, że tak po prostu ci odpowiem?
-Może. No więc?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

-Panie?-zapytał bosman otwierając drzwi.
-Nie nauczono cię, że najpierw się puka?-zapytał Elithmair. Irthilius przesunął pionka po szachownicy po czym syknął:
-szahuje!
Lekko już przy głuchawy bosman skrzywił się.
-Nie lepiej używać zwrotu ,,cisza panowie"?
Irthilius wraz z Elithmairem zaśmiali się głośno, lecz ten ostatni skończył gdy spojrzał na szachownice.
-Jak zwykle wygrałeś! Brawo!-powiedział dziedzic rod jastrzębiów.
-Dzięki, ale tobie też dobrze szło.
-Cóż raz się przegrywa raz się wygrywa.
Bosman chrząknął.
-Tak?!-zapytał ze znużeniem elf.
-Jesteś  panie zaproszony na ucztę, wraz ze swoimi towarzyszami.
-Dobrze na pewno się stawimy, oczywiście nie będzie to zwykła barbarzyńska popijawa?
-Nie panie.
-Dobrze, stawimy się wszyscy. A i dopilnuj abyśmy mieli miejsca obok kogoś cywilizowanego na przykład Loq-Kro-Gara czy naszych rodaków.
-Tak jest panie!
-Odejdź więc.
Irthilius z Elithmairem rozegrali jeszcze jedną partyjkę po czym udali przygotować się na ucztę.
W rękawie swoich szat Elf ukrył mały wąski sztylet. Tak na wszelki wypadek. Teraz był gotów udać się na ucztę.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

‘’Nie walczy źle, on naprawdę nie walczy źle. ‘’ – stwierdziła nagle w myślach, unikając przy tym kolejnego pchnięcia – ‘’Byłby dobrym żołnierzem, nie takim jak bezmyślna i na oślem machająca mieczami większość.” – Nagle zatrzymali się. Czoło młodego mężczyzny było pokryte drobnymi kropelkami, które powoli spływały w dół łącząc się ze sobą. Większość zmierzała wprost do brody, część spływała po nosie, na sam jego czubek i powoli zbierając się w kroplę czekały na powiew morskiego wiatru, aby oderwać się od skóry i pofrunąć w nieskończoną otchłań oceanu. – ‘’Ma ładny nos’’- Uważnie obserwowała go, gdy wpatrywał się w horyzont. Jego profil był kopią profilu mistrza Ramireza, gdy ten był jeszcze młody. –‘’Potrzeba mu motywacji, cholernie potrzeba mu motywacji’’- wampirzyca doszła do takiego wniosku, wsłuchując się w jego słowa.

-Miałam. Miałam wiele takich osób. Podziwiałam ich, marzyłam o byciu nimi, były chwile nienawiści do samej siebie za to, że nie mogę być taka jak oni. Większość tych… osób… odeszła z tego świata.– Anna wspomnieniami wróciła do chwil swojej młodości. Młodości w dalekich górach, gdzie szkolone były ona wraz z innymi przyszłymi Lahmiankami. Pamiętała dokładnie swoje idolki, piękne, bogate i niebezpieczne. Pamiętała też ich koniec. - Ja żyję dalej oni nie. Taki jest los wielkich wojowników. Nasi bohaterowie giną, a my trwamy dalej. Kiedyś zrozumiesz, że bycie kimś ważnym nie zawsze jest tym czego tak naprawdę pragniemy.-Anna chciała mu coś jeszcze powiedzieć, dodać pewności siebie. Poradzić, aby obrał swoją własną drogę w życiu. Sama nie wiedziała czy było to spowodowane tym, że nigdy nie miała kogoś kto by jej pomógł w chwilach zwątpienia, czy też pragnieniem posiadania dziecka, któremu mogłaby nadawać własną drogę. Ich rozmowę przerwało przybycie nieproszonych gości.


Elf wstrzymał się z dalszym atakiem na wampirzycę. Chciał, podobnie jak jaszczur, usłyszeć odpowiedź na pytanie.
-Mam tutaj swoje sprawy i nie będę się nimi dzieliła z tobą, a tym bardziej z elfem. – Anna spojrzała z pogardą na Finrandilla. – Chłopakowi nic nie grozi. Przynajmniej nie z mojej strony, bo rzucanie sztyletem na oślep mogło skończyć się dla niego boleśnie. - chcieli odpowiedzieć, lahmianka nie dała im takiej okazji - Dostojni panowie wybaczą, ale obowiązki wzywają. Mam nadzieję, że znajdziemy chwilę na rozmowę wieczorem. – skłoniła się przesadnie nisko, podeszła do Ramireza i wyszeptała mu coś do ucha tak, aby nikt inny nie mógł tego usłyszeć.
Ostatnio zmieniony 30 maja 2013, o 23:50 przez Morti, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Kiedy Wampirzyca odeszła, Finrandil podszedł do chłopaka.

- Powinieneś mądrzej wybierać znajomych i jeżeli życie ci miłe nie rozmawiaj więcej z ta kobietą. To najzwyklejszy potwór, który tylko marzy o wyssaniu twojej krwi. Weź sobie to do serca i trzymaj się blisko dziadka. Jeżeli chcesz się uczyć szermierki u kogo innego to może ci w tym pomóc jeden z moich mistrzów miecza.

Antonio mając nadal naburmuszona minę tylko odburknął coś elfowi i wrócił do ćwiczeń.

Finrandil następnie zwrócił się do jaszczura.

- Zaskakujesz mnie Panie jaszczurze, nie spodziewałem się, ze może komuś takiemu jak ty tak zależeć na ludzkim chłopcu.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

-Jako dziecię Pradawnych podążam ścieżką losu, realizując Wielki Plan.- odparł nieco urażony saurus. Elf przemawiał uprzejmym tonem, jednak jego słowa zdradzały typową dla elfów arogancję. Sądzą, że są jedynymi stojącymi pomiędzy Chaosem a Ładem. Niewiele Asurów pamięta również prawdę o jaszczuroludziach i początku elfów. Może nie chcą pamiętać? Oceniają nas po tym jak wyglądamy, mają nas przez to za dzikich i nieokrzesanych. pomyślał jaszczur. Nie wymówił jednak tego na głos.
-A jaki jest ten plan?- elf uniósł brew.
-Wytępienie wszystkiego co ma w sobie skazę Chaosu, lub piętno śmierci. Sprowadzenie innych ras z powrotem do ich naturalnych siedlisk. Przywrócenie balansu i ładu na świecie.- odparł jednym tchem saurus.
-Wobec tego mamy wspólnych wrogów. Jestem Finrandil, mistrz miecza.- przedstawił się Ulthuańczyk
-Loq-Kro-Gar. Finrandilu, to nie ostatni raz, gdy ujrzymy tą wampirzycę w pobliżu niewinnych. Trzeba będzie mieć na nią oko.
-Zaiste. Muszę przyznać, że źle cię oceniłem.
-Nasze rasy rzadko kiedy się kontaktują od Wielkiej Katastrofy. Wiele zostało zapomniane. Zostawmy jednak przeszłość, porozmawiajmy o przyszłości. Co mistrz miecza robi w takim miejscu jak to?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

Antonio głęboko wziął sobie do serca słowa dziwnej kobiety. Z niechęcią spojrzał na jaszczura i elfa, którzy przerwali mu najmilsze spotkanie od początku wyprawy. Nawet przez chwilę nie zastanawiał się nad propozycją elfa. To byłaby zdrada zaufania, jakie od pierwszego spojrzenia pokładał w nowej towarzyszce. Elfy, te aroganckie i bezczelne istoty wcale nie chciałyby go uczyć, a jeśli nawet, to każde słowo podszyte byłoby szyderstwem.

"Tak jest", pomyślał Antonio, "śmialiby się ze mnie. Nie to, co ona. Jej naprawdę zależy."

Poza tym nie podobał mu się ton, którym Finrandil przemawiał do... no właśnie. Do kogo? Jak miała na imię? Nie dowiedział się tego. Zapałał jeszcze większą niechęcią do nieproszonych gości. Odwrócił się do nich plecami i odszedł nie zważając na ich słowa.

"Najzwyklejszy w świecie potwór", powiedział elf. "A ty czym jesteś?", zapytał w myślach Antonio, przypatrując się jego doskonałym rysom, wydłużonym uszom, wąskiej czaszce i długim, smukłym palcom. "To ty wyglądasz potwornie, a jeśli zawsze mówicie takie okropne rzeczy, nie możecie się dziwić, że w Imperium polują na was jak na bezpańskie psy."

Nie powiedział jednak ani słowa.
Ostatnio zmieniony 31 maja 2013, o 11:10 przez Naviedzony, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Naviedzony nie przekręcaj imienia Finrandil, będę wdzięczny jak poprawisz to w swoim poście. Teraz Dalsza część rozmowy]

- Przybyłem tu z 3 powodów. Pierwszym jest to, że reprezentuję tu mój zakon [ Jeżeli to nie jest coś w stylu zakonu to przepraszam] , drugim jest zdobycie sławy i bogactwa.
- A 3 powód, bo te 2 poprzednie są dość aroganckie.
- No cóż, przybyłem tu również aby wybić to całe plugastwo począwszy od gnoblarów, przez orki, minotaury, sługi chaosu po wampiry.

Na paszczy Loq-Kro-Gara pojawiło się coś w stylu uśmiechu. Widok paszczy wypełnionej setkami ostrych zębów wywołał impuls, który kazał Elfowi chwycić za miecz, jednak zanim cokolwiek zrobił przypomniał sobie, że zostawił go w swojej kajucie. Postanowił na razie porzucić swoją przezorność. W końcu poza samą areną nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo.

- Więc elfy nie są jednak tak aroganckie jak myślałem.
- Dokładnie, Ludzie ukształtowali wiele stereotypów o nas i w sumie o was też. My po prostu walczymy dla większego dobra, niestety oni tego nie rozumieją. Zbliża się godzina rozpoczęcia uczty. Czas chyba udać się na miejsce.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

ODPOWIEDZ