Zapisze i zachowam na gre z jakims elfem...STÓJ W MIEJSCU RAJTUZIARZU!
Arena of Death edycja IV
Heh, moj dwarf przegral ale walka ciekawa nie ma co... Powodzenie tym co przezyli... a tekst:
Blog o malowanych przeze mnie figurkach. http://celedorverminhorde.blogspot.com/
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Naturalnie że brałem. Ano mikstura lecząca tutaj rozstrzygnęła bo miał Arterin go na końcu miecza już.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Otto Kalman vs Kamori Flakopruj
Zmierzchało a to dla wampirów dobry czas. Złe słońce zmniejszało swój irytujący wpływ przez co Otto był zadowolony. Obecnie miał stoczyć kolejny pojedynek na arenie przeciw i wreszcie przeciw wojownikowi godnego tego miana. To co widział przed soba to Kamoris Flakopruj wybraniec Korna. Bóstwa z Północy. Mimo że pewnie miał zgniłą krew to stanowił wyzwanie a Otto żył dla wyzwania.
Przygotował swą włócznię i trwał w pogotowiu bez słowa.
Wściekły wojownik Kamoris drżał z niecierpliwości. Miał ochotę wytoczyć krew. Dużo krwi. Tej jednak zawsze mu było za mało. Bez względu ilu zabił zawsze wspaniały tryskający strumień się kończył. Póki jednak trwał Kamoris żył pełnią życia. Takie było błogosławieństwo Pana Czaszek.
Rozbrzmiał Gong. Nie tracąc czasu Kamoris wrzasnął „KHOOORNEEEE”! ruszając biegiem z wzniesionymi toporami. Jego przeciwnik Otto Ani drgnął obserwując ruchy wyznawcy Korna. Gdy wojownik chaosu był już na tyle blisko zrobił krok w bok puszczając włócznię błyskawicznym ruchem przed siebie na spotkanie nadbiegającego Khornisty. Smukłe ostrze włóczni bez problemu wbiło się w szczelinę w zbroi chaosu i wniknęło ze slurpnięciem w ciało pod nią. Spowolniło to znacząco Kamorisa ten jednak jakby nie poczół nieam. Po prostu parł dalej bardziej wbijając drzewce w siebie zbliżając przeciwnika w zasięg swoich toporów. ‘RRREAAAAAAAARGHHH” warknął w berserkerskim szale rąbiąc na lewo i prawo odrąbując kawałki zbroi i martwego ciała Otta. Kamoris z zawodem zauważył że w tym kimś z kim walczył nie było krwi a to było niemal bluźnierstwo wobec Korna. Otto tym czasem czuł jak z każdym ciosem jest coraz słabszy i ucieka jego energia podtrzymująca jego nieumarłe życie. Zapierając się nogą o pierś wyrwał włócznię z ciała Kamorisa nabierając dystansu. Wyciągając przed siebie ostrze wymierzył i zaszarżował. Prąc dalej Kamoris nie miał nic przeciw kolejnemu zwarciu. Tym razem jednak Otto dokładnie wymierzył włócznię. Ostrze trafiło między głowę a tors czyli dokładnie w szyję przebijając ją na wylot. Kamoris zapadł w objęcia ciemności budząc się u tronu czaszek.
Zadowolony Otto wyrwał włócznię z ciała. Był osłabiony lecz zadowolony jak nigdy. Ta walka była godna. Wampir Krwawego smoka miał tylko nadzieję że następna też będzie taka.
Zmierzchało a to dla wampirów dobry czas. Złe słońce zmniejszało swój irytujący wpływ przez co Otto był zadowolony. Obecnie miał stoczyć kolejny pojedynek na arenie przeciw i wreszcie przeciw wojownikowi godnego tego miana. To co widział przed soba to Kamoris Flakopruj wybraniec Korna. Bóstwa z Północy. Mimo że pewnie miał zgniłą krew to stanowił wyzwanie a Otto żył dla wyzwania.
Przygotował swą włócznię i trwał w pogotowiu bez słowa.
Wściekły wojownik Kamoris drżał z niecierpliwości. Miał ochotę wytoczyć krew. Dużo krwi. Tej jednak zawsze mu było za mało. Bez względu ilu zabił zawsze wspaniały tryskający strumień się kończył. Póki jednak trwał Kamoris żył pełnią życia. Takie było błogosławieństwo Pana Czaszek.
Rozbrzmiał Gong. Nie tracąc czasu Kamoris wrzasnął „KHOOORNEEEE”! ruszając biegiem z wzniesionymi toporami. Jego przeciwnik Otto Ani drgnął obserwując ruchy wyznawcy Korna. Gdy wojownik chaosu był już na tyle blisko zrobił krok w bok puszczając włócznię błyskawicznym ruchem przed siebie na spotkanie nadbiegającego Khornisty. Smukłe ostrze włóczni bez problemu wbiło się w szczelinę w zbroi chaosu i wniknęło ze slurpnięciem w ciało pod nią. Spowolniło to znacząco Kamorisa ten jednak jakby nie poczół nieam. Po prostu parł dalej bardziej wbijając drzewce w siebie zbliżając przeciwnika w zasięg swoich toporów. ‘RRREAAAAAAAARGHHH” warknął w berserkerskim szale rąbiąc na lewo i prawo odrąbując kawałki zbroi i martwego ciała Otta. Kamoris z zawodem zauważył że w tym kimś z kim walczył nie było krwi a to było niemal bluźnierstwo wobec Korna. Otto tym czasem czuł jak z każdym ciosem jest coraz słabszy i ucieka jego energia podtrzymująca jego nieumarłe życie. Zapierając się nogą o pierś wyrwał włócznię z ciała Kamorisa nabierając dystansu. Wyciągając przed siebie ostrze wymierzył i zaszarżował. Prąc dalej Kamoris nie miał nic przeciw kolejnemu zwarciu. Tym razem jednak Otto dokładnie wymierzył włócznię. Ostrze trafiło między głowę a tors czyli dokładnie w szyję przebijając ją na wylot. Kamoris zapadł w objęcia ciemności budząc się u tronu czaszek.
Zadowolony Otto wyrwał włócznię z ciała. Był osłabiony lecz zadowolony jak nigdy. Ta walka była godna. Wampir Krwawego smoka miał tylko nadzieję że następna też będzie taka.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Mel’Thar vs Talsa Doom
Mroczny elf zmrużył oczy na widok ludzkiego barbarzyńcy z północy. Jakże głupie z jego strony że zgłosił się na Arenę. Oczywiście Mel’Thar potraktuje go jak worek treningowy lecz nic lepszego mu los nie dał. Wolałby szlachetnego elfa ale jeszcze przyjdzie czas i na to.
Talsa z drugiej strony zawsze gotowy służyć mrocznym potęgom gotował się do walki. Nie przejmował się nikczemnym elfem. Wiedział że to słabeusze nie mogącymi się równać z plemeniem Kurhan. Talsa ryknął bojowo. Odpowiedziałą mu cisza. Gdy nadszedł czas zabrzmiał gong. Talsa Doom ruszył na swego przeciwnika. Ten stał w miejscu. Talsa Doom pomyślał że glupiec będzie łatwiejszy do trafienia i zbliżał się coraz bardziej. Mel’Thar włożył tymczasem tęce pod płaszcz dalej stojąc w miejscu. Talsa nie zdążył zadać ciosu. Zwiedziony pozornym bezruchem przeciwnika zlekceważył go i niespodziewanie że elf porusza się szybciej niż mógłby sądzić. Sztylet i miecz zawirowały tnąc jego ciało. Był jednak na tyle doświadczony że spróbował zasłony i desperacko jakoś dosięgnąc przeciwnika. Niestety zaczął obficie broczyć już krwią a w głowie czuł oszołomienie trucizną którą podstępny elf go zatruł. Jego miecz tylko drasnął Mel’Thara to jakkolwiek wystarczyło by rozorać tamtemu ramię. Artein odchylił się do tyłu by uniknąć kolejnego ciosu i runął naprzód wbijając miecz i sztylet w brzuch przeciwnika. Talsa Doom stęknął po czym osunął się na ziemię. Artein schylił się, wytarł ostrza o płaszcz martwego Talsy po czym schował do pochew. Bez słowa udał się w kierunku zejścia z areny.
Mroczny elf zmrużył oczy na widok ludzkiego barbarzyńcy z północy. Jakże głupie z jego strony że zgłosił się na Arenę. Oczywiście Mel’Thar potraktuje go jak worek treningowy lecz nic lepszego mu los nie dał. Wolałby szlachetnego elfa ale jeszcze przyjdzie czas i na to.
Talsa z drugiej strony zawsze gotowy służyć mrocznym potęgom gotował się do walki. Nie przejmował się nikczemnym elfem. Wiedział że to słabeusze nie mogącymi się równać z plemeniem Kurhan. Talsa ryknął bojowo. Odpowiedziałą mu cisza. Gdy nadszedł czas zabrzmiał gong. Talsa Doom ruszył na swego przeciwnika. Ten stał w miejscu. Talsa Doom pomyślał że glupiec będzie łatwiejszy do trafienia i zbliżał się coraz bardziej. Mel’Thar włożył tymczasem tęce pod płaszcz dalej stojąc w miejscu. Talsa nie zdążył zadać ciosu. Zwiedziony pozornym bezruchem przeciwnika zlekceważył go i niespodziewanie że elf porusza się szybciej niż mógłby sądzić. Sztylet i miecz zawirowały tnąc jego ciało. Był jednak na tyle doświadczony że spróbował zasłony i desperacko jakoś dosięgnąc przeciwnika. Niestety zaczął obficie broczyć już krwią a w głowie czuł oszołomienie trucizną którą podstępny elf go zatruł. Jego miecz tylko drasnął Mel’Thara to jakkolwiek wystarczyło by rozorać tamtemu ramię. Artein odchylił się do tyłu by uniknąć kolejnego ciosu i runął naprzód wbijając miecz i sztylet w brzuch przeciwnika. Talsa Doom stęknął po czym osunął się na ziemię. Artein schylił się, wytarł ostrza o płaszcz martwego Talsy po czym schował do pochew. Bez słowa udał się w kierunku zejścia z areny.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Roland vs Zhar-Gig
Walka o honor jest swoistą walką. Rycerz był zobligowany do obrony honoru a zwłaszcza jak jakiś hobgoblin dodatkowo napluje ci w twarz. I tak było tym razem. Mimo że i tak mieli walczyć hobgoblin Zhar-Gig podczas wspólnego obiadu napluł mu nawet do zupy a potem w twarz. Tego Roland nie mógł znieść i zamierzał zbroczyć swój miecz Hobgoblińską krwią. A żeby mało tego było to ten Hobgoblin się jeszcze zaśmiewał stojąc przed nim.
Zhar-Gig miał szczwany plan. Rozjuszyć ludzkiego rycerzyka by ten nie myślał. Nie to by uważał ludzi za szczególnie lotnych ale to zawsze pomagało jak jeden z drugim uniesie się honorem to zapomina jak walczyć dokładnie. A Zhar miał niespodziankę…
Rozbrzmiał Gong i pierwsze co hobgoblin zrobił to rzucił swą bomkę kwasową. Kula rozprysła się na napierśniku Rolanda i rycerz zdumiony odkrył że jego zbroja się topi a jego ciało w miejscu gdzie kwas przedostał się przez pancerz parzy… Konsternację natychmiast wykorzystał hobgoblin chichocząc na całego i atakując nie dając czasu na właściwą obronę. Roland zdążył ledwie unieść miecz do parady a już Zhar był nad nim. Jeden z mieczy przedarł się przez obronę i wbił się w dziurę uprzednio wypaloną przez kwas w pancerzu. Roland zraniony odskoczył i machnął na odlew, lecz Zhara już tam nie było. Nieszczęśliwie dla hobgoblina jego kolejny atak został bez rezultatu jako że miał pecha trafić na nietkniętą część zbroi i jego ostrza po prostu się ześlizgnął o stal. Cięcie Rolanda minęło Zhara o włos. Hobgoblin starał się manewrując sprytnie dzgnąć w newralgiczne miejsce. Roland mimo rany zdołał zawsze nadstawić nieuszkodzoną część zbroi unikając zranienia. W końcu kopnął go wyrzucając z bezpośredniej bliskości i poprawił mieczem.
Dwuręczny oręż głęboko przeciął bok Zhara i ten wrzasnął z bólu rozrywającego jego ciało. Opanował się bo to mogło być zgubne. Trzymając się za zraniony bok skoczył to w lewo to potem w prawo zbliżając się do rycerza zostawiając za sobą krwawą linię. Przemykając obok niego zranił Rolanda w nogę. Ten jednak sprawny ciął z obrotu gdy Zhar go mijał. Miecz spotkał się z hobgoblinem głęboko tnąc go. Zhar zgiął się i upadł na arenę. Już nie wstał.
no to II się zakońzyła
wygrani:
Gurthang Żelaznobrody(dwarf thane)
Edwin Wszechwiedzący(exalted chapion of tzentch)
Sir Godefroy(bretonian Paladin)
Jon Edynson(dwarf slayer)
Chi Ich Yu(asp champion)
Otto Kalman(Blood Dragon Vampire)
Roland Wędrowny Rycerz(Bretonian Paladin)
Do trzeciej rundy należą pary:
walka nr 1
Gurthang Żelaznobrody(dwarf thane)
Edwin Wszechwiedzący(exalted chapion of tzentch)
walka nr 2
Sir Godefroy(bretonian Paladin)
Jon Edynson(dwarf slayer)
walka nr 3
Chi Ich Yu(asp champion)
Otto Kalman(Blood Dragon Vampire)
walka nr 4
Mel'Thar(Dark elf Assasin)
Roland Wędrowny Rycerz(Bretonian Paladin)
Walka o honor jest swoistą walką. Rycerz był zobligowany do obrony honoru a zwłaszcza jak jakiś hobgoblin dodatkowo napluje ci w twarz. I tak było tym razem. Mimo że i tak mieli walczyć hobgoblin Zhar-Gig podczas wspólnego obiadu napluł mu nawet do zupy a potem w twarz. Tego Roland nie mógł znieść i zamierzał zbroczyć swój miecz Hobgoblińską krwią. A żeby mało tego było to ten Hobgoblin się jeszcze zaśmiewał stojąc przed nim.
Zhar-Gig miał szczwany plan. Rozjuszyć ludzkiego rycerzyka by ten nie myślał. Nie to by uważał ludzi za szczególnie lotnych ale to zawsze pomagało jak jeden z drugim uniesie się honorem to zapomina jak walczyć dokładnie. A Zhar miał niespodziankę…
Rozbrzmiał Gong i pierwsze co hobgoblin zrobił to rzucił swą bomkę kwasową. Kula rozprysła się na napierśniku Rolanda i rycerz zdumiony odkrył że jego zbroja się topi a jego ciało w miejscu gdzie kwas przedostał się przez pancerz parzy… Konsternację natychmiast wykorzystał hobgoblin chichocząc na całego i atakując nie dając czasu na właściwą obronę. Roland zdążył ledwie unieść miecz do parady a już Zhar był nad nim. Jeden z mieczy przedarł się przez obronę i wbił się w dziurę uprzednio wypaloną przez kwas w pancerzu. Roland zraniony odskoczył i machnął na odlew, lecz Zhara już tam nie było. Nieszczęśliwie dla hobgoblina jego kolejny atak został bez rezultatu jako że miał pecha trafić na nietkniętą część zbroi i jego ostrza po prostu się ześlizgnął o stal. Cięcie Rolanda minęło Zhara o włos. Hobgoblin starał się manewrując sprytnie dzgnąć w newralgiczne miejsce. Roland mimo rany zdołał zawsze nadstawić nieuszkodzoną część zbroi unikając zranienia. W końcu kopnął go wyrzucając z bezpośredniej bliskości i poprawił mieczem.
Dwuręczny oręż głęboko przeciął bok Zhara i ten wrzasnął z bólu rozrywającego jego ciało. Opanował się bo to mogło być zgubne. Trzymając się za zraniony bok skoczył to w lewo to potem w prawo zbliżając się do rycerza zostawiając za sobą krwawą linię. Przemykając obok niego zranił Rolanda w nogę. Ten jednak sprawny ciął z obrotu gdy Zhar go mijał. Miecz spotkał się z hobgoblinem głęboko tnąc go. Zhar zgiął się i upadł na arenę. Już nie wstał.
no to II się zakońzyła
wygrani:
Gurthang Żelaznobrody(dwarf thane)
Edwin Wszechwiedzący(exalted chapion of tzentch)
Sir Godefroy(bretonian Paladin)
Jon Edynson(dwarf slayer)
Chi Ich Yu(asp champion)
Otto Kalman(Blood Dragon Vampire)
Roland Wędrowny Rycerz(Bretonian Paladin)
Do trzeciej rundy należą pary:
walka nr 1
Gurthang Żelaznobrody(dwarf thane)
Edwin Wszechwiedzący(exalted chapion of tzentch)
walka nr 2
Sir Godefroy(bretonian Paladin)
Jon Edynson(dwarf slayer)
walka nr 3
Chi Ich Yu(asp champion)
Otto Kalman(Blood Dragon Vampire)
walka nr 4
Mel'Thar(Dark elf Assasin)
Roland Wędrowny Rycerz(Bretonian Paladin)
- swieta_barbara
- habydysz
- Posty: 14643
- Lokalizacja: Jeźdźcy Hardkoru
Wielki respekt dla Ciebie Murmandamus, ze chce Ci sie to organizowac. Napewno wystartuje w nastepnej edycji. Stawiam na Kalmana.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
W sumie widocznego faworyta chyba nie ma. Mamy ćwierćfinał a 2 krasnoludów mamy, 2 bretońców, elf asasin i asp champion. Krasnoludy potrafią być twarde ale bretończycy to jak blessing działą to twardziele równierz, o bojowych zdolnościach blood dragonów nie trzeba mówić, Edwin wygrał już jedną arenę i ciekaw jestem dokąd dojdzie w swojej drugiej, aspiring champoion też nie jest bez szans. Elf cóż może nas jeszcze zaskoczyć to cwane sztuki zwłaszcza asasini. Szkoda że hobgoblin padł.
No dokładnie i do tego 2 bretonczyków w trzeciej rundzieJasiuuu pisze:co za emocje , aż strach zaglądać w przyszłość
Kupię bretońskie modele z 5tej edycji:
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
-
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 100
Fajnie, mój wampirek dalej żyje. Coś sobie khornita za dużo krwi na nim nie zdobył .
Jazda, jazda, płonąca włócznia!
Jazda, jazda, płonąca włócznia!
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Tak. Jak najbardziej. Nie dopszczam jedynie Ogrów i Exalted Demonów.
Za jakieś 15 min pierwsza walka kolejnej rundy.
Za jakieś 15 min pierwsza walka kolejnej rundy.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Edwin vs Gurthang
Krasnoludowi chciało się pić ale zabrakło piwa co niewymownie wprawiło go w zły nastrój. Podobno jakich jego pobratymiec wszystko wypił i nie zostawił nic dla swego współplemieńca. Jedyna dobra zaleta z tego że nie zmarnowało się na kogoś kto nie był krasnoludem. Nie zmieniało to jednak rozdrażnienia Gurthanga. Trzymając swój młot w oczekiwaniu na przeciwnika marzył o powrocie do Karaz-a-Karak. No już niedługo.
Wybraniec Pana Zmian wyszedł nonszalancko z kataną na ramieniu. Wiedział jaki był rezultat tej walki toteż ze spokojem do niej podchodził. Zresztą jak do każdej. W końcu jak się wiedziało rezultat starcia od początku, nie mógł go dekoncentrować strach przed śmiercią ani euforia wygranej. Mógł się skoncentrować po prostu na walce. Wiedział jeszcze o czym myśli ten krasnolud. Pachniała mu to rozrywką Slanesha to całe ich piwo. Z chęcią by zmienił tego krasnoluda i jego nawyki ale.. po tej walce niestety nie będzie miał takiej możliwości już. Edwin westchnął ze smutkiem.
Rozbrzmiał Gong. Krasnolud otrząsnął się ze swoich marzeń i spostrzegł z kim ma do czynienia. Nie przepadał za wyznawcami chaosu. Postanowił wyładować swoją irytację z pragnienia na nim. Z okrzykiem” Grungiii!” zaatakował Edwina. Czempion Tzencha był szybszy i machnął swoją kataną mierząc w głowę nadbiegającego krasnoluda. Ten odskoczył kontynuując natarcie wymachując młotem. Edwin wiedział co się za moment stanie… Młot krasnoludki wgniótł zbroję chaosu w jednym miejscu rozpękając ją i tworząc dużą dziurę tłukąc zmutowane ciało pod nią. Z dziury wylał się jakiś płyn a Edwin zmuszony był się cofnąć. Wiedział że jest źle… ale nie tragicznie. Zrecznie uniknął następnego ciosu i przytrzymawszy młot w jednym momencie. Uśmiechnął się pod maską i ciął z góry. Hełm krasnoluda zadzwonił i ześlignął ostrze. To jednak ucięło wystające ucho Gurthanga.
Krasnoludki wojownik zaklął szpetnie. Wyrwał młot z chwytu Edwina i nie zważając na bolące i krwawiące szczątki ucha machnął młotem ze swojej prawej strony. Edwin wiedział że to nastąpi i szybko usunął się z linii ciosu. Sam przeprowadził kontratak choc ten rozbił się po prostu o doskonałą gromrillową zbroję. Gurthang miał dość już tego chaosyty. Przez otwór w jego zbroi który wcześniej wybił wyszła jakaś macka latając to tu to tam co napawało go obrzydzeniem. Postanowił w imię Valayi że wymaże tą pokrakę z powierzchni świata. Zebrał się w sobie i zaszarżował składając się do ciosu. Edwin widział i wiedział z wyprzedzeniem o tym ciosie lecz był na pozycji która uniemożliwiała go uniknięcie. Westchnął tylko ze smutkiem gdy młot powalił go na ziemię. Gurthang nie tracił czasu i zanim Edwin zdołał się podnieść młot ponownie zakreślił półkole i poszybował prosto na hełm i głowę Edina. Rozległ się doniosły metaliczny huk i plaśnięcie a ciało wyznawcy chaosu znieruchomiało. Gurthang splunął tylko na ciało. „Ścierwo”- rzekł.
Połowa widowni ryknęła w aplauzie podczas gdy druga część pogrązona była w smutku po swym ulubieńcu.
I tak wspaniały Edwin pada. A już myślałem zdobędzie tytułpo raz drugi.
Jak dotąd najbliżej był zdobycia podwójnego tytułu ten skaven Motora.
Krasnoludowi chciało się pić ale zabrakło piwa co niewymownie wprawiło go w zły nastrój. Podobno jakich jego pobratymiec wszystko wypił i nie zostawił nic dla swego współplemieńca. Jedyna dobra zaleta z tego że nie zmarnowało się na kogoś kto nie był krasnoludem. Nie zmieniało to jednak rozdrażnienia Gurthanga. Trzymając swój młot w oczekiwaniu na przeciwnika marzył o powrocie do Karaz-a-Karak. No już niedługo.
Wybraniec Pana Zmian wyszedł nonszalancko z kataną na ramieniu. Wiedział jaki był rezultat tej walki toteż ze spokojem do niej podchodził. Zresztą jak do każdej. W końcu jak się wiedziało rezultat starcia od początku, nie mógł go dekoncentrować strach przed śmiercią ani euforia wygranej. Mógł się skoncentrować po prostu na walce. Wiedział jeszcze o czym myśli ten krasnolud. Pachniała mu to rozrywką Slanesha to całe ich piwo. Z chęcią by zmienił tego krasnoluda i jego nawyki ale.. po tej walce niestety nie będzie miał takiej możliwości już. Edwin westchnął ze smutkiem.
Rozbrzmiał Gong. Krasnolud otrząsnął się ze swoich marzeń i spostrzegł z kim ma do czynienia. Nie przepadał za wyznawcami chaosu. Postanowił wyładować swoją irytację z pragnienia na nim. Z okrzykiem” Grungiii!” zaatakował Edwina. Czempion Tzencha był szybszy i machnął swoją kataną mierząc w głowę nadbiegającego krasnoluda. Ten odskoczył kontynuując natarcie wymachując młotem. Edwin wiedział co się za moment stanie… Młot krasnoludki wgniótł zbroję chaosu w jednym miejscu rozpękając ją i tworząc dużą dziurę tłukąc zmutowane ciało pod nią. Z dziury wylał się jakiś płyn a Edwin zmuszony był się cofnąć. Wiedział że jest źle… ale nie tragicznie. Zrecznie uniknął następnego ciosu i przytrzymawszy młot w jednym momencie. Uśmiechnął się pod maską i ciął z góry. Hełm krasnoluda zadzwonił i ześlignął ostrze. To jednak ucięło wystające ucho Gurthanga.
Krasnoludki wojownik zaklął szpetnie. Wyrwał młot z chwytu Edwina i nie zważając na bolące i krwawiące szczątki ucha machnął młotem ze swojej prawej strony. Edwin wiedział że to nastąpi i szybko usunął się z linii ciosu. Sam przeprowadził kontratak choc ten rozbił się po prostu o doskonałą gromrillową zbroję. Gurthang miał dość już tego chaosyty. Przez otwór w jego zbroi który wcześniej wybił wyszła jakaś macka latając to tu to tam co napawało go obrzydzeniem. Postanowił w imię Valayi że wymaże tą pokrakę z powierzchni świata. Zebrał się w sobie i zaszarżował składając się do ciosu. Edwin widział i wiedział z wyprzedzeniem o tym ciosie lecz był na pozycji która uniemożliwiała go uniknięcie. Westchnął tylko ze smutkiem gdy młot powalił go na ziemię. Gurthang nie tracił czasu i zanim Edwin zdołał się podnieść młot ponownie zakreślił półkole i poszybował prosto na hełm i głowę Edina. Rozległ się doniosły metaliczny huk i plaśnięcie a ciało wyznawcy chaosu znieruchomiało. Gurthang splunął tylko na ciało. „Ścierwo”- rzekł.
Połowa widowni ryknęła w aplauzie podczas gdy druga część pogrązona była w smutku po swym ulubieńcu.
I tak wspaniały Edwin pada. A już myślałem zdobędzie tytułpo raz drugi.
Jak dotąd najbliżej był zdobycia podwójnego tytułu ten skaven Motora.